Szepczący Las[Zagajnik przy Wieży] Kupcy

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Anzhela
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Cz�owiek
Profesje:
Ranga: Imperialny Metalurg

[Zagajnik przy Wieży] Kupcy

Post autor: Anzhela »

Mina burmistrza miasta już nie śmieszyła jej tak bardzo, gdy zażądała 10 cetnarów żelaza. Dokumenty jakie miała przy sobie zapewniały jej nawet pobranie uzbrojenia z imperialnej zbrojowni. Dla przeciętnego szarego człowieka mogło się to wydawać dziwne, zwłaszcza w czasach względnego pokoju, jednak nie dla pani Metalurg. Mieli wóz i do pomocy trzech pachołków. Właściwie byli to najbardziej zaufani ludzie burmistrza, jednak, jak osądził Leucaspis, ich przydatność na polu walki będzie znikoma. "Najwyżej będą przydatni jako smakowita przynęta" oznajmił wczoraj wieczorem przy ognisku, gdy omawiali szczegóły planu. Karawana prowadząca do Adrion była celem w sobie bardzo dobrym i wystarczającym powodem by "przypadkiem natknąć" się na wieżę czarodzieja. Oczywiście trójka tymczasowych towarzyszy nie wiedziała o właściwym celu podróży dziwnej dwójki. Wyjawienie informacji mogło sprawić, że mężczyźni mogli się szybko zniechęcić.
Celem był mag Arathain, działał tu i tam zakłócając naturalny i prawidłowy porządek rzeczy. Kolektyw natrafił na jego dokładne namiary poprzez wymianę kontaktów z krasnoludami, te chciwe stworzenia widząc kilka mieszków ze złotem i przedmioty tak doskonałe jak te wychodzące spod ich rąk, jednak całkowicie odmienne, oddały wszelkie interesujące informacje. Przydały się też wiadomości z Klasztoru Mrocznych Sekretów, gdzie kolektyw jakimś cudem uchował szpiega, a może nawet kilku. Teraz wystarczyło wystarczająco zwrócić uwagę starego dziadka i sprawa powinna być załatwiona. Mogłoby się zdawać, że z łatwością ich intencje mogą zostać odczytane, jednak nauki z kolektywu uniemożliwiały jakąkolwiek ingerencje w umysły jego wychowanków. Każdy kto próbowałby wejść w umysły Anzheli i Leucapsia trafiłby na mentalny chaos, który tworzony był za pomocą specjalnej techniki medytacji. Każdy, kto nie był wtajemniczony w działanie Brisingamen, uznałby to za zwykłe niepowodzenie.
Jak trudno było przyzwyczaić się do sukni, pomyślała Anzhela siedząca wygodnie na wozie tuż obok Leucaspisa, który powoził. Musiała udawać jego żonę, gdyż byłoby to zbyt podejrzane, do tego musiała założyć perukę przykrywającą błękit jej włosów. Było to całkowicie niewygodne przebranie, jedynym plusem było to, że miała blisko do dziesięciu cetnarów żelaza, które starannie przygotowane leżały w wozie. Jednak cóż począć, tylko tak można było dostać się do środka.
Konie zaczęły parskać, co niezmiernie ucieszyło Anzhelę, zaczynało się coś dziać. Białowłosy mężczyzna w futrzanej czapce z piórkiem zaczął uspokajać konie, podobnie jak jeden z ludzi burmistrza o imieniu Frank. Po lewej stronie drogi słychać było szelest. Ktoś przemieszczał się. Z lasu wyłoniła się istota o ludzkich kształtach. Była stworzona z gliny. '
Zaczęło się. Rozległ się krzyk dziewczyny.
A maiden dressed in white
With copper hair

Restless for adventure
She don't care

That the wolf is in disguise
She's been ensnared

He got the devil in his eyes
and stylish flair
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

        Rozmowa z Aileen nieco rozproszyła Czarodzieja. Jednak, gdy usłyszał "dziękuję" padające z ust elfki, zmarszczył brwi i zaczął dumać. "Coś jest nie tak" - stwierdził w myślach. Jego obawy były tym razem uzasadnione. Z każdym golemem łączyła go mentalna więź, którą mógł wyczuć tylko sam Arathain. Elfka była zaniepokojona.

        - Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. Tymi schodami udasz się na drugie piętro, zamkniesz za sobą drzwi i spokojnie poczekasz, aż do ciebie nie wrócę. Błagam, nie rób żadnych głupstw. Mamy nieproszonych gości... - jego głos stał się głębszy i po raz drugi tego dnia odbił się echem w głowie Aileen. Posłusznie usłuchała jednak słów Maga. Gdy już miała wychodzić, Arathain złapał ją za ramię. - Gdyby intruzi wdarli się do wieży, lewą dłonią dotknij kryształowej kuli leżącej na stoliku. Pomyśl o miejscu, w którym chciałabyś się znaleźć i módl się, by teleportacja zadziałała... - udzielił ostatniej rady, a potem lekko popchnął w kierunku schodów. Szybko złapał w dłonie swój kostur, który leżał nieopodal. Niebo momentalnie zaczęło ciemnieć. Wkrótce chmury całkowicie przysłoniły Słońce. Nie było jednak ciemno. Nieobeznany z magią zwykły człowiek stwierdziłby, że zanosi się na deszcz. Cóż, deszcz to nie jedyna rzecz, która mogła spaść z nieba...

        Dziewczyna krzyknęła. Czy słusznie? Tego nie wiadomo. Golem jednak wcale się nie przejął tym odgłosem i pędził w kierunku wozu, a jego ciężkie kroki dudniły w uszach podróżujących. Anzhela spostrzegła się, że nie goni ich zwykła kupa gliny. Nie tak wyglądały golemy, o których się uczyła. Ten był znacznie większy, roślejszy. W dodatku nie był gliniany. Podążała za nią kamienna postać. W jednym momencie zerwał się wicher i zaczął wiać tak ostentacyjnie, że Anzhela wiedziała, że nie jest naturalny. Uspokajanie Leucaspisa spełzło na niczym. Choć konie dalej galopowały ciągnąć za sobą wóz, rżały i widać było gołym okiem, że okropnie się boją. Cuchnęły strachem... Nie było tu żadnej drogi, toteż Leucaspis musiał manewrować między drzewami. Na jego drodze stanął kamienny golem. Stał, jakby wryty w ziemię, czekając na swoją zagładę. Nie było choćby cienia szansy, by go ominąć. Działania Białowłosego po raz kolejny spaliły na panewce. Próba zatrzymania wierzchowców doszła do skutku, ale jakim kosztem...

        Konie z impetem wpadły na kamiennego stwora, ten jednak za cel obrał sobie sam wóz. Jego ciało roztrzaskało się w drobny mak, ale gorzej przy tym wypadł środek lokomocji Pani Stein. Podwozie było prawie całkowicie zniszczone, odpadło przednie, prawe koło (aż dziw, że nie odpadły wszystkie w drodze tutaj), a całość chwiała się i wszyscy mieli wrażenie, że zaraz się wywróci. Wszyscy, którzy żyli. Jeden z pachołków burmistrza wylądował na gałęzi jednego z drzew. Przeszyty na wylot, konał w męczarniach. Drugiemu i trzeciemu nic się nie stało, być może mieli jakieś siniaki, zadrapania. Leucaspis nie odniósł żadnej rany, poza niedużym rozcięciem na czole. Szybko podniósł się z ziemi. Panna Stein również nie doznała choćby najmniejszego uszczerbku na zdrowiu. Ba! Wciąż dumnie siedziała na swoim miejscu. Ale i to wkrótce miało się zmienić....

        Charakterystyczny trzask dobiegł do uszu wszystkich w pobliżu wozu. Golem podążający za intruzami teraz dopadł ich i postanowił swój obowiązek spełnić zaczynając od zniszczenia środku lokomocji. Uszkodzeniu uległa tylna część wozu. Odpadło lewe koło, a pojazd zaczął przypominać wrak. Puste oczodoły kamiennego przewiercały właśnie Stalową Rękę. W milczeniu rzucił się na nią, wyciągając przed siebie ogromne łapska. Nie z takimi monstrami przyszło jej przecież walczyć. Rozprawi się z nim w trymiga. Tylko czym? Zwykłe miecze mogą go co najwyżej połaskotać...
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Awatar użytkownika
Aileen
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Ranga: [img]http://img263.imageshack.us/img263/7033/moderatorgfl.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Aileen »

        Latanie przychodziło Aileen dość trudno, w końcu jednak udało jej się dostrzec intruzów. Zobaczyła... wóz kupiecki, którego właśnie zamierzał roztrzaskać goniący go golem. Usadowiła się na gałęzi, tak by wszystko dobrze widzieć, jednocześnie nie będąc narażoną na niebezpieczeństwo. Przyjrzała się intruzom.
        Na wozie siedziała kobieta, obok niej kilku mężczyzn, w tym jeden, który nie wyglądał na kupca. Nie, nie chodziło o ubranie. Widziała już niejednego kupca, ale ów mężczyzna na pewno nie był jednym z nich. Podobnie jak kobieta.
        Konie rżały przerażone. Zerwał się wicher, lecz nawet jak na nieprzewidywalną pogodę Alaranii był on dość dziwny. Zapewne dzieło Arathaina. Aileen poszybowała za wozem. Dostrzegła, że na wprost pędzącego pojazdu pojawił się drugi golem. Sfrunęła na drzewo, spodziewając się nieziemskiego łomotu. Golem po zderzeniu z wozem roztrzaskał się na kawałki. Wóz nie nadawał się już do niczego, w dodatku jeden z pachołków wyrzucony siłą uderzenia poszybował w powietrzu i... nadział się na wystającą gałąź.
        Gdyby sroka miała czym się skrzywić, zapewne by to zrobiła.
        W tym momencie nadbiegł drugi golem, przypuszczając atak na resztki wozu, by po chwili obrać za cel kobietę, która, o dziwo, nadal siedziała w wozie.
        Aileen schowała się między liście. Jakoś nie miała zbyt wielkiej ochoty oglądać, jak kamienny olbrzym rozrywa na strzępy ludzi.
Dona mihi vitam, iuventutem meam respice!
Awatar użytkownika
Rachel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 128
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rachel »

Rachel szła spokojnie drogą, kiedy nagle usłyszała dziwny łomot. Przez chwilę wahała się, ale hałas rozległ się znowu. Ruszyła więc biegiem w kierunku źródła dźwięku i po chwili zdyszana staneła przed straszliwą sceną, jaką był golem niszczący wóz. Bez namysłu i nie pytając o nic czarodziejka machnęła reką w jego kierunku, od góry do dołu. Na golema spadł głaz, przygniatając przy okazji boczną część i tak zniszczonego już wozu. Nie dokońca o to jej chodziło, ale kto może przewidzieć, co przyniesie magia chaosu? Zresztą musiała przyznać, że gest pasował.

Niepewnie podeszła bliżej, oczekując ataku. Przez myśl przeszła jej opcja ucieczki, jednak chyba było już na to za późno. Poza tym niegdzie się jej nie spieszyło, a w ostateczności zawsze pozostawała teleportacja. No, w bardzo ostatecznej ostateczności.
Ktoś przeżył katastrofę wozu, więc Rachel telekinetycznie odsunęła z tamtej części wraku deski i inne szczątki, ułatwiając wyjście. Tymczasem golem poradził już sobie z kamulcem i ruszył naprzód...
*
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.

"Złodziej czasu", Terry Pratchett
Awatar użytkownika
Anzhela
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Cz�owiek
Profesje:
Ranga: Imperialny Metalurg

Post autor: Anzhela »

Gdy wóz opadł dziwacznie na prawy bok, Anzhela otrząsnęła się. "Przeklęte niemechaniczne kreatury" zaklęła w duchu dziewczyna, myśląc o wierzchowcach, które zderzyły się z kamiennym posągiem. Jeden z nich pomimo ciężkich ran wciąż rżał, choć sam nie mógł już ustać na nogach. Kamienna kreatura już szła w jej kierunku, okrążając wóz. Nie była na tyle zmyślna by przejść przez wóz, co panna Stein szybko wykorzystała. Przeskoczyła pod szarą płachtę, która zawieszona na drewnianych listwach wciąż trzymała się wozu. Paradowanie w sukni było bardzo niewygodnie i z chęcią dziewczyna by się jej pozbyła, gdyby tylko nadszedł odpowiedni na to czas. Oczywiście szybki przeskok nie mógł się skończyć wypadkiem. Dziewczyna zahaczając o skrawek jedwabnej sukni przewróciła się na ładunek wozu, który niebezpiecznie zsunął się na prawą stronę. Nie mogła narzekać, bo to właśnie ocaliło jej życie przed łapskami stworzenia, które jednym sprawnym ruchem odgarnęło płachtę, próbując wejść do środka. Nie mogło zobaczyć zakrytego kolejnym zwitkiem materiału ładunku i Anzheli leżącej pomiędzy nim. Golem już chciał wyciągnąć po nią swoje łapska, gdy poczuł na swoich plecach uderzenie. To Lecuaspis jako pierwszy wyciągnął swój miecz i dobiegł do stwora próbując odciągnąć jego uwagę. Pozostała tylko słaba szrama, praktycznie niewidoczna, jednak wystarczyła by odwrócić uwagę od Anzheli i ładunku. Golem odwrócił się do nacierającego, ale zamiast jednego zobaczył dwóch przeciwników stojących w znacznej odległości od niego. Frank, jeden z ludzi burmistrza, zachował zimną krew i postanowił stawić czoła zagrożeniu. On nie zastanawiał się jak to stworzenie w ogóle się porusza, chodzi i kto jest jego stwórcą, po prostu było to dla niego zagrożenie, któremu trzeba było stawić czoła. Przeżegnał się jedynie jakby chciał odegnać złego ducha. Nie zrobił tego Leucaspis, który wiedział o wiele więcej na temat tych stworzeń. Na jego czole widniał wyraz "Emet" oznaczający prawda, zmazanie pierwszej litery sprawiłoby powstanie wyrazu "Met" znaczącego śmierć - równocześnie byłby to koniec tego stworzenia. Więc wszystko opierało się o to by jednym celnym ciosem zmazać tą wstrętną literę wyrytą w kamieniu. Tylko tak mogli go pokonać, jednak najpierw musieli przedrzeć się przez potężną siłę kamiennych rąk.
- Celuj w czoło.
Syknął Leucaspis próbując wymanewrować stworzenie przy drzewie, które musiało obejść. Okrążył je tak, że golem ponownie musiał iść na wóź, przy którym był już białowłosy chłopak. Frank stał z boku.
- Mów kiedy.
Syknął odważnie pachołek. Wiedział, że tylko zsynchronizowany atak ma szanse powodzenia.
Anzhela tymczasem odkryła jakąś magię, ktoś używał telekinezy. Czyżby to był Arathain - na pewno tak. Przykucnęła w wozie i uchyliła cześć płachty. Zdjęła grube skórzane rękawice, przykładając dwie nieidentyczne ręce do ukrytego pod płachtą ładunku. Pobudzała go do życia przelewną siłą swojego życia.
A maiden dressed in white
With copper hair

Restless for adventure
She don't care

That the wolf is in disguise
She's been ensnared

He got the devil in his eyes
and stylish flair
Awatar użytkownika
Aileen
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Ranga: [img]http://img263.imageshack.us/img263/7033/moderatorgfl.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Aileen »

Nagłe pojawianie się Czarodziejki zaskoczyło Aileen. A zwłaszcza to, co zrobiła chwilę potem. Nie był to atak przemyślany, chaotyczny wręcz, co dodatkowo ją zdziwiło.
Nie spodziewała się, że ci ludzie mogą podróżować dodatkowo w eskorcie innego Czarodzieja. I dlaczego walczą przeciw Arathainowi? Jako elfka nie bardzo była w stanie zrozumieć faktu, że dwóch Czarodziejów jest wrogami, natomiast jawiło się jej jasno, że powinna coś z tym zrobić.
Opętanie ptaka było czymś czego nigdy wcześniej nie robiła. Jednak to, w jaki sposób radziła sobie, kontrolując jednocześnie dwa ciała utwierdziło ją nieco w przekonaniu, że sobie poradzi. Kilka sekund namysłu i oceny własnych możliwości i już mogła przejść do działania. Wyskoczyła spomiędzy gałęzi i usadowiła się wyżej, dokładnie nad Czarodziejką, ponownie kryjąc się miedzy liśćmi. Skupiła się na działaniu. Nie muszę przecież siedzieć - rzekła do siebie. Błogosławiąc to, że jej ciało siedzi sobie spokojnie na podłodze, zmniejszyła napięcie mięśni. Aileen w wieży osunęła się na podłogę. Dzięki temu miała mniej do kontrolowania. Chwila i cząstką umysłu znalazła się w układzie nerwowym Czarodziejki. Przekonując samą siebie, że nie zrobi jej większej krzywdy i że to co za chwilę zrobi nie naruszy przysięgi, wniknęła do mózgu i rdzenia kręgowego. Generując odpowiedni impuls "dźgnęła" kilka nerwów.

Rachel poczuła się bardzo dziwnie. Chwilowo straciła oddech i wszystkie zmysły, by po chwili odzyskać je i zorientować się, że leży na ziemi. Próbowała wstać ale... coś było nie tak. Czyja to ręka leżała obok niej? I dlaczego ona się rusza? Przecież to...

Aileen dokończyła swe dzieło, wszczepiając w umysł czarodziejki przekonanie o tym, że za swe opłakane położenie powinna obwinić tę kobietę na wozie... Przecież patrzy się na nią tak... dziwnie. Ona jest wrogiem!

Gdy poczuła, że traci kontrolę nad zwierzęciem, uznała, że dosyć już zdziałała. Efekt pomieszania zmysłów i utraty kontroli nad ciałem powinien się utrzymać dotąd, dopóki nie zajmie się nią jakiś uzdrowiciel. Aileen była zmęczona; nie fizycznie, lecz psychicznie. Wracając "do siebie" przez chwilę miała wrażenie, że nadal jest ptakiem i zaraz spadnie z gałęzi. Otworzywszy oczy, widziała przed sobą nogę od stolika i kolejną porzuconą książkę. Zamierzała odpocząć chwilkę a potem wstać i ogarnąć myśli.
Sroka bardzo wystraszona zerwała się z drzewa i poleciała jak najdalej od miejsca potyczki.
Dona mihi vitam, iuventutem meam respice!
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

        To co zaczęło się dziać po rozpoczęciu działań przez towarzyszów Anzheli było co najmniej trudne do opisania. Latające głazy, podstęp współpracowników Niebieskowłosej, zemsta sroki...? W każdym bądź razie, cała sytuacja nie wyglądała zbyt kolorowo, bynajmniej nie dla "gości". Ale od początku...

        Anzhela postanowiła ruszyć się z miejsca i zadziałać. Epicko wstała z siedziska i... wywróciła się na ładunek, który przez cały czas spokojnie leżakował z tyły wozu. Normalnie pewnie zezłościłaby się na to przeklęte ubranie, które przyszło jej nosić, ale ocaliło ją to od niechybnej śmierci. Nie była w stanie wykorzystać faktu, że jeszcze jakiś czas temu na golema spadł ogromny kamień. Pozbierał się zbyt szybko. Ale zaraz, któż go wyczarował?

        Szybko okazało się, że w pobliżu kręci się zbyt wielu "bohaterów", którzy z pewnością nie mieli zamiaru pozwolić na rzeź Panny Stein. Leucaspis zręcznie wykonał cięcie i drasnął plecy golema, nie zadając mu jednak zbyt wielkiego bólu. Wątpliwe było, że przy jego umiejętnościach doprowadził brutalną stertę kamulców do płaczu... Skutecznie jednak odciągnął stwora od Panny Stein. Co gorsza, rozgryzł go w mgnieniu oka. Napis na czole faktycznie miał wiele wspólnego z dalszą egzystencją tego stworzenia. Frank chyba nie chciał być gorszy, dołączył do Białowłosego. Drugi pomocnik (nieoceniony, jak widać, psia mać!) gdzieś się zawieruszył, albo też po prostu ukrył, lub zwiał. Nikt go nie widział.
        - Celuj w czoło - poradził Leucaspis, bawiąc się z golemem w kotka i myszkę...

        Tymczasem u Racheli działo się równie nieprzyjemnie. Uwzięło się na nią jakieś ptaszysko, którego wcale nie zauważyła. Sprawiło, że Czarodziejka osunęła się na ziemię, pozbawiona wszystkich zmysłów. Znalezienie się w takiej sytuacji mogło się skończyć tragicznie, głównie dlatego, ponieważ Rachela była przytomna, a jej umysł właśnie penetrował strach. Na szczęście równie szybko, jak upadła, odzyskała wzrok i słuch, a moment później całą resztę. Chciała natychmiast się podnieść, ale coś ewidentnie jej w tym przeszkadzało. Gdy próbowała ruszyć prawą ręką, w ruch szła lewa noga. Kiedy zaś próbowała zgiąć prawe kolano, lewą ręką uderzyła się w twarz. Na szczęście uspokoiła się zanim jeszcze zdołała popaść w irytację. Po dłużej chwili stała już na nogach, choć trzeba przyznać, że bała się wykonać choćby jeden malutki krok, a to z tego prostego powodu, iż nie chciała ponownie męczyć się ze wstawaniem. Oparła się o pobliskie drzewo i myślała nad tym, co jest w stanie zrobić w takiej sytuacji, i kto ją tak urządził.
        - Mów kiedy - Frank niewzruszony całym zajściem gotował się do ataku. Wiedział (tak samo, jak Leucaspis), że tylko praca w grupie i odpowiednio zgrany atak mogą coś wskórać.
        - Teraz, no już! Atakuj! - krzyknął Białowłosy i zamachnął się na golema. Zapowiadało się łatwe zwycięstwo. Do takiego też doszło...

        Przed Fechmistrzem jak spod ziemi wyrósł drugi pachoł, który przeżył wypadek. To zatrzymało przyjaciela Anzheli i spowodowało, że zamarł w bezruchu. Golem zaś mocarnym uderzeniem pchnął pachoła, który pojawił się w nieodpowiednim momencie, miażdżąc mu przy okazji klatkę piersiową. Frank zaś szarżował dalej, zamiast zatrzymać się, jak jego kompan i zacząć od nowa. Popełnił błąd... Drugą ręką golem złapał go za szyję i zaczął dusić. Leucaspis rozpaczliwie próbował uratować towarzysza, ale stworzeniu wystarczała tylko jedna ręka do parowania ciosów. Jedyny pachoł jaki pozostał przy życiu wpierw zrobił się blady, później purpurowy, a na koniec zielony. Nikt nie wiedział dlaczego, ale zwymiotował golemowi prosto w twarz. Ten zaś odrzucił przeciwnika gdzieś niedaleko, by po chwili rozpaść się na setki tysięcy drobniutkich kawałeczków. Anzhela przyglądała się całemu zajściu z uśmiechem na twarzy - wiedziała, że oboje sobie poradzą. W tym samym czasie pobudzała do życia coś równie strasznego, jak kamienne olbrzymy...

        Nie minęło wiele czasu, a Frank podniósł się z podłoża (o własnych siłach!) i przydreptał do Fechmistrza. Był zadziwiająco twardy, jak na zwykłego pachołka burmistrza. Wiatr zadął z ogromną siłą, wszyscy zgromadzeni musieli mrużyć oczy, by nie dostały się do nich drobiny, które niósł. Pani Stein jednocześnie trzymała perukę, by gdzieś jej nie wywiało. Zlekceważyła cel i miała sobie to za złe, ale postanowiła naprawić ten błąd, nie popełniając równie głupich w przyszłości. Zastanawiała się tylko, czy czekają na nich jeszcze jakieś niespodzianki i kto w pobliżu posługuje się telekinezą...
Awatar użytkownika
Rachel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 128
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rachel »

Kiedy tylko udało jej się jakoś ogarnąć sytuację, zaklęła szpetnie. Może i straciła swoje dawne umiejętności, ale wciąż wiedziała jak to działa! Była mistrzynią dziedziny umysłu i miomo tego kluczowego "była", nie pozwoli się tak urządzać, do cholery! Wiedziała już, że po wielu latach używania telepatii i innych, ma wyrobioną odporność mentalną. Ktokolwiek ją zaatakował, jeszcze popamięta! Proste prawdy... do dzieła.

Po pierwsze, panuje nad swoim ciałem. W końcu to jest jej ciało. To absolutnie logiczny wniosek, że te dwie ręce i dwie nogi należą do niej, więc ma nad nimi pełną kontrolę. Dobra... Stanęła już pewniej. Po drugie, sprawa kobiety na wozie. Ktoś zaatakował ją i towarzyszy. Nie ma pojęcia kto, ale nie podoba jej się, że jakiś mechaniczny potwór rozrywa ludzi na kawałki! A kobieta na wozie była dostatecznie zajęta, by jeszcze próbować zaatakować ją mentalnie... W końcu ma odporność, więc wcale prostym orzechem do zgryzienia nie jest...

Już spokojnie, choć wciąż jeszcze uważając na ruchy, zbliżyła się do walczących. Sprawa była już co prawda załatwiona, ale Rachel zauważyła, że jeden z obrońców poniósł rany. Szedł już, o dziwo, o własnych siłach, ale na pewno mogła mu jeszcze jakoś pomóc... Wciąż nie potrafiła się przyzwyczaić do swych nowych zdolności. W końcu posługiwała się tą magią jedynie od roku, jesli nie liczyć dziedziny pustki... To prawda, wciąż posiadała wiedzę teoretyczną, więc opanowywała nowe dziedziny zadziwiająco szybko, ale jeszcze sporo czasu minie, nim choćby w przybliżeniu osiągnie stary poziom...

Zostawiła na później rozważania i skupiła się na magii porządku. Wyciągnęła rękę w kierunku Franka, zataczając nią niewielkie kręgi. Magia przepłynęła, a pachołek wyzdrowiał w oczach. Drugim, co Rachel zrobiła, było rzucenie na siebie skomplikowanej iluzji, czyniącej ją niewidzialną. Chciała zorietnować się, co tu się dzieje i kto ją zaatakował, jednocześnie nie będąc zauważoną... przynajmniej nie tak od razu.
*
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.

"Złodziej czasu", Terry Pratchett
Awatar użytkownika
Anzhela
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Cz�owiek
Profesje:
Ranga: Imperialny Metalurg

Post autor: Anzhela »

Skręcona spirala drgnęła niebezpiecznie okręcając się wokół własnej osi. Stalowe łuski nastroszyły się, przypominając ostre smocze kolce. Paszcza rozwarła się, ukazując szereg kręcących się ostrzy. Błękitnowłose dziewczę odeszło od swojego dziecka, które gestem jej woli ruszyło na kamienną kreaturę stwarzającą zagrożenie. Spiralna istota wygięła się do góry w całości łamiąc uszkodzony już wóz i rzuciła się przed siebie.

Leucaspis zobaczył jak lniana płachta unosi się wysoko do góry. Pod nią widać było metaliczny błysk, a chwilę później wbiła się w twarde podłoże. Słychać było niesamowicie głośny warkot i istota znikła, tak szybko jak się pojawiła. Pozostała tylko płachta na wpół zakotwiczona w wąskiej szczelinie, nie szerszej od średnicy koła wozu. Unosiło się jeszcze krótkie dudnienie, po czym zapadła cisza. Na strzaskanym wozie stała dziewczyna, jednak nie ta grzeczna blondwłosa dziewka, która uchodziła za żonę kupca. Brązowa suknia leżała przedarta w pół na ziemi, peruka leżała kilka metrów dalej targana silnym wiatrem. Wiatr unosił jej niebieskie faliste włosy, dając kontrast z najczarniejszą czernią na ziemi - fuliginem, który miała owa kobieta na sobie. W dłoni trzymała jasnobłękitny łuk, naprężony i gotowy do strzału.
- Leucaspis.
Syknęła, pokazując prawą ręką tajemny gest żołnierski. Chłopak wiedział o co chodzi. Dziewczyna zeskoczyła z zarwanego wozu i ruszyła w kierunku dwóch wojowników. Jej spojrzenie nie drgnęło, gdy Frank upadł na ziemię. Jego krew wylewała się na ziemię wulgarnie brudząc podłoże. Młodzieniaszek nawet nie wiedział co się stało. Wyciągnął rękę w kierunku dziewczyny chcąc coś powiedzieć, jednak krew zbierająca się w tchawicy uniemożliwiła mu wypowiedzenia choćby słowa.
Leucaspis strzepnął krew ze swojego miecza. Wyświadczył chłopakowi przysługę. Magia mogła tylko doprowadzić do większego nieszczęścia. Wtem, nie mówiąc za wiele, chłopak i dziewczyna ruszyli w stronę wieży, przemykając w cieniu drzew. Mieli niewiele czasu na wykonanie zadania.
A maiden dressed in white
With copper hair

Restless for adventure
She don't care

That the wolf is in disguise
She's been ensnared

He got the devil in his eyes
and stylish flair
Awatar użytkownika
Trenaas
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Trenaas »

To był dzień jak każdy inny, błękitne niebo, słońce które prześwitywało przez korony drzew, wszystko tętniło życiem. Trenaas przysiadł na jakimś pieńku, w końcu wędrował już od paru godzin, a nie miał już tyle sił co wtedy gdy był młodszy. Nagle coś zwróciło jego uwagę.
- Wyczuwasz czyjąś obecność - rzekł jakby w pustą przestrzeń, ciągle patrząc przed siebie. - W tych lasach robi się coraz tłoczniej.
Wstał powoli i wolnym krokiem zaczął iść w stronę miejsca, które wskazał mu jego tajemniczy kompan.

Po chwili przedzierania się przez roślinność ujrzał wysoką wieżę oraz przemykających w jej stronę kobietę i mężczyznę. Trochę go to zdziwiło, zwłaszcza, że suknie dziewczyny były w strzępach. Postanowił ich śledzić, może wynikną z tego jakieś korzyści. Jednak to nie był najszczęśliwszy dla niego dzień. Krocząc za nimi, potknął się o jakiś wystający korzeń.
- Cholera jasna - zaklął pod nosem. Jednak było już za późno.

Czułe ucho Leucapisa wychwyciło niepokojący dźwięk. Odwrócił się nerwowo, i zobaczył dziwną postać, która bez wątpienia ich śledziła.
- Kim jesteś!? - krzyknął, z pewną dozą niepokoju w głosie. Tak, ten osobnik wzbudzał strach i jeszcze to uczucie, jakby oprócz niego była inna, nieuchwytna osoba.
- Czas się zabawić Ardi - powiedział półgłosem, z lekkim szyderczym uśmieszkiem.

Nagle Leucapis doznał nieprzyjemnego uczucia, jakby ktoś próbował rozsadzić mu głowę. Potem szepty, uporczywe głosy w jego głowie, z każdą chwilą przybierały na sile. Złapał się za głowę, a jego towarzyszka patrzyła na niego z przerażeniem. Potem upadł na ziemię, zdominowany przez ból, wywołany przez jakąś tajemniczą istotę.
Wierzę w jednego Krula, Stworzyciela prawicy i w Wiplera, Syna Jego Niejedynego, Pana naszego, który z Krula jest zrodzony przed wszystkimi kucami, umęczon przez policjantów, skopan i zgazowan, wstąpił na izbę, drugiego dnia zmartwychwstał, siedzi po lewicy Krula. Wierzę w Wolny Rynek, Niewidzialną Jego Rękę, kuców obcowanie, Unii rozwiązanie, lewaków zaoranie, Wolną Polskę. Amen.
Awatar użytkownika
Rachel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 128
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rachel »

Rachel ze zdziwieniem przyjęła kolejna osobę w grze, jaką był starszy już nieco mężczyzna. Promieniowała z niego dziwna energia, której nie udało jej się rozpoznać. Ucieszyła się, że pomyślała o niewidzialności. W zamieszaniu nikt nie powinien zwrócić uwagi na jej aurę, a jeśli nawet, to zapewne pomyśli, że to sygnatura pozostała po jakimś zaklęciu. Ostrożnie ruszyła w kierunku wieży. Nie miała wielkiego pojęcia co się tu dzieje, ale nie zamierzała trzymać się z boku. Może być niebezpiecznie...

Zawahała się przed wejściem. Wciąż nie panowała do końca nad sobą, o czym świadczyło nieudane zaklęcie rzucone na pachołka... a może zadziałało odwrotne niż zamierzała? Zadrżała na tę myśl. Nie, na pewno nie. Po prostu mi się nie udało, a może jego stan był już zbyt ciężki...

Irytowało ją, że ktoś pokonał jej mentalną barierę. Nawet niczego nie poczuła... Zatrzymała się, gdy do głowy wpadła jej nowa myśl. Zdecydowanie powinna coś poczuć. Na pewno. A skoro tak się nie stało, zaklęcie nie dotyczyło bezpośrednio umysłu, tylko systemu nerwowego! Więc może... Skupiła się na magii porządku i na własnym organizmie. Natychmiast wyczuła napięcia i więzły wśród nerwów, jakie ktoś u niej spowodował. Z koncentrowała się mocniej, nie chcąc niczego pomylić. Ale magia wypłynęła gładko i przywróciła porządek w jej oraganizmie. Sprawdziła na wszelki wypadek, zyskując całkowitą pewność, że operacja się powiodła.

Spojrzała na wieżę przed sobą. Ktokolwiek tam siedział, chciała się o tym przekonać. Nie zdecydowała się jeszcze, po której stronie stanie - tego kogoś w wieży czy tajemniczej niebieskowłosej i jej ochroniarza - ani czy w ogóle po którejś stanie. Gdyby zrobiło się bardzo źle, pomyślała, zawsze pozostaje teleportacja. I po tym podsumowaniu ruszyła w kierunku wejścia.
*
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.

"Złodziej czasu", Terry Pratchett
Awatar użytkownika
Anzhela
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Cz�owiek
Profesje:
Ranga: Imperialny Metalurg

Post autor: Anzhela »

Wyobrażacie sobie uczucie bólu, nietrudno go sobie wyobrazić, jednak gdy ból ten jednocześnie istnieje w waszej głowie i znika, tracicie wszelkie rozeznanie. Bo jak to może być, ból to coś co co jest, albo nie ma, nie może połowicznie istnieć, pewnie powiecie. A może przynajmniej ten, który nie jest fizyczny. Lecuaspis, pomimo że upadł, był to akt zamierzony. Złapał się za brzuch i głowę jakby zamierzając przekazać, że stał się ofiarą jakiegoś ataku mentalnego. Znak ten, niewiele różniący się od zwykłego pozorowania, zwrócił uwagę Anzheli, która odwróciła się za siebie z łukiem. To co wpierw uznane zostało za strach, było grymasem złości i niepokoju. To był jakiś kolejny czarodziej. Miał być jeden a było już ich trzech. Albo wywiad ma kiepskie dane, albo ktoś chciał jej się pozbyć, każąc jej zrobić to zadanie. Bardziej wierzyła w to drugie, w końcu "gdy wiedźmy latają, siedem oczu patrzy" jak mówi przysłowie. Rzadko zdarzały się takie wpadki, sabaty nie były częstymi wydarzeniami ale to były specjalne operacje, na które długo się przygotowywano i brała w nich o wiele większa liczba osób, niż dwuosobowa kompania, w jakiej zwykle podróżowali czeladnicy Kolektywu. Jednak magik popełnił błąd, nie spodziewał się oporu u zwykłych ludzi, chciał sprowadzić ich do parteru jakimś zaklęciem. Leucaspis czuł ból, jednak ten tworzony przez siły zewnętrzne mógł zostać na tylko jednej świadomości, dwie inne myślały równolegle i czysto. Jedynie ból dotyczący ciała rozchodził się równomiernie, plugawiąc wszystkie myśli. Wtedy tylko bitewne uniesienie mogło go uciszyć.
Strzała poleciała od razu, bez choćby chwili wahania. Mag był zbyt niebezpieczną rzeczą dla świata, by mógł pozostać żywy. Plugawił tylko ziemię swoją magią, a ta, której ten używał, była wyjątkowo ohydna, skoro sprawiała tylko ból. Strzała leciała prosto w korpus. Jednak to nie wszystko, klęczący Leucaspis też miał w coś w zanadrzu, było to może bardziej zaskakujące od strzały Anzheli i mogło zaskoczyć maga. Prawa ręka wbrew pozorom nie trzymała za brzuch. Tak mogło się zdawać, ponieważ większość ciała była ukryta pod zwojami peleryny. Żołnierz kolektywu siedmiu chwycił za mały nożyk. Ta umiejętność była dość powszechna wśród jego członków, była nawet mała grupka oddająca tej specyficznej umiejętności hołd. Na nieszczęście maga, Leucaspis był zaprzysiężonym członkiem tej grupy. Widać było jasny błysk, promień słońca odbił się na wręcz lustrzanej powierzchni noża, który pomknął w krtań czarodzieja.
A maiden dressed in white
With copper hair

Restless for adventure
She don't care

That the wolf is in disguise
She's been ensnared

He got the devil in his eyes
and stylish flair
Awatar użytkownika
Trenaas
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Trenaas »

Poczuł najpierw uderzenie w klatkę piersiowa, a potem kątem oka zauważył Leucaspisa, która zaatakował jego krtań. Ból który odczuł był znaczny, lecz bywał gorzej raniony w swoim życiu. Zatoczył się i oparł o pobliskie drzewo. Dobrze znał jednak swoje ciało i umiał je kontrolować. Pierwsze co zrobił, to zmniejszył swoje tętno, zachowując dzięki temu trochę sił i nie pozwalając wykrwawić się na śmierć. Potem uniósł prawą rękę do rany na szyi i zaczął bezgłośnie ruszać ustami. Jego dłoń zaiskrzyła się jasnozielonym światłem... po ranie nie zostało ani śladu. Następnie wyrwał strzałę z piersi i ponowił gest, tym razem wymajając słowa zaklęcia mocnym, acz nieco zachrypniętym głosem. Jedyne co zostało po zranieniach to ból, jednak to mała cena za to, że żyje. Można było dostrzec, że mężczyzna jakby nieco się postarzał.

"Przezwyciężył ból spowodowany przez Ardiego?" - To była pierwsza myśl, jaka przyszła mu do głowy. Spojrzał na mężczyznę z niemałym uznaniem. "Musi mieć żelazna wolę, albo to jakaś sztuczka... no cóż, chyba atakowanie go w taki sposób nie ma już sensu." - Wydał mentalne polecenie Arderianowi (bo tak naprawdę nazywał się jego towarzysz) by zaprzestał ataku i w tym samym momencie ujrzał kobietę celującą do niego z łuku. "Walka z dwoma przeciwnikami nie jest dla mnie zbyt komfortowa..." - pomyślał. Sięgnął prawą ręką do lewego rękawa i wyciągnął z niego dość bogato zdobiony sztylet.

- Nie chcę z wami walczyć! - krzyknął. - Jeśli jednak mnie zaatakujecie, to ta sytuacja nie będzie zbyt korzystna dla mnie... a zwłaszcza dla was.
Wierzę w jednego Krula, Stworzyciela prawicy i w Wiplera, Syna Jego Niejedynego, Pana naszego, który z Krula jest zrodzony przed wszystkimi kucami, umęczon przez policjantów, skopan i zgazowan, wstąpił na izbę, drugiego dnia zmartwychwstał, siedzi po lewicy Krula. Wierzę w Wolny Rynek, Niewidzialną Jego Rękę, kuców obcowanie, Unii rozwiązanie, lewaków zaoranie, Wolną Polskę. Amen.
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

        Powstał... długi, stalowy wąż - dzieło Anzheli. Zbudziła go do nieżycia, by służył jej, po prostu. W grę wchodziło jej życie, a nie chciała się z nim żegnać w najbliższym czasie. W okolicy robiło się co raz bardziej niebezpiecznie. Pojawiało się co raz więcej nieproszonych gości, siejących zamęt w okolicy. W dodatku owi goście za nic mieli ostrzeżenia w postaci golemów. Nie chcieli zawracać. Wpadli jeden na drugiego, by rozpętywać coraz to nowe walki. Arathain nie miał wyboru, musiał położyć temu kres. Zdecydował się na wykorzystanie "Tego"...

        Biedny Frank... brutalnie zamordowany przez Pannę Stein i jej wiernego kompana z pewnością będzie ich prześladował po śmierci. Czym zawinił? A może inaczej: czym nie zawinił? Tak, czy owak, jasne było, że Niebieskowłosa i Lecusaspis poradzą sobie bez niego. Czyżby Rachelę zaczęły męczyć wyrzuty sumienia? Skazała w końcu niewinnego człowieka na śmierć z ręki nieznanych jej osób. Nie, to nie tym uczuciem była przesiąknięta w tym momencie. Zdziwienie? Kolejna osoba przypałętała się tu, do Arathaina? Czy to w ogóle mógł być przypadek?

        ~ Dziękuję za informacje - [Arathain] zamilkł na chwilę, po czym dodał - Przede wszystkim, nie pakuj się w kłopoty.

        Mag nie chciał niepotrzebnie martwić Aileen, ale był jej wdzięczny za informacje odnośnie przeciwników. Zaraz potem był już pewny, że nie ma innego wyjścia, jak wyciągnąć wreszcie asa z rękawa. Czarodziejka nie bacząc na wydarzenia, które przytrafiły jej się przed chwilą, bez żadnych zahamowań zbliżyła się do budowli. Była już przy samym wejściu. Czuła na sobie wzrok posągów, te jednak nie ruszały się z miejsca. Wrota otwarły się momentalnie. Rachel wykonała kilka kroków do tyłu. Ku jej zdziwieniu, nic nie wyszło z wewnątrz budynku. Jedno mrugnięcie wystarczyło, by ten stan rzeczy się zmienił. Kilka kroków przed nią stała... ona sama? Ale jak to możliwe? Zanim zdążyła przeanalizować sytuację, mrugnęła po raz drugi. Tym razem również ujrzała samą siebie, z bardzo, ale to bardzo bliska. Próbowała zdobyć się na jakiś manewr, cokolwiek, lecz na próżno. Po prostu zabrakło jej czasu. Poczuła, jak mimowolnie zamykają się jej oczy i bezwładnie opada na ziemię...

        Obudziła się na nieziemsko wygodnej sofie. Leniwie zatrzepotała kilka razy rzęsami. Nic jej nie bolało, nie krwawiła z żadnego miejsca, nie miała choćby siniaka. Naprzeciwko sofy stała ona sama, lecz zanim zerwała się na nogi, drugiej Racheli już nie było. Prawdziwa Czarodziejka natychmiast zorientowała się, na czyjej sofie leży. Jeszcze przez jakiś czas nie mogła opanować błogiego stanu, jaki ją ogarniał. Świadomość, że ni stąd, ni zowąd znalazła się w Wieży ze Srebrokamienia przestała być nagle tak przytłaczająca, jak pięć sekund temu. Wszystkie troski wyparowały gdzieś daleko...

        Nie był to jednak koniec zmartwień Arathaina, bo pozostał mu jeszcze jeden oponent. O takowym poinformowała go Aileen. Czy mogło się ich pojawić więcej? Nie miał pojęcia, liczył, że nie. Ludzie i elfy mają to do siebie, że często za bardzo zawierzają w swoje szczęście. Najwyraźniej Magik również powinien odpuścić sobie optymistyczne podejście do życia. Ogromne, stalowe bydlę, przedziwnie wyglądająca, młoda panienka i dwóch mężczyzn. Co to w ogóle ma być, ja się pytam?! - niby seria stwierdzeń zwieńczona głupim pytaniem nie mogła w niczym pomóc, ale wyglądało na to, że Czarownik sądzi inaczej.

        Trenaas poczuł ukucie w żołądku. Nie było spowodowane niczym, o czym mógłby pomyśleć. Ból zachował jednak jedynie dla siebie i nie uzewnętrznił go. A to, czy słusznie postąpił, przyjdzie mu ocenić później... Kobieta miała już posłać w jego kierunku kolejną strzałę, lecz coś jej na to nie pozwoliło. Stała przed nią... ona sama! Anzhela mierzyła właśnie do Anzheli, o! Leucaspis nie marnował czasu na wymianę spojrzeń, jak jego znajoma i ciął mieczem Sobowtóra. Na próżno. W mgnieniu oka zamknął oczy i upadł na ziemię, przeszyty mieczem. A zrobił to on sam.Tak! Pani Stein kompletnie odjęło mowę. Nie miała pojęcia, co w takiej sytuacji powinna zrobić. Dlaczego Stalowy Wąż nie nadciągał z odsieczą? - podobne pytania dręczyły jej umysł. Była jednak pewna, że nic mu nie jest. Wiedząc, że w bezpośrednim starciu nie ma szans z dwoma przeciwnikami, ostentacyjnie wypuściła powietrze z płuc i przymknęła powieki. Poczuła, że szybuje gdzieś wysoko nad ziemią. Gdy rękoma wymacała pewny grunt pod stopami, jej ślepia znów rozbłysły w blasku Słońca. Srebro... Szczyt Wieży... No i oczywiście Trenaas, z którym przed chwilą toczyła pojedynek, a o którym nie wiedziała praktycznie nic. Była jeszcze trzecia osoba, brodata, w srebrnych szatach. Jako pierwsza przerwała milczenie.

        - Oboje zachowajcie spokój, żadnemu z was nic się nie stanie. Proszę was tylko o wyjaśnienia... - spokojnym tonem zakomunikował. Anzhela miała pewność - właśnie spogląda na swój cel, który powinna natychmiast zlikwidować. Trenaas był lekko zdezorientowany całym zajściem. W końcu nie codziennie i nie każdemu przytrafia się coś takiego...
Ostatnio edytowane przez Cillian 13 lat temu, edytowano łącznie 3 razy.
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Awatar użytkownika
Rachel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 128
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rachel »

Dom. Nieduży, ale ładny i przytulny. A w środku jej matka, czy raczej ktoś, kogo przez długi czas uważała za matkę. Rachel już chciała wejść do środka, ale coś jej się nie podobało. Nie mogła jednak tego określić, więc wzruszyła ramionami i ruszyła w kierunku drzwi domku. Zrobiła ledwie parę kroków, kiedy zorientowała się wreszcie, co ją niepokoiło. Stała na nasłonecznionej łące, pełnej falującego na wietrze zboża. Ale nie wiał nawet najmniejszy wiatr.

Teraz, kiedy już to dostrzegła, zauważyła kolejne nieprawidłowości. Nie śpiewał żaden ptak, właściwie to w ogóle nie było żadnych dźwięków, jakich można by się spodziewać. A jej dom stał w wiosce a nie na łące... Poza tym jej przybrana matka nie żyła od... właściwie Rachel trudno było określić od kiedy. Miała jedynie wrażenie, że od bardzo dawna, wedle ludzkich standardów. A są jakieś innne?

Ta myśl tukła jej się po głowie, aż wreszcie uwolniła ciąg obrazów. Była czarodziejem. Czarodziejką. Uczyła się... gdzie? Ale na pewno gdzieś się uczyła. Długo. Skupiła się na wspomnieniu nauki, a obraz dookoła niej rozpłynął się z wolna, zastąpiony przez sporą salę zastawioną ławkami. Siedziałą w jednej z nich, raczej z boku i właśnie przysłuchiwała się, jak siwobrody mężczyzna tłumaczył znaczenie ciągu runów... Ale przecież skończyła się już uczyć, prawda?

Tym razem znalazła się na wysokiej wieży, a w dole trwała bitwa. Jakaś strzała przeleciała jej tuż obok szyi. Ale przecież to też już było, prawda? Prawda?

Dalej wszystko nastapiło szybko. Wspomnienia zalewały ją, przytłaczały. Biblioteka w Nandan-Ther. Potem teleportacja, wpadnięcie do jeziora, karczma w Meot, podróż... labirynt i Opuszczone Królestwo, z którego teleportowała się do Nowej Arei... statek jakiejś księżniczki i Wyspa Syren oraz tamta nimfa, Tejla... zapomniała się z nią pożegnać... Ta myśl zakuła ją teraz boleśnie, ale zaraz potem zastąpiły ją wspomnienia z Gór Druidów, gdzie wreszcie opanowała swoją magię... Potem znów teleportacja i dalsza podróż, a po drodze...

Wieża. Ktoś ją zaatakował... Myśl dalej! ...poradziła sobie i ruszyła do wieży, ale drzwi się otwarły i wyszedł jej sobowtór, a potem... potem... co, do demona, było potem? Nagle zdała sobie sprawę, że leży na czymś miękkim. Otworzyła oczy. Pokój wirował. Natychmiast zamknęła oczy i odczekała chwilę. Ponownie, powoli i ostrożnie, rozchyliła powieki. Komnata już nie wirowała jej przed oczami, a przynajmniej nie tak bardzo.

Kto ją, do licha, tak załatwił? I jak? Narkotyk albo znów jakiś atak mentalny... W tym drugim przypadku powinna sobie poradzić, ale z narkotykiem będzie znacznie gorzej... Nie miała pojęcia, czy zadziała na niego Magia Porządku, zresztą w tym momencie nie miała ochoty sprawdzać. Usłyszała czyiś głos. Był cichy i dochodził gdzieś z góry, a może od okna... Skupiła się i udało jej się rozróżnić poszczególne słowa. Skoro w tym momencie nie może nic wielkiego zdziałać, to niech się chociaż zorientuje w sytuacji...
*
WSZYSTKO, CO ZASZŁO, POZOSTAJE ZASZŁE.
- Co to za filozofia?
JEDYNA, KTÓRA DZIAŁA.

"Złodziej czasu", Terry Pratchett
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości