Meot[Główny rynek] Początek przygody

Królewskie miasto, nad którym piecze sprawuje król Terezjusz, a jego siedzibą jest ogromny w swych rozmiarach pałac budowany przez wieki, który rozrasta się nawet dzisiaj. Kiedyś był to po prostu szeroki, płaski budynek o dwóch piętrach i smutnych, szarych ścianach. Postanowiono jednak dobudować wieże z wąskimi oknami, a pałac otoczyć pnącą roślinnością. Tak więc dzisiaj Pałac Królewski Meot nie straszy już szarością. Dzięki posadzeniu przy murach winorośli, bluszczy i innych pnących rośli budynek wygląda zupełnie inaczej. Zwłaszcza, kiedy winobluszcze zmieniają kolor liści, czy kiedy kwitną oplatające okna powoje.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aileen
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Ranga: [img]http://img263.imageshack.us/img263/7033/moderatorgfl.png[/img]
Kontakt:

[Główny rynek] Początek przygody

Post autor: Aileen »

Do Meot dotarli mniej więcej godzinę po świcie. Poranek był chłodny, ale słońce hojnie ogrzewało okolicę i suszyło krople rosy na liściach. Arathain wylądował gdzieś na uboczu, by nie robić niepotrzebnych sensacji związanych z ich przybyciem. Wjechali do miasta wraz z tłumkiem podróżnych, kupców i innych ludzi próbujących się dostać do miasta. Na Czarodzieja i elfkę nikt nie zwracał uwagi, poza dziećmi, pokazujących sobie palcami wszystkich "nieludziów" jakich zobaczą. Zatrzymali się w pierwszej napotkanej karczmie, która prezentowała się w miarę schludnie.

Gdy elfka wreszcie zgodziła się na omawianie jakichkolwiek planów, minęło już południe. Arathain zdawał się być dużo odporniejszy na trudy podróży od niej, pomimo jego wieku. Co nie zmieniało faktu, że mimo zrzędzenia na "wymysły" elfki, rad był z chwili wytchnienia. Pozostawało tylko znaleźć jakieś w miarę spokojne, wolne od wścibskich uszu miejsce. I choć trochę mniej zadymione od wnętrza gospody.
Meot było miastem dosyć urodziwym. Oczywiście, jak na ludzkie siedziby, bo według Aileen nie umywało się do elfich siedzib. Barwnie poubierani mieszczanie, wystrojone kobiety (niektóre aż za bardzo), a także handlujący rozmaitymi towarami kupcy kręcili się po uliczkach lub podążali na rynek. Było dość hałaśliwie, przez ogólny miejski zgiełk przebijały się od czasu do czasu krzyki kłócących się, targujących się, handlarzy wrzeszczących na kradnących owoce młodzików i innych młodzików wrzeszczących na sobie podobnych kolegów. Normalna, miejska atmosfera.

Spokojnego miejsca nie było, a boczne uliczki mogły dostarczyć wielu przykrych doświadczeń, nie były więc odpowiednie. Na rynku kręciło się wiele osób, ale dużego tłumu nie było. Mniej więcej pośrodku wyrastała duża, marmurowa fontanna. Tam nie było nikogo i tam też się zatrzymali. Mało kto przejmował się podróżnymi, było tu wiele innych, ciekawszych osobistości. Aileen siedziała na cembrowinie fontanny, gryząc spokojnie jabłko. Tuż obok stały konie i rozglądały się po okolicy. Elfka wyglądała znacznie lepiej niż rano, choć cienie pod oczami zdradzały nieprzespaną noc.
- Opowiesz mi teraz o naszej wyprawie? - zapytała Aileen. Bzura podeszła bliżej i korzystając z okazji, wyciągnęła jej z ręki resztę jabłka. Elfka nie zwróciła na to uwagi i wyjęła z torby kolejne. Arathain westchnął i siadł obok na cembrowinie.
Dona mihi vitam, iuventutem meam respice!
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

        Resztę podróży oboje dokończyli w milczeniu. Nie minęło wiele czasu, a nastał świt. Obejrzeć wschód Słońca galopując w chmurach to nieprzyzwoicie wręcz piękne uczucie, które w szczególności dotknęło wrażliwą na piękno Elfkę. Arathain tylko uśmiechał się pod nosem, widząc radość na jej twarzy. Pomarańczowy dysk towarzyszył ich podróży jeszcze przez około godzinę, nim dotarli do celu. Mag zdecydował, że wylądują na pobliskiej polanie, by nie wzbudzać niepotrzebnego zamieszania i nie afiszować się obecnością. Aileen została później pochwalona za wytrzymałość i silną wolę - ani razu nie zwymiotowała, na ziemi czuła tylko potrzebę gorącej kąpieli i wygodnego łóżka.

        Mag wytłumaczył Długouchej, że nie powinna bezpośrednio wjeżdżać do miasta, gdyż mogłaby narazić się strażnikom, nie wspominając o patrolujących wewnątrz żołnierzach. Wspólnie postanowili ukryć jej tożsamość pod kapturem, aż nie znajdą odpowiedniego zajazdu. Czarownik pojechał przodem. Złożyło się tak, że wmieszał się w grupkę innych podróżnych i na ich tle niezbyt się wyróżniał. Za nim udała się zakapturzona elfka. Brama była otwarta na oścież, sprawdzano tylko tych kupców, którzy wieźli ze sobą nieco więcej, niż własne ego. Tak oto powitali Meot.

        Podczas gdy niewiasta towarzysząca Arathainowi tłumiła w sobie chęć zaśnięcia na grzbiecie Bzury, on musiał poradzić sobie z "rozpoznaniem"...
        - Patrz! To czaromagsiężnik! Matula mi mówiła, że oni jedzą dzieci! Tak! - wydarł się na oko siedmioletni chłopak.
        - Żaden z niego czarodziej! Takich to pod topór, ojciec tak powiada! - odpowiedział drugi. Oświecone dzieci-bestie których iloraz inteligencji oscylował w granicach rolniczego cepa zebrały się w większą grupkę i zaczęły przedrzeźniać przejezdnych. Srebrnobrody był gotowy na takie powitanie. Wyjął z torby pusty flakon. Tak się przynajmniej wydawało osobom, które przez ulotną chwilę na niego przelotnie zerkały. Rzucił za siebie nie odkorkowując, wprost pod nogi bachorów. Gdy flakon stłukł się, sporą część ulicy spowiła ciemnofioletowa chmura. Później zamieniła się w zieloną, potem w żółtą... Nie towarzyszył jej żaden, choćby ledwo słyszalny dźwięk. W miarę, gdy opadała i "wsiąkała" w podłoże, ukazywała co raz to bardziej przejmujące kolory.
- Maaamooo! - krzyknął jeden z odważnych dzieciaków i zaczął biec w sobie tylko znanym kierunku. Mieszkańcy i przyjezdni starali się zrobić wszystko, byleby ujrzeć światło słoneczne. Taranowali się, wskakiwali na innych, biegali w tę i w tamtą, nikt na szczęście nie zrobił sobie krzywdy. "Może następnym razem zastanowią się dwa razy, płodząc takich pędraków. Doprawdy, miejska trywialność..." - Aileen wciąż z niedowierzaniem spoglądała na swego towarzysza. Cóż miała uczynić? Pokręciła tylko głową i odpuściła. Właśnie wchodziła do karczmy.

        Wewnątrz spędziła razem z Czarodziejem kilka godzin, póki nie minęło południe, odpoczywała w wynajętym naprędce pokoju. Mag nie spał, czuwał przy niej. Wynajmowanie osobnych pomieszczeń zasadniczo nie miało sensu, bo przed północą musieli wyruszyć w dalszą drogę. By znaleźć jakieś miejsce, w którym na spokojnie mogliby porozmawiać, wyszli z karczmy uprzedzając, że jeszcze wrócą i udali się na rynek. Oczy Elfki zaświeciły się na widok fontanny. Przysiadła na brzegu, tak, by nie wpaść do wody i zaczęła tonąć... tonąć w soczystym, zielonym jabłku.
- Opowiesz mi teraz o naszej wyprawie? - zapytała.
- A co byś chciała wiedzieć? Wieczorem powinniśmy być gotowi do dalszej drogi. Spakowałem prowiant i to wszystko, co przyda nam się... podczas nurkowania w głębinach Błyszczącego Jeziora. Jeśli dobrze pójdzie i odnajdziemy Kamień, na miejscu zajmę się jego przetworzeniem. Możemy spodziewać się jedynie tego, czego oczekiwać nie można. Ostatnio te okolice, w szczególności Jezioro nawiedzane są przez dość dziwne... osobistości, że się tak wyrażę. Czyżbym widział iskierki, tam, w Twoich oczach?
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Awatar użytkownika
Aileen
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Ranga: [img]http://img263.imageshack.us/img263/7033/moderatorgfl.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Aileen »

- Ty naprawdę nie umiesz udzielać informacji - zachichotała elfka - Iskierki? Po prostu powiedz mi dokładnie, co tam na nas czeka. I jaka w tym moja rola? Oczywiście, poza tą że umiem poskładać kości i wsadzić flaki z powrotem do brzucha. Jesteś na tyle dobry, że sam z łatwością przyrządziłbyś sobie jakieś eliksiry (swoją drogą, straszenie nimi dzieci nie było zbyt mądre), więc bądź łaskaw zdradzić mi coś więcej. Już powiedziałam, idę z tobą i nie zamierzam zmieniać zdania. No, chyba, że w jeziorze siedzi słodkowodna olbrzymia kałamarnica a kamień znajduje się w jej żołądku, wtedy się zastanowię... - elfka przeniosła swe zainteresowanie na świeże jabłko. Bzura popatrzyła się na nie łakomym wzrokiem, ale nic nie zrobiła.

Od pewnego czasu chodził jej po głowie pewien pomysł. Nie mogła przestać martwić się o Niarę, Feanturiego a także w pewnym stopniu o Varleina. Nie po to marnuje się energię magiczną, żeby potem grupka aniołków go wyflaczyła... Nie, nie o to chodziło. Po prostu miała wrażenie, że "nawracanie" kogoś takiego skończy się źle... dla obu stron. A teraz nawet nie wiedziała, czy Niara i Feanturi nadal są w Efne. Zapewne nie, ale im szybciej się go wyśle, tym szybciej ich odnajdzie. Niech przynajmniej wiedzą dlaczego zniknęłam, pomyślała. Sięgnęła do torby i wygrzebała zeń niewielki kawałek pergaminu, nieco pogięte pióro oraz fiolkę z ciemnozielonym inkaustem.
- Nie przeszkadzaj sobie, będę słuchać, co do mnie mówisz - odpowiedziała na pytające spojrzenie maga. Odkorkowała fiolkę i ostrożnie umoczyła weń piórko. Położyła kartkę na brzegu studni i dużymi literami napisała "Niara". Atrament wsiąkł w pergamin nie pozostawiając najmniejszego śladu. Arathain tylko odchrząknął.
- To mi zajmie momencik, ale poczekam aż skończysz - powiedziała elfka, zatykając buteleczkę.
Dona mihi vitam, iuventutem meam respice!
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

- Ty naprawdę nie umiesz udzielać informacji - Mag słysząc te słowa z ust Elfki natychmiast zaczął udawać wielce obrażonego, krzyżując dłonie na piersi. Rozpogodził się jednak szybko. Wysłuchał jej zastrzeżeń (towarzyszka Arathaina, a takie wymagania!). Przy okazji zanotował w głowie, że jest maniakalną pożeraczką jabłek. Albo je lubi. Trudno w dzisiejszych czasach dostrzec różnicę w tak błahych sprawach.

Arathain wyczuł zmartwienie Aileen. Dokładnie wiedział o kogo i o co tak się zamartwia. On też był strapiony. Gdy długoucha wyjęła przybory, chciał ją zapytać, czy nie woli się z nim rozstać i odszukać Niarę. Zapewniony jednakże o fakcie, że ma szansę na poprawę swoich "umiejętności udzielania informacji", kontynuował. No, przynajmniej miał taki zamiar. Kątem oka zerknął na bryzę, otworzył usta i... zamarł w bezruchu. Trwał w takiej pozie przez dobrą minutę, nie reagując na wezwania przestraszonej Elfki. Gdy się w końcu ocknął, mało nie wpadł do fontanny. W porę wykryta hiperwentylacja i interwencja Aileen ocaliły go od długiego pobytu w gospodzie. Czarodziej złapał się za serce, wybałuszając oczy.
- Nie, nie, nie... nie! To nie tak miało być! Potrzebuję więcej czasu! - wrzeszczał. Uspokojony podwójnym chwytem barkowym (Bóg i Aileen tylko wiedzą, na czym to polega) opanował drgawki i kaszel. I zaraz na powrót wszyscy mogli podziwiać starego, dobrego Czarownika. Pozbierał się po tym wszystkim zaskakująco szybko. Machinalnie wstał, łapiąc się za głowę. Nie, ból fizyczny już minął, pozostał tylko psychiczny, znany tylko Starcowi. Cóż było począć, musiał o wszystkim poinformować towarzyszkę...

- Mamy duży problem. Nie spodziewał się, że do tego wszystkiego dojdzie w takim tempie... prawdę mówiąc nie spodziewał się, że w ogóle do tego dojdzie... nie mniej jednak, nie mogę Ci towarzyszyć w wyprawie. Ja... nie potrafię tego wytłumaczyć. Muszę natychmiast udać się na północ - gorączkowo sprawdzał, czy odbiorczyni go słucha. Złapał ją za oba ramiona i gadał dalej. - Błagam cię, musisz zdobyć ten Kamień, to nasza jedyna szansa, by wyjść cało z nadchodzących wydarzeń. Nie mogę nic więcej ci powiedzieć, nie chcę narażać kogoś twego pokroju. Nie musisz robić tego dla mnie, ale wyrusz dla Niary, spełnij obietnicę. Ja... ja muszę iść. - skończył spuszczając w dół głowę. Nie wiedząc, jak się zachować, odszedł od fontanny i dosiadł Bryzy. Sprawdził, czy ma przy sobie wszystko to, czego potrzebuje, a kiedy odpowiedź na to pytanie okazała się twierdząca, wyszeptał dwa słowa w niezrozumiałym dla otoczenia języku i uderzył kosturem w ziemię. Musiał się teleportować, to było jedyne wyjście. W głowie Aileen szumiało jedno jedyne słowo - przepraszam - prawdopodobnie wypowiedziane przez Magika. Ten zniknął ówcześnie zamieniając siebie i wierzchowca w błotniste postaci, które nienaturalnie szybko wsiąknęły w ziemię.

Ciąg dalszy: Arathain
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Awatar użytkownika
Aileen
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Ranga: [img]http://img263.imageshack.us/img263/7033/moderatorgfl.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Aileen »

Po raz pierwszy w życiu nie miała zielonego pojęcia, co zrobić. Arathain bez żadnej widocznej przyczyny nagle, po prostu, skamieniał. Przez dobrą minutę nie docierało do niego nic, wyglądał, jakby zapadł w trans. Elfka odruchowo usiłowała dostać się do jego umysłu, by mu pomóc. Jednak, zanim jej się to udało, sam się ocknął, a w każdym razie tak to wyglądało. Prawie wpadł do fontanny; spojrzenie nadal miał nieprzytomne i począł wrzeszczeć chwytając się za serce. Aileen miała już pewność, że szykują się naprawdę poważne kłopoty. Nie musiała długo czekać.
Słuchała go uważnie, ale nie udało jej się ukryć mieszanki strachu, zaskoczenia i zgrozy, która malowała się na jej twarzy. Nie powiedziała ani słowa, gdy skończył swój monolog, milczała, gdy dosiadł konia i zniknął. Może powinna się odezwać, chociażby po to, by powiedzieć mu, co zamierza zrobić. Niestety, nie była w stanie. Obserwowała, jak błotnista maź, która kilka sekund temu była Czarodziejem i jego wierzchowcem, wsiąka szybko w ziemię. Kawałek pergaminu, który do niedawna miał być listem, rozsypał się w proch.
Aileen przez dobre pięć minut trwała bez ruchu bijąc się z myślami. Myślała o obietnicy danej Niarze, myślała o tym, co zawdzięcza jednorożcom, a także o jej domu, Szepczącym Lesie trawionym chorobą. Tuż obok tego pojawił się stary Czarodziej, proszący ją o pomoc, jego zmartwienia i dziwna choroba, której żaden uzdrowiciel nie jest w stanie wyleczyć. A także wypowiedziane przez niego zdanie, które wciąż dźwięczało jej w uszach. Do wtóru z emocjami i strzępkiem myśli, które wyczuła. Nie opuściła jego umysłu, a ten był tak rozkojarzony, że nawet jej nie poczuł.
- Błagam cię, musisz zdobyć ten Kamień, to nasza jedyna szansa, by wyjść cało z nadchodzących wydarzeń. Nie mogę nic więcej ci powiedzieć, nie chcę narażać kogoś twego pokroju.
Nie chodziło jedynie o sprawę Czarodzieja, tego mogła być pewna. A także tego, że już wiedziała za dużo. Szepczący Las, czy Kamień Mocy?
Nie było porównania.

~ Zrobisz to, prawda? Pójdziesz nad Jezioro. - zapytała Bzura, zupełnie niepotrzebnie. Elfka już zdecydowała.
~ Musimy wyruszyć samotnie. To... jest coś więcej.
~ A las? Jednorożce? Anielica i elf? Zostawisz ich własnemu losowi?
~ Poradzą sobie beze mnie. Nigdy nie byłam im na tyle potrzebna, by moja obecność decydowała o powodzeniu misji - powiedziała cicho i umilkła. Nie wiedziała co czeka ją nad Jeziorem. Z pomocą Czarodzieja może by sobie poradzili, a tak... Nawet nie wiedziała przeciw czemu staje. Kamienie Mocy nie leżą sobie, ot tak, na dnie jeziora. Nie chciała ryzykować życia dla Czarodzieja, ale nie potrafiła pozbyć się tego wrażenia, że jednak działo się coś złego. Coś wartego więcej, niż życie jednej elfki.
Sytuacja była beznadziejna. A głupie sumienie nakazywało nurkować w głębiny Jeziora. Co gorsza, głupi rozsądek popierał sumienie. Emocje i myśli nie kłamią.
~ Czy dobrze robimy? - jęknęła elfka. - Mam wybierać między złym a gorszym... A nie wiem, co jest złe, a co gorsze!
~ Jedźmy nad Jezioro - powiedziała bez chwili wahania Bzura. - Wskakuj, długoucha. Kiedy to wszystko się skończy, z wielką chęcią pomogę ci w odpowiedni sposób przekazać Czarodziejowi, że zachował się bardzo, bardzo niekulturalnie...


Grupka brudnych dzieciaków odskoczyła z krzykiem, gdy pędzący galopem jeździec na szarym koniu prawie ich stratował. Jeździec był elfką, która nawet nie zadała sobie trudu, by ukryć twarz pod kapturem. Zatrzymała się na chwilę, gdy spostrzegła, że poturbowała dzieciaki. Nic im się jednak nie stało, toteż sekundę później ponownie ruszyła galopem, wzniecając tuman kurzu. Dzieciaki wrzeszcząc posłały za nią kilka kamieni. Przez chwilę żałowała, że nie widziała zaskoczenia na ich twarzach, gdy pociski w połowie drogi zawróciły i frunęły ku nim, nabijając smarkaczom kilka dużych, acz mało poważnych siniaków. Elfka wypadła przez bramę Meot, przewracając jednego ze strażników. Bzura zarżała głośno i nie oglądając się za siebie pocwałowała na południe.

Ciąg dalszy: Aileen
Dona mihi vitam, iuventutem meam respice!
Zablokowany

Wróć do „Meot”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości