Meot[Gospoda "Srebrny Wąż"]Spotkanie

Królewskie miasto, nad którym piecze sprawuje król Terezjusz, a jego siedzibą jest ogromny w swych rozmiarach pałac budowany przez wieki, który rozrasta się nawet dzisiaj. Kiedyś był to po prostu szeroki, płaski budynek o dwóch piętrach i smutnych, szarych ścianach. Postanowiono jednak dobudować wieże z wąskimi oknami, a pałac otoczyć pnącą roślinnością. Tak więc dzisiaj Pałac Królewski Meot nie straszy już szarością. Dzięki posadzeniu przy murach winorośli, bluszczy i innych pnących rośli budynek wygląda zupełnie inaczej. Zwłaszcza, kiedy winobluszcze zmieniają kolor liści, czy kiedy kwitną oplatające okna powoje.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Mężczyzna na początku nie zauważył różnicy w zachowaniu młodej damy. Uśmiechała się, sympatyzowała z nim i oddawała komplement za miłe słowo. Zdawała się być pocieszną istotą stworzoną nie do kreomagowania czy zaklinania kogoś lub czegoś, tylko do wiecznej rozmowy wynikającej z przypadku, ochoty i niegasnącej nigdy potrzeby kontaktu z drugą osobą. Towarzystwo Aphrael działało na niego jak wyśmienity ziołowy balsam na rozkrwawioną ranę, a nawet jak miód rozsmarowywany po ustach pragnących naturalnej słodyczy. Elf mógłby zatem okazać wdzięczność na wiele sposobów - choćby zwróceniem pieniędzy za kupiony ciepły posiłek - lecz wybrał okazalszą, kulturalniejszą formę podziękowań. Skierował lewą dłoń by ująć prawicę kobiety, równie spokojnie co gustownie dotknął nadgarstka.
- Bo ktoś może interesować się tobą, szacowna Czarodziejko. Świat nie skupia się wyłącznie na osobistym podmiocie, zwyczajnym 'ja' które możemy podnieść do... wręcz... narcystycznej pozycji w każdym miejscu i czasie. A przecież taka nie jesteś i dobrze o tym wiesz.
Chyląc twarz ku gładkiej dłoni kobiety zamierzał ją dżentelmeńsko ucałować w wierzch ręki. Zamarł jednak niecały centymetr nad błogą, miękką skórą Aphrael.

Ziemia trzęsła się pod nogami. Coś wewnątrz niej grzmiało i dudniło, a fale docierały na zewnątrz z nieznanego epicentrum anomalii. Wszystkie talerze, jak i przedmioty nie przymocowane do stołów, dzwoniły odbijaniem od blatów i upadały na podłogę. Talerz z jedzeniem Galanotha zmienił się w kupkę drobnych elementów, a jego przyjaciel podleciał do góry skrzecząc niezrozumiale. Wszystko nagle stało się niebezpieczne, groźne i kruche. Nawet wzrok wojownika, tak zaciekle surowy i niczym nie przestraszony, przez chwilę stracił energię spojrzenia. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, pewnie jak Aphrael czy właściciel oberży trzymający się za głowę i kucający tuż pod ladą. Rzemieślniczy goście klnęli jak profesjonalni szewcy, nikt im nie zabraniał. Wulgaryzmy ginęły jednak w odgłosach niszczonych talerzy, szkieł.. nawet szyb okiennych.
Po paru sekundach jednak trzęsienie ustało. Zapadła kompletna grobowa cisza zwiastująca kłopoty. Galanoth intuicyjnie chwycił za tarczę, również ostrze Różyczki znalazło się w jego dłoni. Lśniący, pełen mocy miecz zatańczył w palcach Thelasa. Pochwyciwszy obydwie rzeczy przeskoczył przez zdemolowany trzęsieniem stół, a następnie podbiegł do drzwi wyjściowych. Przez materiał drewna słyszał głośne nawoływania rozchodzące się po ciasnych ulicach miasta. Męski, czuć że z pochodzenia wiejski, głos krzyczał o ratunek, a wyższe tonacje kobiecych wezwań łkały i płakały.
Para bohaterów, trochę zdezorientowana całym zamieszaniem, wyszła na półciemną ulicę. W każdym kącie, w każdym oknie i drzwiach stały Elfy, Naturianie... goście i mieszkańcy. Nieliczna grupka idącej hołoty zapaliła prowizoryczne pochodnie - lampy porozstawiane na bokach ulic zgasły momentalnie, tuż po rozpoczęciu się trzęsienia. Galanoth patrzył na pochód mieszkańców, którzy pełni strachu i chaosu próbowali opanować całą zaistniałą sytuację. Po chwili do pary nietypowych gości Srebrnego Węża podbiegł niski chłopczyna o siwych włosach i zębach przypominających krzywo ustawioną palisadę z włóczni. Drobne oczy znikały pod warstwą starej skóry, z resztą równie wiekową jak jej właściciel. Kruche ciało natomiast chowało się w zakurzonym płaszczu pełnym dziur i śmierdzącym naftaliną.

- Ratujcie, dobrzy ludzie! Ratujcie! Coś... coś wypełzło z kanałów! Błagam!
Cały roztrzęsiony i rozgoryczony stał tuż przy wojowniku i Czarodziejce. Obydwoje nawet nie usłyszeli żadnej informacji, która wskazywałaby na szczególność całego wydarzenia.
- Spokojnie, starcze - Galanoth stoickim głosem wtargnął w sapnięcia dziadka. - Opowiedz nam dokładnie co się wydarzyło.
- Umarlaki! Umarlaki nagle wyskoczyły! Na północnym murze miasta, przy rynku, nagle wybuchła ziemia! Ludzie wpadli do środka, coś ich pochwyciło... jakieś cienie, nie wiem dokładnie! Po niecałej minucie wyskoczyła cała masa... tych dziwnych istot. Całe pozbawione skóry, ich flaki na zewnątrz, a krew... wszędzie, dosłownie wszędzie. Mają ostre zęby, pazury jak u drapieżnego niedźwiedzia... proszę was, błagam! Na wszystkie kosztowności jakie mamy, pomóżcie obronić miasto!
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Domyślność mężczyzny stała się dla niej problemem. Wiedział o niej wiele, prawdopodobnie zbyt wiele, choć nic mu nie mówiła. Nigdy nie spotkała się z kimś aż tak bystrym. Niepokoił ją. Owszem, zachowywał się szarmancko i uprzejmie, ale zbyt wiele jego domysłów było jak najbardziej trafnych. Zmarszczyła brwi. Omotał ją sobie wokół palca, czuła to, rozpaczliwie chciała temu zaradzić, ale nie umiała. Przeklęła w duchu jego spostrzegawczość. Chciała się odezwać, zaprzeczyć, zniechęcić go do drążenia tematu... Ale nie zdążyła.
        Ziemia zaczęła się trząść. Galanoth gwałtownie puścił jej rękę i nie mogła przyznać, iż nie przyniosło jej to pewnej ulgi. Przez myśl przemknęła jej, że może naprawdę zachowuje się narcystycznie, ale czym prędzej odgoniła tę myśl. Zadręczać się będzie później. Silk pisnął głośno - po raz pierwszy od kilka dni wydał z siebie dźwięk. Chwyciła go lewą ręką i przytuliła do swojego brzucha. Zeskoczyła z krzesła, które chybotało się niebezpiecznie. Przysiadła na podłodze i założyła torbę na ramię. Mocniej ścisnęła pupila i zamknęła oczy.
        Wstrząs minął. Szybko otrząsnęła się i wstała. Usłyszała wołanie z ulicy i ruszyła w kierunku wyjścia, zaraz za Galanothem. Wypadli na ulicę. Rozejrzała się dookoła i ledwo powstrzymała jęk. Tyle zniszczeń! Ani jednej całej szyby. Wszędzie tylko gruz. Podszedł do nich jakiś człowiek i zaczął szybko tłumaczyć, co się stało. Był przerażony.
- Dobrze, człowieku - powiedziała łagodnie. - Pomożemy wam - uśmiechnęła się miękko. Podniosła rękę i przytknęła wskazujący palec do czoła mężczyzny. Dzięki władaniu Magią Emocji zesłała nań spokój i ukojenie bólu. - Odejdź w pokoju - zabrała rękę. Chłop oddalił się szybko, ale nie był już tak przerażony jak przedtem. Nabrała powietrza i powoli je wypuściła.
- Mhm... Pomożemy tym ludziom? - spytała towarzysza. Nawet jeśli nie mieli takiego zamiaru, nie czuła się winna, uspokajając tamtego człowieka. Zresztą, tak czy siak, ona tam pójdzie. Sprawdzi, co się stało i jakoś temu zaradzi.
Zastanowiła się. Jeśli to, co mówił chłop, było prawdą, szykowała się rzeź. Jej sztylet nie wystarczy, a miecz został przy koniu. Nie było czasu po niego iść. Skupiła się i siła woli wydała rozkaz. W jej dłoni powoli zaczął się materializować miecz, od rękojeści po czubek ostrza. Otarła krople potu, które wystąpiły na jej czoło i pewniej schwyciła miecz. Ruszyła do przodu, w kierunku północnego muru miasta.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Dziadek przestał się bać. Uspokojony magią, choć sztucznie, mógł na nowo zaznać spokoju. Chwilowo zadowolony z samego życia oraz szczęśliwy, że uniknął masakry przy rynku, odszedł w sobie tylko znaną stronę - tam, skąd cała gromada ludzi właśnie nadchodziła. Zanim mężczyzna zniknął w tłumie hałaśliwego pospólstwa, Galanoth spojrzał na niego spod przymrużonych oczu, a następnie gwizdnięciem przywołał do siebie Volatila. Kruk znów zaczął otwierać dziobek i wypuszczać z siebie niepokojące okrzyki. Przez chwilę spłoszony trzęsieniem powracał do normalności, a kolejna porcja ziarenek tylko mu w tym pomogła.

- Pozostań w pobliżu, przyjacielu. Wypatruj jakichś zmian w okolicy i w razie czego leć na północ, rynek. Pamiętasz to miejsce, prawda?
Kruk jedynie machnął dziobkiem na 'tak'.
- Wspaniale. A teraz leć.
Ponaglił przyjaciela machnięciem ręki na której siedział. Kiedy tylko ptak wzbił się w powietrze i zlał z czarnym niebem wieczora, Elf postanowił podążyć za energicznie idącą Aphrael. Przez moment patrzył na nią jak na tancerkę. Jej biodra i krągłości pośladków unosiły się rytmicznie, ciasno trzymane w materiale zwiewnej, acz klarownie eleganckiej szaty. Podziwiając uroki prawdziwej kobiety Galanoth wkrótce dołączył do Czarodziejki będąc tuż obok prawego boku. Zasłaniał jej prawicę tarczą, rozglądał się również na boki uważając na przypadkowe grupki ludzi, którzy mogliby przeciwdziałać miastu niż mu pomagać. Na szczęście nikogo takiego nie spotkali, choć...

... na miejscu zdarzenia nie było cudownie. Wszędzie walały się pokrojone, powyszywane strzałami i ostrzami wykrwawione ciała mieszkańców. Pierwsze zwłoki na które natrafili należały do małego chłopca bez twarzy. Obdarta ze skóry przypominała chusteczkę niźli część organizmu. Dziecko pozbawione nawet odzienia oraz męskości wydawało się płakać.. i choć również brakowało oczu, a wygryzione wargi niewiele mogły poświadczyć, to Elf miał jednak wrażenie, że chłopak po prostu poddał się zgotowanemu losowi. Teraz, leżał martwy i pozbawiony jakiejkolwiek nadziei na mityczne zmartwychwstanie. Wojownik bez słowa przeszedł obok jego ciała, i choć chciał się obejrzeć, trudno mu było to zrobić. Uwagę skupił na grupce strażników ubranych w ciężkie szare pancerze. Trzymali w dłoniach kusze, łuki, miecze, halabardy. Wszyscy ściskali się w jednolitej grupie tuż przed niskim tunelem-bramą prowadzącą do opustoszałego rynku. Nad ich różnorakimi głowami każdego rozmiaru przewodniczył mężczyzna solidnej budowy, lecz o wiele mniejszy od Galanotha. Pokryty wieloma zmarszczkami i bliznami na pewno miał wiele lat doświadczenia za sobą. Stojąc na wielkim kamieniu, krzyczał:
- Do diaska, ile mówicie?! To zbyt wiele, abyśmy mieli tak po prostu zostawić tą dziurę w spokoju!
Ktoś z tłumu garstki żołnierzy odpowiedział cieniutkim głosem:
- Straciliśmy zbyt wiele ludzi jak na razie, nie możemy iść dalej!
Ktoś drugi dołączył się.
- Właśnie! Jeśli pójdziemy - umrzemy!
Kapitan północnej straży pokręcił pozostałościami brązowych włosów. Zeskoczył z kamienia widząc dwójkę nadchodzących bohaterów. Roztropnie spojrzał na wielkiego Elfa odzianego w zbroję oraz na kobietę przypominająca albo młodą kokietkę-damę dworu, albo Czarodziejkę. Laska i miecz tylko potwierdziły jego słuszność przekonań.
- Ach! Wojownik i Magiczka! Całe szczęście! Niechaj Bogom będą dzięki! - wyklaskiwał zatrzymując się pięć metrów przed nimi.
- Nazywam się Hernibald, a to, co tutaj widzicie... - wskazał ręką za siebie - to klęska naszego pięknego królestwa.
Galanoth nie tracił czasu na zbędne opowiastki.
- Co się tak dokładnie wydarzyło?
- Truposze. Elfy, Driady, Nimfy, Ludzie... w każdym wieku i płci. Nagle wyszli całą hordą z wielkiej dziury w ziemi i zaczęli napadać. Gryzą, drapią, szarpią, niszczą... mały Tomcy był ich ostatnią ofiarą.
Rezolutnie zaznaczył wzrokiem ciało chłopca leżące za plecami pary.
- Całą zgraję wyrżnęliśmy w pień i od razu spaliliśmy w ruinach niedaleko, nadal czekamy na posiłki z pozostałych części miasta. Tam jest bezpiecznie i wydaje się, że tylko tutaj dotknęła nas klęska żywiołowa oraz to... coś.
Przełknął głośno ślinę poprawiając jednocześnie blaszany hełm na głowie.
- Osobiście wolałbym wejść do środka dziury i sprawdzić, czy umarlaków jest więcej, ale nikt nie chce.
- Osobiście wolałbym, abyś został. - Wojownik dumnie wyprężył się, choć tak naprawdę ziewnął. Zakrył jednak usta dłonią, aby nie wyjść na niekulturalnego pogromcę.
- Zajmiemy się całą sprawą. Lepiej będzie, jeśli pozostaniesz na miejscu ze swoimi ludźmi i dopilnujesz, aby cywilom nic się nie stało. Kto wie co się jeszcze może zdarzyć.
Spojrzał na bok, gdzie kończyła się zmienna głowa panny.
- Aphrael? Jesteś gotowa? Masz coś może do dodania?

//Jeśli tak, działasz. W walce i specjalnych działaniach, typu: magia, opisujesz wyłącznie przyczyny i samą czynność, nie ich skutek. (np. że nie uśmiercasz rycerza, tylko go atakujesz kulą ognia :D) Przypominam tylko, bo zauważyłem że nie wszyscy "dorastali" w tym samym systemie MG :)//
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Idąc, czuła na sobie czyjś wzrok i nie miała żadnych wątpliwości co do tego, kto się w nią wpatrywał. Szła szybko, chciała jak najszybciej dotrzeć na miejsce wypadku. Nie minęło dużo czasu, a minęli pierwszą - czy też ostatnią? - ofiarę. Widziała już gorsze rzeczy, ale aż ją zemdliło na widok chłopca. Przecież to było jedynie niewinne dziecko...! Zacisnęła palce na rękojeści miecza, aż zbielały jej kłykcie. Kto mógł to zrobić? Dookoła widziała jedynie zakrwawione ofiary rzezi, która miała miejsce. Im dalej na północ, tym więcej zmasakrowanych szczątków walało się po ulicach. Nie było rannych, jedynie trupy.
        Przed sobą ujrzała grupę uzbrojonych ludzi. Pomyślała, jak żałośnie wygląda ta mała grupka strażników, zbyt nieliczna, by powstrzymać masakrę. Słuchała słów, które wykrzykiwał mężczyzna stojący na wielkim kamieniu. Rozumiała go; za wszelką cenę chciał chronić miasto i jego mieszkańców. Jednak Aphrael uważała, że żołnierze mają racje. Była ich zaledwie garstka, wyprawa do tunelu nie mogła skończyć się pomyślnie. Dlaczego mieli zginąć, skoro wiadomo było, że ich śmierć nie pomoże mieszczanom?
        Kapitan północnej straży podszedł do nich i powitał ich tak, jakby byli największymi bohaterami wszech czasów i mieli za chwilę doprowadzić miasto do porządku. Czarodziejka z doświadczenia wiedziała, że to nigdy nie jest takie proste. Możliwe jednak, że mężczyzna miał rację; nikogo nie był w pobliżu, więc naprawdę mogli być jedyną nadzieją dla miasta. Słuchała słów kapitana ze stoickim spokojem. Kiedyś spotkała się z podobnym nieszczęściem, choć wtedy ogarnęło całą wioskę. Do dziś miewała koszmary po tym, co ujrzała na ulicach. Teraz nie przerażało jej to aż tak bardzo, jak wtedy.
        Pozwoliła Galanothowi prowadzić konwersacje, a sama milczała, pogrążona w ponurych myślach. Wiedziała, że w razie ataku tak marna ilość żołnierzy nic nie zdziała, może jedynie odrobinę opóźnić rzeź, nie jej zapobiec. Nie mogli czekać; trupy mogły w każdej chwili nadejść. Z doświadczenia wiedziała, że należy usunąć źródło problemu, a nie walczyć z kolejnymi atakami. Problem tkwił w tym, że nie wiedziała, czym jest owo źródło. Musieli wejść do tunelu i je zniszczyć, zanim będzie za późno.

- Zbierz więcej ludzi - powiedziała do Harnibalda. - Ale pod żadnym pozorem nie wchodźcie do tunelu. Trzymajcie ludność cywilną jak najdalej od tej części miasta. Jeśli znowu zaatakują, nie pozwólcie, by mieli cywili jako łatwe cele. Jeśli będziecie mieć czas, możecie usypać prowizoryczne zapory z gruzu... - zamyśliła się. - Ale ty wiesz lepiej, co można zrobić. Nie jestem szczególnie obeznana w żołnierskim fachu. Rób, co uważasz za stosowne, by bronić mieszczan. Ale pamiętaj: nie możesz wejść do tunelu - uśmiechnęła się do niego, ale uśmiech nie objął oczu; była zmartwiona.

- Musimy się pośpieszyć - powiedziała do Galanotha, choć sądziła, że nie musi tego mówić; jej towarzysz był wystarczająco bystry, by sam o tym wiedzieć. Kucnęła i położyła swojego szynszyla na ziemi. Ukryj się gdzieś. Pakuję się w niezłe kłopoty, więc nie przychodź powiedziała w języku zwierząt i zawahała się. Chyba, że będzie mi grozić naprawdę duże niebezpieczeństwo. Kiedy będzie po wszystkim, na pewno mnie odnajdziesz pogłaskała zwierzę i Silk oddalił się szybko. Czarodziejka wstała, poprawiła torbę na ramieniu. I odwróciła się w stronę czarnego wejścia do tunelu. Odetchnął głęboko i zniknęła w ciemnościach...
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Kapitan straży północnej części miasta skinął głową na pilny rozkaz Czarodziejki.
- Tak jest! - wykrzyknął dumnie - Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby zagwarantować mieszkańcom bezpieczeństwo.
Odwrócił się w stronę pozostałej garstki żywych (jeszcze) żołnierzy i z energią w głosie zakomandorował:
- Za honor Meot! Wszyscy do broni, ustawić się w pary patrolowe i rozpocząć oględziny. Za godzinę proszę o złożenie raportu z poszkodowanych dzielnic. Dopilnować, aby nikomu nie stała się krzywda, a możliwe zwłoki, których nie zauważyliśmy, spalić na stosach. Wykonać!

Tuzin wartowników stanęło na baczność, zasalutowało i w dwójkach rozeszło się po całej ulicy. Galanoth wraz z Aphrael obserwowali cudaczny krok każdego z nich. W tych swoich zbrojach wyglądali troszkę komicznie. Rozbryzgi krwi natomiast dodawały męskiego uroku i strachu w oczach każdego mijanego obywatela miasta.
Elf patrzył przez moment, jak Czarodziejka rozmawia z pupilkiem trzymanym w dłoniach. Gaworzyła, głaskała, rozkazywała niczym prawdziwa kobieta. Wojownik jedynie pokręcił wolno głową na boki oczekując szybkiego wejścia do wydrążonego tunelu. Zbliżając się do niego mógł rozeznać się w powstałej sytuacji. Na samym środku okrągłego rynku pełnego obgryzionych ciał i zniszczonych straganów, w okolicy oderwanych kamieni i części budynków, bohaterowie odnaleźli dziurę o której mówił sir Harnibald. Zbryzgana krwią po bokach mierzyła sobie dwa pręty, czyli niecałe dziewięć metrów. Thelas ukląkł przed otworem, badał całe wydrążenie. Po chwili odezwał się:
- Płyta chodnikowa wyrzucona jest na zewnątrz... ale wnętrze dziury jest kompletnie zachowane. Ładunek energii musiał być dokładnie przemyślany.
Powstał z klęczek jednocześnie poprawiając chwyt Różyczki. W zejściu w dół prześcignęła go towarzyszka. Miarowym krokiem podeszła bliżej i jak gdyby nigdy nic wskoczyła do środka. Jej stopy natrafiły na gęstą, jednolitą masę piachu i gruzu spoczywającego tuż pod zniszczonym podłożem. Aphrael zjechała z górki budząc za sobą pyłki i kurz brudzący opancerzone nogi wojownika.

Rycerz stanął ponownie tuż u boku Czarodziejki. Trzymając się blisko w ciasnym korytarzu pełnym zapalonych pochodni nie mogli zrobić nic, jak tylko iść do przodu. Kamienne sklepienie jak i ściany pełne były wszędobylskich korzeni i mchów, gdzieniegdzie natomiast dało się zauważyć stare rysunki świadczące o dawnym przebywaniu tutaj, może Mrocznych Elfów, może zwykłych bezdomnych. Malunki przedstawiały mało skomplikowane rzeczy; wydarzenia z życia codziennego. Stworzone czerwonymi farbami przypominającymi krew nie należały nawet do całkiem udanych. Raziły oczy idącej dwójki paskudnymi konturami, mało udekorowanymi scenkami i odrapaniami materiału skalnego.

W powietrzu dało się wyczuć zapach zgniłych ciał. Fetor unosił się wysoko, dotykał nozdrzy Galanotha i Aphrael. Obydwoje słyszeli już jakie istoty stoją za atakiem na północą część Meot, lecz na razie ani jednej nie zobaczyli. Kompletna cisza przerywana uderzającym zza pleców wiatrem w końcu zebrała plon.
Na chwilę wszystkie światła zgasły. Korytarz zamienił się w pustkę, mroczną głęboką przestrzeń z niczym w środku. Aphrael mogła poczuć się jakby była w trumnie. Chłodny jęzor nieprzyjemnego zefiru dotykał ją i muskał po policzkach, kosmykach włosów. Coś nieprzyjemnego próbowało opleść jej nogi, z dotyku przypominało mokre rośliny...

I nagle światło powróciło. Pomarańczowe obłoki ognia zmieniły barwę na jarzyście-niebieską. Wiatr przestał wiać, a sama Czarodziejka... wpadła w pułapkę. Została otoczona istotami przypominającymi żywe trupy. Nie były to jednak Elfy czy zwykli Ludzie powykręcani nienaturalnie. Każdy z nich stał lekko zgarbiony, obnażony ze skóry sapał groźnie prezentując ostre długie siekacze. Szpony u dłoni i stóp świeciły obryzgane świeżą krwią. Cała dziesiątka otaczających Aphrael nieumarłych nagle rzuciła się na nią wrzeszcząc wściekle. Magiczka miała mało czasu na obronę, zaledwie sekundy.

Galanoth za to... zniknął jak poprzedni kolor podpalonych pochodni. Trafił zupełnie w inne miejsce... w zupełnie innej części całego podziemnego kompleksu.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Kiedy zgasło światło, zareagowała od razu; stanęła pewnie na rozstawionych nogach, prawą rękę, którą trzymała miecz, uniosła do góry. Palce lewej dłoni zacisnęły się na lasce i odrobinę wysunęły ją z uchwytu. Czarodziejka czuła magię promieniująca od artefaktu. Zimny wiatr muskał jej policzki, ciemność dookoła była tak przygnębiająca, a przykry zapach tak dokuczliwy... Potrząsnęła głową, by pozbyć się ponurych myśli. Musiała zachować czujność. Wiedziała, że dekoncentracja w takiej sytuacji mogłaby ją zgubić.
        Pochodnie zapłonęły niebieskim, zimnym światłem. Wiatr zniknął równie szybko, jak się pojawił. Aphrael otoczyli nieumarli. Dziesiątka trupów, pragnących rozedrzeć ją na strzępy. Uniosła miecz, by się nim obronić i wyszarpnęła laskę z uchwytu. Zacisnęła mocniej palce na czarnym drewnie i skupiła się. Poczuła, jak pazury jednego z nieumarłych wpijają się w jej ramię. Zignorowała tępy ból, który eksplodował w ręce i uwolniła czar, który przygotowała: tarcza maga, która miała nie dopuścić do niej jakiegokolwiek zagrożenia. Oby zadziałała pomyślała.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Nieumarłe stworzenia nie czekały na odpowiedź Aphrael. Myśląc jak jedna istota rzuciły się wszystkie na Czarodziejkę, wyciągając przed siebie szpony i otwarte paszcze. Sam odór ich pysków mógłby zabić, lecz nie kobietę, która z przygodami miała wiele wspólnego. Ryzyko to jej drugie imię. Urodziła się z nim... dość niedawno.
W geście obrony postanowiła szybko aktywować tarczę. W momencie kiedy dziesiątka truposzy dotykała już ciała kobiety, ta wyrzuciła z siebie olbrzymią dawkę skoncentrowanej energii, magii w czystej nieskażonej postaci. Okrągła kula oblekła ją dookoła i wyrzuciła do przodu atakujące paskudztwa. Nieumarłe plugastwo uderzyło o ściany, podłogę. Dwójka z całej grupy wpadła na pochodnie, które od razu podpaliły ich gnijące ciała. Bestie zakręciły się w miejscu wymachując odnóżami, aż nagle upadły na ziemię w zderzeniu o siebie. Zniszczone płomieniami żywiołu nie mogły już szkodzić Czarodziejce, lecz... pozostała przecież pozostała ósemka. Tarcza nie wystarczy aby znaleźć jakieś rozwiązanie z sytuacji, a gdzieś tam...

... coś uderzało o ziemię. Gromada bosych stóp odbijała się od kamiennej podłogi zbliżając się w stronę Aphrael. Z głębi półciemnego korytarza nie było widać nic prócz niebieskich pochodni. Bohaterka musi szybko zareagować, aby móc natychmiastowo pozbyć się uprzykrzających truposzy.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Udało jej się. Dwóch przeciwników umarło, choć to raczej nie najlepsze określenie. Została jeszcze ósemka, a tupot, który słyszała, mógł oznaczać tylko jedno: zbliżają się posiłki. Więcej nieumarłych. Więcej wrogów. Więcej problemów.
        Myśl o rozwiązaniu, nie o problemie - skarciła się w myślach. Potrzebowała czegoś, co zniszczyłoby wiekszą ilość przeciwników. Zaczęła się zastanawiać, co jest największym wrogiem nieumarłych. Życie, rzecz jasna. Wpadł jej do głowy pewien pomysł. Nigdy nie robiła jeszcze czegoś takiego, ale...
        Skupiła się. Pamiętała to uczucie ciepła, które ją wypełniała, gdy używała magi z dziedziny Życia. Przywołała to uczucie, pozwoliła, by potęgowało się w niej i rosło. Gdy poczuła się zadowolona, zaczęła kierować strumień magii. Skoczyła tak szybko, że sama się zdziwiła. Dopadła do pierwszego z nieumarłych i dotknęła jego ręki, przelewając weń życie. Wstrzymała oddech. A co będzie, jeśli jej pomysł nie zadziała...?
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Tajemniczy odgłos stóp odbijał się echem w długim, wąskim korytarzu. Dźwięk morderczych jęków i ryków dochodził do Aphrael błyskawicznie, w mgnieniu oka.
Czarodziejka mogła poczuć skołotanie, szybkie bicie serca, impulsywnie próbującego wyrwać się z klatki piersiowej. Moment walki z grupą nieumarłych potrafi być ekscytujący, ryzykowny i... niepożądany. Ich nienawistne spojrzenia, paskudne paszcze i zniszczone ciała ponownie próbowały chwycić za szatę kobiety, lecz ta nadal otoczona kopułą magiczną broniła się zawzięcie przed atakami. Na nic zdał się kostur, laska kto woli, czy miecz stworzony na specjalną okoliczność krwawej walki.

Sprawna magiczka mogła patrzeć, jak zgraja truposzy szybko powstaje z ziemi. Przechodząc tuż obok dwóch palących się zwłok natychmiast rzuciła się na osamotnioną strażniczkę miasta. Przerażenie i strach mogło pojawić się na jej niezłomnej skupionej twarzy, lecz ta zamiast poddawać się, jeszcze bardziej wysiliła energię, by móc zniszczyć resztę przeciwników. Korzystając z resztek dostępnego czasu, ponownie chwyciła za wiedzę tajemną, czyniącą z jej ciała skupisko energii i mocy. Nagle, kiedy tylko skupiła się na tyle by móc skorzystać z magii życia, kopuła którą była otoczona nagle zajaśniała, zabłyszczała na jaskrawy kolor zieleni. Aphrael połączyła - przypadkiem - dwa czary w jeden. Tarcza bowiem odpychała od siebie przeciwników, zatem dotknięcie ich bez wcześniejszego dezaktywowania obrony jest niemożliwe.

Wtedy to też przeciwnicy kobiety odczuli na sobie życiodajną siłę. Zderzywszy z potężną dawką energii poczęli puchnąć, ich wnętrzności organizmów natomiast zrastały w jedną spójną, acz nadal zmutowaną całość. Zanim umarły w bezdechu, każde ciało syknęło rozpalone od czystej siły sprawczej. Cała ósemka jednocześnie upadła na ziemię.
Tupot ucichł. Kompletnie. Znów w powietrzu unosił się fetor zwęglonych, starych zwłok. Śmierć wydychała powietrze, a Aphrael czuła je tuż przy swym karku. Nagle, tuż przed sobą, zobaczyła dwie czerwone ślepia, lekko ukośne, głębokie... krwawe. Zgarbiona sylwetka zaczęła wychodzić z cienia, wpierw chude siwe nogi, potem poskręcane dłonie i... bezwłosa, łysa głowa. Z ust ghuli ciekła krew, a ich pazury i łapy nadawały się do niszczenia twardej zbrukanej ziemi. Cała piątka ustawiona w nierówny rząd wpatrywała się w Aphrael, środkowa istota natomiast zaczęła do niej mówić głosem... wręcz pozaziemskim, jakby nie pasującym do niej.

- Lepiej uciekaj, póki możesz... Dla twojego elfiego kompana jest już za późno. Jeśli tylko spróbujesz pójść dalej, zginie z ręki naszego króla.
Oczy ghula mimowolnie mrugnęły, przez chwilę błyszczały na niebieski kolor. Czarodziejka mogła zrobić teraz wszystko... od niej tylko zależało, jak cała sprawa dalej się posunie.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Magia zadziałała! Poczuła ulgę i zadowolenie, że udało jej się wyjść cało z tej niebezpiecznej sytuacji. No, prawie cało. Spojrzała na zdrętwiałe z bólu ramię. Z ran po pazurach nieumarłego płynęła krew. Siła Życia, którą zgromadziła, zaczęła oddziałowywać na obrażenia, ale Czarodziejka ją powstrzymała. Może jeszcze potrzebować całej swojej mocy, nie może jej tracić na uzdrawianie swoich, nizbyt groźnych, ran.
        Przed nią pojawiły się czerwone oczy. Krwawe oczy. Z cienia zaczęły się wyłaniać sylwetki. Te istoty mogły być tylko jednym: ghulami. Nigdy wcześniej nie widziała tych stworzeń, ale wiele razy o nich słyszała.
- Jeśli teraz zawrócę, zginie nie tylko on, ale i mieszkańcy Fargoth - powiedziała twardo. - Przyszłam tu, żeby zażegnać niebezepieczeństwo. Nie odejdę, dopóki nie będę pewna, że im nic nie zagraża - spojrzała ostro na ghula, który mówił.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Przez piątkę istot przebiegł tajemniczy szmer. Nie spoglądały na siebie, nie odwracały za plecy ani na boki. Stały w miejscu wpatrzone w Czarodziejkę. Usta przemawiającego nie ruszały się, zatrzymały w czasie. Potężny drapieżny głos, wydobywający się z nich, nie tylko raz jeszcze pokazał Aphrael, z jaką potężną osobą ma do czynienia - która de facto steruje ghulem - ale także jak mroczna strona magii może być... pochłaniająca. Tak, cienista aura pokrywająca sylwetki nieumarłych mogła w każdej chwili pociągnąć do siebie nieostrożny, nierozważny umysł pragnący szybko zdobyć siły, energię i moc.
Aphrael na szczęście nie dała się. Jej słowa padające niczym strzały na przeciwnika zabiły możliwość przyciągnięcia na złą stronę. Wierutne kłamstwo ghula również zginęło gdzieś głęboko w następnych słowach.
- Głupia! - warknął surowo, znów napełniając swe ciało dziwną siłą sprawczą - Czy ty naprawdę nie wiesz, z kim masz do czynienia?! Haha! Mieszkańcy Fargoth już dawno są zgubieni, miasto zostanie pochłonięte, a mój dech znów zacznie palić Alaranię... na wieki!

Rzucił się. Gnijący siwy truposz skoczył zwinnie przed siebie, wyciągając rozłożyste łapy. Otwarta paszcza niejedną dotknęła już szyję, a czerwone od krwi zęby spróbowały pochwycić Czarodziejkę. W momencie zderzenia z na wpół zielono-niebieską kopułą, ghul przykleił się do niej. Odrzucony trzy metry w tył, wpadł między swoich pobratymców stojących tuż obok. Sycząc ze złości spojrzał zaciekle na Pradawną. Brzuch ghula zjadany przez siłę obrony topniał, rozpadał się, lecz nadal nie zniszczył cząstki życia tkwiącej w przywróconym do egzystencji ciele. Aphrael natomiast odczuła na sobie dziwny szok, odrętwienie wszystkich członków, kończyn. Paraliżujący chłód zatrzymał ją, lecz tylko do chwili, w której przywódca ghuli nie odczepił się od niej. Budząc w sobie agresję powstał z ziemi.
- Na nią! - ryknął, posyłając do przodu czwórkę podopiecznych. Grupka wyciągnęła przed siebie łapy, jeden po drugim naskakiwał na Aphrael. Kobieta, jeśli nie wymyśli czegoś równie błyskotliwego, znów może zostać na chwilę otumaniona dziwną aurą, a wtedy cała jej ochrona runie w nicość...
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Od istot emanowała aura. Najodpowiedniejszym słowem określającym ją byłoby chyba "ciemna". Zła. Aphrael wiedziała, że zwykły człowiek poddałby się jej, przeszedł na stronę mroku, ale jej nie sprawiło kłopotu sprzeciwienie się. Miała dość silną wolę, by zachować trzeźwy umysł. W miarę, jak ghul mówił, ogarniała ją coraz większa wściekłość. Istota zaatakowała, a raczej spróbowała to zrobić. Jej ochronna tarcza nadal działała. Ghul jednak natarł ponownie. Skrzywiła się, gdy brzuch ghula zaczął się makabrycznie deformować.
        Poczuła przerażający bezruch. Nie mogła się poruszyć. Strach spotęgował uczucie zimna. W myślach powtarzała słowo "Nie", a jej największym pragnieniem było przełamać ów piekielny czar. Na szczęście nie doszło do najgorszego; jej tarcza wciąż działała, więc ghul został odepchnięty. Nasłał jednak swoich podopiecznych...
        Jej mózg działał na przyspieszonych obrotach. Za chwilę przełamią jej czar. Co miała robić? Z całej siły starała się nie panikować. Mijały cenne ułamki sekund. Już biegli. Byli za blisko. Nie miała szans wymyślić niczego innego. Ponownie wyrwała laskę z uchwytu. Tak wiele zaklęć rzuconych prawie w tym samym momencie może ją zabić. Wiedziała to. Jeszcze nigdy nie próbowała czegoś takiego. Wytężyła wszystkie siły. Liczyła się szybkość. Wytężyła wolę i jednocześnie zrobiła dwie rzeczy: stworzyła iluzję samej siebie i teleportowała się kilka metrów dalej, w cień, gdzie nikt nie mógł jej dojrzeć. Podniosła laskę i wycelowała w sufit ponad głowami ghuli. Z czarnego końca wystrzelił błękitny piorun, który uderzył w sklepienie nad głową jej sobowtóra, który również unosił laskę. Rozległ się huk. Aphrael nie zobaczyła, co się dalej stało: upadła na podłogę, walcząc z mdłościami. Widziała tylko ciemność, słyszała jakby odległy rumor.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Trzeba wielkiego poświęcenia i siły, aby jeszcze raz wykrzesać z siebie kolejny ładunek magiczny. Aphrael sięgnęła po magiczny kostur próbując wydobyć błyskawicę, niekoniecznie równie potężną co pięknie wyglądającą. Unikając krwawych ostrych pazurów ghuli wycelowała końcem laski w sufit osadzony dość nisko nad podłogą. Posłała w górę dziwny błysk, jakby promień, który wsunął się całkowicie w kamienny blok. Cały korytarz wtedy zagrzmiał. Na chwilę Czarodziejka straciła panowanie w nogach, ziemia trzęsła się i rzucała wojowniczką na boki. Była jak szmaciana laleczka w rękach niedorozwiniętego dziecka z ADHD. Gdyby nie teleportacja, której użyła przed atakiem, leżałaby pod gruzami zawalonego korytarza.
Cała grupa strachulców leżała zmiażdżona odłamkami ścian i sufitu. Niestety, Aphrael tym samym pozbyła się jedynej drogi ucieczki. Spod ciężkiej masy skały mogła wyłącznie patrzeć na bezwładnie poruszającą się rękę jednego z ghuli. Po chwili dłoń opadła. Na zawsze.

Aphrael zebrała się z ziemi. Faktycznie, czarowanie w takich mrocznych warunkach może być trudne, zwłaszcza dla kobiety, która została zaskoczona atakiem nieumarłych. Chcąc ruszyć dalej, a przynajmniej wydostać się z podziemi, musi pójść tam, gdzie sięgała gęsta ciemność. Stawiając krok za krokiem dotarła pustym, cichym korytarzem do olbrzymich, drewnianych drzwi wzmocnionych metalowymi ramami. Otworzenie ich wymaga nie lada siły albo sprytu. Kto wie, co może przecież znajdywać się po drugiej stronie...
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Sufit runął, co było jej zamierzonym efektem. Prawdopodobnie później, gdy wymyśli już jakiś inny sposób wyjścia z tej sytuacji, będzie pluła sobie w brodę, że to zrobiła. Lecz gdyby nie zrobiła nic, już by nie żyła. Albo gorzej; dołączyłaby do sił ciemności. Aż się wzdrygnęła.
        Ruszyła korytarzem w mrok. To była jedyna droga. Kolana jej drżały, czasami opierała się o ściany, by uniknąć upadku. Ramię bolało ją coraz bardziej, ale na samą myśl o użyciu magii robiło jej się niedobrze - szybko myślała wiec o czym innym, bo pieczeń z karczmy była zbyt dobra, by w tak drastyczny sposób się z nią rozstawać. Szła, krok za krokiem, aż drogę zagrodziły jej drzwi. Olbrzymie, drewniane, z metalowymi okuciami. I co miała teraz zrobić?
        Oklapnęła na brudną podłogę i skrzyżowała nogi. Na kolanach położyła łokcie, a dłońmi podparła podbródek. Wpatrywała się w wielkie wrota. Jak można je otworzyć? Nawet, gdyby były otwarte, to nie dałaby rady ich otworzyć. Nie w pojedynkę. Tak bardzo chciałaby móc użyć teraz zaklęcia dezintegrującego... I nagle doznała olśnienia. Ciągle miała przy sobie swoją torbę! Otworzyła ją szybko i zaczęła w niej grzebać. Ręce jej drżały, kiedy wykładała różne dziwne przedmioty. Wyjęła średniej wielkości flakon z kryształu, w którym była niebieskawa ciecz. Wzięła jeszcze mały pakunek, otworzyła go i wsypała żółty proszek, który w nim był, do naczynia. Płyn zmienił kolor na jaskrawo zielony. Zerwała się z miejsca i podeszła do drzwi. Powoli i ostrożnie, by nie uronić ani kropli, przyłożyła falkon do drewna powyżej swojej głowy i przesuwała w lewo, zostawiając smugę kwasu. Po chwili opuściła naczynie aż do dołu z jednej i z drugiej strony. Zakorkowała naczynie, choć płynu pozostało bardzo niewiele i schowała wszystkie swoje rzeczy. W tym czasie kwas zaczął działać; z drewna unosił się dym, jakby ktoś je palił, lecz miał on żółtawą barwę. Zacisnęła kciuki. Jeśli się uda, część drzwi runie, a ona będzie mogła iść dalej.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Alchemia nie należy do ulubionych przedmiotów większości żaków Alaranii. Każdy z nich wolałby języki, kulturoznawstwo lub magię, ale... widać, że Aphrael nie próżnowała przez lata swojej młodzieńczej nauki. Przez chwilę siedziała wpatrzona w gigantyczny obiekt. Skupiała uwagę właśnie na drzwiach, wzrokiem badała zakamarki dobrze wykonanego drzewa. W końcu, po odkryciu własnych dodatkowych możliwości, zaoszczędziła odrobinę magicznej siły na rzecz odpakowania chemicznych wynalazków. Mieszając je razem ze sobą próbowała uzyskać odpowiednią mieszankę wystarczającą do rozpuszczenia wejścia. Po dłuższych staraniach przybliżyła gęstą, śmierdzącą ciecz do tafli drewna. Pochyliła szyjkę butelki, wzięła głęboki wdech i... stało się. Drzwi zaczęły być pożerane przez substancję dobrze sporządzonego kwasu. Z jedzonego materiału pozostawały wyłącznie wiórki; resztę unosiła gęsta para uderzająca w sufit. Aphrael mogła tylko machnąć dłonią i po minucie czekania aż substancja zniknie, przejść przez półokrągły otwór wypruty w odrzwiach przejścia między podziemnymi komnatami.

Znalazła się w zupełnie innym miejscu. Nadal na ścianach ktoś dawno wymalował brzydkie artystycznie obrazy, malunki odrapane zębami czasu. Wielka komnata pełna była różnych krzyży i symboli powbijanych w grunt. Ziemne kopce, dobrze spłycone i udeptane, przypominały groby niedokładnie stworzone przez spieszącego się grabarza. Regularnie rozłożone miejsca spoczynku rozkładały się na cały prostokątny wymiar pomieszczenia. Sufit, płaski i niczym nie różniący się od poprzedniego, podpierany był przez kilkadziesiąt grubych kamiennych kolumn ustawionych w pięciu rzędach po 20, w odległości pół pręta. Każda z nich miała w sobie coś z przyrody: opleciona przez korzenie niewidocznych drzew czy na wpół zjedzone przez wszechobecne grzyby. Czarodziejka aby przyjrzeć się uważnie całemu miejscu zeszła spokojnie z niskich pięciu stopni schodów. Nagle, tuż za plecami, usłyszała ciche szurnięcie, a zaraz po tym poczuła jak metalowa rękawica zaciska jej usta. Galanoth przyciągnął ją do siebie, rzucając się na pierwszą z kolumn po prawej. Dopiero wtedy Aphrael zauważyła, że jego tarcza pełna jest krwawych obryzgów, tak samo jak ostrze Różyczki. Na prawym policzku mężczyzny natomiast widnieje długie zadrapanie jakby po mocarnym pazurze.
- Bądź niezauważona... mów szeptem... - rozkazał cichym tonem głosem, zdejmując jednocześnie dłoń z warg kobiety. - Zaraz zjawi się tutaj naprawdę wielka bestia. Powiedz, do czego jesteś zdolna. Muszę wiedzieć, na ile mogę liczyć z twojej strony.
Popatrzył uważnie na twarz Czarodziejki.
- Tak w ogóle cieszę się, że żyjesz - dodał optymistycznie. Jego uśmiech praktycznie znikał w gęstwinie końcówek białych kaskad włosów.
Awatar użytkownika
Aphrael
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aphrael »

        Przeszła przez przejście i znalazła się w zupełnie innym, ale równie upiornym miejscu. Na ścianach były brzydkie rysunki, w powietrzu unosił się wszechobecny zapach zgnilizny. Zmarszczyła nos. Dookoła widziała coś jakby pośpiesznie przygotowane groby. Wysoki sufit komnaty podtrzymywały dziesiątki kolumn oplecionych korzeniami. Zeszła powoli po schodkach i usłyszała za sobą szurniecie. Poczuła zimny metal na twarzy. Chciała krzyknąć, lecz wyszło jej tylko niezrozumiałe "Mmm!". Metal nieprzyjemnie drażnił jej się w skórę. Poczuła, jak ktoś szarpnął ją do tyłu.
- Bądź niezauważona... Mów szeptem... - usłyszała znajomy głos. Ręka cofnęła się z jej ust. Odwróciła się i zobaczyła Galanotha. Odetchnęła z ulgą. Zauważyła, że jego miecz i tarcza były zbryzgane krwią. On też miał kłopoty - pomyślała.
- Mi też miło cię widzieć - uśmiechnęła się lekko. Westchnęła.
- Nie zdziałam już wiele. Ledwo stoję - przyznała. Ratowanie miasta przemieniło się w walkę o przetrwanie. - Może uda mi się rzucić jeszcze zaklęcie... - potrząsnęła głową. - Jedno zaklęcie nic nie zdziała - zdawała się mówić do samej siebie. - Powiedz, co się zbliża? - spytała po chwili. - Wtedy będę mogła powiedzieć, co mogę zdziałać - uzupełniła. Tak czy siak, niewiele - pomyślała.
"Piękne rzeczy wypracować można dzięki długiej i uciążliwej nauce, złe natomiast owocują same bez trudu." Demokryt z Abdery
Zablokowany

Wróć do „Meot”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość