Pałac Króla Arata[Pałacowe ogrody] Byle za mur

Pałac w którym swoją siedzibę ma Król Nandan -Ther'u - Arat, syn słynnego w całej Allaranii Nermara znanego ze swojej dyplomacji i działania na rzecz pokoju podczas ostatniej wojny prowadzonej na Równinie Maurat. Arat jest młodym acz niezwykle mądrym władcą, wraz ze swoją żoną Alanti zamieszkuje komnaty pałacu położonego w centralnej cześć miasta.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

[Pałacowe ogrody] Byle za mur

Post autor: Vertan »

Poprzednia dama do towarzyszenia księciu była stara i surowa. Ta nowa zaś - równie stara, bez porównania milsza, ale za to jakby nieco za bardzo zainteresowana swoimi własnymi wnukami, a nie tym młodzieńcem, którego kazano jej strzec. Jego własna pani matka, ilekroć ją widywał, uśmiechała się ze smutkiem niemożliwym niestety do ukrycia pod choćby i najbardziej szczerym uśmiechem. Siedząc w swojej pustelniczej wieży, jak sam zaczął ją nazywać, książę jął się więc w końcu zastanawiać, czy w ogóle pamięta jeszcze, jak prezentuje się i funkcjonuje normalna, młoda kobieta.
Dobrą szansą ku sprawdzeniu tego mógł okazać się zaplanowany na dziś przedobiadowy spacer po ogrodach, taki sam jak co tydzień.
- Drogi chłopcze - zwróciła się do niego stara dama, zmuszając go do podniesienia jasnej głowy znad woluminu Historii Krain Zamorskich. Najchętniej nie robiłby tego wcale, ale tym razem i tak skinął przytakująco, zeskoczył z krzesła i ruszył krok za panią. Nie potrafił - czy raczej: nie chciał - przypomnieć sobie jej nazwiska. Może to dlatego, że ona sama nie znała prawdy o jego personaliach. Nie mówiła "wasza książęca mość", nie dygała w wyuczony sposób. Miał więc być dla niej tylko młodym Vertanem, synem jakiegoś odległego krewnego barona, nazwanym na cześć fatalnie zmarłego przed laty księcia Nandan-Theru. Ona była więc dla niego tylko starą nianią, sympatyczną, ale najczęściej nieszczególnie godną jego uwagi. Tak i teraz, gdy Vertan szedł już u jej boku przez zamkowy korytarz, z rękami założonymi do tyłu i poważnym obliczem młodego chłopca, czuł się tak, jakby to raczej on miał być towarzyszem, a nie tym, kto towarzystwa potrzebował. W takich momentach szczególnie żałował dawnego życia i chwil, w których podczas spaceru dane mu było podyskutować z zaprzyjaźnionymi rycerzami lub damami dworu. Chwil, kiedy go szanowano.
Teraz musiał wysłuchać tego, co miała do powiedzenia jak zwykle niewygadana staruszka. Jej słowa zaś jednym uchem mu wpadały, a drugim wypadały. Wolał wracać myślami do dawnej rebelii, o której przed chwilą czytał.
Starsza pani tymczasem opowiadała.
- Mój wnuk najstarszy, Rzeczyslavius, o którym wszak już wspominałam, potwornie jest teraz chory, ja zaś mam już swoje lata, a, jak wiadomo, ludzi doświadczonych życiem choroby młodości nie dotykają lub dotykają mniej przewlekle. Siedzieć mi teraz przy nim winno być zajęciem... Ale cóż poradzić, gdy sam nasz mądry król zadanie inne przeznaczył. Cóż, cóż.
Vertan rzucił jej nieprzyjemne spojrzenie z dołu, ale milczał, wyprowadzany już do ogrodu. Jego cokolwiek infantylne badania na temat tego, czy pamięta jeszcze białogłowy młode wiekiem, stały póki co na etapie stawiania pytań.
Pogoda na szczęście sprzyjała dziś podobnym przechadzkom i badaniom. Już przy wyjściu na kwadratowy wirydarz mignęła księciu ogrodniczka - skryta jednak była za krzewem żółtych róż tak szczelnie, że nie dało się jej stosownie przyjrzeć. Młodzieniec westchnął dyskretnie i wbił wzrok w bordowo-czarne romby na swoim kubraku.
Niania mówiła tymczasem coraz więcej i z coraz większym niepokojem.
- Ażeby to nie była tylko taka epidemia, jak trzydzieści lat temu. Mór ponoć nigdy nie gaśnie. Ach, to w tamtej wieży wnuk mój ma komnatę. Gdybym ja tak... Ach...
Wyrwany z zamyślenia przez nagłą ciszę, Vertan podniósł wzrok, ale niania jak zwykle na niego nie patrzyła. Jej wzrok utkwiony był gdzieś niedaleko tuż nad głową chłopca. Gdy i on tam spojrzał, pojął jedno: jego badania nie skończą się niepowodzeniem.
Być może przez to nie przewidział zamiarów swojej opiekunki. Gdy bowiem usłyszał słowa "Może ty, młoda damo, przypilnujesz, by ten młodzian trafił do ogrodu i z powrotem do komnat", było już za późno. Przejęta losem wnuka dama oddaliła się, nim choćby sam incognito-książę zdołał wykrztusić słowo. Nie przyjrzał się nawet nowej opiekunce, tylko rzucił za tą starą gniewne spojrzenie. I doprawdy, wyglądałby jak sam bożek sztuki wojennej, gdyby nie jego rumiane poliki.
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

W Nandan-Therze Sermina znalazła się przypadkiem. Przemierzała las w pobliżu Jeziora Czarodziejek, gdy nagle spotkała chłopa, który wiózł do miasta powóz pełen snopów zboża. W tej okolicy nie spotykało się samotnych kobiet, więc chłop wykazał się bezinteresownością i zaproponował podwózkę. Sermina chętnie z niej skorzystała. W końcu jej nogi powoli zaczęły odmawiać posłuszeństwa, a do najbliższego miasta pozostał dzień pieszej wędrówki. Po trzech godzinach spędzonych na rozklekotanym wozie (który podskakiwał na każdej koleinie) dotarli wspólnie z chłopem do Nandan-Theru. Pożegnała go i zaczęła przechodzić się wzdłuż kramów i zaułków. Po godzinie zauważyła, że jest głodna. Otworzyła kiesę z której wypadły ostatnie oszczędności. No pięknie - pomyślała - trzeba było nie wydawać pieniędzy na egzotyczne owoce i rzadkie zioła na południowym wybrzeżu. Geniuszu, z czego teraz wyżyjesz mając marne 10 ruenów? Ehh... nie ma co psioczyć. Wystarczy poszukać jakiejś pracy. W końcu jesteś zaradna, nie? I już dojrzała. Oj tak. A w razie czego znajdzie się jakieś wgłębienie w murze, a może i piwniczkę w której można przenocować przy małym ognisku. Na szczęście zanim nastała noc pewna służąca pochodząca z zamku, poinformowała ją o pracy w pałacu. Mogła być pomocą kuchenną lub ogrodniczką. Dziewczyna wybrała to drugie i od razu dostała kolację, klitkę, w której mogła przenocować oraz zaliczkę (w końcu dobra motywacja popłaca). Stawić się miała w ogrodzie następnego dnia o świcie. Szczęście rozpierało jej małe serduszko, ale wywlekła się z łóżka niemalże cudem.
Noc upłynęła w mało komfortowych warunkach, ale Sermina przekonywała siebie, że tak też da się żyć. W końcu ważne było to, że nie musiała już martwić się o nocleg. O świcie przywitał ją przygarbiony starzec przy pomniku dwóch przytulonych do siebie cherubinków, których nagość zakryta była przez ptasie guano. Pomimo wieku poruszał się dość energicznie wśród grządek, które dziewczyna miała dzisiaj oporządzić. Przede wszystkim należało pozbyć się suchych pędów u róż, chwastów na trawniku, przyciąć drzewa o dziwnych, kwadratowych liściach i co najgorsze wyczyścić pomniki. Dalsze rozkazy miała dostać potem. Staruszek uśmiechnął się, wskazał jeszcze palcem na parę posągów przeznaczonych do wyczyszczenia i zniknął, zanim dziewczyna zdążyła przenieść ponownie na niego wzrok.
Sermina zaczęła swoją pracę od pielenia róż. Wyrwała chwasty, które zadomowiły się pod niektórymi krzakami i poobrywała zeschnięte gałązki. Gdy kończyła zauważyła niedaleko siebie nianię i blondynka o rumianej twarzy. Wracała właśnie od kompostownika, gdzie wyrzuciła zeschłe gałązki, gdy niania narzuciła swoją wolę i pomknęła czym prędzej w sobie tylko znanym kierunku. Sermina nie zdążyła nawet zaprzeczyć i postawić bardzo dobry argument. Coś typu "jestem tu nowa i nie znam zamku, nie wiem, gdzie są komnaty". Było już za późno, więc dziewczyna zrobiła dobrą minę do złej gry. Uśmiechnęła się i spytała chłopca:
- Gdzie chciałbyś się udać, paniczu? - zgadywała, że jest to syn kogoś ważnego. A przynajmniej na to wskazywało jego odzienie, więc, aby nie strzelić sobie od razu w piętę i nie wylecieć z fuchy (pomimo odstawiania fuszery) postanowiła zachować dystans. Nienawidziła obnoszenia się tytułami, ale bardzo chciałaby zarobić trochę złotych monet, nawet jeśli miałaby je zarobić na zadufanym dworze. Potem rzuci tę robotę i powędruje dalej... może na szczyty Fellarionu?
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

Wynik badań: owszem, pamiętał doskonale, jak powinna wyglądać normalna, młoda dziewczyna. Ta, która musiała być tu ogrodniczką (i to najpewniej nową, bo książę raczej nie widział jej, zanim w tej chwili nie odwrócił się w jej stronę) była czarująca. Po prostu. Choć on sam musiał patrzeć na nią z dołu, to nie ulegało wątpliwości, że dziewczę miało w sobie wszystko, co powinno charakteryzować damę z idyllicznej opowieści rycerskiej. Duże, intrygująco ciemne oczy i przyjemny kontur twarzy, zgrabna figura. Mogło się zaraz okazać, że ta towarzyszka wbrew woli będzie o wiele lepsza, niż wszelka niańka wynajęta przez królową dla niewzbudzania podejrzeń dworu. Stało się to niemal pewne, gdy ta się odezwała. Miała przyjemny głos. Pasował do niej i jej delikatnych dłoni, którymi musiała dopiero co oporządzać kwiaty. Odezwała się więc do Vertana i tym przewyższyła poprzednie nianie o głowę, nawet jeśli de facto nią nie była.
– Mów mi po imieniu. Vertan – wtrącił łagodnie i w jego mniemaniu dosyć dostojnie, z trudem opanowując się, by nie podać dziewczynie ręki. – Wystarczy, że przejdziemy się jeszcze kawałek. To rutyna. Ten ogród już i tak niewiele mnie bawi.
Nie chciał być wyniosły, ale zdawało mu się, że i tak potraktował ogrodniczkę trochę zbyt z góry. Chrząknął więc, uśmiechnął się delikatnie dla poprawy wrażenia, a potem kiwnął głową w kierunku, w którym mieli się udać, a więc gdzie wirydarz otwierał się na kwiecistą aleję za pomocą łukowatego portalu. Koniec końców to mógł być miły spacer dla ich dwojga. Vertana ponownie dotknęło to nieprzyjemne uczucie - gdyby był prawdziwym sobą, sam zaprosiłby dziewczynę na przechadzkę, zabawił miłą rozmową i oczarował tak samo, jak ona czarowała wdziękiem jego. Myślenie o tym nie poprawiło mu humoru, w żadnym razie.
W przeciwieństwie do dużego, żółtego motyla, który pojawił się wśród kwiatów.
– Och! – wyrwało się księciu całkiem niedorośle. Nagle przyspieszył kroku, by motyl mu nie uciekł. – Przepiękny. Ma kolor niepodobny do żadnego z kwiatów, które tu rosną...
Ale skrzydlata radość już była dalej, a w umyśle Vertana natychmiast zaszła zmiana. Skoro ten motyl mu się spodobał, to musiał go mieć. Nie ważne, po co. Był piękny i teraz stał się najważniejszy na świecie. Niewiele więc myśląc, młodzieniec roześmiał się cicho i od tak wpadł między krzewy, gnając za swoim znaleziskiem. I niestety zapomniał tak o swojej nowej towarzyszce, jak o tym, że jest przecież dorosłym i poważnym panem. Gonił motylka. W swoim eleganckim odzieniu przedzierał się przez kwiaty i zadbane grządki, bo gonił motylka. Tyle się liczyło.
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

Chłopiec o twarzy małego aniołka spojrzał na nią dużymi, marzycielskimi oczami, ale były to oczy dziwne. Coś jej w nich przeszkadzało. Może były za wielkie w stosunku do głowy chłopca? Albo miały niepospolity wyraz? Kolor był niespotykany? Nie to na pewno nie to. Zostańmy przy niepospolitym wyrazie. W każdym razie tak niepospolitym, że zlała ją fala zimnego potu. Co z tobą jest nie tak, Sermino? Ogarnij się - rozkazała sobie w myślach. Chłopiec zamiast odpowiedzieć na jej pytanie przedstawił się. To miło z jego strony, że od razu przeszedł na ty. Dziewczyna uzmysłowiła sobie, że popełniła pewnego rodzaju faux pas, więc zaraz się zreflektowała i wymówiła szybko:
- A ja jestem Sermina. Miło mi - może w nadziei, że nie zauważy tego małego uchybienia. Zauważyła ten nieznaczny ruch ręką, ale zbyła go milczeniem. Nie jest niańką, aby prowadzić dzieci. W sumie to nie do końca było jej wiadomo jak się z nimi obchodzić. Podniosła wyżej głowę i spojrzała w stronę pokazaną przez blondynka. Jak ten ogród może go nie bawić? Pełno w nim było malowniczych zakamarków, motyli i chrząszczy, które przyjemnie dla oka mieniły się w porannej rosie. Był co najmniej piękny. Pełen kwiatów i krzewów. Rosły tutaj nawet rzadkie drzewa owocowe i mały zagajnik oliwny. Dzięki kamiennym figurom ogród przynosił na myśl rajskie ogrody. Mogła by go zwiedzać godzinami, gdyby nie musiała w nim pracować. Ale spróbowała wejść w skórę młodziana. Może nie bawi go, bo nie ma poczucia piękna? W końcu mali chłopcy bawili się w wojnę, a nie w ogród. Albo spędził tutaj większą część życia i wszystko już widział z każdej strony. Albo mógł tylko wychodzić do ogrodu, co po kilku latach mogło stać się nudne. Czy tak było tego nie wiedziała. Wśród tych rozmyślań doszło do niej głośne "och!". Szybko zwróciła głowę w stronę dziecka, ale go już nie było przy niej. Pobiegł ile sił w małych nóżkach za motylem. Zdołała usłyszeć tylko jak chwali kolor jego skrzydeł.
- Hej, stoj! - krzyknęła, ale chłopiec nie zatrzymał się. Zapewne jej nie usłyszał. Naszły ją wątpliwości. Gonić go, czy nie? Zawsze mogę powiedzieć, że nikt mi nie kazał go pilnować. Z drugiej strony moje słowo może nie mieć takiej wagi jak tamtej staruszki, prawdopodobnie niańki, która go zostawiła... ale polecę za nim i zostawię robotę? zaraz, zaraz... czy on właśnie nie niszczy grządek? Bądź co bądź jestem tutaj jako jedyna dorosła - Sermina rozejrzała się po otoczeniu. Niestety w zasięgu wzroku nie było nikogo bardziej odpowiedzialnego, chyba, że odpowiedzialne są małe żuczki przelatujące nad tulipanami. Wypuściła z rąk rękawiczki, które miała na sobie, gdy pielęgnowała rośliny. Niech sobie leżą do momentu, aż wróci. Raczej się nie zgubią i nikt ich nie zauważy. Będzie wiedziała, gdzie zaczęła pościg. Ogród był w końcu na tyle duży, że łatwo było się zgubić. Dużymi krokami kluczyła między grządkami starając się raczej używać dróżek niż drogi na skróty przez rabaty kwiatowe. Niestety panicz miał niezłe przyspieszenie. Dlatego zaczęła biec, aby ominąć każdą grządkę i nadgonić drogi. Była już blisko blondyna i chciała go złapać pod pachami i unieść w górę, gdy nagle wpadł on w kolejny krzew. Sermina przewróciła się i trochę ubabrała w ziemi. To było do przewidzenia. Szybko wstała i otrzepała się. Przedarła się na kuckach przez krzewy i przyspieszyła kroku w nadziei, że złapie panicza. Miała cichą nadzieję, że a) zatrzyma się przed jakimś posągiem, b) wywali się i wtedy nie będzie musiała kontynuować pościgu albo c) opamięta się.
- Vertan, stój! - krzyknęła. Może tym razem ją usłyszy i się zatrzyma, a ona wtedy mu nawymyśla. Kto by widział panicza biegającego jak zając przez rabaty z hortensjami. Szkoda, że nie wpadł na irgę, albo inną kującą roślinę, może od razu by się zatrzymał.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

– Tu cię mam!
Gdzieś między krzewem hortensji ,a innych kwiatów o drobnych białych płatkach, motyla udało się wreszcie nieszkodliwie pochwycić. Zamknięty w klatce z dłoni księcia, nie uciekł po ich otworzeniu, ale usiadł na palcach i tak siedział, powoli rozkładając i składając intensywnie żółte skrzydełka. Rzeczywiście był bardzo ładny. Delikatny, ale dostojny. I gdy poderwał się do lotu, przemykając tuż przed nosem Vertana, zdawał się wręcz być nawet bardziej królewskim, niż sam mądry król Arat. A już na pewno, niż jego syn w tej chwili.
Z ust młodzieńca wyrwało się zdecydowanie zbyt dorosłe słowo, jak na jego młodą osobę, a stało się to z dwóch powodów. Po pierwsze, z mocą gromu dotarło do niego to, co właśnie zrobił i tak jak wcześniej uznawał to za doskonały plan, tak teraz zrozumiał, że wyrządził niemożliwie wielkie głupstwo. Wszystko przez jakiegoś byle owada! Obejrzawszy się szybko znalazł mnóstwo listków i gałązek na ubraniu, nie mówiąc nawet o zabrudzonych mokrą ziemią ciżmach. Co więcej, przez jego lekkomyślny pościg musiał ucierpieć sam ogród, tak starannie pielęgnowany dla uciechy dworu i dumy pana zamku. Nawet stąd zauważył jedną przydeptaną gałązkę i w tym wszystkim nabrał przez sekundę ochoty, by się rozpłakać, ale i to musiał opanować. Koniec. Dosyć dziecinnego zachowania na dzisiaj. Przeklęte motyle, gdyby były brzydsze, to nie powstałby zaraz taki problem.
Drugim jednak powodem, dla którego wyglądający na podlotka młodzian używał tak szpetnego języka, był fakt, że oto znalazł się w całkowicie nieznanej sobie dotąd części ogrodu. Stał pod samym murem, jednym z wewnętrznych murów broniących niezdobywalnej twierdzy. Kamienie gęsto porastał tu bluszcz, ale nawet to nie mogło ukryć jednego: głębokiej, dosyć szerokiej szczeliny. Wyłomu, przez który spokojnie mógłby przecisnąć się nawet dorosły człowiek, żeby wyjść na drugą stronę. I przez to w dojrzałym umyśle Vertana ruszyły się zębatki, podsuwając mu szczególny pomysł. Nim jednak zdążył zachłysnąć się jego niebezpieczną genialnością, dopadła doń Sermina. A przez to tylko zalała go kolejna fala poczucia winy, ale też i inne, nowe uczucie. Uznał, że nie powinien więcej tego czuć. Że powinien wreszcie wziąć sprawy we własne ręce. Właśnie tu, gdzie rosły barwne kwiaty i gdzie niskie cyprysy dawały schronienie przed ciekawskimi spojrzeniami, była ku temu świetna okazja.
– Nie denerwuj się, Sermino. To było głupie, więcej się nie powtórzy. A teraz - potrzebuję twojej pomocy! – oznajmił znowu poważnie, prawie jak dowódca do swoich wojsk. Trochę dostojeństwa odjęło mu to, jak zaraz zdmuchnął z czoła jasny kosmyk włosów. Wbił w dziewczynę uważne spojrzenie.
– Widzisz ten wyłom w murze? O, tu jest. Jestem przekonany, że łatwo się nim prześlizgnąć na drugą stronę, a potem tylko starczy iść do miasteczka i stamtąd jest już prosta droga... Musisz mi pomóc. To moja szansa. I twoja też.
Tylko odrobinę naginał prawdę. W końcu nie znał tej panny i nie mógł mieć pojęcia na temat jej priorytetów. Bo może ona wcale nie chciała nigdzie iść?
– Wyglądasz mi na rozsądną damę – nie zrażał się. – I na kogoś więcej, niż ogrodniczka. Otóż wystaw sobie, że ja też mam kilka sekretów. Jestem tu, na zamku, niemalże więźniem. Jeśli pomożesz mi uciec, sowicie ci to wynagrodzę, jakkolwiek szalenie to nie brzmi. Byle za mur, rozumiesz? Byle za mur. Potem będzie już łatwiej. Ale najpierw... Ktoś musi przeleźć pierwszy przez tą dziurę. Tak działają spiski i ratowanie więźniów.
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

Pal licho kwiatki - pomyślała i przebiegła taranem przez ostatni zagajnik usiany białymi zawilcami. Zatrzymała się przy majestatycznym cyprysie, zapewne tak starym jak ten ogród. Poprawiła okulary, które spadły jej z nosa i rozejrzała się. Wybrała drogę przy murze, gdzie mniej gałęzi czyhało na to, aby zadrapać jej delikatną skórę. Znalazła Vertana akurat w momencie, gdy wypuścił motyla z rąk i obserwował jego delikatny lot. Dla Serminy ten motyl wyglądał co najmniej pospolicie. Pełno było takich na dzikich łąkach równin Mauratu. Gdy była młodsza to łapała je do słoika i obserwowała jak pożywiają się kwiatami. Zdawało się jej, że było to tak niedawno.
Z zamyśleń wyrwało ją brzydkie słowo. Ha! Sama chciałaby takiego użyć. Nieco zdziwiło ją to, że padało z ust panicza. Może obyczaje na zamku się zmieniły i teraz nauczają młodzian ładnych soczystych przekleństw? Kto wie? Nie leżało to w jej interesie, mimo to skrzywiła się. Tak źle to przekleństwo współgrało z cieniutkim głosikiem Vertana.
Zbliżyła się do podlotka i wyciągnęła rękę, aby go za nią złapać. Tak, jednak trzeba było go za nią złapać. Nie będzie za nim ganiać na drugi koniec ogrodu, gdy znowu zobaczy motylka, oj nie. Zatrzymała się w połowie ruchu. Jego słowa w jej uszach zabrzmiały po prostu przekomicznie pomimo patosu z jakim je wygłosił. Powstrzymała się, aby nie wybuchnąć śmiechem, chociaż łzy napłynęły jej do oczu.
- Mojej pomocy? W czym do jasnej cholery? Raczej ja będę potrzebowała twojej, aby to wszystko ogarnąć - spojrzała z pożałowaniem na ogród, który teraz raczej przynosił na myśl pobojowisko. Nagle młodzik zaczął rozprawiać o dziurze w murze, której dziewczyna na początku nie zauważyła. Była bardzo dobrze zakamuflowana wśród bluszczu i na pierwszy rzut oka niedostrzegalna. Podniosła brwi, a na jej twarzy wymalował się grymas drwiny i politowania. Jego wypowiedź była istną kwadraturą koła.
- Skąd ta pewność, że niżej nie jest urwisko, tylko droga do miasteczka? Nie, nigdzie nie idę! Żądam natychmiastowych wyjaśnień! - nie obchodziło ją już to, że zwracała się do wysoko urodzonego dzieciaczka, który będzie miał w przyszłości jakieś wpływy. O nie, miarka się przebrała. - To po pierwsze, po drugie nie mam zamiaru bawić się w ganianego do miasteczka. Ogród już wystarczy - złożyła ręce na piersiach i przeniosła ciężar ciała na lewą nogę. Pomimo tego, że jego wzrok ją świdrował ona postanowiła być nieugięta.
- Nie wyglądasz mi na więźnia. A tam - wskazała dygnięciem głowy na zakryte przejście - nie będzie Ci łatwiej i znośniej. Tym bardziej, że nie masz pieniędzy, a nawet jeśli masz to w takim ubraniu okradną Cię na pierwszym postoju... Wyszczerzyła perliste zęby w jego stronę. I co teraz zrobisz? Obmyślała jeszcze jak w razie czego zastąpić mu drogę, gdyby chciał wylecieć poza mur. Oj nie, nie zrobi tego na jej warcie. Nie będzie spisków i ratowania więźniów. Tego jej jeszcze brakowało, aby ścigali ją po całej Alaranii z powodu uprowadzenia jakiegoś księżulka. Toż to śmiechu warte. Patrzyła na młodego z niedowierzaniem próbując odgadnąć myśli krążące po jego małej głowie.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

– Uch, opowiem ci po drodze! – nie wytrzymał, rzucając szybkie spojrzenie w stronę wnętrza ogrodu i biegnącej tamtędy ścieżki. Całe to planowanie w krzakach nie było najbezpieczniejsze, zwłaszcza że Sermina od początku wyglądała raczej tak, jakby brała to za mało śmieszny żart. A może nawet bardzo śmieszny, skoro taj wyraźnie musiała hamować śmiech. O, nie byłoby jej tak wesoło, gdyby on znowu miał swój dumny wzrost panicza i choćby jednego żołnierza za plecami. Cóż, miał swój nóż przy pasie, ale nim mógł co najwyżej solidnie jej pogrozić - a i z tego na pewno niewiele by wyszło. Nie udało mu się powstrzymać tupnięcia nogą.
– Jestem uprzywilejowanym więźniem, ale wierz mi, że to znacznie gorsze, niż może się wydawać. To tortura. Och, na Prasmoka...
Gdzieś od strony ogrodu zabrzmiały kroki i czyjś głos. To mógł być każdy - jedna z dam dworu, kucharz albo sam król, ale w wyobraźni Vertana natychmiast pojawili się zamkowi strażnicy. Gdyby teraz go przyłapano, zapewne już nigdy nie wydostałby się z komnaty, a do gdaniska doprowadzanoby go z eskortą. Na samą myśl po plecach przebiegł mu dreszcz.
Bez namysłu chwycił dziewczynę za nadgarstek i sprawił, by musiała nieco się do niego nachylić. By spojrzała mu prosto w oczy i choć przez chwilę poczuła się jak w towarzystwie prawdziwego księcia, którym przecież wewnątrz ciągle był. No, może przez większość czasu.
– Bez ciebie nie poradzę sobie z wyjściem poza miasto. Wiem, bo raz już próbowałem. To duże ryzyko, ale jeśli mi zaufasz i je podejmiesz, opowiem ci wszystko i zobaczysz, że było warto. Niech starczy ci narazie tyle, że nie jestem do końca tym, na kogo wyglądam. Ostatecznie możesz jeszcze zostać lady Serminą, jeśli wszystko pójdzie jak trzeba...
Sam wolał nie zastanawiać się nad tym, co może się stać, gdyby coś jednak nie wyszło. Narażał nie tylko siebie, ale i tę dziewczynę, której na dobrą sprawę mogła grozić nawet banicja i zakaz wstępu do Nandan-Theru. W końcu para królewska była bardzo rygorystyczna w kwestiach dotyczących ich najstarszego-najmłodszego syna. Utrzymanie tajemnicy od dawna było tu priorytetem pozwalającym właściwie na wszystko. W tym momencie nowa ogrodniczka mogła już nie mieć wyboru.
Książę jeszcze raz zerknął tam, stąd przyszedł w to miejsce, a jego twarz na chwilę rozjaśnił szczery, pogodny uśmiech.
– Zawsze może z tego wyjść niezła przygoda – zauważył, tracąc swój poważny ton. Potem zrobił jeden krok w tył, kolejny - aż wreszcie sam dotarł do zarośniętego przejścia i zaczął mocować się z bluszczem, próbując narobić możliwie najmniej hałasu. Choćby w tym potrzebował pomocy. Głupie, małe ręce i głupi brak miecza przy boku!
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

Na pewno w drodze powie mi jakąś tkliwą historię, która nie będzie miała pokrycia z prawdą - patrzyła na niego uważnie, a w jej oczach skakały iskierki rozbawienia. Rzeczywiście książę, jeśli takowym był, wyglądał komicznie podskakując i zapewniając ją, że ucieczka to dobry pomysł. Tupnął nogą. Ach! Co za miara charakteru i upartości! Tyle energii w tym paniczu, że tym tupnięciem mógłby roznieść świat, gdyby tylko chciał... i gdyby nie był małym chłopcem. Usłyszała wyraźne kroki w ogrodzie. W sumie ona nie miała się czego obawiać. Jeszcze. Nagłe pociągnięcie w dół ją zaskoczyło. Skąd u niego tyle siły? Uklękła, nie z własnej woli. Tym gestem została wręcz zmuszona, aby spojrzeć mu w oczy, więc patrzyła dzielnie i uważnie. Próbowała rozpracować ich głębię i zastanawiające przejęcie. Zdawało jej się, że widzi też głęboki smutek. Widziała gorącą prośbę, to na pewno, ale smutek? Skąd u młodego, wysoko postawionego panicza, który ma wszystko pod nosem taki przejmujący wyraz oczu.
Zamknęła na chwilę oczy. Wpadła na pomysł, aby zasięgnąć do wiedzy, którą zdobyła od Cilliana, swojego mistrza, podczas wędrówek. Musiała się skupić, ale przerwał jej jego błagalny ton. Zmarszczyła brwi i spojrzała na niego jednym okiem. Zostać lady Serminą? Czy on za dużo od niej nie wymaga? Nie dosyć, że ma z nim uciec, to jeszcze wyjść za niego, sypać kwiatki, i pradawny wie co jeszcze? Tym bardziej, że jest między nimi dosyć spora różnica wieku. Nigdy nie przypuszczała, że będzie mogła mieć niepełnoletniego męża. Ta myśl jeszcze bardziej ją rozbawiła, ale śmiała się z niej głęęębokoo w duchu. Nie, nie da się zdradzić tym razem, że to dla niej zabawne. Będzie grać przejętą. Z drugiej strony w jego głosie i sposobie mówienia było coś przejmującego. Coś w zupełności nie zgadzało się jej w tym paniczu. Mogłaby uznać, że ma kuku na muniu, albo, że tak naprawdę chciałby zostać wielkim podróżnikiem. Ale to na pewno nie był powód jego ucieczki. Może była to mrożąca krew w żyłach tajemnica? Nie mogła się doczekać momentu, aż się dowie. Jedno wiedziała na pewno, młodego należy sprowadzić na ziemię z tego głębokiego kosmosu myśli i marzeń.
- A jesteś na to wszystko przygotowany, czy pójdziesz tak jak teraz? - spytała szeptem w nadziei, że tak szybko nie obali tego argumentu - wiesz, od razu Cię znajdą w tych ciuszkach. Poza tym bez porządnego noża, kiesy, planu wszystko może się posypać. Sermina na pewno nie należała do tych osób, które planują każdy ruch danego dnia, ale przy takich przedsięwzięciach jak porwanie wypadało mieć chociaż szczątki strategii.
- Na przygodę jak najbardziej się zgadzam, ale porwanie bez planu, to nie porwanie - zauważyła szeptem. Młodzian puścił ją i zaczął siłować się z zaroślami. Oby nie okazał się zmorą w tej podróży. Tego Ci brakowało, aby zostać niańką na pełen etat... W razie czego można go zawsze zawinąć w prześcieradło i z powrotem odstawić pod drzwi pałacu. Spotka go ośmieszenie, ale na pewno więcej razy nie ucieknie. Podeszła do niego i wyciągnęła z pochwy przytwierdzonej do pasa sztylet. Zaczęła się nim bawić. Czekała cierpliwie na jego odpowiedź. Czekała, aż ją ostatecznie przekona, aby mu pomogła. W końcu mogłaby być z tego niezła heca, a takiej okazji to ona nie przepuści. Będzie co opowiadać kuzynce na następnym posiedzeniu. Pewnie mi powie, że zwariowałam - ucieszyła się na samą myśl.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

Z bliska było widać dalszą część muru, prześwitującą przez sercowate liście bluszczu - to więc obudziło w Vertanie nadzieję, że rzeczywiście trafił na nowe, niemal w zupełności bezpieczne wyjście z zamku. Spędził tu przecież całe życie. Dobrze wiedział, co jest za tą przeszkodą, musiał sobie tylko przypomnieć. Osuszona i nieużywana część fosy! A dalej nic innego, jak pierwsze drewniane zabudowania miejskie, może również jakaś strażnica, ale to wcale nie musiało stanowić zagrożenia. Bretgarowie może jednak przesadzali z dumą płynącą z faktu, że ich twierdza pozostała nigdy nie zdobyta. Gdyby wróg wiedział o tym niedopatrzeniu, z łatwością wdarłby się na teren zamku. Choć pozostawała jeszcze kwestia muru kurtynowego i masywnych bram.
Ale najpierw bluszcz. Nieprzyjemnie oporny, jak na roślinę ozdobną.
– Kto mówi o porwaniu... – żachnął się książę, zaabsorbowany walką z ostatnim obrońcą tajnego przejścia tak długo, aż nie zauważył kątem oka błyśnięcia metalu. Odwrócił głowę, a dostrzegłszy nóż w dłoniach Serminy tylko zganił się w myślach i przerwał nieprzynoszący skutków atak. Jego własny nożyk nawet do tego by się nie nadał. Jaki więc miał z niego pożytek? Mógłby sobie chyba najwyżej mleczy naścinać. Zresztą, co to teraz za znaczenie.
– Sermino – odezwał się po dłuższej chwili milczenia, starając się mówić nie tylko dostojnie, jak prawdziwy erudyta, ale i trochę niższym głosem. Byle nie do przesady. – Sprawa jest złożona. Doprawdy, to istny labirynt sekretów. Wielka opowieść, na której dałoby się zbudować mit, a którą najlepiej opowiedzieć w drodze. Wiem, że wygodniej byłoby uciec po zmroku, ale wówczas nikt nie wypuści mnie z komnaty. Niemożliwe. Mam może jedyną taką szansę od... Od lat. Trafiłem tu akurat na ciebie i od razu ci zaufałem, bo czuję, że mnie nie zawiedziesz. Popatrz na mnie przez chwilę nie jak na podlotka, którym jestem w twoich oczach. Spróbuj spojrzeć głębiej.
Gdzieś na ścieżce zaszeleściło coś, w czym książę rozpoznał najpewniej szelest kobiecej sukni. Rozległo się stłumione westchnięcie niezadowolenia, a tego już na pewno nie sposób było pomylić. Stara niania. Musiała przypomnieć sobie o obowiązkach i być może wróciła sprawdzić, czy jej lekkomyślnie podjęta decyzja nie przerodziła się w coś, co mogłoby jej samej przynieść nieprzyjemności. Teraz najpewniej się zaniepokoiła.
Vertan zamknął na chwilę oczy i szybko przetarł twarz. Gdy z powrotem podniósł głowę, wyglądał na tak bardzo zdeterminowanego, że wręcz gotowego na każde posunięcie.
– Teraz albo nigdy – uznał ponuro. – Jeśli teraz ktoś się dowie o tym, co tu planowaliśmy, zostanę w tej piekielnej wieży do końca świata i jeden dzień dłużej. Książę w wieży. To znaczy... Do licha. I tak ci zaraz wszystko opowiem. Mam plan! Zaczniemy go realizować, gdy już pomożesz mi z tym zielskiem i wyjdziemy tam, gdzie nikt nas nie zobaczy. Prędka decyzja. Za kilka dni będziesz może dziękowała mi za przygodę życia.
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

- Na pewno twoje zniknięcie odebrane będzie jako porwanie - zauważyła. Zapewne on nie myślał o tym w tych kategoriach.
- Nie mogę doczekać się, aż mi ją opowiesz - powiedziała ze szczerą ciekawością. Zamki miały w sobie mnóstwo tajemnic, a ją to niewątpliwie fascynowało.
Szelest sukni matrony przekonał ją do tego, że należało działać. Chwyciła więc sztylet i zaczęła ciąć twarde, zdrewniałe gałęzie zasłaniające przejście... nie, nie przejście, a początek być może wspaniałej przygody. Starała się nie szeleścić mięsistymi liśćmi, ale trudno jej było ciąć. Nie był to w końcu przedmiot przeznaczony do ścinania roślin. Jeden niepozorny ruch i plan podlotka mógł spełznąć na niczym. Cały czas można było słyszeć krzątanie się w okolicy, gdy nagle niedaleko nich zaszeleściły krzewy. Dosyć mocno i nerwowo, tak jakby ktoś się dobijał do pary uciekinierów. Dziewczyna przerwała na chwilę pracę i obejrzała się. Była to ruda wiewiórka, która odgarniała liście tak, jakby czegoś poszukiwała. Niewątpliwie ten dźwięk zainteresował kogoś z zewnątrz, bo miarowe kroki zdawały się zbliżać coraz bardziej. Nie mogą nas teraz znaleźć.
- Psik! - syknęła Sermina i wykonała taki ruch w stronę wiewiórki, że mogła ona odczytać to jako chęć kopnięcia. Od razu wybiegła spod krzaków.
- Och! To tylko wiewiórka - dało się słyszeć damski głos. Po czym kroki zaczęły się oddalać. Sermina odetchnęła z ulgą i przyspieszyła pracę. Chwilę później w ścianie bluszczu pojawiła się wyrwa, która pozwalała na przejście szczupłym osobom. Na większą dziurę nie było czasu.
- Dobra, możemy się zwijać - powiedziała i od razu przeszła przez wąskie przejście. Ale musiała od razu przystanąć, bo dalej była już tylko pionowa ściana w dół. Stara fosa. Nieco już zarośnięty, nieużywany lej przypominał raczej dolinę z płytkimi bajorkami. Zapewne woda długo stała tu po deszczu, albo miała inne, mniej ciekawe pochodzenie. W końcu w pobliżu żyją ludzie, a nieczystości gdzieś należy wylewać. Po drugiej stronie znajdowały się drewniane domostwa zamieszkiwane przez chłopów. Na szczęście na uliczka przy fosie świeciła pustkami. Zapewne dlatego, że mało kto chciał przechodzić przy tym nieapetycznym leju zwanym fosą. Dobra, ale jak tu się przedrzeć na drugą stronę? Były dwie opcje, albo użyć liny, którą po przerzuceniu można było przejść, albo zejść stromymi, wąskimi schodkami po prawej stronie, które prowadziły na dół fosy. Następnie należałoby szukać przejścia w górę po drugiej stronie, co mogłoby być trudne, jeśli nie awykonalne. W końcu kiedyś ta fosa służyła obronie, więc po co komu schody? Pocieszeniem mógł być fakt jakiegokolwiek remontu i przysposobienia fosy do celów mniej obronnych.
- Idziemy - zadecydowała kierując się w stronę schodków. Zaczęła po nich ostrożnie schodzić przytrzymując się niepewnie ściany. Patrząc w dół przypomniała sobie, że bardzo nie chce spaść. Wręcz boi się spadania. Ogarnął ją zimny pot. Kosmaty lęk zjawił się na jej ramieniu kokietując ją swoimi mackami. Zatrzymała się i zamknęła oczy. Próbowała się nie rozpraszać, ale było jej trudno.
- Dasz radę... dasz radę... - zaczęła mówić pod nosem. Równocześnie następną nogą powoli zaczęła wymacywać kolejny stopień.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

Udało mu się to ukryć, ale w duchu Vertan szczerze odetchnął z ulgą, gdy w końcu wyszło na to, że Sermina naprawdę mu pomoże - i po chwili już pomagała. Serce zabiło mu szybciej na widok gałązek puszczających pod ostrzem noża, który jeszcze kilka chwil temu był używany do pielęgnowania róż. A więc to naprawdę był ten moment. Początek czegoś wielkiego, ryzykowna ucieczka z zamku w biały dzień, przedarcie się przez mury potężnej warowni, jakby to była drewniana chatka. Czyli to rzeczywiście mogło być łatwe. Od samego początku potrzebna była tylko zgrana ekipa - choćby i dwuosobowa.
Zachowując już konieczną ciszę, młodzian pomógł swojej nowej towarzyszce, odciągając pnącza na ile tylko się dało. Przez incydent z wiewiórką o mały włos nie zdecydował się na czmychnięcie pod któryś z większych krzewów, ale nie szczęście nie było aż takiej konieczności. To drobne zdarzenie jednak wyraźnie dało mu poczuć to, z czym niewątpliwie oboje będą musieli zmagać się za jakiś czas: poczucie zagrożenia. Niepewność, czy aby ktoś nie zwróci na nich uwagi. Jeśli tylko król dowie się o zniknięciu swojego najpilniej strzeżonego syna, jak nic roześle za nim oddziały strażników. Książę nie powinien więc bać się byle staruszki. Na strach mógł dopiero przyjść czas.
– Jeszcze tylko chwila – ucieszył się, bo oto mur naprawdę stanął dla nich otworem. I rzeczywiście starczyła chwila - zaraz byli już po drugiej stronie, a bluszcz zamknął się za nimi, prawie nie zostawiając śladu tego, że ktoś przy nim majstrował. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby zaraz po tym otworzył się przed nimi widok na ten fragment starej fosy, który Vertan pamiętał, a więc w połowie zasypany i dawno już porośnięty rzadką trawą. Ale ten musiał znajdować się po zupełnie innej stronie zamku. Bo tu było stromo. Stromo i diablo niebezpiecznie. A mimo to, księciu wpadł do głowy odważny - jeśli nie całkiem brawurowy - pomysł.
– Sermino? – odezwał się, stawiając krok za krokiem, nim idąca przodem dziewczyna się nie zatrzymała. Odchrząknął cicho, bezskutecznie próbując złapać z nią kontakt wzrokowy, ta wyraźnie była zbyt przestraszona. I z tym właśnie chciał teraz walczyć. – Sermino, teraz ja będę potrzebował twojego zaufania. Właściwie tylko tego, tylko na tym się skup. Z góry cię przepraszam.
Zrobił to szybko. Chwyciwszy Sarminę za rękę, dosłownie przeskoczył bokiem tak, że zaraz znalazł się przed nią i nie czekając, aż minie moment zaskoczenia, zwyczajnie puścił się biegiem po wąskich stopniach, ciągnąc dziewczynę za sobą. Ufał, że adrenalina zrobi swoje i jego towarzyszka nie będzie miała nawet czasu myśleć o strachu. Dla niego nie było to nic nowego. Przez połowę życia ćwiczył się w utrzymywaniu równowagi podczas walki na miecze, skakał po belkach na wysokości - teraz więc tylko to powtarzał, jak raz wykorzystując w słusznej sprawie swoją zwinność i lekkość. W takich warunkach, choć dosyć ekstremalnych, droga na dół minęła im o wiele szybciej, a w dodatku im niżej byli, tym bardziej zmniejszało się ryzyko upadku z dużej wysokości. Wielkie ucieczki wymagały poświęceń.
Ale udało im się. Dotarli na dno fosy, z trudem hamując po biegu. Vertan nie wytrzymał i roześmiał się otwarcie. To dopiero było życie.
– Połowa za nami! – oznajmił, oglądając się za siebie. Starał się nie myśleć o tym, jak bardzo bliska zawału serca musiała być teraz Sermina. – Teraz kawałek dnem i zaraz dojdziemy do gładkiego wzniesienia, a stamtąd bez problemu dostaniemy się do miasteczka, tak że nikt nawet nie zauważy. Byłoby dobrze, żebyśmy utrzymali tempo. To jeszcze nawet nie jest początek.
Uparcie nie puścił ręki Serminy, tylko ciągnąc ją blisko za sobą ruszył przez bagniste koryto fosy. Dziecięca ekscytacja niebezpiecznie zaczęła atakować jego dorosły zdrowy rozsądek.
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

Wymacała nogą następny stopień, gdy nagle młodzian zaczął do niej mówić. Początkowo nie złapała jego konceptu skupiona na swojej przeprawie i na olewaniu kosmatej paniki siedzącej jej na ramieniu. I całe szczęście, bo oprócz pociągnięcia ręki nie zarejestrowała momentu, gdy ją wyprzedził. Otworzyła natychmiast oczy. Co ty robisz? - zdążyła pomyśleć z przerażeniem, zanim chwycił ją za rękę i zaczął biec w dół. Nie miała nawet jak walczyć z szaleńczym pędem młodzieńca, więc dotrzymała mu kroku. Wraz z obniżaniem się wysokości nabierała pewności w krokach. Nie zamykała oczu. Myślała tylko o tym, że coraz bliżej jest do ziemi. Gdy w końcu dobiegli i z trudem wyhamowali odsapnęła z ulgą. Jej serce biło jak przejęte, ale jej myśli były zbyt skupione na jednym słowie.
- Wariat! - żachnęła się w kierunku Vertana. Ale chwilę potem wybuchnęła śmiechem. Dobrze, że w pobliżu nie było żadnych gapiów. Sprawdziła, czy okulary nadal znajdują się na jej nosie, po czym spojrzała na drogę, którą mieli przebyć. Faktycznie, przy zakręcie można było zauważyć wzrastającą łachę piachu. Musiał być to piasek spłukiwany z ulicy, albo celowo naniesiony przez mieszczan. Obudziła się w niej nadzieja. Misja zdawała być się łatwiejsza niż z początku jej się wydawało i bardziej realna do zrealizowania. Młodzian pociągnął ją w stronę bagnistego koryta od którego nieprzyjemnie pachniało. Zatkała jedną ręką nos.
- Umiem chodzić sama - powiedziała i uwolniła się z jego uścisku. Po prostu było jej niewygodnie iść z nim za rękę przy jej wzroście. Musiałaby ciągle być przechylona w jedną stronę. Podążała za nim, w końcu to on znał rewir. Widać, że był mocno podekscytowany, ale nie wierzyła w to, że mógłby teraz coś odwalić. Może i wyglądał jak dziecko, ale zachowywał się w tym momencie tak zdecydowanie, że trudno jej było uwierzyć w jego niedojrzałość. Zbliżali się coraz bardziej do łachy, na którą bez trudu mogli wejść. Miała bardzo łagodny stok. Dotarli do miejsca, gdzie fosa była wypełniona w bardzo dużym stopniu. Na tyle, że jeśli podejść do jej granicy to rosły człowiek o silnych rękach mógłby się spokojnie wspiąć. Nie było mowy, aby panicz przy jego wzroście poradził sobie bez jej pomocy.
- Spróbuję się wspiąć - powiedziała i oddaliła się nieco od miejsca na które miała zamiar naskoczyć. Rozpędziła się i skoczyła, aby lepiej zaczepić się rękami. Następnie podniosła się na tyle, że kolanem mogła zaczepić o powierzchnię i wygramoliła się z fosy. Teraz jego kolej. Rozejrzała się jeszcze po drodze. Pusto. Skoro było bezpiecznie położyła się plackiem i wyciągnęła rękę, aby pomóc mu się wspiąć. Włosy opadły jej nieco na oczy. Zaczęła żałować, że ich nie spięła, ale nie było teraz na to czasu. Musieli się jak najszybciej wydostać z miasta. Dobrze byłoby zaopatrzyć się w jakieś wierzchowce, ale przy jej pensji mieli na to marne szanse. Na pewno o to będą martwić się później.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

Tak jak należało, całkiem niedługo pojawił się przed nimi punkt, w którym fosa stawała się całkiem sucha i zasypana na tyle, by bez problemu można było wydostać się poza teren zamku. Jeszcze kilka razy Vertan spojrzał na dobrze znane sobie wieże i te mury, w których mieszkał przez tyle lat. Być może widział je teraz po raz ostatni, ale szczerze nie żałował podjętej decyzji. Dopóki myślał trzeźwo, dopóty był pewien, że bezczynne siedzenie w niczym nie pomoże ani jemu, ani tym bardziej jego rodzicom. No tak. Rodzice. Para królewska. Jak nic wpadną w histerię, gdy o wszystkim się dowiedzą. Być może w międzyczasie, kiedy uciekną już wystarczająco daleko, warto będzie wysłać do zamku list. Na wszystko jednak miała dopiero przyjść odpowiednia pora.
Fakt, że sam nie dałby rady wspiąć się na brzeg, w pierwszej chwili zdenerwował Vertana, ale minęło to, kiedy tylko Sermina zaoferowała mu pomoc.
– Między innymi dlatego – zawyrokował, wspinając się do góry – nie mógłbym zrobić tego wszystkiego sam. Głupi brzeg pokonałby mnie w przedbiegach.
Wyskoczywszy w końcu, uśmiechnął się wdzięcznie do dziewczyny i tym razem sam zadbał o to, by łatwiej było jej wstać z ziemi. Współpraca. Dokładnie na tym musiało to wszystko polegać.
Miasteczko przed nimi było na wyciągnięcie ręki, chociaż zaczynało się od kilkunastu drewnianych chat, zbitych jedna przy drugiej dla zaoszczędzenia miejsca. Brukowana droga widniała dopiero kawałek dalej. Zanim jednak mieli tam dotrzeć, Vertan przypomniał sobie o jeszcze jednym problemie.
– Będę potrzebował okrycia – oznajmił, na dobry początek odpinając od pasa złotą klamrę i pochwę z nożem. Podał to Serminie, wzruszając ramionami z niezbyt pewną miną. – Masz jak to schować? Mój plan, o którym wspominałem, zakłada subtelne przebranie i przyjęcie, że jestem twoim młodszym bratem.
Skrzywił się lekko.
– Obawiam się, że to będzie wyglądało najmniej podejrzanie. Zawsze mogę być chorym bratem. Wtedy straż przy bramach wypuści nas bez problemu - nikt nie potrzebuje chorób w mieście, bo tu zbyt łatwo się rozprzestrzeniają. Jeśli mimo to nas nie wypuszczą, przekupimy ich tą klamrą. Powinni się zgodzić. Ale najpierw, okrycie. Potem dobrze byłoby mieć konie. A gdy wydostaniemy się poza bramę, opowiesz mi o sobie. Ha. Dobrze byłoby znać swojego towarzysza, prawda?
Jeszcze chwilę stał tak i patrzył na jej twarz, jakby zastanawiał się, czy o czymś nie zapomniał, ale w końcu kiwnął głową i ruszył pewnie w stronę zabudowań.
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

Uśmiechnęła się w odpowiedzi na jego słowa i wstała z jego pomocą z ziemi. Otrzepała się pospiesznie z pyłu, który przywarł do jej odzienia. Dmuchnęła w kosmyk włosów, który opadł jej na twarz i otarła pot z czoła. Słońce coraz częściej wychylało się zza chmur i odczuć można było nadchodzącą spiekotę.
- Nie bardzo, nie mam przy sobie żadnej torby, ani plecaka. Poprzednia została w zamku - skrzywiła się. Na szczęście w tamtej torbie nie było niczego dla niej cennego, ot kilka sucharów, manierka z wodą i posuszone zioła. - Będziemy musieli się zaopatrzyć w plecak i najlepiej konie, jeśli chcemy wydostać się stąd jak najszybciej - popatrzyła na niego. Ubranie na pewno było problemem. Rzucało się w oczy, ponieważ było wykonane z drogich materiałów.
- Na twoim miejscu zatrzymałabym pas, jest dobrej jakości i mógłby się przydać. Chyba, że na klamrze jest grawer, który mógłby nas zgubić - przyjrzała się zdobieniom, ale nie potrafiła tego orzec. Nie była nigdy wcześniej w Nandan-Therze i nie znała tutejszych rodowych herbów, które rodziny mogły umieszczać na klamrach pasów.
- Na pewno przyda Ci się nowe odzienie i płaszcz podróżny, który ukryje twoją twarz, w końcu na zamku Cię znają, więc poza zamkiem tym bardziej - powiedziała. Nie wiedziała jeszcze o tym z kim tak naprawdę ma do czynienia, ale gdyby wiedziała to na pewno nie przejęłaby się tym, że strażnicy zdołają rozpoznać twarz młodzieńca. W końcu był skrzętnie ukrywany! W dodatku nie wiadomo, czy rodzina królewska kazałaby ścigać otwarcie kogoś, kto de facto nie istnieje.
- Jeśli chodzi o bycie chorym młodszym bratem, to jest to dobry pomysł - przyznała. Gdy Vertan ruszył zawołała za nim:
- Zaczekaj! - podbiegła i zagrodziła mu drogę - w tym ubraniu nie możesz przecież pójść do ludzi! Będziesz zbyt rzucał się w oczy, chyba, że wybierzemy drogę przez królewski targ, gdzie na pewno jest dużo dobrze odzianych osób. Jak myślisz, mógłby Cię ktoś rozpoznać?
Patrzyła mu w oczy wyczekując odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

W porę zatrzymał się pośrodku drogi, zwracając się do Serminy. Mówiła jak najbardziej słusznie (jak to dobrze, że właśnie jej zaufał w tym wszystkim!), ale pozostawało faktem, że im dłużej zwlekali, znajdując się przy tym w pobliżu zamku, tym większe było ryzyko, że ktoś znajdzie ich ślad. Należało jak najszybciej dostać się tam, gdzie było dużo ludzi.
Postarał zastanowić się nad odpowiedzią tak krótko, jak to tylko było możliwe.
– Nie wydaje mi się, żeby ktoś mnie rozpoznał... A nawet jeśli! Wiem, że zabrzmi to dziwnie, ale większość z bywających na zamku może znać mnie tylko jako syna barona spokrewnionego z dalszą rodziną królowej. A takich, maluczkich, zwykle się nie zapamiętuje. Chodź, Sermino. Cieszę się, że to z tobą tu jestem.
Po raz kolejny to on poprowadził. Weszli między biedniejsze domy, byle tylko nie iść otwartą drogą, gdzie każdy mógłby zobaczyć ich nawet z okien twierdzy, ale niewiele czasu zajęło, nim dotarły do nich pierwsze odgłosy z targu. Vertan uśmiechnął się mimowolnie. Tak, główny targ w Nandan-Therze zachwyciłby nie tylko dziecko, ale i niejednego dorosłego. Kupcy mieli tu swój raj i w ciągu dnia ruch był tutaj niezwykły. I można było kupić prawie wszystko, czego tylko byłoby potrzeba. Sprzedawano wino w beczułkach i kręgi serów, drogie tkaniny i koła do powozów. Między błyskotkami nie byle jakiej roboty dawało się znaleźć wyroby z obcych krain, kamienie o intensywnych barwach i niespotykane stopy metali. Kupcy oferowali uprzejmie owoce i warzywa, duże świece, kadzidła, specyfiki natury medycznej i komplety ubrań, koniecznie możliwe do dopasowania na rozmiar klienta. Targ był głośny, ale niezwykle kolorowy i przez to przyjazny. Gdzieś ktoś grał na piszczałkach, gdzie indziej bednarz ze stukotem zbijał nową, pękatą beczkę. Kupujący tu ludzie sami również byli kolorowi, bo niemal każdy nosił odpowiednio drogie odzienie. Nawet niektórzy kupcy ubrani byli tak, jakby ubiorem próbowali przyciągnąć kupujących.
Zatrzymawszy się przy wyjściu na plac, Vertan odwrócił się do Serminy i posłał jej szeroki uśmiech.
– Bądź w pobliżu. Zaraz wracam – oznajmił po prostu, a potem odwrócił się na pięcie i jak gdyby nigdy nic zniknął w tłumie. Dosłownie zniknął. Wśród dorosłych jego jasnowłosa głowa praktycznie ani na moment nie była na widoku, a nawet jeśli, to robił to, co robiłoby każde inne dziecko bogacza z miasta: plątał się pod nogami. W rzeczywistości jednak zajął się czymś, w czym wyszkolone były raczej dzieci z ubogich dzielnic. Kradł. Nie miał wyjścia, a jako książę i tak posiadał prawo do wszystkiego, co tu sprzedawano. W imię tej zasady przez czas krótszy niż pięć minut zdołał gwizdnąć brązowy kubraczek, siwą opończę, a na koniec nawet drewnianą kulę, jaką podpierali się kalecy. W ten sposób wracał do Serminy nie jako dostojny młodzieniec z bogatego domu, ale jako pospolity chłopiec muszący się podpierać, by nie iść.
Znalazł ją dosyć szybko i natychmiast zrobił teatralnie zbolałą minę.
– Powinniśmy się znowu pospieszyć – zaproponował takim głosem, jakby w każdej chwili mógł tu wyzionąć ducha. – Zanim kupcy zauważą, że ich okradłem.
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

Rzuciła ostatnie spojrzenie na mury zamku. Nikt na nich nie patrzył. Być może straż, która powinna chodzić wzdłuż murów miała fajrant. Spojrzała z powrotem na Vertana.
- To dobrze. Ruszajmy - powiedziała. Zapuścili się w niezbyt ciekawą, drewnianą część miasta. Śmierdziało tutaj trochę stęchlizną i uryną. Czyli typowo dla takiego miejsca. Nieopodal nich biegały dzieci w łachmanach, całe ubabrane w błocie i piachu. Jakoś niespecjalnie przejmowały się obecnością Serminy i Vertana. Zabudowa szybko zmieniła się z drewnianej na murowaną. Po krótkiej przechadzce znaleźli się bliżej bogatszej dzielnicy. Świadczył o tym chociażby głośniejszy gwar ludzki i odgłosy sprzedawanych zwierząt. Oczy jej zabłyszczały, gdy wyszli na główną ulicę handlową. Kramy, kramiki, kolory i wzory zachwycały i nęciły do kupna każdego przechodnia. Po prawej eteryczne sukna i kolorowe falbany kokietowały z kilku bogatych straganów odzieżowych. Zachwycało wzornictwo materiałów, a także wymyślność dodatków. Spinki, złocone grzebyki, różnego rodzaju naszyjniki i bransolety mieniły się niczym wyniosłe pawie. Przy tych straganach najczęściej można było zobaczyć damy i dwórki w rękawiczkach ostrożnie badające każdy materiał i każdy dodatek. Od czasu do czasu któraś przyłożyła delikatną chustkę do głęboko wyciętego dekoltu i przeglądała się w lustrze. Gdyby spojrzeć w drugą stronę to można było zauważyć przeważającą ilość straganów spożywczych. Zaczepnie barwne owoce i dorodne warzywa prezentowały tutaj swoje atuty tak, że niejednemu nachodziły śliną usta. Małe dzieci plątały się pod nogami w wielkiej gonitwie. Nieopodal była uliczka pełna karczm z których dochodziły głosy uciechy i uczty. Nie obeszło się bez kilku gildii rzemieślniczych w których praca wrzała w najlepsze.
Vertan powiedział do niej kilka słów, po czym zniknął. Na szczęście nie powiedział, że ma się stąd nie ruszać. Tak też podeszła do kilku kramów z pożywieniem i kupiła kilka jabłek, suchary na drogę, wysoko solone mięso i dwie manierki z wodą na drogę. Zakupiła też pojemny plecak, aby nie było problemów z noszeniem tych rzeczy. Nie chciała wydawać wszystkich oszczędności, więc gdy zrobił się zamęt, spowodowany przez dzieci, i nikt nie patrzył udało jej się zabrać dwa ciemne płaszcze, stosownych rozmiarów, jakie często noszą podróżni. W nocy może być zimno, a taki płaszcz jest idealny aby się nim opatulić i zasnąć. Nie mówiąc już o ochronie przed niesprzyjającą aurą. Rozejrzała się za Vertanem. W tym czasie, gdy ona przygotowała ich na drogę on zdążył zwinąć komuś rzeczy i się przebrać. Uśmiechnęła się na jego widok. Teraz wyglądał jak mały łobuz, który zwichnął nogę. Idealnie.
- Popieram - odmruknęła. Musieli iść dosyć wolno, ze względu na rolę kaleki, ale dostatecznie szybko, aby wydostać się z miasta. Kluczenie po uliczkach gwarnego Nandan-Theru zajęło im godzinę. Na szczęście nikt nie podniósł alarmu o zaginięciu ważnej osobistości. Albo jeszcze nikt nie spostrzegł ucieczki, albo póki co poszukiwania ograniczone były do zamku. Sermina i Vertan zbliżyli się do głównej bramy. Jest na tyle szeroka, że mogłaby pomieścić pięciu konnych jadących obok siebie. Nie jest bogato zdobiona, ale widoczna jest jej gotowość do zamknięcia przed obcymi. Na szczęście w tym momencie była otwarta jak co dzień. Przy jej progu siedziało trzech strażników, którzy byli zajęci grą i nie zwracali uwagi na tłum ludzi. Gdyby powstała jakaś zadyma zapewne chwyciliby za broń. Na szczęście póki co wszystko szło gładko.
Zablokowany

Wróć do „Pałac Króla Arata”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość