Pałac Króla Arata[Pałacowe ogrody] Byle za mur

Pałac w którym swoją siedzibę ma Król Nandan -Ther'u - Arat, syn słynnego w całej Allaranii Nermara znanego ze swojej dyplomacji i działania na rzecz pokoju podczas ostatniej wojny prowadzonej na Równinie Maurat. Arat jest młodym acz niezwykle mądrym władcą, wraz ze swoją żoną Alanti zamieszkuje komnaty pałacu położonego w centralnej cześć miasta.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

Droga przez miasto okazała się trudniejszą, niż mogłoby się zdawać. Ale nie w skutek fizycznych niepowodzeń. Wręcz przeciwnie, pod tym względem pokonanie tych kilku ulic nie było trudniejsze od byle codziennej rutyny. Na kalekiego chłopca i towarzyszącą mu dziewczynę mało kto zwracał uwagę, bo niczym nie różnili się od całej reszty przechodniów. Vertan był może tylko trochę bardziej czysty od dzieciaków z ulicy, ale nadrabiał to niepojęcie przykrym wyrazem twarzy, tworzącym z jego smutnymi oczami prawdziwie żałosną mieszankę. To więc było proste. Znacznie trudniejszym znalazł jednak pożegnanie się ze wszystkim, co go otaczało. Nie sądził, by opuszczał Nandan-Ther na zawsze. Właściwie wykluczał tę możliwość. Ale gdy spoglądał jeszcze raz, z oddali, na spiętrzone wieże budynku, który przez lata był jego prawdziwym domem, poczuł się trochę jak zdrajca. To tu wszystkiego się nauczył. Tu dbano, by wyrósł na porządnego człowieka i następcę tronu. Ale jednocześnie gdy stracił szansę na wypełnienie swojego królewskiego przeznaczenia, to również tutaj skazano go na zapomnienie. Gdzieś tam był fałszywy kamień nagrobny z jego nazwiskiem. Skoro książę Vertan Bretgar miał być martwy, to może należało to uszanować. Czas, by narodził się Vertan - wędrowiec poszukujący swojej drogi, prawdy, sposobu na przywrócenie porządku, a po części może i zemsty na tym, kto go tak urządził. To wszystko działo się w jego głowie, gdy kuśtykał coraz bliżej ku zachodniej bramie, którą wskazał jako najlepszą do wyjścia poza gród. Czas pożegnać dom. Przynajmniej narazie. Czy nie o tym wszak śnił przez wiele tych nocy, kiedy czekał zamknięty w swojej wieży?
– Droga wolna – zauważył nieco melancholijnie, rzucając Serminie szybkie spojrzenie. Potem wsparł się pewniej na kuli i po raz pierwszy od lat ruszył naprzód, tak jak wielu innych kupców i chłopów z wozami, by przejść przez masywną bramę o opuszczonej do połowy żelaznej kracie. O tych bramach krążyły prawdziwe legendy - o ich wytrzymałości i sile, o wszystkich taranach, które niemal łamały się, próbując sforsować ich oddrzwia. Vertan nieco dumnie zagapił się więc do góry, na nienaruszone blanki, gdy wtem dobiegł go męski głos:
– Hej, wy tam!
Spojrzał za siebie, a zobaczywszy, że oto zwraca się do nich jeden ze strażników, odruchowo zrobił koślawy krok bliżej do Serminy. Nie mógł wypaść z roli. Nie teraz.
Żołnierz w lekkiej zbroi i z herbem Bretgarów na ramieniu szybko do niech podszedł.
– Chłopcze – zwrócił się bezpośrednio do Vertana, ale jego towarzyszkę zmierzył przy tym badawczym spojrzeniem. – Jesteś stąd?
– Jestem.
– Wyglądasz znajomo. Jak cię wołają?
– Verti – brzmiała pewna odpowiedź.
– Wybieracie się za mury, ha? Nie tak prędko.
Tym razem już nie bez powodu Vertan cofnął się o krok, ale to, co było potem, i tak wydarzyło się o wiele za szybko. Żołnierz chwycił go za rękę, odebrał mu kulę, a potem - nim młodzieniec zdążył chociaż pisnąć - silnie go podsadził i wziął sobie na barana.
– Nandan-Ther to o wiele przyjaźniejsze miasto, niż na to wygląda! – rzekł pogodnie. – Niech mi mały panicz pozwoli, że przeniosę go przez bramę. Będzie lżej w dalszej drodze, dokądkolwiek idziecie, dobrzy ludzie! Ha, tak tu traktujemy gości! Bardzo cię boli noga, chłopcze?
– T-tragicznie – wydukał skonfundowany chłopiec. Gwardzista tylko roześmiał się serdecznie i dokończył obowiązku. Wyniósł go poza bramę, tam postawił z powrotem na ziemi i oddał mu kulę, życząc szerokiej drogi.
Długo trwało, nim Vertan wreszcie pokonał osłupienie.
– Przenigdy więcej noszenia – postanowił tylko, śmiertelnie poważny.
Awatar użytkownika
Sermina
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sermina »

Ciepło, cieplutko! Sermina wystawiła uśmiechniętą twarz do słońca, które miało okazje przygrzać nieco mocniej przy bramie niż w gęsto zabudowanym mieście. Wąskie uliczki były stworzone do tego, aby ograniczać ilość promieni, ale zza bramy, gdzie był tylko gościniec nic nie stało słońcu na przeszkodzie. Gdy usłyszała stwierdzenie Vertana, które błądziło pomiędzy melancholią a smutkiem trochę zwolniła. Chciała spytać czy coś się stało, gdy nagle jak taran zabębnił pretensjonalny, męski głos. Od razu przystanęła, a pot i ciarki spłynęły jej po plecach. Trudno stwierdzić, co było pierwsze - pot czy ciarki. Pewnie obie rzeczy. Jej usta nieco przybledły. A w myślach zaczęła się krzepić na tyle, aby w razie czego odpyskować. W usta wzięła potężny haust powietrza, który miał rozpocząć tyradę. Może wygłosiłaby mowę typu "kto normalny zaczepia ludzi na ulicy", ale na szczęście nie zdążyła. Żołnierz wziął Vertana na barana tak niespodziewanie, jak niespodziewanie zaczepił ich przed chwilą. Na początku na jej twarzy było widoczne zdziwienie. Chwilę potem śmiała się perliście z całej sytuacji. Naszły ją takie chichoty, że nie mogła się opanować, tym bardziej, gdy Vertan z kamienną miną oznajmił, że nie lubi noszenia. Na pierwszy rzut oka nie wydawało się to dziwne. Dopiero po dłuższej chwili, gdy Sermina zebrała się do kupy zaczęła nieco o tym myśleć. Który dzieciak nie lubi noszenia na baranach?
- Dziwny jesteś, albo masz kołek w rzyci - walnęła prosto z mostu - kto nie lubi noszenia na baranach? A może uwłaszczyło to waszej książęcej wielmożności? - wierciła go wzrokiem pełnym ciekawości i iskierek, które skakały z oka do oka. A może to odbicie słońca w okularach? Przed nimi rozpościerał się szeroki gościniec, nad nimi słońce i wolne ptaki. Sermina wdychała całą piersią to czyste, pozbawione smrodów powietrze. Jak tu ładnie. Zbliżali się do małego mostku prowadzącego przez rwący strumyk. Tak niedawno przejeżdżała przez niego na rozklekotanym wozie. Na pewno nie spodziewała się, że wyjdzie z tego miasta w takich nieoczekiwanych okolicznościach.
Awatar użytkownika
Vertan
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vertan »

– Nie śmiałabyś się, gdyby to ciebie tak przenieśli. Jak owcę! – odparł, nadal dosyć poważny, ale tak naprawdę trwało to tylko kilka chwil. Potem już bez oporów sam się uśmiechnął, jakby zarażony dobrym humorem przez Serminę, a w końcu zdobył się nawet na chwilę szczerego śmiechu. To prawda, oboje zdążyli się najeść strachu, ale przecież teraz już było po wszystkim. Wielka, groźnie wyglądająca warownia z każdym krokiem zostawała trochę bardziej w tyle, a wraz z nią główne niebezpieczeństwo i to wszystko, od czego przecież Vertan uciekał. Co im pozostawało innego, jak nie uczczenie tego małego zwycięstwa chwilą śmiechu? Może za wcześnie było na prawdziwy spokój, ale radości nikt nie mógł im zabronić. Książę właściwie już teraz czuł się o wiele lepiej. Spoglądał z dołu na swoją nową towarzyszkę i natychmiast myślał o tym, że oto po tak długim czasie nareszcie miał kogoś, kogo mógłby nazwać przyjacielem. Nie znał jej praktycznie wcale, ale na bliższe poznanie siebie nawzajem mieli jeszcze całe mnóstwo czasu. Mogło się okazać, że ich drogę umilą niedługo głównie dwie długie opowieści. I to Vertanowi w zupełności odpowiadało.
– No to w drogę – rzekł po prostu, używając jeszcze swojej kuli, by przez chociaż kilka kroków poudawać kalekę - przynajmniej tak długo, dopóki tamten uprzejmy strażnik mógł ich obserwować. Jeszcze chwilę się zamyślił, wyraźnie nie wiedząc czy powinien to wszystko jakoś finalnie zaakcentować, ale ostatecznie zdecydowała za niego ta dziecinna część. Uśmiechnął się więc z dumą odkrywcy nowego lądu, podniósł wzrok na Serminę i dodał pogodnie:
– To wszystko wina tamtego motyla. Niewątpliwie. Gdyby nie jego wkład, nie odkryłbym drogi ucieczki, ty nie poszłabyś za mną i w ogóle by nas tu teraz nie było. Ach, no i nie należy zapominać o wkładzie wiewiórki. Mogę się mylić, ale to chyba przeznaczenie.
Czy to było przeznaczenie czy nie, dalej Vertan i Sermina musieli już iść razem głównym traktem, aż idący nieco dalej chłopi nie porozchodzili się ku swoim folwarkom, a chłopiec i dziewczyna nie zostali sami - całkiem raźno maszerując ku temu, co dopiero miało ich spotkać.


Ciąg dalszy: Vertan i Sermina
Zablokowany

Wróć do „Pałac Króla Arata”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości