Warownia Nandan-Ther ⇒ W pobliżu bramy do Nanan-Ther
- Axeron
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 58
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Minotaur
- Profesje:
- Kontakt:
Ból powrócił. Jego wierny towarzysz powrócił. Wciągnął powietrze z bólem płuc i klęknąwszy wyrwał strzałę z piersi. Zatoczył wzrokiem wokoło i zorientowawszy się w sytuacji, podniósł oręż i stanął pewnie na nogach. Ryknął potężnie, tak że łowcom, którzy byli pewni jego śmierci, zadrżały nogi, po czym skoczył w krąg płomieni, porwał Mię na ramię i ciosem topora ogłuszywszy mężczyznę runął w dól urwiska. Opadł na kolana z lekkim stęknięciem, wkładając cała swoją siłę, aby Mia nie odniosła obrażeń. Złapał oddech i ruszył biegiem na wprost. Gnał tak nie zatrzymując się ani na chwilę, aż świt zastał go daleko od Nander Theru. Tu postawił Mię na ziemi i ujął jej dłoń w swoje ogromne, toporne łapsko. Ruszyli w dół krętą ścieżką, którą znają tylko zwierzęta. - Tam Mia bezpieczna. Tam.... . Są tacy jak Mia... mają owcy i koza... . Tam bezpiecznie dla Mia. Axeron tam zaprowadzi...
- Anzhela
- Szukający drogi
- Posty: 25
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Cz�owiek
- Profesje:
- Ranga: Imperialny Metalurg
Jeśli lewa ręka mogła bez problemu mogła strawić ogniste płomienie, to prawa nie miała tyle szczęścia. Czerwony pomór sparzył wierzch jej dłoni. Opuszki jej dłoni zostały nietknięte tylko przez błogosławiony metal, który na moment złączył się ze skórą. Dziewczyna zasyczała niczym największy z wężowej rodziny i odskoczyła. Skóra na prawej ręce zarumieniła się na czerwono, choć w tej chwili nie było to odczuwalne, szczególnie jeśli adrenalina pulsowała we krwi, jednak w niedługim okresie miały pojawić się bąble z płynem surowiczym. Jakby tego było mało, zza ognistej zasłony wyskoczył minotaur. Jedynie szybki pad na zwalone drzewo ocalił ją przed stratowaniem. Poderwała się szybko goniąc za potworem. Trzy jej kroki były jak jeden tego stwora. Napięła tylko łuk i puściła strzałę panu Bogu w okno, mając nadzieje, ze zaszkodzi tej przeklętej dwójce. Na próżno... Zniknęli w gęstym lesie. Wtedy cofnęła się. Zauważyła brak swojego kompana. Pochodząc do miejsca walki, gdzie jeszcze ognista ściana tliła się nieco zobaczyła leżącego mężczyznę.
- Leucaspis!
Krzyknęła w obawie przed najgorszym.
- Spokojnie kochana. Ten cholerny topór zaledwie zapiczył...
Powiedział, podnosząc się do góry. Siadł oglądając pobojowisko. Sapnął.
- Ale boli kurestwo. Jakbym z kuli armatniej dostał.
Stwierdził.
- Kto by się spodziewał, że to wiedźma.
- Nie, nie to nie ten typ mocy.
Pokiwała przecząco Anzhela siadając obok niego.
- A co?
- Bardziej to ta, którą posługują się magowie. Ale nie jestem stwierdzić czy to jakiś typ słów mocy, czy może ogień tworzony jest za pomocą jakiegoś magicznego przedmiotu.
- Ale muszę Ci pogratulować, trafiłaś bestię prawie w serce.
- Ty też się nieźle spisałeś.
- Ja? Nie żartuj sobie...
Anzhela wytknęła chłopakowi język.
- Jednak w każdym razie mamy trop.
- Ślady krwi?
- A jakże.
- Leucaspis!
Krzyknęła w obawie przed najgorszym.
- Spokojnie kochana. Ten cholerny topór zaledwie zapiczył...
Powiedział, podnosząc się do góry. Siadł oglądając pobojowisko. Sapnął.
- Ale boli kurestwo. Jakbym z kuli armatniej dostał.
Stwierdził.
- Kto by się spodziewał, że to wiedźma.
- Nie, nie to nie ten typ mocy.
Pokiwała przecząco Anzhela siadając obok niego.
- A co?
- Bardziej to ta, którą posługują się magowie. Ale nie jestem stwierdzić czy to jakiś typ słów mocy, czy może ogień tworzony jest za pomocą jakiegoś magicznego przedmiotu.
- Ale muszę Ci pogratulować, trafiłaś bestię prawie w serce.
- Ty też się nieźle spisałeś.
- Ja? Nie żartuj sobie...
Anzhela wytknęła chłopakowi język.
- Jednak w każdym razie mamy trop.
- Ślady krwi?
- A jakże.
A maiden dressed in white
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
- Mia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Mia nic nie słyszała - nie rozumiała co do niej mówi Axeron, jedyne co do niej docierało to coraz bardziej nasilający się ból poparzonej dłoni. Co chwila zaciskała mocno powieki, aby tylko nie spojrzeć w tamtą stronę. Bała się, że zobaczy wystające kości i odchodzącą płatami czerwoną skórę. Mimo wszystko odpowiedziała bezwiednie:
- Dobrze, prowadź. - bo to wydawało jej się jedyną dobrą odpowiedzią, ale po tych słowach oprzytomniała. Przypomniała sobie bowiem, że to nie jest koniec przygody. Mają przecież do czynienia z łowcami i to nie byle jakimi. - Musimy się pośpieszyć. Oni nie będą czekać. - Miała jeszcze coś dodać, ale tylko otwierała usta nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku. Jej spojrzenie padło na ucho jej towarzysza, było zranione, czyli, że kolczyk musiał być prezentem. Była prawie pewna, że nie nadarzy się okazja by się o to spytać, ale wiedziała też, że to nie był najlepszy moment na pogawędkę.
- Dobrze, prowadź. - bo to wydawało jej się jedyną dobrą odpowiedzią, ale po tych słowach oprzytomniała. Przypomniała sobie bowiem, że to nie jest koniec przygody. Mają przecież do czynienia z łowcami i to nie byle jakimi. - Musimy się pośpieszyć. Oni nie będą czekać. - Miała jeszcze coś dodać, ale tylko otwierała usta nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku. Jej spojrzenie padło na ucho jej towarzysza, było zranione, czyli, że kolczyk musiał być prezentem. Była prawie pewna, że nie nadarzy się okazja by się o to spytać, ale wiedziała też, że to nie był najlepszy moment na pogawędkę.
- Axeron
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 58
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Minotaur
- Profesje:
- Kontakt:
Zatrzymał się i popatrzył na rękę Mii, jego łapa była pełna krwi. Uniósł ją ku nozdrzom i powąchał, to nie jego krew. Łypnął na Mię i jej poranione ramię. - Boli... krew... nie masz dobrze... - pokręcił łbem w nieukrywanym zmartwieniu. Pociągnął powietrze nozdrzami mocno i głęboko, łowcy pozostali daleko, przynajmniej na razie daleko. Zmusił swój umysł do potwornego wysiłku, do logicznego myślenia. Mia, jej rany, łowcy pościg... łamigłówka była pełna niewiadomych. Za dużo, za ciężko było uporządkować wszystko, nie ta kolejność. Sapnął gniewnie potrząsając łbem. - Oni idą tu... krew prowadzi... - powoli rozglądał się po okolicy analizując jej rzeźbę. Wreszcie podniósł Mię na rękę, sadzając sobie ją na bicepsie. Wrzucił topór na skałkę która była zwieńczeniem ścieżki i posługując się jedną wolną ręką i stopami wspiął się szybko na górę. W dole widać było już wioskę, obejrzał się w stronę skąd przyszli, nie dostrzegł nikogo lecz instynkt podpowiadał mu co innego. Zebrał z ziemi swój oręż i poszedł powoli, aby nie zadawać bólu dziewczynie, w stronę strumienia. Wszedł w jego płytki nurt i ruszył w górę jego biegu zbliżając się tym samym do prześladowców. Kiedy minęło około godziny wyszedł ze strumienia i ruszył w stronę swojego leża. Tam przynajmniej znał doskonale teren i podziemia pod ruinami. Jedyne miejsce na świecie gdzie nie musiał się bać nikogo i niczego. Korytarze podziemi, ciągnęły się kilometrami i sam ich jeszcze nie znał w całości. Droga coraz bardziej ich zbliżała do celu wędrówki.
Ciąg Dalszy
Ciąg Dalszy
- Anzhela
- Szukający drogi
- Posty: 25
- Rejestracja: 13 lat temu
- Rasa: Cz�owiek
- Profesje:
- Ranga: Imperialny Metalurg
- Chyba nic z tego.
Pokiwała z zażenowaniem Anzhela kręcąc nad strumykiem.
- Wygląda na to, że ślady kończą się dokładnie tutaj.
- Stara sztuczka, ale jakże skuteczna... Chociaż?
Leucaspis zniżył się ku strumykowi. Następnie przeskoczył na jakiś wysoki głaz i znalazł się po drugiej stronie strumyka. Przeszedł dwadzieścia metrów i zatrzymał się.
- Jest ślad. Poszedł w górę rzeki. Jest z byt duży by nie zostawiać śladów. Patrz na ten korzeń, woda nie mogła go tak zniekształcić.
Oznajmił. Ruszyli w górę rzeki.
Anzhela wyciągnęła mapę i określiła położenie.
- Ślady prowadzą na północ.
Oznajmiła.
- Myślisz, że mógłby ruszyć do tych ruin?
- Tak. Choć niedobre to miejsce. Mieliśmy szczęście, że złapaliśmy stwora w lesie.
- Z pewnością w takich kamiennych ruinach musi się doskonale czuć o wiele lepiej niż my.
- I jeszcze ta czarownica.
- Racja.
- W dwójkę będzie trudno i to bardzo.
Podsumowała Anzhela.
- Musimy mieć jakieś wsparcie, żebym to ja miała choć trochę więcej jakiegoś metalu pod ręką.
- Tu go na pewno nie znajdziesz, a wątpię by Nandar-Ther użyczyło choć na trochę swoich.
- Jedyne co możemy teraz zrobić to zgłosić to miejsce.
- Do łowców? Nandar-Ther?
Zapytała ze zdziwieniem.
- Cóż nam pozostaje? Zresztą i tak nie po to przybyliśmy do stolicy. Mag Hylorsten to jest nasz cel. Pamiętasz?
- Tak, spodziewają nas się w końcu w pojutrze. Ale ta wiedźma, bestia...
Powiedziała zasmucona. Bo bardzo wciągnęła się w to polowanie jak zresztą w każde jakie miało zwykle miejsce.
- Nie martw się, jeśli ta dwójka nie zginie od naszej ręki zginie od czyjejś innej. Z pewnością ten ktoś zdobędzie chwałę i order. Nam ona nie jest potrzebna.
- Tak. Jednak z pewnością kilku śmiałków straci przez to życie.
- Jednak w rezultacie to mała cena za bezpieczeństwo gatunku ludzkiego.
- Tak.
Westchnęła w końcu dziewczyna, ponieważ nie do końca zgadzała się z formułkami wpajanymi przez Kolektyw. A tej o poświęceniu nie lubiła najbardziej, gdyż ludzi sprowadzała do pojęcia towaru.
- Dobrze, ruszajmy więc do Nandar-Ther.
Pokiwała z zażenowaniem Anzhela kręcąc nad strumykiem.
- Wygląda na to, że ślady kończą się dokładnie tutaj.
- Stara sztuczka, ale jakże skuteczna... Chociaż?
Leucaspis zniżył się ku strumykowi. Następnie przeskoczył na jakiś wysoki głaz i znalazł się po drugiej stronie strumyka. Przeszedł dwadzieścia metrów i zatrzymał się.
- Jest ślad. Poszedł w górę rzeki. Jest z byt duży by nie zostawiać śladów. Patrz na ten korzeń, woda nie mogła go tak zniekształcić.
Oznajmił. Ruszyli w górę rzeki.
Anzhela wyciągnęła mapę i określiła położenie.
- Ślady prowadzą na północ.
Oznajmiła.
- Myślisz, że mógłby ruszyć do tych ruin?
- Tak. Choć niedobre to miejsce. Mieliśmy szczęście, że złapaliśmy stwora w lesie.
- Z pewnością w takich kamiennych ruinach musi się doskonale czuć o wiele lepiej niż my.
- I jeszcze ta czarownica.
- Racja.
- W dwójkę będzie trudno i to bardzo.
Podsumowała Anzhela.
- Musimy mieć jakieś wsparcie, żebym to ja miała choć trochę więcej jakiegoś metalu pod ręką.
- Tu go na pewno nie znajdziesz, a wątpię by Nandar-Ther użyczyło choć na trochę swoich.
- Jedyne co możemy teraz zrobić to zgłosić to miejsce.
- Do łowców? Nandar-Ther?
Zapytała ze zdziwieniem.
- Cóż nam pozostaje? Zresztą i tak nie po to przybyliśmy do stolicy. Mag Hylorsten to jest nasz cel. Pamiętasz?
- Tak, spodziewają nas się w końcu w pojutrze. Ale ta wiedźma, bestia...
Powiedziała zasmucona. Bo bardzo wciągnęła się w to polowanie jak zresztą w każde jakie miało zwykle miejsce.
- Nie martw się, jeśli ta dwójka nie zginie od naszej ręki zginie od czyjejś innej. Z pewnością ten ktoś zdobędzie chwałę i order. Nam ona nie jest potrzebna.
- Tak. Jednak z pewnością kilku śmiałków straci przez to życie.
- Jednak w rezultacie to mała cena za bezpieczeństwo gatunku ludzkiego.
- Tak.
Westchnęła w końcu dziewczyna, ponieważ nie do końca zgadzała się z formułkami wpajanymi przez Kolektyw. A tej o poświęceniu nie lubiła najbardziej, gdyż ludzi sprowadzała do pojęcia towaru.
- Dobrze, ruszajmy więc do Nandar-Ther.
A maiden dressed in white
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
With copper hair
Restless for adventure
She don't care
That the wolf is in disguise
She's been ensnared
He got the devil in his eyes
and stylish flair
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości