Warownia Nandan-TherWyznaczanie sprawiedliwości.

Miedzy górskimi szczytami i wzgórzami Nanderu, kryje się królestwo króla Arata, ogromne warowne miasto, otoczone zewsząd skałami i murami. Jest tylko jedna droga do tego miejsca, a prowadzi ona przez Bramy Vidmosu. Mieszkańcy tego miejsca czują się niezwykle bezpieczni. Dzięki lokalizacji, Nandar - Ther ominęły wszystkie wojny, a miasto zachowało się w niezmiennej formie od tysięcy lat.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Czuła, jak ugina się pod jej wpływem. Jeszcze przez chwilę wykazywał chęć walki, ale Deithwen się nie poddawała. Napierała na niego, powoli i bardzo ostrożnie, jakby trzymała w dłoniach wart milionów delikatne kryształy. Ulegał jej, pozwolił formułować się w jej dłoniach. Tak, właśnie tego pragnęła…
Czuła jego ciepły oddech. Serce, które z sekundy na sekundę biło coraz szybciej… Coraz głośniej… Coraz mocniej.
Czuła, że kryję tajemnicę i to ona jest przyczyną oraz skutkiem. Dusił w sobie mroczne zakamarki. Wielu zareagowałoby w takiej sytuacji bardzo gwałtownie i bezpośrednio, ale nie Deithwen… Ona była, wbrew pozorom, bardziej subtelna i cierpliwa. Chciała dać mu poczucie przestrzeni w więzi jaką wytworzyli między sobą.
Z pełnej koncentracji na swoich ruchach wytrąciło ją zdanie wypowiedziane przez anioła. Pragnąć jej? Hah! Oni przecież pragnęli się teraz nawzajem… Tylko w nieco inny, bardziej skomplikowany sposób… Lisica chciała posiąść jego marzenia, które niosą ze sobą, cóż… świetlaną przyszłość… On zaś pragnął rozwiązania, wyjścia z sytuacji, które mogła mu dać. Uzupełniali się nawzajem.
Dojrzała kroplę potu, która dyskretnie utrzymywała się na skroni mężczyzny. Spięte ciało widziała i czuła pod palcami. Pragnęła jego słów…
Z każdym jego zdaniem zbliżała się coraz bardziej. Nacisnęła delikatnie na udo mężczyzny swoim ciężarem ciała. Pochylała się w jego stronę i jeszcze mocniej dociskała do pnia drzewca. Przełożyła nogę przez jego, niemalże siadając mu na łydce. Ubranie odkrywało coraz więcej, coraz słabiej utrzymując się na ciele kobiety. Ani na moment nie przerywała kontaktu wzrokowego. Wolna dłoń spoczęła na koszuli, delikatnie i powoli ją rozpinając. Guziki jakby same wyzwalały się z uścisku materiału. Odsunęła anielską dłoń bardzo dyskretnie, jakby w międzyczasie. Pazury, a może i magia, przecięły bandaże. Lisica wpatrywała się w jasne oczy anioła jak najdłużej, obniżając głowę. Wzrok przeniosła na ranę, z której sączyła się nieznacznie krew. Dotknęła jej palcem czując, jak ciało mężczyzny drgnęło. Nie pozwoliła na wyzwolenie się z uścisku, który zaprojektowała. Docisnęła go, uspokajająco. Zbliżyła usta do skazy, mógł wyczuć wilgoć w jej oddechu. Językiem z początku ostrożnie dotknęła jego brzucha, a chwilę później, w wolnym i spokojnym tempie, zlizała czerwoną ścieżkę docierając do centrum. Przywarła usta do rany smakując cieczy. W bólu czy i bez bólu, nie pozwoliła mu na wyzwolenie z sideł w jakie wpadł. Jego krew smakowała zupełnie inaczej. Delikatnie piekła na brzegach warg, ale na języku pobudzała kuszącą słodkością. Z chęcią niejeden raz zanurzyła się w jego smakach… Ale teraz wszystko miała pod całkowitą kontrolą.
Spojrzała na niego czarnym blaskiem oczu. Uniosła się. Oblizała wargi w bardzo ekscentryczny sposób, ale w kącikach ust wciąż pozostawały czerwone znamiona. Była już na tyle blisko, że stykała się z mężczyzną nosami.
-Nie proś…-wyszeptała-Nie błagaj… To poniżające. Pragnienia nie są godne takiego zachowania…-uśmiechnęła się nieznacznie. Zbliżyła ciało, usiadła na jego udzie czując obrzydliwie gorzki i zarazem kwaśny posmak w ustach. Znała te mieszankę. Zupełnie jakby niedaleka krewna maczała palce w przeszłości anioła, teraz i ona miała okazję tutaj zamieszać. Dociągnąć historię do końca, albo i ja przedłużyć-Mów wszystko…-głaskała zmysłowo męskie ramię by zachęcić go do rozmowy – Inaczej nigdy nie osiągniesz swoich pragnień…Masz okazję pozbyć się klątwy, wrócić do domu… Chcesz ją zmarnować? Niecodziennie spotykasz się z taką…pomocą…
Awatar użytkownika
Mikhail
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikhail »

Z każdą chwilą, mimo, że wyznał swe pragnienie, czuł narastającą presję ze strony kobiety, każdy jej dotyk pobudzał emocję kłębiące się teraz w umyśle anioła. Nie oponował, gdy zbliżała się ona do jego rany, mógł ją jeszcze powstrzymać, nic nie było przesądzone, a przynajmniej tak mu się zdawało. Prawdą jednak było, że już wpadł w jej sidła w chwili gdy zaczęła się ta bliskość między nimi, coś czego nigdy nie doświadczył w swoim, bądź co bądź, długim życiu. Wzdrygnął się gdy poczuł jej palec na ranie, jakby dotknęła ona samej klątwy. Rozluźnił się pod wpływem docisku w momencie, gdy Deithwen zbliżyła usta do jego brzucha i poczuł jej oddech na swojej skórze, by zaraz poczuć jej wilgotny język podążający za ścieżką krwi, aż do samej rany. Sam nie wiedział jak miał określić to uczucie, jednak na pewno nie czuł dyskomfortu, czuł coś co było połączeniem bezradności i cielesnej przyjemności, coś zupełnie mu nowego. Nawet nie zauważył kiedy wzrok kobiety znów spotkał się z jego, niemalże stykali się nosami. Czuł jej dłoń na swoim ramieniu, która zmysłowo przesuwała się po nim pogłębiając tylko nacisk na emocję anioła. Dopiero jedynie jej słowa wyrwały go z tego stanu, ocknął się jakby ze snu.

Odepchnął ją od siebie delikatnie, nie potrzebował do tego wiele siły, to nie była walka. Ich twarze dzieliła teraz odległość niecałego ramienia jednak nie zrzucał jej z siebie. Lisica dalej mogła siedzieć na nim, Mikhail ledwo czuł jej ciężar.
- Jeśli chcesz to usłyszeć musisz dać mi trochę przestrzeni - wyjaśnił swój czyn. Teraz miał okazję przyjrzeć się kobiecie z bliska, była nietypowa, nigdy nie widział istoty, którą mógłby do niej choćby porównać. Z tej odległości widział wiele, jednak najbardziej zwrócił uwagę na jej wystający obojczyk i fragment piersi odsłonięte przez materiał, który wcześniej zsunął się jej z ramienia oraz na to, że w porównaniu do anioła była drobną osobą, jednak to już było zasługą profesji jakimi się zajmowali. Szybko powrócił wzrokiem na twarz swej towarzyszki, nie chciał być przecież niegrzeczny. Na myśl o tym, że miał teraz opowiadać o swojej przeszłości głębokie westchnięcie nasunęło się samo.
- Nawet nie wiem od czego zacząć, to wydarzyło się tak dawno... - zaczął swą opowieść - Ale przejdę do tego co najważniejsze. Wiele lat temu, jak byłem młody, głupi i niedoświadczony, wierzyłem, że w każdej istocie znajduje się dobro, i że każdego należy wysłuchać. Nie posłuchałem wtedy mojego dowódcy i moi towarzysze zostawili mnie z tą sprawą całkiem samego. Doniesiono mi o miejscu pobytu sprawczyni śmierci mojego ojca, wiedźmy. Jako jedyny zaprotestowałem zabiciu kobiety bez wysłuchania jej i dlatego, że to już była sprawa osobista, pozwolono mi kontynuować to jak chciałem. To była moja ostatnia pomyłka, kiedy otworzyłem drzwi do chaty poczułem sztylet między płytami zbroi, sięgający płytko pod skórę, ale to wystarczyła by klątwa została rzucona. Wtedy już nie miałem wątpliwości co do winy kobiety, zabiłem ją od razu - w tym momencie spuścił wzrok, nie chciał patrzeć jej w oczy.
- Wtedy właśnie zabrano mi prawo powrotu do Planów Niebieskich, zostałem ukryty przed innymi aniołami i Najwyższym. Przez to... - wskazał dłonią na znamię na brzuchu.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Nie poczuła urazy, gdy mężczyzna odsunął ją od siebie. Najważniejsze było zdradzenie swojej tajemnicy, a poświęcenie kilku centymetrów było niską ceną za to co usłyszała i, co najważniejsze, dał możliwość kontynuowania tematu.
Deithwen była bardzo dobrym słuchaczem. Wykorzystała swoją umiejętność także teraz, uważnie pilnując każdego słowa, zdania oraz wypatrując wszelkich emocji. Jej uwadze nie umknął wędrujący wzrok anioła czy wescthnięcie.
Czekała cierpliwie aż zakończy swoją historię, ale… To było dla niej za mało informacji.
Trzeba również zwrócić uwagę na ironię losu. Teraz, gdy niebian wiedział jakie niebezpieczeństwa czyhają w świecie Alarnii skazany był na pomoc od tej samej osoby, która sprowadziła na niego taki los. Jak głosi przysłowie „lecz się tym czym się strułeś”. Tym razem jednak wyróżniał się wiedzą, a także nie wierzył w bezkresną dobroć, która, jak się okazało, nie tkwi w każdej istocie.
Co dziwniejsze, dane my było spotkać kogoś, kto o dobru i złu miał zielone pojęcie… Istniał cień szansy, że chęć wypełnienia na nim aktu samozadowolenia, w postaci unieszczęśliwienia, mogła doprowadzić do zupełnie odwrotnej sytuacji. Skąd jednak mógł wiedzieć w jaki sposób chełpi się lisica nieszczęściem innych? Tworzyła wokół siebie obraz osoby spełniającej marzenia, gdzie zawsze tkwi jakiś haczyk… Wyczuć w niej można było również dobry interes. Mógł więc ją posądzać o owy „haczyk”, ale nic więcej…
Długo wpatrywała się w niego w milczeniu. Wzrok kobiety był łagodny, chociaż nadal chował w sobie powagę oraz dzikość. Mikhail poczuł, jak dłoń czarnowłosej objęła jego brodę. Kciukiem delikatnie pogłaskała jego policzek, po czym w łagodny sposób zwróciła twarz anioła do siebie.
-Dzięki mnie… wrócisz tam skąd przybyłeś –szepnęła w szczerym uśmiechu- W jaki sposób nie wpuszczają Cię na Plany Niebiańskie? Dlaczego nie chcą wierzyć, żeś ich choć skrzydła masz mlecznie białe i serce złote, niczym nieskalane?
Przechyliła nieznacznie twarz, a kilka kosmków kruczych włosów okryły lisicę. Skoro już wyznał swoje pragnienia, teraz mogła wyzwolić go z uścisku i presji. Przynajmniej nie w takim stopniu, jak poprzednio...
-Na wszystko jest sposób. Odpowiadaj tylko na pytania, a droga wyjścia sama się znajdzie…Vala…
Wciąż mu się przyglądała i głaskała palcami szyję mężczyzny, przeczesując nieznacznie włosy za uchem. Nie chciała stracić z nim kontaktu, ani zainteresowania z jego strony swoją pomocą. Musiała... Po prostu musiała go przytrzymać.
Awatar użytkownika
Mikhail
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikhail »

Była dobra w tym co robiła, dostosowywała swoje zachowania do "klienta" i anioł to widział, lecz nie oponował jej ponownemu zbliżeniu. Czuł jak głaskała jego policzek, nagle zrobiła się miła. Anioł czuł się jakby teraz lisołaczka chciała wywołać w nim uczucie, że znajduje się pod czyjąś opieką i nie musi się o nic martwić. Co przyznać trzeba, działało lepiej, jednak gdyby nie jej wcześniejsze zabiegi to anioł wyczułby podstęp, lecz nie, ona bardzo dobrze wiedziała kiedy i jak się zachować by zawsze wyjść na swoje
- Nie wiem jak to działa... Po prostu się gubię po drodze - nie wiedział jak ma to wyjaśnić, po prostu nieważne gdzie się udał, czuł, że oddala się od celu, jakby chciał trafić do domu, ale zawsze się gubił będąc prawie u celu i trafiał na początek.
- Nie spotkałem też nigdy, od kiedy wędruję tutaj, żadnego innego anioła... Albo go nie wyczułem... Wątpię w to pierwsze, więc pewnie nie wyczuwam innych aniołów, a oni mnie. Tyle moich wyjaśnień, sam więcej nie wiem - dopiero, gdy skończył, zorientował się, że palce kobiety pieściły go za uchem, przez co niechętnie, do czego niestety zmusiło go zmęczenie, ściągnął lisołaczke z siebie, obejmując ją usadził zaraz obok siebie. Kobieta była lekka przez co bez problemu to zrobił nim zdążyła zaprotestować.
- Dokończymy tę rozmowę o poranku, dobrze? - nie oczekiwał odpowiedzi, a już podczas tej wypowiedzi przewrócił się na bok, tak, że teraz leżał plecami do swej towarzyszki.
- Jeśli potrzebujesz przykryj się moją koszulą - oznajmił. Cieszył się, że noc nie była wietrzna, bo nie musiał jej zakładać.
Zasnął i nawet nie zauważył kiedy to się stało. Zmęczenie wygrało, a połączone z wcześniejszym bólem tylko przyśpieszyło nieuniknione. Jak każdej nocy nie miewał snów.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Gdy odstawił lisiczkę na bok nie można było rzec, że jest zadowolona. Z drugiej strony musiała polegać na wymogach swojego klienta więc jeżeli ma wyrazi chęć współpracy to dawała mu wolną rękę. Dla niego ta noc oznaczała sen, dla niej zaś… Wysnucie intrygi i obmyślenie planu, jakby to spełnić jego a zarazem swoje pragnienie.
Mężczyzna szybko usnął, ale Deithwen zdecydowanie miała z tym problemy. Wolała funkcjonować w nocy, jak to polujący zwierz. Teraz przychodziła pora wyżerki, chociaż była najedzona rybami to trudno było odzwyczaić swój organizm. Część nocy spędziła na obmyślaniu planu doskonałego, co niestety jej się nie udało. Musiała najpierw odnaleźć jakiegokolwiek anioła by w ogóle wysnuć jakąkolwiek intrygę. Miała jednak o tyle taką wygodę, że wszystkie Vala śmierdziały tak samo. Poczucie ich obecności również było dla niej dręczące, a wbrew pozorom, był to baaardzo duży plus! Mogli podróżować razem wiele dni nim odnalazłaby idealny kąsek. W końcu nie każdy jego pobratymiec był inteligentny. Istnieli również Ci, którzy dopiero zaczynali swoją przygodę i charakteryzowali się naiwnością taką samą jaką niegdyś Mikhail. Wierzyli w, tak zwane, dobro absolutne, cokolwiek to oznaczało… Bowiem Deithwen nie wiedziała co mają na myśli wypowiadając takie słowa. Takie istoty robiły wszystko, według niej, bezmyślnie. Rzucali się w ogień by wyciągnąć kilku ludzi, albo chowali biedaków pod swoimi dachami czy też ratowali życie przed stworami lub po wielkich katastrofach naturalnych… I nie byłoby to dziwne, gdyby nie fakt, że nic z tego nie mają. Ani dobrego interesu, ani zysku. Częściej sami byli ranni i skaleczeni, o dziwo szczęśliwi z tego powodu. Nie rozumiała dlaczego, ale mało ją to obchodziło, bo w końcu… Ilu im wdzięcznych ludzi przychodziło po pomoc w ocaleniu wielkich bohaterów do niej?...
Musiało więc zostać przy wstępnej fazie, a gdy odnajdzie kogoś kto spełnia jej wymagania wówczas zacznie się zabawa…
Tymczasem księżyc już dawno powędrował wysoko na niebie, niemalże żegnając się z ich towarzystwem. Lisica zdołała usnąć i to nie w byle jaki sposób. Wciąż tkwiąca w ludzkim ciele zwinęła się niemalże niczym kłębek, skryta pod warstwą rozłożonej koszuli mężczyzny, tak by słońce nie raziło jej promieniami słońca gdy tylko wstanie. Miejsce również nie było bez znaczenia. Między korzeniami jednego z drzew odnalazła idealne zagłębienie, akurat na jej wymiary by móc przybrać odpowiednią pozycję oraz tak by słońce nagrzało tylko część jej ciała.
Ten dzień zdecydowanie zapowiadał się na ciepły i bezchmurny. Ptaki zbudziły się, gdy tylko złote koło zaczęło zarysowywać swoją linię na horyzoncie. Wyśpiewywali wesołe melodie, które współgrały z pluskającymi rybami odznaczającymi się tęczowymi barwami. Wiatr wirował delikatnie między gałązkami delikatnie je popychając by utworzony niemy szept. Zwykły człowiek pomyślałby, że trafił do raju. Tylko jedna osoba, stworzona z chorych ambicji i piekła, chowała się pod jasnym materiałem. Uśpiona jakby na wieki, bez najmniejszego zamiaru zbudzenia. Jej oddech był cichy i równy z rytmem natury, który utworzył się wokół. Dziw było uwierzyć, że w jakikolwiek sposób tutaj nie pasuje.
Awatar użytkownika
Mikhail
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikhail »

Anioł nie potrzebował dużo snu, zbudził się chwilę przed tym jak słońce zaczęło pojawiać się za horyzontem. Nie czuł już zmęczenia, tej nocy nie dręczyły go koszmary. Mozolnie, powoli podniósł się z ziemi na proste nogi. Rozejrzał się, rozjaśniło się już na tyle, by nie potrzebował mieć kocich oczu żeby dostrzec własną, wyciągniętą dłoń. Dopiero po chwili dotarło do niego, że czuje chłód, przebudzanie się jego umysłu było znacznie wolniejsze niż ciała. Mógł widzieć swój oddech, ale rosa rosa na trawie nie stała się jeszcze szronem, to był znak, że nie jest najgorzej. Chciał sięgnąć po swoją koszulę, ale przypomniał sobie, że użyczył ją swojej towarzyszce, której rzucił tylko przelotne spojrzenie. Nie chciał jej przebudzić, zabierając swoją odzież, więc machnął na to ręką. Podszedł do jeziora i usiadł na klęczkach zaraz przed taflą wody. Przemył twarz w lodowatej wodzie, co momentalnie obudziło go już w pełni. Ściągnął opatrunek, który założyła mu kobieta i zmył resztki maści, które zalegały na jego skórze. Podniósł się, jego ruchy już były mniej ospałe, nabrały dynamiki. Odwrócił się i skierował swoje ruchy w pobliże drzew. Zaczął szukać względnie suchych patyków, wśród chrustu, ale nie szło to najlepiej. Większość była pokryta niewielką warstwą porannej rosy.
- Trzeba było to zrobić wieczorem - wymamrotał sam do siebie i westchnął ciężko. Ale w końcu udało mu się odnaleźć kilka nadających się do tego patyków, odrobinę chrustu na podpałkę, więc wrócił w pobliże Deithwen, która dalej była pogrążona we śnie. Anioł nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że kobieta usnęła znacznie później od niego.
Usiadł na trawie, krzyżując nogi, swoją torbę przysunął do siebie i wyjął z niej krzesiwo. Patyki rozłożył w stosik, pod nie podłożył chrust, w którym wpierw wzniecił żar przy pomocy krzesiwa. Delikatnie wydmuchiwał powietrze w stronę żaru, by wzniecić płomień, co dosyć szybko udało się. Wyciągnął z torby jeszcze niewielki garnuszek, wstał, podszedł do jeziora, nabrał wody do niego i wrócił do ognia. Zaczął gotować wodę w garnku. Miał zamiar ochłodzić ją i wypełnić bukłak, na szczęście nosił ze sobą dwa, bo jeden stracił w tamtym niefortunnym wydarzeniu. W torbie miał jeszcze odrobinę prowiantu, który zakupił w wiosce, wyciągnął z tego ćwiartkę chleba, kawałek suszonego mięsa i cytrynę, z której okroił jedną trzecią. Wszystko było pozawijane w materiał. To czego nie potrzebował teraz, zawinął i schował do torby.
Słońce wyszło już zza horyzontu, było już całkiem jasno i z każdą chwilą coraz cieplej. Więc Anioł, nim przystąpił do posiłku, zbliżył się do lisołaczki, powoli ściągnął z niej swoją koszulę. Założył ją, nie chciał bardziej ingerować w jej sen, nie wiedział jak może na to zareagować. Wrócił do swojego posiłku, w międzyczasie doglądając gotującej się już wody. Ściągnął go z ognia, do którego drugą ręką dorzucił kilka patyków, a garnek odstawił na trawę. Gdy skończy jeść, ochłodzi go w jeziorze.
- To co teraz? - rzucił do kobiety, nawet nie wiedząc, czy jeszcze śpi, by zaraz potem włożyć cytrynę do ust i potraktować zęby sokiem. Marynarze zapobiegali w ten sposób chorobom zębów i dziąseł, sprawdzało się tak jeśli chodzi o długie wędrówki po lądzie. Przełknął sok, wykrzywiając się przy tym, to nie było najprzyjemniejsze. Pozostała skórkę owocu włożył do małego ogniska. Chwycił garnuszek, i znowu podszedł do jeziora. Naczynie włożył do zimnej wody, która aż zaczęła parować od nagłego podwyższenia temperatury. Czekał aż ciecz wewnątrz będzie zdatna do tego, by przelać ją do bukłaku.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Słońce powoli niosło się ku górze przebijając się przez przesmyki liści i gałęzi. Jego promienie drażniły powieki lisicy, która tylko zakręciła nosem. Ucho drgnęło jakby zbudzone ich obecnością więc delikatnie zanurzyła się szczelniej pod koszulą anioła. I tak zastygła na kolejne godziny, idealnie wdrążona między korzeniami. To miejsce wręcz wołało Deithwen do siebie by móc dopasować się do jej ciała i nim wypełnić.
Żółte koło wędrowało jednak dalej, coraz uporczywiej naciskając na czarnowłosą. Spała nadzwyczaj cicho i niemożliwie spokojnie, co nie było niczym dziwnym w oczach Mikhaila. Gdyby tylko wiedział ile zamętu, chaosu oraz zła jest w stanie sprowadzić jedna istota… i to na bardzo duży obszar!
Kłębek ruszył się dopiero, gdy wiewiórka odbiła się od nagiego ramienia wiedźmy. Mruknęła, a może warknęła, zirytowana. Poczuła chłód na swoim ciele, a po chwili znowu usnęła… I kolejne dźwięki zbudzenia. Usłyszała jego głos, pytanie które dziwnym trafem istoty lubiły zadawać w samotności.
To co teraz?...
Właśnie, co teraz? Jak doprowadzić plan do doskonałości? Co teraz powinna zrobić? Niemożność zaplanowania od razu popsuła nadchodzący dzień.
Wsparła się na przedramionach, widocznie zaspana, na co także wskazywały jej oklapnięte uszy. Chciała rozejrzeć się po okolicy, ale szybko z sykiem zakryła oczy. Było nieznośnie jasno, szczególnie gdy patrzyło się na strumyk wody. Bezlitośnie jaśniał pod promieniami słońca, migocząc na wszystkie boki.
Deithwen w końcu wstała, poprawiając ubiór, który odkrył ją niemalże całkowicie. Była niczym zbity pies, który zbliżał się do wodopoju. Uklękła tuż przy rzeczce i jeszcze chwile wpatrywała bez słowa w przezroczystą ciecz. W końcu dłonie z niechęcią zanurzyły by następnie zalać twarz orzeźwiającą dawką. Oczy lisicy rozszerzyły się momentalnie i westchnęła ciężko.
Spojrzała ukradkiem na anioła.
-Jak się czujesz, Mikhail? Twoja rana lepsza? –spytała śmiało spoglądając na jego tors i schodząc wzrokiem na brzuch. – Koszula zbędna –dodała urażona obmywając twarz kolejną dawką wody.
Na chwilę ujrzała dziwne obrazy, jakby cięcia ujęć. Wzdrygnęła się i pochyliła nad wodą. Zanurzyła dłonie, by następnie zatonąć aż po łokcie niemalże wpadając do strumienia. Włosy uniosły się na cieczy plątając między rękoma.
Deithwen szukała czegoś na samym dnie. Macała palcami a wzrok wędrował szybko przechwytując informacje.
-Krew…-szepnęła – Rzeka krwi… Płynie tu rzeka krwi. –szeptała wchodząc teraz całym ciałem. Poruszała się na czworaka obserwując różnokolorowe kamyczki. Grzebała nieustępliwie w ziemi, coś przekładała. W końcu znalazła. Krótki miecz. Wyjęła go stając na dwóch nogach. Krawędź broni błysnęła w słońcu. Gruby rękojeść wydawał się cięższy do samego ostrza, a w jego środku widniało miejsce na kamień. – Spójrz… Nie zarośnięta ni w ząb. Musi być tu od niedawna… Nie aż tak dawna… Znasz się na orężu?
Uszy lisicy chodziło to w górę to w dół, drażnione dziwacznymi dźwiękami. Niesłyszalnymi dla zwykłych jednostek.
-Słyszysz to? Boli…-zacisnęła zęby- Nie wiem gdzie to…i ta krew, płynie to wszystko. Ajć…
Awatar użytkownika
Mikhail
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikhail »

- Bez różnicy. Nie mniej jednak dziękuję za wczorajszą pomoc - kątek oka widział jak jego towarzyszka zbliża się do źródła wody i korzysta z niego by rozbudzić się.
- Zbędna? - nie do końca rozumiał co miała na myśli lisołaczka, czego nie ukrywał. Odwrócił się w jej stronę. Jednocześnie wyciągnął już ostudzony garnek z wody. Przelał zawartość naczynia do bukłaku, wsunął go za pas i przywiązał go rzemieniem. Chwilę, zaledwie mrugnięcie potem zaczęło dziać się coś... No właśnie, co? Anioł na początku był kompletnie zagubiony, gdy kobieta coraz głębiej schodziła do jeziora jakby czegoś szukała. Nie chciał przeszkadzać jej w tym, prawdopodobnie miała teraz jakieś wizję. Co prawda nigdy nie widział kogoś kto miał takie zdolności, ale słyszał nie raz o tym.
Ze zdziwienia wyrwały go słowa, słowa skierowane bezpośrednio do niego.
- Tak, znam się... - odpowiedział i przejął ostrze z rąk kobiety. Było w bardzo dobrym stanie, to aż dziwne bacząc na miejsce gdzie się znajdowało. Stal nie była nawet porysowana.
- Auć - Ostrze delikatnie rozcięło skórę na palcu anioła, reakcja była wywołana bardziej przez zaskoczenie niż ból. *Wciąż ostre* pomyślał. Nie było na nim widać żadnych śladów użytkowania.
- Nie jest nawet wyszczerbione... - Nie przerywał obserwacji.
- Zdobienia na jelcu wydają mi się znajome... Taki miecz mają strażnicy w Nandan-Ther - Nagle poczuł jakby coś paliło jego skórę na dłoniach, wszystko naokoło przestało mieć znaczenie. Do jego umysłu napływały niezrozumiałe szepty... Jego miecz... Miecz anioła wołał go. *Jakim cudem? Z tak daleka?* Nigdy wcześniej nie zdarzało się tak, by ten głos pojawiał się tak nachalnie. Nigdy wcześniej nie zdarzało się to bez kontaktu fizycznego z mieczem. Wyrzucił ostrze z Warowni. Szepty ustały.
- Tak, zdecydowanie coś tutaj się wydarzyło... - momentalnie spoważniał, widać był po wyrazie jego twarzy to, że jednocześnie chce się dowiedzieć co tutaj zaszło, ale również to, że rozsądek podpowiadał mu najlepsze rozwiązanie... Odejść stąd.
- Zanim tutaj przybyliśmy... Straż z Warowni walczyła z kimś... Lub czymś... Broń nie jest nawet uszkodzona. Czy na dnie było ciało? - zapytał kobiety, jednocześnie podnosząc się z kolana. Stanął wyprostowany. Obrócił się na pięcie i podszedł do swojego wyposażenia. Założył swój pancerz, co zajęło mu dłuższą chwilę. Mimo wszystko pancerz płytowy zakładany w pojedynkę sprawiał kłopoty.
- Szukamy więcej śladów, czy idziemy dalej? - rzucił do Deithwen. Gdy skończył ze zbroją, zarzucił miecz na plecy.
- Wpadłem na pewien pomysł, ale potrzebuję Twojej pomocy. Muszę znaleźć innego anioła, może wtedy będę mógł pozbyć się klątwy... Albo chociaż dowiedzieć się na czym tak naprawdę stoję... - wyjaśnił. Liczył na to, że lisołaczka pomoże mu znaleźć innego przedstawiciela jego rasy.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

-Zbędna, bo nie dopuszcza powietrza. Rana nie oddycha więc goić się nie chce –odpowiedziała nieco przemądrzale zadzierając nosa. Lisica zmarszczyła nieznacznie nozdrza spoglądając na broń. Słuchała uważnie swojego towarzysza rzucając mu na koniec spojrzenie spode łba. –Hm… -zachrypnęła się– Ciała nie widać… Gładkie cięcia… Tylko krew i krew… -dodała na chwile bocząc świadomością w ujrzane widzenia. Potrząsnęła głową w celu rozbudzenia. Anioł w tym czasie ubierał zbroję, a Deithwen nie za bardzo kwapiła się do pomocy. Nie miała też zbytnio pojęcia, jak wszystko zakładać czy mocować, a Mikhail radził sobie z tym dobrze. Nie wiedziała, co początkowo odpowiedzieć na jedno z jego pytań, a zainteresowała ją kolejna pula możliwości rozmów.
-Mówiłam Ci –podjęła ostro krzyżując ręce na klatce piersiowej – Spełnię Twe pragnienie… Odnajdziesz istotę swego rodu. Mam nadzieję, że nie powątpiewasz w moje umiejętności…-dodała niemile dołączając do tego podejrzliwy wzrok – Mów więc mi, jaki to masz plan?
Otrzepała i wycisnęła mocno swoje ubranie. Słońce już nagrzewało jej ciało. Wzdłuż włosów wciąż ściekały krople cieczy, uparcie stukając o taflę wody i drażniąc jednostajnymi dźwiękami. Próbowała przyklapnąć odstające i futrzane uszy, tak by zlały się wraz z włosami, ale nie szło jej to najlepiej.
-Mnie się pytasz co robimy? –odparła zirytowana- To Ty Vala jesteś, nie ja. Ciebie powinno to wszystko obchodzić, a przynajmniej tak mi mówiono. Przejmujecie się wszystkim. Takie Wasze zadanie, takie o Was powieści głoszą „Z miłosierdzi upleceni, jakoby światłość stąpiła na ziemie nieczystą. Wśród grzesznych jedyne istoty sercem myślące, ni rozumem, bo rozum nie mieści się w ramach przebaczenia…” Aghrr!...-zajęczała, gdy strzała wbiła się w jej bark tuż nad łopatką. Aż potoczyła się kilka kroków w przód delikatnie zginając ciało od sił fizycznych. Spojrzała wściekle za siebie, ale nikogo nie dojrzała. Oczy kobiety wędrowały szaleńczo po okolicy, ale wciąż nie dostrzegła nikogo. Czuła, jak żyły momentalnie zapulsowały w jej ciele. Miała wrażenie, że wszystko cichnie i jedynie oddycha układem krwionośnym. Oddychała coraz ciężej. Musiała poświęcić wiele sił i uwagi by wznieść rękę. – Co się…- i kolejny świst. Deithwen odruchowo przykucnęła, ale gdy tylko strzała znalazła ujście w przestrzeni odbiła w bok. Wyskoczyła ze strumienia, a między nią a aniołem poleciała kolejna fala strzał. Mikhail stracił lisicę z pola widzenia i został zatrzymany niezbyt silnym zaklęciem silnych skurczów w łydkach, tak by wstrzymać go przed ucieczką.
„Łapać go!” „Ruszać dupy!” „Gdzie dziewczyna?!” krzyczeli dookoła i już jeden z nich wyskoczył naprzeciw jasnowłosemu.
-Radzę Ci się poddać! –miał męski niski głos oraz twarz w bliznach. Głowę przyozdabiała bordowa chusta, która odsłaniała elfie, długie uszy. Postury też widać byle jakiej nie był. Bardziej solidny i umięśniony od przeciętnego rodaka, odbiegający od norm, chociaż wciąż rozbrzmiewał melodyjnością. Skórzany pancerz nie mógł się równać z tym, jaki posiadał anioł, ale nie miał przewagi w liczebności. Wokół panowało napięcie. Elf zacisnął dłonie na długim mieczu o cienkim przekroju zapowiadającym lekkość broni. Mimika nie była ani trochę przyjazna, wręcz obrzydliwa. Rzucił spojrzenie na krótki miecz. W jego oczach rozpaliła się prawdziwa złość- Moi bracia słyną z przyjaźni względem natury, chować potrafią się dobrze. Nie zliczysz ich nawet swoją wyobraźnią. Lepiej się poddaj…I nie atakuj… -powiedział ostro i zdecydowanie – Odrzuć broń.-nakazał.
Awatar użytkownika
Mikhail
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikhail »

On wyraźnie różnił się od innych aniołów po tych wszystkich latach, słowa Deithwen tylko go w tym bardziej uświadomiły. Już chciał zebrać się do odpowiedzi, ale strzała, która trafiła jego towarzyszkę skutecznie go od tego odwiodła. Nie myśląc zbyt wiele dobył miecz, ale nie zdążył sięgnąć po lisołaczkę, zniknęła wśród gradu strzał, który został na nich spuszczony. Pierwszym zamachem ostrza odepchnął dużą ilość strzał broniąc swój tors i głowę. Jego miecz nie bez powodu było nazywane Opiekunem. Wraz ze stylem walki anioła tworzył defensywę z pozoru nie do przejścia. Drugi zamach, wsparty przedramieniem drugiej ręki i pół-piruetem, wywołał podmuch powietrza zebranego przez szerokie ostrze, które teraz nie przecinało powietrza, a zbierało je i kontrolowało tak jak chciał niebianin. Strzały popychane przez masy powietrza zmieniały kierunek, odbijały się od ostrza, mijały ciało Mikhaila. Kilka sztuk otarło się o jego zbroję, ale nie wyrządziły żadnych szkód. A on poruszał się płynnie, jakby w tańcu, bronił przed nacierającą masą pocisków.

W końcu ustało. Skończyło się jak piosenka porywająca do tańca. Anioł nie widział nigdzie Deithwen, za to widział elfa. Elfa, który wybijał się ze stereotypu elfa. *A podobno każdy elf jest piękny...* myślał, przyglądając się przeciwnikowi. Oparł ostrze o swój bark, słuchając uważnie słów swego szpetnego towarzysza. *Boją się... On się boi...* słyszał szepty, szepty zachęcające go do walki. Jego broń mieszała mu w głowie, ale teraz musiał to wytrzymać. Nie mógł ryzykować, był coraz bliżej celu.
- Przyjaźni względem natury? Ona byle komu da schronienie... Wy się po prostu boicie - mówiąc to, zrzucił ostrze z ramienia i na rozkaz elfa, wbił je w ziemię i podtrzymywał dłonią.
- Sam jesteś wojownikiem i rozkazujesz innemu odrzucić broń? Mimo, że jest Was więcej to boisz się mnie... Ale nie chcesz mnie zabić, chcesz najpierw sprawdzić co ja zrobię. Nie zaatakuję Cię... - zbliżył się o krok do elfa, zaklęcie nie robiło na nim wrażenia, było zbyt słabe, by go zatrzymać. Elf cofnął się o krok.
- Czego chcesz? Bo nie sądzę byś chciał rozmawiać po tym jak zaatakowałeś mnie i moją towarzyszkę. Od razu też powiedz dlaczego nas zaatakowałeś - anioł był stanowczy, nie okazywał strachu i nie było tego po nim widać. Takie sytuacje to nie była dla niego nowość. Zaczynał mieć pewne podejrzenia co do zaistniałej sytuacji, nagle jego anielskie skrzydła wystrzeliły i pojawiły się na plecach. Elf wycofał się o kolejny krok, a jego twarz na sekundę pokazała zdziwienie. Jednak szybko wróciła do tego obrzydliwego wyrazu.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Po czole elfa spłynął zimny pot, a dłonie zdecydowanie mocniej zacisnęły się na rękojeści broni. Tego się szczerze nie spodziewał.
Liście na drzewach zaszeleściły mową wiatru. Jeden głęboki wdech by opanować sytuacje. Cisza. Jedynie las rozmawiał, giął gałęzie, a trawa delikatnie smagała spięte ciała. Oczy miał wbite w anioła. Długo milczał.
-Nie znasz natury…-wycedził przez zęby – Ale kłócić się z takim jak Ty nie będę. Niemądrze gadasz nie wiedząc ilu elfów możesz do siebie zrazić… Zbroje na sobie niesiesz nie głupią i nie lekką, z Warowni wytargałeś? –spytał wprost mężczyzna.
Zdrętwiał widząc, że jeden z jego braci wstaje. Tak po prostu, opuszczając broń.
-Methem…Co ty…
-Spójrz
-przerwał szczupły i smukły mężczyzna, odziany w podobną kolorystykę zbroi co właściciel miecza. Wskazywał na niewielkie wniesienie run leśnych. Wojownik niepewnie rzucił spojrzenie w wyznaczone miejsce i równie szybko jego oczy na nim pozostały. Opuścił miecz. Widział białego lisa. Z daleka nie można było określić nic więcej. Promienie słońca otaczały sylwetkę stworzenia i oślepiały mieszkańców lasu.
-Deitwhen…-szepnął w odpowiedzi. Liście pociemniały, a między pniami rozległ się nieprzyjemny chłód. Ziemia mroziła się w narastającej wilgoci wydrążając kształty stóp od ciężaru ciał. Mężczyzna ochronił oczy przed słońcem, a lis zniknął. Wszystko wokół, jak zmora, podążyło za zwierzęciem. Elf spojrzał na skrzydlatego i schował broń- Nie jesteś jednym z nich…-podjął na nowo dialog, a z kryjówek ujawniło się zaledwie kilka twarzy. Reszta wciąż cierpliwie czekała na rozwój wydarzeń. – Czego więc szukasz? Niczego tu nie znajdziesz… Ciekawego. Kimkolwiek bądź czymkolwiek jesteś…
-Wybacz nam podróżny…-przejął inicjatywę ten, którego zwano Methem. –Reihaveanel to dowódca naszej grupy. Jesteśmy z Klanu Ibunaer, zamieszkujemy te tereny lasu, a właściwie jego centrum. Wasza towarzyszka zapewne krzywdy nie doznała. Nie musisz się martwić, deithwen nie dopuści do krzywdy niewinnych… -zielone oczy elfa przyjaźnie spoglądały na anioła – Wybacz, zapewne nie wiesz o czym mówię. Może zacznijmy od początku… Jak Cię zwą nieznajomy?


***
Zraniona lisica przemieniona w swą zwierzęcą postać umknęła gdzieś daleko w las pozostawiając po sobie jedynie nic nie znaczące wspomnienie, jak i symbol. Elfy puściły ją wolno, podobnie jak samego anioła, gdy tylko szelest liści na nowo zaszumiał niepożądanie.
-Wybacz nieznajomy! Musimy się ukryć przed wrogiem. Nie będziemy zakłócać Twej podróży, jednakże pamiętaj, że nikogo tu nie widziałeś. Niechaj Matka Natura ma Cie w opiece. -szepnął dowódca po czym zgraja uszatych momentalnie zlała się z tłem lasu, dając możliwość odejścia Mikhailowi.

Ciąg dalszy nastąpi.
Zablokowany

Wróć do „Warownia Nandan-Ther”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości