Ostatni Bastion[Miasto] Lamento eroico

Kraina Górskiej Twierdzy, jedynym zamku jaki pozostał po Wielkiej Wojnie. Tutaj spotkać Cię może wszystko, napotkasz na swojej drodze złodziei i hulaków, ale także nadobne panny i dostojnych rycerzy. Pamiętaj jednak że jedyną osoba której możesz ufać jesteś Ty sam.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

        - Dobrze, że jesteśmy długowieczni – mruknęła delikatnie się uśmiechając.
        Nie mogła odejść, gdy wstrzymał ją zaciśniętą dłonią. Lubiła jego gładką skórę, różniła się ona od innych, chociaż zapewne każdy anioł charakteryzuje się tą cechą. Mimo to, byłaby w stanie rozpoznać gest Dżariego w tłumie ludzi. Cieszyła się, że nie odepchnął jej od siebie, gdy tak nagle zaatakowała go przytuleniem. Laki nie był wylewny, prędzej przyzwoity na każdym kroku, a ona bardzo otwarta i bez zahamowań, ale w tym dobrym znaczeniu. Jednak pozostawał wciąż Niebaninem i idealnie spełniał się w tej roli, gdy głaskał ją po głowie. Bez obaw więc przyjęła zwieńczenie jego słów, jakie okazał po złożeniu obietnicy.
        Dłonie elfki na krótką chwilę spoczęły na jego szerokich plecach. Gdy spotkają się następnym razem wszystko będzie wyglądać inaczej… Tak właśnie obiecała sobie Shantti. „Wszystko będzie inaczej…”

        Nim jeszcze weszli do Nehiela, tancerka pociągnęła odstającą nitkę z habitu. Swoimi plączącymi się nieustępliwie loczkami i kawałkiem nitki wszczepiła sobie piórko we włosy tak by nie rzucało się zbytnio w oczy. Bardziej spostrzegawczy obserwator dojrzałby je w brązowej gęstwinie, dodało jej po prostu ciekawego akcentu. Na ten moment musiała sobie obecnie radzić, w późniejszym czasie z pewnością wymyśli coś bardziej trwałego, ale nie chciała zgubić amuletu.
        Słysząc kąśliwe uwagi Nehiela od razu wiedziała, że mnich wraca do zdrowia. Jej usta rozciągnęły się momentalnie, ale uśmiech przygasł gdy usłyszała wzmiankę na temat utraty skrzydeł.
        Shantti weszła odważnie do środka rozglądając się pobieżnie dookoła.
        - Hm, nie widzę tutaj żadnych obrządków, które miałyby cię stąd przegonić – odpowiedziała delikatnie chcąc się odgryźć w imieniu kapłana.
        „Przynajmniej to nie on posyła na ciebie przodków do pilnowania”, pomyślała przelotnie.
        Zaskakująco nie męczyła ją już myśl o rozłące z Dżarim. Może wolała już tego nie analizować? Jest wolnym ptakiem, ona przecież też. Kolorowym, całym w barwnych piórach. Tęcza barw nakładała się na siebie wieloma pasmami, które należało wykorzystać. Przyszedł moment, gdy ponownie musi wyznaczyć nowe cele na swej drodze, a pierwszym z nich z pewnością będzie opuszczenie Ostatniego Bastionu.
         Elfka śmiało zbliżyła się do mnicha i podsunęła sobie krzesełko by dosiąść się do jego towarzystwa. Spojrzała na niego przenikliwie a zarazem pytająco. Przez ten czas tkwiła w przeświadczeniu, że może anioły potrafią jakoś chować skrzydła czy… coś. Może niekoniecznie wrastają, ale nikną albo stają się niematerialne, teraz jednak mocno zwątpiła w takie moce. Wypadek, kara?
        - To właśnie ta cena za miłość, która ma kres? – spytała bezpośrednio po krótkiej chwili ciszy.
        - Odebrali ci ją i twoje skrzydła?
        Shantti doskonale zdawała sobie sprawę z tego po jak cienkim lodzie stąpała, ale nie istniał nikt kto by był w stanie określić postępowanie Nehiela i jego reakcje na konkretne sugestie. Był postacią zagadkową, a elfka stawiała na szczerość więc chyba nie widziała innej drogi. Jej głos zresztą nie był nazbyt ciekawski, a już tym bardziej rozczulający. Po prostu ciepły.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Nehiel łypnął na Shantti jakby trochę nieprzychylnie, gdy ta odcięła się po jego kąśliwych pytaniach - chyba po prostu nie spodziewał się, że komuś będzie się chciało z nim dyskutować. Nawet jednak nie próbował udawać obrażonego, a gdy przedramieniem odgarniał włosy z twarzy, bacząc by nie zniszczyć opatrunków na dłoniach, przez jego twarz przebiegł niewyraźny uśmiech. Chyba Shantti mu imponowała tym, że mimo braku doświadczenia z Niebianami i tym wszystkim co przeszła, miała jeszcze ochotę do niego pyskować i odpowiadać na jego złośliwości.
        Dżari za to w milczeniu przysiadł obok rannego anioła i bez słowa oglądał jego rany. Najpierw delikatnie ujął go za ręce i sprawdził ruchomość palców - przerywał za każdym razem gdy usłyszał syknięcie, a gdy po któryś razie Nehiel posłał mu naprawdę mordercze spojrzenie, Laki odpuścił. Mnich natychmiast szarpnął rękę do siebie, a na jego twarzy nadal widoczny był wyrzut. Później Dżari przyjrzał się jego podbitemu oku i pokiereszowanemu obliczu. Wszystko goiło się dobrze, nie było żadnego śladu zakażenia, a regeneracja Niebianina działała bez zarzutu. Prawdopodobnie w przeciągu najbliższego tygodnia powinien dojść do siebie. ”Ciekawe tylko czy te zerwane paznokcie mu odrosną?”
        Pytanie Shantti sprawiło, że Nehiel spojrzał na nią jakby z wyrzutem i długo milczał. Niespokojnie przesunął się na łóżku, by siedzieć plecami bliżej ściany - zupełnie jakby bardzo nie chciał, by ktoś znowu widział jego blizny. Pewnie zignorowałby jej dociekania i udawał, że ich nie słyszał, lecz Dżari również patrzył na niego wyczekująco, chociaż nadal miał on w pamięci słowa Dżariela o tym, że mnich niespecjalnie lubi mówić o swojej przeszłości i motywacjach.
        - Zajmijcie się sobą - sarknął w końcu ranny anioł. - Niech to, co was obchodzi moje życie osobiste, co?
        - Obchodzi, bo cały czas mówisz zagadkami - odpowiedział ze spokojem Dżari, podnosząc na Nehiela wzrok. To spojrzenie jakoś sprawiło, że mnich sam obrócił głowę i patrzył na Shantti. W końcu dramatycznie westchnął.
        - Tak, straciłem skrzydła wtedy, gdy na moich oczach żywem cięto na części moją ukochaną - oświadczył jadowitym tonem, w którym słychać było złość i wibrującą nutę żalu, która miała się również pojawiać później w głosie Dżariego za każdym razem, gdy będzie wspominał maga, który poświęcił za niego życie.
        - I to żadna cena - sarknął jeszcze, nakręcając się na prawienie płomiennego kazania. - To było warte mniej niż nic, bo też i na tyle się zdało. Bo walczyłem z całych sił, a i tak poległem. Odcięli mi je toporem, czterech unieruchomiło mnie przy pieńku, a piąty potraktował mnie jak kawałek drewna na opał. Trzy razy uderzał w każde skrzydło, bo nie umiał tego zrobić czysto. Ale na mnie się nauczył i jej odrąbał skrzydła za pierwszym razem. Ponoć miała zresztą miększe kości.
        - Nie nakręcaj się - zganił go bez przekonania Dżari.
        - Chciałem być wierny tak jak wy - perorował dalej Nehiel nie zważając na komentarz Lakiego. - Nieskalany i niewzruszony w swych postanowieniach. Gdy postawiono mnie przed wyborem nie chciałem go dokonać, chciałem wszystko zrobić po swojemu, nie musieć wybierać, zwyciężyć na wszystkich frontach. Miałem te same opcje co ty, Dżari, ten sam wybór co Dżariel, lecz za długo się wahałem, stchórzyłem. Później nie było już wyboru, podjęli decyzję za mnie, a za moje błędy zapłaciła ta, którą kochałem, chociaż wcale nie powinna być w to zamieszana. Wam się udało, ty na każdym etapie wiedziałeś co czynisz, Dżariel ostatecznie również zrobił to, co było słuszne, podjął decyzję, która była w pełni jego, płynęła z głębi serca i jego przekonań. Mieliście szansę, którą wykorzystaliście w pełni. Jak skończyła się ta historia, cóż… Może wasze zakończenie nie było szczęśliwe, ale uczucie jakim się darzyliście przetrwało, to ono pchało was do przodu, pozwalało trwać i zwyciężać. Gdyby Dżariel zachował się jak ja… zginąłbyś w tamtych podziemiach, a on z pewnością również położyłby głowę pod miecz Tallasa, bo nie umiałby z tym żyć.
        Gdy Dżari słuchał tej przemowy, jego oczy zalśniły łzami, aż w końcu zwiesił głowę i przysłonił twarz dłońmi, by nie okazywać bólu. Nehiel jakby zupełnie nie zważał na jego cierpienie i mówił dalej.
        - Powiedziałeś mi, że wierność jest twoją siłą. Tak, zgadza się, to była twoja siła. Ale wiedziałeś, kiedy pociągnie cię ona na dno i rzuciłeś Tallasowi wyzwanie zamiast z uporem próbować przekonać go do powrotu po dobroci. To wierność w stosunku do Dżariela była twoją siłą, względem niego i swoich własnych przekonań, a nie wierność przyjaźni, która by cię zniszczyła, ta jednostronna, która ciągnie na dno. Podjąłeś najlepszą możliwą decyzję.
        - Przestań - syknął na niego w końcu Dżari nie podnosząc wzroku. - Dość.
        - Dlatego chciałem, byście się spotkali. Dlatego pomagałem Dżarielowi. Byście nie skończyli jak ja, by tym razem nic nie poszło na marne. Byście mogli naprawdę dać świadectwo temu, co czujecie i nie poddali się lękowi. Dżariel…
        - Przestań wypowiadać jego imię! - krzyknął nagle Laki. Gdy podniósł oblicze, łzy płynęły szeroką strugą po jego policzkach.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

        Shantti wpatrywała się w swego rozmówcę ani na moment nie tracąc go z oczu. Atmosfera gęstniała, a ona zdawała się być niewzruszona na żaden sposób. Płynęła z niej empatia, można to było wyczuć chociażby w tym, jak uważnie wysłuchuje Nehiela, ale brak mimiki twarzy oraz brak jakiegokolwiek ruchu ciała elfki wskazywał na silny mur psychiczny. Znając już odrobinę mnicha nie dawała się tak szybko zbić z tropu, szczególnie, że to właśnie teraz poznaje źródło jego jadu.
        Tancerka poruszyła się dopiero w momencie, gdy wybuchł Dżariel. Uszata wyprostowała się i odruchowo wycofała odrobinę nie spodziewając się takiej reakcji ze strony anioła, ale momentalnie złagodniała obejmując wzrokiem dwójkę mężczyzn. To była śmiała myśl, ale zamiast Pana teraz ona musiała zaopiekować się dwójką wiernych.
        - Nie ma decyzji poprawnych i niepoprawnych w takich sytuacjach… - zaczęła bardzo ostrożnie odprowadzając wzrokiem Dżariela „na miejsce”.
        - …i nigdy nie można przyrównywać sytuacji do siebie, nawet jeżeli są niemalże identyczne. Ludzie i nieludzie mogą ci mówić, że powinieneś postąpić inaczej, lecz nie ma prawa wypowiadać się ten kto sam nie doznał tak ciężkich wyborów. Wręcz śmiem powiedzieć, że nikt bez wyjątku nie może pouczać drugiego w tej kwestii, każdy jest inny i wszystkie relacje różnią się między sobą. Choćbym nie wiem jak bardzo byś chciał, twoja przeszłość jest nijak podobna do tej, którą i my teraz zyskaliśmy. To tylko powierzchowne podobieństwo…
        Shantti czuła, że teraz rozpocznie długi monolog. Nie chciała w żaden sposób wyjść na przemądrzałą, sama przecież nie miała prawa komentować zdarzeń, a przynajmniej tak czuła. Była tylko pobocznym uczestnikiem, nikim więcej, ale też nie potrafiła przejść obojętnie wobec całej tej historii. Pewnie za chwilę mnich wyleje na nią kolejny kwas słów, jednak na charakter Nehiela nie miała wpływu. Może to i lepiej jak sobie tak poprzeklina w głos?
        - Czy to właśnie nie porównywanie się zagoniło Tallasa do Piekielnych? – spytała retorycznie ściszonym głosem.
        - To nie Pan powinien ci wybaczyć, a ty sam sobie, Nehiel – zwróciła się ku aniołowi kładąc dłoń na jego ramieniu.
        - Powracanie do tamtej chwili nic nie zmieni… Jednak to, że sobie wybaczysz zdziała bardzo wiele. Powracasz myślą do hasła „wierność to siła” i właśnie to wciąż w tobie widzę. Pamięć o osobie, którą kochałeś… Fakt, że ciągle masz ją w głowie i fakt, że wciąż masz ją w sercu świadczy o twojej wierności. Nigdy nie będziesz taki jak inni, tak samo ani ja, ani Dżari nie będziemy tacy jak ty, ale za to cały czas będziesz tylko sobą, z własnymi doświadczeniami, z własną wiedzą, dzięki której być może zmieniłeś bieg wydarzeń w podziemiach, to właśnie tworzy wartości. Nie jesteś taki pusty i nie jesteś taki głupi ani tym bardziej winny… Tak naprawdę, gdyby nie tamci Piekielni nigdy by do tego nie doszło, do sporów w twojej duszy, ale to takie same „gdybanie” jak zmiana decyzji w tamtym czasie. Jeżeli nie zrobisz niczego dla siebie to z wierności zrób to chociaż dla niej… Dla osoby, którą kochałeś.
        Elfka wycofała dłoń dając czas na reakcję mnichowi. Wykorzystując jednakże wolną chwilę przerzuciła spojrzenie na Lakiego. Pochyliła się w jego stronę wyciągając ku niemu rękę. Objęła dłonią twarz mężczyzny, a następnie kciukiem delikatnie i zarazem bardzo śmiało, przetarła policzek anioła.
        - Przecież nie możemy o tym wszystkim zapomnieć… O tym po co to wszystko było ani o tym, co ma nadejść – szepnęła kierując tym samym cały monolog także do Dżariego.
        - Wybaczenie prowadzi do zrozumienia… A zrozumienie do wolności.
        Shantti coś o tym wiedziała. Gdyby nie wybaczyła sobie kilka lat wcześniej, to spaliłaby się żywcem na słońcu. Problem nie tkwił w tym, że inni ją winili, a w tym, że sama założyła na swoje plecy ciężki krzyż. Niepotrzebnie. Przodkowie patrząc na nią z góry mieli zduszone serca nie mogąc przekazać jej żadnej informacji. Ulga więc i prawdziwe błogosławieństwo pojawiło się, gdy wreszcie udało im się przebić przez kamienne ściany między przestrzeniami, by mogła podnieść się na nogi. Niestety ani Laki, ani Nehiel nie mieli nad sobą nikogo, prócz sędziwego Pana. To ona była teraz dla nich takim przodkiem, co ma popchnąć ich o krok dalej.
        - Nikt nie jest w stanie zatrzymać czasu. Minuty mijają, a za kilka lat możecie obudzić się z myślą, że żałujecie także tego wieczora albo kolejnego dnia lub następnych straconych miesięcy, które przecież też staną się jedynie wspomnieniem. Jakiś więc jest w tym sens by pójść krok dalej odpuszczając trochę samemu sobie.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Nehiel był tak zaskoczony wybuchem Dżariego, że zamilkł i skamieniał, jakby obawiał się, że zaraz dojdzie do walki albo eskalacji kłótni. Jego ognisty zapał do przemawiania o niszczycielskich uczuciach gwałtownie przygasł, tlił się jednak cały czas, jakby był to nieśmiertelny ogień z samego serca ziemi - podsycały go całe lata wyrzutów, żalu i gniewu, teraz więc nie wystarczyło jedno wykrzyczane zdanie i kilka łez, by tak łatwo się poddał. Gdy tylko wyrwał się z początkowego zaskoczenia, chciał mówić dalej, może trochę łagodniej, zacząć z innej strony, lecz jego zamiary pokrzyżowała Shantti. Na dźwięk jej głosu również Dżari podniósł na nią zapłakane oczy, zaraz jednak znowu opuścił wzrok. Jego złote włosy spłynęły z ramienia i miłosiernie zasłoniły zapłakane oblicze, jednak nie było wątpliwości, że anioł słuchał tego, co miała do powiedzenia tancerka: gdy się na niego długo i intensywnie patrzyło, widać było, że zerka na nią spomiędzy loków. Czasami wzdychał, czasami zamierał albo się rozluźniał, w zależności od tego jaki temat był poruszany. Tancerka jednak za pierwszy cel swej przemowy wzięła sobie Nehiela. Mnich, gdy tylko dotarło do niego, że jest krytykowany, gniewnie zmarszczył brwi i patrzył na nią nieprzychylnym wzrokiem. Gdy zostało mu wytknięte, że nie zna tak trudnych wyborów, kpiarsko się uśmiechnął, zupełnie jakby właśnie trwała partyjka pokera a on miał odsłonić zwycięskie karty. Niedoczekanie jednak - nie zamierzał mówić o sobie więcej, niż wiedział o nim Dżariel. Jemu zwierzył się z wielu trosk i sytuacji z życia, lecz Dżari, a tym bardziej Shantti, byli dla niego obcy i nie zamierzał odsłaniać przed nimi miękkiego podbrzusza.
        - Nie żądam wybaczenia od nikogo - warknął Nehiel, patrząc na spoczywającą na jego barku dłoń tancerki takim wzrokiem, jakby był to zdechły szczur. Potrząsnął ramieniem, by zrzucić z siebie tę rękę. Nie cierpiał dotyku, zwłaszcza tego, o który się nie prosił.
        - Nie pouczaj mnie - warknął na koniec, wyszarpując się już spod ręki Shantti. Obrócił twarz w stronę ściany, widać było jednak, że zaciska wargi i jej słowa w jakiś sposób go poruszyły. Może nie sprawiła tą jedną przemową, że jego sposób postrzegania świata się zmienił, jednak na jego zgorzknieniu i pesymizmie pojawiła się rysa, która z czasem mogła pęknąć i zmienić jego nastawienie.
        Dżari reagował inaczej. Gdy Shantti dotknęła jego twarzy, on zaraz podniósł na nią pełne łez oczy. Nie odsuwał się, wręcz przeciwnie, jakby ten dotyk go koił i bardzo nie chciał, by fizyczna więź została przerwana. Gdy tancerka ocierała jego policzki, on zamknął oczy, a spod przymkniętych powiek wypłynęły ostatnie grube łzy. Później już nie płakał, widać było jednak jak bardzo jest nieszczęśliwy. Głęboko nabrał powietrza w płuca, jego oddech był jednak drżący i przerywany i choć zdawało się, że chce coś powiedzieć, milczał.
        - Głaskaniem po głowie nie uleczysz takiej rany - sarknął Nehiel, łypiąc z niezadowoleniem na Shantti i Dżariego. Laki słysząc jego słowa westchnął dramatycznie i pokręcił głową. Spojrzał na tancerkę wzrokiem, który mówi “nie przejmuj się nim, nie warto”. Zamrugał, po czym delikatnie ujął elfkę za ręce i odjął je od swojej twarzy, aby następnie stulić je w swoich dłoniach.
        - Dziękuję za to wszystko, co mówisz - powiedział szeptem. - Ale… Odnalazłem go po dwóch latach tylko po to, by sprowadzić na niego śmierć…
        - Dureń - sarknął Nehiel. Zdrową nogą kopnął Lakiego w kolano i zaraz szybko się cofnął, by nie oberwać w odwecie. Dżari przeniósł na niego spojrzenie i przez moment mierzyli się wzrokiem, wojownik ewidentnie zaskoczony tym atakiem, a mnich w bojowym nastroju jakby mierzył wszystkich swoją miarą.
        - No co się gapisz jakbym nieprawdę mówił? - zapytał, rozluźniając się, gdy dotarło do niego, że nie oberwie. - Nie sprowadziłeś na niego śmierci. Broniłeś go, broniliście się nawzajem. Nie wciskaj sobie z uporem maniaka winy, bo zaraz cię pobiję.
        Stanowczość w głosie Nehiela i jego bojowa postawa mimo wielu ran i całkowitej niezdatności do walki sprawiła, że Dżari zaśmiał się w głos, choć kto go uważnie słuchał mógł wychwycić w jego rozbawieniu również gorzką nutę.
        - A śmiej się - obruszył się Nehiel. - Ale przypomnij sobie jego ostatnie słowa. Te po walce i te sprzed niej. Zwłaszcza te sprzed niej - dodał z naciskiem.
        Dżari zbladł i na moment stracił dech. Zacisnął wargi. Oczywiście, że pamiętał obie te rozmowy. Były krótkie i nie było w nich zbyt wiele słów, ale niosły za sobą tyle treści… Wypaliły się głęboko w jego pamięci, lecz jakby dopiero teraz dotarł do niego sens słów Dżariela. Jego oczy znowu się zaszkliły.
        - No - uznał z pewną satysfakcją Nehiel. - A teraz przypomnij sobie słowa Shantti o wybaczaniu.
        Mnich podniósł wzrok na tancerkę w niemym porozumieniu. Może on sam nie umiał zastosować się do jej rad, ale chciał pomóc Dżariemu, którego przez to, że był świeżo po traumatycznych przeżyciach, można było jeszcze wepchnąć na dobrą drogę.
        - Proszę, przestańcie - westchnął w końcu Laki. - Ja rozumiem co do mnie mówicie. Rozumiem, dociera to do mnie, przemawia. I… w końcu pewnie… “odpuszczę” - dokończył niepewnie, posiłkując się słowem wypowiedzianym przez Shantti nim nie znalazł bardziej adekwatnego. - Pogodzę się z tym. Ale dajcie mi czas na moją żałobę. Na rękach mam krew jednego z mych braci, drugi zaś skonał w mych ramionach… Nie wystarczy dzień, by się z tym pogodzić - dodał przez zaciśnięte zęby. Znowu wzbierał w nim płacz, zdusił go jednak nim pierwsze łzy napłynęły mu do oczu.
        Tymczasem Nehiel uznał, że zrobił swoje i jego rola się skończyła. Skupił więc swoją uwagę na tancerce, której przyglądał się jak czujny i bardzo obrażony kot.
        - Dobrze znasz to uczucie - oświadczył podejrzliwie, tonem, który domagał się odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

        Shantti podczas całej rozmowy zalewała się różnorodnymi falami uczuć. Barwne wstęgi płynnie się między sobą przemieszczały doprowadzając z jednych skrajnych uczuć do drugich. Gniewała się na Nehiela, co trwało niebywale krótko. Musiała cały czas przypominać sobie jego paskudny charakter, ale w głębi duszy dobry był z niego anioł. Tylko zgorzkniały, a przez to i niemiłosiernie złośliwy. Dobrze, że elfka nie należała do osób, które łatwo zgnębić, bo tak to by już dawno siedziała z rozerwaną duszą w kącie przypominając sobie każde możliwe słowo, jakie wypłynęło z ust mnicha. Postanowiła więc nie komentować jego odzywek czy też zachowania i przełknęła dumę by nie odpyskować. Łatwo się domyśleć, że ucieszyła się, gdy Laki zadał mu odrobinę bólu. Shantti była skłonna powtórzyć ten gest, ale chyba wynagrodził jej to widok niemożności ruchów Nehiela, a bardziej śmiech Dżariego. W jakiś sposób działał pozytywnie, a raczej przyjemnie zagłuszył rannego anioła. Ten niestety z niezwykłym talentem obrócił rosnącą nadzieję, na lżejszą atmosferę, w proch.
        Fala żółci zalała ciało elfki. Spojrzała na mnicha i wpatrywała się w niego długo, jednak trudno było zinterpretować wzrok dziewczyny. Czy bardziej była zła czy może zmieszana, chyba sama nie była tego pewna.
        Elfka wymusiła na twarzy uśmiech przyjmując do wiadomości słowa Lakiego. Mawiają „co za dużo to niezdrowo” i najwidoczniej właśnie Shantti chciała aż za dobrze. Wymuszony uśmiech dosyć szybko zbladł. Nie wiedząc już co powiedzieć po prostu milczała. Może właśnie tylko tego faktycznie potrzebował Dżari? Odejść i przetrawić ból w samotności. Wykonali wszystkie powinności, nie mieli już nic do zrobienia.
        Artystka podwinęła nogi opierając stopy na krzesełku i luźno wspierając łokcie na zgiętych kolanach. Z nicości w jaką się pogrążyła, by więcej nie gadać, wybił ją Nehiel, co wyraźnie zaskoczyło elfkę. Bursztynowe oczy zwróciły się w stronę anioła i pytały skąd nagła ciekawość jej osobą. „Uczucie?” – Shantti zastanawiała się, o które docelowe uczucie mu faktycznie chodziło. Przemijający czas, odejście bliskich czy może wybaczenie samemu sobie?
        - Tak. Każde kolejno dane mi było poznać – odparła ostrożnie nie wiedząc czy chce się zwierzyć akurat jemu. Z drugiej strony, rozmowa zagłuszy niezręczną ciszę, a ona nie będzie miała okazji już wysławiać niepotrzebnych mądrości.
        Przetoczyła wzrok w stronę okna, za którym malował się pejzaż miasta. Mimowolnie Shantti uśmiechnęła się na myśl, że każdy lud ma własne przyzwyczajenia. Tu stawiają wielkie, kamienne zamki, a ona mieszkała pod szmacianym tipi.
        - Pochodzę z dalekich krain o ziemiach osypanych praktycznie i wyłącznie gorącym od słońca piachem. Wędrowałam po świecie kilkadziesiąt lat z moim plemieniem, nazywane w tłumaczeniu „Piaszczysty Szlak”. W przeciwieństwie do tutejszych miast, była nas zaledwie garstka. Zliczyć na palcach u jednej ręki i jednej nogi. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy tylko w jej głowie mignęły obrazy znajomych jej twarzy.
        - Mieliśmy też szamana, czasem zdarzało się nam posiadać wielbłąda albo osła, ale ja dumnie nosiłam własny namiot na plecach. Chyba jako jedyna kobieta od kilkudziesięciu lat pociłam się dla ukazania samodzielności! – zachichotała dostrzegając własną dziecinność w zachowaniu, ale zapewne dzisiaj zrobiłaby dokładnie tak samo.
        - Efof zawsze polował na małe zwierzątka na wyprawach, bo był chudy jak jego włócznia, tylko niższy od własnej broni, a Lubia szyła każdemu kolejno koce z połączonych kwadratów. Ja dostałam od niej bardzo lekki kocyk z wyhaftowanymi słonikami… - Tancerka spuściła nieznacznie wzrok pogrążona we własnych wizjach. Na chwilę zapomniała o istnieniu dwóch aniołów i mówiła jakby do siebie.
        - Pustynia to bardzo trudny, a zarazem bardzo łatwy teren do nauki. Nie ma tam wielu drzew, rzek czy kwiatów. Pory roku istniały praktycznie w naszych głowach, chociaż faktycznie bywały zimniejsze noce. Za to jednak układ gwiazd widoczny jest tam jak na dłoni. Pustynia ma bardzo piękne niebo. Takie… Czyste. Trudno napotkać chmurę zmartwień, a jeżeli już wisiała nad naszymi głowami to zwiastowała błogosławiony deszcz. Piaszczysta kraina jest o tyle trudniejsza, że nie przewidzisz pogody jaka przybędzie… - mówiła coraz ciszej i coraz bardziej metaforycznie.
        Milczała przez krótki moment, ale nie dusiła w sobie płaczu. Zastanawiała się nad tym wszystkim jeszcze raz. Już dawno nie wracała do wspomnień i miała wrażenie, że na nowo musi poukładać sobie kolejność zdarzeń. Nie chciała być nadmiernie wylewna, przecież wszystko zapisane jest w gwiazdach, a zdarzenia to jedynie przeszłość, którą warto cenić oraz pielęgnować, ale nie można nią żyć.
        - Przyszła choroba… Pamiętam, że Lubia jako pierwsza czuła się osłabiona. Nikt jednak nie podejrzewał, że jest to początek czegoś tragicznego. Poczęli chorować inni. Jak można się domyśleć – nie posiadaliśmy wielu specyfików na choroby. Żadne eliksiry nie działały, odprawy szamańskie i rytuały również nie pomagały. Lubia umarła jako pierwsza, podczas bardzo gwieździstej nocy rozpoczynającej nowy miesiąc… Nazywany teraz miesiącem śmierci. – Głos Shantti nabrał powagi, ale mówiła niebywale lekko i swobodnie.
        - Nie umiałam ich uratować… Nie wiem ile mil mogłabym przemierzyć w poszukiwaniu składników na lekarstwo, ile specyfików mieszałam, ilu rytuałów nie wytańczyłam sama i z szamanem, który także ostatecznie osłabł… Wypryski, pęcherze, pokrzywki, wymioty, konwulsje, skurcze mięśni, utrata wagi, odwodnienie… To był obraz masowej śmierci na małym skrawku obozu. Bezradność w takiej chwili to najostrzejszy kołek do trumny. – Nienaturalne było, jak łatwo mówi się na temat wygiętych twarzy pozbawionych człowieczeństwa, a zastąpionych desperacką chęcią przetrwania. Czuła ból paznokci i palców wbitych w skórę, gdy cierpiący błagał o ukojenie. A jednakże mówiła o wszystkim z wielkim dystansem, który też nie brzmiał jak ucieczka, lecz jak obojętność.
        - Tylko ja przetrwałam. – Ponownie przeniosła spojrzenie za okno rozkładając nogi na bok, by usiąść po turecku, chociaż kapłańska szata tylko w pewnej części pozwoliła jej na przybranie luźnej pozycji.
        - Czym sobie zasłużyłam na życie względem mojego plemienia? – spytała retorycznie. Nie na wszystkie pytania istnieje odpowiedź.
        - Jakaś siła rozdzieliła mnie z moim plemieniem. Dlaczego nie zabrała mnie ze sobą? To pytanie towarzyszyło mi przez… trzydzieści lat? – myślała na głos drapiąc się po policzku. Straciła wtedy rachubę czasu.
        - Umarłam na trzydzieści lat - dokończyła. - Dokładniej to leżałam na gołym piasku – wyjaśniła pośpiesznie. - Pochowałam wszystkich jak należy, ale nie dotknęłam żadnego tipi. Wszystko stało tak samo przez trzydzieści lat, chyba, że wiatr był silny. Gdy powalił czyjeś domostwo to ustawiałam je z wielką ostrożnością tak, jakby to robił dany właściciel dorobku. Wzmocniłam niektóre namioty, gdy zbliżała się burza piaskowa. Bardzo chciałam udawać. Nie do końca już wiem co… Że nic się nie stało. Kurczowo trzymałam się moich bliskich, bo jedyne co mi po nich pozostało, to obóz przesiąknięty śmiercią i pustką. Przodkowie jednak nie mieszkają w materiałach tipi, ani też nie lezą zakopani pod piachem okryci medalionami. Mam ich przecież wszędzie tutaj – zakończyła optymistycznie uśmiechając się naprawdę szczerze i zwracając ku aniołom.
        Shantti była szczęśliwa. Pierwszy raz od wielu godzin spłynęło na nią niezmącone szczęście. To chyba właśnie pchało ją do przodu. Ujrzała jak obok micha tli się niebieska i rozmyta smuga. Ktoś z góry zdobył się na duży wysiłek.
        - Jeden siedzi obok ciebie, Nehiel – zagaiła zaczepnie, gdy nagle zorientowała się, że pomieszczenie wypełniło jeszcze kilka takich rozmytych wstęg.
        - Och… - Rozejrzała się onieśmielona po pomieszczeniu.
        - Wszyscy zeszli was powitać… - wyjaśniła niewinnie.
        Kilka błękitnych i słabszych linii spoczęło na sylwetce Lakiego. Shantti nie była jeszcze w stanie dostrzec pełnych sylwetek duchów, ale domyśliła się, że to dłonie dotykają mężczyznę. Tancerka odrobinę rozczuliła się tym widokiem. Błogosławili jej przyjaciela. To musiało ich kosztować naprawdę wiele energii, nawet jeżeli sam Dżari kompletnie niczego nie wyczuł. „Otrzyma ich wsparcie w dogodnej chwili”, pomyślała pogodnie.
         – A może pożegnać? – zastanowiła się na głos, ale nie z żalem czy smutkiem. Traktowała to jako drobną uwagę ze stronę przodków.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari dostrzegł ten blady uśmiech na twarzy Shantti - zrozumiał, że w ten sposób elfka uszanowała jego wolę i był jej za to bardzo wdzięczny. Docenił jej wcześniejsze wsparcie, słowa pocieszenia i wszystkie czułe gesty, ale i tak w ostatecznym rozrachunku musiał sobie z tym poradzić sam. Taki już był - najszybciej regenerował się psychicznie gdy sam wylizywał swoje rany. Czasami pomoc w postaci samej obecności innej osoby była konieczna, by pchnąć go do przodu, aby dalej radził sobie o własnych siłach. Tak było teraz - Shantti swoimi przemowami sprawiła, że nie pogrążył się w rozpaczy, można powiedzieć, że dzięki niej dalej trzymał głowę nad powierzchnią. Teraz musiał po prostu sam się z tego wydostać. Osobą, która doskonale rozumiała ten sposób postępowania Lakiego był Dżariel. On zdobywał się z nim na krótkie i szczere rozmowy, po których jego wsparcie ograniczało się już tylko do samej milczącej obecności. Gdy Dżari grał, on siedział nieopodal i słuchał, gdy Dżari ćwiczył - on patrzył, a gdy Dżari spał gdzieś na świeżym powietrzu - on zajmował miejsce w cieniu nieopodal i czytał. To zawsze pomagało.
        Nagła zmiana przedmiotu rozmowy zainicjowana przez Nehiela sprawiła, że Dżari podniósł na niego zaskoczone spojrzenie i zaraz przeniósł je na Shantti. Obawiał się, że arogancja mnicha i jego napastliwy ton sprawią, że elfia tancerka nie odpowie na to pytanie, chociaż w innych okolicznościach pewnie nie miałaby nic przeciwko. Dopiero teraz zresztą dotarło do niego, że Nehiel miał rację - przez nią nie przemawiała wrodzona kobieca empatia, a doświadczenie. Wiedziała czym jest uczucie straty i co następuje po niej, jak się z niej podnieść. Teraz pytanie brzmiało, czy będzie chciała o tym mówić, Dżari jednak nie zamierzał naciskać bez względu na decyzję, jaką podejmie. Zdawało mu się, że chyba chciałby usłyszeć jak ona sobie z tym poradziła i co się konkretnie stało, ale wiedział przy tym, że sam odpowiadałby raczej niechętnie. Zwłaszcza teraz, gdy był zupełnie niepogodzony z wielką stratą, jaką poniósł. Shantti jednak zaczęła mówić, a Laki słysząc to drgnął i obrócił się, by być frontem do niej. Elfka mówiła jednak powoli, od samego początku. Anioł słuchał jej w skupieniu, a na jego obliczu zaczęła malować się coraz wyraźniejsza troska. Nie rozpatrywał historii swej przyjaciółki przez pryzmat własnych przeżyć: to było coś zupełnie innego, zasługującego na osobną uwagę, a nie jedynie doszukiwanie się analogii i porównań.
        Dżari uśmiechnął się nikle, gdy Shantti zachichotała do własnych wspomnień. Robiło mu się ciepło na sercu - wizja życia, jakie kiedyś wiodła tancerka, zdawała się być z jednej strony bardzo surowa, lecz z drugiej szczęśliwa. Żyli w małej społeczności, która działała jak jeden organizm, wszyscy wspierali się nawzajem tym, co sami mieli lub co robili najlepiej. Nie mieli luksusów, ale mieli siebie nawzajem. Chwilę później jednak Shantti zamilkła, a anioł podświadomie się spiął - było oczywiste, że w tym momencie zacznie się ta trudniejsza część jej historii. Chciał ją nawet wesprzeć gestem, lecz spostrzegł, że o dziwo elfka nie jest smutna czy wystraszona, tylko jakby bardzo głęboko się zamyśliła. Laki mimowolnie zastanowił się ile lat temu to mogło być: może kilkaset i przez to teraz nie wszystko pamiętała?
        Wyznania, które nastąpiły później, sprawiały, że anioł coraz to bardziej bladł, a jego oblicze stawało się smutniejsze. Już po pierwszych zdaniach wiedział jak to się skończy, lecz mimo to… Wiedział chyba co czuła Shantti. Wiedział, jak desperacko warzyła kolejne mikstury i z jakim zaangażowaniem tańczyła w rytuałach, zdzierając sobie prawie stopy do krwi. To… Można powiedzieć, że do niej pasowało. Nie była osobą, która by się w takiej chwili zawahała i zaprzestała walki. To po prostu nie było w jej stylu. Dżari wierzył, że elfia tancerka to osoba na wskroś dobra - poczuł to wszak na własnej skórze. Na myśl jaki los ją spotkał anioła ogarnęło szczere współczucie i ledwo się powstrzymywał, by dosłuchać opowieści do końca, a nie wstać i jej nie objąć, nie pocieszyć. Ale przecież to wydarzyło się trzydzieści lat temu, a Shantti najwyraźniej już się z tym pogodziła. Wybaczyła sobie, do czego jego również przekonywała. ”Ona jest taka silna”, ocenił ze szczerym podziwem anioł, ”Chciałbym mieć tyle siły co ona. Jak dobrze, że była przy mnie przez ten czas, chyba tylko dzięki niej dam teraz radę. Dzięki niej. Dla niej”, obiecywał sobie.

        Nehiel na wzmiankę o tym, że ktokolwiek obok niego siedzi, odruchowo się rozejrzał, a gdy nikogo nie dostrzegł, łypnął na Shantti z wyrzutem - chyba zdawało mu się, że z niego zakpiła. Zaraz jednak zrozumiał, że ona nie żartowała i faktycznie “coś” obok niego było. Czuł to nie dzięki zmysłowi magicznemu, lecz dzięki jakiemuś pierwotnemu zmysłowi, tak samo jak kot czuje, gdy podchodzi do niego ktoś zły, komu nie należy ufać. Dżari również nie odczuwał niczyjej obecności, ale za to czuł jak ogarnia go lekkość. Jakby ktoś go pocieszał i wspierał. Tak samo czuł się, gdy miał dwadzieścia jeden lat - wyruszał wtedy na swoją pierwszą misję i gdy opuszczał dom, ojciec objął go za ramiona i samym spojrzeniem życzył mu powodzenia. Dżari rozejrzał się, jakby liczył na to, że faktycznie zobaczy jakąś znajomą twarz, wkoło było jednak pusto. Ale wierzył Shantti, że ktoś obok niego jest. I ledwo powstrzymał się, by nie zapytać, czy wśród zgromadzonych w pomieszczeniu dusz są może te dwie jemu najbliższe…
        Złotowłosy wojownik wstał ze swojego miejsca, ostrożnie jakby nie chciał nikogo potrącić. Utkwił swe spojrzenie w oczach tancerki i tak naprawdę w tym momencie nie musiał nic mówić - ona na pewno już wiedziała, jakie słowa teraz padną.
        - Pożegnać - powiedział cicho. - Muszę wracać do Planów. Nie mogę dłużej zwlekać.
        Dżari postąpił dwa niepewne kroki w stronę Shantti, jakby bał się, że wystarczy jedno słowo za dużo, jeden zbyt pochopny gest, by zmienił zdanie. Musiał jednak wracać, musiał wszystkim powiedzieć co zaszło… Musiał wyleczyć krwawiące serce i żyć dalej. Dla Dżariela. Dla Shantti. Dla siebie samego.
        - Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie uczyniłaś - zapewnił głosem tak cichym, że prawie przypominał szept. - Będę pamiętał o naszej obietnicy. Do zobaczenia, Shantti.
        Po tych słowach Dżari przytulił elfkę - jego gest był ciepły, opiekuńczy, faktycznie dawał nadzieję na to, że ich drogi jeszcze kiedyś się zejdą. Nie było w nim ani krzty tej sztywnej rozpaczy, która towarzyszy słowom “żegnaj”. Trwał jednak krótko, by nie utrudniać tego rozstania.
        - Nehiel - Dżari zwrócił się do rannego anioła, gdy już wypuścił tancerkę ze swoich ramion. - Czujesz się na siłach…
        - Jasne - odpowiedział bez wahania mnich, gramoląc się z posłania. Chociaż musiał oszczędzać jedną nogę, twardo nie pozwalał sobie pomóc i gderał, gdy ktoś wyciągał do niego rękę. W końcu jednak udało mu się ustać o własnych siłach.
        - Jesteś naprawdę twardą i dobrą dziewczyną, Shantti - zwrócił się do elfki. - Zdobyłaś mój szacunek… Do zobaczenia - pożegnał się z nią z lekkim wahaniem, gdyż wcale nie był pewien, czy będą mieli jeszcze możliwość się spotkać. Gdyby jednak coś takiego nastąpiło, nie miałby nic przeciwko.
        Nehiel poczekał, aż Dżari do niego podejdzie i wsparł się na jego ramieniu. Obaj spojrzeli po raz ostatni na stojącą przed nimi Shantti. W oczach Dżariego malowała się wdzięczność, tęsknota i smutek, ale też niema obietnica, że sobie poradzi. Zaś Nehiel jakby dopiero teraz coś spostrzegł i bardzo pilnie przyglądał się elfce.
        - Do zobaczenia - powtórzył ostatni raz Laki, po czym wzniósł oczy ku niemu i lekko zgiął kolana, jakby szykował się do wzbicia w powietrze. Wtedy to Nehiel spojrzał na niego z zaskoczeniem.
        - Dałeś jej swoje pióro? - zapytał niezmiernie zaskoczony, jednak jego ostatnie słowa zgasły w dziwnym szeleście, jaki wypełnił pomieszczenie. W tym samym momencie sylwetki aniołów ogarnęło miękkie złote światło, a gdy Dżari wyprostował nogi jakby zamierzał wyskoczyć do góry, blask stał się tak silny, że aż oślepiał. A gdy oczy elfki ponownie były w stanie cokolwiek dostrzec, po obu Niebianach nie było już śladu - jedynie rozświetlone drobinki kurzu poderwane z ziemi kręciły się jeszcze chwilę w spirali wokół miejsca, gdzie niedawno stali mężczyźni, lecz i one po chwili opadły i zgasły. Jedynym śladem po bytności Dżariego i Nehiela w tym miejscu było białe pióro należące teraz do Shantti... I wspomnienia, jakie o sobie nawzajem zachowali.

Ciąg dalszy: Dżari
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

        Gdy Dżari wstał, elfka zadarła głowę spoglądając na mężczyznę. Uśmiechnęła się pogodnie w jego stronę.
        - Tak, pożegnać… - szepnęła, a jej głos świadczył, że traktowała ich rozłąkę jako jedynie kwestię czasu.
        Shantti wstała z nową siłą w sobie. Nie odrywała spojrzenia od Lakiego. Była już pewna rozstania i w przeciwieństwie do niebianina, nie rządziły nią wątpliwości. Wiedziała, że ta decyzja jest dobra dla Dżariego, tak jak dla niej dobre było opuszczenia plemiennej „wioski”. On nie mógł tu zostać i karmić się złymi emocjami. Był przecież tym ptakiem, który powinien pozostać wolny.
        Gdy ją przytulił, ona objęła go drobnymi dłońmi i poczęła delikatnie głaskać jego plecy. Musiała na bardzo długi czas zapamiętać ciepło płynące z ciała Lakiego. Mimo wielu przeżyć, wciąż przyciągał tą samą energią. Można było ją określić na wiele sposób. Bezgraniczna czystość i dobro, które nigdy cię nie zawiedzie. Zaufanie bez powodu, utkane jedynie z nieomylnego przeczucia. Teraz umiałaby odpowiedzieć Nehielowi dlaczego tak szybko zaufała Dżariemu, szczególnie, że nie miała ku temu wielkich argumentów. Wewnętrznie Laki stał się chaosem, lecz od zawsze jego więziom z innymi towarzyszyła prostota. Podobno właśnie najprostsze sprawy najtrudniej zrozumieć. Elfy lubią komplikować życie zagwozdkami, ale nie Shantti. Tancerka nie szukała dziury w calu.
        - Dziękuję jeszcze raz… i do zobaczenia – wyznała cicho. - To brzmi zdecydowanie ładniej… ”do zobaczenia” - mruknęła dodatkowo, gdy ich ciała powoli się oddalały.
        Artystka odsunęła się od Lakiego o krok i splotła ręce za plecami. Zdziwiła się mocno słysząc słowa mnicha. Ona zdobyła jego szacunek?! Najpewniej, gdyby nie charakter złośliwego anioła, to rzuciłaby się na niego mocno go ściskając, ale chyba jego ciało spaliłoby się od tych czułości oraz nadmiernego dotyku, dlatego też elfka postanowiła zdusić w sobie emocje oraz skryć zaskoczenie. Uśmiechnęła się naprawdę uroczo do Nehiela.
        - O tobie również nie da się zapomnieć, Nehiel – przyznała uszczypliwie, ale z poczuciem humoru. – Do zobaczenia… - powiedziała już bardziej, jak przyjaciel niż obca osoba.
        Ostatnie spojrzenia zawsze mówiły najwięcej. Shantti nie była w stanie ukryć własnej chęci ponownego ujrzenia towarzyszy, w szczególności Dżariego. Gdy spotkają się następnym razem, jacy będą? Pragnęła ujrzeć anioła szczęśliwego, w zupełnie nowym środowisku. W elfce zrodził się lęk zbyt dużych zmian. Oby tylko mieli o czym rozmawiać po minionym czasie.
        Tancerka należała do osób optymistycznie nastawionych. W jej głowie już nie istniała inna opcja niż ponowne przecięcie dróg z niebianinem za kilkadziesiąt, a może za kilkaset lat. Oby tęsknota wzmocniła ich utworzone więzy, rozłąki przecież również budują charakter.
        Shantti delikatnie uniosła przedramię machając pożegnalnie palcami, które szybko zastygły w pół ruchu. Wystarczyła jedna, krótka chwila by obaj mężczyźni zniknęli jej z oczu. Elfka przysłoniła twarz dłonią. Mocno zacisnęła powieki chroniąc się przed światłem. Promienie zdołały wydostać się przez nieszczelne deski, dlatego też, gdy po aniołach pozostała wyłącznie mgiełka, do pomieszczenia wpadło dwóch wiernych. Shantti niewinnie wzruszyła ramionami. Zarówno kleryk, jak i młodzian pojęli, że ich mała świątynia pozostała błogosławiona przez Niebian. Ich obecność z pewnością na długo zagości w pamięci dwojga, tak samo jak u Shantti. Elfka nie spędziła później zbyt wiele czasu w świątyni. Kilka krótkich rozmów oraz ciepła z nich płynących rozniosło się po zimnych posadzkach. Jednakże elfka także musiała zakończyć swoją własną historię. Jej plan był krótki. Pozostawić Ostatni Bastion za plecami.
Zablokowany

Wróć do „Ostatni Bastion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości