Ostatni Bastion[Miasto] Lamento eroico

Kraina Górskiej Twierdzy, jedynym zamku jaki pozostał po Wielkiej Wojnie. Tutaj spotkać Cię może wszystko, napotkasz na swojej drodze złodziei i hulaków, ale także nadobne panny i dostojnych rycerzy. Pamiętaj jednak że jedyną osoba której możesz ufać jesteś Ty sam.
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

        Shantti podczas całej rozmowy zalewała się różnorodnymi falami uczuć. Barwne wstęgi płynnie się między sobą przemieszczały doprowadzając z jednych skrajnych uczuć do drugich. Gniewała się na Nehiela, co trwało niebywale krótko. Musiała cały czas przypominać sobie jego paskudny charakter, ale w głębi duszy dobry był z niego anioł. Tylko zgorzkniały, a przez to i niemiłosiernie złośliwy. Dobrze, że elfka nie należała do osób, które łatwo zgnębić, bo tak to by już dawno siedziała z rozerwaną duszą w kącie przypominając sobie każde możliwe słowo, jakie wypłynęło z ust mnicha. Postanowiła więc nie komentować jego odzywek czy też zachowania i przełknęła dumę by nie odpyskować. Łatwo się domyśleć, że ucieszyła się, gdy Laki zadał mu odrobinę bólu. Shantti była skłonna powtórzyć ten gest, ale chyba wynagrodził jej to widok niemożności ruchów Nehiela, a bardziej śmiech Dżariego. W jakiś sposób działał pozytywnie, a raczej przyjemnie zagłuszył rannego anioła. Ten niestety z niezwykłym talentem obrócił rosnącą nadzieję, na lżejszą atmosferę, w proch.
        Fala żółci zalała ciało elfki. Spojrzała na mnicha i wpatrywała się w niego długo, jednak trudno było zinterpretować wzrok dziewczyny. Czy bardziej była zła czy może zmieszana, chyba sama nie była tego pewna.
        Elfka wymusiła na twarzy uśmiech przyjmując do wiadomości słowa Lakiego. Mawiają „co za dużo to niezdrowo” i najwidoczniej właśnie Shantti chciała aż za dobrze. Wymuszony uśmiech dosyć szybko zbladł. Nie wiedząc już co powiedzieć po prostu milczała. Może właśnie tylko tego faktycznie potrzebował Dżari? Odejść i przetrawić ból w samotności. Wykonali wszystkie powinności, nie mieli już nic do zrobienia.
        Artystka podwinęła nogi opierając stopy na krzesełku i luźno wspierając łokcie na zgiętych kolanach. Z nicości w jaką się pogrążyła, by więcej nie gadać, wybił ją Nehiel, co wyraźnie zaskoczyło elfkę. Bursztynowe oczy zwróciły się w stronę anioła i pytały skąd nagła ciekawość jej osobą. „Uczucie?” – Shantti zastanawiała się, o które docelowe uczucie mu faktycznie chodziło. Przemijający czas, odejście bliskich czy może wybaczenie samemu sobie?
        - Tak. Każde kolejno dane mi było poznać – odparła ostrożnie nie wiedząc czy chce się zwierzyć akurat jemu. Z drugiej strony, rozmowa zagłuszy niezręczną ciszę, a ona nie będzie miała okazji już wysławiać niepotrzebnych mądrości.
        Przetoczyła wzrok w stronę okna, za którym malował się pejzaż miasta. Mimowolnie Shantti uśmiechnęła się na myśl, że każdy lud ma własne przyzwyczajenia. Tu stawiają wielkie, kamienne zamki, a ona mieszkała pod szmacianym tipi.
        - Pochodzę z dalekich krain o ziemiach osypanych praktycznie i wyłącznie gorącym od słońca piachem. Wędrowałam po świecie kilkadziesiąt lat z moim plemieniem, nazywane w tłumaczeniu „Piaszczysty Szlak”. W przeciwieństwie do tutejszych miast, była nas zaledwie garstka. Zliczyć na palcach u jednej ręki i jednej nogi. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy tylko w jej głowie mignęły obrazy znajomych jej twarzy.
        - Mieliśmy też szamana, czasem zdarzało się nam posiadać wielbłąda albo osła, ale ja dumnie nosiłam własny namiot na plecach. Chyba jako jedyna kobieta od kilkudziesięciu lat pociłam się dla ukazania samodzielności! – zachichotała dostrzegając własną dziecinność w zachowaniu, ale zapewne dzisiaj zrobiłaby dokładnie tak samo.
        - Efof zawsze polował na małe zwierzątka na wyprawach, bo był chudy jak jego włócznia, tylko niższy od własnej broni, a Lubia szyła każdemu kolejno koce z połączonych kwadratów. Ja dostałam od niej bardzo lekki kocyk z wyhaftowanymi słonikami… - Tancerka spuściła nieznacznie wzrok pogrążona we własnych wizjach. Na chwilę zapomniała o istnieniu dwóch aniołów i mówiła jakby do siebie.
        - Pustynia to bardzo trudny, a zarazem bardzo łatwy teren do nauki. Nie ma tam wielu drzew, rzek czy kwiatów. Pory roku istniały praktycznie w naszych głowach, chociaż faktycznie bywały zimniejsze noce. Za to jednak układ gwiazd widoczny jest tam jak na dłoni. Pustynia ma bardzo piękne niebo. Takie… Czyste. Trudno napotkać chmurę zmartwień, a jeżeli już wisiała nad naszymi głowami to zwiastowała błogosławiony deszcz. Piaszczysta kraina jest o tyle trudniejsza, że nie przewidzisz pogody jaka przybędzie… - mówiła coraz ciszej i coraz bardziej metaforycznie.
        Milczała przez krótki moment, ale nie dusiła w sobie płaczu. Zastanawiała się nad tym wszystkim jeszcze raz. Już dawno nie wracała do wspomnień i miała wrażenie, że na nowo musi poukładać sobie kolejność zdarzeń. Nie chciała być nadmiernie wylewna, przecież wszystko zapisane jest w gwiazdach, a zdarzenia to jedynie przeszłość, którą warto cenić oraz pielęgnować, ale nie można nią żyć.
        - Przyszła choroba… Pamiętam, że Lubia jako pierwsza czuła się osłabiona. Nikt jednak nie podejrzewał, że jest to początek czegoś tragicznego. Poczęli chorować inni. Jak można się domyśleć – nie posiadaliśmy wielu specyfików na choroby. Żadne eliksiry nie działały, odprawy szamańskie i rytuały również nie pomagały. Lubia umarła jako pierwsza, podczas bardzo gwieździstej nocy rozpoczynającej nowy miesiąc… Nazywany teraz miesiącem śmierci. – Głos Shantti nabrał powagi, ale mówiła niebywale lekko i swobodnie.
        - Nie umiałam ich uratować… Nie wiem ile mil mogłabym przemierzyć w poszukiwaniu składników na lekarstwo, ile specyfików mieszałam, ilu rytuałów nie wytańczyłam sama i z szamanem, który także ostatecznie osłabł… Wypryski, pęcherze, pokrzywki, wymioty, konwulsje, skurcze mięśni, utrata wagi, odwodnienie… To był obraz masowej śmierci na małym skrawku obozu. Bezradność w takiej chwili to najostrzejszy kołek do trumny. – Nienaturalne było, jak łatwo mówi się na temat wygiętych twarzy pozbawionych człowieczeństwa, a zastąpionych desperacką chęcią przetrwania. Czuła ból paznokci i palców wbitych w skórę, gdy cierpiący błagał o ukojenie. A jednakże mówiła o wszystkim z wielkim dystansem, który też nie brzmiał jak ucieczka, lecz jak obojętność.
        - Tylko ja przetrwałam. – Ponownie przeniosła spojrzenie za okno rozkładając nogi na bok, by usiąść po turecku, chociaż kapłańska szata tylko w pewnej części pozwoliła jej na przybranie luźnej pozycji.
        - Czym sobie zasłużyłam na życie względem mojego plemienia? – spytała retorycznie. Nie na wszystkie pytania istnieje odpowiedź.
        - Jakaś siła rozdzieliła mnie z moim plemieniem. Dlaczego nie zabrała mnie ze sobą? To pytanie towarzyszyło mi przez… trzydzieści lat? – myślała na głos drapiąc się po policzku. Straciła wtedy rachubę czasu.
        - Umarłam na trzydzieści lat - dokończyła. - Dokładniej to leżałam na gołym piasku – wyjaśniła pośpiesznie. - Pochowałam wszystkich jak należy, ale nie dotknęłam żadnego tipi. Wszystko stało tak samo przez trzydzieści lat, chyba, że wiatr był silny. Gdy powalił czyjeś domostwo to ustawiałam je z wielką ostrożnością tak, jakby to robił dany właściciel dorobku. Wzmocniłam niektóre namioty, gdy zbliżała się burza piaskowa. Bardzo chciałam udawać. Nie do końca już wiem co… Że nic się nie stało. Kurczowo trzymałam się moich bliskich, bo jedyne co mi po nich pozostało, to obóz przesiąknięty śmiercią i pustką. Przodkowie jednak nie mieszkają w materiałach tipi, ani też nie lezą zakopani pod piachem okryci medalionami. Mam ich przecież wszędzie tutaj – zakończyła optymistycznie uśmiechając się naprawdę szczerze i zwracając ku aniołom.
        Shantti była szczęśliwa. Pierwszy raz od wielu godzin spłynęło na nią niezmącone szczęście. To chyba właśnie pchało ją do przodu. Ujrzała jak obok micha tli się niebieska i rozmyta smuga. Ktoś z góry zdobył się na duży wysiłek.
        - Jeden siedzi obok ciebie, Nehiel – zagaiła zaczepnie, gdy nagle zorientowała się, że pomieszczenie wypełniło jeszcze kilka takich rozmytych wstęg.
        - Och… - Rozejrzała się onieśmielona po pomieszczeniu.
        - Wszyscy zeszli was powitać… - wyjaśniła niewinnie.
        Kilka błękitnych i słabszych linii spoczęło na sylwetce Lakiego. Shantti nie była jeszcze w stanie dostrzec pełnych sylwetek duchów, ale domyśliła się, że to dłonie dotykają mężczyznę. Tancerka odrobinę rozczuliła się tym widokiem. Błogosławili jej przyjaciela. To musiało ich kosztować naprawdę wiele energii, nawet jeżeli sam Dżari kompletnie niczego nie wyczuł. „Otrzyma ich wsparcie w dogodnej chwili”, pomyślała pogodnie.
         – A może pożegnać? – zastanowiła się na głos, ale nie z żalem czy smutkiem. Traktowała to jako drobną uwagę ze stronę przodków.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari dostrzegł ten blady uśmiech na twarzy Shantti - zrozumiał, że w ten sposób elfka uszanowała jego wolę i był jej za to bardzo wdzięczny. Docenił jej wcześniejsze wsparcie, słowa pocieszenia i wszystkie czułe gesty, ale i tak w ostatecznym rozrachunku musiał sobie z tym poradzić sam. Taki już był - najszybciej regenerował się psychicznie gdy sam wylizywał swoje rany. Czasami pomoc w postaci samej obecności innej osoby była konieczna, by pchnąć go do przodu, aby dalej radził sobie o własnych siłach. Tak było teraz - Shantti swoimi przemowami sprawiła, że nie pogrążył się w rozpaczy, można powiedzieć, że dzięki niej dalej trzymał głowę nad powierzchnią. Teraz musiał po prostu sam się z tego wydostać. Osobą, która doskonale rozumiała ten sposób postępowania Lakiego był Dżariel. On zdobywał się z nim na krótkie i szczere rozmowy, po których jego wsparcie ograniczało się już tylko do samej milczącej obecności. Gdy Dżari grał, on siedział nieopodal i słuchał, gdy Dżari ćwiczył - on patrzył, a gdy Dżari spał gdzieś na świeżym powietrzu - on zajmował miejsce w cieniu nieopodal i czytał. To zawsze pomagało.
        Nagła zmiana przedmiotu rozmowy zainicjowana przez Nehiela sprawiła, że Dżari podniósł na niego zaskoczone spojrzenie i zaraz przeniósł je na Shantti. Obawiał się, że arogancja mnicha i jego napastliwy ton sprawią, że elfia tancerka nie odpowie na to pytanie, chociaż w innych okolicznościach pewnie nie miałaby nic przeciwko. Dopiero teraz zresztą dotarło do niego, że Nehiel miał rację - przez nią nie przemawiała wrodzona kobieca empatia, a doświadczenie. Wiedziała czym jest uczucie straty i co następuje po niej, jak się z niej podnieść. Teraz pytanie brzmiało, czy będzie chciała o tym mówić, Dżari jednak nie zamierzał naciskać bez względu na decyzję, jaką podejmie. Zdawało mu się, że chyba chciałby usłyszeć jak ona sobie z tym poradziła i co się konkretnie stało, ale wiedział przy tym, że sam odpowiadałby raczej niechętnie. Zwłaszcza teraz, gdy był zupełnie niepogodzony z wielką stratą, jaką poniósł. Shantti jednak zaczęła mówić, a Laki słysząc to drgnął i obrócił się, by być frontem do niej. Elfka mówiła jednak powoli, od samego początku. Anioł słuchał jej w skupieniu, a na jego obliczu zaczęła malować się coraz wyraźniejsza troska. Nie rozpatrywał historii swej przyjaciółki przez pryzmat własnych przeżyć: to było coś zupełnie innego, zasługującego na osobną uwagę, a nie jedynie doszukiwanie się analogii i porównań.
        Dżari uśmiechnął się nikle, gdy Shantti zachichotała do własnych wspomnień. Robiło mu się ciepło na sercu - wizja życia, jakie kiedyś wiodła tancerka, zdawała się być z jednej strony bardzo surowa, lecz z drugiej szczęśliwa. Żyli w małej społeczności, która działała jak jeden organizm, wszyscy wspierali się nawzajem tym, co sami mieli lub co robili najlepiej. Nie mieli luksusów, ale mieli siebie nawzajem. Chwilę później jednak Shantti zamilkła, a anioł podświadomie się spiął - było oczywiste, że w tym momencie zacznie się ta trudniejsza część jej historii. Chciał ją nawet wesprzeć gestem, lecz spostrzegł, że o dziwo elfka nie jest smutna czy wystraszona, tylko jakby bardzo głęboko się zamyśliła. Laki mimowolnie zastanowił się ile lat temu to mogło być: może kilkaset i przez to teraz nie wszystko pamiętała?
        Wyznania, które nastąpiły później, sprawiały, że anioł coraz to bardziej bladł, a jego oblicze stawało się smutniejsze. Już po pierwszych zdaniach wiedział jak to się skończy, lecz mimo to… Wiedział chyba co czuła Shantti. Wiedział, jak desperacko warzyła kolejne mikstury i z jakim zaangażowaniem tańczyła w rytuałach, zdzierając sobie prawie stopy do krwi. To… Można powiedzieć, że do niej pasowało. Nie była osobą, która by się w takiej chwili zawahała i zaprzestała walki. To po prostu nie było w jej stylu. Dżari wierzył, że elfia tancerka to osoba na wskroś dobra - poczuł to wszak na własnej skórze. Na myśl jaki los ją spotkał anioła ogarnęło szczere współczucie i ledwo się powstrzymywał, by dosłuchać opowieści do końca, a nie wstać i jej nie objąć, nie pocieszyć. Ale przecież to wydarzyło się trzydzieści lat temu, a Shantti najwyraźniej już się z tym pogodziła. Wybaczyła sobie, do czego jego również przekonywała. ”Ona jest taka silna”, ocenił ze szczerym podziwem anioł, ”Chciałbym mieć tyle siły co ona. Jak dobrze, że była przy mnie przez ten czas, chyba tylko dzięki niej dam teraz radę. Dzięki niej. Dla niej”, obiecywał sobie.

        Nehiel na wzmiankę o tym, że ktokolwiek obok niego siedzi, odruchowo się rozejrzał, a gdy nikogo nie dostrzegł, łypnął na Shantti z wyrzutem - chyba zdawało mu się, że z niego zakpiła. Zaraz jednak zrozumiał, że ona nie żartowała i faktycznie “coś” obok niego było. Czuł to nie dzięki zmysłowi magicznemu, lecz dzięki jakiemuś pierwotnemu zmysłowi, tak samo jak kot czuje, gdy podchodzi do niego ktoś zły, komu nie należy ufać. Dżari również nie odczuwał niczyjej obecności, ale za to czuł jak ogarnia go lekkość. Jakby ktoś go pocieszał i wspierał. Tak samo czuł się, gdy miał dwadzieścia jeden lat - wyruszał wtedy na swoją pierwszą misję i gdy opuszczał dom, ojciec objął go za ramiona i samym spojrzeniem życzył mu powodzenia. Dżari rozejrzał się, jakby liczył na to, że faktycznie zobaczy jakąś znajomą twarz, wkoło było jednak pusto. Ale wierzył Shantti, że ktoś obok niego jest. I ledwo powstrzymał się, by nie zapytać, czy wśród zgromadzonych w pomieszczeniu dusz są może te dwie jemu najbliższe…
        Złotowłosy wojownik wstał ze swojego miejsca, ostrożnie jakby nie chciał nikogo potrącić. Utkwił swe spojrzenie w oczach tancerki i tak naprawdę w tym momencie nie musiał nic mówić - ona na pewno już wiedziała, jakie słowa teraz padną.
        - Pożegnać - powiedział cicho. - Muszę wracać do Planów. Nie mogę dłużej zwlekać.
        Dżari postąpił dwa niepewne kroki w stronę Shantti, jakby bał się, że wystarczy jedno słowo za dużo, jeden zbyt pochopny gest, by zmienił zdanie. Musiał jednak wracać, musiał wszystkim powiedzieć co zaszło… Musiał wyleczyć krwawiące serce i żyć dalej. Dla Dżariela. Dla Shantti. Dla siebie samego.
        - Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie uczyniłaś - zapewnił głosem tak cichym, że prawie przypominał szept. - Będę pamiętał o naszej obietnicy. Do zobaczenia, Shantti.
        Po tych słowach Dżari przytulił elfkę - jego gest był ciepły, opiekuńczy, faktycznie dawał nadzieję na to, że ich drogi jeszcze kiedyś się zejdą. Nie było w nim ani krzty tej sztywnej rozpaczy, która towarzyszy słowom “żegnaj”. Trwał jednak krótko, by nie utrudniać tego rozstania.
        - Nehiel - Dżari zwrócił się do rannego anioła, gdy już wypuścił tancerkę ze swoich ramion. - Czujesz się na siłach…
        - Jasne - odpowiedział bez wahania mnich, gramoląc się z posłania. Chociaż musiał oszczędzać jedną nogę, twardo nie pozwalał sobie pomóc i gderał, gdy ktoś wyciągał do niego rękę. W końcu jednak udało mu się ustać o własnych siłach.
        - Jesteś naprawdę twardą i dobrą dziewczyną, Shantti - zwrócił się do elfki. - Zdobyłaś mój szacunek… Do zobaczenia - pożegnał się z nią z lekkim wahaniem, gdyż wcale nie był pewien, czy będą mieli jeszcze możliwość się spotkać. Gdyby jednak coś takiego nastąpiło, nie miałby nic przeciwko.
        Nehiel poczekał, aż Dżari do niego podejdzie i wsparł się na jego ramieniu. Obaj spojrzeli po raz ostatni na stojącą przed nimi Shantti. W oczach Dżariego malowała się wdzięczność, tęsknota i smutek, ale też niema obietnica, że sobie poradzi. Zaś Nehiel jakby dopiero teraz coś spostrzegł i bardzo pilnie przyglądał się elfce.
        - Do zobaczenia - powtórzył ostatni raz Laki, po czym wzniósł oczy ku niemu i lekko zgiął kolana, jakby szykował się do wzbicia w powietrze. Wtedy to Nehiel spojrzał na niego z zaskoczeniem.
        - Dałeś jej swoje pióro? - zapytał niezmiernie zaskoczony, jednak jego ostatnie słowa zgasły w dziwnym szeleście, jaki wypełnił pomieszczenie. W tym samym momencie sylwetki aniołów ogarnęło miękkie złote światło, a gdy Dżari wyprostował nogi jakby zamierzał wyskoczyć do góry, blask stał się tak silny, że aż oślepiał. A gdy oczy elfki ponownie były w stanie cokolwiek dostrzec, po obu Niebianach nie było już śladu - jedynie rozświetlone drobinki kurzu poderwane z ziemi kręciły się jeszcze chwilę w spirali wokół miejsca, gdzie niedawno stali mężczyźni, lecz i one po chwili opadły i zgasły. Jedynym śladem po bytności Dżariego i Nehiela w tym miejscu było białe pióro należące teraz do Shantti... I wspomnienia, jakie o sobie nawzajem zachowali.

Ciąg dalszy: Dżari
Awatar użytkownika
Shantti
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Artysta , Bard , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Shantti »

        Gdy Dżari wstał, elfka zadarła głowę spoglądając na mężczyznę. Uśmiechnęła się pogodnie w jego stronę.
        - Tak, pożegnać… - szepnęła, a jej głos świadczył, że traktowała ich rozłąkę jako jedynie kwestię czasu.
        Shantti wstała z nową siłą w sobie. Nie odrywała spojrzenia od Lakiego. Była już pewna rozstania i w przeciwieństwie do niebianina, nie rządziły nią wątpliwości. Wiedziała, że ta decyzja jest dobra dla Dżariego, tak jak dla niej dobre było opuszczenia plemiennej „wioski”. On nie mógł tu zostać i karmić się złymi emocjami. Był przecież tym ptakiem, który powinien pozostać wolny.
        Gdy ją przytulił, ona objęła go drobnymi dłońmi i poczęła delikatnie głaskać jego plecy. Musiała na bardzo długi czas zapamiętać ciepło płynące z ciała Lakiego. Mimo wielu przeżyć, wciąż przyciągał tą samą energią. Można było ją określić na wiele sposób. Bezgraniczna czystość i dobro, które nigdy cię nie zawiedzie. Zaufanie bez powodu, utkane jedynie z nieomylnego przeczucia. Teraz umiałaby odpowiedzieć Nehielowi dlaczego tak szybko zaufała Dżariemu, szczególnie, że nie miała ku temu wielkich argumentów. Wewnętrznie Laki stał się chaosem, lecz od zawsze jego więziom z innymi towarzyszyła prostota. Podobno właśnie najprostsze sprawy najtrudniej zrozumieć. Elfy lubią komplikować życie zagwozdkami, ale nie Shantti. Tancerka nie szukała dziury w calu.
        - Dziękuję jeszcze raz… i do zobaczenia – wyznała cicho. - To brzmi zdecydowanie ładniej… ”do zobaczenia” - mruknęła dodatkowo, gdy ich ciała powoli się oddalały.
        Artystka odsunęła się od Lakiego o krok i splotła ręce za plecami. Zdziwiła się mocno słysząc słowa mnicha. Ona zdobyła jego szacunek?! Najpewniej, gdyby nie charakter złośliwego anioła, to rzuciłaby się na niego mocno go ściskając, ale chyba jego ciało spaliłoby się od tych czułości oraz nadmiernego dotyku, dlatego też elfka postanowiła zdusić w sobie emocje oraz skryć zaskoczenie. Uśmiechnęła się naprawdę uroczo do Nehiela.
        - O tobie również nie da się zapomnieć, Nehiel – przyznała uszczypliwie, ale z poczuciem humoru. – Do zobaczenia… - powiedziała już bardziej, jak przyjaciel niż obca osoba.
        Ostatnie spojrzenia zawsze mówiły najwięcej. Shantti nie była w stanie ukryć własnej chęci ponownego ujrzenia towarzyszy, w szczególności Dżariego. Gdy spotkają się następnym razem, jacy będą? Pragnęła ujrzeć anioła szczęśliwego, w zupełnie nowym środowisku. W elfce zrodził się lęk zbyt dużych zmian. Oby tylko mieli o czym rozmawiać po minionym czasie.
        Tancerka należała do osób optymistycznie nastawionych. W jej głowie już nie istniała inna opcja niż ponowne przecięcie dróg z niebianinem za kilkadziesiąt, a może za kilkaset lat. Oby tęsknota wzmocniła ich utworzone więzy, rozłąki przecież również budują charakter.
        Shantti delikatnie uniosła przedramię machając pożegnalnie palcami, które szybko zastygły w pół ruchu. Wystarczyła jedna, krótka chwila by obaj mężczyźni zniknęli jej z oczu. Elfka przysłoniła twarz dłonią. Mocno zacisnęła powieki chroniąc się przed światłem. Promienie zdołały wydostać się przez nieszczelne deski, dlatego też, gdy po aniołach pozostała wyłącznie mgiełka, do pomieszczenia wpadło dwóch wiernych. Shantti niewinnie wzruszyła ramionami. Zarówno kleryk, jak i młodzian pojęli, że ich mała świątynia pozostała błogosławiona przez Niebian. Ich obecność z pewnością na długo zagości w pamięci dwojga, tak samo jak u Shantti. Elfka nie spędziła później zbyt wiele czasu w świątyni. Kilka krótkich rozmów oraz ciepła z nich płynących rozniosło się po zimnych posadzkach. Jednakże elfka także musiała zakończyć swoją własną historię. Jej plan był krótki. Pozostawić Ostatni Bastion za plecami.
Zablokowany

Wróć do „Ostatni Bastion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości