Ostatni Bastion[Slumsy] Grzech i cnota: Zwyrodnienie

Kraina Górskiej Twierdzy, jedynym zamku jaki pozostał po Wielkiej Wojnie. Tutaj spotkać Cię może wszystko, napotkasz na swojej drodze złodziei i hulaków, ale także nadobne panny i dostojnych rycerzy. Pamiętaj jednak że jedyną osoba której możesz ufać jesteś Ty sam.
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

[Slumsy] Grzech i cnota: Zwyrodnienie

Post autor: Reverie »

        
Motyw muzyczny: Uragawa

„Tu zaraza zbiera żniwo w szpitalach nie ma miejsca
Ludzie zdychają powoli w smrodzie własnego mięsa
Ciała walają się w częściach bezimienny grób
Lśniące czerwienią szczury uciekają spod nóg”

Zagłada Część: I, Słoń


        Ciemne, zniszczone uliczki opuszczonych warstw Ostatniego Bastionu. Siedlisko wszelakich męt, dziwek, złodziei, drabów, wyklętych, starych, chorych i biednych, gdzie łatwiej o kosę pod żebra niż o dobre słowo lub uśmiech. Miejsce potępionych, wykluczonych, żyjących poza „zdrowym” społeczeństwem. Na każdym rogu znajdziesz tu kogoś, kto albo marzy o wybawieniu z tej nory i odkupieniu, albo już całkiem stracił nadzieję, a żyje z przyzwyczajenia, bo boi się śmierci.
        To miejsce jest odrażające. Po prostu. Smród, bieda, choroby, cierpienie. Utożsamia wszystko co najgorsze. Dwie warstwy wyżej, matki czytają swoim dzieciom książki, mężowie całują żony na dobranoc a zapracowany czeladnik dostaje zapłatę za swoją ciężką pracę. Tutaj macochy sprzedają swoje przyszywane córki nieznajomym, alfonsi tłuką dziewczyny dopóki nie zaczną wymiotować, a ci, którzy kończą swoją robotę, nie są już potrzebni – lądują w dołach, które kiedyś były pozostałością kanałów.

- Mamo! Mamoo!

        Słuchaj, nie. Ciągle nie rozumiesz. Widzisz tamtą brudną staruchę bez ręki, która ukryła się we wgłębieniu ruin po stojącym tu kiedyś zakładzie jubilerskim, gdzie kupowała swego czasu pierścionek na ślub? Nie widzisz. O to chodzi. Dzięki temu, że jej nie widzisz, może przetrwa noc. Aby zdobyć tę kryjówkę, wydrapała oczy małemu chłopcu, a natrętnego psa, który podszedł zbyt blisko zabiła. Cholerny ogar łasił się do niej. Pewnie wyczuł od niej resztki starego, czerstwego chleba, który udało jej się wyłowić ze ścieków, spływających z wyższych warstw. Pozwoliła mu podejść, polizać się po twarzy, a gdy psiak niczego nie spodziewał, rozbiła mu czaszkę cegłą. Jego trupa, który już nie mógł zdradzić jej kryjówki, oczywiście trzyma przy sobie – był wychudzony, ale starucha jest jeszcze bardziej rachityczna. Będzie miała kolację. Spędzi noc z cholernym truchłem, obgryzając je przez sen.

- Mamusiu, błagam...! Gdzie jesteś...?! Gdziee jeeesteeeś... uuuaaaghh...!

        No, pół nocy. Jest chora na syfilis i trąd. Dzisiaj zegar jej życia stanie w miejscu. Myślisz, że kogoś to będzie obchodziło? Nie. To codzienność tutaj, w ruinach, gdzie człowieczeństwo czy moralność są nieśmiesznym żartem. Czyż mogło by być miejsce, które lepiej uosabia porażkę, przegraną wielkiej wojny, upadek? Rozbite mury, zmurszałe pozostałości domów, długie, ciemne uliczki, podziemne przejścia w których żyją potwory... Właśnie tutaj jesteś. Już rozumiesz?

- Mamusiu to tak boli...! Maaamooo...! Ja nie chcę!

        Każdy wieczór niesie ze sobą jakąś historię, która jeszcze tej samej nocy zostanie zapomniana – jej świadkowie zdechną jak tamten pies albo w jeszcze mniej subtelny sposób. W oddali słychać jakiś krzyk. Tak, tamta długa alejka. Kiedyś, na tej uliczce było małe targowisko. Było zbyt ciasno żeby rozstawić się z kramami, więc kupcy, rozkładali wąskie płachty i wykładali na nie towary. Przechodzący tędy mieszkańcy musieli przytulać się do siebie by przejść między zachwalającymi swoje dobra przekupkami. Cholernie niewygodne miejsce na biznes, jednak ludzie ciągle tu przychodzili. Znali sprzedawców, przeciskali się między nieznajomymi, ale wiedzieli, że to miejsce ma w sobie to coś. Atmosferę, zapachy, bliskość innych, serdeczność sprzedawców...
        Teraz, po tym małym, ukrytym od zgiełku miasta targu, pozostała tylko ciemna, ponura, śmierdząca szczynami i gównem uliczka, której końca nie było widać w tym miejscu bez świateł. Okoliczne domy były ciągle nieźle zachowane, chociaż mogło się wydawać. Wysokie, tylko częściowo poniszczone ściany, sprawiały, że każdy kto tędy przechodził miał klaustrofobiczne wrażenie ograniczenia. Uciekać można było tylko w dwie strony – do przodu i do tyłu. Na górze jednego z domów, niedaleko wejścia do niej zalegała wielka kupa gruzu, która w każdej chwili mogła się zawalić odcinając drogę ucieczki przed tym, co czaiło się w głębi uliczki.

- Mamoo! Błagam pomóż! Gdzie jesteś!? Czemu oni mi to robią?!

        Cholerny szczyl, musiał się tutaj przypałętać z jakiejś wyższej warstwy miasta. Najwyraźniej nie wie, że tutaj nikt mu nie pomoże, a jego mamusia może być właśnie truchłem z odrąbaną głową, gwałconym przez jakiegoś śmierdzącego psychopatę. Jeśli będzie się tak wydzierał, to pewnie przyjdą inni – ale nie aby mu pomóc, a aby dołączyć do wynaturzonej orgii. Jego krzyki słychać było z tej uliczki, o której już wiesz. Tej, która była kiedyś sympatycznym, kolorowym targiem, ukrytym między domami. Tam, głęboko w ciemnościach, gdzieś w połowie, albo i na samym końcu, krzywdzone było niewinne dziecko, które dotąd pewnie nie znało cierpienia. Jego opiekuńcza matka zawsze przytulała je do piersi, gdy tylko coś mu się stało, szepcząc ciche słowa pociechy. Dziś, dowie się czym jest „prawdziwe życie”. Nie będzie pewnie długo cierpiało, gdy czające się w mroku zbiry z nim skończą, wyrzucą jego zwłoki do pozostałościach po kanale.

        Chyba, że znajdzie się ktoś, kto wie, że życie jest cenne.
        Ktoś, kto wleje kroplę nadziei w to morze rozpaczy.
        Kto odmieni straszliwy, okrutny los i sprawi, że tej nocy zostanie ocalone coś cennego...
        Życie małego chłopca, krzyczącego gdzieś w mroku starej uliczki imię swojej matki...

- Mamo... ma...mo...
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Tym razem Pan postawił przed Carey dosyć ciężkie zadanie. Musiała udać się do Ostatniego Bastionu, do dzielnicy najgorszej, najbardziej obskurnej i tak mocno podatnej na wszelkie działania sił zła. Anielica nie spodziewała się jakichś luksusów, łatwej pracy, pomocnych istot.. Właściwie miała ochotę jak najszybciej uporać się ze swoją misją i po prostu ruszyć w inne, bardziej przyjazne miejsce. Ale zaraz... Taka była jej rola, musi pomagać innym, ba, nawet tego chce, a Ostatni Bastion to miejsce, gdzie wiele dusz, wiele ciał, tej pomocy potrzebuje.
Taka misja wymaga odpowiedniego przygotowania, dlatego też nie mogła przybyć do Bastionu ubrana jak zawsze, w zwiewną sukienkę, która ładnie układała się na jej sylwetce... Carey nie może zwracać uwagi w taki miejscu, dlatego istoty przebywające tuż przy bramach miasta, prowadzących do najbiedniejszych dzielnic, mogły zobaczyć kobietę o nieco zmierzwionych włosach splecionych w dwa warkocze, ubraną w obcisłe, ciemne spodnie oraz jasną tunikę, która wcale nie wyglądała na nowiusieńką.

Bieda, cierpienie, brak nadziei, zło... Te elementy były tak bardzo wyczuwalne w tym miejscu, że Carey niemal czuła jak boli ją serce... Smutnym spojrzeniem omiotła brudne uliczki, na których najmniej było bruku...
- Jak tak można... - szepnęła cicho i ruszyła jedną z malutkich uliczek. W zaułku dostrzegła starego mężczyznę, który leżał w urynie, jęcząc modlitwę do Pana. Anielica przystanęła i słuchała słów pełnych żalu, prośby o pomoc... Podeszła więc do mężczyzny i przyklęknęła przy nim, po czym przyłożyła dłoń do jego czoła.
- Spokojnie, chce pomóc.. - powiedziała cicho, uwalniając magię dobra, którą owładnęła całe ciało starca, który jak się okazało, był niewidomy. Careylissa chciała go uleczyć, lecz przybyła za późno, jego czas dobiegał końca, jedyne co mogła zrobić, to oddać jego duszę w ręce Pana, odmówić modlitwę, dać swoje błogosławieństwo, a na koniec sprowadzić dobre wspomnienia, które ulżą mężczyźnie w cierpieniu.

Przechadzając się ulicami Ostatniego Bastionu, Anielica starała się pomagać istotom, którym pomóc mogła, nie ujawniała swojego prawdziwego oblicza, ale robiła co mogła, by sprawić, że to miejsce choć na chwilę przyjmie promyczki nadziei i dobra, które kiedyś rozbłysną jasnym światłem. Nie była w stanie pomóc wszystkim, jedynym plusem, tej złej sytuacji był fakt, że nie spotkała jeszcze żądnego opętanego, żadnej siły nieczystej... Choć złe istoty były tutaj obecne, lecz był ich to własny wybór...
Niebianka kierowała się w stronę miejsca, w którym powinien być plac główny, lecz w pewnym momencie do jej uszu dobiegł dziecięcy głos, który rozpaczliwie przyzywał mamę. Carey rozejrzała się w poszukiwaniu zagubionego chłopczyka, który był przerażony, co można było wyczuć nawet bez szczególnych umiejętności. Zanim jednak zobaczyła chłopca, dostrzegła grupę ludzi, która w okrutny sposób obchodziła się z ciałem jakiejś kobiety, Carey niemal przeklęła, a w jej sercu pojawiło się ogromne rozczarowanie. Potarła dłonią broszkę, która nie błyszczała jak zawsze, tym razem wyglądając jak jakiś pokrzywiony rupieć.
- O nie... - z przerażeniem spojrzała w kierunku, z którego dobiegał głos, dotarło do niej, że tamta martwa kobieta to właśnie matka zagubionego chłopca! Anielica nie mogła pozwolić by i on dostał siew ręce zbirów, którzy na swoją karę będą musieli nieco zaczekać. Niebianka pobiegła najciszej jak mogła, tak by nikt jej nie zauważył, była gotowa nawet użyć swojej magii, byleby dotrzeć do chłopca i zabrać go z tego okropnego miejsca.

- Zaczekaj chłopcze! - nieco zdyszana dotarła do dziecka, które z przerażeniem w oczach rozglądało się za swoją mamą.
- Pomogę ci. - uśmiechnęła się do niego ciepło i wyciągnęła rękę w jego stronę. To jasne, że jej nie ufał, w takim miejscu nikt nikomu nie ufa...
Anielica nie chciała zwlekać, nie chciała by chłopcu stała się krzywda... Bez zbędnego zwlekania wykorzystała magię, by uspokoić chłopczyka, z oczu którego szybko znikł strach i pojawiła się odrobinka nadziei.
- Chodź ze mną, jestem Carey. - uśmiechnęła się i podała dłoń dziecku, które od razu podchwyciło ten gest i dało się poprowadzić.
- Zabiorę cię w bezpieczne miejsce. - dodała po chwili, zastanawiając się, czy w tym miejscu coś bezpiecznego istnieje... Pewnym było to, że chciała oddalić się od tamtych zbirów...
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

        Chłopczyk, mały, zabrudzony, bez jednego z przednich zębów, spojrzał ufnie na anielicę pod ludzką postacią, która przyszła go uratować z tego ponurego, złego miejsca. W jego oczach błyszczał jednak smutek oraz odrobina żalu. Trzymając kobietę swoją małą rączką, uśmiechnął się przepraszająco:
- Przepraszam, siostrzyczko...
        Powiedział nagle. Sekundę później, za plecami anielicy rozległ się głośny huk...

... Parę chwil wcześniej...

        Prawa tęczówka Reveriego jarzyła się lekkim, mdłym, błękitnym światłem, gdy obserwował z oddali cel, siedząc na wysokich pozostałościach starego, zrujnowanego budynku. Nie musiał się nawet wychylać – jego Oko Zjawy przebijało się przez dwa mury oddzielające go od kobiety i... częściowo przez jej ubranie. Złodziej szukał pewnego przedmiotu, na który dostał zlecenie. Chyba go znalazł. Brosza, której poszukiwał, nie wyglądała jednak zgodnie z opisem zleceniodawcy. Zachowanie kobiety, jej chęć bezinteresownej pomocy, dawały jednak nadzieję na to, że Reverie odnalazł swoją ofiarę. Miał wystarczająco czasu, by ją poobserwować. Nie mógł się już wycofać, wszystko było przygotowane. Udało mu się nawet zgarnąć tego szczyla z ulicy, który w zamian za bochenek chleba zgodził się na odegranie roli ofiary. Planował co prawda samemu naśladować głos łkającego malca – złodziejaszek znał się nie tylko na brzuchomówstwie, ale również na udawaniu różnych dźwięków – ale skoro już taki smyk się nawinął, to trzeba było to wykorzystać. Taka przynęta jest lepsza. Ofiara do samego końca nie będzie spodziewała się zasadzki.
        Reverie obserwował, jak kobieta wchodzi w pułapkę, plotąc po cichu zaklęcia. Gdy w końcu dotarła do chłopca i zaczęła go pocieszać, zabójca uwolnił magię. I zaczął w myślach odliczać...

... Chwila obecna...

        ...za plecami anielicy rozległ się huk. Ciemna, wąska, długa uliczka, w której ukrywał się chłopiec, zatrzęsła się, gdy wielka kupa gruzu spadła z jednego z budynków nieopodal wejścia w alejkę. Odcięła, a przynajmniej ograniczyła kobiecie i dziecku możliwość powrotu. Wraz z upadkiem pozostałości ruin wzniosła się ku nocnemu niebu chmura pyłu. A na chłopczyka stojącego przy anielicy coś kapnęło. Chlupnęło chyba z kałuży, która była w pobliżu. Mogło się wydawać wcześniej, że to szczyny albo wymiociny, światło księżyca nie pozwalało się dobrze przyjrzeć. Jednakże, żadne wydzieliny ludzkiego ciała nie mają czarnego koloru. Ani nie pachną smołą...
        Wcześniej nie dało się tego wyczuć – zapach ekskrementów był nie do zniesienia. Teraz jednak, gdy nieco smoły chlupnęło na chłopaka, można było to po prostu zauważyć. Naokoło, przy ścianach, jak i przy nowo powstałym gruzowisku, ktoś rozlał łatwopalną ciecz.
        I tak. Właśnie zaczęła się palić, jeszcze bardziej utrudniając drogę ucieczki. Dla zwyczajnego człowieka byłaby już tylko jedna droga – do przodu, w głąb ciemnej uliczki. A tam stała śmierć. Wysoki mężczyzna w czarnym stroju, z zasłoniętą chustą twarzą i kapturem na głowie właśnie zeskoczył z dachu ruin jednego z domostw. Jego chłodne oczy jarzyły się lekkim, niebieskim płomieniem. Przez chwilę mogło się wydawać, że na biodrach ma szeroko rozwarte szczęki bestii. Była to jednak tylko wyjątkowo bogata menażeria noży, a każdy z nich wyglądał w blasku księżyca niczym ostry kieł, mogący wbić się głęboko w kark. Wzrok wbijał w kobietę, zupełnie ignorując chłopczyka. W jednej dłoni trzymał kamień, a drugą wykonywał jakieś dziwaczne gesty, mamrotał coś pod nosem... rzucał czar!
        To pułapka! Kimkolwiek był ten osobnik, najwyraźniej chciał skrzywdzić niewinną, dobrą kobietę. Drogę wstecz odcinało duże gruzowisko i płomienie, ucieczkę na lewo i prawo – ściany i znowu – gorąc. A przed nią, znajdował się tajemniczy, zamaskowany osobnik rzucający czar. Przy boku miała chłopczyka, który najwyraźniej miał ją tutaj zwabić. Teraz gdy noc rozgorzała ogniem, trzymał się mocno anielicy, nie wiedząc, co ma zrobić.
        Ktoś najwyraźniej miał do Carey sprawę. A biorąc pod uwagę to „przywitanie”, sprawa miała zostać zakończona szybko i skutecznie...
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Niebianka ruszyła uliczką, trzymając chłopczyka za rękę, żeby czasem nie zgubił się jej po drodze. Tak bardzo chciała mu pomóc, że nawet nie przypuszczała, że to wszystko może być zwyczajnym spiskiem.
Nie uszła daleko, kiedy za jej plecami rozległ się głośny huk, przez co niemal upadła na bruk. Carey odwróciła się gwałtownie, mocniej łapiąc chłopczyka, jakby chciała go uchronić przed wszystkim, co złe. Uliczka została zasypana gruzem walących się budynków, skutecznie odcinając Carey drogę powrotną, kobieta cofnęła się o kilka kroków, z przerażeniem patrząc na to, co dzieje się przed nią. Spojrzała na chłopczyka, dostrzegła ciemną plamkę, która pojawiła się na jego skórze.
- Co... - już chciała coś powiedzieć, lecz zapach, który poczuła, jasno dał do zrozumienia, skąd pochodzi ta ciemna plama...
- Cokolwiek się stanie, trzymaj się blisko mnie. - powiedziała do chłopaka stanowczym tonem głosu i znowu wzięła go za rękę, chcąc uciec stąd jak najdalej. Była niemal pewna, że ktoś majstrował w tym miejscu, smoła na pewno nie wzięła się ot tak , sama z siebie.
- Panie dopomóż. - mruknęła pod nosem, a jak na złość... Pojawiły się płomienie, które szybko rozprzestrzeniły się po smolnych ścieżkach.
- Chodź! - rzuciła do chłopczyka i pociągnęła go za sobą, biegnąc w jedynym możliwym kierunku, lecz nagle zatrzymała się, bo dostrzegła kogoś, kto zagrodził jej drogę. Niebianka nie bardzo wiedziała, co się dzieje, małe dziecko skryło się za nią, najwyraźniej bojąc się tamtej istoty. Anielica zmrużyła nieco oczy, przyjrzała się dokładnie nieznajomemu, który był uzbrojony niemal po same zęby, ale nie to było najgorsze... Spoglądał prosto na nią, nic więcej go nie interesowało, w dłoni trzymał kamień, druga dłoń wiła się w dziwacznych gestach... Czary! Dotarło do Carey jak nagłe olśnienie. Z tego, co wyczuła, wcale nie miała do czynienia z kimś, kto z uśmiechem na twarzy powita ją w tym mieście, co prawda powitanie jest huczne... Ale bez przesady. Anielica nie miała żadnej drogi ucieczki, nie chciała też robić krzywdy nieznajomemu... Gonitwa myśli w jej głowie stawała się nie do zniesienia, nie wiedziała, kto chciałby ją zaatakować, wysłannik piekieł? Ale to wyczułaby od razu... A może ktoś przez piekielnego wynajęty? Nie, to nie był czas na rozmyślania, Skrzydlata rozejrzała się, ale nie miała gdzie uciec, w końcu jej wzrok spoczął na nieznajomym.
Na przemianę było już za późno, jedyne co mogła zrobić to ochronić dziecko i wykorzystać Magię Dobra, by przerwać zaklęcie nieznajomego. Cicho wypowiedziane słowa popłynęły z ust Anielicy, a fala magii uderzyła w mężczyznę, co miało spowodować dezorientacje, Carey miała zamiar wykorzystać tę domenę tak, jak to robiła, chociażby w obecności Khardana... Skrzydlata starała się wlać dobro w umysł "napastnika", by zyskać trochę czasu...
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

        Zabójca zmrużył oczy ze zdziwienia, czując, jak jego umysł zalewa magia. Niech to szlag. Nie wiedział, że cel będzie magiem. I cóż to za dziwne odczucie? Feeria pozytywnych emocji? Co za okrutne, podstępne zaklęcie, mieszające ludziom w głowach tak, że tracili swoją prawdziwą tożsamość, instynkty. W dodatku tak kłamliwe z samej swej natury, bo dobro nie było domeną żadnej żywej istoty. Wcześniej czy później, zawsze pojawiał się grzech oraz wyrzuty sumienia.
        Magia anielicy sprawiła, że maska bezlitosnego mordercy nieco opadła. Nie zdarzało się to wcześniej. Zaklęcie, które rzucał, zostało przerwane. Tak samo, jak milczenie Reveriego, który dotychczas, podczas swoich wszystkich kradzieży i zabójstw odzywał się tylko wtedy, gdy wymagała tego misja.
        - Interesujące – kamień wypadł z jego dłoni, gdy przemówił głębokim, spokojnym głosem – Nie spodziewałem się, że cel będzie magiem. Wyrazy uszanowania za zaskoczenie mnie i rozproszenie zaklęcia, dziewczyno.
        Powiedział, po czym... sięgnął do swojego pasa i wyciągnął z niego dwa noże. Jednym szybko, póki czuł, że jeszcze ma wolę, by walczyć, rzucił w anielicę i dziecko. Nie celował dokładnie, chciał zrobić cokolwiek. A drugim nożem... rozciął sobie głęboko ramię, którym przed chwilą się zamachnął. Dobro? Zło? Reverie znał obydwie strony medalu. Wiedział, jak wspaniałe są uczynki cnotliwe, piękne. I wiedział, jak szybko mogą zostać skażone grzechem. Nie trzeba było wlewać w jego umysł dobra – ono tam było. Czasami siła woli i inteligencja są jedną stroną medalu, a nie dwiema. Osoba, która rozumie pewne rzeczy, może skuteczniej reagować, gdy dochodzi do konfrontacji. Zabójca wiedział, że ten czar miał go tylko otępić. Udało się. Dlatego musiał zrobić wszystko, by rozproszyć mgłę, iluzję. A ból najłatwiej przypominał o rzeczywistości. Rana i krew, która z niej chlusnęła, na razie nie miały znaczenia.
Trzeba w końcu spleść zaklęcie...
        Jeśli Carey i dziecko unikną lecącego ku nim sztyletu, to będą mogli wyminąć jeszcze rozproszonego zabójcę. Trudno jednak powiedzieć, czy obrócenie się do niego plecami będzie rozsądne. Mieli jednak jakiś inny wybór?
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Płonące budynki sprawiały, że na uliczce robiło się niemiłosiernie ciepło, co dawało się we znaki. Carey pilnowała chłopczyka, który przerażony trzymał się tuż za nią, nie chcąc wychylać się ani na chwilę. Anielica przestała używać swojej magii, jak się okazało to, co zrobiła, skutecznie rozbiło tworzenie zaklęcia przez nieznajomego, który owładnięty dobrem, nie wiedział, co się dzieje. Carey wzięła chłopczyka za rękę, żeby mieć na niego oko i zaprowadzić w bezpieczne miejsce. Mężczyzna odezwał się zaskoczony tym, co właśnie odczuwał, ale to, co najbardziej przykuło uwagę kobiety, było słowo "cel". Czyżby faktycznie miała być ofiarą tego napastnika, który dostał zlecenie, by pozbyć się Niebianki?
- Trzymaj się blisko mnie. - powiedziała do dziecka i nie skupiając się dłużej na słowach nieznajomego, chciała jak najszybciej uciec z tego miejsca, które było coraz bardziej nieznośne. Niestety napastnik miał kolejny pomysł, szybkim ruchem wyjął sztylet i rzucił nim w kierunku Anielicy. Ta widząc to, próbowała uciec w bok, ale miała przy sobie małe dziecko... Chłopczyk został odepchnięty, przez co ostrze zupełnie go ominęło. Niewiele brakowało, a zwinność i szybkość Carey uratowałaby ją przed sztyletem.
Cichy jęk poniósł się po uliczce, kiedy Niebianka poczuła, że jej ramię piecze coraz bardziej, spojrzała na nie i zobaczyła, że tunika powyżej łokcia jest rozerwana, a ubranie pokrywa coraz większa plama krwi.
- Biegiem! - rzuciła do malca, ignorując ból prawej ręki. Nawet nie przyjrzała się nieznajomemu, który swój ból wykorzystał do otrzeźwienia z magii, która została na nim wykorzystana. Anielica przebiegła obok niego, w bezpiecznej odległości, a przynajmniej na tyle, w jakim stopniu pozwalała jej uliczka.
- Uciekaj, schowaj się gdzieś, ale już! - rzuciła do dziecka, i wypuściła je ze swojego uścisku dłoni, by mogło bezpiecznie schować się w jakimś zaułku. Sama Anielica zatrzymała się kilka kroków od nieznajomego i odwróciła się przodem do niego i wlepiła spojrzenie w jego postać.
Ból po cieciu sztyletem wciąż pulsował w jej dłoni, a krew nie przestawała płynąć, nie była to groźna rana, ale bardzo nieprzyjemna, jednak na razie, Carey nie miała zamiaru ingerować w nią swoją magią.
- Nie chcę z tobą walczyć. - odezwała się o dziwo, spokojnym głosem.
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

        - Ja z Tobą również. - odparł równie spokojnie mężczyzna. Sytuacja była umiarkowanie korzystna. Dzieciak, a raczej „świadek”, uciekł. Nim Reverie nie przejmował się zbytnio, te slumsy nie znały ucieczki od złego losu. Jeśli młodzik wywinął się śmierci o włos teraz, to najwyraźniej ta już nad nim wisi. Wcześniej czy później, powróci, by chwycić go w swe chłodne objęcia. W dodatku kobieta wyrwała się już z jego pułapki. Czyżby zaplanował wszystko zbyt niedokładnie? Nie... gdyby „cel” był zwyczajną dziewczyną, wszystko poszłoby perfekcyjnie. Ogień odstraszyłby wszelkie męty i szczury, które chciałyby przeszkodzić w akcji. Czar wyrwał z ofiary to, co najważniejsze. A potem? Potem zabiłby ją i dziecko, przeszukał na zapas zwłoki, po czym oddalił się do swojego pracodawcy.
        Tak by to wyglądało, gdyby nie fakt, że dziewczyna znała magię. To przewróciło do góry nogami cały plan. A pan informator, od którego dostał informacje o broszy, zasłużył sobie chyba na poważną karę... Reverie naprawdę nie chciał walczyć z Carey. Nie wiedział czego może się spodziewać po użytkowniczce magii, w dodatku takiej, która może wpływać na emocje i odczucia. Kto wie? Może nie chciał też dlatego, że zaklęcie anielicy przestawiło parę trybików w jego głowie? Sytuacja była chyba nieciekawa dla obydwojga.
        -Zabawne. Mamy ranę w tym samym miejscu. - zauważył. Rzeczywiście, cięcie, które zadał sam sobie, i te, które zadał anielicy, było niemal identyczne. Obydwoje zostali okaleczeni w prawe ramiona. To chyba sprawiło, że maska zabójcy już całkowicie się rozprysła. Zbyt wiele słów wypowiedział podczas tej misji, zbyt wiele rzeczy go zaskoczyło. I ta cholerna magia dziewczyny... - W porządku. Nie uciekaj, bo nie uciekniesz przed śmiercią. Jesteś już naznaczona. Będę podążał za Tobą jak cień, gdzie tylko byś się nie udała. I wierz mi, wcześniej czy później cię dopadnę. - jedno z oczu złodzieja nagle straciło błękitny blask. Niewiele dało się zobaczyć pod kapturem i chustą, w dodatku w takim mroku, jednak najwyraźniej jakieś zaklęcie, którego Reverie użył, przestało działać – Stój tam gdzie stoisz. Ani kroku. Ani odrobiny magii, nie dam się nabrać drugi raz. Mamy chwilę. Ogień odstrasza szczury, bojące się okrutnej śmierci w płomieniach. Gdy zgaśnie, przyjdą tutaj, szukać łakomych kąsków.
        Anielica nie mogła tego ujrzeć, ale twarz zabójcy wykrzywił cierpki uśmiech.
- Nie chcesz walczyć? Znakomicie. Jeśli się ruszysz lub zauważę, że chcesz rzucić czar – mężczyzna wyjął jeszcze jeden sztylet. Rana na prawej ręce nie była na tyle głęboka, by jeszcze uniemożliwiać mu chwytanie rzeczy, chociaż krwawienie stawało się kłopotliwe. Starał się nie uszkodzić żadnych większych żył, ale działał pod wpływem chwili. Nie było to łatwe – Będziemy dalej walczyć – powiedział, unosząc jeden ze sztyletów, mocno akcentując słowo „będziemy”.
        - Ale mam pomysł. Zadam ci zagadkę. Będziesz miała na odpowiedź chwilę, dopóki nie zagaśnie ogień. Jeśli odpowiesz... będziesz mogła rzucić zaklęcie. Jeśli zauważę, że nie znasz odpowiedzi... ja rzucę zaklęcie. Obiecuję... że jeśli nie zgadniesz, to rzucę takie zaklęcie, które nie wyrządzi ci krzywdy.
        Zabójca z jednej strony czuł pogardę dla siebie, wiedząc, że jego profesjonalizm i bezlitosne podejście właśnie trafia szlag. Z drugiej jednak natura intelektualisty kochającego wyzwania i niespodziewane zwroty akcji w czytanych historiach, była chyba bliższa jego prawdziwej osobowości. Teraz mógł ją uwolnić, chociaż na chwilę. Nigdy nie robił tego przy obcej osobie, w dodatku podczas misji. A jeśli dziewczyna się zgodzi... to będzie coś pięknego. Zmagająca się z zagadką niewiasta, która wie, że na szali życia jest coś cennego, która nie ma pojęcia, jakie zaklęcie będzie chciał rzucić łotr. Historia godna spisania. Jeśli „cel” nie będzie chętny do współpracy, dalszy rozwój sytuacji jest raczej oczywisty. Sztylety dalej go „świerzbiły”.
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Anielica nie była przekonana co do niechęci mężczyzny do walki z nią, była pewna, że jeżeli dostał zlecenie, by zabić ją lub zdobyć cokolwiek co do niej na leży, na pewno to zrobi, bez względu na koszty. Pokazał, że jest w stanie zrobić sobie krzywe, by tylko wyrwać się z jej pułapki. Carey przez moment zastanawiała się, czy Pan specjalnie wysłał ją do tego miejsca, by po raz kolejny sprawdzić jej wierność, a może po prostu wiedział, że to właśnie ona jest najodpowiedniejszą osobą do takiej misji? Nie wiedziała... Mimo wszystko była gotowa sprostać zadaniom postawionym przed nią, nie miała zamiaru wycofywać się w takim momencie, a jeśli przyjdzie jej zginąć... Poradzi sobie.
- Tak i obie rany są Twoim dziełem nieznajomy. - odpowiedziała na celną uwagę mężczyzny, choć nie sądziła, by był to jakiś szczególny znak. Poza tym ona swoją ranę wyleczy bez większych problemów, ma dar, który przekazali jej rodzice. A czy on potrafi leczyć się magią? Możliwe, skoro już próbował wykorzystać tego typu siły przeciwko niej.
- Nikt nie zdoła przed nią uciec. Czeka na każdego z nas. - powiedziała coś, co było aż nadto oczywiste.
- Zostałam naznaczona? Tak, wiele razy, przez wiele istot. Taki mój żywot. - uśmiechnęła się lekko, wcale nie czując złości, nienawiści czy strachu. Była przygotowana na wszystko, a jej los był nie w rękach tej mrocznej istoty, a w rękach tego, któremu ona służy.
- Jesteś odważny. - przyznała po wysłuchaniu kolejnych warunków ich rozmowy.
- Nawet bardzo odważny. - zdecydowanie nie wiedział z kim ma do czynienia, gdyby zechciała, mogłaby go oślepić, a jego zwinność mogłaby go zawieść.
- Czujesz się panem sytuacji, prawda? - głos Carey był nadzwyczaj spokojny i ciepły, zupełnie nie pasował do obecnej sytuacji.
- A co jeśli to ja zadam Ci zagadkę? - zapytała po chwili, zastanawiając się, czy ma ochotę grać w przedziwną grę. Mężczyzna zupełnie nie zdawał sobie sprawy, na co się porwał...
- Powiedziałeś, że jestem Twoim celem, ktoś dał Ci zlecenie, ale nie wiesz, kim jestem, prawda?- zapytała całkiem spokojnie, nawet go nie prowokując. Anielica nie chciała walczyć, nie byłą osobą, która krzywdzi innych, ba... nie potrafiła nienawidzić.
- Nie musisz się obawiać, ja nie zaatakuję, ale jeśli Ty zechcesz... Będę się bronić. - przyznała szczerze, a jej ton wciąż nie ulegał zmianie, a na jej ustach pojawił się szerszy uśmiech.
Pomimo tego wszystkiego, Careylissa byłą ostrożna, jej zmysły były czujne, a ciało gotowe do reakcji na gwałtowne ruchy napastnika. Ale czy do czegoś dojdzie? Tego nie była pewna.
- Nie mam broni, Ty posiadasz ten sztylet. Jestem kobietą, bezbronną, a Ty trzymasz mnie w pułapce, zabraniając czegokolwiek. - odezwała się po chwili, wskazując mu, w jak beznadziejnej sytuacji się znaleźli.
- Jesteś mężczyzną, który posiada swój honor. - zerknęła wprost na niego, wskazując na to, że zabicie bezbronnej kobiety byłoby hańbą.
- Czy zagadka jest dobrym rozwiązaniem w tej sytuacji? - na jej ustach pojawił się kolejny uśmiech, a w jej spojrzeniu czaiła się wyrozumiałość, a tuż obok niej dobro.
- Tak chcesz wykonać zadanie? - zapytała, może nieco ryzykując.
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

        Kobieta mogła ujrzeć, jak sekunda po sekundzie, z każdym jej słowem, inteligentny, pełen pasji błysk w oczach zabójcy gaśnie. Czy tego chciała, czy nie, jej słowa wcale nie pomagały mężczyźnie. Wręcz przeciwnie – cofały go do poprzedniego stanu, przypominały o profesjonalizmie, z jakim dotychczas wykonywał pracę. Był wręcz... zawiedziony. Gdyby dziewczę zgodziło się na rozwiązanie jego zagadki, wtedy czułby, że stanął twarzą z kimś gotowym podejmować z pozoru głupie wyzwania, jedynie z zamiłowania dla intelektualnej rozrywki, nawet w momencie zagrożenia życia. Może właśnie takie ryzyko było najbardziej stymulującą i podniecającą rzeczą?
        Otrzymał jednak płaską odpowiedź, która miała go sprowokować, w dodatku wypowiedzianą ciepłym, spokojnym głosem... oraz pełną kłamstw. Bezbronna kobieta, którą trzymał w pułapce? Świetny żart. Żadna osoba posługująca się magią nie jest bezbronna. A cała zasadzka już była skazana na niepowodzenie. Nie zaatakuje pierwsza? Tak naprawdę to zrobiła. To ona pierwsza dotknęła zabójcę swoim zaklęciem.
        Reverie czuł najzwyczajniejszy w świecie zawód. Rzeczywiście, uwielbiał być panem sytuacji, a gdy ktoś nie odpowiadał na jego rozkazy lub nie doceniał jego pomysłów, mogących przełamać monotonię zawodu, uciekał w profesjonalizm. Nie, inaczej. Zostawał przy nim. Tak było i teraz. Nie miał zamiaru nawet odpowiedzieć kobiecie. Jej słowa wystarczyły.
        Zabójca, bez dłuższego ociągania się, wiedząc, że rozmowa do niczego nie doprowadzi, po prostu znowu miotnął jednym ze sztyletów w kobietę, celując w pierś, ruszając ku niej pędem. Pochylił głowę zakrytą kapturem, patrząc na drugie ostrze w dłoni i zaczął splatać zaklęcie, chyba to samo, które rzucał na początku, w momencie, gdy anielica mu przerwała. Szansa na pokojowe rozwiązanie sprawy przeminęła niczym życie wielu osób w tej dzielnicy. Teraz przemówić miała brutalna siła oraz magia.
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Niebiance nie bardzo podobało się zachowanie nieznajomego, który zdawał się coraz groźniejszy. Jego specyficzna aura pozostawiała gorzki smak na ustach Carey, co nie było przyjemne. Anielica uważnie przyglądała się mu, gotowa do wykonania uniku, kiedy tylko ten postanowi ją zaatakować. Nie musiała długo czekać na ruch mężczyzny... Sztylet z jego dłoni został rzucony w jej stronę, a napastnik rzucił się w jej kierunku, by dopaść ją i wykonać misję, która zostałam u przydzielona.
Anielica niewiele myśląc, odskoczyła w bok, nie chcąc znowu zostać trafioną przez sztylet rzucony prosto w nią. Zaraz potem jej usta poruszyły się w niemym zaklęciu, a wykorzystana Magia Życia została skierowana w twarz napastnika. Skrzydlata nie jest mistrzynią w tej dziedzinie, mogła jedynie sprawić, że wzrok mężczyzny nieco się zamglił, trochę utrudniając mu widzenie.
- Odpuść. - padło z jej ust, liczyła na to, że nieznajomy pomyśli, zanim coś zrobi, nie chciała sprawić mu krzywdy, nie chciała walczyć, tak jak on rwał się do tego, ale wszystko wskazywało na to, że niewiele mogła zrobić.
Carey znowu sięgnęła po swoją magiczną domenę, w której była zdecydowanie niż w magii życia. Zanim jednak rzuciła zaklęcie, raz jeszcze uskoczyła w bok, po czym pobiegła na drugą stronę ulicy, by zdobyć, choć kilka sekund wolnego czasu, w których mogła wykorzystać czar, zsyłający do umysłu innej istoty przyjemny obraz. Tym razem mógł zobaczyć słoneczny dzień, spokojną leśną okolicę, i żadnego zagrożenia, żadnego niebezpieczeństwa, które czaiłoby się w leśnym gąszczu.
- Przestań. - powiedziała do niego, próbując przekonać go do zaprzestania walki.
- Nie zmuszaj mnie, nie chce walczyć. -dodała po chwili, chcąc odwieść go od kolejnego ataku.
- Wszystko można załatwić inaczej. Posłuchaj mnie. - odezwała się jeszcze, nie mając gdzie uciec...
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

        Mężczyzna był szybszy od kobiety. Jego ruchy nie pozostawiały wątpliwości, że jeżeli zechce, to dogoni ją. Jednak wydarzyło się coś, czego anielica chyba się nie spodziewała. Rozbójnik początkowo biegł w jej stronę, ale gdy ta odskoczyła, robiąc unik przed sztyletem, Reverie wcale nie zmienił kierunku. Nie skręcił, by dopaść do dziewczęcia. Biegł dalej, przed siebie. Zaklęcie anielicy oczywiście zadziałało.
        Początkowo, łotr nawet nie zauważył różnicy, gdy jego spojrzenie osnuła mgła. Jedno z jego ślepi, prawe, już wcześniej było w gorszym stanie – po użyciu Oka Zjawy potrzeba było sporo czasu, by wzrok znowu odzyskał ostrość. Zresztą, do tego, co chciał zrobić, nie potrzebował tego zmysłu. Widział jasno ogień po bokach, a anielica sama usunęła się z drogi. Musiał teraz tylko biec przed siebie.
        I oczywiście dokończyć czar, co uczynił... wymijając kobietę. Mężczyzna wcale nie chciał rzucić się na nią z nożem. Chciał zmniejszyć dystans, by dokończyć zaklęcie. Nie potrzebował wzroku, obraz tego, co chciał zrobić miał w umyśle już od początku starcia. Obraz tego, co chciał zdobyć – od momentu, gdy magiczne oko wypatrzyło upragniony CEL. Po odrzuceniu propozycji rozwiązania sprawy w sposób... intelektualny, z zagadką w tle, nie miał zamiaru odezwać się więcej do kobiety. Było to na swój sposób dziecinne, ale też zgodne z jego etyką zawodową – wykonać zlecenie, bez ujawniania się, bez emocji.
        Przez chwilę, gdy przebiegał obok, oczy Reveriego i Carey się spotkały. Anielica mogła ujrzeć w nich... wyraz tryumfu. Padło ostatnie słowo zaklęcia. Splatanie zakończone. Cel obrany. Przedmiot do wymiany w dłoni. Odległość mała. Idealnie. Zabójca wymamrotał pod nosem ostatnią głoskę. Czar został rzucony, na chwilę przed tym, jak swoje umysłowe iluzje uskuteczniła kobieta. Obydwoje walczących rozbłysło na sekundę mdłym, błękitnym światłem.
        Przez chwilę wydawało się, że nic się nie wydarzyło. Przez krótką chwilkę. I rzeczywiście, nie wydarzyło się nic okrutnego. Carey nie miała żadnej rany, jej umysłu nic nie zamgliło, wszystko wkoło wydawało się niezmienione. Poczuć mogła jednak, że czegoś brakuje. Czegoś, co zabójca właśnie ściskał w dłoni. Brosza. W miejscu, gdzie przed chwilą była cenna brosza kobiety, był teraz sztylet, który wcześniej trzymał Reverie. Nie wyrządzał jej żadnej krzywdy, nie wbił się w nią, nie zranił. Po prostu tam był, ustawiony tak, by nie wyrządzić dziewczynie żadnej krzywdy. Zaraz pewnie upadnie na bruk.
        Zabójca znał magię przestrzeni! Użył zaklęcia, by zamienić miejscami broszę i trzymane w dłoni ostrze. Zmniejszenie dystansu, wcześniejsza obserwacja, długi czas rzucania... to wszystko miało zapewnić, że cel dostanie się w ręce łotra. Chciał zabić kobietę, ale wiedział, że walka z kimkolwiek używającym magii bez odpowiedniego przygotowania to samobójstwo. A szczególnie z kimś, kto wyjątkowo lubi mieszać w umyśle.
        Teraz, ściskając mocno broszę, pędził dalej przed siebie, nękany przez anielicę pięknymi wizjami spokojnego dnia. Nie czuł już zagrożenia. Nie miał się czego bać. Czuł ulgę, że zdobył cel. Biegł przed siebie, długą ulicą, chcąc zostawić kobietę w tyle. Przyjemne obrazy były tylko dodatkiem do euforii, która go wypełniała – obrazy, na które był gotowy. Wiedział, że magini dalej będzie próbowała go omamić magią. Czuł ciągle ból swojego ramienia. I czuł satysfakcję, że zrobił coś, co na pewno zaskoczy kobietę. Spełnił też właściwie jej życzenie. Nie chciała walczyć? W takim razie mogła uznać tę walkę za zakończoną. Reverie miał swój łup. Teraz musi tylko uciec przed niebezpiecznym, pięknym dziewczęciem... i oddać broszę swojemu pracodawcy.
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Careylissa była przekonana o tym, że mężczyzna zaatakuje ją jak tylko znajdzie dogodną okazję, dlatego wciąż była ostrożna, a w pogotowiu miała kolejny czar, który miał jej pomóc. Jakże zaskoczona była, gdy mężczyzna przebiegł obok niej, spoglądając w jej oczy i kończąc zaklęcie, które rzucił w jej kierunku. Zupełnie zdezorientowana Anielica, nie wiedziała, co się stało... Dlaczego to zrobił? Chciał ją oszczędzić? Może to jej zaklęcie tak zadziałało, że po prostu poddał się i uciekł?
Nie! To nie o to chodziło! Światło, które pojawiło się wokół nich, zdradziło, że mężczyzna dopiął swego... Carey zorientowała się, że coś jest nie tak... Wkrótce dostrzegła, że na miejscu, gdzie tkwiła jej broszka, pojawił się sztylet, a po jej zaklętym mieczu ani śladu!
- O nie! - jęknęła, bo została pozbawiona swojej największej borni... To dzięki niej była w stanie uwolnić tyle dobrych dusz spod jarzma zła... Anielica spojrzała smutno za uciekinierem, nie rozumiejąc, dlaczego to zrobił, dlaczego pozbawił ją tego, co było dla niej tak ważne... Nie mógł wiedzieć, że przedmiot, który teraz ściska w dłoni, był prezentem.
- Na Pana... - westchnęła cicho, choć nawet nie powinna w tym momencie wypowiadać tych słów. Po chwili rzuciła się w pogoń za złodziejem, chcąc jak najszybciej odzyskać swoją broszkę. Niewiele myśląc, przemieniła się w swoją anielską formę, była pewna, że w tym momencie nikt nie będzie szczególnie zaaferowany taką postacią, bo większość mieszkańców słysząc trzask płomieni, zwyczajnie ukryła się, będąc przekonaną, że to kolejne uliczne walki, w których nie mają zamiaru uczestniczyć.
Carey dostrzegła uciekającego napastnika, jej białe skrzydła uderzały mocno, niosąc ją w jego kierunku. Srebrzysty wzrok śledził każdy krok mężczyzny, który był przekonany o swoim zwycięstwie. Niebianka była nieco szybsza niż uciekinier, dlatego, kiedy dotarła do niego, mocno złapała go z tyłu za ubranie i od razu wzbiła się w powietrze.
- Masz coś mojego. - rzuciła, nie zwalniając ani na trochę, pomagając sobie nieco magią życia. Choć w tej formie była nieco silniejsza, musiała mieć na względzie to, że nie jest teraz sama. Anielica pofrunęła za bramy miasta, gdzie było wystarczająco dużo wolnej przestrzeni, nad którą zaczęła fruwać, wciąż trzymając byłego zbiega.
- Kradzież nie jest dobrym rozwiązaniem tak jak i przemoc. Oddaj to, co należy do mnie. - upomniała się, przy okazji pouczając nieznajomego.
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

        Gdy nieco oddalił się od kobiety, czary osłabły. Miał jednak pecha. Informator zapomniał nie tylko wspomnieć o tym, że cel używa magii, ale też, że... jest aniołem! Takiej niespodzianki Reverie się nie spodziewał. Gdy został chwycony za ubrania niczym kociątko przez kocicę, przez chwilę nie wiedział, o co chodzi. To miało jednak sens. Samotne dziewczę pomagające ludziom w tym miejscu, gdzie idea „dobra” nawet nie istniała, gotowe poświęcić się za małego chłopca. Wybitnie anielskie zachowanie. To był pierwszy raz, gdy spotkał taką istotę.
        Przez chwilę mężczyzna nie wiedział co robić. Inaczej – wiedział, ale cała sytuacja była na tyle niecodzienna, że musiał się przyzwyczaić. Gdzieś w głębi umysłu czaiła się panika. O ironio losu, stłumiona dzięki wcześniejszym czarom anielicy. Gdy zrozumiał, co się dzieje i czemu właśnie lata paręnaście metrów nad ziemią, przeszedł do działania. Długi, monotonny szept wydzierał się z jego ust, gdy splatał jedno zaklęcie po drugim, łącząc je oraz mieszając. Wylecenie za bramy miasta musiało trwać co najmniej chwilę – tyle ile potrzebował Rev, by opracować kolejny plan oraz wprowadzić w życie niezbędne środki ostrożności.
        Gdy w końcu anielica zaczęła fruwać nad jednym punktem i prawić mu morały, zabójca wiedział, że wszystko jest gotowe. Jeśli kobieta przyjrzała się złodziejaszkowi, mogła zauważyć, że czegoś brakuje. Jej broszy. Nie trzymał jej już w ręku. Nie dało się też jej wyczuć przy ciele zabójcy z pomocą widzenia aury. Albo ją gdzieś ukrył czarami, albo...
- Wyrzuciłem ją. Szukaj, suko. I postaw mnie na ziemi, bo...
        Prychnął złośliwie, po czym wyciągnął z pasa kolejne sztylety. Carey mogła wyczuć, że mężczyzna niemal buzuje magią, ale ciężko było wykryć, jakie zaklęcia na siebie rzucił. Tak czy siak, chyba mimo dużej wysokości, miał zamiar zaatakować dziewczynę, jeśli ta nie postawi go na ziemi.
        Reverie coraz bardziej widział, że sytuacja jest nieciekawa. Zabezpieczył się czarami, ale były to już resztki jego magicznych mocy. Gdy wyląduje na ziemi, stać go będzie może na jeszcze jedno zaklęcie, nic więcej. Sztylety również się kończyły – paszcza pełna ostrych kłów u jego pasa, była teraz przetrzebiona niczym gęba awanturnika po uderzeniu tłukiem. Poza tymi ostrzami, które miał w dłoniach, została mu jedna, krótka mizerykordia i dłuższy nóż przypominający tasak. Ta i następna minuta będą kluczowe.
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Mężczyzna znowu pogrywał sobie z Anielicą, racząc ją swoimi magicznymi sztuczkami. Carey nie puszczała go nawet na sekundę, ba, wzleciała nawet nieco wyżej, nie mając ochoty na kolejne zabawy w jego stylu. Do tego wszystkie znowu zniknęła jej broszka, a fruwający napastnik zaczął używać słów, które nie były zbyt wyszukane.
- Jeżeli jej nie oddasz, nie wróżę Ci niczego dobrego. - co prawda nie powiedziała tego poważnie, bo nie chciała go skrzywdzić, ale jej broszka, to jej broszka... Była jej niesamowicie potrzebna, do tego była prezentem, o który zawsze dbała, a teraz jakiś mężczyzna perfidnie ją ukradł.
- Chcesz atakować? Atakuj więc. - wzniosła się nieco wyżej, nie przejmując się tym, że tamten nagle dźgnie ją sztyletem, bo z takim ranami może sobie poradzić sama... Duże, białe skrzydła uderzały o powietrze, wznosząc ich coraz wyżej i wyżej.
- Moja broszka. Teraz. - powiedziała, spoglądając na trzymanego napastnika. Jej anielski głos, który w obecnej postaci Carey nabrał tej swojej anielskości, dobra i dźwięczności, może nie sugerował jakiejś ogromnej groźby.
- Panie wybacz... - pomyślała i przymknęła na chwilę oczy. Zaraz potem, Skrzydlata wypuściła napastnika, z którym znalazła się naprawdę wysoko ponad ziemią. Mężczyzna właśnie miał okazję spadać i podziwiać ziemię z perspektywy lotu ptaka, tyle że nie miał skrzydeł. Anielica pofrunęła za nim i pozwoliła mu tak lecieć i lecieć, a kilka metrów nad ziemią pochwyciła go i znowu wzniosła się z nim w powietrze, tym razem nieco niżej.
- Broszka. - powtórzyła i wcisnęła w niego obrazy, w których oddaje jej broszkę, otrzymuje błogosławieństwo, a Anielica leczy jego wszelkie rany i mało tego, daje nagrodę... Piórko ze swojego skrzydła, które można traktować jak talizman powodzenia.
- Oddaj ją, póki masz czas. - powiedziała raz jeszcze. Doskonale zdawała sobie sprawę, że napastnik posiada jeszcze sztylety, lecz jest ich skończona ilość, tak samo nie jest magiem, więc i jego moc musi się kiedyś skończyć. Sam natomiast nie zdawał sobie sprawy, że skoro chce zaatakować ją w powietrzu, to jednak musi wziąć pod uwagę, że nie trafił na osobę, która lata od wczoraj....
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

        Anielica chciała być atakowana? Proszę bardzo. Sztylety błysnęły w dłoniach mężczyzny i zaczęły bezlitośnie dźgać ręce kobiety, głęboko i mocno, z całej siły. Może rzeczywiście poradzi sobie z takimi ranami... ale nie ma nikogo niezdartego. Zresztą, gdy trafi w końcu w ścięgna, dziewczę nie będzie miało wyboru.
        A jednak puściła go. Dokładnie tego oczekiwał Reverie i na to się przygotował. Nie było w jego oczach lęku. Dłoń trzymająca jeden ze sztyletów zatańczyła – aktywacja zaklęcia. Połączenie magii powietrza, struktury i przestrzeni. Właściwie mało skomplikowany czar, bo miał nieco spowolnić jego upadek, a na jakiś metr nad ziemia zatrzymać go. Ostrożnie czerpiący z energii, powolny, rozłożony w czasie, idealny na taką sytuację. Pospieszył się, rzucił go szybko.
        To był jego błąd. W momencie, gdy był parę metrów nad ziemią i właśnie rzucił zaklęcie, anielica... znowu go pochwyciła, unosząc w górę. Czar został przerwany. Przestał spadać, jego istota, spowolnienie upadku, już więcej nie miała znaczenia. Reverie zaklął pod nosem, znowu się wznosząc. W dodatku kobieta znowu robiła mu pranie mózgu z pomocą obrazów spokoju, nagrody i szczęścia.
Zrobiła to na tyle skutecznie, że zabójca nie mógł utrzymać już dłużej innego zaklęcia – maskującego. Anielica mogła wyczuć, że jej cenna brosza ciągle jest przy złodziejaszku. Sądząc po zaburzonej aurze, gdzieś w jakiejś wewnętrznej kieszeni jego koszuli pod płaszczem, może w sakiewce... tak czy siak, w okolicach piersi.
        - Wynoś się z mojej głowy do kurwy nędzy!
        Wycedził zabójca, najwyraźniej czując, że zaklęcie zostało przerwane i że coraz trudniej uciekać mu od wpływu kobiety. Była niczym demon rozkoszy, który zatruwa umysł pięknymi, złudnymi obrazami, by tylko osiągnąć swój cel. Reverie nie odbierał tego jako czegoś kojącego. Starał się bronić całymi swoimi siłami, ale powoli ogarniała go panika. Czuł, że jego ręce zaczynają powoli odmawiać mu posłuszeństwa, czuł, że chce sięgnąć po broszę i... NIE! Mężczyzna, ostatnią resztką woli próbował się wyrwać. Znowu zaczął rąbać ręce kobiety sztyletami niczym rzeźnik chcący odrąbać łeb świniakowi. Anielica mogła być wytrzymała. Ale czy będzie na tyle silna, aby dalej móc trzymać mężczyznę, gdy jej ścięgna, skóra i mięśnie zostaną przerwane?
        Najlepszym świadectwem paniki zabójcy było to, że nie zabezpieczył się tym razem żadnym czarem przed upadkiem. Jeśli spadnie, to prawdopodobnie zginie albo się połamie. Jednak nie myślał już o tym. Walczył, by jego umysł ciągle pozostał nietknięty. Ale ta bitwa może nie potrwać długo, a wszystko będzie zależało od tego, co zrobi anielica.
Careylissa
Senna Zjawa
Posty: 253
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Careylissa »

Ból... To uczucie towarzyszyło jej cały czas, kiedy czuła kolejne cięcia na swoich dłoniach. Ostrza cięły jej delikatną skórę, a krople krwi ciekły z głębokich ran, które stawały się coraz bardziej nie do zniesienia. Carey frunęła w górę, zaciskając mono usta, by nie krzyknąć, a w jej oczach powoli pojawiały się łzy. Mimo to Anielica wciąż trzymała mężczyznę, wiedziała, że jeśli go wypuści, upadek nie bezie zbyt przyjemną częścią tego niecodziennego spotkania. Kolejne cięcia sprawiały, że nie miała już siły walczyć, nie miała siły używać magii, a to z kolei prowadziło do tego, że przestała piąć się w górę i powoli spadała, lecz wciąż próbowała nieco wznieść się, by nie sprowadzić na nich śmierci. W końcu i magia przestała pomagać... Kilkanaście metrów nad ziemią, Carey wypuściła mężczyznę ze swojego uchwytu, nie mogąc wytrzymać bólu i ciążenia jego ciała. Szybko oprzytomniała i znowu złapała go, machnęła kilka razy skrzydłami, lecz nie miała już siły na dalszą walkę. Wiedziała, że tym razem spadną, oboje...
Niebianka przyciągnęła mężczyznę do siebie, wtuliła się w niego i otuliła swoimi skrzydłami, kiedy oboje zaczęli spadać, Carey próbowała resztkami sił nieco spowolnić ten lot ku śmierci, lecz nie było to takie łatwe. W końcu mocniej przytuliła go do siebie, szczelniej zakrywając go swoimi skrzydłami, aż w końcu oboje runęli w dół i uderzyli mocno o ziemię, odbijając się od niej kilka razy...
Careylissa leżała bez ruchu, wciąż trzymając napastnika w pierzastym zamknięciu. Po chwili ruszyła się półprzytomnie, czuła ogromny ból niemal w całym ciele, ledwo podniosła prawe skrzydło, by odkryć wroga. Z jej dłoni wciąż płynęła krew, a rany bolały niemiłosiernie. Skrzydlata lekko zamrugała oczami, nie będąc w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa. Wtedy dostrzegła w trawie przedmiot, który był tak bardzo znajomy... To była jej broszka... Leżała w trawie, tuż obok niej. Carey sięgnęła w jej stronę drżącą, zakrwawioną dłonią, ale nie była w stanie dotknąć jej, a co dopiero przysunąć się, by zabrać ja i schować w bezpiecznym miejscu. Anielica traciła przytomność, nie wiedziała, czy minęły sekundy, minuty, czy całe godziny. Zbierała energię, by choć trochę zadziałać magią, która mogłaby jej pomóc odzyskać chociaż odrobinę sił. Nie wiedziała co z napastnikiem, nie chciała go skrzywdzić, dlatego robiła wszystko, by to on nie ucierpiał, nawet jeśli przypłaciłaby to życiem.
Zablokowany

Wróć do „Ostatni Bastion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość