Ostatni BastionRuiny w pobliżu miasta

Kraina Górskiej Twierdzy, jedynym zamku jaki pozostał po Wielkiej Wojnie. Tutaj spotkać Cię może wszystko, napotkasz na swojej drodze złodziei i hulaków, ale także nadobne panny i dostojnych rycerzy. Pamiętaj jednak że jedyną osoba której możesz ufać jesteś Ty sam.
Casear
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Ruiny w pobliżu miasta

Post autor: Casear »

Uniósł zaciśniętą pięść na znak, by kolumna zatrzymała się. Powiódł wzrokiem po lesie dookoła.
- Alrick, pokaż mi tą mapę - mruknął. Alrick drgnął, po czym bez słowa podał mapę dowódcy. Casear zerknął na papier, po czym zaklął pod nosem.
- Trzymasz ją odwrotnie, kretynie. Znasz się w ogóle na mapach? Gwiazda kierunkowa nie bez powodu tu jest!
Alrick mruknął pod nosem jakieś przeprosiny. Casear potrząsnął głową z zażenowaniem.
Znajdowali się pośrodku głuszy; zmrok zapadł już dobrą godzinę temu. Jechali konno w dwadzieścia osób w - jak widać - nieznanym kierunku. Po ciemku nie było sensu szukać drogi powrotnej. Postanowił wydać rozkaz do rozłożenia obozu. Zdawał sobie jednak sprawę, iż nierozsądnie będzie rozbijać się na otwartej przestrzeni. Nawet jedna spora ściana by go uspokoiła.
- Rozproszyć się i znaleźć miejsce na obozowisko - wydał rozkaz, po czym w towarzystwie Alricka ruszył w jednym z wyznaczonych przez siebie kierunków.
Nie zaszli daleko, gdy usłyszeli nawoływanie jednego z podwładnych Caseara. Wszyscy najemnicy ruszyli w tamtą stronę.
Na miejscu kapitan zmrużył oczu. Znajdowali się pośród zrujnowanych ścian kamiennej strażnicy. Możliwe, iż było to nawet wieża, co wyjaśniałoby dość sporą ilość gruzu. Wydawało się bezpiecznie, jednak czuł, że coś tu wyraźnie śmierdzi. I nie, nie był to tym razem Gunnar.
- Rozpalić ognie. Cichociemni - zwrócił się do dwóch zwiadowców w obcisłych, czarnych strojach. Czasem wydawało mu się, że bardziej wtapiają się w otoczenie niż leśne zwierzęta. - Zróbcie kilka rundek wokół ruin. Każdy szmer macie mi zameldować.
Obaj skinęli bez słowa głowami, a gdy następny raz spojrzał ich w stronę, rozpłynęli się w powietrzu. Casear zsiadł z Harmidera, oddając wodze Alrickowi. Poluzował miecz w pochwie.
Awatar użytkownika
Malugard
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Malugard »

Malugard pędził na Ilgirdzie przez las, starając się nie spaść ze swojego rumaka. Pomimo swoich umiejętności, jazda z potężną raną na prawym barku do najłatwiejszych nie należała, ale do najtrudniejszych także nie. Co prawda samej rany nie było już niemal widać, pozostała tam jedynie paskudna blizna, popisać się tu mogła legendarna niemal zdolność Łowców Dusz do samoregeneracji, ale wewnątrz nadal była. Zasklepić ranę nie jest takie łatwe, jak całkowicie osunąć jej skutki, w dodatku, o ile Malugard dobrze się zorientował, miał w środku odłamek miecza. Nie był pewien, czy tak jest naprawdę, ale co chwilę czuł w tym miejscu uporczywe kłucie. Od kilkunastu godzin niczego nie jadł i nie pił, to jest od czasu wymknięciu się strażnikom z Turmalii. Ci nierozsądnie sądzili, że we dwóch bez trudu poradzą sobie ze skrępowanym więźniem. Malugard zabił ich, odzyskał swój ekwipunek, po czym dopadł konia i ruszył ile sił na północ, w kierunku Mrocznych Dolin. Musiał znaleźć portal do Piekła, i to możliwie jak najszybciej. Wydawało mu się, że zgubił już pogoń, ale wolał nie ryzykować.
        Gdy dotarł w okolice Ostatniego Bastionu poczuł, że dłużej już nie wytrzyma. Nigdzie w okolicy nie wyczuwał żadnego portalu, a pragnienie robiło się już nie do zniesienia, podobnie jak ból. Cieszył się, że nie może poczuć sam siebie, bo bez wątpienia strasznie śmierdział potem.
- Ilgird, dłużej nie wytrzymam i wiem, że ty też nie – odezwał się Łowca Dusz, gdy koń na chwilę zwolnił. Oddychał z trudem, ledwo łapiąc oddech. - Musimy odpocząć... napić się... coś zjeść.
- Co ty nie powiesz? - odpowiedział z trudem koń, którego sarkastyczny ton nie opuszczał nawet w takich momentach. - Po całym dniu bez chwili odpoczynku wcale nie powinno się niczego takiego robić.
        Malugard odburknął coś, nie mając ochoty na odpowiedź. Zszedł z konia, który z wyraźną ulgą przyjął pozbycie się przynajmniej części obciążenia, po czym ruszył przed siebie. Ilgird kroczył obok niego, z trudem udawało mu się trzymać wysoko głowę. Niedługo potem dotarli do niewielkiego strumienia, którego widok przyjęli z największą radością. Ilgird natychmiast dopadł do niego, chciwie pijąc lodowatą ciecz. Malugard ukląkł nad strumieniem i nabrał część wody w dłonie, pośpiesznie ją wypijając. Powtórzył to kilka razy, po czym nabrał wyjątkowo dużo płynu i błyskawicznym ruchem wylał go sobie na twarz. Otrząsł się i rozejrzał.
- Musimy znaleźć coś do jedzenia.
- Też mi wyzwanie – prychnął koń, który zaczął skubać trawę.
- Ja nie mam tak łatwo, jak ty – odparł Malugard. - Potrzebuję czegoś syczącego. Potrzebuję mięsa.
- Dziwne macie zachcianki.
        Malugard wstał, ale się zatoczył się ponownie, po czym wylądował na ziemi. Spojrzał na swoje ręce i westchnął. ”Zdecydowanie zbyt dużo dzisiaj uciekałem, zasługuję na odrobinę odpoczynku.”
- Obudzisz mnie za kilkanaście minut?
- Z najwyższą przyjemnością – odpowiedział Ilgird.
        Malugard nie miał czasu ani chęci, aby zastanowić się nad sensem słów konia. Gdyby to zrobił, pewnie doszedłby do niepokojących wniosków. Ale tego nie zrobił. Usadowił się względnie wygodnie w miększej części runa leśnego, po czym niemal natychmiast zapadł w sen, nieświadom zagrożenia, które mu groziło. Nie mógł wiedzieć, że w okolicy nie tylko on zatrzymał się, aby odpocząć. Ilgird wydawał na tyle głośne dźwięki, aby każdy w promieniu kilku metrów mógł bez trudu go usłyszeć.
Casear
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Casear »

- Sir, słyszał to.. - Casear zatkał gadatliwy pysk Alricka ręką, nakazując mu ciszę. Najwyraźniej nie tylko oni usłyszeli ów dźwięk, gdyż cały obóz zamarł w wyczekującym bezruchu; ręki stawały w połowie drogi, oddechy wstrzymywały się w płucach. Gdyby ruch gałek ocznych wydawał jakikolwiek dźwięk, tylko on w tej chwili przecinałby zapadłą ciszę.
Dźwięk, który wprawił wszystkich w niezwykłe skupienie, był czymś co przypominało... konia? Dla Caseara i jego oddziału oznaczało to jedno: Nie są tutaj sami.
Bez słowa opuścił rękę. Pomyślał, że przydaliby się tu teraz jego zwiadowcy. Dwaj szybcy niczym cienie jak na zawołanie wychynęli z krzaków o drobnych, ciemnych liściach.
- Wiecie gdzie? - zapytał półgłosem. Niezbyt rozmowni - jak zwykle- ponownie skinęli głowami, po czym ponownie schowali się w gęstwinie. Casear zadumał się. Okolica wyglądała na opuszczoną. Spodziewał się, że ktoś może tu mieszkać, lecz nie że aż tak blisko. W sumie, znajdowali się na nieznanym terenie, średnio zorientowani w kierunkach świata. Wypadałoby to sprawdzić. Ba, dałby sobie rękę uciąć, że nikt nie zaznałby snu wiedząc, że gdzieś na skraju obozu grasuje ( prawdopodobnie ) niebezpieczny człowiek. Lub nie człowiek, co Caseara jeszcze bardziej martwiło.
Wyjął z sykiem Inkwizytora.
- Stwórco, ześlij ogień swojej potęgi do mojej osoby, bym mógł nim zwalczać otaczające mnie zło - wyszeptał, ujmując ostrze obiema rękoma. Miecz syknął cicho, po czym jego ostra część zapłonęła jasnym ogniem. Przybliżył miecz do uzbieranego przez najemników chrustu, który w mgnieniu oka zajął się równie silnym ogniem.
- Bierzcie pochodnie. Idziemy w półokręgu. Siedmiu po lewej, siedmiu po prawej. Reszta za nimi, ubezpieczać tyły.
Wydał rozkaz do zapuszczenia się w gęstwinę. Czuł, że nie mają do czynienia z istotą jego świata. Czemu tak sądził? Gdyż Harmider wydawał z siebie grobowe, wściekłe pomruki. A to nigdy nie zwiastowało niczego dobrego.
Ściskając ostrze w prawej dłoni prowadził kolumnę przed siebie, wypatrując obecności jego zwiadowców. Nie uszli daleko, gdy do ich uszu doszedł cichutki szmer wody.
- To strumień - powiedział półgłosem Alrick. - Nie widzieliśmy po drodze żadnej szerokiej odnogi. Co robimy, szefie? - zapytał. Casear pomyślał przez chwilę, po czym wzruszył ramionami.
- Wchodzimy. I tak narobiliśmy hałasu przedzierając się; nie zrobi to nam różnicy.
Jak powiedział, tak i ucznynił. A zaraz za nim cała jego kompania, ustawiona w wygiętej formacji.
Awatar użytkownika
Malugard
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Malugard »

Malugard nie wiedział, ile spał, ale wiedział, że nie mogło trwać to długo. Obudził go jakiś hałas, którego źródła nie potrafił zlokalizować oraz przemożne wrażenie, że grozi mu niebezpieczeństwo. Otworzył niemrawo oczy, niechętnie wstając. Rozejrzał się wokół. Pierwszą rzeczą, którą miał przyjemność ujrzeć był Ilgird. Ciągle pasł się w pobliżu. Malugard nie potrafił określić, ile dokładniej spał, bo koń potrafił jeść naprawdę długo. Łowca Dusz podszedł do ogiera.
- Hej, nie zapomniałeś czasem o czymś?
        Ilgrird spojrzał na niego z gniewem. Bardzo nie lubił, gdy ktoś przerywał mu w trakcie jedzenia, co piekielny już dawno zauważył. Koń przez chwilę żuł w milczeniu trawę, po czym przełknął i odezwał się:
- Jeżeli to jest w twoim pojęciu czasu kilkanaście minut, to nie dziwię się, dlaczego tak często przychodzisz przed czasem.
- Ilgird... - Malugard zacisnął zęby i powstrzymał się od zdzielenia konia płazem miecza. Coś tu było zdecydowanie nie tak, Łowca Dusz wyczuwał to doskonale niemal wszystkimi swoimi zmysłami. Tylko nadal nie potrafił stwierdzić, co to było.
- No, słucham – powiedział Ilgird, obracając się całym ciałem w stronę piekielnego.
- To ja słucham – odrzekł Malugard, wsłuchując się w dźwięki lasu. - Możesz przez chwilę się przymknąć i dać mi się skupić?
        Koń wymamrotał coś pod nosem, ale po chwili posłusznie ucichł. Malugard przymknął oczy, starając się rozpoznać źródło zagrożenia. Niedługo potem mu się to udało. Usłyszał miarowe, pośpieszne kroki, które z każdą chwilą zbliżały się w jego stronę. Otworzył oczy i zdołał dostrzec odległe jeszcze światła, niewątpliwie pochodzące od pochodni.
- Cholera – zaklął i upewnił się, czy ma przy sobie swój miecz. Zastanawiał się przez chwilę, co tak właściwie najlepiej było zrobić. Z tego, co się zorientował, zmierzających w jego stronę było przynajmniej kilkunastu, a wątpił, aby mógł dać sobie radę nimi wszystkimi, zwłaszcza w takim stanie. Mógł też spróbować uciec na Ilgirdzie, ale i tutaj nie wyglądało to zbyt optymistycznie. Jeżeli nadchodzący ludzie mieli konie, to nie miał większych szans przed nimi uciec. Powstrzymał się od wyciągnięcia ostrza, które póki co zostało w pochwie. Podszedł do konia, który najwyraźniej też się zorientował, ze coś jest nie tak.
- Czyli co, znowu będę musiał czekać, aż zostawią cię samego i ratować cię?
        Malugard nie odezwał się. Stał przy koniu, wpatrując się w nadchodzących ludzi czekał, aż ci w końcu się do niego zbliżą.
Casear
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Casear »

Casear ugasił płomienie swojego miecza i przycupnął ukryty w krzakach, w lekkiej odległości od zwracających na siebie uwagę najemników. Zauważył, że postać, która zwróciła ogólną uwagę, wydawała się spokojna. Za spokojna. Rycerzowi wydawało się, iż ich przyjaciel najwyraźniej jest bardzo pewien swojego wierzchowca, wierząc, iż zdoła uciec przed strzałami jego ludzi. Casear znał celność swoich ludzi, lecz rozważnie uznał fakt, iż pewność nieznajomy musiał z czegoś wziąźć. Przyjrzał się dokładnie jego wierzchowcowi.
Zwierzę wydawało się przeciętne, nie wyróżniające się na tle innych rumaków, lecz Casear dostrzegł, iż między nim a jego panem wywiązuje się pewnego rodzaju więź, połączenie. Nie miał na myśli magicznej więzi, wszak nie mógł tego wyczuć - aż tak dobrze go nie wyuczono. Zdawałoby się, iż obaj się ze sobą komunikują, nie wiadomo na jakiej drodze. Ich ruchy przypominały normalną konwersację.
- Konie nie mogą mówić - pomyślał, lecz jego obserwacje nie dawały mu spokoju. Gdyby przyjąć, że miał rację, to jeździec faktycznie mógł liczyć na błyskawiczną reakcję karego konia. Przeczył temu zdrowy rozsądek, lecz Casear przekonał się już nie raz, że istnieją w tej krainie rzeczy, które się myślicielom nie śniły.
Skupił się teraz na towarzyszu konia. Od jakiegoś czasu czuł od niego wyraźne wibracje- Opłaciło się nie spać na lekcjach z mistrzem Torvalem. Zdawał sobie sprawę, iż niedługo skonfrontuje się z przedstawicielem Piekła- co spowodowało jego wyostrzone skupienie. Wątpił w skuteczność swoich ludzi, jako że byli zwykłymi ludźmi. On sam miał większe szanse, gdyż jego miecz potrafił zapłonąć świętym ogniem, który istnieje po to, by radzić sobie z podobnymi jeźdźcowi. Zastanawiał się, co w tej sytuacji zrobić.
A, no tak. Frontalne starcie.
Wyszedł sam z zarośli, osłaniany przez kilka łuków skrytych w cieniu.
- Rozlew krwi dzisiejszej nocy nie jest moim celem. Naprawdę, wolę unikać walki gdzie jej nie trzeba. Pragnę się dowiedzieć, co robisz w pobliżu mojego obozu. Jeśli masz wrogie zamiary, nie zamierzam okazywać litości - postanowił zaryzykować i postawić sprawę jasno, bez zbędnych ceregieli.
Awatar użytkownika
Malugard
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Malugard »

Malugard stał potocznie i nasłuchiwać. Zdołał usłyszeć kilka szelestów i cichych kroków, których nie potrafił umiejscowić. Wiedział już jednak, że ma do czynienia z większą grupą ludzi. A to już było powodem do niepokojów. Mało było osób, które potrafiłyby zmierzyć się z Łowcą Dusz w otwartej walce, lecz duża liczba przeciwników zupełnie zmieniała sprawę. Zwłaszcza, że było dosyć ciemno, a Malugada było widać jak na dłoni, przez co walki nie można było nazwać otwartej. Piekielny zacisnął mocniej dłoń na rękojeści miecza. Miał nadzieję, że nie natrafił na popleczników jednej ze swoich ofiar czy coś w tym stylu, ale zwykłych podróżników, z którymi można porozmawiać. ”O ile można nazwać zwykłym kogoś, kto o tej porze chodzi po lesie w Opuszczonym Królestwie.”
        Najwyraźniej nawet Ilgird wyczuł powagę tej sytuacji, bo nareszcie przestał żuć trawę i podniósł wysoko głowę, rozglądając się za ewentualnym zagrożeniem. Choć koń wyglądał na spokojnego i jak zwykle obojętnego na zwykle, to Malugard potrafił poznać, ze się denerwuje. Gdyby było inaczej, ten nawet nie spojrzałby w krzaki. Piekielny powstrzymał się od powiedzenia czegoś do konia. Lepiej było nie zdradzać tego tym, którzy go obserwowali, o ile rzecz jasna już wcześniej tego nie zauważyli. Ludzie mieli dziwny zwyczaj przypisywać wszystkiego, co niewyjaśnione demonom. Gdyby przynajmniej oskarżaliby o to mieszkańców Piekieł, to mieliby rację, ale wręcz potwornie się mylili.
        W końcu milczenie przerwał człowiek, który wyszedł samotnie z krzaków. Malugard uważnie mu się przyjrzał. Już po pierwszym rzucie oka było dla niego jasne, z kim ma do czynienia. Dobra postura mężczyzny, zbroja oraz miecz jednoznacznie wskazywały na kogoś w rodzaju rycerza albo nawet paladyna. Malugard wolał nie brać pod uwagę tej drugiej możliwości, paladyni zdecydowanie zbyt dobrze rozpoznawali piekielnych oraz zbyt umiejętnie ze zbyt wielkim fanatyzmem ich likwidowali. Łowca Dusz nie potrafił się oprzeć przed chełpieniem się w Piekle swoim mieczem przepełnionym piekielną magią, którą odebrał w końcu paladynowi. ”Do tego jeszcze hipokryci. W normalnych warunkach dałbym sobie z takimi radę, ale to zdecydowanie nie są normalne warunki.”
        Malugard uważnie przysłuchiwał się temu, co mówił mężczyzna. Pokrzepiające było to, że ten zdecydował się coś powiedzieć, a nie od razu zaatakować. Co prawda zagroził Łowcy Dusz taką możliwością, ale ten zdołał już do czegoś takiego przywyknąć. ”Jeżeli nie zrobię niczego głupiego, to raczej będzie dobrze.” Spróbował odczytać myśli mężczyzny, ale zrezygnował, gdy tylko wyczuł umysł człowieka. ”Zaskakująco wysoka siła woli. Czyli jednak to może być paladyn. Całe szczęście, że nie zaatakowałem zawczasu, bo pewnie już by to wykrył. Nigdy im się to nie podoba.”
- W takim razie nie masz się czym martwić – odpowiedział Malguard człowiekowi. - Jak możesz zobaczyć, nie stanowię zbyt dużego zagrożenia. - Łowca Dusz rozłożył ręce. Rzeczywiście, jego ubiór był w fatalnym stanie, do tego było na nim trochę krwi. Sama postawa piekielnego jednoznacznie wskazywała na to, że jest ranny. - Ale mogę bronić się do upadłego, co pewnie nie potrwa długo. Co tutaj robię? Powiedźmy, że ostatnio musiałem uciekać pewnym ludziom, którzy z jakiegoś powodu chcieli mnie zabić. Chciałem tutaj odpocząć, ale jak widzę, wybrałem sobie niewłaściwe miejsce. Jestem skłonny natychmiast je opuścić, jeżeli obecność tak marnego stworzenia ci przeszkadza. A zarazem schować broń, jeżeli zrobisz to samo.
        Miał nadzieję, że w żaden sposób nie zdołał obrazić swojego rozmówcę czy przesadnie wzbudzić jakieś podejrzenia. Nieraz dziwiło go to, jak niespodziewanie ludzie mogą reagować na pewne słowa, przypadkowo przez niego wypowiedziane. Potem się orientował, o co chodziło o nie mógł uwierzyć, że przez czysty przepadek użył tych wyrazów. Różnie się to kończyło, ale zazwyczaj niezbyt dobrze.
        Malugard stał, czekając na reakcję mężczyzny. Bystry obserwator mógłby dostrzec, że jest nieco podenerwowany, co wyczuł Ilgird. Zarżał krótko, wcale nie pomagając piekielnemu w kontrolowaniu nerwów.
Casear
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Casear »

Podczas monologu - teraz już był pewien - Piekielnego, Casear uważnie rozglądał się po otoczeniu, zastanawiając się, czy wokół nie ma popleczników nieznajomego. Wolał nie być zaskoczony znienacka.
Zmarszczył brwi, spoglądając na swojego oponenta. Wydawał się osobą obeznaną z wojaczką, jednak jego ubranie było nieprawdopodobnie zszargane. Czy doświadczony wojownik dałby się aż tak poharatać...?
Rycerz zauważył - z niejakim zadowoleniem - iż nieznajomy wydaje się być poddenerwowany. Konie mają to do siebie, iż świetnie odgadują nastroje swoich panów. Zauważył wszystkie te reakcje, lecz wrodzona podejrzliwość kazała mu jeszcze bardziej uważać. Mógł przecież udawać lub grać na zwłokę. Tylko po co?
Obejrzał się za siebie, gdy jego ludzie pojawili się w polu widzenia. Wszyscy mieli obnażone miecze, a łuki napięte zabójczymi strzałami. Dał znak ręką, by opuszczono broń. Towarzyszył temu pomruk zdumienia i niechęci, jednak wystarczyło jedno spojrzenie dowódcy, by znów zaległa idealna cisza. Lubił solidaryzować się ze swoimi ludźmi, jednak dyscyplinę utrzymywał ścisłą. Porządek musi być. Zastanawiał się, czym poskutkuje jego następna decyzja.
- Potrzebujesz opieki medycznej? - zapytał, chowając z sykiem miecz do pochwy. Nie zdjął jednak dłoni z rękojeści. - Mamy ze sobą lekarza, może opatrzyć twoje rany.
Awatar użytkownika
Malugard
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Malugard »

Malugard nie dał po sobie poznać żadnych emocji, gdy z lasu wyłonili się towarzysze mężczyzny. Spodziewał się, że nie jest on tu sam, ale ich liczba lekko go zdziwiła. W dodatku jeszcze wszyscy mieli wyciągnięte bronie, większość z nich były skierowane w stronę piekielnego. Niepokoiła go zwłaszcza obecność łuków, ponieważ przed tymi nie potrafił się nijak obronić. Gdyby ich nie było mógłby jeszcze długo przedłużać starcie, może udałoby mu się nawet uciec, ale strzelcy skutecznie mu to uniemożliwiali. Mocniej chwycił miecz, zauważając przy okazji, że Ilgird wrócił do jedzenia trawy. ”Czy on się nigdy nie zmieni? Za chwilę przecież może się okazać, czy będziemy żyć, czy też nie. W takim momencie warto by zachować odrobinę powagi.”
        Piekielny czekał nerwowo, aż ujrzy jakiś znak, który pozwoli mu stwierdzić intencje ludzi. Głównie skupiał się na pierwszym mężczyźnie, bo jak podejrzewał, to właśnie on był dowódcą tej niewielkiej grupy, a ciało bez mózgu nie może zafunkcjonować. W końcu ten dwa zdania, przez które bardzo mu ulżyło. Nie zamierzają go zabić, w to mógł już wierzyć. Ale co będzie dalej? ”Jeżeli dotąd ścigają mnie strażnicy z Turmali, to po pierwsze bym się zdziwił, a po drugie mogłoby dojść do niezbyt ciekawej sytuacji. Miejmy nadzieję, że tak nie jest. Chociaż słowo nadzieja jest chyba Ilgirdowi całkowicie obca.”
- Nie, dziękuję – odrzekł Malugard, także chowając swój miecz. - Moje rany szybko się goją. Chyba, że macie ze sobą maga życia. Przydałoby się naprawić mi tkankę mięśniową pod skórą, o ile dobrze się orientuje, to wszedł mi tam jakiś kawałek metalu.
        Zanim mężczyzna zdołał cokolwiek odpowiedzieć Łowcy Duszy, stała się rzecz, której nawet on nie mógł przewidzieć. Otóż ni stąd, ni zowąd Ilgird nagle ruszył w stronę mężczyzny, przewracając go na ziemię, nim ten zdołał cokolwiek zrobić. Upadek nie mógł być zbyt bolesny, ale pozostawał faktem. Malugardowi chciało się nawrzeszczeć na konia, ale powstrzymał się od tego, bo otaczali go ludzie przewróconego mężczyzny, którzy bez wątpienia niezbyt dobrze patrzyli na atak zwierzęcia. Łowca Dusz stanowczo odciągnął konia na bok, po czym wyciągnął rękę w stronę rycerza, aby pomóc mu stać.
- Wybacz, czasami naprawdę nie wiem, co opętało tego konia – powiedział, rzucając Ilgirdowi wściekłe spojrzenie. Koń nie dość, że zawinił, to w dodatku wydawał się być całkiem z tego zadowolony. - Mam nadzieję, że nie weźmiesz tego do siebie.
Casear
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Casear »

Parsknął gniewnie, podnosząc się. Nie przyjął pomocnej dłoni od mężczyzny.
- Radzę go trzymać na wodzy, nim wyrobi więcej szkód niż możesz sobie wyobrażać - rzucił. Ubolewał nad tym, iż widzieli to jego ludzie ludzie - wolałby zachować swój autorytet niepowalonego. Usłyszał za sobą kilka zduszonych chichotów. Nie musiał nawet się odwracać, by wiedzieć do kogo należały te rozbawione dźwięki. O tak, wiedział, kto dzisiaj będzie kopał wychodek.
Otrzepał płaszcz z ziemi. Nie upadł na szczęście na błoto okalające brzegi strumienia, więc pranie mógł sobie darować. Specjalnie wybrał futro dolyaka na swoje odzienie, gdyż barwa sierści całkiem znośnie ukrywała wszelkie zabrudzenia.
Postanowił nie okazywać swojego zniechęcenia. Powiedział do nowo poznanego mężczyzny:
- Jestem Casear, z rodu Lavelin. Nie mamy ze sobą maga życia, lecz chirurg powinien wyciągnąć z ciebie ten " kawałek metalu". Pójdź ze mną do obozu, tam będzie można cię opatrzeć.
Przywołał nieznajomego ręką. Gdy uszli kilka kroków, zapytał:
- Co cię sprowadza w te strony?
Awatar użytkownika
Malugard
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Malugard »

Malugard nie skomentował tego, że człowiek odmówił jego pomocy. A przynajmniej nie na głos. ”Ech, może być ciężko się z nim dogadać. Gdyby nie to, że obecnie znajdujemy się na jego łasce, to chyba nagrodziłbym jakoś Ilgirda za to. Ale niestety jesteśmy.”
- Proszę mi uwierzyć, zdaję sobie sprawę z tego, jak wielkie szkody potrafi wyrządzić – powiedział Łowca Dusz, spoglądając znacząco na konia, który udawał, że go nie widzi. - Postaram się, aby coś takiego się nie powtórzyło. Inaczej osobiście go oskóruję.
        Widział, że na koniu nie zrobiło to większego wrażenia, zresztą jak większość rzeczy. Jego obojętność była bardzo denerwująca, zwłaszcza, że przed chwilą nabroił. Piekielny postanowił, że później poważnie porozmawia sobie ze zwierzęciem. ”Choć pewnie i tak się to skończy tak, jak zwykle. Dlaczego musiałem dostać akurat jego i w dodatku się przywiązać?”
- Malugard – przedstawił się. Jednocześnie bił się z myślami. Żeby wyciągnąć kawałek, który utknął w jego boku będą musieli znowu otworzyć mu ranę. Nic przyjemnego, ale bez problemu to wytrzyma. Będzie jednak ograniczał ich czas, bo rana z pewnością szybko się zagoi, przez co nerwy mogły doprowadzić do tego, że jeszcze pogorszą sprawę. Ale co tak właściwie ryzykował? - Z przyjemnością przyjmę twoją pomoc.
        Gdy Casear zadał mu kolejne pytanie, zdziwił się. Przecież przed chwilą odpowiedział niemal na takie same, dlaczego pytał znowu o to samo?
- Jak już mówiłem, musiałem przed kimś uciekać. Znam te strony, więc postanowiłem jechać w tym kierunku. I tyle, żadna inna rzecz zbytnio mnie do tego nie zmuszała.
Awatar użytkownika
Shalran
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:

Post autor: Shalran »

Po miesiącu spędzonym w tej całej Alaranii musiała stwierdzić, że nie jest tu wcale tak źle. W ciągu tego czasu udało jej się potwierdzić to, że nikt do diabła nawet nie słyszał o krainie z której pochodzi. A może to i dobrze? Jedyne co mogło ją czekać po powrocie do domu to bardzo nieprzyjemna dla obu stron tresura demona którego ma w sobie. Znając swego ojca, zapewne ściągnąłby jakiś magów w tym celu... ubezwłasnowolnienie gwarantowane. Rila nie miała zamiaru też stać się jakąś militarną zabawką w czyiś rękach, bez wolnej woli. Jedni raz próbowali i przetrwał tylko jeden, z wielkim dla niego szczęściem swoją drogą. Zapewne pomyśli następnym razem, nim zacznie się bawić w tego typu rytuały ponownie...
Kobiecie udało się nawet liznąć nieco języka. Fakt, niewiele tego było, ale zawsze to coś. Zaradna dziewczyna taka jak ona szybko znalazła sobie źródło dochodów, bo jej obecną profesją była praca najemnicza, mordercza wręcz. Umiała walczyć... i to w zasadzie wystarczało w tej krainie. Jedni drugim skaczą do gardła, a ona zgarnia za to całkiem rozsądną sumkę. No dobra, umiała jeszcze i coś innego, ot jakieś polowanie czy też śpiewanie jakiś pieśni przy jednoczesnym graniu na instrumencie, ale dochodowość tego była mała... podobnie jak i jej umiejętności w tym zakresie. Dlatego też robiła to co robiła, bez wyrzutów sumienia. Co z tego, że miała dopiero 17 lat, zabijać umiała już wcześniej. Ba! Nawet kilka blizn już miała...

Według tej mapy, którą "nabyła" drogą łupów jakiś czas temu, znajdowała się nieopodal jakiegoś bastionu, bo tego pierwszego słowa nie rozumiała. Nocna wędrówka... odprężające. Szkoda tylko, że piątka... o przepraszam, już trójka rabusiów postanowiła zepsuć jej ten cudowny spacer. "Może z nimi nie będzie wcale tak nudnawo..." Byłaby wielka szkoda, gdyby pozbawiła życia resztę z nich... ale przynajmniej zawsze to parę monet na nocleg czy też łyczek czegoś mocniejszego...
Casear
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Casear »

Pokiwał w zamyśleniu głową. Miał nadzieję wyciągnąć z niego coś więcej, ale słysząc powtórnie to samo uznał, iż jak narazie niczego nowego się nie dowie.
Poprowadził Malugarda i swoich ludzi spowrotem na teren swojego obozowiska. Podpalone wcześniej świętym ogniem ogniska płonęły żwawo, czerpiąc siłę z twardych, grubych kłód, nazbieranych z lasu dookoła. Wystawił warty wokół obozu, po czym nakazał rozstawić namioty. Jego ton wyraźnie wskazywał, iż wszystko ma być zrobione na wczoraj, i gdy zdjął sakwy ze swojego wierzchowca, namiot dowódcy stał już w całej swojej okazałości ; na drewniane pale został narzucony ciężki czerwony materiał, obszyty grubą złotą nicią. Płachtę wejściową podwinięto do góry i związano, by nie trzeba jej było odgarniać za każdym razem, gdy potrzeba była wejść lub wyjść.
Tuż obok niego rozstawiono odrobinę mniejszy- i koloru niebieskiego - punkt medyczny. Casear od razu wskazał gościowi drogę do niego, po czym ruszył razem z nim.
- Mistrz Tormak opatrzy twoje rany - mruknął. - Gdybyś czegoś potrzebował, będę w swoim namiocie - dodał, po czym skinąwszy głową medykowi wyszedł na zewnątrz.
- Proszę usiąść panie - skłonił się nisko mały, łysawy człowieczek w okrągłych okularach. - Powiedzcie co wam dolega, a ja przygotuję narzędzia.
Awatar użytkownika
Malugard
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Malugard »

Malugard z ulgą przyjął to, że mężczyzna przestał go wypytywać i zdecydował się nareszcie zaprowadzić go do swojego obozowiska. Z ulgą? W ostatnim czasie zdecydowanie zbyt często ją odczuwał, ale musiał przyznać, że już od dawna nie musiał się upierać z tyloma problemami i zagrożeniami dla jego życia. Może i śmierć nie zrobiłaby na nim większego wrażenia, ale póki mógł, wolał jednak pozostawać przy życiu. Choć może tylko mu się to zdawało? Wiele razy przyłapywał się na tym, że po prostu nie potrafił pozwolić na to, aby umrzeć, choć to przyniosłoby mu w końcu odpoczynek. Nie mógł, widocznie już dawno temu piekielni władcy upewnili się, że tego nie zrobi. W końcu po co komuś podwładny, który pozwala się zabić? Instynkt samozachowawczy był częścią jego samego, nie mógł na to nic poradzić. Chwycił Ilgirda za lejce i podążył za Casearem, mając nadzieję, że to koniec niespodzianek jak na jedną noc.
        Niedługo potem dotarli do ruin, wewnątrz których płonęło kilka ognisk. Malugard wpatrywał się przez chwilę w nie, nie mogąc oderwać od nich wzroku. Czuł, że coś jest z nimi nie tak, że nie powinien do nich podchodzić, choć nie miał najmniejszego pojęcia, co to takiego jest. Najprawdopodobniej było to spowodowane mieszanką strachu, ostrożności oraz jakiegoś dziwnego odruchu, który w nim wzbierał. Zauważył, że Ilgird także z nieufnością się im przypatruje. Gdyby mógł, zapytałby o to konia, ale obecnie otaczali go zwykli ludzie. ”Lepiej będzie zachować tę sprawę na później.”
        Łowca Dusz spojrzał na człowieka, który wydał swoim towarzyszom odpowiednie polecenia. Wydało mu się, że mężczyzna ten jest bardzo charyzmatyczny, nieznoszący sprzeciwu. Zdecydowanie nie był jakimś zwykłym człowiekiem, sam jego styl bycia był na to zbyt... imponujący, robiący wrażenie? W dodatku musiał jeszcze niejedno przeżyć, bo trening to jedno, a doświadczenie drugie.
- Szybko się uporali – mruknął Malugard, gdy po chwili stanęły dwa namioty. Piekielny ruszył w stronę tego mniejszego, zachęcony przez Caseara. W środku ujrzał człowieka, który wyglądał całkowicie tak, jak można by się tego spodziewać (i dlatego widok ten zaskoczył Malugarda), a którego, mógłby przysiąść, wcześniej nie widział. ”Cholera, rzeczywiście się starzeję. Droczenie się droczeniem, ale Ilgird może mieć tu rację.”
        Gdy mężczyzna wyszedł, Malugard z lekką nieufnością przyjrzał się człowieczkowi. Gdy ten nakazał mu usiąść, ściągnął z siebie górną część ubrań, którą położył obok, na ziemi. Wiedział, że wcześniej czy później i tak musiałby to zrobić, a wolał uprzedzić fakt. Następnie wskazał medykowi długą, świeżą bliznę, która przebiegała mu przez bok. Stanowiła paskudny widok, nadal pokrywała ją krew.
- W środku utknął mi najpewniej kawałek miecza – powiedział Łowca Dusz. - Nie jestem pewien, bo za bardzo się wtedy nie orientowałem w tym, co się wokół mnie działo, ale boli jak cholera przy każdym ruchu.
Awatar użytkownika
Shalran
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:

Post autor: Shalran »

Dwójka grabieżców zamarła z przerażenia gdy ich kompan został rozpłatany niemalże na dwie części. Głupcy spodziewali się łatwego zarobku na pozornie niegroźnej dziewczynie, a tu taka niespodzianka... Oprócz światła księżyca jedynie jej katowskie ostrza wyróżniały się na tle wszechobecnego mroku. Prosty ruch obu rąk i trzeci z nich, już i tam martwy z resztą, trzymał się w całości jedynie dzięki kręgosłupowi i nielicznym kawałkom mięsa w jego okolicy. Słodkie stworzonko zwane Rilą już o to zadbało, by ten rabuś nikogo więcej nie obrabował... I przy okazji "zabawiła się" trochę.
Nim zdążyli się jako tako otrząsnąć z tego co właśnie ujrzeli, kobieta schowała miecz który trzymała w prawej ręce, po czym na jego miejscu pojawiło się coś na kształt włóczni. Magiczne "cudo" mające może metr, bardzo nieprzyjemne gdy już trafi w cel. Znała to zaklęcie od jakiś dwóch lat i bardzo je lubiła. Zakładając, że trafi ono przeciętną osobę w okolice klatki piersiowej to nie ma szans na przeżycie. W przypadku kończyn musi się z takową pożegnać... O ile demonica w ogóle spudłuje "aż" tak.
Tym razem rzut był celny, a krew ofiary aż trysnęła na jego kompana, który wreszcie zareagował... ucieczką. Darł się przy tym w niebogłosy, zapewne budząc wszystko i wszystkich w okolicy.
- Pieprzony potwór! - Sporo tego się niosło tu i tam... Ale w końcu zbłąkana duszyczka ujrzała coś, co mogło ją ocalić... jakieś obozowisko, a przynajmniej ogniska, więc ktoś musiał tam być. Już prawie udało mu się wbiec do środka, lecz "nieznane" siły pociągnęły go gwałtownie w tył, że biedaczysko ostatecznie rąbnęło w jakieś drzewo, zapewne łamiąc przy tym kilka żeber, a może i coś więcej. O ile wcześniejsze zabójstwa były może i bolesne ale za to szybkie, tak to Rila postanowiła odrobinę przeciągnąć.
Chwilę później rabuś unosił się jakieś pół metra nad ziemią rozpaczliwie próbując złapać oddech. Magia sił bywała naprawdę przyjemna... A jeśli ci z obozowiska okażą się jego kompanami to cóż... tej nocy będzie iście krwawa zabawa...
Casear
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Casear »

Przełykając resztki swojej porcji ruszył do swojego namiotu.
Na środku średniej wielkości pomieszczenia wznosiła się spora górka toreb, pledów i uzbrojenia. Najemnicy uwolnili swoje wierzchowce- a także samych siebie- od ciężarów i złożyli je pod płachtą, by niespodziewany deszcz nie zmoczył wszystkiego do suchej nitki. Odnalazł wśród bagaży swoją sakwę i wyjął z niej mapy. Rozłożywszy je odruchowo spojrzał na biały krąg wokół swojego palca, sugerująca, iż niedawno na jej miejscu widniał pierścień. Tak zresztą i było. Casear, jak każdy członek Bractwa, nosił na ręce sygnet przynależności do organizacji. Pierścień rycerza wykonany był z czarnego metalu, pozbawionego wszelkich ozdób. Stracił go kilka dni temu, podczas potyczki z bandytami na równinach. Metalowy krążek ochronił go przed utratą w najlepszym wypadku palca, a w najgorszym ręki. Zanotował w pamięci, by przy najbliższej okazji załatwić sobie nowy w Fargoth. W sumie, nie ma aktualnie nic w planach...
" Gdyby nie ten głupi palant!", warknął w myślach. Gdyby nie pomyłka w kierunku mapy, za dokładnie dzień znaleźliby się na głównym trakcie, a potem wystarczyłoby ominąć główny gościniec i lasami przemknąć poprzez szczyty górskie. Stamtąd prosta droga do Fargoth. A tak musieli zawracać, i to jeszcze w średnio znanym kierunku. Będzie musiał spytać się Malugarda, czy nie orientuje się w kierunku.
Awatar użytkownika
Malugard
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Malugard »

Malugard zachowywał względny spokój, gdy medyk szykował swoje narzędzia. Musiał przyznać, że niejeden diabeł nie powstydziłby się taką kolekcją, choć w takim przypadku ich rola najpewniej ograniczałaby się do torturowania, a nie noszenia pomocy. Z drugiej strony i tak i tak w obu przypadkach musiały zadać jakąś tam ilość bólu, więc nie było co rozmyślać, tylko pozwolić medykowi działać.
        Łowca Dusz odmówił jakiegoś znieczulenia, o którym mówił niski człowiek, już dawno się przekonał, że w jego przypadku niewiele to pomaga, jeżeli nie jeszcze bardziej przeszkadza. Wiedział, że to, co się za chwilę stanie do najprzyjemniejszych nie będzie należało, ale przecież nie może chodzić z kawałkiem żelaza w ciele.
        Medyk wziął się do roboty. Pierwszym, co zrobił było otwarcie rany nożem o dość specyficznym kształcie. Łowca Dusz ledwo drgnął, gdy poczuł rozpalone ostrze na swojej skórze. Póki co wielkiego wrażenia to na nim nie robiło, ale wyciągnięcie fragmentu ostrza będzie najprawdziwszym koszmarem. Malugard wątpił, aby ktokolwiek oprócz maga zdołał coś takiego zrobić bez naruszania mięśni. ”Nienawidzę takich rzeczy. W Piekle robią to szybko, od razu, nie zważając zbytnio na ból delikwenta. Nie ma czasu, aby zacząć się denerwować. Ale ludzie wykonują tę robotę ostrożnie, przynajmniej zazwyczaj. Trwa to wieki, jak się tutaj powstrzymać od nerwów?”
        Niewielki człowiek odłożył nóż, jednocześnie każąc Malugardowi położyć się tak, aby ograniczyć utratę krwi do minimum. Następnie wziął kolejne narzędzia, tym razem to były szczypce i kolejny nóż, tym razem różniący się w znaczącym stopniu od drugiego. Ostrożnie zbliżył je do rany, po czym najwyraźniej uchwycił kawałek metalu, bo Łowca Dusz poczuł, jak tamto miejsce jeszcze bardziej zaczyna mu emitować bólem. Zacisnął mocniej zęby, żałując, że nie ma niczego do zagryzienia. Medyk irytująco powoli wyciągał kawałek stali, przez co Malugard miał ochotę na niego nakrzyczeć, żeby po prostu szarpnął i wyciągnął go. Poza tym czuł, że rana zaczyna się zasklepiać, czuł charakterystyczne pieczenie w tamtym miejscu. Jeżeli człowiek się nie pośpieszy, to Łowca Dusz wstanie i po prostu wyrwie ten przeklęty fragment.
        W końcu jednak Malugard poczuł, że nie czuje zimna stali na ciele. Spojrzał na głęboką ranę, która wyglądała paskudnie. Skóra zaczęła się już co prawda regenerować, ale trochę potrwa, zanim wewnętrzna tkanka się otworzy, a do tego czasu piekielny będzie musiał uważać na równowagę. Wstał i spojrzał na zakrwawiony kawałek miecza, leżący na stole. Medyk otaczał jego ranę opatrunkiem z białego materiału.
- Dziękuję – powiedział Malugard.
Zablokowany

Wróć do „Ostatni Bastion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości