Ostatni Bastion[W Ostatnim Bastionie] Z sercem i orężem

Kraina Górskiej Twierdzy, jedynym zamku jaki pozostał po Wielkiej Wojnie. Tutaj spotkać Cię może wszystko, napotkasz na swojej drodze złodziei i hulaków, ale także nadobne panny i dostojnych rycerzy. Pamiętaj jednak że jedyną osoba której możesz ufać jesteś Ty sam.
Awatar użytkownika
Katherine
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Katherine »

Katherine znalazła się przy ścianie budynku mieszkalnego. Koń zatrzymał się między stoiskiem z produktami z Arturionu, a tymi z Mauri. Handlarz z arturońskimi tkaninami zawzięcie walczył o każdego ruena. Nie było w tym nic dziwnego. Swego czasu dziewczyna mieszkała w tym pięknym mieście. Towary tam produkowane są świetnej jakości, a suknie z szyte z tamtejszych tkanin są bajecznie miękkie. Nie łatwo było pominąć pięknego, niemal duszącego zapachu olejek. Tak właśnie pachniało wnętrze domku czarownicy, od której poznała tajniki magii. Światło, które przechodziło przez flakoniki, tworzyło wielobarwną mozaikę na ścianie budynku i częściowo na piaszczystej drodze.

Wędrując między miastami Alarani dziewczyna poznała pewnego Lodowego Elfa. Był księciem i dziedzicem krainy położonej gdzieś na północy. Szarmancki, inteligentny, charyzmatyczny. Na pierwszy rzut oka był w porządku, z czasem wpadł w oko Katherine. Później natomiast okazał się być rządnym władzy, przebiegłym mężczyzną. Konkurował o tron ze swoim krewnym, uważał go za swojego wroga chociaż wiązały go bardzo bliskie więzi rodzinne. Podróżował ze swoją wierną i oddaną zgrają. Kompania była utworzona z bitnych, uzbrojonych po zęby Nordów co z pewnością wiązało się z licznymi potyczkami, ale o nich nic nie wiadomo. Krążyła też plotka, że Elf miał powiązania z pewną grupą Piekielnych. W tym przypadku te pogłoski mogłyby być prawdziwe. Elfka broniła się przed myślą, iż dawny obiekt jej westchnień próbował pokrzyżować jej plany. Wszystko było możliwe.

Łuczniczka wróciła do teraźniejszości. Ponownie skupiona i przejęta szukała swojego towarzysza. Blondyn był wysoki i to dawało większe szanse na odnalezienie go w tłumie. Z resztą, dzięki wierzchowcowi miała dalsze pole widzenia, a i ona nie pozostanie niezauważona. Z drugiej strony bała się, że zostanie szybko rozpoznana i pojmana przez Krasnoludów. Po dłuższej chwili zauważyła osobę, która z trudnością ale wytrwale zmierza w jej kierunku. Czerwona plama krwi na koszuli z sekundy na sekundę stawała się coraz większa. Kai z wysiłku i wyczerpania upadł na ziemię. Katherine bez wahania zeskoczyła z konia i chwyciła ledwo żywego mężczyznę pod ramię.
- Masz nie zasypiać, słyszysz?! Bądź przytomny! - Kai nie odpowiadał. Być może z wysiłku, ale Elfka wolała dmuchać na zimne i nie pozwolić, by chłopak zasnął. Nie przejmowała się martwym Krasnoludem, który leżał na środku ulicy ale zajęła się rannym Kaiem. Ułożyła go w końcu w wygodnej pozycji, opartego o ścianę najbliżej stojącego domu. Jednym mocnym szarpnięciem rozerwała koszulę. Przyjrzała się strzale, nie była zatruta. Niepokoiła ją głębokość, na jaką utkwiła. Nie przeszła na wylot, co znacznie wszystko utrudniało. Nie miała więc wyjścia.
- Kai, wyjmę strzałę - zwróciła się spokojnym głosem do złotowłosego, chociaż w nim tliła się nutka niepokoju i strachu. Rozejrzała się i znaleziony gruby kawałek drewna zawinęła w materiał. - Zagryź to, proszę.
Zastanowiła się jeszcze przez chwilkę. Nie mogę wypchnąć jej na wylot, z resztą nie dam rady. Muszę wyciągnąć ją tą samą drogą, którą się tam dostała. Nie mam innego wyjścia. Odetchnęła jeszcze dwa razy i chwyciła wystające drewno. Powoli wyciągała ją, a równocześnie za sprawą Magii Życia leczyła ranę. Gdy pozbyła się niechcianego przedmiotu, Katherine odetchnęła z ulgą. Mężczyzna musiał jeszcze dojść do siebie ale kryzys był już zażegnany. Pozbyła się potu z czoła i reszty krwi z twarzy łucznika. Wyglądał słabo, był blady i wciąż oddychał nienaturalnie. Obawiała się, że magia jedynie zasklepiła ranę, a uleczyć go mógł ktoś, to posiadał większą wiedzę.
- Musimy się stąd zniknąć i to jak najszybciej. Dalsze przebywanie tutaj jest zbyt niebezpieczne. - Pomogła wstać z ziemi jeszcze nie do końca świadomemu chłopakowi. Opuszczony Kier jakby pilnował leżącego Krasnoluda. - I jeszcze coś musimy zrobić z nim - szturchnęła go nogą. - Myślisz, że będzie rozmowny?
Ostatnio edytowane przez Katherine 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        Świat wkoło stał się zupełnie wyblakły, poszczególne elementy otoczenia znikały w odmętach ogromnego wiru. Jedna tylko myśl kołatała się po głowie chłopaka - "Katherine". Chciał przeżyć tylko ze względu na nią. Pragną zobaczyć ją jeszcze raz. Nagle poczuł śmiertelny ból w miejscu rany, uczucie to zrzuciło go spowrotem na ziemię. Kai poczuł się, jakby spadł z najwyższego budynku i uderzył głową w ziemię. Wróciła mu świadomość, a świat przed nim rozpromieniał się. Cera jego ukochanej zdawała się rozbłyskać w świetle zachmurzonego słońca. Wyglądała niezwykle słodko z tym zmartwionym wyrazem twarzy.
-Nic ci nie jest? - zapytał z uśmiechem blondyn lekko muskając zdrową ręką policzek dziewczyny. Widział ile sił i energii wkłada w leczenie. Jednak jej błękitne jak niebo oczy zachodziły mgłą. Dziewczyna traciła znaczne pokłady sił witalnych.

        Kai chwycił dłoń, którą złotowłosa przykładała do rany, przerywając czynności ratunkowe.
-Nie męcz się. Nie warto. Pomóż mi wsiąść na konia i uciekajmy stąd. - każde słowo wypowiadał półszeptem, jakby bał się spłoszyć najbliższą mu osobę. Jednak oddech już mu nie sprawiał bólu, stał się miarowy i równy, również tętno wróciło do normy. Z trudem wstał na równe nogi i pociągnął za sobą elfkę, pomagając jej wstać. Długouszna bez trudu wskoczyła na konia. W tym momencie przez bramę targu wbiegło tuzin uzbrojonych rycerzy. Ich srebrne przyłbice odbijały promienie słonecznie powodując miliony rozbłysków, które oślepiały okolicznych przechodniów.
-Kier, ruszaj! - krzyknął zielonooki do konia, który jednak nie wykonał komendy. Stał wyczekująco i wpatrywał się w swojego przyjaciela. W tym momencie rycerze dobyli broń, niektórzy łuki, niektórzy ostrze, inni obuchy. Nie sposób było stawić im czoła. Plac stał się w tym momencie niemal pusty. Wszyscy wkoło pouciekali. Przeciwnicy patrzyli zdecydowanie w stronę pary.
-Kier, do cholery, uciekaj! - krzyczał na marne łucznik. Pierwsze strzały przecięły powietrze, na szczęście żadna nie sięgnęła celu. Wierzchowiec stanął bokiem zakrywając łucznika, gdy kolejna seria pocisków pognała w elfów. Kier zarżał. Kilka grotów utknęło w jego boku. Kai, zdumiony wiernością swego przyjaciela, postanowił nie pozwolić mu więcej zostać rannym. Zebrał wszystkie swoje siły, chwycił się wyciągniętej dłoni Katherine i dźwignął się na siodło, siadając za ukochaną. Koń ruszył galopem, a Kai o mały włos by nie spadł. Złapał za wodze zdrową ręką i pocałował właścicielkę migdałowych oczu w policzek.
-Dziękuję. - wyszeptał jej do ucha - I tobie też przyjacielu! - tym razem zwrócił się do galopującego zwierzęcia. Z ran nie upływało dużo krwi, jednak zdecydowanie sprawiały one ból istocie. Kopyta wzbijały tumany kurzu, gdy para pędziła przez miasto, aż do bram.

        Nadchodził zmrok. Ubytek krwi dał się we znaki blondynowi. Poczuł niezwykłe zmęczenie. Kochankowie wjechali do lasu. Słońce zaszło, a Kai stracił zupełnie siły, przez co przypadkiem wypuścił wodze i spadł z konia. Kier natychmiast się zatrzymał i pozwolił zsiąść dziewczynie, po czym sam położył się ze zmęczenia i bólu. Łucznik obrócił się na ziemi. Wylądował na rannym barku, co zaćmiło mu oczy.
-Najpierw wylecz Kiera, ja sobie poradzę. Nie jest źle ze mną, nie tracę krwi i rana się zasklepiła. - rzekł Kai niezgodnie z prawdą. Przez upadek rana ponownie się otworzyła. Jednak zielonooki chciał być pewny, że Katherine nie będzie narażać sił dla niego. Kier ma znacznie mniej poważne rany, nie będzie więc trzeba się wysilać, aby mu pomóc. Zmęczony Kai złożył głowę i nie podniósł się już. Nie spał, jednak starał się zrelaksować, aby złagodzić nieubłagany ból.
Awatar użytkownika
Katherine
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Katherine »

Katherine, słysząc pytanie chłopaka uśmiechała się do niego czule. Jakie to do niego podobne!
- Czy coś mi jest? - elfka uniosła prowokująco brew - przed chwilą mało mi tu nie umarłeś na rękach i pytasz się o moje samopoczucie - powtórzyła z niedowierzaniem i lekkim rozbawieniem w głosie. Kai nie przestawał jej zadziwiać swoim zachowaniem. Słysząc jego kolejne słowa przewróciła wymownie oczami, ale posłuchała się go, i wsiadła na Kiera. W tym momencie na plac wpadli kolejni zbrojni. Katherine chwyciła jedną ręką wodzę, a drugą zacisnęła na łuku, gotując się do strzelaniny. Wtem usłyszała, jak Kai krzykną do Kiera, by uciekał.
- O nie, Kai. Nie ma mowy - powiedziała gniewnie. Nie mogła uwierzyć, że chłopak znów chce ją odesłać, podczas gdy sam zostanie i będzie walczyć. Kier był tego samego zdania. Wierzchowiec nie ruszył się z miejsca, jedynie zasłonił swoim ciałem swojego właściciela.
Katherine miała jeszcze jedną strzałę w kołczanie. Naciągnęła ją mocno na cięciwę łuku, lotka dotykała policzka łuczniczki. Puszczając ją miała nadzieję, że trafi ona w sam środek czoła rycerza, który stał najbliżej. Wnet para usłyszała świst pierwszych lecących strzał przeciwników i pocisk Katherine zderzył się z innym. W tym momencie dziewczyna straciła nadzieję, ta walka była przegrana. Na dodatek trzy groty z deszczu strzał wystrzelonych przez zgraję utkwiło w ciele Kiera. Koń stał się niespokojny i rżał boleśnie. Natomiast Kai dzielnie stanął w obronie własnej i swoich towarzyszy. Był uparty, choć to wymagało od niego bardzo dużo energii. Elfka wyciągnęła dłoń do ukochanego łucznika i ponagliła go:
- Wsiadaj, Kai. To nie ma sensu. - Usłuchał. Ostatkiem sił wdrapał się na grzbiet ogiera. Ten rzucając w górę przednie kopyta ruszył galopem przed siebie.

Słońce schyliło się ku zachodowi. Robiło się chłodniej, ciemniej i, co najgorsze, niebezpieczniej. Las, szczególnie o tej porze, nie sprzyjał wędrówkom ani też opatrywaniu rannych. Kathernie nie miała ochoty zatrzymywać się tutaj, chociaż wiedziała, że koń nie będzie mógł długo dźwigać parę. Z biegiem czasu uścisk dłoni Kaia słabł. To był zły znak, ale Elfka miała nadzieję, ze szybko znajdzie jakiekolwiek schronienie. Myliła się, a jedynie co ostatecznie usłyszała, był głuchy dźwięk upadku. Przestraszona dziewczyna zsunęła się z siodła i lekko wylądowała na mchu. Od razu zaczęła okładać chłopca w pozycji, która sprawi mu jak najmniej bólu. Łucznik zaczął protestować, co nie spodobało się dziewczynie. Ale w jednym miał rację, podczas uzdrawiania Kiera straci mniej sił.
- Dobrze więc - przystała na protesty dziewczyna - ale ty masz nie zasypiać. Wytrzymaj, mój bohaterze. - Poczochrała złote włosy, a później pocałowała czubek głowy. Kier leżał niedaleko. Groty utknęły dość płytko, wyjęła je bez problemów. Jedynie co sprawiło jej problem to sam zwierzak, który nie był spokojny podczas pozbywania się niechcianych przedmiotów. Cztery rany szybko zostały zasklepione, a zdrowy koń od razu stanął na nogi.
Kai nie spał, gdy wróciła do niego. Widziała iskierki ciekawości w jego oczach, które cały czas szukały jej spojrzenia. Niemalże rozbierał ją wzrokiem, co nie pomagało jej w leczeniu. Ale nie protestowała, jedynie oblała się niewinnym rumieńcem. Całość zajęło jej prawie dwie godziny. Nie była zadowolona, mimo że straciła wszystkie siły i tak organizm Kaia musiał zregenerować się sam. Opadła na ziemię obok elfa.
- Do jutra powinieneś być zdrów jak rybka. - oświadczyła z nutką zadowolenia.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        Rany przestawały go piec. Po skończonym procesie leczniczym dziewczyna upadła obok chłopaka, który ją objął i przytulił.
-Dziękuję - szepnął jej do ucha z wdzięcznością. Słońce rozpoczęło swą wędrówkę ku zachodowi, niedługo zastanie ich noc, a las o tej porze nie jest zbyt bezpieczny. Kai powoli wstał i podniósł Katherine oraz wziął ją na ręce jak małą dziewczynkę albo pannę młodą. Z oddali niosło się szczekanie i wycia wilków. Łucznik nie obawiał się bynajmniej, wiedział że muszą się stąd wynieść nim zapadnie zupełna noc. Długo-uszna, prawdopodobnie myśląc, że blondyn się z nią bawi, śmiała się. Kai również się śmiał, jednak świadomy niebezpieczeństwa postanowił zmienić miejsce noclegu. Do miasta nie mogą wrócić, ale lepiej nie spać w środku lasu.
-Myślisz, że Kier jest gotowy do drogi?

        Koń nieustannie maszerował za elfem niosącym ukochaną. Zbliżali się do skraju zagajniku, gdy za nimi dało się usłyszeć cichy marsza. Kai natychmiast odstawił kobietę na ziemię i odwrócił się. Kastral znajdował się przy siodle na zwierzaku. Tuż przed uciekinierami, na tle zachodzącego słońca, stała postać. Nie dało się dostrzec twarzy ani żadnych szczegółów, zakapturzony zatrzymał się w momencie, gdy łucznik odwrócił się. Stał spokojnie, jednak nie dało się stwierdzić, czy stwarza jakieś zagrożenie.
-Kim jesteś i czego chcesz? - krzyknął zielonooki do nieznajomego, który tylko się lekko poruszył, jakby ze zdenerwowania, jednak nie odezwał się ani słowem. Słońce zniknęło za kreską horyzontu.
-Kim jesteś?! - ponowił pytanie chłopak, niestety bezskutecznie. Wrócił więc do ukochanej i delikatnie pociągnął ją za sobą, chcąc iść dalej. Gdy tylko ruszyli, nieznajomy postąpił kolejne kroki za nimi. Kai ponownie się odwrócił, jednak postaci już nie było, zamiast niej stał pokaźnych rozmiarów wilczur i szczerzył białe kły. Kier stanął dęba i zarżał, prawdopodobnie wystraszony. Wilk jednak nie poruszał się, tylko patrzył żółtymi ślepiami na konia.
Awatar użytkownika
Katherine
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Katherine »

Las, gdy słońce chowało się leniwie za horyzontem, stawał się piękniejszy. Promienie domalowywały czerwone odcienie, złote poblaski na liściach, korach i mchach. Chciałoby się zatrzymać bieg tarczy słonecznej, by zostać w tych kolorach na dłużej. Katherine właśnie tego chciała. Kai miał jednak rację. Między drzewami, gdzieś w szczelinach, ukrytych jamach ukrywały się różnorakie stwory, noc nie jest przyjazna. Poza tym powietrze zdawało się być ciężkie, gęste co mogło wróżyć tylko jedno:
ogromną ulewę. Nim zdążyła wstać spod rozłożystego grabu, towarzysz elfki ni stąd ni zowąd uchwycił ją w pasie i zaczął dźwigać na swoich rękach. Ta spontaniczna decyzja rozbawiła Katherine, a z jej gardła raz co raz wydobywał się szczery chichot. Elf też się śmiał, krocząc mężnie do wierzchowca. Kier nie świadomy niczego skubał trawę nieopodal. Zwierzyna tryskała zdrowiem, nic nie stało na przeszkodzie, by wsiąść na niego i jechać, choćby i na koniec Alaranii .Katherine, by zagłuszyć swoje
sumienie, pogłaskała bok konia tam, gdzie jeszcze paręnaście godzin temu tkwiły groty strzał.
- W stu procentach. To książkowy okaz zdrowia.

Już miała wdrapywać się na grzbiet wierzchowca, sięgała już dłonią do wodzy. Marzyła by rytmiczne ruchy zwierzęcia doprowadziły ją w ten przedziwny stan snu. Ziściłoby się to ale... los chciał inaczej. Kai usłyszał kroki. Postać wyłoniła się z cienia i sama była jak cień. Nie było widać twarzy, zasłonięta została przez dość obszerny kaptur. Kolorystyka ubioru była dopasowana do nocnych wędrówek, wszystko było w ciemno burych kolorach. Kobieta ześlizgnęła się z objęć, stała ramie w ramie z
długousznym. Nieznajomy milczał, nie odpowiadał na pytania. Zignorowali go, machnęli ręką, chcąc bez zbędnego wyczerpywania energii na jakąkolwiek potyczkę wyruszyć. Coś było nie tak.. Katherine wyczuwała obecność nie tyle co osoby ale stwora. Gdy spojrzała przez ramię ujrzała ogromnego, pokaźnego wilczura. W bladym, niknącym świetle widziała iskrzące się kropelki wody na szarej sierści.
- A to ci dopiero-wyszeptała zdumiona - przecież jeszcze parę sekund temu stał tu mężczyzna.. Pacnie mi tu czarami, Kai. Najlepiej byłoby go..- Zamilkła. Niby niewinny i nieświadomy wilczur mógł tak naprawdę wszystko rozumieć, ciałom miał tylko zwierzęce, umysł całkiem ludzki. Dziewczyna podrapała się po karku. W głowie kłębiły jej się bardzo dużo różnorakich rozwiązań ale większość z nich nie była odpowiednia lub zbyt ryzykowna i lekkomyślna. Wybrała jednak mniejsze zło. Przy koniu znajdował się łuk elfa, schwyciła go wraz ze strzałą i wycelowała w wilka, choć wiedziała, że może nie zdążyć, gdyż ten mógł zniknąć lada moment. Fart sprzyjał i bestii jak i jej niedoszłej morderczyni, strzała przeszła na wylot przez tylną nogę. Psowaty zapiszczał, zaskomlał boleśnie. Jedno było pewnie, nie mógł uciekać długo i szybko.
- Zabrałabym go ze sobą. Mogę się spodziewać, że wilcze futerko to tylko świetny kostium.
Dziewczyna zbliżyła się do rannego. Chwiejąc się cofnął się o kilka kroków i zawarczał złowieszczo.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        Niestety wilk miał inne plany co do swojego futra. Na raz spowił go gęsty, niemal czarny dym, a gdy ustąpił drapieżnika już nie było, w zamian ponad ich głowami krążył ogromny nietoperz. Nagle sfrunął lotem pikującym mocno chwytając Katherine na szyję i wbijając swoje kiełki pod jej skórę spowrotem zmienił się w wilczura. Dziewczyna powalona ciężarem zwierzęcia runęła na ściółkę leśną i wypuszczając Kastrala.
-Puść ją! - krzyknął Kai i, niewiele myśląc, chwycił broń i naciągnął strzałę celując w łeb napastnika. Z pyska oponenta trzymającego ukochaną elfa wydobył się ludzki głos tłumiony szyją złotowłosej.
-Spróbuj, a ja przegryzę jej szyję!

        Kai znalazł się w sytuacji patowej. Stał z naprężonym łukiem naprzeciw bezsilnej Katherine. Wilk lekko szarpnął jej sparaliżowanym strachem ciałem dając do zrozumienia, aby nie próbowała niczego głupiego. Zielonooki opuścił broń wiedząc, że jest na przegranej pozycji.
-Co chcesz w zamian?
-Za nią? - warknął drapieżnik - Żarcie za żarcie. Daj konika, a oddam ją.
Kai spojrzał w przekrwione oczy wroga. Źrenice były wąskie, zaś powieki niemal same się zamykały. "Co jest...?" zdziwił się długo-uszny i spostrzegł, że strzała, która teraz leży obok tylnich łap napastnika, a którą to Katherine niedawno strzelała, pokryta była środkiem nasennym. Wtedy dotarło do łucznika, że mięsożerca będzie mieć opóźnione ruchy. Kastral w ułamku sekundy znalazł się napięty i wycelowany w czoło wilka, aby zaraz potem strzała poszybowała obok policzka dziewczyny i wbiła się w lewe oko zmiennokształtnego. Oponent rozwarł szczękę ze zdziwienia wypuszczając elfkę całą i zdrową. Kai natychmiast skoczył i ją złapał. Oboje wylądowali na ziemi. Z rany na szyi popłynęła szybkim strumieniem krew.

        Następne wydarzenia działy się błyskawicznie. Kai zerwał z siebie koszulę i przyłożył do rany tamując krwotok, jednak nie zawiązywał nic, aby jej nie udusić. Ręce mu się trzęsły ze zdenerwowania. Wilk leżał bez ducha kilka stóp od nich, a z jednego oka wystawała mu strzała. Zielonooki oparł ukochaną o swoje kolana i, wciąż trzymając koszulę przy jej ranie, delikatnie ją pocałował.
-Wszystko będzie dobrze - pocieszał bardziej siebie, niż właścicielkę migdałowych oczu, bo choć rana była płytka, to bardzo obficie krwawiła. Kai użył magii życia aby przyspieszyć gojenie, ale jedyne co osiągnął, to zmniejszenie krwotoku. Pozostało tylko czekać.


_______________________________________

        Minęło kilka dni. Dni ciągłej opieki nad nieprzytomną dziewczyną. Kai zaczynał się już powoli martwić i denerwować. Do tej pory nie zmienił opatrunku, uznał, iż ranna nie zmienia pozycji i nie porusza się, więc raczej nie zabrudzi "bandaża". W dodatku nie chciał zerwać nowej skóry, która powinna goić ranę.

        Obudził go delikatny jęk bólu. Katherine odzyskała przytomność, jednak nie siły. Elf zerwał się z posłania, doskoczył do złotowłosej podając jej wodę i pomógł jej usiąść. Dziewczyna próbowała zdjąć materiał z rany, jednak długouszny nie pozwolił na to. Przybyło przeczucie. Ponownie. Przeczucie, że jest gorzej niż być powinno. O wiele gorzej. Przecież normalnie byłaby już gotowa do dalszej drogi. Elfka spojrzała na Kaia, lekki uśmiech rozpromienił jej twarz na ułamek sekundy zmazując grymas bólu, po czym znów zasnęła. W tym momencie blondyn rozciął opatrunek, a jego oczom ukazał się okropny widok. Wyciek ropny, zaczerwienienie, a nawet miejscami zaczernienie wokół rany. Gdy chłopak dotknął skóry usłyszał charakterystyczny szelest. "Cholera, gangrena!" pomyślał i zrobił się blady. Nie ze strachu, a z troski. Może i cięcie nie było zbyt poważne, ale ostrze najwyraźniej było zatrute lub bardzo zabrudzone. W ciemności musiał tego nie dostrzec.
-Kier!

        Ogier zjawił się natychmiast. Kai wsadził Katherine w siodło i usiadł za nią, podtrzymując ją, i popędził jak najszybciej do jakiegokolwiek schronienia. Po drodze natknęli się na opuszczoną chatkę, niemal w środku lasu. Zielonooki szybko zaniósł ranną do wnętrza. Budynek był w naprawdę świetnym stanie! Niestety był zamieszkany. Starsza babcia, z siwymi włosami, jednak w niezwykłej kondycji, nie przestraszyła się przybyszów.
-Wiedziałam, że zaraz będziecie, więc przygotowałam obiad. - powiedziała stojąc nad garnkami, tyłem do (nie)spodziewanych gości. Nabrała trochę zupy do miski i odwróciła się. - Połóż ją tam, zaraz jej pomożemy. Zdejmij opatrunek.
Kai wykonywał wszystkie polecenia bez zbędnych pytań. Domyślał się, iż to prawdopodobnie wiedźma i że jej usługi nie są darmowe, jednak był gotów na poświęcenie. Wykonał wszystko zgodnie ze słowami właścicielki domku i klęknął przed nieprzytomną Katherine. Gangrena szybko postępowała.
-Pomożesz jej? - zapytał Kai z nieukrywaną troską. Jego słowa brzmiały jakby z oddali, zaś głos załamywał się.
-Tak. Jednak potrzebuję dwóch rzeczy. Zioła, zwanego smoczą grzeryłką, które rośnie wyłącznie na Mglistych Bagnach, oraz artefaktu - Łzy Demona.
-To pierwsze jest dla mnie oczywiste - rzekł elf - jednak jakie znaczenie ma artefakt?
-To zapłata za pomoc.
-Ruszam. Zaopiekuj się nią! - krzyknął Kai wyskakując z chatki. Nie minęło parę sekund a już gnał wraz z Kierem na wschód, do Mglistych Bagien. Musi szybko odnaleźć ten powalony relikt i zioło. Nie ma czasu.

Ciąg dalszy: Kai Ca'non
Zablokowany

Wróć do „Ostatni Bastion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości