Ostatni Bastion[ Przed karczmą ] Sielanka

Kraina Górskiej Twierdzy, jedynym zamku jaki pozostał po Wielkiej Wojnie. Tutaj spotkać Cię może wszystko, napotkasz na swojej drodze złodziei i hulaków, ale także nadobne panny i dostojnych rycerzy. Pamiętaj jednak że jedyną osoba której możesz ufać jesteś Ty sam.
Awatar użytkownika
Carmilla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 94
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Carmilla »

Pokusa siedziała tyłem do okna, gdy Vaxen wszczął alarm. Nie zdążyła nawet wstać z krzesła, gdy upadły z impetem rzucił nią o ziemię. Na początku nie rozumiała jego zachowania, dopiero po chwili zauważyła dużą tarczę na ziemi i szkło dookoła. Popatrzyła na Myosoti, która leżała tuż przy niej, obydwie były przykryte masywnymi skrzydłami Vaxa. Kilka mniejszych kawałków szyby wplątało się we włosy Carmilli, lecz większość utkwiło w ciele czarnowłosego gentlemana. Jego krew brudziła czarną suknię piekielnej, a ta delikatnie odsunęła go napierając ręką na jego tors.

- Mam coś, co ci pomoże. Nie znam się na medycynie, ale to pozwoli ci odzyskać trochę sił. - powiedziała szybko podbiegając do baru. Chwyciła Calicema i wróciła do mężczyzny po drodze raniąc gołe stropy odłamkami szkła. Przyklęknęła przy nim i zaczęła zbierać krople ciepłej posoki do kielicha. Krwi nie było dużo, wypełniła tylko jedną trzecią kryształowego naczynia. Pokusa ponownie wypowiedziała kilka piekielnych zaklęć, a czerwony płyn powoli zamienił się w srebrzysty eliksir. Podsunęła Calicema pod nos Vaxena zmuszając go do wypicia zawartości.

- Pij, pomoże ci. Jest słodki, nie martw się. - powiedziała, gdy młodzieniec krztusił się eliksirem.

W cichej karczmie rozległo się walenie w drzwi i szczekanie psa. Musiał to być duży pies stróżujący, jego krzyki były głośne i niskie. Po chwili pokusa wstała z podłogi i na palcach podeszła w stronę rozbitego okna. Usłyszała za sobą tylko krzyk Vaxena, który chyba próbował ją powstrzymać. Ignorując go wychyliła się i spojrzała na przeciwnika. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w zbroi odwrócił się do Carmilli.

- Czegoż panicz u nas szuka? Karczma zamknięta, jak widać. - powiedziała wolno swoim delikatnym głosem, a krople deszczu muskały jej kruczoczarne włosy. - Jeśli pan chce, proszę przyjść jutro, wtedy... - przerwała nagle, gdy tuż koło jej twarzy przeleciał sztylet. Cofnęła się siarczyście przeklinając. Jedną ręką złapała potężny topór, który wyglądał wręcz śmiesznie przy tak niedużej kobiecie. Bredan zdążył już z piskiem wylecieć z karczmy, lecz pokusa nie przejęła się tym. Miała kilka ważniejszych spraw na głowie.

Po kilku chwilach uzbrojony mężczyzna wyważył drzwi. Uniknął on strzały Mysoti i odparł cios rogatej. Chyba upodobał sobie jej topór, bo z całej siły za niego pociągnął wyrywając go Carmilli. Zdezorientowana pokusa padła na kolana, by nie stać na drodze ciosów aniołów. Po kilku chwilach do karczmy wbiegło czterech innych mężczyzn. Właściwa walka nareszcie się zaczęła.

Carmilla zamiast pomóc swym pobratymcom rozpaczliwie podążała na czworaka w stronę topora. Gdy nareszcie się do niego doczołgała i wyciągnęła po niego rękę, duża stopa przygwoździła ją do ziemi. Krzyknęła i nawet nie zdążyła zareagować, gdy ktoś z całej siły pociągnął ją za rogi i rzucił na ścianę. Wielkie, silne łapy oplotły jej szyję, by odebrać pokusie możliwość zaczerpnięcia oddechu. Carmilla próbowała wypowiedzieć zaklęcie i poparzyć wielkie dłonie zaciśnięte na jej gardle, lecz brak tlenu odebrał jej zbyt wiele sił. Powoli przestawała się rzucać, świat przed jej oczami zanikał, dźwięki cichły. Błogi spokój otaczał piekielną, gdy przeciwnik odbierał jej ostatnie siły na obronę.
Ostatnio edytowane przez Carmilla 11 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Zimna noc w trakcie burzy dostała się wybitym oknem do pomieszczenia powodując nieprzyjemny dreszcz. Dziewczyny wyszły z deszczu szkła bez szwanku. Carmi podała Vaxenowi kielich, z którego niedawno również piła. Piekielny lekko skrzywił się, ale wypił jednym duszkiem. Napój okazał się być przyjemnie słodki i kojący, jego ciepło rozlało się po żołądku anioła łagodząc ból kończyn lotnych. Prawdą było, że utrudniały one przemieszczanie się w tak ciasnej izbie, jednak tym razem uratowały im życie. Soti zaczęła troszczyć się o pierzastego, jednak ten niezareagował. Niepotrzebna mu była troska. Musiał bynajmniej przyznać - żar w jej oczach go intrygował i pociągał. Bądź co bądź nie była zwyczajnym człowieczkiem...

        Chwile beztroski uciekły bezpowrotnie. Rogata zaczęła iść w stronę okna.
- Stój, do jasnej cholery! - krzyknął Vax i zaklął rzęsiście. Jaki ostatni palant pakuje się w miejsca, skąd dochodził atak?! Brunet pobiegł za dziewczyną, jednak na niewiele się to zdało. Rozległo się walenie pięścią w drzwi. Pozostałości po kieliszkach przy barze zatrzęsły się. Myosoti wycelowała napięty łuk w stronę wejścia do karczmy, jednak Vaxen był pewny, że nic jej to nie pomoże. Na zewnątrz widział człowieka ubranego w zbroję płytową, która jest prawie nie do zniszczenia zwykłym łukiem. Najpierw krzywo, acz z politowaniem, spojrzał na rudowłosą, ale potem przyzbroił się w swoje dwa nagie ostrza, które wisiały w pochwach na jego plecach, zakryte nasadami skrzydeł. Stal jęknęła w powietrzu, a błysk świec odbity przez metal oślepił delikatnie dziewczyny. Po chwili wszystkie światła zgasły - dziedzic użył magii ciemności, tworząc idealne dla siebie pole walki.

        Czterej rycerze wparowali z impetem do ciemnego już zupełnie pomieszczenia. Trzech z nich uzbrojonych w długie i ciężkie, półtora-ręczne miecze rycerskie, czwarty w kuszę. Ten z bronią miotaną, czwarty z kolei, na ślepo zaczął wymachiwać bronią i wytrącił Carmili topór z dłoni. Przypadek, jednak napastnik miał szczęście. Dziewczyny, chwilowo zupełnie zdezorientowane i oślepłe (ponieważ ich oczy jeszcze się nie przyzwyczaiły do panującego mroku) stały jak kołki, Carmilia próbowała się trochę czołgać w kierunku domniemanego miejsca pobytu topora. Vaxen rzucił się na przeciwników, jednocześnie ukrywając skrzydła za pomocą umiejętności bransolety. Wystraszeni rycerze, zupełnie niezorientowani w sytuacji, pogrążeni w ciemnościach i atakowani szarżą, zaczęli na ślepo wymachiwać ostrymi narzędziami. Co chwila w mroku dało się ujrzeć malutkie iskierki, które były powodowane uderzeniem stali o stal, a w powietrzu nieustannie unosił się swąd krwi. Przez pomieszczenie przebiegały męskie krzyki szarży, bólu, zdenerwowania i strachu.

        Nagle iskierki przestały się pojawiać, ostrze miecza przecięło powietrze, na rycerzy trysnęła krew. Czyjaś głowa uderzyła o posadzkę, a zaraz za nią o ziemię odbiły się z głuchym, metalowych pogłosem płyty zbroi. "Jednego mniej..." Pozostali rycerze nagle oprzytomnieli. Ich wzrok, jak i wzrok dziewczyn, przyzwyczaił się do ciemności. Teraz zacznie się prawdziwa walka...

        - Carmi! Na prawo! - krzyknął Vax do rogatej aby zasygnalizować jej, gdzie znajduje się jej broń. Miał szczerą nadzieję, że kobiety zajmą się chociaż jednym przeciwnikiem. Dwa miecze skrzydlatego ponownie przecięły powietrze i uderzyły z metalicznym chrobotem w ostrza rycerzy, powodując kolejny grad iskier. Przeciwnicy nieustannie cofali się pod naciskami i atakami upadłego. Zdecydowanie pierzasty miał przewagę nad trzema dużo silniejszymi typkami. Jednak nagle coś się zmieniło...

        Ten czwarty, z kuszą, pociągnął za spust i bełt poleciał w dziedzica przedziurawiając mu prawy bark na wylot. Nic dziwnego, atak kuszą z odległości niecałych czterech metrów, ma stuprocentowe szanse na trafienie... Anioł zawył, a odrzut wyrzucił go do tyłu, w końcu upadając na ziemię. Z prawej dłoni wypadło ostrze... Rycerze poczuli, że szala zwycięstwa przechyla się ku ich stronie i z dzikim wrzaskiem rzucili się na leżącego i krwawiącego Vaxena. Ten tylko zdążył podnieść lewą rękę zasłaniając się swoim mieczem.
Awatar użytkownika
Myosoti
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Myosoti »

         Drzwi ze zgrzytem wyskoczyły z zawiasów. Faktycznie wypuściła swój pocisk. Oni myśleli, że chybiła. Mylili się - najwidoczniej pominęli pewien, mimo wszystko istotny szczegół. Oczywiście, strzała minęła rycerza, lecz trafiła w potylicę rzucającego się w ich kierunku czarnego wilczura. Pies twardo grzmotnął o ziemię. Niestety, zwierząt było więcej. Prawdopodobnie zostało jeszcze około pięciu. No, cóż, wybije je później. Carmilla próbowała walczyć, jednak przeciwnik pozbawił ją broni. Czołgała się po podłodze w poszukiwaniu topora. Pierwszy mężczyzna rzucił nią o ścianę, a później zaczął dusić. Rogata powoli traciła przytomność.

         W karczmie zapanowała ciemność. Ciemność, jaką Myosoti tolerowała jedynie w marzeniach, które same nie wiedziały do czego dążą. Myślała teraz jednak o czymś innym. Tak naprawdę, rozważała, czy najzwyczajniej w świecie czmychnąć. Mogłaby przecież skorzystać z nieuwagi towarzyszy. Egoistyczna natura anielicy postanowiła dać znać o swoim istnieniu. ,,Myo... Musisz się tak do wszystkich przywiązywać? ... To w żaden sposób ci się nie opłaca... Jeśli przeżyją, to i tak wasze drogi rozejdą się za kilka godzin i zapewne już się nie spotkacie..." - nadaremno próbowała przemówić sobie do rozumu.

         Kiedy trochę oswoiła się z mrokiem, dostrzegła czerech mężczyzn walczących z Upadłym. Już po chwili głowa jednego z napastników leżała na zakrwawionej posadzce. Woń szkarłatnej posoki wypełniła pomieszczenie. Krew... Krew pachnie jak rdza... - pomyślała anielica, wciągając powietrze nosem. Nagle wystrzelono z kuszy. Charakterystyczny świst, po czym przykry odgłos pełen bólu. Czarnowłosy młodzieniec upadł. Spadający w kałużę krwi nieopodal właściciela miecz cicho zabrzęczał. Psy, które do tej pory raczej czaiły się po kątach, zaczęły podchodzić coraz bliżej.

         ,,Skoro wiesz, że nie uciekniesz, to chociaż się rusz! - krótko zakończyła wewnętrzną walkę. Oprzytomniała. Czyli znowu muszę się brudzić?" - prychnęła pod nosem. Kolejnymi strzałami zwaliła z nóg trzy psy. Szybko zarzucając łuk na plecy, wyciągnęła z pochwy miecz. Nie wiedziała, komu najpierw powinna pomóc. Doskoczyła do opryszków. Ten sam, który rzucił tarczą, właśnie wstrzymywał ostatnie desperackie próby złapania oddechu przez rogatą. Myosoti nie miała pojęcia, ile ta jeszcze wytrzyma. Natomiast leżący na podłodze brunet, mimo wszystko bardzo dzielnie bronił się przed pozostałymi napastnikami. Na widok takiej waleczności robiło się ciepło na sercu. Wydawało się, że obrażenia są naprawdę ciężkie. Upadły chyba nie mógł ruszać jedną ręką.

         Ruda odepchnęła duszącego rogatą rycerza silnym kopniakiem. Nie przesunął się jakoś specjalnie daleko, ale dość, by Carmi złapała oddech. Upadła liczyła, że kobieta da sobie radę. Sama nie czuła się pewnie z mieczem, wątpiła w siebie. Zebrała jednak w sobie siły i od tyłu podeszła kusznika. Zamachnęła się mocno i uderzyła. Trafiła w małą lukę pod hełmem. Pozbawiła go więc głowy. Nie zdążyła nacieszyć się sukcesem. Zaraz w jej stronę skierowała się reszta nieproszonych gości.

         Machała ostrzem najlepiej, jak umiała. Oczywiście nie wyglądało to tak dobrze, jak w przypadku słynnych rycerzy, których miecze stanowiły naturalne przedłużenia rąk. Nie miało wyglądać - miało działać, chociaż z tym także były kłopoty. Na ciele dziewczyny powstało wiele mniejszych lub większych zadrapań. Niejednokrotnie, aby ochronić twarz, kryła się za skrzydłami. Kiedy jednak te zaczęły przeszkadzać, schowała je. Uderzała raz po raz. Na jej czole pojawiły się kropelki potu.

         Nagle miecz jednego z rycerzy śmignął jej przed oczami. Na czole pojawiła się rysa, z której natychmiast zaczęło coś kapać. Zła anielica uderzyła w połączenie naramiennika z hełmem. Nie znała wielu sposobów na zabicie przeciwnika w zbroi. Zdecydowała się więc podążać znaną już ścieżką, by nadaremno nie tracić sił. Uderzyła raz jeszcze. Teraz się udało i poleciała kolejna głowa. Zostało dwóch. Zmęczona dziewczyna z trudem posługiwała się bronią. Nabrała powietrza i z trudem uniosła miecz. W tej samej chwili rycerz bez tarczy stworzył głęboką bruzdę w poprzek jej brzucha. Kobieta jęknęła. Opuszczając miecz, udało jej się ściąć ostatnich dwóch przeciwników. Upadła na kolana i zaczęła głośno nabierać powietrza. Całe jej ciało pokrywały nacięcia, ale to ostatnie było najgłębsze. Ból był nie do zniesienia. Puściła miecz. Przewróciła się na bok i leżąc, podkuliła nogi. Po jej policzku spłynęła samotna łza. Zmieszana z krwią, zdawała się być różowa. Do jej twarzy podleciał sokół. Otarł się delikatnie o czubek głowy dziewczyny i zaczął chodzić wokół jej ciała co chwila pokrzykując. ,,Dobre ptaszysko...próbuje odstraszyć psy..." - syknęła z bólu. Wilczury chodziły po izbie badawczo poruszając nosami. Co pewien czas unosiły lekko wargi, by pokazać śmiercionośne kły.
Awatar użytkownika
Carmilla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 94
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Carmilla »

Nagle Carmilla została brutalnie przywrócona do świadomości. Upadła na ziemię, gdy Mysoti odepchnęła przeciwnika, a ten puścił pokusę. Zaczęła łapczywie pochłaniać powietrze, jakby miała z nim styczność pierwszy raz. Piekielna dobrze wiedziała co musi robić i mimo otępienia na czworaka podeszła do baru. Tuż koło niego leżał jej topór, którym podcięła nogi zbliżającego się do niej mężczyzny. Na ziemi z łatwością wykończyła napastnika, po czym zaczęła się rozglądać. Zauważyła Vaxena leżącego na podłodze w kałuży krwi. Cicho wypowiedziała jego imię, czuła jednocześnie smutek i złość. Potem zobaczyła Myosoti, która walczyła z dwoma ostatnimi przeciwnikami. Nagle padła na ziemię poważne raniona.

- Myosoti, nie! - krzyknęła i podbiegła w jej stronę. Stanęła między rannymi a psami, które oszołomiona kobieta zauważyła dopiero teraz. Cztery duże i silne psy zbliżały się w jej stronę ciągle warcząc. Nie miała ze sobą topora ani łuku, a powrót po broń mógłby narazić pobratymców na niebezpieczeństwo ze strony czworonogów. Jedyne co zostało pokusie, to magia. Głośno wypowiadała czarne zaklęcia, a chłodny wiatr rozwiał atramentowe włosy Carmilli. Podmuch uśmierzył też trochę ból rannych. Pokusa delikatnie uniosła ręce ciągle czarując. Jej oczy stały się krwistoczerwone, cera biała jak kreda. Dookoła niej rozbłysły złote iskierki. Wyglądała nieziemsko, przyciągała i intrygowała.

Nagle dookoła rozległ się zapach palonej sierści i skowyt psów. Wszystkie zwierzęta padły na ziemię ciągle wyjąc. Głośny i mroczny śmiech Carmilli docierał w najczarniejsze zakamarki speluny. Po chwili psy leżały martwe, a nad nimi unosił się szarawy dym. Pokusa wzięła głęboki wdech, zatoczyła dłonią koło w powietrzu, a w piecu w rogu karczmy buchnął ogień.

W całej karczmie roznosił się zapach krwi i spalenizny. Zimne ciała otaczały Carmillę, która przyklęknęła przy Mysoti. Nie miała pojęcia jak może opatrzyć rany upadłych. Po chwili podeszła do Vaxena. Anioł oddychał głęboko i tępo patrzył w sufit.

- Vax... Co ja mam do cholery zrobić? - powiedziała, po czym podeszła do okna. Na zewnątrz nie było nikogo. Deszcz ciągle padał, a po ulicy płynęła rzeka brudnej wody. Błogą ciszę przerywały tylko jęki Myosoti. Carmilla była bezsilna. Nie miała pojęcia co zrobić. Powróciła do rannych i delikatnie poruszyła strzałą w ramieniu anioła. Krzyk.

- Przepraszam, nie wiem co robić... - odrzekła chcąc uspokoić anioła. Pokusa miała ochotę się rozpłakać. Po chwili przysiadła koło Soti. Rana na jej brzuchu mocno krwawiła, a anielica nerwowo rozglądała się po karczmie.

- Pomocy. - powiedziała anielica, gdy pierwsza łza poleciała jej po policzku. Nie mogła opanować emocji. Mimo, iż ledwo znała tych ludzi nie chciała patrzeć jak cierpią. Wstała i zaczęła przeszukiwać trupy w poszukiwaniu leków. Modliła się, by ktoś im pomógł. Co prawda pokusa potrafiła ranić, ale nie leczyć.

Calicem. To jedyne co mogło im pomóc. Carmilla zaczęła się rozglądać, lecz kielicha nigdzie nie było. Ktoś go ukradł. Piekielna głośno przeklęła i bezradna usiadła przy Vaxie. Starała sobie przypomnieć co robić z rozległymi ranami. Chwyciła bukłak z wodą i przemyła rany upadłych. Błagała, by ktoś przyszedł, pomógł. Ale ulica była pusta. Pozostała tylko pokusa, ciche jęki słabnących aniołów i światło bijące z pieca.
Ostatnio edytowane przez Carmilla 11 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Magia szlachcica przestała działać.

        Pocisk, który przebił mu prawy bark, utkwił pomiędzy kośćmi uniemożliwiając wyjęcie go. Krew nie sączyła się w ogromnych ilościach, jednak bezproblemowo dało się dostrzec delikatne strumyczki posoki dziedzica. Ból przeszywający całą klatkę piersiową i prawą rękę otumanił Vaxena, przez co chłopak przez pewien czas wpatrywał się oszołomiony w sufit karczmy. Dźwięki walki ucichły i mimo, że brunet nie stracił przytomności, zgubił chwilowo kontakt z rzeczywistością. Dopiero gdy Carmilia podeszła do niego i ruszyła bełtem, niczym wciągnięty z przestworzy gwałtownie na ziemię runął w swoją świadomość. Ból ze zdwojoną siłą wrócił budząc skrzydlatego z błogiego stanu. Rogata, nie wiedząc jak pomóc, zaczęła panikować. Polała ranę Vaxa chłodną wodą, co nieco zwiększyło szczypanie, ale po chwili przyniosło lekkie ukojenie. Upadły, używając tylko lewej ręki, podniósł się do pozycji siedzącej.
- Podaj czysty spirytus, weź jakąś szmatę i polej ją alkoholem, po czym oczyść ranę Myo. Ja jestem cały. - pokierował rogatą zupełnie trzeźwym, acz obolałym głosem. Puki utrzyma przytomność - będzie dobrze. - I nie daj jej zemdleć! - krzyknął do odchodzącej w kierunku baru piekielnej.

        Anioł rozejrzał się po pobojowisku. Pięć... Nie - sześć martwych ciał, z czego większość bez głów oraz kilka psów. Na szczęście dały radę. Następnie potrząsnął głową odganiając resztki znużenia. Nie pozwalał sobie zamknąć powiek i, nie chcąc zasnąć wiecznym snem, podjął próby wstania na równe nogi, które wcale nie były chętne do dźwigania ciała czarnookiego. Prawa ręka, prawie zupełnie sparaliżowana bólem, utrudniała zadanie. Jednak po kilku chwilach piekielny rozglądał się za pseudo-opatrunkiem już wyprostowany stojąc o własnych siłach. Carmi pomagała według zaleceń chłopaka Myosoti odkazić ranę. Vaxen pochwycił niegdyś biały, a teraz szkarłatny od krwi obrus z jednego z przewalonych stołów i podarł go na paski, po czym biegiem ruszył w stronę kobiet, samemu trzymając się za sparaliżowaną rękę i blokując jej wszelkie ruchy. Podał jeden z kawałków podartego materiału rogatej.
- Bandażuj to, bo się szybko wykrwawi.

        Vaxen spojrzał na przerażoną, acz przytomną anielicę. Jego kamienne serce drgnęło na widok pojedynczej, różowej jak policzki dziewczyny łzy.
- Wszystko będzie dobrze dziewczyno, słyszysz mnie? Zostań tu z nami, nie zasypiaj. Powiedz coś! - rozmawiał z poszkodowaną starając się utrzymać ją po stronie rzeczywistości i jednocześnie opatrując głęboką bruzdę na brzuchu Myosoti. Carmilia, nie mając żadnego pojęcia o tym, wszystko robiła nie tak i powodowała, że rana tylko bardziej krwawiła.
- Odsuń się do cholery! - krzyknął rozzłoszczony anioł - Przynieś jej wody, niech się napije!

        Czarnooki nigdy nie ratował damy z opresji. Przez chwilę jego ego się dokarmiło. Jednak to jego twarde serce nie pozwoliło umrzeć nieznajomej. Nic o niej nie wiedział, a czuł do niej taką bliźniaczą więź, iż nie potrafił pozwolić, by tak po prostu zginęła na jego oczach, czy na jego ramionach. Mógł używać wyłącznie jednej dłoni do opatrzenia nacięcia, co podwoiło czas potrzebny na udzielenie pomocy. Po kilku minutach, które zdawały się trwać w nieskończoność, mizerny opatrunek był gotowy i tamował krwotok. Vax z pomocą rogatej obrócili skrzydlatą na plecy, aby zaczerpnęła trochę świeżego powietrza. Przez wybite okno cały smród krwi ulotnił się, a za to wlatywało czyste i pachnące lasem powietrze. Zrobiło się jasno, na wschodzie dało się ujrzeć pierwsze promienie słońca. Burza ustała, a cała woda z roślin zaczęła parować tworząc gęstą jak mleko mgłę.
- Teraz moja kolej... - westchnął dziedzic. - Podaj czysty alkohol, ten podarty obrus i jakieś szczypce.

        Gdy tylko piekielna znalazła wszystkie potrzebne przedmioty skrzydlaty bez zastanowienia wziął się do roboty. Znał ból wyjmowanej strzały z ciała, teraz miało być gorzej.
- Trzymaj mnie, a gdy tylko wyjmę bełt, przyłóż złożone opatrunki. - pokierował dziewczyną i włożył sobie do ust skrawek materiału i zacisnął na niej zęby, jednocześnie chwytając szczypcami bełt w okolicy lotek, na końcu. W myślach policzył do trzech i szarpnął. Pocisk lekko drgnął powodując nieznośny ból, jednak dalej zablokowany między kośćmi ani myślał wyjść. Przez powietrze przebiegł krzyk Vaxena, który siarczyście zaklął.
- AAAAA!!! Do jasnej cholery, rusz się kupo żelastwa!
Całe ciało bruneta trzęsło się w spazmie bólu. Chłopak uniósł twarz ku sufitowi i przymknął oczy. Ponownie chwycił bełt, policzył do trzech i szarpnął. W powietrze trysnęła krew, a wymieszana z krzykiem piekielnego i szkarłatnym światłem wschodzącego słońca nadawała okolicznościom niezwykłej ilości negatywnych uczuć. Bełt wyszedł w całości, pozostawiając w barku piekielnego otwór wielkości kciuka rosłego mężczyzny. Z rany zamaszyście płynęła krew.
- Tamuj to! - powiedział - I szybko bandażuj, żebym się nie wykrwawił. - dokończył polewając otwartą ranę spirytusem prosto z butelki. Syk płynu zmieszanego z posoką skrzydlatego wrzynał się w uszy obecnych jak kwas.
- A teraz nie daj nam zemdleć - to twoja rola - rzekł anioł do Carmilii, gdy ta zabandażowała ranę. Świat przed oczami zaczął mu się rozmazywać. "Nie... Nie zasypiaj... Nie pozwól sobie zamknąć oczu!"
Awatar użytkownika
Myosoti
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Myosoti »

         Obraz przed oczami dziewczyny zaczął się rozmazywać. Tak, jakby maleńkie rusałki biegały w powietrzu i chwytały pojedyncze kolory jak kawałki płótna. Owe tkaniny rozpoczęły swój własny, unikalny taniec. Wciąż kręcąc się i zmieniając kierunki przyprawiły anielicę o zawroty głowy. W resztkach świadomości dostrzegała jaką opieką otaczają ją towarzysze. Cieszyła się faktem, że komukolwiek zależy na tym, aby była. Bezwiednie zagryzła wargi. Troska - troską, ale bolało.

         Jej uszu doszedł krzyk. Miała stuprocentową pewność, że to nie Carmilla krzyczy. To chyba był Vaxen. Tylko, dlaczego krzyczał? Przecież walka się skończyła. Nic nie rozumiała. Nie mogła też nic zrobić. Stała się zupełnie bezradna. Coś do siebie mówili. Może jednak nic złego się nie stało? Przecież Vaxen był ranny. No, tak. Strzała przeszła na wylot. Według Myosoti najracjonalniejszym sposobem pozbycia się jej byłoby pozbycie się jednego z końców, ale nawet to, przeciągane przez żywe mięso sprawiałoby ogromny ból.

         Na zewnątrz robiło się coraz jaśniej. Rozbrykane rusałki powoli męczyły się swym szaleńczym tańcem. Znacznie zwolniły tempa, a z rąk niektórych powypadał materiał. Rana na brzuchu piekła niemiłosiernie, jednak zawsze mogła skończyć jak jeden z bandytów. W gruncie rzeczy cieszyła się, że obrażenia nie były aż takie złe.

         Powolutku, bardzo delikatnie, podparła rękoma ułożone na plecach ciało. Widziała już dość wyraźnie.
- Vaxen, Carmilla, wszystko z wami w porządku? - wyszeptała z trudem.
Ostatnio edytowane przez Arayo 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Wypowiedzi postaci piszemy zwyczajną czcionką.
Awatar użytkownika
Carmilla
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 94
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Carmilla »

Carmilla była wystraszona, trzęsły jej się ręce, a z ranami Myosoti było coraz gorzej i to przez nią. Do tego Vax krzyczał na piekielną.

- Nie wrzeszcz, to mi nie pomaga! - wyrzuciła do mężczyzny zdenerwowana. Po pewnym czasie anioł wyciągnął strzałę z ramienia, a Carmilla w złości chwyciła ją i złamała. Nastała chwila ciszy. Pokusa przypomniała sobie o skradzionym kielichu. Postanowiła jak najszybciej go odnaleźć.

- Kiedy się już uspokoją, odejdę. Nie mam czasu. - postanowiła piekielna, po czym skupiła się na pytaniu Myosoti. - Nie, nic mi nie jest. Tylko szyja czerwona, ale to nic w porównaniu z tym, co wam się stało. Aha, Soti, dziękuję za pomoc. Poza tym, jak się czujesz?

Carmilla nie oczekiwała odpowiedzi. Dobrze wiedziała, że dziewczyna jest w złym stanie. Nagle pokusa stała się samolubna. Przestało ją interesować zdrowie i bezpieczeństwo towarzyszy. Liczył się tylko Calicem i eliksir. Liczył się nałóg.

- Wybaczcie, ale muszę odejść. Muszę odnaleźć Calicema i Bradena. Jeśli chcecie mogę wezwać kogoś do pomocy, ale nie mogę już dłużej tu być. Przepraszam. - odrzekła, po czym spojrzała na Vaxena. Chłopak zamykał oczy, a chyba temu miała zapobiec. Poklepała go po policzku, by go ocucić. Z jednej strony czuła, że musi zostać i pomóc upadłym, ale za bardzo potrzebowała krwi. Delikatnie pocałowała Vaxena w policzek i pogładziła włosy Myosoti, po czym wstała i zebrała swoje rzeczy. Rozejrzała się jeszcze, ostatni raz spojrzała na anioły i wyszła.

Długo czuła się niekomfortowo, miała wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobiła. Smutek zapijała rumem, który ukradła z karczmy. Po kilku minutach marszu znalazła też Bradena. Razem z nietoperzem doszła na skraj miasta. Carmilla czuła, że powinna podążać w stronę Rapsodii. Coś jakby ciągnęło ją tam, może wzywał ją Calicem? Nie była tego pewna, lecz postanowiła iść do tej osady. Zignorowała nawet deszcz, który znów zaczął padać. Szła przez pola ciągle myśląc o eliksirze...

Ciąg dalszy: Carmilla
Ostatnio edytowane przez Carmilla 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Zbierał w sobie myśli chcąc zaplanować, co należy zrobić dalej. Jego rana to pikuś, za parę godzin nie będzie po niej śladu. O wiele gorzej miała Myosoti. Wtedy został spoliczkowany przez rogatą. Spojrzał zdziwiony nieprzytomnym wzrokiem na nią, zaś ta powiedziała coś do aniołów i pocałowała Vaxa w policzek. Jego kamienny wyraz twarzy nie ukazywał żadnych uczuć, tak jakby wpatrywać się w martwy obraz. Odprowadził wzrokiem oddalającą się Carmillę i nawet nie rzekł w jej kierunku słowa. Wiedział, że to nic nie da, najlepiej rozstać się tak, jak ona tego chciała.

        Podszedł do rudowłosej i spojrzał na jej ranę. Bruzda nie była aż tak bardzo głęboka, jakby się mogło wydawać. Nie przecięto całego mięsa, narządy wewnętrzne również były nietknięte. Pomniejsze nacięcia same się już pozasklepiały. Vaxen obwiązał ponownie brzuch dziewczyny, tym razem starając się zrobić to dokładnie. Nie odzywał się nawet słowem, w karczmie panowała nieprzyjemna cisza. Gdy skończył opatrywanie rany Myo, spojrzał na nią i pocałował delikatnie w usta. Zdezorientowana, osłabiona i zmęczona skrzydlata nie była w stanie odeprzeć chłopaka, aż po chwili poddała się tej chwilowej przyjemności. Upadły nagle wstał i odszedł. Zatrzymał się tylko przy wyważonych drzwiach i, nie odwracając się, rzekł:
- Trzymaj się.

        Brunet obrał kierunek rynku, aby zakupić parę najpotrzebniejszych rzeczy, i wyruszyć dalej. Być może pustynia...? Albo Góry Druidów? Nie miał konkretnego planu. Po prostu szedł przed siebie, parł na przód. Zaczęło padać...

        "Zapewne Soti za mną podąży... To dobrze"

        Gdy dotarł na targ zaczął rozglądać się za najświeższą żywnością. Dość łatwo zakupił sporą ilość jedzenia dla jednej osoby, mniej więcej na miesiąc. Gdzieś pomiędzy gwarą targowiska usłyszał rozmowę dwóch przypadkowych przechodniów. Mówili oni o jakiejś świątyni na Pustyni Nanher, prawdopodobnie w okolicach Zatopionego Miasta. Ilość skarbów miała być tak wielka, że wszystkie największe skarbce świata nie mogłyby tego pomieścić. Historia bardzo zaciekawiła piekielnego, postanowił sprawdzić tamtą okolicę, jak nie znajdzie bogactw, na pewno przeżyje niezwykłą przygodę. Z takim humorem wzbił się w powietrze i poleciał w stronę Pustyni Nanher...

Ciąg dalszy - Vaxen
Awatar użytkownika
Myosoti
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Myosoti »

         Zupełnie odzyskała przytomność. Rogata pożegnała się i pocałowała Vaxena w policzek. Wewnątrz Myosoti odezwało się coś na kształt zazdrości, coś co ostatecznie zamierzała wytępić. Carmilla poszła. ,, Jak dobrze..." - pomyślała anielica. Upadły poprawił jej opatrunek. Dziewczyna wzięła głęboki oddech. Miała wielkie wyczucie. Gdyby nie ta duża ilość powietrza, prawdopodobnie została by uduszona pocałunkiem Vaxena. Pocałował ją i wyszedł. Teraz to dopiero była zła! Nie zapytał nawet czy ona tego chce! Phi! Jakby został i błagał na kolanach o przebaczenie, to może uszedłby z życiem. Nie... W tej chwili nie ma już miejsca na litość! ,,Zabiję! Nienawidzę go! Aaaa! Grrr! Bezczelny! Wstrętny! Największy paskudnik wśród paskudników! Jak on śmiał?! Cholera jasna! Dekapitacja? Nie... Najpierw tortury! A może by go powiesić? Nie, za mało cierpienia... Coś wymyślę. Będzie bolało... Będzie błagał o śmierć!" - gotowało jej się w głowie.

         Pobiegła za nim. Po jakimś czasie dobiegła do rynku. Kupiła tam trochę jedzenia i dopytała sprzedawcę o pewnego charakterystycznego osobnika. Następnie rozłożyła skrzydła i udała się na pustynię Nanher, bo tak określiła kierunek, który wskazał kupiec. Zaraz za nią leciał jej skrzydlaty przyjaciel i popiskiwał tak, jakby posyłał gonionemu upadłemu kolejne siarczyste przekleństwa.


Ciąg dalszy - Myosoti
Zablokowany

Wróć do „Ostatni Bastion”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości