Strona 1 z 3

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Czw Paź 17, 2013 10:01 pm
autor: Sealtiel
- Nie jestem wcale tak bardzo zmęczona...

Obróciła się. Leżąc na boku mogła obserwować postać rosłego Elfa pochłoniętego własnymi wspomnieniami i rozmyślaniami o sprawach znanych tylko jemu. Skupienie odbijało się w jego twarzy i iskrzyło się łagodnie w brązowych oczach. A może to płonący ogień niczym w lustrze przejrzał się w jego spojrzeniu i oddał mu część blasku? Dziewczyna wsparła głowę na dłoni, zamyślona zawinęła mały palec na policzku, w pobliżu ust. Druga ręka powoli powędrowała w stronę rycerza by przyjąć od niego materiał. Wyciągnięta, zatrzymała się jednak już trzymając pelerynę, odczuła jej słuszny ciężar.

- Ogień przyjemnie grzeje, póki nie zacznie przygasać będzie mi tak wystarczająco ciepło.

Ochoczo zamachała bosymi stopkami. Jej nogi do połowy ud nie były w nic odziane, a jednak ciepło ogniska wystarczająco ją rozgrzewało by nie potrzebowała dodatkowej, ciepłej kołderki. Elfi płaszcz ułożyła obok siebie, ale nie wyglądało na to by w najbliższej chwili miała zamiar się nim okryć.

Odgarnęła zaplątane włosy sprzed oczu. Jej rozmyte źrenice bystro spoglądały na towarzysza, z pewnością nie było to spojrzenie osoby, która zaraz miała oddać się objęciom Morfeusza i spokojnie usnąć głębokim snem. Jeśli nawet zmęczenie dałoby się jej we znaki, spanie w tej niebezpiecznej, po części dzikiej krainie raczej nie należało do rozsądnych zajęć. W każdym razie, sen taki trwać mógłby dłużej niż wieczność...

- Nie znam bestii jakie rodzi ta ziemia, jeśli sądzisz, że wśród mroków nocy nic Ci się nie stanie, nie będę Cię zatrzymywać.

Przymrużyła oczy. Ton głosu miała spokojny, choć srogi i poważny, sugerujący, że jeśli za długo go nie będzie, ona go znajdzie i będzie co najmniej niepocieszona jeśli coś mu się stanie.

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Czw Paź 17, 2013 10:31 pm
autor: Galanoth
-Jesteś praktycznie naga, Sealtiel. - stwierdził z pomrukiem Elf - Wystarczy jeden obrót księżyca i zaczniesz przypominać pokusę lub nimfę wodną. Najwyższy, jak mniemam, dał ci ciało przystępne dla oczu śmiertelników, nie mam nic przeciwko piękności, którą emanuje kobieta. Jednak nie dałem ci płaszcza na czas snu, abyś zwróciła mi go szybko. Schodzenie wgłąb podziemnych ścieżek nie jest najmądrzejszym pomysłem. W ciemnościach zawsze czai się niebezpieczeństwo oraz zagrożenie, wystające półki skalne, pozostałości walk i poprzednich wieków. Wystarczy ostry szpikulec zabłąkanego fragmentu posągu, by wdało się zakażenie. Spróbuj więc użyć klamerek, zrób szatę z peleryny. Dobrze ci radzę.
Nikły uśmiech Galanotha prowokował, w niezrozumiały sposób dawał do myślenia, jakby błysk w oku spowodowany ogniskiem nie wystarczał do piętnowania tego uczucia. Ciepło stworzonych płomieni stanowiło rozkosz ciemnicy panującej dookoła, języczki palącego komfortu proponowały odpoczynek połączony z wieczornym dumaniem, ale Galanoth nie potrafił dłużej zwlekać. List wysłany z Zakonu palił go w kieszeni spodni bardziej niż kołtuny ognia. Obowiązki targały nim do tego stopnia, by powstać z kucek i podciągnąć rękawy zluzowanej w zapięciu koszuli. Sealtiel dopiero teraz mogła uważnie przypatrzyć się plecom Elfa błyszczącym od padającego światła. Wzdłuż kręgosłupa tkwiły blado-różowe pasma linii, potrójna ciągłość ustanowiona równolegle do siebie, pionowo. Subtelnym ruchem łuku spowijały się od łopatek po biodra. Ból wryty w skórę również należał do pamiątek z lat, gdy Galanoth podróżował jeszcze z Aphrael. W imię obietnicy, że nie wyjawi nikomu nazwy miejsca jej ucieczki, przeżył kilka lat w piekle zgotowanym, będąc biczowanym i torturowanym przez Łowców. Czasy, o których wolał nie wspominać na głos, odchodziły pomału w niepamięć.
-W drodze ku temu miejscu widziałem pojedyncze ślady zwierząt, głównie padlinożerne. Wieczorami, zanim słońce opadnie, na szczytach murów, a raczej tego, co z nich zostało, roi się od sępów. Czyszczą kompletnie pozostałości zostawiane przez szablokły, od czasu do czasu na ziemię wykopie się dorodny okaz ryjca. Znając zamknięte koło natury, prawdopodobnie zabije go szybko o wiele szybszy i potężniejszy lew równinny. Ewentualnie wiwerna. Głównie wiwerna. Ostatnio populacja zwiększyła się... zapewne przez spóźniony okres wychodzenia katerflatów....
Słowa Elfa zamieniły się w cichy potok półsłówek skandowanych do siebie. Galanoth odszedł o kilka metrów poza obręb wyraźnego blasku ognia. Udał się w stronę niewielkiej grupy kamieni tworzących nasyp oparty o zniszczoną, częściowo zburzoną ścianę wartowni. Z żywym zainteresowaniem przyglądał się im, brał w ręce porcje cegieł i odrzucał na bok. Bloczki szczegółowo wertował wzrokiem. Bez wątpienia szukał czegoś.

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Czw Paź 17, 2013 11:28 pm
autor: Sealtiel
Wstała jednym sprężystym ruchem, szarpnąwszy ciężki płaszcz Elfa. Odeszła parę kroków od paleniska, by nie spłoszyć ognia gdy trzepnęła połami płaszcza. Ten naraz wyprostował się i rozłożył w powietrzu, wywołując falę wiatru, która ugięła kilka traw i wstrząsnęła bluszczem mieszając się zaraz ze spokojnym powietrzem nocy. Na skraju świetlnego kręgu, gdzie blask ognia mieszał się z cieniem nocy skryła drobny szkarłat rumieńca, który wpełznął niczym podstępny wąż na jej blade policzki.

Zarzuciła pelerynę na ramiona, zdjęła, złożyła na pół, skręciła w rogu, rozprostowała. Sobie tylko znanym sposobem, pełnych pasji i misterności ruchów formowała gruby materiał. Już po chwili stała tam w prostej sukni po kostki, z rozcięciem na boku umożliwiającym swobodne ruchy, ale zakrywającym wszystkie uroki jej ciała, dopasowanej w talii i luźno zwisającej na piersiach. W jakiś sposób zmieszała ją ze swoją, wcześniej srebrnobiałą sukienką, która teraz bardziej przypominała luźno narzuconą na ramiona, zwiewną bluzeczkę.

W kilku skocznych krokach znalazła się koło Galanoth. Dopiero teraz materiał rozciągnął się i ułożył na jej ciele dając jej pełną swobodę ruchów mimo mocnego wiązania. Stanęła z boku na jakimś niedużym kamieniu, tak by nie zasłaniać mu resztek światła bijącego od ogniska, które mogło mu ułatwić poszukiwania.

- Czego powinnam wypatrywać? - spytała cicho, nie chcąc mu przeszkadzać. Sama również skupiła wzrok na kamyczkach i cegiełkach rozsypanym wkoło, choć te nie wydawały się jej znacznie różnić od siebie.

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Czw Paź 17, 2013 11:53 pm
autor: Galanoth
Wysublimowany uśmiech rozlał się na twarzy Elfa, rozciągnięty od jednego polika ku drugiemu nie potrafił ukryć celowo maskowanego zadowolenia. Zazwyczaj przegrywał walki z kobietami. Pojedynki zdarzały się - w jego fachu - aż zbyt często, by nazwać je codziennością. W głównej mierze opierały się na zasadach przebijania kontrargumentami lub zbijającą z tropu dawką mocnego alkohol, dlatego też przyjemnie zdziwił się pokorą i "chwilową" uległością Sealtiel. Cóż, w końcu należała do nadprzeciętnej rasy anielskiej. Doskonale wiedziała o zagrożeniach kryjących się w zakątkach Alaranii, o niesubordynacji i jej skutkach nie wspominając. Jeśli ich współpraca będzie przebiegała zbieżnie jak teraz, owiana plotkami i tajemnicami misja przybierze formę wiosennego spacerku po łące pełnej maków. Galanoth patrzył optymistycznie. Zamiast słodkiej przyszłości widział kupę kamieni, dłońmi gorączkowo przebierał w niej. Pokątne kształty odrzucał, kładł dookoła siebie, przebierał palcami uważając, by nie zrzucić na głowę wielkogabarytowych odłamków ryzykownie trzęsących się u góry stosu. Praca w prowizorycznym mini-kamieniołomie dobiegła do końca w momencie dosięgnięcia gołej ziemi. Opuszki palców rycerza przeczesały zakurzoną posadzkę cmentarza. Płyta chodnikowa, szczątkowo pokryta zielenią, prowadziła liniami obwodu dalej, pod ścianę przy której klękał właśnie Galanoth. Począł natychmiast zgarniać pozostałe sterty kamieni i odsuwać na bok, jak najdalej od zachowanej elewacji niegdysiejszej wartowni.
-Widzisz dolną krawędź ściany? - zapytał nagle Anielicę, kontynuując wykładanie łupinek - Tutaj jest wejście. Przynajmniej powinno być według wskazówek, jakie otrzymałem. Chodź, pomożesz mi. Bierz kamienie z góry stosu - wskazał skinieniem głowy górkę na prawo od siebie - i zrzucaj je od ściany. Jeśli się skaleczysz, powiedz. Opatrzę cię, Sealtiel.

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Pią Paź 18, 2013 12:34 am
autor: Sealtiel
Skinęła głową w porozumiewawczym geście zgody. Wierzyła w słowa rycerza. To on znał wytyczne i tylko on wiedział czym mają się dokładnie zająć. Skoro zechciał jej pomocy, mogła mu, no cóż, tylko pomagać. Nie miała oporów przed żmudną pracą jaką wydawało się być przerzucanie kamieni i cegieł z kupki na kupkę. Zapewne miało to trwać tylko chwilę, aż całkowicie odsłonią wejście do miejsca, gdzie według rycerza, mieli się udać. Jeśli jednak choć trochę mogło to pomóc była gotowa przenosić gruz choćby i całą noc. Z ciepłym, spokojnym, lecz pozbawionym radości uśmiechem wymalowanym na bladych ustach. Jej małe dłonie i nie znająca uroków ciężkiej pracy skóra nie stanowiły w tym momencie problemu. Stosik kamieni zaczął się pomniejszać. Ostrożnie, choć pewnie łapała kolejne kamienie by rzucić lub przeciągnąć je dalej, gdzie już nie stanowiły problemu. Większe głazy komentowała cichym świstem wciąganego do płuc powietrza świadczącym o wysiłku wątłych mięśni drobnej istoty.

- Oszczędzaj opatrunki i magię na ważniejsze sprawy, Książę – rzekła gdzieś między kolejnymi odłamkami gruzu – Rany, zarówno własne jak i Twoje mogę leczyć ja. Jeśli pozwolisz.

Gdy jej stosik znikł, zabrała również kilka kamieni leżących przed rycerzem i przesunęła parę większych odłamków zalegających na płycie.

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Pią Paź 18, 2013 1:01 am
autor: Galanoth
Praca wrzała w dłoniach zaciśniętych na kamieniach. Gruz wielkości dorosłych krasnoludów schodził szybko ustępując miejsca pustce. Ściana robiła się większa i większa, w miarę oddalania stosów również szczegóły zaczynały być widoczne gołym okiem. Nikła, blado-zielona trawa przypominająca leśny mech, przy tym lepka i mokra w dotyku, była widoczna w zasięgu ogniska. Natura raz po raz niszczona skutkami wojny, przykrywała płyty trotuaru dosyć niedbale, ułamkami sił wszczepiając się korzeniami pod powierzchnię litego kamienia chodnikowego. Galanoth natychmiast wrócił się po rękawice. Parę stalowego dorobku zbroi naciągnął natychmiast na dłonie, chroniąc je przed ewentualnym wypadkiem bądź zamierzeniem przypadku. Przy okazji chwycił Różyczkę pod bok, przycisnął skórzaną pochwę do pasa, po czym obwiązał dokładnie na wszelką okoliczność. Płynnym ruchem ramienia wytoczył z obicia klingę wiernego mu miecza. Ostrze świsnęło w powietrzu dumnie prężąc się kolorem jaskrawej bieli i ciemnego błękitu wplecionego razem kryształami deritu. Magiczny kruszec pokrywał Różyczkę, dodawał jej chwały i wytrzymałości sprawdzonej w walce. Struktura miecza skupiona na wyrazistym kształcie, postrzępiona rudą deritu oddawała ducha Dalekiej Północy, mroźnej i zabójczej, lecz skutecznej wobec zasad tworzących Alaranię. To samo ostrze, wytopione w kuźniach elfich arcymistrzów kowalstwa, runęło nagle i ciężko. Kraniec Różyczki otarł się o Sealtiel. Nie wyrządził jej krzywdy. Zamiast włosów z głowy niewiasty, opadł zaledwie skrawek szaty nałożonej na półnagie ciało Anielicy. Drugie cięcie, zdecydowanie krótsze i mniej wariackie, podzieliło prostokątną tkaninę na dwie części o podobnych rozmiarach. Przypominały grube chusty zakładane na czas wietrznej pogody.
-Usiądź, proszę... - Galanoth stanął tuż za Sealtiel - Odpocznij, prawdopodobnie nie czujesz rąk. Ja w tym czasie obwiążę ci stopy. Skoro zadbałem o twój tors i plecy wraz z nogami, zasada zobowiązuje mnie również do zatroszczenia się ciebie i twój przemarsz przez nekropolię.

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Pią Paź 18, 2013 1:51 am
autor: Sealtiel
Przerzucane głazy nie dały się mocno we znaki anielicy, choć intensywnie falująca pod przyśpieszonym oddechem klatka piersiowa potwierdzała wysiłek włożony w to, by niewielkie mięśnie dźwigały odłamy gruzu. Ostrzejsze krawędzie zaznaczyły się kilkoma rysami na jej dłoniach, lecz piekąca skóra szybko została ukojona.

Obserwowała uważnie jak towarzysz skończywszy pracę, nagle, targnięty jakąś skrytą myślą cofa się do ogniska i równie szybko wraca. Stalowe rękawice były tak duże jak jej obie dłonie i pewnie prawie tak ciężkie jak przerzucane przed chwilą kamienie. Jego miecz prezentował się dumnie, silny i niezłomny jak jego właściciel. Podziwiała w skupieniu jego strukturę. Mogła się tylko domyślać jak dużo czasu spędzili razem. Rycerz i jego narzędzie. Zapewne pokonali we dwoje niezliczoną ilość bestii i dziwnych, niebezpiecznych stworzeń.

Wraz z brutalnym świstem miecza tnącego powietrze i tkaninę ciepłej peleryny krainę rozdarł przenikliwy anieli krzyk, który jednak ucichł prawie tak nagle jak wyrwał się z jej gardła, stłumiony dłońmi, które zakryły jej usta wiedzione resztkami opamiętania. Przy drugim cięciu była już cicho, nie wydała najmniejszego odgłosu, nawet nie oddychała. I na tym bezdechu runęła na ziemię do pozycji siedzącej. Jasny kolor jej skóry zbladł jeszcze bardziej, a oczy dziwnie się zeszkliły.

Ze wszystkich niespodziewanych rzeczy, które mogły by się zadziać i Sealtiel jakoś by sobie z nimi poradziła, ta niesubordynacja zaprawdę, była ostatnią, o której w ogóle mogłaby pomyśleć…

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Pią Paź 18, 2013 2:18 am
autor: Galanoth
Z nozdrzy mężczyzny uszło ciężkie powietrze rzucone wraz z westchnieniem. Dwuznaczny pomruk, który przy tym wydał, oscylował między smutkiem, a poczuciem goryczy leżącej gdzieś na sercu. Lodowaty wzrok Elfa objął wpierw czerwoną twarzyczkę Sealtiel, czerwone policzki nadęte drżeniem, potem gołębia siedzącego nieopodal. Nie chciał przecież jej skrzywdzić, wpierw nie rozumiał czemu właściwie krzyknęła. Zachował się arogancko? Powinien wpierw uprzedzić ją o swoich zapalczywych planach?
Galanoth nie zastanawiał się dłużej. Klęknął przed osobą Anielicy, oparł prawe kolano o twarde podłoże. Odwrócił się plecami do ogniska, przez co jego twarz do połowy przysłonięta cieniem zdawała się być... podzielona na jaśniejszą i ciemniejszą stronę. Granica ujawnienia emocji pływała zgodnie z ruchem dzikich płomieni, zarys mroku posuwał się od czoła, przez nos, wargi ust i podbródek zajęty srebrną strzałką włosów. Elf spojrzał prosto na lico Sealtiel, zwłaszcza na łezki strugane hardo nad dolnymi powiekami. Westchnął ponownie i rzekł tymi oto słowy:
-Przepraszam. Powinienem był cię ostrzec. Następnym razem będę delikatny, dobrze?
Niczym nieskrępowany ruch ręki powiódł po stopach Sealtiel; faktycznie, obietnica rycerza istotnie spełniała się w czynach - choć płytowe rękawice nie nadawały się do pewnego rodzaju obrzędu, ceremonii opiekowania się damą pozostawioną na pastwę nocy, Galanoth pokrył je płytką formą wody. Tuż po zadaniu pytania, po raz trzeci wyszeptał słowa nie mające żadnego sensu, ani rozpoznawalnej składni ani tym bardziej jakiegokolwiek znaczenia dla ucha laika. Nad palcami Elfa wezbrały się krągłe płatki wody. Pociski wielkości ludzkiego oka, po jednym na opuszek, sunęły po skórze stóp czyszcząc je i pieszcząc. Elf nie przestawał szeptać, oczy mrużył ulotnie. Skupiony na etapie obmywania nóg Sealtiel, wrócił z powrotem do opowiadania. W dalszym ciągu magia nie wymagała inkantacji.
-Od miesięcy przemierzam samotne pola Alaranii. - wyjaśniał zatroskany Elf - Nie zatrzymuję się w miastach. Bywa tam... niebezpiecznie, przede wszystkim z mojego powodu. Jestem ścigany.

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Pią Paź 18, 2013 3:19 am
autor: Sealtiel
Nagłe emocje, które szarpnęły nią niczym spłoszony na pustkowiu rumak, powoli opadały, choć serce jeszcze przez długi czas pozostanie niespokojne. Przykre wspomnienia niczym potwory jej duszy, w tej krótkiej chwili, gdy blask ognia odbijał się w opadającym ostrzu wróciły i nie pozwolą jej ukoić skołatanych nerwów. Powinna już dawno zostawić za sobą tamten czarny scenariusz. Odjęła dłonie od ust, które nie miały już zamiaru krzyczeć. Westchnęła głośno, wyraźnie spochmurniała.

- Nie. – zaprzeczyła niezłomnie jego pytaniu. - Nie powinnam się Ciebie bać, prawda? Jeśli Twoja natura jest tak porywcza, postaram się z czasem do tego przyzwyczaić.

Anielica delikatną dłoń oparła na jego klatce piersiowej, w miejscu, gdzie pod warstwą odzienia, skóry i tkanek spoczywało serce wojownika. Czy było to dobre serce? Opuszkami palców wyczuwała jego stały rytm, czuła bijące od niego ciepło. Zmartwionym, rozdygotanym spojrzeniem ujęła jego oblicze. Do tej pory nie zdawał się jej być złą osobą. Prawie zapewniał ją o tym, że przysłuża się innym swą pracą.

- Czy… czy zrobiłeś coś czego mógłbyś się wstydzić? Skrzywdziłeś kogoś?

Wszystko co chciała zrobić to pomóc dobremu człowiekowi wykonać jakąś jego zagadkową misję. Zapomnieć na chwilę o własnych potrzebach i czynić to co robi najlepiej. Pomagać, wspierać, dodawać otuchy i nie bać się zła czającego się w ukryciu. Tymczasem coś sprawiło, że uznawano jego obecność za niechcianą. Wprawiło ją to w zakłopotanie. Przygryzła wargi widocznie niespokojna przez ten drobny fakt z jego życia, lecz nie odwróciła wzroku.

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Pią Paź 18, 2013 3:52 am
autor: Galanoth
Wodne płatki magii unosiły się delikatnie nad skórą Anielicy. Napędzane zaklęciem, przypominały drobne wiry wielkości zaciśniętej pięści niemowlaka, których to turbiny drobniejsze od ziarnka słonecznika wytrącały kurz i nieczystości z powierzchni miękkiej skóry Sealtiel. Zanim jej oblicze wróciło do normy, a serce przestało kołatać w rytm skrzypiącego ognia, Galanoth zakończył tę prostą, lecz przyjemną posługę rycerza. Stopy niewiasty obmył z pokrywającego je brudu, starannie wypielęgnował i wyczyścił. Pozostało mu na koniec chwycić za ścięte nierówno materiały peleryny i wykorzystać je do stworzenia prowizorycznych butów. Wpierw okrył nim prawą stopę, przeciągnął rubinową tkaniną po spodzie, zaciskał rogi "chusty" gdy krzyżował je ze sobą wzajemnie. Ochraniacz zrobiony z tkaniny oszczędzi stopie zmęczenia i brodzenia w najrozmaitszych substancjach, płynach bądź ciałach stałych. Wystarczyło bowiem wdeptać piętą w otwarte zwłoki ściekowca, by przekonać się na własnych kościach, co oznacza pojęcie "kwas żrący". Oczywiście na terenach Gór Druidów ściekowiec występował w klatkach cyrku bądź jako wypchana zabawka arystokraty, wiadomo jednak, że Galanoth nie wspomni o tym głośno.
- Porywczy? Chyba byłem porywczy... gdy uczęszczałem do szkoły zakonnej, zanim zostałem dyplomatą, Paladynem, błędnym podróżnikiem. Byłem wtedy dzieckiem, jeszcze nie wyrosłem z przywar zrozumiałych w wieku nastoletnich chłopców. Ale to normalne, prawda? Drewniany miecz łatwo rozpadnie się w zderzeniu o dobrej jakości tarczę... albo czaszkę kolegi.
Uśmiechnął się podle. Naprawdę ładnie. Żartował.
- Jedyne, kogo krzywdzę, to siebie, Sealtiel. Nie przeszłaś obojętnym wzrokiem obok ran widniejących na mym ciele. Na pewno widziałaś ślady po batach. Stosowali je Łowcy Magów jako przystawkę do śniadań i kolacji składających się z czerstwego chleba maczanego w zardzewiałej misce pełnej słonej wody. Znak drakolisza, wypalone blizny, samotność są śladami, dziedzictwem i pamiątkami. Wiozę je ze sobą ku Północy, z powrotem do domu. Będąc bitym i torturowanym, przyrzekłem sobie w duchu, że udam się na Północ, do ukochanego Arcto i zgarnę wojska posłuszne mej rodzinie. Dokonam aktu zemsty za przelaną krew magów, za 3 lata cierpień trzymających mnie w łańcuchach niewoli. Ale... nie dokonam tego jako ktoś sumiennie dobry, Sealtiel. Oby Najwyższy wybaczył mi brak litości. Nie okażę jej wobec spotkanego przeciwnika.
Zawiązał dzianinę na lewej stopie, opuścił ją i powstał z klęczek. Malutkie dłonie Anielicy wciąż trzymały się jego policzków, diametralnie różniły się rozmiarem od męskich dłoni Galanotha.
- Wiem, co robię. - zapewnił, nieco ciszej na koniec.

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Pią Paź 18, 2013 1:19 pm
autor: Sealtiel
Odwróciła od Elfa swe zatroskane spojrzenie. Spuściła wzrok, kierując go w dół, na stopy, które teraz były skrępowane grubą tkaniną. W imię czegoś co on nazywał bezpieczeństwem... Mimo, że na skórze wciąż odczuwała przyjemne łaskotanie świdrującego dotyku wody pozostałe po działaniu magii mężczyzny, to wyraźnie było widać, że nie czuje się dobrze z prowizorycznych obuwiem. W cieniu kącików jej ust skrył się lekki grymas, ale z uwagi na to, że idą w nieznane, postanowiła wszystkie swe myśli zachować dla siebie.

Gdy tylko dokończył on tego dzieła Sealtiel zaczęła kręcić kostkami, zamachnęła parę razy stopą, po czym powoli wstała i przeszła parę szybkich kroków. Jej kolana zdawały się drżeć lekko dzierżąc brzemię niedawnych wydarzeń. Stanęła na palcach, opadła, tąpnęła nogą o ziemię. Od kiedy ostatni raz przyodziała stopy minęły długie lata, teraz nieprzyzwyczajone do tego nóżki ponownie musiały nauczyć się współpracować z czymś na kształt butów.

Skinęła w milczeniu głową, gdy mówił o ranach zadanych przez magię i przeróżne narzędzia. Czarną pieczęć na prawej piersi już znała. Reszta blizn również zwracała uwagę, choć skoro stoi przed nią wojownik, dopytywanie o pochodzenie każdej rysy na jego silnym ciele mogłoby być niegrzeczne i męczące. Na wspomnienie o batach dyskretnie sięgnęła do Jyoti. Choć był teraz samą rękojeścią przywiązaną u boku i bardziej przypominał zdobioną krótką pałkę niż prawdziwy bat, Sealtiel nie zdziwiłaby się gdyby Elf wiedział, jak może wyglądać jego prawdziwa postać. Odsunęła go bardziej w głąb szaty, ukrywając przed wzrokiem Księcia Północy. Z pewnością on nie musi obawiać się, że z jej ręki stanie mu się krzywda. Sealtiel wolała jednak, by bez potrzeby nie szargać jego nerwów przypominając mu brutalną przeszłość.

- Me serce ubolewa nad tym, co Cię spotkało. Zemsta niestety, nie bywa słodka, lecz może Miłosierny zrozumie twe pobudki i osądzi Cię łagodni, wedle własnej woli. Jeśli zachowasz w sobie tę dobroć, którą ja widzę dzisiaj, być może wyrok Pana będzie łaskawszy… - szeptała łagodnie odwrócona twarzą w stronę ciemnego atramentu nieba, jakby jej słowa miały dosięgnąć też uszu Najwyższego i skierować doń uniżoną prośbę, by oszczędzić śmiertelnika, który okazał tyle dobroci mizernej i wątłej postaci anioła.

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Pią Paź 18, 2013 2:21 pm
autor: Galanoth
Nauka stąpania w "butach" wyglądała iście zabawnie. Lekkie, zgrabne ruchy Sealtiel wymagały dużego poświęcenia nerwów i przyzwyczajenia się, trudno ot tak zrezygnować z chodzenia boso by pozwolić na okrycie i uwiązanie stóp w czymś podobnym do grubych, zniszczonych worków. Jeśli Sealtiel faktycznie chciała udać się do tuneli wraz z Elfem, na jej drodze stało jeszcze więcej przeciwności oraz kłód rzuconych tuż pod nogi. Galanoth nie pragnął stać się jedną z nich. Powłóczył nogami ku reszcie ekwipunku pozostawionego w pobliżu ogniska. Kirys stanowił główną część zbroi rzuconej na ziemię. Założył ją w dość krótkim czasie, poprawnie wiążąc odpowiednie sploty i łącząc je żelaznymi klamrami. Skórzane pasy wystające zza metalowych płyt pancerza wkrótce utworzyły regularne linie naciągnięte wokół barków, ramion i pleców oraz bioder Galanotha. Opinały męskie ciało dokładnie, nie krępując przy tym ruchów, jakie wykonywało. Metalowe składnie zbroi pobrzękiwały przy cięższych krokach stawianych w parze wysokich oficerek. Wydawały cichy dźwięk, szmer przypominający nuty dziecięcych dzwonków do zabawy.
-Zemsta nie ma smaku, Sealtiel. - Galanoth raz jeszcze przypatrzył się jej twarzy - Jest ostatecznym ciosem, jaki zadam. Nie znam wyroków Najwyższego, nie jest moim bogiem, jednak wiem, że istnieje on dla ciebie, że powołał cię do istnienia i wykonywania jego woli. Powinnaś jednak wiedzieć, że Zakon nie posłał mnie na kurhany bez powodu. W okolicach Gór Druidów stacjonuje pomniejszy zamek pełen współbraci.
Opowiadając, rycerz pochylał się nad płytami chodnikowymi znalezionymi pod stertą kamieni. Posuwiste ruchy rękawic zgarniały uncje kurzu zmieszanego z pyłem zabitej ziemi. Zakola brudu odsuwał na boki, odgradzał je od bladego, zniszczonego obrazu wtopionego w kamień.
Był to bez wątpienia ptak. Figura zwierzęcia niebios rysowała się dużymi, otworzonymi wysoko skrzydłami. Łabędź był czerwony, punkty tworzące jego krzywe, cięte boki sylwetki trzymały w ryzach obrzydliwie krwawą farbę. Dziób stworzenia szybował ku górnej krawędzi płyty. Całość ptaka natomiast nadawała skojarzenia błądzące wokoło kirysu Galanotha.
-Poznajesz? - zapytał po chwili Elf - Prawda jest taka, Sealtiel, że grób do którego udał się Czarodziej, to grób moich przodków. Ten łabędź jest Zwiastunem, symbolem obecnie panującej dynastii Północy. Według tradycji oraz podań, Zwiastun jest żywiołem lodu, uosobieniem zimy. Gdy ktoś zrodzony z krwi Zwiastuna umiera, na jego grobie maluje się barwy odwrotne do bieli... pomarańcz, czerwień. Zwiastun znika w ciele umarłego. Nie rozumiem tego przywiązania do symboliki...

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Pią Paź 18, 2013 4:38 pm
autor: Sealtiel
Dziewczyna podeszła do ogniska i ujęła w ręce swą wierną gołębice, która wraz z czarnym krukiem Galanotha grzała się przy ciepłych płomieniach ognia. Podniosła ją do piersi, a ta, zagruchała cichutko wyrażając obawę, przed tym co może je czekać, gdy wraz z Elfem udadzą się w nieznane, podziemne korytarze. Anielica dodawała jej otuchy przesuwając dłonią po ptasim łebku i grzbiecie. Miękkie pióra łaskotały nieznacznie delikatną skórę niebianki. Przyjemne uczucie. Choć sama nie była wcale pewna czego może się spodziewać, ani w jaki sposób przysłuży się towarzyszowi, obiecała przecież mu i sobie, że postara się pomóc. Pierzasta istotka leniwym ruchem wzbiła się na chwilę w przestworza, machając spokojnie skrzydłami, po krótkim locie przysiadła na ramieniu kobiety. Małe pazurki bezboleśnie przytrzymywały się szaty zanim ptak znalazł pewne oparcie i ułożył się wygodnie tuląc się główką do jasnego policzka. Nadzieja rosła w sercu anielicy. Śnieżnobiałe skrzydła Iddy uderzając w powietrze napełniały ją wiarą w lepsze jutro.

- Jeśli gdzieś niedaleko, faktycznie są Twoi pobratymcy, dlaczego, więc jesteś sam w tej okolicy? Z kompanami podobnymi do Ciebie u boku, byłoby Ci raźniej, a przede wszystkim… bezpieczniej.

Była zamyślona. Wyciągnęła dłoń by odsunąć resztki brudu sprzed oblicza łabędzia. Dumny symbol pochodzenia Galanotha, lodowy ptak o mocnych skrzydłach i niezłomnym, gromiącym spojrzeniu. Tu, pokryty czerwoną farbą świadczącą o dopełnieniu się kręgu życia. Wcale nie była zdziwiona, że właśnie tak zdobione jest wejście do grobowca, którego szukali...

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Sob Paź 19, 2013 11:43 pm
autor: Galanoth
Galanoth zaparł się ramionami o płytę pokrytą rysunkiem. Barwny obraz Zwiastuna przypominał oglądającym o starodawnych latach, gdy historia Północy, Krain Mrozu i wiecznego śniegu zazębiała się z dziejami Alaranii. Skutki działań podejmowanych w salach magnackich pałaców oddziaływały na najważniejsze miasta krainy, byle posłaniec bijący z listem przypieczętowanym znakiem łabędzia odmieniał losy polityki toczącej się leniwie. Zwiastun był czymś więcej niźli znakiem, tradycją wymyśloną przez mądrego, prawdopodobnie podbitego filozofa-patriarchę rodu. Zwiastun stanowił podstawę i fundament nowej Północy, mocy potęgującej w siłę. Galanoth odnosił się do niego z szacunkiem. Ród, w którym przyszło mu się urodzić, z pokolenia na pokolenie uczyło miłości do ojczyzny, patriotyzmu oraz - co wiadome - wierności prawowitej władzy Północy. Thelas należało do krępej grupy złożonej z Pierwszych Chorążych, najbardziej lojalnych linii krwi zrodzonych pośród skutego lodem terytorium Północy. Honor służby udzielał Galanothowi dumy.
Wyjaśniałoby to delikatność, z jaką Elf oderwał taflę kamienia. Mocnym, pewnym ruchem podciągnął płytę do góry, wyważył ją z ciasnej ramy blokującej prostokątną wyrwę. Pustka ciemności wsysała chłodne powietrze nocy. Galanoth sięgnął prawą ręką wgłąb odmętów, jednak nie wyczuł stopni schodów, poręczy bądź przynajmniej wajchy blokującej przejście. Widział czerń, Sealtiel czuła ją i smakowała, słyszała ciche, stłumione wibracje czegoś niepojętego, dudniącego z czeluści. Ciemność wegetowała.
- Wygląda na to, że bez zapasu pochodni nie zajdziemy daleko. - Galanoth odłożył płytę na bok i otarł rękawice o siebie - Poszukaj drewna i jakichś szmat... czegokolwiek, co nada się na surowiec dla ognia. Potrzebujemy mniej więcej trzech, czterech grubych palików do rozpalenia.

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Wto Paź 22, 2013 12:53 am
autor: Sealtiel
Pojedyncze kosmki jej włosów zafalowały zerwane ruchem powietrza, nieznacznie poruszyły się również pióra na nastroszonych brzydko, anielskich skrzydłach, czy może raczej tego, co z nich zostało... Sealtiel dłuższą chwilę stała sztywno, wpatrując się bez słowa w ciemność, która tkwiła nieruchomo w miejscu gdzie przed chwilą leżała płyta zdobiona łabędziem. Czarna plama zdawała się ją pochłaniać, a poszczególne zmysły wyczuwały najróżniejsze, niestworzone rzeczy. Dopiero głos Galanotha wyrwał ją z zamyślenia i wrócił jej myśli ku rzeczywistości. Niebianka chwilę jeszcze rozważała, że to może wyobraźnia spłatała jej właśnie figla i zadrwiła z niej nieprzyjemnie. Spojrzała na rycerza nieobecnym wzrokiem i otworzyła usta.

- Idda... Idda widziała niedaleko parę grubszych gałęzi, gdy krążyła po okolicy...

Jeszcze nim skończyła mówić gołąb z jej ramienia poderwał się do lotu, a ona sama odwróciła się na pięcie i posłusznie poszła za nim nie zważając na ciemność, jaka panowała poza światłem ogniska. Gwiazdy i księżyc nieznacznie rozjaśniały mrok nocy, mimo tego głównie było słychać jak potyka się o jakiś kamień czy łamie kilka nadepniętych, cienkich patyków. Szmaciane buty, choć chroniły przed otarciami to czyniły z niej istotkę nieco niezgrabną. Kwestia dłuższej chwili przyzwyczajenia. Anielica nie musiała widzieć drogi, wystarczył jej biały obraz gołębia tuż przed sobą. Podążała za nim. Idda świetnie zapamiętywała każdy szczegół otoczenia i potrafiła odwzorować drogę, tak by doprowadzić dziewczynę tam gdzie trzeba. Dlatego były nierozłączne. Powrót w stronę ogniska obył się na szczęście bez wielu zbędnych hałasów i potknięć. Drobna kobieta przyniosła całe naręcze różnej wielkości prostych gałęzi i z wyraźną ulgą ułożyła je przy towarzyszu. Strzepała z przedramion i dłoni kurz i bród, jakie przy okazji zebrała.

- Na szmaty nie ma co liczyć na tym pustkowiu. Mogę nas poratować jedynie tym... - Wyciągnęła kawałek zielonej, zdobionej kwiecistymi wzorkami tkaniny - ...Miałam mieć z tego elegancką sukienkę na ważne okazje, ale gdy skończymy z tym miejscem zapewne udam się do miasta, gdzie dostanę nową, ładniejszą tkaninę.

W jej słowach nie było czuć żalu za przepięknym materiałem, a jedynie szczerą chęć pomocy i dzielenia się tym, co ma. Nawet, jeśli pośród tych ruin czai się jakaś stara szmatka to wśród nocy znalezienie jej zdawało się niemożliwe, a czas, jaki mogłaby na tym stracić mógłby okazać się zbyt cenny...

Re: [Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

: Czw Paź 24, 2013 6:14 pm
autor: Galanoth
Galanoth przyjrzał się prostokątnej wnęce prowadzącej do mauzoleum. Spodziewał się innego wejścia, zbudowanego klasycznie według założeń pochówków Północnych Elfów. Na dalekich polach zimowych terenów groby przypominają kwadratowe kopce osaczone wszędobylskim lodem. Śnieg pokrywał ściany i płytkie, mało wyjątkowe ozdoby. Brama natomiast, pochłonięta magią ognia, jarzy się w przyjemny dla oka sposób, odciągając mróz od metalowych łączeń zawiasów bądź kołatki. Wejście prowadzi tedy do ciasnego korytarza, z obydwu stron wysadzanego rzeźbami i historiami, biografią Elfów pochowanych. Zwykle są to wytwory opowiadające o dobrych stronach ich żywota, o uczynkach i zasługach wobec Północy. Degeneraci i złoczyńcy byli zakopywani poza murami miast, w ustalonym od niego oddaleniu. Wspomnienia nijak pasowały do grobu, który bądź co bądź należał do przodków z gałęzi rodu Galanotha. Mężczyzna zaczepił się palcami o blat podłoża i powoli pochylił się nad dziurą. Stopniowo jego sylwetka znikała w niezbadanej próżni krypty. Ziąb wiejący wraz z ładunkami zimnego powietrza towarzyszył oddechowi Galanotha. Mało co dostrzegał dookoła siebie, z ledwością widział czubek własnego nosa. Dlatego też ucieszył się, gdy Sealtiel wróciła do niego z pochodniami przygotowanymi do rozpalenia. Tonąc w ciemnicy otworu, rycerz skinął głową w akcie podziękowania, odbierając dwa paliki.
- Nie powinnaś myśleć o tkaninach ani o sukniach. - Galanoth uśmiechnął się promiennie - Jesteś ubrana w książęcy płaszcz, czegóż potrzebować od życia?
Doprawdy, nie pojmował czasem zachowania kobiet, może dlatego tak bardzo ich potrzebował.
Założę się, że właśnie ratujesz nam życie, Sealtiel. Gdyby nie twoja pomoc...
Galanoth zamilkł w ułamku sekundy. Na jego miejscu pojawił się żar z podpalonej pochodni ściskanej w dłoni.
... zapewne brodzilibyśmy jak ślepi.