Kurhany Świętej Krwi[Kurhany] Widziałam smoka cień...

W Smoczej Przełęczy znajdują się kurhany, w których pochowani są Królowie z Rodu Świętej Krwi, polegli w Wielkiej Wojnie jaka, w w dawnych czasach pochłonęła miliony mieszkańców Alaranii, to właśnie w tej wojnie Zostały zniszczone Nemeria i całe Środkowe Królestwo. Legendy mówią, że królowie pochowani zostali wraz ze swoimi insygniami władzy i kosztownościami, co sprowadza do tego miejsca wielu poszukiwaczy skarbów. Jednak aura otaczająca to niezwykłe miejsce nie pozwala bezcześcić grobów dawnych władców, każdy kto kiedykolwiek próbował zniszczyć spowite mgłą kurhany zginał niechybną śmiercią...
Awatar użytkownika
Astarte
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Najemnik , Kolekcjoner , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Astarte »

        Uśmiechała się nieznacznie, gdy Ognaruks tak ostentacyjnie mierzył ją spojrzeniem. Temu świrowi naprawdę się podobała obroża sama w sobie, a przesiąkająca ją magia była tylko przydatnym dodatkiem. Mimo wszystko – człowiek, smok czy demon – Ognaruks był tylko samcem i teraz mrużył ślepia w zadowoleniu, gdy przylgnęła do niego, otaczając go ramionami. Poczuła jego dłoń na biodrze i przechyliła głowę, widząc jak rozdarty wodzi spojrzeniem od niej do driady. W końcu ręka mężczyzny przesunęła się na jej policzek, a później na szyję, a Kara musiała powstrzymywać się od pełnego ulgi westchnięcia. Oczy za to błysnęły jej pełnym wyczekiwania wyrachowaniem, gdy zobaczyła płonące spojrzenie demona, a później poczuła, jak coś drażni jej gardło. Widząc zaś obrożę w ręce Ognaruksa nie trzeba było jej powtarzać dwa razy i pokusa cofnęła się, pocierając szyję i mrużąc oczy z przyjemnością. Wolna, nareszcie.
        I w tym właśnie momencie powinna zniknąć. Zwyczajnie teleportować się stąd w najdalszy zakątek Alaranii i liczyć, że więcej nie spotka tego stukniętego sadysty. Skarb już jej tu nie trzymał, liczyła się z faktem, że może jej zostać odebrany, skoro oboje do niego dotrą, bo przecież obiecała Ognaruksowi bogactwa wyjątkowe, inne niż wszystkie. A jakie były szanse, że poza poszukiwanym przez nią artefaktem będzie gdzieś w okolicy walał się drugi, tylko czekając na to, by uratować jej ogoniasty tyłek? A jednak poza odsunięciem się od smoka, by miał swobodny dostęp do wiszącej do góry nogami zielonej nie uczyniła nic więcej. Czy polubiła tego sadystycznego świra, czy było jej chwilowo wszystko jedno, trudno powiedzieć. Może na razie wystarczała jej świadomość, że gdy zechce będzie mogła zniknąć w każdej chwili, dlaczego więc ma od razu odmawiać sobie potencjalnej zdobyczy? Kto wie, jak jeszcze losy się potoczą, a ona nie zwykła unikać zagrożenia, a co najwyżej radzić sobie z nim na własny sposób i znikać dopiero, gdy faktycznie mogła znaleźć się w realnym niebezpieczeństwie. A to, dzięki uprzejmości Ognaruksa, było już możliwe w każdej chwili.
        Teraz więc pozostawało jej tylko obserwować, jak demon po raz kolejny prezentuje magiczne właściwości obroży, która teraz mieniła się upiornie na krótkiej szyjce driady. Rozmiarem widać nie dostosowywała się specjalnie i na driadzie, sięgającej ledwie do piersi pokusy, ciążyła niczym kajdan. Teraz jednak dziewczyna wisiała, dla odmiany za ręce, unoszona nad ziemią przez smoka, którego fascynacja w spojrzeniu dopowiadała, że nie byłoby dziwnym, gdyby swoją zdobyczą nagle zaczął potrząsać, by sprawdzić co się stanie. Trochę jak chłopiec z nową zabawką. Dla pokusy tym lepiej, być może straci zainteresowanie jej diablą osobą, ale i ta nadzieja się rozwiała, gdy mężczyzna na powrót przyciągnął ją do swojego boku. Pokusa, która załatwiła już dla siebie co chciała, spoglądała teraz z nieco mniejszym zainteresowaniem. Udało mu się jednak nieco ją rozbawić, gdy na głos snuł swoje wyobrażenia i Astarte w końcu uśmiechnęła się krzywo, unosząc lekko brwi.
        - Zauważyłam – odparła i zerknęła krótko na zieloną, nim przeniosła znów wzrok na swojego towarzysza, który coraz bardziej się rozkręcał. Ona jednak skończyła spełniać smocze życzenia i gdy ręka mężczyzny zaczęła sunąć po jej boku, diablica odsunęła się, wymijając dwójkę.
        - Zrób z nią co chcesz Smoku, ja nie gustuję w małych dziewczynkach, a i zwierzątka na smyczy nie potrzebuję. Jak zacznie się drzeć to skręcę jej kark – powiedziała beztrosko, mając już towarzyszy za plecami i niedbale omijając płonące fragmenty powalonych drzew, kierowała się we wcześniej obranym kierunku. Z wyciąganiem mapy jeszcze się wstrzymała, nie chciałby przecież, by przypadkowa iskra zniszczyła zdobyte z takim trudem cudo.
        - Jestem dorosła! – wydarła się za jej plecami zbuntowana nagle driada, a zaskoczona pokusa spojrzała na nią przez ramię, bezczelnie zmierzyła wzrokiem, mruknęła „uhm” pod nosem i wznowiła marsz, nie widząc już jak zirytowana szatynka tupie nogą. To nie jej wina, że driady są małe!

        Co jak co, ale Ognaruks w jednym miał rację. Wystarczająco dużo czasu zmarnowali już na zabawę przed zagajnikiem, a teraz przez tą bijatykę z tymi leśnymi fanatyczkami Kara z niepokojem obserwowała wspinający się po niebie księżyc, z trudem przebijający się swym blaskiem przez korony drzew. Skarb co prawda nie wyparuje po północy, ale zupełnie nie uśmiechało jej się spędzenie nocy w lesie, na ściółce, w towarzystwie coraz bardziej zabawnego, nie da się ukryć, ale wciąż jednak nieobliczalnego smoczego demona.
        Las zagęścił się już na tyle, że nie widać było nawet łuny od płonących daleko za nimi drzew. Albo smarkula ugasiła je, nim się oddalili? Nieistotne; jeśli o nią chodzi to cały ten cholerny gaik może spłonąć do ostatniego krzaka.
        Mgła powoli zaczęła unosić się nad ziemią, niemal widocznie biała, gdy odbijała skromny blask księżyca, rozprowadzając go kłębami pomiędzy drzewami i wykorzystując tę jasność by rozświetlić drogę wędrowcom. Astarte o swoich towarzyszach zdawała się zapomnieć, dopóki sami o własnej obecności nie przypomnieli i beznamiętnie brnęła po kolana w gęstej mgle, teraz już z mapą w rękach, od czasu do czasu podnosząc głowę, by się rozejrzeć i skręcić nagle bez słowa wyjaśnienia,.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Dłoń Ognaruksa zacisnęła się na powietrzu, kiedy pokusa niespodziewanie uciekła z jego uścisku; smok uniósł brwi i spojrzał na plecy Kary, która minęła ich oraz oddalała się, ciągnąc za sobą swój ogon – Ognaruks zawiesił na nim przez chwilę spojrzenie, przekrzywiając głowę z uśmieszkiem. Jednak po chwili spojrzał ponownie na driadę i mruknął. Mała cieszyła się jego uwagą tak długo, jak długo mógł dzięki niej pobawić się z piekielną. Teraz zaś... owszem, łup wcale nie taki kiepski, jednak znacznie zbladł w oczach smoka. To te chwile, kiedy oczekiwania stają się znacznie barwniejsze niż rzeczywistość i ta – nawet jeśli całkiem niezła – nie jest w stanie zadowolić, bo wciąż czujemy smak niedoszłych zdarzeń. Słodki. Słodycz zwykła zabijać wszystkie inne smaki. Jego oczy się rozszerzyły, gdy niespodziewanie krzyknęła za pokusą; demon spojrzał na Karę z nadzieją, że może zechce przez to coś zrobić, ale niezbyt się na to zapowiadało. Westchnął, po czym puścił driadę, ciskając ją na ziemię. Naturianka nie upadła zbyt mocno, ale jęknęła. Podniosła się na ramieniu i zerkała na Ognaruksa z obawami.
        - Rób co chcesz. Możesz iść za mną lub sprawdzić, czy nie blefowałem – stwierdził, po czym ruszył w ślad za pokusą.
        Nie słyszał driady za sobą, ale to akurat było normalne – te poruszały się nadzwyczaj cicho. Zerkał co chwila za siebie, ale nie dostrzegał jej nigdzie. Czyżby wybrała śmierć? Jeszcze nie czuł, aby magia obroży się aktywowała. Podążając za swoją piekielną przewodniczką, postanowił zając się pożytecznymi rzeczami, jako że w końcu mieli chwilę spokoju, a on wolne ręce. Strzały. Nie mógł wyrwać ich z ciała, bo zaraz krew zaplamiłaby mu całe ubranie, ale... smok złamał je, starając się to robić na tyle blisko, aby możliwie jak najmniej drewna pozostało – gdyby któraś zaczepiła się o coś, zdecydowanie byłoby to bolesne. Dziury w ubraniach oczywiście zostały, ale teraz przynajmniej nie wystawały z nich długie patyki, aż się proszące, aby smok na nie spadł i wepchnął groty głębiej. Co zaś do tych... smok je wchłonie, kiedy tylko będzie się przemieniać. Nie stanowiły zagrożenia dla życia w najmniejszym stopniu więc póki co mogły zostać.
        Za którymś obejrzeniem demon dostrzegł, że driada nie miała zamiaru tak łatwo się poddać. Biegła w ich stronę, w jednej dłoni trzymając łuk, nieco nadpalony, w drugiej kilka strzał. Smok szedł dalej, ale z zainteresowaniem spoglądał przez ramię na jej poczynania. Podbiegła na odległość trzydziestu stóp, po czym stanęła, wyprostowała się i napięła łuk, celując nim prosto w głowę pokusy. Krzyknęła, gdy jej broń niespodziewanie wyślizgnęła się z jej ręki, po czym upadła na ziemię i odpełzła, posykując przy tym. ”Wąż? Całkiem niezły traf.” Driada zerknęła na Ognaruska, po czym zacisnęła zęby i ruszyła w stronę pleców piekielnej, skupionej na swojej mapie, biegnąć bezszelestnie. Uniosła dłoń zaciśniętą na strzałę, której grot wycelowany był w szyję ciemnowłosej. Już prawie była. Już opuszczała broń... Smok chwycił ją za nadgarstek, unosząc do góry. Dirada krzyknęła, a jej nogi pędziły dalej w powietrzu, przez co zdołała nimi tracić ogon pokusy.
        Smok wytrącił jej strzałę z ręki i ściągnął z niej kołczan z zebranymi strzałami, po czym odrzucił daleko stąd. Następnie rzucił ponownie samą driadę na ziemię. Ta warknęła i wyciągnęła nóż, wstając. Broń nagle rozpadła się na dziesiątki insektów, które opadły na ziemię.
        - To niesprawiedliwe!
        - Mówi to ta, która przyszła na dwójkę obcych z całym oddziałem – prychnął smok, po czym się odwrócił i ruszył dalej.
        Mała łatwo się nie poddawała. Jej cel zmienił się na smoka. Próbowała atakować go znalezionymi kamieniami, podcinać w miejscach, gdzie podłoże robiło się bardziej ryzykownie, aż w końcu po prostu rzucała się na niego z pięściami. W końcu Ognaruks stwierdził, że czas skończyć zabawę. Odwrócił się, czym zachwiał driadę. Szybko chwycił ją w tali, po czym podniósł, zarzucając sobie na ramię niczym worek kartofli, po czym kontynuował podróż za pokusą. Mała wiła się, uderzając piąstkami o jego plecy, aż w końcu zrozumiała, że to na nic i z rezygnacją opadła.
        Smok podążał za Karą pośród mgły, kilka stóp za nią, wiedząc, że tutaj bardzo łatwo mógłby się zgubić. Przynajmniej nie musiał się już obawiać, że pokusa oddali się na tyle daleko, że obroża zareaguje; teraz w przypadku zgubienia jej mógłby po prostu poszukać bez obaw i presji czasu. Droga dłużyłaby się i Ognaruks pewnie by się nudził, gdyby nie fakt, że znalazł sobie rozrywkę. Biodra driady oparte były na jego ramieniu, dzięki czemu po zerknięciu w lewo przed oczami smoka pojawiał się całkiem miły widok. Przed nim samym zresztą nie było gorzej – jego spojrzenie wędrowało w okolice ogona piekielnej, aby po chwili powrócić do młodej. Jego myśli zrobiły się bardzo lubieżne. Po części robił to dla jakże przyjemnego zabijania czasu, ale po części także chciał zwrócić uwagę Kary. Teraz już pamiętał o pewnej zdolności pokus i starał się wytworzyć myśli na tyle silne i przypadające jej do gustu, aby jakoś na nią wpłynąć. Wypatrywał najmniejszego śladu reakcji na nie, gdy tak szli. Dzięki temu czas upływał mu dosyć szybko.
        Tak szybko, że aż się zdziwił, gdy pokusa nagle zatrzymała się w miejscu. Ognaruks zrównał się z nią i posłał jej pytające spojrzenie, a gdy zyskał potwierdzenie, zrzucił z ramienia driadę na ziemię. Ta jęknęła, po czym się otrzepała i wstała, rozglądając się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu miała okazję zobaczyć coś więcej niż mgłę i plecy Ognaruksa. Nie, żeby teraz było o wiele ciekawiej. To miejsce zdawało się niczym nie wyróżniać, nigdzie w pobliżu nie było kurhanu ani żadnej innej wyjątkowej rzeczy. A mimo to pokusa kazała smokowi kopać. Gdy ten spytał, co z łopatą, nie okazała się być nazbyt pomocna, dlatego westchnął. Chwycił driadę i nie robiąc sobie nic z jej protestujących krzyków, zarzucił sobie na ramię jak wcześniej, a po chwili obydwoje zniknęli pośród mgły. Powrócił kilka minut później, na drugim ramieniu opierając łopatę i posyłając Karze uśmiech.
        Po chwili driada ponownie wylądowała na ziemi, a Ognaruks wbił szpadel w glebę. Szło mu nadzwyczaj sprawnie, szczególnie że posiłkował się magią przestrzeni, telekinezą odrzucając ziemię na przestrzeni stopy czy dwóch od miejsca, w którym wykonał otwór. Nie mógł dalej, gdyż w końcu gleba jedynie była dociskana, wpychając się głębiej czy utwardzając. Musiał pracować fizycznie, choć dzięki nadzwyczajnej sile nie był to żaden problem. Trochę go irytował fakt, że w swojej prawdziwej formie mógłby jednym ruchem odgarnąć tonę ziemi, ale postanowił nie narzekać, że się przemienił – ludzka miała swoje wady i, hmm, zalety.
        Szło mu tak sprawnie, że po chwili już trafił łopatą na coś twardego. Po odgarnięciu nieco ziemi ich oczom ukazała się biała powierzchnia, wyglądająca nieco na marmur. Ognaruks spojrzał na pokusę, a gdy upewnił się, że o to chodziło, przystąpił do dalszego kopania. W ciągu kilku minut powstał wielki stos ziemi, a jego cel został osiągnięty – na głębokości nieco mniejszej niż trzy stopy znajdował się prostokąt wykonany z białego, gładkiego materiału, przypominającego nieco kryształ. Gdy padało na niego światło księżyca, zdawało się, że w mgle rysują się jakieś krawędzie wystrzeliwujące w górę z narożników. To jednak nie był koniec jego zdania – pokusa zażądała także, aby stworzył nieco więcej miejsca przed prostokątem i łagodne zejście, dlatego też smok kilka kolejnych minut na tym spędził. Aż w końcu z jednej strony nie powstała przestrzeń równa z głębokością prostokąta (o wymiarach trzy stopy na dziesięć stóp), o szerokości około dwóch stóp i łagodny stok prowadzący do niej. Nieco spocony smok zerknął na Astrate, po czym widząc jej wzrok, odrzucił szpadel na bok. Czekali.
        Im bardziej zbliżała się północ, tym bardziej Ognaruks miał wrażenie, że te dziwne gry światła, kontury malowane we mgle, stają się coraz obszerniejsze. Przed chwilą kreski sięgały stopy, a teraz wznosiły się trzy razy wyżej! Stawały się też jakby wyraźniejsze i bardziej skomplikowane. Smok zmrużył oczy, przyglądając się tym złudzeniom wzroku. Ale były tak realistyczne! I zaczęły nabierać kształtu. Tutaj zupełnie jakby wznosiła się ściana, a tutaj półkolumna. Te zarysy sprawiały wrażenie przestrzennych, o łukowatych kształtach, zupełnie jakby... jakby były drzwiami... Ognaruks szeroko otworzył oczy, kiedy zorientował się, że to nie może być tylko przywidzenie. Z mgły i księżycowego światła formowała się... brama. Coraz wyraźniejsza, coraz bardziej wyróżniająca się z otoczenia, wzrastająca z zagadkowej rzeczy odkopanej przez smoka. Północ wybiła, a przed nimi wznosiła się teraz wysoka na piętnaście stóp budowla – wrota. Wielkie drzwi zaczęły się otwierać, a smok cofnął się. Drzwi jednak przeniknęły przez niego, niematerialne. Za to to, co odsłoniły... demon zerknął ze zdumieniem. Za wrotami nie było nic nienamacalnego. Korytarz. Ciemny. Ale wyraźny zupełnie jak stojąca obok pokusa. Wykonany z czarnego kamienia. Zerknął niepewnie na pokusę, ale zrobił krok.
        - Nie! - Przed ich dwójkę wybiegła driada, stając pomiędzy nimi, a wejściem; widać po niej było, że jest przerażona. - Nie możecie tam wejść! Nie pozwolę!
        Ognaruks prychnął, po czym ruszył naprzód. Driada oparła ręce na jego klatce piersiowej, po czym cofnęła nogi, zapierając się o ziemię. Sapnęła, a z wysiłku zamknęła oczy. Zaciskała zęby, czując, jak ziemia przesuwa się pod jej nogami, ale nie poddając się, walcząc. Nagle przestała się poruszać, nacisk ze strony smoka zniknął. Zdumiona otworzyła oczy, idealnie aby zobaczyć, jak drzwi zamykają się za nimi, a po chwili następuje całkowita ciemność. Po krótkiej chwili ta została rozproszona przez płomień w dłoni demona. Uśmiechnął się do załamanej driady, po czym miną ją, wraz z Karą idąc korytarzem. Mała spuściła wzrok, po czym podążyła za nimi.
        Po drugiej stronie widmowe wrota zatrzasnęły się i zaczęły zanikać, aż w końcu kompletnie się rozproszyły, zanikając. Pozostała jedynie mozaika z gładkiego, białego kamienia, tak dawno zakopana dla bezpieczeństwa tego miejsca. Przejście zniknęło, aby pojawić się i otworzyć następnej północy.
Awatar użytkownika
Astarte
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Najemnik , Kolekcjoner , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Astarte »

        Gdy pokusa wyminęła smoka i jego najnowszą zabawkę, nie odwracała się już, by zobaczyć, jak się nią bawi. Nie zgrywała się i nie prowokowała umyślnie Ognaruksa, a zwyczajnie przedłożyła chwilowo interes nad przyjemności. Zapatrzona w mapę zmierzała w tylko sobie znanym kierunku, już po krótkim czasie słysząc za sobą kroki, gdy mężczyzna za nią podążył. Driady nie słyszała, ale ta jej nie obchodziła. Kłamała, gdy mówiła, że ciekawi ją działanie obroży – nie dbała o to w najmniejszym stopniu tak długo, jak ustrojstwo znajdowało się poza jej szyją. Mogłoby to być nawet ciekawe, ale teraz nie miała do tego głowy, a wymówkę wykorzystała, by przekonać do swojego pomysłu Ognaruksa; na szczęście skutecznie. Tak więc to, czy zielona podążała za nimi, była niesiona, targana za sobą, martwa tudzież żywa, ale z przeszczepem ręki na czoło – naprawdę było Astarte obojętne. Możliwe, że zatrzymałaby się na moment, by obejrzeć cudaka, ale w tej chwili tylko tyle było można od niej oczekiwać.
        Sytuacja zmieniła się minimalnie, gdy diablica wyczuła atak. Zniknęła i zmaterializowała się przodem do swoich towarzyszy zaledwie o krok w bok, ale w porę by zobaczyć, jak łuk driady przemienia się w węża, ku jej największemu zdziwieniu. Kara uśmiechnęła się wrednie, przenosząc spojrzenie na Ognaruksa.
        - Dobrze wiedzieć, że pilnujesz mojego ogona – powiedziała, co chyba było najbliższym wdzięczności słowom, jakie można było od niej usłyszeć. Nieprzypadkowo też okraszone zaczepnym uśmiechem, nim diablica odwróciła się znów, kontynuując marsz.
        Dalszych zamachów na swoje życie nie zaszczycała nawet spojrzeniem i tylko uśmiechała się pod nosem, słysząc odgłosy porażki za swoimi plecami. Później przez dłuższy czas było spokojnie i mogła skupić się na mapie, dopóki nie zaczęła coraz silniej odczuwać na sobie natarczywego smoczego wzroku i buzujących w nim chęci. Skuszona zerknęła na demona przez ramię i rozbawiona uniosła brwi, widząc nietypowy tobołek, którego niesienia podjął się Ognaruks. Mimowolnie też złapała z nim kontakt wzrokowy, a wtedy wszystkie nienazwane myśli i pragnienia przelały się na nią i pokusa zmrużyła oczy. Smoczysko było całkiem przyjemnie pomysłowe, to trzeba było mu oddać, ale Kara też nie była byle smarkatą pokusą, by rzucać wszystko na widok faceta i potencjalnej okazji do zabawy. Wypracowaną przez lata samokontrolą (o inteligencji i zdrowym rozsądku nie wspominając) odróżniała się od większości przedstawicielek swojej rasy i nie miała zamiaru tego zmieniać, zwłaszcza gdy nawet nie czuła już takiej potrzeby. Na przyjemności zawsze znajdzie się czas, a północ już blisko. Puściła więc tylko oko do swojego towarzysza i zdecydowanym krokiem kontynuowała wędrówkę.
        Nic nie robiąc sobie z mgły, migających gdzieniegdzie zwierzęcych ślepi, czy dziwnych powiewów powietrza mimo braku wiatru, brnęła twardo szlakiem wytyczonym jej przez zaczarowaną mapę, która stopniowo odsłaniała swoje kolejne fragmenty. W końcu znieruchomiała, a Kara zatrzymała się nagle, rozglądając jeszcze wokół dla pewności. Kawałek przed nią nie było widać nic nadzwyczajnego, ale to miejsce na planie wirowało subtelnie, dając znać o dotarciu do celu. Diablica z jakiegoś powodu doceniła taką formę oznaczenia, zamiast prymitywnego czerwonego iksa, i zwinęła mapę w zgrabną kostkę, chowając ją bezpiecznie na dnie torby.
        Odwróciła się w stronę Ognaruksa, który chyba domyślił się, że są na miejscu, bo bezceremonialnie zrzucił driadę na ziemię, a Naamah ku własnemu zdziwieniu musiała powstrzymać drgnięcie ust w uśmiechu. Naprawdę był satysfakcjonującym towarzystwem. Później zaś pozwoliła sobie na bezczelne wsparcie się pod boki i wskazanie wzrokiem na miejsce w ziemi, skryte pod cienką warstwą mgły, jednak nie było wątpliwości, co do intencji diablicy. Smok przegonił ich siłę roboczą to musiał sam pomachać łopatą, wszystko ma swoje konsekwencje. Gdy zaś zapytał o narzędzia tylko uniosła jedną brew, krzywiąc usta. Gdzie łopata? Och, dokładnie tam, gdzie ją zostawił, rozwalając jej wóz na kawałki. Parsknęła gorzkim śmiechem dopiero, gdy Ognaruks na nowo złapał driadę i z nią zniknął. Ale się porobiło.
        Gdy smok z driadą wrócili, mała była już na nowo porządnie wkurzona, szatyn zaś wyraźnie z czegoś zadowolony, ale przyczyna tegoż już musiała pozostać tajemnicą, bo diablicy zwyczajnie nie chciało się jej zgłębiać. Podczas gdy mężczyzna zabrał się do kopania, zielona zaczęła kopać go w kostki, odepchnięta dopiero rozkazem pokusy i dodatkowo uderzona magicznym ciosem w żołądek, w ramach nauczki, że z silniejszymi się nie zadziera, a przynajmniej nie w tak głupi sposób. Dziewczyna zwinęła się z sapnięciem i została już na kolanach, spozierając tylko wściekle na dwójkę Złych.
        Astarte zaś zaczęła przejawiać zainteresowanie dopiero, gdy biały marmur błysnął w ciemnościach gleby. Podeszła zaraz do smoka, magią pomagając mu rozgarniać ziemię i szybko objaśniając, jak dokładnie powinno wyglądać wykopalisko. Nie potrzeba było wiele, by domyślić się, że „budują” zejście, jednak gdzie ono prowadziło zdawała się wiedzieć tylko rogata.
        - Czekamy – mruknęła później, zerkając krótko na spoconego od pracy mężczyznę i przenosząc wzrok na marmur.
        Sama znieruchomiała niczym posąg, a złote ślepia bez mrugnięcia wpatrywały się wyczekująco w wyryte w kamieniu symbole. Ignorowała przesuwające się po niej blaski i cienie, rzucane przez poruszający się minimalnie na nieboskłonie księżyc, nie zwracała uwagi na formujące się w jego świetle kolumny mgły, ani nie wodziła zaskoczonym spojrzeniem po wrotach, które ukazały im się po chwili. Wiedziała, czego się spodziewać, bo wiedziała czego szuka. Nigdy nie podejmowała się niczego bez przygotowania i teraz, do pewnego momentu oczywiście, znała dokładnie każdy krok, który musiała postawić.
        W końcu drzwi stanęły otworem, a Kara uśmiechnęła się szeroko. Zerknęła krótko na Ognaruksa, jakby nagle nienawykła do jego obecności. Tutaj skończyłaby się rola Bratta, który podzieliłby się z nią całą swoją energią, by miała siłę na to, co czeka na nią w środku, jego zimne ciało zaś straszyłoby po kurhanach, odstraszając śmiałków, a ostatecznie przemieniając się w kości, tak liczne na tym wszechobecnym cmentarzysku. Teraz jednak jej nowy towarzysz ruszył z nią w stronę korytarza, ignorując protestującą driadę. Przynajmniej zielona miała zajęcie i skupiając się na smoku nie zaczepiała pokusy, która wyminęła przepychającą się dwójkę i ruszyła przodem w ciemny korytarz. Nawet nie obejrzała się na zamykające się za nimi wrota, a dopiero na delikatny płomień rozświetlający mrok.
        - Doprawdy mam szczęście, że cię spotkałam – posłodziła smokowi Kara i ruszyła znów przodem, zatrzymując się jednak po chwili i zawracając do wrzeszczącej i buntującej się driady. Pochyliła się w jej stronę, łapiąc szamoczącą się buźkę dłonią i szczupłymi palcami ściskając silnie policzki. Usta driady złożyły się w dziubek, komicznie współgrając z jednocześnie rozgniewanym i przestraszonym spojrzeniem naturianki.
        - Słuchaj, robaczku. W najmniejszym stopniu nie dbam o to czy żyjesz, czy nie. Idziesz z nami, bo możesz się przydać, ale nie denerwuj mnie, dobrze ci radzę. Ten oto najsilniejszy ze smoków jest w stanie trzymać cię przy życiu dla własnej rozrywki, ale ja znam na to lepsze sposoby, więc jeśli chociaż spróbujesz mi przeszkodzić w czymkolwiek, chociażby kichnięciem lub przypadkiem zagradzając mi drogę, to skręcę ci tą małą szyjkę dla własnego spokoju i z czystej fanaberii. Rozumiesz? – mówiła spokojnie, szeptając gdzieś w okolice policzka driady, ale w ciemnym korytarzu panowała tak głucha cisza, że było słychać każde jej słowo. Najwyraźniej dotarły one do zielonego móżdżku, bo złość w oczach driady ustąpiła bezsilności i dziewczyna skinęła z trudem unieruchomioną lekko głową.
        - Cudownie – zamruczała pokusa i puściła naturiankę, odwracając się do niej plecami i kierując w głąb ciemnego korytarza. Młoda tylko potarła policzki i posłusznie ruszyła za rogatą.
        Ta zaś szła pewnie, mimo niemal zupełnych ciemności. Płomień na dłoni smoka pozwalał im widzieć właściwie tylko siebie nawzajem, boczne ściany korytarza i zaledwie kilka kroków w przód i w tył. Astarte chyba jednak nie spodziewała się żadnych zagrożeń, bo szła pewnym krokiem, stukając lekko obcasami butów i niezmiennie ciągnąc za sobą ogon, który lekko wężowym ruchem wił się za nią po posadzce. Sama milczenia nie przerywała, chyba że wyraźnie zaczepiona przez Smoka i wytrwała tak niemal godzinę. Była wyjątkowo cierpliwa, zwłaszcza gdy na czymś jej zależało, więc teraz ze spokojem wypatrywała spodziewanych znaków. Gdy pierwsze symbole pojawiły się na bocznych ścianach, diablica zwolniła, rozglądając się na boki i przyglądając napisom. Niektóre były we wspólnej mowie, ostrzegając przed czyhającymi zagrożeniami, inne w czarnej mowie, jeszcze inne wiły się elfickimi zawijasami lub kreślone ostrym dialektem nordów. Na ten widok zielona zwolniła, zostając nieco w tyle, ale Kara w ogóle nie zwracała na nią uwagi, w pełni pochłonięta znakami. Po chwili zatrzymała się, jak zawsze bez słowa wyjaśnienia, i oparła dłonie o marmurową ścianę, wodząc palcami po wyrytych symbolach i czytając instrukcje.
        - Krew – mruknęła pod nosem i prychnęła. – To zawsze jest krew, zero pomysłowości, jestem niemal rozczarowana – mruczała, pochylając się i wyciągając z cholewy buta nóż. Bez najmniejszego zwątpienia przecięła ostro wnętrze dłoni, zamykając ją szybko, by nie rozlać krwi. Zamiast tego dotknęła ściany, smarując czerwienią jeden z napisów, wolną dłonią na ślepo podając nóż Ognaruksowi, wciąż wpatrzona we fragment marmurowego bloku, tylko dla niej wyróżniający się czymś spośród wszystkich innych.
        - Nie wiem, za kogo powinieneś się podać: smoka czy demona, ale wybierz któreś i oznacz swoją obecność. Inaczej nie przejdziemy. Ty też mała – mruknęła, spoglądając na driadę, a ta z lękiem przeniosła wzrok na ścianę. Jej dialekt również tam się znajdował.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ognaruks uśmiechnął się, gdy usłyszał komplement ze strony pokusy. Zatrzymał się, kiedy ta postanowiła zająć się driadą – odwrócił się, oświetlając dobrze ściśniętą przez Karę twarzyczkę małej. O, coś takiego jak najbardziej mu się podobało – pokusa zaczynała bawić się jego prezentem! Uniósł brwi, kiedy usłyszał „najsilniejszy ze smoków”, a jego ego zostało doprawdy mile połechtane. Spoglądał nieco rozmarzonym wzrokiem na piekielną grożącą driadzie, że ją zabije, informując przy tym, jak niewielkie jej życie ma znaczenie. Poniżenie, groźby... Doprawdy demon coraz bardziej lubił tę kobietę. Zaczynał się nawet nieco obawiać, czy po zdobyciu skarbu nie zdecyduje się po prostu czmychnąć. To... to mogłoby być nawet bolesne. O dziwo. Posłał mijającej go pokusie uśmiech, po czym obrócił się i ruszył obok niej. Zerknął jeszcze tylko za siebie, upewniając się, że driada nie postanowi zrobić niczego głupiego. Chyba powoli zaczynała rozumieć swoje miejsce.
        Smok nie był najbardziej cierpliwą istotą. W drodze co chwila zerkał na ciało pokusy, przyglądając mu się uważnie. Niby można by pomyśleć, że wszystko już widział, ale to przecież zgoła nie była prawda. Piekielna oddała mu się w zupełnie innym ciele, a jakiekolwiek by nie były tego powody, Ognaruks postrzegał to jako wyzwanie. Dawno już nie stanął przed problemem, który rzeczywiście by coś od niego wymagał – niszczenie, nawet poważnego przeciwnika, było tak łatwe, że nie musiał do tego wykorzystywać żadnych wyjątkowych środków. Powoli może i zaczynał być tym znużony. Poznanie pokusy mogło – jakoby to zabawnie nie brzmiało – wyjść na dobre. Tak czy owak, oblepianie spojrzeniem ciała Kary raczej tak szybko mu się nie znudzi. Po kilkudziesięciu minutach postanowił w końcu ją zaczepić.
        - Powiadają, że z tych kurhanów nikt jeszcze nie powrócił żywy – mruknął smok, zerkając na pokusę. - W sumie podobne rzeczy ludzie gadali o Otchłani... a oto jesteśmy tutaj razem. Wątpię, aby to miejsce było dużo gorsze. Właściwie... jak to jest z Piekłem? Tak naprawdę? Bo opowieści ludzi znam, ale oni mają skłonność do przesadzania. A więc... jak ty byś je opisała? Ognie piekielne raczej nie są czymś, co zrobi na mnie wrażenie, w sumie kąpiel w nich byłaby całkiem dobra dla łusek... ale jak to jest z innymi aspektami? Nieco zastanawiam się, jak wygląda Piekło w porównaniu do Otchłani.
        W końcu jednak dotarli do czegoś, co przynajmniej jakkolwiek się wyróżniało, więc smok mógł przestać ziewać i w końcu skupić się na czymś innym niż uciekająca przed nimi ciemność. Spojrzał na driadę, która zwolniła, ale nie podejrzewał, aby chciała zbytnio zostawać w tyle. Skupił się na pokusie, która przyglądała się ścianom; razem z nią przeskakiwał wzrokiem po napisach, aż w końcu odnalazł znajomą smoczą mowę. Uniósł brwi, przysłuchując się słowom pokusy, a następnie przyglądając się jej poczynaniom. Przyjął od niej nóż, a następnie odnalazł napis, który dostrzegł wcześniej. Uśmiechnął się pod nosem, po czym przejechał ostrzem po dłoni, tworząc niewielką rankę, i wysmarował krwią ścianę, podobnie jak to zrobiła Kara. Jego krew natychmiast zapłonęła ogniem, a kamień, na który została naniesiona, zaczął skwierczeć. Podobnie jak ostrze. Ognaruks przesunął po nim palcami, wycierając go ze swojej krwi oraz gasząc ogień, który się na nim znajdował. Następnie podał nóż driadzie. Ta krzyknęła, gdy dotknęła nim skórę – wciąż było bardzo gorące. Po chwili jednak ona także naznaczyła ścianę swoją krwią, choć przy tym spuściła wzrok, wyraźnie zawstydzona.
        - Coś jeszcze do zrobienia czy możemy ruszać dalej?
        Jak się okazało, mogli. Dlatego kolejne pół godziny zeszło im na równie atrakcyjnej podróży, jak poprzednio. Ściany, ściany, ściany... Korytarz zaskakująco długo szedł prosto – tak, że smok zaczynał się zastanawiać, czy nie sprawia to, że okazuje się wychodzić daleko poza teren Kurhanów, ale w sumie... nie był nawet w stanie stwierdzić, czy to całe miejsce fizycznie znajduje się w świecie materialnym. A jak już, to czy w Alaranii. Samo wejście było na tyle specyficzne, że można by podejrzewać to wszystko o znajdowanie się w zupełnie innej przestrzeni, ale cóż... smokowi pozostawało cieszyć się, że tym razem droga była przynajmniej o połowę krótsza. Wkrótce bowiem znaleźli się w pomieszczeniu.
        Było zbudowane na planie kwadratu. Nie było zbyt obszerne, ale dostatecznie, aby stanowić naprawdę wielką odmianę od korytarza. Na ścianie naprzeciwko nich znajdował się wielki portal – nie magiczny, jedynie architektoniczny - wieńczący wielkie, zatrzaśnięte kamienne wrota – bez wątpienia dalsza droga. Oprócz tego na każdej powierzchni pomieszczenia znajdowały się góry tekstu, zapisane w każdym możliwym języku. Kiedy tylko Ognaruks spostrzegł ten zapisany w smoczej mowie, zrozumiał, że to zagadka. Wyglądało na to, że straszliwie skomplikowana. Jego uwaga jednak przeniosła się na pewien nietypowy element – wielkie łóżko znajdujące się na samym środku komnaty. Mogło bez problemu stanowić porządne łoże dla przynajmniej trzech osób. Poduszki i kołdra wyglądały naprawdę bogato i wygodnie – smok nie znał się na takich rzeczach, ale słyszał, że jedwab ponoć jest używany w takich łóżkach.
        - Może jeżeli zabawimy się we trójkę na tym łóżku, to przejście się otworzy? - rzucił Ognaruks w stronę pokusy i driady; zarechotał, gdy ta druga spojrzała na niego z przerażeniem, na tyle zestresowana całą tą sytuacją, że nie wyłapała żartu. Chociaż w sumie czy jego humor tak czy siak był łatwy do wyłapania?
        Smok pozostawił pokusę, która bez wątpienia zainteresuje się tymi zagadkowymi frazesami, a także driadę, zbyt przestraszoną, aby zrobić coś innego niż przyglądanie się im, a następnie przeszedł obok łóżka i zbliżył się do wrót. Pogładził je dłonią. Z pewnością były grube. Zabezpieczone mechanizmem, który otwierał je tylko, kiedy zagadka została rozwiązana. Ktoś, kto zbudował to całe miejsce, dotrzymał starań, aby nikt...
        Ognaruks wbił pięść w kamień, przebijając się na drugą stronę i tworząc okrągłą dziurę pośrodku wrót. Następnie wykorzystał powstałe punkty zaczepienia, aby chwycić obydwa skrzydła drzwi, a następnie zaczął napierać na każde. Rozległ się trzask mechanizmu oraz odgłos pękania kamienia, gdy smok rozsuwał drzwi na dwie strony. Po chwili obydwa skrzydła zostały wsunięte w ścianę, a przejście zostało otwarte, chociaż nie wyglądało, jakby było w stanie kiedykolwiek jeszcze się zamknąć. W sumie to nawet dobrze. Pewnie zatrzasnęłoby się za nimi, gdy przez nie przejdą.
        Smok odwrócił się i wyszczerzył zęby w stronę pokusy.
        - Panie przodem.
        Ponownie znaleźli się w korytarzu, a smok rozpalił znowu płomień w swojej dłoni – musiał zgasić na chwilę, gdy mocował się z wrotami; w pomieszczeniu, tak czy siak, znajdowała się lampa. Tym razem droga zabrała jedynie kilkanaście minut, zanim przed nimi pojawił się prostokąt światła. Kolejne pomieszczenie. Smok zgasił ogień, gdy znaleźli się na tyle blisko, że blask oświetlał ich sylwetki. Kiedy wkroczyli do środka, ich oczom ukazał się jeszcze dziwniejszy widok niż wcześniej. Ściany były puste. Żadnych wyjść, żadnych wskazówek, żadnych ozdób. Pośrodku pokoju znajdował się wielki kołowrót – kolumna z drewna i kamienia, piętrząca się do samego sufitu, obdarzona trzema prętami służącymi do obracania jej.
        Najdziwniejszym obiektem były jednak istoty. Łańcuchy przyczepione do ziemi więziły w tym pomieszczeniu trzech mężczyzn. Dwóch z nich spojrzało na nich, gdy wkroczyli. Choć raczej jeden mógł tylko to zrobić – oczy drugiego owinięte były w czarnym materiale, jedynie odwrócił głowę w ich kierunku. Pierwszy poklepał ostatniego z nich, który wpatrywał się w ścianę. Drgnął i przeniósł spojrzenie na trójkę przybyszy.
        - Kolejni poszukiwacze przygód. Oh, ale z was nietypowa gromadka.
        - Jaka gromadka? - spytał ten z zasłoniętymi oczami. Nie wyglądało jednak na to, aby zapytany o to jakkolwiek zareagował. Ten, który poklepał go wcześniej, ponownie to zrobił, a gdy ich spojrzenia się spotkały, wskazał na ślepca i nakreślił w powietrzu znak.
        - Ah, dwie kobiety, jeden mężczyzna. To chyba driada. A ta ma rogi.
        - O rety, cóż to za święto?
        Wyglądało na to, że mężczyzna pośrodku był głuchy. Pierwszy natomiast w ogóle się nie odzywał, więc możliwe, że nie był w stanie mówić. Każdy z nich był elfem, choć wyraźnie się od siebie różnili – niemowa posiadał jasne włosy i oczy błyszczące iskrami, niesłyszący szarą skórę i białe włosy, natomiast niewidomy – brązową karnację. Wszyscy byli odziani w postrzępione ubrania.
        Ognaruks podszedł do wielkiej korby i próbował ją chwycić, ale dłoń przeszła przez nią niczym dym. Zamrugał. Spostrzegł, ze na uchwytach znajdują się dziwne, świecące na niebiesko wzory. Spojrzał na mężczyzn i dostrzegł podobne na ich dłoniach. Wniosek był prosty – tylko oni mogą je chwycić. Odsunął się od mechanizmu i podszedł do pokusy.
        - Nie jestem dobry w przekonywaniu. To chyba twoja działka.
        Wyglądało na to, że wystarczyło przekonać jednego, aby uruchomić mechanizm. Kogo więc pokusa wybierze...?
Awatar użytkownika
Astarte
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Najemnik , Kolekcjoner , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Astarte »

        Intensywne i wcale nie ukradkowe przyglądanie się jej przez smoka znosiła ze stoickim spokojem osoby wyraźnie do tego przyzwyczajonej, zwyczajnie mającej to w głębokim poważaniu lub, w jej przypadku, oba powyższe jednocześnie. Jedyne nad czym się zastanawiała to czy nie zajrzeć o czym demon tak głęboko duma, ale tego raczej mogła się domyślać, a poza tym ten zaraz powrócił do swojej filozoficznej wersji, rozpoczynając kolejną rozmowę.
        Pierwszego stwierdzenia nawet nie skomentowała, nie odwracając uwagi od korytarza przed sobą i gdyby nie to, że nie było najmniejszej szansy, by smoka nie usłyszała, właśnie tak mogło to wyglądać. Podobną obojętnością powitała kolejne tezy, nie zaszczycając Ognaruksa nawet spojrzeniem, dopóki nie wspomniał o piekle. Chłodne złote tęczówki na moment spoczęły na demonie, po raz kolejny prezentując niezwykły talent Astarte do spoglądania spode łba na ludzi wyższych od niej. Wciąż nie zdradzały jednak przemyśleń kobiety, która zaraz wróciła spojrzeniem do drogi, pozwalając mężczyźnie kontynuować. Kilka razy prychnęła bezgłośnie i niemal niezauważalnie, w jedynym komentarzu dla kolejnych słów i dopiero liczne pytania sprawiły, że westchnęła, spoglądając na swojego towarzysza nieco dłużej. Znów jednak jej wzrok odpłynął od rozmówcy zanim zaczęła mówić.
        - Ludzie gówno wiedzą – mruknęła najpierw spokojnie, zawieszając głos, jakby miała już nie kontynuować. Po chwili jednak blade usta rozchyliły się znów i pokusa mówiła dalej. – Ci, którzy trafili do Piekła, już go nie opuścili, by opowiedzieć swoje historie, a jeśli zdarzyło się takich kilku, z pewnością mieli już pomieszane zmysły. To co mówią ludzie to więc w większości ich własne wymysły lub plotki, najczęściej rozpuszczane przez tych rogatych debili, diabły. Opowieści Aniołów mogą być bardziej trafne, ale ci z jednej strony są o wiele wytrzymalsi niż ludzie, z drugiej dość ciężko znoszą upadek i paskudnie dramatyzują.
        Na moment przerwała, gdy zbliżyli się do pierwszej przeszkody na ich trasie, o ile można tak było nazwać ten przystanek. Kara nie poświęciła nawet drugiej myśli, bezwiednie przecinając dłoń i smarując nią napis w Czarnej Mowie. Większą uwagę poświęciła pilnowaniu zielonej smarkuli, by też grzecznie zaznaczyła swoją obecność. Pokusa nie wiedziała, co dokładnie się stanie, jeśli ktoś spróbuje przedrzeć się przez ten, nazwijmy to, punkt kontrolny, ale nie chciała sprawdzać i bynajmniej nie z troski. Driada mogła się po prostu jeszcze przydać na później, a nie mieli zapasów mięsa armatniego. Z pewnym zainteresowaniem obserwowała reakcję kamienia po zetknięciu z krwią Ognaruksa, która była właściwie płynnym ogniem. Wtedy też jego komentarz odnośnie ognistych kąpieli nabierał nieco więcej sensu, nadal pozostawiając jednak intrygującą tajemnicę, co do właściwości przemienionego smoka. Astarte jednak znała się na swojej robocie, nie tylko w kwestiach alkowianych. Pokusy nie do odparcia to była jej działka i sama zazwyczaj się im nie poddawała (chyba, że mowa o używkach), więc gdy ruszyli dalej, wznowiła rozmowę, jak gdyby nigdy nic.
        - Nie potrafię powiedzieć, jak się ma Piekło do Otchłani, bo nigdy w niej nie byłam – zaczęła i zamilkła, wyraźnie zastanawiając się nad innym pytaniem, a mianowicie: jak opisać czym jest piekło, bez zdradzania zbyt wiele o sobie? – Piekło… jest czymś, co sprawia, że najgorsze koszmary, lęki i cierpienia wydają się przy nim niczym utęskniony odpoczynek. Nudne miejsce – zakończyła swobodnym tonem, w kontraście dla wcześniejszych przemyśleń. Dodałaby jeszcze, że jak jest ciekawy, to niech tam zajrzy, z pewnością zostanie gorąco przyjęty, ale wtedy dotarli do pierwszego pomieszczenia.
        Kara uniosła lekko brew na widok wielkiego łoża, które pasowało tutaj, jak w dupie koszula, ale bardziej zainteresowała się portalem na przeciwległej do wejścia ścianie oraz niekończącymi się liniami tekstu, zapisanymi w różnych językach. Zignorowała jakże dowcipny komentarz Ognaruksa, nawet na niego nie spoglądając i prezentując swoje nietypowe (lub jak kto woli – drętwe) poczucie humoru w pełnej krasie. Była w trakcie prób rozszyfrowania zagadki, którą dopiero co udało jej się w ogóle odnaleźć w swojej mowie i przetłumaczyć z metaforycznych rymów do faktycznych poleceń, i nie w głowie jej było brykanie na łóżku. Pełne skupienie przerwał jej jednak huk, który sprawił, że pokusa podskoczyła, pierwszy raz prawdziwie zaskoczona. Ze szczerym zdumieniem przyglądała się poczynaniom swojego towarzysza, który gołymi pięściami przebił się przez kamienne wrota, po czym najzwyczajniej w świecie połamał blokujący je mechanizm. Karej włosy zjeżyły się na karku z szoku i nagłej gotowości bojowej, gdy była przekonana, że takie obejście zadania nie spotka się z aprobatą twórcy pomieszczenia i niechybnie zaraz wejdzie w ruch proces niosący ciężkie konsekwencje. Ognaruks za to wyglądał na wielce z siebie zadowolonego, szczerząc do niej zęby i dżentelmeńskim gestem zapraszając ją i driadę do kolejnego pomieszczenia.
        - Faceci… - burknęła pod nosem podirytowana piekielna, ale ruszyła przez portal, łypiąc gniewnie na demona. Niebo im co prawda na głowy nie runęło za to małe oszustwo, ale to wcale jej nie uspokoiło. Co się odwlecze to nie uciecze.
        Kolejny korytarz, kolejna komnata, kolejne zadanie. Tym razem smok nie mógł wykpić się siłą, co wyszło na jaw, gdy jego dłonie przeniknęły przez widoczny na środku pomieszczenia mechanizm. Niepoganiana przeniosła spojrzenie na obecnych tu elfów, bystrym spojrzeniem oceniając ich oraz dzieląc upośledzenia, widoczne już na pierwszy rzut oka. Nie wiedziała, czy to zbieg okoliczności, czy celowy zabieg i przejaw czyjegoś czarnego humoru, ale strażników pomieszczenia upodobniono do metaforycznego tematu podejścia do zła na świecie. Chociaż być może to tylko jej wrażenie na widok niewidomego, niemego i głuchego? Zerknęła na demona, gdy do niej podszedł i skinęła głową, dochodząc do podobnych wniosków.
        - Pilnuj małej – dodała tylko, przenosząc spojrzenie na trzech elfów.
        Jeden przyglądał jej się z zaciekawieniem, drugi odruchowo cofnął się nieco na podłodze, zaciskając usta, a trzeci przechylał lekko głowę, nasłuchując jej kroków. Kara tylko uśmiechnęła się łagodnie (na tyle, na ile potrafiła w tej formie; wiedziała, że zmienianie wyglądu na ich oczach tylko wzmoże nieufność elfów) i usiadła przed trójką ze splecionymi nogami. Najpierw przeniosła wzrok na niewidomego. Z tym będzie najłatwiej.
        Po cichu zakradła się do jego głowy, pod czujnymi i niepewnymi spojrzeniami pozostałej dwójki, szybko przeglądając myśli i rozmawiając telepatycznie z mężczyzną. Jej brwi w pewnym momencie uniosły się lekko, ale usta na moment rozjaśnił dość szczery, zaskoczony uśmiech, nim pokusa roztoczyła iluzję w umyśle niewidomego. Łza wzruszenia popłynęła spod czarnego materiału zakrywającego oczy strażnika i po jego policzku, gdy ten pociągał nosem, zbierając się z ziemi i kierując w stronę kołowrotu.
        - Co ona mu zrobiła? – głuchy zwrócił się do niemego, a ten tylko wzruszył ramionami z wciąż nietęgą miną.
        - Pokazałam mu zachód słońca, to chciał zobaczyć – odezwała się w głowie pytającego, a ten z krzykiem zerwał się na równe nogi.
        - Ja cię słyszę! – wrzasnął w głos, wywołując lekko kpiący uśmiech pokusy i coraz bardziej skonsternowane spojrzenie niemego.
        - Cieszę się, taki był plan.
        - Jak to zrobiłaś? Nie ruszasz ustami.
        - Mówię w twojej głowie.
        - A możesz… możesz udawać, że mówisz naprawdę?
        - Mogę nawet mówić naprawdę – powiedziała z nieco rozbawionym uśmiechem pokusa, jednocześnie na głos i odzywając się w myślach głuchego. Tak też kontynuowała, jednocześnie werbalnie i mentalnie.
        - Na Prasmoka i Matkę Naturę… czego chcesz?
        - Byłabym ogromnie wdzięczna, gdybyś był tak dobry i pomógł swojemu koledze przy kołowrocie. Chcielibyśmy przejść dalej.
        - I tak potrzebujesz do tego całej naszej trójki.
        - Nie dacie sobie rady we dwóch?
        - Nie o to chodzi. Magia aktywuje się dopiero, gdy wszystkie pieczęcie zostaną przełamane.
        Pokusa spojrzała na niewidomego, który czekał przy kołowrocie, kierując głowę w ich stronę, ale nawet nie wiedząc, że jest obserwowany, a jedynie przysłuchując się rozmowie. Zerknęła też kątem oka na Ognaruksa, nim wróciła spojrzeniem do głuchego.
        - No to spróbuję przekonać również twojego kolegę – powiedziała z uśmiechem i przechyliła lekko głowę z proszącym spojrzeniem. Mężczyzna tylko prychnął zachwycony, chociaż wciąż oszołomiony i wstał, kierując się do kołowrotu. Po drodze położył kobiecie dłoń na ramieniu w wyrazie podziękowania, a ta spojrzała zaskoczona na ten gest, nim złote ślepia spoczęły na ostatnim z elfów.
        - Słyszysz mnie?
        - Owszem. – spojrzenie niemego wciąż było nieustępliwe.
        - Nie cieszysz się, że możesz mówić?
        - Nie mówię. Nie przekupisz mnie tak łatwo jak tych dwóch. Nie pierwszy raz słyszę swój głos w głowie. Poza tym, to nieistotne, nie o mnie się tu rozchodzi. Nie macie prawa iść dalej, jesteście skalani, cała trójka, nawet ta driada, chociaż wydaje jej się, że jest niewinna. Wszyscy macie krew na rękach i nie czeka was tutaj nic…
        Pokusa ze znudzonym westchnieniem odcięła się od nieustającego potoku słów, które nie wróżyły nic interesującego. Zamiast tego silnym rozkazem wymusiła na strażniku posłuszeństwo, przełamując jego wolę z dziecinną łatwością. Wściekłość tylko na moment błysnęła w oczach mężczyzny, nim i jego emocje diablica spacyfikowała, a elf posłusznie skierował się w stronę kołowrotu. Głuchy spojrzał na towarzysza pytająco, ale zaraz przeniósł wzrok na łagodnie uśmiechniętą pokusę, puszczającą do niego oko. Po chwili zaś trzecia para rąk spoczęła na przytwierdzonych do kołowrotu żerdziach, magiczne symbole zapłonęły światłem i trójka strażników rozpoczęła powolny marsz, wprawiając mechanizm w ruch.
        - Zapomniałam tylko spytać, jak to będzie działać… - mruknęła pokusa pod nosem, ale w tym samym momencie podłoga pod ich nogami zadrżała, sprawiając że kolana wszystkich ugięły się lekko, ale nikt nie miał problemu z utrzymaniem równowagi.
        Zakurzona do tej pory posadzka ukazała linie, w których stykała się ze ścianami, a właściwie gdzie się od nich odłączała oraz miejsce styku z platformą kołowrotu. Szerszy okrąg posadzki bowiem, ze stojącymi na niej trzema poszukiwaczami przygód, jak nazwał ich strażnik, ruszył w górę z chrobotem tak głośnym, że ogłuszał i uniemożliwiał rozmowy. Pchający żerdzie mężczyźni zaczęli stopniowo znikać im z oczu, sprawiając wrażenie jakby to oni znikali w dole, a nie trójka intruzów pięła się ku górze. Bo chociaż nad nimi wciąż była jedynie ciemność, po kamieniach na ścianie widać było, że to oni się poruszają, brnąc stopniowo w górze, aż nie zaczęli znikać w gęstym mroku. Astarte nie zdążyła jednak nawet zastąpić wzroku zmysłem magicznym, by rozeznać się w nowym otoczeniu, gdy cała trójka padła nieprzytomna na ziemię.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Odpowiedź pokusy nie należała do najbardziej satysfakcjonujących, jakie mógł otrzymać Ognaruks, ale z drugiej strony spodziewał się czegoś znacznie mniej ciepłego; powoli zaczynał rozumieć, że po Karze nie ma co oczekiwać entuzjazmu, ale w tym bijącym od niej chłodzie były też iskierki, które interesowały smoka. No i na dodatek on sam był wielkim płomieniem – po co mu kolejny do towarzystwa? Tak czy owak, dowiedział się niewiele, głównie tego, czego się sam domyślał, ale przynajmniej doszedł do ostatecznej konkluzji, że jeżeli będzie chciał mieć jakiekolwiek porównanie, to zmuszony zostanie samemu udać się do tak gościnnej krainy. Może nawet stanowiłaby dla niego jakiekolwiek wyzwanie? Od czasu opuszczenia przezeń Otchłani wszystko traktował z przymrużeniem oka. Aby czuć się ponownie żywym, pozwalał swoim zaściankom płynąć, a żądzom znajdować ujście, ale zdecydowanie brakowało mu jakiejś skrajności. Jeszcze trochę i dojdzie do tego, żeby wpaść do Otchłani, co raczej nie skończyłoby się dobrze...
        Kiedy sprytnie oraz niesztampowo rozwiązał zagadkę i otrzymał rozgniewane spojrzenie pokusy, tylko szerzej się uśmiechnął; wydobywanie z niej emocji zaczynało stawać się dla niego całkiem satysfakcjonującą grą, zaskakująco satysfakcjonującą. Rozpalenie nieco pokusy na dwa sposoby nie stanowiło dla niego szczególnego wyzwania, ale dorzucenie nieco chrustu do pieca jej emocji – to już nie było takie łatwe i sprawiało, że smok gotów był nieco się wygłupiać. Kara traktowała go zupełnie, jakby był jakimś upartym wołem stojącym na środku drogi, co było dla niego o tyle nowe, że czuł pokusę, aby nieco postepować na trasie pokusy.
        ”Pilnuj małej”... Ognaruks spojrzał na driadę, która spoglądała na elfy ze współczuciem; smok złapał ją za skraj ubrania i podciągnął pod ścianę, po czym oparł się o nią, nie zważając na jęki protestu naturianki. Jego uwaga skupiła się na pokusie, której poczynania obserwował z zaciekawieniem; chciał się przekonać, w jaki sposób piekielna upora się z tym kłopotem, choć do głowy przychodziły mu różne możliwości. On sam wbrew pozorom także nie był zupełnie bezradny – w ostateczności mógłby wyrwać elfom te ich zaczarowane dłonie, zacisnąć ich palce na mechanizmie i samemu go popchać – wierzył, że sił bez problemu starczy mu za trzech takich chudzielców. W dodatku elfów. Jednak oczekiwania Ognaruksa co do działań Kary okazały się nieco... na wyrost. Pokusa po prostu doskonale wykorzystała swoje nadprzyrodzone zdolności, posyłając wszystkich trzech... hmm, jak nawet, by ich nazwać wypadało? Strażników? Tak czy owak, po chwili cała trójka zabrała się do swojej roboty.
        Smok syknął, kiedy nagle ściana, o którą się opierał, ruszyła w górę, przejeżdżając przez chwilę po jego plecach; Ognaruks szybko oderwał się od niej, puszczając przy tym driadę, która zachwiała i upadła na ręce. Demon spojrzał za siebie i z westchnieniem przywitał widok poszarpanej koszuli, na której osiadło się kilka kropel krwi. Krwi, która w następnej chwili zapłonęła. Ognaruks ściągnął z siebie koszulę z rozdrażnieniem i uderzając o nią dłonią, szybko zgasił tlący się ogień. Kolejne ubranie, które lada chwile będzie do wyrzucenia; jakby nie starczyły otwory po strzałach. Smok pomyślał, że może noszenie czegoś wytrzymalszego nie byłoby takim głupim pomysłem – może i nie potrzebował czegoś takiego, ale ciągłe znajdywanie ubrań robiło się powoli męczące. Zanim zdążył ponownie założyć koszulę, nagle poczuł, jak świat wokół niego chwieje się nawet bardziej, niż powinien przy poruszającej się posadzce, a następnie nadeszła ciemność.

        Ognaruks powoli otworzył oczy, rozglądając się. Cały sufit rozświetlało jaskrawe światło, połyskujące na znajdującej się dużo niżej posadzce, z której w górę strzelały rzędy... stalaktytów? Stalagmitów? Smok nigdy raczej nie interesował się takimi sprawami, więc nie mógł tego jednoznacznie stwierdzić. To, co było dziwne, to jednak to, że nie czuł ziemi pod sobą. Nawet pod swoimi plecami, a przecież powinien stać... Zamiast tego czuł chłód metalu na klatce piersiowej oraz zaskakujący, trudny do opisania dyskomfort. Rozejrzał się, ale jego wzrok był wciąż nieco rozmazany; zdołał jednak dostrzec ciemną sylwetkę nieopodal. Chwila skupienia wystarczyła, aby jego wizja się wyostrzyła, a smok z zadowoleniem rozpoznał pokusę – trudno mu było stwierdzić, czy też przytomną. Za to wyglądało na to, że jeżeli się jeszcze nie obudziła, to czeka ją naprawdę nieprzyjemna niespodzianka. Jej kostki okalał metalowy łańcuch, podobnie jak nadgarstki, znajdujące się nad jej głową. Dziwne, ale przytrzymujący ją w miejscu łańcuch nie był zaczepiony do dłoni, jak wskazywałby rozsądek, ale do nóg. W dodatku nie ciągnął się w górę, ale w dół, co było... było...
        Ognaruks spojrzał na ogon pokusy, który zakrzywiał się w górę, a następnie sam uniósł wzrok.”Oh...” Sufit okazał się olbrzymim jeziorem płynnej magmy, która wesoło sobie bulgotała, gotowa spalić wszystko, co jej dotknie – do najmniejszych kosteczek. Smok podejrzewał, że w swojej prawdziwej postaci byłby w stanie przez nawet dłuższy czas wytrzymać z nią kontakt, ale ta forma... była zdecydowanie zbyt wodnista. I nieprzystosowana do kąpieli w podgrzanej do stanu płynnego skale. Podejrzewał, że pokusa także nie jest aż tak ognioodporna. O ile w ogóle była.... Swoją drogą... Ognaruks teraz zrozumiał, że ten chłód, który poczuł, to łańcuchy, które w jego przypadku przyciskały jego ręce do boków tułowia i zaczepione były osobno do jego nóg, dzięki czemu z sufitem łączył go nie jeden – jak w przypadku Kary – ale dwa.
        - I wtedy elfy zaczęły pchać ten kołowrót, a całe pomieszczenie przesuwać się w górę. Niedługo potem wszyscy straciliśmy przytomność. - Ognaruks poznawał ten głos... driada... Odwrócił się w kierunku, z którego pochodził i szerzej otworzył oczy. - A ty jak się tutaj znalazłeś?
        - Cóż, w dosyć podobny sposób – powiedział smok. Nie należał do największych. Przy Ognaruksie pewnie wyglądałby jak mysz, ale dla istot rozmiarów człowieka musiał sprawiać wrażenie olbrzyma. Jak dużo zależy od skali... był pokryty zielonymi łuskami, ale przy tym wyglądał... na wychudzonego. Gaworzył sobie radośnie z driadą, na której szyi nie było śladu po obroży. - Kiedy się obudziłem i przekroczyłem przejście, otworzyła się przede mną ta wielka jaskinia. Olbrzymia, jak widzisz. I całe szczęście, bo płytki na podłodze, która prowadzi do wyjścia, pokryte są klątwą, zmuszającą do „ukazania swej prawdziwej postaci”. A przynajmniej tak podejrzewam. Nie byłoby to problemem, gdyby nie to, że w tym pomieszczeniu nie działa magia. Obawiam się, że podobnie jest dalej... Coś tłumi to wszystko, tylko nie wiem, co. Próbowałem znaleźć tego źródło, bardzo długo próbowałem. Tak szczerze, to straciłem już większość nadziei, ale przybyliście wy... Ale... nie wiem... obawiam się, że utknąłem tutaj i w końcu umrę z głodu.
        Smok opuścił swój łeb, ale z zaskoczeniem uniósł go, kiedy driada pogłaskała go po nim. Naturianka uśmiechnęła się do niego.
        - Spokojnie, razem na pewno coś wymyślimy. Musi istnieć stąd jakaś ucieczka! Jesteś po prostu tak wielki, że mogłeś przegapić małe szczegóły.
        - Może... może masz rację. Dziękuję. Może i utknęliśmy tutaj razem, ale dzięki tobie... chwila! Chyba się obudzili.
        Smok owinął ogon wokół driady, a następnie posadził ją sobie na łbie, z tyłu, tak, aby uczepiła się jego szyi. Następnie zbliżył się do jeziora magmy, które znajdowało się na środku całej jaskini. Kiedy wyprostował pysk, dosięgał nim mniej więcej na wysokość, na której wisiała ich dwójka.
        - Proszę, proszę... słyszałem o was co nieco. Co za paskudne stworzenia! Nie dość, że wybyliście mnóstwo driad, to jeszcze znęcacie się nad takim biedną, niewinną, małą istotą! Co z nimi zrobimy, mała różo?
        - No nie wiem...
        Ognaruks spojrzał na pokusę w niemym pytaniu. Spróbował się przenieść poza zasięg magmy, ale smok mówił prawdę – tutaj magia zdawała się nie działać. Był nieco zaniepokojony; w głowie układały mu się pewne pomysły, ale wszystkie pewnie kończyłby się marnie. Jego zdaniem przydałoby się, aby pokusa pokazała, że jest bardziej urocza od driady. W końcu praca w takich warunkach to chyba nic nowego?
Awatar użytkownika
Astarte
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Najemnik , Kolekcjoner , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Astarte »

        To była jedna z tych nieprzyjemnych pobudek. Astarte miała takich wiele w ciągu swojego względnie długiego życia, więc początkowo nie przywiązała wagi do wyraźnego dyskomfortu, powoli się wybudzając. Tym razem jednak nie towarzyszył jej znajomy ból głowy, a rozlegające się wokół głosy nie drażniły, a były właśnie wyjątkowo odległe, jakby ledwo do niej docierając. Ewidentnie nie był to więc kac. Wspomnienia zaczęły wracać powoli, ale nieustępliwym, rwącym potokiem, w kilka chwil uzupełniając luki w pamięci pokusy, która odzyskiwała przytomność. Do rozmów się jeszcze nie wtrącała, na razie irytowała ją ta niewygoda. Rozchyliła lekko powieki i próbowała się rozejrzeć, ale głowę miała ciężką, jakby coś ją przygniatało.
        Kobiece ciało poruszyło się lekko i Kara otworzyła w końcu oczy, przyłapując spojrzenie Ogaruksa. I to on stanowił wyjaśnienie tego, dlaczego czuła się tak źle. Przesunęła wzrokiem po jego unieruchomionej sylwetce i z trudem spojrzała w dół (w górę?) na swoje kostki, otoczone ciasnymi kajdanami, do których przymocowany był łańcuch, utrzymujący ją w zawieszeniu pod sklepieniem. Spojrzeć w górę (w dół, ughh…) już było łatwiej, grawitacja sama upominała się o odchylenie głowy. Pokusa przyciągnęła tylko na moment ręce do siebie, z wyraźnym wysiłkiem skupiając spojrzenie na kajdanach łączących jej nadgarstki, ale w końcu dotarła do niej beznadzieja sytuacji i ręce opadły znów bezwładnie w dół, wisząc pod jej głową. Ogon bolał już od niekomfortowego wygięcia, wiec kobieta poruszyła nim lekko, siląc się na wyprostowanie go w górę i wygodniejsze już oplecenie pomiędzy udami i wokół własnych nóg. Dopiero wtedy, względnie wygodnie usadowiona, jak na panujące warunki, rozejrzała się po nieustannie trajkoczącym towarzystwu, których słowa już rozróżniała. I wiedziała, co ma robić.
        - Ognaruks… - szepnęła miękkim głosem, niby ledwie słyszalnym, ale była pewna, że dotarł do wszystkich, nie tylko do zainteresowanego, którego mógł zaskoczyć nietypowy ton głosu pokusy. – Co się stało? – mruknęła zdezorientowana, a jej wzrok niby dopiero padł na smoka i driadę. Otworzyła szerzej oczy ze strachu.
        – Proszę, pomocy – jęknęła, poruszając kajdanami, nim ręce znów opadły ciężko ponad jej głową. Tyle dobrego, że krótkie włosy nie zasłaniały twarzy i tylko krótkie kosmyki zwisały do góry nogami, odsłaniając przepełnioną bólem twarz pokusy.
        Zielony łeb smoka przesunął się z zainteresowaniem od Ogaruksa i zawisł przed samym jej nosem, dmuchając ciepłem w twarz. Astarte zacisnęła powieki i skuliła się na tyle, na ile mogła w pozycji, w której została unieruchomiona. Skutecznie jednak odwróciła z lękiem twarz, wprawiając w konsternację zarówno smoka, jak i siedzącą na nim driadę.
        - Boisz się mnie? – zapytał smok, mrugając z wyraźnym zdziwieniem. Kara w swojej pełnej aktorskiej krasie nawet nie wyjrzała zza swojego ramienia, za którym się chowała, a odsłonięty przez podwiniętą koszulkę brzuch zadrżał, gdy padło na niego znów ciepłe powietrze ze smoczych nozdrzy. Oficjalnie trzęsła się ze strachu.
        Magia mogła tu nie działać, ale pokusy nie bazowały tylko na magii, wręcz przeciwnie. Uwodzenie było umiejętnością, którą należało w sobie wypracować treningiem, jak każdą inną. Im lepsza pokusa, tym mniejszego wsparcia w postaci magii potrzebowała. Astarte może i nie była klasyczną przedstawicielką swojego gatunku, ale akurat charakterystyczną dla niego umiejętność doprowadziła do poziomu sztuki. Najprościej powiedzieć, że zdawała sobie sprawę ze złożoności tego procesu oraz tego, że uwodzenie nie polega tylko i wyłącznie na wodzeniu na pokuszenie. Uwodziło się zmysły i emocje. Wszystkie, nie tylko te romantyczne, czy wywodzące się z czystej żądzy. Uwodziło się umysły, by uzyskać to, czego się chciało, a co nie zawsze musiało być aktem. A poza tym… cóż, dama w opresji to może i oklepany schemat, ale nigdy nie zawodzi. Zmienia się tylko forma damy lub opresji. W tej chwili jednak odgrywała najbardziej klasyczne przedstawienie, realne zarówno dlatego, iż faktycznie znajdowała się w potrzasku, jak również dlatego, że diabelnie dobra z niej aktorka i nie znalazł się jeszcze taki, który by się na to nie nabrał.
        - Różo, ona nie wygląda zbyt niebezpiecznie – smok zwrócił łeb w stronę driady, która wyglądała na jednocześnie skonsternowaną, również ulegając nieco mocy pokusy, oraz zirytowaną zachowaniem jej wcześniejszej agresorki.
        - Ona udaje! – stwierdziła niezadowolona, wskazując pokusę palcem, a Kara skuliła się znów, bezskutecznie próbując ukryć zlękniony wyraz twarzy przed zielonym smokiem i naturianką.
        - Hmm… no nie wiem. Jesteś diablicą, nie mylę się? – zapytał, przyglądając wciąż kobiecie, a ona niechętnie (bo kuźwa nie mogła ukryć pieprzonych rogów i ogona w tej chędożonej jaskini) skinęła głową, spuszczając wzrok zawstydzona.
        - Tak… ale ja nie jestem niebezpieczna.
        - Ona kłamie! Zabiła moje siostry! – driada nie wytrzymała i wydarła się, a jej głos poniósł się echem po jaskini.
        - Moja droga, spokojnie…
        - Ona ci miesza w głowie, to pokusa! – przerwała smokowi naturianka, a ten nagle spojrzał na nią poważniej.
        - Bez przesady moja droga koleżanko, byłbym wdzięczny gdybyś nie sprowadzała mojej inteligencji do poziomu bezwolnego posłuszeństwa wobec przedstawicielek tego gatunku – odparł jaszczur z wyższością i siłą w głosie, która usadziła buntującą się driadę. Nie chciała stracić jedynego sprzymierzeńca, jakiego tu miała, ale wciąż łypała gniewnie na wiszącą w łańcuchach pokusę. Smok zaś mruknął z zadowoleniem i powrócił do oględzin. Kara wyjrzała nieśmiało zza swojego ramienia. – Dobrze więc, jak ci na imię?
        - Astarte… Astarte Naamah – odpowiedziała potulnie, a zielony smok skinął łbem.
        - Ja nazywam się Searbhreathach, możesz mówić mi Sear – przedstawił się, ale odpowiadało mu tylko wciąż przestraszone spojrzenie złotych oczu, więc kontynuował. – Musze przyznać, że jestem w tej chwili nieco zdezorientowany, albowiem to, co o was usłyszałem sprawia, że mam ochotę spopielić was na szaszłyki, które teraz przypominacie, i zjeść – mówił, a rozszerzające się coraz bardziej w przestrachu oczy kobiety sprawiły, że szybko kontynuował – ale! Postanowiłem dać ci szansę na obronę i uzasadnienie swoich czynów, jeśli masz takowe – zakończył spokojnie i oczekiwał na reakcję. Kara przyglądała mu się chwilę w ciągle podtrzymywanym przestrachu, a później spojrzała na siedzącą na jego łbie driadę i wiszącego obok Ogaruksa, by wrócić wzrokiem do smoka. Teraz jednak oprócz strachu malowała się w jej oczach dezorientacja.
        - Nie rozumiem… - przyznała lękliwie, a smok przymrużył ślepia, więc kontynuowała szybko. – Nie… nie rozumiem, nie wiem, co powiedzieć. Nie wiem co tu robię, dlaczego jesteśmy uwięzieni?
        - To takie małe powitanie w tych jaskiniach, wasza zakładniczka również była tak uwięziona, ale ją uwolniłem.
        - Zakładniczka? – powtórzyła Kara, wciąż rozglądając się rozkojarzona i coraz bardziej wytrącając smoka z jego uprzedniej pewności siebie.
        - Driada, którą przywlekliście tu ze sobą i której siostry wyrżnęliście – podpowiedział już tracąc cierpliwość, a driada na jego szyi skinęła dobitnie głową. Astarte pokręciła gwałtownie głową.
        - Co? Nie… nie, my nikogo nie zabiliśmy – mówiła szybko, a jej głos był tak szczery i cierpiący, że gdyby nie rogi i ogon można by wziąć ją za anioła z połamanymi skrzydłami. – Podróżowaliśmy z moim ukochanym przez las, gdy napadły nas driady. Uciekliśmy, ale Ognaruks został ranny, a…
        - Ona łże! Oni splugawili nasze ziemie!
        - My… - pokusa urwała, zwracając na siebie uwagę smoka, a później urywając i uciekając spojrzeniem speszona. – Nie chcieliśmy nikogo urazić, zatrzymaliśmy się na szlaku i… em…
        - Rozumiem – odchrząknął zielony smok, uciekając szybko spojrzeniem do mężczyzny, jakby sprawdzając jego reakcje na słowa kobiety, a tym samym ich prawdziwość. Jednocześnie przebiegł wzrokiem obnażony tors człowieka i liczne rany po strzałach.
        - Cóż, moja droga, on w istocie jest ranny, a ty cała i zdrowa… - zerknął na driadę.
        - Chyba jej nie wierzysz!? Porwali mnie!
        - Ale właściwie jak?
        - No miałam taką magiczną obrożę i on powiedział, że jak się oddalę to mi ośmiornica wyrośnie z głowy – bełkotała roztargniona driada, a smok uniósł wyżej brwi, spoglądając na jej gładką szyję.
        - Przestań kłamać! – Kara odezwała się w końcu nieco głośniej. – Czemu tak ci przeszkadza moje istnienie? Nie mam wpływu na to kim jestem, taka powstałam i staram się żyć porządnie, a ty chciałaś mnie zabić, bo byłam z mężczyzną, którego kocham! Zasłonił mnie przed twoimi strzałami – załkała diablica, w duchu śmiejąc się do rozpuku, gdy driada wytrzeszczając oczy prawie rwała sobie włosy z głowy w skrajnej irytacji.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Ognaruks wolał nie wtrącać się w przedstawienie, które pokusa rozpoczęła, chyba nieźle się tym bawiąc; owszem, gdyby sam także zaświadczał o tym, jakie to potworności driady im wyrządziły i jakimi to oni bezbronnymi niewiniątkami nie są, pewnie zwiększyłby szanse powodzenia, jednak był problem - był Ognaruksem. Nie znał się zbytnio na aktorstwie, a zdecydowanie nie na tyle, aby móc przekonująco odgrywać rolę tak odmienną od tego, czym tak naprawdę był. Jego pycha drapieżnika doskonałego nie pozwalała mu znieść myśli, że mógłby opowiadać, jak to banda driad to przeraziła i jak rozpaczliwie bronił się przed ich atakami. Wolał więc odgrywać inną rolę - milczącego, może nawet po części w szoku, mężczyzny. Na tyle często ignorował pomniejsze stworzenia, że nie było to dla niego znowu aż takie trudne. Dlatego też nie odzywał się, starając się też zbyt mocno nie poruszać mięśniami twarzy, kiedy Kara przedstawiała kolejne sceny. Musiał sam powstrzymać się od drobnego chichotu, ale był pod wrażeniem samokontroli towarzyszki; on nigdy nie byłby w stanie płaszczyć się przed takim zmarniałym psem - bo w ten właśnie sposób postrzegał smoka. On sam? On sam oczywiście był wilkiem - tamten mógł sobie straszyć szczury, ale na pewno nie jego.
        - Jedno jest pewne - westchnął wspomniany osobnik. - Zdecydowanie pośpieszyłem się z oceną sytuacji, a przeciwśrodki, które zastosowałem, były… cóż, zdecydowanie za radykalne. Wybaczcie, zaraz was uwolnię, a wtedy…
        - Nie! - krzyknęła przerażona driada. - Chyba jej nie wierzysz?!
        -Różyczko, nie wiem, czemu mam wierzyć. - Smok westchnął. - Jeszcze o niczym nie zdecydowałem, po prostu musimy spróbować zacząć to od początku; tak, jak istoty cywilizowane.
        - Ale! - Driada spoglądała z przerażeniem na smoka zbliżającego łapę do łańcuchów. - Oni… oni cię zabiją! A potem… a potem…
        - Spokojnie, o mnie się nie martw. - Słowa smoka i jego łagodny, krzepiący śmiech zagłuszyły cicho wypowiedziane słowo “mnie”. - Ciebie też uda mi się obronić bez trudu, zaufaj mi.
        - Ale… ale…
        Łapa smoka owinęła się wokół łańcucha trzymającego pokusę, a następnie odczepiła od sklepienia, powoli przenosząc kobietę nad jeziorem magmy, aby ostrożnie opuścić ją na stabilną, chłodną podłogę i poluzować zaciski, oswobadzając ją z więzów; trzeba było przyznać, że był przy tym wyjątkowo ostrożny i precyzyjny, dzięki czemu cała procedura była nadzwyczaj delikatna, a łańcuchy opadły swobodnie na podłogę, nawet zbytnio nie obcierając skóry pokusy. Driada zaraz od niej odskoczyła i schowała się za nogą smoka, który sięgnął teraz po Ognaruksa; tego już nie traktował z tak wielką ostrożnością, ale mężczyzna po chwili znalazł się na ziemi także bez większych uszkodzeń. Wstał na nogi, rozciągając się lekko - jego wzrok spoczął na wielkich wrotach z żelaza, prowadzących najpewniej wgłąb… tego miejsca, w którym się znajdowali. Przed nimi znajdowała się linia srebrzystych mozajek, lśniących wręcz od magii - najprawdopodobniej to one wymuszały zmianę postaci. Unikać za wszelką cenę; Ognaruks po przemianie niewątpliwie zostałby zmiażdżony przez skały, najpewniej zwalając całą jaskinię na głowy pozostałych. Niezbyt urocza wizja - spojrzał na smoka, zastanawiając się nad czymś, podczas gdy ten odsunął się i przyjrzał się im.
        - A więc… możemy chyba przejść do wyjaśnień… tylko bez zbędnych emocji, proszę, nie potrzebujemy zrobić z tego większego bałaganu, niż jest teraz… emm… może zacznijmy od tego, po co tutaj właściwie przyszliście, w porządku? Driada twierdzi, że zaciągnęliście ją tutaj, chcę usłyszeć waszą wersję wydarzeń.
        Ognaruks rozejrzał się, dostrzegając włócznię leżącą nieopodal - całkiem dobrze wykonaną, może nawet mogącą być zaliczaną do piki? Cała była z żelaza, dzięki czemu nadawała się idealnie - wokół wiele było pozostałości po różnych istotach, szkielety sczerniałe od ciepła, zbroje, bronie… Mężczyzna odezwał się, mrucząc coś cicho pod ustami i uciekając wzrokiem na bok od smoka. Ten spytał o wybaczenie i czy Ognaruks może powtórzyć, na co ten wydał z siebie odgłos tylko odrobinę głośniejszy. Smok westchnął, po czym obniżył łeb, przybliżając go do mężczyzny. Nadeszła chwila decyzji ostatecznej. Pokusie szło świetnie okłamywanie wielkiego gada i pewnie udało się jej przekonać go, aby pomógł im przejść dalej, więc… Ognaruks nagłym ruchem chwycił włócznie lewą ręką, prawą zaciskając na nosi smoka i przyciskając go do ziemi - pysk opadł, przyciśnięty do podłoża, zaskoczony gad próbował otworzyć szczękę, ale nie mógł, ograniczany wielką siłą Ognaruksa, której zdecydowanie się po nim nie spodziewał. Jego łapy ruszyły w stronę napastnika, ale wtedy poczuł dotyk żelaza na skórze. Nie na łuskach, a w miejscu, gdzie łuski łatwo odsunąć. Demon uśmiechał się, doskonale znając smocze słabości - wystarczyło, aby pchnął, a włócznia bez problemu dotrze do mózgu, zabijając go na miejscu.
        - Posłuchaj, mały - odezwał się swoim smoczym, głębokim głosem. - Nie chcę mi się tracić czasu na kogoś takiego, jak ty, więc powiem wprost; przeniesiesz nasz teraz nad tamtym zaklęciem, a jeżeli będziesz tylko coś kombinował, to zginiesz na miejscu. Potem driada. Uwierz mi, nie zawaham się. Czy to jasne?
        Smok spoglądał na niego chwilę oczami, w których malował się gniew, smoczy gniew, który przerażał śmiertelników, ale Ognaruks tylko uniósł kącik ust w odpowiedzi. Po chwili z gardła smoka dało się dosłyszeć twierdzące mruknięcie - Ognaruks, wciąż przyciskając włócznię do boku głowy tamtego, wspiął się na jego głowę, a dokładniej szyję, bo wiele miejsca na bestii nie było, po czym zmienił nieco ułożenie włóczni, teraz celując w czubek jego pyska. Spojrzał na pokusę, opierając się właściwie na broni, po czym uśmiechnął się do niej i wyciągnął rękę w jej stronę, oferując pomoc w wejściu.
        - Powóz czeka - zakpił.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Przecież miała cierpliwość. No nie powiedzą, że nie! Miała cierpliwość i nie wtrącała się tak długo jak jej nie kazano. Ale kiedy już otrzymała takie polecenie… oj, leciały iskry i fioletowe kleksy z tych wściekniętych oczu. Mała fioletowa istotka (nie mylić z posiniałą driadą) aż topiła się w żądzy. Zająć się tymi dwoma pajacami, pokazać im co naprawdę znaczy terror…
Fakt - nie była oblataną w manipulacjach pokusą. Nie była też niemalże niezniszczalnym smokiem, a jej cielsko było wielkości skromniejszej niż można by oczekiwać. Ale nie miało to znaczenia - była sobą, nietoperzastą istotą podróżującą między wymiarami, zajmującą się brudną robotą w tym świecie.
Ale jakże satysfakcjonującą!

Jak silna nie byłaby magia tego miejsca ona przeniknęła do jaskini bez najmniejszych problemów. Z wywracającym się trzecim żołądkiem obserwowała gierki pokusy, lecz jeszcze bardziej mdliła ją łatwowierność zielonego gada. No dobra, była wspaniałą aktorką, ale jak raz nie mógł najpierw zrobić z niej chrupka, a dopiero potem myśleć!? Z resztą - myślenie i tak mu nie szło. Fioletowa nie zaliczała się do naturian, ale trzymała stronę driady. Wielu driad. A nawet jakby nie trzymała to i tak przemienionemu zboczeńcowi i zakłamanej podobno-kobiecie należała się nauczka, a nie zaufanie. Może tak zmienić im płeć? Piekielna miałaby się czym bawić, a jednocześnie stałaby się wyjątkowym okazem pana pokusa. A smok… ciekawe czy umiałaby podrywać chłopców. Kuszące…
Jednakże Fioletowa nie była fanką tego typu subtelnych rozwiązań. Wolała psikusy o wiele bardziej infantylne, o wiele bardziej… niepasujące. Do wszystkiego.
A ta dwójka sobie nagrabiła. Mieli plusy za puszczenie niedoszłego rycerza wolno, sami ze sobą też mogli robić co chcieli… ale masakra niziołków to było coś za co wysłałaby ich na bardzo długie kazania. Niestety miała też przy sobie pewną listę próśb i zażaleń, na której między innymi zapisano jej by nie przesadzała. Dlaczego? Też chciałaby się pobawić! No ale cóż - każdy ma swoje ograniczenia.
Westchnęła i popatrzyła jak Ognaruks zaprasza skalaną na ,,powóz”. Phi - zielony zasłużył.
Ale Driada nie.

Podleciała do niej i wyszła z przestrzeni międzywymiarowej, która do tej pory ją ukrywała. Nie przejmując się zbytnio parą podróżników uśmiechnęła się do kobietki i przyłożyła palec do ust nim ta zaczęła piszczeć.
- Za chwilę się nimi zajmę - Ogłosiła słodko z uśmiechem zdradzającym miłość do zabawy po czym wepchnęła naturiankę w tę samą przestrzeń, którą ją skrywała. Dzięki temu była całkowicie bezpieczna (o ile zaklęcie nie puści), a jednocześnie mogła obserwować co działo się w jaskini. O zielonego nietoperzasta nie dbała za mocno - skoro dał się zwieść to cóż… czyż nie był to jego wybór?
- Kogo my tu mamy… - Wyjęła swoją listę i ostentacyjnie zaczęła przebiegać wzrokiem po linijkach - Pokusa Astrupek i Smok Niszczokoszul… I zielony naiwniak. - Prychnęła. - Przysłano mnie po was, bo siła wyższa. - Wyszczerzyła się już bez śladu niezadowolenia i podleciała bliżej, uważając jedynie by nie znaleźć się w zasięgu łap Ognaruksa. Czy faktycznie był w stanie jej coś zrobić? Nie wiadomo. Ale bez magii nie mogli jej uciec.
- Na pewno myślałeś o tym co się stanie jeżeli przybierzesz tu swoją prawdziwą postać, nie? Jaka szkoda, że nie jesteś takim uroczym stworzeniem jak ja! - Zaśmiała się wykonując obrót w powietrzu i pokazując z dumą tak swoje futerko jak czteropalczaste kończyny. - Niestety na liście mam napisane: ,,Pokusę bezpiecznie odesłać. Smok - rób co chcesz”. Pomyśl więc co chcesz, a ja… - przeniosła wzrok żółtych ślepi na piekielną - Cześć. Nie zaimponowałaś mi zbytnio, ale jako, że ja mam skrzydła, a ty nie, to daruję sobie zemsty, poza może tym - szybkim ruchem dłoni uniosła chmurę różowego pyłu i dmuchnęła nią w stronę pokusy. Czy tego chciała czy nie zaczęła się przemieniać - i nie była to zasługa jej własnych zdolności. Powili kurczyła się z sykiem, a jej skóra przybierała dziwny mechowaty odcień… po paru chwilach przed obydwoma smokami stała kolejna driada. Ognaruksowi nie był to widok obcy - chociaż teraz nie miało to znaczenia. Pewnie i tak niczego ich to nie nauczy.
- Na razie tyle. Niestety za jakiś czas będziesz mogła zmienić się z powrotem… mam nadzieję, że do tego czasu nie trafisz na żadnego łowcę, pokusę... czy smoka. - Uśmiechnęła się i kolejnym płynnym gestem odesłała piekielną daleko stąd.
,,Cóż, tyle dobrze, że nie dostaniesz swojego skarbu”.
Przez ograniczenia z listy nadal była jednak nienasycona. Potrzebowała więcej szaleństwa, więcej kolorów… na szczęście Ognaruksa nie tyczyły się te same zasady i przy nim mogła dać upust swojej pomysłowości.
- To jest napisane, że zraniłeś wiele koszul. - Uniosła na niego spojrzenie i podleciała bliżej. Zielony się nie ruszał, więc smok mógł wyciągnąć łapy ku dziwnemu stworzeniu, ale to zdążyło się uchylić.
- Twoja koszula - wskazała palcem - Zanim zaczniemy się bawić muszę odesłać ją tam, gdzie będzie bezpieczna… prośba od pewnej dziewczynki - I zaklęciem splecionym z odcieni purpury obnażyła pierś mężczyzny wysyłając ranną koszulę gdzieś w dalekie, turmalijskie strony.
Czy smok powinien mieć coś przeciwko?
- No kochasiu, nie mam na ciebie nie wiadomo ile czasu, bo choć ciało masz niezłe to nie lubię pięciopalczastych gości - Wzruszyła ramionami i westchnęła zrezygnowana. - Myślałam nad tym by dodać ci trzeci pośladek, ale ostatecznie dam ci różowe cętki. Wzór w różowe panterki - wyszczerzyła się wirując w powietrzu, a na skórze smoka faktycznie zaczęły pojawiać się uproszczone sylwetki różowawych zjaw. - Wiesz jak idealnie będzie wyglądać to na łuskach!? Możesz wypróbować czy się zmyje. Na twoim miejscu zaczęłabym od smoły i gorącego jaśminu. Łatwo będzie, bo ze swoim nowym rozmiarem łatwo zmieścisz się do balii! - Niemalże zaklaskała i tym właśnie wysłała i Ognaruksa gdzieś w dalekie krainy.
- No cóż. To chyba tyle. - Oznajmiła otrzepując dłonie. - A ty dałeś się nabrać na taką tanią… no, ale mała cię lubi, więc wypuszczę i ciebie. Korzystaj z rozumu i zapamiętaj, że piekielnym się nigdy nie ufa. No już, sio - Pogoniła go otwierając portal, aby mógł zniknąć w tej samej przestrzeni co driada. Może dogadają się i zaczną podróżować razem? Będzie dziś miła i odstawi ich tam gdzie chcą.
A co do dwóch mało sumiennych podróżników…
Sami zobaczą jak trwałe są efekty jej magii.
Zablokowany

Wróć do „Kurhany Świętej Krwi”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości