Kurhany Świętej Krwi[Kurhany] Widziałam smoka cień...

W Smoczej Przełęczy znajdują się kurhany, w których pochowani są Królowie z Rodu Świętej Krwi, polegli w Wielkiej Wojnie jaka, w w dawnych czasach pochłonęła miliony mieszkańców Alaranii, to właśnie w tej wojnie Zostały zniszczone Nemeria i całe Środkowe Królestwo. Legendy mówią, że królowie pochowani zostali wraz ze swoimi insygniami władzy i kosztownościami, co sprowadza do tego miejsca wielu poszukiwaczy skarbów. Jednak aura otaczająca to niezwykłe miejsce nie pozwala bezcześcić grobów dawnych władców, każdy kto kiedykolwiek próbował zniszczyć spowite mgłą kurhany zginał niechybną śmiercią...
Awatar użytkownika
Astarte
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Najemnik , Kolekcjoner , Kurtyzana
Kontakt:

[Kurhany] Widziałam smoka cień...

Post autor: Astarte »

        Wiele się wydarzyło, od kiedy musiała z podkulonym ogonem uciekać z Arturonu. Uciekała niby przed uparcie ścigającymi ją palladynami, ale przede wszystkim przed pewnym uroczym i puszystym kociakiem, którego urok dostrzegłby absolutnie każdy, poza Karą właśnie. Załatwiła więc, co musiała, spotykając się ze swoim informatorem i odbierając kolejne zlecenie do wykonania. Wszystkie informacje i precyzyjne szkice zapamiętała, po czym spaliła, dokończyła fajkę i zniknęła z miasta, gdy tylko jej małe ognisko na dobre ugasło.
        Właściwie nie musiała tego robić. Pokusy z zasady nie pracowały w inny sposób niż własnym ciałem i nie zarabiały nic poza kolejnymi duszami; wydartymi, rozszarpanymi, potępionymi i nadającymi się już tylko do piekła, gdy diablica skończyła z nieborakiem. To im wystarczało i tego potrzebowały. Kara niby też, ale samo to było jej za mało. Po tylu latach nawet coś, co bawi i zaspokaja głód może się znudzić, a nie ma nic gorszego (dla niej i postronnych) niż znudzona pokusa.
        Astarte szukała więc sobie różnych zajęć. Takich, które ją bawiły, zajmowały na dłużej, ciekawiły, wzbudzały zamieszanie i chaos, czy zwyczajnie stanowiły wyzwanie. Od dostarczania wszelkiego rodzaju rzeczy, przez szantaże i wymuszenia, po wtykanie kija w polityczne mrowiska. Zlecenie, które przyjęła teraz, spełniało niemal wszystkie przesłanki na raz. I jeszcze jej za to płacili!
        Terminu jej nie narzucono, więc w międzyczasie oczywiście wpadła do Niego, jak każda zdrowo uzależniona istota. Wróciła w rozsypce – jak zawsze, kolejne tygodnie znów pijąc na umór i na swój własny sposób zbierając się do kupy – jak zawsze. Później od razu wyruszyła. No dobrze, prawie od razu. Najpierw potrzebowała kogoś do brudnej roboty.

        - Patrz na drogę – skarciła mężczyznę słodkim głosem, a ten westchnął tęsknie i odwrócił wzrok na nudną jak flaki z olejem trasę.
        Szlak prosty, jak okiem sięgnąć, a obok przecież ona. Kobieta z jego snów, mimo że niewielu uznałoby ją za tak olśniewającą, jaka była w jego oczach. Idealna. Taka, jaką sobie wymarzył. Nie zastanawiał się, jak to było możliwe, bo jakie to miało znaczenie, gdy sny stawały się jawą? Drobna, chociaż o odpowiednio kobiecej sylwetce (oczywiście), delikatna uroda, piękna, łagodna twarz o wielkich sarnich oczach, równie brązowych, co jej włosy, opadające lśniącymi falami na te piękne, cudowne, krągłe…
        - Brett – zamruczała, próbując odwrócić jego uwagę. A może Bratt? Cholera.
        …nieziemskie, chcące wydostać się z okowów ciasnego gorsetu…
        - Bratt!
        - Tak, Sammi? – dopiero podniósł zamglony wzrok, a ona wysiliła się na kolejny uśmiech. Zabiję go, jak Księcia kocham, zabiję nudziarza. Niech tylko dotrą na miejsce, niech zrobi swoje i pożre tego blondaska z największą przyjemnością. Ostatnie tchnienie mu wydrze, żeby więcej tak nie wzdychał.
        - Niedługo będziemy na miejscu kochany, sprawdź jeszcze raz miejsce na mapie – poinstruowała go delikatnie, by miał jakieś zajęcie. Jeszcze tylko kawałek. Wytrzyma. Karmiła się jego pożądaniem przez ostatni tydzień, więc była w pełni sił, ale chłopak naprawdę nadwyrężał jej cierpliwość. Niestety, ci interesujący ją mężczyźni nie bywali tak błahymi narzędziami, a te zaś rzadko kiedy bywały interesujące, taki los.
        Jechali niewielką furmanką, ciągniętą przez zmęczoną życiem klacz, która jako jedyna nie reagowała paniką w obecności pokusy. Chyba nie miała siły, albo zwyczajnie było jej wszystko jedno, póki nikt nie smagał jej batem. Przed nimi było widać już Smoczą Przełęcz, a tam czekały skryte w kurhanach groby królów. Oczywiście w głębokim poważaniu miała przeżarte przez robale szczątki jakichś ludzi, ale tam właśnie znajdowało się to, czego szukała. Podobno. Po to był jej ten cały Brett, Bratt, czy jak mu było. Przecież sama kopać nie będzie, prawda? Omamiła go nie tylko przybierając postać o wymarzonym przez niego kształcie i aparycji, ale też obietnicą niezmierzonych skarbów, tylko czekających aż ktoś tak nieustraszony wyruszy w tą emocjonującą podróż, z kobietą swych snów u boku, bla, bla, bla, bleh.
        Jej w każdym razie zależało na jednym drobiazgu, zupełnie niepozornym, którego człowiek pewnie nawet nie zauważy, ginąc w innych bogactwach. Już zdążyła zauważyć, że jeśli chodzi o magię, to facet jest ślepy, jak kret, więc pominie artefakt, na którym jej tak zależy. Drobiazg skrywał moc tak ogromną, że Kara po zapoznaniu się ze sprawą wciąż nie zdecydowała, czy faktycznie przekaże zdobycz zgodnie z umową, czy zatrzyma dla siebie, by wykorzystać w bardziej odpowiadającym jej momencie. Czas pokaże.
        Mapę zaś oddała Brattowi niechętnie, uważnie pilnując, jak się z nią obchodzi. Długo szukała informacji o kimś, kto byłby w posiadaniu na tyle precyzyjnego planu kurhanów, by odnaleźć wśród nich miejsca nie przeryte jeszcze przez innych poszukiwaczy skarbów. W końcu, gdy wiedziała, kogo powinna szukać, znalezienie kartografki nie stanowiło większego problemu, natomiast namówienie demonicy, by oddała jedno ze swych dzieł… to już ją drogo kosztowało, a cena nie została wyliczona w ruenach. Cóż. Wiedziała, że jej się to opłaci, więc nawet negocjacje z kutą na cztery kopyta nemorianką stanowiło pewnego rodzaju rozrywkę. Irytującą momentami, ale ostatecznie satysfakcjonującą. Najważniejsze jednak, że miała mapę, miała narzędzia i wiedziała, że mało kto będzie szukał tam, gdzie oni, a prawie nikt – tego, co ona.
        Chwilowo więc dzielnie tolerowała towarzystwo zakochanego blondaska, jak również nudną podróż, która musiała odbyć się w niemagiczny sposób. Była cierpliwa i przygotowana, nic nie popisuje jej szyków.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ognaruks leciał wściekły dobre kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt mil na powierzchnią ziemi – ocenianie wysokości było teraz ostatnim, co zajmowało jego myśli. Potężne skrzydła raz po raz wzburzały chmury ze swojego naturalnego, powolnego marszu, a czarne niczym noc łuski ponuro lśniły w promieniach słońca, które było tak blisko. Zanim smok się zorientował, znalazł się na wysokości, na której zaczynało brakować mu oddechu; jednakże nie zniżył lotu i zdecydował poszybować na tej przestrzeni jeszcze nieco – oddychanie sprawiało mu wielką trudność, ale ból z tym związany pomagał mu się skupić. Jego pędzące jak szalone myśli powoli zaczynały wkraczać na bardziej znane mu tory. Przerażenie, zdumienie, szok oraz strach zaczęła zastępować jego stara przyjaciółka – furia. Potrzebował coś zniszczyć.
        Zamysł był prosty – zamiast próbować mierzyć się z czymś nieznanym i pojąć niepojęte, najlepiej przywrócić światu naturalny tok i wtedy spróbować to ugryźć. Tymczasem jednak przydałoby się to zrobić w bardziej dosłowny sposób. Najlepiej z czymś miękkim, mięsistym oraz smakowitym. Prosiak, którego zjadł w całości, wystarczyłby Ognaruksowi na normalne funkcjonowanie, ale zdecydowanie nie zaspokajał jego głodu. Dlatego też zniżył lot, swoim smoczym wzrokiem wypatrując nowego posiłku.
        Dla podróżującej spokojnym traktem dwójki najpierw objawił się jako maleńka, czarna kropka, odłączająca się od pasma górskich szczytów oraz powoli się powiększająca i nabierająca kształtów i rozmiarów coraz bardziej przypominających ptaka. W pewnym momencie jednak można by się zacząć zastanawiać, jak długo ów zagadkowe zwierzę będzie się powiększać, aż w końcu – każdy w innym momencie – dostrzeże coś, co zmrozi krew w żyłach. Klacz zrobiła to dopiero, kiedy w powietrzu dał się słyszeć odległy świst wiatru, towarzyszący pikującemu smokowi. Wtedy dopiero uniosła łeb, stawiając uszy, jej nozdrza się rozszerzyły, a oczy zwęziły, gdy dostrzegła wielki cień spadający z nieba, zbliżający się z każdą sekundą. Zarżała spanikowana, po czym w prymitywnym, zwierzęcym odruchu paniki spróbowała uciekać w kierunku przeciwnym do dostrzeżonego zagrożenia. Jako, iż to nadciągało od strony, w którą jechali, spróbowała pobiec do tyłu, ale zaprzęg skutecznie mu to uniemożliwił, przez co furmanka się jedynie zatrzęsła.
        Spanikowane zwierzę rzucało się i rżało, zapewniając siedzącym na koźle porządne turbulencje, ale nie było w stanie nic poradzić na swój los. Z jego pyska wydobył się straszliwy kwik, gdy zęby smoka - lecącego już niemal na poziomie gruntu i wyciągającego szyję, aby jak najczyściej uderzyć w ofiarę — zacisnęły się na jego tułowiu. Zaprzęg wytrzymał na tyle, aby wywrócić furmankę na bok w wyniku ciosu potężnego pędu demona. Potem drewno pękło, a smok, którego łapy zagłębiły się w ziemi, przez co wylądował w ślizgu, lądując bokiem na ziemi oraz zostawiając w niej cztery wielkie rowy, uniósł łeb, a tym samym wierzgającą w agonii klacz. Jego szczęki rozwarły się tylko po to, aby zawrzeć się ponownie, łamiąc tym samym większość kości w końskim ciele. Drugie chapsnięcie wystarczyło, aby zwierzę zostało połknięte, a smok przełknął z zadowoleniem, oblizując się przy tym z krwi stworzenia.
        Stojąc tak – górując nad spokojną okolicą – spojrzał na resztę chaosu, który udało mu się wywołać. Zniszczony i przewrócony wóz skwitował pobieżnym spojrzeniem, jego źrenice natomiast zwęziły się, gdy dostrzegł kobietę. Przebranie stworzone z marzeń innego mężczyzny podziałało także na niego i choć nie w tak wielkim stopniu, jak na ofiarę pokusich manipulacji, to jego ogon entuzjastycznie powędrował na drugi bok, przeorując tym samym ziemię niczym gigantyczny pług.
        - Proszę, proszę, co my tutaj mamy. - Głęboki pomruk opuścił jego wciąż zakrwawioną paszczę, gdy zbliżył się do kobiety, jeszcze bardziej zwiększając obszar, w którym wypełniał jej pole widzenia – jego oczy zdawały się błyszczeć, a na zębach czaić się paskudny uśmiech.
        Nie zdecydował się na subtelną grę wstępną; uniósł łapę oraz przygniótł nią kobietę, posyłając ją na ziemię oraz przyciskając do tej. Nie włożył w to zbyt wiele sił, gdyż zdecydowanie nie chciał jej uszkodzić. Jeszcze. Postarał się zrobić to tak, aby ciało od brzucha w dół było przyciśnięte przez jego ciało, zaś pozostała część była widoczna, znajdując się pomiędzy jego pazurami. Zniżył łeb tak, aby przyjrzeć się jej dokładnie – jego wzrok oceniająco taksował ją, a widać było, iż podoba mu się owa inspekcja. Jego nozdrza się rozszerzyły, a na twarz kobiety spłynęło gorące powietrze.
        - Nie jesteś chyba księżniczką, co? - spytał, wydając przy tym z siebie warkot, który bez wątpienia był śmiechem. Jego wzrok uniósł się, spoglądając na towarzyszącego jej mężczyznę. - A to nie przypadkiem twój rycerz? Uroczo. Może jednak ten dzień nie będzie aż tak zły.
Awatar użytkownika
Astarte
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Najemnik , Kolekcjoner , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Astarte »

        Droga wciąż trwała, jakżeby inaczej, ale Kara schowała już bezpiecznie swoją mapę do torby i teraz zabijała czas, gapiąc się bezmyślnie w niebo. Zsunięta nieco na koźle z ugiętymi nogami wspartymi o bandę może nie prezentowała się tak zwiewnie, jak początkowo, ale chłopak był w nią tak ślepo zapatrzony, że chyba jego podejrzliwość wzbudziłyby dopiero rogi, a pewnie i to próbowałby jakoś wyjaśnić. Pokusa cierpliwie ignorowała więc jego nieustanny bełkot, od czasu do czasu pomrukując twierdząco i licząc na to, że ciągnąca furmankę kobyła jest na tyle kumata, by samej trzymać się szlaku.
        Punkcik na niebie od razu przykuł jej uwagę, nie budząc jeszcze nic poza ciekawością. Mimo bliskości gór, bezkresu błękitnego nieba nie przecinała nawet jedna chmurka, przez co powiększający się kształt, nawet jeśli z tej perspektywy chwilowo wielkości główki od szpilki, przyciągał wzrok, niby skaza na jednolitym płótnie. Brwi szatynki zmarszczyły się delikatnie, gdy rozpoznała kształt skrzydeł, a usta rozchyliły lekko w zachwycie.
        Smok.
        Nie żaden ptak, nawet jeśli jeszcze przypominał go rozmiarem, nie z takimi skrzydłami. Odruchowo sięgnęła w jego stronę zmysłem, krzywiąc się nieznacznie pod siłą zbliżającej się emanacji. Powinni zejść ze szlaku, nim ich zauważy. Zdecydowanie, skryć się pomiędzy drzewami. Jeśli zniży lot, pewnie dostrzeże ślady powozu, ale nie będzie się pchał w gęstwiny. A jednak dziewczyna wciąż siedziała nieruchomo, mimo że jako jedyna była świadoma zbliżającego się niebezpieczeństwa. Kobyłka ciągnęła krok za krokiem z zerowym zapałem, Bratt dosłownie nie widział świata poza nią, a pokusa zaciskała zęby, wspominając własne skrzydła. Przepis na katastrofę, jak malowany.
        - Sammi, smok! – wrzasnął nagle blondyn, dostrzegając zagrożenie, i zaczął potrząsać nią, w panice pokazując na niebo, aż nie warknęła, wymykając się natrętnym łapom.
        - Tak, smok! Krzyczmy głośniej, wtedy na pewno nas nie zauważy! – syknęła i chciała złapać lejce, by skręcić wóz, ale nie zdążyła.
        Chłopak ściągnął wodze, co było jego kolejnym głupim pomysłem, gdyż klacz zarżała, unosząc łeb i dostrzegając pikującego na nich smoka. Wtedy rozpętał się chaos. Zwierzę zaczęło cofać się, napierając na wóz, Bratt bezmyślnie smagał koński grzbiet batem, wrzeszcząc jak opętany i gapiąc się ciągle w niebo i zbliżającego się drapieżcę. Teoretycznie można by powiedzieć, że tylko Astarte zachowała zimną krew, sięgając po skryty w cholewie buta nóż i rzucając w przód, by przeciąć cugle i uwolnić konia, zanim ten ich zabije, ładując się tylnymi kopytami na kozioł. Niestety jednak udawanie człowieka przez ostatni tydzień zbyt mocno rzuciło jej się na mózg, bo zamiast tego powinna zwyczajnie zniknąć, zostawiając ten bajzel za sobą. No ale cóż, nikt nie jest nieomylny.
        Cugle przecięte zostały tylko w części, gdy kwicząca przeraźliwie kobyła została złapana w pół ostrymi jak brzytwa i wielkimi, jak całe ludzkie ramię kłami, usadowionymi setkami w przepastnym pysku smoka. Ten zaś był ogromny, swoim ciałem rzucając cień na okolicę i przysłaniając niebo. Pokusa na moment zamarła z nożem w ręce, wpatrując się w wielkie dziury szpecące rozpostarte szeroko skrzydła, ale nie trwało to długo. Ledwie mgnienie. Smocza paszcza wyszarpnęła konia z wozu razem z dyszlem, burząc konstrukcję i praktycznie posyłając furmankę w drzazgi, pasażerów zaś – lotem koszącym na ziemię.
        - Szlag! – Pokusa z warknięciem zerwała się z traktu, obracając w stronę zagrożenia, gdy to właśnie oblizywało pysk po pożarciu jej konia. Kuźwa! Pieprzone smoki! Mało baranów hasa po polach, musiał jej wyrywać kobyłę z wozu!?
        Astarte już dawno odzwyczaiła się od tego, że ktoś pierze jej skórę, więc teraz z mieszaniną niezwykłego dla niej lęku i zaskoczenia oraz bardziej znajomego zdenerwowania, ocierała krew z czoła, zataczając się lekko. Rana nie była głęboka, lekkie cięcie przez któryś z fragmentów rozpadającego się wozu, wystarczające jednak, by odznaczyć się ciemną krwawą smugą przez całą skroń i policzek dziewczyny. Walnąć musiała jednak nieźle, bo wciąż czuła, jak szumi jej w głowie.
        Ostre spojrzenie, nijak niepasujące do delikatnej aparycji szatynki spotkało się ze smoczym wzrokiem, ani myśląc się ugiąć i tylko prychnięcie odpowiedziało na retoryczne pytanie napastnika, którego głos rozległ się wokół nich. To ten wibrujący dźwięk i cholerny ból głowy odebrał jej moment przewagi; rozproszyła się i zamiast uderzyć w smoka jakimś bolesnym ciosem magicznym, wylądowała na ziemi przygnieciona jego łapą.
        Kara warknęła i odruchowo zaparła dłonie o otaczające ją pazury, po chwili poddając się i zwyczajnie opierając za sobą na łokciach, jakby odpoczywała na pikniku. Przecież i tak go z siebie nie zrzuci. Co za wielkie bydle! Mimo to ostrożnie zakradła się do jego umysłu, szybko wycofując, gdy zewsząd zaatakował ją chaos. No dobra, to nie będzie takie proste. Ale też nie niemożliwe, ale teraz miała problem z opanowaniem własnego zamroczonego od uderzenia umysłu, a co dopiero wpływać na cudzy. Obserwowała zniżający się w jej stronę łeb, a gdy smok zaczął ją oglądać, wręcz uniosła brew w zdziwieniu. Serio? Zaraz… to wcale nie tak źle… Podmuch gorącego powietrza zniosła ze spokojem, mrużąc tylko oczy. Normalnie prawie jak w domu.
        Na skierowane do niej pytanie uniosła lekko brwi i prychnęła pogardliwie, darując sobie odgrywanie damy w opresji. Określenie jej księżniczką było zbyt absurdalne, by zachowała powagę, ale też udało jej się opanować przed wulgarnym komentarzem cisnącym się na usta. Z kolejnym pytaniem podążyła spojrzeniem za Brattem, na którego przestała zwracać uwagę odkąd rozpętało się to zamieszanie. Chłopak stał teraz, chwiejąc się lekko na nogach, blady jak śmierć i wodząc spojrzeniem od smoka do niej, jakby sam nie wiedział, czy ma uciekać, czy bronić kobiety swych marzeń i snów. Chociaż ciężko było stwierdzić, co mógłby zrobić. Może najwyżej piskiem ogłuszyć smoka?
        - Jaki rycerz, taka księżniczka – skomentowała więc złośliwie, wsparta wciąż na łokciach, nawet nie próbując wydostać się z niekomfortowego i bolesnego potrzasku. Nadal kręciło jej się w głowie od uderzenia, więc jeszcze nie próbowała teleportacji, bojąc się że zamroczona wyrżnie tylko w jakieś pobliskie drzewo. Zamiast tego skupiła się na ujawnionym przez smoka samczym zachowaniu, zwracając na niego spojrzenie.
        – Dobrze skarbie, pożarłeś i rozwaliłeś mój transport, zjedz sobie jeszcze blondaska…
        - Sammi! – cierpiętniczy pisk Bratta przerwał jej wypowiedź, ale nawet nie zwróciła na niego uwagi. W momencie, w którym zaatakował ich wielki, jak zamczysko smok, mężczyzna przestał być niezbędny i Kara nawet nie mrugnęła, dorzucając go do puli w negocjacjach o swoje potępione istnienie.
        - …a mnie zostaw w spokoju. Możemy się tak umówić? Między nami, ogonami? – zamruczała, przybierając nagle własną postać.
        Błyszczące sarnie oczy zastąpiło chłodne spojrzenie złotych ślepi, opalona skóra zmatowiała, rysy twarzy wyostrzyły się, usta zbladły, długie brązowe włosy zamieniły się w krótką czarną czuprynę, a co najważniejsze, za głowę zawijały się teraz rogi, a spomiędzy pozostałych pazurów smoka wypadł pokusi ogon.
        Przymknęła w niezadowoleniu jedno oko, gdy Bratt zaczął wrzeszczeć.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        W kobiecie było coś, co zdecydowanie nie pasowało do tego, czego spodziewał się Ognaruks – przede wszystkim nie wrzeszczała o pomoc, ze strachu, paniki czy też z jakiegokolwiek innego powodu, dla którego ludzie na jego widok tracą wszelką zdolność do jakichkolwiek skutecznych akcji. Nie mówiąc już o tym, że częstokroć nie są w stanie wykonać nawet „jakiejś”. Natomiast ta kobieta... wyraźnie odstępstwo od normy smok dostrzegł, gdy ta wylądowała pod jego łapą. Choć z początkowo zachowywała się stosunkowo przewidywanie – próbowała nadaremno wydostać się z jakże przyjaznego uścisku – to po chwili przyjęła pozycję, której demon się nie spodziewał. Wyglądała niemalże, jakby się... relaksowała. Zupełnie, jakby tego typu sytuacja była całkowicie normalna oraz akceptowalna. W przeciwieństwie jednak do braku strachu wilkołaka teraz Ognaruks ze zdziwieniem zrozumiał, że... sprawia to, że mała nawet jeszcze bardziej mu się podoba. Nie zareagowała także szczególnie na powietrze wydobywające się z jego wnętrzu, a to już świadczyło o całkiem niezłej sile woli.
        Jego gadzi odpowiednik brwi uniósł się, gdy kobieta odezwała się do niego zupełnie niespodziewanymi słowami. Wzrok na chwilę przeniósł się na mężczyznę, który zdecydowanie nie stanowił dla niego zagrożenia, nie będąc w stanie nawet dojść do tego, co chce zrobić. Brzmiało to na razie dosyć marnie – człowiek nie wyglądał na zbyt smacznego, wprost przeciwnie – zdawało się, iż natura postanowiła nadać mu system obronny polegający na wyjątkowo żylastej budowie mięśni, przez co każdy drapieżnik po upolowaniu go jedynie prychnąłby z pogardą i ruszyłby na dalsze łowy. Wciąż żył, więc widocznie w jakiś sposób się to sprawdzało – świat daje każdemu jakiś dar.
        Zdziwienie smoka jednak osiągnęło maksimum, gdy nagle ciało kobiety uległo całkowitej zmianie – nie dość, że niespodziewanie stała się zupełnie innym człowiekiem, to w dodatku rogi wyrastające ze skroni oraz ogon jakimś sposobem wyciskający się spod jego łapy jednoznacznie zdradziły, że nie należy do owej śmiertelnej rasy. Smok przez kilka sekund milczał, odwzajemniając jej chłodne spojrzenie swoim jakże ciekawskim, ale i wyraźnie pokazującym, iż wciąż uważa się za stojącego znacznie wyżej od swojej zdobyczy. W końcu jego paszcza się rozchyliła.
        - A ja miałem nadzieję, że udało mi się zdobyć dziewicę – wymruczał z nutą zawodu, ale po chwili z jego wnętrza ponownie dobył się już raz słyszalny warkot, oznaczający wielkie, smocze rozbawienie. - Cóż, jak widać jaki smok, taka i księżniczka.
        Przekrzywił lekko łeb, ponownie przyglądając się kobiecie, tym razem w jej prawdziwej formie; ponowna ocena wypadła nie gorzej niż pierwsza, a nawet przyniosła jeszcze bardziej obiecujące rezultaty. Każdemu ruchowi smoka towarzyszyło trzeszczenie ziemi oraz lekka zmiana nacisku siły na ciało pokusy. Teraz jednak jego oczy rozbłysły na chwilę czerwienią, gdy z pomocą siły woli plótł magię, i to w dodatku najmniej przewidywalną spośród nich. Zrobił to jednak na tyle szybko, że kobieta nie była w stanie w żaden sposób zareagować na tak jawną próbę rzucenia zaklęcia. Udaną próbę, jak się wkrótce okazało; wokół szyi pokusy zajaśniała czerwień, formująca się w zagadkowe, magiczne wzory, będące w ciągłym ruchu oraz ulegające nieprzerwanym zmianom. Czerwone symbole formowały trzy kręgi, obracające się w naprzemienne kręgi, które zamykały się wokół karku kobiety, unosząc się dobry palec od jej skóry. Szerokie razem były na około dwie trzecie długości szyi oraz całkowicie płaskie. Pokusa bez problemu mogła wyczuć bijącą od nich, wcale nie próbującą być subtelną, magię chaosu. Smok uśmiechnął się, kiedy jego oczy powróciły do normalnej barwy.
        - To tylko taki środek zapobiegawczy – mruknął Ognaruks, uśmiechając się paskudnie. - Tak miło się z tobą rozmawia, że przeraża mnie myśl, że z jakiegoś powodu mogłabyś spróbować czmychnąć. A wy świetnie sobie z tym radzicie. Jeżeli zastanawiasz się, co to coś robi, to odpowiedź brzmi: jeszcze nic. Jeżeli zastanawiasz się, co takiego zrobi, to odpowiedź brzmi: sam jestem ciekaw. Chaos bywa fascynujący. Jeżeli oddalisz się ode mnie zbyt daleko, to ten krążący teraz wokół szyi uwolni się, od razu wnikając do twojego ciała. Co się wtedy stanie? Oto doskonałe pytanie! Może stać się wszystko! Niestety większość ludzi ryzykujących w takiej sytuacji nieszczególnie może na własne oczy ujrzeć, co się właściwie stało... o ile rzecz jasna ich duch nie obserwuje tego wszystkiego z zaświatów czy dokądkolwiek go to coś wysłało.
        Uśmiech smoka jeszcze bardziej się tylko poszerzył.
        - Oprócz tego świetnie wyglądasz w obroży.
        Bardzo chętnie prawiłby pokusie kolejne „komplementy”, ale w tej chwili mężczyzna wydał z siebie okrzyk o wyjątkowo wysokiej tonacji, co już naprawdę zabolało wyczulone uszy smoka, który skierował łeb w jego stronę. Zastanawiał się, kim tak właściwie był w tym wszystkim. Dojście do tego, że pokusa go wykorzystywała – typowe dla pokus – nie było szczególnie trudne. Ognaurks powstrzymał się od rechotu, wyobrażając sobie, co takiego musi teraz przeżywać. Mógłby go teraz spalić na popiół, ale gdzie właściwie w tym zabawa...? Za to narodziła się w jego głowie dosyć ciekawy pomysł. Praktyczny i zabawny.
        - Zdejmuj z siebie ubrania – warknął w jego stronę, zastanawiając się, czy pozostanie mu dostatecznie dużo kontaktu z rzeczywistością, aby zrobić to, co dla niego rozsądne. - Jeżeli to zrobisz, możesz pójść wolno. Jeżeli nie, to sam je z ciebie zdejmę, tymi pazurami. Wyłuskam z nich twoje ciało niczym ostrzygę ze skorupy.
        Wolał jednak nie pobrudzić ich niepotrzebnie krwią, a tej by nie brakowało. Jego dawne ubrania zostały zniszczone – przez niego w zasadzie, ale to inna sprawa – więc potrzebował innej odzieży. Może niekoniecznie akurat teraz, ale na... później. Miał nadzieję, że znacznie później. Oprócz tego bawiła go myśl, co się potem stanie z owym „rycerzem”. Dotrze do jakiejś osady czy karczmy zupełnie nagi i będzie opowiadać o kobiecie ze snów i wielkim smoku, który ową porwał i zabrał mu ubrania. Śmiechu powinno być co niemiara. Inna sprawa, że jeżeli ktoś postanowi mu nieco zaufać, to na owym miejscu dostrzeże zarówno wóz, jak i jego ślady... ale to w sumie doda temu wszystkiemu jeszcze lepszego smaku. Im większy zamęt, tym lepiej.
        - A ty... - Jego łeb ponownie zbliżył się do pokusy. - Myślę, że znajdziemy sobie jakąś przytulną jaskinię, tylko dla nas dwojga. Nie mogę obiecać, że będzie tam skarb. Księżniczką może nie jesteś, ale... zastanawiałaś się może kiedyś, bo co smoki owe porywają?
        Jego oczy świeciły ekscytacją. Było widać, że doskonale bawił się całą tą sytuacją.
Awatar użytkownika
Astarte
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Najemnik , Kolekcjoner , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Astarte »

        Na moment odwróciła jego uwagę i przymknęła oczy, gdy smok odwrócił łeb w stronę Bratta. Próbowała się otrząsnąć i skupić, ale wciąż dzwoniło jej w głowie, przypominając po raz kolejny, jak dawno nie oberwała. I tak powinno pozostać! Westchnęła jednak tylko, chwilowo zwyczajnie grając na zwłokę i cierpliwie znosząc jaszczurze zabawy. Przygniótł ją łapą, dżentelmen od siedmiu boleści. Krzywy uśmiech spłynął z jej ust, gdy smok wrócił do niej spojrzeniem, ewidentnie pogardzając podrzuconym smakołykiem. „Bratt, do cholery, nie nadajesz się nawet jako smocza przekąska!” warknęła w myślach, a blondyn drgnął lekko, nieco poprawiając jej tym humor.
        - Ta, powodzenia. Dziewice na tej Łusce to towar deficytowy – prychnęła rozbawiona, wciąż trzymając fason, chociaż zerknęła na jaszczura podejrzliwie, ponownie słysząc warkotliwy odgłos, który najwyraźniej był prawdziwie smoczym rechotem.
        Jego kolejne słowa sprawiły, że zmrużyła oczy, skupiając się na nowo na otaczającej go emanacji. Wcześniej, widząc kształt drapieżnika, jedynie oceniała własne szanse w starciu (ewidentnie zupełnie niepotrzebnie, bo i tak wdepnęła w to gówno), teraz skupiła się na innych aspektach barwnej aury. Chaos nie był już niespodzianką, barwy, smak… zapach. To chyba nie był zwykły smok. Szlag.
        „Czym jesteś?”, chciała zapytać, korzystając z okazji, że jaszczur zamilkł, wzajemnie zaskoczony jej właściwą postacią, ale wyczuła, że to nie byłby dobry moment. Wredocie na moment ewidentnie zabrakło słów, ale wstrzymała się z przedwczesną radością, gdy ponowne oględziny wywołały zwiększony napór łapy na jej ciało. Syknęła z bólu, zaciskając zęby, ale nawet nie wiercąc się pod smoczym ciałem, bo tylko poharatałaby się o łuski.
        Wyczuła kłębiącą się magię i odruchowo otoczyła własny umysł barierą, jednocześnie atakując myśli gada. Wdarła się tam wystarczająco szybko, by zobaczyć, co planuje, niestety zbyt późno, by zareagować. Siłą powstrzymała się, by nie podążyć dłońmi do szyi, bo mogłaby przypadkiem potracić palce, gdyby wepchnęła je pomiędzy łączące się ogniwa zaklęcia. Zamiast tego była wręcz podejrzanie spokojna, nie szamocząc się podczas całej procedury otaczania jej szyi magiczną obrożą, a jedynie klnąc w myślach, na czym świat stoi. W tym czasie przeglądała myśli zajętego czarami smoka, a tym samym odsłoniętego przed jej ingerencją, zagnieżdżając jednocześnie subtelną nutę sympatii i troski o jej osobę. To, jak te emocje dalej się rozwiną, mogła kontrolować tylko w niewielkim stopniu, ale od czegoś trzeba zacząć, a nie łudziła się, że w tej chwili pokona bestię. Poza tym nie chciała zwrócić jego uwagi na nowe wrażenia, a tym samym wzbudzić podejrzliwości. Skrzywiła się wyraźnie, gdy dostrzegła skutki zaklęcia, ale nie mając na to w tej chwili wpływu, popłynęła dalej w gadzi umysł, z trudem brnąc przez wszechobecny chaos i ból, szukając czegoś, co mogłoby jej pomóc.

        Wróciła do siebie, gdy poczuła, że magia wokół niej przygasa, podobnie jak smocze spojrzenie. Wysłuchała opisu działania podarowanej obroży, z beznamiętnym wyrazem twarzy, chociaż gotowała się ze złości i irytacji. Teraz się nie teleportuje, bo nawet gdyby zwyczajnie chciała w ten sposób odskoczyć o piędź, to cholera wie, czy ta chędożona obróżka nie potraktuje tego, jako zniknięcie, a ułamek chwili jej zdecydowanie wystarczy. Kara może nie była jakąś wybitną fanką „chwytania dnia” i cieszenia się życiem, ale lubiła swoje istnienie na tyle, by świadomie się go nie pozbawiać, a rogatą głowę trzymać na stałe przytwierdzoną do karku. Nie uśmiechało jej się również rzyganie kwiatami, czy przeszczep ogona na czoło, bo takie właśnie cuda mógł jej zapewnić ten jeden pieprzony arkan magii. Słysząc komplement, odwzajemniła uśmiech demona, mrużąc oczy. Suczysyn. Dogadałby się z Nim.
        - Dziękuję – odparła jedna. – Ale smycz możesz sobie odpuścić, na pewno daleko nie ucieknę. Przyznam, że jestem wyjątkowo ciekawa, jak działa to cudeńko, ale jednak wolałabym to sprawdzić na kimś innym.
        Uśmiechnęła się lekko, zerkając na Bratta, który wciąż nie wiedział, co ze sobą zrobić. Można by pomyśleć, że warknięte przez smoka ultimatum przyspieszy proces decyzyjny człowieka, ale ten tylko znów pisnął, cofając się o krok. Pokusa szybko domyśliła się, że blondyn wcale się nie zastanawia, co zwyczajnie zamarł w przestrachu, nie mogąc zdobyć się nawet na najprostsze ruchy.
        - Bratt? – zamruczała w stronę blondyna, który na moment zwrócił w jej stronę pełne nadziei spojrzenie. Naiwny. – Słyszałeś, co pan powiedział? Wyskakuj z ciuchów – mruknęła już sucho, wspierając słowa odpowiednią mentalną sugestią, od której mężczyzna wcale się nie uspokoił, bo przecież na pewno nie o to chodziło, ale przynajmniej mechanicznie zabrał się do ściągania z siebie ubrań. Wciąż jednak wlepiał przerażone oczy w smoka, jakby bojąc się, że ten uzna ruchy za zbyt powolne.
        Słysząc, że smok znów się do niej zwraca, Astarte przeniosła na niego uprzejme spojrzenie i uśmiechnęła się.
        - Oczywiście – przytaknęła (bo jakie do cholery miała inne wyjście?!), kręcąc lekko pod łapą. – Ale czy mógłbyś już ze mnie zejść? Jesteś naprawdę ogromny, a ze mnie zaraz nie będzie co zbierać, i po zabawie – westchnęła, zerkając na gigantyczne pazury i zaraz rozbawiona z powrotem w smocze ślepia, słysząc ironiczne pytanie.
        - Hm, by w spokoju porozmawiać o literaturze? – zakpiła ze śmiechem, przechylając na bok rogaty łeb. - Ja tam znam jedną fajną jaskinię, nawet ze skarbem… nie wiem tylko, czy dasz radę tam wejść… – Skrzywiła się nieco, odpowiednio rozczarowana i jakby się nad czymś zastanawiała. – Jak właściwie masz na imię?

        W międzyczasie w głowie zwykłego ludzkiego rzemieślnika panował chaos większy niż ten, którym władał Oganurks. Chłopak miotał się w panice, by jak najszybciej pozbyć się swoich ubrań. Prawie się wywrócił, gdy w popłochu szarpał nogawki spodni, w które jak na złość się zaplątał.
        Jego cudowna Sammi zniknęła, a na jej miejscu pojawiła się zupełnie inna kobieta, jakaś diablica! I ten smok! SMOK! Buty! Cholera, to dlatego nie może zdjąć spodni, bo buty! Zrzucił szybko sznurowane buciory, rozebrał do końca, nawet nie próbując pytać, czy może cokolwiek na sobie zostawić. Goły, jak w swym pierwszym dniu na Łusce, z wrzaskiem ruszył pędem w przeciwną stronę, zostawiając za plecami najdziwniejszy i najbardziej przerażający obrazek – przygniecionej smoczą łapą do ziemi pokusy, która mruczała zalotnie do pochylonego nad nią pyska. Bratt Lorkin zdecydowanie potrzebował drinka. Najlepiej pięć. A później jakieś spodnie. Albo wcześniej? I widły. Tak! Koniecznie widły! I miecze! Powie wszystkim, że smok! I że pokusa! I ich znajdą i ich zabiją, tak! Musi tylko dobiec do jakiejś wioski!
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Uniknięcie przeczytania myśli przed pokusę nie jest rzeczą tak trudną, jeżeli wie się, na jakiej zasadzie to działa – unikać kontaktu zarówno cielesnego, jak i wzrokowego. Rzecz może nie aż tak banalna, ale i nietrudna do zrealizowania; o ile nie jest się gigantycznych rozmiarów smokiem zasłaniającym cały horyzont, a przyciskając pokusę do ziemi, nie dotyka się praktycznie całego jej ciała. Taaak... wtedy może się to okazać ciut problematyczne; Ognaruks, który jakieś tam doświadczenia z pokusami miał, kompletnie zapomniał o tym aspekcie i teraz jego umysł stał się całkowicie otwarty dla jego ofiary. A ta mogła w nim odnaleźć wiele ciekawych rzeczy; jako pierwsze wyłoniły się oczywiście gniew przepełniający smoka oraz dzikie pożądanie, w które się ów przeradzał; jeżeli przyjrzeć się tym emocjom nieco dokładniej, można było dostrzec, że biorą się z niedawnego wydarzenia, które to bardzo wstrząsnęło całym jego jestestwem – przez to, że smok uporczywie spychał je na bok, a smoczą wolę nie tak łatwo pokonać, niemożliwym okazało się dokładne przyjrzenie tego wspomnieniu, ale z jego otoczki można było wysnuć, iż dotyczy to czegoś, czego Ognaruks się niespodziewanie dowiedział, a co dotyczyło jego przeszłości. Dostęp do samych myśli o tym był jednak niemożliwy. Zamiast tego pędziły przez chaotyczny umysł plany na najbliższą przyszłość – dla pokusy mogły wydawać się nadzwyczaj interesujące, ale nie wszystkie dotyczyły tylko jej bezpośrednio. Smok zastanawiał się także między innymi, dokąd właściwie ją zabierze, a kobieta mogła wśród możliwości dostrzec jedną szczególną – należący do niego opustoszały pałac, który zdobył, zabijając poprzedniego właściciela. W końcu jednak pokusa opuściła jego umysł.
        Uśmiechnął się pod smoczym nosem, gdy pokusa, bez oporów zdawałoby się, zareagowała na jego zaczepkę. Oprócz tego zasugerowała, aby sprawdzić to na kimś... hmm, nadzwyczaj kusząca możliwość. Bratt zdawał się odpowiednim do tego kandydatem – jak już pozbędzie się ubrań – ale jednak smok postanowił inaczej zabawić się jego kosztem. Jeżeli pojawi się w jakiejś osadzie z ośmiornicą zamiast głowy, to zamiast śmiechów i kpin przywitają go pochodnie, włócznie i pewnie stos. Ognaruks mógłby go równie dobrze sam spalić, a w dodatku wtedy nie widziałby nawet tego – gdzie w tym możliwość zaczerpnięcia smoczej radości?
        Tymczasem mężczyzna... opierał się. Choć może raczej było to zbyt wielkie słowo – jego bezczynność nie pochodziła bowiem z jakiejkolwiek odwagi czy chęci postawienia na swoim, ale wręcz przeciwnie – strachu oraz niezdecydowania wywołanego przez szok. Ognaruks uwielbiał działać tak na ludzi, choć co prawda ten tutaj nie wydawał się dla niego żadnym szczególnym osiągnięciem. Machnął ogonem, zniecierpliwiony, ale pokusa okazała się na tyle współpracować, że nakłoniła swojego kochanego do spełnienia jego poleceń. W całkiem uroczym stylu, musiał smok przyznać. Podczas gdy mężczyzna się rozbierał, dosyć nieporadnie, on mógł skupić ponownie uwagę na kobiecie.
        Wysłuchał ją do końca, przekrzywiając łeb na drugą stronę.
        - Oczywiście, za małą chwilkę – mruknął, nie chcąc wypuszczać pokusy zbyt wcześnie; chciał się jeszcze trochę nacieszyć tym widokiem. - Nazywam się Ognaruks. I cóż... hmm, może czasem o pewnym konkretnym rodzaju literatury... nie do końca moralnym i palonym przez wyznawców Pana, ale za to jakże emocjonującym... zwłaszcza, gdy owa rozmowa przejdzie z omawiania teorii do praktyki. Ale... - Kiedy tylko pokusa wspomniała o skarbie, w oczach smoka pojawił się błysk chciwości, tak bardzo charakterystyczny dla jego rasy; dopiero co stracił całkiem spory potencjalny zysk, dlatego taka opcja... całkiem mu się spodobała. - Powiedz coś więcej o tej jaskini. Zainteresowałaś mnie... A czy zdołam się zmieścić... nie musisz się obawiać. Jeszcze zdążysz się... hmm, nieistotne.
        Poczekał na odpowiedź kobiety, po czym uczynił jej tę uprzejmość, że ściągnął z niej łapę, pozwalając jej łaskawie wstać, jednocześnie zerkając na nią zadziornie, przyglądając się przy tym, jak prezentuje się w pełnej okazałości. Nie było źle, zdecydowanie. Trochę niecierpliwie przebrał nogami, chcąc jak najszybciej dostrzec tę jaskinię. Z dwóch powodów. Lewą łapą sięgnął po ubrania, zgarniając je na tyle delikatnie, aby ich nie uszkodzić, po czym zamykając w klatce ze swoich palców. Zaciśniętą łapą oparł się o ziemię. Następnie spojrzał ponownie na pokusę, a po jego wzroku widać było, że chce jak najszybciej wyruszać.
        - Lepiej nie traćmy czasu, nie ma co tu tkwić na drodze i czekać, aż nadjedzie jakiś rycerz, jestem już najedzony... - mruknął, po czym rozłożył skrzydła, ale nagle zorientował się, że coś tu nie pasuje. Przyjrzał się ponownie pokusie, wysoko unosząc odpowiednik brwi i zbliżając bliżej łeb do pokusy, wyciągając szyję poza jej ciało i zerkając na plecy. - A gdzie twoje skrzydła? Oh... a liczyłem na miły, wspólny lot... cóż, w takim razie...
        Ognaruks postąpił smoczy krok w tył i zrobił coś, czego pewnie biedna pokusa kompletnie nie mogła się spodziewać; uderzył łbem w ziemię kilka stóp przed nią. Jednakże nie był to zwykły cios, ale wsparty magią przestrzeni, odpychającą ziemię we wszystkie kierunki od smoczego pyska, dzięki temu ten wrył się w ziemię płynnie niczym kret, pod dosyć niewielkim kątem, przez co na ułamek sekundy podłoże, na którym stała kobieta, podtrzymywane było przez niego – akcji tej towarzyszyło oczywiście lekkie uniesienie niewielkiego terenu, przez co pokusa znalazła się o dobrą stopę wyżej nad poziomem morza. Potem jednak ziemia zaczęła gwałtownie rozstąpiać pod jej nogami, gdy Ognaruks gwałtownie uniósł łeb, na którym po chwili naturalnym ciągiem zdarzeń znalazła się pokusa. Smok powoli wyprostował głowę, przez co kobieta miała teraz przed sobą doprawdy niesamowity widok; mogła stąd dostrzec nawet uciekającego w oddali, golusieńkiego Bratta. Smok zrobił zeza, próbując dostrzec, co robi pokusa.
        - Trzymasz się tam, mała? - zamruczał. Normalnie po prostu chwyciłby ją w łapę i poleciał, ale ta pokusa... hmm, sprawiała, że zdecydowanie był dla niej za miły; a jazda na jego łbie to nie byle co! - Złap się lepiej czegoś mocno i naprawdę staraj nie spadać. Jakby co cię złapię, ale... lepiej nie ryzykować.
        Kiedy już był pewien, że pokusa zachowuje przynajmniej elementarne pozory norm bezpieczeństwa – trudno było w tej sytuacji o czymś takim mówić, rozłożył szeroko skrzydła oraz ułożył się w pozycji startowej, uginając nogi. Jeszcze raz spojrzał na pokusę, po czym wbił się z hukiem w powietrze, szybko unosząc się w górę. Głowę wciąż trzymał tak, aby była równoległa do malejącego w dole podłoża, dla wygody kobiety. Co jak co, ale w tak głupi sposób nie miał zamiaru jej stracić. Wiatr świstał mu w uszach, aż w końcu wzbił się na pożądaną wysokość. Ziemia wyglądała teraz niczym układanka dla olbrzymów.
        - Dokąd więc? - spytał pokusy, pewien, że dzięki jego donośnemu głosowi i wyczulonemu słuchowi zdołają się dogadać nawet pomimo szalejącego na tej wysokości wiatru.
Awatar użytkownika
Astarte
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Najemnik , Kolekcjoner , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Astarte »

        „Za chwilę”, eh… Dla własnego dobra starała się powstrzymać odruch poruszania pod ciężarem, który ją przygniótł. Klatka piersiowa pokusy uniosła się, gdy ta westchnęła, ale diablica zaraz parsknęła rozbawiona, gdy smok podłapał kpinę, rozwijając ją na swój sposób i ciągnąc zabawę. Początkowo typowo złośliwe podśmiewanie się dziewczyny zmieniało się w szczery, chociaż wciąż nieco gorzki śmiech, gdy słuchała, jak obrazowo można niektóre rzeczy opisać, by w końcu zamknąć się w zadowolonym uśmiechu, gdy smoczysko połasiło się na wizję skarbu. Tyle dobrego, że nie odbiegał od typowo gadzich słabości do błyskotek i niezmierzonego bogactwa, nawet jeśli ze smoka pozostało w nim chyba tylko cielsko. W sumie i tę kwestię warto zgłębić, chociaż może nieco później, gdy jej istnienie nie będzie aż tak bezpośrednio zagrożone.
        - Astarte Naamah – również się przedstawiła, chyląc głowę w parodii przepełnionego kurtuazją powitania, podczas gdy wciąż tkwiła do połowy unieruchomiona pod smoczym łapskiem. Groteska. – Możesz mówić mi Kara – sprostowała już swobodniej i kontynuowała.
        – Hm, to właściwie nie do końca jaskinia, co podziemne grobowce w kurhanach w Smoczej Przełęczy. A jeśli chodzi o skryte tam skarby, to nie obawiaj się. Nie mówię o tych marnych ruenach czy perełkach, na które rzucają się ludzie, albo zardzewiałych mieczach, których jedyną wartość stanowi koścista łapa zaciskająca się na rękojeści. Powiedzmy, że wiem gdzie znaleźć to, o istnieniu czego inni nawet nie wiedzą – wzruszyła lekko ramionami, postawą niby bagatelizując sprawę, a jednocześnie kusząc jawnymi niedopowiedzeniami.
        Ją samą zaś zainteresowało to, co powiedział, a właściwie czego nie skończył mówić Ognaruks. O smokach swoje wiedziała, więc nowiną nie było, że zdolne były do przybierania ludzkiej postaci, aczkolwiek nie wiedziała, jak bardzo jest to powszechne, ani czy przemieniony wciąż jest do tego zdolny. Ona sama chyba nigdy nie ograniczałaby się do marnej ludzkiej powłoki, gdyby miała takie potężne ciało, a do tego takie potężne skrzydła! Chociaż nie… zaraz… Na Księcia, ależ z niej hipokrytka…
        W końcu wielka smocza łapa uniosła się w górę, a diablica kryjąc niezadowolenie, wydostała się z jej cienia, wstając i ostentacyjnie otrzepując się z ziemi. Opływające ją smocze spojrzenie taktownie zignorowała, chociaż zadziorny wzrok Ognaruksa był nietypowo dla niej zabawny. Gdyby aż tak nie przeszkadzała jej kolosalna dysproporcja sił, pokusiłaby się o zabawę ze smokiem w kotka i myszkę. Z tym że zazwyczaj to ona była kotem, a teraz od zamieniania się w kupkę popiołu ratowało ją chwilowe zainteresowanie demona, wiec nie miała zamiaru tego psuć nadmierną arogancją.
        Uśmiechnęła się dyplomatycznie na smoczy dowcip, chociaż nie ukrywała, że jakimś odpowiednio mocarnym wojownikiem z misją ratowania damy w opresji by nie pogardziła. Ciągle zastanawiała się, czy ta farsa nie odbije jej się czkawką, ale przyrodzone od powstania skłonności do autodestrukcji pchały ją w tę dziwną relację z zabójczą bestią i sama już nie wiedziała, czy walczy o własne przetrwanie, czy próbuje podporządkować sobie demona. Sama myśl była niepokojąca, gdyż chociaż prowadziła do potencjalnie różnych wniosków, większość ze scenariuszy nie była dla niej zbyt korzystna. Aktualnie więc skupiła się na przetrwaniu i niedrażnieniu za bardzo chaotycznego bytu, który cholerną obrożą zapewnił sobie jej towarzystwo na najbliższy czas.
        Wyuczone aktorskie zdolności zamaskowały nagłe spięcie, gdy smok zajrzał za jej plecy, szukając właściwych jej rasie skrzydeł, których wciąż nie rozwijała. Cóż. Nie miała ich. I nie chciała o tym myśleć. Nie teraz. Nie widząc jego skrzydła.
        - Przepiłam – zażartowała lekko, wzruszając ramionami.
        Co w takim razie, nie było jej dane usłyszeć. Albo smok umyślnie nie skończył zdania? Zdążyła tylko spojrzeć chłodnym wzrokiem, jak cofa się o krok, a jej brwi uniosły się lekko, gdy smoczy łeb uderzył w ziemię. Później nie mogła już nic zrobić, skupiając się na tym, by odruchowo się nie teleportować – bo cholerna obroża!
        Ziemia najpierw zapadła się pod nią, sprawiając, że niepewna kobieta ugięła lekko nogi, spoglądając pod siebie, po czym wybiła znów w górę, a Astarte opadła na kolana, lądując jednak nie na znanym już gruncie, a na twardych łuskach smoczego łba. Szybko złapała się czegokolwiek, czyli pierwszych bardziej odstających elementów czarnych płytek pokrywających gadzi pysk i z otwartymi szeroko oczami spoglądała na powoli oddalającą się ziemię.
        - Tak, spokojnie – rzuciła znów lekkim tonem, z łatwością przekrzykując wiatr, chociaż jej głos, rzadko tak donośny, zdawał się jeszcze bardziej ochrypły niż zwykle. – Jest prawie idealnie - dodała już ciszej, prostując się i pozwalając, by pędzący dziko wiatr wyciskał łzy z jej oczu.
        Z czworaków przysiadła ostrożnie na pupie, nawet nie widząc zezujących na nią zwierzęcych ślepi, zapatrzona w dal i zbliżający się z zastraszającą szybkością zarys szczytów. Tak dawno nie latała, że naprawdę zapomniała, jak doskonałe jest to uczucie, jak inna wtedy się staje, jak nieważne zdaje się wszystko wokół. Zapomniała o cholernej obroży, o potencjalnie śmiercionośnym smoku, o swoim przeklętym żywocie. Leciała. No, prawie. Głos Ognaruksa po chwili znów przywołał ją do rzeczywistości i diablica potrząsnęła głową, z irytacją zerkając na wielkie bydlę.
        - Leć między szczyty i w głąb przełęczy! – krzyknęła, darując sobie wskazywanie kierunku dłonią.
        Prześwit był doskonale widoczny, jakby u zarania dziejów jakiś gigant uderzył mieczem w pasmo górskie, dzieląc je w ten sposób na istniejące współcześnie Góry Druidów i Góry Dasso. Wciąż nie wiedziała, dlaczego przesmyk nazwano Smoczą Przełęczą, ale może Ognaruks będzie wiedział? Co jak co, ale kiedyś tym smokiem chyba był?
        W każdym razie cienka błękitna wstęga rzeki Dihar lśniła w słońcu, stanowiąc drogowskaz i prowadząc wędrowców na północną część kontynentu. Kurhany nie były widoczne z takiej wysokości, stanowiąc niezauważalne wybrzuszenia na zielonym aksamicie traw, kryjąc się między drzewami przed wzrokiem ciekawskich, zwłaszcza tych podróżujących w ten nietypowy sposób.
        - Musimy wylądować przed zagajnikiem! – krzyknęła znów, przypominając sobie na szybko mapę.
        Nie myślała, że dotrze tu tak szybko. Właściwie to ta cała sytuacja, jakkolwiek oczywiście strasznie groźna i niebezpieczna, na razie okazywała się wyjątkowo korzystna. Oczywiście jej pozycja wciąż nadawała się do zdecydowanej poprawy, ale przecież zawsze jest jakaś cena, o tym nie zapomni już nigdy. A i na obrożę znajdzie jakiś sposób. Wszystko w swoim czasie.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ognaruks przysłuchiwał się słowom pokusy z wielkim zainteresowaniem; wpierw podała mu swoje imię, które nie wyróżniało się raczej niczym szczególnym, ale smok postanowił je zapamiętać – miał zamiar je używać jeszcze przez jakiś czas. Kara brzmiała o wiele ciekawiej oraz łatwiej do przyswojenia, dlatego zdecydował, iż postanowi przyjąć jakże szczodrą łaskę. Następnie zaś przystąpiła do mówienia o skarbie, a tutaj smok już postawiłby uszy, gdyby takowe nie znajdowały się skryte pod jego uszami. Jego źrenice wpatrywały się w kobietę, podczas gdy w głowie analizował to, co powiedziała. Brak jaskini z prawdziwego zdarzenia był doprawdy smutny, gdyż w takiej mogłoby być znacznie przytulniej oraz bardziej swojsko – przynajmniej z jego punktu widzenia – jednak grobowce... także brzmiały interesująco. Po ostatnich utarczkach zdecydowanie nie miał zamiaru okazywać zmarłym szacunku – skoro oni mieszali mu się do życia – więc ograbienie kilku przyniosłoby nieco podłej satysfakcji. W dodatku pokusa naprawdę dobrze znała się na swojej roli, kusząc Ognaruksa perspektywą zdobycia skarbu, o którym tylko ona wie. Zamruczał pod nosem, usatysfakcjonowany taką wizją; oznaczała ona, że będzie potrzebował kobiety jeszcze dłużej i do zupełnie innych celów, niż zakładał, ale cóż... najwyżej zatrzyma ją nieco dłużej.
        Pokusa poradziła sobie doskonale, lądując niespodziewanie na jego łbie, a nawet znacznie lepiej, niż ją o to Ognaruks podejrzewał; w przypadku zwyczajnej kobiety nie pozwalałby sobie na coś takiego, obawiając się, czy nie uszkodzi zdobyczy, ale teraz... cóż, uważał piekielnych za wystarczająco twardych, aby sobie z taką sytuacją poradzić. Pokusy również. Cieszył się, że wciąż utrzymuje fason, nawet w takich okolicznościach. Po chwili jednak wskazała mu docelową lokalizację, dlatego też machnął skrzydłami, wypychając się pośród strumieni wiatru w tamtą stronę i z szybkością odpowiadającą jego rozmiarom szybując nad brukowaną drogą, co chwila wzbudzając panikę jakichś podróżnych. Podśmiewywał się przy tym za każdym razem, kiedy to jego uszu dochodziły krzyki paniki, a daleko w dole maleńcy niczym mrówki ludzie wpadali w typowy dla mrówek szał ucieczki. Nie leciał nisko, ale nie utrzymywał też takiej odległości, na której byłby niewidoczny; jego mroczna sylwetka była doskonale widoczna na pokrytym białymi chmurami niebie, a smoczy cień przesuwał się po drodze.
        Smok cieszył się postrachem, jaki siał wszędzie tam, gdzie się pojawił, kiedy nagle... coś brzękło o jego łuskę, tuż nad brzuchem; Ongaruks nie poczuł tego w stopniu większym, co człowiek dziabnięcie mrówki. Jednakże nie spodobało mu się, że znalazł się chojrak, który to postanowił w niego strzelić. Dostrzegł ich, całą grupkę. Wyglądali na najemników podróżujących razem w kolumnie wozów. Nie na nazbyt profesjonalnych, to pewne – świadczyło o tym zarówno ich uzbrojenie, jak i wiek znacznej części z nich, zaliczających ich zdecydowanie do swoistych młodzików, niemogących jeszcze posiadać dostatecznie dużych umiejętności i doświadczenia, aby być wart prawdziwej ceny najemnych „rycerzy”. Jeden z nich właśnie trzymał w dłoni kuszę, podśmiewając się z kompanami oraz celując palcami na Ognaruksa. Tego było zbyt wiele. Smok zniżył lot, przez co śmiechy zastąpił okrzyk strachu. Smok otworzył paszczę, z której buchnął płomień, a większość najemników zeskoczyła z wozów; demon ponownie się wzniósł, nie wyrządzając ludziom zbyt większych szkód, za to wywołując prawdziwy chaos pośród koni oraz ciągniętych przez nich pojazdów, które to teraz powpadały na siebie. Zarechotał pod nosem. Gdyby nie pokusa, pewnie postarałby się nieco bardziej, ale jej obecność wprawiała go w lepszy nastrój.
        Wkrótce zbliżyli się już do Smoczej Przełęczy, o której Ognaruks nie miał pojęcia, co może mieć wspólnego z jego pobratymcami. Wsłuchał się we wskazówki Kary, dostrzegając po chwili miejsce, o które jej chodziło. Kurhany wciąż nie były widoczne, ale ów teren był na tyle trudny, że smoka niespecjalnie to zdziwiło; obniżył lot i wkrótce zbliżył się już do miejsca na tyle, aby podejść do lądowania. Dwa razy zatoczył koło nad interesującym go punktem, obserwując i analizując, jak ma to zrobić, po czym złożył skrzydła, prostując je tuż przed ziemią oraz wbijając w nią pazury. Z lotu przeszedł w swoisty, krótki bieg, po czym zatrzymał się już, kładąc przy tym na ziemię kilkanaście prastarych drzew. Mruknął tylko coś pod nosem w geście przeprosin do Matki Natury, którą to miał w jak najwyższym, demonicznym poważaniu – w jakiejś tam rzeczywistości na pewno – po czym zniżył łeb i położył go na ziemi, pozwalając pokusie zejść z niego niczym prawdziwy smoczy dżentelmen. Obserwował ją wzrokiem, jak schodzi, nie wahając się zawiesić go na odpowiednich częściach jej ciała. Kiedy już znalazła się na ziemi, smok podniósł się ponownie, po czym położył obok niej łapę, otwierając ją i wypuszczając z niej ubrania – trochę zakurzone, ale wciąż jak najbardziej znośne, które zaraz opadły na trawę.
        Następnie przystąpił do zajęcia się samym sobą; przymknął oczy, po czym skupił się na wewnętrznej energii. Przemiana była znaczna, ale powodowała olbrzymią stratę materii, dlatego była o wiele łatwiejsza niż jej przeciwieństwo – zjedzony przed chwilą koń w pełni wystarczał, aby dostarczyć potrzebnej do niej energii. Ciało smoka na chwilę przemieniło się w światło, które to zaczęło się kurczyć, powoli nabierając ludzkich kształtów. W końcu na miejscu smoka jaśniała tylko świetlista sylwetka mężczyzny, która to zaczęła się zdecydowanym krokiem zbliżać do pokusy, powoli matowiejąc. Kilka kroków przed kobietą ciało Ognaruksa było doskonale widoczne – całkowicie nagie. Podszedł do kobiety, jedną dłoń położył na jej biodrze – delikatnie, choć dostatecznie wymownie, aby czuć było drzemiącą w nim wciąż smoczą siłę – a drugą skierował na jej policzek, gładząc ją po nim.
        - Z bliska sprawiasz jeszcze lepsze wrażenie – mruknął, unosząc dłoń i przejeżdżając po jej włosach, docierając do rogu, który zaczął gładzić. - Dzisiaj jest naprawdę dobry dzień na szukanie skarbów.
Awatar użytkownika
Astarte
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Najemnik , Kolekcjoner , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Astarte »

        Poza wskazywaniem kierunku pokusa właściwie nie poświęcała Ognaruksowi większej uwagi, chyba nawet czasami zapominając, że siedzi mu na łbie. Zachłannie chłonęła każdą chwilę lotu, nie wiedząc, kiedy znów będzie jej to dane. Oczywiście, mogła unosić się sama w powietrzu dzięki magii, ale to było żałosne. No dobrze, może nie mniej niż wmawianie sobie, że skrzydła, które widzi kątem, oka są jej własne. Ale cholera, ten łopot brzmiał tak znajomo!
        Brzdęk bełtu odbitego od smoczego brzucha już mniej. Czuła się, jakby wracała do rzeczywistości, gdy znów spojrzała na znajdujące się pod nią ciemne łuski. Zacisnęła zęby, mrużąc oczy w niezadowoleniu, gdy otrząsnęła się w końcu z dojmującej przyjemności samego lotu i skupiła na fakcie, że leci na gapę. W dupie miała, czy ktoś do smoka strzela. Gdyby mieli im zagrozić, to niech ich spali, co za problem. Ona najchętniej teleportowałaby się ze strefy potencjalnego zagrożenia, ale od połyskującej czerwienią obroży na jej szyi wciąż biła silnie magia chaosu, chyba względnie na stałe zaklęta w artefakcie, a nie nieustannie podtrzymywana przez smoka. Ale i to będzie trzeba sprawdzić, bo być może, gdyby udało się go odpowiednio rozproszyć, zaklęcie straci moc. Nadal będzie w jakiejś pieprzonej obroży, ale będzie mogła teleportować się stąd w pizdu i znaleźć jakiegoś frajera, który zdejmie jej to z szyi.
        Więc nie, nie zwróciła uwagi na konkurs strzelania do smoka, dopóki sam cel nie zwrócił się przeciwko strzelcom, ku ich największej zgrozie. Astarte zaklęła paskudnie, uczepiając się mocniej tych marnych uchwytów, którymi do tej pory były co bardziej odstające smocze łuski i prawie położyła się na smoczym łbie, usilnie starając się z niego nie zsunąć i nie spaść. Ludzie doprawdy byli głupi jak but z lewej nogi. Myśleli, że go zabiją, że nie zauważy, że do niego strzelają, czy zwyczajnie oleje sprawę? Chyba nawet mniej stuknięty smok nie zignorowałby takiego zachowania, a co dopiero ten świr. Tak, co do poczytalności Ognaruksa nie miała większych wątpliwości. Wpadła mu na moment do głowy, widziała ten burdel (a widziała nie jeden, heh) i zdecydowanie nie chciała go drażnić, bo zwyczajnie nie mogła przewidzieć jego reakcji. Widać było, że odpowiadał w miarę normalnie na podstawowe bodźce, chociażby ciekawością czy pożądaniem, ale to i tak było zbyt mało, by stawiać swoje życie tylko w oparciu o jakieś tam założenia. Zwyczajnie musiała go rozpracować, a póki co - nie drażnić. Wytrzymała więc nagłe pochylenie, bardziej przejęta tym, by nie spaść ze smoka niż faktem spopielenia wozów i być może ludzi. Niech sobie giną, byle tylko Ognaruks wrócił do poziomu. Niestety ponowne wzbicie się ku górze wywołało kolejny przechył smoczego łba i pokusie zupełnie już odechciało się takich przejażdżek. Byle do celu.
        Lądowanie również było średnio przyjemne, jednak wiedząc już mniej więcej, czego się spodziewać, Kara starała się utrzymać równowagę podczas gadzich manewrów. Ostatecznie smocze pazury zaryły glebę, a pokusa znów zaklęła pod nosem, boleśnie lądując na łokciach, gdy wstrząs po raz kolejny odebrał jej podparcie. Chwała Księciu za jej gruboskórność. Chwilę trwała bez ruchu, zbierając się do kupy i gdy smok położył łeb na ziemi, zeszła z niego ostrożnie, nie szczędząc sobie jednak przemaszerowania po gadzim pysku, podczas gdy ogon bezwładnie spływał z kolejnych łusek. Ognaruks pewnie nawet tego nie poczuł, ale deptanie mu po nosie jakoś poprawiło pokusie humor. Dopiero ziemia wydała się cudownym lekiem na samopoczucie i podczaspodczas gdy pazurzasta łapa rozwarła się koło niej, wypuszczając na ziemię ubrania Bratta, Astarte powoli wracał humor. Normalnie trafił jej się smok. Ciekawe...
        Z nieskrywanym zainteresowaniem obserwowała przemianę, chociaż zmrużyła i tak wiecznie półprzymknięte ślepia, gdy blask bijący od zmieniającego się kształtu bił po złotych tęczówkach. Nie drgnęła nawet o włos, gdy Ognaruks zmieniał swój kształt, zbliżając się do niej, chociaż czuła zmieniającą się wokół niego aurę, a także własne samopoczucie. Najwyraźniej smoczysko nie działało na nią tak skutecznie, jednak wciąż była pokusą, więc nagi mężczyzna przed nią wywołał krzywy uśmiech na twarzy diablicy, gdy mierzyła go spojrzeniem.
        - Podano do stołu – zamruczała cicho pod nosem, na moment pozwalając się objąć i chłonąc bijące od demona pożądanie. Podejrzanie spokojnie znosiła gładzenie po policzku, uśmiechając się tylko złośliwie i zastanawiając, które z nich miało większy apetyt. Cóż, chyba będzie trzeba to sprawdzić.
        - Wzajemnie – odparła, zwracając się już normalnym tonem do mężczyzny, a po chwili jej rogi wymknęły się jego dłoni, gdy pokusa przykucnęła. Rozczarowaniem mogło być jedynie to, że zaraz wyprostowała się, oddzielając się od Ognaruksa naręczem jego ubrań, które podniosła przed chwilą z ziemi, a teraz wepchnęła mu w ramiona.
        - Ale wbrew pozorom skarb może uciec, więc nie ma chwili do stracenia, jeśli nie chcemy obejść się smakiem – stwierdziła i odwróciła się na pięcie, kierując w stronę zagajnika i ciągnąc za sobą ogon.
        Bardziej cieszyłaby się z faktu, że nie musiała paradować w jakimś ludzkim ciele, gdyby nie to, że aktualnie uzależniona była od widzimisię smoka, którego nie chciała zdenerwować, a jednak ewidentnie przeciągała strunę. Wolała, by nie doszło do potyczki; aż tak jej nie zależy i najwyżej demon dostanie, co chce. Chciała jednak jeszcze trochę się pobawić, a że była wredną mendą, aktualnie miała zamiar wodzić Ognaruksa za nos, jakkolwiek niebezpiecznie to nie brzmiało. Nie jej wina przecież, że najwięcej zabawy przychodzi z bawieniem się ogniem. Lub smokiem.
        Odeszła tylko kawałek i podczas gdy mężczyzna się ubierał, ona wyjęła znów z torby mapę, śledząc uważnie jeden z jej fragmentów. Nie miała zamiaru mu uciekać. Po pierwsze – nie mogła, oczywiście. Po drugie, może i Bratta straciła, ale wciąż sama nie poradzi sobie z dotarciem do grobowca, a smok, nawet w ludzkiej postaci, był zdecydowanie użyteczny. Kara nie spodziewała się, że dotrze tu tak szybko, więc dopiero teraz dokładniej planowała kolejny etap trasy. Mieli kawałek do przejścia przez las, by znaleźć cmentarzysko, a później kolejną zabawę z wyszukiwaniem odpowiedniego miejsca. To już wymagało większej precyzji i czasu oraz wykorzystania tej cechy mapy, która jeszcze nie została przez pokusę ujawniona.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ta mała gra, którą pokusa uprawiała, kiedy beztrosko chodziła sobie po jego nosie, całkiem się nawet Ognaruksowi podobała. Po pierwsze owszem – praktycznie nic nie czuł, po drugie – był to całkiem zabawne, a przy tym zupełnie nieszkodliwe przekomarzanie się ze strony pokusy, i po trzecie – dzięki temu smok miał możliwość całkiem dobremu przyjrzeniu się jej tyłowi, w szczególności interesujący był ogon, który – ciągnąc się za nią – nadawał jej ciału ciekawy oraz nieco egzotyczny kształt. Ubrania nieco tylko przeszkadzały, ale cóż... to sprawiało, że smok się jedynie jeszcze bardziej niecierpliwił.
        Nie umknęło mu spojrzenie, którym obdarzyła go pokusa po jego przemianie – trudno, aby jakikolwiek mężczyzna zdołał przegapić coś takiego. Jego ludzkie ciało nie należało do niego – najprawdopodobniej był to ktoś, kogo kiedyś pożarł, ale kompletnie tego nie pamiętał – i choć czasami powodowało w nim zirytowanie – szczególnie iż nie prezentowało się aż tak groźnie i potężnie – to jednak w sytuacjach takich jak ta się sprawdzało świetnie. Kilkakrotnie próbował kilka rzeczy zmieniać, ale nieszczególnie mu to wychodziło, jednak teraz... cóż, pozostawało się nacieszyć owym „posiłkiem”. A Ognaruks miał zamiar delektować się nie tylko głównymi daniami, ale i zdecydowanie nacieszyć się deserem. Bliskość kobiety... tak, zdecydowanie pozwalała mu zapomnieć o wszystkim, co tylko nie chciał myśleć. Pierwotne instynkty jednak są najbardziej skuteczne. Zastanawiał się, co takiego zrobić z jej rogiem – kolejnym jakże ciekawym aspektem jej ciała, który mógł zostać kreatywnie użyty, ale wtedy...
        Uniósł brwi, spoglądając za kucającą pokusą, ale ku jego rozczarowaniu nie dała mu niż więcej niż ubrania, które odebrał jej niedoszłemu kochankowi; smok uniósł wzrok, spoglądając na nią bez wyrazu, zastanawiając się, w co też owa pogrywa. Trochę przekomarzania się zdecydowanie mu nie wadziło – szczególnie iż to on tutaj zdawał się najgroźniejszym graczem – ale to posunięcie niezbyt mu przypadło do gustu. Całkiem sprytne i zabawne, to fakt – gdyby pokusa wywinęłaby taki numer komuś innemu, bez wątpienia by się zaśmiał. Jednak to właśnie jemu się przydarzyło. A zdecydowanie nie miał zamiaru tak tego zostawiać.
        Chwilę jeszcze przyjrzał się ubraniom, aby nie wywoływać zbyt wiele podejrzeń – na jego ustach pojawił się nieco złośliwy uśmiech, gdy planował dla kobiety małą niespodziankę; na coś musiał poświęcić ten czas, który zabrałoby mu ubranie się. Spodnie jak najbardziej przypadały mu do gustu – skórzane, nawet dosyć wytrzymałe, a do tego świetnie powinny się sprawdzać w lesie, nie utrudniając swobody ruchu i jako tako wyglądając. Koszula... len.... biała... całkiem znośnie. Ale tej puchatej kamizelki zdecydowanie na siebie nie nałoży. Wyglądałby jak wieśniak... Podobna rzecz tyczyła się z czapką mężczyzny, której to też postanowił się pozbyć – widocznie naprawdę sobie wziął do serca tę poradę. Buty... drewniane kozaki. Pewnie dosyć przydatne w mieście, ale smok nie miał zamiaru w nich paradować w żadnej sytuacji – wyglądałby w nich po prostu śmiesznie. Już zdecydowanie wolał chodzić boso. Porani sobie nieco stopy, całkiem możliwe, ale praktycznie tego nie odczuje więc... przechodząc do punktu następnego...
        Na razie na razie jednak Ognaruks nie miał zamiaru tego na siebie zakładać – odłożył całe naręcze ubrań na ziemię, po czym podążył wzrokiem za pokusą. Ta zbliżyła się nieco do zagajnika, praktycznie stojąc już tuż przed nim samym – smok musiał wylądować w pewnej odległości, w przeciwnym razie połamałby kilkadziesiąt drzew. Nie oddaliła się na tyle, aby musiała się w ogóle obawiać obroży, ale na tyle, aby demon musiał się do niej pofatygować. Jego kroki zdecydowanie by go zdradziły, kobieta by się odwróciła i... Gdzie w tym zabawa? Postanowił załatwić to inaczej.
        Wiedział, że w jego przypadku obroża zdecydowanie nie zareaguje na użycie magii przestrzeni, o ile nie przeniesie się na zbyt wielki dystans. Dlatego też za jej pomocą skoczył w przód, na chwilę znikając, a ułamek sekundy później pojawiając się tuż za zajętą mapą pokusą. Szybko położył dłoń na jej ramieniu, druga zacisnęła się na jej biodrze, po czym pchnął ją na drzewo rosnące tuż przed jej nosem. Nie było to nazbyt agresywne popchnięcie, Ognaruks bawił się z nią, przyciskając kobietę całym ciałem do pnia, nie na tyle mocno, aby zrobić jej krzywdę, ale na tyle, aby odczuła „delikatną presję”. Jego brzuch oraz klatka piersiowa opierały się na jej plecach, a głowa schyliła się, by usta znalazły się tuż nad jej uchem.
        - Gdyby nie ja, jechalibyście tu co najmniej kilka, kilkanaście godzin – zamruczał. - Oszczędziłaś naprawdę mnóstwo czasu, więc nie wmawiaj mi, że teraz nie możesz sobie pozwolić na nic, tylko musisz pędzić za tym skarbem. A miałem dzisiaj naprawdę nieznośny dzień, więc nie mam nastroju na te gierki. Bardzo, bardzo nalegam, aby zacząć naszą znajomość w odpowiedni sposób. Dla nas obu okaże się to dobre.
        W lesie panowała cisza, wywołana przybyciem olbrzymiego drapieżnika – wszystkie ptaki zamilkły, uciekając jak najdalej, ziemne stworzenia pochowały się w swoich kryjówkach, a nawet strumyki zdawały się starać wytłumić swój szmer, byle tylko nie zwrócić uwagi smoka. Smoka, który teraz puścił ramię pokusy, zamiast tego owijając własne wokół jej szyi, a drugą ręką wędrując do jej pasa i trzymając w tym nieco agresywnym uścisku.
        - Ta cisza dzwoni mi w uszach, więc mam zamiar razem z tobą porządnie ją rozerwać na kawałki. Powiedziałbym, że bo dobroci będzie dla ciebie lepiej, ale przecież wiem, że podobałoby ci się tak czy owak.
        W końcu pokusa, no!
Awatar użytkownika
Astarte
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Najemnik , Kolekcjoner , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Astarte »

        Siłą powstrzymała jeszcze bardziej złośliwy grymas, widząc zdziwienie malujące się na twarzy Ognaruksa. Więc jednak jej mały wredny manewr całkiem się powiódł, jak miło. W końcu życie ponoć składa się właśnie z tych małych przyjemności prawda? W oczekiwaniu na te większe oczywiście. Na razie jednak zadowoliła się samym zaskoczeniem smoka i oddaliła od niego nim zdążył odpowiednio zareagować. Poza tym naprawdę musiała nadrobić braki w rozpoznaniu, które planowała dokonać podczas trasy, nim ta uległa tak znacznemu ukróceniu.
        Mapa była wyjątkowo drobiazgowa i skrupulatnie rozrysowana, uwzględniając każde wzniesienie, dolinę i zagajnik w zasięgu wzroku. Miała jednak jeszcze jedną cudowną właściwość, którą pokusa już się z Brattem nie pochwaliła. Nie obawiała się głupka, ale zwyczajnie nie był warty dzielenia się z nim takimi informacjami. Wystarczyło bowiem skupić się odpowiednio na danym, interesującym ją w tym momencie fragmencie mapy i wypowiedzieć właściwe słowa, przekazane wcześniej przez nemoriankę, a działo się coś pięknego. Mapa skupiała się na wskazanym fragmencie, rozpychając na boki pozostałe części, a rozwijając szczegóły danego miejsca. I tak teraz, gdy Astarte znalazła się już przy zagajniku, w którym miała znaleźć właściwe kurhany, mapa nie przedstawiała już obrysu Gór Druidów i Dasso, Smoczej Przełęczy, fragmentu obu lasów, rzeki i kilku większych miast. Teraz skupiała się wyłącznie na niewielkim zagajniku w przesmyku między łańcuchami górskimi, przy którym wylądowali.
        Diablica zmarszczyła brwi zaniepokojona, gdy obroża zawibrowała na jej szyi. Nie miała jednak czasu nawet pomyśleć o tym, co mogła zrobić źle i jak bardzo będzie wymiotować ośmiornicami, gdy poczuła dłonie układające się na jej boku i ramieniu, a zaraz później silne pchnięcie. Zdążyła tylko przechylić lekko głowę, by rogiem zaprzeć się o pień i nie odrapać sobie na nim twarzy, gdy przyciśnięto ją do drzewa.
        Uśmiechnęła się złośliwie, słysząc nad uchem szept powoli tracący na cierpliwości, podczas gdy ona zastanawiała się, jak wibrowanie obroży miało się do teleportacji Ogaruksa. Inaczej by jej nie zaszedł, więc zaryzykował i skoczył. Sprytny skurczybyk. Magiczne paskudztwo nie zareagowało, bo to on je stworzył, czy może jednak jeśli w zamiarze nie ma się dalszych ucieczek, pozwala na małe przeniesienia w przestrzeni? Mogłaby przetestować tą teorię wymykając się spomiędzy mężczyzny a drzewa, ale chociaż całkiem zabawnie byłoby zobaczyć jego nagłe zderzenie z pniem, aż tak jeszcze nie chciała ryzykować. Musi się o tej ozdóbce dowiedzieć więcej. Poza tym… delikatna presja niespecjalnie jej przeszkadzała. Podobnie, jak dalsze drażnienie smoka.
        - Chodzi o porę dnia – powiedziała spokojnie, przekręcając lekko głowę, a złota tęczówka łypnęła na stojącego za nią mężczyznę. – Musimy być przy kurhanach o północy. Wozem miałam tam być po prostu następnego dnia, ale teraz… - zerknęła na zachodzące słońce i ponownie na porzuconą na leśnym runie mapę, która znów przedstawiała tylko ogół okolicy. – W sumie mamy chwilę – uśmiechnęła się przebiegle.
        Mimo wszystko smok miał rację, a ona zwyczajnie się z nim drażniła. Teraz jednak sama nabierała apetytu na przemienioną gadzinę, zwłaszcza gdy wcale nie musiała przestać grać mu na nosie. Rogami mu się zachciało bawić, niedoczekanie. Nikt nie dotykał pokusy w jej własnym ciele, to piekielne prawo odruchowo przeniosła do Alaranii i nigdy go nie zmieniała. Tatuaży nie nosiła dla ozdoby, a blizny na plecach wciąż szarpały, przypominając o bólu i poczucie straty. To ciało było jej, więc skoro smoczuś chce się pobawić i narobił jej apetytu, to musi mu uszykować coś innego. Wcześniejsza wielkooka łania mogłaby być przydatna, ale przyciśnięta do drzewa pokusa nie była w nastroju do ułatwiania nikomu życia.
        - Skoro tak bardzo nalegasz…
        Kara delikatnie wemknęła się we wspomnienia smoka, niezauważona, nie przeszkadzając, nie szukając, nie robiąc hałasu, a jedynie pozwalając obrazom jego przeszłości zalać swoje myśli. Dużo ryzykowała, bo z odnalezioną postacią elfki, błyszczącą kusząco w odmętach wspomnień, wiązało się na równi tyle zadowolenia, co wściekłości, ale co najważniejsze – niezaspokojenie, a przecież właśnie o to chodziło prawda? Rogi i ogon nagle zniknęły, ciało przekształciło się nieznacznie (wysiliła się nawet na elfie uszy, niech ma), a długie włosy zalały ramię Ogarkusa. Głowa znajomej elfki odsuwała się od krępującego jej szyję ramienia, a wściekłe spojrzenie spozierało na smoka.
        - Sznury ci się skończyły? – syknęła z niezadowoleniem, tak bardzo znajomym głosem.
        W końcu pokusa, no.


        - Dalej, bo zaraz naprawdę nie zdążymy, ubrałbyś się – mruknęła, już w swojej własnej postaci, cisnąwszy w smoka jego koszulą i zbierając swoje rzeczy. Mapy do torby nie chowała, przyda się niedługo. – Chyba, że już ci na skarbie nie zależy? – zerknęła kątem oka na gada, przenosząc później spojrzenie na niebo.
        Wbrew wszystkiemu, teraz znów było cicho, a nieboskłon byłby zapewne czarny jak smoła, gdyby nie powoli wspinający się po nim księżyc. Tak na oko mieli jakieś trzy, może cztery godziny, by znaleźć właściwe miejsce. Później już tyle czasu ile będzie trzeba, by dokopać się do grobowca, ale ten jeden konkretny będą mogli znaleźć tylko przez kilka chwil i muszą być wtedy na miejscu. Nie oglądając się więcej na Ogaruksa, ruszyła w las, ciągnąc za sobą ogon z cichym szelestem liści. Wyszeptała pod nosem kilka słów w czarnej mowie i mapa znów rozlała się na boki, udostępniając jej plan zagajnika, szczegółowy, co do jednego mijanego drzewa.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ognaruks zmrużył oczy, spoglądając na pokusę, tak radośnie przyciśniętą do drzewa – jego czarne oczy spotkały jej złote. Wytłumaczenia Kary brzmiały jak najbardziej logicznie, jednak wciąż – smok zdecydowanie nie miał zamiaru uznawać, że nie mają chwili, aby zrobić to, czego zażądał; wycofanie się teraz byłoby tak jednoznaczną oznaką słabości, że dziki oraz drapieżny smok nie mógł sobie na to pozwolić, szczególnie wobec piekielnej istoty, które to wykorzystywały każdą daną im okazję. Jego twarz nie straciła na determinacji, kiedy pokusa stwierdziła, że mają nieco czasu, choć w oczach odbił się błysk triumfu. Który zamienił się we wściekłość, kiedy dostrzegł, jaką postać przybrała kobieta. Wściekły był zarówno przez to, że wlazła mu do głowy, w dodatku drążąc w tak świeżych i wciąż nieprzetrawionych spojrzeniach, ale także i przez formę, jaką przybrała – wściekłość na elfkę, szczególnie iż ta mu umknęła, zdecydowanie w nim nie wykipiał. Na szczęście jednak bez problemu mógł znaleźć o wiele mniej nieprzyjemny sposób wylania całej swojej nienawiści, na który pokusa nie powinna narzekać.

        W tańcu czy też pojedynku dwóch pożądań kolejne obrazy powróciły; wspomnienia podobnego zdarzenia, podobnych emocji, podobnych okrzyków dwóch ciał. Realna teraźniejszość oraz przeszłość zachowana jedynie w straconych wspomnieniach – dwie rzeczywistości identyczne, a jednak całkowicie sobie różne. Ognaruks w swoim życiu nie miał okazji obcować ze smoczycą, a mimo to w obrazach, którymi co chwila obdarzał go umysł, niczym w narkotycznym śnie, dostrzegał zupełnie inną wersję wydarzeń. Była niebieskołuska – błękit jej ciała dominował, jej zapach był piękny, dziki i miał w sobie ukrytą siłę. Dźwięki mąciły umysł, jeszcze bardziej popychając pierwotne instynkty. Rozdarty pomiędzy dwoma światami, które zdawały się ciągnąć jego duszę z dwóch stron, a mimo to w obydwu ta tak bardo dominowała, swoim płomieniem wzniecając pożar zmysłów.
        A wszystkie te wspomnienia tylko na wyciągnięcie ręki dla pokusiego umysłu...

        Ognaruks chwycił koszulę rzuconą mu przez Karę i bez pośpiechu narzucił ją na swoje ramiona – kolejny napływ wspomnień przyjął znacznie łagodniej niż za pierwszym razem; po części pewnie dlatego, że nie miały aż tak dewastującego charakteru. Choć główną tego zasługą zdecydowanie była pokusa, dzięki której to jego ciało w końcu się zrelaksowało, razem z umysłem, z którego upłynęło wiele z chaosu i zapanował w nim nawet stosunkowy sposób. Oczywiście jedynie poprzez pryzmat porównań. Smok nie był wyleczony ze swej przypadłości i raczej nie mógł za szybko na to liczyć.
        Uniósł wzrok w doskonałym momencie, aby ten spotkał się ze złotymi oczami Kary – właśnie w tym momencie zapinał spodnie. Postanowił nie odpowiadać na zaczepkę pokusy, jedynie uśmiechnął się do niej zadziornie. Ruszył od razu za nią, ale już po pierwszych krokach zorientował się, że ma coś w kieszeniach, dlatego jego uwaga odpełzła w zupełnie inne regiony. W lewej znajdował się niewielki nóż, raczej odpowiedni do przecinania skóry upolowanej zwierzyny bądź dzielenia chleba niż walki. ”Dziwię się, że – posiadając taką broń – nie stanął do walki za miłość swojego życia. Ci okuci w blachy rycerze w końcu nie mogą liczyć na wiele większe szanse... a mimo to i tak rzucają się do walki. Zabawne. Pcha ich odwaga, napędzana szaleństwem. Osobną historią dla każdego jest to, co jest jego przyczyną. Ale miłość... szczególnie zauroczenie... w ludzkich legendach to siła, która burzy zamki, zabija smoki, leczy wszelkie rany... Z tamtego była zdecydowanie zbyt potulna owieczka jak na kogoś w amorach...”
        Smok potrząsnął głową, po czym zainteresował się, czy jednak nie można by z noża mieć jakiegoś pożytku. Jego próba sprawdzenia, jak wytrzymałe jest ostrze, skończyło się jego pęknięciem na dwa kawałki. Skrzywił się, jednak wciąż pomyślał, że może uda się coś z tym zrobić, choć musiał postawić na ślepy los. Po potraktowaniu dawką magii chaosu jedna połówka wyparowała, druga zaś wyskoczyła mu z dłoni i uciekła na pajęczych nogach. Szczęście mu niezbyt tym razem sprzyjało... Jego miecz... cóż, gdy jego emocje przejęły nad nim górę, jego mały sługa, niosący jego rzeczy, uległ dezintegracji. Teraz pewnie przebywał w Lirze. Która także zaginęła... ona i jego miecz pewnie leżą gdzieś teraz w lesie. O Lirę się nie obawiał, zabije każdego, kto spróbuje ją zabrać, ale miecz... przydałoby się odzyskać. Najwyżej będzie musiał przelać jeszcze więcej krwi, jeżeli znajdzie się ktoś na tyle mądry, aby go zabrać. Jeżeli chodziło o obecną broń, to smok musiał polegać na własnych pięściach oraz magii. Te dwie rzeczy same w sobie czyniły z niego nadzwyczaj groźną istotę, więc nie lękał się, że przez swój wybuch emocji będzie miał teraz problemy z ewentualną walką.
        W drugiej kieszeni jednak... smok znalazł niewielkie pudełeczko. Kiedy je otworzył, na jego twarzy pojawił się rozbawiony uśmiech. Przyśpieszył kroku, zrównując się z pokusą, zapatrzoną w swoją mapą. Ognaruks wykorzystał to, wyciągając dłonią nad nią oraz podsuwając jej pod nos pudełko, wewnątrz którego znajdował się pierścień. Złoto, z którego był wykonany, było fałszywe i nie trzeba było być mistrzem jubilerstwa, aby się zorientować, jednak błyszczący rubin już jak najbardziej prawdziwy. Smok spoglądał na kobietę, oczekując jej reakcji.
        - Zgaduję, że ten twój rycerz chciał ci go dać, kiedy nadarzy się odpowiednia okazja – powiedział, nie pozwalając sobie porzucić sarkastycznego tonu. - Podejrzewam także, że należy teraz do ciebie. Pewnie wydał na niego całe oszczędności swojego życia, w dodatku musiał sprzedać całkiem niezłą część swojego dobytku... Ciekawi mnie, jak to jest nosić na sobie cały dorobek czyjegoś życia... który ten ktoś sam chciał tak ochoczo ofiarować. Tego akurat nie miałem okazji nigdy uświadczyć.
        Smok nalegał, zarówno werbalnie, jak i niewerbalnie, aby pokusa przyjęła pierścień, a kiedy już jego ręce zrobiły się wolne, pozwolił sobie spojrzeć na mapę kobiety. Czuł jej silną aurę, także więc była magiczna. To w sumie można było wywnioskować już po samym tym, co przedstawiała. Las.. Ognaruks rozejrzał się. ”Czemu to zawsze musi być las? Mam po dziurki w nosie drzew, runa i dzikich zwierząt. Może przydałoby się jakiś las spalić, tak dla oczyszczenia się z tych emocji? Hmm...”
        - Często manipulujesz emocjami, co? Tak, jak tamtego człowieczka? Miłość czy też zauroczenie to ponoć siła, która potrafi pchać do nadludzkich czynów... dlatego też ponoć i tak wielu jest błędnych rycerzy polujących na smoki... potrafią uprzykrzać życie, choć znacznie bardziej swoją poezją niż mieczem... Większości chyba się zdaje, że są bohaterami jakiejś legendy... Ale mimo tego ten twój „rycerz” uciekł. Bo dopadła go emocja znacznie silniejsza niż jego miłość. Strach. Ten często kroczy krok za mną. Sęk w tym... jak to wygląda, jak te dwie emocje się zderzają? Częściej przeważa szaleństwo czy rozsądek? Otumanieni przez ciebie wojownicy częściej rzucają miecz i uciekają czy stają w twojej obronie, kiedy natrafią na coś, co ich przeraża?
        Ognaruks pytał, bo... bo w swoich wspomnieniach zaczynał odnajdywać wspólne elementy. Niepokoiły go. Potrzebował z kimś porozmawiać o tym. A z kim lepiej dyskutować o ludzkiej naturze, jak nie z istotą powstałą tak, aby ową czynić sobie zarówno mieczem, jak i tarczą? To, że może to być opinia dosyć jednostronna, niewiele Ognaruksa interesowało – on raczej trzymał tę samą stronę.
        Rozległ się świst, a strzała wbiła się w drzewo znajdujące się pomiędzy nimi. Smok napiął się, a kiedy spojrzał w stronę, z której nadleciał pocisk, ujrzał trzy kobiece sylwetki znajdujące się pomiędzy gałęziami drzew. Dźwięk naciąganych cięciw oraz szybkie rozejrzenie się sprawiło, iż dostrzegł całą chmarę podobnych postaci znajdujących się w koronach drzew, wszystkie celowały w stronę ich dwójki. Driady. ”Jak ja, kurwa, nienawidzę lasów.”
        - Istoty mroku – odezwała się jedna z nich. - Przybyliście na naszą ziemię, splugawiliście ją, a teraz stąpacie po niej, jakby należała do was. Jakiekolwiek powody was tutaj nie trzymają, odejdźcie, gdyż ten świat nie jest waszym i nie mamy zamiaru tolerować was w naszym lesie, czekając, aż postanowicie go zniszczyć.
        Ognaruks spojrzał pytająco na pokusę. On gotów był tutaj w każdej chwili rozpętać piekło. Ale był ciekaw, czy ta nie odnajdzie innego sposobu na załatwienie sprawy. Brudzenie nowych ubrań tak szybko... jeszcze nawet nie zdążył się nacieszyć, że są czyste i w jednym kawałku. To, że oczekuje na decyzję kogoś, innego było dla niego nietypowe, ale czuł do Kary dziwny, pokrętny rodzaj sympatii – po części na pewno przez to, co już doświadczyli, ale znacząca część przyczyny leżała w czynie, o który smok wcale nie podejrzewał pokusy, choć zdecydowanie powinien. Dlatego też tak chętnie podzielił się z nią wcześniej swoimi przemyśleniami... Dlatego też był gotów oszczędzić bandę driad, jeżeli ta uzna to za słuszne.
Awatar użytkownika
Astarte
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Najemnik , Kolekcjoner , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Astarte »

        Obraz widoczny na mapie poruszał się w tempie, w jakim dwójka pieszych przemierza zaznaczony na nim obszar, czyli niemal niezauważalnie. Co jakiś czas można było jednak zaobserwować jak kolejne precyzyjnie oznaczone drzewo ginie za krawędzią mapy, a kolejne pojawia się po drugiej jej stronie, w miarę przemieszczania się podróżnych. Kara nawet nie podnosiła znad mapy głowy, wszelkie przeszkody obserwując na pergaminie i omijając je na ślepo, zamyślona nad kolejnymi, bardziej istotnymi krokami.
        Słyszała, że smok ją dogania, ale i na niego nie podniosła wzroku, dopóki coś nie weszło jej w pole widzenia. Wtedy zwolniła i odsunęła rogatą głowę, jakby zawieszono jej przed oczami martwego szczura. Zatrzymała się na moment i zmrużyła ślepia spoglądając najpierw na błyszczącą w pudełku biżuterię, a później unosząc brew przeniosła powątpiewające spojrzenie na Ognaruksa. Gdy ten rozpoczął sarkastyczną przemowę prychnęła pod nosem i ruszyła dalej, początkowo całkiem skutecznie i w milczeniu znosząc towarzyszący jej pierścień, wciąż unoszący się w dłoni smoka na linii jej wzroku. Komuś tu się ewidentnie role pomyliły, to ona jest od wkurzania ludzi…
        W końcu jednak uległa, by zwyczajnie zakończyć szopkę, która chwilowo bawiła tylko jedną osobę. No dobrze, humor jej całkiem dopisywał, a wyjątkowo dobre samopoczucie demona nie pozostawało bez wpływu na jej organizm, jednak wciąż było to zbyt mało, by stwierdzić, że Kara się dobrze bawiła. Znudzone spojrzenie wbiło się w smocze tęczówki i nie zmieniło barwy nawet gdy ostentacyjnie wyjmowała pierścionek i powoli zakładała go sobie na środkowy palec, który wyprostowany pokazała Ognaruksowi z szerokim uśmiechem. Grymas, jak to sztuczne mają w zwyczaju, spłynął po chwili z jej twarzy nie pozostawiając po sobie śladu i pokusa ruszyła dalej, ignorując zapuszczanie żurawia w jej mapę.
        Na pierwsze pytanie tylko mruknęła twierdząco, ale poświęcając mężczyźnie więcej uwagi niż wcześniej, gdy rozplanowała już mniej więcej trasę. Teraz, raz na jakiś czas, dostawało mu się złote spojrzenie, równie obojętne jak wcześniej, ale przynajmniej było widać, że słucha. O dziwo też, wbrew pozorom które już podświadomie stwarzała, wręcz dała się lekko zainteresować tematem, a odwiedzenie spojrzenia od twarzy mężczyzny i utkwienie go gdzieś w kierunku ich podróży zdradziło tylko, że zastanawia się nad odpowiedzią. Nie trwało to jednak długo.
        - Pytasz o szaleństwo i rozsądek, czy strach i zauroczenie? – zamruczała zerkając na smoka. – Te cztery emocje mieszają się ze sobą cudownie w każdych proporcjach. Ale tak, zawsze zwycięży strach. Od niego silniejsza jest tylko nienawiść – mówiła beznamiętnie, wolnym krokiem przemierzając las. – Nie daj sobie wcisnąć kitu o potędze miłości, ona też działa na bazie strachu. Strachu przed utratą lub cierpieniem kogoś bliskiego chociażby. Strachu przed tym, jak było nim ta cała miłość nadeszła… - wzruszyła ramionami. – Tak, bawię się emocjami, ale zazwyczaj tymi pozytywnymi, chyba że ktoś mi solidnie za skórę zalezie – uśmiechnęła się drapieżnie spoglądając na Ognaruksa i nie pozostawiając wątpliwości, co do swoich proporcji rozsądku i szaleństwa.
        - Mój rycerz miał kopać, nie wydawać majątek na pierścionki – prychnęła pogardliwie, unosząc niedbale dłoń z biżuterią.
        Szlachetny kamień na moment przykuł jej spojrzenie, które błysnęło krótko, gdy pokusa spojrzała na smoka, wyraźnie coś knując, sądząc po poszerzającym się wrednym uśmiechu. Nie przerwał jej jednak sam mężczyzna, a strzała, która przeleciała między nimi ze świstem i wbiła się w drzewo, przyjemnie brzęcząc giętkim drewnem. Pokusa westchnęła zirytowania i przeniosła złowrogie spojrzenie na panienkę, która celowała do niej z łuku.
        - Nie powinnyście przypadkiem chronić drzew, zamiast do nich strzelać? – zapytała i uśmiechnęła się słysząc, jak to splugawiła to miejsce. Żeby to jedno. – Mogłyście dołączyć – zamruczała kusząco, robiąc krok w stronę driady, a szelest sunącego za nią ogona sprawił, że naturianki poruszyły się niespokojnie, jeszcze mocniej napinając łuki. Pokusa stanęła, posłusznie unosząc dłonie w geście poddania i wbijając wzrok w tę, która się do nich odezwała.
        Wszystkie driady były śmiesznie małe, ale po tej było widać, że jest młodziutka. Nie wiedziała, która była tak złośliwa, by wystawić smarkulę do pierwszej linii i kazać pertraktować z demonem i pokusą, ale nie był to przebłysk geniuszu. Niepewne to takie, płochliwe, urocze…
        - Przepraszam – zmieniła ton na słodki i układny, powstrzymując się od uśmiechu, gdy brwi dziewczynki przed nią rozluźniły się lekko w pytającym wyrazie.
        Wejście jej do głowy, było jak zabranie dziecku lizaka. Tudzież łuku, który brunetka po chwili oddała pokusie z zamglonym spojrzeniem, głucha na ostrzegawcze okrzyki jej sióstr, ślepo zapatrzona w pokusę przed sobą. Ta zaś przemykała przez jej wspomnienia i z dźwięcznym śmiechem rozlegającym się tylko w głowie driady, rozrabiała tam jak pijany zając. Wycofała się dopiero po chwili, gdy naturianka odwróciła się w stronę pobliskiego drzewa, by zacząć walić głową w pień z takim zapamiętaniem, że dwie towarzyszące jej siostry porzuciły celowanie w stronę intruzów i pobiegły dziewczynie na ratunek. Dopiero wtedy Kara odwróciła się, wyraźnie rozbawiona i rzuciła łuk w stronę Ognaruksa.
        - Ja i tak nie umiem z tego strzelać – zaśmiała się, po czym ruszyła biegiem w zarośla, gdy miejsce, w którym stała przeszyły strzały z przeciwnej strony.
        Przez moment zastanawiała się, czy nie przybrać postaci jednej z driad, ale nie było szans, by teraz dały się nabrać, a jej szkoda było siły. Była najedzona i gruboskórna, a małe dziewczynki zaczęły trącać ją kijkiem; to nie mogło się dobrze skończyć. Złośliwy uśmiech pojawił się na ustach diablicy wraz z rozbrzmieniem okrzyków bólu, gdy driady otrzymywały niewidzialne ciosy, zadane bronią, przed którą nie mogły się uchronić, wciąż uparcie trwając przy swych łukach zamiast wziąć się za magię. Nowicjuszki… Och, no dobrze, trzeba im oddać to, że pokusa cały czas skutecznie blokowała lub przekierowywała ich moce, ale na los, nie miała poza tym innej broni ani nawet umiejętności, by z takiej korzystać. Stała na polanie odsłonięta jak ją piekło stworzyło, plus ubrania, ale nieważne! Grunt, że to za nią się walczy, ona się nie nadaje do bijatyk. Właśnie, gdzie jej rycerz?
        - Smoku mój najpotężniejszy, wesprzesz damę w opresji? – zawołała, łowiąc Ognaruksa spojrzeniem i najbezczelniej w świecie chowając się za jego plecami.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ognaruks w istocie doskonale się bawił, wykorzystując element, który tak niespodziewanie sam wpadł mu w łapki; w sumie ubrania można by nazwać łupem, gdyż wymusił je na niedoszłym narzeczonym pokusy groźbą, a tym samym pierścień stawał się tym samym – smok więc uważał całą tę sytuację za niezwykle zabawną, zważając na to, jak jego pobratymcy – i w sumie on sam – zwykli zdobywać swoje skarby. Kara jednakże z początku jednak powstrzymała się od zbyt ekspresyjnej reakcji, choć zadowolony Ognaruks, tak czy siak, posłał jej „czarujące” spojrzenie, a przynajmniej imitację owego. W końcu jednak postanowiła przyjąć ten nietypowy dar, a jej nietypowy towarzysz zarechotał, gdy ujrzał, w jakim stylu to zrobiła. Po raz pierwszy od dawna zdarzyło mu się oddać kosztowność drugiej istocie tak po prostu, ale uważał, że zdecydowanie było warto.
        Po chwili jednak zrobiło się nieco poważniej – przynajmniej dla niego; pytanie – czy pokusa zdawała sobie z tego sprawę, czy nie – było dla niego nadzwyczaj nietypowe i był zdecydowany zrobić coś, czego zwykle mu się nie zdarzało. Posłuchać opinii drugiej osoby. Smocze życie było na tyle proste, że rzadko się komplikowało na tyle, aby potrzebna była jakaś refleksja bądź spojrzenie na sprawę z zupełnie innej perspektywy, ale wizje, które zdawały się zaczynać nawiedzać Ognaruksa, nadzwyczaj go niepokoiły; pokusa była jednakowoż dobrym na to lekarstwem. Przez większą część jej wypowiedzi wpatrywał się w niebo z zamyśleniem, ale na ostatnie jej słowa przeniósł na nią spojrzenie, unosząc nieco brwi. Uśmiechnął się, widząc wzrok, jakim go obdarzyła. Zważając na to, jak spokojnie przyjął dwuznaczną groźbę, można było śmiało stwierdzić, że miał do Kary słabość. Nie każdego wszak obdarzał podobną obrożą!
        - Rycerz z łopatą... niecodzienny widok. - Ognaruks spoglądał, jak Kara przyglądała się swojemu nowemu nabytkowi, obserwował jej spojrzenie i mięśnie twarzy, dlatego nie umknął mu ten błysk, którym go obdarzyła. Już otwierał usta, aby zapytać, ale wtedy ktoś przerwał im tę jakże relaksującą wycieczkę leśną.
        Założył ręce na klatce piersiowej i przyglądał się, jak pokusa konwersuje z driadami. Daleko temu było raczej od przyjacielskiej rozmowy. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy Kara zasugerowała, że mogłyby dołączyć – było w tym coś, co można było się doskonale spodziewać, że padnie z ust pokusy, a mimo to Ognaruks jakoś nie przewidział, że to nadejdzie i od razu otaksował naturianki ponownym spojrzeniem, nie mogąc się powstrzymać od oczywistych myśli. Przez chwilę ze zdziwieniem przyglądał się poczynaniom pokusy, gdy ta zdawała się poddawać, ale chwila, w której driada oddała jej łuk, po czym okazała chęć stania się jeszcze większą jednością z drzewem... smok się skrzywił. Był nadzwyczaj okrutny, ale takie manipulacje umysłem niezbyt mu przypadały do gustu. Mimo to chwycił łuk, spoglądając na niego z wzrokiem mówiącym „ciekawe co mam z tym zrobić”. Przez małą chwilkę pozostawał dosyć pasywny, dopóki Kara nie schowała się za jego plecami, a wzrok wszystkich leśnych kobiet nie padły na niego. ”Pięknie.”
        - Nawet nie dostanę twojej wstążki, tak dla szczęścia? - prychnął smok w stronę pokusy, nawiązując do zabawnej tradycji ludzkich rycerzy.
        Na polanę zeskoczyły trzy kolejne driady, dzierżące w dłoniach miecze, zmierzające w stronę ich dwójki, podczas gdy ich przyjaciółki na drzewach jeszcze nie naszpikowały smoka strzałami, rozpraszane przez magię pokusy. Ognaruks podrzucił łuk w dłoni, po czym złapał za jeden z końców i cisnął nim z całej siły. Pocisk przemknął przez powietrze, wbijając się w klatkę piersiową jednej z driad oraz przyszpilając ją drzewa; smok skrzywił się – celował w głowę. Zanim jej dwie siostry zdążyły zareagować, zszokowane tak szybkim atakiem, Ognaruks przeniósł się tuż za jedną z nich – znikając tym samym sprzed pokusy – po czym chwycił ją za kark i szybkim ruchem go ukręcił, nie pozwalając driadzie nawet zorientować się, kiedy straciła życie. Druga z nich rzuciła się do ataku, a smok, pozbawiony broni, zdecydował się improwizować. Chwycił trupa za okolice kostki, po czym zamachnął się, używając go jak maczugi. Bezwładne ciało uderzyło w zszokowaną driadę i odrzuciło kilka metrów w powietrze – jej plecy spadły na spory głaz zdobiący polanę. Jej kręgosłup trzasnął, a mech ozdobiła powoli spływająca krew. Krzyczała z bólu, a smok silnym kopniakiem w jej skroń zakończył jej męki. Wtedy warknął. Strzała wbiła się w jego przedramię.
        Obejrzał się, lustrując spojrzeniem drzewo, na którym zebrało się aż pięć łuczniczek, z czego ta, która zdołała w niego wystrzelić. Smok zacisnął dłoń na głazie, a jego palce skruszyły materiał w pięciu miejscach, sprawiając, że jego następne posunięcie okazało się dosyć łatwe. Zamachnął się, ciskając głazem w drzewo; to zachwiało się, podobnie jak driady znajdujące się na nim. Kątem oka dostrzegając kolejne łuczniczki celujące w niego, szybko przeniósł się do swojego wcześniejszego celu, po czym trzy razy uderzył o pień, z każdym uderzeniem wyrywając kolejne warstwy drewna. W międzyczasie w jego plecy wbiły się kolejne dwie strzały. W końcu jednak objął pień i potężnym szarpnięciem oderwał go od części przymocowanej korzeniami do ziemi. Uniesienie całego drzewa nie było dla niego aż tak wielkim wysiłkiem, podobnie jak zamachnięcie się kilka razy, niczym gigantyczną maczugą próbując trafić w łuczniczki w koronach drzew. Udało mu się to całkiem skutecznie, strącając połowę zaskoczonych driad oraz wszystkie, które znajdowały się na dzierżonym przez niego drzewie. Następnie jego oczy rozbłysły czerwienią, a owo zapłonęło jaskrawym płomieniem, który to po chwili opadł na zbierające się z ziemi driady, zamykając je w pułapce trafionych ogniem gałęzi. Długo nie było trzeba czekać, aż rozlegną się okrzyki bólu płonących żywcem kobiet, niepotrafiących się wydostać z ognistej pułapki.
        Rozejrzał się dookoła. Pozostało jedynie kilka łuczniczek, które teraz były w całkowitej rozsypce – część z nich rzuciła się do ucieczki, część widocznie wpadła w szał zemsty, gdyż wciąż chciała walczyć. Dla smoka nie robiło to zbyt wielkiej różnicy. Magią przestrzeni przeskakiwał po okolicznych drzewach, wykańczając te niedobitki, z większości przez skręcenie karku. Natomiast na polanie, której większość miejsca zajmowało teraz powalone, płonące drzewo – zrobiło się dosyć jaskrawo od ognia oraz ciemno od dymu – pojawił się po chwili, trzymając w wyciągniętej wysoko dłoni nietypową zdobycz i rozglądając się za pokusą. Gdy tę zlokalizował, podszedł do niej, pokazując jej driadę, którą trzymał za kostkę, do góry nogami; kobieta szarpała się, miotając rękami i wolną nogą, ale na niewiele się to zdawało. Z przerażeniem i łzami w oczach spoglądała na pożogę, a także dwójkę potworów, która do tego doprowadziła.
        - Ta tutaj próbowała uciekać – mruknął smok, gdy już zbliżył się do pokusy na tyle, aby mogli spokojnie porozmawiać. Krzyki driad zdążyły już ucichnąć. - Pomyślałem, że jak już zacząłem obdarzać cię prezentami... wygląda na młodą, szkoda by tak szybko odbierać jej życie... Jeżeli znajdziesz dla niej jakiś użytek... jakikolwiek, to będzie mi bardzo miło. W przeciwnym razie... wiesz co, kłamałem. Zabicie jej nie będzie wcale jakąś wielką stratą.
Awatar użytkownika
Astarte
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Najemnik , Kolekcjoner , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Astarte »

        Pierwszy raz szczerze się roześmiała, słysząc pytanie. Wstążkę, jeszcze czego! Mało dostał?
        - Pokaż mi swoją tarczę rycerzu, to dostaniesz wstążkę – prychnęła, starając się nie dekoncentrować.
        Strzały mijały ich lekkim łukiem, nie raz tak blisko, że czuć było na skórze pęd powietrza, które przecinały. Zerkając nad ramieniem mężczyzny skupiała się na łuczniczkach, lekkimi magicznymi ingerencjami zmieniając trajektorię lotów ich pocisków. Oszczędzanie sił miała w naturze, jako część instynktu przetrwania, ale też chwilowo nie było sensu bardziej angażować się w walkę, skoro Smoczuś może się wykazać. Pozwoliła mu więc zająć się wojowniczkami, które nie mogły zagrozić mu z dystansu, samej paraliżując działania łuczniczek.
        Widok walczącego Ognaruksa nie był piękny, a przynajmniej nie w klasycznym tego słowa znaczeniu. Bardziej pasowałoby rzec… brutalny, prymitywny, bezlitosny i cholernie skuteczny. Hałas i częstotliwość trzaskających kości były wręcz nierealne, podobnie jak plaśnięcia płynów ustrojowych rozlewających się po okolicy. Skrzywiła usta, widząc ten burdel i jeszcze bardziej, gdy usłyszała warknięcie smoka, poprzedzone jęknięciem cięciwy. Cholera.
        - Ups, wybacz, zagapiłam się – mruknęła beznamiętnie i już chciała magią odesłać winowajczynię na tamten świat, gdy zobaczyła, jak wkurzony nie na żarty Ognaruks wbija palce w głaz. Zawahała się, by oglądać rzut – było warto. Pokusa uniosła brwi, z zainteresowaniem oglądając pokaz siły smoka w ludzkim ciele, dopóki ten nie przeniósł się pod drzewo, a jej obroża znów zawibrowała nieprzyjemnie. W tym momencie dała się rozproszyć i kolejne strzały wbiły się w plecy mężczyzny.
        - Kuźwa, dosyć tego – warknęła i jednym rozkazem przetrząsnęła wszystkie otaczające ich drzewa, zrzucając z nich pozostałe driady, które ocalały do tej pory i po drodze teleportując części ich ciał na różne strony. Sama jednak też przypadła do ziemi, gdy Ognaruks zaczął wywijać całym, wyrwanym z korzeniami drzewem, jak dziecko grzechotką. – Cholera, chyba wkurzyłam złego smoka – mruknęła, podnosząc się i biegiem kierując w stronę niepłonących jeszcze zarośli.
        Po drodze na szybko dobijała te naturianki, które zdecydowały się na ucieczkę. Po pierwsze dlatego, by nie skarżyły następnym siostrom i nie zwaliły im się całym klanem na głowę, bo ona nie miała czasu na takie pierdoły. A poza tym dlatego, że była już nieźle zirytowana faktem, że kazano jej biegać, walczyć i robić uniki, do jasnej cholery. Nie była pieprzonym wojownikiem i nie nawykła do tego, że w żaden sposób nie może umknąć ze strefy zagrożenia. Więc nie, nie satysfakcjonowała jej jatka, której dopuściła się poprzez magię, wyrywając losowe organy poza ciała driad, ani że nakłoniła demonicznego smoka do walki w swoim imieniu. Doceniałaby to z pewnością w innych okolicznościach, ale teraz było to dla niej absolutne minimum, by przetrwać. Irytowała ją bezsilność, gdy nie miała skrzydeł, by unieść się ponadto gówno, ani chwilowo zdolności do teleportowania się poza jego zasięg.
        Z każdym skokiem w przestrzeni Ognaruksa obroża na szyi pokusy wibrowała od magii, jakby tylko czekając, aż jej twórca oddali się zbyt daleko, a ona będzie mogła uwolnić nagromadzone w niej zaklęcia. Kara klęła pod nosem, magią odsuwając od siebie gryzący dym i języki ognia, spomiędzy których już po chwili wyłonił się mężczyzna tryumfalnie dzierżąc w dłoni… kostkę naturianki. Jej właścicielka zwisała zaś głową w dół, szamocząc się jak złapany za ogon szczur, a gdy udało jej się sięgnąć niosącego ją mężczyzny, z zapamiętaniem okładała go malutkimi piąstkami wywołując niedowierzającą minę pokusy.
        - Nie tłucz go tak, bo go zabijesz i cię upuści – prychnęła opryskliwie w stronę naturianki i zaraz przeniosła wzrok na mężczyznę.
        Ten chyba właśnie podarował jej driadę, ostatecznie zyskując sobie przychylność pokusy. Nie, nie podarkiem, a czarnym humorem, który doceniała i przy innej niż swoja mentalności gotowa byłaby nawet powiedzieć, iż to słodkie. Teraz uśmiechnęła się niemalże miło, ostentacyjnie przyglądając dziewczynie, która powoli przestawała się miotać i z coraz większym lękiem spoglądała na czarnowłosą, od której najwyraźniej zależał jej los. I chociaż Naamah jeszcze chwilę temu z przyjemnością obserwowałaby jej małe serduszko na swojej dłoni, teraz stopniowo przychylała się ku temu, by pozostawić szatynkę przy życiu.
        - Zabić nie szkoda, ale masz rację, że mam dla niej lepsze zastosowanie – powiedziała, prostując się i spoglądając na Ogarnuksa. – Zdejmij mi to cholerstwo z szyi i załóż tej małej. Ja nie ucieknę, a być może dowiemy się w końcu, jak to działa, gdyby zielona była głupia i postanowiła jednak dać nogę. Tak nam się przecież dobrze współpracuje, nie psuj tego, a mnie naprawdę cholera już z tym trafia. Nie daj się prosić – mruczała podchodząc bliżej Ogaruksa i opierając się o niego, objęła mężczyznę w pasie.
        Driada wciąż wisiała do góry nogami, ale teraz jej lęk zmienił się w czysty strach, gdy spoglądała na te dwie, ewidentnie stuknięte istoty. Wariaci! Zupełni wariaci, jedno z drugim! Wszystko tu płonie, jej siostry… martwe, a oni sobie gadają, jak na popołudniowej herbatce!
        - Ratunku! – wydarła się zielona, machając rękami i jedną nogą, którą ze spokojem odsunęła od siebie pokusa.
        Borze zielony i matko naturo, oni ją zjedzą! A mówiła ciotka, by walić w łeb na dzień dobry i nie zadawać pytań! Złe – strzelasz, a nie jakaś gadka szmatka, a później wisisz głową w dół! Olaboga, ale wdepnęła!
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ognaruks stał przed pokusą z miotająca się driadą trzymaną w wyciągniętej dłoni i wyglądał całkiem dobrze, zwłaszcza jak na rzeź, którą dopiero co urządził. Łamanie kości zamiast rozszarpywania driad na strzępy sprawiło, że udało mu się uniknąć większego zabrudzenia swojego stroju. Wyglądał na w zdecydowanie zbyt dobrym stanie, zważając uwagę na fakt, że wokół panowało całkowite zniszczenie. Jedynie w trzech miejscach strzały wbiły się w ciało, tworząc niewielkie dziury w strukturze koszuli; strzały wciąż tkwiły na swoich miejscach, blokując ewentualny krwotok z ran. Choć najbliższy krawiec pewnie załamałby się na widok ubrania w takim stanie, to jednak smok traktował je z wyjątkową ostrożnością, jak na siebie.
        Prychnął, ale uśmiechnął się, słysząc żart pokusy po tym, jak driada zdołała dosięgnąć go swoimi słabymi uderzeniami. Ognaruks z dosyć dziwną ekscytacją przyglądał się zadowoleniu Kary oraz temu, jak wzrokiem taksowała kobietę. Poderwał też nieco dłoń w górę, unosząc małą, aby pokusa mogła się jej lepiej przyjrzeć. Przechylił głowę, przysłuchując się odpowiedzi piekielnej. Początkowo przycisnął wargi, zastanawiając się. Widok Kary w jego magicznej obroży autentycznie mu się podobał, dodatkowo dawał mu poczucie władzy oraz kontroli nad pokusą. Był przekonany, że jeżeli jej ją zdejmie, ta czmychnie w jednej chwili. Z drugiej jednak strony... mieli niby razem poszukiwać skarbu, na którym chyba jej naprawdę zależało. No i miała chwilę, aby przekonać się, jakie korzyści przynosi ze sobą smok...
        Jednak pokusa całkiem sprawnie potrafiła zagrać na smoku, który zmrużył oczy z zadowoleniem, gdy ta się do niego zbliżyła. Wolną ręką chwycił ją za biodro, w drugiej wciąż trzymając driadę. Jego spojrzenie błądziło, przenosząc się pomiędzy rogatą, a jego nową zdobyczą. W końcu jego wolna dłoń powędrowała w górę i pogładziła pokusę po policzku.
        - Mam jednak nadzieję, że jeżeli przeżyje, to znajdzie się z niej i inny pożytek – zamruczał, po czym jego dłoń zniżyła się, przejeżdżając po szyi pokusy, ale zatrzymując się na magicznej obroży, której dotyk nieco piekł, ale dla niego było to niczym wsadzenie ręki do wartkiego strumyka. Zacisnął na nie palce, a jego oczy rozbłysły czerwienią; po chwili szarpnął za swoją kreację, a ta przeniknęła przez szyję Kary, nie czyniąc jej samej żadnej krzywdy – piekielna mogła przez chwilę jedynie poczuć dziwne mrowienie. - Możesz mi na chwilę wybaczyć...
        Odsunął od siebie pokusę, aby mieć wystarczająco swobodną przestrzeń do swoich zamiarów. Następnie powoli opuścił driadę – tak, aby nie uderzyła się o głowę. Po chwili leżała już na ziemi, ale smok w uścisku jednej dłoni miał jej dłonie, które trzymał nad jej głową. Poderwał ją następnie z ziemi, stawiając na równe nogi, wciąż utrzymując jej ręce w swoim uścisku. Następnie zbliżył dłoń z obrożą do jej szyi, a ta zalśniła wyjątkowo jasnym blaskiem, gdy już otaczała kark naturianki, rozpoznając nową istotę, którą miała krępować. Smok przybliżył kobietę, jego twarz znalazła się tuż przy jej, choć ta próbowała nią uciekać, przestraszona.
        - Posłuchaj teraz no, ślicznotko – powiedział, wyszczerzony w uśmiechu. - To coś, co masz teraz na szyi, to czysta energia chaosu. Jeżeli oddalisz się ode mnie na zbyt wielką odległość, to zostanie aktywowana. Nie wiem, co się stanie, bardzo możliwe, że zginiesz, a jeżeli tak się nie stanie, to bardzo możliwe, że będziesz żałowała, że tak się nie stało. Twoje ciało może zostać wywrócone na drugą stronę, może ci wyrosnąć druga głowa lub zamiast tej pojawić się ośmiornica... rozumiesz?
        Przerażona driada pokiwała głową. Ognaruks, wciąż trzymając ją za ręce umieszczone nad jej głową, oddalił ją od siebie, zerkając na pokusę. Wolną dłonią chwycił ją za talię i przyciągnął do siebie; Kara znajdowała się teraz tuż obok trzymanej przez niego naturianki. Smok zamruczał, po czym zajrzał w jej złociste oczy.
        - To wszystko, co chcesz z nią zrobić? - spytał, przyglądając się driadzie z nałożoną obrożą. Zdecydowanie pokusa lepiej się w niej prezentowała. - Pewnie zdążyłaś to zauważyć, ale lubię więzy. Bardzo. Nie uważasz, że tej małej krzykaczce przydałby się chociażby knebel? W przeciwnym wypadku jeszcze ktoś usłyszy jej wołanie i będzie trzeba zabić jeszcze więcej osób. Czas okropnie szybko płynie przy dobrej zabawie i zanim się obejrzymy, a zastanie nas północ. Tego chyba byśmy nie chcieli. Ale jeżeli knebel, to przydałoby się i spętać jej ręce, bo w przeciwnym razie zaraz by go zerwała. Wiesz... - Dłoń smoka powędrowała w górę, wzdłuż boku pokusy. - Mógłbym też dorobić do tej obroży całkiem fajną smycz... z pewnością świetnie leżałaby ci w dłoni. Wiesz, żeby zbytnio się nie ociągała...
        Ognaruks uśmiechał się szeroko, nie mogąc się powstrzymać od rzucania najjaskrawiej pojawiających się w jego umyśle pomysłów. Z tego dnia zaczynał być naprawdę zadowolony, a miał wrażenie, że po zdjęciu z niej obroży, Kara będzie nieco bardziej skora do ciekawych propozycji. Jego myśli po części odbiegały od celu, w jakim pokusa chciała użyć driady, dosyć skutecznie uniemożliwiając jej uruchomienia zaklęcia, ale... tak szczerze, to smoka niezbyt wiele to obchodziło.
Zablokowany

Wróć do „Kurhany Świętej Krwi”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości