Maagoth[Las wokół miasta] Zabić boga

Niezwykle malownicze miasteczko położone na wschodnim stoku gór, nad rzeką Sangral spływająca z wysokich szczytów. Mieszkańcami Maagoth są głównie górnicy pobliskiej kopalni srebra i drwale. Ludzie tutaj są raczej skryci, ale przyjaźnie nastawieni do przybyszów.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Jak zawsze zamiast słownego potwierdzenia, skinęła elfikowi głową i zaczęła zbierać się z ziemi. Mało wybitny oręż przynajmniej też na laskę się nadawał, chociaż i w tym wypadku flamberge go przewyższał chociażby z uwagi na swoją długość. Wstała podpierając się mieczem i ścianą, którą jak zawsze przezornie miała w pobliżu. Potem pozostało tylko wyjść na zewnątrz o poszukać kamienia.
Gdy Mniszek brodził w strumieniu, Indigo przekuśtykała trochę brzegiem, trochę u podnóża zbocza, w którym mieściła się wybrana przez nich grota. Jeden duży kamień wcale nie był taki prosty do znalezienia. Po chwili poszukiwań, Hope znalazła w zamian kilka mniejszych, odpowiednio płaskich by dobrze leżały w ognisku tworząc prowizoryczny ruszt. Zebrała łupki układając je płasko jeden na drugim na swoim przedramieniu, by jedną rękę wciąż mieć wolną dla miecza i tak zawróciła do kryjówki.
Broń towarzyszyła dziewczynie przez cały czas. Z jednej strony przydawała się gdy brunetka potrzebowała podparcia, skrytą w pochwie klingę faktycznie traktując jak laskę. Z drugiej coś jakby nieustannie niepokoiło wojowniczkę, która chociaż wyczerpana, stąpała jakby spodziewała się ataku.
Znalezione kamienie starannie ułożyła pomiędzy płomieniami by już zaczęły się nagrzewać i opadła ciężko pod ścianą. Zrobiła o co elfik poprosił, ale udawać, że mogła mu wiele pomóc nawet nie było co. Przymknęła oczy uspokajając oddech, który przyspieszył nawet przy tak prostej czynności i czekała powrotu chłopaczyny.
Wracającemu rybakowi znów skinęła głową. Nie jadała dużo. Ani nie przywykła, ani nie miewała okazji napychać brzucha. Do właścicieli delikatnych podniebień również nie należała. Jadła co było, chociaż znacznie częściej opierała się na roślinnej diecie z bardzo prostej przyczyny. Rośliny wystarczyło zebrać, a Hope nie zawsze miała siły czy czas na długie łowy. Do tego zostawiały znacznie mniej śladów niż upolowana zwierzyna. Zresztą w tej roli zwykle występowała sama wojowniczka, nieustannie próbując zgubić tropicieli. Małe rybki były więc jak najbardziej w porządku. Na pewno były bardziej sycące niż jakieś korzonki, ale te również by zjadła.
        Zapach pieczonego posiłku powoli zaczął wypełniać jaskinię, gdy Indi jak zwykle siedziała pod ścianą z nieodłącznym mieczem u stóp. Fizycznie spoglądała w ścianę, ale wzrok miała nieobecny, wpatrujący się gdzieś w sobie tylko znanym kierunku. Oczy dziewczyny wydawały się zbudzić dopiero gdy usłyszała swoje imię.
Elfik zrobił się strasznie gadatliwy od czasu gdy się poznali. Poczekała spokojnie aż Mniszek wyleje z siebie przynajmniej część pytań, bo wyglądał jakby miał ich więcej niż płotek w koszuli i dopiero się odezwała. Najchętniej odpowiedziałaby tak albo nie, ale wątpliwości uszatego były znacznie bardziej skomplikowane i wymagały odpowiedzi pełnym zdaniem. To co dla niej było proste i pozbawione większej ideologii czy przemyśleń, wydawało się abstrakcją dla leśnego strażnika, którego ewidentnie gryzły te niewiadome.
        - Odwdzięczam się za twoją pomoc - odpowiedziała jak zwykle bez większych emocji. Nie było w tym nic wyjątkowego, los skrzyżował ich drogi, a wojowniczka mogła służyć pomocą, więc tak czyniła. Inną rzeczą było, że podobne historie zdarzały się wyjątkowo rzadko. Nie mniej Indigo nie widziała w swoim postępowaniu nic niezwykłego. Nic poza niecodziennym zaufaniem wobec drugiej istoty, nie oto jednak pytał złotowłosy.
W pewnym sensie wcale nie różniła się od Jeregirla aż tak bardzo. On wypatrywał wyzwań i kolejnych potyczek. Ona przed nimi nie uciekała. On szukał chwały, ona śmierci. Motywy zupełnie odmienne, ale efekt końcowy wcale nie aż tak bardzo. Nie sposób jednak było milczeć gdy niebieskie oczyska oczekiwały wyjaśnień, prawie, że rozczulająco wędrując od strachu związanego z pojedynkiem a później na siłę poszukując większego sedna w tak prostych działaniach.
        - Ta walka z zewnątrz mogła wyglądać źle, ale tak naprawdę niczym nie różniła się od innych. Zawsze można zginąć i już dawno przestało mnie to przerażać - kontynuowała z chłodnym spokojem, nie wdając się w większe szczegóły związane z lękiem czy jego brakiem. Nawet opłakany stan w jakim przystępowała do potyczki nie był czymś co nie zdarzyło by się wcześniej. Najwyraźniej jednak elf potrzebował sprowadzenia na ziemię, bo gotów był dostrzegać w niej wybawicielkę, czy namaszczonego wojownika.
        - Pomagam ci, bo zwyczajnie mogę. Natura w moich stronach nigdy nie była niczym szczególnym. Mogła być sprzymierzeńcem albo wrogiem, ale nie nigdy nie oddawano jej czci. Nie jestem ani strażniczką lasów jakim jesteś ty, ani obrońcą niewinnych - tłumaczyła raczej oschle, by słowa lepiej dotarły do elfika.
        - Jestem zwykłym wojownikiem, takim samym jak ten szalony mężczyzna, różniła nas jedynie strona barykady i to jak walka się dla nas zakończyła - dopowiedziała celowo nazywając norda słowami użytymi przez chłopaczynę. Powinien zrozumieć, że nie mógł oczekiwać od niej zbyt wiele, a na pewno nie przywiązania. Walka i droga zostały jej przypisane i będą jej towarzyszyły aż i ją przyzwie śmierć. Zamknęła oczy wsłuchując się w odgłosy ogniska, by uniknąć błękitnego spojrzenia. Tak było łatwiej.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek przy pomocy dwóch małych patyczków sprawnie obracał rybki na kamieniach, czyniąc to tak szybko, by się przy tym nie poparzyć i nie trzymać za długo rąk przy ogniu. Mimo to raz czy dwa razy syknął i odruchowo złapał się poparzonymi palcami za płatek ucha, zaraz jednak spoglądał na Indigo i oświadczał, że nic mu nie jest, po czym wracał do obracania rybek, by te się równo przypiekły. Te jego popisy z dziedziny kuchni polowej stanowiły dobry pretekst do tego by milczeć albo odwlekać odpowiedzi w rozmowie, która się jakoś nie kleiła. Gdy jednak cisza zalegała między nimi na zbyt długo, strażnik lasu zerkał z troską na wojowniczkę - nie chciał jej urazić swoją dociekliwością, ale z drugiej strony strasznie chciałby coś o niej wiedzieć… W końcu przeszli ze sobą przez ten krótki czas więcej, niż niejedna para znająca się kilka lat, a tymczasem prawie nic o sobie nie wiedzieli. Czy Indigo to przeszkadzało - nie wiedział, ale zakładał, że nie, bo przecież gdyby było inaczej pewnie próbowałaby pytać, dociekać, a tymczasem nawet to, że siedziała z elfikiem, który przemieniał się w krwiożerczą rogatą bestię nie sprowokowało jej do zadawania lawiny pytań. Więc to on musiał zacząć ten wieczór zwierzeń.
        Na wieść, że to tylko wdzięczność, Mniszek machnął ręką.
        - Ale nie masz za co - odparł odruchowo. Dla niego to nie było nic wielkiego, bo jako bożek nie takie rzeczy robił. Wystarczyły mu wtedy zwykłe podziękowania, ale ludzie często chcieli się odwdzięczyć bardziej - stąd brała się część ofiar, które mu składano… O właśnie! Mniszkowi przyszło w tym momencie coś do głowy i widać to było po wyrazie jego twarzy, ale wcale nie zmienił tematu tylko schował tę myśl na później i kontynuował.
        - Och… - Trudno było stwierdzić czy elfik był zawiedziony czy zadowolony tym co usłyszał. Na pewno na dłuższą chwilę się zamyślił, trącając zapamiętale rybki swoim patykiem jakby sprawdzał, czy można je już jeść, ale tak naprawdę nie zwracał na nie uwagi. W końcu jednak ocknął się, zabrał patyczek od ognia i znowu spojrzał na wojowniczkę.
        - Ale to wcale nie tak - odezwał się bardzo emocjonalnym tonem. - Ty i on nie jesteście wcale do siebie podobni. No nie bardziej niż ty i ja, bo mamy dwie nogi i dwie ręce i dwoje oczu. Bo on był… No on był szalony, naprawdę. To się czuło, to nawet zwierzęta czuły, choć nie rozumiały jego okrzyków. Taki zaślepiony walką, zupełnie jakby mu serce nie biło. No a tobie bije - dodał tonem trochę jakby wstydził się mówić takie rzeczy, jak nieśmiały chłopak prawiący komplementy niewieście. - No bo mówisz, że pomogłaś mi, bo mogłaś, ale mogłaś też mnie palnąć w łeb i zaprowadzić mnie do nich, bo ja jestem pewny, że on by tak zrobił, gdyby był na twoim miejscu. Bo tak byłoby łatwiej, bo tak by zarobił i wiesz… A ty jesteś dobra i to mnie pomogłaś a nie im. To… chyba sobie sam odpowiedziałem - stropił się na moment.
        - No bo wiesz, powiedziałaś, że różniła was tylko strona barykady, ale to nie jest “tylko”, to jest “aż”. To bardzo ważne dlaczego podnosi się broń. Dlaczego przelewa się krew, bo… życie jest bardzo cenne, każde życie - oświadczył z naciskiem, ale i pewnym smutkiem, bo sam zabijał i czasami nie wiedział czy każda osoba, którą miał na sumieniu, faktycznie zasługiwała na taki los czy też nie… Ale tych wątpliwości miał nigdy nie rozwiać.
        - Dziękuję ci, Indigo - odezwał się jeszcze raz elfik. - Zrobiłaś dla mnie znacznie więcej niż musiałaś… Ale chciałbym cię prosić o jeszcze jedną przysługę - oświadczył trochę zawstydzony. - Bo pewnie uznasz, że to nieroztropne, ale muszę wrócić w tamto miejsce, by przekonać się czy wszyscy nie żyją… Albo kto przeżył. Bo gdy władzę nade mną przejmuje Maorcoille nie jestem w stanie nikogo poznać i nie wiem czy ten mag tam był czy nie… Bo tego wojownika widziałem, ale maga nie. Chcę się przekonać czy to koniec, czy jeszcze będzie mnie ścigał. Ale jeśli nie chcesz albo nie czujesz się na siłach to sam to zrobię, nie martw się - zastrzegł, po czym zaczął zdejmować usmażone rybki na jeden z zimnych kamieni. Podzieli je po równo i jedną porcję podał Indigo. Zgodnie z tym co zapowiedział wcześniej, on zjadał je w całości - w palcach zostawała mu tylko płetwa ogonowa, którą wrzucał do ognia nim sięgnął po następną rybkę. Nagle jednak szeroko otworzył oczy, jakby coś mu się przypomnialo. Szybko przełknął.
        - Indigo, przyszło mi coś do głowy - zmienił nieco temat, wracając do tego, co przypomniało mu się na samym początku ich rozmowy. - No bo wiesz, ludzie składają mi czasami różne ofiary, zostawiają w lesie jedzenie, jakieś drobiazgi. Wiem, że niedaleko stąd jest jedna z takich kapliczek, może akurat będziemy mieli szczęście i coś tam będzie… O, żebyśmy nie szli, zawołam zwierzęta by nam coś przyniosły.
        Elfik zdawał się być bardzo podekscytowany myślą, że mógłby w ten sposób jeszcze chociaż odrobinę im pomóc - to było dla niego bardzo ważne, bo chciał Indigo odwdzięczyć się za wszystko, co zrobiła dla niego i pośrednio również dla tego lasu. Gdyby faktycznie miał wszystkie te moce, które mu przypisywano, pewnie obdarzyłby ją jakimś potężnym błogosławieństwem na drogę albo wyleczył ją ze wszystkich bolączek, które dręczyły jej ciało i duszę… Ale niestety był tylko elfem, który miał pecha wmieszać się w nieprzyjemną przygodę z czarną magią i jego umiejętności były ograniczone.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Cisza była dobra. Wojowniczka nie miałaby nic przeciwko by zjedli w milczeniu i odpoczywali bez zbędnych dyskusji. Elfik jednak wił się jakby usiadł na rozżarzonych węglach. Jakby coś nie dawało mu spokoju. W końcu nie wytrzymał i rozpoczął rozmowę.
        Popatrzyła na Mniszka pobłażliwie i z obojętną wyrozumiałością słuchała protestów chłopaczyny. Nie sądziła, że jej własne słowa wywołają aż taki sprzeciw. W zasadzie liczyła, że w ten sposób zgasi wesołość elfika, który przyjmie rzeczywistość jaką była i odpuści peany na jej cześć. Uszaty obrał zupełnie inną taktykę. Zaczął jej zapamiętale bronić przed własną opinią. Niezupełnie się z nim zgadzała. Może faktycznie nie wszystko gotowa była uczynić, ale zdecydowanie nie była tak krystaliczną osobą jak leśny strażnik chciał wierzyć. Tylko wyjaśnienie wszystkiego uszatemu wydawało się karkołomne. Więcej, Indi miała wrażenie, że wcześniej zabrakłoby jej słów niż Mniszek przyznałby jej rację. Po krótkim namyśle zwyczajnie odpuściła łagodnie patrząc na uszatego. Cóż, Jeregirl i pewnie wielu walczących poparłoby jej zdanie. Istota łagodna i dobra jak elfik patrzyła na wszystko zupełnie inaczej i może lepiej by tak pozostało.
Podobnie spojrzenie na wagę życia mieli raczej odmienne. Było ważne, temu Indigo nigdy nie przeczyła, a w czynach, szczególnie tych wobec zwierząt, uważnie obserwując można było dostrzec… uczciwość, to chyba byłoby najlepsze słowo. Ale uczono ją czegoś odmiennego. To śmierć była ważna i sposób w jaki przychodziła. Tej ideologii wciąż była wierna, a śmierć była jej bliższa niż życie i jego wartość.
        Słysząc kolejne podziękowanie, pokręciła głową. Potem zaczęła uważniej słuchać. Śmieszne rzeczy elfik nazywał przysługą. Powrót do obozu był jak najbardziej rozsądny, wbrew temu co stwierdził Mniszek. Może nie zawsze bezpieczny, ale jak najbardziej logiczny. Każdą sprawę powinno się doprowadzać do końca. Zacieranie śladów i liczenie trupów wchodziły w standardy dobrze wypełnionego zadania. Jeśli Kruszyna nie wyszedłby z tą propozycją, sama poszłaby sprawdzić obozowisko.
        - Chcesz iść teraz czy razem ze świtaniem? - zapytała krótko, zupełnie nie przejmując się powagą Mniszka. Dobrze zrobiłby jej odpoczynek i przynajmniej trochę snu. Ledwo stała na nogach. Zresztą elfikowi też przydałoby się trochę odpoczynku. Lecz jeśli uparłby się by iść od razu, przecież i tak nie puściłaby go samego.
Za posiłek zabrała się z tradycyjnym sobie stoicyzmem. Jadła powoli, podobnie jak elf zostawiając jedynie ogon ryby, nie skupiając się na smaku a na samej czynności niezbędnej do dalszego przeżycia.
        Ponowny głos chłopaczka znów skupił na złotowłosym wzrok dziewczyny. Słuchała, przez chwilę zbierając myśli i porządkując co jej proponowano, a po chwili znów spokojnie pokręciła głową. Niestety radość i entuzjazm uszatego niespecjalnie jej się udzielały.
        - Mi nic więcej nie trzeba - odpowiedziała spokojnie. A przynajmniej nie potrzebowała nic co mogło znajdować się w kapliczce. Dobre miecze nie leżały ot tak przy drodze. Nawet trupowi niespecjalnie można było miecz zabrać. Te porządne dzierżyli prawdziwi wojownicy, i to z nimi powinny pozostawać nawet po ich śmierci. Indigo nie była przesądna, ale pewnych tabu przestrzegała. Nowych sił ani sprawnego ciała też tam raczej nie zostawiano. Zaś jedzenia więcej nie potrzebowała. Nie wymagała wiele, najadła się do syta i teraz potrzebowała tylko chwili oddechu.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Indigo milczała jak zawsze. Nawet grymasem nie dawała po sobie poznać co myśli o tym, co mówił o niej Mniszek. Czy chociaż zrobiło jej się miło? Nie by mu o to mu chodziło, bo nie rzucał pustych słów tylko po to by poprawić jej samopoczucie albo co gorsza jej się przypodobać. Wyrażał dokładnie to co myślał i wbrew pozorom zrozumiałby też jej punkt widzenia, gdyby tylko mu go przedstawiła. Według niego to się ze sobą nie kłóciło - cenne życie i cenna śmierć się wzajemnie nie wykluczały, można było mieć i jedno i drugie i oba darzyć szacunkiem. Indigo mogła przywiązywać większą wagę do końca, ale to nie czyniło jej wcale złej.
        Wojowniczka ożywiła się dopiero, gdy leśny strażnik wyraził swoją chęć powrotu do zdemolowanego przez Maorcoille obozu. Wcześniej trwała w takim stuporze i chyba nawet go nie słuchała, a teraz na niego spojrzała, zadała mu pytanie. Mniszek w pierwszej chwili pokręcił głową, co nie stanowiło dobrej odpowiedzi na postawiony przed nim wybór. Zaraz jednak za gestami poszły słowa.
        - Rano - mruknął. - Jesteśmy zmęczeni i jest ciemno. Nie ma co konia narażać, a… no nikt stamtąd nie ucieknie - burknął smętnie, przypominając sobie, że w końcu wszystkich tam pozabijał. - Musimy teraz przede wszystkim zjeść i odpocząć.
        Z tym postanowieniem elfik skupił się na ostatnich rybkach, jakie zostały do zjedzenia. Gdy skończył rzucił swój pomysł z udaniem się pod ołtarzyk, ale to nie spotkało się z aprobatą. Nie przeszkadzało mu to jakoś specjalnie.
        - No dobrze - uznał. - Ale jakbyś zmieniła zdanie to mów.
        Mniszek nie nalegał: to nie było coś, o co warto walczyć. Najedli się rybkami do syta, tym co by znaleźli mogliby sobie jedynie dogodzić, bo faktycznie, mieczy Maorcoille w ofierze nie dostawał, więc wojowniczka nic by nie zyskała.
        - Indigo, poproszę zwierzęta, by nas pilnowały i chodźmy spać - zaproponował elfik, przecierając ze zmęczenia oczy. - Nie wystawiajmy wart, bo widzę, że tobie też powieki już opadają, musisz nabrać sił. Proszę, nie dyskutuj.
        W głosie Mniszka był upór z jednej strony rozkoszny, a z drugiej niezwykle stanowczy - chociaż nie wzbudzał strachu, nie można było z nim dyskutować. Czy był zresztą sens? Nie byli tak zupełnie bezbronni, bo przecież miały ich pilnować zwierzęta - ci, którzy byli winni wdzięczność bożkowi, który bronił ich lasu, więc odwdzięczali mu się chociaż w takich rzadkich przypadkach. Indigo musiała tylko uwierzyć w ich skuteczność… “Tylko” albo “aż”.
        Gdy układali się do snu, Mniszek bez pytania Indigo o zgodę przysunął się i przytulił do niej. Podniósł na nią wzrok, mrugając, bo włosy wpadały mu do oczu.
        - Żeby się wzajemnie grzać - wyjaśnił, jakby wojowniczka miała jakieś opory. - Ale jak ci to przeszkadza to nie musimy - zastrzegł, bo chciał dobrze, ale czasami przypominał sobie, że w cywilizacji takie przytulanie się do dziewczyny podczas snu wielu osobom by się nie spodobało.

        Do rana nikt ani nic ich nie niepokoiło. Dwa, może trzy razy trzeba było wstać by zająć się ogniem, ale poza tym wojowniczka i leśny bożek mogli porządnie zregenerować nadwątlone siły. Rano zaś wstał dzień piękny, pogodny, zapraszający do spacerów i miłego spędzania czasu… Cóż, to na pewno musiało w ich przypadku poczekać, bo ich zadaniem na ten dzień była kontrola obozu, który zdewastowali dzień wcześniej. Najpierw jednak musieli się jeszcze trochę oporządzić.
        Mniszek po przebudzeniu poszedł nad strumień i jeszcze raz wziął się za mycie, by tym razem pozbyć się naprawdę wszystkich śladów krwi. I tym razem efektownie wysuszył się magią wiatru, a potem zniknął nieopodal, by zdobyć coś na śniadanie. Wrócił z naręczem jagód i korzonków, które może nie wyglądały wyśmienicie, ale były zdrowe i sycące, a obojgu zależało głównie na tym. Poza tym Indigo pewnie podobał się sam fakt, że elfik był wyjątkowo małomówny, bardzo skupiony na tym co robił i co ich jeszcze czekało. Ale mimo to nucił sobie pod nosem - tym razem piosenki, nie zaklęcia. Oboje czuli się w miarę dobrze i nie było potrzeby by czarować.
        - Ruszamy? - upewnił się, gdy już zjedli i zasypali krąg po ognisku. Koń jakby wyczuwając ich zamiary, sam podszedł by wziąć jeźdźców na swój grzbiet i ponieść ich tam, gdzie będą chcieli. Czuł ich spokój, więc sam się nie denerwował.

        Przejażdżka po lesie minęła bardzo szybko, znacznie szybciej niż poprzedniego dnia - to chyba kwestia zmęczenia i negatywnych emocji, które ich poprzedniego dnia dręczyły. Dzisiaj było lepiej… Do czasu. Bo nikt nie czerpał przyjemności z chodzenia po polu walki. A na pewno nie lubił tego Mniszek - dla niego było to naprawdę męczące, ale wiedział, że musi to zrobić, by odzyskać spokój i upewnić się, że będzie dobrze. Dlatego gdy byli na miejscu prawie w biegu zeskoczył z konia. Widok nie był przyjemny. Wszędzie leżały ciała, jeszcze nietknięte przez padlinożerców ani rabusiów. Między nimi zaś walały się ich prywatne rzeczy, broń, strzępy namiotów, zniszczone beczki, wszelkie inne przedmioty typowe dla tak dużego obozowiska. Raj dla rabusiów, bo wśród rzeczy zdewastowanych było też wiele przydatnych i nawet cennych… Ale póki co nikt nie odkrył tego miejsca.
        Mniszek nie czekał na to co zrobi Indigo - sam zaczął chodzić zygzakiem po martwym obozowisku szukając trzech konkretnych osób: maga, jego uczennicy i szalonego wojownika. Jeśli musiał, obracał ciało albo chociaż głowę, by upewnić się z kim miał do czynienia. Minę miał nietęgą, ale jakoś sobie z tym radził.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Poza niezbędnym minimum słów Indigo ograniczała się raczej do kiwania głową albo wręcz jeszcze bardziej lakoniczną formą odpowiedzi (chociaż taka wydawała się nie istnieć), przytakując jedynie przymrużeniem powiek.
Faktycznie z obozu nikt uciec nie mógł. Inną sprawą było, że w każdej chwili ci mający dość szczęścia by przeżyć i nie dość rozumu by to wykorzystać i udać się jak najdalej gdzie tylko poniosą ich oczy, mogli wrócić bogowie wiedzieli w jakich intencjach.
Będąc w formie nawet nie zastanawiałaby się kiedy wracać do obozowiska. Ba, prawdopodobnie wcale by go nie opuściła. Najlepiej byłoby zaczekać w cieniach nocy niczym kostucha na tych wystarczająco nieroztropnych by zechcieli wrócić do obozu czy to po pozostawione rzeczy czy ze zwykłej ciekawości bądź wręcz buty, która odezwałaby się po ustąpieniu lęku. Niestety zdecydowanie nie była w formie. Ranek pasował jej bardziej niż powinien. Pokonywały ją własne słabości, kolejny już raz. Żałosne i godne pogardy. Niestety nie do zwalczenia.
        Ponowny raz skinęła głową, by dać Mniszkowi poczucie, że gdyby tylko coś się zmieniło, natychmiast da elfikowi o tym znać. Potem już tylko zerknęła na uszatego spod rzęs. Zupełnie jakby miała chęci dyskutować o siłach nie wspominając. Nawet nie było opcji by wytrwała na warcie. Optymistką nigdy nie była i nawet nie próbowałaby się łudzić, że mogła wykrzesać z siebie dość sił by jeszcze dzisiaj stróżować. Zwyczajnie by zasnęła, nawet nie wiedząc kiedy. Dlatego nawet nie próbowała się spierać, ale Kruszyna będąca stanowczą była wyjątkowo zabawnie urocza. Indigo kiwnęła mu głową chociaż wcale nie planowała protestować, a coś na kształt uśmiechu wywołanego całą sytuacją zaplątało się na moment na jej wargi. Zupełnie jakby elfik cały czas uważał, że dla zasady będzie robiła odwrotnie. Przymknęła oczy by nareszcie udać się na spoczynek, ale zaraz ponownie zmuszona była je otworzyć, gdy poczuła chłopaczka przytulającego się do jej ramienia. Łypnęła w dół na blondaska i delikatnie pogłaskała napuszone jak dmuchawiec włosy. Też wymyślił, grzać się. Pewnie działało, nie praktykowała, ale w tej chwili naprawdę było jej wszystko jedno. I tak sypiała na siedząco z mieczem u stóp. Teraz to i nawet na stojąco gotowa była pogrążyć się we śnie. Była tak padnięta, że pewnie nawet jakby nord zaproponował podobne spanie, nie oponowałaby jakoś zapamiętale. Grunt by wreszcie udać się do krainy snów czy koszmarów, zależy gdzie kto wędrował. Zasnęłaby już chwilę temu, ale uszaty do tej pory co i rusz coś sobie uwidział i się odzywał, zmuszając wojowniczkę do otwierania oczu i utrzymywania się w stanie świadomości. Gdy więc się przytulił i wreszcie przestał się wiercić i rozmawiać, brunetka nawet nie wiedziała jak i kiedy odpłynęła.

        Przemęczona i wyczerpana, spała o dziwo bez koszmarów. Powrót do obozu był sprawny i spokojny, a poszedł tym łatwiej, że porządnie wypoczęli. Zupełnie jakby wydarzenia poprzedniego dnia stały się wspomnieniem snu a nie rzeczywistości. Zrujnowana siedziba pełna nieboszczyków przypominała, że wszystko działo się naprawdę.
        Mniszek skoczył sprawdzać pobojowisko jeszcze zanim na dobre zatrzymała konia. Dziewczyna ze stoickim spokojem najpierw uwiązała kobyłkę, potem skierowała się w kierunku namiotów, po drodze przyglądając się ciałom. Dla elfika widocznie nie było to przyjemne zajęcie, Hope z jak zawsze niewzruszoną miną czyniła wszystko metodycznie i obojętnie. Najchętniej spaliłaby całe obozowisko by nie oddawać gotowego miejsca wypadowego ewentualnym grupom rabusiów czy innych kłusowników. Ponadto ogień doskonale zacierał wszelkie ślady minionych wydarzeń, jej obecności i bytności Maorcoille. Na wypalonej ziemi zaś górskie życie tym szybciej odebrałoby wydarty mu bezprawnie fragment leśnego ciała, ostatecznie zabierając pozostałości obozu w zapomnienie.
        Minęła kilka sztywnych już trupów i wpierw udała się do centralnego namiotu. Na stole rozsypanych było mnóstwo notatek, listów i planów, większość zapisana runami, więc chociaż dobry szpiegowski wywiad wymagałby zapoznania się z leżącymi papierami chociaż pobieżnie, Indi jedynie rzuciła okiem po czym uznała, że nie tylko chciała wszystko spalić i powinna tak zrobić, ale że tak uczyni, tylko wcześniej poinformuje Mniszka o swoich zamiarach. Nawet nie brała pod uwagę opcji by zapiski szalonego - dosłownie czy jedynie w przenośni - ale na pewno żądnego krwi czarnoksiężnika pozostawić ewentualnym przyszłym następcom.
W następnych namiotach znalazła głównie zapasy, trochę broni i materiałów na sidła. Z jednego z nich zabrała oliwną lampkę, którą podpaliła znalezionym krzesiwem i zabierając lampion ze sobą wróciła do przeglądu trucheł i odnalezienia Mniszka.
        Po drodze trafiła jeszcze na Jeregirla, który całe szczęście jak przystało grzecznemu nieboszczykowi, pozostał na swoim miejscu. Patrząc na zwłoki zawziętego wojownika zawahała się chwilę, po czym po namyśle nadłożyć drogi i obowiązków. Wojownicy nie powinni mieć powodów by wracać z zaświatów.
Zebrała trochę drewna z ostrokołu i ułożyła płasko na ziemi tworząc coś na kształt prostego paleniska. Sztywne ciało norda sporo potężniejszego od dziewczyny nie było łatwo odwrócić na plecy i wciągnąć je na prosty stos. Równie trudno było ułożyć ręce na piersi wojownika. Ostatecznie musiała przyłożyć wiele siły i pozrywać więzadła stawów, ale nie miało to nic wspólnego z profanacją. Miecz blondyna wbiła aż do połowy, tuż za jego głową. Czy czyny Jeregirla zasługiwały na hołd, rozsądzą bogowie, którym służył. Jego umiejętności na pewno. Teraz, na spokojnie, nie krwawiąc i stojąc na pewnych nogach mogła poświęcić chwilę na odesłanie wojownika w zaświaty tak jak należało uczynić. Normalnie, mimo tradycji, nie wróciłaby tylko po to by dokonać pochówku. Nie należała do sentymentalnych osób, prowadzona okolicznościami odeszłaby z obozu po wypełnieniu obowiązków, nie zawracając sobie myśli czynnościami, których wykonać wcześniej nie mogła bądź nie dała rady. Jednak jako, że los ponownie sprowadził ją do obozu myśliwych, niezależnie od przyczyn powrotu, Indigo zamierzała dopełnić zwyczaju skoro miała ku temu okazję, a potrzeba było jedynie odrobiny dobrych chęci.
Z cichymi słowami “Niech bogowie wojny będą ci przychylni”, wylała odrobinę oliwy i podpaliła stos. Gdy tylko drwa zaczęły coraz raźniej zajmować się ogniem, bez dalszej zwłoki wróciła do przeglądu placu rzezi i odnalezienia Mniszka.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Każde z nich poruszało się po obozie niezależnie, zgodnie ze swoimi potrzebami. Mniszek jednak cały czas kontrolował gdzie była Indigo i co robiła. Dostrzegł jak wchodziła do tych pojedynczych ocalałych namiotów, a potem z nich wychodziła, nie niosąc jednak niczego w rękach. Sam na razie tam nie zaglądał - dokładnie przeczesywał teren obozu, idąc od ciała do ciała. Szalonego wojownika dostrzegł niemal od razu, bo po prostu wiedział gdzie go szukać - widział, gdzie poprzedniego dnia padł po konfrontacji z Indigo i oczywiste było, że od tamtego momentu się nie ruszył. Nie podszedł jednak do niego, bo najważniejsze było znalezienie maga… A co z tym całym bałaganem wokół? Może się tym zajmie. Teraz o tym nie myślał, miał inne cele, ale gdyby ktoś miał okazję go dobrze poznać wiedziałby, że kwestią czasu byłoby dla niego rozwiązanie tego problemu. Nie zostawiłby ciał tak na widoku ani całego nietkniętego obozu - to przysporzyłoby zbyt wiele kłopotów i jego i tak naprawdę całemu lasowi. Taka ilość padliny przyciągnęłaby zwierzęta, które przy okazji zjadłyby wszystko jak leci - mogłyby się rozchorować. A potem pojawiliby się szabrownicy, złodzieje, inni kłusownicy korzystający z łatwej bazy wypadowej… No i oczywiście plotki, legendy. Mniszek był tego pewny - on sam jako opiekuńczy duch lasu powstał właśnie w ten sposób - raz, drugi się pokazał, za wiele się nie odezwał, ale ludzie dodali od siebie resztę. Najwyraźniej mieszkańcy Maagoth mieli bujną wyobraźnię i potrzebę tworzenia sobie mitów, bo może w ich życiu było za mało magii…
        Wracając do obozu. Mniszek kluczył między zwłokami i kończył oględziny. Nie znalazł ani maga, ani dziewczyny. Był też przekonany, że brakowało kilku kłusowników, ale oni akurat byli nieważni - robili tylko to, za co im zapłacono, na pewno nie będą próbowali powtarzać tego polowania na bożka… Możliwe, że właśnie pili, by zapomnieć i zapić to co przeszli. Wkrótce i oni zaczną tworzyć swoje historie i napędzać atmosferę wokół strażnika lasu Maorcoille.
        Mniszek wstał od ostatniego ciała i otrzepał dłonie. Wtedy dojrzał Indigo, która przygotowała stos pogrzebowy dla szalonego wojownika. Ostrożnie i cicho do niej podszedł. Nie chciał jej przestraszyć, ale też nie chciał przeszkadzać w tak intymnej chwili. Możliwe, że chciała pobyć chwilę sama, może się pomodlić albo wypowiedzieć błogosławieństwo - nie wiedział na dobrą sprawę skąd była i jakie w jej stronach panowały zwyczaje. Był i tak zaskoczony, że zdobyła się na pochowanie swojego przeciwnika z honorami, jakby był jej towarzyszem broni a nie wrogiem. Szanował jednak jej decyzję. Co więcej, udzielił mu się nastrój i również chciał wziąć udział w tym obrzędzie. Wyciągnął więc zza paska swój flet i przytknął do ustnika stulone wargi. Z magicznego instrumentu wydobyła się cicha, nastrojowa melodia, która nie miała w sobie innej magii, niż tą, którą miała każda inna muzyka. To była bardzo stara pieśń, którą śpiewano przy ogniskach, wspominając poległych towarzyszy - była pożegnaniem wojownika, który już był w lepszym świecie. Mniszek znał jej słowa, ale wolał gdy zamiast słów przemawiała muzyka. Zagrał więc zwrotkę, refren, później jeszcze chwilę pozwalał, by melodia sama płynę, aż w końcu odjął flet od ust i spojrzał pytająco na Indigo, która do niego podeszła. Słysząc jej propozycję szeroko otworzył oczy, po czym gwałtownie pokręcił głową.
        - Nie, nie możemy - oświadczył. - Las nadal cierpi po wczorajszym pożarze, który wywołali kłusownicy. Ja… Ja się tym zajmę. Nie będzie ciał. Tylko skończmy tu i wszystko zniknie…
        Elfik nie wyglądał na zadowolonego, ale nie robił żadnej awantury - machnął ręką i poszedł dalej. Dopiero teraz trafił do namiotu, który w pierwszej kolejności odwiedziła wojowniczka. Od razu dostrzegł zapiski maga i zaczął je przeglądać. Niestety ledwo był w stanie odczytać runy, którymi były one sporządzone. Zebrał jednak wszystkie kartki - a był ich naprawdę porządny plik - i wyszedł z nimi na zewnątrz, by lepiej widzieć. Przykucnął tuż przy wejściu do namiotu i tam zaczął czytać, poruszając wargami jakby to miało mu pomóc. W końcu jednak westchnął, zwinął kartki w ciasny rulon i wcisnął go za pasek.
        - I tak nie ma tej jego księgi, która tak świeciła - mruknął. - Indigo! Indigo… - zawołał ją, podchodząc. - Nie znalazłem tego maga, on musiał uciec. I jego grymuaru też nigdzie nie ma. Ty też pewnie nie trafiłaś na jedno ani na drugie? - upewnił się, choć spodziewał się jaką odpowiedź usłyszy. Westchnął, dłubiąc nogą dziurę w ziemi.
        - To chyba tu wszystko po nas… - uznał. - Indigo, jeśli chcesz stąd coś zabrać to weź, ja posprzątam ciała. Zabierz konia i odejdzie poza ten ostrokół, bo mógłbym wam zrobić krzywdę. I trzymaj go mocno, by się nie spłoszył, bo ziemia będzie drżała.
        Leśny strażnik poczekał, aż wojowniczka wypełni jego polecenia, po czym przeszedł się ostatni raz po obozie, by upewnić się, że niczego nie przeoczył. Na koniec sam stanął na granicy pobojowiska i chodząc wokół niego zaczął śpiewać swoje zaklęcie. Zaskakujące jak głęboki miał głos, gdy sięgał po magię ziemi - nikt by nie uwierzył, że to ten sam delikatny elfik ze złotą czupryną, który grał niedawno na flecie. Pod wpływem jego niskiej, dudniącej pieśni - zgodnie z zapowiedziami - ziemia zaczęła lekko drżeć. Wprawne oko spostrzegłoby, jak jej struktura zaczyna się rozluźniać, a wszystko co leżało w zasięgu działania czaru powoli zapadało się w sypkiej glebie. Liście i lekka ściółka trzymały się jednak na wierzchu - w pierwszej kolejności zapadało się to, co było ciężkie, czyli oczywiście ciała, beczki, większe elementy obozowego zaopatrzenia. Chwilę później było po wszystkim - polegli kłusownicy zostali pochowani, a na powierzchni zostały jedynie strzępy płótna i pojedyncze przedmioty, jakby owszem, w tym miejscu było obozowisko, ale całe wieki temu.
        Mniszek na koniec powoli złagodził swoją pieśń i ją wyciszył, lecz nawet gdy sam już nie śpiewał, wśród drzew niósł się pogłos zaklęcia, budując niesamowitą, bardzo poważną atmosferę. Elfik odetchnął i skłonił się przed miejscem, które miało stanowić anonimowy grób poległych w polowaniu na Maorcoille, po czym stał jeszcze chwilę w zamyśleniu, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Wojowniczka zajęta swoimi obowiązkami nie śledziła poczynań Mniszka, wychodząc z założenia, że elfik sobie poradzi i raczej zginąć nie powinien. Nie zauważyła również jak Kruszyna znalazła się nieopodal. Uszaty miał niesamowity dar do bezszelestnego poruszania się. Nawet widząc jak szedł, ciężko było uwierzyć, że nie był piękną leśną ułudą. Jakąś złotowłosą chłopięcą odmianą nimfy. Nie oczekując jego osoby, pewnie potrafiłby obserwować nic nieświadomego człowieka całymi godzinami, zupełnie jak jeden z leśnych mieszkańców.
Dopiero lekka i melancholijna melodia fletu uświadomiła Hope, że nie była sama. Nie rozumiała co prawda czemu elfik poczuwał się do obowiązku uświetnienia obrządku. Jeśli miałaby ocenić jego stosunek do martwego wojownika to wahała by się między niechęcią a strachem. Chyba wynikało to z ogólnie dobrotliwej natury blondaska. Tym bardziej więc nie pojmowała jego postępowania, ale chyba było to miłe z jego strony.
        Dokończyła krótkiego pożegnania wojownika i dołączyła do elfika kończącego nieopodal swoją grę. Od razu mając uszatego pod ręką, zapytała o swój pomysł z podpaleniem obozowiska, ale nie doceniła emocji jakie mogła wywołać podobnym pytaniem. Ze zwykłym spokojem wysłuchała zaprzeczenia blondynka i łagodnie skinęła mu głową. Ogień zawsze uważała za idealną drogę, zawsze można było go względnie dopilnować, ale widziała jak uszaty cierpiał gdy krzywdzono las i jego mieszkańców, zrozumiała też więc jego opór. Dlatego nie spierała się z nim nawet jednym słowem. Za to mimo zupełnie pragmatycznego podejścia do życia i twardego stąpania po ziemi, które do tej pory skłaniało ją do odrzucania wszelkich niewiarygodnych wyjaśnień, dziewczyna bez protestów uwierzyła Mniszkowi na słowo. Po wczorajszych wydarzeniach gotowa była dać wiarę praktycznie we wszystko co by jej powiedział. Przez te kilka dni światopogląd brunetki znacznie się rozszerzył, chociaż sposób w jaki Kruszynka chciała uprzątnąć pobojowisko, wciąż był sekretem.
        Rozdzielili się dosłownie na moment, znów spotykając się we wnętrzu obozu, gdy wojowniczka usłyszała swoje imię. Dołączyła do chłopaczyny głównie by przecząco pokręcić głową.
        - Nic mi nie potrzeba - odparła od razu krótko kiwając, potwierdzając, że zrozumiała zalecenia.
Nie czekając dłużej skierowała się po kobyłkę. Odwiązała wodze od ostrokołu i bez kolejnej zwłoki opuściła teren obozowiska.
        Melodia śpiewana przez elfika tym razem różniła się od poprzednich jakie słyszała. Była bardziej wzniosła, bardziej majestatyczna, zupełnie jak stary bór czy potężne, niezdobyte góry.
Dereszka wpierw tylko rzuciła łbem, ale moment później jak przewidział Mniszek, zaczęła poważnie panikować walcząc z Hope trzymającą ją za wodze. Przerażające wstrząsy, gdy ziemia pochłaniała ostatnie pozostałości obozu, ustały jednak równie szybko jak się pojawiły. Ziemia stała się prawie nieskazitelna, jedynie smętne szczątki namiotów i rzeczy przypominały o wydarzeniach minionego dnia, a ciszę przerywał niespokojny oddech konia, który wciąż był o krok od ucieczki.
Po wszystkim Mniszek stał pośrodku nieruchomo. Po chwili namysłu, Indigo podeszła do blond postaci, ciągnąc za sobą wciąż nieco opornego konia.
        - Wszystko dobrze, Kruszyno? - zapytała najdelikatniej jak potrafiła, ostrożnie dotykając ramienia chłopaczyny.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Indigo nawet nie była pewnie świadoma tego, jak bardzo jej przypuszczenia pokrywały się z rzeczywistością. Mniszek faktycznie potrafił godzinami obserwować ludzi w lesie, samemu pozostając niezauważonym. Pilnował podróżnych, drwali, myśliwych. Nie było wcale tak, że każdego przeganiał, bo przecież las był też po to, by korzystać z jego dóbr. Trzeba było jednak czynić to z umiarem. Zabijać tylko tyle zwierząt, ile było konieczne by przeżyć, wyrąbywać tylko tyle drzew, by być w stanie je zużyć i wybierać je mądrze, by nie wycinać bez pojęcia młodych, silnych egzemplarzy na opał… Ci, którzy to rozumieli, mogli liczyć na pomoc leśnego ducha, pozostali zaś na ostrzeżenie albo nawet karę, jeśli ich zuchwałość była zbyt silna. Zdarzało się również, że jedni czy drudzy dostrzegali Mniszka, ale nie dawali wiary, że był żywą istotą. Później, gdy o nim opowiadali, mówili o młodzieńcu w aureoli, który unosił się nad ziemią, bo nie pozostawiał najmniejszego śladu. Tak rodziły się legendy.

        Mniszek stał nad swoim dziełem, jak zawsze pogrążony w melancholii po tym, jak musiał kogoś pochować. Maorcoille zabijał bez skrupułów i bez żalu po wszystkim odchodził, lecz elfik przeżywał to znacznie mocniej niż żyjąca w nim bestia. Byli jak dwie strony tej samej monety: jeden łagodny, drugi brutalny. Przez setki lat to nie uległo zmianie i już raczej nie ulegnie. Zresztą wątpliwe, by komukolwiek wyszło to na dobre, bo choć tych dwoje nie umiało ze sobą żyć, oboje byli potrzebni tym górom i temu lasowi.
        Z jego podłego nastroju wyrwała go Indigo. Wojowniczka pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy, jak jej bliskość pomagała Mniszkowi. A to co zrobiła przed chwilą w szczególności: bardzo potrzebował tego czułego dotyku i poczucia tego, że komuś na nim zależy.
        - “Kruszyno”? - upewnił się, jakby powiedziała mu właśnie bardzo miły i zupełnie niespotykany komplement. Uśmiechnął się do niej ciepło, choć nadal z odrobiną boleści i zerknął na siebie jakby sprawdzał, czy faktycznie był tak mizerny. Położył dłoń na jej dłoni, którą poklepała go po ramieniu i przechylił lekko w jej stronę głowę.
        - W porządku, tylko… - Westchnął. - Zawsze mi w takich chwilach ciężko.
        Mniszek pokręcił głową, jakby strząsał z siebie negatywne emocje. Nie pytając Indigo o pozwolenie przytulił się do niej.
        - Dzięki tobie mi łatwiej - zapewnił szeptem i zaraz po tym się odsunął. Wyglądał już dużo lepiej, jakby ta dodatkowa porcja czułości zdziałała na niego cuda. Nawet z uśmiechem podszedł do nadal trochę rozdygotanego konia i pogłaskał go po chrapach.
        - Już dobrze - zapewnił go głosem, który on rozumiał, chociaż zwierzę i tak wiedziało, że już po wszystkim, musiało tylko dojść do siebie.
        - Czyli teraz polowanie? - mruknął Mniszek, nie patrząc ani na Indigo, ani na wierzchowca, tylko gdzieś w ziemię. Głos mu się zmienił, tak samo jak podczas śpiewania - teraz był poważny, cichy, zdeterminowany, choć wzrok zrobił się przy tym dziwnie matowy, jakby był wyprany z emocji. Trochę jak Indigo, ale w jego przypadku było to groźne dla otoczenia, a nie dla niego samego, bo on nie szukał własnej zguby, a zguby innych.
        - To jeszcze nie koniec. Nie, dopóki tamten mag żyje i ma swój grymuar - oświadczył, już podnosząc wzrok na wojowniczkę, choć teraz, gdy na nią patrzył, widać było w jego oczach niepewność. Nie chciał, ale musiał to zrobić.
        - Idę go szukać - oświadczył, obracając się i idąc na skraj obozu, w miejsce, gdzie kiedyś było do niego wejście. Zerknął ostrożnie przez ramię na wojowniczkę, po czym jednak odwrócił się do niej. - Indigo… Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Uratowałaś mnie tyle razy, że chyba nigdy nie byłbym w stanie ci się odwdzięczyć. Tylko to co teraz planuję… to polowanie… to już zupełnie co innego. I nie chcę cię zmuszać, byś poszła ze mną. Szalony wojownik był, no cóż, wojownikiem, a kłusownicy również postępowali jak śmiertelnicy. Teraz przeciwnikiem jest dwoje magów. Wiem, że nie potrafisz czarować i zrozumiem, jeśli odejdziesz.
        Mniszek mówił tonem poważnym, ale łagodnym. Nie kłamał mówiąc, że przyjmie każdą decyzję Indigo, bo równie mocno cieszyłby się mając ją przy sobie jak wsparcie, jak i wtedy, gdy ich ścieżki by się rozeszły - wtedy byłaby bezpieczna.
        Elfik zapytał jednak tylko raz i nie upewniał się, czy decyzja wojowniczki była ostateczna - przyjął ją taką, jaka była. A później zabrał się za tropienie. Z nią bądź też samodzielnie. Wiedział, czego należało szukać: śladów nadmiernie obciążonego wierzchowca albo odcisków stóp, w których jedne byłyby wyjątkowo głębokie i nierówne, bo mag włożył tyle wysiłku w złapanie Maorcoille poprzednim razem, że pewnie nie zdążył się zregenerować przed ucieczką. Swoją wiedzą podzielił się w razie potrzeby.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Emocjonalna strona nie była tą najbardziej rozwiniętą u wojowniczki. Zaś ten niewielki i ułomny fragmencik składający się na jej charakter, zwykle trzymała na wodzy i tłumiła, uznając za zupełnie bezproduktywny i bezcelowy w stosowaniu. Nawet nie musiała się specjalnie starać. Podobne zachowanie, czyli typowa oschłość, przychodziło jej naturalnie i bez zastanowienia. Stąd początkowe wahanie gdy podchodziła do Mniszka. Próba pocieszenia elfika była bardziej próbą dostosowania własnych przyzwyczajeń do sytuacji niż typowym odruchem serca, chociaż gdzieś podświadomie czy Indigo tego chciała czy nie, nawiązała z uszatym więź, czego do tej pory raczej udawało jej się unikać.
        Nie miała pewności jak strażnik lasu zareaguje w przypadku wyrwania go z zadumy, ale Mniszek ani się nie wystraszył, ani nie wyglądał na urażonego, wręcz odwrotnie.
Spróbowała więc odwzajemnić uśmiech, gdy elfik oceniał zasadność użytego zdrobnienia. Hope nie chodziło jednak o wzrost czy posturę chłopaczka, chociaż i tutaj nie chybiła, bo Mniszek nawet koło młodocianych chłopaków nie prezentowałby się specjalnie postawnie. Do takiego nie innego określenia przyczyniła się cała prezencja uszatego, który wydawał się nie tylko drobny, ale i delikatny jak mały ptaszek. Spojrzała łagodnie na przytulającego się do ręki blondynka, a później pozostało tylko odpowiedzieć na niezapowiedziane objęcia. Otoczyła chucherko rękoma, głaszcząc go delikatnie po plecach.
        Gest musiał wystarczyć za odpowiedź, podobnie jak późniejsze skinięcie głową. Indigo całą rozmowę mogłaby przeprowadzić jedynie przytakując i negując, a w razie bardziej złożonych komunikatów dodając krótkie gesty rękoma, w stylu “idziemy w tę stronę” czy “teraz cisza” i brakowało widoków by akurat ten aspekt charakteru kobiety miał kiedykolwiek ulec zmianie. Słowa ograniczał do naprawdę niezbędnego minimum.
Po chwili brunetka zapatrzyła się w ścianę lasu gdy elfik uspokajał konia.
        - Polowanie - potwierdziła na wzmiankę o obławie ze wzrokiem wciąż ufiksowanym w borze. Tak należało uczynić. Nikt żywy nie mógł odejść. Normalnie nalegałaby również na wybicie reszty kłusowników, ale sama konieczność dopadnięcia maga i jego pomocnicy była wystarczającym obciążeniem dla elfa, więc darowała mu podobne sugestie.
Co prawda z jednej strony można było się doszukiwać plusów tej sytuacji. Ocaleni mogli rozsiać plotki o bestii żyjącej w lesie, odstraszając większość chojraków. W końcu trafiłby się jednak kolejny ciekawski i nadambitny, podobny Jeregirlowi. Wojowniczka dużo bardziej wolała ostrzeżenia opierające się na informacjach “nie wrócił nikt żywy”, podczas gdy całe miasteczko wiedziało, iż była wyprawa na leśnego bożka. To jednak było coś, co sama mogła doprowadzić do końca. Uciekinierzy podobnie jak ona musieli zatrzymać się na noc by nie pobłądzić i by odpocząć. Wciąż były szanse na znalezienie sporej części z nich, tym bardziej, że uciekali bez ładu i w popłochu. Wciąż nie dawało to żadnej pewności, że nikt inny nigdy nie połaszczył się na tajemnicę skrywaną przez góry, ale znacznie minimalizowało to ryzyko. Dokładne sprzątanie świadków wykluczało również ewentualne pragnienie zemsty, gdyby nagle, po zaleczeniu ran, kłusownikom zachciało się przybyć większą grupą i ponownie rozprawić się z bestią. Brak ocalałych zawsze był wyjściem najlepszym z możliwych.
        - Słusznie - przytaknęła ponownie, chociaż poszukiwania maga nie mogły być ani łatwe ani bezpieczne, tym razem spoglądając w niebo i na granicę drzew, które mogła ogarnąć wzrokiem szukając sobie tylko znanych wskazówek. Opętani żądzą potęgi nie odpuszczali tak łatwo jak zwykłe rzezimieszki. W ich przypadku były jedynie przypuszczenie iż mogli wrócić. Mag wróciłby na pewno.
        - Odejdę - potwierdziła na koniec, dopiero teraz spoglądając w niebieskie oczy. - Ale dopiero jak będę miała pewność, że jesteś bezpieczny - zakończyła, nie zamierzając polemizować.
Koń czekał stopniowo coraz spokojniejszy, gdy Indi wprawnymi ruchami rozsupłała bandaż owijający kolano, pociaśniła jego sploty i równie zręcznie, jakby czynność stanowiła naturalną część życia, zawiązała świeże węzły. Podobnie uczyniła z ręką, tym razem jednak pomagając sobie zębami i już miała siadać na konia, gdy wojowniczce zaświtała jakaś myśl. Widziała pokaz magii jaką władał elfik, więc odruchowo zaświtało jej pytanie.
        - Ale jednak mam prośbę - zaczęła klękając na ziemi, wyciągnąwszy zdobyczną broń z pochwy. - To nie jest najlepszy miecz jaki można sobie wyobrazić, ale może dałoby się go trochę ulepszyć. Byłbyś w stanie zrobić do niego rękojeść, nie taką zwykłą, ale tak długą by nowa broń była mojego wzrostu? - zapytała w międzyczasie dłonią pokazując na mieczu o co dokładnie jej chodziło. Nie miała pojęcia jaką magią dokładnie władał Mniszek i czy w ogóle coś takiego było w zasięgu jego możliwości i tylko dlatego powstrzymała się przed rozłożeniem starej rękojeści i pozostawieniem czystej klingi gotowej do ewentualnego wyczarowania na jej bazie czegoś na kształt glewii.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        - Dziękuję - odpowiedział natychmiast Mniszek z prawdziwą ulgą w głosie. Przytulił Indigo, bardzo krótko, ale szczerze, jeszcze raz jej przy tym dziękując.
        - Tak się cieszę, że jesteś przy mnie - zapewnił prawie szeptem.

        - Em… - Lekko skonsternowany prośbą Indigo Mniszek nie potrafił w pierwszej chwili udzielić precyzyjnej odpowiedzi. Podrapał się machinalnie po skroni, gapiąc się na trzymany przez wojowniczkę miecz i zastanawiając się jak mógłby to ugryźć.
        - Wiesz, moje zaklęcia pozwalają mi na kształtowanie metalu, ale nie znam się na robieniu broni, nie wiem jak mi wyjdzie… - wyznał. – Ale możemy spróbować. Raczej nie powinno być problemu bym przywrócił go później do jego pierwotnego kształtu… Ale nie wyczaruję materii z niczego, potrzebujemy jakiegoś innego metalu – dodał jeszcze, od razu rozglądając się po okolicy. Nie potrzebował wcale drugiego miecza, wystarczyłby mu nawet garnek albo bardzo dużo gwoździ. I tak musiał trochę improwizować, bo prawie nigdy nie zaczarowywał metalu, ale jego sposób rzucania zaklęć był na tyle instynktowny – opierający się na melodii, rytmie i znajomości muzyki – że miał szansę na sukces tego przedsięwzięcia.
        - Ja poszukam czegoś odpowiedniego, ty go przygotuj – zarządził więc, nie sugerując Indigo żadnych konkretnych czynności, jakie powinna ze swoim mieczem wykonać, bo przecież ona znała się na tym znacznie lepiej niż on. Sam poszedł zaś z powrotem w miejsce, gdzie do niedawna był obóz kłusowników i zaczął wśród ściółki szukać czegoś, co nadawałoby się do nadbudowania jej broni. Rozglądał się przede wszystkim pod drzewami i tam, gdzie ziemia z jakiejś przyczyny była twardsza niż dookoła – z reguły w takich miejscach były ukryte jakieś kamienie, które nie poddawały się zaklęciu ruchomych piasków. Jego poszukiwania nie były specjalnie owocne, ale udało mu się w końcu zebrać kilka metalowych obejm z beczek – zdawało mu się, że to powinno się nadawać. Wrócił więc do Indigo ze swoją zdobyczą.
        - Gotowe? – upewnił się, przyjmując od niej gotową do przerobienia broń. – To… Pokaż mi o co ci chodzi, dobrze?
        Mniszek chciał wszystko jak najlepiej wykonać już za pierwszym razem, dlatego zadawał dużo pytań doprecyzowujących – gdzie jak grubo ma być, jak długa ma być nowa część, jak zakończona. Odgarnął nawet ściółkę, by odsłonić warstwę ziemi i na niej obrysował nowy kształt miecza by upewnić się, że wszystko dobrze zrozumiał. A gdy już nie miał więcej pytań, zabrał się do pracy. Przyłożył do pozostałości rękojeści pierwszą obejmę z beczki i po chwili zastanowienia zaczął nucić jakąś melodię. Metal pod jego palcami zaczynał powoli zmieniać konsystencję i stawać się plastyczny, wtedy elfik ugniatał go, by uzyskać pożądany kształt. Cały czas ściągał w skupieniu brwi, a czasami na jego obliczu pojawiał się grymas świadczący o tym, że coś szło nie tak. Po tym następowała zmiana jego pieśni, czasami subtelna a czasami diametralna. Widać było, że kosztowało go to sporo wysiłku, lecz prace powoli posuwały się do przodu. Gdyby był magiem ziemi wyspecjalizowanym w kształtowaniu przy jej pomocy metalu, zajęłoby mu to pewnie chwilę i być może zmarnowałby na to znacznie mniej materiału. Lecz nie było większych powodów do narzekań – w końcu miecz został przez niego przerobiony tak, jak sobie tego życzyła Indigo. Mniszek podał go jej jak giermek, na wyciągniętych dłoniach i z błyskiem nadziei w oczach.
        - I jak? - upewnił się. Gdyby ktoś zapytał jego o zdanie, przyznałby szczerze, że był z tej pracy bardzo dumny - nie spodziewał się, że to w ogóle wyjdzie. Ile kombinowania go to kosztowało i jak mocno nadwyrężył swoje struny głosowe to się nie liczyło. Napije się czegoś, troszeczkę odpocznie od czarowania i będzie w porządku. Byle wojowniczka była zadowolona z jego pracy.

        Gdy już kwestia miecza została rozwiązana, Mniszek rozejrzał się, wytężając swój magiczny wzrok w poszukiwaniu śladów maga i jego uczennicy. W obozie nadal unosił się ślad ich aur. Ale nie tylko one: czuł jeszcze trzecią emanację, którą po dłuższym czasie skojarzył z grymuarem, z którego korzystał jego wróg. Była naprawdę potężna, chyba nawet silniejsza niż aury ludzi.
        - Pojechali razem z księgą… - powiedział, by podzielić się z Indigo swoimi obserwacjami. - To znaczy, że na pewno jeszcze będą próbować. Ale dobrze ich widzę, to znaczy, na ile dobrze można widzieć jednodniowy ślad, który sam trochę zatarłem tym zaklęciem, którym pogrzebałem kłusowników… Tam - oświadczył w końcu, palcem wskazując zjazd do doliny. Razem z wojowniczką wdrapał się na konia, zajmując miejsce za nią. Cały czas zerkał jednak nad jej ramieniem i ręką wskazywał kierunek tam, gdzie należało go zmienić.
        - Czekaj, czekaj - ostrzegł nagle Indigo. - Tu się zaczyna robić gęsto. Musieli tu na dłużej się zatrzymać i ruszyć niedawno. Teraz musimy być ostrożni. Zsiądziemy?
        Mniszkowi zależało na tym, by stanąć na własnych nogach, bo na nich poruszał się znacznie sprawniej, lecz nie zamierzał naciskać na Indigo i jeśli ona wolała zostać w siodle, nie zabraniał jej. Sam szedł teraz na przedzie, uważnie sprawdzając wszelkie ślady, zarówno te na ziemi, jak i w świecie magii. Jako że doskonale znał tę część lasu zaczynał mieć pewne podejrzenia gdzie zmierzali jego niedawni prześladowcy… I nie pomylił się.
        - Są tu - szepnął, stając w pewnej odległości od wylotu ciemnej jaskini, z której wionęło zimnym, mokrym powietrzem. Przestąpił z nogi na nogę.
        - Tu jest tak gęsto od magii, że nie wiem czy są tu tylko oni, czy jeszcze jacyś kłusownicy, którzy poszli za nimi - wyjaśnił, oczekując, że to Indigo podejmie decyzję czy należ zapuścić się w głąb góry, czy czekać cierpliwie jak drapieżnik przy króliczej jamie, aż nieświadoma zwierzyna sama wyjdzie prosto w jego łapy.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Hope nie znała się na magii ani szczyptę bardziej ponad zdolność powiedzenia, że zapewne istniała. Tak głosiło wiele podań ustnych i pisemnych, a dziewczyna nie miała powodów by je negować. Do niedawna jednak jej świat ograniczał się do rzeczy racjonalnych i w pełni niemagicznych, suche informacje i wiadomości pozostawiając niepotwierdzonymi namacalnie. Przynajmniej do momentu spotkania Mniszka. Od chwili gdy jej ścieżka skrzyżowała się z drogą elfika, wojowniczka nie tylko została utwierdzona w przekonaniu, iż czary rzeczywiście miały swoje miejsce na tym świecie, ale powoli oswajała się z jej obecnością coraz częściej wliczając je w plany. Tak było w tej chwili.
Czekała ich kolejna potyczka, zapewne nie łatwiejsza o ile nie decydująca, gdyż wreszcie powinni stanąć oko w oko z czarnoksiężnikiem, więc Indigo potrzebowała każdej, choćby najmniejszej przewagi. Dobra broń - niestety tylko o to mogła poprosić. Tylko na tym się znała, chociaż pytanie było zupełnie ślepym strzałem. Świadomość istnienia magii była jednym, znajomość jej możliwości czymś zupełnie odmiennym. Przy poprzednich czynach uszatego, dorobienie mieczowi rękojeści wydawało się proste. A jednak wcale takie nie było. Kruszyna nie powiedziała jednak by było niemożliwe, czyli wciąż pozostawała nadzieja. Co prawda dziewczyna pożałowała, że uczyniła elfikowi tak wielki kłopot, ale było zbyt późno by się wycofywać. Skinęła Mniszkowi głową, gdy ten oznajmił, że idzie szukać materiału, po czym sama wzięła się za przygotowanie miecza.
Nożem podważyła rzemień oplatający rękojeść i metodycznie rozwiązała jego sploty, pas skóry chowając w kieszeni na zaś, gdyby miał się przydać. Później ostrzem wyważyła trzpienie trzymające głownię w rękojeści i surowy miecz ułożyła na ziemi. Gdy Mniszek wrócił z metalem, ponownie bezgłośnie przytaknęła i oszczędnymi słowami zaczęła wyjaśniać czego potrzebowała. Elfik nawet rozrysował na ziemi kształty przyszłej rękojeści by mieć pewność czy dobrze zrozumiał wojowniczkę. Najwyraźniej znał się na broni tak jak Indi na magii. Tłumaczyła więc cierpliwie i najbardziej obrazowo jak potrafiła nim zaczęły się zaśpiewy chłopaczyny.
Prace szły trudniej niż zwyczajne czary uszatego, a elfik wyraźnie kombinował na niektórych etapach, ale w końcu improwizowana glewia była gotowa.
Indigo przejęła z rąk Kruszyny oddawane niemal z namaszczeniem dzieło i spojrzała przeciągle po całej jego długości, jednocześnie ważąc je w dłoniach. Ciężar długiej, solidnej broni przynosił spokój i dodawał otuchy zupełnie jak stary przyjaciel. Swoją ograniczoną ruchliwość Indigo rekompensowała większym zasięgiem. Ze zwykłym jednoręcznym mieczem byłaby znacznie mniej skuteczna, ale teraz zyskała zastępstwo dla utraconego w walce flemberga. Przeciągnęła palcami po przedłużonej rękojeści. Z prostego w większości kształtu wyłaniało się kuliste zakończenie przywodzące na myśl pięść albo roślinny pąk, po drugiej stronie oplatała się na ostrzu jak pnącze, fiksując je na stałe w obsadzie. Sama głownia mierzyła półtorej łokcia, wraz ze stworzoną rękojeścią, improwizowana glewia zyskiwała nieco ponad sążeń długości.
Indigo spojrzała w pytające, błękitne oczy elfika, który wpatrywał się w nią intensywnie i z niecierpliwością. Wojowniczka nie mogła nie dostrzec jak wielkie znaczenie dla chłopaczka miały słowa, których teraz oczekiwał. Wyglądał na zmęczonego ale krótkie wypowiedziane pytanie zdawało się w tym momencie absorbować całe jestestwo uszatego.
        - Wyszło doskonale - odpowiedziała przywołując na twarz nieco sztywny uśmiech i pogłaskała Kruszynę po złotej czuprynie. - Dziękuję.

        Początkowo ruszyli konno. Kierunek wpierw odnalazł a później cały czas nadzorował i korygował Mniszek. Gdy zbliżyli się do swojego celu, przyszła pora na pieszą wędrówkę, chociaż Indigo idąc w krok za elfikiem wciąż prowadziła konia, nie rezygnując z jego pomocy zbyt wcześnie i nazbyt pochopnie.
Całą drogę Hope przytakiwała, stosując się do słów leśnego bożka, jednak nie odzywała się słowem jedynie w myślach i ciszy układając każdy kolejny krok. A chłopaczyna doprowadziła ich prosto do wejścia jaskini, w której musieli schronić się uciekinierzy. Ponownie przytaknęła, wychodząc przed uszatego. Obeszła pieczarę łukiem i klęknęła przy jej wstępie.
        - Zapewne oni mogą wyczuć nas, tak jak ty wyszukałeś ich... - na wpół stwierdziła, na wpół zapytała, przyglądając się ściółce.
Tym razem los ustawił ich w niezbyt pomyślnej sytuacji. Nawet jeżeli ścigani nie byli w stanie wyczuć ich obecności, zapewne zostaną usłyszani prędzej czy później gdy wkroczą do groty. Nie znali liczby przeciwników. Nie znali terenu, po którym mieliby się poruszać. Tymczasem atakowani nie tylko mogli się dobrze przygotować do obrony, ale byli na korzystniejszej pozycji, gdyż wróg mógł nadejść jedynie z jednej strony. Plecy mieli zabezpieczone, a atakującym sama kryjówka znacznie ograniczała pole do manewru i możliwe pomysły. W jaskini nawet kilka osób skutecznie mogło odpierać najazd całej drużyny. Tu siły były odwrócone i wchodzenie do leża wroga była raczej niezbyt mądrym konceptem. Wątpliwe jednak by kłusownicy i mag sami wyszli ze swej kryjówki. Nikt o zdrowych zmysłach by tego nie uczynił o ile nie miałby lepszego planu, a i ten nie wróżyłby elfowi i wojowniczce niczego dobrego.
Hope zerknęła na elfika. Ciężko było uznać, że podjęła konkretny plan, gdy niespecjalnie posiadali opcje do wyboru. Hope zerknęła na Mniszka.
        - Wejdę do środka, spróbuję zrobić rozpoznanie. Może ich rozproszę. Ty będziesz miał czas żeby się przygotować - powiedziała spokojnie, i nie czekając aż elfik zacznie się sprzeciwiać zniknęła pomiędzy skałami.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Warto było się męczyć. Mniszek był zmęczony i trochę bolało go już gardło od śpiewania, ale Indigo powiedziała, że miecz “Wyszedł doskonale”. To był miód na serce elfika, najlepsza nagroda, jaką mógł dostać za swoje starania. Uśmiechnął się do wojowniczki szeroko, promiennie, radośnie. Jego radość mogła wlać ciepło w serce każdej istoty, w mniejszym bądź większym stopniu.
        - Cieszę się! - zapewnił z zadowoleniem. - Oby ci służył!
        Szczęście dodało mu sił, dzięki czemu z niespotykaną werwą ruszył razem z Indigo na poszukiwanie maga, który nadal zagrażał strażnikowi lasu a przez to również tym majestatycznym górom.


        - No mogą – przyznał trochę niechętnie Mniszek. – Do tej pory szliśmy po śladach, więc jeszcze mogą nie wiedzieć, że idziemy za nimi, ale no… Gdy się zbliżymy to będziemy czuli się wzajemnie. Ale ja mam chyba trochę czulsze zmysły od nich – zastrzegł. – Bo wcześniej ja poczułem tego maga wcześniej niż on poczuł mnie. Nie wiem tylko czy to kwestia właśnie czulszych zmysłów czy tego, że moja aura jest dość… zwodnicza. Bo jest taka jak góry. I jak Maorcoille – wyjaśnił. – Więc nie można wykluczyć, że nas poznają.
        Mniszek westchnął i lekko wydął wargi. Wiedział tak samo jak Indigo, że ich położenie nie było korzystne, bo to oni wchodzili na teren maga, a nie na odwrót. Ktoś znający już możliwości elfika pewnie zaproponowałby, aby ten po prostu zasypał te jaskinie i w ten sposób raz na zawsze poradził sobie z problemem, lecz to nie było wcale takie łatwe – taka propozycja świadczyłaby o nieznajomości gór. Nawet nie tych konkretnych, a generalnie jakichkolwiek. Choć były to potężne masywy, które wydawały się niezniszczalne, nie znaczyło to wcale, że jednym pochopnie rzuconym zaklęciem nie można było wywołać tu katastrofy, na przykład w postaci lawiny błota i kamieni. W tym przypadku mogłoby do tego dojść, bo jaskinia, przed którą stali, sięgała bardzo daleko w głąb góry i miała wiele odnóg. To wielkie zagrożenie dla całego otoczenia i co więcej wielkie wyzwanie dla czarującego maga. Nawet pomijając to czy Mniszek był dość potężny, by zawalić tak wielki system jaskiń, nie było wcale powiedziane, że to rozwiąże ich problemy. Strażnik lasu był doskonale świadomy, że mag mógłby to przeżyć, że mogło go już tam nie być, że mógł uciec jednym z dziesiątek innych wyjść… Jedynym sensownym wyjściem było zagłębienie się w te korytarze i skonfrontowanie się z przeciwnikiem twarzą w twarz.
        - Co? - Mniszek zdawał się być zaskoczony tak nagle podjętą przez wojowniczkę decyzją. - Indigo, czekaj, nie możesz! - sprzeciwił się, idąc za nią lecz nie podnosząc głosu, by echo jego krzyków nie niosło się w głąb jaskini.
        - Wiesz jaki to jest labirynt? - zapytał ją. - To ogromna jaskinia, można tu błądzić lata i nie zobaczyć słońca! Albo wyjść po drugiej stronie góry… Nie, nie ściemniam - burknął, bo zdawało mu się, że Indigo łypnęła na niego przez ramię z lekkim niedowierzaniem. Nadal uparcie za nią szedł i nie zamierzał odpuścić, jeśli nie przekona jej, że to nie brzmi jak najlepszy możliwy plan.
        - Możesz się zgubić. Mówię poważnie - zastrzegł. - Pod ziemią nie czuje się położenia i wystarczy że się gdzieś przypadkiem zakręcisz i po tobie. Nie możesz tam zejść taka niechroniona. Oni sami byli szaleni, że tam weszli, ale może mieli jakiś plan, nie wnikam. Muszę iść z tobą - oświadczył butnie. - No albo musisz mieć jakiś sposób, by znaleźć drogę powrotną - uległ momentalnie, choć przecież Indigo wcale go nie naciskała. - Albo tylko kawałek, do najbliższego rozwidlenia - zaproponował jeszcze. - Indigo, ja wiem, że ty jesteś dzielna i dobrze walczysz, ale wiesz, nie boję się, że się na nich natkniesz, tylko że góra się pogniewa. Góry nie lubią być lekceważone, trzeba do nich podchodzić z szacunkiem.
        Mniszek zachował dla siebie myśl, że jego zdaniem ten błąd popełnili właśnie ich przeciwnicy, wybierając pieczary na swoje schronienie, lecz w jego posłanym w stronę ciemnych korytarzy spojrzeniu było widać wszystko, co chodziło mu po głowie.
        - Wiesz… Matka Natura jest po naszej stronie - dodał konspiracyjnym szeptem. - To co?

        Faktycznie początkowo rozległa grota szybko zwężała się do niewielkiego przesmyku, który należało przebyć idąc bokiem. Później zrobiło się nisko, ale za to szerzej, a po kolejnych kilkunastu sążniach zrobiło się i wysoko i szeroko - tutaj korytarz zdawał się piąć w górę na dziesiątki stóp, a idąc nie szorowało się ramionami o kamień, choć i miejsca na rozprostowanie rąk nie było. Gwałtowny uskok skalnego chodnika sprawił, że trzeba było przystanąć i ostrożnie opuścić się niżej. Jak na razie jednak innej drogi nie było - szło się jak po sznurku jednym, jedynym korytarzem. To jednak szybko się zmieniło. Po przejściu kolejnych czterech, może pięciu sążni, gwałtownie otwierała się grota o kształcie komina z owalną podstawą. Na jego szczycie widać było niewielki otwór, przez który wpadało do środka światło dnia. Wychodziły stąd dwa… a w zasadzie trzy korytarze. Dwa znajdowały się na powierzchni gruntu, jeden prowadził dalej prosto, a drugi odbijał w bok. Ten trzeci, który z początku łatwo było przeoczyć, znajdował się tuż nad głowami grotołazów, odrobinę w lewo od przesmyku, którym się tu trafiło. To naprawdę był istny labirynt, w którym panowała śmiertelna cisza, niosąca echo kroków daleko, może nawet do samego serca tych gór…
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Wojowniczka westchnęła cicho pod nosem gdy elfik potwierdził jej obawy. Skupiła się na prostych, znanych czynnościach jak badanie śladów, próbując stworzyć chociażby zarys planu. Nic jednak nie chciało przyjść kobiecie do głowy, nic poza wejściem do jaskini. Przedstawiła swój pomysł, licząc, że da chłopaczynie potrzebny czas, że może złotowłosy elf miał w zanadrzu jeszcze jedną sztuczkę tylko wystarczyło umożliwić jej realizację. Pomyliła się, a gwałtowny protest elfa pokazywał jak bardzo.
Najwyraźniej Mniszek nie tylko nie miał pomysłu, nawet nie myślał by go mieć gdyż właśnie w pełni rozminęli się w priorytetach. Hope chciała za wszelką cenę znaleźć i wybić pozostałych agresorów jak zawsze za nic mając swoje bezpieczeństwo. A elfik chyba w pierwszej kolejności chciał ją chronić.
        Brunetka zerknęła na Mniszka przez ramię. Nie wiedziała. Nie znała tych gór, chociaż taką możliwość też brała pod uwagę. Jaskinie potrafiły być krótkie, proste i ślepo zakończone z jednym jedynym wyjściem. Mogły też być labiryntami jak mówił uszaty. Tego dowiedziałaby się w trakcie, radząc sobie z każdym problemem po kolei, nie wybiegając myślami na przód. Podobnie zamierzała dobierać poczynania, na bieżąco i adekwatnie do zastanych możliwości. Ale elf chyba postanowił traktować ją jakby była nieświadomym dzieckiem z okolicznej wioski, które zamierzało zwyczajnie i radośnie wejść do groty i równie wesoło się zgubić. Jego troska na swój sposób była pewnie ujmująca, ale Hope przyzwyczaiła się do działania nie zastanawiania się jak niebezpieczne było. W tym momencie uszaty swoim uroczym i troskliwym sposobem życia wszystko komplikował, spowalniał i utrudniał. Nie zwykła się jednak denerwować. Odetchnęła głębiej w jedynym wyrazie niezadowolenia, po raz kolejny starając się zaakceptować naturę leśnego strażnika i przytaknęła Kruszynie. Nic innego nie mogła zrobić. Nie wyglądało by uszaty miał ustąpić a wojowniczce szkoda było energii i czasu na przekonywanie siebie nawzajem, kto miał rację.
Co do jednego się zgadzała, góry były niebezpieczne i zdradliwe, należał im się respekt jak każdemu żywiołowi. Jedynie ignorant za swojego przeciwnika wybierał naturę lub co gorzej zupełnie nie zawierał jej w swoich rachubach. Rozsądny grał wedle jej zasad i starał się możliwie wykorzystywać jej gniew na swoją korzyść, ale wszystko z ostrożnością i rozwagą, gdyż nie dawała się ona kontrolować zwykłym śmiertelnikom. Pewnie magowie mogli nie zaliczać się do tej grupy, ale elfik zapewniał, że naturę mieli po swojej stronie, a w tej materii był zdecydowanie bardziej obeznany niż Hope, więc zawierzyła jego słowom.
        - W takim razie idziemy razem - przystała na propozycję elfa i wznowiła marsz w głąb góry.

        Początkowo wędrówka nie była trudna, ale szybko zaczęła stanowić spore wyzwanie dla wojowniczki, zmuszając sztywne ciało do nie lada gimnastyki. Wąskie przejścia, uskoki, niskie stropy. To wszystko zmuszało Indi do zbierania całych sił by nie tracić równowagi, nie potykać się co i rusz niczym kaleka. Starała się też pilnować oddechu by nie zdradzał jak dużym wysiłkiem była wyprawa, która przecież dopiero się zaczęła. Później zaczęły się też rozwidlenia, do fizycznych utrudnień dodając komplikacje związane z decyzją.
Indi zerknęła na Mniszka, oszczędnymi ruchami, na migi pytając czy wie w którą stronę powinni dalej iść. Na kamieniu i w skąpym świetle nie widać było żadnych śladów, a przynajmniej żadne z nich nie były dostępne dla zmysłów wojowniczki. W jaskiniach zaś echem niósł się najmniejszy szmer, więc i szepty powędrowałyby kamiennymi tunelami. Wystarczającym problemem było poruszanie się, które mimo starań, nie było bezgłośne. Elfik był zwinny i cichy, ale człowiek nigdy nie mógł mu dorównać, o Hope z grzeczności lepiej było nie wspominać. Przemieszczała się ostrożnie, kroki stawiała starannie, ale kulawa kobieta zdecydowanie nie była najcichszym podróżnikiem, a każde szurnięcie, każde stąpnięcie kamienne ściany potęgowały niemal do poziomu hałasu.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek chyba się cieszył, że Indigo nie upierała się przy tym, by iść samej. Miał ku temu wiele powodów. Pierwszym była oczywiście troska o zdrowie i życie wojowniczki, bo co prawda w jego oczach była ona najlepsza na świecie, ale wiedział, że magia i natura nie walczą uczciwie i zawsze lepiej mieć jakąś nad nimi przewagę, chociażby liczebną. Z drugiej zaś strony sam nie chciał zostawać poza jaskinią, bo czułby się przez to strasznie niepotrzebny. A przecież znał się na magii, znał jaskinie, góry - to było jego małe królestwo. Wiedział, że się przyda i bardzo chciał to udowodnić. Z wyraźną ulgą zagłębił się więc wraz z Indigo w labirynt podziemnych korytarzy.

        Mniszek poruszał się jak leśny duch, bezszelestnie, nie zostawiając śladów i nie rzucając się w oczy. Ani razu jednak nie spojrzał na Indigo z dezaprobatą, nie dał jej do zrozumienia, że ma być cicho, gdyż spodziewał się, że i tak przeciwnicy prędzej czy później dowiedzą się o ich obecności w jaskini. O ile już o nich nie wiedzieli. Skradanie się stanowiło więc jedynie pozory i pewien element poprawiania swojego własnego samopoczucie, by nabrać przekonania, że na cokolwiek ma się jeszcze wpływ.
        W dużej skalnej komnacie Mniszek okręcił się parokrotnie wokół własnej osi, rozglądając się po niej. Zatrzymał się, patrząc na odgrywaną przez Indigo pantomimę, a jego lekkie jak puch włosy opadły mu na czoło i oczy. Zaczesał je byle jak dłonią do góry, po czym rozejrzał się pobieżnie. Gestem nakazał wojowniczce, by dała mu chwilę, bo musiał się skupić - zamierzał spróbować namierzyć powidok aury tego maga… Tu było to trudne, bo na tej przestrzeni wszystko było niejako na kupie - nie można było spojrzeć z szerszej perspektywy, stało się w obłoku magii, który zupełnie zaciemniał pole widzenia. Przez to Mniszek musiał przejść się po jaskini, zerknąć w każdą dziurę by przekonać się, czy ślad nie wiódł akurat tam. Ślad był jednoznaczny - prowadził najszerszym korytarzem w głąb góry. Mniszek stanął w przejściu i zacisnął wargi, przestąpił z nogi na nogę. W końcu zawrócił do Indigo i przez to, że nie znał magii umysłu, nie posiadał zdolności telepatii i nie umiał tak skomplikowanej informacji przekazać na migi, nachylił się do jej ucha i zwijając dłonie w trąbkę wyszeptał jej o co chodzi.
        - Zeszli tamtym korytarzem, ale wiem, że on dalej schodzi do jaskini, do której można wejść z drugiej strony - wyjaśnił. - Ale by ich zaskoczyć trzeba wspiąć się tam - dodał, palcem bezczelnie wskazując wlot korytarza znajdujący się wysoko nad ziemią.
        - Dasz radę tam wejść? - upewnił się. - Ja cię podsadzę, podciągniesz się? Bo ja tam wejdę bez problemu. Tam jest taki krótki korytarz, który zakręca i łączy się ze starym korytem podziemnej rzeki, nim można dojść właśnie do komnaty, do której prowadzi ten korytarz. Ale wchodzi się jakby od tyłu - wytłumaczył, na czym miałaby polegać ich przewaga w ewentualnym spotkaniu z magiem. Nie był wcale pewny, czy on faktycznie się tam zatrzymał, ale instynkt mu podpowiadał, że tak właśnie było. To była duża komora, w której można było swobodnie się poruszać, a zalegający tam skalny gruz zapewniał miejsca ułatwiające zorganizowanie zasadzki… O ile ofiara weszłaby z tej strony, z której się jej spodziewano, zostawiając tak wyraźny ślad, po którym miała iść. Gdyby zjawili się za ich plecami, mieliby olbrzymią przewagę… Ale pytanie brzmiało, czy Indigo da radę wspiąć się do tamtego korytarza.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Gdyby nie polowali na śmiertelnie groźnego maga, jego pomocnicę i niewykluczone, że jeszcze paru niedobitków, którzy samodzielnie pewnie nie stanowiliby wielkiego wyzwania, ale przy takiej koalicji mogli być ziarnkiem ryżu przechylającym szalę, pocieszny wygląd elfika byłby uroczy i zabawny, zaś krążenie po jaskini mogłoby stać się emocjonującą grą w podchody. Niestety nagrodą w tej akurat rozgrywce było ich życie i jakieś większe, chociaż bliżej nieokreślone, dobro. W końcu mogłoby dojść do jakiejś tragedii gdyby czarnoksiężnik jakimś cudem otrzymał dostęp do mniszkowych zdolności, a do tego prawdopodobnie dążył.
Indigo więc obce było zauroczenie złotymi włosami unoszącymi się podczas każdego ruchu, czy inne rozproszenia. Wstrzymała się cierpliwie aż elfik się namyśli. W bezruchu poczekała aż obejrzy zaułki i wejścia kolejnych korytarzy, jedynie powolnymi ruchami głowy śledząc poczynania chłopaczyny.
Myślała, że na koniec Kruszyna zwyczajnie wskaże ich dalszy kierunek, ale jak zwykle bywało w przypadku elfika i tu postąpił po swojemu. Wysłuchała go bardzo uważnie i skinęła krótko głową, wzrokiem podążając do tajemnego duktu i do głównego szlaku. Wojowniczka myślała chwilę nad czymś, co nie wyglądało jednak jakby zastanawiała się nad własnymi możliwościami podciągnięcia się do początku alternatywnej drogi.
Dopiero po chwili Hope dokładniej zerknęła na wlot usytuowany nad ziemią. Jama mieściła się niewiele wyżej niż plasował się czubek głowy rosłego mężczyzny. Nie wyglądało to na misję niemożliwą do wykonania, nawet bez elfiej pomocy.
        - Dam radę - wyszeptała tak cicho, że bardziej niż z dźwięków, należało czytać z warg. Kroki swoje skierowała jednak w zupełnie innym kierunku niż wejście. Rozglądała się podczas pierwszych paru kroków i parę razy się schyliła by podnieść kilka łupków nie większych niż pięść. Potem z nimi podeszła do Mniszka.
        - Rzuć je w zwykłe przejście, jak będę wskakiwać w ten sekretny szyb. Potem, chwilę później jak już zacznę iść. Niech skupią się na echu toczących się kamyków - wyszeptała cichutko wprost w elfie ucho.
        - Zdążysz do mnie dołączyć zanim pomyślą by się ruszyć, prawda? - upewniła się jeszcze, bo bynajmniej nie chciała ściągnąć na chłopaczka niebezpieczeństwa. Przynajmniej nie większego niż było ściganie szaleńca władającego magią.
        Potem uczyniła jak ustalili. Oparła pod ścianą glewię, by będąc już na górze, móc wciągnąć ją do siebie. Wzięła uspokajający oddech i podskoczyła by złapać brzeg skały. Potem pozostało już tylko podciągnąć się na górę. Kolano niewiele miało do rzeczy jeśli chodziło o wybicie się w skoku. Bark może miał ograniczony zakres ruchów, ale niewiele udzielał się w samej czynności podnoszenia ciała w górę. Musiał jedynie znieść napięcie stawów, które rozciągnęły się pod własnym ciężarem wojowniczki. Pewnie wypoczęta i sprawniejsza zrobiłaby to z większą gracją a mniejszym wysiłkiem, ale mimo wszystko skutecznie przy pomocy ramion i podpierając się o skały stopami, znalazła się na górze. Wychyliła się by zabrać broń i ruszyła korytarzem. Elfik chodził szybciej, więc na niego nie czekała a i tak w moment ją dogonił.

        Tak jak Mniszek przewidział, po wędrówce znaleźli się dokładnie za plecami wrogów.
Wewnątrz jaskini tliło się niewielkie ognisko rozświetlające grotę i rzucające wydłużone cienie postaci na kamienne ściany. Z jednej strony światło pomagało odnaleźć się w pomieszczeniu, z drugiej, każdy wojownik wiedział, że potrafiło więcej zaszkodzić niż pomóc. Nawet w tak niewielkiej dawce znacznie oślepiało swoimi odblaskami i jednocześnie całkowicie obezwładniało oczy w miejscach, do których jasność nie docierała. Łudziło też i myliło zmysły nieustannie pełgającymi cieniami, tańczącymi i snującymi się wokół, ogłupiając i znieczulając na prawdziwy ruch, lub też odwrotnie, przeczulając i wpędzając w paranoje jakby za każdym kamieniem mógł kryć się wróg. Dobra sytuacja.
Indigo powoli oceniała obecnych przeciwników, liczyła ich i zapamiętywała pomieszczenie. Walka w zamkniętej przestrzeni zawsze była w grupie tych trudniejszych, więc należało dokładniej ją zaplanować.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek był wręcz uradowany słysząc, że Indigo da radę wdrapać się do tamtego korytarza. To naprawdę ułatwi im walkę, będą mieli potężny element zaskoczenia po swojej stronie. Może uda im się wyjść bez szwanku i nie czyniąc zbyt wielkich zniszczeń - szkoda wszak byłoby zwyciężyć, ale i tak umrzeć w zawalonych korytarzach, gdyby coś poszło nie tak…
        Jednak Indigo nie od razu ruszyła w stronę korytarza, a elfik nie zamierzał jej pytać co zamierza - stał i przyglądał się z mieszaniną konsternacji i zainteresowania. Wolał nie wydawać z siebie więcej dźwięków, niż było to konieczne, bo jeszcze by go usłyszeli, słusznie więc założył, że poczeka i wkrótce dowie się w czym rzecz. Zorientował się w planie wojowniczki, gdy ta schyliła się po trzeci z kolei kamień i wtedy nawet sam zaczął je zbierać. Zatrzymał się jednak i wyciągnął przed siebie ręce ze swoimi zbiorami, by Indigo mogła mu dorzucić swoje kamyki i dokładnie wyjaśnić jaki miała plan. Co jakiś czas kiwał głową na znak, że rozumie i zgadza się z jej pomysłem.
        - Jasne - przyznał pewnym siebie tonem, gdy zapytała, czy zdąży do niej dołączyć. Oczywiście, że tak, przecież był sprawny jak kozica. Sam zresztą zaproponował, by wybrać tę drogę, musiał więc mierzyć siły na zamiary. To musiało się udać.
        Już bez żadnego dodatkowego sygnału para się rozeszła. Mniszek czekał u wylotu prowadzącego dalej korytarza, zwrócony jednak w stronę komory i wspinającej się Indigo, a nie potencjalnego zagrożenia. Patrzył jak jej szło, ale nie zrywał się do pomocy - radziła sobie, tak jak zapowiedziała. Co więcej nie czyniła nawet przy tym specjalnego hałasu. Elfik patrzył za nią tak długo, jak długo ją widział - nawet gdy była już na górze, sięgała po miecz. Dopiero gdy zniknęła we wnętrzu tajemnego przejścia obrócił się w stronę korytarza - teraz jego kolej. Policzył w myślach do trzech, po czym z rozmachem rzucił przed siebie trzymane w obu rękach kamienie. Te spadły na skalny chodnik, czyniąc niesamowity rumor, który poniósł się echem przez jaskinię, może wiele, wiele staj we wszystkich kierunkach.
        A nim ostatni kamyk przestał się toczyć, po leśnym strażniku w komorze nie było już śladu. Gdy tylko miał wolne ręce rzucił się do ucieczki, lekko i szybko niczym sarna przebiegając na drugą stronę jamy. Rozbieg pozwolił mu się dobrze wybić i bez problemu złapał za brzeg znajdującego się nad głową korytarza. Wierzgnął kilka razy, by jeszcze trochę sam siebie podrzucić do góry i już był na górze. Szybko dogonił Indigo i gdy ta na niego spojrzała, wyciągnął przed siebie rękę w jasnym geście, że wszystko się udało. Teraz mogli zacząć realizację kolejnych etapów planu. Pierwszy na liście był łatwy, bo w tym korytarzu nie można było się zgubić. Następny zaś był mętny i bardzo ogólny - wszyscy musieli zginąć. W sumie nie dogadywali się jak to konkretnie zrobić.

        Już będąc na tyłach wroga Mniszek przykucnął za jakimś kamieniem i rozejrzał się, ledwo wyściubiając czubek głowy nad skałami. Dostrzegł od razu maga i jego uczennicę - oni byli schowani, nieco z boku, otoczeni kordonem najemników. Tych Mniszek naliczył sześciu, ale nie miał wcale pewności czy to na pewno wszyscy - mogło się zdarzyć, że kilku poszło sprawdzić rumor, którego narobili w tamtym korytarzu albo po prostu chowali się za kolejnymi skałami. Nie wyczuwał ich aur, bo w tej komorze było tego tyle, że wszystko się ze sobą mieszało - emanacja maga, jego czarodziejskiej księgi, towarzyszącej mu kobiety, nawet własna aura Mniszka. Nic nie dało się z tego wyczuć i zrozumieć. To dobrze, to działało na ich korzyść, bo mag pewnie przez to nie poczuł, że jego zwierzyna, na którą zastawił tu pułapkę, zamierzała ich przechytrzyć. Teraz tylko…
        Mniszek obrócił się w stronę Indigo. Nie odzywając się słowem pokazał na nią, a później palcem powiódł w prawo po łuku. Dłońmi wykonał ruch, jakby chciał klasnąć, ale zaraz je cofnął, nie powodując żadnego dźwięku. Pomachał rękami bez ładu i składu, jasno dając do zrozumienia, że potrzebuje zamieszania. Później wskazał na siebie i na miejsce, gdzie przebywał mag, następnie zaś na sklepienie jaskini nad nim. Znowu jakby klasnął, tym razem jednak trzymając ręce w poziomie. Na koniec spojrzał wyczekująco na Indigo. Czy pojmie jaki miał plan i się z nim zgodzi?
Zablokowany

Wróć do „Maagoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości