Maagoth[Las wokół miasta] Zabić boga

Niezwykle malownicze miasteczko położone na wschodnim stoku gór, nad rzeką Sangral spływająca z wysokich szczytów. Mieszkańcami Maagoth są głównie górnicy pobliskiej kopalni srebra i drwale. Ludzie tutaj są raczej skryci, ale przyjaźnie nastawieni do przybyszów.
Zablokowany
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Z subtelną ulgą powitała rozsądne zachowanie elfika. Ten nie tylko nie zbiegał wzdłuż zbocza, ani nie zaczął biegać wokół obozu stukając patykami czy uskuteczniając inne gusła, jakiekolwiek praktykował, do odstraszania agresorów. Dzięki temu mieli chwilę na prawdziwe plany.
Hope zupełnie nie znała się na grupowych polowaniach. Może też nie była wielką specjalistką w sztuce wojennej, ale od laika w tej materii trochę ją dzieliło. Był to dość naturalny dla dziewczyny grunt. Patrząc na reakcje elfika, na pewno naturalniejszy niż dla niego. To co odgrywało się przed ich oczyma całkiem zgrabnie dało się podciągnąć pod działania wojskowe, więc Indigo szybko przeszła w tryb działania. Mówiąc skupiała się bardziej na obozie niż towarzyszu, ale kątem oka rejestrowała też reakcje blondaska. Mniszek wpatrywał się w nią tymi swoimi sarnimi szklistymi oczyma i przytakiwał co jakiś czas, sprawiając, że dziewczyna czuła się co najmniej niezręcznie. Mimo to starała się utrzymać kamienną twarz.
        - I to jest dobre pytanie - odpowiedziała cicho. Ilu ich było naprawdę. Czy reszta czekała w odwodzie, czy tylko zaopatrywała grupę do zadań specjalnych w niezbędny sprzęt i prowiant, by ci mogli się zająć tylko i wyłącznie swoją robotą. Kto nimi dowodził. W fakt, że dowódca tej zgrai i zleceniodawca łowów byli jedną osobą nie wierzyła ani odrobinę. Przedsięwzięcie było zbyt wielkie i zanadto kosztowne, by zostało zorganizowane przez zwykłych myśliwych. Za tym stało coś więcej i ktoś więcej. Ktoś, kto miał dość funduszy by nie tylko opłacić ludzi ale i rozmaity sprzęt.
Wysłuchała elfika z uwagą. Rozważyła jego pomysł ale też szybko go odrzuciła. Tego typu ludzie jeśli liczyli na łatwą robotę, nie przygotowywali się tak dokładnie. Nie robili zasieków, ograniczyli swoją liczebność by większa kwota przypadała na łebka. Miejsce dodatkowego ekwipunku, zajęłaby jedna czy dwie beczułki napitku do uczczenia polowania lub poprawienia morale przed nim. Nie zbijała pomysłu elfa, szybko jednak sam zarzucił własne wytłumaczenie. Delikatnie skinęła mu głową.
        Słysząc cichy gwizd, odwróciła się w stronę Mniszka. Elf zaskoczył dziewczynę, ale Indigo zachowała względny spokój, płynnym ruchem zwracając się w kierunku blondynka, a mimo szoku, nie uciszała chłopaczka.
Znała podobne sztuczki. Sekretne sygnały przypominające zwierzęce nawoływania sprawdzały się doskonale w takich sytuacjach. Indigo wreszcie odrobinę uwierzyła w możliwą skuteczność Mniszka. Przekonana była, ze właśnie wołał elfie posiłki, albo chociaż zwiadowców. Teraz wszystko nabierało więcej sensu i szans. Wreszcie dostrzegła rozsądek w postępowaniu uszatego. Niestety na krótko. Wraz z momentem gdy przyfrunęło wsparcie, wszelkie namiastki nadziei runęły z łoskotem.
Dziewczyna przewróciła się na bok, podpierając na łokciu. W tej chwili to co działo się w obozie zeszło na drugi plan. Wpatrywała się w Mniszka niedowierzającym wzrokiem, gdy ptaszek usiadł na jego ręce. Cudowny plan. Elf właśnie stwierdził, że jakiś wróbel czy inne pierzaste stworzonko zrobi dla nich rekonesans. Nie miała nawet dość siły by westchnąć. Przez mgnienie, przemknęło jej przez myśl, że może mocno uderzono ją w głowę, albo nawdychała się czegoś, albo elf sknocił leczenie. Mimowolnie powiodła wzrokiem za zwierzątkiem i wróciła do oblicza elfika. Wzrok dziewczyny pełen był zagubienia i niezrozumienia. Pewnie gdyby nie wrodzona powściągliwość i restrykcyjny trening, otworzyłaby jeszcze usta. Twarz dziewczyny pozostała nieporuszoną, ale oczy aż prosiły o wyjaśnienia. Najlepiej takie logiczne i możliwe do przyjęcia przez pragmatyczny umysł wojowniczki. Podróżowała z dziwnym białym koniem, który notabene zaginął na wyjątkowo długo. Czasami wierzchowiec rzeczywiście wydawał jej się niepokojąco bystry, ale zlecać zwierzęciu zadania... to było dla Indigo skrajnie nierealne. Słyszała o różnych niespotykanych zdolnościach elfów czy innych ras bliskich naturze. Jednym jednak było o tym słuchać czy czytać, innym zobaczyć, a czymś całkiem odmiennym uwierzyć.
Gapiłaby się pewnie jeszcze do powrotu ptaszka i dłużej, gdyby uszaty się nie odezwał.
Zamrugała kilkukrotnie, starając się otrząsnąć z myśli o ptasim zwiadzie. Większość ludzi, nie znających legend o leśnym strażniku, pewnie parsknęłaby śmiechem słysząc groźby mniszka. Żaden odgłos jednak nie wydostawał się z gardła dziewczyny, która w zamian cicho odezwała się na postawione pytanie.
        - Można powiedzieć, że jestem żołnierzem - odpowiedziała łagodnie, oszczędnie przytakując.
        - Na zwierzęta poluję rzadko, tylko by zaspokoić głód - celowo dokładnie sprecyzowała swoją wypowiedź. Świadomie nie wykluczyła w niej polowania na inne istoty. Gdy ktoś polował na nią, Indigo zdarzało się odwracać role. Często przerywała ucieczkę i stawała do walki, ale czasem też tropiła swoich prześladowców i rozpoczynała pojedynek na własnych zasadach.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Dla Mniszka rozmawianie ze zwierzętami było naturalną, wrodzoną umiejętnością, z której na dodatek bardzo często korzystał, nie zastanawiał się więc ani chwili przed tym, gdy zamierzał z niej skorzystać. Poza tym wydawało mu się, że nie dość, że większość osób znała przywiązanie leśnych elfów, z których się wywodził, do przyrody, to na dodatek sam fakt bycia strażnikiem lasu Maorcoille powinien stanowić doskonałe usprawiedliwienie dla jego zachowań. A mimo to Indigo wyglądała na zaskoczoną, gdy skończył rozmawiać z przywołanym ptakiem. Mniszek obdarzył ją nie mniej zaskoczonym spojrzeniem, mrugając jakby zadawał nieme pytanie w tajnej mowie zwiadowców. I tak się przez moment gapili na siebie nawzajem, nie zadając żadnego pytania. Gdyby w ich sytuacji znalazły się osoby bardziej rozmowne, o lepiej rozwiniętych umiejętnościach społecznych, pewnie szybko wyjaśniłyby sobie to co przed chwilą zaszło i co wprawiło ich w konsternację… Ale przy tej dwójce było to niemożliwe. Po chwili Mniszek wrócił wzrokiem do obserwowania obozu - nie złapał subtelnej aluzji kryjącej się w spojrzeniu Indigo, niezadanego, lecz widocznego jak na dłoni pytania. Coś go jednak cały czas trapiło, lecz by dać sobie czas do namysłu, zadał dziewczynie inne pytanie. Leśnemu strażnikowi się wydawało, czy znowu dojrzał coś dziwnego w oczach Indigo? Naprawdę zaczęła go męczyć myśl, czy przypadkiem nie powinien jej czegoś wyjaśnić, bo wyglądała na strasznie zagubioną, jakby nie wierzyła w żadne jego słowo.
        Mniszek nie zwrócił uwagę na subtelne ograniczenie się do wzmianki o polowaniu na zwierzęta, a samo to stwierdzenie wprawiło go w dobry nastrój. Uśmiechnął się tak, jakby jej dziękował.
        - To w porządku - zapewnił. - Trzeba jeść, a drapieżnik musi jeść mięso, to normalne.
        Nie zdziwiło go również to, że dziewczyna była wojowniczką: oczywiście, że była, w końcu nosiła ze sobą broń, a gdy ją znalazł miała rany jak po stoczonym boju. Wszystko do siebie pasowało.
        - Wiesz… - zaczął po chwili, bo właśnie olśniło go co też mogło być powodem jej wcześniejszego zaskoczenia. - Bo elfy potrafią rozmawiać ze zwierzętami. A ja jestem strażnikiem lasu, to rozmawiam z nim całym. Ze zwierzętami, z roślinami, tak po prostu słyszę co do mnie mówi… Tak cię znalazłem, bo wiedziałem, gdzie szukać.
        Nie była to do końca prawda - w końcu w tamtym momencie Mniszek nie szukał nikogo rannego, lecz ostatecznie i tak się nią zajął zamiast zejść jej z drogi, bo wiedział, że nic mu z jej strony nie grozi.
        - Indigo, ty nie wiesz kim jestem? - zapytał ją, bo wszystko zaczęło mu się układać w logiczną całość: to jak zareagowała na imię rogatego bożka, jak wątpiła w to, że sobie poradzi, jak teraz nie wierzyła w to, że rozmawiał z ptakiem… Nie chciał, by przez te niedomówienia się do niego zraziła i uciekła, bo może nie rozumiał dlaczego z nim szła, ale wcale nie była mu ta wiedza potrzebna. Wystarczyło, że dziewczyna przy nim była i przez moment nie był samotny, miał się do kogo odezwać i słyszał w odpowiedzi ludzki głos, a nie tylko szept lasu.
        - Elfem?
        Ta odpowiedź odebrała Mniszkowi na moment mowę - siedział z opadniętą szczęką i szukając jakiejś celnej odpowiedzi. W końcu w wyrazie frustracji zmierzwił sobie szyję.
        - Nie. Znaczy też - zastrzegł. - Bo ja jestem też Maorcoille, strażnikiem lasu, bardzo starym, starszym niż najstarsze drzewa w tych górach, może nawet tak starym, jak same góry. Matka Natura dała mi życie i siły, bym strzegł dla niej tego miejsca. Ale nie zabraniał wstępu ludziom, bo ludzie nie są źli tak długo, jak korzystają z pokorą z tego, co daje im Matka, tylko tych chciwych i złych mam karać, ale dobrym pomagam. Tobie pomogłem - zauważył cicho, jakby wstydził się tak chwalić przed Indigo. Zaraz kontynuował swoją przemowę. - I to jak teraz wyglądam to tylko kawałek, bo gdy trzeba, potrafię być niebezpieczny, wystarczy, że mnie ktoś rozgniewa albo wystraszy tak porządnie. A poza tym umiem czarować - dodał już bardzo butnie, zaplatając ramiona na swojej wątłej piersi. By już tak zupełnie zepsuć efekt, który już wystarczająco psuła jego sylwetka, dmuchnął jeszcze na opadającą na oczy grzywkę, a jego delikatne kosmyki włosów wzniosły się ku górze jak ziarenka dmuchawca nadal przytwierdzone do główki, lecz poruszane wiatrem.
        - Tylko nie sprawdzaj tego, proszę - jęknął nagle. - Ja nie chcę cię skrzywdzić, a gdy budzi się Maorcoille, to jest niebezpiecznie i mógłbym ci coś zrobić, nawet jakbym nie chciał. Proszę, uwierz mi - dodał na koniec, patrząc na Indigo tymi swoimi sarnimi oczami i czekając z jaką reakcją spotka się jego wyznanie.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Indigo wpatrywała się uporczywie w oczy Mniszka, elfik odwzajemniał spojrzenie. Gapili się tak przez dłuższą chwilę, nie osiągając żadnego poziomu komunikacji. Uszaty chyba nie rozumiał niemego pytania, natomiast Indi nie miała pojęcia jak sformułować nurtujące ją zagadnienia. Wciąż nie mogła dojść do porządku z rozmową ze zwierzakami, a chłopaczyna chyba nie zamierzała pomóc. Wojowniczka wiele rzeczy brała pod rozwagę i dopuszczała jako możliwe. Ale prosić ptasi móżdżek o zbieranie informacji? Nie bez powodu te ćwierkające kulki puchu nie uchodziły za najbystrzejsze istotki. Fakt, że mógł podfrunąć niezauważony, ale... "Zejdź na ziemię!" - zaraz zbeształa się w myślach za rozważanie podobnych banialuk. Niech elfy sobie gadają z całą przyrodą. Ona była człowiekiem, wojownikiem szkolonym od dziecka, mogła tolerować rzekome zlecanie zadań ptactwu, ale pod żadnym pozorem nie powinna rozważać zasadności czegoś takiego!
W zamian pojawiła się inna bardziej racjonalna myśl. Zginą marnie. Sama śmierć jak zawsze nie zdawała się być złą alternatywą, więcej odeszłaby walcząc w słusznej sprawie, bo w obronie słabiuchnego elfika. To byłaby dobra śmierć. Jedyne o co powinna się postarać, to by faktycznie zginąć w boju, nie zaś dać się pojmać. Będąc kobietą schwytaną przez bandę facetów, nie czekałby jej dobry los.
Pytanie Mniszka wyrwało dziewczynę z przemyśleń o przejściu w wieczny spoczynek. Coś banalnego dla większości ludzi, dla Mniszka zdawało się mieć wielką wagę. Indigo odpowiedziała szczerze, szanując uczucia elfika, chociaż pewnie ich światopoglądy różniły się dramatycznie.
        Odpowiedź najwyraźniej ucieszyła chłopaczka a jego radość znów chciała udzielić się wojowniczce. Trafiła jednak na kamienisty grunt i również tym razem nie znalazła miejsca, gdzie mogłaby się zakorzenić.
Dopiero po tej chwili złotowłosy zaczął powolutku udzielać informacji. Niby słyszała, że elfy tak potrafiły. W końcu doszła już przecież do takich konkluzji. Ten dodatkowo mienił się strażnikiem lasu. Nieźle, nawet jeszcze potrafiła przełknąć i tę informację. Gdy jednak kruszyna zapytała czy nie wie kim jest, dziewczyna pogubiła się odrobinę i odpowiedziała lekko pytająco - elfem?
Przecież tchnienie temu ustalili, że jest elfem i dlatego gada ze zwierzętami i całym lasem. Jakby jednak o tym nie rozmawiali, chłopaczek miał spiczaste uszy i gadał po elficku, czy trzeba było więcej dowodów? Sprawa zaczęła się wyjaśniać dopiero po tym jak Indi odpowiedziała.
        Otóż elf miał poważniejszy problem niż sądziła na początku. Teraz coś bajał o antycznym strażniku zbudzonym przez matkę naturę, który karał złych ludzi i nazywał się Maorcoille. Wszystko pięknie. Mogła słuchać mitów, gorzej, że kruszynka w nie naprawdę wierzyła.
Jeszcze może mogłaby uwierzyć, że władał magią. Przecież wyleczył jej rany. Czy była ona groźna i nadawała się do walki to już inna sprawa. Niestety w tego całego strażnika nie chciał dać wiary jej uparty i twardo stąpający po ziemi umysł. Nawet chętnie zignorowałaby wywód, gdyby nie przerażone i przejęte spojrzenie szklistych wielkich ślepi.
        - Nie zamierzam krzywdzić ani ciebie, ani twojego lasu, więc chyba nie muszę się obawiać tego Maorcoille, prawda? - spytała łagodnie. Mniszek mówił tak emocjonalnie, tak wierzył w całą tę bajeczkę, że dziewczyna zwyczajnie chciała ukoić jego nerwy, by nie zrobił jakiejś głupoty. To dopiero się wpakowała, jak to tylko ona potrafiła. Trzeba mieć wielkie szczęście by w środku gór i lasu, uciekając przed pościgiem, wpaść na jednego maleńkiego elfa z poważnymi urojeniami, ściganego przez bandę wyszkolonych najemników, którzy chyba wierzyli w całą historyjkę nie mniej niż elf.
Niestety nawet fakt, że skoro tyle osób twierdziło, że Maorcoille był prawdziwy to coś w legendzie musi być, nie przekonywał Indi.
Oczywiście nie zamierzała testować Mniszka, straszyć go ani robić podobnych równie bezsensownych rzeczy. Zwyczajnie wróciła do obserwowania obozu i planowania walki oraz swojej śmierci.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek czuł narastającą frustrację: już naprawdę nie wiedział jak wytłumaczyć Indigo kim tak naprawdę był. Gdyby częściej spotykał osoby, z którymi mógłby porozmawiać i nie musiałby się za każdym razem uczyć tego na nowo, pewnie byłoby mu łatwiej. Teraz jednak zamiana myśli w słowa była dla niego trudna, a przez to wyrażał się pewnie niezrozumiale. Na dodatek Indigo była w stosunku do niego uprzedzona. Może nie tak zupełnie w negatywny sposób, lecz chyba go lekceważyła i nie dawała wiary jego słowom. Mniszek nie znał jednak świata i nie wiedział, że magia nie była wcale tak wszechobecna, jak mu się zdawało. Dla niego stanowiła wszak większą część jego życia, dzięki niej żył i otaczał się nią na każdym kroku, dlatego ją rozumiał, do Indigo zaś musiał mówić w sposób bardziej przystępny, a mniej mistyczny, co zupełnie nie przyszło mu do głowy.
        Indigo z problemu wybrnęła dyplomatycznie, udając najwyraźniej, że wierzy w jego wersję. Jej pytanie odrobinę uśpiło czujność elfika - pokiwał on zaraz głową.
        - Nic ci nie zrobię - zapewnił. - Ty jesteś dobra i dla mnie, i dla lasu…
        Mniszek wlepił wzrok w jej kark, gdy tak po prostu obróciła się od niego i skupiła na obserwowaniu obozowiska. Trochę jak dzikie zwierzę czuł, że coś było nie tak, ale nie umiał tego nazwać. Coś Indigo dolegało, zatruwało ją, coś było po prostu nie tak.
        - Wszystko w porządku? - zapytał ją w końcu, cicho i nieśmiało, chowając się za własnymi kolanami, jakby podchodził do rannego wilka. Dziewczynie w odpowiedzi przeszkodził jednak powrót pierzastego posłańca. Mały ptaszek szybko niczym pocisk gnał przez las, w dzióbku trzymając kilka włosów, pochodzących zapewne z końskiej grzywy. Na jego widok Mniszek wyciągnął przed siebie rękę, ze zwróconą wnętrzem ku górze dłonią, by jego latający szpieg mógł na niej przysiąść. Nie ponaglał go, pozwolił przysiąść, odłożyć bezpiecznie zdobyczne włosy, które posłużą mu do gniazda i przeczesać piórka.
        - Maorcoille! - zaćwierkał wtedy ptaszek. Dla Indigo jego świergot brzmiał pewnie tak jak zawsze, zupełnie przeciętnie, lecz Mniszek słyszał w nim głębokie poruszenie. - Oni polują, polują! Jest ich dużo, jak dwie wilcze watahy! Cztery nory, dwie watahy, bardzo duże! A alfy mają swoją norę w środku, trzy alfy, jedna samica, jeden przybył niedawno, ale jest bardzo ważny, tego słuchają wszyscy! Czuć od niego oddech Matki! I ma go jeszcze zamkniętego w tym kiju, który przyniósł! Jest potężny!
        Mniszek słuchał ptaszka bardzo pilnie, nagle jednak kazał mu przestać. Przyszło mu do głowy, że skoro Indigo nie zna mowy zwierząt, byłaby wdzięczna za tłumaczenie i przy okazji ogarnięcie tych informacji.
        - Mówi, że jest tam jakieś czterdzieści osób - zaczął. - Środkowy namiot zajmują dowódcy, jedna kobieta i dwóch mężczyzn, w tym ten, który teraz przyjechał. To jakiś mag, chyba nimi dowodzi. Ma ze sobą jakiś artefakt - powiedział, po czym znowu spojrzał na ptaszka z pytaniem w oczach.
        - Ty tam nie wejdziesz! - zaćwierkał trwożnie szpieg. - Ziemia jest niebezpieczna, tylko oni wiedzą jak stawać by nie zrobić sobie krzywdy. Wyglądają, jakby szykowali się do zimy, bo mają dużo jedzenia, dużo rzeczy wszędzie. Mają sieci i mają wnyki, straszne, ogromne! Ich zwierzęta się boją!
        - Dlaczego? - podłapał momentalnie Mniszek.
        - Bo to drapieżniki! Bo mają zapach krwi i walki!
        - A oprócz alfy któryś z nich ma jeszcze moc Matki Natury?
        - Nie!- ćwierknął krótko ptaszek.
        Elfik na moment zacisnął wargi, analizując zasłyszane słowa. Ptak mówił to co widział i tak jak to rozumiał, nie jego wina, że zbyt wiele trzeba było się domyślać z jego relacji. Mniszek rozumiał większość metafor, lecz potrzebował chwili, by przełożyć je na ludzki język.
        - Tylko ich przywódca włada magią. Wokół obozu są pułapki - powiedział w końcu. - A oni mają jeszcze wnyki i sieci, pewnie by je rozstawić w lesie, jak kłusownicy - porównał z wyraźnym niesmakiem, po czym na chwilę zamilkł. - Indigo... Czy chcesz go o coś zapytać? On ludzkiej mowy nie rozumie, ale mogę mu przetłumaczyć…
        Mniszek trzymając ptaszka na jednej dłoni, bardzo delikatnie pogłaskał go po łebku palcem wskazującym drugiej ręki. Mały szpieg wyglądał na zadowolonego, bo aż się nadstawiał na głaskanie.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Chociaż rozsądek powstrzymywał Indigo przed daniem wiary w bajeczkę o strażniku lasu, słowa zapewniające o braku zagrożenia z jego strony były raczej dobrym znakiem. Przynajmniej nie musiała obawiać się dodatkowego niebezpieczeństwa choćby i ze strony tej szczególnej istotki. Dziewczyna nie rozpatrywała Mniszka w kategoriach przyjaciela, ale zamierzała zostać z nim tak długo jak będzie wymagała tego sytuacja. Poczucie, że nie musi oczekiwać ciosu w plecy, zmniejszała ilość możliwych komplikacji, nawet jeśli deklaracja zabrzmiała dla Hope nieco naiwnie. Nie postrzegała siebie ani jako osobę dobrą ani złą, ale rzeczywiście idąc tokiem rozumowania Mniszka, chciała mu pomóc. W jego oczach w ten sposób zapewne pomagała lasowi, to zaś czyniło ją „dobrą”. Nie sprzeczała się ani nie wnikała dłużej w przemyślenia elfika, skupiając się na istotniejszych kwestiach.
        Ledwie zdążyła się wygodnie ułożyć i skupić wzrok na obozie, gdy usłyszała kolejne troskliwe pytanie. Pokiwała nieznacznie głową, ale udzielenie bardziej wyczerpującej odpowiedzi w postaci „wszystko dobrze” uniemożliwił pierzasty zwiadowca. Furkot maleńkich skrzydełek oderwał dziewczynę od obserwacji.
Obróciła się na bok patrząc na niecodzienne widowisko. Ptak usiadł na dłoni elfika i ćwierkał jak najęty, jakby faktycznie coś relacjonował. Przyglądała się temu z niezmiennym niedowierzaniem, ale ostatecznym ciosem okazały się słowa chłopaczka. „Mówi”… Ptak mówił o obozie, a Mniszek tłumaczył jego słowa... ćwierknięcia... jak należało nazwać ptasią wypowiedź?
Indigo prawie zapomniała oddychać z wrażenia, gdy wodziła wzrokiem od zwierzątka do elfa i z powrotem, próbując jednocześnie opanować nasilające się poczucie absurdu. Okazało się jednak, że najtrudniejszy był początek. Gdy tylko zaczęły się pojawiać istotne detale i informacje, Indigo skupiła się na faktach, co prawda potencjalnych, ale jedynych jakie mieli. Wojowniczka zepchnęła więc cały swój cynizm na bok, nie zastanawiając się nad posłańcem, a tym co przyniósł.
Mag znacznie komplikował sprawę, do tego nie znali specjalności pozostałych dowódców. Na koniec komplikacji, grupa liczyła czterdzieści osób. Liczba, z którą należałoby się liczyć nawet posiadając oddział elfich łuczników. Westchnęła ciężko szukając w myślach wyjścia z sytuacji, kiwając jednocześnie głową na wzmiankę o tylko jednym magiku oraz pułapkach. Lepszy jeden czarownik niż dwóch, ale to wciąż było o jednego za dużo.
Ze względnie uzyskanego spokoju, dziewczynę wyrwało kolejne pytanie, czy może propozycja chłopaczka. O tak chętnie spytałaby gdzie zgubiła rozum. Szybko po raz drugi stłamsiła uprzedzenia, przełknęła swoje zagubienie i zebrała myśli jakby miała rozmawiać ze zwiadowcą… obcokrajowcem, a tłumaczem miał być elf. Tak, to wyglądało na całkiem trafny zamiennik ułatwiający życie.
        - Mam kilka pytań - dziewczyna skinęła głową, mówiąc powoli. Postanowiła możliwie upraszczać pytania, by zminimalizować ryzyko niedomówień i pomyłek w tłumaczeniu z ptasiego na wspólny…
        - Skąd nadeszli? - padło jako pierwsze. Dziewczyna chciała wiedzieć skąd spodziewać się posiłków czy transportów sprzętu lub żywności.
        - Czy przychodzą z jednego czy z różnych miejsc? - dodała po chwili by mieć jeszcze precyzyjniejszy obraz.
        - Czy to jedyny obóz czy jest ich więcej w okolicy gór? Może jego znajomi coś mówili? - Prawie trzasnęła się otwartą dłonią w czoło, słysząc własne słowa. Właśnie spytała ptaka czy jego znajomi widzieli innych ludzi w lesie. Cudownie. Odetchnęła głęboko, powtarzając w myślach „obcokrajowiec” niczym kapłani wznoszący swoje modły, walcząc o odzyskanie spokoju i racjonalnego poglądu.
        - Mam też kilka pytań czy może próśb. - Dziewczyna zawiesiła głos na chwilę, zerkając w niebieskie oczy i porządkując pytania według najpilniejszych oraz najprostszych do zrealizowania.
        - Spytaj go proszę, czy może dowiedzieć się skąd czerpią wodę? - powiedziała powoli oswajając się z całkiem nową sytuacją rodem z sennych majaków. Było nieźle póki patrzyła na Mniszka, gorzej jak spoglądała na swojego informatora i po części rozmówcę, ale radziła sobie całkiem nieźle. Przecież nie spakowała tobołka i nie odeszła w te pędy.
        - Czy on… albo któryś z twoich przyjaciół… potrafiłby zapamiętać bezpieczne punkty w obozie? - zapytała przerywając by dobrać słowa, nie parsknąć śmiechem (nawet jeśli nie miała w zwyczaju się śmiać) i jednocześnie przekazać co miała na myśli.
        - A w związku z wnykami… - Popatrzyła ponownie na elfika, w momencie gdy ciekawy pomysł zagościł dziewczynie w głowie.
        - Czy możesz poprosić zwierzęta by opuściły tę część lasu? Żadne wtedy nie ucierpi, a my zdenerwujemy kłusowników - wytłumaczyła z pewnym ożywieniem.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Ptaszek podskakiwał z ekscytacji na ręce leśnego strażnika, aż w końcu Mniszek stulił razem dwie dłonie, by zrobić mu więcej miejsca - jeszcze by maleństwo spadło, może nie robiąc sobie przy tym krzywdy, ale na pewno powodując zamieszanie i rozkołatanie własnych wrażliwych nerwów. Dodatkowe głaskanie trochę go uspokoiło i Mniszek mógł jeszcze chwilę rozmawiać bez obaw, że straci zainteresowanie swojego wysłannika, który nie potrafił usiedzieć w miejscu. A była nad czym debatować - Indigo po pierwszych opornie wypowiedzianych zdaniach wprost zasypała dwóch mieszkańców lasu pytaniami. Elfik słuchał ich cierpliwie, a wręcz z wielkim uznaniem, bo dziewczyna mówiła bardzo mądrze - widać było, że się znała. Tym chętniej przekazywał jej słowa ptaszkowi, praktycznie nie ingerując w ich treść, bo były proste i przez to doskonale zrozumiałe.
        - Z doliny! - ćwierknął ptaszek w odpowiedzi na pierwsze z nich. - Ale nie z leża ludzi, dalej, dalej, tam gdzie słońce zachodzi! Tam ludzi nie ma!
        - Mówi, że przyszli z dolin, na zachód od miasta - przetłumaczył Mniszek nim dopytał swojego posłańca czy to ten sam kierunek, z którego nadjechali konni. Pojedyncze ćwierknięcie oznaczało potwierdzenie.
        - I wszyscy szli stamtąd? - upewnił się.
        - Nie, nie! Część z leża, ale niewielu! A kilku z lasu, to drapieżniki, niebezpieczni!
        - Kłusownicy?
- dopytywał Mniszek. Ptaszek potwierdził.
        - Głównie nadchodzili z tego kierunku, z którego przyjechali ci jeźdźcy przed chwilą. Część była z lasu, a część z nich to kłusownicy, pewnie znają las, dużo tu przebywają, zwierzęta uważają ich za mieszkańców gór… - wyjaśnił z wyraźnym niesmakiem. Nie o wszystkich tego typu bestiach wiedział, Matka Natura była świadoma tego ile jej strażnik jest w stanie udźwignąć na raz i nie zasypywała go nadmiernymi bodźcami, a poza tym niektórzy z nich byli dla niej jedynie jak uciążliwe komary, raczej niegroźne, choć czasami męczące. Mniszek miał za zadanie pozbywać się jedynie tych, którzy stanowili rzeczywiste zagrożenie, a i tak miał z nimi pełne ręce roboty - mimo świadomości, że w lasach grasował Maorcoille, wielu nadal ryzykowało i polowało bez szacunku dla natury, mając na uwadze jedynie własny zysk.
        Kolejne pytanie sprawiło, że Mniszek przez moment musiał się zastanowić jak sformułować je w mowie ptaków, by nie nagadać się jak głupi. W końcu jednak poukładał myśli, zarzucił grzywką i mógł się odezwać.
        - Co mówią inni mieszkańcy lasu? - zapytał.
        - Boją się, boją! Dużo krwi, dużo zła! Jak zimą, gdy dni robią się długie, ale słońce nadal jest zimne, gdy głód straszny. Wataha wilków, która zje wszystko na swojej drodze!
        - Więcej jest takich watah?
        - Tylko ta jedna! Maorcoille, oni są groźni, strasznie groźni! Maorcoille, broń lasu, nie daj go pożreć!
        - Obronię las, spokojnie…
- zapewnił elfik ciepłym głosem, a ptaszek w podzięce wtulił się w jego stulone dłonie. Mniszek patrzył na niego z uśmiechem na ustach i smutkiem w oczach, bo wcale nie było mu do śmiechu. Długo milczał nim przypomniał sobie o obecności Indigo i nagle podniósł na nią wzrok, jakby obudził się ze snu.
        - To jedyny obóz - wyjaśnił. - Ale ludzie muszą tu się zbierać już jakiś czas, bo zwierzęta są przerażone. Same na pewno w te okolice nie podejdą… Indigo, nie wiem, jak przekazać mu to pytanie o bezpieczne punkty, sam nie do końca je rozumiem. Co masz na myśli? Ptak, taki mały zwłaszcza, patrzy inaczej niż my. Chodzi ci o miejsce by się do nich podkraść albo skryć w ich obozie?
        Mniszek otworzył jeszcze usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Na wyrażanie na głos swoich planów przyjdzie czas gdy już Indigo będzie wiedziała wszystko, co było jej potrzebne. A widać było, że bardzo wczuła się w wywiad i planowanie.
        - Ty byłaś jakimś dowódcą? - zapytał z uznaniem i fascynacją, bo już widział oczami wyobraźni, jak ta dziewczyna o smutnych oczach stoi nad stołem strategów odziana w zbroję, jakie widywał tylko w miastach…
        Gdy już Indigo zadała wszystko pytania i uzyskała na nie odpowiedzi, Mniszek pozwolił ptaszkowi odlecieć, pilnując by na pewno zabrał on ze sobą swoje zdobyczne końskie włosie. Chwilę później elfik został sam na sam z Indigo i wtedy to nagle widać było jak się spiął, jakby za czasów szkolnych zamknięto go z jego sympatią w składziku na szczotki. Powód jego nerwów był jednak inny niż szczeniacka miłość.
        - Bo ja mam pewien pomysł… - przyznał cicho. - Bo tak pomyślałem… Zawsze się mówi, że na swoim terenie ma się przewagę. Dlatego drapieżniki mają swoje terytoria, między innymi, tak? Bo je dobrze znają i łatwiej się poluje. To pomyślałem, że gdyby ich wywabić z obozu, do lasu… Wtedy byliby na moim terenie, a nie ja na ich. I To oni wpadliby w naszą zasadzkę, a nie my w ich. No i jeszcze mógłbym im zabrać konie, sprawić by przyszły do mnie a potem je rozpędzić. Bez koni trudniej im się będzie przemieszczać. Na każde zwierzęta mogę tak wpłynąć, nawet jakby mieli psy gończe.
        Mniszek raz mówił bardzo pewnie, a raz nieśmiało, jakby sam nie był pewny czy jego pomysł był genialny czy raczej naiwny. Tak czy siak były to ledwie szkice, zagajenie tematu i możliwości jakimi dysponował - co zrobią dalej, to zależało w dużej mierze od Indigo.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Dziewczyna zapamiętywała zwrotne informacje, powoli układając je w pełen obraz. Z opowieści ptaszka wynikało, że najemnicy nie przybyli z okolicznego miasta, co znów przemawiało za stanowczo zbyt zorganizowana ekspedycją jak na zwykłe polowania, budząc pytania, na które jeszcze nie znała odpowiedzi. Ich zadawanie zostawiła na później. Na wszystko była właściwa pora. Jedynie idąc krok po kroku, planując każdy z nich była szansa na jakąkolwiek namiastkę powodzenia. Nadziei na sukces oczywiście nie miała.
Część była tubylcami, co oczywiście działało na korzyść myśliwych. Znali teren pewnie niewiele gorzej od elfa, z pewnością lepiej od Indigo, która była na obcym terenie i mogli w najbliższym czasie uprzykrzyć im życie.
Za każdym razem nie komentowała odpowiedzi Mniszka, a jedynie potwierdzała swoje zrozumienie oszczędnym skinięciem głową, dodając każdy następny element układanki. W ciszy obserwowała dłuższy dialog z ptaszkiem, a krótkie zafrasowanie elfa wraz ze smutnym uśmiechem nie umknęło uwadze wojowniczki. Niedługo później dowiedziała się, że obóz istniał już dłuższy czas.
Wszystko przemawiało za odwrotem. Niestety obawiała się, że z chwilą gdy tylko zostawi elfa, ten zrobi coś głupiego. Gdy tylko powiedział „to mój las”, Hope zrozumiała, że w tej kwestii chłopaczek nie pozostawiał pola do dyskusji. Szkoda było czasu i śliny na pertraktacje i logiczne argumenty. Mniszek nie zamierzał opuścić lasu, niezależnie jak bardzo miałby zaryzykować. Westchnęła tym razem samej zamyślając się chwilę, patrząc gdzieś w przestrzeń. Głos elfika wyrwał ją z chwilowego zawieszenia. Przechyliła głowę przyglądając się pierzastemu stworzonku. Chłopaczyna miała rację. Przesadziła i zapędziła się w swoich pytaniach, skupiając się na interpretacji ptaka w obcokrajowca. To wciąż jednak było zwierzątko, dość drobne do tego.
        - Nieważne - odpowiedziała łagodnie, kręcąc lekko głową. - Niech ucieka - dopowiedziała delikatnie. Niezależnie jak bardzo zmieniłaby formułę pytania, zbyt wiele różnic i pomyłek mogło wkraść się w późniejsze rozumienie czy tłumaczenie, które mogłoby okazać się tragiczne w skutkach. Indigo zamierzała poznać przynajmniej część bezpiecznych ścieżek prowadzących przez obóz. Dałoby im to pewien wachlarz możliwości zarówno zwiadowczych jak i dywersyjnych. Ale porzuciła plan użycia ptaszka do sporządzenia swoistej mapy. To samo można było osiągnąć dłuższą obserwacją, a margines błędu stawał się w ten sposób znacznie mniejszy. Spojrzała jeszcze raz na Mniszka, kręcąc głową.
        - Nie, ale nauczono mnie podstaw - odpowiedziała cicho. Nigdy nie dowodziła i nie miałaby dowodzić, podział ról w klanie był wyraźny i kobiecie nie dane było osiągnąć nic poza zostaniem żoną i matką, chociaż wpajano jej istotne informacje. Te same informacje, które później pomagały dziewczynie unikać tych, których los usadowił na dowódczym stanowisku i ich podwładnych.
Powoli przyzwyczajała się do dość barwnej mowy ciała Mniszka i nie przejęła się zbytnio jego nagłym zestresowaniem. Odwracając się w kierunku obozu, poczekała aż elf zbierze myśli czy odwagę i ponownie się odezwie lub też zrobi to co chodziło mu po głowie.
Wróciła spojrzeniem do chłopaczka, dopiero gdy usłyszała jego cichy głos. Usiadła, poświęcając mu pełną uwagę i słuchając z zainteresowaniem. Kruszynka właśnie zaczęła planować, co spodobało się wojowniczce. Popatrzyła w jego oczy i słuchała, a nawet nieśmiały cień czegoś co kiedyś mogło być uśmiechem, przyplątało się na kąty ust dziewczyny, gdy elfik plątał się pomiędzy euforią a zagubieniem. Wojowi takie zachowanie nie przystało. Gdy któryś z uczniów tak odpowiadał mentorowi, a takie skojarzenia zaraz nasunęły się dziewczynie, dostawał solidnie po uszach na dodatkowych treningach. Ale uszaty nawet nie za często stawał koło zabijaki, więc Indi nie przejęła się brakiem pewności siebie wymaganej od taktyka, wagę przykładając do całkiem sensownej treści.
        - To jak najbardziej dobry pomysł. Zarówno wywabienie ich z siedliska, jak i spłoszenie zwierząt. Musimy zgromadzić jak największą przewagę - powiedziała spokojnie, by po chwili nabrać trochę bardziej surowego wyglądu. - Ale wiesz, że nie wystarczy pogrozić im palcem i odesłać do domu? - zapytała jeszcze co prawda nie rzucając brutalnymi słowy, jaki los powinien spotkać kłusowników. Chciała zobaczyć pierwszą reakcję Mniszka by stopniować presję. W pojęciu Indi nie było tutaj miejsca na zwykłą potyczkę. Ci ludzie byli zdesperowani i taki sam powinien być Mniszek. Najemnicy nie pokierują się skrupułami i oni powinni się ich wyzbyć. Litość mogła przynieść tylko jedno, zemstę. Zdradziliby swoją pozycję, liczebność, styl walki i możliwe, że jeszcze więcej informacji, które później wpadłyby w ręce wroga. Nie, na taką pomyłkę nie mogli sobie pozwolić. Podejmując walkę powinni czynić to z jednym nastawieniem: z życiem miała wyjść tylko jedna ze stron. Hope nie miała obiekcji co do swojej decyzji i nie zamierzała rozważać tak zwanego mniejszego zła. W końcu czymże dla niektórych byłoby życie jednego elfa czy kilku zwierzaków wobec żywota kilkudziesięciu ludzi. Indigo podjęła się pomocy chłopaczkowi i reszta nie miała znaczenia. Jeżeli myśliwi czyhali na życie elfika, to powinni być gotowi na śmierć tak jak i wojowniczka. Teraz jednak przeszła pora na dość istotne pytania, kręcące się po głowie brunetki od dłuższego czasu. Zaangażowanie nie w zwykłą walkę a wręcz wojnę wymagało szczerości.
        - Nie mówisz mi jednak pełnej prawdy - powiedziała łagodnie, bynajmniej nie zamierzając straszyć złotowłosej kruszyny.
        - Może i nie wiesz dlaczego cię chcą pojmać lub zabić, bo wciąż nie wiemy jaki jest ich dokładny cel… - zawiesiła na chwilę głos, gdy dziewczynie przypomniała się osoba maga. Właśnie co tak naprawdę planowała ta ciżba, wciąż nie wiedzieli. - Ale na pewno przypuszczasz, co może nimi powodować - dodała pewnym głosem.
        - I nie wmówisz mi, że to przez zdolność rozmawiania ze zwierzętami czy leczniczą magię. Mniszek, czego mi nie mówisz? - zapytała wpatrując się w błękitne oczy, w nich poszukując odpowiedzi. Elf nie potrafił kłamać, więc chociaż brała pod rozwagę możliwość ponownego kręcenia i motania tym całym Maorcoille, zamierzała wyciągnąć z chłopaczka więcej konkretów.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Podstawy Indigo to było i tak o wiele, wiele więcej niż zupełny brak jakiejkolwiek wiedzy na temat planowania potyczek, jaki cechował Mniszka. Dlatego też elfik tak pilnie się jej słuchał i liczył z każdym wypowiedzianym przez nią zdaniem i pytaniem. Stawka była w końcu wysoka - jego wolność albo nawet życie, a co za tym idzie bezpieczeństwo lasu. Jeszcze wiele lat miał stać na straży tego miejsca, by odpłacić Matce Naturze za uratowanie życia…
        Oczy elfa spoglądające spod grzywki zajaśniały radością, gdy Indigo pochwaliła jego pomysł - Mniszek widział w niej autorytet i każda pochwała padająca z jej ust była dla niego na wagę złota. Tym bardziej, że nigdy nie uczył się żadnej strategii ani taktyki, ani niczego w tym stylu - po prostu chciał zrobić to, czego nauczyła go natura. Doświadczenie podpowiadało mu, że to najlepsze co mógł zrobić, bo gdy jeden jedyny raz próbował postąpić inaczej i zacząć żyć jak człowiek z miasta… Został Maorcoille. I może ani razu nie przeszło mu przez myśl, by przestać pełnić swoje obowiązki, ale to wcale nie znaczyło, że był szczęśliwy. Indigo jednak drążyła temat potyczki dalej, zadając bardzo ważne pytanie natury etycznej, które jednak zaskoczyło Mniszka.
        - Wiem… - przyznał niechętnie, jak dziecko, które dało namówić się na wizytę u lekarza, ale teraz żałowało tej decyzji. - Nie lubię tego… Ale wiem, że czasami tak trzeba. Już niestety musiałem tak robić - powiedział, skubiąc skórki wokół paznokci. On osobiście, jako elfik, nigdy nikogo nie zabił, zawsze robił to za niego Maorcoille, lecz to nie zmieniało faktu, że Mniszek był tego aktu boleśnie świadomy i brał na siebie odpowiedzialność za to, co wyprawiała kryjąca się w nim bestia.
        Nagłe stwierdzenie Indigo na temat jego braku prawdomówności sprawiło, że habrowe oczęta rozszerzyły się z zaskoczenia. Dlaczego nagle przyszło jej coś takiego do głowy? Dlaczego w ogóle posądzała go o kłamstwo? A nie, nie - o nie mówienie całej prawdy. To była subtelna różnica i może faktycznie miała trochę racji. Z drugiej strony, chyba nawet nie chciała go słuchać, bo jakoś tak za każdym razem gdy on mówił o sobie jako o strażniku lasu, w jej spojrzeniu pojawiało się pobłażanie.
        Mniszek spuścił wzrok i zacisnął wargi, czasami jednak zerkał na Indigo. Przypominał rugane dziecko albo wręcz psa. Gdyby miał ogon, pewnie by go smętnie zwiesił bądź podkulił pod siebie. Znowu spojrzał na nią dopiero w momencie, gdy zarzuciła mu, że próbował jej coś wmówić. Zamrugał, jakby w to nie dowierzał. Znowu mocniej zacisnął wargi i nerwowo zastukał palcami w kolana. Był sfrustrowany, bo już tyle jej mówił, a ona po prostu mu nie wierzyła, stąd brało się to całe nieporozumienie. Jak powinien z nią rozmawiać? Powtórzyć wszystko jeszcze raz, tak jak mówił to wcześniej? Może to coś da.
        - Bo… - zaczął cicho, po czym westchnął i zamilkł. Podjął po chwili. - Ja mówię wszystko, cały czas. Mówię ci prawdę. Bo ja jestem Maorcoille. Bo jakbyś porozmawiała z ludźmi w Maagoth, wiedziałabyś, kim jest Maorcoille. Czym jest Maorcoille - poprawił po chwili wahania. - Strażnik lasu, który pomaga tym dobrym, a karze złych, który nie daje skrzywdzić lasu i gór i pozwolić, by ludzie wydarli mu więcej niż potrzebują i mogą wziąć. Bo musi panować harmonia, a Maorcoille pilnuje, by ona trwała. Tak opowiadają ludzie i to są opowieści o mnie. Bo to ja mieszkam w tym lesie od setek lat, ratuję zbłąkanych, rannych, a kłusowników i bandytów przepędzam. Albo gorzej. Tobie pomogłem - zauważył, jakby to miało potwierdzać jego wersję. - Ty mi pewnie nie wierzysz, bo tak wyglądam, tak? To nie jest takie proste - oświadczył stanowczo, kręcąc przy tym głową, a jego cienkie złociste włosy latały w tym momencie we wszystkich kierunkach. Gdy w końcu się zatrzymał, jego czupryna przypominała jeden wielki chaos, który po chwili wrócił do swojej dawnej formy… trochę mniejszego chaosu.
        - Bo ja się przemieniam - oświadczył, dźgając się palcami w pierś, żeby było jasne, że naprawdę mówi o sobie. - Bo taki jak mnie widzisz jestem gdy jest dobrze. Ale gdy zaczyna robić się źle, budzi się Maorcoille, który żyje we mnie. Wielka, straszna bestia, która niszczy i zabija tych, którzy grożą Matce Naturze. Ja i on… jesteśmy jednym i nie jesteśmy… Bo nie da się nas rozdzielić, ale ja nie jestem taki jak on. Ja pomagam, ja jestem dobry. Maorcoille też jest dobry, bo on to robi by chronić, ale… No sama rozumiesz. Zabija. Niszczy. Ale tak czasami trzeba. Ja to rozumiem. Nie chcę tego, ale rozumiem.
        Mniszek odetchnął, sygnalizując, że na moment skończył mówić. W jego oczach widać było jak desperacko chciał, by Indi mu uwierzyła i jak bardzo nie wiedział co zrobić, by to nastąpiło. Zaraz jednak te wszystkie emocje zgasły i elfik znowu zrobił się smutny i zakłopotany.
        - Ale nie wiem, czemu mogą chcieć na mnie polować - wyznał. - Może po to, bym nie przeszkadzał, bo chcą polować i wycinać drzewa, a ja nie pozwalam? Nie tak, że w ogóle nie pozwalam, ale… ludzie są chciwi. I chcą więcej niż im potrzeba, a tak nie wolno. Harmonia nie na tym polega… To jedyne co mi przychodzi do głowy. Bo nie magia, nie, masz rację. Magiem jestem dobry, ale nie na tyle, by warto było mnie złapać, pewnie jest wielu lepszych ode mnie. A rozmowa ze zwierzętami to już w ogóle jest nieprzydatna, bo to zna prawie każdy elf. Więc… chyba po prostu… chcą mnie zabić, bym nie przeszkadzał - powiedział już bardzo cicho. Nerwowo zaczął palcem rozgarniać liście koło swojej nogi i dłubać dołek w miękkiej, pachnącej życiodajnym rozkładem ziemi.
        - Chyba… Chyba lepiej, by przeczekać do wieczora? - wrócił do tematu planowania, zerkając na Indigo zza bezpiecznej osłony swoich własnych kolan.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Słowa Mniszka nie były wypowiedziane zbyt przekonującym tonem. Wojowniczka od razu dostrzegła przebijające z nich wyrzuty sumienia, ale całe szczęście też prawdę. Dla Indigo nie liczyły się emocje elfa towarzyszące mu podczas walki. Nie przejęła się jego zakłopotaną i nieszczęśliwą postawą, która każdego wrażliwego człowieka aż prosiłaby o pocieszenie biedaka. Dla Hope ważna była świadomość uszatego wobec konieczności podjęcia odpowiednich kroków. Póki sytuacja była jasna a ich cele zbieżne, stan duchowy chłopaczyny nie zaprzątał umysłu dziewczyny.
        - To dobrze - odezwała się krótko, nie kontynuując tematu pozbywania się myśliwych raz a skutecznie. Hope nie lubiła się powtarzać i dyskutować po próżnicy. Wolała przejść do kolejnego pytania.

        Zaskoczone spojrzenie Mniszka nie zbiło Indi z tropu. Nawet wielkie sarnie oczy elfika nie działały na wojowniczkę, a przynajmniej nie w momencie gdy skupiła się na zadaniu. Dziewczyna uznała, że wykazywała się wystarczającą łagodnością i wyrozumiałością. By walczyć, koniecznie musiała się dowiedzieć na czym stała. O co chodziło łowcom. Co chcieli zyskać. Wyjaśnienia mogły znacznie pomóc zaplanować działania. Przy pierwszych słowach Mniszka mimo jego widocznej frustracji, Indigo nie odpowiedziała nic. Siedziała niewzruszona, wysłuchując kolejnego tłumaczenia elfika. Znów było to samo. Mnóstwo nieistotnych słów. Nie rozmawiała z ludźmi z Maagoth by nie zwracać na siebie zbędnej uwagi. A nawet gdyby nie unikała kontaktów z ludźmi ich informacji nie uznałaby za znaczące, kwalifikujące je jako zwykłe bujdy i plotki wystraszonych kmiotów.
Jakie znaczenie dla walki miała harmonia czy karanie złych? Indigo ani nie widziała wystarczającego związku z powodem pościgu, no może poza zemstą jeśli jakimś cudem kruszyna była zdolna zajść ludziom za skórę, ale to wciąż nie wyjaśniało skali przygotowań.
Dopiero słowa o przemianie sprawiły, że Hope poważniej zainteresowała się słowami elfika. Osobliwy sposób mówienia chłopaczka nie pomagał. Mniszek miał jedyną w swoim rodzaju manierę plątania się na okrętkę. Emocjonalizacji każdej wypowiedzi, bez wyjaśniania najistotniejszych kwestii. Uszaty patrzył na wszystko z innej perspektywy. Całe szczęście tym razem w barwnej opowieści zawarł krótkie, ale najistotniejsze informację. Oczywiście, że Indi nie brała go na poważnie z powodu wątłej postury, na którą nakładało się jeszcze zachowanie przypominające szczenię. Cała opowieść brzmiała jak historyjki bajarza. Zapewne i tym razem wojowniczka potraktowałaby ją niezbyt poważnie, wątpiąc w poczytalność blondaska. Stało się inaczej tylko dzięki klanowym legendom.
W rodzinnych stronach wszystkie opowieści miały cel edukacyjny i co ważniejsze oparte były na doświadczeniach wojowników czasem sprzed wielu minionych lat, wciąż jednak prawdziwych. Dopiero teraz zrozumiała co Mniszek miał na myśli. Może cały czas mówił o tym samym, ale wcześniej słowa chłopaczka nie były dla Indi zrozumiałe. Padła jednak informacja o przemianie, przypominając Hope historie o zapamiętałych wojownikach, w szale wojennym przeistaczających się w bestie. O pół zwierzętach pół ludziach, berserkach, budzących grozę w szeregach przeciwnika. Na twarzy dziewczyny pojawiło się ledwie widoczne zrozumienie, dla współczucia zabrakło miejsca gdy Mniszek ponownie posmutniał. Chociaż słuchała chłopaczka, już nie potrzebowała więcej tłumaczenia. Czy blondasek przemieniał się w potwora czy też nie, najemnicy w to wierzyli. Stąd tak gruntowne przygotowania. Indigo zaś zachowawczo zaczęła brać pod rozwagę opcję iż trafił jej się trochę większe dziwo niż przypuszczała.
Gdy Indigo wreszcie usłyszała to czego potrzebowała, chłopaczek znów zamknął się w sobie, bujając się w kucki, dłubiąc w ziemi i zerkając niebieskimi oczętami spod grzywki. Dziewczyna odwzajemniła spojrzenie, odzywając się łagodnym głosem próbując uspokoić stworzonko.
        - Tak, wieczór będzie najlepszy, ale najpierw musimy ich lepiej poznać. Zorientować się jak wywabiać ich z obozu - tłumaczyła starając się na powrót ukoić Mniszka. Indigo nie była mistrzem w pocieszaniu, chłodny i zdystansowany sposób bycia w połączeniu z szorstkim głosem nie pomagał.
        Uznając tę część wywiadu za skończoną, dziewczyna pochyliła się do przodu i z ciężkim westchnięciem, wstała z trudem. Tak prosta czynność a jednak sprawiała wojowniczce problem większy niż powinna. Musiała podeprzeć się rękoma, by przenieść ciężar na zdrową nogę. Później podciągnęła się na mieczu by odciążyć sztywne kolano. Dopiero z taką pomocą udało jej się stanąć na nogach.
Podeszła do siedzącego nieopodal Mniszka.
        - No już... - Położyła rękę na ramieniu elfika i zrobiła coś, czego nie robiła bardzo długo a może nawet wcale. - Będzie dobrze... - szepnęła ochryple, próbując podnieść uszatego na duchu.
        - Damy radę okrążyć obóz by lepiej im się przyjrzeć? - zapytała rozglądając po otaczającym ją lesie i górach. Z półki skalnej może kiedyś by zeszła, ale nawet wtedy byłoby to wyjątkowo ryzykowne zagranie. W tym stanie mogłaby co najwyżej skoczyć, by mieć z głowy problemy doczesne. Patrząc jednak na drogę w dół, taki lot groził ciężkimi złamaniami i raczej długim konaniem w męczarniach nie zaś szybkim opuszczeniem tego padołu. Wrócić tunelem potrafiłaby sama, ale później chodziłaby raczej po omacku. Nim zrobiłaby rozpoznanie obozu niezbędny byłby rekonesans lasu. Całe szczęście miała obok siebie zręcznego przewodnika.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Indigo słuchała Mniszka ze spokojem, który działał na niego z jednej strony w sposób kojący, bo nie nakręcał się cudzymi emocjami, lecz z drugiej strony dekoncentrujący, bo nie był wcale pewny czy mówi to, co ona chciała usłyszeć i przede wszystkim, czy dawała temu wiarę. W jej oczach widoczny był tylko melancholijny spokój, żadnej irytacji, żadnego zaskoczenia, radości. Słuchała i nie wtrącała się, nie zadawała kontrolnych pytań, nie nakierowywała jego przemowy na właściwy tor - jakby poddawała się temu, co było. A jednocześnie pozostawała czujna - Mniszek dostrzegł jej napięte nieustannie mięśnie, jakby jeden nietypowy szmer miał sprawić, że poderwie się i rzuci w wir walki. Jego beztroska brała się z czego innego - wiedział, że to miejsce jest nieznane ludziom, a poza tym przed wszelkimi zagrożeniami ostrzegały go leśne zwierzęta będące w pobliżu. On strzegł lasu w ich imieniu, więc one strzegły jego, to był układ korzystny dla obu stron i działał już dziesięciolecia.
        Jednak na twarzy Indigo w końcu odmalowało się zrozumienie - użył jakiegoś słowa-klucza, które ją przekonało do jego historii. To sprawiło, że elfik odczuł wyraźną ulgę: nareszcie pojęła, że ocenianie go po samym wyglądzie było błędem. A przynajmniej tak mu się zdawało, bo nie wiedział do jakich wniosków doszła. Niemniej to już było coś - przyjęła jego wyjaśnienie, nie posądzała go już o mówienie nieprawdy i mogli ruszyć dalej, dosłownie czy też w przenośni.
        Jej zgoda na przeczekanie trochę go pocieszyła - po raz kolejny poczuł się dobrze z tym, że taka doświadczona osoba go poparła. Zrozumiał jednak, że to nie koniec i czeka ich sporo pracy, choć tak naprawdę on miał całkiem sporo pomysłów na to, jak należałoby wywabić ich z obozu. W końcu to był jego las.
        - Ja wiem, jak to zrobić - mruknął cicho, bez nadmiernego entuzjazmu, a może wręcz z rezygnacją. Zamierzał powiedzieć coś więcej, lecz Indigo zaczęła podnosić się z ziemi i to odciągnęło jego uwagę od rozmowy. Patrzył na dziewczynę, gdy gramoliła się z ziemi jakby miała trzy albo nawet i cztery razy więcej lat niż na to wyglądała. Jak staruszka. Ten widok sprawił, że na twarzy strażnika lasu odmalowała się troska. Wiedział jakich obrażeń doznała ostatnimi czasy i z którymi z nich sobie poradził, na jego oko nie powinna więc mieć aż takich problemów… O ile nie było to coś starego. Zmartwił się i od razu dało się to dostrzec w jego sarnich oczach.
        Dotyk wojowniczki sprawił, że elfik drgnął odrobinę, zerknął na jej dłoń, a potem znowu na jej twarz. Te dwa słowa “będzie dobrze”, wypowiedziane może ochrypłym i niezbyt miłym głosem, wiele dla niego znaczył, bo był pewnym, że zrobiła to z dobroci serca. Uśmiechnął się do niej ciepło jak niewinne dziecko i przytrzymał przez moment jej dłoń na swoim ramieniu w niemej podzięce.
        - Damy - zapewnił ją natychmiast, jakby w końcu poprosiła go o coś, do czego mógł się przydać i o czym od dawna marzył. Puścił jej dłoń i szybko wstał, otrzepując spodnie choć przecież nie siedział na ziemi tylko cały czas kucał. Przez moment patrzył na wojowniczkę z troską, wahając się czy powinien oferować jej pomoc czy też może sobie odpuścić… Ale ona była twarda i chyba nie chciała jego pomocy. A w każdym razie nie teraz.
        - Chodźmy - zarządził Mniszek, wciskając się już między skały i zerkając co chwilę przez ramię by upewnić się, że Indigo szła za nim. Czekał na nią tuż przy wyjściu, bezpiecznie osłonięty przed wzrokiem myśliwych wysoką formacją skalną.
        - Indigo… Dziękuję - odezwał się do niej. - Dziękuję, że ze mną poszłaś. I dalej idziesz. Ale… Gdybyś już nie mogła albo nie chciała, to po prostu powiedz… Ja nie będę miał pretensji.
        Jego słowa brzmiały szczerze i faktycznie nie było w nich żalu. Zamierzał zrobić swoje bez względu na to czy będzie miał wsparcie czy też nie i oczywiście jej obecność bardzo by go cieszyła, ale nie mógł o nią żebrać. Mogła nie chcieć się mieszać, ryzykować, mogła nie czuć się na siłach zważywszy na to z jakim trudem się podnosiła… Ale na razie go nie opuściła.
        Po ckliwych słowach Mniszek wprowadził dziewczynę na ścieżkę, którą dotarli do jego tajnego punktu obserwacyjnego - wracali po własnych śladach. Jednak jeśli ten fakt mógł irytować Indigo, jej złość nie zdążyłaby narosnąć, nim elf zmienił kierunek - tym razem zszedł niżej, jakby kierował się prosto na obóz. Nie był jednak aż tak głupi i zaledwie po kilku krokach wstrzymał wojowniczkę, by wskazać jej zwierzęcą ścieżkę znowu trawersującą zbocze. Musiały chodzić tędy duże zwierzęta, gdyż miejsca dla nich było dość i nie musieli przedzierać się między krzakami. Dogodna droga jednak po chwili rozmyła się, co wcale nie wytrąciło Mniszka z rytmu.
        - Będziemy trochę poniżej nich - wyjaśnił Indigo szeptem. - Ale to najbliżej jak się będzie dało do nich podejść.
        Jak powiedział elf, wybrany przez niego punkt obserwacyjny miał swoje plusy i minusy: perspektywa nie pozwalała dostrzec tego, co znajdowało się tuż przy ziemi, ale bystre spojrzenie mogło stamtąd rozróżnić nawet rysy twarzy poszczególnych osób albo noszoną przez nich broń, jeśli akurat pojawili się w prześwitach ogrodzenia. Mniszek i Indigo zaś pozostawali niewidoczni, kryjąc się wśród leśnej gęstwiny powyżej drogi, którą do obozu dotarła trójka jeźdźców. Elfik trwał nieruchomo przytulony do pnia drzewa, tylko lekko wychylając zza niego głowę. Wyglądał na bardzo przejętego, ale trudno było stwierdzić czego wyglądał. On sam miałby problem powiedzieć, czego szuka wzrokiem. Przez moment liczył konie i inne zwierzęta w zasięgu wzroku by wiedzieć na ile będzie mógł je wykorzystać, a na ile będzie musiał na nie uważać. Później próbował potwierdzić wersję ptaszka co do rozmieszczenia namiotów - wszystko się potwierdziło. Jednocześnie elfowi wydawało się, że od momentu gdy pierwszy raz widział tych ludzi aż do teraz nastąpiło wśród nich znacznie ożywienie, jakby pojawienie się tych nowych, a może przywiezionych przez nich rzeczy, miało zwiastować początek polowania. Nie wiedzieli jednak jeszcze, że to wcale nie było przesądzone kto w tym układzie będzie zwierzyną, a kto myśliwym.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Dziewczyna dostrzegła niepokój przeradzający się w smutek, wymalowane na twarzy i we wzroku Mniszka. Zwróciła na nie większą uwagę niż na niezbyt entuzjastyczną odpowiedź elfa. Mniejszy zapał kojarzył się Indigo z mniejszymi kłopotami ze strony potencjalnie nadmiernie kreatywnego elfa. Zupełnie nie wiedzieć czemu wolała gdy chłopaczek podchodził do zadania ostrożniej i mniej radośnie, tym bardziej, że chociaż zapewniał iż wie jak wyciągnąć łowców z obozu, zapatrywała się na ową deklarację z dystansem.
        Całe szczęście i ku uldze wojowniczki, elfik nie proponował pomocy i ograniczył się jedynie do łamiącego serce spojrzenia. Zniosła je z godnością możliwie jednak nie patrząc na elfa, wstając niestety już sprawdzonym sposobem i w tempie, do którego już nawykła. Odwzajemniła spojrzenie dopiero gdy poczuła ciepłą dłoń na grzbiecie swojej. Zerknęła na chłopaczka możliwie ciepło, przynajmniej na tyle ile umożliwiała jej zobojętniała przez lata mimika. Skinęła elfowi głową i pozwoliła by prowadził, stoicko podążając za nim.
        Podziękowania Mniszka może nie były zaskoczeniem, ale pora w jaką je wypowiedział już bardziej. Szczególnie część o rezygnacji z walki. Bardziej spodziewała się ich wcześniej. Jednak uszaty wykazał się taktem by nie mówić bezpośrednio po ujawnieniu słabości przez dziewczynę, czy uczynił to celowo czy jedynie przypadkiem, prawie się udało. Mimo wszystko jednak Indigo zabolała uwaga. Nawet nie same słowa, co świadomość własnej ułomności, która i bez niczyjej pomocy wracała regularnie. Była prawie kaleką, a w porównaniu z dawną sprawnością nawet dodatek "prawie" był zbędny. Przykre myśli starała się ukryć, jako że na twarzy dziewczyny rzadko pojawiały się uczucia nie było to trudne.
        - Proszę - jak zwykle ciche było jedynymi słowami jakie Mniszek otrzymał w odpowiedzi. Później już tylko tradycyjnie przytaknęła mu głową na potwierdzenie.

        Hope zdążyła już zauważyć jak dobrze elfik znał i radził sobie w lesie. Bez pytań, wątpliwości czy frustracji podążała za nim nawet i na pierwszy rzut oka zygzakiem i na około, zapamiętując jak najwięcej punktów charakterystycznych i przydatnych miejsc. Uczyła się terenu, gdyż samo podkradanie się do obozu miało kilka celów. Pierwszym oczywiście była obserwacja i lepsza ocena przeciwnika. Drugim było rozpoznanie okolicy. Wszystko mogło się przydać. Czasem jakiś nieistotny drobiazg mógł przesądzić o pomyślnym przebiegu jakiegoś etapu przedsięwzięcia. Mogłaby próbować inwigilować teren na własną rękę, ale wtedy sam zwiad stawałby się realnym i zbędnym zagrożeniem.
        - Bardzo dobrze - odszepnęła dziewczyna powoli lokując się w upatrzonym miejscu.
Tym razem również przypadła nisko przy ziemi w pozie przypominającej przyklęk. Z takiego ułożenia widziała najwięcej i jednocześnie względnie szybko mogła przejść do działania. Miecz ułożyła zaraz przy nogach, tak by mogła go błyskawicznie dobyć gdyby zjawił się ktoś nieproszony.
        Przyglądała się namiotom i kilku snującym się między nimi mężczyznom. Ilości zwierząt, skrzyń z prowiantem. Broń raczej nie walała się luzem po obozie, co by znaczyło, że w większości czasu ekwipunek mają przy sobie, pewnie pomijając jakąś zbrojownię, w której mogła znajdować się reszta nieużywanego arsenału. Znów w oczy rzucił jej się porządek i organizacja. Zwykłych kłusowników czasem można było wykończyć ich własnym bałaganiarstwem. Marnych i przeciętnych najemników również. Zmusić do gwałtownego biegu przez obóz, a gotowi byli potykać się i ponadziewać o i na własne strzały czy włócznie.
Tutaj nie było mowy o podobnym braku profesjonalizmu. Na konie należało również uważać. Może Mniszek mógł z nimi rozmawiać i je uwolnić, ale póki tego nie uczynili, ich zaniepokojenie czy zaciekawienie mogli zauważyć myśliwi, pozbawiając ich elementu zaskoczenia.
Wystraszenie wierzchowców również było niczym wyraźny początek, jak ustawienie klepsydry, z której nieubłaganie zaczynały osypywać się ziarenka piasku. Jawny sygnał, że ktoś właśnie rzucił rękawicę. Mało prawdopodobne by banda uwierzyła w przypadek. Skoro w obozie panował porządek to i zwierzęta starannie wiązano, nie zostawiając wiele miejsca na pomyłki.
W międzyczasie udało się Indigo dostrzec beczki z wodą, z których jeden z łowców zaczerpnął. Niestety stały w centrum, a to znacznie utrudniało dostanie się do nich. "Chyba, że byłby to ktoś mały i nie zwracający na siebie uwagi" - dokończyła w myślach.
        - Czy twój skrzydlaty przyjaciel potrafiłby wrzucić im coś do wody? - zapytała cicho, tak by nie zostać usłyszaną. Gdyby udało się zatruć źródło wody, wywalczyliby przewagę na jednym z tak wielu pól. Prawie jak jeden strzał, był to atak jednorazowy. Nie było szans na powtórkę i ponowne nabranie się myśliwych na ten numer. Tak jak każdy atak i trucicielstwo objawiałoby ich obecność. Teraz należało plan dopasować tak, by stracić możliwie jak najmniej, zostawiając sobie jak najwięcej kolejnych możliwości.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Gdy tak siedzieli w milczeniu i prawie całkowitym bezruchu wśród leśnej zieleni, Mniszek nie umiał się przez cały czas skupić na tym, aby obserwować tych, którzy na niego polowali. Spojrzenie jego sarnich oczu co rusz uciekało w bok i skupiało się na karku Indigo. Myślał o niej i martwił się. Dziewczyna była skupiona, bystra i zdeterminowana, ale było w niej coś, przez co elfik zastanawiał się czy mógł ją w to wszystko angażować. Nie chodziło o litość spowodowaną jej źle wyleczonymi kontuzjami, tym jak powoli gramoliła się z ziemi i jak się poruszała, bo był przekonany, że potrafiłaby i tak pokonać niejednego… To było coś więcej, coś, czego nie umiał nazwać. Jej oczy były matowe, a twarz przypominała zastygłą woskową maskę, która odwykła od okazywania uczuć. Mniszek był przekonany, że dziewczynę od środka trawiła jakaś choroba, której istnienia ona sama nie była może świadoma. I chociaż on to coś dostrzegał, martwił się, że mógłby jej nie wyleczyć - jak miał wyleczyć coś, czego nie widział i co więcej nie potrafił nazwać? Radził sobie z wieloma chorobami, nie musiał otwierać człowieka by wyleczyć jego żołądek czy pęcherz, wiedział po prostu gdzie były i jak pracowały i to wystarczyło, by ułożyć odpowiednie słowa i melodię zaklęcia. A gdy nie znał przyczyny, co miał śpiewać? Jak mantrę powtarzać “wszystko będzie dobrze” na wesołą nutę? To tak nie działało… Jednak on bardzo chciałby jej pomóc, zwłaszcza teraz, gdy ona zdecydowała się pomóc jemu, chociaż przecież nie musiała. Widziała tych ludzi i była bardzo mądra, a w każdym razie na walce znała się na tyle by wiedzieć, że oni mogli jej zrobić krzywdę, a jednak została. I co więcej została ze względu na niego jako na Mniszka, a nie strażnika lasu.
        Gdy nagle Indigo odwróciła na niego wzrok, elfik drgnął jakby się tego wystraszył - tak bardzo się na nią zagapił, że byle ruch wytrącił go z równowagi. Co więcej zrobiło mu się głupio właśnie ze względu na to gapienie się - nikt czegoś takiego nie lubił, więc blondynek już w głębi ducha przygotowywał się na burę, ta jednak nie nadeszła. Zamiast niej pojawiło się pytanie.
        - Dałby - mruknął Mniszek. Odruchowo spojrzał w stronę obozu i na beczki, do których pewnie ptaszek miałby to coś wrzucić. Widać było jak intensywnie myślał, aż zmarszczył lekko nos i brwi.
        - Nie dałby - jęknął cicho, przytulając się do drzewa jakby miało go ono ochronić przed gniewem zawiedzionej wojowniczki. - To znaczy… Generalnie mógłby coś zanieść, ale jeśli chcesz zrobić to co myślę, to tak dużych rzeczy nie przenosi. Bo chcesz im zatruć wodę? - upewnił się. Był na tyle bystry, że sam do tego doszedł gdy już Indigo wskazała mu kierunek myślenia. Przy tak dużej ilości ludzi świeża woda kończyła się bardzo szybko, a oni z jakiegoś powodu rozłożyli obozowisko daleko od źródełka.
        - On byłby w stanie unieść coś wielkości orzecha laskowego, a na beczkę potrzeba by więcej, nawet jakby to były wilcze jagody albo jad… Ale mogę zawołać jakiegoś większego ptaka - dodał zaraz, kucając za drzewem by łatwiej mu się rozmawiało. - I jakiegoś takiego w miarę silnego i sprytnego… Sowa byłaby dobra - mruknął, ale już jakby do siebie, bo nawet przestał patrzeć na Indigo.
        Nagłe poruszenie w obozie kłusowników przykuło uwagę obojga. Mniszek zerknął by akurat zobaczyć, jak poły jednego z namiotów - tego należącego do dowódców - rozchyliły się z rozmachem i ze środka wyszła cała trójka. Nikt z ich drużyny nie poderwał się i nie podszedł, lecz widać było jak wszyscy skupili na nich uwagę, bo może akurat padną jakieś rozkazy… Nic takiego się jednak nie stało, kobieta poszła do beczek z wodą by obmyć sobie twarz, a mężczyźni stali na zewnątrz i rozmawiali. Mag nie przypominał typowego przedstawiciela swej profesji - był wysoki, krótko ostrzyżony i brodaty, mógł być pierwszym lepszym mieszkańcem Maagoth, gdyby nie ledwo widoczne spod zarostu linie tatuaży, które pewnie nie służyły jedynie dla ozdoby. Jego towarzysz był znacznie lepiej zbudowanym blondynem z wygolonym bokiem głowy, na którym widniało kilka dorodnych szram jakby został uderzony niedźwiedzią łapą. Gdyby nie okoliczności można by uznać, że po prostu zatrzymali się na pogawędkę, bo ich ruchy były bardzo spokojne, niespiesznie. Mag mówiąc sięgnął do sakwy przy pasku i wyciągnął z niej fajkę, którą zaczął nabijać.
        ”Maorcoille…”, zaszumiały nagle ostrzegawczo drzewa, ”Maorcoille…”.
        Niespodziewanie brodaty mężczyzna podniósł głowę jakby coś mu się przypomniało. Rozejrzał się szukając czegoś w oddali, czegoś, czego nie było widać…
        ”Widzi cię”, szepnęły ostrzegawczo drzewa.
        ”Widzi cię!”, zaćwierkał ptaki.
        - Widzi mnie… - powtórzył drżącym szeptem elfik, bo właśnie w tym momencie mag powoli zaczął ogniskować wzrok na miejscu, w którym się chowali. Mniszek wiedział co się stało: nie był widoczny w sensie fizycznym, o nie. Ten mag widział jego emanację. Strażnik lasu momentalnie zbladł, jego wargi zaczęły drżeć. Nadal cicho i pod osłoną drzew zaczął wstawać, powoli, by nikt z obozu nie widział tego ruchu… Po czym szybko szarpnął Indigo za ramię i rzucił się do ucieczki. I mimo że biegł ile sił w nogach, był cichy jak tchnienie wiatru, a kłusownicy pewnie nie byli w stanie go dostrzec, gdy przemykał między krzakami. Szybko, szybko, byle ten mag się nie zorientował. Byle nie zrozumiał, że to co widział, ten ułudny magiczny krajobraz, był powiązany z fizyczną osobą. Niech myśli, że to magia lasu, że to zwiastun tego, że Maorcoille patrzy - tak wielu to interpretowało. Niektórzy nawet nie dostrzegali widmowych zarysów drzew, zwalali wszystko na karb zmęczenia i zmęczonych oczu albo gry świateł między gałęziami. Lecz ten mag zaczynał wszystko powoli rozumieć. Był groźny. Mniszek wiedział, że musiał odejść jak najszybciej poza zasięg jego magicznego zmysłu, inaczej ściągnąłby sobie na głowę wszystkich kłusowników. Sobie i co więcej Indigo. Dlatego musiał biec ile sił, nawet jeśli ona nie była w stanie dotrzymać mu kroku - tak było lepiej, bezpieczniej. Jej pewnie nie dostrzegli, nie miała tak silnej aury, nie jej szukali. Ich celem był Maorcoille, który tak nieroztropnie im się ujawnił…
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Nieodparte wrażenie, że ktoś obserwuje jej ruchy nie opuszczało dziewczyny przez cały czas. Drażniące jak kropla zimnej wody wpadająca za kołnierz i spływająca powoli po kręgosłupie. Jak igliwie urwane podczas przeprawy między gałęziami, które uczepiło się koszuli i irytująco kuło szyję, ale umykało przed palcami, gdy chciało się pozbyć natręctwa. Normalnie Indigo już dawno zaatakowałaby jeszcze nie wiedząc co czai się za jej plecami. Dowiedziałaby się w trakcie. Tym razem jednam za nią siedział Mniszek. Najwyraźniej elfik zamiast obserwować obóz, wgapiał się w nią, bo w takich kwestiach instynkty się nie myliły.
Nie reagowała w żaden sposób, odwróciła się dopiero z pytaniem na ustach. Elfik drgnął jak dzikie zwierzątko, ale w miarę sprawnie udzielił odpowiedzi. Już brunetka zamierzała "ucieszyć" się na swój sposób i przedstawić plan, gdy uszaty nagle zaprzeczył. Hope uniosła brew nie do końca rozumiejąc. To dałby radę czy nie, nie da się czynić obu tych sprzecznych czynności na raz. Szybko wyjaśniły się wątpliwości uszatego. Nie wcinała się w tok wyrażanych na głos myśli. Większy ptak byłby dobry, ale po pierwsze mógłby przyciągnąć jakieś wścibskie oczy. Wróbel siadający na beczce nikogo nie zdziwi, ale już sowa... Tylko wtedy zatruliby wodę pod osłoną nocy, może sowa nie była złym pomysłem, nawet chwilę rozważała tę opcję. Na moment jednak porzuciła dywagacje na temat możliwych sposobów zatrucia wody, gdy dostrzegli poruszenie przy namiotach.
        Początkowo śledziła ruchy kobiety, która udała się do beczek z wodą omawianych jeszcze moment temu. Potem powoli powiodła wzrokiem na pozostałą bliżej dwójkę mężczyzn. Nie zdążyła wyciągnąć zbyt wielu wniosków, poza zakodowaniem ich spokoju. Wystraszony szept wyrwał dziewczynę z obserwacji.
Odwróciła się gwałtownie słysząc panikę w głosie Mniszka i zerknęła ponownie w stronę obozu w tym samym momencie, w którym mag zaczął wpatrywać się w zarośla. Jeśli miałaby jakiekolwiek wątpliwości co do walecznej natury blondaska, teraz zostałyby rozwiane.
Szarpnięta za ramię, podniosła się powoli tak by nie ujawnić ich obecności i powoli zaczęła się wycofywać po swoich wcześniejszych śladach. Ledwie zdążyła wykonać kilka kroków, a Mniszka już dawno nie było. Wiał szybko niczym łania, ale znacznie ciszej. Indigo nawet nie zaczynała biec. Narobiłaby wtedy tyle rabanu co łoś w agonii. Zboczyła jedynie z dróżki, którą przybyli, w upatrzone w trakcie miejsce. Kilka głazów w połączeniu z bujnymi krzakami stanowiło kolejną dobrą kryjówkę, a jednocześnie odpadało jako trasa do przemarszu łowców. Przyczaiła się za nową zasłoną, czekając rozwoju zdarzeń. Nie miała Mniszkowi za złe szybkiej ucieczki. Przynajmniej biegł od obozu a nie do niego. Jeśli mag go dostrzegł to pewnie w jakiś pozazmysłowy sposób. O magii wiedziała niewiele, jej pojmowanie ograniczało się do poziomu iż coś takiego istnieje, ale rozumiała, że czarownicy mieli w zanadrzu wiele różnych sztuczek. Tym lepiej więc, że Mniszek uciekł zamiast ściągać im kłopoty na głowę. A zaistniałą sytuację mogła wykorzystać na swoją korzyść, zarówno sprawdzić czy elfik miał rację i mag z łatwością mógł go wyczuć jak poczekać na ewentualny pościg. Cicho wyciągnęła miecz, pustą pochwę przewiesiła przez plecy i zastygła w bezruchu.

        Czarownik zaś tak jak obawiał się Mniszek, wyczuł emanację strażnika, ale nie miał pełnej pewności jak blisko ten był. Zaś aura Indigo pozostała niezauważona. Nikt nie szukał wśród obecnego wokół żelaza kolejnej stalowej emanacji.
Blondyn reagując na zachowanie towarzysza gwizdnął cicho i krótkimi gestami zaczął wydawać rozkazy. Organizacja łowców była imponująca. Ledwie dziewczyna zdążyła przycupnąć w nowej kryjówce, a z obozu wypadł niewielki oddzialik zbrojnych. Poruszali się rozciągniętym zastępem, jeden za drugim. Siedząc w ukryciu naliczyła dziewięciu ludzi o różnorodnym uzbrojeniu. Odczekała dobrą chwilę, ale nie wyszedł nikt więcej, a tamci zniknęli w lesie.
"Zwiadowcy" - uznała szybko i podążyła ich śladem. Gdyby kryjówka znajdowała się dalej od obozu, byłaby doskonałym miejscem do ataku, ale w tak bliskim sąsiedztwie odgłosy walki szybko ściągnęłyby posiłki nim dziewczyna zdążyłaby zakończyć pojedynek nie mówiąc o ucieczce, dlatego obrała inną strategię.
W równiejszych miejscach przyspieszała do truchtu, w trudniejszej okolicy zwalniała do marszu. Przez całą drogę tak operowała tempem by czynić jak najmniej hałasu. Wędrówka z Mniszkiem dała jej niejakie pojęcie o okolicy, chociaż obawiała się, że obozujący tutaj od dłuższego czasu łowcy znali teren znacznie lepiej.
Po chwili dogoniła ich na tyle, by mieć mężczyzn w zasięgu wzroku. Skryła się za pniem jednego z wyższych drzew przyglądając grupie, która debatowała nad śladami pozostawionymi na ziemi. Jeden z nich niczym strażnik lustrował okolicę, by nic nie zaskoczyło towarzyszy skupionych na tropach. W głowie Hope szybko pojawiła się obawa: jeśli są dobrymi tropicielami, zauważą jej ślady niwecząc plany zaskoczenia ich. Może powiążą te ślady z tymi zostawionymi przy wodnym źródełku...
Mężczyźni wyprostowali się i cicho zaplanowali dalsze działania, spełniając niekorzystne przeczucia wojowniczki. Dwójka oddzieliła się od grupy i zaczęła wracać po swoich śladach do obozu. Czterech ruszyło główną ścieżką, trzech zdryfowało gdzieś w bok.
Indigo oparła plecy o pień drzewa zamykając oczy, zwolniła oddech i czekała. Najlepiej by żaden z dziewiątki nie wrócił dzisiaj żywy. Poruszali się cicho, ale nie bezgłośnie. Słyszała jak zbliżali się do drzewa, za którym stała. Odliczała każdy ich krok. Gdy prawie zrównali się z pniem, wyłoniła się z kryjówki jednym przedłużonym stąpnięciem, które wykorzystała do nabrania odpowiednio szerokiego zamachu.
Zaskoczeni kłusownicy nawet nie przygotowali się na atak, a Indi wykorzystała przewagę długiego miecza. "Dwóch za jednym cięciem" - krótka myśl o prawie pozytywnym wydźwięku, rozjaśniła umysł dziewczyny. Fakt, że ustawili się ładnie, prawie jeden obok drugiego nie trzymając dłuższych odstępów, ale to był dobry cios. "Rzadko się taki zdarzał" - zdążyła jeszcze pomyśleć, gdy ciała jedno po drugim upadły na ziemię z głuchym tąpnięciem. Bezgłośnie, żaden z nich nie zdążył nawet krzyknąć. Ostatnimi czasy to na nią polowano, nawet jeśli ścigała swoich oprawców, zwierzyną była ona, co najwyżej drapieżną, ale jednak ofiarą. Teraz sytuacja się odmieniła. Robota godna skrytobójcy, prawie. Niestety trochę przy tym nabałaganiła.
Szybko ściągnęła trupy na bok, kryjąc je w krzakach. Poruszyła trochę ściółkę z grubsza zacierając ślady i lekkim biegiem ruszyła za pozostałą ekipą. Nie liczyła by zwłoki i miejsce zabójstwa pozostały nieodkryte, nie miała czasu na takie zabiegi, a i tak zręczny obserwator szybko wykryłby fortel. Zamierzała je tylko trochę opóźnić. W końcu pusta ścieżka rzucała się w oczy mniej niż dwóch martwych w jej centrum.
Na następny cel wybrała rozproszoną trojkę. Uskoczyła w przełaj nim dotarła do punktu, w którym pościg się rozdzielał i rozpoczęła polowanie.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek biegł ile sił w nogach, zgrabnie unikając wszystkiego, co mogło wywołać większy hałas - suchych gałęzi, zarośli, stert liści. Jakby nieustannie stąpał po mchu. A co więcej jednocześnie umiał tak wybierać trasę, by go nie dostrzegli. Wiedział, że dobrze mu idzie - nie słyszał za sobą poruszenia, biegu, okrzyków, nikt nie szył do niego z łuku. Gdy więc był już wystarczająco daleko, zwolnił, wspiął się na najbliższe wzniesienie terenu i zerknął za siebie, w stronę, z której uciekał. Nie dostrzegł za sobą pościgu… Lecz nie widział też Indigo. Może spodziewał się takiego obrotu spraw, ale i tak się zmartwił. Co jeśli pobiegł za daleko? Albo jeśli ją dojrzeli, złapali ją? Nie, niemożliwe, ona była za mądra. Elfik jednak i tak się o nią martwił. Nerwowo przestąpił z nogi na nogę po czym podniósł wzrok i zagwizdał w mowie ptaków, zwracając na siebie ich uwagę.
        - Maorcoille! Maorcoille! - zaćwierkały w odpowiedzi, co dla zwykłego śmiertelnika brzmiało jak zwykły śpiew.
        - Odnajdźcie kogoś dla mnie - poprosił leśny strażnik. - Gdzie jest kobieta, z którą tu przyszedłem? Wojowniczka o barwnej skórze.
        Mniszek uznał, że tatuaże Indigo będą najlepszym wyznacznikiem tego, kogo należało szukać i chyba się nie mylił, gdyż po chwili ptasiego rejwachu wyłonił się z niego jednogłośny okrzyk “jest, znalazła się!”
        - Gdzie jest? - dopytywał elfik z nadzieją. Ptaki wskazały mu kierunek, część jednak gorączkowo ćwierkała przy tym o niebezpieczeństwie i watasze, która ruszyła na łowy. Mniszek jednak nie wahał się - tak, uciekł wcześniej zostawiając Indigo za sobą, ale nie z zamiarem porzucenia jej. Zrobił to dla bezpieczeństwa i swojego, i jej, by w razie czego odciągnąć od niej uwagę. Nie pomyślał o tym jak się odnajdą, działał instynktownie. Tak dawno nikt mu nie pomagał, nie pamiętał już jak to jest robić coś we dwójkę. Teraz musiał więc działać tak, by oboje byli bezpieczni i by nie wpaść w zasadzkę łowców. Powoli narosła w nim determinacja, która pozwoliła oderwać nogi od ziemi i ruszyć naprzeciw wrogowi. Może jednak nie dosłownie, bo Mniszek nie był typem łowcy, który działał otwarcie.

        Elfik szerokim łukiem, by nie wejść w zasięg magicznego zmysłu maga - który miał nadzieję nie ruszył się z miejsca - wrócił w okolice obozowiska. Lekki trucht sprawił, że zaczął dyszeć, dalej jednak nie mógł go dostrzec ani usłyszeć żaden z tropicieli. To dobrze. Gdy zaszedł obóz od drugiej strony, dostrzegł, że wyszło z niego już kilka grup myśliwych, którzy przeczesywali teren, nie był jednak świadkiem podziału na drużyny. W pierwszej kolejności rzuciła mu się w oczy grupa czterech mężczyzn idących szpalerem między drzewami, w górę wzniesienia, jakby podążali do źródełka, przy którym nie tak dawno szukali śladów. Mniszek popatrzył na nich przez chwilę, lecz gdy spostrzegł, że ci szli po omacku, dopiero szukając śladów, na moment stracił zainteresowanie nimi. Martwił się o Indigo i to ją wolał odnaleźć w pierwszej kolejności. Udało mu się to zaskakująco szybko, a to dzięki pomocy swoich małych skrzydlatych szpiegów, którzy zaczęli trwożnie świergotać, wskazując mu dokładniej miejsce, gdzie trwała walka… Nie, po prostu zwykłe zabójstwo, gdyż ofiary nawet nie zdążyły sięgnąć po broń. Indigo naprawdę znała się na rzeczy - pozbyła się kłusowników po cichu i sprawnie zatarła ślady, nie spostrzegł jej żaden z pozostałych mężczyzn krążących po okolicy, tylko oczy strażnika lasu śledziły jej ruchy. Mniszek w mig zorientował się, że Indigo zamierzała wybić ich do nogi a nie wyciąć sobie drogę ucieczki i właśnie obrała sobie za cel kolejną grupę, tym razem tę trzyosobową. W tym układzie elfik postanowił zająć się resztą. Gdy jednak tylko się na nich skupił, spostrzegł, że się rozdzielili po raz kolejny - dwóch dalej szło w górę zbocza, a pozostali dwaj odbili w bok. Droga jaką wybrali przecinała się z trasą, jaką szła Indigo… Elfik przez moment był w rozterce, nie wiedział kogo powinien gonić i co robić. Wiedział, że jeśli najpierw zajmie się tymi, którzy skręcili, odsłoni plecy przed tymi, którzy kontynuowali marsz, lecz gdyby zrobił na odwrót, Indigo mogła być w niebezpieczeństwie. Była sprytna i wojownicza, ale co jeśli tamci zaszliby ją po cichu? Wraz z narastającą frustracją Mniszek poczuł, jak w jego wnętrzu budziło się coś, czego on wcale nie chciał z siebie uwalniać - Maorcoille. Musiał działać, jeśli nie chciał zostać wyręczony przez bestię, której by nie powstrzymał. Skupił się na swoim wnętrzu i na opanowaniu własnych emocji, zajęło mu to ledwie chwilę, po której ruszył za wybraną parą kłusowników.

        Jeden z mężczyzn złapał swojego towarzysza za ramię - znali się na swojej robocie, nie rozmawialiby nawet szeptem wiedząc, że podkradają się do czegoś być może wyjątkowo dużego i groźnego. On był jednak przekonany, że usłyszał śpiew - słodki głos niesiony wiatrem, cichy jak szmer liści. Przestrzegano ich przed tym, ostrzegano, że tam gdzie jest Maorcoille, słychać muzykę. Nie do końca w to wierzyli - doniesienia brzmiały jak romantyczna bzdura. Teraz jednak, gdy jeden po drugim usłyszeli melodię, poczuli ogarniające ich zimne dreszcze - straszne historie opowiadane przy piwie nagle zaczynał nabierać realnego wymiaru. Obaj sięgnęli po broń i dokładnie w tym momencie usłyszeli jak ktoś biegnie przez las. Dźwięk był głośny, bardzo głośny, nie przypominał jednak dudnienia, jakiego spodziewaliby się po cwałującej rogatej bestii, raczej kojarzył się z beztroskim, ale szybkim biegiem. Ale nikogo nie widzieli. Co więcej odgłos kroków niespodziewanie dobrze zgrywał się z tą dobiegającą znikąd piosenką. Mężczyźni odruchowo stanęli do siebie plecami i rozglądali się. Jeden z nich coś dostrzegł: niewielkie poruszenie liście kawałek powyżej nich, zupełnie jakby komuś umknęły one spod buta… Ale nikogo tam nie było. ”Duch… czyli niewidzialny…”, pomyślał z zimną zgrozą. Nie kontrolując już własnego strachu strzelił w tamto miejsce - nie miał najmocniejszej psychiki. Strzała przeszyła powietrze i zniknęła, nie raniąc niczego ani nikogo po drodze.
        Nagle melodia stała się lepiej słyszalna, kojąca jak kołysanka. Mężczyźni poczuli znużenie, poruszali się jak muchy w smole. Kiepsko im się oddychało, musieli przysiąść by odpocząć, bo ciążyły im powieki. Usiedli i posnęli, ich sen miał jednak nigdy się nie skończyć - to ich serca bijące coraz słabiej i słabiej sprawiły, że opadli z sił i pomarli, nie wiedząc nawet jak do tego doszło. Była to jednak dobra śmierć, jedna z lepszych, które można sobie wyobrazić - bez bólu i strachu, po prostu we śnie. Tyle mógł im dać Maorcoille, który mimo świadomości zagrożenie z ich strony jeszcze był miłosierny. Podszedł do nich i stając tuż obok wymruczał kolejne słowa piosenki - ziemia pod mężczyznami rozstąpiła się ostrożnie i pogrzebała ich w mgnieniu oka, jakby zapadli się w ruchome piaski. Nawet nie trzeba było niczego maskować liśćmi.

        Dwaj kłusownicy idący na spotkanie Indigo dostrzegli jej plecy gdy skradała się za ich towarzyszami - postanowili zapolować na myśliwego nie zdradzając własnej pozycji, bo chociaż wiedzieli, że dziewczyna była ich przeciwnikiem i powinna zginąć, nie chcieli robić rabanu. Nie ona była ich główną zwierzyną, której nie chcieli za wcześnie alarmować. Wojowniczka była zajęta swoim polowanie, a oni swoim. Może przez to narażali swoich towarzyszy, ale trudno, w tej grze nie było miejsca na sentymenty, liczyła się skuteczność. W końcu sowitą nagrodę obiecali im za upolowanie ducha tego lasu, a nie jakiejś tam dziewki.
        Kłusownicy rozeszli się na boki, by zaatakować na raz z dwóch stron. Źle im się jednak szło, ziemia pod ich stopami była miałka jak piasek i zapadali się w niej po kostki - trudno w takich warunkach nie robić hałasu. W końcu jednak ona ruszyła do ataku, a oni nie mogli dłużej zwlekać - również zaatakowali. Ich ruchy były ociężałe, musieli wkładać w nie wiele siły, aż w końcu - w zupełnie niezrozumiały dla nich sposób - zamarli jak kamienne posągi. Dopiero wtedy od ich uszu dotarł bardzo cichy śpiew, przed którym ich przestrzegano, było już jednak za późno. Ich serca przestały bić i wtedy odpuścił również paraliż trzymający ich ciała. Ci byli świadomi, że umierali, ale nie za długo - gdyby nie zaklęcie unieruchamiające pewnie również by się nie spostrzegli. Nadal jednak była to śmierć dobra, bezbolesna.

        Gdy Indigo uporała się ze swoją trójką, mogła usłyszeć za sobą dziwny dźwięk, podobny do suchego bulgotu, jeśli w ogóle istniało coś takiego. Wystarczyło, że się odwróciła, a dostrzegła zapadające się pod ziemię ciała dwóch kłusowników, którzy chcieli ją dopaść. Chwilę później zaś zza jednego z drzew całkiem niedaleko wyłonił się Mniszek. Elfik wyglądał jak dziecko, które złapano na robieniu czegoś niewłaściwego i teraz szykowało się na burę - był jakby lekko skulony, ostrożnie stawiał kroki, patrzył swoimi smutnymi sarnimi oczami spod złotych kosmyków grzywki.
        - To już wszyscy - powiedział cicho. - Jesteś cała?
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Dziewczyna zdryfowała ze ścieżki, nie widząc ponownego podziału grupy kłusowników. Nie wiedziała, że za moment dwójka łowców znajdzie się za jej plecami. Poświęciła się swojemu zadaniu rozpatrując się w terenie, jednocześnie próbując wytropić poszukiwaną trójkę. Nie miała konkretnego planu poza względnie szybkim unieszkodliwieniem najemników i przejściem do pozostałej przy życiu czwórki, oczywiście w obliczu wygranej. Nad ewentualną porażką nie rozmyślała. Jeżeli zostałaby pokonana, żywcem by jej nie wzięli, a martwa już nie miałaby się czym martwić. Własny zgon nie trapił dziewczyny, ale w obecnej chwili żałowałaby trochę Mniszka. Co by się stało z kruszyną? Dawno nie miała motywacji do walki innej niż uniknięcie powrotu do wioski. Wyciszyła nieproszone myśli. Skoro tak martwiła się o elfa, powinna nie dać się tak łatwo zabić.
        Nierówny teren znacznie spowolnił Indigo. Musiała ostrożniej stawiać kroki by hałasem nie ostrzec kłusowników. Wojowniczka szła wolno rozglądając się czujnie i zatrzymując co kilka kroków. Przemieszczała się od jednej naturalnej przeszkody do drugiej, które dobrze sprawdzały się jako kryjówki. Schodząc zboczem miałaby przewagę nad poszukiwanymi. Korzystniejsza lokalizacja przypadła jednak kłusownikom i Hope musiała przykładać jeszcze większą uwagę by nie zdradzić się przedwcześnie, tracąc przywilej zaskoczenia.
Mozolne skradanie opłaciło się. Jeden z trójki pojawił się w polu widzenia dziewczyny, wciąż jej nie dostrzegając. Indigo zatrzymała się w cieniu krępego krzaka, odliczając ilość kroków dzielącą ją od celu. Nie mogła ryzykować długiego sprintu. Nie była już dość szybka. Rozpoczęcie ataku było równoznaczne z ujawnieniem swojej obecności, więc musiała wybrać jak najkorzystniejszy moment. Nie mogła zakładać równie łatwego przebiegu potyczki jak przy poprzednim starciu. Tym razem kłusownicy szli rozproszeni i cały czas patrolowali zbocze, więc Indigo nie miała co liczyć, że podejdą pod jej nos. Szybka i bezgłośna walka zakończona w ciągu kilku uderzeń serca nie wchodziła w rachubę. Wiedziała, że gdy tylko weźmie się za jednego, pozostała dwójka zaraz runie jej na głowę. Musiała jak najlepiej wykorzystać krótkie czasowe okno, jakie miała na wygranie walki nim będzie musiała mierzyć się z trójką najemników. Nie miała chwil do marnotrawienia na złowrogie i groźne kuśtykanie w stronę wybranej ofiary.
Trzymając się nisko przy ziemi przemknęła do widocznych obok głazów. Wyuczonym sposobem wyciszyła oddech, ponownie przeliczyła kroki i wybiegła zza osłony. Mężczyzna odwrócił się gwałtownie wyciągając broń, gdy usłyszał odgłosy zbliżającej się Indigo. Zablokował pierwsze nadchodzące z góry uderzenie, cofając się o krok. Nie zwlekając zaatakował, zmuszając dziewczynę do obrony. W zwarciu długa broń była często większym utrudnieniem niż ułatwieniem, gdy jednak Indi nie mogła polegać na szybkości, dawała jej przewagę w sile uderzenia. Oszczędnym ruchem zablokowała atak i zamarkowała kolejne cięcie. Myśliwy przygotował się do bloku zgodnie z przewidywaniami Hope. Ta wykorzystała moment by ciąć nogi przeciwnika. Poruszenie i szczęk broni zawiadomiło pozostałych, którzy już nadbiegali. Pierwszy z kłusowników upadł na ziemię, gdy znaleźli się obok z zamiarem zaatakowania z dwóch stron. Wbiła miecz pionowo w ziemię, dobijając przegranego. Bez zwłoki wyrwała klingę i cięła szerokim łukiem zmuszając dwójkę do uskoczenia.
Myśliwi byli dobrze przygotowani, ale do polowania i pracy w grupie. Pojedynczo czy nawet w duecie mieli małe szanse w walce z wyszkolonym zabójcą. Potyczka trwała chwilę i wymagała od Hope wysiłku by uniknąć obrażeń, ale po agresywnej wymianie ciosów dziewczyna zepchnęła myśliwych do defensywy, nie długo później posyłając ich śladem towarzysza.
        W ferworze walki nie zauważyła nadchodzących posiłków. Nie dostrzegła również błysku satysfakcji na twarzy jednego z mężczyzn z którymi się mierzyła, nim ten rozstał się ze światem. Dopiero gdy drugi z dwójki upadł jej do stóp, Indigo usłyszała szelest, którego nie powinno być. Odwróciła się na pięcie w samą porę by spostrzec zapadających się w ziemię dwóch nadprogramowych kłusowników. Wyjaśnienie samo się nasunęło - magia. Rozejrzała się ostrożnie szukając znanego jej winowajcy lub potencjalnego zagrożenia gdyby myliła się co do osoby jakiej oczekiwała. Poszukiwany wyłonił zza jednego z drzew, z nieszczęściem i smutkiem w wielkich oczyskach.
        - Wszystko w porządku - odpowiedziała by uspokoić elfika. Zebrała kilka mniej znaczących zadrapań, ale zupełnie nie było czym się niepokoić. Jeśli chłopaczyna faktycznie unieszkodliwiła pozostałych wojowników, a sposób w jaki się odezwał i mina zbitego psa, nie zostawiały wiele miejsca na wątpliwości.
        - A tobie nic nie jest? - zapytała wycierając miecz o ubranie jednego z zabitych i chowając go do pochwy.
        - Czyli ten mag może cię wyczuć… - Zaczęła, wracając do sytuacji sprzed taktycznego odwrotu uszatego. - Ogólnie może cię odnaleźć, czy byliśmy zbyt blisko? - zapytała nie patrząc na stworzenie przeżywające wewnętrzne rozterki. Musiał sam uporać się ze swoimi problemami gdyż Indi nie zamierzała pędzić z głaskaniem i przytulaniem, na ratunek załamanej chłopaczynie.
W tym czasie dziewczyna zdjęła łuk i kołczan z jednego z nieboszczyków, który był w takowy wyposażony. Może nie była strzelcem wyborowym, ale do celu trafiała, więc i taka broń mogła się przydać. Sprawdziła naciąg cięciwy i zarzuciła sobie łuk na plecy. Wyjęła kilka strzał z kołczanu, które również oceniła, a potem całość dołączyła do łuku.
        - Pewnie nie możesz sprawić by wszyscy zniknęli na raz, nie sprawiając nam więcej problemów - dziewczyna spróbowała zażartować, chociaż jej humor podchodził pewnie pod grobowy. Dodając do tego ubrudzoną krwią twarz i ramiona, obrazek był kompletny.
Minęła elfika i wolnym krokiem zaczęła wspinać się w górę zbocza z zamiarem powrotu do poprzedniego punktu obserwacyjnego. Powinni tam dotrzeć nim w obozie zaczną wyczekiwać powrotu zwiadowców.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Słysząc głos Indigo Mniszek zareagował jakby ta go zawołała, a nie odpowiedziała na zadane pytanie - podbiegł do niej, w komiczny dość sposób mijając łukiem miejsce, gdzie przy pomocy magii pogrzebał czających się na dziewczynę kłusowników. Gdy już stanęli naprzeciw siebie, elfik dokładnie przyjrzał się swojej towarzyszce, jakby chcąc samemu przekonać się o jej dobrym stanie zdrowia. Poważnych ran nie dostrzegł, jedynie jakieś otarcia, draśnięcia, które wojowniczka najwyraźniej bagatelizowała. Elfik przez moment zdawało się, że chciał temu zaradzić, w końcu jednak zaniechał tego pomysłu, odkładając ewentualne leczenie drobnych urazów na później. No bo na pewno nie zamierzał tak tego zostawić, nie w przypadku kogoś, kto tak bardzo mu pomagał.
        - Mnie nic - zapewnił natychmiast, gdy padło pytanie. - Nawet mnie nie widzieli… Ci, którzy wyszli w las - doprecyzował, bo przecież oboje wiedzieli dlaczego wcześniej tak po prostu uciekł, zostawiając Indigo samą. Ona zresztą zaraz do tego nawiązała i zaraz jak na dłoni mogła dostrzec, że Mniszka przytłoczyły wyrzuty sumienia. Nim odpowiedział na pytanie, musiał się wytłumaczyć, by wyrzuty sumienia nie pożarły go żywcem.
        - Przepraszam, że tak uciekłem - zaczął nim przeszedł do sedna. - Po prostu gdy byłem pewny, że on mnie widzi, to musiałem uciekać, bo on zaraz by mnie znalazł i znalazł też przez to ciebie. Pomyślałem, że jak ucieknę, to pobiegną za mną, a tobie dadzą spokój… A ja jakoś bym ich zgubił. Lepiej znam las…
        Mniszek spojrzał kontrolnie w matowe oczy dziewczyny by upewnić się, czy przekonał ją swoimi wyjaśnieniami, później zaś wrócił do zadanego przez nią pytania.
        - Trudno powiedzieć - przyznał. - Nie wiem jak jest silny, ale po tym jak mnie wyglądał wydaje mi się, że nie jest na tyle dobry, by mnie wytropić na większą odległość. On czuje tchnienie Matki Natury… to znaczy moją magię, aurę - poprawił się natychmiast. - Ale ona jest zmienna, taka jak las i trudno ją zobaczyć z daleka, zlewa się z drzewami. Wydaje mi się, że podszedłem za blisko, dlatego był w stanie mnie zobaczyć. Ale to tylko moje przypuszczenia - zastrzegł na koniec, głosem o dziwo dość spokojnym.
        Mniszek stał w miejscu, wodząc za Indigo oczami, gdy ta ograbiała zabitych. Nie sprzeciwiał się temu - tamtym w końcu ich sprzęt się już nie przyda, a szkoda, by się marnował. Ot, odwieczne prawo natury - nic nie mogło się marnować. Sam nawet niepewnie podszedł do pomordowanych, ale nie mógł im tak naprawdę zbyt wiele zabrać, bo sam bronią nie władał prawie w ogóle - po co, skoro miał łuk… I Maorcoille. Nagle jednak elfik schylił się nad jednym z zabitych i coś zaczął przy nim majstrować. Gdy obrócił go na brzuch wiadomo już było, co sobie upatrzył - pelerynę mężczyzny, niesplamioną krwią, którą zarzucił sobie momentalnie na ramiona. Wyglądał, jakby ubranie należało do jego starszego brata, było trochę za duże, ale praktyczne - sięgało z grubsza do połowy ud i miało kaptur, który Mniszek zaraz zarzucił na głowę, pod szyją zaś zapinało się na praktyczną klamrę.
        - Nie tam - odezwał się nagle strażnik lasu, łapiąc Indigo za ramię. Wskazał zupełnie przeciwny kierunek. - Tam.
        Nim jednak odeszli, elfik stanął między zabitymi przez dziewczynę kłusownikami i spojrzał na nich jakby z przerażeniem. W końcu jednak otworzył usta i zaintonował piosenkę w nieznanym języku, którą Indigo miała już okazję słyszeć całkiem niedawno - to dzięki niej Mniszek grzebał swoje ofiary. Gdy więc i te znalazły się w swoich bezimiennych mogiłach, mogli ruszać dalej nie kłopocząc się tym, że zwłoki zdradzą ich przedwcześnie.
        - Nie jestem taki silny - powiedział, jakby przyznawał się do czegoś wstydliwego. Pewnie, że chciałby sobie w ten sposób poradzić z problemem: pogrzebać go, zamieść pod dywan i mieć wszystko z głowy… Ale nie mógł. To było bardziej skomplikowane.

        Elfik poprowadził Indigo do kolejnej ze swoich przemyślnych kryjówek na wzniesieniach terenu: ta przypominała trochę szałas, gdyż zewsząd obrastały ją krzaki tworzące wewnątrz pustą przestrzeń, idealną by widzieć, a nie zostać zauważonym. Oczywiście coś za coś: by się do niej dostać trzeba było się czołgać, ale to akurat chyba żadnemu z nich nie przeszkadzało.
        - Indigo. - Mniszek zwrócił się do dziewczyny, gdy już leżeli wśród zieleni i obserwowali obóz, w którym ruch był trochę większy niż dotychczas, ale nic nie wskazywało na panikę ani pośpiech. - Co teraz zrobimy? Dalej chcemy działać jak mówiliśmy? By rozgonić konie, zatruć wodę, wywabić ich do lasu?
        Elfik zrzucił z głowy kaptur swojej zdobycznej peleryny - jego żółte jak mlecz włosy od razu zaczęły dumnie sterczeć na wszystkie możliwe strony, a chłopiec nawet nie kłopotał się ich przygładzaniem. Spojrzał z troską na Indigo i po chwili zastanowienia, kryjąc usta za stulonymi dłońmi jakby nie chciał być słyszanym, zaczął śpiewać piosenkę leczącą jej rany.
Zablokowany

Wróć do „Maagoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości