Re: Dalekie skarby.
: Nie Sie 05, 2018 12:27 pm
Zatrzymał się, słysząc za sobą łoskot walących się skał, zamykających za nimi przejście. To by było na tyle, jeśli chodzi o możliwość wyboru drogi. W tej chwili jednak jeszcze nigdzie się nie wybierał, wbijając wzrok w uzdrowicielkę i oczekując wyjaśnień. Nie zdążył jednak na dobre zacząć wypytywać o Niviandii, gdy Ramii sama zaczęła mówić. Problem polegał na tym, że Northman miał nosa do krętaczy i teraz widział, że cokolwiek, co chciała powiedzieć kobieta, nie mogło być niczym dobrym. Słysząc jak klnie i plącze się w zdaniach, zmarszczył brwi, chyląc lekko głowę w niedowierzaniu, gdy stopniowo zaczęło ogarniać go paskudne przeczucie.
Aurea nie miała jego cierpliwości lub zwyczajnie była mniej otumaniona własnymi domysłami. Rzuciła się na uzdrowicielkę, przypierając ją do skały, a Mathias nawet nie drgnął by jej pomóc albo powstrzymać. Bał się, że jeżeli ruszy się chociaż o włos, to straci nad sobą panowanie. Stał więc nieruchomy niczym posąg, w środku jednak wściekły jak wszyscy diabli i, co najgorsze, zmartwiony.
Jak można wiedzieć, co się zaraz usłyszy, jeśli się nie ma pojęcia o co chodzi? Jak można przewidywać najgorsze, gdy wcześniej nie miało się najmniejszego pojęcia o tym, że coś może być nie tak? Jak można aż tak bardzo chcieć złapać babsko za gardło i rąbnąć nią mocniej o ścianę, byle tylko zaczęła mówić szybciej albo najlepiej przestała w ogóle? Jak można to wszystko pogodzić, jednocześnie chcąc rzucić się w pogoń za uprowadzoną… towarzyszką? Syreną… To by wiele wyjaśniało.
W dupie miał moce, szamanów, wioskę, Ramii, jej brata czy Ivora. Nie miał zamiaru zastanawiać się, co on zrobiłby w takiej sytuacji, gdyby poświęcenie jednostki mogło pomóc mu w odzyskaniu kogoś bliskiego. Zwyczajnie nie miał to tego głowy i wiedział też, że wnioski nie muszą, ale mogą doprowadzić do jakiegokolwiek zrozumienia, którego nie miał zamiaru oddawać Ramii. W tej chwili nie mógł nawet na nią patrzeć i tylko fakt, że była kobietą, ratował ją w tej chwili od poważnych obrażeń. Z pustym spojrzeniem zaciskał tylko pięści, przenosząc wzrok na pobudzoną skrzydlatą. Myśl miała dobrą, ale w tej chwili i tak nie mieli większego wyboru, jak tylko ruszyć tunelem, co chciałby uczynić bez jednego słowa czy spojrzenia, bo ledwo nad sobą panował. Zmusił się jednak do postąpienia kroku w stronę Ramii, a górująca nad nią postać miała w tej chwili niewiele wspólnego ze zwyczajowo zadziornie uśmiechniętym brunetem. Obnażony tors najemnika zdradzał skrajne napięcie wszystkich mięśni, a ciemne oczy nie miały w sobie za grosz życzliwości.
- Jeden numer Ramii… – mruknął ochryple. – Wywiń jeden potencjalnie zdradziecki numer i w dupie będę miał, że jesteś kobietą. Zatłukę – szeptał chłodno, ledwie nad sobą panując. – Módl się do tych swoich mocy, żeby jej włos z głowy nie spadł – dodał, odwracając się już i zostawiając za sobą roztrzęsioną uzdrowicielkę ruszył przodem z Aureą.
- Możesz ją… wyczuć? – zapytał, zerkając w stronę skrzydlatej. – To całą magią? Jesteś w stanie jakoś ją znaleźć?
Jeszcze nie można było powiedzieć, by miał w oczach nadzieję, ale ewidentnie po raz kolejny szukał u brunetki pomocy. Prosty korytarz się rozwidlał i to złośliwie nie na dwie, ale całe pięć odnóg. Mogli błądzić po górskim labiryncie godzinami albo całymi dniami i nigdy dziewczyny nie znaleźć, nie mówiąc już o drodze powrotnej. Nie chciał nakładać na Aureę zbyt dużej presji, ale na jego tropieniu nie mogli polegać – skaliste dno korytarzy nie pozwalało na pozostawianie odcisków, a gołe ściany nie zostawiały najmniejszych poszlak, chyba że uprowadzana siłą Niviandii orała paznokciami w ścianach. O tym jednak nawet wolał nie myśleć, chociaż obraz sam pojawił mu się przed oczami i najemnik zacisnął szczęki aż zgrzytnęło.
Mimo to jednak widział, że jego towarzyszka też nie jest w najlepszej kondycji, więc przygarnął ją do siebie na moment i otoczył ramieniem, przytulając do boku.
- Znajdziemy ją, Aniołku. Całą, zdrową i marudną – mruknął cicho, całując skrzydlatą w skroń i przyciskając jeszcze do siebie, jakby chciał dodać jej (albo sobie?) otuchy. Puścił dziewczynę dopiero, gdy korytarz się zwęził i wtedy już szedł przodem, gdyby trzeba było się po drodze z kimś lub czymś zmierzyć.
Miał wrażenie, że błądzili godzinami, ale starał się pamiętać o tym, jak dziwnie czas płynie w takich miejscach. Początkowo próbował zapamiętać trasę, którą szli, później odpływając nieplanowanie w stronę wspomnień pocałunku złotowłosej, by zakończyć na wymyślaniu w jaki sposób zabić Ivora, by skurwysyn zdychał jak najdłużej. I o dziwo właśnie te rozmyślania zabrały mu najwięcej czasu, urozmaicając monotonną podróż i… ewoluując do drastycznego poziomu, gdy najemnik natknął się na leżące w korytarzu włosy.
Rozsypane na skalnej podłodze złote kosmyki wyglądały równie dramatycznie jak zgubione przez anioła pióra. Northman stanął na moment, zaciskając dłonie w pięści i przyglądając się nienaturalnie rozprostowanym, mokrym puklom. Po chwili bez słowa ruszył dalej, przyspieszając kroku i przechodząc po odciętych włosach. Zamorduje gnoja.
O wilku mowa. Wściekły ryk rozległ się echem po korytarzu. Nie było tu miejsca na walkę mieczem, wiec Mathias nawet nie ruszył rękojeści, zamiast tego wyciągając z buta nóż myśliwski, po czym ruszył biegiem w stronę, z której dobiegał dźwięk. Niedługo musiał hamować gwałtownie by nie spaść w przepaść, a kojarząc, że za nim pewnie biegną dziewczyny (i cholerny lew), cofnął się zaraz kilka kroków, wyciągając ręce na boki, by je zatrzymać. W międzyczasie rozglądał się szybko.
- Tam – mruknął, wskazując korytarz i pobiegł dalej, tylko raz oglądając się czy Aurea na Bellumie i Ramii za nim nadążają. Na powiew świeżego powietrza zareagował ulgą. Nie tylko chciał już opuścić te cholerne tunele, ale też na otwartej przestrzeni będzie łatwiej dostrzec Niviandii i ją dogonić. W oddali zamajaczyło blade światło, a jego blask przecinały dwie sylwetki.
- Nie rozumiem, czemu uciekasz – mruknął złośliwie Ivor, lekko zdyszany. Miał kilka razy lepszą kondycję niż dziewczyna, ale jeszcze dłuższą drogę do pokonania. Teraz jednak udało mu się. Za sobą może i miała szczelinę prowadzącą na zewnątrz, ale nijak nie było można tamtędy uciec, bez rzucenia się w przepaść. Na ostrożne schodzenie po zdradliwych kamieniach nie miała zaś czasu, z myśliwym zaledwie kilka kroków od niej. On zaś odgradzał ją od jakiejkolwiek innej drogi.
- Pędzisz do morza, a przecież dokładnie tam chciałem cię zabrać. Czy możesz więc w końcu przestać zachowywać się jak rozpieszczona lala i… - Myśliwy urwał zdanie widząc, że Niviandi spogląda na coś za nim i odwrócił się w samą porę by dostać w pysk.
Mathias wcale się nie skradał, nie zależało mu na tej przewadze, ani na tym by Ivora zaskoczyć. Wręcz przeciwnie. Zamiast wbijania sztyletu w kręgosłup, czego nie miał w zwyczaju, bardzo chętnie rozkwasił Ivorowi tą przystojną buźkę, z satysfakcją słysząc dźwięk łamiącego się nosa. Nie czekał jednak, aż blondyn się pozbiera, tylko przywalił z drugiej strony (ciekawe czy uleczy ten zapadnięty oczodół), a tracący już równowagę mężczyzna wyrżnął w ścianę tunelu, uderzając w nią głową. Jeszcze nim opadł na ziemię dostał po raz trzeci (tego już nie uleczy) i to wystarczyło, by stracił przytomność.
Northmanowi akurat wciąż było trochę za mało, ale na razie porzucił śmiecia, podbiegając do syrenki i obejmując jej twarz dłońmi obejrzał ją uważnie. Była taka piękna, taka delikatna... Tak nie pasująca do obejmujących ją szorstkich dłoni o zakrwawionych jeszcze knykciach. Brunet zmarszczył brwi i westchnął bezgłośnie, powstrzymując się od zatopienia się w ustach Niviandi, co zdawało mu się wręcz fizyczną walką.
- Dzielna dziewczynka – powiedział cicho, łapiąc w palce obcięte złote loki i uśmiechając się pod nosem. – Księżniczka – poprawił się, mrużąc lekko oczy i dotykając kciukiem ust Niviandi.
Nie byli jednak sami i to musiało mu wystarczyć, więc cofnął się od dziewczyny o krok, a jego uśmiech powoli bladł, ustępując miejsca tajemniczemu wyrazowi, który raczej niewiele mówił. On sam zaś odsunął się, robiąc miejsce Aurei, która nawet jeśli jakiś czas temu wciskała twarz blondynki w błoto, widocznie się o nią martwiła po drodze i na pewno ulżyło jej, że dziewczynie nic nie jest. Wzrokiem przypilnował tylko Ramii, która dopadła do Ivora, rzucając Mathiasowi przerażone spojrzenie, na które odpowiedział obojętnym. Jakby go to obchodziło…
Aurea nie miała jego cierpliwości lub zwyczajnie była mniej otumaniona własnymi domysłami. Rzuciła się na uzdrowicielkę, przypierając ją do skały, a Mathias nawet nie drgnął by jej pomóc albo powstrzymać. Bał się, że jeżeli ruszy się chociaż o włos, to straci nad sobą panowanie. Stał więc nieruchomy niczym posąg, w środku jednak wściekły jak wszyscy diabli i, co najgorsze, zmartwiony.
Jak można wiedzieć, co się zaraz usłyszy, jeśli się nie ma pojęcia o co chodzi? Jak można przewidywać najgorsze, gdy wcześniej nie miało się najmniejszego pojęcia o tym, że coś może być nie tak? Jak można aż tak bardzo chcieć złapać babsko za gardło i rąbnąć nią mocniej o ścianę, byle tylko zaczęła mówić szybciej albo najlepiej przestała w ogóle? Jak można to wszystko pogodzić, jednocześnie chcąc rzucić się w pogoń za uprowadzoną… towarzyszką? Syreną… To by wiele wyjaśniało.
W dupie miał moce, szamanów, wioskę, Ramii, jej brata czy Ivora. Nie miał zamiaru zastanawiać się, co on zrobiłby w takiej sytuacji, gdyby poświęcenie jednostki mogło pomóc mu w odzyskaniu kogoś bliskiego. Zwyczajnie nie miał to tego głowy i wiedział też, że wnioski nie muszą, ale mogą doprowadzić do jakiegokolwiek zrozumienia, którego nie miał zamiaru oddawać Ramii. W tej chwili nie mógł nawet na nią patrzeć i tylko fakt, że była kobietą, ratował ją w tej chwili od poważnych obrażeń. Z pustym spojrzeniem zaciskał tylko pięści, przenosząc wzrok na pobudzoną skrzydlatą. Myśl miała dobrą, ale w tej chwili i tak nie mieli większego wyboru, jak tylko ruszyć tunelem, co chciałby uczynić bez jednego słowa czy spojrzenia, bo ledwo nad sobą panował. Zmusił się jednak do postąpienia kroku w stronę Ramii, a górująca nad nią postać miała w tej chwili niewiele wspólnego ze zwyczajowo zadziornie uśmiechniętym brunetem. Obnażony tors najemnika zdradzał skrajne napięcie wszystkich mięśni, a ciemne oczy nie miały w sobie za grosz życzliwości.
- Jeden numer Ramii… – mruknął ochryple. – Wywiń jeden potencjalnie zdradziecki numer i w dupie będę miał, że jesteś kobietą. Zatłukę – szeptał chłodno, ledwie nad sobą panując. – Módl się do tych swoich mocy, żeby jej włos z głowy nie spadł – dodał, odwracając się już i zostawiając za sobą roztrzęsioną uzdrowicielkę ruszył przodem z Aureą.
- Możesz ją… wyczuć? – zapytał, zerkając w stronę skrzydlatej. – To całą magią? Jesteś w stanie jakoś ją znaleźć?
Jeszcze nie można było powiedzieć, by miał w oczach nadzieję, ale ewidentnie po raz kolejny szukał u brunetki pomocy. Prosty korytarz się rozwidlał i to złośliwie nie na dwie, ale całe pięć odnóg. Mogli błądzić po górskim labiryncie godzinami albo całymi dniami i nigdy dziewczyny nie znaleźć, nie mówiąc już o drodze powrotnej. Nie chciał nakładać na Aureę zbyt dużej presji, ale na jego tropieniu nie mogli polegać – skaliste dno korytarzy nie pozwalało na pozostawianie odcisków, a gołe ściany nie zostawiały najmniejszych poszlak, chyba że uprowadzana siłą Niviandii orała paznokciami w ścianach. O tym jednak nawet wolał nie myśleć, chociaż obraz sam pojawił mu się przed oczami i najemnik zacisnął szczęki aż zgrzytnęło.
Mimo to jednak widział, że jego towarzyszka też nie jest w najlepszej kondycji, więc przygarnął ją do siebie na moment i otoczył ramieniem, przytulając do boku.
- Znajdziemy ją, Aniołku. Całą, zdrową i marudną – mruknął cicho, całując skrzydlatą w skroń i przyciskając jeszcze do siebie, jakby chciał dodać jej (albo sobie?) otuchy. Puścił dziewczynę dopiero, gdy korytarz się zwęził i wtedy już szedł przodem, gdyby trzeba było się po drodze z kimś lub czymś zmierzyć.
Miał wrażenie, że błądzili godzinami, ale starał się pamiętać o tym, jak dziwnie czas płynie w takich miejscach. Początkowo próbował zapamiętać trasę, którą szli, później odpływając nieplanowanie w stronę wspomnień pocałunku złotowłosej, by zakończyć na wymyślaniu w jaki sposób zabić Ivora, by skurwysyn zdychał jak najdłużej. I o dziwo właśnie te rozmyślania zabrały mu najwięcej czasu, urozmaicając monotonną podróż i… ewoluując do drastycznego poziomu, gdy najemnik natknął się na leżące w korytarzu włosy.
Rozsypane na skalnej podłodze złote kosmyki wyglądały równie dramatycznie jak zgubione przez anioła pióra. Northman stanął na moment, zaciskając dłonie w pięści i przyglądając się nienaturalnie rozprostowanym, mokrym puklom. Po chwili bez słowa ruszył dalej, przyspieszając kroku i przechodząc po odciętych włosach. Zamorduje gnoja.
O wilku mowa. Wściekły ryk rozległ się echem po korytarzu. Nie było tu miejsca na walkę mieczem, wiec Mathias nawet nie ruszył rękojeści, zamiast tego wyciągając z buta nóż myśliwski, po czym ruszył biegiem w stronę, z której dobiegał dźwięk. Niedługo musiał hamować gwałtownie by nie spaść w przepaść, a kojarząc, że za nim pewnie biegną dziewczyny (i cholerny lew), cofnął się zaraz kilka kroków, wyciągając ręce na boki, by je zatrzymać. W międzyczasie rozglądał się szybko.
- Tam – mruknął, wskazując korytarz i pobiegł dalej, tylko raz oglądając się czy Aurea na Bellumie i Ramii za nim nadążają. Na powiew świeżego powietrza zareagował ulgą. Nie tylko chciał już opuścić te cholerne tunele, ale też na otwartej przestrzeni będzie łatwiej dostrzec Niviandii i ją dogonić. W oddali zamajaczyło blade światło, a jego blask przecinały dwie sylwetki.
- Nie rozumiem, czemu uciekasz – mruknął złośliwie Ivor, lekko zdyszany. Miał kilka razy lepszą kondycję niż dziewczyna, ale jeszcze dłuższą drogę do pokonania. Teraz jednak udało mu się. Za sobą może i miała szczelinę prowadzącą na zewnątrz, ale nijak nie było można tamtędy uciec, bez rzucenia się w przepaść. Na ostrożne schodzenie po zdradliwych kamieniach nie miała zaś czasu, z myśliwym zaledwie kilka kroków od niej. On zaś odgradzał ją od jakiejkolwiek innej drogi.
- Pędzisz do morza, a przecież dokładnie tam chciałem cię zabrać. Czy możesz więc w końcu przestać zachowywać się jak rozpieszczona lala i… - Myśliwy urwał zdanie widząc, że Niviandi spogląda na coś za nim i odwrócił się w samą porę by dostać w pysk.
Mathias wcale się nie skradał, nie zależało mu na tej przewadze, ani na tym by Ivora zaskoczyć. Wręcz przeciwnie. Zamiast wbijania sztyletu w kręgosłup, czego nie miał w zwyczaju, bardzo chętnie rozkwasił Ivorowi tą przystojną buźkę, z satysfakcją słysząc dźwięk łamiącego się nosa. Nie czekał jednak, aż blondyn się pozbiera, tylko przywalił z drugiej strony (ciekawe czy uleczy ten zapadnięty oczodół), a tracący już równowagę mężczyzna wyrżnął w ścianę tunelu, uderzając w nią głową. Jeszcze nim opadł na ziemię dostał po raz trzeci (tego już nie uleczy) i to wystarczyło, by stracił przytomność.
Northmanowi akurat wciąż było trochę za mało, ale na razie porzucił śmiecia, podbiegając do syrenki i obejmując jej twarz dłońmi obejrzał ją uważnie. Była taka piękna, taka delikatna... Tak nie pasująca do obejmujących ją szorstkich dłoni o zakrwawionych jeszcze knykciach. Brunet zmarszczył brwi i westchnął bezgłośnie, powstrzymując się od zatopienia się w ustach Niviandi, co zdawało mu się wręcz fizyczną walką.
- Dzielna dziewczynka – powiedział cicho, łapiąc w palce obcięte złote loki i uśmiechając się pod nosem. – Księżniczka – poprawił się, mrużąc lekko oczy i dotykając kciukiem ust Niviandi.
Nie byli jednak sami i to musiało mu wystarczyć, więc cofnął się od dziewczyny o krok, a jego uśmiech powoli bladł, ustępując miejsca tajemniczemu wyrazowi, który raczej niewiele mówił. On sam zaś odsunął się, robiąc miejsce Aurei, która nawet jeśli jakiś czas temu wciskała twarz blondynki w błoto, widocznie się o nią martwiła po drodze i na pewno ulżyło jej, że dziewczynie nic nie jest. Wzrokiem przypilnował tylko Ramii, która dopadła do Ivora, rzucając Mathiasowi przerażone spojrzenie, na które odpowiedział obojętnym. Jakby go to obchodziło…