Smocza Przełęcz ⇒ Dalekie skarby.
- Niviandi
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 135
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Syrena
- Profesje: Arystokrata , Artysta
- Kontakt:
- Widziałeś?
- Widziałem. Mam oczy dookoła głowy.
Milczeli obydwoje. Jedynie wiatr dał oznaki swojej obecności. Cicho zaszeleścił liśćmi, które szybko ucichły się pod wpływem narastającej grozy.
- To co teraz?
Spojrzał ze złością w odpowiedzi, ale przełknął słowa pogardy. Zwrócił wzrok przed siebie zaciskając skrzyżowane ręce na klatce piersiowej.
- Nic – odparł spokojnie. - Trzeba ich wstrzymać i obejrzeć statek. Plan się nie zmienił.
***
Usłyszała ciche ryknięcie, a po chwili wilgotny nos stwora na swojej skórze. Niviandi z początku się przestraszyła, aż drgnęła przestraszona przykładając dłonie do serce, ale zaśmiała się z własnej reakcji. Czuła się bezpiecznie w karczmie, wśród ludzi i nawet dziwaczne zwierzę nabrało jakby cieplejszych barw w jej oczach. Póki co twardo stawał po jej stronie, więc syrenka nie miała zamiaru psuć tej relacji. Nie chciała być ugryziona przez lwa więc lepiej było naprawdę mu zaufać i po prostu się go przestać bać. Strach potrafi przysporzyć wielu kłopotów i niechcianych reakcji.
- Och, przestraszyłeś mnie… A gdzie Świetlista Aurea? – spytała, ale chwilę później już więcej zrozumiała. – Wybacz, Ivor.
Złotowłosa wstała od lady. Włosy spłynęły jakby wodospadem po siedzisku, a niektóre loczki już sięgały niemalże ziemi. Wychylały się daleko w swych bujnych zakrętach, ale wiernie, w rytmie kroku kołysały w sposób sprężysty i żywy.
- Już się nie stresuj… Pokaż mi gdzie jest. – I podążyła za krokiem zwierzęcia, ale sam Ivor nie miał zamiaru opuszczać dobrego towarzystwa.
Wyszli więc na zewnątrz. Niedaleko wzrokiem odnalazła dziewczynę, która z pewnością nie należała do osób szczęśliwych. Niviandi nieco się zmieszała. Nie za bardzo wiedziała, jak ma zareagować, ponieważ nie posiadała wybitnego doświadczenia w pocieszaniu, nie wspominając już o wybrakowanej zdolności empatycznej czy też wyraźnego egoizmu, którym się charakteryzowała. Jednak nie potrafiła przejść w sposób obojętny wobec osoby, która ją uratowała. Zwykła wdzięczność nie pozwalała złotowłosej na zignorowanie stanu Aurei.
Zbliżyła się więc do niej powoli, niebywale cichym krokiem.
- Ekhm… - zagaiła nieudolnie próbując spojrzeć na twarz towarzyszki, która nikła gdzieś na tle leśnych łun. Niviandi aż zesztywniała ze stresu, ale nie poddawała się. Zbliżyła się jeszcze bardziej, a w głowie przelatywało jej miliony myśli. Powinna spytać czy wszystko w porządku? A może w ogóle lepiej nie pytać? Może odwróci jej uwagę od złych myśli? „Co ja mam robić?!” pomyślała panicznie.
- Nieźle nas przygwoździli tymi ziółkami hehe… - podjęła na nowo, będąc sama zdziwiona swoim brakiem taktu. Zapewne oblewanie egzaminu z psychologii miałaby już za sobą. - Nie smuć się – powiedziała łagodnie układając dłoń na barku ciemnowłosej. - Słuchaj, na pewno nie jest tak źle… - Syrenka czuła nieskuteczność swoich słów. Niebieskie oczy powędrowały po gościach wokół, aż dotarły do drewnianych wystawek. Uśmiechnęła się szeroko przy czym cicho nabrała powietrza, gdzie chwilę później podbiegła do stoiska. - Spójrz tylko, mamy tutaj harfę… - Podniosła niewielkich rozmiarów instrument, by po chwili wrócić do Aurei. - Co prawda… Jest to jedynie minimalna wersja, aczkolwiek można z niej coś uzyskać. Widzisz… Kiedy mi smutno to śpiewam i gram, bo muzyka sprawia, że… że właśnie. Jest mną. Moim smutkiem, moją radością… moją melodią życia.
Niviandi usiadła tuż obok fellerianki brzdąkając cicho na instrumencie, który ustawiła między kolanami dla większej stabilizacji, ale tak by nie naciskać na struny. Odczytywała dźwięki, zapoznawała się krótką chwilę z harfą i szybko z nią zaprzyjaźniła. Cisza, poprawienie pozycji i syrenka rozpoczęła swój malutki koncert. Palce wyginały się płynnie zahaczając o struny. Łagodna muzyka zagościła między gośćmi, a szczególnie w sercach słuchaczy. Niosła się daleko, chociaż była cicha. Zaspokajała pragnienia zainteresowanych i wzbudzała podniecenie oczekiwaniami na kolejną dawkę emocji, które przybyły wraz z głosem syreny.
Gdy tylko moje sny zapadną w pamięć,
Wspólnych dróg ściśle powiązanych
Odkryjesz wszelkie tajemnice naszej przeszłości,
Aż wreszcie ukoisz lśniące czerwienią serce.
A może to tylko moje złudzenie?
Uwolnienie duszy skalanej cierpieniem
Wędrującej gdzieś po dnie oceanów
Ciekłej jak lśniące czerwienią serce.
I płonie, i płonie rubinowe wspomnienie
I tonie, i tonie…
Niviandi zaciągnęła strunami. Poczuła uderzający ból w głowie. Cicho jęknęła przykładając dłoń. Wszyscy wokół rozbudzili się jakby z transu. Głos złotowłosej pochłaniał uwagę wszystkich wokół, jakby czar rzucony na okolicę. Osadnicy rozglądali się nieswojo po okolicy próbując sobie przypomnieć co przed chwilą zaszło. Złotowłosa spojrzała na wszystkich po kolei, ale sama byłą rozkojarzona pulsującym bólem.
- Przepraszam… - szepnęła do fellerainki. – Wiesz… Czasem smutek to rzecz piękna... bo dzięki niej powstają tak cudowne piosenki… -dodała przerywającym głosem, jakby z trudem mogła wydusić z siebie jakiekolwiek dźwięki.
- Aj, ale mnie głowa rozbolała… - szepnęła zagryzając zęby. - Mam nadzieję, że choć trochę ci pomogłam… - dodała na koniec łagodnie się uśmiechając i oczarowując swoją rozmówczynię. – I w ogóle…gdzie twoja siostra? Dlaczego jej tu nie ma?
- Widziałem. Mam oczy dookoła głowy.
Milczeli obydwoje. Jedynie wiatr dał oznaki swojej obecności. Cicho zaszeleścił liśćmi, które szybko ucichły się pod wpływem narastającej grozy.
- To co teraz?
Spojrzał ze złością w odpowiedzi, ale przełknął słowa pogardy. Zwrócił wzrok przed siebie zaciskając skrzyżowane ręce na klatce piersiowej.
- Nic – odparł spokojnie. - Trzeba ich wstrzymać i obejrzeć statek. Plan się nie zmienił.
***
Usłyszała ciche ryknięcie, a po chwili wilgotny nos stwora na swojej skórze. Niviandi z początku się przestraszyła, aż drgnęła przestraszona przykładając dłonie do serce, ale zaśmiała się z własnej reakcji. Czuła się bezpiecznie w karczmie, wśród ludzi i nawet dziwaczne zwierzę nabrało jakby cieplejszych barw w jej oczach. Póki co twardo stawał po jej stronie, więc syrenka nie miała zamiaru psuć tej relacji. Nie chciała być ugryziona przez lwa więc lepiej było naprawdę mu zaufać i po prostu się go przestać bać. Strach potrafi przysporzyć wielu kłopotów i niechcianych reakcji.
- Och, przestraszyłeś mnie… A gdzie Świetlista Aurea? – spytała, ale chwilę później już więcej zrozumiała. – Wybacz, Ivor.
Złotowłosa wstała od lady. Włosy spłynęły jakby wodospadem po siedzisku, a niektóre loczki już sięgały niemalże ziemi. Wychylały się daleko w swych bujnych zakrętach, ale wiernie, w rytmie kroku kołysały w sposób sprężysty i żywy.
- Już się nie stresuj… Pokaż mi gdzie jest. – I podążyła za krokiem zwierzęcia, ale sam Ivor nie miał zamiaru opuszczać dobrego towarzystwa.
Wyszli więc na zewnątrz. Niedaleko wzrokiem odnalazła dziewczynę, która z pewnością nie należała do osób szczęśliwych. Niviandi nieco się zmieszała. Nie za bardzo wiedziała, jak ma zareagować, ponieważ nie posiadała wybitnego doświadczenia w pocieszaniu, nie wspominając już o wybrakowanej zdolności empatycznej czy też wyraźnego egoizmu, którym się charakteryzowała. Jednak nie potrafiła przejść w sposób obojętny wobec osoby, która ją uratowała. Zwykła wdzięczność nie pozwalała złotowłosej na zignorowanie stanu Aurei.
Zbliżyła się więc do niej powoli, niebywale cichym krokiem.
- Ekhm… - zagaiła nieudolnie próbując spojrzeć na twarz towarzyszki, która nikła gdzieś na tle leśnych łun. Niviandi aż zesztywniała ze stresu, ale nie poddawała się. Zbliżyła się jeszcze bardziej, a w głowie przelatywało jej miliony myśli. Powinna spytać czy wszystko w porządku? A może w ogóle lepiej nie pytać? Może odwróci jej uwagę od złych myśli? „Co ja mam robić?!” pomyślała panicznie.
- Nieźle nas przygwoździli tymi ziółkami hehe… - podjęła na nowo, będąc sama zdziwiona swoim brakiem taktu. Zapewne oblewanie egzaminu z psychologii miałaby już za sobą. - Nie smuć się – powiedziała łagodnie układając dłoń na barku ciemnowłosej. - Słuchaj, na pewno nie jest tak źle… - Syrenka czuła nieskuteczność swoich słów. Niebieskie oczy powędrowały po gościach wokół, aż dotarły do drewnianych wystawek. Uśmiechnęła się szeroko przy czym cicho nabrała powietrza, gdzie chwilę później podbiegła do stoiska. - Spójrz tylko, mamy tutaj harfę… - Podniosła niewielkich rozmiarów instrument, by po chwili wrócić do Aurei. - Co prawda… Jest to jedynie minimalna wersja, aczkolwiek można z niej coś uzyskać. Widzisz… Kiedy mi smutno to śpiewam i gram, bo muzyka sprawia, że… że właśnie. Jest mną. Moim smutkiem, moją radością… moją melodią życia.
Niviandi usiadła tuż obok fellerianki brzdąkając cicho na instrumencie, który ustawiła między kolanami dla większej stabilizacji, ale tak by nie naciskać na struny. Odczytywała dźwięki, zapoznawała się krótką chwilę z harfą i szybko z nią zaprzyjaźniła. Cisza, poprawienie pozycji i syrenka rozpoczęła swój malutki koncert. Palce wyginały się płynnie zahaczając o struny. Łagodna muzyka zagościła między gośćmi, a szczególnie w sercach słuchaczy. Niosła się daleko, chociaż była cicha. Zaspokajała pragnienia zainteresowanych i wzbudzała podniecenie oczekiwaniami na kolejną dawkę emocji, które przybyły wraz z głosem syreny.
Gdy tylko moje sny zapadną w pamięć,
Wspólnych dróg ściśle powiązanych
Odkryjesz wszelkie tajemnice naszej przeszłości,
Aż wreszcie ukoisz lśniące czerwienią serce.
A może to tylko moje złudzenie?
Uwolnienie duszy skalanej cierpieniem
Wędrującej gdzieś po dnie oceanów
Ciekłej jak lśniące czerwienią serce.
I płonie, i płonie rubinowe wspomnienie
I tonie, i tonie…
Niviandi zaciągnęła strunami. Poczuła uderzający ból w głowie. Cicho jęknęła przykładając dłoń. Wszyscy wokół rozbudzili się jakby z transu. Głos złotowłosej pochłaniał uwagę wszystkich wokół, jakby czar rzucony na okolicę. Osadnicy rozglądali się nieswojo po okolicy próbując sobie przypomnieć co przed chwilą zaszło. Złotowłosa spojrzała na wszystkich po kolei, ale sama byłą rozkojarzona pulsującym bólem.
- Przepraszam… - szepnęła do fellerainki. – Wiesz… Czasem smutek to rzecz piękna... bo dzięki niej powstają tak cudowne piosenki… -dodała przerywającym głosem, jakby z trudem mogła wydusić z siebie jakiekolwiek dźwięki.
- Aj, ale mnie głowa rozbolała… - szepnęła zagryzając zęby. - Mam nadzieję, że choć trochę ci pomogłam… - dodała na koniec łagodnie się uśmiechając i oczarowując swoją rozmówczynię. – I w ogóle…gdzie twoja siostra? Dlaczego jej tu nie ma?
- Aurea
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 73
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Fellarian
- Profesje: Wędrowiec
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Bellum otarł się o nogi dziewczyny i wydał pomruk zadowolenia, gdy usłyszał pytanie, skierował wzrok na swą panią. Fellarianka słysząc głos Nivandi spojrzała na nią swymi różnobarwnymi oczętami. Aurea cichutko westchnęła, widząc, iż musi się odezwać.
- Tak… - Chciała coś dodać, ale w sumie nie wiedziała co, dotyk złotowłosej sprawił, iż naturianka wzdrygnęła się jakby zbudzona ze snu. – Miałam… coś w rodzaju wizji, widziałam moją wioskę, rodzinę, ogień… Będę musiała sprawdzić, czy to prawda i wyruszyć tam… - Fellarianka spojrzała na harfę, którą chwyciła syrenka. Słuchała tego, co mówi o muzyce i zainteresowało ją to, dziewczyna postanowiła zapamiętać tę radę. Gdy usłyszała śpiew oniemiała z zachwytu. Głos Niv brzmiał niesamowicie. Dodatkowo dźwięki instrumentu, na którym grała. Aurea poczuła coś dziwnego, nagle chciała także śpiewać i grać, chciała cokolwiek tworzyć. Nie wiedziała, czego chce użyć, ale dzięki magii istnienia mogła mieć niemal wszystko, co tylko chciała. Niesamowicie podobały jej się słowa piosenki. Pomyślała o swej przeszłości, dowiedziała się skrawka prawdy i co zrobiła? Uciekła, nie mogąc sobie z tym poradzić. Teraz męczyła ja owa wizja, czuła, iż musi sprawdzić co dzieje się w jej wiosce. Nie chciała jednak opuszczać tego miejsca, zdążyła już polubić złotowłosą. Jednak to wszystko, co kłębiło się w myślach skrzydlatej, przycichło i niczym zaczarowana słuchała piosenki.
Niespodziewanie coś się stało utalentowanej naturiance. I to wszystko się zatrzymało. Magia tkwiąca w głosie i nutach zniknęła, co sprawiło, iż fellarianka odzyskała pełną świadomość tego, co się wokół niej działo. Ze zdziwieniem odkryła, iż inni mieszkańcy również tego doświadczyli.
- Co się stało? Nic ci nie jest? – Zrobiła krótką przerwę, by nie zasypać Nivandii setkami pytań. – To było niezwykłe… I tak, lepiej mi nieco – uśmiechnęła się dziewczyna. – Nie wiem, gdzie ona może być i nie jest moją siostrą… może jeszcze śpi? – powiedziała niepewnie.
Aurea westchnęła, znów przychodziły jej same czarne myśli, dodatkowo coś nie tak działo się z jej koleżanką, ale tym razem wpadł na pomysł. Z pomocą magii istnienia stworzyła flet. Przyjrzała mu się i zaczęła grać, starała się powtórzyć tę melodię, którą wygrywała syrenka. O dziwo całkiem dobrze jej szło. Zdaje się, iż odkryła w sobie talent muzyczny. Starała się nieco zmieniać wygrywaną melodię, owszem, niedociągnięcia istniały, nigdy nie myślała o tym, iż to takie niezwykłe zajęcie i dopiero teraz zaczynała. Przerwała w pewnym momencie i spojrzała na złotowłosą, chcąc ocenić jak się czuje. Miała zamiar zadać jej ważne pytanie.
- Nivandii, chyba będę musiała sprawdzić, czy wszystko w porządku w mojej wiosce… Jednakże nie wiem co zrobić, może poczekać jeszcze czy może gdybyś poszła ze mną… - fellarianka miała nadzieję, że w miarę logicznie sformułowała pytanie.
Tymczasem Bellum kłapną paszczą w geście ziewnięcia i rozprostował skrzydła, rozłożone pięknie się prezentowały. Gdyby jakiś dzieciak w czasie deszczu pod nimi usiadł, miałby dobry parasol.
- Tak… - Chciała coś dodać, ale w sumie nie wiedziała co, dotyk złotowłosej sprawił, iż naturianka wzdrygnęła się jakby zbudzona ze snu. – Miałam… coś w rodzaju wizji, widziałam moją wioskę, rodzinę, ogień… Będę musiała sprawdzić, czy to prawda i wyruszyć tam… - Fellarianka spojrzała na harfę, którą chwyciła syrenka. Słuchała tego, co mówi o muzyce i zainteresowało ją to, dziewczyna postanowiła zapamiętać tę radę. Gdy usłyszała śpiew oniemiała z zachwytu. Głos Niv brzmiał niesamowicie. Dodatkowo dźwięki instrumentu, na którym grała. Aurea poczuła coś dziwnego, nagle chciała także śpiewać i grać, chciała cokolwiek tworzyć. Nie wiedziała, czego chce użyć, ale dzięki magii istnienia mogła mieć niemal wszystko, co tylko chciała. Niesamowicie podobały jej się słowa piosenki. Pomyślała o swej przeszłości, dowiedziała się skrawka prawdy i co zrobiła? Uciekła, nie mogąc sobie z tym poradzić. Teraz męczyła ja owa wizja, czuła, iż musi sprawdzić co dzieje się w jej wiosce. Nie chciała jednak opuszczać tego miejsca, zdążyła już polubić złotowłosą. Jednak to wszystko, co kłębiło się w myślach skrzydlatej, przycichło i niczym zaczarowana słuchała piosenki.
Niespodziewanie coś się stało utalentowanej naturiance. I to wszystko się zatrzymało. Magia tkwiąca w głosie i nutach zniknęła, co sprawiło, iż fellarianka odzyskała pełną świadomość tego, co się wokół niej działo. Ze zdziwieniem odkryła, iż inni mieszkańcy również tego doświadczyli.
- Co się stało? Nic ci nie jest? – Zrobiła krótką przerwę, by nie zasypać Nivandii setkami pytań. – To było niezwykłe… I tak, lepiej mi nieco – uśmiechnęła się dziewczyna. – Nie wiem, gdzie ona może być i nie jest moją siostrą… może jeszcze śpi? – powiedziała niepewnie.
Aurea westchnęła, znów przychodziły jej same czarne myśli, dodatkowo coś nie tak działo się z jej koleżanką, ale tym razem wpadł na pomysł. Z pomocą magii istnienia stworzyła flet. Przyjrzała mu się i zaczęła grać, starała się powtórzyć tę melodię, którą wygrywała syrenka. O dziwo całkiem dobrze jej szło. Zdaje się, iż odkryła w sobie talent muzyczny. Starała się nieco zmieniać wygrywaną melodię, owszem, niedociągnięcia istniały, nigdy nie myślała o tym, iż to takie niezwykłe zajęcie i dopiero teraz zaczynała. Przerwała w pewnym momencie i spojrzała na złotowłosą, chcąc ocenić jak się czuje. Miała zamiar zadać jej ważne pytanie.
- Nivandii, chyba będę musiała sprawdzić, czy wszystko w porządku w mojej wiosce… Jednakże nie wiem co zrobić, może poczekać jeszcze czy może gdybyś poszła ze mną… - fellarianka miała nadzieję, że w miarę logicznie sformułowała pytanie.
Tymczasem Bellum kłapną paszczą w geście ziewnięcia i rozprostował skrzydła, rozłożone pięknie się prezentowały. Gdyby jakiś dzieciak w czasie deszczu pod nimi usiadł, miałby dobry parasol.
- Saerahen
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leśny elf
- Profesje:
- Kontakt:
Jego mentor miał zdecydowaną rację. Sytuacja była naprawdę beznadziejna. Pomimo największych wysiłków elf nie mógł wymyślić niczego, co mogłoby mu pomóc. O kradzieży jakiegoś środka transportu raczej nie miał co marzyć, lew też nie wchodził w grę, bestia była zbyt dobrze wytrenowana, pieszo poszedłby w ostateczności. Zresztą i tak nie miał bladego pojęcia, gdzie się znajduje, ani jak dojść do jakiegokolwiek miasta. W takim Fargoth to Saerahen mógłby iść po uliczkach z zamkniętymi oczami, ale w dziczy kompletnie się nie orientował. Zazwyczaj jego podróże ograniczały się do kurczowego trzymania się dróg lub zawierzeniu osobom lepiej zapoznanym. A teraz? ”Teraz jestem zdany na siebie.”
Elf ruszył przed siebie, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Doskonale znał postawę oraz mimikę osoby, która właśnie w tym miejscu powinna być. Na scenie wielokroć była potrzebna, poza nią o wiele częściej. Zmiennokształtny nie potrafił tego wytłumaczyć, ale większość ludzi, widząc go gdy to robił, zazwyczaj tak po prostu go akceptowała. Rzecz jasna poza sytuacjami wyjątkowymi, o tych nie było nawet co wspominać.
Szybko zrozumiał, że nie ma bladego pojęcia, dokąd idzie. Nie potrafił zapamiętać żadnego charakterystycznego miejsca czy drogi, gdyby chociaż miał wrażenie, że chodzi w kółko... wtedy przynajmniej wiedziałby, że nie ma się czego obawiać. A tak parł wciąż w nieznane, pewien, że za chwilę wkroczy w naprawdę nieodpowiednie miejsce. W miastach przynajmniej byli żebracy, którzy mogli wskazać właściwą drogę. I o wiele więcej.
Nagle z pewną dozą niepokoju stwierdził, że ktoś go śledzi. Lata praktyki sprawiły, że odruchowo sięgnął po sztylet, jednakże jego dłoń natrafiła na pustkę. ”Cholera!” Wstrzymał powietrze, przyjął odpowiedni wyraz twarzy, wypuścił powietrze, po czym odwrócił się. Z ulgą zauważył, że to tylko jakiś młodzieniec, którego widział zresztą już wcześniej, a nie jakiś rzezimieszek. ”No tak, przecież nie jestem w mieście. Życie na wsi zaprawdę jest nudne.”
- Nie jestem zainteresowana – powiedział elf, kiedy młodzieniec się do niego zbliżył. Ten zdziwił się.
- Co...?
- Charakterystyczny błysk w oku, wyraz twarzy, no i ta postawa mówiąca „Jestem panem świata, a ty moją klaczą.” Daj sobie lepiej spokój.
Saerahen chciał się odwrócić, ale młodzieniec złapał go za rękę. Wieśniak naprawdę miał teraz szczęście, że elf nie miał przy sobie broni.
- Daj spokój, widzę przecież, że nie jesteś tutejsza – powiedział mężczyzna. - Chciałbym oprowadzić cię po okolicy, zobaczysz kilka ładnych widoków.
- Ty pewnie też chciałbyś kilka zobaczyć, co? - mruknął elf.
- Ależ moja pani...
Saerahen powstrzymał się od odpowiedzenia „nie jestem niczyją panią”. To było zdecydowanie zbyt spopularyzowane. Choć wątpił, aby wieśniak miał okazję wcześniej słyszeć. Z drugiej jednak strony coś mu zaświtało w głowie.
- A więc jestem teraz twoją panią, hm? Spełnisz moje życzenie?
- Co tylko sobie zażyczysz.
- Więc przynieś mi mleko lwa – powiedział Saerahen, powstrzymując się od śmiechu.
- Czego?
- Lwa. Widziałeś, jak taki stwór niedawno przyleciał i przyniósł ze sobą trzy osoby?
- A... to o to bydlę się rozchodzi. To... - Młodzieniec przełknął ślinę. - To to da się doić?
- Oczywiście, jak krowę czy kozę.
- No nie wiem...
- Mówiłeś, że jestem twoją panią... - Saerahen naprawdę cieszył się, że nikt, kogo znał, nie mógł przypatrywać się tej scenie.
- Dobrze, zaraz wracam. Tylko tu zaczekaj.
Młodzieniec zniknął z jego zasięgu wzroku. Elf odetchnął z ulgą i usiadł na ziemi. Rozsądek nakazywałby oddalić się od miejsca zbrodni, ale z drugiej strony myśl o przekonaniu się, jaki efekt dadzą jego działania, była zbyt kusząca.
Elf ruszył przed siebie, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Doskonale znał postawę oraz mimikę osoby, która właśnie w tym miejscu powinna być. Na scenie wielokroć była potrzebna, poza nią o wiele częściej. Zmiennokształtny nie potrafił tego wytłumaczyć, ale większość ludzi, widząc go gdy to robił, zazwyczaj tak po prostu go akceptowała. Rzecz jasna poza sytuacjami wyjątkowymi, o tych nie było nawet co wspominać.
Szybko zrozumiał, że nie ma bladego pojęcia, dokąd idzie. Nie potrafił zapamiętać żadnego charakterystycznego miejsca czy drogi, gdyby chociaż miał wrażenie, że chodzi w kółko... wtedy przynajmniej wiedziałby, że nie ma się czego obawiać. A tak parł wciąż w nieznane, pewien, że za chwilę wkroczy w naprawdę nieodpowiednie miejsce. W miastach przynajmniej byli żebracy, którzy mogli wskazać właściwą drogę. I o wiele więcej.
Nagle z pewną dozą niepokoju stwierdził, że ktoś go śledzi. Lata praktyki sprawiły, że odruchowo sięgnął po sztylet, jednakże jego dłoń natrafiła na pustkę. ”Cholera!” Wstrzymał powietrze, przyjął odpowiedni wyraz twarzy, wypuścił powietrze, po czym odwrócił się. Z ulgą zauważył, że to tylko jakiś młodzieniec, którego widział zresztą już wcześniej, a nie jakiś rzezimieszek. ”No tak, przecież nie jestem w mieście. Życie na wsi zaprawdę jest nudne.”
- Nie jestem zainteresowana – powiedział elf, kiedy młodzieniec się do niego zbliżył. Ten zdziwił się.
- Co...?
- Charakterystyczny błysk w oku, wyraz twarzy, no i ta postawa mówiąca „Jestem panem świata, a ty moją klaczą.” Daj sobie lepiej spokój.
Saerahen chciał się odwrócić, ale młodzieniec złapał go za rękę. Wieśniak naprawdę miał teraz szczęście, że elf nie miał przy sobie broni.
- Daj spokój, widzę przecież, że nie jesteś tutejsza – powiedział mężczyzna. - Chciałbym oprowadzić cię po okolicy, zobaczysz kilka ładnych widoków.
- Ty pewnie też chciałbyś kilka zobaczyć, co? - mruknął elf.
- Ależ moja pani...
Saerahen powstrzymał się od odpowiedzenia „nie jestem niczyją panią”. To było zdecydowanie zbyt spopularyzowane. Choć wątpił, aby wieśniak miał okazję wcześniej słyszeć. Z drugiej jednak strony coś mu zaświtało w głowie.
- A więc jestem teraz twoją panią, hm? Spełnisz moje życzenie?
- Co tylko sobie zażyczysz.
- Więc przynieś mi mleko lwa – powiedział Saerahen, powstrzymując się od śmiechu.
- Czego?
- Lwa. Widziałeś, jak taki stwór niedawno przyleciał i przyniósł ze sobą trzy osoby?
- A... to o to bydlę się rozchodzi. To... - Młodzieniec przełknął ślinę. - To to da się doić?
- Oczywiście, jak krowę czy kozę.
- No nie wiem...
- Mówiłeś, że jestem twoją panią... - Saerahen naprawdę cieszył się, że nikt, kogo znał, nie mógł przypatrywać się tej scenie.
- Dobrze, zaraz wracam. Tylko tu zaczekaj.
Młodzieniec zniknął z jego zasięgu wzroku. Elf odetchnął z ulgą i usiadł na ziemi. Rozsądek nakazywałby oddalić się od miejsca zbrodni, ale z drugiej strony myśl o przekonaniu się, jaki efekt dadzą jego działania, była zbyt kusząca.
- Niviandi
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 135
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Syrena
- Profesje: Arystokrata , Artysta
- Kontakt:
- W porządku… - odpowiedziała złotowłosa, ale zimna kropla potu spłynęła jej po zewnętrznej części twarzy. Uśmiechnęła się do dziewczyny przyjaźnie. Chwilę później z mikrocząsteczek i magicznego pyłku powstał flet w dłoniach fellerianki. Niviandi przypatrywała się towarzyszce z niebywałym zaskoczeniem i podziwem. Niesamowite, że potrafiła stworzyć tak przepiękne rzeczy z… samej magii.
Syrenka na flecie grać potrafiła, dlatego łatwo przyszła jej ocena umiejętności Aurei. Miała talent, chociaż w oczach księżniczki musiała jeszcze długo poćwiczyć. Od czegoś jednak trzeba zawsze zacząć! Zaklaskała pochwalnie na występ skrzydlatej.
- Jeszcze musisz poćwiczyć, ale widzę tu rodzący się zalążek talentu! Hihi!
Spojrzała zaskoczona ostatnimi słowami ciemnowłosej.
- Ja? – spytała jakby samą siebie, szukając wzrokiem po okolicy kogoś bardziej logicznego do pomocy. –Oj, nie wiem czy jestem odpowiednią osobą… Nie umiem walczyć i nienawidzę długich podróży… Nogi mnie bolą po dwóch godzinach chodzenia… Ja nawet nie umiem prać! - zauważyła uśmiechając się nerwowo. – Ahm… - Spuściła nieśmiało wzrok. – A właściwie… skąd jest twoje pochodzenie? Najpierw to musimy się wydostać chyba stąd… - zauważyła spoglądając na korony drzew.
Wnet pojawił się oddany swojej pannie mężczyzna szukający stwora, a raczej tego co może mu podarować. Był bardzo zestresowany swoim zadaniem, ale stres pokonywało zdeterminowanie.
Pupil odczuł obecność nieznajomego, ale początkowo się nim nie przejmował. W końcu wokół było jeszcze mnóstwo innych osób chadzających po drogach czy krzakach. Uniósł swój wielki łeb dopiero gdy gość zbliżył się o wiele bardziej niż pozostała część społeczeństwa. Patrzył ciekawsko na poszukiwacza, który bacznie go oglądał, co tylko wywołało uczucie dezorientacji w zwierzęciu. Szczególnie hybryda mogła poczuć się nieswojsko, gdy ten starał się dostrzec cokolwiek na brzuchu a nawet między nogami. Lew przekręcił się na brzuch zakrywając nogą, nieco niby nieśmiało, ale w oczach zrodził się gniew i irytacja.
- No, no lewku… Nic ci nie zrobię, chce tylko cię pogłaskać… - zapewniał mężczyzna wyciągając dłoń w stronę grzywy. Zwierzak z początku niechętnie i z odrazą odsunął łepetynę. Czując jednak troskliwy gest jeszcze na moment zwątpił w istniejące niebezpieczeństwo. Uśmiechał się do pupila życzliwe, a ten w końcu i odwzajemnił jego uczucia. Radość w oczach zwierzaka szybko jednak zgasła, gdy ręka nieznajomego chciała powędrować gdzie indziej… nieco niżej… Bellum jednak sprytniejszy szybko zareagował. Nie wiedział kompletnie o co chodzi facetowi, ale dziwna atmosfera w powietrzu z pewnością nie zapowiadała niczego dobrego. Momentalnie wstał odpychając i rycząc na gościa. Zwrócił się na czterech łapach w jego stronę ukazując zębiska. Skrzydła rozpostarły się we wściekłości, ale na twarzy zwierzaka malowało się niezrozumienie. O co w tym wszystkim chodziło? Z pewnością tak by pomyślał.
Zdarzenie to wywołało reakcję osób trzecich. Kobiety zapiszczały w strachu, a mężczyźni już zwarci byli do ataku i obrony swojej wioski.
- Och… Nie, nie, nie! – stanęła syrenka w obronie lwa. - Nie róbcie mu krzywdy! Nic się nie stało… Nie chce was zaatakować! Tylko… właściwie… - Spojrzała na obcego. – Co się tutaj dzieje?
- Ja chciałem tylko…tylko…
„Mleko lwa?” czy to nie durnie zabrzmiało w jego głowie?
- On… Ja chciałem go tylko pogłaskać!
Syrenka na flecie grać potrafiła, dlatego łatwo przyszła jej ocena umiejętności Aurei. Miała talent, chociaż w oczach księżniczki musiała jeszcze długo poćwiczyć. Od czegoś jednak trzeba zawsze zacząć! Zaklaskała pochwalnie na występ skrzydlatej.
- Jeszcze musisz poćwiczyć, ale widzę tu rodzący się zalążek talentu! Hihi!
Spojrzała zaskoczona ostatnimi słowami ciemnowłosej.
- Ja? – spytała jakby samą siebie, szukając wzrokiem po okolicy kogoś bardziej logicznego do pomocy. –Oj, nie wiem czy jestem odpowiednią osobą… Nie umiem walczyć i nienawidzę długich podróży… Nogi mnie bolą po dwóch godzinach chodzenia… Ja nawet nie umiem prać! - zauważyła uśmiechając się nerwowo. – Ahm… - Spuściła nieśmiało wzrok. – A właściwie… skąd jest twoje pochodzenie? Najpierw to musimy się wydostać chyba stąd… - zauważyła spoglądając na korony drzew.
Wnet pojawił się oddany swojej pannie mężczyzna szukający stwora, a raczej tego co może mu podarować. Był bardzo zestresowany swoim zadaniem, ale stres pokonywało zdeterminowanie.
Pupil odczuł obecność nieznajomego, ale początkowo się nim nie przejmował. W końcu wokół było jeszcze mnóstwo innych osób chadzających po drogach czy krzakach. Uniósł swój wielki łeb dopiero gdy gość zbliżył się o wiele bardziej niż pozostała część społeczeństwa. Patrzył ciekawsko na poszukiwacza, który bacznie go oglądał, co tylko wywołało uczucie dezorientacji w zwierzęciu. Szczególnie hybryda mogła poczuć się nieswojsko, gdy ten starał się dostrzec cokolwiek na brzuchu a nawet między nogami. Lew przekręcił się na brzuch zakrywając nogą, nieco niby nieśmiało, ale w oczach zrodził się gniew i irytacja.
- No, no lewku… Nic ci nie zrobię, chce tylko cię pogłaskać… - zapewniał mężczyzna wyciągając dłoń w stronę grzywy. Zwierzak z początku niechętnie i z odrazą odsunął łepetynę. Czując jednak troskliwy gest jeszcze na moment zwątpił w istniejące niebezpieczeństwo. Uśmiechał się do pupila życzliwe, a ten w końcu i odwzajemnił jego uczucia. Radość w oczach zwierzaka szybko jednak zgasła, gdy ręka nieznajomego chciała powędrować gdzie indziej… nieco niżej… Bellum jednak sprytniejszy szybko zareagował. Nie wiedział kompletnie o co chodzi facetowi, ale dziwna atmosfera w powietrzu z pewnością nie zapowiadała niczego dobrego. Momentalnie wstał odpychając i rycząc na gościa. Zwrócił się na czterech łapach w jego stronę ukazując zębiska. Skrzydła rozpostarły się we wściekłości, ale na twarzy zwierzaka malowało się niezrozumienie. O co w tym wszystkim chodziło? Z pewnością tak by pomyślał.
Zdarzenie to wywołało reakcję osób trzecich. Kobiety zapiszczały w strachu, a mężczyźni już zwarci byli do ataku i obrony swojej wioski.
- Och… Nie, nie, nie! – stanęła syrenka w obronie lwa. - Nie róbcie mu krzywdy! Nic się nie stało… Nie chce was zaatakować! Tylko… właściwie… - Spojrzała na obcego. – Co się tutaj dzieje?
- Ja chciałem tylko…tylko…
„Mleko lwa?” czy to nie durnie zabrzmiało w jego głowie?
- On… Ja chciałem go tylko pogłaskać!
- Aurea
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 73
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Fellarian
- Profesje: Wędrowiec
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
- To dobrze. – Aurea odwzajemniła uśmiech syrenki. – Oj będę ćwiczyć, kiedy tylko się da! Naprawdę tak myślisz, że mogę mieć talent? – uradowała się dziewczyna, ściskając w dłoni swój nowy flet, stworzony z magii.
Fellarianka westchnęła, widząc, iż Niv jednak nie jest zbytnio chętna do pomocy, ale postanowiła coś sprawdzić. Skrzydlata wsłuchała się w aurę swej koleżanki. Słyszała dość głośny szum fal, oczywiste było, iż oznacza to magia wody.
- Znasz magię wody i z tego, co słyszałam, całkiem dobrze nią władasz, w mej wizji widziałam ogień… A dotrzeć, Bellum mógłby być wierzchowcem, nie bój się, mógłby iść, nie lecieć. No i ja jestem z Gór Fellarionu… Zgaduję, iż podróż na własną rękę nie byłaby najlepszym rozwiązaniem? To może… Może jakiś portal, czarodziej… - zamyśliła się dziewczyna.
Naturianka zaabsorbowana przez rozmowę z Niv, nawet nie zauważyła, że do Belluma podszedł jakiś mężczyzna i zachowywał się nieco dziwnie. Jednak gdy typowe wiejskie odgłosy zastąpił ryk rozjuszonego lwa, Aurea natychmiast podeszła do niego nie zważając na ból nóg. Może gdyby wcześniej z niego nie schodziła, zapobiegłoby się takiej sytuacji.
- No już Bellum, spokojnie, co się stało? – żałowała, iż nie zna mowy zwierząt, może dałoby się jej nauczyć, tylko potrzebny by był ktoś to umiejący. Zajęła się więc głaskaniem lwa po białej grzywie, który nadal stał w bojowej pozie.
Mieszkańcom się to nie spodobało ani trochę. Właścicielka skrzydlatego lwa nie ukrywała zmartwienia. Co, jeśli ich wyrzucą z wioski albo co gorsza, zechcą zabić ową bestię, która w rzeczywistości jest tylko niegroźnym, przerośniętym kociakiem. Ucieszyła się, widząc, iż jej koleżanka staję w obronie jej zwierzaka.
- Dziękuję, Nivandii – szepnęła.
Odpowiedź mężczyzny zaś ją zbiła z tropu. To kompletnie nie pasowało.
- Chciałeś go tylko pogłaskać? Znam swojego towarzysza, jest ze mną od czasu, gdy byłam jeszcze dzieckiem i wiem, że nigdy, ale to nigdy nie zareagowałby w ten sposób, tylko dlatego, że ktoś, na kogo nie jest z jakieś powodu zły, chciał go pogłaskać! Daję słowo!
" Jestem pewna, że ten mój sobowtór maczał w tym paluchy…" - pomyślała dziewczyna.
Bellum zaś zadowolony z głaskania, złożył skrzydła, przestał warczeć, jednakże wciąż nieufnie spoglądał na mężczyznę, któremu teraz nie pozwoli zbliżyć się choćby odrobinę do niego lub do Aurey. Naturianka usiadła na jego grzbiecie, prezentując, jak jest nieszkodliwy, a zarazem dając odpocząć swym, niedziałającym jak należy, nogom. "Gdzie jest ten oszust?" – myślała, rozglądając się, przecież znaleźć kogoś, kto wygląda jak ona, raczej trudne nie jest, nie wzięła jednak pod uwagę, iż mógł przybrać jakąś inną postać.
Fellarianka westchnęła, widząc, iż Niv jednak nie jest zbytnio chętna do pomocy, ale postanowiła coś sprawdzić. Skrzydlata wsłuchała się w aurę swej koleżanki. Słyszała dość głośny szum fal, oczywiste było, iż oznacza to magia wody.
- Znasz magię wody i z tego, co słyszałam, całkiem dobrze nią władasz, w mej wizji widziałam ogień… A dotrzeć, Bellum mógłby być wierzchowcem, nie bój się, mógłby iść, nie lecieć. No i ja jestem z Gór Fellarionu… Zgaduję, iż podróż na własną rękę nie byłaby najlepszym rozwiązaniem? To może… Może jakiś portal, czarodziej… - zamyśliła się dziewczyna.
Naturianka zaabsorbowana przez rozmowę z Niv, nawet nie zauważyła, że do Belluma podszedł jakiś mężczyzna i zachowywał się nieco dziwnie. Jednak gdy typowe wiejskie odgłosy zastąpił ryk rozjuszonego lwa, Aurea natychmiast podeszła do niego nie zważając na ból nóg. Może gdyby wcześniej z niego nie schodziła, zapobiegłoby się takiej sytuacji.
- No już Bellum, spokojnie, co się stało? – żałowała, iż nie zna mowy zwierząt, może dałoby się jej nauczyć, tylko potrzebny by był ktoś to umiejący. Zajęła się więc głaskaniem lwa po białej grzywie, który nadal stał w bojowej pozie.
Mieszkańcom się to nie spodobało ani trochę. Właścicielka skrzydlatego lwa nie ukrywała zmartwienia. Co, jeśli ich wyrzucą z wioski albo co gorsza, zechcą zabić ową bestię, która w rzeczywistości jest tylko niegroźnym, przerośniętym kociakiem. Ucieszyła się, widząc, iż jej koleżanka staję w obronie jej zwierzaka.
- Dziękuję, Nivandii – szepnęła.
Odpowiedź mężczyzny zaś ją zbiła z tropu. To kompletnie nie pasowało.
- Chciałeś go tylko pogłaskać? Znam swojego towarzysza, jest ze mną od czasu, gdy byłam jeszcze dzieckiem i wiem, że nigdy, ale to nigdy nie zareagowałby w ten sposób, tylko dlatego, że ktoś, na kogo nie jest z jakieś powodu zły, chciał go pogłaskać! Daję słowo!
" Jestem pewna, że ten mój sobowtór maczał w tym paluchy…" - pomyślała dziewczyna.
Bellum zaś zadowolony z głaskania, złożył skrzydła, przestał warczeć, jednakże wciąż nieufnie spoglądał na mężczyznę, któremu teraz nie pozwoli zbliżyć się choćby odrobinę do niego lub do Aurey. Naturianka usiadła na jego grzbiecie, prezentując, jak jest nieszkodliwy, a zarazem dając odpocząć swym, niedziałającym jak należy, nogom. "Gdzie jest ten oszust?" – myślała, rozglądając się, przecież znaleźć kogoś, kto wygląda jak ona, raczej trudne nie jest, nie wzięła jednak pod uwagę, iż mógł przybrać jakąś inną postać.
- Saerahen
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Leśny elf
- Profesje:
- Kontakt:
Ziemia niedługo potem zrobiła się zdecydowanie zbyt niewygodna. Saerahen nie był przyzwyczajony do takiego siedziska, o wiele bardziej wolał chociażby coś drewnianego, nie mówiąc już o czymś miękkim. Zdecydowanie powinien się ruszyć. Nie miał pojęcia, w jakiej części wioski znajduje się latający lew ani ile zajmie młodzieńcowi zrozumienie, że tego czegoś nie da się wydoić. Chyba. Elf niewiele wiedział o lwach, a nuż rzeczywiście dają mleko? Cóż, wtedy dosyć interesujące byłoby napicie się czegoś takiego. Tak czy owak, wstał i rozejrzał się po okolicy. Ujrzał uchylone drzwi jakiegoś wielkiego budynku i zajrzał do środka. Nie znał się zbytnio na wiejskich zabudowaniach, ale to była chyba stodoła. Znajdowało się tutaj pełno rupieci, mnóstwo siana no i pełno wszelakich innych materiałów czy surowców – od drewnianych desek zaczynając, na ziarnie kończąc. Zauważył nawet w połowie zapełnioną butelkę stojącą na jakimś meblu, której nazwy Saerahen nawet nie znał. Podniósł ją i napił się odrobinę. Skrzywił się i wypluł zawartość. Nawet alkohol tutaj był kiepski. Ale w sumie... W głowie elfa narodził się pewien zalążek planu. Wylał zawartość butelki w kąt i ustawił ją tak, aby mieć ją w zasięgu ręki. Sam zaś oparł się o uchylone drzwi stodoły tak, aby było go doskonale widać z ulicy.
Niedługo potem pojawił się młodzieniec. Szedł naburmuszony i z pustymi rękami, najwidoczniej nie udało mu się niczego zdobyć. Kiedy go zauważył, zbliżył się.
- Okłamałaś mnie! - zarzucił na starcie.
- Co, niemożliwe. - Saerahen doskonale znał tę postać, wielokroć z niej korzystał. Wiedział, jak powinno się uśmiechnąć. - Wybacz, byłam pewna. Och, pewnie musiałeś strasznie najeść się wstydu.
- Och, to nic takiego. - Młodzieniec zmieszał się, zaskoczony tak nagłą zmianą nastawienia. Przybliżył się, na jego twarzy widać było zagubienie. Zbliżył się. ”Doskonale.”
- Chciałabym ci to zadośćuczynić – chwycił go za strój i przyciągnął. Początkowo chciał, aby ich usta się spotkały i w delikatny sposób ustawić go dostatecznie blisko, jednakże młodzieniec był tak zdziwiony, że w ogóle nie stawiał oporu. Bez problemu znalazł się w pozycji, w której możliwe stało się zrobienie tego, co sobie zamierzył. Chwycił butelkę i roztrzaskał ją o jego głowę. Ten zachował przytomność, choć bardzo go zamroczyło. Dlatego też elf uderzył jego czołem o ścianę. Po tym już bez wątpliwości zapadł się w ciemność.
Gdy się obudził, ujrzał przed sobą zadziwiający widok. Oto jego doskonała kopia w jego własnych ubraniach chodziła w kółko pośrodku pomieszczenia, zaś on sam, związany i zakneblowany siedział na krześle. Spróbował coś powiedzieć, ale dało się dosłyszeć tylko jego stłamszony mamrot.
- Za chwilę zdejmę z ciebie knebel, a ty nie wrzaśniesz na całą wioskę, a jedynie opowiesz mi o sobie wszystko – oznajmił Saerahen, a widząc wzrok młodzieńca, dalej mówił. - Zrobisz to, ponieważ jestem aniołem ducha, wysłanym tu przez Pana, aby spalić wszelkie owoce zła w tej osadzie.
Oczy młodzieńca rozszerzyły się z przerażenia. Najwidoczniej miał coś na sumieniu. Doskonale. Tak wiele do wykorzystania.
- Jeśli się sprzeciwisz, Pan wyśle cię na dno Piekieł. Wiem, gdyż on jest mą wolą, a ja narzędziem jego myśli. Jeśli zaś wspomożesz tę najświętszą sprawę, masz zagwarantowane odpuszczenie grzechów oraz życie w Niebie.
Dalsza współpraca poszła zaskakująco łatwo. Młodzieniec wyśpiewał wszystko na swój temat. Nazywał się Nerant, był synem Neranta oraz Hidgryldy. Nie trudnił się niczym szczególnym, ale w wiosce miał niezłą reputację, zwłaszcza wśród płci pięknej. Zazwyczaj jednak ignorowano jego obecność, denerwowało go to, że nikt nie zwraca na niego uwagi. Doskonały wręcz zbieg okoliczności! Trochę zajęło Saerahenowi nauczenie się jego mimiki oraz sposobu chodzenia (Nerant tak bardzo uwierzył, że jest wysłańcem Nieba, iż był w stanie zrobić wszystko, aby tylko spełnić zachcianki drugiego siebie. Nie zastanawiał się nawet, dlaczego anioł wygląda tak samo, jak on. Może sobie jakoś to wyjaśniał, bojąc się spytać?), ale warte to było poświęconego czasu. Dosyć szybko stał się niemal idealną kopią Neranta. Wątpił, że ten dał radę rzeczywiście przekazać mu wszystko, obawiał się iż trafi na jakiś niby nieistotny szczegół, który go zdradzi, ale nie pozostawało mu nic innego. Co teraz? Wyszedł na ulicę, zachowując się dokładnie tak jak standardowy Nerant.
Niedługo potem pojawił się młodzieniec. Szedł naburmuszony i z pustymi rękami, najwidoczniej nie udało mu się niczego zdobyć. Kiedy go zauważył, zbliżył się.
- Okłamałaś mnie! - zarzucił na starcie.
- Co, niemożliwe. - Saerahen doskonale znał tę postać, wielokroć z niej korzystał. Wiedział, jak powinno się uśmiechnąć. - Wybacz, byłam pewna. Och, pewnie musiałeś strasznie najeść się wstydu.
- Och, to nic takiego. - Młodzieniec zmieszał się, zaskoczony tak nagłą zmianą nastawienia. Przybliżył się, na jego twarzy widać było zagubienie. Zbliżył się. ”Doskonale.”
- Chciałabym ci to zadośćuczynić – chwycił go za strój i przyciągnął. Początkowo chciał, aby ich usta się spotkały i w delikatny sposób ustawić go dostatecznie blisko, jednakże młodzieniec był tak zdziwiony, że w ogóle nie stawiał oporu. Bez problemu znalazł się w pozycji, w której możliwe stało się zrobienie tego, co sobie zamierzył. Chwycił butelkę i roztrzaskał ją o jego głowę. Ten zachował przytomność, choć bardzo go zamroczyło. Dlatego też elf uderzył jego czołem o ścianę. Po tym już bez wątpliwości zapadł się w ciemność.
Gdy się obudził, ujrzał przed sobą zadziwiający widok. Oto jego doskonała kopia w jego własnych ubraniach chodziła w kółko pośrodku pomieszczenia, zaś on sam, związany i zakneblowany siedział na krześle. Spróbował coś powiedzieć, ale dało się dosłyszeć tylko jego stłamszony mamrot.
- Za chwilę zdejmę z ciebie knebel, a ty nie wrzaśniesz na całą wioskę, a jedynie opowiesz mi o sobie wszystko – oznajmił Saerahen, a widząc wzrok młodzieńca, dalej mówił. - Zrobisz to, ponieważ jestem aniołem ducha, wysłanym tu przez Pana, aby spalić wszelkie owoce zła w tej osadzie.
Oczy młodzieńca rozszerzyły się z przerażenia. Najwidoczniej miał coś na sumieniu. Doskonale. Tak wiele do wykorzystania.
- Jeśli się sprzeciwisz, Pan wyśle cię na dno Piekieł. Wiem, gdyż on jest mą wolą, a ja narzędziem jego myśli. Jeśli zaś wspomożesz tę najświętszą sprawę, masz zagwarantowane odpuszczenie grzechów oraz życie w Niebie.
Dalsza współpraca poszła zaskakująco łatwo. Młodzieniec wyśpiewał wszystko na swój temat. Nazywał się Nerant, był synem Neranta oraz Hidgryldy. Nie trudnił się niczym szczególnym, ale w wiosce miał niezłą reputację, zwłaszcza wśród płci pięknej. Zazwyczaj jednak ignorowano jego obecność, denerwowało go to, że nikt nie zwraca na niego uwagi. Doskonały wręcz zbieg okoliczności! Trochę zajęło Saerahenowi nauczenie się jego mimiki oraz sposobu chodzenia (Nerant tak bardzo uwierzył, że jest wysłańcem Nieba, iż był w stanie zrobić wszystko, aby tylko spełnić zachcianki drugiego siebie. Nie zastanawiał się nawet, dlaczego anioł wygląda tak samo, jak on. Może sobie jakoś to wyjaśniał, bojąc się spytać?), ale warte to było poświęconego czasu. Dosyć szybko stał się niemal idealną kopią Neranta. Wątpił, że ten dał radę rzeczywiście przekazać mu wszystko, obawiał się iż trafi na jakiś niby nieistotny szczegół, który go zdradzi, ale nie pozostawało mu nic innego. Co teraz? Wyszedł na ulicę, zachowując się dokładnie tak jak standardowy Nerant.
- Niviandi
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 135
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Syrena
- Profesje: Arystokrata , Artysta
- Kontakt:
- Och tak, spokojnie. Lata praktyki czynią mistrza! – zapewniała syrenka.
- Cóż… moja magia wody może i jest na wysokim poziomie, aczkolwiek… - Skrzywiła niepewnie minę złotowłosa. – Nie umiem walczyć…ja nie jestem od walczenia. Uech… - Machnęła po królewsku ręką. - Mogę ci w jakiś sposób pomóc, ale sama widziałaś… Że nie daję sobie samodzielnie rady. Pomożemy sobie nawzajem, wydostaniemy się stąd, a później to już zależy gdzie trafimy… w niektórych miejscowościach mam dobrych przyjaciół. Może oni ci pomogą? - wyszeptała na ucho do fellerianki. Niviandi naprawdę nie wyobrażała sobie ruszyć palcem w samoobronie, a co dopiero do pomocy komuś! Jeszcze się spoci, włosy się splączą, albo co gorsza się ubrudzi!
A skoro mowa o warunkach higienicznych, dawno nie brała wyśmienitej kąpieli!
Gdy towarzystwo wokół niepewnie patrzyło na lwa, Niviandi od razu podjęła próbę złagodzenia atmosfery.
- Jesteśmy zachwyceni waszymi dziełami! Ale odrobinę… zestresowani nowym miejscem. Szczególnie to widać zawsze po zwierzętach. –Uśmiechnęła się łagodnie opętując mieszkańców swoim niebywałym urokiem. – Pozwólcie, że udami się do Ramii. Waszej miejscowej uzdrowicielki. Zapewne zna jakieś środki relaksujące. Pielęgnacja grzywy również przyda się naszemu niemałemu przyjacielowi… hihi… -Podrapała Belluma za uszkiem, chociaż w głębi duszy modliła się o zachowanie całej dłoni. Stwór mimo pozytywnego nastawienia wobec syrenki ani trochę nie łagodził wewnętrznego strachu jakim się karmiła.
Ruszyła więc w stronę namiotu, w którym się obudziły prowadząc za sobą Aureę i Belluma. Zapewne będzie tam Ramii. Może zdobędzie jej zaufanie i wydostaną się w jak najszybszy, możliwy sposób? A poza tym, pewnie ma gdzieś wśród tych swoich szklanych przedmiotów lawendę lub inne rośliny, które urozmaicą wspólną kąpiel dziewcząt. Złotowłosa nie mogła już znieść morskiej wody na swojej skórze. Chciała oddychać, być wolna i czysta!
- Mam nadzieję, że wspólna kąpiel trochę nas odpręży przed ewakuacją z owego miejsca. Zgadasz się na taki układ? – I posłała swojej towarzyszce promienny uśmiech, gdzie odmowa złamałaby sumienie niejednej osoby.
Dziewczęta i zwierz zbliżali się do okolic placu, gdy po okolicy rozległ się gniewny wrzask.
- Nerant!... Nerant! – Głos brzmiał ciężko i ochryple. - Nerant! – Sstawał się coraz bardziej nerwowy. Niviandi była święcie przekonana, że należy on do mężczyzny. - NERANT DO JASNEJ CHOLERY!!! – Wtedy złotowłosa dojrzała… kobietę. A raczej babę o gabarytach z trzy razy większych od niej samej. Była wysoka, mosiężna z delikatnym nadmiarem tłuszczyku tu i ówdzie, ale też nie w kompletnej skrajności zaniedbania. – Nigdy go nie ma, gdy go wołają! No rzesz…! Wezwałaby go sam król, a by dupek ino jeden nie przyszedł na hejnał, raz dwa! – wściekała się szukając swego syna.
- Cóż… moja magia wody może i jest na wysokim poziomie, aczkolwiek… - Skrzywiła niepewnie minę złotowłosa. – Nie umiem walczyć…ja nie jestem od walczenia. Uech… - Machnęła po królewsku ręką. - Mogę ci w jakiś sposób pomóc, ale sama widziałaś… Że nie daję sobie samodzielnie rady. Pomożemy sobie nawzajem, wydostaniemy się stąd, a później to już zależy gdzie trafimy… w niektórych miejscowościach mam dobrych przyjaciół. Może oni ci pomogą? - wyszeptała na ucho do fellerianki. Niviandi naprawdę nie wyobrażała sobie ruszyć palcem w samoobronie, a co dopiero do pomocy komuś! Jeszcze się spoci, włosy się splączą, albo co gorsza się ubrudzi!
A skoro mowa o warunkach higienicznych, dawno nie brała wyśmienitej kąpieli!
Gdy towarzystwo wokół niepewnie patrzyło na lwa, Niviandi od razu podjęła próbę złagodzenia atmosfery.
- Jesteśmy zachwyceni waszymi dziełami! Ale odrobinę… zestresowani nowym miejscem. Szczególnie to widać zawsze po zwierzętach. –Uśmiechnęła się łagodnie opętując mieszkańców swoim niebywałym urokiem. – Pozwólcie, że udami się do Ramii. Waszej miejscowej uzdrowicielki. Zapewne zna jakieś środki relaksujące. Pielęgnacja grzywy również przyda się naszemu niemałemu przyjacielowi… hihi… -Podrapała Belluma za uszkiem, chociaż w głębi duszy modliła się o zachowanie całej dłoni. Stwór mimo pozytywnego nastawienia wobec syrenki ani trochę nie łagodził wewnętrznego strachu jakim się karmiła.
Ruszyła więc w stronę namiotu, w którym się obudziły prowadząc za sobą Aureę i Belluma. Zapewne będzie tam Ramii. Może zdobędzie jej zaufanie i wydostaną się w jak najszybszy, możliwy sposób? A poza tym, pewnie ma gdzieś wśród tych swoich szklanych przedmiotów lawendę lub inne rośliny, które urozmaicą wspólną kąpiel dziewcząt. Złotowłosa nie mogła już znieść morskiej wody na swojej skórze. Chciała oddychać, być wolna i czysta!
- Mam nadzieję, że wspólna kąpiel trochę nas odpręży przed ewakuacją z owego miejsca. Zgadasz się na taki układ? – I posłała swojej towarzyszce promienny uśmiech, gdzie odmowa złamałaby sumienie niejednej osoby.
Dziewczęta i zwierz zbliżali się do okolic placu, gdy po okolicy rozległ się gniewny wrzask.
- Nerant!... Nerant! – Głos brzmiał ciężko i ochryple. - Nerant! – Sstawał się coraz bardziej nerwowy. Niviandi była święcie przekonana, że należy on do mężczyzny. - NERANT DO JASNEJ CHOLERY!!! – Wtedy złotowłosa dojrzała… kobietę. A raczej babę o gabarytach z trzy razy większych od niej samej. Była wysoka, mosiężna z delikatnym nadmiarem tłuszczyku tu i ówdzie, ale też nie w kompletnej skrajności zaniedbania. – Nigdy go nie ma, gdy go wołają! No rzesz…! Wezwałaby go sam król, a by dupek ino jeden nie przyszedł na hejnał, raz dwa! – wściekała się szukając swego syna.
- Aurea
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 73
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Fellarian
- Profesje: Wędrowiec
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
- To cudownie! Będę musiała się nauczyć grać na wielu instrumentach, może tak będę zarabiać i podróżować poprzez świat – zamyśliła się Aurea. Mogłaby poznać tak wiele różnych ras, aż się uśmiechnęła. Mimo to nie wyłączyła się i nie przestała słuchać słów syrenki. – Och, ale nie musiałabyś, wystarczy ugaszenie ognia… Ale dobrze, najpierw zajmijmy się tym by opuścić to miejsce. Naprawdę? Byłoby mi niezmiernie miło, gdyby zechcieli pomóc.
W międzyczasie trzeba było usprawiedliwić Bogu ducha winnego lwa ze skrzydełkami. Zwierzak sam jakoś się zbytnio nie przejmował, co potwierdziło jego przeciągnięcie się i solidne ziewnięcie. Pokazał przy tym swoje ostre jak brzytwa pazury i równie groźnie wyglądające zębiska. Przy okazji rozłożył skrzydła tak szeroko, iż przypadkowo połaskotał piórkami Nivandii po nosku. Gdy syrenka pogłaskała lwa, ten zaczął się do niej łasić i lizać jej drobne raczki jak szalony. Widać naprawdę ją lubił. Aurea widząc niepokój Nivandii, odciągnęła lwa od niej i usiadła na jego grzbiecie, miętosząc jego białą grzywę. Po chwili wszyscy mogli usłyszeć dość głośne mruczenie. Potem ruszyli za naturianką do namiotu Ramii.
- Kąpiel, och tak, chętnie zanurzę się w ciepłej wodzie – rozmarzyła się dziewczyna. — Jasne, że się zgadzam. – Odwzajemniła uśmiech.
Niespodziewany krzyk zaciekawił nie tylko fellariankę, ale i Belluma. Po krótkiej chwili nasłuchiwania Aurea dostrzegła wołająca kobietę. Szukała jakiegoś Neranta.
- Może by jej pomóc? Nivandii? – spytała nieco nieśmiało.
Lew natomiast zatrzymał się, kłapnął paszczą, ponieważ ziewnął i zamiatał ogonem ziemię znudzony. Rozprostował skrzydła, sugerując, iż chętnie by sobie polatał, ale naturianka lekko klepnęła go po nich, dając do zrozumienia, że to nie czas na to.
Powietrze nagle przeszył solidny grzmot, a niebo pokryło się ciemnymi chmurami. Gdzieś w oddali coś błysnęło ze dwa razy i kolejny trzask. Rozpoczęła się ulewa. W jednej chwili dziewczyny były całkowicie mokre, natomiast lew warknął. Jak to kot, nie lubił wody i szybko rozejrzał się za schronieniem. Miał zamiar już gdzieś biec, ale postanowił zaczekać na jakikolwiek znak od którejś z dziewczyn.
W międzyczasie trzeba było usprawiedliwić Bogu ducha winnego lwa ze skrzydełkami. Zwierzak sam jakoś się zbytnio nie przejmował, co potwierdziło jego przeciągnięcie się i solidne ziewnięcie. Pokazał przy tym swoje ostre jak brzytwa pazury i równie groźnie wyglądające zębiska. Przy okazji rozłożył skrzydła tak szeroko, iż przypadkowo połaskotał piórkami Nivandii po nosku. Gdy syrenka pogłaskała lwa, ten zaczął się do niej łasić i lizać jej drobne raczki jak szalony. Widać naprawdę ją lubił. Aurea widząc niepokój Nivandii, odciągnęła lwa od niej i usiadła na jego grzbiecie, miętosząc jego białą grzywę. Po chwili wszyscy mogli usłyszeć dość głośne mruczenie. Potem ruszyli za naturianką do namiotu Ramii.
- Kąpiel, och tak, chętnie zanurzę się w ciepłej wodzie – rozmarzyła się dziewczyna. — Jasne, że się zgadzam. – Odwzajemniła uśmiech.
Niespodziewany krzyk zaciekawił nie tylko fellariankę, ale i Belluma. Po krótkiej chwili nasłuchiwania Aurea dostrzegła wołająca kobietę. Szukała jakiegoś Neranta.
- Może by jej pomóc? Nivandii? – spytała nieco nieśmiało.
Lew natomiast zatrzymał się, kłapnął paszczą, ponieważ ziewnął i zamiatał ogonem ziemię znudzony. Rozprostował skrzydła, sugerując, iż chętnie by sobie polatał, ale naturianka lekko klepnęła go po nich, dając do zrozumienia, że to nie czas na to.
Powietrze nagle przeszył solidny grzmot, a niebo pokryło się ciemnymi chmurami. Gdzieś w oddali coś błysnęło ze dwa razy i kolejny trzask. Rozpoczęła się ulewa. W jednej chwili dziewczyny były całkowicie mokre, natomiast lew warknął. Jak to kot, nie lubił wody i szybko rozejrzał się za schronieniem. Miał zamiar już gdzieś biec, ale postanowił zaczekać na jakikolwiek znak od którejś z dziewczyn.
- Pani Losu
- Splatający Przeznaczenie
- Posty: 637
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Wozy z towarem nie wyjeżdżały z wioski zbyt często, ale szczęśliwie dla Saerahena jeden z nich stał akurat gotowy do drogi. Zaprzęgnięty koń skubał w spokoju trawę, szarpiąc czasem lekko łbem w ogłowiu. Wóz załadowany był głównie skrzyniami, w których leżały starannie zwinięte chusty, dywaniki i serwetki, duma mieszkanek Loderein. Woźnica stał obok wozu pykając fajkę. Uśmiechnął się na widok znajomego chłopaka.
- Siemasz Nerant! – zawołał wesoło, a elf podszedł do niego, idealnie naśladując sposób poruszania się młodzieńca. Wdał się w rozmowę z mężczyzną, starając się nie zdradzić i korzystając z informacji udzielonych mu przez miejscowego chłopaka. Ustalił, że woźnica rusza zaraz z wioski i jedzie do miasta, dostarczyć zamówiony towar. Chwilę zajęło elfowi namówienie go, by zabrał chłopaka ze sobą. Woźnica zająknął się coś, że słyszał jak Neranta woła matka, ale mistrzowskie kłamstwa elfa szybko ugasiły jego niepokój. Nie spieszyło mu się specjalnie, ale naciskany wzruszył w końcu ramionami i zgasił fajkę. Co mu to robi za różnicę, kiedy wyjedzie? Nawet lepiej, szybciej w mieście, szybciej z powrotem. Niczego nieświadomy zaprosił chłopaka koło siebie na kozioł. Niech się dzieciak przejedzie, zobaczy kawałek świata. Nie będzie ich raptem dwa, może trzy dni. A skoro Nerant stwierdził, że rodzice wiedzą o jego małej wycieczce, kim on jest by wychowywać chłopaka. Zadowolony Saerahen skorzystał z okazji i umościł się wygodnie koło woźnicy. Po chwili wóz odjechał niezauważony przez nikogo ze wsi, kierując się do miasta.
- Siemasz Nerant! – zawołał wesoło, a elf podszedł do niego, idealnie naśladując sposób poruszania się młodzieńca. Wdał się w rozmowę z mężczyzną, starając się nie zdradzić i korzystając z informacji udzielonych mu przez miejscowego chłopaka. Ustalił, że woźnica rusza zaraz z wioski i jedzie do miasta, dostarczyć zamówiony towar. Chwilę zajęło elfowi namówienie go, by zabrał chłopaka ze sobą. Woźnica zająknął się coś, że słyszał jak Neranta woła matka, ale mistrzowskie kłamstwa elfa szybko ugasiły jego niepokój. Nie spieszyło mu się specjalnie, ale naciskany wzruszył w końcu ramionami i zgasił fajkę. Co mu to robi za różnicę, kiedy wyjedzie? Nawet lepiej, szybciej w mieście, szybciej z powrotem. Niczego nieświadomy zaprosił chłopaka koło siebie na kozioł. Niech się dzieciak przejedzie, zobaczy kawałek świata. Nie będzie ich raptem dwa, może trzy dni. A skoro Nerant stwierdził, że rodzice wiedzą o jego małej wycieczce, kim on jest by wychowywać chłopaka. Zadowolony Saerahen skorzystał z okazji i umościł się wygodnie koło woźnicy. Po chwili wóz odjechał niezauważony przez nikogo ze wsi, kierując się do miasta.
- Mathias
- Szukający drogi
- Posty: 43
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
- Kontakt:
Mathias podróżował już bez przerwy od kilku tygodni, nie zatrzymując się nigdzie na dłużej, nocując zazwyczaj na trakcie. Rozpalał sobie ognisko i po prostu kładł się na ziemi z płaszczem zwiniętym w rulon i wetkniętym pod głowę. Na kiju nad paleniskiem piekło się codziennie inne zwierzątko, a mężczyźnie więcej do szczęścia nie było potrzeba. Jakkolwiek doceniając uroki cywilizacji, z przyjemnością spędzał czas poza nią, na traktach mniej lub bardziej uczęszczanych. Teraz jednak postanowił, że jeśli napotka jakieś miasto po drodze, to zatrzyma się tam i przegrupuje się przed dalszą podróżą. Wychyli kufel piwa, góra pięć, i posłucha lokalnych plotek. A nuż znajdzie się coś dla niego.
Pogoda dopisywała mu do tej pory, lecz w górach stała się nagle zdradliwa i nieprzewidywalna. Od kiedy przekroczył granice Alaranii zdążył zauważyć też, że czas płynie tutaj zupełnie inaczej w różnych regionach geograficznych. Było to odkrycie początkowo niezwykle fascynujące, później nieco męczące. Teraz już się przyzwyczaił i nie zdziwił nawet, gdy słońce wzeszło już trzeci raz w ciągu ostatnich kilkunastu godzin. Gdy wędrował przez las, korony drzew dawały mu jako taką ochronę przed słońcem i wiatrem. Teraz jednak, gdy trakt wyprowadził go na równinę, pogoda nieco dokuczała. A wiadomo, że jak człowiek podróżą zmęczony, to nie ma lepszego lekarstwa na samopoczucie niż kufel zimnego piwa. Morale podnosił fakt, iż już niedługo miał sobie pozwolić na odpoczynek pod dachem, być może właśnie racząc się ulubionym trunkiem.
Niewielka wioska majaczyła na horyzoncie już od jakiegoś czasu, nęcąc zmęczonego wędrowca obiecującym gorący posiłek dymem z kominów niewielkich chatek. Od razu było widać, że wieś jest niewielka, lecz Mathias nie miał w zwyczaju wybrzydzać. Zlecenia tu raczej nie dostanie, największa zwada wynikała tu pewnie z przegonienia świni po polu sąsiada. Chociaż musiał przyznać, że i za mniejsze zniewagi ludzie się zabijali. Ale też nie o to chodzi, by pozostawiać za sobą krwawy ślad od miasta do miasta. Naje się tutaj, odpocznie, pogawędzi z miejscowymi i ruszy w dalszą drogę.
Do wioski wchodziło się tak po prostu. Szlak wchodził płynnie między domostwa i kontynuował swój bieg po drugiej stronie miasteczka. Żadnych murów, strażników, nic. Dość mocno odczuwając sielskość tego miejsca, Mathias ściągnął kaptur i próbował nieco doprowadzić do ładu zmierzwione włosy, co nie przyniosło oczywiście żadnego skutku. Przekręcił nieco pas, by miecz znajdował się bardziej z tyłu, nie pod ręką. Odruchowe oparcie dłoni na rękojeści może bowiem sprawiać mylne wrażenie.
Mimo wszystko wioska było bardziej cywilizowana, niż się spodziewał, a w każdym razie, gdy szedł głównym traktem, kury nie plątały mu się pod nogami. Wierzcie lub nie, ale jest to całkiem niezły wyznacznik standardu miasteczka. No i to, że z jednej strony wioski nie widać ostatniego domostwa po drugiej stronie. Najemnik uśmiechał się pod nosem i rozdawał lekkie, grzecznościowe skinienia głową, gdy mijający go mieszkańcy obdarzali mężczyznę podejrzliwym spojrzeniem. Mathias przeklął w duchu krzywdzące stereotypy o uzbrojonych mężczyznach i skierował swoje kroki do karczmy.
Budynek wyróżniał się znacząco na tle pozostałych domostw. Był większy, bardziej zadbany, a nad drzwiami wisiał duży szyld z uroczym błędem językowym. Pod spodem widniał jednak sugestywny wizerunek głowy dzika i kufla piwa, wiec kto by się przejmował poprawnością pisowni. Najemnik otworzył drzwi karczmy, wypuszczając na zewnątrz tak znajomo brzmiący i przyjemny dla ucha gwar ludzkich głosów, po czym wszedł do środka, pochylając się minimalnie.
Wnętrze karczmy było... skromne, delikatnie powiedziawszy. Krótka lada z kilkoma stołkami przy niej, a w pozostałej części pomieszczenia raptem cztery stoliki z krzesłami. Na wprost od drzwi, po drugiej stronie sali, do pokojów na piętrze prowadziły drewniane schody. W karczmie było raptem kilka osób, pewnie ci sami co wczoraj. I przedwczoraj. I przed przed wczoraj. Ech... no już dobrze, nie ma na co narzekać. Mathias, nim skierował się do lady, uchylił jedno z okien, by wpuścić do środka trochę świeżego powietrza. Później podszedł do kontuaru i z ulgą opadł na jeden ze stołków przy niej stojących, oczekując nadejścia karczmarza, który zapewne przebywał chwilowo na zapleczu. W międzyczasie odwrócił się na krześle tak, by widzieć salę i wejście. Potoczył spojrzeniem wokoło i westchnął cicho. Jak bardzo tu się nic nie działo!
- Witamy w karczmie Pod Dzikiem, czym mogę służyć?
Mathias aż się uśmiechnął, z przyjemnością słuchając wyrecytowanej kobiecym głosem formułki. Odwrócił się powoli i zawiesił wzrok na młodej dziewczynie stojącej za ladą. Ładna buzia, duże... hmm... oczy, długi warkocz i biały fartuszek przewiązany w wąskiej talii. Och Losie drogi, te córki karczmarzy wpędzą go kiedyś w tarapaty. Ach, w sumie już to robią. Mathias, który przyzwyczajony był do innego powitania w karczmach, jedynie uśmiechnął się uprzejmie i ugryzł w język, nie chcąc zaraz zniechęcić do siebie młodej dziewczyny, która najwyraźniej bardzo poważnie podchodziła do powierzonego jej zadania. Zamówił jedynie piwo i posiłek, po czym dzierżąc już kufel w dłoni odprowadził młódkę wzrokiem, aż nie zniknęła na zapleczu. Czekając na jedzenie oparł się bokiem o ladę w ten sposób, by mieć widok na wejście. Stare odruchy.
Pogoda dopisywała mu do tej pory, lecz w górach stała się nagle zdradliwa i nieprzewidywalna. Od kiedy przekroczył granice Alaranii zdążył zauważyć też, że czas płynie tutaj zupełnie inaczej w różnych regionach geograficznych. Było to odkrycie początkowo niezwykle fascynujące, później nieco męczące. Teraz już się przyzwyczaił i nie zdziwił nawet, gdy słońce wzeszło już trzeci raz w ciągu ostatnich kilkunastu godzin. Gdy wędrował przez las, korony drzew dawały mu jako taką ochronę przed słońcem i wiatrem. Teraz jednak, gdy trakt wyprowadził go na równinę, pogoda nieco dokuczała. A wiadomo, że jak człowiek podróżą zmęczony, to nie ma lepszego lekarstwa na samopoczucie niż kufel zimnego piwa. Morale podnosił fakt, iż już niedługo miał sobie pozwolić na odpoczynek pod dachem, być może właśnie racząc się ulubionym trunkiem.
Niewielka wioska majaczyła na horyzoncie już od jakiegoś czasu, nęcąc zmęczonego wędrowca obiecującym gorący posiłek dymem z kominów niewielkich chatek. Od razu było widać, że wieś jest niewielka, lecz Mathias nie miał w zwyczaju wybrzydzać. Zlecenia tu raczej nie dostanie, największa zwada wynikała tu pewnie z przegonienia świni po polu sąsiada. Chociaż musiał przyznać, że i za mniejsze zniewagi ludzie się zabijali. Ale też nie o to chodzi, by pozostawiać za sobą krwawy ślad od miasta do miasta. Naje się tutaj, odpocznie, pogawędzi z miejscowymi i ruszy w dalszą drogę.
Do wioski wchodziło się tak po prostu. Szlak wchodził płynnie między domostwa i kontynuował swój bieg po drugiej stronie miasteczka. Żadnych murów, strażników, nic. Dość mocno odczuwając sielskość tego miejsca, Mathias ściągnął kaptur i próbował nieco doprowadzić do ładu zmierzwione włosy, co nie przyniosło oczywiście żadnego skutku. Przekręcił nieco pas, by miecz znajdował się bardziej z tyłu, nie pod ręką. Odruchowe oparcie dłoni na rękojeści może bowiem sprawiać mylne wrażenie.
Mimo wszystko wioska było bardziej cywilizowana, niż się spodziewał, a w każdym razie, gdy szedł głównym traktem, kury nie plątały mu się pod nogami. Wierzcie lub nie, ale jest to całkiem niezły wyznacznik standardu miasteczka. No i to, że z jednej strony wioski nie widać ostatniego domostwa po drugiej stronie. Najemnik uśmiechał się pod nosem i rozdawał lekkie, grzecznościowe skinienia głową, gdy mijający go mieszkańcy obdarzali mężczyznę podejrzliwym spojrzeniem. Mathias przeklął w duchu krzywdzące stereotypy o uzbrojonych mężczyznach i skierował swoje kroki do karczmy.
Budynek wyróżniał się znacząco na tle pozostałych domostw. Był większy, bardziej zadbany, a nad drzwiami wisiał duży szyld z uroczym błędem językowym. Pod spodem widniał jednak sugestywny wizerunek głowy dzika i kufla piwa, wiec kto by się przejmował poprawnością pisowni. Najemnik otworzył drzwi karczmy, wypuszczając na zewnątrz tak znajomo brzmiący i przyjemny dla ucha gwar ludzkich głosów, po czym wszedł do środka, pochylając się minimalnie.
Wnętrze karczmy było... skromne, delikatnie powiedziawszy. Krótka lada z kilkoma stołkami przy niej, a w pozostałej części pomieszczenia raptem cztery stoliki z krzesłami. Na wprost od drzwi, po drugiej stronie sali, do pokojów na piętrze prowadziły drewniane schody. W karczmie było raptem kilka osób, pewnie ci sami co wczoraj. I przedwczoraj. I przed przed wczoraj. Ech... no już dobrze, nie ma na co narzekać. Mathias, nim skierował się do lady, uchylił jedno z okien, by wpuścić do środka trochę świeżego powietrza. Później podszedł do kontuaru i z ulgą opadł na jeden ze stołków przy niej stojących, oczekując nadejścia karczmarza, który zapewne przebywał chwilowo na zapleczu. W międzyczasie odwrócił się na krześle tak, by widzieć salę i wejście. Potoczył spojrzeniem wokoło i westchnął cicho. Jak bardzo tu się nic nie działo!
- Witamy w karczmie Pod Dzikiem, czym mogę służyć?
Mathias aż się uśmiechnął, z przyjemnością słuchając wyrecytowanej kobiecym głosem formułki. Odwrócił się powoli i zawiesił wzrok na młodej dziewczynie stojącej za ladą. Ładna buzia, duże... hmm... oczy, długi warkocz i biały fartuszek przewiązany w wąskiej talii. Och Losie drogi, te córki karczmarzy wpędzą go kiedyś w tarapaty. Ach, w sumie już to robią. Mathias, który przyzwyczajony był do innego powitania w karczmach, jedynie uśmiechnął się uprzejmie i ugryzł w język, nie chcąc zaraz zniechęcić do siebie młodej dziewczyny, która najwyraźniej bardzo poważnie podchodziła do powierzonego jej zadania. Zamówił jedynie piwo i posiłek, po czym dzierżąc już kufel w dłoni odprowadził młódkę wzrokiem, aż nie zniknęła na zapleczu. Czekając na jedzenie oparł się bokiem o ladę w ten sposób, by mieć widok na wejście. Stare odruchy.
- Niviandi
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 135
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Syrena
- Profesje: Arystokrata , Artysta
- Kontakt:
Mathias nawet nie był świadomy, że kilka drzew dalej wędruje złotowłosa syrenka oraz skrzydlata fellerianka. Minęli się dosłownie o włos, a nawet lew jakimś cudem skrył swoją sylwetkę między krzaczorami.
Dziewczęta skierowały się w stronę „domostwa” Ramii. Niviandi zajrzała do namiotu, ale początkowo nikogo nie odnalazła. Rozglądająca się Aurea również jej nie dostrzegła. Dopiero dźwięczne „witajcie” nagle jakby wyczarowało kobietę nieopodal towarzyszek. Złotowłosa aż podskoczyła wystraszona łapiąc się za serce.
- Przestraszyłaś mnie… - wyszeptała syrenka.
- Wybacz. Czegoś potrzebujecie? – spytała przyjaźnie Ramii.
- Właściwie… Pomyślałyśmy o jakiejś gorącej kąpieli. Masz tyle wspaniałych ziół, może znajdzie się coś na odprężenie?
- Och… Gorąca kąpiel! Ależ oczywiście! Na pewno się znajdzie lawenda… O tak, tak! – Podskakiwała z radości Ramii, która od razu rzuciła się wgłąb swego niecodziennego domostwa. Wygrzebała kilka małych słoiczków, w których znajdowała się płynna esencja. Posiadała fioletowy kolor, a niedbale wetknięty koreczek zdradzał cudowną woń specyfiku. Kobieta zaprosiła dziewczęta gestem ręki prowadząc obie zarośniętymi ścieżkami.
- Trochę tu... gęsto od liści, ale rozumiecie… Gorące źródła, odrobina prywatności zawsze tworzy przyjemny klimat. – Uzdrowicielka posłała dziewczętom nieśmiały uśmiech.
Nim jeszcze wdarły się w chaszcze, Niviandi dostrzegła kilku mężczyzn. Miny mieli poważne, jeden gdzieś podrapał się po głowie. Gdy liście przysłonili ich sylwetki usłyszała tylko jak sięgają po cięższy ekwipunek. Syrenka jednak nie dojrzała czy jest to może broń czy może jakiś ciężki stelaż, ale to starczyło by Niviandi przełknęła ślinę. Nieprzyzwyczajona do wielkich podróży ani walk poczęła obawiać się może jakiegoś dodatkowego zagrożenia? W jeszcze większe niezadowolenie wprowadziła ją roślinność. Z nerwowością odpychała od siebie każde zielsko, odganiała chmarę robactwa, a gdy dojrzała rozbudowaną pajęczynę wraz z jego domownikiem z krzykiem i piskiem wtuliła się w ramie Aurei.
- Na Prasmoka! Daleko jeszcze?!
- Nie, nie… O tutaj.
Kobiety wkroczyły do miejsca… przypominającego niemalże prestiżowy ogród samego króla. Drzewo otaczało kołem kwiaty, krzewy i żywo zieloną trawę, w której centrum znajdowało się źródło gorącej wody. Wciąż gulgotała zachęcając innych do zanurzenia się w niej aż po samą szyję. Księżniczka szczerze się zdziwiła widząc to wszystko. Kolorowe ptaki, kwiaty, których nazw nie mogła sobie przypomnieć, ale z pokorą kłaniały swoje kieliszki przybyłym. Lśniły majestatycznie paletą barw. Brakowało tu jedynie wróżek, które rozpylałyby magiczny pył wokół siebie.
- Chowacie takie coś… w chaszczach? – spytała nieco wzburzona złotowłosa.
- Wbrew pozorom nie jest to aż tak daleko wioski… Poza tym, mamy zbudowane mosty w naszym minimalistycznym miasteczku. Chroni to więc przed… Sama rozumiesz, młodzieniaszkami chcącymi poznać subtelność kobiet… że to tak ujmę.
To był jakiś konkretny powód, który w pewien sposób mógł przekonać Niviandi. Mimo wszystko nie miała zamiaru rezygnować z propozycji kąpieli w aromatach. Jako pierwsza wystąpiła przed szereg, jak to królewna. Przed dziewczętami nie miała się czego wstydzić, poza tym „przyzwyczajona” była do służek wokół siebie. Ubranie zsunęło się z drobnego ciała złotowłosej. Ramii przyglądała się jej trochę zauroczona, troszkę rozbawiona wyniosłością Niviandi, no ale cóż... Obiecała, że przygotuje im kąpiel i tak też zrobiła.
Cały flakonik płynu wylądował w gorącym źródle, które nawet delikatnie zabarwiło swoje wody w odcienie różu. Na chwilę tylko bąble rozrosły się na boki, ale szybko uspokoiły, a Ramii zaprosiła gestem ręki nowo przybyłe towarzyszki.
- Żebyście nie nabrały podejrzeń również dołączę do waszego grona.
I tak też się stało. Uzdrowicielka w ramach sprawiedliwości wkroczyła jako pierwsza, ale nie rozpuszczała swych włosów, które teraz tkwiły w ciasnym koku. Następna była Niviandi. Wzdrygnęła się czując te ciepłą i przyjemną wodę.
- Och, Aurea! Zdecydowanie musisz spróbować!
***
Tymczasem Mathias przebywając w karczmie i rozkoszując się odrobiną piwa, mógł również zauważyć zbliżającą się ponownie do niego kelnerkę. Dziewczyna stanęła tuż przy nim, gdy kończył posiłek.
- Smakowało? – spytała nieco przeciągle wpatrując się w jego twarz, która powędrowała za źródłem dźwięku. Widać jednak było, że dziewczyna nie oczekuje odpowiedzi. Rozejrzała się dyskretnie dookoła, po czym niezauważalnie przysunęła do siebie krzesło, tak by mogła na chwilę dosiąść się do nieznajomego.
- Mam chwilę, aby porozmawiać – stwierdziła nonszalancko wskazując na bar pozostawiony bez opieki. Karczmarz bowiem ulotnił się gdzieś na zapleczu swej oberży.
– Nigdy wcześniej cię tutaj nie widziałam – przyznała z nieukrytą ciekawością. – Co cię tu sprowadza? Przygoda? Przypadek? A może i na odpoczynek? Chociaż ostatnia opcja byłaby nieco nudna… - dodała z zawodem zarzucając jeden z warkoczy na swoje plecy i odsłaniając nieco bardziej przednią część ciała.
Dziewczęta skierowały się w stronę „domostwa” Ramii. Niviandi zajrzała do namiotu, ale początkowo nikogo nie odnalazła. Rozglądająca się Aurea również jej nie dostrzegła. Dopiero dźwięczne „witajcie” nagle jakby wyczarowało kobietę nieopodal towarzyszek. Złotowłosa aż podskoczyła wystraszona łapiąc się za serce.
- Przestraszyłaś mnie… - wyszeptała syrenka.
- Wybacz. Czegoś potrzebujecie? – spytała przyjaźnie Ramii.
- Właściwie… Pomyślałyśmy o jakiejś gorącej kąpieli. Masz tyle wspaniałych ziół, może znajdzie się coś na odprężenie?
- Och… Gorąca kąpiel! Ależ oczywiście! Na pewno się znajdzie lawenda… O tak, tak! – Podskakiwała z radości Ramii, która od razu rzuciła się wgłąb swego niecodziennego domostwa. Wygrzebała kilka małych słoiczków, w których znajdowała się płynna esencja. Posiadała fioletowy kolor, a niedbale wetknięty koreczek zdradzał cudowną woń specyfiku. Kobieta zaprosiła dziewczęta gestem ręki prowadząc obie zarośniętymi ścieżkami.
- Trochę tu... gęsto od liści, ale rozumiecie… Gorące źródła, odrobina prywatności zawsze tworzy przyjemny klimat. – Uzdrowicielka posłała dziewczętom nieśmiały uśmiech.
Nim jeszcze wdarły się w chaszcze, Niviandi dostrzegła kilku mężczyzn. Miny mieli poważne, jeden gdzieś podrapał się po głowie. Gdy liście przysłonili ich sylwetki usłyszała tylko jak sięgają po cięższy ekwipunek. Syrenka jednak nie dojrzała czy jest to może broń czy może jakiś ciężki stelaż, ale to starczyło by Niviandi przełknęła ślinę. Nieprzyzwyczajona do wielkich podróży ani walk poczęła obawiać się może jakiegoś dodatkowego zagrożenia? W jeszcze większe niezadowolenie wprowadziła ją roślinność. Z nerwowością odpychała od siebie każde zielsko, odganiała chmarę robactwa, a gdy dojrzała rozbudowaną pajęczynę wraz z jego domownikiem z krzykiem i piskiem wtuliła się w ramie Aurei.
- Na Prasmoka! Daleko jeszcze?!
- Nie, nie… O tutaj.
Kobiety wkroczyły do miejsca… przypominającego niemalże prestiżowy ogród samego króla. Drzewo otaczało kołem kwiaty, krzewy i żywo zieloną trawę, w której centrum znajdowało się źródło gorącej wody. Wciąż gulgotała zachęcając innych do zanurzenia się w niej aż po samą szyję. Księżniczka szczerze się zdziwiła widząc to wszystko. Kolorowe ptaki, kwiaty, których nazw nie mogła sobie przypomnieć, ale z pokorą kłaniały swoje kieliszki przybyłym. Lśniły majestatycznie paletą barw. Brakowało tu jedynie wróżek, które rozpylałyby magiczny pył wokół siebie.
- Chowacie takie coś… w chaszczach? – spytała nieco wzburzona złotowłosa.
- Wbrew pozorom nie jest to aż tak daleko wioski… Poza tym, mamy zbudowane mosty w naszym minimalistycznym miasteczku. Chroni to więc przed… Sama rozumiesz, młodzieniaszkami chcącymi poznać subtelność kobiet… że to tak ujmę.
To był jakiś konkretny powód, który w pewien sposób mógł przekonać Niviandi. Mimo wszystko nie miała zamiaru rezygnować z propozycji kąpieli w aromatach. Jako pierwsza wystąpiła przed szereg, jak to królewna. Przed dziewczętami nie miała się czego wstydzić, poza tym „przyzwyczajona” była do służek wokół siebie. Ubranie zsunęło się z drobnego ciała złotowłosej. Ramii przyglądała się jej trochę zauroczona, troszkę rozbawiona wyniosłością Niviandi, no ale cóż... Obiecała, że przygotuje im kąpiel i tak też zrobiła.
Cały flakonik płynu wylądował w gorącym źródle, które nawet delikatnie zabarwiło swoje wody w odcienie różu. Na chwilę tylko bąble rozrosły się na boki, ale szybko uspokoiły, a Ramii zaprosiła gestem ręki nowo przybyłe towarzyszki.
- Żebyście nie nabrały podejrzeń również dołączę do waszego grona.
I tak też się stało. Uzdrowicielka w ramach sprawiedliwości wkroczyła jako pierwsza, ale nie rozpuszczała swych włosów, które teraz tkwiły w ciasnym koku. Następna była Niviandi. Wzdrygnęła się czując te ciepłą i przyjemną wodę.
- Och, Aurea! Zdecydowanie musisz spróbować!
***
Tymczasem Mathias przebywając w karczmie i rozkoszując się odrobiną piwa, mógł również zauważyć zbliżającą się ponownie do niego kelnerkę. Dziewczyna stanęła tuż przy nim, gdy kończył posiłek.
- Smakowało? – spytała nieco przeciągle wpatrując się w jego twarz, która powędrowała za źródłem dźwięku. Widać jednak było, że dziewczyna nie oczekuje odpowiedzi. Rozejrzała się dyskretnie dookoła, po czym niezauważalnie przysunęła do siebie krzesło, tak by mogła na chwilę dosiąść się do nieznajomego.
- Mam chwilę, aby porozmawiać – stwierdziła nonszalancko wskazując na bar pozostawiony bez opieki. Karczmarz bowiem ulotnił się gdzieś na zapleczu swej oberży.
– Nigdy wcześniej cię tutaj nie widziałam – przyznała z nieukrytą ciekawością. – Co cię tu sprowadza? Przygoda? Przypadek? A może i na odpoczynek? Chociaż ostatnia opcja byłaby nieco nudna… - dodała z zawodem zarzucając jeden z warkoczy na swoje plecy i odsłaniając nieco bardziej przednią część ciała.
- Aurea
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 73
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Fellarian
- Profesje: Wędrowiec
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Dziewczyny udały się do mieszkania Ramii, Bellum szedł z przodu, bacznie pilnując czy fellarianka daje sobie radę iść na własnych nogach. Lokatorka jakby gdzieś zniknęła, a jej niespodziewane przybycie wystraszyło również lekko Aureę, lew natomiast od razu warknął, myśląc, że to ktoś nieproszony. Szybko jednak się uspokoił, a Niv podjęła rozmowę z uzdrowicielką. "Och jak dobrze, nie mogę się doczekać, aż wskoczę do gorącej wody" – pomyślała naturianka z uśmiechem na ustach. Nie musiały długo czekać, by kobieta zaczęła prowadzić je do gorącego źródełka. Skrzydlaty lew tym razem trzymał się z tyłu i każdą gałązkę, która bezlitośnie trafiała go w twarz, starał się łamać pazurami.
- Kto to jest? – spytała szeptem naturianka również spostrzegając grupkę mężczyzn, miała nadzieję, że nie szykują się żadne kłopoty.
Mimo to szły dalej, Aurea akurat zamyśliła się mocno odnośnie ostatnich wydarzeń, gdy nagle Nivandii się w nią wtuliła, wcześniej skutecznie niepokojąc fellariankę.
- Co?! Co się dzieje?! – W tym momencie spostrzegła pająka i przewróciła oczami. – Przecież on ci nic nie zrobi. – Uśmiechnęła się do syrenki.
W końcu dotarły na miejsce, warto było przedzierać się przez te krzaki, bo było naprawdę cudowne. Tyle kolorów, aż dziw, iż coś tak niesamowitego jest w takim miejscu.
- Tu jest naprawdę pięknie! – Jednak gdy złotowłosa z tak wielką łatwością się rozebrała, fellarianka zdała sobie sprawę, iż troszkę się wstydzi.
Ramii zabarwiła wodę i weszła tuż za syrenką. Aurea naprawdę miała ochotę na tę kąpiel, nie wahała się zbyt długo, bo nie chciała, by dziewczyny zobaczyły jej zawstydzenie. Powoli zdjęła swoją sukienkę. Skrzydła miała schowane, z mokrymi piórami jest zdecydowanie nieprzyjemnie. Ostrożnie weszła do wody i odetchnęła, niemalże od razu poczuła się zrelaksowana. Było bardzo spokojnie i przyjemnie…
Nagle Bellum z rozbiegu wskoczył do źródełka, całkowicie ochlapując dziewczyny. Dodatkowo zrobiło się dość ciasno, w końcu lew ze skrzydłami musiał być dość spory. Aurea kompletnie nie mogła zrozumieć, co mu się stało, przecież on nigdy nie lubił wody, a mokre skrzydła to już w ogóle katastrofa dla niego. Na szczęście szybko wyskoczył i otrzepał się, fundując dziewczynom kolejny prysznic.
- Ojej… wybaczcie za niego… Nie wiem, co się stało… Zazwyczaj nie wskoczyłby z własnej woli do wody…
- Kto to jest? – spytała szeptem naturianka również spostrzegając grupkę mężczyzn, miała nadzieję, że nie szykują się żadne kłopoty.
Mimo to szły dalej, Aurea akurat zamyśliła się mocno odnośnie ostatnich wydarzeń, gdy nagle Nivandii się w nią wtuliła, wcześniej skutecznie niepokojąc fellariankę.
- Co?! Co się dzieje?! – W tym momencie spostrzegła pająka i przewróciła oczami. – Przecież on ci nic nie zrobi. – Uśmiechnęła się do syrenki.
W końcu dotarły na miejsce, warto było przedzierać się przez te krzaki, bo było naprawdę cudowne. Tyle kolorów, aż dziw, iż coś tak niesamowitego jest w takim miejscu.
- Tu jest naprawdę pięknie! – Jednak gdy złotowłosa z tak wielką łatwością się rozebrała, fellarianka zdała sobie sprawę, iż troszkę się wstydzi.
Ramii zabarwiła wodę i weszła tuż za syrenką. Aurea naprawdę miała ochotę na tę kąpiel, nie wahała się zbyt długo, bo nie chciała, by dziewczyny zobaczyły jej zawstydzenie. Powoli zdjęła swoją sukienkę. Skrzydła miała schowane, z mokrymi piórami jest zdecydowanie nieprzyjemnie. Ostrożnie weszła do wody i odetchnęła, niemalże od razu poczuła się zrelaksowana. Było bardzo spokojnie i przyjemnie…
Nagle Bellum z rozbiegu wskoczył do źródełka, całkowicie ochlapując dziewczyny. Dodatkowo zrobiło się dość ciasno, w końcu lew ze skrzydłami musiał być dość spory. Aurea kompletnie nie mogła zrozumieć, co mu się stało, przecież on nigdy nie lubił wody, a mokre skrzydła to już w ogóle katastrofa dla niego. Na szczęście szybko wyskoczył i otrzepał się, fundując dziewczynom kolejny prysznic.
- Ojej… wybaczcie za niego… Nie wiem, co się stało… Zazwyczaj nie wskoczyłby z własnej woli do wody…
- Mathias
- Szukający drogi
- Posty: 43
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
- Kontakt:
Mężczyzna z zapałem zabrał się do posiłku, odprowadzając wzrokiem dziewczynę. Na kilka chwil parujący gulasz zajął całą jego uwagę, na wespół z chłodnym piwem. Co jak co, ale wiele mu do szczęścia w tej chwili nie było trzeba. A propos szczęścia... właśnie gdy kończył posiłek, zmierzało ono ku niemu, kołysząc ostentacyjnie biodrami. Mathias ukrył uśmiech za ostatnią łyżką gulaszu, po czym odsunął od siebie pustą miskę po ladzie, sięgając po kufel. Zza niego obserwował jak dziewczyna dosiada się do niego. Kiwnął głową z uznaniem.
- Przepyszne. Sama robiłaś? – zapytał, a blondynka kiwnęła jedynie głową zadowolona i dosunęła się do niego na stołku. Słuchał jej uprzejmie, po czym odstawił pusty kufel na ladę.
- Nic dziwnego, że mnie tu wcześniej nie widziałaś, dopiero co przybyłem do waszej... hm, do waszego miasteczka – darował sobie „wiochę” przy jej mieszkance. Przy okazji rozejrzał się po karczmie. Nikt jednak nie zwracał uwagi na ich rozmowę, tym lepiej dla niego.
- Trafiłem tu przez przypadek, chętnie odpocznę, a jeśli jakaś przygoda mnie znajdzie, to nie pogardzę – zaśmiał się, słysząc ton głosu dziewczyny.
Posłusznie spuścił wzrok na jej wyeksponowany dekolt po czym, ubawiony, zagrał w klasyczną grę, gdzie ona chrząkała karcąco, a on podnosił spojrzenie, skinąwszy głową w ramach przeprosin. Dziewczyna jednak była młoda i nie umiała ukryć zadowolenia na twarzy, a dla Mathiasa obserwowanie jej stanowiło świetną rozrywkę i relaks jednocześnie. Blondynka sama zorientowała się, że mężczyzna ma pusty kufel i zabrała go, wracając za bar. Najemnik wstał i podążył za nią, zatrzymując się obok i opierając się o ladę na jej końcu.
- Jak masz na imię?
- Anabelle. Głupie imię, możesz mówić mi Ana. – Wzruszyła ramionami, nalewając piwa.
- Anabelle to piękne imię. Ja nazywam się Mathias.
- Miło mi cię poznać, Mathiasie.
- Ciebie również – zaśmiał się w końcu i odebrał od niej kufel.
Nieustający chichot córki karczmarza zwrócił w końcu uwagę kilku gości, którzy obdarzyli najemnika nieprzychylnym spojrzeniem. Ten jednak teraz wiele sobie z tego nie robił. Dawno nie miał okazji, by dłużej z kimś porozmawiać, a dziewczyna trajkotała w najlepsze, przy czym w zupełności wystarczało jej uprzejme potakiwanie z jego strony. Zdążyła już mu w międzyczasie opowiedzieć o sobie, siostrach (tu najemnik uważniej nadstawił uszu), ojcu, zmarłej matce, prowadzeniu karczmy i co nieco o wiosce. Mathias dowiedział się, że zwykle niewiele się tu dzieje, nad czym dziewczyna wyraźnie ubolewała. Było widać, że ciągnie ją do wielkiego miasta, gdzie ciągle się coś dzieje. Rozpływała się nad bogatymi sukniami i balami, po czym śmiała się zawstydzona, że pewnie jego to niewiele obchodzi.
- Nie przejmuj się, miło mi się ciebie słucha – powiedział szczerze, a ona spłonęła rumieńcem zadowolenia. Zanim jednak rozgadała się na nowo, wtrącił jeszcze jedno pytanie.
- Nie wiesz przypadkiem czy nie ma tu jakiegoś zlecenia? To znaczy – poprawił się szybko, biorąc poprawkę na wiek dziewczyny. – Nie wiesz, czy któryś z mieszkańców nie potrzebuje usług specjalisty? – Wyszczerzył się w uśmiechu. Nie było jednak sensu się zgrywać, na głupią nie wyglądała, a jego wygląd nie pozostawiał wiele miejsca na błąd przy określaniu jego profesji.
- Przepyszne. Sama robiłaś? – zapytał, a blondynka kiwnęła jedynie głową zadowolona i dosunęła się do niego na stołku. Słuchał jej uprzejmie, po czym odstawił pusty kufel na ladę.
- Nic dziwnego, że mnie tu wcześniej nie widziałaś, dopiero co przybyłem do waszej... hm, do waszego miasteczka – darował sobie „wiochę” przy jej mieszkance. Przy okazji rozejrzał się po karczmie. Nikt jednak nie zwracał uwagi na ich rozmowę, tym lepiej dla niego.
- Trafiłem tu przez przypadek, chętnie odpocznę, a jeśli jakaś przygoda mnie znajdzie, to nie pogardzę – zaśmiał się, słysząc ton głosu dziewczyny.
Posłusznie spuścił wzrok na jej wyeksponowany dekolt po czym, ubawiony, zagrał w klasyczną grę, gdzie ona chrząkała karcąco, a on podnosił spojrzenie, skinąwszy głową w ramach przeprosin. Dziewczyna jednak była młoda i nie umiała ukryć zadowolenia na twarzy, a dla Mathiasa obserwowanie jej stanowiło świetną rozrywkę i relaks jednocześnie. Blondynka sama zorientowała się, że mężczyzna ma pusty kufel i zabrała go, wracając za bar. Najemnik wstał i podążył za nią, zatrzymując się obok i opierając się o ladę na jej końcu.
- Jak masz na imię?
- Anabelle. Głupie imię, możesz mówić mi Ana. – Wzruszyła ramionami, nalewając piwa.
- Anabelle to piękne imię. Ja nazywam się Mathias.
- Miło mi cię poznać, Mathiasie.
- Ciebie również – zaśmiał się w końcu i odebrał od niej kufel.
Nieustający chichot córki karczmarza zwrócił w końcu uwagę kilku gości, którzy obdarzyli najemnika nieprzychylnym spojrzeniem. Ten jednak teraz wiele sobie z tego nie robił. Dawno nie miał okazji, by dłużej z kimś porozmawiać, a dziewczyna trajkotała w najlepsze, przy czym w zupełności wystarczało jej uprzejme potakiwanie z jego strony. Zdążyła już mu w międzyczasie opowiedzieć o sobie, siostrach (tu najemnik uważniej nadstawił uszu), ojcu, zmarłej matce, prowadzeniu karczmy i co nieco o wiosce. Mathias dowiedział się, że zwykle niewiele się tu dzieje, nad czym dziewczyna wyraźnie ubolewała. Było widać, że ciągnie ją do wielkiego miasta, gdzie ciągle się coś dzieje. Rozpływała się nad bogatymi sukniami i balami, po czym śmiała się zawstydzona, że pewnie jego to niewiele obchodzi.
- Nie przejmuj się, miło mi się ciebie słucha – powiedział szczerze, a ona spłonęła rumieńcem zadowolenia. Zanim jednak rozgadała się na nowo, wtrącił jeszcze jedno pytanie.
- Nie wiesz przypadkiem czy nie ma tu jakiegoś zlecenia? To znaczy – poprawił się szybko, biorąc poprawkę na wiek dziewczyny. – Nie wiesz, czy któryś z mieszkańców nie potrzebuje usług specjalisty? – Wyszczerzył się w uśmiechu. Nie było jednak sensu się zgrywać, na głupią nie wyglądała, a jego wygląd nie pozostawiał wiele miejsca na błąd przy określaniu jego profesji.
- Niviandi
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 135
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Syrena
- Profesje: Arystokrata , Artysta
- Kontakt:
Niviandi wzruszyła ramionami na pierwsze pytanie Aurei, ale widać było po twarzy złotowłosej, że sama napełniła się gamą wątpliwości. Zgraja uzbrojonych mężczyzn w końcu nigdy nie wróżyła nic dobrego, ale nie chciała sobie zaprzątać głowy problemami tego niewielkiego miasteczka.
Nic nie zrobi, nic nie zrobi… Niektóre z nich są jadowite! I po prostu obrzydliwe – tego typu myśli przejawiały się w głowie syrenki na temat wszelakich brzydali będących częścią natury. Albo obślizgłe, albo mające odwłok lub szczątkowe włoski, które nie wiadomo do czego właściwie służyły! OHYDA!
Szczerze, blondynka nie spoglądała na skrzydlatą podczas przygotowań do nagiej kąpieli. Pierwsza i chyba jedyna rzecz, która naprawdę przechodziła obok wysoko ustawionego nosa księżniczki były cycki innej kobiety. Każda zresztą na początku się wstydzi. Niviandi pewnie też nie czuła się może nazbyt swojsko, ale że nie pamiętała większości swojego życia to nawet nie było co rozdrapywać.
Gdy Bellu wskoczył do wody złotowłosa oczywiście pisnęła, jakby zaraz miała stracić życie, zaś Ramii głośno się roześmiała. Uzdrowicielka odważyła się go nawet pogłaskać, a syrenka podjęła próbę odratowania włosów. Zbierała wylewające się spomiędzy palców loki, a gdy powoli odzyskiwała nadzieję na fryzurę, lew wyszedł i chlasnął ją drugą częścią nasiąkniętej w futrze wody.
- Ouuuu! – powiedziała z boleścią księżniczka, a Ramii dla zabawy ochlapała pupila. Ona się ani trochę go nie bała. Mimo sporego dystansu teraz przełamała pierwsze lody. Chichotała, zaczepiała jego ogon, ale szybko odpuściła by nie rozgniewać tej bestii.
- Będzie mnie miał za co przepraszać! – Zacisnęła zęby złotowłosa piękność, ale już pozostawiła włosy w spokoju.
***
- Och... Czy ja wiem… - zająknęła się młoda dziewoja i gdzieś uciekła wzrokiem, jakby bała się podjąć tego tematu.
Jednak jej oczy gdzieś po drodze natrafiły na zgrabną twarz nieznajomego. Był taki pociągający, szelmowski, pewny siebie. Z jednej strony wiedziała, że to nie wróży niczego dobrego, z drugiej strony unosząca się w powietrzu adrenalina chwili bardzo ją pobudzała. Tak to już mają młode łanie, co wybiec chcą na łąkę. Ona również pragnęła zaznać przygody, ale nie była tak doświadczona jak Mathias. W głowie Any pojawiło się już kilka wyobrażeń, które wróżyły cudowną przyszłość dla dwojga, ale szybko się wybudziła czując na sobie wzrok mężczyzny.
- Ehm… No właściwie… - zaczęła na nowo trochę nieśmiało. – Miasteczko ma problem z krakenem, stworem morskim, co nie pozwala na łowy ryb, a wiesz co to znaczy… mniej jedzenia… - każde słowo wypowiadała coraz ciszej, jakby drążenie tego tematu równało się niemalże z utratą jej dziewictwa. – To ogromna bestia… nie wiem czy sam dałbyś sobie radę, a wiesz… chłopi z naszej wioski nie lubią, gdy obcy się wtrącają… - Mathias musiał nieźle nadstawić ucha, a przy okazji i wzroku by zrozumieć dziewczynę.
Wtem okazało się, że Anabella nie czuła tylko przeszywającego wzroku podróżnika na sobie, ale jeszcze jednego gościa, który dłuższą chwilę stał w karczmie. Mordę miał czerwoną od złości i widać wcale nie bał się nieznajomego, mimo że był od niego niższy, ale nieco bardziej krępy i napakowany.
- EJ TY! – wydarł się w niebogłosy. – Co ty mi tu będziesz pannę obracał?!
Po tych słowach od razu ruszył w stronę dwójki. Dziewczyna zalała się wstydem, a zarazem dezorientacją, jednak najbardziej złością.
- Kelir… Przestań… - mówiła proszącym tonem. – I przestań wreszcie tak o mnie mówić… - dodała nieco odważniej, ale on nie zważał na nic. Był jak góra kamieni, która stoczyła się w dół. Nie patrzył na nic, chciał przywalić i tyle, kropka w temacie.
Szybko więc rzucił się na Mathiasa przygważdżając go do lady. Dziewczyna pisnęła, a szarpanina szybko się rozpoczęła. Najemnik zacisnął zęby i mimo że Anabella nie miała być jego kobietą na całe życie, to szkoda by było zmarnować tak pięknego okazu, dlatego szybko nastąpił odwet. Mathias odepchnął swojego przeciwnika, który został zaskoczony jego siłą. Oj, Kelir zdecydowanie nie docenił możliwości podróżnika! Głównie dlatego, że miał o sobie za duże mniemanie. W takiej chwili niewysoki osiłek oczywiście począł wyzywać Mathiasa, a on się tylko uśmiechnął kpiąco. Kelir z całej pary, gwałtownie zarzucił pięścią w jego stronę, ale cóż. Praca najemnika nauczyła go takich gwałtownych zmian akcji. Chwycił osiłka za rękę i niczym torreador popchnął byka naprzód. Jeszcze bardziej wkurzony i ośmieszony mieszkaniec ryknął potężnie, chrapnął, wypluj ślinę tuż u stóp biednej Any, na co Mathias oczywiście niby to szlachetnie nie mógł pozwolić na taki akt. Pochyliła się nieznacznie, gdy byczysko ruszyło w jego stronę i celnie zdzielił gościa pięścią po mordzie powalając w ten sposób swojego przeciwnika. Najemnik czekał aż ten wstanie, ale… cóż… Była to szybka walka.
W karczmie zapadła cisza. Jednak tylko na chwilę, bo była to okazja do pięknej rozróby, z czego skorzystali wszyscy możliwi klienci i mężczyźni przy karczmie. Nastał istny chaos i bałagan. Ana coś krzyczała, wystraszona ptaszyna cofała się co krok i piszczała widząc to mordobicie. Nie wytrzymując emocji zemdlała na oczach Mathiasa.
W tym całym tłumie znalazł się jeszcze jeden starszy pan, który chuderlawym cielskiem i chudymi kośćmi nie chciał wdać się w bójkę. Pociągnął nieznajomego za rękaw i krzyknął:
- Na Prasmoka! Człowieku! Weź te biedne dziewczę! Karczmarz pojechał po towar, a jak zobaczy córę swoją w tym burdelu to chyba rozniesie wszystkich! Miej odrobinę rozsądku…! Zanieś ją do naszej uzdrowicielki Ramii! Powinna być przy gorących źródłach! Jak wyjdziesz z karczmy idź na wprost, ale omiń plac by ludzie nie widzieli. Trzymaj się lewych strony krzaków, a jak przebrniesz przez gąszcz to znajdziesz gorące źródła! Powinna tam być! Miała dzisiaj tam się wybrać pielęgnować kwiaty!
***
- Aurea… Chcesz się nauczyć pleść wianki z kwiatów? – spytała już nieco bardziej ostygnięta Niviandi po czym sięgnęła garści roślinek, w tym i kilka pnączy, liści.
- Pokażę ci bardzo ciekawy pomysł uplecenia. Nauczyły mnie kiedyś tego służki na jednym z dworów. Uwielbiały projektować bukiety!
Złotowłosa przysunęła się do skrzydlatej pokazując jej swoją umiejętność i nie kryjąc się z przechwałkami. Również zajęła ją rozmową na temat pielęgnacji skóry, ciekawych zapachów i wszystkich podobnych, kobiecych pierdół.
- Czekaj, czekaj... Brakuje mi czegoś… Hm... mogłabyś sięgnąć tamtego kwiatka? Tego ze sporym pękiem niebieskich płatków…
Nic nie zrobi, nic nie zrobi… Niektóre z nich są jadowite! I po prostu obrzydliwe – tego typu myśli przejawiały się w głowie syrenki na temat wszelakich brzydali będących częścią natury. Albo obślizgłe, albo mające odwłok lub szczątkowe włoski, które nie wiadomo do czego właściwie służyły! OHYDA!
Szczerze, blondynka nie spoglądała na skrzydlatą podczas przygotowań do nagiej kąpieli. Pierwsza i chyba jedyna rzecz, która naprawdę przechodziła obok wysoko ustawionego nosa księżniczki były cycki innej kobiety. Każda zresztą na początku się wstydzi. Niviandi pewnie też nie czuła się może nazbyt swojsko, ale że nie pamiętała większości swojego życia to nawet nie było co rozdrapywać.
Gdy Bellu wskoczył do wody złotowłosa oczywiście pisnęła, jakby zaraz miała stracić życie, zaś Ramii głośno się roześmiała. Uzdrowicielka odważyła się go nawet pogłaskać, a syrenka podjęła próbę odratowania włosów. Zbierała wylewające się spomiędzy palców loki, a gdy powoli odzyskiwała nadzieję na fryzurę, lew wyszedł i chlasnął ją drugą częścią nasiąkniętej w futrze wody.
- Ouuuu! – powiedziała z boleścią księżniczka, a Ramii dla zabawy ochlapała pupila. Ona się ani trochę go nie bała. Mimo sporego dystansu teraz przełamała pierwsze lody. Chichotała, zaczepiała jego ogon, ale szybko odpuściła by nie rozgniewać tej bestii.
- Będzie mnie miał za co przepraszać! – Zacisnęła zęby złotowłosa piękność, ale już pozostawiła włosy w spokoju.
***
- Och... Czy ja wiem… - zająknęła się młoda dziewoja i gdzieś uciekła wzrokiem, jakby bała się podjąć tego tematu.
Jednak jej oczy gdzieś po drodze natrafiły na zgrabną twarz nieznajomego. Był taki pociągający, szelmowski, pewny siebie. Z jednej strony wiedziała, że to nie wróży niczego dobrego, z drugiej strony unosząca się w powietrzu adrenalina chwili bardzo ją pobudzała. Tak to już mają młode łanie, co wybiec chcą na łąkę. Ona również pragnęła zaznać przygody, ale nie była tak doświadczona jak Mathias. W głowie Any pojawiło się już kilka wyobrażeń, które wróżyły cudowną przyszłość dla dwojga, ale szybko się wybudziła czując na sobie wzrok mężczyzny.
- Ehm… No właściwie… - zaczęła na nowo trochę nieśmiało. – Miasteczko ma problem z krakenem, stworem morskim, co nie pozwala na łowy ryb, a wiesz co to znaczy… mniej jedzenia… - każde słowo wypowiadała coraz ciszej, jakby drążenie tego tematu równało się niemalże z utratą jej dziewictwa. – To ogromna bestia… nie wiem czy sam dałbyś sobie radę, a wiesz… chłopi z naszej wioski nie lubią, gdy obcy się wtrącają… - Mathias musiał nieźle nadstawić ucha, a przy okazji i wzroku by zrozumieć dziewczynę.
Wtem okazało się, że Anabella nie czuła tylko przeszywającego wzroku podróżnika na sobie, ale jeszcze jednego gościa, który dłuższą chwilę stał w karczmie. Mordę miał czerwoną od złości i widać wcale nie bał się nieznajomego, mimo że był od niego niższy, ale nieco bardziej krępy i napakowany.
- EJ TY! – wydarł się w niebogłosy. – Co ty mi tu będziesz pannę obracał?!
Po tych słowach od razu ruszył w stronę dwójki. Dziewczyna zalała się wstydem, a zarazem dezorientacją, jednak najbardziej złością.
- Kelir… Przestań… - mówiła proszącym tonem. – I przestań wreszcie tak o mnie mówić… - dodała nieco odważniej, ale on nie zważał na nic. Był jak góra kamieni, która stoczyła się w dół. Nie patrzył na nic, chciał przywalić i tyle, kropka w temacie.
Szybko więc rzucił się na Mathiasa przygważdżając go do lady. Dziewczyna pisnęła, a szarpanina szybko się rozpoczęła. Najemnik zacisnął zęby i mimo że Anabella nie miała być jego kobietą na całe życie, to szkoda by było zmarnować tak pięknego okazu, dlatego szybko nastąpił odwet. Mathias odepchnął swojego przeciwnika, który został zaskoczony jego siłą. Oj, Kelir zdecydowanie nie docenił możliwości podróżnika! Głównie dlatego, że miał o sobie za duże mniemanie. W takiej chwili niewysoki osiłek oczywiście począł wyzywać Mathiasa, a on się tylko uśmiechnął kpiąco. Kelir z całej pary, gwałtownie zarzucił pięścią w jego stronę, ale cóż. Praca najemnika nauczyła go takich gwałtownych zmian akcji. Chwycił osiłka za rękę i niczym torreador popchnął byka naprzód. Jeszcze bardziej wkurzony i ośmieszony mieszkaniec ryknął potężnie, chrapnął, wypluj ślinę tuż u stóp biednej Any, na co Mathias oczywiście niby to szlachetnie nie mógł pozwolić na taki akt. Pochyliła się nieznacznie, gdy byczysko ruszyło w jego stronę i celnie zdzielił gościa pięścią po mordzie powalając w ten sposób swojego przeciwnika. Najemnik czekał aż ten wstanie, ale… cóż… Była to szybka walka.
W karczmie zapadła cisza. Jednak tylko na chwilę, bo była to okazja do pięknej rozróby, z czego skorzystali wszyscy możliwi klienci i mężczyźni przy karczmie. Nastał istny chaos i bałagan. Ana coś krzyczała, wystraszona ptaszyna cofała się co krok i piszczała widząc to mordobicie. Nie wytrzymując emocji zemdlała na oczach Mathiasa.
W tym całym tłumie znalazł się jeszcze jeden starszy pan, który chuderlawym cielskiem i chudymi kośćmi nie chciał wdać się w bójkę. Pociągnął nieznajomego za rękaw i krzyknął:
- Na Prasmoka! Człowieku! Weź te biedne dziewczę! Karczmarz pojechał po towar, a jak zobaczy córę swoją w tym burdelu to chyba rozniesie wszystkich! Miej odrobinę rozsądku…! Zanieś ją do naszej uzdrowicielki Ramii! Powinna być przy gorących źródłach! Jak wyjdziesz z karczmy idź na wprost, ale omiń plac by ludzie nie widzieli. Trzymaj się lewych strony krzaków, a jak przebrniesz przez gąszcz to znajdziesz gorące źródła! Powinna tam być! Miała dzisiaj tam się wybrać pielęgnować kwiaty!
***
- Aurea… Chcesz się nauczyć pleść wianki z kwiatów? – spytała już nieco bardziej ostygnięta Niviandi po czym sięgnęła garści roślinek, w tym i kilka pnączy, liści.
- Pokażę ci bardzo ciekawy pomysł uplecenia. Nauczyły mnie kiedyś tego służki na jednym z dworów. Uwielbiały projektować bukiety!
Złotowłosa przysunęła się do skrzydlatej pokazując jej swoją umiejętność i nie kryjąc się z przechwałkami. Również zajęła ją rozmową na temat pielęgnacji skóry, ciekawych zapachów i wszystkich podobnych, kobiecych pierdół.
- Czekaj, czekaj... Brakuje mi czegoś… Hm... mogłabyś sięgnąć tamtego kwiatka? Tego ze sporym pękiem niebieskich płatków…
- Aurea
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 73
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Fellarian
- Profesje: Wędrowiec
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
"Ignorowanie problemu go nie rozwiąże…" - stwierdziła naturianka w myślach widząc jak złotowłosa jedynie wzruszyła ramionami. Natomiast na myśl o strachu Nivandii, Aurea się uśmiechała. Była z wioski i jako dziecko często brała na ręce różne owady, nieważne czy biedronki, czy właśnie takie wielonożne stworki. To przywołało jej wspomnienia i obawy związane z tym, co dzieje się u niej w domu, ten straszny sen, który nadal pamiętała. Chciała wracać, ale jednocześnie nie chciała zostawać sama. No w sumie lew stale jej towarzyszył, ale nie ma to jak drugi człowiek czy naturianin.
Podczas wchodzenia do źródełka, czuła się dziwnie, to było takie luksusowe, czyli po prostu obce i nieznane dla fellarianki. Dziewczyny nie mogły długo cieszyć się spokojem z powodu lwa, który do nich niespodziewanie, również dla niego, dołączył. Choć czuł się niezbyt dobrze mając wymoczone futro i pióra, zamruczał, gdy Ramii go pogłaskała. Po chwili przypomniał sobie jednak, iż powinien wyjść i tak też zrobił. Krople wody z sierści Belluma nie pozwalały syrence ich poprawić, a na domiar złego, niby już się uspokoił i dziewczyna miała spokój, aczkolwiek zostały skrzydła, z których również trzeba było pozbyć się wody. Uzdrowicielka jednak ponownie zafundowała przerośniętemu kotu prysznic. Lew kolejny raz się otrzepał. Jednak pociągnięcie za ogon nie przypadło mu do gustu, dlatego warknął ostrzegawczo w stronę Ramii. Nie chciał zrobić jej krzywdy, tylko dać znać, żeby nie ruszać jego ogona.
Aurea uśmiechnęła się przepraszająco do naturianki, widząc jej oburzenie zachowaniem lewka.
- Hmm… wianki? Rety, minęły lata jak je robiłam, już nawet nie pamiętam jak więc bardzo chętnie – powiedziała radośnie.
Gdy usłyszała o służkach i dworze, rozmarzyła się - nigdy takiego nie widziała. Ciekawe, czy umiałaby się tam zachować, czy kiedykolwiek dostąpiłaby zaszczytu znalezienia się w takowym miejscu.
- Nivandii, jak jest na dworach? – spytała trochę nieśmiało, bojąc się jakiegoś wyśmiania czy odrzucenia, może ten lęk był głupi i bezpodstawny, ale jednak się pojawił.
Promienie słońca przenikały między gałęziami drzew, Aurea siedziała w mocno nasłonecznionym miejscu i czekała, aż syrenka opowie jej coś o dworach i tej całej wyższej klasie społecznej, strasznie ją to teraz zaciekawiło. Do tego stopnia, iż całkiem zapomniała o swojej przypadłości. Częściowy albinizm - z reguły osoby nań chorujące mają białą skórę, włosy i czerwone oczy. Kto by podejrzewał dziewczynę o ciemnej karnacji o posiadanie połowicznego albinizmu? Nawet ona sama zapomniała. Aczkolwiek złośliwe słońce skutecznie odświeżyło jej pamięć wywołując na razie lekkie oparzenia, skóra się zaczerwieniła.
- Ugh… słońce – stwierdziła, opamiętawszy się i skryła w cieniu. – Co ci podać Niv? Już, już… - sięgnęła po kwiatek i jej podała.
Podczas wchodzenia do źródełka, czuła się dziwnie, to było takie luksusowe, czyli po prostu obce i nieznane dla fellarianki. Dziewczyny nie mogły długo cieszyć się spokojem z powodu lwa, który do nich niespodziewanie, również dla niego, dołączył. Choć czuł się niezbyt dobrze mając wymoczone futro i pióra, zamruczał, gdy Ramii go pogłaskała. Po chwili przypomniał sobie jednak, iż powinien wyjść i tak też zrobił. Krople wody z sierści Belluma nie pozwalały syrence ich poprawić, a na domiar złego, niby już się uspokoił i dziewczyna miała spokój, aczkolwiek zostały skrzydła, z których również trzeba było pozbyć się wody. Uzdrowicielka jednak ponownie zafundowała przerośniętemu kotu prysznic. Lew kolejny raz się otrzepał. Jednak pociągnięcie za ogon nie przypadło mu do gustu, dlatego warknął ostrzegawczo w stronę Ramii. Nie chciał zrobić jej krzywdy, tylko dać znać, żeby nie ruszać jego ogona.
Aurea uśmiechnęła się przepraszająco do naturianki, widząc jej oburzenie zachowaniem lewka.
- Hmm… wianki? Rety, minęły lata jak je robiłam, już nawet nie pamiętam jak więc bardzo chętnie – powiedziała radośnie.
Gdy usłyszała o służkach i dworze, rozmarzyła się - nigdy takiego nie widziała. Ciekawe, czy umiałaby się tam zachować, czy kiedykolwiek dostąpiłaby zaszczytu znalezienia się w takowym miejscu.
- Nivandii, jak jest na dworach? – spytała trochę nieśmiało, bojąc się jakiegoś wyśmiania czy odrzucenia, może ten lęk był głupi i bezpodstawny, ale jednak się pojawił.
Promienie słońca przenikały między gałęziami drzew, Aurea siedziała w mocno nasłonecznionym miejscu i czekała, aż syrenka opowie jej coś o dworach i tej całej wyższej klasie społecznej, strasznie ją to teraz zaciekawiło. Do tego stopnia, iż całkiem zapomniała o swojej przypadłości. Częściowy albinizm - z reguły osoby nań chorujące mają białą skórę, włosy i czerwone oczy. Kto by podejrzewał dziewczynę o ciemnej karnacji o posiadanie połowicznego albinizmu? Nawet ona sama zapomniała. Aczkolwiek złośliwe słońce skutecznie odświeżyło jej pamięć wywołując na razie lekkie oparzenia, skóra się zaczerwieniła.
- Ugh… słońce – stwierdziła, opamiętawszy się i skryła w cieniu. – Co ci podać Niv? Już, już… - sięgnęła po kwiatek i jej podała.
- Mathias
- Szukający drogi
- Posty: 43
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
- Kontakt:
Do karczmy wszedł kiedy, jakieś trzy kufle piwa temu? Mathias przyglądał się skrzywiony, jak karczemni goście porzucili swą bezpieczną stagnację i ruszyli ochoczo dawać sobie po mordach. Jego bójka z niejakim Kelirem przeszła jednak dzięki temu bez echa. A chociaż poskładanie chłopaka na łopatki nie było dla niego żadnym wysiłkiem, skutecznie odwróciło jednak jego uwagę od tajemniczego krakena, o którym wspominała niewiasta. A właśnie...
Mathias niemal odruchowo złapał w ręce osuwające się ciało, po czym podrzucił je nieco w obu dłoniach tak, że dziewczyna spokojnie leżała w jego ramionach, łatwa do transportu. Stanowiła ciężar niemal nieodczuwalny. I pachniała słońcem i mąką...
Najemnik potrząsnął głową i skupił uwagę na mówiącym do niego staruszku. Skinął zaraz na znak zrozumienia. Zawsze szanował starszych ludzi, doceniał ich siłę woli by dalej żyć w tym świecie, twardy charakter oraz nieskończoną ilość opowieści oraz wiedzy, którą zawsze byli skłonni się dzielić, jeśli tylko znalazł się ktoś, kto chciałby ich słuchać. A Mathias zawsze do takich należał. Teraz jednak wskazówka starca, by jak najszybciej ewakuować się z karczmy, była raczej zbędna. Najemnik przytulił do siebie mocniej dziewczynę i lawirując krótko pomiędzy walczącymi, zmierzał w kierunku wyjścia. Za drzwi wypadł razem z jakimś kuflem, lecącym nad jego głową. No ładnie. Już narozrabiał. A było wypić piwo, zjeść gulasz i iść dalej! Ale nie. Musiał zamotać.
- Ramii – powiedział na głos, po czym, przypominając sobie słowa staruszka, zniknął czym prędzej z głównej ulicy, na której znajdowała się karczma.
Zataczając lekki łuk, szedł w kierunku mu wskazanym, roztropnie omijając plac. Następnie zagłębił się w gęste krzaki, starając się iść tak, by giętkie gałęzie nie uderzały dziewczyny w jego rękach. Krążył przez chwilę w zaroślach, kierując się wskazówkami, instynktem i... nie dającym się z niczym pomylić kobiecym śmiechem. Nie rozróżniał poszczególnych słów, lecz potrafił zinterpretować nastrój panujący w miejscu, do którego zmierzał. Szczęśliwie dla niego, nie mijał po drodze zupełnie nikogo, i już po chwili stał jak wryty nad gorącymi źródłami, nie mając żadnego zamiaru się ukrywać, ale też zapominając zupełnie o zaznaczeniu swojej obecności.
Zazwyczaj szczycił się tym, że nie widać po nim emocji, gdyż skrywał je pod maską cynizmu i żartu. Teraz jednak zajęło mu chwilę nim opanował rozmarzone spojrzenie i domknął rozdziawioną buzię. Zamrugał kilkakrotnie, by dojść do siebie, gdyż widok przed nim był z gatunku tych, o których mówi się, że są jak malowane. Albowiem tylko na płótno nadawał się obraz trzech kobiet, chlapiących się wodą, śmiejących i plotących wianki z kwiatów, siedząc w niewielkim oczku wodnym. Para unosząca się nad wodą otulała cały obszar lekką mgiełką, nadając jej iście bajkowy charakter. Mathias na kwiatach się nie znał i były mu zupełnie obojętne, lecz te tutaj dopełniały cudownej scenerii.
Do całokształtu nie pasował jedynie wielki, skrzydlaty lew, na którego najemnik zwrócił od razu uwagę, jednak na razie pozostawił go poza swoim zainteresowaniem. Może i był w pełni uzbrojony, ale z nieprzytomną dziewczyną mógł do bydlaka co najwyżej oko puścić i liczyć na cud. Będzie się nim martwił dopiero jak ten zaatakuje. Standardowo.
- Uzdrowicielko Ramii.
Jeśli do tej pory niezauważony, teraz Mathias zwrócił na siebie uwagę donośnym głosem. Przepisowego ukłonu dokonał na tyle, na ile pozwalało mu bezwładne ciało w ramionach. Powitanie było też skierowane do wszystkich trzech kobiet, gdyż nie wiedział on, jak wygląda uzdrowicielka.
- Proszę mi wybaczyć najście, lecz sprawa wymaga pani natychmiastowej interwencji. – Mogło się zdawać iż opuścił z grzeczności spojrzenie. Prawda wyglądała jednak tak, że co miał widzieć już zobaczył, a naprawdę przejmował się losem Any. Domyślał się, iż jest to jedynie omdlenie wywołane nadmiarem wrażeń, a dziewczynie nic nie będzie. Jednak zbyt długie pozbawienie przytomności też nie wróżyło najlepiej, zwłaszcza, jeśli karczmarz wróci zanim dziewczyna się obudzi. Dlatego teraz miał zamiar współpracować z uzdrowicielką i oszczędzić sobie ewentualnych tarapatów. Na poprzyglądanie się towarzyszącym jej dziewczętom będzie jeszcze miał czas.
Mathias niemal odruchowo złapał w ręce osuwające się ciało, po czym podrzucił je nieco w obu dłoniach tak, że dziewczyna spokojnie leżała w jego ramionach, łatwa do transportu. Stanowiła ciężar niemal nieodczuwalny. I pachniała słońcem i mąką...
Najemnik potrząsnął głową i skupił uwagę na mówiącym do niego staruszku. Skinął zaraz na znak zrozumienia. Zawsze szanował starszych ludzi, doceniał ich siłę woli by dalej żyć w tym świecie, twardy charakter oraz nieskończoną ilość opowieści oraz wiedzy, którą zawsze byli skłonni się dzielić, jeśli tylko znalazł się ktoś, kto chciałby ich słuchać. A Mathias zawsze do takich należał. Teraz jednak wskazówka starca, by jak najszybciej ewakuować się z karczmy, była raczej zbędna. Najemnik przytulił do siebie mocniej dziewczynę i lawirując krótko pomiędzy walczącymi, zmierzał w kierunku wyjścia. Za drzwi wypadł razem z jakimś kuflem, lecącym nad jego głową. No ładnie. Już narozrabiał. A było wypić piwo, zjeść gulasz i iść dalej! Ale nie. Musiał zamotać.
- Ramii – powiedział na głos, po czym, przypominając sobie słowa staruszka, zniknął czym prędzej z głównej ulicy, na której znajdowała się karczma.
Zataczając lekki łuk, szedł w kierunku mu wskazanym, roztropnie omijając plac. Następnie zagłębił się w gęste krzaki, starając się iść tak, by giętkie gałęzie nie uderzały dziewczyny w jego rękach. Krążył przez chwilę w zaroślach, kierując się wskazówkami, instynktem i... nie dającym się z niczym pomylić kobiecym śmiechem. Nie rozróżniał poszczególnych słów, lecz potrafił zinterpretować nastrój panujący w miejscu, do którego zmierzał. Szczęśliwie dla niego, nie mijał po drodze zupełnie nikogo, i już po chwili stał jak wryty nad gorącymi źródłami, nie mając żadnego zamiaru się ukrywać, ale też zapominając zupełnie o zaznaczeniu swojej obecności.
Zazwyczaj szczycił się tym, że nie widać po nim emocji, gdyż skrywał je pod maską cynizmu i żartu. Teraz jednak zajęło mu chwilę nim opanował rozmarzone spojrzenie i domknął rozdziawioną buzię. Zamrugał kilkakrotnie, by dojść do siebie, gdyż widok przed nim był z gatunku tych, o których mówi się, że są jak malowane. Albowiem tylko na płótno nadawał się obraz trzech kobiet, chlapiących się wodą, śmiejących i plotących wianki z kwiatów, siedząc w niewielkim oczku wodnym. Para unosząca się nad wodą otulała cały obszar lekką mgiełką, nadając jej iście bajkowy charakter. Mathias na kwiatach się nie znał i były mu zupełnie obojętne, lecz te tutaj dopełniały cudownej scenerii.
Do całokształtu nie pasował jedynie wielki, skrzydlaty lew, na którego najemnik zwrócił od razu uwagę, jednak na razie pozostawił go poza swoim zainteresowaniem. Może i był w pełni uzbrojony, ale z nieprzytomną dziewczyną mógł do bydlaka co najwyżej oko puścić i liczyć na cud. Będzie się nim martwił dopiero jak ten zaatakuje. Standardowo.
- Uzdrowicielko Ramii.
Jeśli do tej pory niezauważony, teraz Mathias zwrócił na siebie uwagę donośnym głosem. Przepisowego ukłonu dokonał na tyle, na ile pozwalało mu bezwładne ciało w ramionach. Powitanie było też skierowane do wszystkich trzech kobiet, gdyż nie wiedział on, jak wygląda uzdrowicielka.
- Proszę mi wybaczyć najście, lecz sprawa wymaga pani natychmiastowej interwencji. – Mogło się zdawać iż opuścił z grzeczności spojrzenie. Prawda wyglądała jednak tak, że co miał widzieć już zobaczył, a naprawdę przejmował się losem Any. Domyślał się, iż jest to jedynie omdlenie wywołane nadmiarem wrażeń, a dziewczynie nic nie będzie. Jednak zbyt długie pozbawienie przytomności też nie wróżyło najlepiej, zwłaszcza, jeśli karczmarz wróci zanim dziewczyna się obudzi. Dlatego teraz miał zamiar współpracować z uzdrowicielką i oszczędzić sobie ewentualnych tarapatów. Na poprzyglądanie się towarzyszącym jej dziewczętom będzie jeszcze miał czas.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości