Smocza PrzełęczDalekie skarby.

Przełęcz dzieląca Góry Dasso i Góry Druidów. Po obu jej stronach, znajdują się ogromne, tajemnicze, wykute w sakle posągi smoków, strzegące tej górskiej przełęczy.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

Najemnik już otwierał usta, by odpowiedzieć jedynemu oprócz niego męskiemu osobnikowi w tej babskiej gromadce, lecz uzdrowicielka nie dała mu nawet szansy, zdecydowanie zarządzając konieczność zebrania prowiantu i broni. Zerknął więc tylko na Ivora znacząco i wzruszył ramionami.

- Tak jest proszę pani – mruknął, lecz jego słowa na szczęście zagłuszył lament złotowłosej księżniczki. Mathias przymknął oczy znużony, jakby czekając aż burza przejdzie i licząc na to, że nie dostanie mu się rykoszetem. Otworzył je dopiero słysząc, jak Ivor zażegnuje powoli dramatyczną sytuację. Kojące słowa stopniowo rozładowywały sytuację i po chwili blondynka zamilkła. Najwyraźniej on miał do Niviandi więcej cierpliwości albo… jakieś własne plany względem tej całkiem zgrabnej osóbki. Northman uśmiechnął się pod nosem, spoglądając na rozpływającą się w ramionach mieszkańca wioski księżniczkę. Ramii jedynie skinął głową, wiedząc już, że z tą kobietą nie ma co dyskutować i podszedł do Aurei.

- Sądzę, że nie napotkamy na swojej drodze nic takiego, czemu nie podołalibyśmy z Ivorem – uśmiechnął się do dziewczyny, po czym przeniósł spojrzenie na lwa. – Oczywiście miło będzie mieć w swoich szeregach taką bestię w razie większej awantury – stwierdził z szerokim uśmiechem, sugerującym, że wpadnięcie w nie lada tarapaty wcale mu nie przeszkadza. W końcu wygrzebywanie się z nich w całości (mniej więcej) to cała frajda!

Gdy ruszyli szybko zdał sobie sprawę, że nie idą najprostszą drogą z wioski. Zerknął kątem oka na swojego towarzysza zastanawiając się, czy te umyślnie prowadzi ich okrężną od karczmy drogą czy to tylko przypadek. Kierujące Ivorem powódki były mu jednak w sumie obojętne. Szedł z dłonią opartą na rękojeści miecza, a kciuk drugiej zatknął za pas. Odruchowo rzucił okiem na strażników na drzewach, czując na sobie ich spojrzenia, mimo iż nie miał nic na sumieniu. Nie tutaj w każdym razie.

Dziewczęta szybko zostały w tyle i zaczęły trajkotać między sobą, co razem z szumem trawy i brzęczeniem owadów tworzyło całkiem miłe tło. Na pytanie Ivara uśmiechnął się i spojrzał na niego.

- Czego mam potrzebować? Mam miecz przy boku, wodę w strumieniu i zwierzęta w lesie, nie zginiemy – stwierdził beztrosko, po czym zaśmiał się donośnie słysząc kolejne słowa kompana i widząc jego znaczące spojrzenie.

- Przepraszam – odparł po chwili, chociaż na jego ustach wciąż błąkał się uśmiech. – Wiem i dziękuję, ale ja naprawdę nic nie zrobiłem! - Mathias, wciąż wyraźnie rozbawiony, uniósł jednak dłonie w obronnym geście, po czym opuścił je, by ponownie spoczęły na rękojeści miecza i przy pasie. - To naprawdę ładna dziewczyna, ale uwierz mi, zdążyłem zamienić z nią raptem kilka słów, a później zemdlała, nie wiem o co chodzi z tym klejeniem się – mruknął, bardziej do siebie niż tłumacząc się. W końcu cała ta sytuacja była niewygodna przede wszystkim dla niego, ale wiedział, że pozostali i tak zrzuciliby całą winę na niego bez mrugnięcia okiem, gdyby Ana postanowiła dołączyć do wycieczki. Losie miej go w opiece, jeśli tak się stanie. Odetchnął z ulgą, gdy w końcu na horyzoncie znów pojawiła się Ramii z dwoma pękatymi torbami na ramieniu.

- Wzięłam wody i prowiantu na dwa dni, na więcej raczej nie będziemy potrzebować. W razie czego woda w rzekach jest, a i do jedzenia się coś upoluje – powiedziała i podała jedną z toreb Ivorowi, który zarzucił ją sobie zaraz przez szyję. Chciał sięgnąć również po drugą, lecz uzdrowicielka zbyła go machnięciem ręki i wyminęła obu mężczyzn.

- Czas ruszać, nie ma co tu marudzić, bo zaraz nas Ana dogoni, a mi wystarczy jedna dziewczyna do niańczenia na raz – mruknęła pod nosem, idąc już przodem i nie czekając na nich. Mathias wyszczerzył zęby w uśmiechu i spojrzał na pozostałych.

- Słyszeliście co pani powiedziała – rzucił dziarsko, po czym ruszył wolnym, lecz długim krokiem za uzdrowicielką, mając zamiar służyć pomocą w razie problemów. Ivor zwinął mapę i zatknął ją sobie za pas, po czym gestem zaprosił Niviandi i Aureę, by ruszyły za najemnikiem, a on sam chciał zamknąć orszak.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Niviandi posłusznie kiwała głową i starała się uspokoić na prośbę skrzydlatej, ale na samą myśl, że ten łachmaniarz…. Agrr! Nieważne! Będzie się nim przejmować!
Syrenka wysłuchała całkowicie porady Aurei i od razu wiedziała, że jej nowa przyjaciółka na pewno nie ma racji w jednym temacie. W temacie oczywiście Mathiasa. Niv już wyskrobała sobie na jego temat własne zdanie i wcale nie zanosiło się na to, by kiedykolwiek miało się ono zmienić. Przecież z krasnoluda-kowala nikt nie uczyni księżniczki, dlaczego by więc należało oczekiwać od najemnika kultury? Chociaż odrobiny ekstrawagancji? Zabawny był fakt, że to właśnie z powodu nadmiernej pewności siebie Mathiasa wyczuwała pewnego rodzaju wywyższania się. Jednak niech się nie pomyli ten kto uzna złotowłosą za hipokrytkę. Ona była księżniczką. Wcale nie musiała czuć się ponad innych, bo po prostu była ponad zwykłe pospólstwo w jakim to istniała możliwość odnalezienia ludzi szlachetnych. A raczej ze szlachetną duszą, bo nie pochodzeniem. Na przykład taka Aurea! Miała piękną i czystą duszę, ale nie była królewną. Nie posiadała żadnego nazwiska, błękitnej krwi. Ona się nie wywyższała, gdyż nie nosiła korony. Mogła unieść się w przestworza, ale to nie czyniło jej ważną głową dla państwa czy ludu, chociaż z pewnością była wart poświęcenia ze strony królestwa czy samych królów. Oddanie za oddanie. Lojalność za lojalność. Tak… Świat był poukładany w momencie, w którym każdy znał swoje miejsce, a Mathias… A Mathias najwidoczniej go nie znał. Sądził wręcz, że jest lepszy od samej Niviandi! Bo co? Bo szlaja się i umie walczyć? Jej rycerze również to potrafią! A to ci gość! Czuje się nie wiadomo kim chociaż nie ma możliwości tytułowania się!
Wracając jednakże do głównej przyczyny dziewczęcej rozmowy, Niviandi głęboko obawiała się zbliżenia do Ivora. W końcu on również był jedynie szlachetnym człowiekiem bez mienia i tytułu. Z drugiej strony, ten niesamowity pociąg do tego mężczyzny! Ach! Czy warto się przed tym chronić? Czy nie lepiej dać się unieść rzeką emocji? To z pewnością nie wypadało księżniczce, ale kto wie, może kiedyś ich historia stanie się inspiracją dla legend, gdy to księżniczka poślubiła mądrego człowieka z nizin społecznych i to przyniosło jedynie owocne skutki. Nie ma też się co tak od razu rzucać na miłość, wszystko zapewne jest kwestią czasu. Istnieje także opcja zwykłego zauroczenia, z którego Niv musiałaby się uleczyć, ale… Właśnie. Nie ma na to odtrutki. Zna go dosyć krótko… Czas pokaże kto kim jest. Postanowiła więc oto takim tropem powędrować dalej i posłuchać Aurei. Poznać Ivora bliżej. On na pewno ma jakieś wady, tylko jeszcze nie wiedziała jak bardzo są one odrzucające, bądź tez całkiem przeciwnie… przyciągające.
- Oj Aureo… Oby było wspaniale – odrzekła na koniec cicho syrenka, gdy nagle do ich towarzystwa przybyła ta okropna uzdrowicielka z piekła rodem.
Pojawienie się Ramii również nie pomogło Ivorowi, ale z pewnością zapobiegło starciu między dwoma mężczyznami. Mieszkaniec wioski posłał jedynie spojrzenie najemnikowi, które głosiło jedno – „Serio?”. Nie powiedział jednak nic. Nie warto było zresztą drążyć temat. Przecież i tak ani jeden, ani drugi zdania nie zmieni.
Tak więc, jak zarządzono, grupa ruszyła w przygodę. Niviandi skrupulatnie unikała towarzystwa czy jakiegokolwiek zbliżenia do „łachmaniarza” i o dziwo trudne było dla niej zagadanie do samego Ivora. Wciąż była pełna obaw i wątpliwości czy aby to wszystko to dobry pomysł. Szła więc tak w milczeniu, tylko jej to milczenie akurat strasznie przeszkadzało! Ramii chyba z całej piątki zdawała się wręcz pałać radością z powodu dźwięków natury bez tego piskliwego głosiku panikującej panny. Ciekawe ile będzie to trwało… Uzdrowicielka nie miała zamiaru się nad tym zastanawiać, bo to by tylko ją niepotrzebnie stresowało, a każdy wszak wie, że stres nie jest zdrowy! Również bardzo dokładnie ignorowała wszelkie przejawy jakichkolwiek więzi w załodze. Syrenka bowiem, co chwila spoglądała nieco zmartwiona na swojego wybranka serca, który czując na sobie te spojrzenia w końcu zwrócił ku niej głowę. Oczywiście, jak na urokliwą kobietę przystało, Niviandi zawstydziła się i uciekła wzrokiem gdzieś w bok, ale tylko na krótki moment. Gdy z ciekawości spojrzała na Ivora ponownie on tak promiennie, aczkolwiek delikatnie się uśmiechnął! Jaki on miał przecudowny uśmiech! Można było się rozpłynąć!
Motylki frywolnie unosiły się w brzuchu niebieskookiej piękności, której teraz oczy zalśniły ślepotą zauroczenia. Jakże ona by chciała, żeby ją objął! Tak męsko, po rycersku! Jednak jeszcze szybciej wróciła do porządku, gdy przypomniała sobie o tym, że nie chciałaby by wszyscy (szczególnie jeden gość) wiedzieli o jej miłosnym problemie!
- Dlaczego nie wzięliśmy koni? – spytała w końcu w głos, a tym samym wywołała momentalne załamanie nerwowe u Ramii.
- Ponieważ dotarcie tam zajmuje niecały dzień? – spytała nieco z ironią, a cisza na krótką chwilę ponownie zagościła w grupie.
- Jakbyśmy mieli konie to byłaby kwestia zaledwie kilku godzin! Nawet nie! – dodała w końcu złotowłosa. – I byłoby bezpieczniej… Koń zawsze też może dać z kopyta albo wyczuć niebezpieczeństwo…
- Niviandi, już o tym rozmawialiśmy – upomniał ją Ivor.
- A tobie to się w ogóle opłaca z nami iść? – spytała z pretensją syrenka kierując te słowa oczywiście do największego wroga w grupie. – Taki najemnik a szlaja się za mapą ze skarbem! Powinieneś ganiać jakieś potwory po bagnach. Nieprawdaż, Aureo? Tacy ludzie biegają tylko za groszem. Nie wiem co on tutaj robi… - prychała dalej krzyżując ręce na klatce piersiowej i obracając urażoną głowę.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

- Musisz być bardzo doświadczony w tego typu sprawach, może opowiedziałbyś coś o swoich przygodach? – spytała mężczyznę z entuzjazmem.

Przy okazji przyglądała się jego broni, główkując czy zdołałaby ją unieść lub zadać cios. Później jednak syrenka zajęła ją czymś kompletnie innym. Gdy tak pomagała rozwiązać naturiance dopiero co tworzący się problem miłosny, poczuła delikatne ukłucie zazdrości. Zauroczenie to ponoć to cudowne uczucie, o którym mówią, że ma się motylki w brzuchu. Aurea również bardzo by chciała to poczuć. Tymczasem skrzydlaty lew łapał w swą paszczę i zjadał latające tu i ówdzie motyle, jak to w kocim zwyczaju bywa, oczywiście uważając, by nie zrzucić z grzbietu swojej pani. Ten futrzak dosłownie miał motylki w brzuchu, nawet on…

- Na pewno będzie – uśmiechnęła się przyjacielsko do złotowłosej.

W końcu stało się, ruszyli na poszukiwania skarbu, Aurea teraz zbłądziła myślami na temat tego, jakie przygody wspólnie przeżyją i kogo lub co mogą spotkać, czy wszystko pójdzie dobrze, czy nie do końca. Och tak, w końcu między innymi po to opuściła wioskę, by poznać świat. Później jednak zaczęła obserwować Ivora i Nivandii i te zabawne unikanie kontaktu wzrokowego - oni byli wprost uroczy, fellarianka zachichotała w myślach.

- Hej, hej… Nivandii, zawsze możesz jechać wraz ze mną na grzbiecie Belluma albo ja mogę lecieć, a ty sama na nim jechać. – Nie przyznała tego, ale nie chciała słuchać marudzenia, chciała mieć niezmąconą radość z wyprawy. – No niezupełnie… bo w końcu odnalezienie skarbu jest raczej wygodniejsze niż walka z potworem - stwierdziła naturianka.

Na wszelki wypadek księżniczka zechciała dosiąść przerośniętego kota, Aurea z pomocą swych skrzydeł delikatnie unosząc się nad gruntem leciała zamiast iść. W sumie nawet było jej tak wygodniej, w końcu to jest prawie tak samo naturalne dla naturian, jak chodzenie dla ludzi. Dodatkowo mogła kiedy tylko chciała wznieść się wyżej i podziwiać cudowne widoki. Było naprawdę wspaniale.
Raz była obok swoich towarzyszy, a po chwili leciała naprawdę wysoko, a w końcu, gdy była sporą odległość od ziemi, padł na nią cień. Zdziwiła się, bo z pewnością nie przypominał tego, jaki daje ptak. Spojrzała do góry z obawą i wytrzeszczyła oczy, jakaś ogromna skała spadała prosto z nieba. "Co do licha? Olbrzymy rzucają kamieniami czy jak?" – pomyślała i natychmiast ruszyła w dół.

Ledwo się zatrzymała, tak by nie uderzyć głową w jeden z kamieni na dróżce. Nie mogąc uspokoić oddechu, starała się nieudolnie ostrzec wszystkich.

- Słuuuff… chajcie… uff tam! Uff na górze… Uff spada! Kryć się! Uf… - Lew słysząc to zabrał Niv i uzdrowicielkę mimo ich woli spory kawałek dalej. Nieźle się rozpędził.

Natomiast meteoryt spadał z coraz większą prędkością, a Mathias znajdował się wciąż w niebezpiecznym miejscu więc naturianka poleciała w jego stronę i w ostatniej chwili dosłownie w niego wpadła, odpychając ze sporą siłą nadaną jej przez pęd, z dala od miejsca uderzenia. Podniósł się tak straszny kurz, że po prostu trzeba było zamknąć oczy, a w ziemi powstało ogromne wgłębienie, zaś huk uderzenia jeszcze dobrą chwilę niósł się echem, nim na dobre zanikł.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

Pierwszy raz od dawna w grupie zapadła cisza, a najemnik postanowił nie przerywać jej tylko szedł przodem, z kciukami zaczepionymi o pas, pogwizdując pod nosem sobie tylko znaną, wesołą melodyjkę. Chociaż należał do grupy ludzi z natury towarzyskich, tym razem nie zabawiał pozostałych rozmową, wyczuwając dość napiętą atmosferę i chcąc oszczędzić sobie kłótni. Kiedy jednak zagadnęła go Aurea, zrównał z nią krok i uśmiechnął się lekko. To proste zdanie okraszone było taką dozą szczerej ciekawości, że aż nie ośmielił się skierować do niej dwuznacznej odpowiedzi. Chociaż proszenie mężczyzny, by opowiadał o swoich dokonaniach, to jak drapanie kota za uchem, to jednak Mathias ograniczył się do jednej krótkiej historii i przez chwilę opowiadał o bestii, którą spotkał jakiś czas temu, i którą oczywiście pokonał.

Sielanka nie trwała jednak długo, gdyż Niviandi w końcu się odezwała, narzekając jak zwykle na byle co. Przewrócił oczami, pozwalając Ramii się tym zająć, gdyż wiedział, że jeśli sam włączy się do dyskusji, to tylko bardziej rozjuszy dziewczynę, która z niewiadomych przyczyn pałała do niego czystą nienawiścią. Dopiero, gdy ewidentnie zwróciła się do niego, odwrócił się z ciężkim westchnieniem, kontynuując marsz tyłem bez najmniejszego trudu.

- Oddychaj spokojnie, Blondi – mruknął protekcjonalnym tonem. Wiedział, że to raczej dziewczyny nie uspokoi, ale też jakoś specjalnie mu na tym nie zależało.

- W całej tej naszej radosnej gromadce ja jestem tutaj bardziej na miejscu niż ty, księżniczko – stwierdził z wrednym uśmiechem, a ostatnie jego słowo wcale nie zabrzmiało jak tytuł, lecz raczej jak przytyk.

- I nie wykrzywiaj tak tej swojej ślicznej buźki, bo zmarszczek dostaniesz – dopowiedział jeszcze na koniec, zaraz jednak zgarnął też gromiące spojrzenie uzdrowicielki, na które tylko wyszczerzył się szeroko, z satysfakcją dostrzegając, że kącik jej ust drgnął lekko w powstrzymywanym uśmiechu. Później tylko obserwował, jak skrzydlata odstępuje koleżance grzbiet Belluma, który z zapałem małej dziewczynki gonił wszystkie motyle w okolicy, z tym że on na koniec pożerał je łapczywie.

Mathias szedł przez jakiś czas nieco wolniej, lekko zadzierając głowę i obserwując lecącą w powietrzu Aureę. Wisiała bezwładnie, utrzymywana przez różnobarwne skrzydła, poruszające się jak skrzydła ptaka i unoszące ją wysoko nad ziemią. Później jednak znów skupił swoją uwagę na drogę przed nim, starając się nie patrzeć na powodujące u niego mdłości tęskne spojrzenia, które blondynka rzucała Ivorowi. Jeśli oprócz jej gadaniny będzie musiał jeszcze znosić ssąco-mlaszczące odgłosy tych dwojga to chyba wyjdzie z siebie i stanie obok. A jego sympatia do mieszkańca wioski ostatecznie osłabła, gdy zobaczył jak ten uśmiecha się do Niv. Phi, ciekawe na co liczy. Dziwne, że jego księżniczka się nie czepiała. Nie żeby go to obchodziło oczywiście. W ogóle go nie obchodzi.

Najemnik nigdy by się do tego nie przyznał, lecz okazało się, że skryte obserwowanie Ivora i Niviandi zaabsorbowało go na tyle, że Aureę zobaczył i usłyszał dopiero, gdy ta wylądowała z impetem na ziemi, ledwo unikając bezpośredniego zderzenia z nią. Zmarszczył brwi, usiłując zrozumieć coś z tego bełkotu, jednak dopiero gdy Bellum złapał księżniczkę i uzdrowicielkę, Mathias zadarł głowę do góry, podświadomie czując zagrożenie z tego kierunku. Spodziewał się wielu rzeczy, jednak z pewnością nie ogromnego głazu spadającego z nieba. Prawdopodobnie sam odskoczyłby na czas, jednak zdziwienie najwyraźniej na tyle wmurowało go w ziemię, że Aurea poczuła się w obowiązku go ratować i dosłownie wpadła na niego, przewracając ich oboje na ziemię. Mathias odruchowo objął dziewczynę ramionami, zamykając w uścisku, by chronić ją przed upadkiem, więc potoczyli się chwilę po ziemi, nim w końcu zatrzymali się w chmurze pyłu, kawałek dalej od miejsca w którym upadł głaz. Mężczyzna przykrył skrzydlatą własnym ciałem, czując jak na plecy sypią mu się kawałki ziemi i drobniejsze kamienie, wyrzucone w powietrze podczas uderzenia meteorytu. Gdy huk ucichł, a pył zaczął powoli opadać, pozwalając na bezpieczniejsze otwarcie oczu, najemnik podniósł się lekko na rękach, spoglądając na twarz Aurei, oddaloną raptem o długość palca od jego własnej. Przez uderzenie serca było widać w jego oczach troskę, gdy sondował dziewczynę wzrokiem w poszukiwaniu obrażeń, jednak gdy tylko upewnił się, że jest cała i zdrowa, zaraz uśmiechnął się zawadiacko.

- Tak myślałem, że możemy w pewnym momencie tak skończyć, ale nie śmiałem sądzić, że nastąpi to tak szybko – mruknął, przeszywając ją wzrokiem, lecz zaraz wstał, pomagając podnieść się również skrzydlatej, upewniając się jeszcze raz, czy nic jej nie jest. Skrzywił się lekko, gdy poczuł ból między łopatkami w miejscu, gdzie uderzył go jakiś większy odłamek, jednak skierował się zaraz w stronę miejsca, gdzie wylądował głaz.

- A niech mnie… – westchnął z podziwem, stając na krawędzi gigantycznego leja, o średnicy co najmniej jednej stai, na dnie którego znajdował się wbity do połowy w ziemię meteoryt. Zejście wydawało się wyjątkowo łagodne, by swobodnie dostać się na samo dno, jednak doświadczenie Mathiasa mówiło mu, że o ile podróż w dół odbyła by się bez żadnych problemów, o tyle mógłby mieć kłopot z powróceniem na powierzchnię. Stroma, gładka powierzchnia nie dawała wielu miejsc zaczepienia, a sypki piach tylko utrudniałby sprawę. Najemnik jednak pierwszy raz widział coś takiego, jednak wielokrotnie o takich przypadkach słyszał i teraz nieświadomie uśmiechał się od ucha do ucha, zadowolony, że w końcu mógł być tego świadkiem.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Niviandi nie miała zamiaru przejmować się komentarzami najemnika. Zadarła głowę spoglądając na wszystko z góry, chociaż była prawdopodobnie najniższa z grupy, ale to nie miało znaczenia. Chwilę później, po ukazaniu królewskiej ekstrawagancji, skrzydlata zrobiła coś czego złotowłosa piękność się nie spodziewała. Oddała jej miejsce. I wszystko byłoby dobrze, zapewne obdarowałaby Aureę wdzięcznym gestem dłoni, gdyby nie fakt, że sprawa rozchodziła się nie o konia z rodowodem, ale o lwa ze skrzydłami i wielką paszczą nabitą ostrymi zębiskami. Na twarz syrenki wybiły się krople potu nerwowości. Że jak? Że ona na tym bydlęciu?
Drżała, jak galareta, ale nie zdołała powiedzieć nic. Po prostu nagle znalazła się na tej bestii. Chwilę próbowała się wygodnie usadowić, oczywiście nie okrakiem, a na jednym boku. Zapewne jej sztywna postawa odrobinę irytowała lwa, ale tu liczyła się królewska godność! Matko! Jeździ na lwie… To było nie do wyobrażenie, a jednak tak jest!
Pogłaskała Belluma po łbie, oczywiście tak ostrożnie i delikatnie, że mógł tego równie dobrze nie wyczuć, aczkolwiek wypadało go pochwalić za dobre zachowanie. Ruch dłoni trwał chyba krócej niż sekundę, ale pochwała zaliczona, mogą ruszać dalej!
Oczywiście, gdzież Niviandi przejęłaby się otoczeniem. Ona siedziała, jak na królewnę przystało i jedyne co obserwowała to albo swój czubek nosa albo Ivora. Motylki w brzuszku jej latały, bo te ukradkowe spojrzenia były tak miłe! Mogła wreszcie o kimś myśleć częściej i bardziej. Z tego też powodu aż poprawiła ramiączka potrząsając gamą złotych loków, bo tak jej fajnie było!
- C-co?... – mruknęła nagle Ramii ostro patrząc w górę i momentalnie rozwierając oczy. – Co u li…
Nie dokończyła, bo jej głos zduszony został słowami jak i impetem Aurei. Złotowłosa pisnęła ściskając ręce do klatki piersiowej, a Ramii zdawała się być wściekła, że w ogóle chce jej ktoś pomóc. Ivor, chociaż zaginął gdzieś w akcji, jak się okazało, jemu również udało się uciec. Później syrenka długo nie wiedziała co się stało. Tylko pył, okruchy i… brud. Mnóstwo brudu i kurzu, który zagościł na całym jej pięknym, dopiero co świeżo umytym ciele!
Zakaszlała kilkukrotnie. Próbowała się zebrać, ale ostatecznie usiadła i machała dłońmi wokół swojej twarzy by rozpędzić kurz koło siebie. Oczywiście wzdychała jak rozkapryszona księżna, a Ramii ledwo dźwignęła się na rękach. Uzdrowicielka syknęła czując, że i ją coś trafiło, bo miała delikatnie rozcięte ramię.
- Nic ci nie jest? – spytał zlękniony Ivor, który starał się przebrnąć przez odłamy gałęzi teraz martwo spoczywających w towarzystwie kamieni na wygładzonej podmuchem trawie.
- W porzą… - Ramii również poczuł delikatny powiew. Dokładniej rzecz biorąc, powiew mijającego ją Ivora, który totalnie ją olewając pomógł wstać złotołosej pannie. -… dku – dokończyła kwaśno i niemalże warcząc zirytowana tym ćwierkającym i świeżym romansidłem, który rodził się na jej oczach.
Syrenka przytaknęła i przy pomocy mieszkańca miasteczka wstała. Ramii także wstała, otrzepała się na miarę możliwości i przyjrzała ranie. Na szczęście była powierzchowna. „Wystarczy oczyścić i po sprawie", myślała zbliżając się wraz z resztą do meteorytu.
Niviandi ruszyła jako ostatnio starając się przyjrzeć Bellumowi.
- Nic ci nie jest? – zapytała ostrożnie głaszcząc lwa po grzywie. – Uff… Na szczęście cały… - mruknęła po tym jak lew mlasnął nieco niezadowolony z sytuacji i wstał na cztery łapy.
- Wszyscy cali? – spytała głośno Ramii, która nie ukrywała zdziwienia patrząc na wielki głaz wryty w ziemię. – Na Prasmoka i wszystkie duchy tego świata… Skąd to?
- Słyszycie coś? – wtrącił Ivor nastawiając ucha. – Jakby… jęki… Myślałem, że tylko my tu byliśmy.
- Matko, może ktoś z wioski?! – Od razu podniosła głos uzdrowicielka rozglądając się dookoła.
Jednak atmosfera w powietrzu wyraźnie się zmieniała. Niczym kara boska i nadchodząca apokalipsa, niebo pociemniało. Czyste niebo pokryły ciężkie, granatowo-czarne chmury zapowiadające potężne uderzenia, a może i deszcz? Korony drzew zerwały się w dzikim podmuchu posyłając podróżnym ostrzegawcze liście tnące teraz już chłodne powietrze.
- Jejku… - szepnęła zlękniona Niviandi. – Co się dzieje? – Przytuliła ramiona dłońmi cofając się kilka kroków w tył i dotykając plecami ramienia Mathiasa. Spojrzała na najemnika zdziwiona, wściekła i… zmieszana od razu od niego odskakując, jak oparzona. Kolejna obelga cisnęła się jej na język, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.
- Nie! Na pomoc! – Rozległ się kobiecy głos.
- Ana! – równocześnie krzyknęła Ramii z Ivorem.
- Ja cię uratuję! – odbiło się echo dzielnego obrońcy.
- Kelir? – spytali oboje zaskoczeni.
Kilka machnięć miecza w powietrzu, krzyków i nagle z oddali poczęli wyłaniać się mieszkańcy wioski. Ana próbowała wyrwać się z rąk wojownika, ale gdy tylko spojrzała za siebie to jednak szybko zmieniła zdanie i chciała popędzić Kelira do grupy. Kawał głazu, który tkwił w kraterze teraz łamał się niebieskimi przebłyskami, niczym gęsta lawa, która rozłupać chciała kawał kamienia. Wilki zawyły w powietrzu, a każdy posiadający mocniejszy zmysł magiczny mógł wyczuć mocne uderzenia energii. Wilki wyły, duchy jęczały. Każda zwierzyna, każda roślina teraz stroszyła się na grupę ludzi.
- Wilki! – krzyczał już zmęczony nieco walką Kelir i do pomocy w dołączeniu do grupy pomógł oczywiście Ivor. Dwa wilki jakie niemalże capnęły Anę dostały po pysku i zapiszczały. Powalone i pocięte pyski sprawiły, że cofnęły się o kilka kroków i wstrzymały. Jednakże wilki nigdy nie przychodzą same… a w całych watahach.
- Co się dzieje?
- Nie mam zielonego pojęcia! Momentalnie jakby wszystko oszalało!
- Mathias! – wzdychała Ana wieszając mu się na szyi.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea słuchała opowieści Mathiasa z zachwytem, nawet nabrała ochoty, by się nauczyć walczyć i w ogóle… Jednak na ziemie ściągnęła ją brutalna rzeczywistość, była prawie że kaleką przez te nogi. Westchnęła smutno w myślach, nie dając nic poznać po swojej twarzy.
Uśmiechnęła się lekko, obserwując jak najemnik i księżniczka się droczą, normalnie jak pies z kotem. Szkoda było próbować coś na to zaradzić, raczej nie zapowiadało się by Nivandi zaakceptowała choćby odrobinę Mathiasa.
Fellarianka widząc strach syrenki, zapewniła ją, że nie ma się czego bać oraz że Bellum ją lubi. Czego dowodem okazało się intensywne mruczenie, ponieważ przerośnięty kot poczuł dłoń Nivandi, choć było to niezwykle delikatne.

Wszystko zdawało się na swoim miejscu, jednakże właśnie w tym momencie nieprzewidywalny los postanowił spłatać wszystkim figla ciskając wielkim głazem z nieba, omal nie zabijając całej gromadki. Naturianka widząc zagrożenie, nie wahała się ani chwili jednak przez ułamki sekundy bała się, iż nie zdąży odepchnąć mężczyzny. Gdy poczuła zderzenie, nastąpiła chwila ulgi, po czym kolejny niepokój wywołany skutkiem owego czynu. Math z pewnością nabawił się trochę drobnych otarć spowodowanych niekrótką jazdą po ziemi, natomiast dziewczyna wyszła dzięki jego objęciu bez szwanku. Dodatkowo po zatrzymaniu jeszcze ją odsłonił, można by rzec, że ratowali siebie nawzajem.

Aurea odruchowo zamknęła oczy i czekała aż przestanie odczuwać mocny powiew po uderzeniu, który niósł mnóstwo kurzu i innych drobinek, które w oku były bardzo niepożądane, ale żeby tylko to latało teraz w powietrzu… Spadały jeszcze drobne kamienie, a te już mogły zrobić krzywdę.

W końcu nastał spokój i przejmująca cisza. Pierwszym kogo spostrzegła skrzydlata, był najemnik i był tak blisko jej twarzy, jakby się mieli zaraz pocałować. Ciemnoskóra mocno się zarumieniła, jeszcze nigdy nie przeżyła podobnej sytuacji, a gdy on przemówił to już w ogóle twarz Aurey wyglądała, oczywiście jedynie pod względem kolorystycznym, jak dorodny burak. Nie wiedziała co powinna odpowiedzieć, więc uśmiechnęła się tylko. Cichutko podziękowała za pomoc przy wstaniu, wciąż będąc onieśmieloną i po chwili starając się otrząsnąć z emocji, ruszyła w stronę krateru, w którym po meteorycie.

Tymczasem Bellum nie bardzo się przejmował całą sytuacją, otrzepał się z tego pyłu i mruknął krótko, ale pozytywnie, gdy został pogłaskany, później jednak nie ruszył za resztą, tylko zaczął się lizać gdzieś po boku. Być może podobnie jak Ramii jego też drasnął jakiś odłamek, ale nie było widać przez te skrzydła. Przerwać raczył, dopiero gdy zawołała go jego właścicielka, do której szybciutko podleciał, a ona usiadła na jego grzbiecie. Rozglądała się wokół zaniepokojona, ponieważ taka nagła zmiana pogody wydawała się nieco podejrzana.
Aurea jako posiadaczka dobrze rozwiniętego zmysłu magicznego czuła energię, która emanowała od głazu z niebios. Słyszała krzyki, ale tym razem co innego odwróciło jej uwagę. Znamiona na jej ramionach zaczęły równocześnie świecić i to z dość sporą siłą. Martwiła się tym wszystkim i spojrzała po reszcie. Zobaczyła Anę uwieszoną na Mathiasie. Skrzywiła się, ale szybko przybrała ponownie neutralny wyraz twarzy, nie chcąc zdradzić swoich odczuć.

Lew zaś zaczął warczeć, patrzył na głaz i powoli się cofał, jakby wyczuł jakieś niebezpieczeństwo. Zaczęło grzmieć, w oddali pojawiły się błyski przebijające się przez gęste czarne chmury. Burza i to solidna. Niespodziewanie piorun uderzył w meteoryt, przy czym rozległ się spory huk, kawałek głazu się odłamał, ze środka emanowało tak jasne, niebieskie światło, że ciężko było cokolwiek dostrzec.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

Zapatrzony na olbrzymi meteoryt nie zauważył pochmurniejącego wokół nieba i zwrócił na postępującą ciemność uwagę dopiero, gdy silny wiatr zaczął rozwiewać mu płaszcz i zrzucił kaptur z głowy. Odwracając się odruchowo złapał dłońmi ramiona Niviandii, która wpadła na niego przypadkiem. Gdyby nie okoliczności, prawdopodobnie byłby mile zaskoczony brakiem złośliwego komentarza na jego temat z jej strony, teraz jednak nasłuchiwał odgłosów niesionych przez wiatr.

- Co do.. – urwał, rozglądając się, przekonany, że usłyszał głosy kogoś spoza ich wesołej gromadki, po czym serce niemal mu stanęło. Ciężko było zapomnieć ten wysoki, dźwięczny głosik, nawet jeśli teraz ziało z niego przerażenie. Zacisnął usta widząc córkę karczmarza wśród zgrai wilków, do której wyjątkowo tym razem nie wliczył Kelira.

- Cholera jasna, Ana, co ty tu robisz?! – warknął niezadowolony, gdy dziewczyna uwiesiła mu się na szyi, lecz objął ją mocno, po czym otaksował szybko wzrokiem, odgarniając włosy z jej zapłakanej twarzy i szukając na niej obrażeń, a jego oczy i głos zdradzały tylko troskę, nie zdenerwowanie. Dziewczyna wciąż pozostawała kurczowo w niego wczepiona, gdy wrócili Ivor i Kelir, jednak te ostatni tym razem darował sobie komentarz.

- Żyjesz? – Najemnik spojrzał na niego czujnie, widząc, że chłopak musiał już od jakiegoś czasu sam zmagać się z wilkami. Skinęli sobie głowami, najwyraźniej grzebiąc ostatecznie topór wojenny, gdy warknięcie kolejnego wilka przywróciło Mathiasa do rzeczywistości i mężczyzna dość bezceremonialnie wepchnął Anę w ramiona Kelira, chcąc jednocześnie zabezpieczyć dziewczynę i dać chłopakowi zajęcie, by nie wracał do walki tak wycieńczony. Nie potrzebowali tu trupów.

Na Ivora się już nie oglądał, zakładając, że mieszkaniec wioski dołączy do niego, jeśli uzna to za stosowne. Najemnik wyraźnie rozjuszony ruszył w stronę zbliżającej się pozostałej części watahy, wyciągając miecz z pochwy. Niczym lustrzane odbicie wilka przed nim obnażył zęby i nie przerywając marszu pochylił się mocno, gdy zwierzę chciało skoczyć na niego, tym samym przechodząc na klęczkach pod drapieżnikiem i w ruchu rozpłatał mu brzuch od spodu. Przed dwoma kolejnymi zawirował wokół własnej osi, zasłaniając płaszczem widok jednemu z nich i tnąc drugiego wprost w otwarty pysk. W tym samym czasie poprzedni basior zdążył już capnąć mężczyznę za płaszcz i szarpnąć w tył, lecz nim Mathias stracił równowagę, zdążył odpiąć wolną ręką klamrę przy szyi, złapać materiał i owinąć nim najpierw swoją rękę, a później szyję wilka, ostatecznie i jemu wpychając nóż w gardło, aż wyszedł mu przez brzuch. Całość trwała zaledwie kilka uderzeń serca, jednak w tym czasie pozostała czwórka z watahy zdążyła okrążyć mężczyznę. Ten jednak, mimo niezbyt ciekawej sytuacji, w jakiej się znajdował, stał w samej rozchełstanej koszuli, wywijając młynki mieczem i uśmiechając się drapieżnie.

Magia, tajemnicze błyski, wyładowania... to nie była jego bajka. Był człowiekiem bystrym, lecz bardzo prostym i takie też prowadził życie. Adrenalina w żyłach i ciężar broni w ręce sprawiały, że zupełnie nie odczuwał strachu, a na pewno nie o własną osobę. Najważniejsze było dla niego, że odciągnął wilki od swojej grupy i dopóki te się na niego rzucały, nie czuł wyrzutów sumienia, że odbiera im istnienia. Tak już został ten świat skonstruowany, że w sytuacji zabij lub sam zgiń, człowiek musi po prostu o siebie zawalczyć. W tym przypadku także o innych. Dwa kolejne wilki straciły głowy w głupim, frontalnym ataku, mającym jednak tylko odwrócić uwagę mężczyzny od pozostałych basiorów obchodzących go bokiem, by dotrzeć do tej mniej niebezpiecznej grupy osób. Tymi jednak zajął się Ivor, a najemnik skinął mu jedynie głową, rozglądając się wokoło i skrywając rozczarowanie. Nie lubił zabijać drapieżników, szanował je. Jednak skoro albo one, albo oni... wybór był oczywisty. Wytarł zakrwawiony miecz o sierść jednego z wilków i schował go do pochwy, po czym odwrócił się szybko od zwierzęcych trucheł, podniósł z ziemi swój płaszcz i otrzepawszy go lekko z ziemi zarzucił go sobie na plecy.

Zbliżył się znów do swoich towarzyszy, jednak zatrzymał się nagle, gdy zobaczył, jak Ana cofa się przed nim o krok, wtapiając się bardziej w ramiona Kelira. Ten spojrzał na nią pytająco i już otwierał usta, by coś powiedzieć, lecz zaraz przeniósł wzrok na Mathiasa i postanowił jednak zamilknąć. Najemnik przyglądał się dziewczynie przez chwilę, po czym minął tych dwoje bez słowa i podszedł do krateru. Dopiero teraz spostrzegł pęknięcia w strukturze meteorytu, przez które sączyło się jasne światło, a po chwili na jego oczach fragment skały odłupał się i wylał się z niego blask tak jasny, że mężczyzna aż cofnął się o krok oślepiony. Po chwili jednak skorzystał z okazji, że niebieskie światło rozjaśniło nieco panujący wokoło mrok i odsłoniło sylwetki brakujących mu osób.

- Wszyscy cali? – zapytał przesuwając spojrzenie po Ramii, Niviandii i Aurei, zatrzymując przez chwilę wzrok na lekko krwawiącym rozdarciu na ramieniu uzdrowicielki. Zrobił krok w jej stronę, jednak zatrzymał się zaraz. Nie chciał jej urazić protekcjonalnością wiedząc, że kobieta poradzi sobie z takim zadraśnięciem. Przeniósł za to spojrzenie ponownie na Kelira i Anę, lecz tym razem, gdy byli już bezpieczni, w jego oczach zabłysnął gniew, nie troska.

- Co wy tu w ogóle robicie? – warknął. Najbardziej był zły na chłopaka, bo akurat powodu, dla którego śledziła ich blondynka łatwo się domyślał. Rozczarowało go jednak wybitnie, że młodzieniec jej nie zatrzymał w wiosce. Dziewczyny jednak też nie oszczędził.

- Ojciec cię będzie szukał, mogłaś tu zginać! – Wycelował w nią palec gwałtownie, jednak skrzywił się wyraźnie i wycofał się zaraz, gdy ta podskoczyła w miejscu, przyglądając mu się z wyraźną obawą w oczach. Świetnie, teraz się go boi. Westchnął cicho i przetarł twarz dłonią.

- Przepraszam, nie chciałem krzyczeć... – zaczął delikatniejszym tonem, lecz w tym momencie córka karczmarza wybuchła płaczem i podbiegła do niego, znów uwieszając się osłupiałemu najemnikowi na szyi.

Aghh! Kobiety!!!
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

         Chaos. Czysty chaos dział się wokół niewielkiej grupy „poszukiwaczy skarbu”. Szczególnie dało się to we znaki biednej Niviandi, stworzonej tylko do błyskotek i koron. Wataha wilków, kapryśna Ana i jakiś dosyć niski, ale napakowany gość, który wyglądał równie mało przyjemnie co Mathias.
        Złotowłosa zakryła dłońmi okolicę uszu i zamknęła oczy, bo wcale nie chciała tu być ani na to wszystko patrzeć. Psychicznie zdecydowanie nie była gotowa na tak gwałtowne akcje, szczególnie, że gdzieś z tyłu głowy wciąż trzymały ją wspomnienia ze statku, gdzie była zakuta w paskudnym pomieszczeniu praktycznie bez wody pitnej i jedzenia. Teraz znowu zaczęło się dziać, a przecież nie tak to miało wyglądać. Miała trafić do miasta, a nie tkwić w lesie z jakimś głazem z nieba! Czyżby Prasmok był przeciwko niej? Przecież ona nie zrobiła nic niegodnego, co by przekroczyło w jakikolwiek sposób kodeks etykiety!
        Niemniej jednak ocuciły ją warknięcia wilków. Z początku powędrowała wzrokiem za Ivorem, który momentalnie rzucił się do pomocy Mathiasowi. Syrenka nie potrafiła dostrzec różnic pomiędzy technikami walk dwóch mężczyzn, ale sprawny nauczyciel dostrzegłby, że mieszkaniec wioski raczej stawiał na skoki niżeli zgrabne piruety. Dziewczyna zapowietrzyła się niemalże do bladości widząc, że jeden z psich kuzynów capnął najemnika za płaszcz. Śmierć w oczach to mało powiedziane! I Niv z nieukrytą ulgą dostrzegła, jak walczący odpina część garderoby uwalniając się z pułapki. Przez resztę śmiertelnej sceny nieświadomie śledziła wzrokiem wyłącznie Mathiasa. Jej wcale nie było szkoda wilków. Wściekłe i niebezpiecznie, powinny trzymać się swojego terenu, a nie bezpodstawnie ich atakować. Oczywiście, że złotowłosej nie było w głowie łączenie meteorytu ze zwierzętami, przecież to nie jest coś normalnego. Chociaż wielki głaz z nieba tez nie jest widokiem codziennym. Póki problem nie dotyczył samej Niviandi to po prostu nie istniał.
        Twarz dziewczyny zdecydowanie wykrzywiła się, gdy Mathias wytarł zakrwawiony miecz o jedno z leżących ciał. Ohyda! Pewnie dlatego chodzi taki brudny! Widać czym zajmuje się na co dzień, skoro taki z niego niechluj!
        Sam Ivor złapał oddech, gdy zdołali pozbyć się agresorów i wrócił do grupy. Zmarszczył brwi nieco zmartwiony następstwem dziwnych zdarzeń i również rozejrzał się po członkach. Mathias doskonale wyczuł reakcję Ramii, która momentalnie zmierzyła go wzrokiem za sam fakt, że akurat ją obejmowało również pytanie. Odpowiedź momentalnie cisnęła się jej na usta i nie miała być ona chociażby w minimalnym stopniu uprzejma, ale najemnik wycofał się w odpowiedniej chwili, dlatego też uzdrowicielka milczała i w ten sposób niemo dała mu znać, że jest wszystko w jak najlepszym porządku. Niviandi również milczała. Po prostu. Oszołomiona, ale oczywiście nie zabiciem wilków, a piorunem i rozpadającym się meteorytem. Trzęsła się jak osika i nie wiedziała, gdzie skupić swoje myśli więc najnormalniej w życiu starała się nie myśleć. Umiała się tylko i wyłącznie bać, a niestety (albo i na szczęście Mathiasa!) strach odebrał jej język w gębie. Zignorowała także tłumaczenia Kelira oraz całą toczącą się obok rozmowę.
        - Ej! Nie wkurzaj się na mnie! – żachnął się Kelir, na którym spoczywały ciekawskie i wymagające odpowiedzi spojrzenia zarówno Ramii, jak i Ivora. – Ja ruszyłem tu za nią! – bronił się, a widząc, że najemnik nieco agresywnie podszedł do Any to chłopak niemalże był gotów do kolejnego starcia. Nieważne, że w karczmie poniósł porażkę. Liczyła się godność Anabelli!
        Uzdrowicielka przewróciła oczami widząc emocjonalne wybuchy córy karczmarza. Gdy tylko dziewczyna ponownie wtuliła się w ramiona najemnika, ona bezczelnie puknęła ją palcem kilkukrotnie w łopatkę by łaskawie zwróciła na nią wzrok. Gdyby nie respekt wobec Ramii z pewnością by tego nie zrobiła, ale cóż… Nie po to zielarka pracowała sobie tyle lat na reputację, by teraz została zignorowana.
        - Tłumacz się – powiedziała ostro, a Ana spróbowała odpowiedzieć smutną minką. To jednak najwyraźniej nie wystarczyło, bo na twarzy Ramii pojawiły się zmarszczki złości.
        - Ach! Ramii! Ja tak dłużej nie mogę przecież! Całe życie za ladą! Ja jestem taka młoda!
        - To nie jest wytłumaczenie – momentalnie zbeształa ją uzdrowicielka.
        - No… Jak nie?! Oczywiście, że jest!
        - Raz, że narażasz życie własne to jeszcze innych!
        - Ja mogę bronić Anabelli zawsze! – Bił się w pierś Kelir.
        - Zamknij się. Ty akurat najmniej oberwiesz po głowie.
        - Jestem już dorosła! Musisz to w końcu zrozumieć!
        - Dorosła? – prychnęła Ramii. – Ja ci zaraz pokażę, co to znaczy dorosłość…
        Gdy uzdrowicielka miała właśnie przenieść plany do rzeczywistości, dostrzegła zmianę mimiki na młodej twarzy Any. Była ona tak dziwna i nietypowa, że Ramii aż zamilkła i postanowiła odnaleźć punkt docelowy tego spojrzenia. Droga zaś kończyła się na Niviandi, która wpatrywała się w głaz. Zupełnie jakby z jednej strony była nim oczarowana, jakby wciągał ją do środka, a z drugiej wywoływał wewnętrzny lęk. Blondynka przeniosła wzrok na niebo i wytężając go, próbowała chyba coś zinterpretować.
        - Niv? – wezwała ją cicho Ramii zbliżając się o krok do dziewczyny.
        - Widzicie to? – spytała złotowłosa wskazując na niebo.
Każdy popatrzył na siebie pytająco, bo nie wiedzieli, co mają widzieć. Jedynie Aurea mogła wyczuć przez chwilę jeszcze mocniej spotęgowaną energię, ale nie widziała tego, co sama syrenka.
        - Niebieska linia… - szepnęła utrzymując rękę w powietrzu. – Prowadzi aż tam, do tego niewielkiego szczytu.
        - To Wzniesienie Kruków – powiedział pośpiesznie Ivor. – Tam gdzie się kierowaliśmy, ale… Nic nie widzimy Niviandi.
        Kolejny moment milczenia wprowadził syrenkę w zakłopotanie. Miała wrażenie, że po raz kolejny ktoś ma ją za obłąkaną, ale przecież mówiła prawdę! Niebieska, rozmyta, błękitna linia. Zupełnie jakby ten głupi kamlok ich gdzieś prowadził!
        Złotowłosa westchnęła buntowniczo przyjmując pozycję obronną.
        - Aurea, ty na pewno widzisz! Spójrz tylko! Sama świecisz na jakieś dziwne barwy! – powiedziała z pretensją, ale i biedna skrzydlata nie mogła jej przytaknąć.
        Jedynie Ivor z Ramii wymienili między sobą niezrozumiałe spojrzenia, ale wzruszyli ramionami.
        - Słuchaj Niv, jeżeli tylko ty to rzekomo widzisz to oznacza, że tylko ty nas możesz poprowadzić.
        - Co? Ja? – pytała wskazując na siebie niegrzecznie palcem. – Och! Nie, nie! Nie może być! Ja?!
        - Na to wygląda… Prasmoku lepiej miej nas w opiece... O ile sam nie zsyłasz nam takiego nieszczęścia – mruknęła pod nosem uzdrowicielka przykrywając twarz otwartą dłonią.
        - Aureo, a ty coś wyczuwasz? – spytał mimowolnie Ivor. – Przepraszam, że spytam… Ale te znamiona na twoim ciele. Co one oznaczają?
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea spojrzała w stronę skąd dochodził głos Any, a przecież ona miała zostać. Najwyraźniej coś ją musiało tu przyciągnąć. Fellarianka spojrzała na Mathiasa i cicho westchnęła. Znowu będzie się ta młoda jej o coś czepiać, a ona nie miała na to ochoty, ale czy tylko to było powodem westchnięcia? Tego już nie mogła być całkowicie pewna. W każdym razie sam mężczyzna nie był, lekko mówiąc, zachwycony jej obecnością.
No ale teraz był większy problem… wilki. Aurea postanowiła pomóc jak tylko mogła i nie tylko ona, ale także Bellum, który dzielnie atakował zwierzęta, jednak ich przewaga liczebna była ponad większą siłę lwa, przybywało ich i przybywało, jakby nagle kilka watah zaczęło zbierać się w tym jednym miejscu. Fellarianka używała magii, początkowo pod wpływem emocji użyła arkany ognia parząc jedno ze zwierząt, co nie dało zbyt dobrych efektów, a wręcz rozjuszyło je. Za drugim razem naturianka postanowiła użyć czegoś mocniejszego. Z magią życia szło znacznie szybciej - zatrzymanie akcji serca u kilku wilków naraz i tak co pewien czas było zdecydowanie dobrym pomysłem. W pewnym momencie dziewczyna zapatrzyła się na swojego futrzastego towarzysza - był jakoś tak bardziej agresywny, wyglądał jakby zabijał tak by najbardziej bolało, co nie było do niego podobne, w końcu to lew a nie psychopatyczny morderca.
Straciła przez to czujność. Jeden z wilków zakradł się za nią i skoczył, jego warknięcie w ostatniej chwili ostrzegło ciemnoskórą.

- Aaai! – krzyknęła i w ułamku sekundy musiała wymyślić jakąś wystarczająco ciężką rzecz, by powstrzymała wilka. – Kowadło! – W tej właśnie chwili tuż nad drapieżnikiem pojawiło się owo kowadło o sporej wadze, która dosłownie przygniotła zwierzę do ziemi… raczej już nie wstanie.

Aurea uniosła się nieco wyżej i z bezpiecznej wysokości walczyła dzięki swojej magii. Przez chwile chciała pomóc Mathiasowi, ale naprawdę dobrze sobie radził, aż się zapatrzyła na to, jak wymachuje swoją bronią jakby urodził się z mieczem w ręku. W końcu nie ostał się ani jeden żywy wilk, spokój.
Naturianka wylądowała obok najemnika tuż przy meteorycie, z którego emanowało światło jasne niemal tak jakby to słońce skrywało się za tą skałą niebiańskiego pochodzenia.
Na pytanie Matha Aurea kiwnęła głową i wyszukała wzrokiem Belluma - zwierzak nadal coś robił przy zwłokach wilków. Nie podobało jej się to, ale po co zaraz siać panikę, szczególnie, że sytuacja już i tak była trudna. Widząc trzęsącą się z emocji syrenkę, skrzydlata podeszła do niej i położyła dłoń na jej ramieniu.

- No już, wszystko będzie dobrze. Zobacz, z wilkami sobie poradziliśmy. – Na twarzy ciemnoskórej zagościł uśmiech, starała się dodać otuchy złotowłosej.

Natomiast w sprzeczki związane z nieproszonymi gośćmi dziewczyna wolała się nie wtrącać. Zresztą, po co się narażać na złość uzdrowicielki. W pewnym momencie zwróciła uwagę, że Nivandi w coś się wpatruje, w taki dziwny, nieco straszny sposób. Spojrzała w niebo, ale nic nie spostrzegła, natomiast poczuła energię podobną do tej, która emanowała z meteorytu.

- Ja tylko… czuje coś… ale nie widzę tej niebieskiej linii, wybacz Niv. – Spojrzała na swoje świecące teraz znamiona. Domyślała się, czemu tak jest, zbyt duża ilość energii magicznej została przez nie jakby pochłonięta, przez co na obecną chwilę nie były zbyt użyteczne, chyba że jako oświetlenie ciemnego miejsca. – Moje znamiona… - Zamyśliła się czy może powiedzieć, szybko jednak uznała, że to przecież żaden wielki sekret. — Mam je od zawsze, służą do czytania ludzi, dosłownie mówiąc. Pokazują czy dana osoba jest zła czy dobra i bardzo silnie reagują na magię zależnie od tego, czy używam jej w dobrym, czy złym celu… pewnie dlatego teraz tak świecą, z powodu wszechobecnej magii. – Podeszła do skały z nieba a wtedy znamiona zalśniły jaśniej, gdy się oddaliła dopiero po chwili nieco przygasły, ale i tak były jaśniejsze niż przed podejściem.

Niespodziewanie nastąpił wstrząs, lekki, nie zdołał nikogo przewrócić, jednakże to i tak było niepokojące. Nikt nie mógł przewidzieć, że tuż po chwili nastąpi coś znacznie gorszego.
Ziemia zaczęła się trząść, Aurea nie mogła utrzymać równowagi, więc wzniosła się w powietrze dzięki skrzydłom. Bellum postąpił podobnie, podleciał do fellarianki. Jego pyszczek był umorusany krwią, być może urządził sobie ucztę z wilczyny. Był głodny, to naturalne, ale coś w nim było innego, ten głaz miał zły wpływ na lwa.
Wstrząsy zdołały już wywrócić całą gromadę, Aurea spoglądała czy ktoś nie potrzebuje pomocy natychmiast. Rozdziawiła usta, gdy wzrok przeniosła na wciąż jeszcze widoczną wioskę. Na jej oczach budynki się waliły, podnosiły się tumany kurzu i słychać było krzyki przerażenia… Dodatkowo tu były góry. Drobne kamyczki zsuwały się z nich coraz szybciej. W każdej chwili mogła się zacząć lawina głazów.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Słuchając jednym uchem wymiany zdań między Aną a Ramii, Mathias potoczył wzrokiem po pobojowisku złożonym z ciał martwych wilków. Przykry był to dla niego widok, tyle pięknych zwierząt, zgładzonych na tak różnorodne sposoby tylko dlatego, że jakiś durny kamień z nieba wywołał w nich nadmierną agresję. Najemnik bowiem nigdy nie uwierzyłby, że wataha wilków rzuciła się na nich ślepo bez żadnej konkretnej przyczyny, a na dodatek nie wycofała się ponosząc straty, lecz skakała wprost w paszczę śmierci, aż do ostatniego drapieżnika. Jego spojrzenie zatrzymało się na kilku martwych ciałach, nie noszących śladów obrażeń od jego lub Ivora miecza i odruchowo przeniósł spojrzenie na Aureę. Gdy walczył nie skupiał się ślepo tylko na własnym przeciwniku, ale obserwował całe otoczenie. Nie umknęło więc jego uwadze, że ta nieśmiała skrzydlata brunetka siała taki zamęt wśród drapieżników swoją magią, że pokonała niemal drugie tyle zwierząt, co on z Ivorem razem wzięci. Jeden kącik jego ust uniósł się w krzywym uśmiechu, gdy zobaczył gigantyczne kowadło przygniatające jednego z wilków. Nieciekawa śmierć, ale Losie! Nadal uważał, że magia to zło konieczne, ale niech to, takie kowadło wyczarowane z powietrza byłoby idealnym zwieńczeniem niejednej walki! Niepozorna dziewczyna właśnie zyskała w oczach najemnika dodatkowe punkty za styl walki oraz za to, że nie jest tylko ładną buzią, ale umie się o siebie zatroszczyć. A propos...
        Przeniósł zmęczone spojrzenie na histeryzującą wciąż Anę i nawiedzoną księżniczkę, która teraz malowała swój magiczny zamek palcem w powietrzu. Czy szukała jakiejś tam linii niebieskiej, jeden to czort. On na pewno nie będzie lazł za jakąś niewidzialną nicią, którą widzi tylko ta panikująca blondynka. Chociaż jak się nie odzywała, to była całkiem do zniesienia. Cichutka i ładniutka, szkoda że nie mogło tak zostać. Jednak po kolejnych jej słowach, podtrzymanych przez Ivora, posłusznie spojrzał na ramiona Aurei. Już wcześniej widział te znamiona, jednak sądził, że są to jakiegoś rodzaju blizny. Dopiero teraz, gdy zapłonęły światłem, przyjrzał im się nieco zaintrygowany.
        Jego uwagę skutecznie rozproszył lekki wstrząs, który zatrząsnął nie tylko ziemią pod nogami najemnika, ale również resztkami jego cierpliwości. Mężczyzna ścisnął szczęki tak, że aż zęby mu zgrzytnęły, po czym ugiął się lekko kolanach, by utrzymać równowagę, jednak w końcu i on uderzył o ziemię, razem z resztą grupy. Ci mogli się jedynie cieszyć, że hałas osuwającej się ziemi zagłuszył wywarkiwane przez mężczyznę przekleństwa, gdyż panie mogłyby tego nie znieść na trzeźwo. Zamilkł dopiero, gdy usłyszał huk z przeciwnej strony. Wiedział już co zobaczy, gdy odwróci głowę, dlatego miał wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Majacząca gdzieś w oddali wioska zatrzęsła się i zaczęła sypać niczym domek z kart. Ana wrzasnęła przeraźliwie i skoczyła na równe nogi, wyszarpując jednocześnie z uścisku zszokowanego Kelira, który teraz stał niczym, nie przymierzając, widły w gnoju. Mathias wznowił wiązankę przekleństw, od których uszy więdły, i zerwał się za dziewczyną, która pędziła już biegiem w stronę domu. Ziemia pękała im wszędzie pod nogami, a to głupie dziewczę leciało tępo przed siebie, ślepe od łez w oczach.
        - Ivor, bierz księżniczkę i Ramii! – wrzasnął, nie przejmując się już zupełnie burą, jaką dostanie od uzdrowicielki, gdy ta wyzwoli się już z objęć mieszkańca wioski. Ten bowiem wziął słowa najemnika całkiem poważnie i złapał obie kobiety za ręce, ciągnąc za sobą. Mathias w biegu zadarł głowę i spojrzał na Aureę i jej lwa, którzy dzięki swoim skrzydłom byli bezpieczni na górze. Chociaż tyle dobrego.
        - Stój, wariatko! – warknął, łapiąc szarpiącą się dziko córkę karczmarza, która płakała i krzyczała na zmianę, rwąc się w stronę wioski i wpadając niemalże w większą rozpadlinę, która wytworzyła się w ziemi przed nią. W końcu bezceremonialnie objął ją w udach i przerzucił ją sobie przez ramię, przeskakując wyrwę i ruszając biegiem w kierunku, z którego jeszcze tak niedawno nadeszli. Ana chyba tylko z szoku przestała płakać, usiłując obejrzeć się jakoś w stronę domu, gdy już przestała okładać wściekle najemnika pięściami po plecach.
        Krzyki dobiegające z wioski paraliżowały. Gdy dzieje się coś niedobrego, największym wrogiem ludzi jest właśnie panika, gdyż biegają wówczas niczym kura bez głowy i czynią jeszcze większe zniszczenia niż żywioł. Mathias nie znosił panikujących ludzi, szału, bezmyślności. Jako młody chłopak był świadkiem, jak w mieście wybuchł pożar, a mieszkańcy zamiast zorganizować szybko pomoc, w pierwszej chwili kompletnie zdziczeli, uciekając wąską ulicą niczym owce przed rzezią. Stratowano wówczas matkę z dzieckiem. Chłopczyk upadł w tłumie, a gdy ona pochyliła się, by pomóc mu wstać, ludzie potrącili i ją. Już nie wstała. Mężczyzna skrzywił się na to wspomnienie, zwłaszcza gdy biegł już główną ulicą wioski i ludzie wpadali na niego, pędząc w przeciwną stronę. Wiedział gdzie iść.
        - Tatusiu!!! – Ana wydarła się żałośnie, aż zawiodły ją struny głosowe. Mathias zatrzymał się przed walącą karczmą i postawił blondynkę na nogi, przytrzymując ją silnie w pasie, gdy szarpała się, by wejść do płonącego już budynku. Siłą odwrócił jej zapłakaną twarz w swoją stronę, ostatkiem sił powstrzymując się, by nie spoliczkować dziewczyny dla ocucenia. Szarpnął nią jedynie mocno, aż skupiła na nim zapłakane oczy.
        - Pójdę po niego. Ale nie ruszysz się stąd o krok, chyba że groziłoby ci niebezpieczeństwo, rozumiesz co mówię? – Zacisnął dłonie na ramionach Any, która pokiwała gorliwie głową. Puścił ją lekko na próbę, a gdy nie rzuciła się w stronę karczmy skinął lekko głową.
        - Jak wygląda i jak ma na imię?
        - Ma... ma na imię Richard. Wysoki, z brzuchem, blondyn, będzie miał fartuch – odparła wyjątkowo przytomnie, ku jego uldze i zdziwieniu.
        Zostawił ją na ulicy i podbiegł do budynku, zatrzymując się jeszcze przy beczce z deszczówką. Szybkim ruchem rozpiął płaszcz i zanurzył go w wodzie, po czym tak mokry zarzucił na siebie i wbiegł pochylony do karczmy...
        ... i niemal od razu przywalił głową w belkę, która odpadła od sufitu, zagradzając teraz w poprzek wejście.
        - Rwa mać, piwa w wiosce mi się zachciało! – warknął, rozmasowując czoło, jednak ciesząc się w duchu, że chociaż ta belka nie płonęła. Nie szukał teraz wzrokiem źródła pożaru, tylko odpychał mijających go w ucieczce ludzi, szukając wśród nich wysokiego blondyna z brzuchem i w fartuchu, aż został sam w walącej się karczmie. Obszedł pomieszczenie, klnąc na dym, na walące się fragmenty dachu, na własną głupotę, na kobiety, na magię, na wojny i wszystko, co przyszło mu na myśl, a na czym mógł się wyżyć.
        - Richard?! – wrzasnął, kaszląc od gryzącego dymu i kierując się w stronę baru. – Jest tu ktoś?!
        - Pomocy!
        Wołanie dobiegło z zaplecza. Mathias przeskoczył ladę i skierował się do wejścia, próbując odnaleźć mężczyznę wzrokiem, wśród walających się wszędzie skrzyń z jedzeniem i popękanych beczek z alkoholem. Tyle zmarnowanego piwa!
        - Tutaj! – odwrócił się i dostrzegł nagle rękę wystającą spomiędzy towaru. Mężczyzna najwyraźniej musiał coś sięgać, gdy zatrzęsła się ziemia i został przygnieciony całym regałem z konserwami i skrzynkami z owocami. Najemnik złapał mocno machającą rozpaczliwie dłoń i jednym ruchem postawił faceta na ziemi, aż pospadało z niego jedzenie.
        - Dziękuję... kim ty jesteś? – Karczmarz spojrzał na niego krzywo, a Mathias musiał się siłą powstrzymać, by nie rzucić go z powrotem w jego żarcie.
        - Czy to naprawdę w tej chwili ważne? – mruknął zamiast tego i nie czekał już na odpowiedź, gdyż w tym samym momencie zawaliła się kolejna deska, tarasując im wyjście. Northman jednak stracił już cierpliwość i nie zamierzając się czołgać, kopniakiem zwalił wadzące mu drewno i pociągnął za sobą, dzierżącego wciąż w ręce tasak niczym broń w dniu ostatecznym, Richarda. Karczmarz był od niego wyższy, ale też mniej sprawny ruchowo, dlatego najemnik ciągnął go za sobą, by zdążyli zanim coś znów zablokuje im wyjście.
        Na przykład płonące drzwi.
        Mathias przymknął oczy, bardziej znużony narastającymi problemami, niż nimi zmartwiony. Z westchnieniem ściągnął z siebie mokry płaszcz i zarzucił go na zdziwionego karczmarza.
        - Co ty robisz? Którędy wyjdziemy?
        - Ty drzwiami.
        - Ale one płoną!
        - Wstrzymaj oddech – mruknął Northman, po czym zasłonił płaszczem twarz mężczyzny i bezceremonialnie wypchnął go przez płonące wrota. Richard wybiegł na ślepo przed siebie, zatrzymując się dopiero w czyichś cienkich ramionach, a po chwili jego córka ściągnęła mu płaszcz z głowy i pleców, oglądając ojca dokładnie, czy gdzieś się nie pali, po czym uściskała go serdecznie, łkając mu w pierś.
        Najemnik natomiast przyglądał się chwilę w zamyśleniu płonącym drzwiom, zastanawiając się jak bardzo by się przypalił, biegnąc przez nie bez osłony. Jego rozterki ucięła jednak krótko kolejna belka, która spadła na wejście, ostatecznie odgradzając mężczyznę od świeżego powietrza. Ten jednak wahał się tylko chwilę. Knajpa i tak nadawała się już do kapitalnego remontu, więc bez większych wyrzutów sumienia złapał jeden z taboretów i wyrzucił go przez zamknięte okno. Szyba pękła z trzaskiem, a ogień mocniej buchnął ze ścian. Mathias jednak już wziął rozbieg i wyskoczył przez niewielki otwór niczym szczupak, lądując na trawie przed budynkiem na wyciągniętych rękach i przetaczając się kawałek. Chwilę po tym jak się podniósł i otrzepał koszulę, dach karczmy zawalił się całkowicie, plując dymem przez rozbite okno i te kilka szpar w drzwiach. Cholera, ale napiłby się teraz zimnego piwa.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Niviandi popatrzyła na wszystkich wielkimi oczami, jakby chcąc się obronić przed nalepką „obłąkana”. Kilka razy przerzucała wzrok z meteorytu na linię i nie potrafiła nijak wytłumaczyć się ze swoich widzeń. Przecież ta głupia ścieżka na niebie utrzymuje się tam cały czas!
        Złotowłosa zamilkła - pierwszy raz w ciągu całego spotkania nie miała ochoty nic od siebie dodać. Spuściła delikatnie głowę wędrując wzrokiem gdzieś w bok, jakby co najmniej dostała burę od samego króla, ale szybko wyszła z tego etapu z powodu wstrząsu. Niviandi niezgrabnie, trochę pijanym krokiem, utrzymała się na równych nogach. Jej kiepski zmysł równowagi nie miał jednak szans, gdy ziemia poczęła rozstępować się tuż pod drobnymi stopami księżniczki. Zdusiła przeciągły krzyk, chociaż co rusz traciła dech w piersiach, gdy każdy krok okazywał się być zdradziecki. Gdziekolwiek nie stanęła, świat kruszył się pod jej niewielkim ciężarem. Próbowała odnaleźć bezpieczną przystań, ale wydawało się być coraz gorzej, a mocniejsze uderzenie sprawiło, że wszyscy zaczęli oddalać się na jej oczach. Znajdującym się członkom wydawał się być przepisany kawałek ziemi. Niviandi dostała ten najmniej przychylny.
        Złotowłosa upadła. Zacisnęła powieki czując jak piach gryzie jej delikatną skórę, a gdy otworzyła oczy zobaczyła, że w połowie leży w tym przeklętym kraterze! Ach!
        W panice wspięła się na rękach i wycofała, chociaż dłonie wciąż zjeżdżały w dół. Wówczas, w tym chaosie krzyków, paniki oraz tłumu uciekającego z rozpadającej się wioski, w błękitnej tęczówce syrenki zalśnił drobny kamyczek nawinięty na piękną, złotą nić. Był tak wielce kuszący, nasycony tą samą barwą niebieskiego, co meteoryt. Złotowłosa niewiele myśląc wyciągnęła w jego stronę rękę i szybko złapała w dłoń. Rozwarła palce jeszcze raz przyglądając się tajemniczej biżuterii.
         „Taka piękna…” pomyślała oczarowana Niviandi, gdy nagle porwała ją męska dłoń. Ramii oczywiście również została przechwycona przez mężczyznę, ale momentalnie wyrwała mu się z uścisku sugerując, aby skupił się na nieporadnej blondynce. Ten podłapał myśl i przerzucił syrenkę przez ramię.
        - Ivor tutaj! – krzyczała Ramii, która sama musiała chwycić za fraki Kelsira i spróbować zmusić go do pomocy w wiosce.
        Niviandi, w przeciwieństwie do Any, nie wyrywała się ani nie płakała tylko modliła w duchu, by jak najszybciej dostali się do bezpiecznego miejsca. Pisnęła więc z zaskoczenia i przerażenia, gdy dojrzała, że kierują się w samą paszcze lwa! Nie Belluma, ale w stronę rozpadającej się wioski! Tam jest więcej niebezpieczeństwa niż w takim lesie!
        Ivor postawił księżniczkę w bezpiecznym polu, które było spustoszone już przez zniszczenia.
        - Błagam, stój tutaj i nigdzie nie wybiegaj – nakazał niemalże wyrażając bezgraniczną choć niepewną nadzieję, by blondynka nie wpadła w jakąś histerię, ale nie mógł obojętnie przebiec koło cierpiących.
        Niviandi głucho przytakiwała wpatrując się w jego twarz, a gdy oddalił się ratować czyjeś życie ona tylko obracała się wokół własnej osi wypatrując jakiegoś niebezpieczeństwa. Związała na szyi naszyjnik z kamyczkiem, jakby był jakimś amuletem, który miał ją ochronić przed śmiercią. W tle zaś rozpadającego się świata usłyszała krzyk Any. Zwróciła się w stronę córki karczmarza i dostrzegła niewyobrażalny dla własnej wyobraźni obraz. Mathias wbiegł w płonący budynek.
        Rozdziawiła usta z niedowierzania. Przecież takie rzeczy dzieją się tylko w książkach, a teraz ten szaleniec utonął w językach ognia. Niviandi wstrzymała oddech przykładając dłoń do ust. Serce biło jej mocniej. Nie potrafiła oderwać wzroku od płonącej na jej oczach oberży, ale została zbudzona z wyobraźni dotknięciem. Syrenka rozejrzała się dookoła. Dopiero teraz zauważyła, że cofnęła się z tych emocji do jakiejś kupy desek. W nich zaś jęczała kobieta, mieszkanka wioski, która uchwyciła Niv za kostkę błagając o pomoc. Księżniczka początkowo wyrwała się z delikatnego uścisku niemalże płacząc z histerii. Tak bardzo nie wiedziała co zrobić! Jest taka słaba, krucha, a jakaś obca kobieta prosi o pomoc! Chwilę zajęło nim Niviandi faktycznie podjęła się chociażby próby pomocy. Przyklęknęła przy deskach i próbowała jakkolwiek je odsunąć, ale mieszkanka zawyła jeszcze mocniej z bólu, gdy syrence udało się poruszyć konstrukcję. Księżniczka zlękła się jeszcze bardziej. Przyjrzała się układowi desek i zrozumiała, że musi pchać w drugą stronę, przed siebie. „To po mojej kiecce…” pomyślała z żalem. Z całych sił naparła na dechę i… nie ruszyła się ani odrobinę.
        - No dalej! Pchaj dziewucho!
        - Ale… nie mam tyle siły… - przyznała z żalem.
        - Nie mam zamiaru tu umierać! – wrzeszczała.
        Niviandi ułożyła dłonie na desce i nabierając powietrza drugi raz pchnęła. Niemalże wypruła z siebie płuca, ale decha ani rusz.
        - No co za durna dziewczyna! – karciła ją kobieta, a syrenka popadała w coraz to większe poczucie winy.
        - Próbuję… - mruczała nie poddając się.
        - Zero pożytku! Dobrze, że nie jesteś mieszkańcem naszej wioski!
        Syrenka zacisnęła zęby. Wpatrywała się w swój cel wykorzystując wszelkie pokłady determinacji, ale od słuchania obelg prędzej wolała się ewakuować niż ratować. Z kąciku oczu popłynęły jej łzy z przemęczenia i nagle stało się coś nierealnego. Niviandi tego nie widziała, bo była zbyt zaangażowania w zużycie sił, ale wzdłuż jej rąk przemknęły niebieskie wstęgi i można było odnieść wrażenie, że to one wprawiły w ruch drewnianą pułapkę. Przylegające do siebie deski rozpadły się pod naporem utraty głównego, utrzymującego ich bodźca. Niviandi ponownie upadła na ziemie, gdy tak mocno wczuła się w siłowanie nie pomyślała, że poleci wraz z dechami. Spojrzała zaskoczona na to czego dokonała. Szybko wstała i chciała pomóc kobiecie zebrać się do pionu, ale ta machnęła odstraszająco ręką. Minia złotowłosej zrzedła, ale myśl syrenki powróciła ku Mathiasowi.
        Niemalże doprowadził ją do utraty przytomności, gdy nagle wyskoczył z budowli. Zrobił to tak nagle i… zrobił to! Syrenka nie mogła w to uwierzyć. On naprawdę tam wbiegł, a teraz wyskoczył wcześniej ratując ojca od Any, który mocno przytulał dziewczynę. To jakby nie miało znaczenia, bo złotowłosa oniemiała przyglądała się najemnikowi. Och, gdyby mógł ją tak sam uratować… Jak w tych wszystkich baśniach, trzymając w ramionach i dzielnie wyłaniając się spod szponów śmierci. Nawet nieprzytomna czułaby silne ramiona najemnika, a odzyskując przytomność ujrzałaby twarz swego wybawiciela. Z delikatnym zarostem, zawadiackim uśmiechem. Syrenka zmarszczyła brwi i nosek. Ten łachmaniarz akurat ją pewnie by pozostawił na pastwę losu. Nie miała co liczyć na jego szlachetność i!... I…. poczuła z tego powodu niewyjaśniony żal.
        Niebieskie oczy wyłapały dwa punkty na niebie. Aureę i Belluma, którzy chyba też próbowali ratować kogo się da. Nie miała okazji przyjrzeć się im bliżej, gdy tak uparcie walczyła z deskami.
        - Och, wszystko w porządku? – spytała z troską syrenka, chociaż nie czuła by umiała opiekować się uratowanymi… już nie mówiąc o tym, że nigdy nie posądzała siebie o bohaterstwo.
        - Moja noga! Zobacz co zrobiłaś mi z nogą! Ach, tak boli! Durna, pchać deskę w dół zamiast w bok! Co za idiotka!
        Niviandi aż skuliła się z tego napadu krytyki. Nie wiedziała kompletnie na co liczyła mieszkanka. Przecież od razu widać, że Niv ma ręce jak szczypiorek oraz chód królewny, więc o co tu chodzi?! Ktoś inny podbiegł przejmując pod opiekę uratowaną kobiecinę. Bez słowa podzięki, a wręcz ze wściekłością mierząc księżniczkę. Złotowłosa prychnęła nie wierząc w ten brak wdzięczności. Nie oczekiwała złota ani koron za swoją kiepską akcję ratowniczą, ale na takie besztanie też nie zasłużyła! Echo krzyków i śmierci obijało się po czaszce królewny. Gdzieś już to słyszała, podobne dźwięki.
        Złotowłosa patrzyła na swoje dłonie, idąc gdzieś przed siebie i powłócząc nogami. Popadła w istny stupor, wyłączyła się całkowicie na kilka chwil, próbując przechwycić luźną myśl i przetworzyć ją w coś bardziej realnego. Szalejąca z piracką szablą po miasteczku Ramii dostrzegła stan syrenki. Rzuciła wszystko na bok i szybko podbiegła do dziewczyny przedzierając się przez ścianę kurzu. Chwyciła ją, a następnie nią potrząsnęła, lecz to nie zadziałało. Nieco spanikowana uzdrowicielka odciągnęła ją gdzieś dalej unikając wzroku reszty członków drużyny, w bardziej zagęszczony rejon. Chciała doprowadzić ją do porządku, nie za bardzo wiedząc do końca jak. Bynajmniej do momentu, w którym Niv ostatecznie podniosła na nią wzrok, który dostrzegł coś więcej w swojej głowie. Księżniczka spojrzała na nią w sposób, który niełatwo było określić. Pamiętała to… Pamiętała…
        Ramii rąbnęła syrenkę w głowę rękojeścią szabli. Nie na tyle by ją zranić, ale na tyle by skutecznie ogłuszyć. Krucha dziewczyna momentalnie padła omdlała na ziemię. Uzdrowicielka mrugnęła kilka razy przełykając ślinę. Poczuła na sobie spojrzenie więc skierowała się ku temu przeczuciu. Ivor był zszokowany dokonaniem współtowarzyszki.
        Wymienili się między sobą znaczącymi minami. Ivor pytał „Co ty u diabła wyprawiasz?!”, a Ramii tylko odpowiedziała ze wzruszeniem ramion „A co miałam zrobić?!”. Nie zagłębiając się w dyskusję miecznik podbiegł do dwójki kobiet. Zebrał w ramiona nieprzytomną syrenkę, której włosy wylewały się aż do ziemi.
        - Gdzie twoi uratowani?
        - Kazałam im uciekać w stronę przełęczy. Tam są jaskinie smoków, nie ma bezpieczniejszego miejsca chyba w tej okolicy… chociaż gdy ziemi się rozpada… - burknęła.
        - Wracajmy do Mathiasa i Aureii. Może ziemia za chwilę się uspokoi, zapewne też uratowali kilku mieszkańców.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea unosiła się w powietrzu, spoglądając na wioskę, która z każdą chwilą coraz bardziej była zrównywana z ziemią. W myślach ujrzała swoją wioskę, swoich przybranych rodziców potrzebujących pomocy i innych Fellarian. Szybko jednak wróciła do rzeczywistości, teraz istotni byli tutejsi ludzie i bardzo potrzebowali pomocy.

- Bellum - zawołała, dając lwu znak, aby za nią leciał.

Tumany kurzu wznosiły się w powietrze, skutecznie ograniczając widoczność. Jednakże dało się słyszeć krzyki gromadki dzieciaków, które wpadły do szczeliny w ziemi i nie mogły wyjść. Naturianka natychmiast tam poleciała wraz ze swoim towarzyszem. Usadowiła trójkę z nich na jego grzbiecie, a czwarte wzięła na ręce i poleciała z nimi jak najdalej od walących się domostw.
Biedne, gdy tylko zostały odstawione na ziemie chciały gonić do rodziców, ale to było zbyt niebezpieczne. Ciemnoskóra obiecała im znaleźć ich bliskich. Poleciała znowu w stronę chat, jej białe skrzydło stało się całkiem szare od tego całego kurzu, dodatkowo zaczęła przez niego kaszleć. Niestety nie tylko to było powodem - wybuchł pożar, jakby tego jeszcze brakowało. Przy tym budynku zauważyła wbiegającego do niego Mathiasa. "Wariat" – pomyślała i zawisła w powietrzu starając się zmniejszyć płomienie choćby odrobinkę, skupiła się głównie na tych przy drzwiach, bo przewidywała, że właśnie tamtędy wyjdzie najemnik wraz z tym, po kogo zapewne poszedł. Wybiegła przez nie tylko jedna osoba, Aurea nie miała na tyle umiejętności, by ugasić pożar, przestała więc używać na tym magii i wtedy płomienie zaczęły pożerać drzwi z podwójną siłą – "Oby mu się udało" – pomyślała i czekała jeszcze moment. Mężczyzna wyskoczył przez okno, Aurea odetchnęła z ulgą.

Teraz mogła lecieć szukać zaginionych rodziców, tylko jak miała ich znaleźć? Cóż… to było proste: matki lub ojcowie nawoływali swoje dzieci, a ona tam podlatywała wraz z lwem i szybko wyjaśniała, że z ich pociechami wszystko w porządku, po czym kazała dosiąść lwa, który zabierał ich w to miejsce, zdaniem dziewczyny całkiem bezpieczne - pusta polana oddalona od gór i w bezpiecznej odległości od budynków, które mógł objąć pożar, a nawet jeśli miałyby dotrzeć i do ocalonych, to miała jeszcze czas by zabrać ich gdzieś indziej. Chyba. Latała z jednego miejsca na drugie wraz z Bellumem, służącym obecnie za środek transportu. Najgorzej było z niektórymi kobietami i ta konieczność tłumaczenia im, że lew ich nie skrzywdzi.
Dym stale się zagęszczał, ponieważ w panice nikt nie starał się go ugasić, zresztą kto o tym myśli, gdy grunt mu się rusza pod nogami? Aurea coraz bardziej kaszlała. Dodatkowo przez utrudnioną widoczność na górze straciła z oczu swojego towarzysza.

- Khe khe… Bellum? – starała się wołać, ale cały dym, uciekający w górę coraz bardziej utrudniał oddychanie.

Naturianka zleciała na ziemie - tu dało się oddychać, mimo to czuła się strasznie słabo, kręciło jej się w bolącej głowie, ledwo szła, bo latać już nie miała siły, a nogi nie zamierzały nawet w tej sytuacji dać trochę spokoju ich właścicielce, upadła.

- MATH!... – zebrała wszystkie swoje siły, by zawołać mężczyznę, który znajdował się niedaleko.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Najemnik napotkał spojrzenie Any nad ramieniem karczmarza. Uśmiechnęła się przez łzy, a on jedynie skinął głową, odchodząc szybko, nim dziewczynie wpadnie do głowy, by i na jego szyi się uwiesić. Wątpił, by zdecydowała się na to w obecności ojca, jednak nie był na tyle głupi, żeby czekać i sprawdzić, czy ma rację. Mruknął coś pod nosem, na podziękowania dochodzącego do siebie powoli Richarda, będąc już do niego odwróconym tyłem.
        Sytuacja uspokajała się powoli o tyle, że ziemia się już nie trzęsła, a ludzie biegali coraz wolniej, zmęczeni, ale nieco bardziej przytomni. Nie znaczyło to jednak wcale, że niebezpieczeństwo minęło. Mathias z nietęgą miną toczył spojrzeniem po zawalonych budynkach i ludziach, którzy błądzili w zadymie, nawołując najbliższych. Wszędzie wokoło ktoś potrzebował pomocy, a on nie wiedział w którą stronę ma ruszyć. Szedł więc przed siebie, robiąc co mógł dla mieszkańców wioski. Wyciągał dzieciaki ze szczelin w ziemi, rozwalał zawalane deskami przejścia do chat i jednocześnie próbował zlokalizować resztę swojej drużyny. Ivora, Ramii i Niviandi ostatni raz widział przy kraterze, ale Aurea i Bellum zamajaczyli mu gdzieś na niebie jeszcze przed chwilą. Skierował się w stronę, gdzie widział ich po raz ostatni, z niezadowoleniem zagłębiając się w jeszcze gęstszą chmurę pyłu i piachu, która momentalnie wywołała atak kaszlu i pieczenie w oczach. Płaszcz pozostawił z karczmarzem, więc poratował się jedynie chustą, wiążąc ją sobie na szyi i nakładając na nos i usta dla osłony. Prawdopodobnie wyglądał teraz jak ostatni rozbójnik, ale prawdę mówiąc, miał to głęboko w dupie.
        Zamarł w połowie kroku, słysząc swoje imię, wykrzyczane znajomym głosem. Odruchowo skierował się w stronę źródła dźwięku, idąc jednak kompletnie po omacku przed siebie. Przez chwilę zwątpił nawet, czy dobrze robi, czy nie wydawało mu się tylko, że Skrzydlata go woła. W końcu od jakiegoś czasu nikt go już nawet nie mijał, a panująca cisza zdradzała, jak bardzo oddalił się od większości mieszkańców. Po chwili jednak niemalże nadepnął na leżącą na ziemi dziewczynę, przypadając zaraz do niej, klękając obok i pochylając nad nią zasłoniętą po części twarz. Nad chustą błysnęły wesoło oczy, gdy zobaczył, że Aurea jest przytomna. Jej oddech był jednak płytki, przerywany ciągle kaszlem. Za długo była w tej chmurze, głupia.
        - Nie powinnaś latać ponad tym całym syfem, Aniołku? – zapytał, wsuwając ostrożnie jedną rękę pod jej kolana, a drugą pod plecy. Podniósł się powoli i podrzucił delikatnie dziewczynę, by ułożyć ją sobie w rękach, a ona mogła oprzeć głowę na jego piersi. Przez chwilę myślał, czy nie oddać Skrzydlatej swojej chusty, jednak lepiej było, by on mógł oddychać i wyniósł ją stąd czym prędzej. Nie będzie z nich żadnego pożytku, jeśli i jemu płuca odmówią posłuszeństwa. Ruszył więc szybkim krokiem w drogę powrotną, mając nadzieję, że dobrze pamięta kierunek, bo znów szedł trochę na ślepo. Zaraz jednak usłyszał ryk nad głową i spojrzał w górę, na rozmyty zarys lwa, lecącego powyżej chmury pyłu.
        - No nareszcie się na coś przydasz – mruknął pod nosem, kierując się w stronę, którą wskazywał mu Bellum, aż w końcu znalazł się z powrotem pod karczmą, gdzie powietrze było czystsze i gdzie czekała na niego cała reszta gromady. Twarz Ramii na moment rozjaśniła ulga, gdy ich zobaczyła, jednak po chwili zmartwiona dostrzegła osłabioną Aureę w jego ramionach.
        - Za długo tam była i nawdychała się tego paskudztwa – mruknął, uprzedzając pytanie i na znak uzdrowicielki położył dziewczynę ostrożnie na trawie, mając nieodparte uczucie déjà vu. No tak. Zemdlona Ana - zaledwie parę godzin wcześniej. Ramii odepchnęła go bezceremonialnie, pochylając się zaraz nad Skrzydlatą, wypytując ją o coś i machając palcami przed oczami. Co on z tymi kobietami ma, naprawdę...
        Urwana myśl uleciała gdzieś zapomniana, gdy najemnik spostrzegł leżącą obok na trawie księżniczkę. Ależ spokojnie wyglądała, aż niewiarygodne. Rozejrzał się wokoło, dziwiąc się, że dziewczyną nikt się nie zajmuje. Ivor rozmawiał z Richardem, wciąż tulonym przez Anę (dzięki ci losie), Ramii uznała najwyraźniej, że Aurea bardziej wymaga jej uwagi, a Bellum wylądował przed chwilą niedaleko i stał teraz nad swoją towarzyszką, łypiąc na uzdrowicielkę podejrzliwie. Gdy ta odpowiadała mu równie drapieżnymi spojrzeniami, najemnik stwierdził w myślach, że nie zdziwiłby się wcale, gdyby w końcu rzuciła się na lwa, gdyby ten zaczął jej przeszkadzać. Zresztą nieważne.
        Przysiadł obok Niviandi, ściągając z twarzy chustę i, zostawiwszy ją zawiązaną na szyi, odetchnął w miarę świeżym powietrzem. Kilka razy spoglądał na księżniczkę i odwracał wzrok, jednak upewniwszy się w końcu, że i tak nikt nie zwraca na nich uwagi, zawiesił na niej spojrzenie na dłużej. Szlag by ją trafił, była nieziemsko piękna. Gdy tak nie kłapała jadaczką mógł wreszcie zobaczyć, jakie ma cudowne malinowe usta. Potrząsnął lekko głową, znów odwracając wzrok od dziewczyny, gdy jego myśli popłynęły niepilnowane na raczej zakazane chwilowo tory. Napotykając spojrzenie Aurei posłał jej pokrzepiający uśmiech, ale Ramii zaraz znów dorwała ją w swoje szpony i stracił Skrzydlatą z oczu.
        Po cholerę komuś tyle włosów? Blondynka na połowie leżała, a druga połowa rozsypana była wokół jej głowy jak aureola. Taa, aniołek, jasne... Jak się obudzi to zrobi pewnie taki raban, że trzęsienie ziemi to przy tym pikuś. Właściwie to on się powinien czym prędzej stąd ewakuować, bo jeszcze gotowa go obwinić o wszystko, gdy zobaczy go obok. Ale siedział dalej, opierając łokcie na kolanach w ugiętych lekko nogach, ciężkimi butami zapierając się o ziemię i nad ramieniem zerkając na księżniczkę. Jego dłonie wisiały bezwiednie w powietrzu, obracając sprawnie między palcami srebrną monetę, wyjętą gdzieś z kieszeni. Ot, dla zabicia czasu. Przecież wcale nie czekał, aż się obudzi, siedział tu sobie po prostu…
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Wokół panował istny chaos. Dla mieszkańców małej wioski wydawało się wręcz, że nadchodzi sam koniec świata, gdy ziemia rozsunęła się na boki, a niebo zasnuło się ciemnymi chmurami. Absurdalny stał się widok leżącej w tym burdelu złotowłosej księżniczki, a jednak…
        Gdy już sytuacja delikatnie poczęła się uspokajać, Ivor ułożył Niviandi w jakimś w miarę wygodnym, ale przede wszystkim bezpiecznym miejscu, o ile można było obecnie mówić o jakimkolwiek bezpiecznym skrawku w tej okolicy. Mimo to, zarówno Ramii jak i mieszkaniec wioski mieli na nią jakiś wgląd. Uzdrowicielka natychmiast rzuciła się do pomocy Aurei. Szable umocowała u swojego boku i przyklęknęła przy skrzydlatej. Z Bellumem śmiało mogła się kłócić i szczerzyć na niego ludzkie zęby, teraz ona przejmuje pałeczkę!
        - Och, Aureo. Tak nierozsądnie postąpiłaś… - szepnęła w trosce zajmując się ranną.
        Właściwie Ramii po chwili postanowiła wykorzystać lwa do pomocy. Miał skrzydła więc jeżeli wokół fellerianki zbierał się kurz ona dawała mu znać by machnął z dwa razy skrzydłem by jego właścicielka miała jak największy dopływ tlenu.
        - No, no… zbudzamy się powoli… - mruknęła próbując wybudzić Aureę.

        Tymczasem Niviandi leżała nienagannie piękna na tle rozpadającego się świata. Wydawała się być ostoją spokoju, balsamem dla zmęczonych od kurzu oczu. Oddychała zresztą bardzo wolno, chociaż nie słychać było żadnego dźwięku z jej ust. Tylko płytkie uniesienie klatki piersiowej świadczyło o tym, że jeszcze żyje. Zupełnie jakby nie zdawała sobie sprawy z katastrofalnej sytuacji. Ozdoba na pocieszenie i zabawny był fakt, że rzeczywiście wywoływała ukojenie duszy.
        Słyszała melodię fal, które opadały z sił na piaszczystej plaży. Cofały się w stronę morza, a ono ponownie wyrzucało kolejne pasmo wody by ponownie pozostawić po sobie wilgotny ślad na piachu. Nie wiedziała, co do końca ją obudziło. Wydawało jej się, że słyszy kilka nakładających się na siebie kobiecych głosów, ale gdy tylko otworzyła oczy, szybko wyłapała, że jest całkowicie sama. Dźwięk fal zawsze wybitnie jakoś ją uspokajał i przyciągał, ale odchodziła gdy tylko jej oczom ukazały się meduzy albo wodorosty. Paskudztwo!
        To samo brzmienie powtarzało się jeszcze w innej sytuacji, jakiejś mniej wyraźnej. Czuła zimny kamień, bryzę okalająca jej twarz, krople wody na swojej skórze i bezgraniczne przejrzystą noc. Czekała na coś tamtego dnia, gdy nagle upomniał ją głos. Ma wrócić do… do… E... Erra… Errad...

        Syrenka zmarszczyła nos przez co na jej twarzy pojawiło się kilka zmarszczek niezadowolenia. Mathias mógł już wywracać oczami widząc te wzbudzającą się mimikę, ale Niv jeszcze nie wiedziała kogo ujrzy, gdy się rozbudzi. Ta myśl, to słowo… Miała to na końcu języka.
        Syrenka burknęła niewyraźnie pod nosem i nie obudziła się w wybitnie królewski sposób. Chciała otworzyć oczy, ale porównując ciemność jaka towarzyszyła jej przez ten czas braku przytomności wokół wydawało się być bardzo jasno. Mrużyła oczy doszukując się plaży oraz dźwięku fal, ale miast tego wokół rozlegały się hałasy krzyczących do siebie ludzi, kiepskich prób organizacji i wszystkiego tego co z pewnością nie było upojną melodią morza.
        Złotowłosa złapała głębszy oddech orientując się w swoim położeniu. Powoli wracała do niej świadomość zdarzeń, chociaż ostatnie momenty gdzieś uleciały jej z głowy. Zdezorientowana pobłądziła wzrokiem po drzewach, krzewach, rozwalonych budynkach aż ostatecznie błękitne oczy spoczęły na najemniku. Czuła się tak zagubiona, a teraz odnalazła odrobinę bezpieczeństwa w szarych tęczówkach.
        Dziewczyna milczała wpatrując się w ostre rysy twarzy, ignorując… a wewnętrznie zachwycając się lekkim obyciem mężczyzny, czyli roztargnionych wiecznie i czarnych jak smoła włosach. Była tak blisko niego, że niemalże czuła na sobie jego oddech. Delikatny zarost dodawał mu tyle charakteru, ale i tak wciąż najbardziej ceniła sobie to spojrzenie. Zawadiackie, pewne siebie, takie zdecydowane.
        Chwila, chwila! Była tak blisko niego?! Złotowłosa zorientowała się, że faktycznie nie wiedzieć kiedy pochyliła się ku najemnikowi. Cofnęła się na łokciach wyraźnie zmieszana sytuacją. Uciekła wzrokiem gdzieś na bok i czuła, że gorączka zalewa ją od środka. Szczególnie na centralnej części twarzy, bo to właśnie tam pojawił się dziewczęcy rumieniec, którego w żaden sposób nie była zdolna ukryć.
        - Jejku… - jęknęła wciąż uciekając od Mathiasa.
        - Co się stało?... Nie pamiętam jak się tu znalazłam… Dobiegliśmy do wioski i… i nie pamiętam - tłumaczyła się głupio i naprawdę było jej wstyd, tak się emocjonalnie rozklejać przed tym... tym... tym!... Przed Mathiasem…
        - I strasznie boli mnie głowa… - mruknęła głaszcząc się w bolesnym punkcie i modyfikując mimikę na wszelkie możliwe kapryśne sposoby.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea kaszlała, ale udało jej się zdobyć na uśmiech, gdy mężczyzna ją zauważył. Początkowo nawet nieco się bała, że zostanie zdeptana, ale rzuciła mu się w oczy. Odetchnęła z ulgą, co wywołało ponowny atak kaszlu. Chciała mu odpowiedzieć, jednak brakowało jej sił, z trudem się ruszała, bolało ją gardło i nie mogła wręcz na chwilę obecną mówić. Schowała jedynie skrzydła, które jakby rozpłynęły się w powietrzu, aby najemnikowi łatwiej się ją niosło.
Bellum zaś latał nieco ponad szkodliwym dymem. Widząc Mathiasa niosącego jego panią z początku miał ochotę wydrzeć ją temu obcemu, ale szybko się zorientowała, iż lepiej będzie najpierw go z nią wyprowadzić… później w razie czego się z nim rozliczy. Wyprowadzenie człowieka i naturianki poszło bardzo zgrabnie i szybko. Lew pośpiesznie wylądował wywołując całkiem zacny podmuch.
Poczłapał do fellarianki i trącał ją nosem jakby chciał dobudzić na pół przytomną dziewczynę. Jednak pojawienie się Ramii nieco denerwowało Belluma. Patrzył na nią nieufnie i ostrzegawczo fukał.

- Mmm… ehm? – mruknęła niezrozumiale skrzydlata, nie czując się dobrze. Ledwo wyłapała kto do niej mówi, z tym, co mówi, okazało się gorzej. Mrużyła oczy, podrażnione przez dym widząc zdecydowanie zbyt szybkie dla nich ruchy ręki uzdrowicielki.

Kobieta wciąż do niej coś mówiła, a Bellum oczyszczał powietrze z tego całego kurzu, który aktualnie mógł niefortunnie wpaść komuś będącemu w pobliżu do oka. Najważniejsze jednak, iż fellarianka wreszcie wracała do formy.

- Och… co się stało? – spytała, podnosząc się z ziemi. – Ach… dym, prawda?

Bellum podszedł do Aurey i rozpoczął proces intensywnego lizania jej rąk. Dziewczyna zachichotała, widać, iż poczuła się lepiej.

- No już, wystarczy.

W tym momencie spostrzegła Mathiasa i leżącą na ziemi Nivandii, czym prędzej wstała i nieco chwiejnym krokiem do nich podeszła, zmartwiona zapominając o swoim stanie. Słyszała akurat, co mówi budząca się złotowłosa. Fellarianka chciała jej jakoś pomóc, więc z pomocą magii życia zniwelowała ból głowy. Podczas tego błękitne znamiona na jej ciele zalśniły niebieskim światłem, czerwone zaś kompletnie się wygasiły. Gdy skończyła, znów i te na lewym i na prawym świeciły przeładowane dziwną magiczną energią meteorytu.

- Głowa powinna ci przestać dokuczać. – Uśmiechnęła się do syrenki.

Bellum natomiast podleciał do głazu z nieba i coś przy nim węszył. Zaczął go uderzać łapami, jakby ostrzył pazury, ale on starał się otworzyć całą tę kamienną kopułę. Ewidentnie tam coś było, o czym świadczyło coraz jaśniejsze w miarę rozkopywania światło. Warczał przy tym, jakby złościł się, iż tak wolno to idzie. Wtem zauważyła go naturianka.

- Bellum! Co ty wyprawiasz?! – krzyknęła i ruszyła do lwa biegiem, choć sprawiło jej to ból i chwyciła go za tułów, próbując jakoś odciągnąć futrzaka.

Nie miała jednak na tyle sił, aby przeciwstawić się sile takiej upartej bestii. Ostatnie uderzenie łap i pazurów okazało się na tyle silne, że kamień się rozłamał. Ogromna fala światła oblała okolice, wręcz mimowolnie zamykało się oczy i zasłaniało rękoma, bo same powieki ledwo starczały. Biada temu, kto ośmieliłby się tego nie zrobić.
Gdy zrobiło się nieco bardziej przystępnie dla oczu, dało się zauważyć lewitującą kulę błękitnego światła. Powoli zaczęła ona zmierzać w kierunku syrenki z niewiadomych powodów. Tymczasem wewnętrzna część skorupy meteorytu mieniła się wszystkimi odcieniami tęczy, jakby osadziły się na niej setki najróżniejszych kamieni szlachetnych.

- Whoa… - fellarianka ostrożnie niczym zahipnotyzowana weszła do środka rozwalonej skały. Znalazła tam idealnie wyszlifowany i wycięty krwawoczerwony kamień w kształcie septagramu. Ostrożnie go podniosła i wyszła z krateru z niewyjaśnionym uśmiechem.

Lew cofnął się o krok jakby w obawie przed tym, co właśnie trzymała. Jednak ciemnoskóra nie przejęła się tym i rozczochrała mu grzywę, po czym siadła na jego grzbiet. Nakazała, by ruszył do syrenki. Niezwykły kamień cały czas mocno trzymała, jakby bała się, iż ktoś jej zaraz go ukradnie.

- Hej… Nivandii, myślę, że powinniśmy ruszyć w stronę, którą wskazywały ci ta błękitna linia, czy co to tam było – stwierdziła pewnym głosem i z nieschodzącym z twarzy uśmiechem.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Moneta obracająca się w szalonym tempie między knykciami palców najemnika zatrzymała się nagle, gdy pierwszy grymas pojawił się na twarzy przytomniejącej syrenki.
        - Oho, jest i ona – Mathias uśmiechnął się pod nosem i schował srebrnika do kieszeni, przyglądając się wciąż wybudzającej się dziewczynie.
        Początkowo chciał odsunąć się przezornie, by nie oberwało mu się jako pierwszemu, ostatecznie jednak siedział dalej na swoim miejscu, z lekkim rozbawieniem obserwując zagubiony wzrok blondynki, którym toczyła wokoło. Gdy złapała jego spojrzenie nie odwrócił wzroku, przyglądając jej się z zainteresowaniem. Syrenka była podejrzanie milcząca, chyba wciąż dochodząc do siebie, jednak z jakiejś przyczyny, gdy uniosła się lekko na łokciach, zbliżyła się w stronę Mathiasa, wpatrując się w niego intensywnie. Najemnik zmarszczył lekko brwi zdziwiony jej zachowaniem, lecz nie odsunął się, obserwując Niviandi w milczeniu, jakby była przestraszonym zwierzątkiem, które zbliża się do niego nieufnie. A on nie chciał jej spłoszyć. Po chwili jednak jej twarz znalazła się tak blisko niego, że poczuł jej oddech na policzku i dopiero wtedy odchrząknął lekko, mając w planie wybudzić ją delikatnie z tego dziwnego amoku. Syrenka jednak najwyraźniej sama zorientowała się w sytuacji, bo nagle jej oczy zrobiły się okrągłe jak spodki, a na twarz wpłynął delikatny, dziewczęcy rumieniec, który momentalnie wywołał krzywy uśmiech u zadowolonego najemnika. Nie wiedział jeszcze czy to pojedyncza sytuacja, ale warto było zapamiętać, jak szybko spacyfikować pyskatą blondyneczkę. Chociaż gdyby sam postanowił naruszyć jej przestrzeń osobistą pewnie dostałby w pysk. No cóż, nad tym też się popracuje...
        - Nie uciekaj tak, nie zjem cię – zaśmiał się chrapliwie. – Już po wszystkim – dorzucił, rozglądając się po okolicy, której krajobraz zmienił się drastycznie w przeciągu ostatnich kilku godzin. Soczyście zielona wcześniej trawa pokryta była teraz warstwą pyłu, oczywiście wszędzie tam, gdzie nie wydarto wręcz jej z ziemi lub gdzie nie zapadła się od powstających w gruncie szczelin. Zawalone domy, nawołujący się ludzie i płaczące dzieci. A oni siedzieli na ziemi pośrodku tego całego bajzlu.
        Gdy zbliżyła się do nich Aurea, najemnik podniósł się zgrabnie z ziemi, po czym ostrożnie złapał Niviandi za dłoń i ją również podciągnął do góry, by stanęła na nogach. Oczywiście o zdanie jej nie pytał, jeszcze do tego nie doszło, żeby sam się o jej gadulstwo prosił. Zamiast tego z lekkim powątpiewaniem obserwował, jak skrzydlata prawdopodobnie ulecza swoją koleżankę z bólu głowy, a po tym, że nawet jej nie dotknęła, a znamiona na jej ramionach znów błysnęły błękitnym światłem, domyślił się, że użyła magii. Przesada naprawdę, kiecki też sobie magią wiążą? Podzieliłby się z nimi swoją bogatą wiedzą o tym, co najlepiej pomaga na ból głowy, jednak wyjątkowo zadziałał u niego instynkt samozachowawczy i mężczyzna milczał.
        Podążył wzrokiem za Bellumem, którego coś najwyraźniej ciągnęło do głazu i chociaż ciekawość pchała go trochę, by podążył za zwierzakiem, akurat w tym momencie podszedł do niego Richard, klepiąc go silnie w plecy.
        - Chciałem podziękować – powiedział, a Northman skinął jedynie głową, zerkając ostrzegawczo na uwieszoną u boku ojca Anę, by nie wyleciała z żadnym głupstwem.
        - Nie ma za co.
        - Jest, jest. Mathias, tak? Ana mi powiedziała. Nazywam się Richard Tavore. Także ten, dzięki jeszcze raz i zapraszam na piwo oczywiście, jak tylko postawię tę budę znów na nogi. – Karczmarz wskazał ruchem głowy na dogasającą ruinę, a brunetowi przyszło na myśl, że chyba nie zostanie tu aż tak długo, by tej odbudowy doczekać. Uścisnął jednak wyciągniętą w jego stronę prawicę i odebrał swój płaszcz, który wyglądał już jednak, jakby Bellum go przeżuł i wypluł. Powstrzymał jednak ciężkie westchnięcie, w końcu on cały wygląda, jakby przelazł komuś przez gardło.
        - Ana, a gdzie jest Kelir? – karczmarz zwrócił się do córki, która najwyraźniej planowała początkowo przewrócić oczami, jednak po chwili zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście od dawna nie widziała już ulubieńca swojego ojca.
        Mathiasa jednak wsiowy osiłek obchodził tyle co zeszłoroczny śnieg i bardziej obawiał się tego, że Aurea zniknęła mu z pola widzenia. Po chwili jednak zobaczył ją wracającą od strony krateru, dzierżącą kurczowo w dłoniach jakiś czerwony kamień. A żeby najemnik nie poczuł się zbyt zdrowo na umyśle, w ich stronę zmierzało… niebieskie światło? Unosząca się w powietrzu błękitna kula czystej energii chyba, płynęła w stronę Niviandi. Nim Northman zdążył się zorientować w sytuacji, stał już między światłem a syrenką, zachodząc w głowę, co też on do jasnej cholery wyczynia. Kula zatrzymała się i próbowała ominąć go najpierw z jednej, a później z drugiej strony, jednak najemnik był szybszy. W końcu światło przeleciało nad mężczyzną, który w ostatniej chwili powstrzymał się, by nie trzasnąć tego po prostu mieczem, i zawisło przed twarzą Niviandi, mrugając do niej wodnym błękitem.
        - Pieprzę to – warknął pod nosem najemnik, zgrzytając cicho zębami. – Pieprzę tą magię, gigantyczne głazy spadające z nieba i błyskające światełka – mruczał pod nosem, aż nie poczuł delikatnej dłoni na ramieniu. O dziwo była to Ramii, która wyciągała w jego stronę jakiś tobołek. Spojrzał na nią zaskoczony.
        - Idź się przebierz, wszyscy musimy się doprowadzić do porządku nim gdziekolwiek pójdziemy. Dla dziewcząt też mam świeże suknie, Niviandi wygląda jakby wpadła w krzak cierniowy, aż się dziwię, że jeszcze nie zrobiła o to rabanu – mruknęła pod nosem, wywołując słaby uśmiech mężczyzny.
        Mathias zignorował jej przewracanie oczami, gdy w podziękowaniu ucałował jej dłoń. Dopiero teraz zorientował się, że podczas gdy oni w tak wolnym tempie zbierali się po trzęsieniu, Ramii zdążyła oporządzić nieco Aureę, a później zorganizowała szybko ludzi, każdemu dając jakieś zadanie, by po pierwsze – nie miotali się w panice krzycząc, a po drugie by naprawianie zniszczeń poszło jak najsprawniej. Dlatego też Ana była tak spokojna, zajęta organizowaniem świeżych ubrań dla wszystkich, podając teraz mniejsze i bardziej kolorowe niż jego tobołki syrence i skrzydlatej, która wciąż jeszcze siedziała na lwie.
        - Chodź, pokażę ci gdzie jest rzeka. Też jestem jeszcze cały we krwi tych wilków.
        To Ivor podszedł do niego ze swoimi ubraniami pod pachą i wskazał drogę ku zaroślom, kawałek dalej. Za skupiskiem krzewów szumiała cicho rzeka, biegnąca raczej spokojnym nurtem bokiem wioski. Tam Northman rozwinął swój pakunek, z zadowoleniem stwierdzając, że ubrania, które otrzymał są niemalże identyczne jak jego własne, lecz w nieco lepszym stanie.
        - Ramii dała ci ubrania swojego brata – Ivor zaśmiał się, widząc zmieszanie najemnika. – Spokojnie, wyjechał dawno z wioski, w sumie nie wiadomo co się z nim dzieje – opowiadał, gdy mężczyźni zrzucali z siebie szybko odzienie, wchodząc do rzeki. Wtedy też dostrzegł głęboką, długą niemal na łokieć bliznę przecinającą biodro Mathiasa.
        - Na Prasmoka, komu tak podpadłeś?
        - No właśnie starszemu bratu pewnej damy... – mruknął i oboje parsknęli śmiechem.
Zablokowany

Wróć do „Smocza Przełęcz”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości