Smocza Przełęcz[Dąb na skalnych rozstajach] Zemsta?

Przełęcz dzieląca Góry Dasso i Góry Druidów. Po obu jej stronach, znajdują się ogromne, tajemnicze, wykute w sakle posągi smoków, strzegące tej górskiej przełęczy.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

[Dąb na skalnych rozstajach] Zemsta?

Post autor: Alestar »

Alestar, Falkon i Teus przybywają z [Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy

         Podczas drogi do dębu, Alestarem targały różne niepewności. Nie był do końca pewien co tam spotka. „Jevan otrzymał list i wie, że ktoś zna szczegóły spotkania. Przez to mogli przesunąć jego datę, zmienić miejsce, w którym do niego ma dojść lub przygotować zasadzkę. Możliwe, że się nic nie zmieniło, przecież nie było dużo dni na zmianę planów, a dodatkowo ten popieprzony kultysta jest zbyt pewny siebie… Nie, nie mam czasu na wnikliwe analizy, muszę pomścić rodzinę, ich dusze będą spokojne, gdy oprawcy będą katowani przez demony.”

        Dotarcie w okolice drzewa rozwiało większość wątpliwości, stał tam wysoki, postawny, ostrzący szablę blondyn odziany w czerń, który na plecach miał płaszcz. Było już wiadomo, że do spotkania dojdzie dzisiaj albo nawet trwa, skoro kilka koni stało groty. Łowca zasugerował kompanom by poszli dalej wzdłuż ruczaju, a być może znajdą jakiś bród rzeczny lub po prostu przepłyną w bezpiecznym miejscu.

        Nie zdążyli się ruszyć, a blondyn wszedł w głąb rozpadliny pod dębem. Trzydziestolatek przekonał się, że to wcale nie strażnik groty, a ktoś znacznie gorszy. To był Jevan, można było to poznać po tatuażach na rękach. Kusznik dostrzegł je, gdy tylko kultysta ruszył w stronę małej jaskini.

        — Musimy powoli przekroczyć most, skryjemy się w okolicznych zaroślach. Trzymajcie się od niego na dystans, to niebezpieczny typ. — Brunet uświadomił towarzyszy o niebezpieczeństwie.
Przyjaciele cichaczem przemknęli przez kładkę i ukryli się w krzakach po drugiej stronie Diharu. Gdy tylko tam się znaleźli, Zenemar rzekł:
        — Pozwólcie, że ja sam załatwię swoje osobiste sprawy. Skoro on jest sam, ja również samotnie stawię mu czoła. W ostateczności możecie mi pomóc, lecz sam muszę dać spokój duszom rodziców. Nie przyjmuję sprzeciwu.
Wielkolud nie zważając na reakcje towarzyszy ruszył w kierunku dębu i już był przy wejściu do groty, gdy ze środka wyszedł dobrze zbudowany blondyn.

        — O kogo my tu mamy, jakiś strażnik chce złapać wielkiego kultystę, bo dowiedział się, że kilku bandytów łączy szyki. Jakie to żałosne — Jevan brzmiał jak szaleniec.
        — Nie wiesz kim ja jestem, ja za to wiem, kim ty jesteś i dla kogo pracowałeś. Słyszałem też, że szef wywalił cię za rytuały z bandy. Jevan – kultysta, niegodny bandy Wilka. — Podczas odpowiedzi, Alestar wyciągnął miecz z pochwy.
        — Nie znam cię, ale wiem, że twoje wnętrzności świetnie nadadzą się do kilku rytuałów — odrzekł kultysta, również wyjmując broń.

        Walka zapowiadała się na bardzo długą, ciosy padały co chwilę, jednak każdy z mężczyzn parował uderzenia przeciwnika bądź ich unikał, co sprawiało, że szala zwycięstwa nie przechylała się na żadną ze stron. Impas nie trwał jednak bez końca. Trzydziestolatek w pewnym momencie walki z dużą siłą odbił uderzenie blondyna, który przewracając się do tyłu wypuścił broń z rąk. Wtedy to Zenemar przyłożył mu ostrze do krtani.

        — Dziś zginiesz, a moja rodzina będzie spokojniejsza. — Kusznik już szykował miecz do dekapitacji wroga, lecz z tyłu usłyszał:
        — Prędzej dołączysz do martwej rodzinki. – Bas tajemniczego osobnika oznaczał jedno — Harvika, nowego szefa bandy, chudego łysola, byłego prawnika i sprawnego szermierza. To on uderzeniem głowni miecza sprawił, że łowca nagród osunął się na ziemie nieprzytomny.


        Brunet odzyskując świadomość zobaczył małe pomieszczenie naturalnie wyryte w skale. Jego ręce były skute żelaznymi kajdanami przymocowanymi do łańcucha, na którego końcu był metalowy bolec wbity w ścianę groty. Broń Zenemara leżała w przeciwległym kącie pomieszczenia, do którego weszła wysoka, piękna brunetka o bardzo jasnej cerze – Vivienne.

— Siedź sobie tu spokojnie, mężczyźni muszą przedyskutować połączenie band. Choć tak naprawdę, to nie od nich zależy — tajemnicze słowa półelfki, niewiele wniosły w przemyślenia wielkoluda.

        „Świetnie, miałem zabić Jevana, poćwiartować Harvika i ewentualnie dopaść tą kobietę. Niestety, nie potrafię ukoić dusz rodziców i to bandyci mnie dopadli. Na szczęście niedaleko są Teus i Falkon, a po drugie ja coś czuję, że to nie będą wcale spokojne rozmowy. A potem poleci kilka bandyckich łbów.” Alestar zakończył swe przemyślenia wsłuchując się w gadaninę bandytów.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Alestara czekała honorowa walka jeden na jednego, dlatego też Falkon i Teus postanowili pozostać w ukryciu. Gdy odgłosy pojedynku ucichły, a na polu walki pojawiły się nowe postacie, usiedzenie na miejscu okazało się dość trudne.
        Falkon rozgarnął ostrożnie krzaki, by zbadać sytuację. Mężczyzna, który powalił Alestara, nie wydawał się zanadto groźny, ale prowadził ze sobą całkiem pokaźną grupę bandytów. Teus już chciał wybiec z kryjówki i pognać w stronę skalnej szczeliny pod dębem, jednak chłopak w porę go powstrzymał, chociaż sam miał ochotę rzucić się na ratunek przyjacielowi...
        — Miało być ich trzech, pewnie dwaj pozostali gdzieś tu są — warknął łysol, stojąc nad nieprzytomnym Alestarem.
        — Tak, tak! Podobno są niebezpieczni — zarechotał muskularny blondyn, który dopiero co podniósł się z ziemi. — Niech twoi ludzie przeszukają teren.
        — Moi ludzie?! Czemu moi?
        Zanim rzucili się sobie do gardeł, rozdzieliła ich jakaś tajemnicza kobieta, idąca wcześniej obok tego łysego. Cała trójka zaczęła o czymś dyskutować, jednak na tyle cicho, że ukryci kilkanaście kroków dalej Teus i Falkon nic nie usłyszeli. Po chwili łysol wydał jakieś polecenie grupie bandytów, a później wszedł do skalnego pęknięcia pod dębem. Za nim ruszyła kobieta, a później tęgi blondyn, ciągnąc nieprzytomnego Alestara po ziemi. Pozostali bandyci stanęli przy jaskini, strzegąc jej wejścia.
        Falkon nie wytrzymał.
        — Zróbmy coś, do cholery! — krzyknął do Teusa i nie czekając na jego reakcję wyskoczył z krzaków.
        Szarża na bandytę, który niczego się nie spodziewał, przyniosła Falkonowi satysfakcjonujący efekt. Dwie pirackie szable rozpłatały tors przeciwnika, zanim ten zdążył jakkolwiek zareagować. Już po chwili leżał w kałuży własnej krwi.
        Niestety na reakcję pozostałych nie trzeba było długo czekać. Rozległ się dźwięk wyjmowanych mieczy i niemal dwudziestu tęgich oprychów rzuciło się w stronę Falkona. Teus natychmiast dołączył do chłopaka, jednak faktem było, że obaj są bez szans przeciwko takiej bandzie. Pozostawało im tylko uciekać i grać na czas w nadziei, że znajdzie się jakieś sprytne rozwiązanie. "Kolejny raz twarzą w twarz ze śmiercią..."
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        - O cholera. - Widok dwudziestu uzbrojonych po zęby mężczyzn mógł wywołać u Teusa tylko jedną reakcję. - Ja biorę dziesięciu po lewej, ty dziesięciu po prawej. - Strzelec spojrzał na stojącego obok Falkona, jednak pirata dawno już tam nie było. - Może się jakoś dogadamy? - Powiedział Tousend niewinnie uśmiechając się do stojącej przed nim zbrojnej gromady. Jeden ze zbirów chcąc rozpocząć negocjacje, rzucił się na łucznika, sztychem celując w samo serce. Brodacz sparował uderzenie i kopnął wyprowadzonego z równowagi przeciwnika wprost na resztę jego drużyny. - Jasne, zrozumiałem przekaz. - Teus odwrócił się i pobiegł za wycofującym się Falkonem. Gromada bandytów nie zamierzała jednak puścić ich wolno i pełnym pędem ruszyła za uciekającymi.

        Nie mogli myśleć o dostaniu się do wierzchowców, konie były za daleko, a już całkowicie nie pomagał im fakt, że biegli w całkiem przeciwną stronę. Cały czas pędzili przed siebie, wzdłuż skalnych półek przełęczy. Teus po drodze zauważył w jednej z nich pokryte gałęziami zagłębienie, które wkrótce okazało się zamaskowanym wejściem do groty. Dał o niej znać Falkonowi i obaj zmienili kierunek odwrotu. Przed samym wejściem spał przyczajony w krzakach strażnik. Wrzaski grupy pościgowej obudziły zaspanego stróża, ten jednak znowu udał się w spokojny letarg, zaraz po ciosie otrzymanym od Tousenda.

        Uciekinierzy wbiegli do jaskini, która okazała się być składem najróżniejszych materiałów. Nie dało się też nie zauważyć walającej się wszędzie broni. Na nieszczęście uciekających, grota okazała się być ślepym zaułkiem.
        - Może jednak wrócimy do pertraktacji? - Bandyci otoczyli duet i zaczęli już sobie ostrzyć na niego zęby. Wtem jednak jeden ze ścigających rozejrzał się wkoło i ze zdziwieniem spojrzał na swych kompanów.
        - Co to ma być?! Szykowaliście się na nas?! - W całej grupie dało się słyszeć gniewne pomruki, które wkrótce przerodziły się w przepychanki między przedstawicielami kultystów i bandytów. Jeden z zebranych jednak wykazał się rozsądkiem i starał się uspokoić towarzyszy.
        - Przestańcie! Najpierw zajmijmy się tymi dwoma! - Krzyki te zdawały się przynosić jakieś efekty, jednak cały efekt został zepsuty, gdy przemawiający padł nagle na ziemię. Z części potylicznej jego czaszki wystawała lotka wystrzelonego bełtu. Wszyscy zwrócili oczy w stronę wejścia do jaskini. Po chwili liczba obserwujących drastycznie zmalała. Ci, którzy nie zostali powaleni przez salwę kuszników szykowali się na nadchodzącą szarżę tajemniczych napastników. Do groty, niczym fala, wlały się zastępy odzianych w czarne pancerze wojowników. Pełnym pędem rzucili się na przerażonych bandytów i rozpoczęli krwawe żniwa.

        - Proponuję się stąd jak… woooo! - Teus poruszając się wzdłuż ściany wpadł na jedną z pochodni, a ta przesuwając się uruchomiła mechanizm podnoszący jedną ze ścian. - Biegiem, tędy!
        Tousend wraz z Falkonem od razu skorzystali z nowo napotkanej drogi ucieczki i puścili się pędem wzdłuż starego korytarza. Gdyby choć trochę zwolnili, to może zwróciliby uwagę na starożytne manuskrypty i podobizny smoków wyryte na ścianach, teraz jednak jedyne na czym skupiali całą swoją uwagę, to dotarcie żywo na powierzchnię.

Po krótkiej chwili dotarli do końca kamiennego chodnika. Niestety zakończeniem korytarza okazał się ślepy zaułek. Teus jednak mając na uwadze to jak dostał się do tajemniczego przejścia, postanowił uszkodzić kolejną pochodnię. Pierwsza próba skończyła się złamanym uchwytem i prawie podpalonym płaszczem, druga za to przyniosła oczekiwany efekt. Kamienna ściana w tajemniczy sposób uniosła się i ukazała dwóm kompanom scenę kolejnej batalii. Wyglądało na to, że front przeniósł się też i na drugą stronę tajemniczego korytarza, a Teus i Falkon nie mieli szans na bezpieczne wydostanie się z terenu wojennej zawieruchy.
        - W takim razie nie mamy wyboru. Musimy przerżnąć się do Alestara! - Tousend chwycił za miecz i z głośnym sykiem wysunął go z pokrowca. - Nie pozwólmy by ominęła nas taka zabawa.

        Pierwszy bandyta nie zdążył nawet zobaczyć brodacza, a już leżał martwy na ziemi. Zaraz po nim strzelec rzucił się na kolejnego przeciwnika, ten jednak zdążył zauważyć nadchodzące zagrożenie. Zbir zdążył sparować dwa pierwsze ciosy, jednak cięcie z półobrotu okazało się dla niego zbyt wielkim wyzwaniem. Teus postanowił skorzystać z okazji i przetestować trenowane ostatnio umiejętności. Zręcznym ruchem złapał za jeden z noży przypiętych do pasa i posłał go w stronę najbliższego z kultystów. Nóż prawie trafił w głowę wroga, przeleciał „jedynie” metr od celu. - Szlag! - Krótko skwitował nożownik. Nie miał już czasu na ponowne wymierzenie, gdyż kolejny napastnik postanowił pozbawić go życia.

        Nie czekając na ostygnięcie trupa Teus obrócił się na pięcie i zamaszystym ruchem ciął za siebie. Jego ostrze trafiło na twardy opór, a to w połączeniu z wykonywanym obrotem skończyło się prawie utratą równowagi atakującego. Tousend brał już zamach do kolejnego uderzenia, gdy zobaczył kto tak naprawdę jest jego przeciwnikiem. Przed nim, z determinacją dzierżąc miecz, stała niższa od niego brunetka. Przynajmniej był pewien, że nie należy do przedstawicieli tutejszego zjazdu, od reszty odróżniał ją czarny pancerz i kilku zarżniętych bandytów. Teus nie był do końca pewien, czy powinien traktować ją jako wroga, mogła to być przecież pomyłka, nie licząc już tego, że z zasady nie pojedynkuje się z kobietami. W każdym bądź razie mimo przemyśleń strzelca, tajemnicza wojowniczka nie ustawała w wysiłkach zabicia brodacza. Tousend starał się jak mógł unikać nadchodzących ciosów, jednak wyszkolenie napastniczki powoli dawało jej przewagę, tym bardziej, że łucznik nie zamierzał przechodzić do ofensywy.

        Teus cofał się powoli pod naporem ciosów. Nie do końca wiedział, co ma myśleć na temat swej przeciwniczki, w końcu jednak doszło do przełomu. Po sparowaniu jednego z ciosów zauważył bandytę próbującego zaatakować od tyłu tajemniczą brunetkę. Tousend pod wpływem odruchu odbił kolejne jej uderzenie, wykonał obrót i rzucił nożem w stronę skrytobójcy. Być może pod wpływem szczęścia trafił prosto w krtań zbira, nie miał jednak czasu na podziwianie udanego rzutu. Sparował nad głową uderzenie kolejnego napastnika, obrócił się i ciął go po brzuchu.
        - Kim ty jesteś? - Usłyszał zza pleców. Brunetka nadal celowała w jego stronę czubkiem ostrza, tym razem jednak nie chciała zabić go od razu.
        - To chyba nie jest odpowiedni moment na takie rzeczy - odparł strzelec parując przy okazji kolejne uderzenie. - Obiecuję, że wytłumaczę ci wszystko, gdy już z nimi skończymy. - Wróg tracąc równowagę poleciał do przodu, a Teus korzystając z okazji ciął go w plecy. - Uważaj, jeden jest za tobą!

        W całym tym zamieszaniu Teusa nurtowało jedno pytanie. Gdzie podziała się jego drużyna?
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Tuż za kamienną ścianą dało się słyszeć kroki jednego z bandytów, który oznajmił:
— Znaleźliśmy ich, teraz nam nie uciekną.

        Trzydziestolatek podejrzewał, o kim mówił rzezimieszek, miał jednak nadzieję, że Teus i Falkon dadzą sobie radę z bandziorami.

— To zabić ich i to migiem — grubym głosem odpowiedział Harvik. — I jednak dobrze, że to moi ludzie poszli, twoi kultyści, by odprawili kilka rytuałów, zanim by trafili na choć jeden ślad. — Rozmowa od początku była napięta.
        — Ty to… — zaczął Jevan, jednak przerwała mu Vivienne:
— Spokojnie, wszyscy jesteśmy w bandyckiej rodzinie. Jedni i drudzy robią te same rzeczy, a kultyści dodatkowo chcą uzyskać magiczną pomoc.

— Ehh… Skoro mamy się połączyć, to będziemy razem rządzić i będziemy znani jako jedna całkiem nowa banda — powiedział blondyn.
— Pod starym szyldem „Czarnego Wilka”. Jego pseudonim jest znany i nieważne, że nie żyje. Pamięć ludzi jest silna, będziemy postrachem, niestety nasze imiona pamiętają tylko strażnicy — odpowiedział łysol.

        — Ja pamiętam, ja znam te wasze nędzne, bandyckie imiona! — zdenerwowany Alestar krzyknął w sąsiadującym pomieszczeniu.
— Ktoś jednak pamięta. Chciał sobie poskromić dwie bandy z pomocą dwóch znajomych, a oni są już pewnie martwi i on też niedługo do nich dołączy — rzekł muskularny kultysta.
— Ja go skądś kojarzę. Chodź ze mną kochanie, dobrze się mu przyjrzyjmy. A ty sobie poczekaj — szef bandytów wraz z brunetką przeszli do pomieszczenia, gdzie znajdował się rozbrojony kusznik.
— Jak się tak przyglądam, to widzę pewne podobieństwo do jednej rodziny. Tylko kiedy to było i jak oni się nazywali? Zeme… nie, Zeneme… też nie… — przemowę Harvika przerwał siedzący przy ścianie brunet:
        — Zenemar, to byli Zenemarowie. Pół roku temu, nieco ponad pół roku. Ale ja wiem, Wilk wydał rozkaz, a ty spaliłeś dom i jeszcze moich płonących rodziców skróciłeś o głowę. A wuja ciągnęłaś za końmi, które potem wraz z nim wystrzelałeś, poćwiartowałeś i wrzuciłeś na dogasające zgliszcza gospodarstwa. Ty popierdoleńcu!!! — Wielkolud rzucał oskarżeniami w bandytę.

        — Nic w takim razie nie wiesz — stwierdził krótko łysol i wrócił do pomieszczenia, w którym był kultysta.
— Pewnie się dziwisz, czemu zostałam. No, cóż… powiedzmy, że przed śmiercią należy ci się kilka słów wyjaśnienia. Swoją przygodę z bandziorami i drogę do tego miejsca zaczęłam niedaleko małej wioski. Pewna rodzina zadłużyła się i zwróciła o pomoc do nieodpowiedniego prawnika. Należało im dać ostatnią nauczkę. Spore gospodarstwo, stadnina koni i kilka pól miało zostać bez dziedzica. Nie było czasu na sentymenty… — niewiasta przerwała na chwilę opowieść.

        — Ogień ze ścian buchnął, aż pod samo rozgwieżdżone niebo, rodzina spała i płonęła wraz ze swoim dobytkiem. Jeden starszy mężczyzna wybiegł z domu, ale szybko został ogłuszony i przywiązany do koni. Małżeństwo całe obdarte ze skóry wydobywało z płuc ostatni oddech. Należało skrócić cierpienia i ręka, która rzuciła pochodnie w kierunku domu, musiała też popędzić konie by staruszek sobie odpoczął. Para musiała zostać pozbawiona wszystkich problemów jakie miała na głowie. A mięso z ukochanych koni musiało pozwolić osiągnąć piękny czarny dym. I to wszystko od jednej ręki, od początkującej bandytki - tajemniczej brunetki o jakże cudnym imieniu Vivienne. Co nie, że śliczne ma imię? — Kobieta poinformowała Alestara o tym jak zginęła jego rodzina.

        Mężczyzna nic nie mówił. Krzyczał, ciągle krzyczał i płakał, tak mocno płakał, że z łez można było zrobić jezioro. A z ognia złości, kajdany same powinny się roztopić lub popękać. To był ogromny natłok emocji, złość i wściekłość a jednocześnie smutek i żal, wielka chęć zemsty zatrzymywana w okowach chwilowej niewoli. „Ale jak… ona dopiero dołączyła do bandy. Takie zadanie otrzymywał Harvik i to zawsze. To on ukrywał się jako prawnik, to on zrzucił wizję rychłej śmierci na moich rodziców. Jest winny, ale jego śmierć to będzie za mało. Ona musi zginąć. Ja nie mogę zawieść…”

— Ja też mam coś dla ciebie. Krew moich rodziców przysłuży się zgładzeniu ich morderców. Mam bełt umaczany w ich krwi, na cześć ich pamięci. I obiecuje ci, że to właśnie on znajdzie się w twojej krtani. — Trzydziestolatek złożył obietnice brunetce.

        Ona nie odpowiedziała, gdyż za ściany dało się słyszeć kulminacyjny moment rozmów między bandytami.

— To moja kobieta i nawet nie możesz na nią spojrzeć — zakomunikował Harvik.
— Jeszcze tak, ale uważasz, że na zawsze? Ja ze swoją siłą przekonam każdą kobietę by mi się oddała — odpysknął Jevan.
— Ta… będziesz o północy tańczył nad truchłami dziewic wzywając na pomoc duchy karaluchów. Ja wiele mogę, ty nic nie potrafisz — odpowiedział łysol
— Tak, a potrafisz takie rzeczy… — po tych słowach blondyna, dało się słyszeć łupnięcie o skałę i było wiadomo, że kultysta potraktował oponenta jakimś zaklęciem.

        Vivienne, która zajrzała na chwilę za skalną ściana, rzekła w kierunku kusznika:

— O, nareszcie. Jego się będzie dużo łatwiej manipulowało. Nie będę musiała udawać ślicznej idiotki, bo ten muskularny tępota odda mi całą władze za garść całusów. Mój plan się udał, ja będę mogła już otwarcie rządzić bandą, a ty tu sobie zginiesz wraz z tamtym zasranym łysolem. — Kolejne słowa kobiety wyjaśniły, że to ona dowodziła ludźmi Harvika, a on tego nie spostrzegł.

        Brunetka poszła do Jevana, pogratulowała mu wyeliminowania pachołka i wyznała, że to jego kochała i nadal kocha. Przy okazji go pocałowało, co można było wywnioskować z odgłosów za skalnej przegrody. Wielkolud już wiedział, że kultysta od teraz jest pod władzą tej ślicznej morderczyni. Gdy zza pleców trzydziestolatka dało się słyszeć hałas, odgłosy starcia i kroki, muskularny sekciarz oznajmił:

— Dla mnie to nie był żaden przeciwnik. W końcu dowodzę jednym z kilku, ale za to całym ruchem kultystów. Jednak teraz kwiatuszku lepiej się oddalmy, by gdzie indziej siać ziarno demona.

        Para bandytów najpewniej wybiegła z groty, a wtedy Alestar ujrzał coś niewiarygodnego. Do pomieszczenia wbiegał Falkon, choć łowca nagród nie miał bladego pojęcia jak on się tu znalazł.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Niepotrzebnie ci pozwoliliśmy na spotkanie w cztery oczy — rzucił Falkon, uwalniając Alestara. Piratowi na szczęście udało się uniknąć walki, gdyż całkiem przypadkowo znalazł kolejny ukryty tunel, będący odnogą poprzedniego. — Chodź, znalazłem jakieś ukryte przejście... ej, co robisz?!
        Falkon z przerażeniem dostrzegł, jak jego przyjaciel w pośpiechu łapie swoje rzeczy i wybiega z groty, wprost do rozpadliny pod Dębem. Mężczyzna, który wcześniej ogłuszył Alestara, podnosił się właśnie z ziemi i kierował do wyjścia. Przyspieszył tempa, dostrzegłszy wściekłego kusznika, który zapewne chciał się zemścić.
        — Stój, wariacie! — krzyknął chłopak, wybiegając za Alestarem.
        Zanim zdążył cokolwiek zrobić, jego towarzysz wskoczył na najbliższego konia i popędził za uciekającym, również konno, łysym bandytą.
        — Cholerny idiota! Ta jego żądza zemsty znów wpakuje go w kłopoty! — wybełkotał pod nosem Falkon.
        Pozostawało mu teraz jedynie odszukać Teusa i uciekać stąd jak najprędzej.

        W przełęczy toczyła się walka, brzęk stali i świst zaklęć odbijały się echem od skalistych zbocz. Część bandytów została pokonana przez dziwnych przybyszów w czarnych zbrojach i płaszczach, inni dalej zaciekle się bronili. Zanim Falkon zdążył się zastanowić kim mogą być tajemniczy wojownicy, dopadł go jeden z kultystów, próbujących uciec z wiru walki. Zamaskowany wykrzyczał jakieś zaklęcie i pchnął w złodziejaszka kulą ognia. Ten w ostatniej chwili odskoczył, a ogniste zaklęcie uderzyło w kamienny posąg smoka, zmieniając się w snop złotych iskier. Kilku innych magów już przymierzało się do kolejnych prób spalenia Falkona żywcem, jednak udaremnili im to osobnicy w czarnych zbrojach. Uciekającym w popłochu kultystom nie udało się umknąć przed ostrzami tajemniczych przybyszów.
        Mimo ocalenia Falkonowi życia, dziwni wojownicy raczej nie wydawali się być po jego stronie.
        — Kim jesteś?! — warknął tęgi mężczyzna w czarnym pancerzu i pelerynie, podczas gdy dwóch innych unieruchomiło chłopaka łapiąc go za ramiona i niemal unosząc go w powietrze. — Kim jesteś, pytam? I czemu chcieli cię zabić?!
        Zanim Falkon zdążył wymyślić jakąś sensowną odpowiedź, otrzymał silny cios w potylicę i stracił przytomność.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Topór z łoskotem uderzył w ścianę znajdującą się zaraz za plecami strzelca. Miotacz wyróżniał się z tłumu, nie było więc też problemów z odnalezieniem właściciela toporka. Teus zdążył już się zorientować, że bandyci z którymi mierzył się do tej pory, byli tylko zwykłymi pachołkami. Najwyraźniej ich przywódca nie miał problemów z posyłaniem swych ludzi na rzeź, na pewno też nie cierpiał na niedostatek nowych rekrutów. Efektem tego był gęsto ścielący się trup i błyskawiczne przedzieranie się czarnej gwardii przez szeregi wroga. Teraz jednak na drodze pojawiła się nowa przeszkoda - weterani. Ten, który dopiero co próbował upolować Teusa, miał na swym koncie już czterech zabitych. Przynajmniej tylu widział Tousend. Nie planował skończyć jak trup z numerem piątym, toteż próbując uniknąć wirujących w powietrzu pocisków, cały czas przedzierał się w stronę swego celu.

        Choć rzucając się w wir walki koncentrował się na wrogim bandycie, Teus miał też na uwadze zachowanie jego "sojuszników". Nie był do końca pewien, czy zaraz nie otrzyma podarku od nieznanych mu wojowników, a podarkiem tym mogłoby być przykładowo wbicie miecza w plecy. Wiedział, że był obserwowany, jednak czarno odziani wojowie nie wykazywali agresji wobec niego. Przynajmniej na razie.

        Brodaty zbir nie dał się zaskoczyć. Oprócz własnego doświadczenia w walce miał jeszcze jeden mocny argument - dwuręczny topór. Nie czekając długo chwycił za jego drewnianą rękojeść i zamachnął się na nadbiegającego łucznika. Strzelec zwinnie uchylił się przed pierwszym ciosem, udało mu się to również, gdy zaraz po tym topornik ciął od prawego, a następnie od lewego boku. Od razu można było poznać, że jego napastnik nie pierwszy raz posługiwał się takim orężem. Płynnie przechodził do kolejnych cięć i nie pozwalał Teusowi odzyskać inicjatywy. Tousend musiał cały czas unikać nadlatującego ostrza i nie mógł przejść do ofensywy. „Czemu ci rekruci już się skończyli?”.

        Walka na chwile została przerwana przez trupa jednego ze zbirów, który z hukiem wylądował między strzelcem a topornikiem. Łucznik rzucił okiem na resztę walczących. Zdecydowaną przewagę zyskiwali tajemniczy sojusznicy Teusa, choć pojawienie się głównej gwardii bandytów trochę pomieszało im szyki. Czarni (bo tak w myślach określił ich brodacz) ponosili straty, czego wcześniej w czasie potyczki nie doświadczyli. Dopiero teraz Tousend zrozumiał, czemu najazd na to zbiorowisko szumowin musiała robić tak zbrojna grupa. Za przykład wystarczył stojący przed nim napastnik.

        Kolejne uderzenie musiał już odbić swym mieczem. Siła uderzenia wyrwała Teusowi broń z ręki, a ostrze wylądowało daleko od niego. Bandyta zadowolony ze swojego ciosu miał już pozbawić swego wroga głowy, jednak Tousend błyskawicznie postąpił krok do przodu i złapał za rękojeść topora. Próbował wyrwać broń z rąk zbira, ten jednak nie zamierzał oddać swej własności i z całej siły uderzył głową w czoło strzelca. Łucznik padł na ziemię, a jego przeciwnik zebrał się już do dobijającego uderzenia zza pleców. Oszołomiony Teus w ostatniej chwili odturlał się, a cios trafił w ziemię, zaraz obok niego. Podniósł się najszybciej jak mógł i chwycił za saksę przytroczoną u pasa. Ból głowy nie ustępował, nie mógł jednak pozwolić sobie na chwilę nieuwagi. Sytuacji nie poprawiały krzyki zabijanych, które odbijały się echem w głowie strzelca. Zbir z całą swą siłą wyprowadził kolejne uderzenie, tym razem zza prawego ramienia. Tousend postanowił ostatecznie zakończyć walkę i zdał się na łut szczęścia. Ledwo uchylił się przed nadchodzącym ciosem, wykonał obrót i ciął bandytę w gardło. Cięcie przebiło tętnicę, a w powietrze uniosła się fontanna krwi. Zbir próbował bezskutecznie zatamować krwawienie i padł na kolana. Chwilę po tym leżał już martwy.

        Strzelec zabrał swój miecz i oparł się o najbliższą ścianę. Cały czas towarzyszył mu ból w czaszce, a do tego zaczął odczuwać skutki bolesnego lądowania na plecach. Rozejrzał się po okolicy i uznał, że "bitwa" najwyraźniej ma się już ku końcowi. Nie widział już w pobliżu żadnego przeciwnika, a czarno odziane postacie świętowały zwycięstwo. Gdzieś w oddali dalej dało się jeszcze słyszeć odgłosy walki i krzyki zabijanych, jednak tajemnicze grono zdawało się nimi nie przejmować. Teus wiedział, że teraz to on znajdzie się w centrum uwagi. Miał tylko nadzieję, że nie skończy się to dla niego kolejnymi ranami.

        - Dowódco! Złapaliśmy jeńca! - Dwóch wojowników wyłoniło się z czeluści jednej z jaskiń, ciągnąc za sobą nieprzytomną osobę. - Te gnidy próbowały go zabić, dziwne więc, że dostał się aż tutaj. - Jedna z czarno odzianych postaci zwróciła się w ich stronę i podeszła do pochwyconego więźnia.
        - Falkon?! Zostawcie go do cholery! - Teus przyjrzał się bliżej przetrzymywanemu i nie zważając na toczący go ból podbiegł do strażników.
        - Kim ty tak właściwie jesteś? - Odezwał się człowiek będący najprawdopodobniej dowódcą. Jego spojrzenie wywołało ciarki na ciele Tousenda, strzelec też natychmiast się zatrzymał. Twarzy stojącej przed nim postaci nie dało się pomylić z żadną inną, a jej obraz potrafił wryć się w pamięć.

        Dowódca był człowiekiem w podeszłym wieku. Jego wygląd od razu dawał znać o pełnionej przez niego profesji. Jego twarz szpeciła blizna ciągnąca się od prawej brwi aż do podbródka. Starzec nie miał też prawego ucha, a prawe oko zdawało się być dziwnie przekrwione. Cały efekt wieńczyło spojrzenie, które zdawało się przebijać człowieka na wylot. Teus milczał przez chwilę zanim odważył się odezwać.
        - Jestem Teus. Teus Tousend. Ja i moi przyjaciele przybyliśmy tu wyrównać rachunki z tymi zbirami. Jest nas trzech, dwóch członków kompanii macie przed sobą. Naprawdę nie mamy złych zamiarów.
        - To ocenię już ja - odparł oziębłym głosem kapitan. - Rzuciliście się w trzech na taką gromadę? Widzę dwie opcję: albo mieliście dobry plan, albo jesteście skończonymi kretynami.
        - I tu się zgodzę - dodał przyciszonym głosem strzelec.
        - Nie mam pojęcia, co chcieliście tu tak naprawdę zrobić, jednak pomogłeś nam załatwiając parę tych bydlaków. Pojedziecie z nami do naszego obozu, zadamy wam kilka pytań. Mam nadzieję, że nie trzeba będzie was wiązać. - Po tych słowach dowódca wydał kilka rozkazów swym podwładnym i nakazał przygotować się do opuszczenia tego miejsca. - Znaleźć mi tego trzeciego! - dodał.

         Strażnicy Falkona odstąpili od jeńca, a on sam zdawał się odzyskiwać przytomność.
        - No kolego, wpakowaliśmy się w niezłą kabałę. Niech się jeszcze dowiedzą o tamtym poborcy podatków, a stryczek mam gwarantowany.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Wiatr rozwiewający włosy i zaczynający padać deszcz nie robił żadnego wrażenia na pędzącym na przód Alestarze. Teraz najważniejsze było dogonienie Harvika i wymierzenie sprawiedliwości. Łysy bandyta nie był bardzo oddalony od bruneta, jednak klacz, którą kusznik dosiadał nie pędziła w szaleńczym biegu w stronę uciekiniera. Trzydziestolatek widząc, że przy takiej jeździe najprawdopodobniej nie dogoni szefa bandy nachylił się i szepnął na ucho zwierzęciu:

        — Nie martw się piękna. Wynagrodzę ci to.

        Mężczyzna często używał podobnych słów do Zefira, gdy chciał, by ten wykorzystał pełnię swoich możliwości. Ujeżdżana kasztanka nie była jednak nauczona takich odruchów jak kary ogier, który został gdzieś w okolicach dębu. Pościg się dłużył, ale też można było dostrzec zwalniającego Harvika, klacz natomiast cały czas utrzymywała równe tempo. „Mądry koń, zna swoje możliwości. Och… gdyby nie ten popapraniec, wziąłbym cię do hodowli moich rodziców. A tak… ich nie ma, nie ma niczego. Wszystko, wszystko się skończyło…” Przemyślenia łowcy sprawiły, że chciał on szybciej zakończyć sprawę zapewnienia pośmiertnego spokoju swoim rodzicom.

        Łysy bandyta będący kiedyś prawnikiem był coraz bliżej, kasztanka też zaczęła zwalniać ze zmęczenia. By nie stracić nadrobionej drogi Zenemar postanowił wykorzystać pomysł, którego nigdy nie miał okazji zrealizować. Ponownie nachylił się do zwierzęcia z prostą komendą „Prowadź”, przy okazji głaskając konia po pysku. Jeździec poluźnił lejce, ściągnął kuszę z ramienia i napinając cięciwę założył na nią bełt. Broń była gotowa do oddania strzału, a klacz nadal goniła bandziora. Strzelec przymierzył i posłał pocisk w kierunku wroga. Niestety, nie wszystko poszło pomyślnie, to gniady wierzchowiec został postrzelony, a nie siedzący na nim jeździec. Kasztanka gwałtownie się zatrzymała, jednak Alestar jako wprawny jeździec nie stracił równowagi. Inaczej przedstawiała się kwestia herszta bandy. Ranny jasno-brązowy ogier stanął dęba zrzucając na ziemię łysola.

        Brunet zeskoczył z klaczy, przywiązał kuszę do siodła i ruszył w kierunku Harvika. „Mógłbym go zastrzelić, ale nie będę się zniżał do jego poziomu. Ma zginąć w honorowej walce, choć sam honoru nie ma.”
        — Podnieś miecz i wstań.
Oszołomiony oponent leżał w błocie, a jego broń tuż obok. Podnosząc się wymierzył czubkiem broni w krtań trzydziestolatka i rzucił hasło:
        — Zaczynajmy!

        Kusznik złapał oburącz miecz i uderzył we wrogie ostrze licząc, że wypadnie z rąk rywala bądź ten straci równowagę. Tak się jednak nie stało, bo antagonista zaraz po ciosie uderzył w pancerz łowcy nagród. Na zbroi nie powstała nawet rysa, a strzelec wykorzystując swoją pozycję ciął od lewej. Adwersarz wycofał się zadając ciosy na ślepo. Ze strony Zenemara padały kolejne cięcia, ale nieprzyjaciel był wyszkolonym przeciwnikiem i zarobił co najwyżej jedną ranę na ramieniu. Wielkolud miał więcej szczęścia, świstające ostrze rozcięło jedynie rękawicę i zrobiło mały, krwisty szlak na nadgarstku. Między wysokimi mężczyznami trwałą zacięta wymiana ciosów. Z jednej strony napędzana przez chęć zemsty siła wspierana rozsądną taktyką, z drugiej odrzucony i poniżony bandzior wykonujący taniec ostrzem.

        Po Harviku było widać coraz większe zmęczenie, najwyraźniej po oberwaniu zaklęciem nadal był słabszy. Alestar, za to nie zaprzestawał potężnych wymachów wymierzonych we wroga.

        — I co, to ci zwróci rodzinę, jak ja tu zginę? — Gdy miecze zderzyły się tuż przy twarzach oponentów, herszt zagadnął do bruneta.
        — Będą mogli spoczywać w pokoju, jak zginiesz — odpowiedział mu brunet.
        — Ja to zrobiłem? To Vivienne oszukała ciebie, oszukała mnie… — Ostrze kusznika znalazło się tuż przy szyi rozmówcy.
        — Wilk wydał rozkaz, ty miałeś go wykonać, a zachęciłeś do tego tą zdzirę. Wszyscy jesteście siebie warci, łącznie z Jevanem. — Szef bandy wykonał piruet i to teraz czubek jego broni zbliżył się do krtani łowcy nagród, a on mierzył swą bronią w pustkę.
        — Zmusiłem, ha! Sama ci tak powiedziała? Ona była bardzo chętna do tego… tak zapatrzona we mnie. Ja głupi uwierzyłem. Dałem sobą manipulować. Teraz pewnie jedzie w stronę Menaos. Aaaaa! — Stal miecza należącego do Zenemara przerwała ciągłość kolczugi i rozcięła brzuch bandyty, z którego na mokrą trawę polała się krwistoczerwona posoka.

        Zszokowany bandzior upadł na kolana z bólu i opierając się o swoją broń i rzekł:
        — Zemsta ci nie da odkupienia. Ona cię wyniszczy. Daj mi zginąć z własnej ręki.
        — Ja go nie oczekuję, ale potrzebują go moi rodzice. Ty i tak powinieneś być martwy, tak rzekł sąd. Teraz wyrok. — Ostrze przecięło mięśnie, a potem resztę tkanek szyjnych, odcięta głowa poturlała się w błoto, a bezwładne ciało upadło do przodu.

        Strzelec odwrócił głowę, siadł na konia odjechał kilka prętów dalej pod jedno z okolicznych drzew, po czym padł na ziemi i zaczął płakać. A nawet nie płakać, bo ilość łez spływających po policzku była większa niż liczba kropel z obecnego deszczu. Dopiero teraz mężczyzna mógł dać upust swoim emocjom. Ból, żal i smutek, który trzymał w sobie od dowiedzenia się całej prawdy o śmierci rodziców aż do końca walki Harvikiem wylewały się teraz podczas szlochania. Nie trwało to jednak bardzo długo, w końcu Alestar miał dużą odporność psychiczną. Nawet jednak kiedy brunet przestał płakać, nie podniósł się z ziemi, a zmienił jedynie pozycję z leżącej na siedzącą, w której spędził sporo czasu na wyciszeniu się. Mogło to trwać kilkanaście minut, ale i też kilka godzin. Kusznik nie wiedział ile upłynęło czasu odkąd ruszył w pościg. Łowca nagród ponownie dosiadł kasztanki i gdy znalazł ślady prowadzące z powrotem do dębu zeskoczył z klaczy ze słowami:

        — Obiecałem ci coś. Spisałaś się na medal. Teraz trochę spacerku… Muszę znaleźć swoich przyjaciół.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Chyba rozłupali mi czaszkę — powiedział Falkon, gramoląc się ociężale na swojego konia. — Muszę coś wymyślić, żeby bezpiecznie wrócić po elfy.
        Teus z Falkonem jechali na swoich własnych wierzchowcach, przyprowadzonych przez tajemniczych wojowników. Broń została im odebrana, ale na szczęście nie zostali związani, a na głowy nie założono im worków, czego Falkon przez moment się obawiał. Był teraz trochę zdezorientowany, próbował zebrać myśli i zrozumieć co się dzieje.
        Zwarta grupa jeźdźców w czarnych zbrojach otaczała dwóch jeńców, bacznie ich obserwując i ciągle patrząc im na ręce. Kierowali się na południe, w stronę Ekradonu. Mogłoby się to wydawać korzystne dla dwójki pojmanych towarzyszy, gdyby nie zagubiony Alestar i trójka elfów, czekających na ich powrót kawałek drogi za Przełęczą, po drugiej stronie gór. Napięta atmosfera potęgowała w Falkonie irytację i uczucie bezradności.
        — Gdzie my jedziemy, do cholery? — zapytał w końcu, chcąc przerwać ciszę.
        — Do obozu. Nic wam nie grozi, przynajmniej na razie — odpowiedział jeden z wojowników.
        — Ale po co? Kim wy w ogóle jesteście?
        — O to się nie martw. Nie musicie zbyt wiele wiedzieć. Szczególnie jeśli chcecie, żebyśmy puścili was wolno.
        Ton głosu tajemniczego rycerza dawał do zrozumienia, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Falkon chciał dodać coś jeszcze, ale Teus uciszył go srogim spojrzeniem.
        Głównym zmartwieniem pirata było teraz wymyślenie sprytnego sposobu na powrót po Liois i jej rodziców. Wiedział, że wszelkie niejasne i podejrzane pomysły mogą się skończyć tragicznie nie tylko dla niego, ale i dla elfów. "I jeszcze Alestar..."

        — Hej, przyjacielu — zagadnął Falkon do jednego z wojowników. — Możemy zamienić słówko?
        — O co chodzi? — Jeździec od niechcenia spojrzał na chłopaka.
        — Domyślam się, że próbujecie się dobrać do tego Bractwa, do kultu...
        — Co wiesz o Bractwie? — warknął rycerz.
        — Całkiem sporo. Widzę, że nie tylko my mieliśmy z nimi na pieńku — uśmiechnął się Falkon. — Mogę się podzielić z wami wszystkimi informacjami, ale mam jeden warunek. Albo raczej prośbę...
        — Hah! Warunek? — zarechotał ktoś z tyłu. — W twojej sytuacji raczej nie stawiałbym żadnych warunków.
        — Niech mówi, co za różnica — powiedział inny. — Słuchamy.
        — Chcę rozmawiać z waszym dowódcą. Jeśli to co mam do powiedzenia nie wyda się mu przydatne, możecie mnie skrócić o głowę i nabić na pal.

        Po kilku chwilach Falkon jechał na przodzie, obok dowódcy, w towarzystwie dwóch jeźdźców.
        — Podobno masz coś ciekawego do powiedzenia — zaczął dowódca, nie próbując zaszczycić pirata spojrzeniem.
        — Ostatnimi czasy mieliśmy dość sporo do czynienia z tymi kultystami. Zaczęło się w Nowej Aerii, w miejskich kanałach. Odprawiają tam jakieś rytuały, przyzywają magiczne moce i takie tam. Próbowali pomóc śmierci, żeby zyskać jej poparcie... — Falkon przerwał, uświadamiając sobie, do czego zmierza. Gdyby powiedział o "martwym" Teusie i krysztale, mogłoby to się okazać aż nazbyt interesujące dla tych ludzi. — No tak, a poza tym...
        — Powiedzmy, że ci wierzę — wycedził dowódca, nadal udając niezainteresowanego. — Ale chciałbym jakichś dowodów, konkretów.
        — Jest jedna osoba, która mogłaby pomóc. Ale będziemy musieli zawrócić.
        — Wysłałem już kilku ludzi za tamtym człowiekiem. Niebawem go znajdą.
        — Nie, nie chodzi o Alestara. — Falkon wziął głęboki oddech i postanowił zaryzykować. — Chodzi o pewną elfkę. Była w niewoli u tych magów. Uwolniliśmy ją.
        Dowódca spojrzał na chłopaka, drapiąc się po starej bliźnie, przecinającej pół twarzy.
        — A więc była was czwórka. Gdzie znajdziemy ową elfkę?
        — Jest po drugiej stronie przełęczy, razem ze swoimi rodzicami.
        — Sześć osób... zaczyna się robić co raz ciekawiej. Wyślę tam grupę ludzi. Odprowadzić go.
        — Nie! Chcę jechać z nimi. Nie mam broni, uciekać nie zamierzam.
        — Podstępny jesteś. — Dowódca uśmiechnął się krzywo.
        — To nie jest żaden podstęp, możecie mnie nawet związać dla pewności. Będzie łatwiej, gdy sam wskażę drogę, poza tym elfy zgodzą się pójść, jeśli mnie zobaczą.
        — W sumie nie mam wiele do stracenia. Zwiążcie go i weźcie ze sobą, niech wskaże wam drogę. Jeśli coś wykombinuje macie go zabić — rozkazał dowódca.

        Piątka zakutych w czarne pancerze wojowników odłączyła się od reszty grupy. Między nimi jechał Falkon, co chwilę poruszając ciasno związanymi rękami, by nie stracić w nich czucia. Przejechali przez przełęcz, skręcili na wschód, aż wreszcie dotarli do prowizorycznego obozu.
        — Jesteśmy. Możecie mnie rozwiązać? — zapytał Falkon, uśmiechając się z udawaną uprzejmością.
        Jeden z mężczyzn niechętnie przeciął więzy chłopaka, a ten zeskoczył z konia poszedł w stronę elfów.
        — Falkon! — Liois rzuciła się piratowi na szyję, o mało go nie przewracając. — Co się stało? Kim oni są?
        — Spokojnie, wszystko jest w porządku. To są nasi... ee... sojusznicy — odparł, uśmiechając się do otaczających ich czarno odzianych rycerzy na koniach.
        — Sojusznicy? Dlatego przywieźli cię tu związanego, tak? Gdzie jest reszta? Alestar i Teus? — Szeroko otwarte oczy elfki przeszywały Falkona podejrzliwym spojrzeniem.
        — Nie martw się, wszystko jest...
        — Potrzebujemy informacji o Bractwie — wtrącił się jeden z wojowników, zeskakując z konia. — Pojedziecie do naszego obozu za Przełęczą, jeśli nie będziecie sprawiać problemów to jeszcze przed zmierzchem pozwolimy wam odjechać.
        Zdziwieni i nieco przestraszeni rodzice elfki zaczęli już zbierać swoje rzeczy i przygotowywać się do wyruszenia, a sama Liois stała jeszcze przez chwilę, gapiąc się z wyrzutem na Falkona i jego "sojuszników".
        Po kilku chwilach jechali już w stronę przełęczy. Chłopak miał nadzieję, że po drodze natkną się na Alestara, jednak tak się nie stało. Pozostawało mieć nadzieję, że został już bezpiecznie odeskortowany do obozu tajemniczych wojowników.

        Drogę przebyli dość szybko. Dotarli do lasu, w głębi którego najprawdopodobniej mieścił się obóz. Falkon ścisnął mocniej rękę elfki jadącej z nim na Księciu. "Pozwolą nam odjechać przed zmierzchem, tak?" — pomyślał, patrząc na niebo i pojawiające się już gdzieniegdzie gwiazdy. "Na pewno nie przed dzisiejszym..."
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Zbrojny orszak powoli przekraczał górską przełęcz, nieśpiesznie zagłębiając się w okoliczny las. Wszyscy utrzymywali grobową ciszę, co powoli zaczęło działać Teusowi na nerwy, gdyż nie przywykł do milczenia.
        - Hej, przyjacielu, z kim tak właściwie mam do czynienia? - Zagadnął strażnika, który służył mu eskortą.
        - Nie myślisz chyba, że zacznę ci się zwierzać - odburknął.
        - Dziwne, nie spotkałem się jeszcze z tak uzbrojonymi bandytami - ciągnął dalej Teus. - Musicie mieć tu wielkie branie.
        - Nie jesteśmy przestępcami - odparł krótko strażnik.
        - Słyszałem, że w okolicy działają żołnierze Ekradonu. Patrząc jednak na was pewnie nie macie z nimi problemu.
        - No, nie powiedziałbym.
        - Słyszałem, że nie ma się co nimi przejmować. Podobno krążą tutaj tylko dla ozdoby. - Tousend z szerokim uśmiechem spojrzał na swego rozmówcę.
        - Zamknij się już lepiej - odrzekł ten z kwaśną miną.
        - Wy to musicie mieć ciekawe życie. „Palić, gwałcić i rabować, żadnym dziewkom nie darować…”
        - Przymknij się! Nie jesteś w stanie odróżnić bandytów od sił… - Żołnierz w tym momencie zrozumiał swój błąd i z hukiem uderzył się w czoło. - Nie odzywaj się już więcej, bo powybijam ci wszystkie zęby.

        Nie wiadomo czy ostatnie zdanie dotarło do Teusa, bowiem w tym momencie śmiał się on do rozpuku, a jego dobry humor udzielił się również innym podróżującym. Później opanowawszy rozbawienie, co prawda przeprosił swoją eskortę, jednak już do końca drogi rozweselony spoglądał na swojego ochroniarza.

        Miejsce, do którego dotarli nazywane było obozem tylko umownie. W rzeczywistości nie było to nic więcej niż wygnieciona polanka, na której zbrojni ustanowili swój punkt zborny. Nie widać było tutaj żadnych namiotów ani wcześniej rozpalanych ognisk. Wszystkie ślady poprzednich odwiedzin były starannie zakamuflowane. Jeden z żołnierzy będących przednią strażą wjechał na środek polany i głośno zagwizdał. Z pomiędzy drzew wysunęło się kilka sylwetek. Strażnicy obozu, bo taką najpewniej pełnili funkcję, podbiegli do nadjeżdżającej kolumny i zajęli się rozładunkiem wozów oraz rozkulbaczaniem koni.

        W momencie takim jak ten od razu można było poznać się na dyscyplinie całego oddziału. Nie został wydany ani jeden rozkaz, a mimo to wszyscy wiedzieli co mają robić. Jedni zajęli się zbieraniem drewna na opał, a drudzy w tym czasie wybierali miejsca na rozpalenie ognisk. Inni zajmowali wygodne miejsca do pełnienia wart, a wszystko to odbyło się bez choćby jednego kiwnięcia palcem człowieka, który według Teusa uchodził tu za przywódcę.

        - Zacznijmy od początku. Kim jesteś, kim są twoi towarzysze, co robiliście w grocie tych ścierw? - Wyraz twarzy przesłuchującego ewidentnie pokazywał, że takie „rozmowy” to dla niego nie pierwszyzna. Pokazywał też, że chętnie przeszedłby do etapu z wyrywaniem paznokci.
        -Teus Tousend. - Strzelec uznał, że bezpieczniej będzie podejść do tego przesłuchania na poważnie. W przeciwnym razie „śledczy” dostałby to czego chciał, a brodacz był już przyzwyczajony do swoich palców. - Ja, razem z niejakim Falkonem i Alestarem natrafiliśmy na tych bandytów przypadkiem. Chcieliśmy się przedostać na drugą stronę przełęczy.
        - Przypadkiem - prychnął zbrojny. - Czego szukacie po drugiej stronie gór?
        - Mianowicie… - Teus nie był do końca pewien, czy może zdradzić cel swej podróży. W prawdzie nie widział żadnego możliwego powiązania pomiędzy tymi tutaj a łowcami niewolników, wolał jednak zostawić tą informację dla siebie. - Szukamy pewnej osoby. Została porwana - przyznał z kwaśną miną.
        - Rodzina? - Strzelec kiwną głową. - Czy ci bandyci mają coś z tym wspólnego?
        - Nie mam pojęcia - przyznał Tousend. - Cały czas podążamy śladami porywaczy.
        - Co w takim razie wiecie o wspomnianych już gnidach?

        Tousend uznał, że zachowywanie takich rzeczy dla siebie nie ma w tym momencie sensu, zdradził więc wszystko co do tej pory zdążył dowiedzieć się na temat nie dawno pokonanych zbirów. Opowieść raczyła również zahaczyć o temat kultystów i ich podejrzanych eksperymentów, opuściła jednak linijkę o tym, jak to Teus stał się u nich wrogiem numer jeden. Przesłuchujący z kamienną twarzą wsłuchiwał się w zeznania brodacza. Gdy strzelec skończył już mówić strażnik posłał po kapitana.

        Niedługo po tym na miejscu stawił się przywódca tej zbrojnej grupy. Ku zdziwieniu Teusa nie był to znajomy starzec, a niewysoki brunet o lekkim zaroście. Miał może trochę po trzydziestce, nie wyglądał na szczególnie silnego, a przy sobie miał jedynie nóż. Tousend uznał, że człowiek ten byłby ostatnią osobą, która mogłaby być tutejszym dowódcą. Wiedział jednak, że pozory lubią mylić, a tacy ludzie mogą być tymi najniebezpieczniejszymi.

        Brunet cały czas przeczesując swą brodę wysłuchiwał skróconej wersji przesłuchania, streszczanego przez strażnika i zastanawiał się chwilę nad otrzymanymi informacjami.
        - Tousend, pochodzisz z Fargoth prawda? - Odezwał się po chwili. - Pracuje tam w okolicy pewien płatnerz. Z otrzymanych opisów wynika, że podróżujesz z niejakim Alestarem Zenemar. Z tego co wiem, jego rodzina była jedną z wielu ofiar ściganych przez nas bandytów, czy to prawda? - Teus lekko zdziwiony usłyszanymi informacjami pokiwał tylko głową. Nie miał pojęcia skąd ten człowiek tyle o nim wie. Miał tylko nadzieję, że ominie on temat dotyczący napadu na poborcę podatków.
        - Zdaje się, że powiedziałeś nam wszystko co wiesz, lub przynajmniej większość. Nie ma powodu dłużej cię przetrzymywać, chciałbym jednak posłuchać jeszcze opinii twoich towarzyszy na ten temat. Do tego czasu proszę cię o pozostanie w naszym obozie. - Brunet miał się już obrócić na pięcie, gdy przypomniał sobie o jeszcze jednej rzeczy. - A jeżeli chodzi o twój pościg… - Teus nabrał powietrza w płuca - …to być może mam dla ciebie przydatne informacje. Sprowadźcie naszych gości - kiwnął na jednego ze zbrojnych, a Tousend najciszej jak mógł wypuścił zebrane powietrze. - Podobno uciekli z przejeżdżającej tędy karawany z niewolnikami. Może będą coś wiedzieć na temat twojej siostry. - Kapitan odwrócił się, a odchodząc dodał jeszcze - Tylko zostaw tutejszych poborców w spokoju.

        Dwóch wybiedzonych mężczyzn starało się jak mogło by udzielić potrzebnych Teusowi informacji. Okazało się, że strzelec podąża dobrym tropem, a cała karawana jest może dwa lub trzy dni drogi stąd. Brodacz uznał, że przy ich tempie powinni dopaść ją gdzieś za Ekradonem. Nie wiedział jednak ile jeszcze czasu będzie musiał spędzić w towarzystwie jednostki specjalnej, ani czy ścigany orszak zamierza zrobić postój w mieście. Mimo wszelkich wątpliwości całość przekazanej wiedzy okazała się niesamowicie przydatna dla Tousenda. Wiedział już, że karawana składa się z ok. trzydziestu niewolników oraz dziesięciu najemników pełniących rolę obstawy. Na jego nieszczęście nie byli to karczemni obijacze mord, lecz wyspecjalizowani wojownicy, a z opowieści uciekinierów wynikało, że nie ma sensu wdawać się z nimi w otwartą walkę. Mimo wszystko brodacz serdecznie podziękował byłym więźniom, a ich słowa podniosły go na duchu. Wiedział już, że nie ściga powietrza, a jego trop okazał się prawdziwy.

        Noc swym mrokiem powoli zasnuwała niebo, a pierwsze gwiazdy zaczęły oświetlać rozbite obozowisko. Wewnątrz obozu płonęło już kilka ognisk, a strudzeni wojacy korzystali z wolnej chwili by odpoczywać lub prowadzić żywe rozmowy na temat poprzedniej potyczki. Teus zajął wygodne miejsce na obrzeżach polany i starał się chociaż przez chwilę odpocząć. Miał już zażyć drzemki, gdy zauważył, że jeden z obozowiczów zmierza w jego stronę.
        - Nie przeszkadzam? - Odezwał się kobiecy głos. - Chciałam cię przeprosić za próbę ścięcia ci głowy przy dzisiejszej walce.
        - Nie ma się czym przejmować, zdążyłem się już przyzwyczaić. - Teus uśmiechnął się ciepło, choć nie był pewien czy było to widoczne przy takich ciemnościach. Nie mógł też przez nie przyjrzeć się swej rozmówczyni. - Tak się jakoś dziwnie składa, że co druga napotkana osoba chce pozbawić mnie jakiejś kończyny.
        - Na pewno się nie nudzisz - odparła wesoło dziewczyna lekko przekrzywiając głowę. - Chciałam ci też podziękować za pomoc w tym kotle. Nie wiem czy dałabym radę z tyloma przeciwnikami na raz.
        - Akurat, widziałem, że świetnie sobie radzisz. Ja tylko plątałem się tam pod nogami.

        Rozmowę przerwały odgłosy dobiegające z drugiego końca obozu. Najwyraźniej Falkon wraz ze swoją obstawą właśnie wrócił. Teus podniósł się z ziemi i wraz ze swoją znajomą powoli ruszył w stronę nowo przybyłych.
        - O no tak, jeszcze bym zapomniała. Chyba coś zgubiłeś - wyciągnęła w stronę Teusa dłoń z nożem, którego Tousend użył podczas walki. - Poćwicz jeszcze trochę rzucanie - uśmiechnęła się szeroko.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Alestar miał dużo czasu na przemyślenia na temat ataku na bandytów z groty pod dębem. Spokojny pochód pozwolił mu się też wyciszyć i połączyć fakty. „Jevan wspominał o tym, że ja, Teus i Falkon chcieliśmy pokonać bandytów. Mógł to tylko wywnioskować z listu, który zgubiłem w kanałach i z opowieści kultystów, którzy nas widzieli. Przynajmniej teraz wiadomo, dlaczego nikt nie był zaskoczony naszym przybyciem. W jaskini było sporo bandytów i moi przyjaciele mieli pewnie z nimi spory problem… Coś mi się jednak zdaje, że była tam jeszcze jedna zbrojna grupa.”

        Mężczyzna już wyraźnie widział potężny dąb rosnący między dwiema skalnymi półkami, jak też trzech jeźdźców w czarnych pancerzach zbliżających się w stronę kusznika. Trójka konnych zbliżyła się i najmłodszy z nich zakrzyknął:

        — Jedziesz z nami, do naszego obozu! Widzieliśmy cię z bandziorami z tej groty.
        — Spokojnie, bo coś ci się stanie. — Trzydziestolatek ściągnął kuszę z pleców. — O co chodzi, kim jesteście?
        — Na koń i za nami. — Blondyn sięgnął po miecz schowany w pochwie.
        — Zabiłem więcej potworów niż ty zrobisz pompek. Najgorszymi monstrami i tak zawsze byli ludzie — odparł beznamiętnie brunet.
        — Są z nami twoi przyjaciele. Jeden ma dłuższe włosy, a drugi to brodacz z dziwnym łukiem. — Odezwał się najstarszy z trójki, wcześniej milczący brunet.
        — Widocznie będę musiał jechać. Tylko najpierw przesiądę się na swojego konia. Nie, nie tego — odrzekł na koniec Zenemar.

        Zefir kręcił się przy rzece koło groty i gdy tylko zobaczył pana od razu podbiegł i liznął go po twarzy. Teraz można było zostawić klacz, jednak ta dzielnie towarzyszyła jeźdźcom. Po dłuższej jeździe, czwórka konnych znalazła się w lesie, a tuż przed nimi można było zauważyć polankę, na której krzątała się całkiem liczna grupa wojowników w czarnych pancerzach. Strzelec zeskoczył z konia i został zaprowadzony przed oblicze około trzydziestoletniego, lekko zarośniętego bruneta. Ten na widok łowcy rzekł:

        — Ja porozmawiam z tobą, a ty — wskazał na jednego z okolicznych ludzi — pogadasz z jego znajomym.
Podkomendny wykonał bezzwłocznie rozkaz, a dowódca zaczął przesłuchanie:
        — Kim jesteś, z kim podróżowałeś i dlaczego zaatakowaliście tak liczną grupę we trzech?
        — Alestar Zenemar, łowca nagród od dziesięciu lat w zawodzie. Pod grotę przyjechałem z Teusem i Falkonem, całkiem niedawno poznanymi przyjaciółmi. Resztę dowiesz się od nich. A co do ataku, no cóż… miało być ich tam mniej — trzydziestolatek zwierzał się bez ogródek.
        — Skoro nie znaleźliście się w grocie przypadkiem, to po co?
        — Z zemsty, bandyci „Czarnego Wilka” zabili mi w brutalny sposób rodzinę. Nie mogłem dopaść ani Wilka, ani Harvika. Jednak w kanałach pod miastem, przeczytałem pewien list. Okazało się, że po pierwsze Harvik żyje i chce współpracy z Jevanem. Do spotkania miało dojść w tej grocie. Szkoda, tylko że ja zgubiłem list, co zaowocowało czekającą na nas pułapką.
        — I po raz kolejny ten łysol nam się wyrwał! ... Ty przybyłeś tam z zemsty i całkiem niechcący wpakowałeś się w poważną sprawę? - Komendant pytał z niedowierzaniem.
        — Tak mniej więcej. Jednak nie musicie się martwić, niedawno skróciłem "prawnika" o głowę, także macie jednego herszta do znalezienia mniej. Jevan wraz z Vivienne, której możecie nie znać i resztą bandziorów ruszyli w stronę Ekradonu.
        — Udzieliłeś więcej odpowiedzi niż zadałem pytań. Wygląda na to, że twoje zeznania są prawdziwe. W takim razie jeszcze kilka krótkich pytań na koniec. Zbierzemy wieści od twoich pozostałych przyjaciół i będziecie wolni.

        Po krótkim przesłuchaniu dowódca skierował się w inną część obozu. Brunet opisał wygląd kultysty i brunetki, opowiedział o sekciarzach i podał kilka krótkich plotek, które zasłyszał na temat ściganych ludzi. Po kilkunastu minutach można było dojrzeć wjeżdżającego na polanę Falkona, Liois, jej rodziców i obstawę z wojowników w czarnych pancerzach. „Nie gorąco, im w tym? I czemu bajarz się tak grzebał z przybyciem tutaj?” – Alestar się zastanowił i skierował w centrum polanki w poszukiwaniu Teusa.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Przedzierając się jakiś czas przez gęstwiny wreszcie ujrzeli płomienie ognisk, przebijające się pomarańczowym światłem gdzieś między odległymi drzewami. Było już dosyć ciemno, szczególnie w środku lasu, przez który się właśnie przedzierali. Dwóch jeźdźców z przodu, trzech na tyle, a pomiędzy nimi Falkon i trójka elfów. Podróż przebiegała w milczeniu, dało się wyczuć niesłabnące napięcie, niepewność. Rodzice Liois nerwowo spoglądali raz na uzbrojoną eskortę, raz na elfkę jadącą z Falkonem i kurczowo ściskającą jego dłonie.

        — No i jesteśmy na miejscu — szepnął Falkon z nieco udawanym uśmiechem. Wreszcie wjechali na niewielką polanę, na której grupa wojowników rozbiła swój obóz.
        — A więc to ty byłaś uzdrowicielką i szpiegiem Bractwa na północy gór, tak? — Do przybyłych podszedł poznany już wcześniej człowiek, który przewodził oddziałowi z Przełęczy. — Niedobrowolnie, rzecz jasna — dodał z nieprzyjemnym uśmieszkiem, widząc nieco przestraszone miny elfów.
        — Oczywiście, że niedobrowolnie — wtrącił Falkon. — Odbiliśmy ją i...
        — Nie z tobą rozmawiam — warknął mężczyzna, drapiąc się po bliźnie na twarzy. — Panią proszę ze mną. — Uśmiechnął się, tym razem nieco uprzejmiej i wskazał Liois drogę. — A reszcie naszych gości pozwólcie odpocząć i się ogrzać.
        Elfka poszła niechętnie, co chwilę spoglądając przez ramię na rodziców, Falkona i ich pięcioosobową obstawę.
        — Hej, może my też mamy coś do powiedzenia? — zapytał Falkon.
        — Teraz już chyba niewiele, szkoda czasu — odparł jeden z pilnujących go zbrojnych. — Rozgośćcie się — dodał szorstko.
        Falkon miał już rzucić jakąś ripostę, ale kątem oka dostrzegł Alestara, idącego w jego stronę.
        — Alestar! Nie wiedziałem, że tak szybko cię znaleźli.
        Teraz pozostawało tylko rozejrzeć się za Teusem i poczekać na powrót Liois. "Mam nadzieję, że nic się jej nie stanie. I że my nie będziemy mieć problemów. Za dużo wrażeń w tak krótkim czasie."
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Karawana mogła być jakieś dwa lub trzy dni drogi przed nimi. Być może zatrzyma się w najbliższym mieście. Cały czas, który mogli poświęcić na pościg musieli jednak spędzić w tym zapchlonym obozie. Teus cały czas był nabuzowany i nie mógł znieść ciągłej bezczynności.
        - Hej ty! Kiedy zamierzacie wypuścić tą elfkę? - Krzyknął do najbliższego strażnika.
        - Wtedy, gdy uznamy to za konieczne.
        - A ja uważam, że mój natychmiastowy wyjazd jest właśnie konieczny. - Strzelec mocno zaakcentował ostatnie słowo.
        - Wybacz przyjacielu, ale z całym szacunkiem gówno mnie to obchodzi. - Strażnik pozostawał niewzruszony, a czas wolny spędzał przeżuwając jakiś dziwny specyfik.
        - Może tak grzeczniej? Bardzo prawdopodobne, że uratowałem tą twoją obsraną dupę w czasie tej waszej wojenki. - Tousend już sam nie wiedział, czy chce się teraz jeszcze czegoś dowiedzieć, czy po prostu szuka paru siniaków. Żołnierz natomiast był bardziej zdecydowany i natychmiast podniósł się z wygrzanego miejsca.
        - Ty chyba masz za mało problemów śmieciu.

        Teus szykował już kolejną ripostę, jednak jego poetycki popis został przerwany przez głośny rozkaz wydany przez jednego z oficerów. Ton głosu dowódcy był stanowczy i nieznoszący sprzeciwu, a po samym jego usłyszeniu człowiek chciał strzelić obcasami i stanąć na baczność. Sam Teus ledwie się przed tym powstrzymał.
        - Brona, na miejsce! - Odpowiedziało mu krótkie „Tak jest!” - A ty awanturniku stul mordę, jeśli łaska i wracaj na swoje wygrzane siedzisko. Kapitan już kończy z tą waszą ślicznotką, powinna zaraz wrócić. Chyba, że zamierzacie nam tu jeszcze burdelu narobić. Wtedy z przyjemnością znowu się wami zajmiemy.

        Brodacz nie zgłaszając już sprzeciwu wrócił do obozujących towarzyszy. Po niedługim czasie słowa oficera się potwierdziły, a Liois wróciła, przy okazji ciepło witając się z niewidzianymi jeszcze Alestarem i Teusem. Dalej jednak nikt nie miał pojęcia, kiedy zostaną wypuszczeni, a cenny czas wciąż uciekał im przez palce.

        - Jesteście wolni - odezwał się głos za plecami Teusa, a on sam podskoczył wybudzony ze snu. Nie zauważył nawet kiedy zasnął, a widać już było wschodzące słońce. Znany mu już dowódca stał właśnie nad rozespaną grupą w pełnym ekwipunku, a cały oddział szykował się do wymarszu.
        - Jeżeli ruszacie w stronę Ekradonu, to ostrzegam was, że mamy was na oku. Jeden fałszywy ruch, a spotkamy się znowu, w o wiele mniej przyjaznej atmosferze. Zbierać się teraz i znikajcie nam z oczu. Musimy się zająć waszymi „znajomymi”.

        Dowódca odwrócił się na pięcie i dołączył do reszty grupy. Niedawno przesłuchiwani natomiast nie zamierzali tracić czasu i już po paru chwilach byli gotowi do drogi. Wkrótce opuścili polanę i otaczający ją las, a ich oczom ukazał się trakt prowadzący dalej w stronę Oceanu Jadeitów.
        - No nareszcie - rzekł Teus w już poprawionym humorze. - Pospieszmy się, musimy jak najszybciej dojechać do miasta.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Cała grupa znów była w komplecie: trzech ludzi i trójka elfów mogli w spokoju odjechać od obozowiska tych tajemniczych wojowników. Po dobrze przespanej nocy kolumna podróżnych z werwą ruszyła w stronę Ekradonu. Musieli się zatrzymać w mieście dla uzupełnienia zapasów, ale też chcieli zdobyć wiele informacji. Alestara głównie interesowała sprawa Jevana i Vivienne. Inni też pewnie chcieli zaciągnąć języka w nurtujących ich sprawach.

        — Teus, Falkon, czy dowiedzieliście się czegoś ciekawego od tamtych… „Czarnych”? Bo widzę po tobie, Teusie, że jakoś ci się wyjątkowo śpieszy do miasta — trzydziestolatek zagadnął do towarzyszy.

        Brunet w oczekiwaniu na odpowiedź zrobił kółko wokół jeźdźców sprawdzając, czy widok z pagórka nie odkryje dodatkowych trudności na drodze do celu. Nic jednak się zbliżało ani nie kręciło w zasięgu wzroku kusznika. Miała być to spokojna podróż. Strzelec jednocześnie sobie uświadomił, że zaczął być przewrażliwiony na punkcie wszelkich problemów. Wprawdzie jak podróżował sam, to wiele dni było spokojnych, ale ten tydzień, czy tam ile już dób minęło, było innych. Los się jednak uśmiechał do towarzyszy niedoli, bo nic im nie groziło, przynajmniej na razie. „Niby kilka dni podróży, a zmieniłem swoje przyzwyczajenia. Nawet Zefir zaakceptował inne konie wokół siebie. Co przypadkowe spotkania robią z ludźmi?” – Łowca nagród uśmiechnął się na tę myśl pod nosem.

        Dzień powoli mijał, a podróżni byli coraz bliżej celu. Na horyzoncie zdawało się widzieć linię murów miejskich, a w połowie drogi most, który niedługo musieli przekroczyć. Wielkolud gwałtownie zatrzymał kompanię przed dalszą jazdą.

        — Za mostem nie widać wiele drzew ani dobrego i zasłoniętego przed wzrokiem innych miejsca na obóz. Tutaj lekko na prawo — trzydziestolatek wskazał konkretne miejsce — mamy mały zagajniczek i chyba jakieś ruiny, to będzie idealny teren na obozowisko. Do miasta dotarlibyśmy w środku nocy, a nikt nie lubi nocnych wędrowców — zaproponował Alestar.

        Rodzice Liois i ich córka przytaknęli temu pomysłowi, także zgodnie z zasadami demokracji jeźdźcy ruszyli w stronę małego lasku, gdzie rozbiją obóz.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        - Wstawać! Im wcześniej ruszymy, tym wcześniej będziemy na miejscu, a miasto jest już niedaleko.

        Nikt nie był zadowolony z wczesnej pobudki, jednak Teus wcale się tym nie przejął. Już niedługo staną przed murami Ekradonu, a za nimi kryć mogła się skarbnica wiedzy na temat poszukiwanej karawany. Strzelec nie mógł spokojnie przespać nocy, mimo to jednak nie czuł wcale zmęczenia. Myśl o tym, że poszukiwani są prawie na wyciągnięcie ręki cały czas pchała go do przodu. Podekscytowanie Tousenda powoli udzieliło się reszcie drużyny i po niedługim czasie wszyscy byli już na koniach. Posiłek zjedli w drodze, licząc na to, że sycący obiad spożyją już w mieście.

        Cały czas podążali wzdłuż traktu ciągnącego się przy rzece Dihar. W oddali widzieli już zabudowania jakiejś okolicznej wioski, postanowili jednak cały czas przeć naprzód. Droga okazała się być terenem strzeżonym, zdarzyło się im też spotkać patrol straży, który jechał prosto w stronę Smoczej Przełęczy. Na szczęście nie zadawali wielu pytań, a dzięki nim drużyna dowiedziała się też, że cel ich podróży jest już blisko.

        - No to jesteśmy na miejscu. - Już stąd widać było ciemnopomarańczowe dachówki miejskich domów. - Nie ociągajmy się więc. Chętnie odwiedzę jakąś porządną karczmę.

Alestar, Falkon i Teus wyruszają do: [Ulice miasta] Coraz bliżej celu
Zablokowany

Wróć do „Smocza Przełęcz”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość