Smocza Przełęcz[Gdzieś w drodze] Przysługa za przysługę...

Przełęcz dzieląca Góry Dasso i Góry Druidów. Po obu jej stronach, znajdują się ogromne, tajemnicze, wykute w sakle posągi smoków, strzegące tej górskiej przełęczy.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Zaphiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

[Gdzieś w drodze] Przysługa za przysługę...

Post autor: Zaphiel »

Był ranek, mgła powoli zaczynała opadać, a Zaphiel jeszcze ziewając wraz z wozem wypchanym po brzegi stalą i nowymi narzędziami, prowadzonym przez dwa niskie przyzwane przez niego chowańce, ruszył w droge przez Smoczą Przełęcz do domu który znajdował się w Ostatnim Bastionie kilka dni drogi na północ. Cała droga którą do tej pory przebyli była niezwykle nudna, głównie dlatego że nie spotkali żywej duszy, po za jednym starszym dziadkiem kuśtykającym bez słowa do miasta z którego oni właśnie wracali. Szli drogą dalej jeszcze jakąś godzine, Diabeł z nudów postanowił uciąć sobie drzemke na wozie, zmuszając biedne chowańce do włożenia jeszcze wiekszego wysiłku w ciągnięcie i tak już ciężkiego od ładunku wozu. Niestety plan Piekielnego wypalił się niespodziewanie gdy błękitne niebo zasłoniły gęste czarne chmury, a chwile później lunął deszcz przecinany co jakiś czas poteżnymi rozświetlającymi niebo błyskawicami. Zaphiel zszedł z wozu rozglądając się za jakimś miejscem gdzie można by przeczekać burzę, mimo wysiłków Kowal nie zauważył takiego miejsca to też wraz ze swoimi towarzyszami doprowadzili wóz do zachodniej ściany skalnej, gdzie używając go, kilku patyków, czegoś w rodzaju nie przemakalnego koca i skały stworzyli prymitywne schronienie przed deszczem. Niespełna pół godziny po tym jak cała trójka schroniła się w "szałasie", zostali zaatakowani. Napastników było około dziesięciu, Diabeł i jego chowańce poderwali się nagle z ziemi ale było za późno na ucieczke czy cokolwiek innego, kilka strzał leciało juz w ich stronę, chowańce padły martwe jednak Zaphiel dzięki swojemu refleksowi i umiejętności teleportacji uniknął niebezpieczeństwa. Mimo tego sytuacja nadal była nieciekawa, Piekielny był sam, bez broni którą zostawił na wozie, otoczony przez dziesięciu zamaskowanych bandytów. Potępiony wziął teraz głęboki wdech uspokajając się i budząc w sobie powtórnie wojownika który w nim drzemał. Pierwszy napastnik ruszył jeszcze podczas wdechu Zaphiela, było już niestety za późno dla niego, cios Diabła trafił go w szczęke miażdząc ją, następnie chwycił miecz wypadający z jego ręki i przeszył nim jego ciało zanim ostatecznie runął na ziemie. Teraz było już łatwiej, kolejnych dwóch padło przeciętych bronią niedawno należącą jeszcze do ich towarzysza. Bandyci byli w szoku , a zanim zdarzali się ocknąć Piekielny teleportował się do nich i wykańczał ich po kolei. Wszystko szło niezwykle łatwo, na nogach pozostał tylko herszt bandy, wysoki aczkolwiek szczupły zmiennokształtny. Teleportował się do niego tak samo jak wcześniej do jego ludzi, tym razem plan nie wypalił. Przywódca morderców zablokował cięcie wyprowadzone w jego kierunku, przed kolejnym uchylił się zwinnym i szybkim ruchem jednocześnie celnie kontrując w lewy bok Diabła. Demonicznego wojownika przeszył ból mimo tego on tylko zacisnął zęby, chwycił jeszcze bedący w jego brzuchu miecz raniąc sobie przy tym dłoń, przepełniony rządzą zabijania jaka się w nim wtedy obudziła, spojrzał w oczy Herszta, chwile później uniósł miecz w kończącym ataku, lecz wtedy nie wiadomo czy była to wina deszczu który wymył glebe czy uderzenia błyskawicy, spadła na nich lawina głazów mniejszych i większych. Gdy ją zauważyli nie było już szans na jakąkolwiek reakcje, ostatecznie zostali pogrążeni w miejscu swojej walki... Kilkadziesiąt metrów nad miejscem walki szybowała szczupła czarna postać, która powoli obniżała swój lot, by ostatecznie wylądować kilka kroków obok kamiennego grobowca...
Ostatnio edytowane przez Arayo 10 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Powód: Bez kolorów proszę
Mastema
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mastema »

Jego wyprawa do miasta Thenderion, usłana była pasmem nieszczęść: począwszy od ucieczki najemnika, aż po spotkanie osobliwych gości w jaskini w której chciał schronić się przed deszczem. Zamierzał zawrócić, jednak napotkał na drodze woźnicę, który bezpiecznie dostarczył go do miasta, jednak ten po przyjeździe do celu, także gdzieś przepadł…
Upadły nie miał szczęścia. Drogę powrotną postanowił więc przebyć ostatecznie w samotności, jak najczęściej znajdując się w powietrzu, bo jak wiadomo, nie było tam aż tylu niebezpieczeństw, co na ziemi.
Zaczynał padać deszcz. Szukał akurat miejsca do lądowania, kiedy, przelatując nad Smoczą Przełęczą, przypadkowo dostrzegł pod sobą walkę. Spostrzegł jak jeden, rosły diabeł, masakruje kilkoro napastników. Upadły wylądował więc na grubej gałęzi drzewa, stojącego nieopodal, by przyjrzeć się temu, co się działo. Ciężkie, wilgotnawe skrzydła uderzyły w opór powietrza, ale na szczęście nie zwróciło to uwagi walczących. A może jednak… Szczęście go nie opuściło? Może właśnie znalazł kogoś, kto przeprowadzi go bezpiecznie do Maurii?
Z nieposkromioną ciekawością i uwagą przyglądał się walce Piekielnego, który bez żadnego wysiłku teleportował się i osuszał z krwi tych, którzy stanęli mu na drodze. Muskularne ciało zdradzało jego siłę i wytrzymałość. A ruchy były szybkie, przemyślane i stanowcze. Nie zawahał się ani na moment, zdawało się, że nie czuł strachu… A przecież przeciwnik nie był jeden.
Mastema zmarszczył brwi, skubiąc palcem wskazującym i kciukiem swoją gładką brodę w głębokim zastanowieniu, czasami przypadkowo zahaczając o skórę długim ciemnym szponem…
Kamienie, które nagle zaczęły spadać ze skał dobiły rannych i zaczęły zasypywać walczącą dwójkę. Upadły bez zawahania skupił całą swoją siłę na pędach niewielkich roślin rosnących od czasu do czasu na ziemi, przeistaczając je w ciernie, które w mgnieniu oka otuliły sylwetkę Diabła, zamykając go w klatce, która uchroniła go od śmierci od spadających głazów.
Po kilku sekundach zapatrywania się w miejsce, gdzie niegdyś stał Piekielny, a teraz piętrzyła się kupka głazów, upadły wzbił się lekko w powietrze i z mocnym, podnoszącym tony kurzu, machnięciem skrzydeł, wylądował z kontrastującą zgrabnością na miękkim, trawiastym podłożu, które powoli stawało się mokre. Jeszcze trochę, a jego skrzydła znów namokną i nie da rady wzbić się w powietrze.
Napastnicy nie żyli. Piekielny uwięziony był w ciernistej klatce, którą pokrywała teraz warstwa kamieni. Mastema wyciągnął rękę przed siebie i pocierając palcami prawej dłoni, rozkruszył je, które tworząc chmurę pyłu i niewielkich kawałków skał, upadły na ziemię, albo rozprysnęły się na boki.
Teraz mogli sobie spojrzeć w oczy. Co prawda widok Diabła był ograniczony ciernistym kokonem, który wyrósł tak, by nie pokaleczyć jego ciała. Na ustach Upadłego Anioła wykwitł lekki, nieco kpiący uśmieszek. Nie chodziło o to, że go coś w tej sytuacji rozbawiło, zwykle uśmiechał się w ten właśnie sposób. Jakby życie, śmierć i cały chaos tego świata, niezmiernie go bawił.
Uważnie stąpając po kamieniach, podszedł do klatki więżącej Diabła stając z Nim twarzą w twarz. Co prawda musiał unieść nieznacznie swoją głowę, którą zdobiła para dosyć pokaźnych rogów w kolorze kości słoniowej, aby spojrzeć mu w oczy. Był ostrożny, więżąc go w klatce tak umiejętnie, by Piekielny nie zorientował się, że był więziony. Zamierzał go wypuścić, jeśli tylko upewni się, że czerwonoskóry nie jest do niego wrogo nastawiony.
- Podczas takiej walki… Z takimi umiejętnościami… Głupio byłoby umrzeć od kamienia, nieprawdaż? Przecież on nawet nie ma rąk ani nóg… Nie może się bronić... - Odezwał się do niego niskim, melodyjnym głosem, który mógł dźwięczeć w uszach słuchacza długo po zakończeniu rozmowy. Palcem przesunął po cierniu, łamiąc go. - Nie myśli, a zabija, zwłaszcza takich głupców, jak ci, którzy zaatakowali tak potężną istotę… - W tym momencie rzucił okiem na ciała tkwiące pod gruzami, zalane krwią, następnie wracając spojrzeniem do jego oczu. - Przyznam, że jestem pod wrażeniem twoich umiejętności. Jak ci na imię, czerwonoskóry?
Awatar użytkownika
Zaphiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zaphiel »

Mimo poważnej rany w lewym boku, Diabeł stał niewzruszony, gotów w każdej chwili zaatakować. Będąc ogłuszonym przez lawinę skał nie rozumiał pierwszych słów nieznajomego, jednak doskonale orientował się w sytuacji, w której się znalazł. Ciernie powoli opadły, a on teraz stał twarzą w twarz z Upadłym Aniołem który uratował mu życie, próbując odgadnąć jego zamiary przypatrywał mu się bacznie gdy ten ponownie przemówił:
- Przyznam, że jestem pod wrażeniem twoich umiejętności. Jak ci na imię, czerwonoskóry?
Zaphiel odpowiedział spokojnym, aczkolwiek pewnym i poważnym tonem:
- zwą mnie Zaphiel, jednak daruj sobie te grzeczności, obaj wiemy że Piekielni nie ratują życia innym bezinteresownie...
Gdy skończył wypowiadać ostatnie słowa, oddalił się powoli od Upadłego na kilkanaście metrów, jednocześnie nadal obserwując go uważnie. Wyciągnął przed siebie prawą dłoń, która w tym samym momencie zapaliła się, przyłożył ją do mocno zranionego boku który w momencie kontaktu z ogniem zaczął dymić, ogień który teraz leczył jego ranę był nie groźny dla żywych istot toteż Diabeł nie czuł bólu. Kilka sekund później ogień zgasł, a po głębokiej ranie niewiele co zostało. Teraz czekał tylko na kolejne słowa wybawcy.
Ostatnio edytowane przez Tilia 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Zwracaj proszę uwagę na przeciki oraz pisownię wyrazów.
Mastema
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mastema »

Usta Upadłego Anioła wykrzywił lekki uśmiech, który etapami rozkwitał na nich niczym pąk rozwijającej się róży. Wyjątkowo ciernistej róży.
- Mylą cię me rogi przyjacielu, czy może kolor mych skrzydeł...? – zapytał na wstępie, zaplatając z wymowną powolnością, ręce na piersi. W białej, wyświechtanej szacie, wyglądał zupełnie niegroźnie. Jedynie czaszka kruka zwisająca z jego szyi mogła budzić kontrowersje. – Nie jestem twym wrogiem Zaphielu. Być może Piekielni nie ratują życia innych stworzeń bezinteresownie, ale przecież nie mogę pozwolić umrzeć innemu Piekielnemu... To wysoce nieetyczne, nie sądzisz…? – Mastema w tym miejscu zrobił krótką przerwę i rozplatając ręce, zgiął się w pół w eleganckim, pełnym szacunku ukłonie. Oczywiście wszystko to robił na pokaz. Przywdziewał swoją maskę, którą nosił od czasu do czasu, jak białą szatę, kiedy nie chciał zostać rozpoznany. Wydawałoby się, że przekonanie o tym, że włożenie białej szaty odwróci bystre umysły od myśli, iż czai się w nim wciąż kwitnące zło, jest dosyć naiwne, jednak w połączeniu z jego bladą, cienką jak papier skórą… Czy ktoś tak delikatny i podatny na obrażenia, mógłby być Księciem Ciemności? – Zwą mnie Roderick Nite. Przy wspólnej podróży mamy większe szanse na przetrwanie. Jak widzisz, niebezpieczeństwa tylko czekają, aż odwrócisz wzrok... – Tutaj fałszywy Roderick odwrócił wymownie wzrok ku truchłom zaścielającym ziemię przysypaną kamieniami, po których stąpał, po czym wrócił spojrzeniem do Jego oczu, kiedy Diabeł leczył swoje rany. - Moje skrzydła wkrótce zamokną i nie dam rady uciec przed wrogami w objęcia niebios. Więc jak będzie…?
Awatar użytkownika
Zaphiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zaphiel »

Piekielny nienawidził mieć u kogoś nie spłacony dług, tym bardziej jeśli był to inny Piekielny, to też po kolejnych słowach Rodericka gdy było już wiadomo czego chce, zaproponował:

-skoro tak bardzo zależy Ci na tym, bym towarzyszył Ci w podróży, a mi na tym by spłacić u Ciebie dług, zawrzyjmy umowę... będę Ci towarzyszył do celu twojej podróży, a w zamian za to, na miejscu zapomnisz o tym wszystkim co tu widziałeś łącznie z oceleniem mojego życia. Mam nadzieje że odpowiada Ci moja umowa?

Diabeł odwrócił się teraz i poszedł w miejsce gdzie po raz ostatni widział swój wóz. Schylił się i przerzucając kawałki drewna, stal którą kupił oraz nie zbyt duże kamyki, szukał swojej broni z którą nigdy się nie rozstawał. Zaledwie pół minuty później, może trochę dłużej Piekielny wojownik trzymał już swój topór i trochę powgniataną od skał tarczę. Spojrzał jeszcze przez chwilę na stal i narzędzia które kupił, a których już nie zabierze do kuźni ze względu na brak transportu, nie żałował jednak, najważniejsze dla niego było to że znalazł swoją broń. Odwrócił się z powrotem w stronę Rodericka i udał się w jego kierunku stając zaledwie o 2 kroki od niego.
Ostatnio edytowane przez Tilia 10 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Powód: uwaga na literówki
Mastema
Szukający drogi
Posty: 30
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mastema »

Twarz Mastemy przybrała wyraz pełen satysfakcji. Naturalnie zamierzał zapomnieć o tym, jaką przysługę wyświadczy mu Zaphiel, dostarczając go w całości do miejsca, w którym przebywają jego ludzie, gotowi zabrać go z powrotem do Piekielnych Czeluści. O tym, że mógłby do nich nie dotrzeć, nie chciał nawet myśleć.
- Naturalnie, odpowiada mi! - Powiedział melodyjnie i szybko jednocześnie, jakby obawiał się, że jego obecny towarzysz zmieni zdanie. Kiedy zbliżył się tak, że dzieliła ich odległość zaledwie dwóch kroków, Mastema bez namysłu odwrócił się do Diabła tyłem, na tyle szybko, by jego długie, mokre już włosy, uderzyły o szczupłe plecy z których piętrzyły się coraz bardziej wilgotne, złożone kruczoczarne skrzydła, z głośnym plaskiem. Upadły nie przepadał, kiedy osoba do której mówił była tak wysoka i była tak blisko, by musiał zadzierać głowę aby spojrzeć jej w oczy.
- Chciałbym się dostać do Maurii. - Gdy fałszywy Roderick schodził z kamieni, z gracją nadepnął prosto na twarz jednego z poległych wojowników, która posłużyła mu jako osobliwy schodek i wcale się tym nie przejął. - Chodź Zaphielu, czeka nas jeszcze długa droga... Musimy zajść do jakiejś karczmy, albo przynajmniej gdzieś, gdzie jest sucho... - Powiedział w lekkim zamyśleniu, które było widoczne na jego spokojnej twarzy. - Znasz te tereny, Czerwonoskóry...?
Awatar użytkownika
Zaphiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Zaphiel »

Gdy nowy towarzysz odwrócił się do Zaphiela plecami, i oznajmił do którego miasta chce się dostać, ten tylko zacisnął zęby w złości, na myśl że przyjdzie mu spędzić najbliższe dni w mieście które zbytnio za nim nie przepadało, niestety miał dług do spłacenia, i nie zamierzał się teraz wycofać. Zarzucił tarcze na plecy, a topór przymocował po lewej stronie swojego pasa, palcem wskazał dalszy kierunek Roderickowi jednocześnie odpowiadając na jego pytanie:

- tak, znam te tereny...przynajmniej częściowo, często wyruszam po stal do miast wokół Ostatniego bastionu, często też tu i nie tylko tu poluje. Co do karczmy, raczej bym nie liczył na jakąkolwiek w odległości jednego dnia drogi stąd, będziemy musieli więc puki co obejść się bez suchego miejsca - to mówiąc, parsknął śmiechem, patrząc na Upadłego który teraz przypominał bardziej przemokniętą kurę niż dumnego władce piekieł.

-a teraz jeśli łaska, wyświadcz mi przysługę i nie otwieraj ust przez resztę drogi.

Wraz z ostatnim słowem ruszył przed siebie, uważnie obserwując otoczenie wokół.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Droga bywa nieprzewidywalna. Nigdy nie wiadomo co może nas spotkać podczas podróży. Tym razem jednak wszystko przebiegało bez problemów, nic nie zapowiadało nadchodzących wydarzeń...
        Zaphiel szedł nieco z przodu, niemożliwym było podróżowanie ramię w ramię, poruszali się bowiem wąską ścieżką wokół której tłoczyły się masywy skalne i kępy krzewów. Mimo że był środek dnia, droga którą podążali była spowita w półmroku. Promienie słońca co jakiś czas nieśmiało wyglądały skryte za koronami drzew i szczytami górskimi.
        Schodząc stromym boczem w dół, nagle znaleźli się otoczeni gęstą, białą mgłą. Minęła ledwie chwila, nim Mastema stracił z oczu swego towarzysza. Pokonał jeszcze pewien odcinek drogi i nagle mgła się rozwiała, jakby nigdy jej tam nie było. Ku zaskoczeniu upadłego, ścieżka była pusta, jego towarzysz zniknął...
Zablokowany

Wróć do „Smocza Przełęcz”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości