Zatopione Miasto[Szklane Pustkowie, nieznana Oaza] Powracam po to, co należy

Miasto zatopione pod pisakami pustyni. Niegdyś tętniące życiem, dziś opustoszone i zaniedbane. Nad murami tego miejsca zapanowała cisza i tylko nocami gdzieś miedzy domami można usłyszeć cichy szept wiatru.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

[Szklane Pustkowie, nieznana Oaza] Powracam po to, co należy

Post autor: Vaxen »

        Wędrówka przez skwar nie należała do najprzyjemniejszych. Chcąc ochronić Kathleen przed prażącym słońcem Vaxen narzucił na nią swój płaszcz, który pomimo koloru osłaniał Naturiankę, która nieustannie znajdowała się w ramionach Skrzydlatego. Liddel chyba jakoś sobie radziła i, pomimo wyraźnie odmalowującej się na jej twarzy niechęci, nie marudziła. Najmniej rozmowny był Rotohus, dlatego co kilka stajen Vax prowadził krótką konwersację z Kath, wymieniając spostrzeżenia na wszelakie drobne tematy.
        Gdy zaczął nadciągać zmrok, czyli po kilku pożądnych godzinach podróży, Syrenka zaczęła się martwić o pozostały jej czas na powierzchni dzieląc się tym z towarzyszami. Upadły zadumał się pamiętając, że najbliższa słona woda to Morze Cienia, a w okolicy Zatopionego Miasta najbliższa oaza znajduje się conajmniej pół dnia marszu.
        Jakże więc ogromne było jego zdziwienie, gdy osiągając cel podróży, w miejscu gdzie niegdyś stała (wtedy zeżarta przez skarabeusze!) zniszczona przez czas wieża rosły ogromne palmy, spomiędzy których leniwie błyszczał księżyc odbijający się w wodzie. "To nie może być TO miejsce..." zastanawiał się Vax, gdy nagle piasek wokół istot oraz daleko we wszystkie strony rozbłysł słabym, bladym blaskiem miesiąca. Piasek wręcz odbijał jego światlo, co o tej porze nocy wyglądało niezwykle magicznie.
        - A więc jesteśmy na miejscu, oto Szklane Pustkowie. Nie pamiętam, żeby była tu oaza... A ty? - skierował pytanie do Rota pamiętając, że obaj tu kiedyś szukali spokoju. Był pewny, że to to samo miejsce, sądząc po znajomej, acz maskowanej aurze nieumarłych. Dokładnie pod nimi znajdowały się teraz ogromne, zasypane tonami piasku korytarze, alejki, katakumby, pomieszczenia Zatopionego Miasta.
        Woda w oazie, jak wszystko naokoło, wydawała się magiczna, i taka też była - jak się miała Kathleen za chwilę dowiedzieć, pozwalała ona jej przedłużyć czas pozostały na powierzchni. Samo jeziorko było dosyć spore, na tyle, aby można było się w nim wykąpać, pływać czy nurkować. Cała drużyna łapczywie zaczęła gasić pragnienie.
Ostatnio edytowane przez Vaxen 9 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

Była wdzięczna za każdą pomoc, a zwłaszcza taką skuteczną. Jak się okazało, czarny płaszcz Vaxena ochraniał dziewczynę przed słońcem i wcale, jak mogłoby się wydawać, nie pogorszał jej sytuacji. Na dodatek była tak drobna, że po skuleniu się w ramionach chłopaka, wyglądała jak małe dziecię owinięte dość sporych rozmiarów kołderką. Gorąco już jej tak nie przeszkadzało, ale była wdzięczna losowi, iż upodobała sobie krótkie, przewiewne sukienki. Aż bała się pomyśleć, co by było, gdyby założyła długie spodnie. Z pewnością by się ugotowała bądź usmażyła, co kto woli.
Droga niemiłosiernie się dłużyła syrenie i choć w tym momencie podróżowała w najwygodniejszy sposób wśród pozostałych, to i tak oczy same jej się zamykały. Jedynie rozmowa z Upadłym ratowała ją przed zaśnięciem. Gdyby ktoś ją zapytał, o czym rozmawiali, to z pewnością nie potrafiłaby odpowiedzieć.
Kiedy chłopak ją odstawił na piasek, domyśliła się, że dotarli tam, gdzie chcieli jej towarzysze. No właśnie, a czego ona chciała? Ta cała wyprawa nie była wymarzoną podróżą, przygodą. Ale kto wie, może to tutaj odkryje tę słodką tajemnicę.
Powiodła swym błękitnym spojrzeniem po najbliższej okolicy, a jej wzrok po chwili utkwił na oazie. Skąd ona się tu wzięła? Co prawda, rudowłosa nigdy nie była na pustyni, więc nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogła to być fatamorgana. No bo jak mogła myśleć o czymś, o czym istnieniu nie miała pojęcia? Chwiejnym, ale i niepewnym krokiem zbliżyła się do wody i zanurzyła w niej dłoń. Kiedy poczuła w kostkach to przyjemne mrowienie, uśmiechnęła się pod nosem i od razu wskoczyła cała do tego...jeziorka. Woda zaczęła się ślicznie mienić, jakby posypana magicznym pyłkiem wróżek, a po chwili, na samym środku,wynurzyła się z niej syrena. Włosy choć mokre, nie oklapły, nadal były uniesione od nasady. Zarówno Upadli jak i Elfka mogli zobaczyć też jej intensywnie zielony ogon, którym zaczęła chlapać całe towarzystwo.
- Wiecie jak tu jest głęboko? Jakby jeden długi korytarz, nie ma końca! - zawołała wesoło.
Awatar użytkownika
Rotohus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rotohus »

        Upadły odruchowo ruszył za Vaxenem ignorując jego rozkazujący ton. Nie bał się odmówić - ale nie chciał tego robić. Wizja zapowiadającej się przygody z inną równie silną postacią dawała szansę na spotkanie innych jeszcze potężniejszych przeciwników - domniemanego "zła", które Rotohus powziął sobie za cel wyplenić. Toteż bez słowa przez dłuższy czas w milczeniu poruszał się za resztą. Temperatura stopniowo zaczynała się podnosić. Docierali do celu swojej podróży.

        Nadeszła noc. Wschodzący z wolna miesiąc począł ukazywać bohaterom prawdziwy charakter miejsca, w którym się właśnie znajdowali. Niebo było idealnie czyste, a prócz księżyca rozświetlały je miliony gwiezdnych latarni. Całe to srebrne światło padając na piasek, po którym wszyscy szli od dłuższego czasu sprawiło, że podłoże zamieniło się... W lustro? Szkło? Ciężko to określić ale fakt, że mieniło się równie jasno niczym gwiazdy sprawiał, że to miejsce emanowało niesamowicie przyjemną aurą i w dodatku tak silną, że niemal namacalną. Gdy "karawana" dotarła do znanego upadłym miejsca, zauważyli właściwie od razu, że nie przypominało już ono tego, które pamiętali. Po fragmentach dawnych budowli nie było ani śladu. Za to w punkcie gdzie po wybuchu pojawiła się ogromna dziura w ziemi było teraz... jeziorko. W sumie nie dziwne... "Jak to możliwe, że te palmy wyrosły w tak krótkim czasie? Nie minął nawet rok..." - zamyślił się skrzydlaty podążając jednocześnie w kierunku jeziora. "Ktoś bardzo chce byśmy niczego nie znaleźli..." - dodał w duchu jednocześnie napełniając swój już pusty do połowy bukłak. Chwilę później jedna z dziewczyn wskoczyła do wody. Przez chwilę dało się wyczuć w powietrzu magię... Bardzo ciekawą i przyjemną w obejściu... Delikatną, subtelną... Okolice jeziora poczęły promieniować jeszcze bardziej niż przed chwilą dając wrażenie, jak gdyby wszystko wokół obsypał magiczny pył. Syrenka poczęła chlapać na całe towarzystwo swoim mocno zielonym ogonem. Fala wody pomoczyła nagrzane ciało i strój upadłego dając przyjemne uczucie ochłodzenia. Niemym uśmiechem podziękował Naturiance za "kąpiel". Na jej uwagę o głębokości wody anioł zrozumiał, że przyjdzie mu się dzisiaj wykąpać. "Słabo się postaraliście" - pomyślał, uśmiechając się. "Przed nami nic się nie ukryje" - przekazał telepatycznie swoje myśli do Vaxena.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Wszyscy zbliżyli się do zbiornika, aby odpocząć po ciężkiej podróży przez pustynię; napełniali bukłaki wodą, pili łapczywie czysty trunek. Gdy Syrena wskoczyła do oazy i ukazała im swoje "prawdziwe oblicze", Vaxen stwierdził, że to dobry pomysł i szybko rozebrał się wskakując za nią. Ciecz nie była zimna, ale wystarczająco chłodna aby ostudzić rozgrzane słońcem ciało. Tylko Liddel siedziała pod jedną z okolicznych palm i popijała bez słowa zawartość swoich butelek.
        Nagle w jego głowie pojawiła się znikąd myśl "Słabo się postaraliście. Przed nami nic się nie ukryje." Wiedział, że to nie on skierował tak swój tok rozumowania, więc ukradkiem spojrzał na Rotohusa. Mężczyzna się uśmiechał, więc Vaxen już wiedział, kto mu tą myśl podrzucił. Czekało ich jeszcze dzisiaj lub jutro nurkowanie - bowiem w poprzednio wytworzonej wyrwie powstała oaza.
        Upadły pamiętał dokładnie, jak dostał się pod piasek do pierwszych komnat Zatopionego Miasta. Śmierdziało tam wtedy stęchlizną, było wilgotno, ale aury z zewnątrz nie docierały do niego, dzięki czemu domyślał się, że jego aura również zniknęła i stała się niewyczuwalna na powierzchni. Pamiętał jak dziś, kiedy pierwszy raz spotkał Nieumarłego. Anioł bezwiednie dotknął dłonią blizn na plecach po dwóch magicznych ostrzach. Tamte rany... Wiedział również, że przeciwnik nie został pokonany, a tylko niespodziewane zmuszony do odwrotu. Ta myśl nie napawała Piekielnego optymizmem, bowiem zdawał sobie sprawę, że w ciągu najbliższej dobry przyjdzie mu się z nim ponownie zmierzyć. I mimo, iż miał po swojej stronie Rotohusa pamiętał, jak łatwo sojusznik został poprzednim razem unieszkodliwiony. Wtedy walczył sam z niewielką pomocą Aliene - naturianki, Ieldarisy - czarodziejki oraz małej chochliczki Junali, która dzielnie odwracała uwagę stwora. Rotohus nawet nie kiwnął palcem w obronie obecnych tam istot. Z tego powodu Czarny Szermierz bardzo sceptycznie brał pod uwagę ewentualne wsparcie od wojownika - bardziej się spodziewał, że zaśnie, straci przytomność lub nagle, ni z tego ni z owego, zniknie przez nieznany czar.
        Magia obecna w powietrzu za sprawą Kathleen przyprawiała o przyjemne dreszcze, a w skumulowaniu jej z chłodną wodą, dawała ukojenie dla zmęczonych mięśni.
        - Zaczynamy, czy wolicie czekać do skwaru? - zapytał nagi Piekielny i nie czekając odpowiedzi, zanurkował. Powietrza starczyło mu tylko na chwilę, zdążył jednak dostrzec kilka szczegółów. Gdy wyłonił się nad taflę jeziora, poinformował towarzyszy o sytuacji: - Dno to tak na prawdę pomieszczenie Zatopionego Miasta. Już tam byłem. Na wschodniej ścianie jest przejście do korytarza, ale prawdopodobnie zablokowane, skoro cała woda nie odpłynęła do tej pory. Poza tym im bliżej do niego, tym słabiej czuć wasze aury. Czyli blokada zmysłu magicznego nadal tam działa. Musimy uważać i nie rozdzielać się. Kto się pisze na małą przygodę? - zapytał z entuzjazmem. Nie wspomniał jednak ani i Nieumarłym, który swoją potężną emanacją niemal fizycznie przygniata stworzenia, ani o skarabeuszach, które uprzednio zmusiły Vaxena wraz z przyjaciółki do ucieczki i które zeżarły wieżę, poprzez którą kiedyś Vax dostał się do katakumb, a jej fundamenty powinny znajdować się niedaleko.
        Księżyc zalał się szkarłatnym blaskiem, a piasek przepełniony kwarcem zaczął odbijać tą krwistą poświatę we wszystkich kierunkach. W efekcie wyglądało to, jakby cały świat splamiony był krwią. "Krwawy poranek się zapowiada..." - pomyślał Zamaskowany spoglądając na swoją maskę leżącą na brzegu przy reszcie ubrań. Podpłyną po nią i nałożył na twarz.
        - Wolałbym ruszyć teraz... - powiedział bardziej do siebie pod nosem, ale dostatecznie głośno, aby towarzysze go dosłyszeli.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

Rudowłosa delektowała się przyjemnym chłodem wody. Nie była ona jakoś bardzo zimna, raczej orzeźwiająca, bo przy temperaturze powietrza, to nawet minimalny jej spadek mógł zostać odczuwalny jako coś na wzór zbawienia. Panowie wydawali się popierać zarówno zdanie syreny jak i jej entuzjazm. Jedynie Liddel trzymała się od nich z daleka. Kathleen miała tę świadomość, że dziewczynka z tulipanem nie za specjalnie za nią przepadała. Miała jednak nadzieję, że to nie z jej powodu zachowywała ten dystans.
Nie miała zbyt wiele czasu na rozmyślania, co do swojej nowej koleżanki, bowiem Vaxen zaczął się rozbierać i po chwili był już w wodzie. Dziewczyna liczyła na to, że nie pozbył się swego całego odzienia. Ta sytuacja mogłaby troszkę krępować, zarówno nią, jak i Upadłego. Ale skoro on zachowywał się w miarę normalnie, to znaczy, że nie wskoczył do wody w stroju Adama. Ufff...
Zdziwiła się, że Puchacz zanurkował. Czyżby był ciekawy tego "korytarzu", o którym wspomniała? Możliwe. No ale nie było co się oszukiwać, ona również umierała z ciekawości, co to mogło być i czy to czasem nie miało coś wspólnego z owym Zatopionym Miastem, o którym mówił Vaxen, kiedy byli jeszcze w karczmie. Jeśli miała być szczera, to nie dawała chłopakowi nawet piętnastu sekund, no i miała rację, bowiem po chwili się wynurzył, łapiąc łapczywie oddech.
- Słabiutki jesteś... Myślałam, że pójdzie Ci choć ciut lepiej. - Uśmiechnęła się subtelnie, nie spuszczając wzroku z Upadłego. Kiedy była w swojej prawdziwej postaci i jeszcze w środowisku naturalnym, jej charakter uległ zmianie. Zrobiła się odważniejsza i nieco pyskata. Ona osobiście nie widziała w tym nic złego, w wodzie miała przewagę nad każdym przeciwnikiem, chyba że ten potrafił pływać i wstrzymać oddech przynajmniej na trzy godziny, a to zdarzało się wyjątkowo rzadko.
- Możemy płynąć teraz, ale nie mamy przecież pewności, że niedługo uda nam się wypłynąć na powierzchnię. Może nie starczyć wam powietrza - powiedziała cicho, marszcząc przy tym uroczo swój nosek.
Awatar użytkownika
Liddel
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liddel »

Woda. Mieli wejść do wody, głębokiej, ciemnej, zimnej wody, czy oni nie widzą, jaka ona jest mętna i ciemna, i tafla tak podejrzanie lśni w blasku księżyca jak sieć pająka, który wabi muchy w pułapkę, choć ona nie jest muchą, ona jest komarem, potrafi użądlić, ale pająk przecież i na komary znajdzie sposób, prawda? A gdzieś tu jest pająk, ona to czuje, ona to wie, na nie zbliży się do tej wody, przeklęta, zdradziecka, czy oni zwariowali że tam wchodzą, czy tylko ona pozostała normalna, czy jest na odwrót? Pewnie na odwrót, zawsze jest na odwrót, ale to nie zmienia faktu, że ma złe przeczucia, bardzo złe. A te anioły, te przeklęte upadłe anioły, jeszcze rzucają sobie spojrzenia, komunikują się, myślą, że ona nic nie wie, że nie czuje tej, wprawdzie maskowanej, ale jakże silnej aury? Czuje i to jak! Tak mocno, że chyba musi się napić więcej.

Pije jedną butelkę za drugą i przygląda się jak taplają się w jeziorku, i chyba zbiera jej się na wymioty. najgorsze jednak jest to, że przeczuwa, iż będzie musiała zostawić swe butelki, a to niewybaczalne, okropieństwo, skandal, katastrofa, Vive la revolution ..! Nie rewolucja to jednak zły pomysł, podręczniki pamięta, o tak, i pamięta notatki, o tak, i jeszcze bardziej pamięta historyczne notatki o ludziach historycznych, o tak, więc rewolucji mówimy nie. A ona nie chce iść, nie chce ale musi, bo co teraz zrobi, co będzie w ogóle robić, nic sensu nie ma, nie ma, nie ma. Więc pije jeszcze trochę, by ukoić nerwy, by ukoić serce, by ukoić umysł.

Wysypuje butelki, liczy. Zostało jej raptem szesnaście butelek, tylko szesnaście butelek, co ona zrobi, gdy i tego jej zabraknie, zapłacze, ot co, będzie płakać gdy jej głowa zacznie wybuchać.Ale na razie trzeba coś zrobić, coś wymyślić, więc dzieli butelki, dziesięć na bok, sześć z powrotem do torby, musi przecież zabrać jakiś zapas, prawda? Choćby taki lichy, lichusieńki jak ten. I teraz kopie, kopie, kopie, a z boku pojawia się kopczyk piasku i chowa tam swoje ukochane buteleczki, pod tą palemką, o tak, wróci jeszcze po nie, nie zostawiłaby ich samych na takim pustkowiu.

Wstaje i idzie do nich, ręce ma ubabrane w ziemi, ale to nic, podchodzi do jeziora i myje je dokładnie. Z torby wyjmuje nóż, taki tam, kuchenny, zabrała go jeszcze z karczmy, naostrzyła go specjalnie, jest bardzo ostry, ostry, na wyprawę należy zabrać jakąś dodatkową broń. Drze ubranie, by mogła w nim pływać, nie będzie się rozbierać, ale jakoś musi swobodnie pływać, więc drze ubranie tak, że pozostają raptem krótkie spodnie i koszulka, oba zgodnie szkalujące dobre imię ubrań. Pozostałe szmaty wiąże, tworzy sznur którym przywiązuje do siebie nóż, a z torby tworzy plecak, który zakłada na plecy, o tak,tak może pływać. Nie lubi tej wody, przechodzą ją dreszcze, jest okropna, zimno rozlewa się je po plecach jak palce umarłego dotykają karku.

Dla próby przepływa kawałeczek, pamięta jak to się robi, niedaleko Zamku Czarodziejek było jezioro, lubiła je ...

- Teraz - mówi krótko. Póki jeszcze ma alkohol we krwi. - Teraz. Powietrza może nam nie starczy, ale tak samo będzie później. Nie ma na co czekać.
Awatar użytkownika
Rotohus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rotohus »

        Piekielny stał spokojnie tuż obok wody. Magia dookoła niego zaczęła powoli słabnąć tak aby wkrótce zniknąć całkowicie. Jej miejsce wypełniła pustka. Straszliwa pustka. Umysł anioła wbrew jego woli oczyścił się z myśli. Upadły widział, słyszał, czuł... Ale nic poza tym. Z jego ciała odpłynęła cała siła, a w głowie huknął głos... To był TEN głos. Dokładnie ten sam. Rot już wiedział, że nie będzie łatwo. Przeklęty nieumarły ponownie próbował włamać się do jego umysłu.
- NIEEE!! - Ryknął strasznym głosem skrzydlaty wzlatując w powietrze i łamiąc w ten sposób więzy pętające jego ciało.
- Zabierz je z wody! - Rzucił do Vaxena całą siłą wypychając powietrze z płuc.

        Leciał niczym strzała, pionowo w niebo. Nie wiedział do końca dlaczego, nie wiedział do końca po co, po prostu leciał. Ciemnooki poczuł siłę. Ogromną, wypełniającą każdą komórkę jego ciała energię, która właśnie teraz miała zamiar się uwolnić... A on nie miał zamiaru protestować. Fala ognia otoczyła piekielnego, który kręcąc się wokół własnej osi spadał z maksymalną możliwą prędkością prosto w jeziorko. Kątem oka tylko dostrzegł współbratymca wyciągającego z wody kobiety. Mało zabrakło, a ognista łuna dosięgła by również ich lecz w porę wydostali się na brzeg.

        Woda pod wpływem ogromnej temperatury ognia zniknęła wręcz całkowicie. Co więcej brzegi jeziorka w miejscu, gdzie zwężało się ono w węższą studnię zostały zatopione niemalże w idealnie płaską szklaną powierzchnię. Ogromne ilości pary wydostały się z powstałej dziury. Jednak Rotohusowi nie udało się odparować wszystkiego. Gdy stanął na podziemnym korytarzu ciecz sięgała mu do pasa. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie... Światło. Widoczne kilkanaście metrów dalej, gdzie jeszcze przed chwilą powinny znajdować się masy wody. Skierował się on natychmiast w jego kierunku i nagle był poza nią. Jakaś magiczna bariera utrzymywała ją w tym miejscu. Normalnie zastanowiłby się jak to możliwe lecz teraz było mu wszystko jedno. Chwycił pochodnię, która była źródłem owego blasku i pewnym, szybkim krokiem ruszył wgłąb korytarza.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Vaxen prychnął tylko cicho na słowa Syreny. "Jak mógłbym być w tym lepszy od niej..." pomyślał, ale zachował tę uwagę dla siebie. Przez krótką chwilę delektował się spokojem. Lubił pływać i sprawiało mu to przyjemność, natomiast teraz mógł mieć na to ostatnią okazję. Kto wie, na co trafią pod ziemią. Jeśli znajomy Lich~...
        W tym momencie poczuł aurę. Potężną, acz nadal silnie tłumioną. Przypominało to, jakby ktoś nie mógł się doczekać spotkania, emocjonował się na samą myśl o nim. Jakby nieumarły tylko oczekiwał przybycia istot i już nie mógł się go doczekać. "Albo wabi nas... W pułapkę..." zastanowił się jeszcze raz zdając sobie sprawę, że nawet nie zamierza się tym martwić i odpuszczać. To, co tam jest ukryte, to nie są zwyczajne bogactwa czy skarby. Ta "moc", niemal namacalnie wyczuwalna była dla niego, gdy tam się znajdował, gdy wędrował po korytarzach Zatopionego Miasta. Zdawał sobie sprawę z tego, jak to musi być rozległe. Wielkie na całe tysiące staj labirynty, komnaty, korytarze. W każdym z nich mogła skrywać się zagadka, albo przeciwnik, jakiś nieumarły. A Vax przypuszczał, że ten Lich, z którym przyszło już mu się mierzyć w tym miejscu, ten sam, który teraz się na nich czai, jest tylko jednym z wielu. Jednym z całej armii skrytej pod piaskiem, czekającej, aby ukąsić. Podniecała go myśl. "Cała wieczność nieustającej walki..." fascynował się, nie zdając sobie sprawy, że podobne życie wiódł niegdyś Rotohus.
        Liddel weszła do wody obnażając wyłącznie niezbędne elementy ciała. Upadły skrycie obserwował Elfkę, przykro mu więc było, gdy okazało się, iż wyłącznie on jest obecnie nagi. "Bywa, takie towarzystwo. Nie do zabawy, lecz do walki. skarcił samego siebie odwracając wzrok od Wariatki i próbując zapomnieć o wydarzeniach z Wodospadu Fellchardów. Dziewczyna zaczęła, najwyraźniej, sprawdzać swoje umiejętności pływania. Tylko po co, skoro Vax sądził, że i tak nie ma sensu tam, dosłownie, "płynąć". Nie wytrzymają nawet minuty pod wodą, a co dopiero w całych zalanych podziemiach. Raczej sądził, że uda im się wyczarować jakąś magiczną barierę...
        -NIEEE!!! - niespodziewanie wrzasnął Halabardnik wyrywając w powietrze. Leciał chwilę w górę, by na chwilę zniknął za chmurami. Przez ułamek sekundy nic się nie działo, więc Vaxen uznał, że znajomy Piekielny ponownie uciekł. Nagle jednak za chmurami błysnęło pomarańczowe światło, a z nieba zaczął spadać Anioł otoczony wirem ognia. "Prawdziwie, Upadły Anioł. Albo raczej upadający..." zaśmiał się z przekąsem Czarny Szermierz, gdy nagle spostrzegł, że Rot wcale nie zwalnia, a wręcz przeciwnie. Nagle niebo rozdarł ponownie jego krzyk - Zabierz je z wody!
        Nagi Skrzydlaty wystrzelił poziomo z jeziorka rozpościerając hebanowe skrzydła, chwycił Liddel oraz Kathleen w ręce i runął obok zbiornika z nimi, samemu żrąc kilogramy piachu, zaś dziewczęta miękko sadzając na swych opierzonych kończynach.
        -Kha... Kha - kaszlał Miecznik. Nie dane mu było zaobserwował momentu uderzenia Narwanego Pierzastego w wodę, ujrzał zamiast tego kłęby pary i dymu unoszące się ponad oazą. - Nic wam nie jest? - zapytał, po czym schował skrzydła i wstał, kierując kroki do swoich ubrań na brzegu. Szybko je na siebie narzucił, założył maskę na twarz i spojrzał czarnym wzrokiem w ich stronę. - Ruszajmy, teraz możemy już tam się dostać bez przeszkód. - rzekł i chwilę poczekał, aż towarzyszki do niego dołączą. Aura Rotohusa w tym momencie zniknęła. "A więc jednak można się tam dostać... Nadal!" pomyślał zeskakując w lej ze szkła będący niedawno jeziorkiem.
        Na dnie wylądował w wodzie do pasa. Znajdowali się w znajomym pomieszczeniu. Kiedyś stał tu zakurzony wieszak i czysty, biały kapelusz na nim. Dzisiaj... Było pusto. Jedyne wątłe światło dawała bariera znajdująca się zamiast drzwi. Vaxen skierował tam spojrzenie, a chwilę później przez nią przeszedł podążając za towarzyszącym mu Upadłym.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

Syrena miała pewną zdolność, która by im pomogła przepłynąć przez tajemnicze korytarze, a także przebywać w wodzie bez ograniczeń. Kathleen mogła bowiem za pomocą magii wody stworzyć bańki z powietrzem. Nim jednak zdążyła otworzyć usta, a co dopiero się odezwać, coś dziwnego zaczęło się dziać z Upadłym. Nie, nie tym bezwstydnym Puchaczem, tylko tym, co się nawet nie przedstawił. A może to zrobił, ale nie zwróciła na to uwagi, bo słońce za bardzo przygrzało jej rudą główkę? Tak też przecież mogło być. W każdym razie, nagle Vaxen złapał ją za dłoń i wyciągnął z wody. Od razu zamknęła oczy. Nie, nie dlatego, że się bała. Po prostu nie miała ochoty widzieć go nagiego, a zwłaszcza tego, co miał pod brzuchem.
Nie minęło kilka minut, a zielony ogon został zastąpiony przez zgrabne nogi sztuk dwie. Co mogłoby wydawać się dziwne, pojawiła się również jej sukienka w tym samym kolorze, co syreni atut. Nie musiała więc szukać czegoś, czym mogłaby się zakryć.
- Co się dzieje? - zapytała oszołomiona tym wszystkim. Nie miała pojęcia, co tu właśnie zaszło, ale "najlepsze" miało dopiero nadejść i to już po kilku sekundach. Ubrany Anioł sprawił, że woda z magicznego jeziorka wyparowała, jednak nie cała. Rudowłosa podniosła się z piasku i podeszła do tej ogromnej dziury, na której dnia zobaczyła znikome ilości cieczy. Dlaczego mieli brnąć przez wodę skoro mogli wcześniej przez nią po prostu przepłynąć? Wiedziała, że zrobili to specjalnie, na pewno. Szkoda tylko, że nie skonsultowali tego z dziewczynami. Ona by im wtedy powiedziała o swoim pomyśle z bańkami i wszyscy byliby zadowoleni. A teraz...ech, szkoda gadać.
- Liddel, nie zapomnij swoich butelek - powiedziała z lekkim uśmiechem do elfki. Wyczuwała jej niechęć do swojej osoby, ale nie znała powodu, dlatego też starała się z całych sił być naprawdę miłą.
Kiedy wszyscy byli już tam na dole, Kathleen dołączyła do nich, powoli się osuwając. Ubranie sobie pobrudziła od gliny, ale lepsze to niż złamanie nóg poprzez skok na nie. W każdym razie, fakt, iż była mokra i nie mogła płynąć, wcale jej tego nie rekompensował. Brudna, mokra, nieco zła i jeszcze włóczyła się na samym końcu. No po prostu bajka.
Awatar użytkownika
Liddel
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liddel »

Nagle cos się dzieje, alkohol wiruje w kółko i kółko, i kwadraty, i w kółko w jej żyłach a może i tętnicach, nie wie, nie jest lekarzem, nie zna się, lecz czy on próbuje wyparować? Podpływa do brzegu a dłonie, ramiona, plecy parują, parują jej bezcennym alkoholem, przez wodę, ale jak to możliwe, a barwy się zniekształcają. Jak to możliwe? Jak to możliwe po tylu promilach wódki, po tylu butelkach, przecież szaleństwo powinno się chować po kątach przy takiej ilości alkoholu, prawda?

To ta woda, ta przeklęta woda, wiedziała, że jest zła, ona chce stąd jak najszybciej wyjść, ona chce wyjść, wyjść, wyjść! Ale nie może, ta woda kotłuje się wokół niej jak wir, jak coś złego jak zły wir, a barwy mieszają się, pojawiają się krzyki a je wizja znów się miesza no i te niebieskie żyrafy ...

Czuje, że coś ją porywa, coś ją bierze z dala od tej wody i upada, nic nie widzi, ciemność widzi, pomocy! I wtedy pojawia się piasek, dobra ziemia, kochana, ciepły piasek, przytula się do niego, o tak, niech resztki tej wody z niej zejdą, to nic, że teraz będzie brudna, dobra ziemia, o tak. Lecz zaraz będą musieli tam wrócić, ona to wie, ale nie chce. Jezioro wyparowało? Jezioro wyparowało. Kiedy? Jak? Nieważne, teraz chyba nie będą musieli maczać się w tej wodzie, chyba nie ...

Kathleen przypomina jej o butelkach, dobry pomysł, naprawdę, więc obdarza syrenkę słabym uśmiechem, czuje się jak po długim odlocie, ta woda jest ZŁA. Wraca po zakopane butelki, odkopuje je wszystkie, nie może ich zostawić na później, potrzebuje ich teraz, teraz, więc bierze pierwszą butelkę i pije, pije, drugą, trzecią, czwartą, połowę, trzy czwarte, resztę trzyma przy piersi, jak dzieci, i skacze w dziurę, znowu woda ... Znowu woda! Teraz czuje, czuje jak ona wyciąga z niej zdrowy rozsądek, realizm, więc bierze kolejną butelkę i pije, a nagle okazuje się, że nie ma już butelek. Źle.

- Idziemy już - warczy i szybko rusza do przodu ignorując latające hipopotamy. Na szczęście już po chwili grunt się podnosi, woda się kończy i wreszcie szaleństwo odchodzi w bok, choć jest bliżej niż powinno, przecież wypiła już dość wódki dzisiaj, prawda? Ale ona ciągle paruje, paruje wódką, widzi to, a szaleństwo czai się wraz z cieniami, w kątach, w ciemności.

Dlatego oddycha z ulgą, gdy widzi światło.
Awatar użytkownika
Rotohus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rotohus »

        Nikłe światło pochodni oświetlało idącego w mroku wojownika. Nie wiedział do końca gdzie podąża, czego tutaj poszukuje. Wiedział natomiast, że chce to znaleźć, musi to znaleźć i to znajdzie. Determinacja i skupienie malowały się na jego twarzy lecz nawet jeśli ktoś mógłby go tutaj spotkać to ze względu na panujący wokół mrok, mógłby mieć spore problemy z dostrzeżeniem tych objawów u Rota, nawet mimo tej odrobiny światła, którą niósł ze sobą. "Wynoś się z mojej głowy!" - Niemy krzyk odbił się echem po czaszce upadłego, niemal całkowicie wyzwalając go z pod wpływu nieumarłego. A może i nie całkiem? Rot jeszcze nigdy nie czuł tak ogromnego pożądania jak teraz. I to w dodatku prawdopodobnie do jakiegoś przedmiotu. "Skąd to się bierze?" - pomyślał jednocześnie zaciskając mocniej zęby i przyspieszając kroku.

        Wtem anioł stracił grunt pod stopami. Parł do przodu tak szybko, że niemal spadł do szerokiej na niemal dwadzieścia metrów rozpadliny. Szybko jednak udało mu się rozłożyć swoje skrzydła i utrzymać się w powietrzu. Dopiero teraz zauważył, że wąski korytarz, którym do tej pory się posuwał przeszedł dość płynnie szeroką salę, która przed wiekami uchodziła zapewne za balową. Strop również podniósł się i aktualnie znajdował się do dziesięciu metrów nad upadłym. Ten zaś nie tracił już więcej czasu. Cisnął pochodnię w głąb przepaści. Używając magii ognia, podpalił swoją halabardę i przeleciał nad tą wielką dziurą. Przejście było wciąż na tyle szerokie by mógł lecieć toteż zważając na prawie na pewno podążającego za nim pobratymca Rotohus jeszcze bardziej przyspieszył.

        Skrzydlaty uderzył w ścianę swoją wciąż rozżarzoną bronią i ciągnął ją po niej zostawiając wyryty w kamieniu jarzący się, a miejscami niemal płonący ślad. Ciągnął ten znak przez dość długi fragment już trochę węższego korytarza po czym... Zawrócił i skręcił w jedno z przejść prowadzących jeszcze bardziej w głąb podziemia, tam gdzie najsilniej wyczuwalna była aura... "No właśnie... Czego ja właściwie szukam?!"
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Przekroczył barierę, jednak nie skierował się za odgłosem korków Rotohusa. Vaxen postanowił najpierw wrócić do baszty, przez którą dostał się tu za pierwszym razem. Poza tym gdzieś tam może znaleźć normalną pochodnię. To było poniekąd jego celem. Tak więc Halabardnik powędrował w prawo po przekroczeniu progu, zaś Vax w lewo, w kierunku czary z olejem. Poprzednio trwało to niezwykle krótko dla niego. Tym razem droga strasznie się dłużyła. Nie spoglądał do tyłu, czy którakolwiek z dziewczyn powędrowała za nim, jednak skupiał się również na wyczuwaniu aur towarzyszek, jak i drugiego Upadłego.
        Po kiluset krokach nareszcie dotarł do mrocznego miejsca, gdzie niegdyś leżał stosik kości jakiegoś nieszczęśnika, teraz jednak zniknął, a obok stało na podwyższeniu naczynie z palnym płynem. Czarny Szermierz zdjął z obręczy na ścianie kij z materiałem i nasączył go, a używając magii ognia - rozpalił. Mrok ustąpił czmychając przed obezwładniającym, migocącym światłem płomienia pochodni, zaś Skrzydlaty, oczywiście już dawno z ukrytymi skrzydłami, ruszył dalej w kierunku schodów. Po kilku minutach wędrówki po zakręcających korytarzach dotarł do wybitych przez niego wrót. Młot wciąż leżał na ziemi, zamek nieprzerwanie był wyłamany, a drzwi otwarte na rozcież, jednak schody za nimi, które powinny spiralnie wędrować ku górze, nie istniały. "No tak, trudno, by istniały, skoro baszta została zburzona..." uderzył się w czoło otwartą dłonią, po czym poprawił maskę i zawrócił w kierunku, gdzie poszedł jego pobratymiec. (Jeśli którakolwiek z kobiet ruszyła za nim w lewo, to obecnie ponaglił je gestem ręki puszczając przed sobą i podając pochodnię ze słowami:
        - W razie czego ja muszę mieć obie ręce wolne do walki.)

        Droga powrotna do bariery zajęła mu znacznie krócej, jednak tym razem zewsząd czuć było swąd spalenizny. I to wcale nie była czyjakolwiek aura, później miało się okazać, że to Rot zostawił znak reszcie grupy sygnalizujący, gdzie podążył. Przy okazji Vaxen znacząco dawał do zrozumienia przeciwnikowi, że już tu jest, eksponując swoją emanację w swojej pełnej krasie. Na nic to się jednak zdawało, bowiem nieumarły Lich nie miał chyba najmniejszego zamiaru się im obecnie pokazywać.
        Dzięki ognikowi oświetlającemu korytarz nie wpadł w dziurę, którą napotkał wcześniej Rot. Anioł spojrzał na jej dno i, nie ujrzawszy go, postanowił to sprawdzić. Korytarz był tu znacznie wyższy i szerszy, więc bez problemu uwolnił i rozłożył swoje skrzydła. (Jeżeli nadal kobiety były z nim, chwycił je w talii silnym uściskiem). Ostrożnie i powoli zaczął opadać w dół przepaści.
        Na dnie napotkał salę balową. Wyraźnie widać było, że katastrofa, która dosięgła Zatopione Miasto stała się w momencie, gdy działa się tutaj jakaś większa impreza. Pojedyncze, przegniłe buty, resztki zaschniętej krwi oraz liczne suche kości przywoływały istotom tutaj obecnym wizję przeszłości, wypełnionej tragicznym cierpieniem i paniką bawiących się tu istot. Vaxen się szeroko uśmiechnął, jednak nikt tego nie mógł dostrzec spod maski. "Szkoda, że mnie tu nie było zaraz po katastrofie..." myślał Zamaskowany niemal sarkastycznie, jednak z prawdziwym żalem. "Chętnie bym ujrzał te cierpiące duszyczki... I kilka pomordował. Po części to byłoby dla nich zbawienie, a dla mnie zabawa." cieszył się chłopak niepoprawnie. Jego gorsza strona wyraźnie miała się dobrze i czuła się w tym miejscu doskonale.
        Nagle jednak aura Licha pojawiła się, silniejsza niż dotychczas. Chwilowo tylko on z towarzyszkami byli tu obecni.
        - Zaciągnąłeś nas w bardziej przestronne miejsce, aby dać nam szansę?! - krzyk Upadłego był wypełniony ironią i rozbawieniem. Hebanowa stal zaśpiewała wydobywana z pochw na plecach. Vaxen był wyraźnie podekscytowany na myśl o potyczce. - Tym razem jestem silniejszy! Nie dam się zaskoczyć!
        Kurz dookoła istot zaczął powoli wirować. Do aury znajomej Skrzydlatym dołączyły trzy inne, również istot nieumarłych. Pierwsza była najsilniejsza, znajoma zarówno Czarnemu, jak i Halabardnikowi. Druga i trzecia były wyraźnie słabsze, jakby zmatowiałe i postrzępione. Kurz wzbijał się nieprzerwanie w górę coraz bardziej ograniczając i tak znikomą widoczność.
        - Pokaż nam się tchórzu! - powietrze ponownie przeszył jęk stali o stal, a po chwili dziewczyny mogły usłyszeć przerażający śmiech Vaxena. Gdy pył choć odrobinę opadł, ujrzeli co nastąpiło: Czarny Szermierz sparował cios jednego szkieleta, który ledwo stał na nogach, czy tam cokolwiek, co zamiast nich miał. Jego hebanowe klingi lśniły delikatnym, pomarańczowym blaskiem. - Tym się nie przejmujcie!! - krzyknął ponownie narwany Pierzasty, przeskakując za atakującego wspomagając się skrzydłami i rozbijając go w drobny mak dwoma cięciami. Z prawej flanki nadciągała półeteryczna zjawa, jednak jej miecz był prawdziwy. - Ten jest wasz! - tym razem Vax skierował się do kobiet. - A ten mój! - ostatnie zdanie nie było już wykrzyknięte, a wypowiedziane dosyć cichym i spokojnym tonem, jakby Anioł mówił sam do siebie. Przyjął postawę do walki skierowaną w stronę, gdzie widział delikatny ruch czarnych szat. Z mroku wyłonił się Lich. Jego prawie naga, pokryta strzępkami zgniłej skóry czaszka wykrzywiona była w grymasie, który mógł zarówno uchodzić za uśmiech, jak i za złość.
        - Witaj w moich skromnych progach! - rzekł nieumarły - Witajcie! - rozłożył ręce w prawo i lewo wskazując na całe pomieszczenie. - A teraz... Rozgośćcie się! - ostatnie słowa wypowiedział z jadem w głosie, a zjawa, jakby na rozkaz ruszyła do szybkiego, choć spodziewanego ataku. Lich natomiast nieprzerwanie stał w miejscu unosząc swój kostur ponad głowę. Vaxen wrzasnął ze wściekłością i ruszył na niego do ataku. Przeciwnik jednak skontrował jego cios swoją kościaną różdżką, a w lewej, skostniałej dłoni utworzył fioletową kulę.
        - Giń! - krzyknęli jednocześnie Upadły i Lich wyprowadzając ataki drugimi, wolnymi dłońmi. Wokół nich wzbił się tuman kurzu. Tymczasem Rotohus, Liddel i Kathleen zmuszeni byli do walki, albo przynajmniej obrony życia.
Awatar użytkownika
Kathleen
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kathleen »

Cały czas przeżywała to, że ten drugi puchacz nie pozwolił jej na przeprowadzenie akcji o kryptonimie "bańka". Zdecydowanie wolałaby teraz płynąć niż iść. Woda stawiała ogromny opór jej drobnemu ciału, przez co jeszcze szybciej się męczyła. Na dodatek jako nie spędziła zbyt wiele czasu w postaci syreny w owej magicznej wodzie, więc nie zregenerowała wystarczająco swych sił. Teraz było za płytko, aby rudowłosa mogłaby przeprowadzić ten mało skomplikowany zabieg.
- Dlaczego muszę iść...? Dlaczego się na to zgodziłam? - pytała samą siebie. Cały czas patrzyła pod nogi, aby czasem nie napotkać bosą stopą na jakąś rzecz, dlatego też nie zdawała sobie sprawy, że wszyscy przyspieszyli, a że ona szła na szarym końcu, to na nim też została.
- Zróbmy przerwę. Zaraz pad... - zaczęła, podnosząc w końcu wzrok, wtedy też uświadomiła sobie, że w zasięgu najbliższych stu metrów, była tu tylko ona. - ...nę. - dokończyła już szeptem.
Nagle odzyskała wszystkie siły, a przynajmniej tak jej się wydawało. Chciała biec, aby dogonić tych mało lojalnych towarzyszy.
- Żeby zostawić mnie samą...mnie, kobietę! - krzyknęła zła, trzymając się ściany, aby czasem się nie przewrócić. Musiała się jednak zatrzymać, bowiem tuż przed nią, z tej dziwnej wody, zaczął się formować jakiś kształt. Najpierw przypominał zwykłą ekipsę, no...może trochę zniekształconą, ale z czasem zaczął przypominać ludzką postać. Kathleen chciała uciekać, naprawdę chciała, ale...ale kobieca ciekawość zżerała ją od środka. Dlatego też stała. Stała jak słup soli i czekała. Po kilku minutach "to coś" wyglądało jak, jak ona! Długie rude włosy, duże oczy. Była nawet tego samego wzrostu, co ona.
- Zabiję cię. Poszatkuję, ukatrupię. Zginiesz, rozumiesz?!
Więcej nie było jej potrzeba. Od razu zaczęła biec gdzieś przed siebie. Nie patrzyła gdzie, nie oglądała się do tyłu, po bokach. Po prostu biegła.
Co to jest? Co ono ode mnie chce?! , pomyślała i po chwili spadła w przepaść. Wprost do sali balowej, w której rozgrywał się pojedynek.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Gdy zjawa poczęła zbliżać się do Kathleen, Liddel oraz Rotohusa, dziewczyny zbaraniały. Nie mieściło im się w głowie, jak one mogą teraz walczyć? Syrenka dysponująca jedynie magią wody, której to nigdzie wokół nie dało się dostrzec oraz elfka trudniąca się jedynie umiejętnością walki gołymi pięściami... o ironio, jakże mogłaby w ten sposób walczyć ze zjawą? Mogło się odnieść wrażenie, że najbardziej przerażony jest Rotohus, chociaż to, do czego byłby ewentualnie zdolny w starciu ze zjawą, znacznie przerastało możliwości obu dziewczyn. Kathleen krzyknęła, bowiem nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Krzyk zamienił się w głośny i wysoki pisk, który z jakiegoś powodu, wystraszył widmo, a przynajmniej na to wyglądało. Cień odsunął się o parę metrów i "zastanowił" (gdyby to coś miało twarz, na pewno wyrażałaby coś na kształt zdegustowania i głębokiego szoku), co sprytnie wykorzystała Liddel kontaktując się ze swoimi Cieniami. Na jej buzi malowało się skupienie, kiedy powoli zaczął obok nich kształtować przezroczysty otwór, stopniowo zmieniając koloryt na szary, by w efekcie, uzyskać czarną barwę. Elfka wyglądała makabrycznie, włosy unosiły się nad jej głową, uśmiech nabrał demonicznych znamion, a twarz znacznie pobladła. Obłęd goszczący na stałe w jej umyśle dawał o sobie znać. Efekt był taki, że zjawa została wciągnięta przez tajemniczą siłę wyprodukowaną przez Liddel tak szybko, jak to było możliwe. Rotohus i Kathleen, a nawet drugi Skrzydlaty nie potrafili wyjść z podziwu nad zdolnościami dziewczyny ogarniętej psychozą.

        Mijały minuty. Lich powoli odpuszczał z uwagi na jego dosyć słabą kondycję fizyczną. Wyraźnie znudził się walką i, widząc, że przegrywa, ponownie przestał być widoczny. Kathleen odetchnęła z ulgą i przełknęła głośno ślinę. Z bohaterską Liddel działo się coś złego. Osunęła się na ziemię, zapadając w głęboki sen. Prawdopodobnie jej organizm potrzebował regeneracji po tym, ile z siebie mocy wyprodukował. Towarzysze umieścili ją na ubrudzonym stole ("To lepsze niż ubrudzona podłoga", jak zauważyła syrena, wskazując palcem to miejsce Vaxenowi), po czym Rotohus wyciągnął z torby bukłak z wodą i podał reszcie.

- Wybaczcie, zaraz wracam - odparł nieoczekiwanie i oddalił się. Po chwili wyszedł z sali balowej.
Syrena wymieniła porozumiewawcze spojrzenia ze Skrzydlatym. Vaxen tylko wzruszył ramionami i machnął ręką, mówiąc:
- Jak chce, to niech idzie. Nie będziemy tęsknić.
Kathleen natomiast zamyśliła się na trochę, by odrzec po tej pauzie, że zapewne choroba psychiczna Liddel jakoś na niego wpłynęła. I zachichotała, podobnie co Upadły. Oboje zanosili się od szczerego śmiechu, gdyż gromadzące się w nich napięcie musiało w końcu ujść.

Rozmawiało im się bardzo swobodnie, ale gdyby ktoś zapytał ich, co było tematem ich konwersacji, zapewne by nie wiedzieli.

        Naraz Kathleen dostrzegła postać wyłaniającą się zza kolumny podtrzymującej sklepienie. Była to niewysoka i chuda osoba, która nie przypominała żadnego dziwnego stworzenia. W rzeczywistości, stanowiła ludzkie dziecko.
- Psie...psieplasiam. - Podeszła do nich dziewczynka, pociągając za rąbek sukni syreny. - Pomoże mi pani? Nie wiem, gdzie są moi rodzice... - wyznało dziecko i załkało histerycznie, trzęsąc się z zimna.
Awatar użytkownika
Baldrughan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Baldrughan »

Wielu pewnie zadaje sobie pytanie, jak to możliwe by Anioł stworzony z lodu w jakikolwiek sposób mógł egzystować na pustyni. Baldrughana rownież to zastanawiało. Od paru miesięcy tułał się bez przerwy po pustyni Nanher, broniąc się swą magią przed zgubnymi promieniami prażącego słońca. Aż w końcu, po paru długich miesiącach, trafił na Szklane Pustkowie. Uznał, że tereny dawno opuszczonego już miasta bedą najlepszym miejscem postoju dla udręczonego męką tułaczki Upadłego.

Unosząc się wraz z zimnymi wiatrami nocy, badał dotychczas nieznany mu teren. Pod powierzchnią piasku wyczuwał coś mrocznego. Nie przerażało go to, ani nie niepokoiło. Po prostu zignorował to zródło mrocznej magii. Jak się potem okazało, błędnie. Gdy unosił się na skrzydłach chłodnego, pustynnego wiatru, nagle poczuł słabość. Zdziwiło go to. Nie spał od dobrych paru lat. Upadł na ziemię w pobliżu nieznanej mu oazy i osunął się w ciemność.

Obudził się w nieznanym niepokojąco dużym pomieszczeniu. Czuł wielką bliskość mrocznych mocy, co wzbudziło w nim gniew. To one były winne jego męce. Wyładowując swą wściekłość na losowych przedmiotach i napotkanych, słabych nieumarłych, tułał się bez celu po rozległych korytarzach budynku. Aż pewnego dnia, wyczuł dobrze znaną mu energię i aurę... Upadli...

Wkroczył powoli do wielkiej Komnaty, której sklepienie podtrzymywane było przez potężne filary. Podłoże pod jego stopami pokrywało się szronem, a z każdym jego oddechem w komnacie robiło się coraz bardziej mglisto. Rozejrzał się uważnie. Dojrzał trzy postacie, wyglądające mu na przedstawicielki płci pięknej. Jak dawno nie miał kontaktu z kobietami...
Powoli zbliżał sie do nich, nie mówiąc ani słowa.

Jedną z nich była prawdopodobnie leśna elfka, spoczywającą na na kamiennym blacie. Była nieprzytomna. W powietrzu unosił się ślad bytności mocy magicznej. Zatrzymał się i wbił spojrzenie w drugą istotę. Syrena, a przynajmniej na przedstawicielkę takiej rasy wyglądała. Zamachał skrzydłami, a w pomieszczenie zalągł się nieznośny chłód. Ruszył powoli w ich kierunku, nie czując konkretnych pragnień czy emocji. Prócz ciekawości...
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Pośród kurzu pojedynek Upadłego z Lichem wciąż trwał. Przynajmniej jeszcze póki obaj pozostawali skryci w mroku i pyle przed wzrokiem Kathleen. Wyprowadzenie ataku, sparowanie, odbicie i odsunięcie. Doskok, atak, parowanie, odsunięcie. Walka była mało dynamiczna, Piekielny rzekłby, że wręcz łatwa. A przynajmniej byłaby łatwa, gdyby nieumarły nieustannie nie blokował każdego ciosu Anioła. Dosłownie każdego. W dodatku w ogóle go to nie męczyło, raczej bawiło jak dziecięca igraszka. Sam kilkukrotnie próbował przejść do ofensywy, ale nieustanny grad ciosów Vaxena mu to uniemożliwiał, toteż pozostawał przy obronie.
        Pośród owego kurzu Czarny dosłyszał czyjś donośny krzyk, a potem jakby szelest. Poczuł aurę magii cienia. "Liddel." ucieszył się. To znaczyła tyle, że obie dziewczyny poradziły sobie. Nawet bez Rotohusa, który nie wiadomo gdzie obecnie był. Emanacja upiora nagle zniknęła, niestety skupianie się na tym, co dzieje się za nim spowodowało, że opuścił nieco gardę. Lich to wykorzystał otwarcie eskalując swoją potęgę. Nagle pierś anioła przeszył potworny ból. "Znowu to samo?!" krzyknął w myślach odbijając się od przeciwnika i rozkładając skrzydła. Choć byli pod ziemią, to jednak w owej sali balowej nie miał problemów z poruszaniem się, nawet latając. Szybkim spojrzeniem omiótł swój tors ze zdumieniem zauważając, że nie-wiadomo-jak uniknął magicznego pocisku Nieumarłego. nim jednak Vax zdążył ponownie obrać swój cel ataku, ten rozmył się w pyle. Zniknął równie szybko jak się pojawił, a po nim pozostał jedynie cichy, mroczny śmiech.
        Zamaskowany wylądował obok Naturianki ze zdziwieniem spostrzegając, że elfka leży bezwładnie na ziemi, zaś sama syrenka przy niej klęczy. Niewiele myśląc wziął ją na ręce, podniósł i położył na marmurowym stole, który wręcz mógł robić za ołtarz, gdyby nie to, że znajdowali się w sali balowej. Na pytający, wręcz skarżący wzrok Kathleen odparł tylko krótko:
        - To lepsze niż ubrudzona podłoga. - nie od razu dostrzegając, że owy stół wcale nie jest specjalnie czystszy od gruntu. Nie było to ważne, bowiem w tym momencie Vax poczuł oddalającą się emanację Rotohusa. "A to pieprzony skurwysyn...!" pomyślał Upadły, a krew w nim zabuzowała. Podobnie było już kiedyś. Wtedy również stoczył walkę z Lichem, ktoś inny został ranny, a Rot po prostu sobie "zniknął". Tak bardzo wpieniło to Vaxena, że postanowił następnym razem swojemu pobratymcowi przetrącić parę piórek. Bądź szczękę. Albo i cały kręgosłup. Nie podzielił się jednak tą uwagą.
        - Jak chce, to niech idzie. Nie będziemy tęsknić. - powiedział jedynie krótko. Jego powaga szybko jednak prysnęła, gdy tylko spojrzał na Naturiankę.
        Wpadli w histeryczny śmiech. Oboje. Stres, zmęczenie, walka oraz wzajemne towarzystwo sprzyjało takim "wybuchowym" zachowaniom. Wpadli ze skrajności w skrajność. Śmiali się do łez, nie wiedząc w sumie dlaczego. Napięcie trzeba rozładować, a ponieważ sytuacja nie była korzystna na igraszki... Vaxen musiał zadowolić się tym, że dziewczyna obok niego wspaniale się uśmiecha. Dość sporo czasu zajęło im uspokojenie się. Czarny Szermierz jednak natychmiast spoważniał, gdy tylko poczuł nową aurę. Piekielny. Tylko że ta aura była nieco inna od emanacji Rotohusa. "Jakie nieco... To zupełna jego odwrotność..." poprawił się Pierzasty.
        - Ruszajmy dalej. - rzekł ze stoickim spokojem w głosie, jego wnętrze zaś szalało ze wściekłości. - Nie patrz tak na mnie - skarcił syrenę Vax. Jej sugestywne spojrzenie na Liddel i na niego wszystko mówiło. - Nie zamierzam niańczyć... - i w tym momencie urwał, bowiem zza filara wyszła drobna postać. Niewiele ponad metr wysokości, delikatna budowa ciała, postura człekokształtna... Nawet emanacja wyglądała na ludzką.
        - Psie...psieplasiam. - Podeszła do nich dziewczynka, pociągając za rąbek sukni syreny. - Pomoże mi pani? Nie wiem, gdzie są moi rodzice... - wyznało dziecko i załkało histerycznie, trzęsąc się z zimna.
        - No jasna cholera! Za co?! - krzyknął Vax wznosząc ramiona ku niebiosom, jakby chciał oskarżać Pana za to, że zsyła mu same przeciwności.
        Faktycznie dziewczynka była najzwyczajniejszym ludzkim dzieckiem. Jednak Vaxen nie zamierzał, jak już wcześniej wspomniał, być niańką. Ani dla nieobecnej Liddel, ani dla popieprzonego Rotohusa, ani dla tego bachora, który nie wiadomo skąd się wziął w tych kilkunastowiecznych ("Jasno cholera ja..." nieustannie klął pod nosem Skrzydlaty) ruinach, ani nawet dla osłupiałej syrenki. Choć tą ostatnią najchętniej by "wychowywał"...
        Szybko urwał swoje nietypowe do sytuacji myśli. Nie czas, nie miejsce. Może jeszcze nadarzy się okazja. Teraz ma ważniejsze rzeczy do roboty. Chciał... A wręcz nawet już drugi raz próbował zdobyć tą moc, która czaiła się pośród tych korytarzy. Gdzieś w katakumbach czeka na niego nieopisany skarb; i gdzieś ma wszystkie bogactwa, jakiekolwiek cholerne złoto czy pieprzone brylanty. W tym momencie nawet najpiękniejsze kurwy ma gdzieś. Liczy się moc. Siła, która już należy do niego. A przynajmniej on tak uważał.
        Aura drugiego, nieznanego piekielnego nie była daleko, ale sam Vax wolał nie kusić losu i uniknąć spotkania z nieznajomym. Już i tak ma wystarczająco roboty z Lichem, który znowu zniknął i zamaskował swoją emanację. Choć Czarnooki doskonale wiedział, że jest również gdzieś blisko, obserwuje i czeka na dogodny moment do ataku.
        Kiedy już udało mu się namówić Kathleen, ruszyli dalej, w głąb sali balowej. Dziewczynka, nie wiadomo dlaczego ("co jej powiedziałaś Kathleen?!" - zastanawiał się w myślach Wojownik), ciągle za nimi podążała. Mieli wybór: albo iść schodami w górę, ale spadać w dół wydrążonym przez coś dużego tunelem. Zgadnijcie, co wybrał awanturniczy Anioł? Tak, schował skrzydła, objął bez pytania towarzyszkę (co jemu się bardzo spodobało, zaś sama "ofiara" niewiele mogła zaprotestować) i... Skoczył w wąski, przypominający kreci tunel, występ. Prześlizgnęli się nim jak po zjeżdżalni: Vaxen na plecach, zaś na nim syrena. Kilka metrów za nimi sunęła z podobną prędkością mała, lub jak zaczął ją nazywać Piekielny "wkurwiający bachor". Jednak nawet gdyby ktoś bardzo pragnął, by Skrzydlaty się poobcierał, to miał pecha; Czarny Szermierz bowiem ślizgał się po śluzie bliżej nieokreślonego pochodzenia. Nie było to co prawda specjalnie przyjemne doświadczenie, ale zdecydowane uratowało plecy Zamaskowanego.
        Znaleźli się chyba w kanalizacji pradawnego miasta. Płynął tu zaskakująco czysty strumień krystalicznej wody, po jego obu stronach prowadziła niesamowicie zadbana ścieżka z kamieni i twardego piaskowca. Niestety było równie niesamowicie ciemno. Vaxen mógł jedynie lekko rozjaśnić wszystko wokół swoim rozżarzonym mieczem, bowiem pochodnię zostawił przy nieprzytomnym ciele Liddel.
        - Masz szansę się wykąpać - rzucił Vax do Ogoniastej, sam zaś zbliżył się do strumienia. Okazał się dość narowisty, prąd wody był bardzo silny i niemal pociągnął Piekielnego ze sobą, gdy ten zanurzył w nim dłonie. W ciemności woda wydawała się ciemna jak smoła, jednak zapach panujący tutaj przywodził na myśl raczej górskie, lodowe groty z idealnie chłodną i czystą cieczą. Również dostrzegł to, gdy wyciągnął zanurzone w rzece dłonie. Nabrał więcej wody i stwierdził, że jest zdatna do picia. Kanalizacja, która zapewne niegdyś funkcjonowała dosyć sprawnie, sama się przeczyściła. Piasek przefiltrował deszczówkę, która zbierała się zapewne w jakiejś niecce i tu płynęła.
        Dla Miecznika jasnym było, że pójście w górę rzeki równałoby się z samobójstwem. Tam będzie coraz więcej wody, która zapewne zalała część tuneli. Ale to stamtąd dobiegało echo mocy, które nieustannie go ciągnęło do siebie, nawoływało. Niewiele więcej rozmyślając ruszył w tamtym kierunku. Dla Kathleen płynięcie pod prąd może nie było aż takie trudne, dla niego, z jego jedynie podstawową znajomością techniki pływania, niemal było podpisaniem własnego aktu zgonu. W dodatku niski strop obecnego traktu uniemożliwiał choćby rozłożenie skrzydeł, a co dopiero zamachnięcie nimi czy lot. Vaxen musiał zdać się na swoje nogi.
Zablokowany

Wróć do „Zatopione Miasto”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości