Zatopione Miasto[Zatopione miasto] Szklane pustkowie

Miasto zatopione pod pisakami pustyni. Niegdyś tętniące życiem, dziś opustoszone i zaniedbane. Nad murami tego miejsca zapanowała cisza i tylko nocami gdzieś miedzy domami można usłyszeć cichy szept wiatru.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Zamyślenie prawdopodobnie trwało ciut dłużej niż wstępnie zaplanować dziedzic. Nagle pojawiła się kolejna aura, tuż nad nim, przy wieży. Emanacja kolejnego piekielnego, emanacja, którą znał. "Soti!" - niemal krzyknął. Przez chwilę miał ochotę zerwać się z miejsca, wyskoczyć z ruiny i powitać niedawną znajomą, jednak na szczęście powstrzymał odruch spowodowany nadmiarem emocji. Po prostu wstał i zaczął spokojnie wchodzić po schodach, spowrotem na górę, tam skąd przybył. Tym razem przejście zajęło mu ciut więcej czasu, gdyż znacznie wolniej się wchodzi niż schodzi. Gdy dotarł do klapy ze zdumieniem spostrzegł, że to, co wziął za noc na zewnątrz, czyli ciemność, spowodowane było zamkniętym wejściem. "Przecież ja jej nie zamykałem..." pomyślał Vax i spróbował podnieść klapę, niestety jak na złość, ta ani drgnęła. Lekko zbity z tropu ponowił próbę z większym naciskiem, większą siłą i bardziej przykładając się do tego. Jednak nic się nie zmieniło. Ponawiał wciąż swoje nędzne wysiłki, jednak na marne.

        Piekielny był wręcz przekonany, że pozostawił wlot otwarty, w dodatku nie czuł żadnej magii nałożonej na płytę, a wszystkie aury były odległe tak samo, jak wcześniej - nieproszeni goście przebywali wciąż pod wieżą. Tak więc nikt nie blokował klapy, nie było tu też żadnej magii, tak jakby wyjście samoistnie się zatrzasnęło... Nagle powierzchnia zapadni zmieniła się. Mimo, że znajdowała się, z perspektywy anioła, na suficie, to zaczęła po niej pływać jakaś ciecz. Ciemno-szara blacha zmieniła kolor na wręcz czarną. W tym otoczeniu oczywiste wydało się, iż krew ma taki ciemny odcień... 'Żyjąca" posoka oblewająca jedyny sposób ucieczki nagle rozproszyła się, na jej powierzchni zaczęły pokazywać się pęknięcia, aż wreszcie przyjęła formę liter, które składały się na proste zdanie: "ZGINIESZ TU, TAK JAK MY !". Cholernie ciemna krew utrzymywała się na suficie, a jej chropowata powierzchnia bezustannie "pływała" i falowała.

        Vaxen tym razem się przestraszył, jednak zachował trzeźwość umysłu. "Stąd musi być inne wyjście...", a jak na zawołanie napis na zapadni zamienił się w inne zdanie: "NIE WYDOSTANIESZ SIĘ". Skrzydlaty wziął głęboki oddech, zamknął oczy i powrócił do pierwotnego zajęcia - zaczął rozmyślać. Skoro on mógł tu wejść, to zapewne ktoś inny z zewnątrz będzie w stanie to otworzyć. Jakże był nieświadomy niebezpieczeństwa! Klapa została zupełnie zablokowana, z zewnątrz ona nawet nie istniała! Niestety bohater nawet o tym nie wiedział. Co gorsza - wewnątrz baszty czas płynął znacznie wolniej, czyli nim ktokolwiek może się tu dostać, upadły będzie już zwykłą stertą zgniłych kości. O tych dwóch szczegółach szlachcic nie miał zielonego pojęcia.

        Czarnooki postanowił, że nie ma co siedzieć i czekać bezczynnie na ratunek, po prostu wejdzie w ten ciemny korytarz. Nie czuł już strachu, jedynie niepokój. A wykonywanie jakieś czynności pozwoli mu zapomnieć o tym "drobnym" zmartwieniu. Jak postanowił - tak uczynił. Zszedł na dól spowrotem po schodach, gdzie zostawił swój ekwipunek. Zebrał wszystko, co należało do niego i przeszedł przez mroczne drzwi, które nie tak dawno temu zdewastował. Gdy wkroczył do korytarza zaobserwował pewne ciekawe, ale i niepokojące zjawisko - wewnątrz wąskiego i nieskończenie długiego pomieszczenia jego zmysł magiczny nie wyczuwał już aur istot przebywających na zewnątrz. Powrócił do schodów, a tam znów mógł te emanacje wychwycić w powietrzu. Uznał, że nie powinien się tym zbytnio przejmować i wszedł w namacalną ciemność zakopanego korytarza.

        Przebył już sporawy kawałek. Po drodze udało mu się znaleźć naczynie wypełnione oliwą i dwa krzemienie. Oczywiście wykorzystał tę okazję i odpalił pochodnię. Dopiero w tym świetle mógł dokładnie przyjrzeć się korytarzowi, który przemierza. Okazało się, że jest on wysoki na ponad dwa metry, w kształcie gotyckiego łuku. Sukcesywnie, co kilka stóp, na wysokości oczu pojawiały się podłużne, w kształcie poziomych prostokątów, otwory w ścianie, których końca upadły nie potrafił dojrzeć. Vaxen zatrzymał się przy naczyniu z oliwą: przybitej do ściany, złotej misie, pod którą leżały blade kości jakiegoś biedaka.
Awatar użytkownika
Ieldarisa
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ieldarisa »

Gdy Aliene skomentowała wino jako "mocne", czarodziejka sama chwyciła butelkę i powąchała ostrożnie. "Zabawne... jak dla mnie pachnie normalnie. Smakuje też. Są gusta i guściki..." Zdanie na temat delikatnego najwyraźniej podniebienia Maie zostawiła dla siebie. Na jęk skrzydlatego zareagowała równo z nową znajomą. Podeszła jedynie chwilę później, gdyż wyciągnęła najpierw z torby księgę.
- Aliene... Jeśli kiedyś będę umierająca, błagam... nie pocieszaj mnie. - Ostatnie słowa rzuciła z krzywym uśmieszkiem, otwierając tomiszcze. Przerzuciła pierwszą stronę, choć po ilości kartek przy obu okładkach, można było uznać, że jakimś cudem przeglądała jej koniec. Ieldarisa pokręciła głową i znów przesunęła się ledwie o jedną stronę, która tym razem dla odmiany znajdowała się na początku księgi. Jednak i tym razem nie była usatysfakcjonowana. Przy trzeciej próbie trafiła mniej-więcej na środek i dopiero kiwnęła z zadowoleniem.
- Mam. Słodziutki, obawiam się, że czy tego chcesz, czy nie, zajmiemy się Tobą. Jak będziesz się stawiał, zwiążemy Cię, wyleczymy a potem wykorzystamy. A na poważnie, bez Twojej zgody nie zrobię niczego, ale Aliene ma rację. To nieprzyjemna dla organizmu okolica, magia będzie jak najbardziej nie miejscu. Działa jedna, czy każda wedle możliwości? Mam zaklęcie, które wyleczy go i doda sił. Ani krzty w tym magii przywracającej ład, więc nikogo nie odeślę.
Dopiero w tym momencie rudowłosa zdawała się zauważyć najnowszego przybysza. Obrzuciła anielicę krótkim spojrzeniem i wzruszyła ramionami. Poprzednicy powiedzieli już wszystko, co mogło ją ciekawić. Czarodziejka tylko postanowiła przyjrzeć się bliżej aurze upadłej. Nie było w niej nic nadmiernie szokującego, ale jednocześnie zdała sobie sprawę z pewnego szczegółu. Nie wyczuła żadnego nasilenia mocy w okolicy, jednak jedna z emanacji zniknęła.
- Czujecie? Czy raczej nie czujecie... Tamten anioł zniknął. Jestem pewna, że się nie teleportował, ani nic z tych rzeczy. Czułam, że łaził po wierzy, a teraz nagle go nie ma. Nie zdążył z całą pewnością zejść tak nisko, aby piasek aż tak tłumił.
Awatar użytkownika
Myosoti
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Myosoti »

         Otrzymała potrzebną informację. Co prawda nikt nie poświęcił jej zbyt dużo uwagi, ale akurat o to nie ubiegała. Ogólnie rzecz ujmując, towarzystwo wydało się dość miłe. Oczywiście, jeśli chodzi o tłumaczenie nieznajomym czegokolwiek na temat jakiegoś anioła. Szczególnie sympatyczny był anioł. Tylko, że piekielni zwykle nie tolerują się wzajemnie... Zaczęła coś podejrzewać. Szybko jednak doszła do wniosku, że nie ma to najmniejszego sensu.

         Stała w miejscu i jeszcze moment przysłuchiwała się rozmowie. Emocje trochę opadły, ale i tak zamierzała zrealizować swój plan. Nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłoby być inaczej. ,,O nie... Taka rzecz nie może pozostać bezkarna..." - brzmiało w jej głowie. Obróciła się, odbiła od ziemi i rytmicznie uderzając skrzydłami w powietrze udała się ku szczytowi wieży.

         Gdy wylądowała na platformie, otoczonej ze wszystkich stron murkiem, trochę się rozczarowała. Nigdzie nie było nawet śladu czyjejś obecności. Dokładnie obejrzała całe podłoże, oraz fragmenty kamiennej barierki. Nic. Obstukała dokładnie całą powierzchnię podłogi, próbując się przekonać, czy coś jest pod spodem. Odniosła wrażenie, że podłoga ma około metra grubości - nic więc raczej nie skrywała. Ale dlaczego mieliby ją oszukać? Usiadła, podkulając pod siebie łydki. Zaczęła w nerwach walić w podłoże, próbując je rozłupać, jak szybę. Jej próby, co było jasne, w żaden sposób nie uszkodziły podłoża. Poskutkowało to kolejną falą furii. Uniosła obie ręce za głowę i składając je w pięści uderzyła. Niewątpliwie zabolało to dużo bardziej ją, niż kamienną podłogę. Zaklęła pod nosem, podniosła się i otrzepała ubranie z piasku. Podłoże bowiem okrywał dywan, utworzony przez wiatr głównie z tego surowca.

         Wzleciała w górę, a po kilku minutach znów stała wśród trzech nieznajomych postaci.
- Wybaczcie, winnam była się przedstawić. Nazywam się Myosoti Aerien Charmeurre. - uśmiechnęła się - Czy jesteście pewni, że panicz van Qualn'rine udał się w tamtą stronę? Nie znalazłam niczego, co mogłoby to potwierdzić.
Soti miała złe przeczucia. Nie miała pojęcia, skąd się wzięły, jednak czuła ich, niemal fizyczną, obecność blisko. Nie była pesymistką, mimo to coś nie pozwalało jej po prostu zapomnieć. Głównym argumentem, przemawiającym za odnalezieniem anioła, był mały prezencik, jaki chciała mu zafundować rudowłosa. Do niego doszedł również fakt, że nieświadomie martwiła się o obiekt chwilowej nienawiści.

         Z jej ust na dobre zniknął uśmiech. Teraz naprawdę nie była zadowolona z obecnej sytuacji. Wzrok Myosoti padł na rannego upadłego. Z niewiadomych przyczyn, zdawało jej się, że tylko on może jej pomóc, że w gruncie rzeczy, może polegać tylko na nim.
- Czy któreś z was mogłoby pomóc mi dowiedzieć się, co z nim jest? - zapytała cicho, ale słuchacze mogli bez problemów zrozumieć każde wymawiane przez piekielną słowo.
Awatar użytkownika
Rotohus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rotohus »

        Gdy tylko z jękiem usiadł i skierował swój wzrok do przodu, ujrzał zbliżającą się do niego błyskawicznie naturiankę. "Czy ona na prawdę biegnie tak szybko czy to tylko ja tak słabo widzę?". Gdy znalazła się już przy nim, rozbawiła go nieco swoimi słowami za co została obdarowana przez anioła uśmiechem. Nie utrzymał się on jednak długo na twarzy piekielnego, a to za sprawą kolejnej fali bólu, którą tym razem całą swoją siłą woli i napięciem wszystkich mięśni zdołał zdusić. Kiedy Maie dodała jeszcze kilka słów o ranach w brzuch... Upadły wprawdzie nie odczuł obrzydzenia, gdyż takie widoki jeszcze nie tak dawno temu były dla niego codziennością, jednak na ich wspomnienie jedynie krzywo się uśmiechnął. Z ulgą przyjął natomiast propozycję pomocy. Wprawdzie rana nie krwawiła jednakże ból, który zadawała uniemożliwiał mu normalne funkcjonowanie.
- Będę... Będę bardzo wdzięczny za pomoc. - Odpowiedział może nawet przesadnie życzliwie na pytanie dziewczyny, zmieniając oblicze na bardziej pogodne. Mimo swojej sytuacji, wciąż starał się całą energię skupić na tym aby nie okazywać słabości, lecz jednocześnie pragnął okazać jak wdzięczny jest za złożoną mu ofertę.

        Po chwili również czarodziejka podeszła ku nim i równie zabawnym komentarzem wywołała u Rotohusa poczucie ogromnej wdzięczności, jednocześnie nico pesząc go. Za to również otrzymała szczery uśmiech. Pierwszy raz w ciągu jego długiego życia zostało mu zaoferowane wsparcie. I to od razu przez dwie osoby. W dodatku były to piękne i utalentowane kobiety. Przez chwilę zdało mu się, że stracił przytomność lub może już wyzionął ducha. Otrząsnął się jednak unosząc się przy tym nieco i odpinając uszkodzoną zbroję i naramiennik. Uznał też, że wypadałoby sprostować nieco błędną interpretacje naturianki dotyczącą jego ran.
- Rana w boku nie jest taka groźna. To tak naprawdę tylko draśnięcie. Gorszą ranę mam tutaj. - Rzekł zdejmując osłonę ramienia i ukazując dawniej biały, aktualnie już ciemnoczerwony od zakrzepłej krwi rękaw koszuli. Już cięty równo materiał zdradzał co znajduję się pod nim, a gdy został podwinięty kobietom ukazała się głęboka, zielono-fioletowa, iskrząca się dziwnie na brzegach bruzda. Zaczynała się ona od wewnętrznej strony lewej dłoni, ciągnąc się nieprzerwanie wzdłuż całego ramienia, aż po bark i kończąc się na szyi.
- Mam nieco zdolności regeneracyjnych ale to... - Nie dokończył wskazując jedynie głową na resztki posoki dookoła rany. "Jednak coś się z niej sączyło..." - W końcu rana została wcześniej dokładnie przemyta, a teraz ponownie była cała w skrzepłej, przypominającą czerwoną farbę mazi.
- To nie jest normalne... To jakaś... Magia? Mam nadzieję, że będziecie w stanie mi pomóc, a jeśli nie... Cóż, może pożyję jeszcze tydzień? - Ostatnie zdanie wypowiedział całkiem poważnie, a w jego głosie słyszalne było, iż jest już wyraźnie zmęczony życiem lecz również nie chciał jeszcze kończyć swojej przygody na po tej stronie.

        Na koniec do trójki podeszła Anielica. Słowa, które wypowiedziała ledwie dotarły do jego uszu, oplecione dodatkowo mglistą osnową. Gdy jej pytanie z opóźnieniem wdarło mu się do świadomości nie miał siły aby w jakikolwiek sposób odpowiedzieć. Ostatnimi gestami jakie wykonał było wypuszczenie z dłoni trzonu halabardy i przesunięcie jej dalej za siebie. Następnie spojrzał po kolei w oczy wszystkich kobiet, każdą z osobna obdarowując słabym, acz ciepłym uśmiechem. Gdy skończył wpatrywać się w ostatnie, zielone oczy Myosoti jego wzrok przygasł, a oczy zamknęły się. Upadły całą siłą swojej żelaznej woli utrzymał się przy świadomości o czym świadczyła jedynie mocno zaciśnięta pięść u zdrowej ręki.
Awatar użytkownika
Aliene
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maie podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aliene »

Nie ma sprawy - rzuciła lekko do czarodziejki, jak ona uśmiechając się krzywo. Na widok rany na ramieniu syknęła cicho "jasna cholera" i uklękła obok piekielnego, pomagając odwijać rękaw koszuli. To, co zobaczyła pod nią, przerosło jej oczekiwania. Rana była nie tylko paskudnie długa i głęboka, ale też zatruta. Świadczył o tym okropny, zielono-fioletowy kolor rany i iskrzenie na brzegach.
- Znam ten czar - powiedziała nico zduszonym tonem - sprawia on, że rana nie chce się goić. Masz szczęście, że nas spotkałeś. Wykrwawiłbyś się w niezwykle krótkim czasie. Ieldarisa, działamy obie. Ja sama wyleczyłabym to, ale niepokoi mnie to zaklęcie. Ono nie działa jak należy, wystarczy spojrzeć na to iskrzenie. Myślę, że ktoś... O rzesz! - anioł zamkną oczy, strasząc naturiankę, iż stracił przytomność. Na szczęście, jeszcze był przytomny, co trzeba było wykorzystać.
- Nie ma czasu do stracenia. Działamy. Ty rzucaj to zaklęcie, a ja zrobię sobie. Nie przejmuj się, jak mi pójdzie krew z nosa, to się zdarza - prawdę mówiąc, mogło stać się coś więcej niż tylko drobne krwawienie, ale o tym nie wspomniała, tylko od razu, nie czekając na odpowiedź czarodziejki przyłożyła ręce na ramieniu anioła i zaczęła proces leczenia energią. I tu przeżyła mały szok, gdyż coś próbowało hamować przepływ energii z jej dłoni, zapętlając ją i wysyłając, omijając ranę, w przestrzeń. Innymi słowy, uniemożliwiając leczenie. Ale Aliene nie była osobą łatwo się poddającą. Zwiększyła nakład energii wysyłanej, częściowo niszcząc barierę, przez co mogła, choć większym kosztem niż zwykle, zaleczyć ranę. Czy to za sprawą jej, czy Ieldarisy, pierwsze, najgłębiej zranione części zaczęły się zrastać, czemu towarzyszyło zwykle niezwykle uporczywe swędzenie. Naturiance, przez zbyt gwałtowny upływ energii popłynęła, jak trafnie przypuściła chwilę temu, krew z nosa. Nawet tego nie zauważyła. Zamknęła oczy, by skupić się bardziej, ignorując zawroty głowy świadczące o stale zmniejszającym się zasobie mocy. Cóż, przy takiej ranie i biorąc pod uwagę fakt, że była nieco zmęczona, możliwe było, że leczenie upadłego może zakończyć się tym, że zemdleje, co się zdarzało, kiedy leczyła przy braku odpowiedniego przygotowania. Pasemka włosów przylepiły się się jej do spoconego przez upał, obecnie już lżejszy niż jeszcze parę godzin temu i wysiłek.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Vaxen stał niezmiennie w korytarzu przy misie z olejem. Ogień jego pochodni tworzył wesoło skaczące cienie na ścianach. W pomieszczeniu zmysł magiczny anioła nie wyczuwał niczego interesującego. Zdawało mu się, iż siedzi już tu wieczność. "Na zewnątrz zapewne noc. Tamci albo podróżują dalej, albo zdecydowali się przenocować. Ciekawe, czy w ogóle za mną podążą?". Piekielny postanowił nie czekać dłużej. Zgasił pochodnię i namoczył ją ponownie w paliwie, po czym rozpalił krzemieniami. Ciemność znów uległa wesołemu płomykowi, który dodawał pierzastemu otuchy. "Dobrze, że ukryłem skrzydła..." - przemknęło mu przez myśl. Upadły ruszył dalej wgłąb Zatopionego Miasta.

        Zdawało się, że przejście nigdy się nie skończy. Czarnooki wił się w labiryncie uliczek, co jakiś czas natrafiając na szczątki jakiegoś nieszczęśnika lub drzwi, które były zazwyczaj zamknięte. Jednak przypadkiem natrafił na uchylone. Nie czekając długo dobył jeden miecz i delikatnie otworzył je. Skrzyp zawiasów rozległ się echem po korytarzu. "Ten hałas mógłby obudzić zmarłego..." - zaśmiał się Vax do siebie w duchu dodając sobie otuchy, jednak nie pomylił się nad wyraz bardzo. Pomieszczenie okazało się prawie puste. W jednym rogu tylko stał dość nowy wieszak, a na nim niegdyś biały, a teraz pożółknięty kapelusz. Na ścianach napisane było z pomocą czyjejś świeżej krwi to samo zdanie, co na klapie na początku: "ZGINIESZ TU, TAK JAK MY!". Niektóre kropelki posoki spływały po zbudowanej z kamiennych cegieł ścianie. "Ktoś mnie tu na prawdę nie lubi" - pomyślał piekielny. Ponieważ w pomieszczeniu nie było już nic więcej, wyszedł z niego i ostrożnym krokiem skierował się dalej wgłąb korytarza.

        Nagle poczuł bardzo wyraźnie czyjąś aurę. Emanacja śmierdziała niemiłosiernie zgnilizną i uczuciem strachu. W dodatku szybko się zbliżała. Po podłużnym pomieszczeniu rozległo się echo czyichś kroków. Źródło dźwięku stawało się coraz wyraźniejsze. Brunet dobył oba ostrza. Przeciwnik zmierzał w stronę chłopaka z wzrastającą prędkością., aż wreszcie rozpędził się do biegu. W świetle pochodni nie było widać niczyjej postaci, jednak szybkie stąpanie po wilgotnej i kamiennej posadzce wrogiej istoty było dowodem niebezpieczeństwa. Wnet kroki znalazły się w kręgu światła pochodni, jednak przeciwnik pozostał niewidzialny. Vaxen nie potrafił dostrzec wroga, ale słyszał go. W korytarzu rozległo się ciche jęknięcie stali. Oponent, biegnąc, dobył broń! Gdy odgłosy znajdowały się tuż przed skrzydlatym powietrze świsnęło! Czarnooki ledwo sparował czyjś atak! Nieumarły jednak nie poddał się! Przebiegł przez piekielnego niczym duch i zaatakował od pleców. Niestety tym razem nie udało się odeprzeć ofensywy! Głęboka bruzda po przekątnej pleców - od prawego barku do lewego uda - sączyła krew i pokrywała nią ranne ciało chłopaka. Zewsząd rozległ się skrzeczący, prawdopodobnie kobiecy śmiech, aura niewidzialnej bestii zniknęła równie szybko, jak się pojawiła, a pomieszczenie, gdzie znajdował się kapelusz wybuchło. Po prostu zostało zdetonowane. Odłamki poleciały we wszystkich kierunkach, co większe cegły uderzały w ciało upadłego.

        Anioł upadł na kolana i podparł się rękami o podłogę. Krew szybko spływała z rany na plecach osłabiając bruneta. Ostrze okazało się zatrute, gdyż rana pokryła się niebieskawych skrzepem, przez co wyglądała jak narysowana farbą zręcznego malarza. Niestety posoka nieustannie wypływała. Pomieszczenie, które wybuchło znajdowało się paręset łokci od wieży. Wybuch był na tyle silny, iż towarzystwo na zewnątrz z pewnością dostrzegło go. Detonacja utworzyła zejście do podziemi, można było teraz wejść z pustyni do korytarza, jak i głębiej - do Zatopionego Miasta. Vaxen teraz poczuł aury istot będących pod wieżą, więc prawdopodobnie i jego aura mogła być zauważona. Kawałki cegieł spowodowały kilka dużych siniaków na ciele piekielnego, który nieustannie klęcząc i podpierając się zgięty w pół na posadzce, nie mógł się ruszyć.

        Wreszcie anioł zebrał w sobie ulatniające się siły i wstał na równe nogi. Światło księżyca wdarło się do korytarza. Pochodnia, którą niedawno dzierżył chłopak upadła i zgasła, jednak miesiąc wystarczająco oświetlał najbliższy skrawek podziemnego tunelu. Do środka wpadły tony piasku, a podłoga zaświeciła się milion razy mocniej i piękniej niż nocne niebo wypełnione gwiazdami. "Dlatego to nazywa się szklane pustkowie! Ten piasek odbija światło księżyca!" - pomyślał i usiadł twarzą do ściany opierając się lewą dłonią o nią. Ostrza schowane do pochw nie przeszkadzały już mu. "Cholera! Mocno oberwałem...."
Awatar użytkownika
Ieldarisa
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ieldarisa »

Gdy Ieldarisa dokładniej przyjrzała się ranie, zaklęła pod nosem w sposób, który zdecydowanie nie przystawał damie. Zaraz potem zerknęła na anielicę z ukosa.
- Po kolei, słodziutka. Odnajdę Ci go potem, albo zrobię wejście do wierzy, ale teraz mamy pewne sprawy nie cierpiące zwłoki. - Ton czarodziejki był niesamowicie spokojny, wręcz trochę lodowaty. Zanim zaczęła rzucać zaklęcie, pochyliła się nad księgą, przygryzając usta. Tom nagle jakby ożył. Strony zaczęły same się kartkować jak oszalałe. Księga to zamykała się, to otwierała kierowana niezdecydowaniem właścicielki. Kilka kartek nawet wyrwało się i przeniosło na inne miejsca, a jedna była tak sfrustrowana, że zmięła się w kulkę i rzuciła sobą. Zaraz jednak wróciła na miejsce i wsunęła się między okładki. Całość trwała kilka sekund, a gdy wszystko się uspokoiło, obok znalezionego wcześniej zaklęcia widniało inne. Tego właśnie potrzebowała rudowłosa. Strzeliła lekko palcami i pochyliła się nad aniołem, jedną dłoń kładąc na barku zranionej ręki, drugą na klatce piersiowej. Zaczęła melodyjnie recytować zaklęcie w języku magów, zerkając co jakiś czas do księgi i odrywając co jakiś czas to jedną, to drugą rękę, by wykonać jakiś gest. Co jakiś czas przenosiła dłoń z mostka upadłego na wolne ramię i recytowała coś zupełnie innego w nieco bardziej chrapliwym języku. A potem wracała do pierwotnej formuły i ustawienia. Bez przerwy powtarzała dwa zaklęcia. Jedno miało nadwerężać czar uniemożliwiający gojenie się rany i przywracać ramię do naturalnego stanu, drugie miało wzmocnić anioła i wymusić na ciele proces leczenia. Powtarzała formuły kilkanaście razy, zamiast użyć ich po jednym razie, pchnąwszy w nie więcej mocy. Nie lubiła tego robić, ale bała się, że jeśli użyje potężniejszej magii, wpłynie na zaklęte przedmioty upadłego, albo wręcz zaszkodzi mu bardziej, niż pomoże. Przy pierwszym zaklęciu skrzydlaty mógł odczuć lekkie szczypanie w obszarze rany, a przy ostatnich sylabach drugiego coś jakby gwałtowne klepnięcie w ramiona, po którym po całym ciele rozchodził się przyjemny, orzeźwiający chłód. W króciutkiej przerwie między inkantacjami Ieldarisa zerkała czasem na Maie błyszczącymi nienaturalnie oczami. Aliene opuściła powieki i wyglądała na dość wyczerpaną. Z resztą czarodziejka czuła się dość podobnie. Musiała coraz bardziej uważać, aby nie poplątał jej się język. W pewnej chwili po prostu zabrała dłonie i usiadła ciężko na piasku. Odgarnęła z czoła kosmyk włosów, po czym przeszukała szybko torbę. Wyjęła z niej niedużą manierkę, odkorkowała i pociągnęła solidny łyk. W powietrzu uniósł się ostry zapach mocnego alkoholu.
- No! Od razu mi lepiej. A tu już wiele nie zrobię, ale moim zdaniem najgorsze udało się wyleczyć. Łyczka komuś?
Awatar użytkownika
Myosoti
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Myosoti »

         Czarną, smolistą taflę nieba rozjaśniał jedynie księżyc. Jego mleczny blask rozpływał się też delikatnie po piasku. Maleńkie ziarenka odbijały światło jak lustro. Oczy Upadłej tępo spoglądającej w nieskończoną iskrzącą się przestrzeń, musiały pod wpływem oświetlenia nabrać niebieskawych refleksów. Przymknęła je i wzięła głębszy oddech.

         Zabiegi, jakim poddawany był anioł niezbyt ją interesowały. Niemniej jednak chciała mieć pewność, że nie zostanie z kobietami sama. Dlatego wciąż skrupulatnie, acz ukradkiem doglądała pacjenta czarodziejki i naturianki. Ich podejście kojarzyło się Soti z zabawą małych aniołków w blond loczkach, niesfornie odstających w różne kierunki. W Planach niebiańskich nazywano ją ,,domem". Jak pamiętała białoskrzydła, polegało to na stworzeniu kochającej rodziny, troszczącej się o pociechę. Z jej punktu widzenia Upadły był właśnie ofiarą nadopiekuńczych matek. Patrząc na przymykane oczy piekielnego, ogarnęła ją fala współczucia.

         Wyjęła z torby flet i siadając na piasku kilka metrów od czarujących , przyłożyła go do ust. Po chwili cichutko zagrała. Grała melodię spokojną, ale także pogodną - chciała w ten sposób dodać otuchy aniołowi. Piosenka zdawała się naśladować lekki, chłodny, wieczorny wiatr, którego jednak w tym miejscu brakowało. Co jakiś czas wplatała w dzieło pojedyncze weselsze dźwięki. Nie przerwała nawet, gdy proces leczenia dobiegł końca. W głębi duszy odetchnęła z ulgą.

         Dał się słyszeć solidny huk. Kiedy opadł kurz, w dolnej części wieży zjawiła się sporawa dziura. Ukazywała ona fragment spiralnych schodów. ,,A jednak miałam rację - tam faktycznie coś jest..." - pomyślała Mysoti. Mimo wszystko zaskoczył ją wybuch. Dopiero chwilkę po incydencie zdała sobie sprawę z faktu, że stanowczo powinna zamknąć usta.
- Co tu się, do cholery dzieje? - powiedziała po części do siebie, jednak dość głośno, by dotarło do wszystkich obecnych.
Zdecydowanym krokiem ruszyła ku otworowi w iglicy. Za nią, pokrzykując, poleciał z lekka spanikowany sokół.
- Idziecie? - spojrzała na towarzystwo - Przecież musimy dowiedzieć się, co jest grane, czyż nie? - ostatnia wypowiedź zabrzmiała trochę jak wyzwanie, było to jednak charakterystyczne dla upadłej.
,,Jak za mną nie pójdą, to wrócę tylko po to by zabić - pod pretekstem usunięcia świadków oczywiście..." - zaśmiała się w duchu.
Awatar użytkownika
Rotohus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rotohus »

        "Czas goi wszelkie rany." - Nagłym błyśnięciem myśl ta wdarła się do umysłu anioła mimowolnie go rozweselając. Jego ciało było na tyle odrętwiałe, iż nie miał pewności czy się uśmiecha czy też może jego twarz pozostała niewzruszona i wciąż jest skrzywiona w grymasie.

        Z początku piekielny nie wiedział co się z nim dzieje. Powieki ciążyły mu wystarczająco silnie aby nie był w stanie ich podnieść. Jednak po krótkiej chwili poczuł, że wciąż żyje. Czuł jak gdyby wsadził swoją zranioną rękę w mrowisko. Temu nieznośnemu odczuciu towarzyszyło jednak również drugie, bardziej przyjemne, a mianowicie zmniejszający się nieco ból. Nie można było tego jeszcze nazwać ulgą ale upadły był wdzięczny za wszystko co mogło zmniejszyć jego cierpienie chociażby w najmniejszym stopniu.

        Do uszu wojownika doszedł szelest przewracanych stron księgi. Mimo ciekawości wciąż nie był wstanie wykorzystać oczu. Szybko jednak dowiedział się czemu miały służyć dźwięki wydawane przez papier. Czyjaś wyjątkowo ciepła dłoń znalazła się na jego wychłodzonym barku wywołując dreszcze, druga zaś na klatce piersiowej. Chwilę potem melodyjny głos czarodziejki przerwał panującą ciszę. Słowa przez nią wypowiadane nie były mu do końca znane. Słyszał prawdopodobnie już kilka z nich ale nawet jeśli, aktualnie nie był w stanie przywołać w myśli ich znaczenia. Nieznośnemu swędzeniu w ręce zawtórowało teraz również delikatne i już nie tak denerwujące szczypanie. Nie minął dłuższy moment, a dłoń czarodziejki z klatki przeniosła się na jego drugie ramię. Jej głos nieco się zmienił swoją barwę, a wraz z nią zmieniło się wypowiadane zaklęcie. Po ciele zranionego rozszedł się przyjemny chłód gaszący panujący w jego ciele żar... Wszystko to powtórzyło się kilka razy, a wraz z każdą zmianą anioł odczuwał coraz mniejszy ból, natomiast odkrywały się w nim coraz większe pokłady sił.

        Kolejny dźwięk... "Flet? Tutaj?" - wraz z tą myślą oczy piekielnego otworzyły się i dostrzegły siedzącą na piasku anielicę, a zaraz obok niej czarodziejkę, która wypowiedziała do niego kilka słów. Z lekka oszołomiony piekielny zrozumiał je dopiero po chwili i uśmiechając się do niej rzekł:
- Dziękuję. Zrobiłaś dla mnie więcej niż ktokolwiek inny... - Przerwał nagle dostrzegając wciąż klęczącą przy nim naturiankę. Wyglądała na bardzo zmęczoną toteż upadły złapał ją delikatnie zdrową dłonią za ramię i przyciągnął ku sobie mówiąc jednocześnie:
- Tobie również dziękuję. Wystarczy już. Nie chcę żeby coś Ci się stało z mojego powodu. - Gdy wypowiadał te słowa dotknął swym zimnym ramieniem rozpalonego czoła dziewczyny.
- Dość już. Odpocznij.

        Huk. Wszędzie pył. Rotohus okrył peleryną siebie siedzącą obok pannę, chroniąc ją tym samym przed tumanem spadającego na nich piasku. Gdy wszystko opadło kilkanaście metrów przed nimi, ziała w ziemi ogromna dziura. Do świadomości wojownika dotarła czyjaś niewyraźna aura... "Nasz dzikus!". - pomyślał, wysłuchując jednocześnie Myosoti.
- Nie wiem czy one są w stanie iść... Same muszą zdecydować. - Spojrzał na towarzyszki.
- Myślę, że dam radę Ci pomóc ale nie chciałbym ich narażać. - Dodał nie odrywając wzroku od kobiet. Zaraz jednak chwycił za drzewiec halabardy i wstał nieco się na nim opierając.
- Ruszajmy... - Zakończył pewnym tonem.
Awatar użytkownika
Aliene
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maie podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aliene »

Aliene przerwała leczenie w chwilę po czarodziejce. Skinieniem głowy podziękowała jej za propozycję i pociągnęła mały łyk, który z trudnością przełknęła. Oddała jej manierkę i odetchnęła głęboko.
- Nic mi nie będzie - wymamrotała słabo w ramię anioła, opierając o nie czoło. Nikt jej oczywiście nie uwierzył. Maie zbladła, jak po ciężkiej chorobie, a oczy nienaturalnie lśniły. Nagle rozległ się huk. Aliene skuliła się i skrzywiła. Uśmiechem podziękowała aniołowi za okrycie. Kiedy anielica się odezwała, przez chwilę patrzyła na nią z takim zdumieniem, jakby zapomniała, że tu jest. Otrząsnęła się jednak szybko, bo coś mówiło jej, że Vaxen przy takim wybuchu mógł zostać ranny. Wstała, łapiąc się skały, po czym bez słowa sięgnęła do torby. Z ponurą miną wyjęła flakonik z ciemnego szkła, odkorkowała go, po czym wypiła jednym duszkiem jego zawartość. Zatrzęsła się, po czym skrzywiła. Blade policzki Maie zarumieniły się. Mikstura smakowała potwornie, ale nie używała jej ze względu za walory smakowe. Była to jej mikstura na czarną godzinę, która dała jej zastrzyk energii. Oczywiście, będzie to miało bolesne konsekwencje, ale za to na jakieś pół godziny będzie miała siłę do działania, a tylko to się liczyło.
- Ja dam radę - powiedziała dziarsko. "Nie powinnam łączyć go z alkoholem" pomyślała zaniepokojona, idąc za anielicą. Szła energicznym, szybkim krokiem, w międzyczasie wytrzasnęła z włosów piasek. Kiedy doszli na skraj miejsca wybuchu, Maie jako pierwsza wskoczyła do środka. Tak po prostu, bez chwili zastanowienia. Rozejrzała się. Twarzą do ściany siedział chłopak, pokazując koszmarną ranę biegnącą od prawego barku, aż po lewe udo. Mocno krwawiła.
- Nie ruszaj się - poleciła mu, klękając obok niego. Nie było czasu na szukanie zaklęcia. Ta rana była o gorsza niż Rotohusa, że biegła po większej powierzchni, przez co trzeba było więcej energii do wyleczenia niej. Pokrywał ją niebieski skrzep. Maie na zimno oceniła swoje szanse na wyleczenie go. Leczenie pod wpływem mikstury nie było dobrym pomysłem, ale nie ma wyboru. Jeszcze się nie zregenerowała energetycznie po poprzednim leczeniu, przez co to będzie mniej efektywne, a więc będzie musiała użyć więcej energii, niż gdyby była wypoczęta. Doszła do wniosku, że leczenie zaprowadzi ją niebezpiecznie blisko granicy całkowitej utraty energii, a noże i za ną. Zaakceptowała to i pogodziła się z tym. Całe jej rozważania trwały najwyżej kilka sekund, a miały intensywność, prędkość i porządek huraganu.Przyłożyła ręce do rany i zamykając oczy zaczęła leczenie, skupiając się na najszybszym wykorzystaniu czasu, który jej pozostał pod wpływem mikstury. Zapewne nie będzie to przyjemne dla Vaxena, bowiem rana będzie niemiłosiernie swędzić.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Magiczna poświata nocnego nieba, księżyca i jego światła odbijającego się po stokroć od kwarcu w piasku osłupiła Vaxa. Wpatrywał się w to zjawisko zahipnotyzowanym wzrokiem. Gdy tylko usłyszał czyjeś kroki, przez jego myśl prześwidrowało "Może ON wraca?!", jednak na szczęście mylił się. Naturianka natychmiast rozpoczęła leczenie, co w jej stanie nie było mądrym posunięciem. W jej oczach, oprócz wigoru, odbijało się coś jeszcze - zmęczenie. Głębokie, fizyczne wyczerpanie. Pomimo silnego ukrycia, nie udało jej się pozbyć tego wrażenia. Gdy tylko piekielny poczuł mrowienie, gwałtownie wstał narażając się na ból rany, i odwrócił się tak, aby uniemożliwić znajomej kontynuowanie czynności. Patrzył jej prosto w oczy.
-Nic mi nie będzie, nie przejmuj się. Nie z takich opresji się wychodziło - uśmiechnął się szczerze do dziewczyny, która ledwo stała na nogach, jednak przez ten uśmiech przedzierał się grymas. Rana wcale nie przestała go piec.
-Radzę ci się stąd szybko wydostać, tu nie jest bezpiecznie. - rzekł skrzydlaty w nieodpowiednim momencie. Korytarzem poniosło się echo słów widmowej postaci:
-Masz przyjaciółeczkę! Więcej dusz dla mnie! - krzyczał skrzeczący głos, a aura ponownie się pojawiła, tym razem po stokroć silniejsza, niemalże przygniatała obecnych. Na pewno jej potęga wydostała się na zewnątrz. Mimo to nadal nie dało się dostrzec żadnej fizycznej osoby, żadnego ciała. Tylko odgłos kroków, narastający z każdą chwilą...

        Vaxen podniósł swoje miecze, które przez przypadek wypadły mu z rąk i wylądowały na zimnej posadzce. Co dziwne - gdy je złapał, mógł od nich wyczuć stłumioną siłę magiczną, której wcześniej nigdy nie posiadały. Upadły stanął przed Ailene zakrywając ją w ten sposób.
-Uciekaj. - powiedział anioł spokojnym tonem, niemal bezuczuciowym, a jego aura nabrała na sile. - Uciekaj, bo nie będę mógł się zasłonić. Nie jesteś w stanie walczyć w tym momencie.
Kroki przerodziły się w bieg. Ponownie. Tym razem Czarnooki wiedział, czego się spodziewać. Odgłos stawał się coraz bliższy, wtem ponownie zabrzmiała stal, lecz Vax był przygotowany na to. Sparował niewidzialny atak. Duża doza szczęścia uratowała mu znowu życie. Nim ostrze przeciwnika cięło ponownie, brunet padł na ziemię ciągnąc za sobą Ailene, nie chcąc aby coś jej się stało. Ostrze ucięło mu kosmyk czarnych jak noc włosów. Czarno-skrzydlaty niemal natychmiast przeturlał się, podniósł naturiankę i odepchnął ją do ściany. W tym momencie niewidzialny oponent wykonał zamach bronią. Na plecach pojawiła się druga, identyczna rana. Ta jednak biegła od lewego barku do prawego uda. Na plecach Vaxa zaistniał niebiesko-czerwony krzyż, z którego sączyła się nieprzerwanie krew. Szlachcic zawył.
-Uciekaj do jasnej cholery! - krzyknął do przerażonej Ailene.

        Przez korytarz przebiegło echo skrzeczącego śmiechu, a aura ponownie zniknęła. Vaxen stał na trzęsących się nogach, a świat przed jego oczami zanikał. "Trzymaj się!" pokrzepiał sam siebie. Postanowił wynieść dziewczynę z dala od tego piekła. Schował broń, złapał ją w talii i podniósł ją kładąc ją sobie na ramieniu. Sprawiło to mu ogromny ból, a twarz wykrzywiła się. Anioł zaczął najszybciej jak mógł biec w stronę dziury wytworzonej przez wybuch. Piasek nasypał się tam w taki sposób, że jakby się postarać, można byłoby wyjść na powierzchnię. Szlachcic złapał opierającą się kobietę obiema rękami, podniósł ją i rzucił na piasek na powierzchnię. Ponownie ból był nie do wytrzymania, jednak przynajmniej była bezpieczna. Vaxen wrócił powolnym krokiem spowrotem do korytarza dobywając swe miecze.

        Tym razem jednak tunel nie błyszczał jak miliony gwiazd. Kwarc jakby odbijał czerwone światło rozświetlając część pomieszczenia krwistą poświatą. "A może to moja krew...?" pomyślał Vax, jednak nieprzerwanie parł na przód wzdłuż ściany. Cisza, która teraz tu panowała, kuła w uszy. Dziedzic przeszedł kilkaset kroków oddalając się od pomieszczenia z kapeluszem, przez co aury towarzystwa zostały zagłuszone i były ledwo wyczuwalne. Nagle powietrze nabrało temperatury pustyni w południe. Zrobiło się niemiłosiernie gorąco, a powietrze wypełniło się swądem spalenizny i aurą ognia. W takich warunkach minęło kilka sekund, aż van Qualn'rine zatrzymał się w niepewności, ale i z wyczerpania. Tracił sporo krwi. Teraz korytarz był zupełnie czarny. Ciężkie powietrze i zadane rany utrudniały oddychanie. Nagle zrobiło się jasno jak w dzień, a naprzeciwko skrzydlatego pojawiła się chmura ognia. Po prostu wielki ognisty podmuch przemieszczał się z ogromną prędkością wzdłuż korytarza. Vaxen, niewiele myśląc, zaczął biec w przeciwnym kierunku, spowrotem do nieznajomych. Biegł najszybciej jak mógł, jednak podmuch był szybszy. Piekielny wyczerpującym sprintem dotarł do otworu i wyskoczył przezeń, jednak nie dość szybko. Ogień wystrzelił dziurą w powietrze rażąc i parząc chłopaka, który przez siłę został wyrzucony na kilka metrów w górę i swobodnie spadając uderzył w ziemię tracąc przytomność, a jego ostrza, które w powietrzu wypuścił, wbiły się w piasek tuż obok Myosoti. Nocne niebo stało się zupełnie czarne, wszystkie gwiazdy jakby zniknęły. Tylko księżyc rozświetlał okolicę. Aura niewidzialnego przeciwnika znów się pojawiła, dochodziła z tunelu.

        Brunet zobaczył tylko czerń i poczuł kojącą ulgę.

        "Czy ja umarłem...?"
Awatar użytkownika
Ieldarisa
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ieldarisa »

Czarodziejka najbardziej ze wszystkich ociągała się z ruszeniem ze swojego miejsca. Pociągnęła jeszcze jeden solidny łyk z manierki i zaczekała, aż przykłusuje do niej Tarot, wyraźnie czymś zaniepokojony. Tak dla odmiany. Właściwie lepszym słowem byłoby rozdrażniony i to z powodu zakłócania mu wypoczynku. Rudowłosa chwyciła lejce zwieszające się z pyska zwierzęcia i przyciągnęła go do sobie, a gdy już stał spokojnie w miejscu, poprawiła popręg.
- No, bydlaku, zobaczymy, o co właściwie się rozchodzi. - Ieldarisa z doświadczenia wiedziała, że jeśli chciała dogonić towarzystwo, musiała skorzystać z końskiego grzbietu. Co też zrobiła, zdając się nie zauważać faktu, że odsłania przy tym skandalicznie wręcz wysokie rozcięcie na nodze. W ten sposób dotarła do wieży w momencie, gdy Aliene została jakby siłą wyrzucona z wyrwy. Tymczasowa amazonka zsunęła się z siodła, badając aurę okolicy i aż się wzdrygnęła. - Mogę spróbować odpędzić to, co tam siedzi. Ale najpierw trzeba wytargać anioła, inaczej zaklęcie pójdzie też na niego. No i jak skończę na pewno stracę przytomność, a tego wolelibyście uniknąć, obiecuję.
Mruknęła na wpół do siebie, bezwiednie kartkując wyjętą z torby księgę. Nie musiała nawet tego robić, wiedziała, jakie zaklęcia ją interesowały a jedno z nich znała nawet na pamięć. Już miała wręcz unieść dłoń i wyrecytować inkantację pozwalającą przywrócić ład, wkładając w to minimum siły, aby sprawdzić, czy czar silniej zadziała na Upadłych i Maie, czy to paskudztwo w budowli. Ale w tym momencie musiała chwycić się karku stojącego obok niej konia, gdy z pełną siłą poczuła, dlaczego gdy jest zbyt ciepło, nie powinno się pić alkoholu.
Awatar użytkownika
Myosoti
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Myosoti »

         Dwa ostrza wbiły się w ziemię przed samą twarzą anielicy. Jej oczy otworzyły się szerzej, ale nie potrzebowała dużo czasu, by dojść do siebie. Zaczęła mówić coś pod nosem - tak szybko, że obecni nie mogli rozszyfrować jej słów. Potok wyrazów, wypływający z jej ust składał się oczywiście wyłącznie z przekleństw. Nie zaprzestając swej paplaniny zbliżyła się do Vaxena i wymierzyła leżącemu dwa solidne policzki. ,, A niech go diabli... " W początkowym zamyśle, owe uderzenia miały być najwyżej klepnięciami, w celu ocucenia dziedzica. Nerwy postanowiły z lekka udoskonalić pomysł. Myosoti odeszła kawałek.
- Cholera jasna! - dało się słyszeć słowa wypowiedziane w normalnym już tempie.

         Piekielna ruchem dłoni odgoniła sokoła, który udał się w sobie tylko wiadomym kierunku. Dziewczyna powoli się uspokajała. Zamknęła oczy. Chłodne, nocne powietrze było takie przyjemne. Chciała zniknąć. Najzwyczajniej w świecie rozpłynąć się i zespolić z tą rześką substancją, otaczającą ją ze wszystkich stron. Stać się obojętną na to wszystko, co dokłada zmartwień, wypełnia lękiem lub złością. Znaleźć się w rzeczywistości, której nie ima się żaden ból - czy to fizyczny, czy też psychiczny. Ciekawe, czy można by to uznać, za coś w rodzaju śmierci. Takie umieranie w przyjemności, czerpanej znikąd. Umieranie w takiej rozkosznej ciszy.

         Gwałtownie zagryzła wargi. Coś wyrwało ją z błogiego transu. Brzęk stali. Otworzyła oczy. Posłuszne ciało wykonało kilka kroków w kierunku towarzyszy. W cieniu, za fragmentem ściany wieży, coś błysnęło. Dźwięk, jaki wydały ocierane o siebie miecze nie należał do najmilszych dla ucha. Jednak sam fakt, że takowy zaistniał nie wróżył niczego dobrego. Myosoti chwyciła łuk. Para srebrnych ostrzy ruszyła w stronę grupki. Z każdą chwilą stawały się coraz bliższe. Strzała przecięła powietrze i... zatopiła swój grot w połyskującym piasku. Piekielna zarzuciła łuk na plecy i schwyciła ukochane sztylety. Miała jednak świadomość, że jej szanse są nikłe. Ciężko bowiem ranić przeciwnika, którego nie ma...
Awatar użytkownika
Junali
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Chochliki
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Junali »

Junali nie do końca wiedziała co tutaj robi. Przyciskała do swojej piersi mały listek, na którym nakreśliła prowizoryczną mapkę jednym ze znalezionych gałązek jej wielkości, aby wiedzieć dokładniej w którą stronę powinna podążać w razie nagłej chęci powrotu. Jak na razie każdy krok wywoływał u niej przemykające wesoło dreszcze po plecach, po których miała ochotę wtulić się w ścianę. Przestraszona leciała jak najwyżej się tylko dało, dzięki czemu mogłaby uniknąć ewentualnej pułapki bądź ataku nieznanego zwierza – bądź kogoś innego! Przyciskała do siebie listek tak mocno, jakby był jej jedynym ratunkiem.
Żałowała, że nie zabrała ze sobą Pana Mufinka, ale on… nie pozwoliłby jej w ogóle wyruszyć na tę karkołomną podróż zwiedzania nowej krainy! Był jej głosem rozsądku, ale często umykała mu, pchana ciekawością i głupotą w stronę nieznanego.
W tym momencie leciała niezbyt spokojnym i równomiernym torem, ale co jakiś czas podkurczała pod siebie nogi i kuliła w sobie. Czy było jej zimno? Tak troszkę, miała na sobie sukienkę oraz płaszczyk, który miał w strategicznych miejscach zrobione dziurki. Leciała, nie za bardzo wiedząc po co w ogóle odważyła się zapuścić w to miejsce!
Przed chwilą usłyszała donośny wybuch, który przestraszył ją jeszcze bardziej i z piskiem wcisnęła się między poszczególne cegły ściany. Odczekała dłuższą chwilę, przegryzając dolną wargę i zaczęła się poważnie zastanawiać nad wycofaniem się. W tym momencie jednak usłyszała coś, co przypominało mowę i odgłosy walki. Nie wróżyło to nic dobrego.
„Powinnaś wrócić do pana Mufinka” – próbowała przekonać samą siebie, doszukując się dziesiątek argumentów zaczynających się „tam jest bezpieczniej, ponieważ…”
Natura chochlika nie pozwoliła jej zostawić jednak tej sprawy samej sobie i powoli strach ustępował niezdrowej ciekawości, zaś skok adrenaliny napędzał ją coraz bardziej i bardziej. W końcu odlepiła się od ściany i zniżyła pułap, aby wlecieć niezauważenie do pomieszczenia, w którym znajdowało się kilka osób. Przynajmniej tak jej się wydawało po wydawanych przez nich dźwiękach. Przełknęła ślinę, wciąż przyciskając bezcenny, acz pognieciony listek do siebie, starając się rozeznać w sytuacji. Znajdowała się tuż przy wejściu, mrużąc oczy i próbując przebić się przez tumany kurzu, rozeznać w sytuacji.
Zasłoniła sobie ręką usta, w których krążył już wysoki pisk kiedy tylko jej oczy dostrzegły leżącego człowieka z ciętą raną na plecach. „Krew, krew, krew, krew!” – zaczęła panikować, a jej oczy spoczęły na reszcie załogi. Bezmyślnie zapikowała w stronę nieprzytomnego mężczyzny i wylądowała dokładnie przed jego twarzą, jak na razie przyglądając się mu z bliska. Był ładny i męski, ale straaaaasznie duży! Ah, gdyby był jej rozmiarów, może by nawet go probowała poderwać?
Westchnęła i odrzuciła bez rozmysłu listek z mapką na bok, pochylając się nad policzkiem delikwenta, kładąc na nim swoje małe rączki. Złożyła skrzydła wzdłuż swojego ciałka i nie minęła chwila, aż wdrapała się po jego szyi, aby dostać się do ucha.
- Ej! Pobudka! Ranny jesteś, nie wolno tak spać! – Wzięła głęboki wdech i niemalże krzyknęła mu prosto w kanalik słuchowy. Czarnowłosy był zdecydowanie zbyt przystojny, aby pozwolić mu tutaj umrzeć.
Awatar użytkownika
Aliene
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maie podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aliene »

Kiedy Vaxen przerwał leczenie spojrzała na niego z lekką złością. Już miała mu odpyskować i siłą zmusić kontynuacji leczenia, gdy w korytarzy rozległ się skrzeczący, upiorny głos. Naturianka aż podskoczyła i rozejrzała się gwałtownie. Nikogo jednak nie było widać. Tylko słychać odgłos kroków, zbliżający się z każdą chwilą. Aliene rozpaczliwie szukała czegoś, co mogłoby posłużyć jako prowizoryczna broń, jednak niczego nie było. Vaxen miał rację, nie była w stanie walczyć, ale nie miała zamiaru uciekać. Z chwilą, gdy niewidzialny napastnik zaatakował upadłego, Aliene poczuła, jak słabnie działanie eliksiru. Chłopak pociągną ją na ziemię, odepchnął od ściany. Głowa maie z impetem uderzyła o przeciwległy mur, aż zobaczyła mroczki przed oczami. Z cichym jękiem wstała, ruchy ciała miała koszmarnie wolne, jakby ktoś puścił je w zwolnionym tempie. Powietrze przeszył potworny wrzask Vaxena, który jednak docierał do niej jak przed mgłę. Kiedy anioł zarzucił ją sobie na ramię, zakręciło się jej w głowie z taką mocą, że nie miała sił się opierać. Dopiero po chwili doszła do siebie na tyle, by to zrobić.
- Vaxen, co ty wyprawiasz? W tej chwili postaw mnie na ziemi, głupku, jesteś ranny, oszołomiony walką... - zaczęła szarpać się, wyrywać się i wierzgać nogami. Wszystko na nic, upadły podrzucił ją i bezceremonialnie wyrzucił przed otwór. Rąbnęła o ziemię i uderzyła się w głowę, ponownie. Zrobiło się jej ciemno przed oczami, jęknęła cicho i przetoczyła się na bok, ściskając palcami głowę. To bólu po uderzeniach doszła migrena spowodowana miksturą i najzwyczajniejsze w świecie wyczerpanie. Leżała tak przez chwilę, pozwalając sobie na chwilę odpoczynku. Potem powoli podniosła się do siadu i nie siląc się na delikatność sprawdziła, czy wszystko w porządku. Obita prawa ręka, mocno nadwyrężone mięśnie prawej nogi, stłuczone, a może złamane co najmniej jedno żebro, pokaźny guz na głowie, dość obficie krwawiąca, ale płytka rana na skroni, poobcierana twarz i części ciała, o których nie mówi się w towarzystwie. Nic strasznego. Powoli podniosła się do kucek, ostrożnie wstała. Przez chwilę stała w miejscu, czekając aż zawroty głowy miną, po czym ruszyła lekko kulejąc w stronę dziury. Zanim jednak zrobiła choć kilka kroków z otworu wyleciał Vaxen. Pierwsza dotarła do niego anielica, w próbie ocucenia chłopaka wymierzyła mu dwa solidne policzki. Aliene lekko się skrzywiła, a anielica odeszła na bok. Aliene w końcu stanęła obok upadłego, miękko opadła na kolana obok niego. Zobaczyła maleńką istotkę obok jego ucha, jej krzyki usłyszała doskonale. Pogrzebała w torbie i wyciągnęła mały flakonik.
- Pozwolisz, maleńka, ze ja go ocucę - powiedziała łagodnie, prosząc gestem, by się nieco odsunęła. Położyła sobie głowę Vaxena na kolanach, odkorkowała buteleczkę i przysunęła do nosa nieprzytomnego. Sole trzeźwiące miały intensywny zapach, ale powinny pomóc. Drugą rękę przyłożyła go jego skroni, sięgając po magię umysłu, i łamiąc swoją niepisaną zasadę o niekombinowaniu z myślami innych wydała mu mentalne polecenie wybudzenia się.
Awatar użytkownika
Vaxen
Szukający Snów
Posty: 153
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Zabójca , Wojownik , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Vaxen »

        Poprzez czerń przebiły się czyjeś słowa. Krzyk chochlika desperacko krzyczącego do ucha piekielnego dotarł do świadomości Vaxena, jednak anioł zupełnie nie wiedział co ma robić. Dopiero nieprzyjemny zapach wyrwał go ze stanu otumanienia. Spojrzał nieświadomym wzrokiem na Aliene i niemalże utonął w jej zielonych oczach. Do upadłego dotarła również aura przeciwnika, która po stokroć silniejsza niemalże przygniatała obecnych. Przez powietrze przebiegł znajomy, skrzeczący śmiech oraz dźwięk dobywanych ostrzy. Znikąd ziemia pod nogami Rotohusa zapadła się tworząc ruchome piaski, w które mężczyzna wpadł i nie mógł się wydostać, powoli zapadając się. Myosoti, jako najbardziej bitna z otoczenia, poczuła na sobie czyjś oddech i niespodziewanie rzucono ją na ścianę baszty. Ieldarisa nie mogła spokojnie ustać na prostych nogach, a Aliene była nad wyraz wyczerpana. Nikt nie był w stanie do obrony.
-Pokaż twarz tchórzu! - krzyknął Vax podnosząc swoje miecze wbite nieopodal w grunt.

        Nagle przed grupą stworzeń pojawił się napastnik ukazując swe obrzydliwe oblicze. Trupio-blada, łysa głowa wyglądała jak czaszka z fragmentami zgniłej skóry. Tu i ówdzie błyszczała się biel kości spod oderwanych fragmentów twarzy. W dłoniach dzierżył dwa ciężkie, ogromne niczym pobliska iglica, miecze w kolorze czerwonym. Zdawały się one świecić w ciemności. Na plecach zaś wróg przechowywał naładowaną kuszę, gotową do strzału. Na pewno postać znała również wiele arkan magii, świadczyła o tym jej potężna aura. Oponent zaczął powoli zbliżać się do Ieldarisy.
-Ty będziesz pierwszym kąskiem! - rzekł do niej spokojnie przemieszczając się po piasku krok po kroku. Amazonka mocno już opita nie była w stanie wykonać praktycznie żadnego ruchu, w dodatku jej magia nie miała żadnego wpływu na wroga. Jedno z ostrzy trzymane przez strażnika katakumb zostało wbite w piasek, zaś na jego miejsce objawiła się magiczna poświata wokół dłoni.

        Vaxen rozłożył swoje skrzydła. "Dlaczego on mnie nie unieruchomił...?" zastanawiał się chłopak. Prawdopodobnie uznał, iż z takimi ranami nic nie zrobi. Jakże się mylił! Upadły wzbił się w powietrze próbując zmusić przeciwnika do ustąpienia za pomocą magii, niestety bezskutecznie. W dodatku zmiana ciśnienia związana ze wzrostem wysokości i rany wywołało u niego migrenę. Skrzydlaty zapomniał w małej istotce w swoim uchu, która nieprzerwanie siedziała tam. Z dołu mogło się zdawać, iż czarnooki ucieka, jednak gdy rozpoczął pikowanie na oponenta stało się jasne, iż chce stawić mu czoła. Nim jednak brunetowi udało się dotrzeć do nieumarłego, ten zestrzelił go kulą energii. Dziedzic wpadł w lot wirujący i niekontrolowanie kręcił się we wszystkich kierunkach.Tuż przed zderzeniem z podłożem udało mu się wyrównać lot i, dość boleśnie, lecz bezpiecznie wylądować. Natychmiast zerwał się i skoczył na nekromantę. Piekielny wziął szeroki zamach prawym mieczem, jednak wróg rozpłynął się w powietrzu nim atak dotarł do celu. Przez powietrze ponownie przebiegł śmiech, a broń wbita w ziemię podniosła się i zniknęła. Vaxen był świadomy, że teraz będzie musiał bronić nie tylko siebie samego, ale i obecnych istot. Powietrze świsnęło, jednak aniołowi udało się zablokować uderzenie zza głowy. Doszło do kontaktu miecz o miecz, a przed skrzydlatym ukazała się ponownie sylwetka oponenta wraz z wyszczerzonymi w krzywym uśmiechu, żółtymi zębami. Stali tak blokując siebie nawzajem. Rany na plecach przypomniały o sobie bólem, a adrenalina zaczęła spadać. "Będzie nieprzyjemnie..." pomyślał van Qualn'rine w momencie gdy jedna z broni nieumarłego przecięła powietrze poziomo, uderzając w prawy bok upadłego anioła.
Zablokowany

Wróć do „Zatopione Miasto”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości