Klasztor Mrocznych Sekretów[Klasztor Mrocznych Sekretów] Gdzie się ma pamięć podziała?

Niezwykłe to miejsce. Wokół niego rozciąga się iluzja wody. W środku zaś znajduje największa na świecie biblioteka. Akty urodzenie, biografie i księgi zawierające tak mroczne sekrety iż są trzymane pod dziesięcioma magicznymi zamkami. Do klasztoru ma wstęp osoba o czystych zamiarach. Istota pragnąca chłonąć wiedzę. Osoba, która nie chce jej wykorzystać do niecnych celów lecz posiadając, pomóc innym stworzeniom w czynieniu dobra.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        Nieszczęsne drzwi — te same, z którymi Kay'en wpadł do pokoju ukochanej — zniknęły. Ot, tak, przepadły. W ogromnej kuli ognia, która natychmiast pochłonęła również i Łucznika. Języki płomienia liznęły go po twarzy, dłoniach, torsie. Jego ubranie, jeszcze przed chwilą mokre od wody z fontanny, natychmiast wyschło. Jednak sam żywioł nie ranił Kaia. Nie sprawiał mu bólu, nie parzył, nie powodował żadnych ran. "Co u licha?!" wykrzyknął we własnych myślach elf. Spanikował, chciał ratować Katherine, ale spóźnił się, by tego dokonać. Ktoś go ubiegł i było po wszystkim. Jasne było, że pokój jest wypełniony tym ogniem po brzegi, a zrobił to ktoś, kto doskonale zna się na magii tego żywiołu.
        — Katherine! — krzyczał przeraźliwie, lekko łkając, jego ciało trzęsło się w strachu, bólu i smutku, pełen wściekłości, bezradności. Targały nim kolejne konwulsje. — Ukochana! — Jego przerażający skowyt niósł się echem po korytarzu, teraz już pełnym ciekawskich mnichów, nikt jednak nie atakował poszukiwanego zabójcy. Wszystkim krajało się serce na taki widok, nawet jeżeli był to dla nich morderca.
        Po chwili dołączył do zbiegowiska, niesiony okropnym szlochem i krzykiem długousznego, Dominik. Spojrzał jedynie na twarz nowego przyjaciela, nie odwracał wzroku w kierunku pokoju Katherine. Wiedział, co może tam zobaczyć. Kulę ognia. Bez zbędnych słów położył dłoń na ramieniu Ca'nona.
        — Przyjacielu, ruszajmy stąd, zanim ktoś będzie chciał cię schwytać — wyszeptał mu do ucha po kilku minutach wrzasków pełnych bólu.
        Odpowiedział mu tylko kolejny zawodzący skowyt, Kay'en zrzucił dłoń Dominika, cofnął się kilka kroków od drzwi, chwycił Kastrala — który przybrał formę żelaznej tarczy — i z rozpędu wskoczył w płomienie. Za sobą usłyszał jedynie krzyk kilku osób "nie rób tego!".
        W tym momencie, gdy jego ciało powinno spłonąć żywcem, zamienić się w popiół, magiczne płomienie wypełniające szczelnie pokój Kath zniknęły, sam elf zaś z impetem wylądował na glebie, nieprzygotowany na taki obrót spraw. W pomieszczeniu nie było nic poza grubą warstwą sadzy, jedną świecą dającą intensywne światło, torbą złotowłosej i... Elfką o migdałowych oczach. Kaiowi do oczu napłynęły łzy. Nie z powodu stłuczeń, ran czy czegokolwiek innego, a z radości.
        Szybko wstał i zbliżył się do pleców najważniejszej dla niego istoty na całym świecie i przykucnął obok. Nie dotknął jej jednak, pamiętając, jak go ostatnio potraktowała. "Nadal mnie nie będzie pamiętać...?" pomyślał ze smutkiem zielonooki, jednak smutek ten nie przyćmiewał ani odrobinę jego radości, że Katherine żyje. Cokolwiek by się miało dziać, cholera, najważniejsze, że nic jej nie jest!
        — Kath... — zaczął niepewnie, nie wiedząc, jak powinien się do niej zwrócić — Kath, to ja, Kai... Słyszysz mnie?
        Nie zwrócił nawet uwagi, że do pomieszczenia zaczęli wchodzić Starsi z Rady. Z przerażeniem oglądali otoczenie, elfią parę oraz czytali aury obecne w tym pomieszczeniu. Malis... Co się z nim stało?! Co tu się, na Prasmoka, działo?! Co się jeszcze stanie?!
        Dziewczyna cichutko pojękiwała, co, zważywszy na stan jej ciała (którego na początku Kay'en nie dostrzegł zaślepiony radością) było drobnym skarżeniem się w porównaniu do obrażeń. Jeżeli jest przytomna powinna wrzeszczeć z bólu. Przez kilka długich uderzeń serc nikt nie poruszył się, niektórzy wstrzymywali oddechy. Co się stanie? Niejeden z mnichów zaczynał szczerze wątpić w możliwości tego drobnego elfa. Że niby on dokonał tego zabójstwa? Przecież wyglądał tak bezbronnie w tej chwili, klęcząc obok rannej ukochanej, z tarczą przypiętą do lewego ramienia. Gdyby tylko ktokolwiek wiedział, co się działo w baszcie... Rzuciliby na niego natychmiast najsilniejsze zaklęcia wiążące.
        — Katherine... Kochanie, proszę, powiedz coś — powoli znowu zaczynał jęczeć, nie mogąc nic zrobić, by ulżyć jej bólowi. Uniósł jedynie dłoń nad jej czoło i spróbował co sił swoich drobnych umiejętności z magii życia. Czy jednak coś to dało? Tylko ranna elfka mogła o tym wiedzieć, gdyż na pierwszy rzut oka jej stan nic się nie poprawił. Łucznik jednak nie zaprzestawał, choć większość mieszkańców klasztoru obserwująca jego starania uznała, że oszalał i marnuje jedynie swoją moc magiczną.
Awatar użytkownika
Katherine
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Katherine »

Na samym środku celi Kay'en ratował życie jasnowłosej elfce. Choć jego moc nie była oszałamiająca, to w znacznym stopniu przyczyniła się do regeneracji młodej Leśnej Elfki. Przez pierwsze minuty jej ciało było nieruchome, a gdy tylko zaczęło reagować na bodźce, jeden z mnichów - straszy, pomarszczony przez czas - zaproponował przeniesienie dziewczyny do innego pokoju.
- Odpoczniesz, a ją przeniesiemy w inne miejsce. Czyste i wygodne. Pomożemy ci w uzdrowieniu jej. - Odrzekł, ściskając jego ramię w geście solidarności. Cała grupka mężczyzn odtoczyła parę. Przygotowali coś na kształt noszy i z największą delikatnością przenieśli okaleczone ciało Katherine.
- Poza tym, musisz się zjawić do tych z najwyższą rangą. Chcą wiedzieć, co tu się wydarzyło. - Wytłumaczył, krocząc ku wyjściu. Przed drzwiami stał również Dominik. - Ciebie też zapraszam.
- Tak, bracie. - dopowiedział pokornie.

***


Żeby dostać się do gabinetów mnichów najwyższej rangi nie wystarczyło tylko wejść z korytarza. Pierwsze co zobaczyli to ogromną kancelarię. Cała armia skrybów zajmowała się... tak naprawdę nikt nie wiedział czym. Być może było to miejsce do studiowania aktualnych stanów politycznych, traktatów pokojowych czy obowiązujących praw w danych państwa. Być może był to Bastion Pokoju - miejsce, gdzie wszelkie uchybienia nie miały prawa umknąć. Dominik nachylił się do Kaia.
- Jestem tu już jakiś czas i jeszcze tu nie byłem. Ale wygląda to.... fascynująco. - O tak, Elf mógł zauważyć tańczące ogniki w jego oczach.
Przeszli przez salę kancelaryjną, by następnie pokonać ogromną ilość stopni. Było tu bardzo ciasno, a schody były bardzo niskie, aż trzeba było się bardzo nachlać, by nie rozbić głowy o wyższe stopnie. Poza tym panujące ciemności sprawiały, że cała wspinaczka przeciągała się niemiłosiernie.
- Wspinamy się do najwyższej wieży Klasztoru - wyjaśnił nieznany z imienia mnich. Nie przedstawił się na początku z premedytacją. Nie zdradzał on bowiem swojego imienia ludziom, których widzi pierwszy raz. Taką miał zasadę. Dominik i Kai nie mieli odwagi pytać, a nawet odezwać się. Był on bowiem bardzo poważny i skąpy w słowach.
Na samym szczycie znajdowały się ogromne drzwi. Były zabezpieczone metalowym mechanizmem, który mógł być uruchomiony przez klucz - pieczęć, którą cały czas miał pod habitem.
- Dalej musicie iść sami. Przy takich rozmowach nie może być świadków. Cokolwiek zostanie wypowiedziane... Bądź zrobione zostanie tylko w murach tego gabinetu. Nikt nigdy nie zapyta i nie może zapytać o treść rozmowy. A wy nigdy nie możecie powiedzieć, jakie słowa tu padły. A przynajmniej nie w Klasztorze. - W tym momencie na chwilę spojrzał na Kaia. Wiedział on, że jest nietutejszy. Następnie odwrócił się i odszedł.
- Nigdy się nie przekonamy, co nas tu spotka. Jak mam zginąć, to niech to się skończy już teraz. - I pociągnął za masywne drzwi. Oślepiła ich jasność. Całe pomieszczenie było pełne okien, a delikatna mgła, która wisiała w powietrzu sprawiała, że wszyscy wokoło mogli się poczuć jak wśród chmur.
- Nie bójcie się. - odezwał się zachrypnięty głos. Mężczyźni nieśmiało wspięli się na ostatni schodek i równocześnie do ogromnej sali na szczycie wieży. Tam znajdowało się pięciu bardzo starych mężczyzn. Każdy miał szatę w innym kolorze. Niektórzy siedzieli przy biurach, inni przy głupim stole. Jeden stał przed oknem i oglądał mgłę. Wyglądał jak bardzo miły dziadek.
- Nie wiem zupełnie dlaczego wszyscy są tak przerażeni, gdy tu przychodzą. - odezwał się tam, który siedział przy stole. Był odziany w fioletowy płaszcz.
- Dokładnie. Pamiętam ostatniego.... był okropnie spocony strasznie się jąkał. - Odpowiedział jeden siedzących przy biurku, nie odrywając wzroku od dokumentów.
- A skąd ty możesz wiedzieć, czy był spocony. I tak na nich w ogóle nie patrzysz.. - odpowiedział ten pierwszy.
- W przeciwieństwie do ciebie, stary pierniku, mam wyostrzone zmysły. Capił niczym knur.
- Witam panów. - Odezwał się jegomość, który znajdował się przy oknie. - Drogą losowania zostałem wybrany, by zająć się waszą sprawom, a dokładniej tego, co się tutaj wydarzyło. Tak naprawdę to dzięki wam dało się rozwiązać zagadkę, na którą szukaliśmy odpowiedzi od kilku dobrych lat. Mails okazał się być... łagodnie ująć niegodny tego miejsca. A jego towarzysze uciekli. Została wysłana grupa, która pojmie ich i postawi przed sądem. Najprawdopodobniej zostaną unieszkodliwieni. - Zapadła chwila ciszy. Dominik tylko spojrzał na równie zdziwionego mową mnicha. - Nie zginą. Ich umysły zostaną całkowicie wyczyszczone. To wszystko. Co się tyczy konkretnie was.
- To ja miałem powiedzieć... - Bąknął jeden z siedzących przy biurku. Dołączył brata stającego przed oknem. Razem z nim, już w zwartej grupie stanęła cała Rada. - Jesteśmy wam bardzo wdzięczni. Kay'en Ca'non - od dziś jesteś tutaj mile widzianym gościem. Zawsze odnajdziesz tu spokój i ratunek. Twoje przewinienia zostały wymazane. - Mnich w żółtym stroju umoczył dłonie w misie z białego kamienia. Płyn w nim był złoty. Kai nie znał jego zapachu, ale woń była przyjemna. Mnich położył dłonie na twarzy tak, by płyn został na skórze - po chwili zaczął spływać po szyi.
- Natomiast ty, bracie Dominiku, za twoją pracę oraz udział oraz rozwiązanie zostajesz uhonorowany możliwością pracy w naszej kancelarii. - Nagle jego dłonie gładziły miedziany klucz - taki sam, który miał ich przewodnik. Dominik aż głośno przełknął ślinę. Całe zgromadzenie teraz czekało na to, co nagrodzeni mają do powiedzenia.

***


Katherine obudził szum Szepczącego Lasu. Jej domu. Miękki mech pod jej ciałem spawał, że spanie pod gołym niebem był o wiele przyjemniejszy niż największe łoża. Zapach świeżość, igieł leśnych i porannej rosy nie mogło się z niczym równać. Elfka przekręciła się i leżąc na boku zauważyła mężczyznę. Ten odwrócił się, jakby wiedział, że dziewczyna przygląda się mu z uwagą. Rozpromieniła się jego twarz.
- Moje słońce - szepną czule. Odgarnął niesforny kosmyk z jej czoła. - Jest jeszcze bardzo wcześnie, śpij.
- Nie chce już. Ciesze się tobą. Twoim widokiem.
Mężczyzna pocałował Elfkę w czoło. Nie miał jeszcze przygotowanego śniadania. Miał przygotować pieczone ryby warzywa i owoce dla Katherine. Gdy się odwrócił, dziewczyna zwróciła uwagę na ogromną, czarną plamę na koszuli, która zaczęła się rozszerzać. Wnet paskudna twarz zastąpiła oblicze Kaia.
- On nie wygrał. Karather'lith zawsze bierze to, co mu się należy.

Na te słowa Elfka wybudziła się w wielomiesięcznego snu.
Zablokowany

Wróć do „Klasztor Mrocznych Sekretów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości