Klasztor Mrocznych Sekretów[Klasztor Mrocznych Sekretów] Gdzie się ma pamięć podziała?

Niezwykłe to miejsce. Wokół niego rozciąga się iluzja wody. W środku zaś znajduje największa na świecie biblioteka. Akty urodzenie, biografie i księgi zawierające tak mroczne sekrety iż są trzymane pod dziesięcioma magicznymi zamkami. Do klasztoru ma wstęp osoba o czystych zamiarach. Istota pragnąca chłonąć wiedzę. Osoba, która nie chce jej wykorzystać do niecnych celów lecz posiadając, pomóc innym stworzeniom w czynieniu dobra.
Awatar użytkownika
Katherine
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Katherine »

Na samym środku celi Kay'en ratował życie jasnowłosej elfce. Choć jego moc nie była oszałamiająca, to w znacznym stopniu przyczyniła się do regeneracji młodej Leśnej Elfki. Przez pierwsze minuty jej ciało było nieruchome, a gdy tylko zaczęło reagować na bodźce, jeden z mnichów - straszy, pomarszczony przez czas - zaproponował przeniesienie dziewczyny do innego pokoju.
- Odpoczniesz, a ją przeniesiemy w inne miejsce. Czyste i wygodne. Pomożemy ci w uzdrowieniu jej. - Odrzekł, ściskając jego ramię w geście solidarności. Cała grupka mężczyzn odtoczyła parę. Przygotowali coś na kształt noszy i z największą delikatnością przenieśli okaleczone ciało Katherine.
- Poza tym, musisz się zjawić do tych z najwyższą rangą. Chcą wiedzieć, co tu się wydarzyło. - Wytłumaczył, krocząc ku wyjściu. Przed drzwiami stał również Dominik. - Ciebie też zapraszam.
- Tak, bracie. - dopowiedział pokornie.

***


Żeby dostać się do gabinetów mnichów najwyższej rangi nie wystarczyło tylko wejść z korytarza. Pierwsze co zobaczyli to ogromną kancelarię. Cała armia skrybów zajmowała się... tak naprawdę nikt nie wiedział czym. Być może było to miejsce do studiowania aktualnych stanów politycznych, traktatów pokojowych czy obowiązujących praw w danych państwa. Być może był to Bastion Pokoju - miejsce, gdzie wszelkie uchybienia nie miały prawa umknąć. Dominik nachylił się do Kaia.
- Jestem tu już jakiś czas i jeszcze tu nie byłem. Ale wygląda to.... fascynująco. - O tak, Elf mógł zauważyć tańczące ogniki w jego oczach.
Przeszli przez salę kancelaryjną, by następnie pokonać ogromną ilość stopni. Było tu bardzo ciasno, a schody były bardzo niskie, aż trzeba było się bardzo nachlać, by nie rozbić głowy o wyższe stopnie. Poza tym panujące ciemności sprawiały, że cała wspinaczka przeciągała się niemiłosiernie.
- Wspinamy się do najwyższej wieży Klasztoru - wyjaśnił nieznany z imienia mnich. Nie przedstawił się na początku z premedytacją. Nie zdradzał on bowiem swojego imienia ludziom, których widzi pierwszy raz. Taką miał zasadę. Dominik i Kai nie mieli odwagi pytać, a nawet odezwać się. Był on bowiem bardzo poważny i skąpy w słowach.
Na samym szczycie znajdowały się ogromne drzwi. Były zabezpieczone metalowym mechanizmem, który mógł być uruchomiony przez klucz - pieczęć, którą cały czas miał pod habitem.
- Dalej musicie iść sami. Przy takich rozmowach nie może być świadków. Cokolwiek zostanie wypowiedziane... Bądź zrobione zostanie tylko w murach tego gabinetu. Nikt nigdy nie zapyta i nie może zapytać o treść rozmowy. A wy nigdy nie możecie powiedzieć, jakie słowa tu padły. A przynajmniej nie w Klasztorze. - W tym momencie na chwilę spojrzał na Kaia. Wiedział on, że jest nietutejszy. Następnie odwrócił się i odszedł.
- Nigdy się nie przekonamy, co nas tu spotka. Jak mam zginąć, to niech to się skończy już teraz. - I pociągnął za masywne drzwi. Oślepiła ich jasność. Całe pomieszczenie było pełne okien, a delikatna mgła, która wisiała w powietrzu sprawiała, że wszyscy wokoło mogli się poczuć jak wśród chmur.
- Nie bójcie się. - odezwał się zachrypnięty głos. Mężczyźni nieśmiało wspięli się na ostatni schodek i równocześnie do ogromnej sali na szczycie wieży. Tam znajdowało się pięciu bardzo starych mężczyzn. Każdy miał szatę w innym kolorze. Niektórzy siedzieli przy biurach, inni przy głupim stole. Jeden stał przed oknem i oglądał mgłę. Wyglądał jak bardzo miły dziadek.
- Nie wiem zupełnie dlaczego wszyscy są tak przerażeni, gdy tu przychodzą. - odezwał się tam, który siedział przy stole. Był odziany w fioletowy płaszcz.
- Dokładnie. Pamiętam ostatniego.... był okropnie spocony strasznie się jąkał. - Odpowiedział jeden siedzących przy biurku, nie odrywając wzroku od dokumentów.
- A skąd ty możesz wiedzieć, czy był spocony. I tak na nich w ogóle nie patrzysz.. - odpowiedział ten pierwszy.
- W przeciwieństwie do ciebie, stary pierniku, mam wyostrzone zmysły. Capił niczym knur.
- Witam panów. - Odezwał się jegomość, który znajdował się przy oknie. - Drogą losowania zostałem wybrany, by zająć się waszą sprawom, a dokładniej tego, co się tutaj wydarzyło. Tak naprawdę to dzięki wam dało się rozwiązać zagadkę, na którą szukaliśmy odpowiedzi od kilku dobrych lat. Mails okazał się być... łagodnie ująć niegodny tego miejsca. A jego towarzysze uciekli. Została wysłana grupa, która pojmie ich i postawi przed sądem. Najprawdopodobniej zostaną unieszkodliwieni. - Zapadła chwila ciszy. Dominik tylko spojrzał na równie zdziwionego mową mnicha. - Nie zginą. Ich umysły zostaną całkowicie wyczyszczone. To wszystko. Co się tyczy konkretnie was.
- To ja miałem powiedzieć... - Bąknął jeden z siedzących przy biurku. Dołączył brata stającego przed oknem. Razem z nim, już w zwartej grupie stanęła cała Rada. - Jesteśmy wam bardzo wdzięczni. Kay'en Ca'non - od dziś jesteś tutaj mile widzianym gościem. Zawsze odnajdziesz tu spokój i ratunek. Twoje przewinienia zostały wymazane. - Mnich w żółtym stroju umoczył dłonie w misie z białego kamienia. Płyn w nim był złoty. Kai nie znał jego zapachu, ale woń była przyjemna. Mnich położył dłonie na twarzy tak, by płyn został na skórze - po chwili zaczął spływać po szyi.
- Natomiast ty, bracie Dominiku, za twoją pracę oraz udział oraz rozwiązanie zostajesz uhonorowany możliwością pracy w naszej kancelarii. - Nagle jego dłonie gładziły miedziany klucz - taki sam, który miał ich przewodnik. Dominik aż głośno przełknął ślinę. Całe zgromadzenie teraz czekało na to, co nagrodzeni mają do powiedzenia.

***


Katherine obudził szum Szepczącego Lasu. Jej domu. Miękki mech pod jej ciałem spawał, że spanie pod gołym niebem był o wiele przyjemniejszy niż największe łoża. Zapach świeżość, igieł leśnych i porannej rosy nie mogło się z niczym równać. Elfka przekręciła się i leżąc na boku zauważyła mężczyznę. Ten odwrócił się, jakby wiedział, że dziewczyna przygląda się mu z uwagą. Rozpromieniła się jego twarz.
- Moje słońce - szepną czule. Odgarnął niesforny kosmyk z jej czoła. - Jest jeszcze bardzo wcześnie, śpij.
- Nie chce już. Ciesze się tobą. Twoim widokiem.
Mężczyzna pocałował Elfkę w czoło. Nie miał jeszcze przygotowanego śniadania. Miał przygotować pieczone ryby warzywa i owoce dla Katherine. Gdy się odwrócił, dziewczyna zwróciła uwagę na ogromną, czarną plamę na koszuli, która zaczęła się rozszerzać. Wnet paskudna twarz zastąpiła oblicze Kaia.
- On nie wygrał. Karather'lith zawsze bierze to, co mu się należy.

Na te słowa Elfka wybudziła się w wielomiesięcznego snu.
Zablokowany

Wróć do „Klasztor Mrocznych Sekretów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości