ElfidraniaRaciczkami po rozżarzonym węglu

Miasto zamieszkiwane głównie przez elfy, jednak spotkać tu możesz też inne istoty takie jak wygnane Driady, a także małe chochliki poszukujące przygód. Elfy mieszkające w Elfidrani są niezwykle przyjaznymi istotami, dlatego schronienie w możne znaleźć tu każdy, a zwłaszcza Naturianie i istoty im pokrewne, ze względu na miłość elfów do wszystkiego co wolne.
Awatar użytkownika
Ariatte
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziejka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ariatte »

Vaela:

Czarodziej wrócił do swej chatki po dokładnym zbadaniu, jak przebiega wzrost jego dziwacznych, wspinających się po ścianach domu roślin. Jakże zaskoczony był widokiem satyrki, która już zupełnie zdrowa, a przynajmniej na taką wyglądała, rozrabiała wewnątrz izdebki. Z początku Stan nie dowierzał, że dopiero co nieprzytomna kozica była już w stanie tak energicznie skakać z jednego miejsca do drugiego. Jego usta rozwarły się, a na twarzy pojawił się wyraz wielkiego zdziwienia, gdy Vaela zaczęła obejmować jego kolana. Odruchowo uniósł obie dłonie, jakby w geście mówiącym "jestem niewinny!".
- Ale... - zaczął bardzo zdezorientowany, a jednocześnie zawstydzony zaistniałą sytuacją. - Sądzę, że to zasługa Ariatte i tego wojaka. To dzięki nim jesteś tutaj cała i zdrowa. - poklepał satyrkę po ramieniu, po czym spojrzał zaniepokojony na puste naczynie, w którym przed chwilą znajdowały się liście z jego własnego ogrodu. Vaela jakby czytając mu w myślach od razu wytłumaczyła się z całego zajścia. Stan westchnął i pokręcił głową z widocznym zażenowaniem.
- Te liście wyhodowałem osobiście w moim ogrodzie. - zwrócił się do satyrki, starając się wytłumaczyć wszystko od podstaw. - Ich opary mają właściwości uspokajające i relaksujące. Wpływają na umysł osoby, która je wdycha, dzięki czemu łatwiej jest jej skupić się na wykonywanych czynnościach. Biorąc pod uwagę fakt, że zjadłaś całe liście, zamiast grzecznie pooddychać parą, jaka unosiła się nad naczyniem, możesz odczuwać senność, mocną chęć przytulenia łóżka i prawdopodobnie momentami poczujesz się jak w innym świecie. Jest to na swój sposób przyjemne, gdyż nie będziesz przejmować się sprawami przyziemnymi, ale wątpię, byś była w stanie pojąc cokolwiek, co inni będą do ciebie mówić. A z tych gorszych skutków ubocznych... Przez jakiś czas możesz mieć dziwne przewidzenia. Tylko pamiętaj! Nie idź w stronę światła! - po ostatnim czarodziej zaśmiał się sam do siebie, jakby właśnie opowiedział przedni żart. Zaraz po tym do izby przyszedł Matt, a w rękach trzymał dwa szklane naczynia z czystą wodą w środku.
- Przyniosłem. - strażnik pochwalił się rezultatem wykonanego zdania. - Co prawda kręcił głową, ale w końcu udało mi się go przekonać.
- Oh, to wspaniale! - wykrzyczał Stan, po czym odebrał od Matta jedno z naczyń. Obejrzał je dokładnie, po czym z szerokim uśmiechem skierował się do stolika. Z szafki nad nim wyciągnął dużych rozmiarów kubek, a następnie odkorkował przyniesioną wodę i wlał ją do kufla.
- Proszę, pewnie jesteś spragniona? - z uśmiechem podał satyrce naczynie, po czym powtórzył wcześniej wykonane czynności i drugą szklankę podał Mattowi.
- Vaelo, może usiądziesz? Nie jestem w stanie stwierdzić, jak twoje "amu amu" zadziała na twój organizm. Wolałbym jednak, byś upadła na łóżko. Niepotrzebny nam kolejny guz na twojej głowie. - Stan wskazał satyrce łóżko, na którym przed chwilą leżała.
- Prawdę mówiąc - kontynuował, tym razem zwracając się do obojga obecnych w pomieszczeniu. - nie wiem, co mam z wami począć. Vaela na pewno nie opuści tego miejsca sama. Nie po tym, co zjadła. Ariatte być może niedługo wróci, ale obstawiałbym raczej, że prędzej zastaniemy ją w jej mieszkaniu. Widziałem, w jakim była stanie. Prawdopodobnie w tym momencie marzy tylko o tym, by się zdrzemnąć. Vaelo, powiedz mi, zamierzasz udać się do czarodziejki, gdy wydobrzejesz? Możemy cię do niej zaprowadzić za jakiś czas. - po tych słowach czarodziej usiadł przy stole, nakazując gestem, by Matt poszedł w jego ślady.


Ariatte i Lilianna:

Ariatte obrzuciła zażenowanym i niechętnym spojrzeniem wampirkę, gdy ta obnażyła swe kły. Czarodziejka była pewna, że instynkt tej kobiety prędzej czy później da o sobie znać i zamierzała być na to w pełni gotowa. Miała nadzieję, że nie będzie musiała utrzymywać z nią bliskiego kontaktu. Ale czy było to w ogóle możliwe? Przecież mieli wspólnie rozpracować tajną organizację. Taka operacja wymagała wspólnego zaufania i współpracy. Cała ta sytuacja nękała czarodziejkę i o wiele mocniej przejmowała się swoimi potencjalnymi sojusznikami, aniżeli niebezpiecznymi wrogami.
- Tak. Masz rację, Liliano. - skwitował Roderick, gdy ta wspomniała o możliwej wpadce. - Miejmy jednak nadzieję, że nikt z zaangażowanych w to osób nie ucierpi. Chociaż gdybym miał być szczerym...
- Czy zamierzasz nas o czymś poinformować? - Ariatte dobrze wiedziała, co dowódca chciał powiedzieć, jednak wyglądało na to, że musi pociągnąć go za język.
- Dowodziłem w wielu bitwach. Toczyłem niejeden spór, który nie ograniczał się tylko do agresji słownej. Walczyłem w różnych przedsięwzięciach i zabijałem w imieniu naszego władcy. Z mojego doświadczenia mogę stwierdzić, że żadna z takich akcji nie kończy się bez ofiar. ŻADNA. - ostatnie podkreślił wyraźnie przybity. Wyglądało to tak, jakby właśnie przypomniał sobie jakąś niezbyt przyjemną sytuację. Być może była to śmierć kogoś bliskiego właśnie przez podobne działania, jakie teraz podejmował przeciwko wspomnianej organizacji.
- Masz rację. - odpowiedziała czarodziejka. - Dlatego nie ma potrzeby żywić bezsensownej nadziei. Zamiast tego pilnujmy wszyscy swoich nosów.
Gdy wampirka zapytała o pierwsze wytyczne, Roderick na powrót usiadł na swoje miejsce, po czym oparł się o stół i zaczął zerkać to na Liliannę, to na płomiennowłosą.
- Po zachodzie słońca mamy spotkanie w karczmie "Róg Jednorożca". Drugie piętro. Karczmarz zadbał o to, by nie było niepotrzebnych gości tego wieczoru. W spotkaniu będą brać udział wszystkie osobistości, które biorą udział w całej akcji. Omówię tam cały nasz plan działania, podzielimy się na zespoły i przydzielę każdej drużynie zadanie. Niestety cała ta banda działa w tej okolicy dosyć intensywnie, jednak Elfidrania nie jest ich jedynym punktem zainteresowania. Działają dosyć prężnie również w pobliskich miastach. Wyjątkiem jest księstwo Karnstein. Część z was wyruszy w dalszą podróż, a częśc pozostanie tutaj i będzie starać się dowiedzieć, o co tym bydlakom chodzi.
- Rozumiem. - czarodziejka wstała ze swoje krzesła, po czym skierowała swój krok w stronę wyjścia. - Koniec marnowania czasu. Dowiedziałam się wszystkiego, co na ten moment chciałam. Teraz, jeśli pozwolicie, udam się na spoczynek, by móc wreszcie sensownie myśleć. Na zebranie przyjdę, i o ile uda mi się ją namówić, to zabiorę ze sobą swoją kozią towarzyszkę. Rodericku? - skierowała swój wzrok na dowódcę.
- Słucham? - strażnik wydawał się niewzruszony tym, że czarodziejka tak nagle postanowiła opuścić pomieszczenie, mimo że sprawa wyglądała na poważną. Łatwo można było stwierdzić, że jest dobrze zaznajomiony z charakterem płomiennowłosej.
- Mam nadzieję, że twoja zapłata w postaci złożonych obietnic jest aktualna?
- Oczywiście. Wieczorem wszystko będzie udokumentowane.
- Nie potrzebuję dokumentów. No, może poza aktem własności nieruchomości, którą otrzyma Vaela. Reszta mnie nie obchodzi. Rachunek za moją dzisiejszą noc ma być opłacony tak szybko, jak to możliwe. - Ariatte uśmiechnęła się, można by rzec, w miarę przyjemnie. Roderick również odpowiedział uśmiechem.
- Ah! - kontynuowała czarodziejka. - No i ty, Lilo. Nie daj się poparzyć do wieczora. Byłoby przykro, gdyby jeden z członków naszej drużyny został poszkodowany jeszcze przed pierwszym kontaktem z tymi bandziorami. - tym razem uśmiech, który zawitał na twarzy płomiennowłosej był szyderczy i wredny. Jakby chciał zdradzić, że Ariatte wcale nie żałowałaby, gdyby wampirce jednak przydarzyło się coś, co uniemożliwiłoby wzięcie udziału w tym wszystkim. Wpatrywała się chwilę w ciszy w Liliannę, po czym ostatecznie pomachała ręką im obojgu na pożegnanie i skierowała swój krok do domu Stana, by sprawdzić, jak się miewa satyrka.
Gdy słychać było dźwięk zamykanych drzwi do strażnicy, Roderick spojrzał się na wampirzycę, po czym wreszcie postanowił objaśnić krwiopijczyni parę rzeczy.
- Nie miej za złe jej zachowania. Nie ufa ci, ale jeśli czegoś wyjątkowo nie spieprzysz, to to się zmieni. A na twoim miejscu starałbym się, żeby tak się właśnie stało. Mimo że momentami jest... wybuchowa i aż nazbyt szczera, to nadal jest jedną z najpotężniejszych czarodziejek, jakie przyszło nam obojgu spotkać. Trzymaj się blisko niej. Z nią wszystko może wydawać ci się prostsze.
Awatar użytkownika
Vaela
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Satyr
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Vaela »

        Koza była wcale zadowolona z reakcji, jaką wywołała - zdecydowanie wyprowadziła czarodzieja z jego strefy komfortu, a to przecież najlepsza droga do rozwoju! Pokonywanie granic, próby osiągnięcia przekoziości… nie dało się tego zrobić siedząc w bezpiecznym miejscu, a wykopanie z niego przez kozie raciczki było najlepszym sposobem na ruszenie z miejsca! Dlatego też po chwili podskoczyła na równe nogi jak na sprężynach, założyła ręce za plecy i wyszczerzyła zęby, spoglądając na mężczyznę, tym razem z badawczym zainteresowaniem. Aczkolwiek coś jej przeszkadzało w ocenie, nie mogła tylko do końca zrozumieć, czym to jest. Przechyliła głowę dopiero, kiedy zaczęły padać wyjaśnienia odnośnie natury roślin, które przed chwilą zjadła. Czuła się nieco… zawiedziona? ”Hmm, czyli czeka nas niezła jazda i twarde lądowanie. Kozio! Choć oczekiwałam czegoś… nowego. Cóż, nie zawsze można dostać wszystko!”
        Kiedy czarodziej powiedział o pójściu w stronę światła, Vaela przez ułamek sekundy stała kompletnie nieruchomo, po czym zgięła się, wyjąć ze śmiechu, najczystszego, najbardziej szalonego, histerycznego śmiechu, jaki tylko była w stanie z siebie wydać - nie zdołała długo wytrzymać na nogach i upadła na plecy, tarząjąc się ze śmiechu i łapiąc się za brzuch, w którym poczuła ucisk od środka, ale nic nie mogła na to poradzić. Zdołała się w sumie nieco uspokoić, otrzeć łzy i podnieść, kiedy do środka wszedł strażnik. Na jego widok satyrka ponownie się roześmiała, tym razem jednak udało jej się ustać na nogach.
        - Jest waaass dwóóóóóch! - zarżała. - A taaaam gdzieeeee dwóóóóch ludziiiii, tamm… hihihihihihihi.
        Końcówki tego, co tak rozśmieszyło Kozę świat miał nigdy nie poznać, bo po chwili satyrka otrzymała kubek - od razu chwyciła go jakby to był największy skarb jej życia i podsunęła do nosa, podejrzliwie obserwując ciecz. Otępienie i wesołość pewnie musiało przyjść z taką dawką roślin uspokajających, ale zdecydowanie było na to za wcześnie - Vaela o tym wiedziała, ale wolała wcześniej zacząć się tak zachowywać, aby nie dać się zaskoczyć głupawce; w sumie jej tajnym celem było zaskoczenie jej właśnie. Była przekonana, że pewnego dnia uda jej się przekonać chemiczne składniki w organizmie, że już ktoś je uprzedził i niech najlepiej idą sobie gdzie indziej. A może po prostu tak sobie żartowała sama z sobą? Trudno tak naprawdę powiedzieć. Ważne było to, że teraz Koza uważnie badała substancję, wąchając ją, poruszając kubkiem i wprawiając ją w drżenie, aż w końcu macając w niej palec.
        - Wyyczuuwam podstęp! - powiedziała wyjątkowo niskim głosem, przeciągając pierwsze słowo, drugie wypowiadając tak szybko, jak tylko potrafiła. - Ile to ma procent?
        Nie zważając na odpowiedź wypiła zawartość kubka jednym łykiem. To dopiero sprawiło, że poczuła się dobrze! Spojrzała wyszczerzona na czarodzieja, który wykazywał wielką troskę o nią i poczuła, że chyba jej przyjaciółka dotarła do głowy. Kozica zgięła nogi, z hukiem lądując zadkiem na podłodze i siadając ze skrzyżowanymi raciczkami, przechylając się na boki powoli, słuchając dalszych słów. A te wzbudziły u niej oburzenie, choć tłumione mocno przez liście, które zjadła.
        - O, nie nie nie! - powiedziała powoli, po czym szybko wskoczyła na nogi - tym razem się przechyliła do tyłu i musiała zamachać nogami, aby nie upaść na podłogę. - Koziczki mają mocne kości, wszystkie dzieci to wiedzą! Wszystkie normalnie, spytajcie tamtego od ku-ku-ku-ku-kuni. On zna drogę. No i skoro jestem taka prze-prze-przekozia, to nie mogę zostawić przyjaciółki czarodziejki w potrzebie! Ruszam w sukurs!
        Vaela rzeczywiście ruszyła w stronę drzwi, ale trafiła twarzyczką w ścianę - odbiła się od niej, zakręciła na jednej raczicce dookoła osi, po czym spróbowała jeszcze raz, ponownie chybiając celu. Odsunęła się od nich, po czym spojrzała na dwóch mężczyzn, po czym uniosła palec, celując w nim w żadnego z nich.
        - Ej, niech któryś z waszej czwórki mi pomoże. Które z tych drzwi są prawdziwe, a które tylko podstępnym drzwiowym czarodziejskim diabelstwem z Piekła próbującego upokorzyć dzielną Kozicę o mocnych kościach, która chce ruszać na ratunek przyjaciółce czarodziejce?! Hmm?! Gadać albo wszystkich was…
        Vaela uniosła bojowo pięści przyjmując bokserską podstawę, ale po chwili jej gałki oczne wywróciły się do góry, a ona sama opadła w tył, lądując z kolejnym hukiem na podłodze, tym razem jednak także widocznie bez większych uszkodzeń; uniosła dłoń z wyprostowanym kciukiem.
        - Jestem w porządku! Zdrowe kości, dużo mleka, jestem wielka! Ale sobie zostanę może na podłodze. Podłoga miła. Podłoga kochana. Podłoga nie zdradzi. Podłoga mięciutka. Podłoga przytuli. Uuuu, jak wygodnie, prawie jak w domku. Podłogo, kocham cię, chcę mieć z tobą dzieci.
        Kozica w trakcie mówienia przechyliła się na bok i rzeczywiście przytuliła do podłogi, przyjmując pozycję embrionalną i zamykając oczy, opierając policzek na deskach. Widocznie naprawdę było jej straszliwie wygodnie.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Po rozstaniu się z Arriatą, Lilianna miała dość czasu, by przygotować się do nadchodzącej akcji. W końcu do wieczora pozostało z nawiązką jeszcze sześć czy siedem godzin, warto więc było wykorzystać je w sposób pożyteczny. W tym celu wampirzyca odwiedziła miejscowego kowala, by naostrzyc u niego wszystkie swoje noże, a także wstąpiła do kilku karczm po potrzebne informacje o ludziach, z którymi miała mieć niedługo do czynienia. Niestety te nie okazały się wielce pomocne, jakby nagle połowa karczmarzy i ich najlepsi klienci nabrali przysłowiowej wody w usta. A może poprostu bali się, że jej rzeczywiście nabiorą, w czym skutecznie pomogą im kamienie przywiązane do nóg w drodze na dno rzeki. Nie mniej nie miało to większego wpływu na determinację dziewczyny, która już układała w głowie niezawodny plan.
Jego realizację przeszkodziła jej niestety obecność kogoś jeszcze, kto bacznie jej się przyglądał z cienia, gdy ta była w drodze do "Rogu Jednorożca". Udając, że go nie widzi, Lilianna ruszyła przez labirynt ciasnych zaułków, za każdym zakrętem przyśpieszając kroku, aż znalazła miejsce, w którym ulice przechodziły w pętle. Jeśli ten ktoś za nią podążał, powinna go mieć zaraz przed sobą, co znacznie ułatwiało rzut lub pchnięcie nożem z zaskoczenia. Niestety, kiedy wampirzyca wyskoczyła zza winkla, ulica przed nią była pusta, jeśli nie licząc myjącego się pod rynną dachowca. Nieco zdezorientowana, zdusiła cisnące się na język przekleństwo, a następnie skoczyła pod jedną ze ścian, by skryć się przed smugą wędrującego światła. "Unikać słońca" powtarzała sobie, wędrując bliżej budynku do miejsca zasadzki, gdy nieoczekiwanie przed oczami przeleciał jej bełt.
Pocisk utkwił w cegle, dygocząc wściekle, kiedy Lilianna odwracała wzrok. Na końcu trajektorii tego miłego powitania stał bowiem mężczyzna, sądząc po sylwetce, odziany w czarny płaszcz, kapelusz i rękawice, w których trzymał niewielką kuszę.
- Lilianna Shasamo - zaczął powoli, pozwalając dziewczynie nieco ochłonąć, po czym sięgnął do głębokiej kieszeni i wyciągnął nowy bełt, który załadował. - Doprawdy nie wiem co ty tu robisz, ale dobrze radzę, nie mieszaj się w tę sprawę - dokończył i odskoczył do tyłu, znikając za dachówkami.
Lilianna, wciąż w szoku, ruszyła za nim, w locie dobywając swoich noży, aby w porę zareagować gdyby intruz próbował jeszcze paskudniejszych sztuczek. Niestety ten zniknął. Tak po prostu i niespodziewanie, zostawiając po sobie jedynie kartkę przybitą do komina. Przyglądając się koślawym literom na wyblakłym tle wampirzyca zdołała jedynie odczytać z nich ostrzeżenie, by dla własnego dobra nie zbliżała się do "Rogu Jednorożca". Nie wiedząc co o tym myśleć, dziewczyna zmiotła kartkę i wtopiła się w najbliższy tłum. Jasne, że nie zamierzała posłuchać tego ostrzeżenia, ale w takim razie musiała ostrzec Arriatę i Vaelę przed tym tajemniczym typem. O ile właśnie się nie spóźniła na spotkanie z czarodziejką...
Awatar użytkownika
Vaela
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Satyr
Profesje: Włóczęga , Artysta
Kontakt:

Post autor: Vaela »

        Vaela, przytulona do podłogi, z którą wkrótce miała zamiar rozpocząć kopulację, nagle drgnęła, gdy poczuła ukłucie na swoim nadgarstku. Okropnie znajome ukłucie! Satyrka podniosła się nieco, aby zerknąć na swoją bransoletę, której klejnot począł mienić się wszystkimi ośmioma kolorami koziej tęczy. Kózka zbliżyłą go jeszcze do ust i polizała, żeby się upewnić, czy aby na pewno nie ma kolejnych majaków od tego zioła.
        - No, jesteś ostatnio jakoś naprawdę nadpobudliwy! - zakrzyknęła, po czym wskoczyła na równe,(dobra nieco bardzo zgięte) nogi i odwróciła się do mężczyzn, którzy przyglądali się jej z żywym niepokojem. Vaela odchrząknęła, po czym rozpoczęła przemowę:
        - Połowy z was nie poznałam na tyle dobrze, jak powinnam, a mniej niż połowę z was lubię o połowę mniej niż żeście…
        Zdziwione spojrzenia dwóch osób, patrzących po sobie tyle ile po kozicy, nagle zamieniły się w szok, gdy ta niespodziewanie zniknęła! Wcześniej oślepiając ich przez rozbłysk jasnego światła.
        - Co do…

[Ciąg dalszy: Vaela]
Zablokowany

Wróć do „Elfidrania”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość