EfneZapomniane domostwo [obrzeża Efne]

Miasto założone na cześć córki króla Bedusa, która w wieku dziesięciu lat oddała swój wzrok za lud. Uratowała go od zniszczenia. Efne otaczają liczne lasy, góry oraz wzgórza graniczące z Pustynią Nanher.
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Kiedy tylko wspiął się na drzewo, Andrew zauważył stojącą z boku całej akcji kobietę trzymającą za rękę jakieś dziecko. Tylko mi kobiet tu brakowało do pełnej rzezi. Pomyślał patrząc na znikającego elfa. Ze światła wydobywającego się z chatki domyślił się, że elf znalazł się w środku.
Już przekonywał siebie, że ruszy do akcji, kiedy tylko zauważy, że kobiecie i dziecku będzie grozić niebezpieczeństwo, kiedy nagle poczuł coś na głowie. W najśmielszych snach nie wyobrażał sobie ponownego spotkania z duchem Królika poznanym w posiadłości hrabiego Wiliama. A tu znikąd Duch ten pojawił się u niego na głowie.
-Witaj. Pamiętam cię psotniku. Ale tym razem już mam pewność, że nie pożywiłbym się tobą, więc bądź spokojny. Mógłbyś mi za to wytłumaczyć co się dzieje.
Ostatnio edytowane przez Andrew 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

- Granat! Odpalaj ten cholerny granat!
Rozległ się rozkazujący krzyk zdenerwowanego Borysa. Chwile później lont zaczął syczeć. Nasączony w chemikaliach sznur zaczął wydawać charakterystyczne brzmienie, dające znać o tym, że czas eksplozji niefortunnie się zbliża.
- Trzymaj!
Niski najemnik otrzymał odpowiedź zwrotną. Błyskawicznie chwycił palące się cudo, a następnie wykonał szybki obrót wrzucając prosto w kłapiącą niebezpiecznie paszczę smoka palącą się bombę. Czarna bila prawie zanurzyła się w piekielną gardziel, gdy nagle smok drgnął. Nie wróżyło to nic dobrego.Bomba przeleciała przez niematerialne cielsko, którego iluzja przez moment pozostała w tej rzeczywistości.
- Orpheus!

Kobieta skinęła porozumiewawczo głową, że jest gotowa do skoku, gdy nagle podłoże znikło. Reventlow nie miał nawet szansy na dobry upadek, ponieważ niespodziewanie stał się podporą dla kobiety, którą ratował z opresji. Padł twardo plecami na ziemie. Lądująca dziewczyna jakby inaczej wbiła go po prostu w ziemię, używając go niczym dobrej trampoliny, którą zamortyzowała upadek.
- Orpheus!
Krzyknął Borys, który dziesięć metrów od niego stał machając szybko rękoma wskazując kierunek. Blond włosy chłopak rozejrzał się dookoła, z zaskoczeniem zauważając przed sobą ładunek wybuchowy, który palił się tuż pod ich nosem. Mężczyzna przełknął ślinę.

Już zaczynało się ściemniać, gdy młody szlachcic z rodu Revenlow wyszedł ze swojej komnaty. Żarzące się światło wpadało przez wąskie okiennice, nadając ciemny kolor szaremu kamieniowi, który dominował na całym zamku. Tuż przy drzwiach czekało dwóch służących ojca, którzy mieli zaprowadzić go do komnaty kanclerza króla Arata.
- Ojciec już czeka.
- Więc prowadźcie.
Powiedział chłopak. Wypełniony promieniami słońca korytarz prowadził do południowego skrzydła. Mieściła się tu wielka sala bankietowa oraz komnata w której władca tego zamku podejmował swoich gości i rozporządzał swoimi włościami. Orpheus wraz z dwojgiem służących Ojca wkroczył na ogromne schody kierujące na pierwsze piętro do komnat prywatnych rodziciela. Gdy zobaczył drzwi pilnowane przez dwóch strażników, pozwolił sługom odejść a sam wkroczył do pokoju. Komnata była urządzona przestronnie w starym tradycyjnym stylu. Tuż przy balkonie znajdywało się stare biurko a po drugiej strony pokoju widać było bogatą biblioteczkę, pełną różnych dzieł znakomitych pisarzy. Na samym środku pomieszczenia stał kominek nad którym spoczywały dwa długie miecze. Obok niego siedział Conrad Ditlev Reventlow, Kanclerz Króla Arata, namiestnik wschodu znany jako Czerwona Tarcza - ojciec Orpheusa. Był to mężczyzna o jasnych jak słoma włosach, tak jak każdy z jego rodu. Można by pomyśleć, że wysokie stanowisko odbiło się na wyglądzie Conrada, że wraz z pozycją przybyło mu kilka kilogramów. Kanclerz był inny niż przeciętny człowiek jego rangi, był całkiem wysoki oraz postawny. Uchodził za silnego człowieka zaprawionego w bojach. Nosił długie wąsiska, które zakręcały się w niedużą spirale. Tak jak każdy z jego rodziny szlachetna krew nadała im kolor zboża. Pomimo sędziwego wieku, starcze srebro jeszcze ich nie dotknęło.Włosy miał spięte w długi warkocz, który był spuszczony za ramię. Gdy syn Conrada Ditleva wkroczył do pomieszczenia, mężczyzna czytał nową książkę cesarskiego dramaturga Floriana Thaniona.
- Witaj Ojcze.
Powiedział chłopak..
- Witaj Orpheusie. Zapewne już wiesz po co Cię tu wezwałem.
Nastała krótka chwila milczenia, kanclerz zdjął swoje okulary i odłożył książkę na nieduży stolik. Kanclerz spojrzał chłopakowi w oczy.
- Malaika musi opuścić ten dom.

Zapach palonego prochu rozszedł się po całym gospodarstwie zaraz po tym jak granat wstrząsnął okolicą.
- Blisko było.
Powiedział chłopak. Szybka reakcja Orpheusa uratowała dziewczynę tak jak jego samego. Szlachcic gdy tylko zobaczył bombę, szarpnął się do tyłu i kopnął granat, który wybuchł tuż przy zabójcy. Był przekonany, że w tym momencie szczęśliwym trafem zakończył całą sytuację, jednak wydarzenia nie potoczyły się tak jak się tego spodziewał. Smoczy jeździec pojawił się tuż przed nimi.
- Tylko spróbuj ją tknąć.
Zagroził szlachcic podnosząc się na nogi. Wyciągnął swój koncerz, stając tuż przed leżącą dziewczyną. Nie widział determinacji jaka iskrzyła się w jej oczach. Wiedział już, że nie była zwykłym człowiekiem, ale dla niego nadal była bezbronną niewiastą. Czekał na jakikolwiek ruch mężczyzny, błąd jaki mógł obrócić na swoją korzyść
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Abraxis
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Abraxis »

- Czy to była groźba?- zapytał obojętnym tonem Abraxis. Doskonale znał swą przewagę nad przeciwnikiem, a także możliwość zakończenia całej tej imprezy. Jednak uderzenie granatem na swój sposób spodobało się elfowi, lubił tego typu zagrywki.
- W Twojej sytuacji nie byłoby to wskazane, mam rację? W tej chwili dwie lodowe postaci przyłożyły nóż do gardła szlachcicowi po lewej i prawej stronie.
- Gdybym spróbował ją zabić obydwoje byście leżeli już trupem. Teorytycznie miałbym spokój czyniąc to, ale...- tu się zatrzymał na chwilę wpatrując się w oczy elfki. -...teraz musiałbym zabić tych, których nie mam w planie.
Dwie postaci z lodu znikły tak szybko jak się pojawiły. Spojrzał na biednego pijaczka wymachującego czymś, sam nie znał nazwy owego oręża, ale wyglądało na bardzo stare. Poświata maga wzrosła tworząc coś na kształt sześciogłowego potwora o rozmiarze około 2 metrów.
- Więc jak? Macie jakieś propozycje wyjściowe z tej sytuacji? - właściwie pytanie brzmiało jak zdanie, był już znużony całą sytuacją. Najchętniej dałby sobie spokój ale cóż, i tak musiałby to kiedyś zrobić, a po co odkładać sobie wszystko na dalszy termin...
Saura
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saura »

Teoria o tym, że niektórzy nie mają czasu na złapanie drugiego oddechu zaczynała być coraz prawdziwsza. Saura żałowała tylko, że należy do tych, którzy jak najbardziej podpadają pod to stwierdzenie. Najpierw od strony domu nadleciał niewielki przedmiot. Najwyraźniej zmierzał w kierunku smoka. Elfkę przestało interesować jaki był tego cel, gdyż chwilę później straciła grunt pod nogami. Spadając, przygotowała się mentalnie na nieprzyjemne spotkanie z gruntem i ból, który niewątpliwie ponownie ogarnie jej ciało. Jak się okazało, niepotrzebnie sie przejmowała. Trafiła na coś miękkiego oraz żywego. Zdążyła jedynie posłać szlachcicowi przepraszające spojrzenia za sprawienie kłopotów, kiedy ten wykonał gwałtowny ruch. Syczący, tlący się przedmiot potoczył się w stronę elfa.

Huk, który rozerwał powietrze był wręcz oszałamiający dla wrażliwego słuchu Saury. Podniosła się wolno i cofnęła kilka kroków, jakby spodziewając się, że ta czynność pomoże jej pozbyć się szumu w głowie. Albo wybawi od paskudnej woni prochu. Szybko przestała się tym martwić, kiedy poczuła przed sobą aurę pobratymca. Chociaż doświadczenie z granatem musiało być dla jego uszu również czymś nieprzyjemnym, to pozbierał się szybciej niż przewidziała.

Słowa elfa o zaproponowaniu rozwiązania sprawy, tylko wzbudziły w dziewczynie podejrzliwość. Nie mogło być inaczej, skoro ktoś, kto najpierw próbuje ją zabić, nagle ni z tego ni z owego chce dojść do porozumienia. Kolejna sztuczka? Podstęp, za pomocą którego przeciwnik chce skłonić ją do utraty czujności? Jakby nie było, nie zamierzała dać się nabrać. Obserwując jasnowłosego przybysza, dostrzegła także znajomą postać obszarpańca. Nie wiadomo czy pijaczyna zamierzał walczyć z elfem czy z własnymi pijackimi zwidami. W każdym razie, prowokował los. No chyba, że stanowił przykład tego, iż niektórzy mają w życiu diabelskie szczęście. Ratujące ich przed wybuchającymi granatami oraz utrzymujące cierpliwość zabójców na wodzy. Jednakże każde szczęście ma swoje limity. Bez względu na to, jak godny pożałowania żywot prowadził ten głupiec, Saura nie umiałaby spokojnie przyglądać się, jak w tym miejscu, gwałtownie dobiega końca. Skrzywiła się. Co będziesz robić później, dziewczyno? Chronić biedne myszki przed kocurami?

Tymczasem młody człowiek nie przyjął najlepiej zachowania elfa. Saura zamrugała, zaskoczona oświadczeniem młodzieńca. Spotkała się już z naprawdę szlachetnymi przedstawicielami ludzkiego gatunku, ale taka postawa należała do wyjątków. No bo kto ryzykowałby życiem dla nieznajomej? Jedno było pewne. Nieoczekiwana reakcja szlachcica, pomogła czarnowłosej elfce całkowicie wyrwać się z oszołomienia. Zaimponowało jej to, co usiłował zrobić, z drugiej strony nie mogła pozwolić, by taka szlachetność została utracona. Zwłaszcza, że to z nią zabójca miał na pieńku. Już miała zamiar wyjaśnić to swojemu obrońcy, gdy ktoś dał o sobie znać.

Shada z typową dla siebie werwą, przeleciał niczym pocisk tuż obok Abaraxisa. Wypuszczona ze szponów broń, uderzyła o bruk, zaś ptak usadowił na gruzowisku będącym niedawno fontanną.
Widzę, że ani na chwilę nie można cię zostawić samej przywitał Saurę, po czym przyjrzał każdemu z obecnych. Spojrzenie, jakie posłał Orpheusowi, wypełnione było ciekawością, w przypadku Abaraxisa przenikliwością, zaś pijaka rozbawieniem. Shada nie bez powodu był astralnym bytem. Nie działały na niego żadne sztuczki. Nie interweniował jednak w żaden sposób. Niechże przedstawienie trwa, dlaczego by nie?
Towarzystwo też sobie dobrałaś wyborne. Jeśli interesują cię nowe, ciekawe znajomości, opodal znajduje się kolejna, godna poznania istota.
Jeszcze jedna? powtórzyła Saura, podnosząc Shamshir. Sama nie wiedziała, czy ten fakt powinien ją cieszyć czy martwić. Kolejna nieprzyjaźnie nastawiona dusza nie była nikomu na rękę. Natomiast, jeśli owy osobnik nie miał wrogich zamiarów, lepiej by było, żeby się ujawnił.

Saura zbliżyła się do szlachcica akurat w chwili, gdy dwa wywołane stwory zniknęły. Nie umniejszyło to jednak rosnącej w niej zimnej wściekłości.
- Nic ci nie jest, panie? - spytała cicho młodzieńca. Jej głos nie brzmiał już jednak tak spokojnie, miło i opanowanie, kiedy zwróciła się do jasnowłosego elfa.
- Rozwiązanie sprawy? - warknęła Saura- Po tym wszystkim co zrobiłeś, składasz propozycje? Jak śmiesz?! Nie mam pojęcia, jaką to grę próbujesz z nami prowadzić... Nie najlepiej jednak ona ci wychodzi, skoro myślisz, że możesz teraz, ot tak sobie zawrzeć porozumienie z kimś, komu rzucasz groźby w twarz.
Czarnowłosa czuła jak jej palce coraz mocniej zaciskają się na pochwie od szabli. Gdyby było to możliwe, zapewne zmiażdżyłaby drewniany futerał w dłoni. Większym prawdopodobieństwem było, że po takim czymś, przez krótki czas będzie miała problem ze sprawnym zginaniem i prostowaniem palców.
Och, ten elf jest na wskroś arogancki. Zapewniam, że kilka złamanych kości, błyskawicznie uleczy go z tego stanu popłynęła przepełniona obojętnością myśl jastrzębia.

Zajęci konwersacją Andrew i dziwny królik, zdawali się nie dostrzegać pary błękitnych oczu, która obserwowała wszystko pilnie. Ich właścicielka stała pod drzewem, zadzierając wysoko główkę. Airlin była doprawdy ciekawym świata dzieckiem. Teraz, gdy obcy głos tymczasowo umilkł w jej umyśle, mogła wrócić do swojego dziecięcego trybu bycia. Dać upust zaciekawieniu:
- Dzień dobry! - wykrzyknęła na całe gardło - Kim wy jesteście? Jak weszliście na tak wysokie drzewo? Co będzie jak się połamie? A ten pan królik to pewnie zaklęty czarodziej... Babcia mi opowiadała, że żyją tacy na świecie, gdzieś za górami i lasami... A tak w ogóle, ja też chcę na drzewo.
Zasypując nietypową parę potokiem słów, dziewczynka zdawała się nie zwracać uwagi lub też nie przejmować, tym co rozgrywało się parę metrów dalej, na dziedzińcu.
Ostatnio edytowane przez Saura 13 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
- A jeśli cię zabiję?
- Jeśli mam umrzeć, chcę umrzeć z twojej ręki. Twoja nieobecność będzie jak trucizna, ale mnie nie zabije. Zostań, proszę, zostań ze mną. Nie chcę innej kobiety. Nie chcę innego mordercy.
Obrazek
Awatar użytkownika
Jasper
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Nieumarły (Upiór)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jasper »

Pijaczyna rzucił się w szale na elfa. Przypominał bardziej kotłującą się bez celu tuż obok kupę szmat niż człowieka. O ile to możliwe w powietrzu od smrodu jego ciała zrobiło się aż gęsto. Po raz kolejny fizjologia tego biednego mężczyzny nie wytrzymała emocji.
- Yam jezd lycesz hfapia bwrodniej marhh... iiii... Gin nayescfo!

Królik wielce ucieszył się faktem, że przynajmniej tym razem nikt nie chce go pożreć. Zeskoczył z gracją na gałąź obok Andrewa i zaczął wyjaśniać bardzo rzeczowym tonem, co nie mogło się obejść oczywiście bez nadmiernej gestykulacji.
- Otóż panie miśku już tłumaczę, tam to się toczy bój pomiędzy strasznie potężnym elfim lalusiem, bandą podróżującego szlachcica, kobietą, która wnioskując z zachowania ma swoje gorsze dni... A! No i jeszcze jest ten biedny pijaczek, mimo wszystko pasuje do tego przedstawienia. Czujesz to? Powietrze aż wibruje przepełnione magią. Powiedz mi przyjacielu od kiedy to świat i istoty w nim żyjące nie potrafią sobie bez niej poradzić? Zawsze szukają okazji do udowodnienia jacy to są wspaniali, piękni, potężni... Aż mnie mdli... Nie dziwię się pijakowi, że zwrócił zawartość swojego żołądka...
Tu zwierzak przerwał i spojrzał zdezorientowany na dół.
- A Ty tu skąd? Ja jestem królikiem, a to jest misiek. Jak się nazywasz dziewczynko i czemu do nas nie dołączysz tu na górze? Wtedy napewno wszystko szczegółowo Ci wyjaśnię.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

W powietrzu unosił się zapach świeżego powietrza. Pierwsze promienie słońca wynurzały się za ciemnych chmur oświetlając przemoczoną trawę. Wysokie zielone kształty wiły się w różnych kierunkach i przyjmowały często niesamowite formy. Gdzieniegdzie widać było cudowne kolory kwiatów i owoców. Głęboka czerwień kolczatych róż, pomarańcz pierzastoklapowanych gerber oraz żółć liliowatych tulipanów tworzyła miłą dla oka kompozycję wykreowaną rękoma Ojcowskich Ogrodników. Każdy kwiat na tym niedużym skwerze zachwycał swoim cudownym kształtem i kolorem. Orpheus spoglądał ze spokojem na ten krajobraz. Duże okno wpuszczało do niedużej komnaty trochę świeżego oddechu przepotężnego Eola, dając wytchnienie dwóm przebywającym tam osobom. Spojrzał ostatni raz na ciągnący się przed nim ogród pełen niespotykanych i rzadkich roślin. Ostatnim okazem na jaki skierował swój wzrok było rosłe drzewo zwane miłorzębem, które stało na samym środku bujnej, ale twardo trzymającej się roślinności. Okaz sprowadzony został z dalekiego wchodu jeszcze przed narodzinami chłopaka. To drzewo zawsze odkąd pamiętał zawsze istniało w tym ogrodzie. Zieleniec w ciągu dwudziestu lat kilkakrotnie doznawał różnych zmian, jednak to jedno drzewo było niezmienne, zawsze stało twarde i silne, niezmienne...
Młody Reventlow odszedł do okna, spoglądając na resztę komnaty. Nie była wielkich rozmiarów, jednak skromny wystrój nadawał jej sporą przestrzeń. Stolik, krzesła, szafa oraz sypialne łózko to wszystko co można było znaleźć w tych czterech zamkniętych, białych ścianach. Chłopak wziął głęboki oddech i przez moment delektował się kojącym zapachem powietrza. Chwycił delikatnie za krzesło i podsunął je obok łóżka na którym leżała nieprzytomna dziewczyna. Oparł się o siedzisko i gładząc swój świeży zarost spojrzał na odpoczywającą dziewczynę. Minęły już cztery dni odkąd Orpheus znalazł panienkę zakrwawioną w lesie. Od tego czasu została kilkakrotnie opatrzona przez doktora. Lekarz z początku nie dawał wielkich szans na przeżycie młódki. Rany jakich doświadczyła były szarpane i głębokie, do tego przepełnione zakażoną krwią, brudem i zgnilizną lasu. Szlachcic nawet w pewnym momencie musiał zagrozić doktorowi, który nie chciał przystąpić do operacji. Przez pierwszą noc nie było wiadomo czy młódka dożyje świtu jednak w tym momencie jej stan wyglądał na stabilny. Młody szlachcic długo się zastanawiał się nad tym kto mógł dopuścić się tak okropnego czynu na niczemu winnej kobiecie. Kimkolwiek był z pewnością nie przeżył by spotkania z Orpheusem.
Dziewczyna miała pociągłą, kościstą twarz i była strasznie chuda, nie mal w równym stopniu co długo głodujący ludzie. Długie słomiane włosy zostały skrócone nożycami doktora o ponad trzy czwarte. Brudne i zlepione krwią kołtuny nie nadawały się na nic innego jak na usunięcie. Miała nieco inną karnację niż żyjący tu ludzie, jednak nie wyglądała na niewolnice albo sługę. Gdy Orpheus ją znalazł miała na sobie suknie na pewno nie należącą do mieszczanki albo chłopki. Zdawała się być kimś więcej...

Orpheus nagle zbudził się ze snu podnosząc głowę z oparcia drewnianego krzesła. Zdawało mu się, że słyszał jakiś hałas, jednak nie był w stanie zobaczyć jego źródła. Było już ciemno, za oknem panowała noc. Wtedy hałas rozległ się jeszcze raz, tym razem otworzyły się drzwi, które wpuściły trochę jasnego światła.W drzwiach ukazała się kobieca sylwetka, która zdawałoby się patrzyła na chłopaka.
- Czekaj!
Powiedział chłopak wstając z drewnianego siedziska.
- Tu jesteś bezpieczna, nie zrobię Ci krzywdy.Widzisz nie mam broni.
Oznajmił podnosząc obie ręce do góry, podchodząc bliżej młódki. Dziewczę spojrzało na niego powoli ze strachem niczym niewinne zwierzątko. Gdy nagle jej wzrok załamał się i ze łzami w oczach rzuciła się Orpheusowi na szyje.
- Przepraszam!
Szepnęła.

- A więc nie pamiętasz jak się nazywasz?
Powiedział Orpheus wchodząc do komnaty z tacą pełną różnych smakołyków. Postawił ją na niedużym stoliku, na którym siedziała dziewczyna.
- Jedz i pij, to wszystko dla Ciebie.
Oznajmił siadając na drewnianym krześle. Spojrzał na dziewczynę, która delikatnie chwyciła kawałek pomidora i włożyła go sobie do ust.
- Nie... Zdaje mi się tak jakby wszystko co przeszłe wyparowało. Nie wiem kim jestem, nie pamiętam. Widzę tylko białą niezapisaną kartkę.
Orpheus spojrzał w dół, jednak po chwili drgnął. Przypomniało mu się coś. Sięgnął powoli do kieszeni wyjmując z niej małe zawiniątko.
- To jest jedyna rzecz jaką znaleźliśmy przy tobie tamtego dnia. Mówi Ci to coś?
Reventlow włożył do ręki nieduży medalion mający rdzeń z czarnego nieznanego nikomu kamienia i oprawiony w szlachetny kruszec - złoto. Na czarnej płycie było widać było wygrawerowane litery "Malak".
- Malak... Niestety nie... Nie mam z tym przedmiotem żadnych wspomnień.
Zapanowała cisza... Orpheus nie wiedział co powiedzieć. Cisze przerwał głos dziewczyny.
- Orpheusie nazwij mnie...
- Od dzisiaj nazywasz się Malaika.
Odpowiedział mężczyzna.

Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech. Nie był to wyraz ani szyderczy, ani złośliwy był to znak aż zanadto przesycony pewnością siebie. Mężczyzna ni drgnął gdy dwie postaci z lodu pojawiły się nagle i przyłożyły nóż do gardła szlachcicowi po lewej i prawej stronie. Z twardą determinacją patrzył w oczy zabójcy. Słyszał słowa wypowiedziane przez panienkę, którą zamierzał uratować. W jej mowie było dużo racji, którą zamierzał potwierdzić.
- Więc dlaczego tego jeszcze nie zrobiłeś? Mam się uginać przed kimś takim słabym jak ty? Nie zdołałeś mnie nawet zranić. Jestem cały i zdrowy. Moje serce ciągle bije. Jesteś zwykłym szubrawym łotrem, niczym więcej.
W oczach chłopaka zaiskrzył blask. Uniósł trzymany koncerz do góry próbujący się zamachnąć, jednak gdy miecz miał opaść w dół...Lufa pistoletu zamajaczyła przed twarzą aroganckiego asasyna. Chłopak niczym magik odwrócił uwagę wszystkich. Miecz był szybki jak strzała, jednak pistolet dorównywał prędkością błyskawicy. Z tą samą determinacją nadal wciąż patrzył w oczy zabójcy.
- Z tej odległości nie pomoże Ci nawet twoja magia.
Ostatnio edytowane przez Orpheus 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Abraxis
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Abraxis »

Był wyraźnie zaskoczony gdy ujrzał przed sobą pistolet. Niemniej jednak nic mu by on nie zrobił gdyż szlachcic wyraźnie lekceważył potęgę magii.
- Może i jestem zwykłym łotrem, nie mnie to osądzać. Jakbym chciał Cię zabić już wcześniej rozpoczął bym to działanie.
Tu zawiesił wzrok na mężczyźnie mówiąc mu prosto w oczy.
- Moja magia mi nie pomoże, lecz gdybyś wytężył swój zmysł magiczny zauważył byś, że w tej dziedzinie nie jestem sam.- doskonale zdawał se sprawę z możliwości jego czakramu,więc strzał w broni palnej musiałby być naprawdę mocny. Chyba czas to zakończyć...- pomyślał mentalnie przygotowując się do finałowego uderzenia. Chwilę pomyślał o pijaczku ale cóż, dał mu do zabawy głowy ze swojego magicznego pancerza, w końcu niech się choć raz do czegoś przydadzą. Miał zamiar uderzyć gdy...

...przypomniały mu się wszelkie sytuacji w jakich uczestniczył i w jakich ktoś zginą. W ostateczności z nieznanych przyczyn odblokowały mu się wspomnienia których normalnie nikt by nie pamiętał, a było to gdy zabito mu rodziców. Chłopak spuścił wzrok. Sam już nie wiedział co zrobić. W głowie miał straszliwy mętlik. Po jego lewej stronie pojawiła się projekcja astralna w której było widać zamaskowaną postać. W końcu postać przemówiła
- Masz okazję. Zakończ tę farsę. Tak niewiele nas dzieli od osiągnięcia celu.- mówiła zamaskowana postać. Twarzy nie było widać, lecz Abraxis doskonale wiedział z kim rozmawiał.
- Nie.- odpowiedział dopiero teraz zdając sobie sprawę jakim był głupcem wierząc w te bzdety. - Jeżeli celem nazywasz wyrżnięcie całego miasta dla osiągnięcia Twego chorego celu... to udowodnię, że się mylisz.- mówiąc to zacisną pięści bardzo mocno. Ci, którzy potrafili wyczuć aurę zapewne zauważyli zmianę u elfa. Stał rozmyślając o nowym planie...
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Wysłuchał relacji królika. Z niepokojem przyjął do wiadomości, że w chacie, t samym centrum akcji, znajduje się jeszcze jedna kobieta. Zwrócił w końcu swoją uwagę na dziewczynkę pilnując, żeby nie wylądować na niej kiedy będzie zeskakiwał.
Wylądował z hukiem 5m od Niej. lekki wstrząs wywołany jego lądowaniem wystarczył, żeby mała straciła równowagę. Podtrzymał ją przed uderzeniem twarzą o ziemię, wziął na ręce i posadził na najbliższej gałęzi nie zwracając najmniejszej uwagi na jej piski. Zastanowiło go przez chwilę, czy Dziewczynka piszczy ze strachu, czy z zabawy.
-Mógłbyś się nią przez chwilę zaopiekować?? - Zwrócił się do wciąż siedzącego na drzewie królika.
Niestety kiedy skierował swoje kroki na podwórze przypomniał mu się podstawowy powód dla którego do tej pory unikał dołączenia do bójki. Smród, który pijaczyna roztaczał dookoła siebie był dla niego, nawet w jego ludzkiej postaci, nie do zniesienia. Okrążył więc podwórze i podchodząc od Boku wzdłuż ściany stanął w końcu przed wejściem do chaty.
Pochylony wpół zajrzał do środka. Widok był dla niego iście dziwny. Stojący tuż przy wejściu Elf wykrzykujący coś do Jakiejś dziwnej poświaty, mężczyzna trzymający pistolet tuż przy twarzy tegoż elfa i kobieta, która sądząc po minie właśnie skończyła obrzucać tego pierwszego przezwiskami. Nie zauważył stojącej w głębi postaci zaaferowany tym co się działo tuż przed jego nosem.
Doszedłszy do wniosku, że już nic dziwniejszego tutaj nie zobaczy wszedł do środka i uderzając głową o poszycie wyprostował się tuż za elfem.
-Co tu się cholibka dzieje? - Zadudnił jego głęboki, basowy głos.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Saura
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saura »

Normalny, dorosły człowiek na widok królika, zapewne uznałby, że padł ofiarą czarnej magii lub zwyczajnie zaczyna tracić rozum. Wszak nie istniało coś takiego, jak gadające zwierzaki. W przypadku Airlin, sprawy jednak miały się inaczej. Była jedynie ośmioletnią dziewczynką, która mogła całymi godzinami wysłuchiwać przeróżnych bajek. Już sam ten fakt tłumaczył to, że nie uciekła z krzykiem. Co więcej, bardzo się ucieszyła z umiejętności długouchego. Skoro spotkała przemawiającego ludzkim głosem króliczka, na pewno napotka jeszcze gromadkę krasnoludków, królewnę z Czarnej Wieży i pozostałych bohaterów z babcinych opowieści. Groźnie wyglądający pan zwany miśkiem, wcale nie okazał się taki groźny. Był nawet na tyle miły, że posadził ją na drzewo, dzięki czemu blondyneczka miała dobry widok na najbliższą okolicę. Nie zdążyła mu jednak za to podziękować, bo oddalił się gdzieś w wielkim pośpiechu. Do towarzystwa pozostał jej królik, w którego zresztą zaczęła wpatrywać się niczym w największe cudo tego świata.
- Ale ty jesteś biały i puszysty - zachichotała dziewczynka. Widać było, że ma ochotę potraktować królika jak żywą maskotkę. Przez te kilka lat życia, zdążyła już dojść do wniosku, że wszystkie króliczki są słodkie, jakąkolwiek barwę futra by nie miały.
- Jestem Airlin - dodała po chwili z całą swoją dziecięcą otwartością - Przybyłam tutaj z panią Saurą, żeby obejrzeć dom. Chyba chce w nim mieszkać. Zupełnie nie wiem, po co. Sam widzisz, jaki jest paskudny. A jak ty się nazywasz, króliczku?

W między czasie, na dziedzińcu sytuacja stawała się coraz dziwniejsza. Saura była nie mniej zaskoczona widokiem pistoletu niż ich adwersarz. Udało się jej jednak znacznie lepiej ukryć zdumienie. Owszem, pistolet był czymś ekskluzywnym. W sumie nie było więc czemu się dziwić, że trafił w ręce szlachetnie urodzonego człowieka. Inna sprawa, że trudno było powiedzieć czy broń palna mogłaby rozstrzygnąć losy tego pojedynku. Wszystko zależało od tego, co będzie szybsze - kula czy zaklęcie.

Czarnowłosa skrzywiła się, słysząc odpowiedź elfa. Czyli wiedział, że jest łotrem. Bardzo dobrze, to znacznie ułatwiało wiele spraw. Niestety, pomimo tej deklaracji, mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał przerwać swoich łotrowskich działań. Dziewczyna wyczuła, jak wokół niego zbiera się jakaś potężna, a zarazem niepokojąco znajoma siła. Drgnęła lekko, kiedy zmysły zaczęły rozpoznawać ten rodzaj energii. Nie było jednak czasu na popadanie w szok. Bowiem wraz z rozpoznaniem, w elfce odezwały się wpojone niegdyś, podczas nauki odruchy. Skoro mężczyzna naprawdę chciał walczyć, niech mu będzie. Tym razem Saura była gotowa spełnić jego życzenie. Domyślała się, co chciał zrobić i zdawała sobie sprawę, że jedynym sposobem, aby go powstrzymać było uderzenie w niego, nim skończy przywoływać swoją moc.

To, co planowała nie było godne pochwały. Szczerze mówiąc, było czymś wręcz obrzydliwym; zasługującym na potępienie. Magia życia służyła ratowaniu życia, a nie odbieraniu go innym. Pomimo tego, Saura wiedziała, że jest gotowa złamać owa zasadę, zanim jeszcze rozpoczęła inkantację. Po tym, jak wypowie zaklęcie, bez cienia dumy czy satysfakcji, będzie przyglądać się, jak najważniejsze organy w ciele elfa przestają funkcjonować. W sumie nie powinna niczego żałować. Jak jasnowłosy elf sam przyznał, był łotrem i szubrawcem. Kto wie, ile wcześniej istot pozbawił życia. Na pewno się przy tym nie wahał ani nie miał żadnych wątpliwości. Dlaczego teraz ona powinna je mieć?

Słowa zaklęcia nagle zamarły, kiedy od osoby, w kierunku której były kierowane, napłynęło zwątpienie. Saura prześwidrowała przeciwnika spojrzeniem. Co to miało znaczyć? Dlaczego zaniechał ataku? Ciężko było uwierzyć jej w to co widzi, ale elf wyglądał tak, jakby miał tego wszystkiego dosyć. Albo chciał znaleźć w innym miejscu i czasie. Instynkt ponaglał ją do ataku. Miała wszak teraz do tego świetną okazję – przeciwnik był zbity z tropu. Zdawała sobie z tego sprawę, lecz coś powstrzymywało ją przed wykorzystaniem okazji. Zamiast tego, wpatrywała się intensywnie w swojego pobratymca.
Jej postawy nie zmieniło nawet pojawienie się widmowej postaci, z którą mężczyzna zamienił kilka, dobitnych słów. Mogła się jedynie domyślać kim mogła być ta tajemnicza osoba. Bardziej zadziwiające było jednak otwarte wystąpienie zabójcy przeciwko swojemu przywódcy. Nie trzeba było znać praw i zwyczajów panujących w organizacji do jakiej należał, żeby domyślić się, że taka postawa jest już zdradą, a nie krótkim buntem. Saura nie mogła tylko zrozumieć, jak ktoś mógł, ot tak z chwili na chwilę, porzucić całe swoje dotychczasowe życie. Odrzucić całą ideologię, którą mu wpojono. Chyba, że jasnowłosy elf pragnął czegoś takiego od dawna, zaś ostatnie wydarzenia skłoniły go wreszcie do podjęcia odpowiednich kroków.
- Co to ma znaczyć? – zapytała, wyrażając w pytaniu, całe swoje zdumienie, podejrzliwość i wątpliwości.

Chwilę później odezwał się nowy głos, który sprawił, iż elfka dosłownie podskoczyła w miejscu. Człowiek, który się przed nimi pojawił był największą i najpotężniej zbudowaną osobą, jaką w życiu widziała. Kimkolwiek by nie był, zadał pytanie, na które Saura bardzo chciała poznać odpowiedź. Co tu się właściwie działo.
- A jeśli cię zabiję?
- Jeśli mam umrzeć, chcę umrzeć z twojej ręki. Twoja nieobecność będzie jak trucizna, ale mnie nie zabije. Zostań, proszę, zostań ze mną. Nie chcę innej kobiety. Nie chcę innego mordercy.
Obrazek
Awatar użytkownika
Jasper
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Nieumarły (Upiór)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jasper »

- Misiek tylko nie oddalaj się za daleko, bo to niebezpieczne... - rzucił za Andrewem królik wzdychając ciężko. Następnie przeniósł wzrok na dziewczynkę. - Tak więc pani Saura chce tu zamieszkać? A kim jest pani Saura? Niestety ten dom jest już zajęty przez pewnego... pijaczka. Kiedyś była to bardzo ładna budowla pełna radości i życia, a teraz mamy taką cuchnącą ruderę. Jak się nazywam? Em... Ostatnio sobie wymyśliłem imię, ale nie pamiętam jak ono brzmiało. Może Ty wiesz? Zaczynam mieć pewne obawy co do upodobań pani Saury skoro podróżuje sama z małą dziewczynką. Jest to bynajmniej podejrzane.

Pijaczek po prostu po stoczeniu tego bezsensownego boju osunął się na podłogę dysząc ciężko. Chyba jeszcze nigdy w życiu w jego domu nie było tak tłoczno. Powietrze aż cuchnęło magią. Obudziły się tym samym niestety armie pcheł, pluskiew i innych żyjątek mieszkających na ciele mężczyzny. One to legionami ruszyły w stronę stojących wkoło.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

Magom zawsze zdawało się, że są silniejsi od wszystkich. Zgłębiali tajemne księgi, odprawiali tajemne rytuały i byli przekonani, że mogą rządzić światem. Tak nie było. Ich los od wieków był w posiadaniu kogo innego. Kto rządził w Nandan -Ther? - Król Arat, który nie był obdarzony żadnymi umiejętnościami magicznymi. W jego posiadaniu były ogromne ziemie ciągnące się na wschód oraz zachód. Dowodził dziesięcioma kohortami Theri. Jego kanclerzem był także człowiek, będący normalnym przedstawicielem tej rasy. Każdy z nich jednym gestem mógł wpływać na wole magów, własną decyzją wpływać na przyszłość czarodziei. To była prawdziwa moc, moc decydowania o życiu, śmierci i ludzkim przeznaczeniu.

Rozległ się głośny strzał, szlachcic pociągnął za spust. Nie obchodziło go co w tej chwili zachodziło w głębi umysłu zabójcy. Nawet gdyby przyznał przed całym światem, że zmieni się na dobre nic by mu to nie pomogło. Był przestępcą, szubrawym łotrem nie szanującym życia, nic więcej nie było mu potrzebne w ocenie sytuacji. Zaraz oo strzale rozległ się świst opadającego miecza, którym wykonał cięcie na odlew.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Abraxis
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Abraxis »

Na dźwięk wystrzału wydawałoby się, że mag padnie martwy... macie racje wydawał się. Abraxis stał po przeciwnej stronie:
- Na mnie potrzebny by Ci był lepszy kaliber, a przede wszystkim szybszy.-
Teleportacja zawsze byłą pożyteczną rzeczą, a w wielu sytuacjach ratowała skórę. Rzucił przelotne spojrzenie na wszystkich tutaj zgromadzonych rzucając pociskiem który poturlał się do stóp szlachcica.
- On chyba należał do Ciebie. Nim reszta zdołała się obejrzeć elfa już nie było

<zt>
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Stał w wejściu dalej próbując zrozumieć co się dzieje. W chwili, kiedy usłyszał huk dochodzący z przedmiotu trzymanego przez mężczyznę elf znalazł się nagle po jego drugiej stronie. Zanim zamaskowany zniknął, jakiś inny mężczyzna ciął koncerzem w stronę Andrewa. Ten odruchowo, wciąż patrząc się za magiem, złapał szablę w dłoń, wyrwał go i rzucił w kąt sali. Nie mając już innej wrogo nastawionej istoty przed sobą przycisnął mężczyznę do ziemi
- Weź ty się uspokój - po czym patrząc na stojących w chacie dodał - Czy ktoś łaskawie może mi powiedzieć Co tu się dzieje?
Ostatnio edytowane przez Andrew 13 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Awatar użytkownika
Sayden
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sayden »

Przed oczyma widział jasność. Chwile nic nie czuł. Czy to koniec.- pomyślał. Na szczęście nie gdyż przed sobą widział konstrukcję, a raczej ścianę... Szybko zdał sobie sprawę, że to już nie jest świat, w którym się znajdował, bo jak wytłumaczyć nagłą zmianę otoczenia. Na kilka sekund przed uderzeniem zaledwie kilka centymetrów od jego głowy przeleciał pocisk rakietowy. Olbrzymi huk a w bok budynku nadawał się do wymiany. Szczęśliwie dla Sayden'a tam gdzie leciał, bo cały czas "podchodził" do lądowania nic się nie znajdowało. Od uderzenia w glebę ochraniacze aż zaiskrzyły uderzając w kamienie znajdujące się na ziemi. Rył w niej z dobre trzydzieści metrów aż w końcu zatrzymał się. Rzucił intuicyjnie spojrzenie na miejsce, gdzie pierwotnie miał być pistolet. Cholera.- zaklął w duszy. Przerzucił wzrok na ekwipunek z którego była tylko broń biała.

Powoli podniósł się lustrując okolicę. Odgadł na sto procent, że nie jest u siebie... ale lepsze to niż wyrwać pociskiem. Otarł się z kurzu myśląc. Gdzie ja jestem, oby chociaż były tu istoty rozumne... Szybko sprawdził stan systemu maskującego. Sprzęt był nietknięty, więc miał jakiekolwiek pocieszenie. Wolnym krokiem i z najwyższą czujnością szedł w stronę domu. Może istotnie znajdzie tam jakiś punkt zaczepienia...
Ostatnio edytowane przez Sayden 13 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

[Kurde sprostuje to, bo tu dziwne rzeczy się dzieją. Andrew, walka pomiędzy Orphem a Abraxisem działa się na DZIEDZIŃCU a nie w chacie. Tam byli tylko Adam, Branson i Boris. Saura, Orpheus i Abraxis byli na dworze. Uznajmy, że wpadłeś na Borysa, któremu odebrałeś Koncerz. Uznam w tym momencie bardziej materialny stan twojej postaci, niż to co ona myśli.]

Szubrawy drań zniknął.
- Tchórz.
Warknął Orpheus, dając upust własnej frustracji. Opuścił broń w dół, wkładając ją za pas. Popełnił błąd, lepiej było ciąć niżeli używać w taki sposób pistoletu. Strzał z takiej odległości jest niebywale trudny. Zapamięta to nadzwyczaj pouczającą lekcje.
W powietrzu unosił się dym delikatnie drażniący oczy i nos. Orpheus spojrzał na stojącą obok niego dziewczynę i zapytał.
-Jak się czujesz?
Nie otrzymał odpowiedzi. On chyba również by jej w tej chwili nie udzielił. Stało się coś niesamowicie dziwnego. W ich stronę zbliżał się rój rozwścieczonych owadów. Reventlow heroicznie złapał dziewczynę za rękę i stanął na przeciwko tej armii z uniesionym w górę koncerzem. Oczywiście było to nadzwyczaj głupie i nierozważne, bo jak też człowiek uzbrojony w kawałek zaostrzonej stali miał poradzić sobie z legionem ludziożernych pcheł i pluskiew. Na szczęście z pomocą przyszli dwaj towarzysze Orpheusa, którzy nagle wyłonili za rozwalonego wozu. Wpadli tam zaraz po tym jak dziwny smok zniknął w przedziwnych okolicznościach. Zapewne wielu teraz zastanawia się dlaczego w tamtym momencie nie przybyli z pomocą swojemu towarzyszowi. Odpowiedz była prosta. To była walka ich przywódcy, może mogli by uratować jego życie, ale nie uratowali by jego dumy. Teraz sytuacja przedstawiała się inaczej, chodziło tylko o zachowanie życia. Nagle przed Orpheusem przeleciały trzy szklane flakony, które rozbiły się przed armią rozwścieczonych robali. W górę urósł ogromny jęzor ognia, tworzący ścianę odgradzając grupę tymczasowo od zagrożenia.
- Adam! Branson!
Zawołał chłopaków, którzy dobiegli momentalnie do niego.
- Szybko do gospodarstwa!
Krzyknął, w końcu tam mogli być w miarę bezpieczni. Młody arystokrata rozejrzał się jeszcze przez chwile na boki. Nie widział Borysa. Gdzie on mógł być? Odpowiedź na to pytanie pojawiło się chwile potem. Ledwo zrobił krok, Borys wyskoczył nagle przez okno omal się nie potykając o metalowe wiadro, leżące obok pustego koryta. Wpadł pomiędzy towarzyszy zasapany i zziajany.
- W domostwie jest ktoś... Zarąbał mi koncerz... Mocny był skurczybyk... Złapał go... Wierzycie?
Borys darował sobie opowieść o tym jak facet przycisnął go do ziemi. Reventlow zmrużył brwi podobnie jak rusznikarz, Adam spojrzał w stronę domu.
- Wracamy do Malaiki.
Powiedział krótko szlachcic. Nie było żadnej potrzeby sprawdzania kim był owy mężczyzna. A może był parterem tego parszywego maga? O nie, na pewno nie chciał się skonfrontować z owym człowiekiem. Ruszył w przeciwną stronę, jednak przystanął. Wciąż w dłoni trzymał rękę owej kobiety, którą uratował. O dziwo nie ruszyła na nim, nie wiedział czemu. Zamyśliła się? Zdziwił się tym zwlekaniem, wtedy czekając na ruch kobiety nagle uświadomił sobie, że Malaika już długo jest sama. Tu działo się tyle dziwnych rzeczy, może coś się stało. A jeśli nie pozbyli się tego zbira na dobre i szubrawiec znikł a teraz zagraża Malaice? Serce zaczęło mu bić szybciej. Zdenerwował się.
- Idziemy?
Zapytał szybko, oczekując odpowiedzi.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Andrew
Senna Zjawa
Posty: 297
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Niedźwiedziołak
Profesje:

Post autor: Andrew »

Spodziewał się usłyszeć od mężczyzny odpowiedź na zadane przez niego pytanie, dlatego zdjął z niego rękę czekając na słowa. Ten jednak przeturlał się szybko na drugą stronę pomieszczenia, wstał błyskawicznie i jak tylko spojrzał na Andrew'a wyskoczył przez okno. Rrrhh... Trza go było przytrzymać, teraz jeszcze będą wiedzieli o mnie wszyscy. Pomyślał ruszając do wyjścia.
Nie dbając już o zachowanie ciszy wyszedł przez drzwi starając się nie uszkodzić ich przy tym zbytnio. Jak tylko znalazł się na zewnątrz widział już uciekających mężczyzn razem z kobietą, której chciał pomóc. W połowie podwórza zaś znajdowała się ściana ognia.
Stał tak chwilę zastanawiając się, czy ruszyć za kobietą, czy zająć się dziewczynką, którą zostawił w rękach królika zjawy.
Neutralność niesie moc, ale również ogromne zagrożenie, będąc neutralnym mogę być wstrętny dla obu stron konfliktu...


Ludzka postać Andrew (bez miecza oczywiście)
Zablokowany

Wróć do „Efne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości