- Tak, śpiew możemy poćwiczyć - zgodziła się bez większych oporów. - Nie chcę, żebyś miała mnie za nie wiadomo jak wielki autorytet w tej kwestii, bo sama jestem w dużej mierze samoukiem, ale chętnie udzielę ci kilku dobrych rad, jeśli będzie trzeba.
Na wzmiankę o tańcu śpiewaczka zaśmiała się, odrobinę niepewnie. Uważała zapał niebianki za uroczy, aż przez ułamek sekundy odniosła wrażenie, że naprawdę chciałaby spróbować. Potem jednak wróciła świadomość tego, jak zazwyczaj kończą się tego typu próby, a Nevaeh nie zamierzała kompromitować się w oczach wszystkich bardziej niż potrzeba. Pokręciła głową, ledwo dostrzegalnie. “Może kiedyś, w odległej przyszłości…”
- Opowiem ci o wszystkim, co tylko cię zainteresuje - mrugnęła porozumiewawczo. - Ale uprzedzam, żebyś potem nie była rozczarowana, spodziewając się wielkich przygód. Jestem zwykłą bardką, niewolnicą, a nie łowcą nagród, tudzież damą w opresji czy innym herosem. W moich historiach nie znajdziesz walk z potworami, ukrytych skarbów ani rycerzy na białym koniu…
Nevaeh znów delikatnie przygryzła dolną wargę. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że choć rozmowa z zarządcą posiadłości w zasadzie niewiele różniła się od tych, które przeprowadzili ze sobą do tej pory, to jednak tej konkretnej towarzyszyło osobliwe napięcie. Być może chodziło o dwóch dodatkowych świadków, których przenikliwe spojrzenia bardka czuła na sobie przez cały czas trwania ich dialogu, a może o coś zupełnie innego… Lutnistka była rozproszona - to znaczy, bardziej niż zwykle - i z wielkim trudem przychodziło jej skupienie własnych myśli, choć dziwnym trafem prowadzenie konwersacji z Rianellem nie sprawiało jej szczególnego problemu. Wprawdzie z początku bardzo się pilnowała, by nie powiedzieć czegoś, co mogłoby zostać przez mężczyznę odebrane jako nietaktowne, lecz w miarę upływu czasu i kolejnych słów, w jej wypowiedź wkradł się nieco swobodniejszy ton, świadczący o tym, iż kobieta nie czuje się źle w towarzystwie Pestellego.
- Bez obaw, nie miałam na myśli niczego złego - zapewniła, mając nadzieję, że prychnięcie zarządcy nie jest oznaką dezaprobaty w jej kierunku. - To zupełnie normalna rzecz; kiedy tak wiele istot żyje pod jednym dachem, nie da się uniknąć poczty pantoflowej. A dopóki nikogo to nie krzywdzi… - urwała i nieznacznie wzruszyła ramionami. Jej konkluzja była tak oczywista, że wokalistka nie wątpiła, iż Rianell resztę zdania dopowie sobie z kontekstu.
Trochę rozczarowała ją reakcja półelfa na propozycję wybrania przez niego jednej piosenki na wieczór. Śpiewaczka naprawdę pragnęła sprawić mu przyjemność - i wbrew temu, co przed chwilą powiedziała, nie chodziło tylko o odwdzięczenie się za uroczą gałązkę zdobiącą teraz włosy artystki, choć to na pewno też miało jakieś znaczenie. Chciała po prostu zobaczyć jak wygląda twarz zarządcy, kiedy mężczyzna się uśmiecha; nie tym wystudiowanym, służbowym uśmiechem, lecz szczerze. Nie przez wymogi etykiety, lecz z własnej woli. Nie była pewna czy kiedykolwiek zdoła sprawić, że za jej przyczyną chmurne oblicze Pestellego się rozpogodzi, co jednak wcale nie znaczyło, że nie zamierzała spróbować. Do tej pory jej śpiew porywał całe rzesze istot, wlewając w nie wszystkie uczucia, którymi wokalistka chciała się podzielić, lecz kobieta dobrze wiedziała, że pociągnięcie za sobą tłumów, a dotarcie do jednej, konkretnej osoby, to dwie zupełnie odmienne rzeczy. I nie miała wątpliwości, która z nich wymaga więcej pasji i zaangażowania.
- Nie sądzę, żeby była to kwestia bycia prymitywnym, bo za takowego pana nie uważam - oświadczyła. - Myślę, że to raczej przez brak doświadczenia, a nad tym można popracować, wystarczy odrobina chęci... - uśmiechnęła się nieco szerzej, skubiąc wargę zębami, po czym wydała z siebie lekkie westchnienie. - W takim razie dołożę wszelkich starań, żeby zarówno panu, jak i państwu Mandeville oraz całej publiczności spodobało się to, co usłyszycie. Bo patrzeć nie ma na co - zaśmiała się pogodnie.
Czułe uszy bardki wychwyciły ciche parsknięcie, które Amser wydała z siebie po upomnieniu Rianella.
- Skoro nasza gwiazda sama twierdzi, że nie ma co patrzeć, chyba wypadałoby to zmienić, nieprawdaż? - mruknęła tancerka, a Nevaeh, choć odrobinę dotknięta jej ironicznym tonem, musiała przyznać, że dziewczyna podała całkiem słuszny argument na swoją obronę.
Po usłyszeniu kolejnego upomnienia, tym razem skierowanego w stronę czarnowłosej malarki, śpiewaczka zaśmiała się w duchu. Pomimo tego, że reakcja rzeczonego Pestki na pseudonim wydała jej się na swój sposób zabawna, kobieta nie chciała dodatkowo narazić się zarządcy, który najwyraźniej rzeczywiście nie lubił spoufalać się z artystkami. Jednak kiedy Pestelli na chwilę odwrócił wzrok, a Iorwen, korzystając z okazji, bezczelnie wywaliła jęzor w całej okazałości i po raz nie wiadomo już który przewróciła oczami, Nevaeh nie mogła dłużej się powstrzymać; z jej ust wyrwał się chichot, który szybko stłumiła, usiłując przybrać skruszony wyraz twarzy.
Ze spokojem wysłuchała opinii półelfa, z którą, chcąc nie chcąc, musiała się zgodzić, mimo iż część jej świadomości, odpowiedzialna za strefę komfortu, głośno protestowała. Rzuciła przelotne spojrzenie swojej szacie i skrzywiła się. Szkarłatne plamy z farby, które za sprawą Iorwen ozdobiły suknię bardki, sprawiały, że kobieta wyglądała obecnie jak niedoszła ofiara brutalnego morderstwa.
- Nie musi pan szukać eufemizmów - machnęła ręką, udając niewzruszoną, choć w głębi serca trochę się stresowała tą całą sytuacją i szczerze powiedziawszy, cieszył ją fakt, że Rianell widocznie starał się być dla niej miły. - Nazwijmy rzeczy po imieniu: ta suknia to łachman i nie nadaje się na salony. I właśnie dlatego zawsze wolałam występy w gospodach od tych wszystkich wspaniałych pałaców i kolorowych falbanek, do których nigdy nie pasowałam… Zresztą nieważne; skoro powiedziałam, że podporządkuję się pańskiemu zdaniu, to tak właśnie zrobię - oświadczyła stanowczo. - W obecnej sytuacji nie sądzę, żeby ta kiecka miała mi się jeszcze do czegokolwiek przydać - dodała, nie kryjąc lekkiego żalu. - Chociaż trochę szkoda tak po prostu ją wyrzucać… A gdyby tak oddać ją jako kostium do teatru? Materiał może i na to nie wygląda, ale jest naprawdę porządnej jakości. Jest tu w okolicy jakiś teatr? … Znowu za dużo mówię, prawda?
Uwadze Nevaeh nie uszedł fakt, iż pozostałe artystki zdawały się być urażone komentarzem zarządcy o byciu grzecznym, choć lutnistka podejrzewała, że Iorwen tylko udaje wielce oburzoną; jej przypuszczenia potwierdziły się, gdy już na korytarzu dziewczyny skrzyżowały spojrzenia, a malarka błysnęła zębami w uśmiechu i wykonała brwiami jakieś dziwaczne akrobacje, których Nev nie potrafiła zinterpretować. Amser znów milczała, miotając wzrokiem pioruny. Z jakiegoś powodu wyglądała na zirytowaną…
Zachowanie Pestellego z minuty na minutę coraz bardziej zaskakiwało Nevaeh. Kiedy poczuła dotyk jego dłoni nieco poniżej swojej talii, niemal podskoczyła w miejscu i mimo że tym razem nie zaznała tego nieprzyjemnego dreszczu, który zazwyczaj towarzyszył dotykowi mężczyzny, całe jej ciało znów stało się naprężone niczym struna lutni. Jednak gdy odniosła wrażenie, iż Rianell zamierza cofnąć rękę - choć może tylko tak jej się zdawało - zareagowała w sposób nieoczekiwany dla niej samej, nakrywając dłoń zarządcy swoją własną i tym samym ją przytrzymując. W jakiś niezrozumiały sposób wydało jej się to na miejscu, poza tym śpiewaczka uznała sytuację za dobry moment na rozpoczęcie walki z tym denerwującym odruchem obronnym, któremu zazwyczaj się poddawała, ilekroć ktoś nawiązywał z nią kontakt fizyczny. (Co wcale nie oznaczało, iż sama z własnej woli nie podejmowała takiej inicjatywy; ba, wokalistka wręcz uwielbiała rozdawać znajomym przypadkowe uściski). Prawie natychmiast jednak cofnęła rękę, uświadamiając sobie, jak jej nagły wybryk może być odczytany przez świadków zdarzenia i samego zarządcę.
“Nie chce pan przejść na ty, ale przed macaniem oporów nie ma, hm?” - pomyślała bardka żartobliwie, bez cienia złośliwości. Dobrze wiedziała, iż nie był to jeden z “tych” gestów; nie w przypadku Pestellego. Przywołała się do porządku. Odniosła wrażenie, że chwilę temu z tyłu dobiegło ją osobliwe chrząknięcie, ale bezpiecznie postanowiła uznać je za wytwór wyobraźni i zignorować.
Skłoniła głowę z przyjaznym uśmiechem, kiedy została przedstawiona krawcowej, później zaś w milczeniu przysłuchiwała się wymianie zdań między Simoną a Rianellem. Nie chciała niekulturalnie im przerywać, zwłaszcza że i tak chwilowo nie miała nic do powiedzenia. Rozglądała się tylko dyskretnie, wdychając zapach starych i nowych tkanin. Ilość barw nagromadzonych w jednym pomieszczeniu trochę ją przytłaczała, choć na pewno nie tak jak rozległe korytarze, w których kobieta nie tak dawno się zgubiła. W zasadzie było tu całkiem przytulnie; lutnistce przypomniała się garderoba jej matki, z okresu, kiedy jeszcze mieszkały we dworze Lahza’yów. Razem z Yesah uwielbiały bawić się w chowanego między rzędami miękkich sukien, a niekiedy dla wygłupu próbowały założyć na siebie co wytworniejsze egzemplarze. Jak większość dziewczynek w ich wieku, lubiły wcielać się w role pięknych księżniczek, a fantazyjne stroje były takie kuszące...
- Hola, hola, panie Pestka! - Iorwen obróciła się na pięcie tak gwałtownie, że łokciami trąciła zarówno wyrwaną z zamyślenia Nevaeh, jak i Amser, która syknęła ostrzegawczo. - Już znikasz i umywasz ręce, akurat wtedy, kiedy opinia osobnika płci przeciwnej tak bardzo by się przydała? Nasza kochana bardka na pewno bardzo ceni pańskie zdanie... Co nie, Nev?
Wokalistka, która zupełnie się nie spodziewała tego typu pytania skierowanego w jej stronę, zamrugała oczami, nie wiedząc, jak w takich okolicznościach powinna się zachować.
- Ech… ja? Cóż… - szukała w głowie odpowiednich słów. W myślach przeklinała czarnowłosą koleżankę, szczerzącą się jak dziecko, któremu ktoś wręczył ciastko.
Nieoczekiwanym wsparciem okazała się Amser.
- Nie bądź głupia - rzuciła beznamiętnie, śwridrując wzrokiem malarkę. - Pestelli ma na głowie ważniejsze sprawy niż dyskusje o fasonach damskich sukienek i podglądanie śpiewaczek w negliżu.
Mało brakło, by Nevaeh zakrztusiła się powietrzem po słowach tancerki. Zakaszlała kilkakrotnie, błagając w myślach Rianella, by jak najszybciej opuścił pokój, zanim któraś z jej towarzyszek powie coś jeszcze bardziej kompromitującego… o ile cokolwiek może być bardziej kompromitujące.
- Oj przestań, mówisz tak, bo jesteś za… au! - Iorwen urwała, poczuwszy siłę dyskretnego, acz bezlitosnego kopniaka, którego wymierzyła jej Amser. - Zatroskana! To właśnie miałam powiedzieć. Wcale nie zazdrosna, tylko zatroskana.
- Ty mała…
- Dziewczyny, dajcie spokój - Nevaeh zaśmiała się nerwowo, by pokryć własne zakłopotanie. Znała wiele sposobów na wybrnięcie z niezręcznych sytuacji, lecz obracanie wszystkiego w żart zazwyczaj wychodziło jej najlepiej. - Zapewniam was, że nagie śpiewaczki są przereklamowane i nie warto się o nie kłócić. Prawda? - to pytanie skierowała najpierw w stronę Simony, później zaś elfiego zarządcy; skoro udawała, że całe zajście nie zrobiło na niej większego wrażenia, musiała pociągnąć tę farsę do końca.
Na szczęście nie trwało to długo. Niebawem Pestelli zniknął, a bardka poczuła ulgę z subtelną nutką rozczarowania. Nie znaczyło to, rzecz jasna, iż artystka życzyłaby sobie obecności mężczyzny w chwili, kiedy będzie ona zmieniać strój, ale w jego towarzystwie mogła przynajmniej skupić na nim swoją uwagę, co było o wiele lepsze od bycia atakowaną przez ponure myśli, których Nev nie zdążyła się dotąd pozbyć.
Teraz jednak musiała się skoncentrować nad jeszcze inną sprawą. Zastanowiła się chwilę, zanim udzieliła krawcowej odpowiedzi na pytanie.
- Naprawdę, nie ma potrzeby zawracać sobie głowy - uśmiechnęła się i położyła dłoń na ramieniu Simony, delikatnie je ściskając. - Do występu nie zostało zbyt wiele czasu, a nie chcę, żebyś się przeze mnie niepotrzebnie stresowała, więc może po prostu pokażesz mi coś z gotowych strojów? Nie jestem jakaś szczególnie wymagająca, wystarczy mi coś podobnego do tej szaty, którą mam na sobie.
Gdy cztery kobiety stanęły półkolem na wprost długiego drąga, na którym zawieszone były suknie rozmaitej maści, Nevaeh znów poczuła przypływ nostalgii. Zaraz jednak został on zepchnięty na margines przez pełne zachwytu okrzyki pewnej piegowatej plastyczki, która z zapałem przeglądała stroje, podniecona jeszcze bardziej niż do tej pory.
- Niby zwykłe kiecki dla służby, a są naprawdę cudne!
- Tak, są bardzo ładne - przyznała bardka. - Tylko że ja potrzebuję czegoś… skromniejszego. Co zasłania więcej niż absolutne minimum - dodała z naciskiem, kiedy malarka wepchnęła jej pod nos skąpy kawałek materiału, który trudno było w ogóle określić mianem sukienki.
Przez następne kilkanaście minut zarówno Iorwen jak i Simona podsuwały Nevaeh najróżniejsze stroje - Amser nie brała udziału w wojennej naradzie i sama szukała czegoś dla siebie, stojąc w bezpiecznej odległości od epicentrum chaosu - lecz wszystkie w opinii wokalistki były zbyt frywolne. Spodobała jej się dopiero sięgająca ziemi, zwiewna sukienka z lekkiego materiału, delikatnie zwężona w talii. Całościowo utrzymana w łagodnej, kremowej barwie; gorset, rękawy i dolny brzeg sukni okrywały kolorowe, kwiatowe wzory, głównie brąz i czerwień, z domieszką ciemnego granatu. Wyglądały jak elementy wiejskiego folkloru, ale nie tego prymitywnego, karczemnego; przywodziły na myśl wdzięczne panienki z ukwieconych łąk, o których mowa w ludowych pieśniach.
- Przymierz ją - odezwała się Iorwen stanowczo, widząc rozmarzony wzrok śpiewaczki.
Nevaeh przeniosła wzrok na towarzyszkę, po czym znów obdarzyła strój krytycznym spojrzeniem.
- … Ale ona ma zupełnie odkryte ramiona - położyła dłonie na wspomnianych częściach ciała.
- I bardzo dobrze! Na pewno będziesz w niej wyglądać o wiele lepiej niż w tym ponurym habicie.
- Nie zależy mi na tym, żeby pięknie wyglądać. Chodzi o to, żeby przykuć uwagę śpiewem, a nie aparycją.
- Bzdura - padło nagle z rogu pokoju.
Trzy pary oczu zwróciły się w stronę Amser. Tancerka westchnęła ciężko, odłożyła na stolik sukienki, których zgarnęła pełne naręcze i skrzyżowawszy ręce na piersi, spojrzała na bardkę wyniośle.
- Możesz śpiewać jak chóry anielskie i wmawiać sobie, że osiągnęłaś szczyt swoich możliwości; naprawdę nie mam nic przeciwko, bo to zawsze mniejsza konkurencja dla mnie. Lecz jeśli chcesz być godna miana prawdziwej artystki, musisz pamiętać, że dla odbiorcy liczy się całokształt. I owszem, to czy pojawisz się na scenie w worku pokutnym, czy też rzeczonej sukni ślubnej królowej Aladriel, nie wpłynie na możliwości twojego głosu, ale zmieni sposób, w jaki postrzega cię publiczność.
Iorwen przytaknęła, posyłając Nevaeh znaczące spojrzenie.
- Jakkolwiek z trudem przechodzi mi to przez usta - skrzywiła się - po raz pierwszy od niepamiętnych czasów muszę przyznać jej rację. Jako malarka wiem bardzo wiele na temat wpływu obrazu na ludzką podświadomość i moja wiedza zgadza się ze słowami Amser. Nev, musisz uwierzyć w siłę kobiecego wdzięku. No i nie uważasz, że jesteś coś winna pewnym osobom? - mrugnęła półżartem.
Przez kilkanaście sekund lutnistka toczyła ze sobą zaciętą wewnętrzną bitwę. W końcu jednak się poddała. Wzięła sukienkę z rąk Iorwen i usunęła się w najodleglejszy kąt, by zmienić ubranie, podczas gdy jedna z pozostałych dziewczyn starała się choć trochę zasłonić jej nagość pierwszą lepszą płachtą materiału - na wypadek, gdyby ktoś nieproszony nagle wpadł do pomieszczenia. Jak się okazało, czynności zapobiegawcze nie były daremne, bo kilka chwil później ktoś zapukał do drzwi. Nevaeh nigdy jednak nie dowiedziała się, kim był ów tajemniczy gość, bowiem zdołała jedynie usłyszeć surową reprymendę, jaką udzieliła nieszczęśnikowi Iorwen, zanim trzasnęła drzwiami tuż przed jego nosem.
- … i żeby ci nie przyszło czasem do głowy, że jak jesteś wyżej w hierarchii, to możesz sobie pozwolić na bezczelne molestowanie biednych, rozebranych artystek!
Śpiewaczka zaniosła się śmiechem. Odniosła nieodparte wrażenie, że w tym towarzystwie nie zazna nudy, będącej skutkiem codziennej rutyny. Poprawiła zwinięte fałdy sukni i przejrzała się w lustrze. Nie mogła zaprzeczyć, nowe ubranie leżało na niej całkiem dobrze; wyglądała zupełnie inaczej niż jeszcze pięć minut temu. I mimo iż jej strefa komfortu została gdzieś daleko w tyle, kobieta uśmiechnęła się do swojego odbicia. Ciekawe, co by powiedziała Yesah, gdyby ją teraz zobaczyła. Ciekawe, co na jej widok powie Rianell...
- No i teraz wyglądasz prześlicznie! - stwierdziła malarka, zjawiając się nagle za jej plecami. - Prawda, dziewczyny? … Teraz zostaje tylko zrobić coś z tym dzikim buszem na twojej głowie.
Ostatecznie dziki busz zmienił się w ciężki, gruby warkocz, przerzucony przez ramię Nevaeh. Fryzura była skromna i bardzo prosta, a za jedyną ozdobę służyła kwitnąca gałązka bzu. Za namową Iorwen bardka zgodziła się poddać twarz drobnym zabiegom kosmetycznym i teraz jej oczy błyszczały energicznie, otoczone cieniami w kolorze ciemnego fioletu, a usta przykuwały uwagę intensywnym burgundem. Kobieta czuła na sobie wzrok służby i schodzących się powoli gości wieczoru, co sprawiło, iż na nowo zaczęła się stresować, a jej dłonie wciąż bezwiednie poprawiały sznurek przy dekolcie sukni. Spojrzenia ludzi zdawały się palić żywym ogniem jej odkryte ramiona i przez krótką chwilę wokalistka rozważała taktyczny odwrót, lecz w momencie kiedy dyskretnie zaczęła wycofywać się w stronę wyjścia, stanęła przed obliczem samej pani domu.
- Witaj, Nevaeh - Aurora Mandeville uśmiechnęła się anielsko. - Nie miałyśmy jeszcze okazji się poznać.
- Dobry wieczór, pani - onieśmielona bardka pochyliła się w głębokim, pełnym szacunku ukłonie. - Jestem dozgonnie wdzięczna za okazaną dobroć. Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby to państwu wynagrodzić.
Kiedy podnosiła wzrok znad podłogi, udało jej się uchwycić spojrzenie Pestellego, stojącego kilka kroków dalej, w odświętnym ubraniu. Śpiewaczka musiała przyznać, że prezentował się w nim nienagannie, a że był mężczyzną całkiem przystojnym, Nev miała na czym zawiesić oko, choć po chwili namysłu doszła do wniosku, że Rianell podoba jej się zdecydowanie bardziej w swoim roboczym stroju, który dziwnie do niego pasował. Tak rozmyślając, ledwie zauważyła fakt, iż półelf do niej mrugnął. Nieco ją to zdziwiło, ale nie bardziej niż inne gesty, które uczynił do tej pory. Odpowiedziała więc promiennym uśmiechem i powstrzymała nagłą chęć pomachania zarządcy. Choć miała ochotę z nim porozmawiać - choćby tylko zamienić dwa zdania, zanim przyjdzie czas na jej występ - nie mogła zignorować wyższego priorytetu, jakim była pani Mandeville.
- Zechcesz uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, co zamierzasz nam dzisiaj zaprezentować? - spytała tymczasem anielica.
- Przykro mi, pani, ale to pilnie strzeżony sekret - Nevaeh wykonała ruch, jakby zamykała usta kluczem, który wyrzuciła za siebie. - Mam nadzieję, że nie narażę się na pani gniew, jeśli powiem, że to niespodzianka?
- Ależ skąd. Będę czekać z niecierpliwością - zapewniła pani Mandeville. - A teraz muszę cię zostawić, jako pani domu mam obowiązek godnie powitać wszystkich zaproszonych gości.
- Oczywiście, pani.
Niebianka oddaliła się w stronę nowo przybyłego barona i jego najbliższych, tymczasem Nevaeh zajęła swoje miejsce za podwyższeniem, na którym miała wystąpić.
- Chyba tak - odpowiedziała na pytanie Aureoli, która pojawiła się znikąd. Pamiętała, żeby w miejscu publicznym stosownie zwracać się do szlachcianki. - Panienka też będzie występować? Bardzo chciałabym to zobaczyć.
Pan Mandeville wygłosił krótką przemowę, po której zaprosił artystkę na scenę. Nevaeh wzięła w dłonie swą ukochaną lutnię i energicznie weszła na prowizoryczną scenę. Podeszła na sam skraj i wysuwając do tyłu lewą nogę, dygnęła z gracją.
- Och, no proszę, tym razem się udało - zaśmiała się głośno w nadziei, że zjedna sobie publiczność poczuciem humoru. I rzeczywiście, tu i ówdzie rozległy się chichoty tych, którzy pamiętali jej poprzedni występ, który niemal rozpoczął się katastrofą.
Teraz jednak obeszło się bez większych zagrożeń i bardka zajęła swoje miejsce, przygotowując się do występu. Ułożyła palce na strunach lutni, cichutko odchrząknęła i pozwoliła cząstce swej duszy ulecieć z ciała pod postacią muzyki. Pieśń, którą wybrała, była jedną z tych bardziej melancholijnych, lecz jej wybór nie był przypadkowy. Kobieta pogrążyła się w dawnych uczuciach, a jej przejmujący głos niósł się echem w pięknej komnacie.
Na przekór wszelkim przeciwnościom losu
Teraz się niesie echem przez wieś
Pusta melodia, brak drugiego głosu
Bo razem z tobą...
Zniknęły chwile spędzonych wspólnie lat
Zniknęły z dzbanka kwitnące kwiaty bzu;
Chcę jeszcze raz zobaczyć uśmiech twój
Wróć razem ze mną do pięknego snu…
Nikt nie mógł wiedzieć, kim była osoba, o której śpiewała Nevaeh, lecz słowa piosenki przy smutnym akompaniamencie lutni trafiały w serca wielu słuchaczy. Po zwrotce artystka dała się ponieść dźwiękom instrumentu i grała jej wariacje przez długi czas; palce lutnistki tańczyły po strunach tak lekko, że wyglądały jakby płynęły w powietrzu. A kiedy bardka zawiesiła melodię i wydawało się, że nastąpi koniec pieśni… kobieta ponownie uderzyła w struny, tym razem podwyższając tercję; zniknął tęskny mol, a piosenka popłynęła weselszym nurtem. W oryginalnej wersji utworu druga zwrotka również była poświęcona pamięci Yesah, jednak tego wieczoru bardka całkiem ją przeformułowała, wedle tego, co podyktowało jej serce.
Gdy obie ręce zakute w kajdany
Dzisiaj zaś wiara i jedna myśl
Szczęśliwy człowiek, kiedy jest... lubiany
Przez ułamek sekundy, dosłownie ułamek, Nevaeh się zawahała. Zamierzała zaśpiewać to inaczej, ale jakaś niewidzialna ręka ściągnęła ją na ziemię. Ta sama niewidzialna ręka, która powstrzymywała ją przed przywiązywaniem się do tych, których szybko może stracić. I ta sama ręka, która nie pozwalała jej wykonywać drobnych gestów, za pomocą których wokalistka chciała przekazać ludziom swoją sympatię. Ta ręka, która pętała kobietę niewidzialnymi kajdanami, nawet kiedy żelazo nie więziło jej dłoni.
Pieśniarka wróciła do poprzedniej tonacji, kończąc ponownie rzewnymi akordami.
Znów w moich myślach nadziei cichy szept
Znów w moich włosach kwitnące kwiaty bzu;
Chcę chociaż raz zobaczyć uśmiech twój
Tym razem proszę, nie budź mnie ze snu
Nie potrafiła zmusić się do tego, by spojrzeniem odszukać osobę, której dedykowała zmienione wersy ostatniej zwrotki. Nie chciała też patrzeć w przypadkowy punkt w przestrzeni, zabijając w ten sposób wszystko to, co chciała przekazać. Dlatego dając się porwać emocjom, które wypłynęły z niej jak krew z przebitego serca, Nevaeh zamknęła oczy. Pozwoliła lutni śpiewać jeszcze przez chwilę, utrzymując publiczność w stanie skupienia, po czym wyciszyła linię melodyczną, aż ta płynnie przeszła w miękką ciszę, przerywaną jedynie oddechami gości.
Po skończonym utworze bardka zagrała jeszcze dwa; jedną z ludowych piosenek, których nauczyła się podczas podróży wzdłuż i wszerz Alaranii oraz pozbawioną słów, skoczną melodyjkę, przy której aż nabiera się ochoty do pląsów. Kiedy przebrzmiały ostatnie dźwięki, Nev ponownie się ukłoniła i opuściła piedestał, a schodząc ze sceny rozejrzała się za znajomymi niebieskimi tatuażami. Nie zdołała jednak wypatrzyć Rianella, bo szybko musiała ratować się przed upadkiem, do którego przez nieuwagę niemal się doprowadziła. Westchnęła, poprawiając sukienkę. Miała nadzieję, że jeszcze tego wieczoru uda jej się spotkać zarządcę.
Aktualnie zaś musiała się skupić na występach pozostałych artystów.