Efne[mieszkanie Kinalalego] Ja Cię kocham, a Ty...

Miasto założone na cześć córki króla Bedusa, która w wieku dziesięciu lat oddała swój wzrok za lud. Uratowała go od zniszczenia. Efne otaczają liczne lasy, góry oraz wzgórza graniczące z Pustynią Nanher.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Miminetta zdziwiła się nieco tematem jaki zapoczątkował La'Virotta i wyraziła to lekkim uniesieniem swoich kształtnych brwi i wymownym przechyleniem głowy. Trzeba było jednak przyznać, że wśród rzeczy o jakie poeta byłby w stanie zapytać nie było takiej, na którą ona nie mogła lub nie chciałaby udzielić odpowiedzi. Tak i tym razem łatwo dała się wciągnąć w rozmowę i po chwili namysłu(!) zaczęła bez zbędnych zahamowań mówić co tylko miała do powiedzenia.
- Co sobie cenię? Trafiłeś w temat Lali, naprawdę! - Zaśmiała się i szturchnęła go łokciem. - Berlot i Tanuś ci nie wystarczą, co? Bardzo dobrze! Nie można o nich myśleć i mówić na okrągło, toż to się przejada... - Mimo swych słów uważnie przeczesała cały pokój przeszywającym spojrzeniem drapieżnika, by namierzyć tę parę gołąbków, a kiedy ich znalazła i zaspokoiła swoją ciekawość kontynuowała:
- Myślę, że całkiem dobrze orientuję się w tym co mi się podoba... no, ale czego innego oczekuje od chwilowych romansów, a czego innego od, jak to ująłeś "drugiej połówki". - Jej słowa wskazywały na to, że faktycznie ma ten temat dobrze przemyślany. - Co prawda czasem spotykam się z narwańcami, bo są przystojni, żywiołowi i... imponujący pod pewnymi względami, ale nie oni mi się podobają. Ja ci powiem Lali, o tak, mogę ci chyba powiedzieć! - Uśmiechnęła się, jednak delikatniej i niewinniej niż zwykle, co z pewnością zauważył, i podniecona chwyciła jego dłonie. Czas na babskie zwierzenia trzeba było dobrze wykorzystać!
- Kiedy będę chciała się ustatkować i będę szukała męża to chcę kogoś... o! W stylu dziadka lub ojca Funtki. Nie z wieku oczywiście! Chodzi o ten charakter, tę prostoduszność... nie widziałam co prawda nigdy tatka Yuumiś, ale trochę o nim słyszałam i jeżeli jest właśnie taki jak sobie wyobrażam to tego szukam! Wiesz, jakiś miły, dobrotliwy, kochany mężczyzna... który wziąłby za mnie odpowiedzialność - Tu już zaśmiała się żywo, ale dziewczęco najwyraźniej zdając sobie sprawę ze wszystkich aspektów swojego całkiem trudnego charakteru.
- No i w sumie to chciałabym, żeby był starszy... tak z dziesięć lat? Nie wiem, może mieć dwunastoletnią córeczkę, miałabym z kim rozmawiać! - Przymknęła oczy rozmarzona. - Ale nie starszą, wtedy czułabym się już głupio. Na pewno wiesz o co mi chodzi. Tak czy siak tacy są już przeważnie zajęci, no i nie ma co się rozglądać zanim nie będę chciała na dobre porzucić mojego panieńskiego życia! Ich trzeba traktować poważnie, to nie młodziki, którzy w sumie i tak mają to gdzieś... Ale jeżeli kiedyś przyjdzie taki samotnik z córeczką do mojej knajpki to jak ja ci mówię Kinalali podejdę do niego i zaproszę go na obiad! O! - Zadowolona już to sobie postanowiła, a na potwierdzenie pokiwała głową aprobując własną decyzję.
- Ech, rozmarzyłam się przez ciebie! I co ja teraz zrobię z Ferrisem? Umówiłam się z nim na Sunrię, ale teraz mi się odechciało widzieć jego niedorośniętą twarzyczkę. Ech... ale on chyba też ma mnie dość. W sumie to chyba lepiej jak jesteśmy przyjaciółmi. Tak, tak będzie lepiej. - Lekko zmęczona podparła głowę ręką zastanawiając się jak rozwiązać ten problem. W sumie dla Mimi typowe było, że umawia się ze swoimi przyjaciółmi, wypadają tak parę razy po czym wracają do poprzedniego stanu, w ogólnym zresztą pokoju. Naprawdę trudno było dobrać do niej kogoś na stałe. Z jednej strony chciała żywiołowości i przygód, ale tak jak wspomniała Kinalalemu jeśli ma się w coś na poważnie zaangażować to mężczyzna, którego wybierze będzie musiał być o wiele stabilniejszy i bardziej odpowiedzialny niż ona. Dobrze, że zdawała sobie z tego sprawę.

Kiedy Funcia skończyła przekrzykiwać się z Nettą zadziwiona zauważyła, że Kinalali podprowadza w ich stronę dopiero co wybawionego przez nią Lantella. Nie, żeby miała coś przeciwko temu, ale nie widziała najmniejszego powodu, dla którego elf miał tu teraz z nimi być. Miała porozmawiać ze swoim przyjacielem, a tymczasem zapowiadało się tu otwarcie kółka dyskusyjnego. Nie zdążyła jednak nawet zacząć się płoszyć, gdyż Lali przejął dowodzenie i zaczął swój mały monolog. Yuumi słuchała go, ale jednocześnie mogła chwilę pomyśleć. I w sumie była mu za to wdzięczna.
- W sumie to nie wyglądał na takiego co potrzebuje dużo odwagi by kogoś zaczepić - stwierdziła Funcia sceptycznie. - Nie każdy ma przed tym takie opory jak ja, Lali. On jest raczej typem podobnym do Mimi...
- O! Naprawdę!? - ucieszyła się malarka. Wyglądała na podekscytowaną tym faktem. Z kolei na twarz Lantella wystąpił dziwny grymas. Jeżeli tamten chłopak był podobny do Miminetty, to on, podobny do Funtki, chyba rozumiał co dziewczyna chce powiedzieć i co ją niepokoi. Nie zauważył przy tym nawet, że był to pierwszy raz kiedy pomyślał bez niechęci o łączących ich cechach i o samej ulubienicy swojego mistrza jako o osobie całkowicie nie groźniej.
- Tak, myślę, że byście się dogadali - ciągnęła Yuumi. - Mógłby być twoim młodszym bratem.
- Wspaniale! A uroczy jest? - Kobietka nakręcała się.
- Całkiem, całkiem.
- Muszę go poznać!
- Możesz - potwierdziła Yuumi - Możesz. Przyjdź jutro o dwunastej...
Nie dane jej było jednak dokończyć, bowiem malarka zorientowawszy się jak została wyprowadzona złapała dziewczynę za policzki i od razu zaczęła ją karnie tarmosić.
- Nie wywiniesz się! Mowy nie ma! - karciła ją, by ostatecznie niemal udusić ją w siostrzanym uścisku. - Ja też kiedyś byłam młoda... - powiedziała z rzewnym westchnieniem tęsknie unosząc oczy, ale co najwyżej ku sufitowi.
- Nie masz nawet 23 lat - przerwał jej Lantello jakby podawał fakt z życia jakiegoś pospolitego gatunku kaczek. - Te zmarszczki to ci się od gadania porobiły...
W tym momencie oswobodzona Funtka o mało nie upadła na podłogę, a Miminetta rzuciła się bez zahamowań na nową ofiarę.
W sumie niewiele osób miało okazję zobaczyć tego nieśmiałego elfa uginającego się pod ciężarem napadającej nań bardzo cielesnej kobiety, która wyglądała przy tym jakby miała ugryźć go w głowę. Choć pozwalał jej względnie swobodnie sobą targać nie był na tyle słaby, aby mogła go powalić, co chyba najchętniej by teraz zrobiła. Obcych mogło to zachowanie dziwić, ale tak jak wcześniej ekstrawertyczna dama tarmosiła Funtkę, tak teraz kolej przyszła na jej nieoficjalnego braciszka.
Nie ukrywali tego, ale normalnie nie rzucało się w oczy jak bardzo są ze sobą zżyci. Idąc gdzieś razem przeważnie się rozdzielali i bardzo często mówili o sobie rzeczy nie do końca wskazujące na sympatię. Różnili się charakterami tak, że można ich było posądzić albo o nienawiść, albo o romans, ale nie o braterstwo. Tymczasem malarka z łatwością dobrała się do zazwyczaj skrajnie skrytego Lanta i na tej samej zasadzie obcowała też z Yuumi. To niesamowite jak oboje stawali się przy niej wyszczekani i zdecydowanie bardziej otwarci na kontakt cielesny, którego normalnie unikali. Ostatecznie jednak ona odciągała od nich całą uwagę swoim wypełnionym po brzegi energią charakterem i niemal nikt nie dostrzegał w nich zmiany. Oni też chyba woleliby być na nie ślepi.
- Zachowuj się - blondyn napomniał z uśmiechem Nettę, jako że był przez nią lekko podduszany, a sprawa Yuumi nadal się nie wyjaśniła.
Puściła go w końcu i oboje mogli z powrotem rozsiąść się na swoich miejscach, zdobytych z resztą w dość nietypowych okolicznościach. Cała ta sytuacja była dość dziwaczna, ale nie niemiła.

Osobiście przez pierwsze chwile elf myślał tylko o Kinalalim i o tym dlaczego go tu przyciągnął, ale teraz wybity z tego dziwnego nastroju przez nieznośną współlokatorkę mógł skupić się na problemie dziewczyny. I tak się w to wciągnął, że zapomniał dlaczego w ogóle tu siedzi i jakie to jest niesamowite, by we czwórkę omawiali coś co dotyczyło drugiej, a może i najbardziej nieśmiałej osoby w tym pomieszczeniu.
- Wracając... - odezwał się ku własnemu zdumieniu wprost do młodszej z malarek. - Kinalali ma rację. Z tego co mówiłaś wynika, że to dobry i miły chłopak. Nawet jeżeli okaże się drugą Nettą w przebraniu to może warto skorzystać z tej szansy? - zasugerował nieco niepewnie, ignorując zupełnie oburzony syk przyjaciółki. Nie był pewny czy sam by w takiej sytuacji poszedł na to spotkanie, ale jeśli miałby doradzać komuś innemu, to obstawiałby stawienie się i zobaczenie co z tego wyniknie.
- Hmm... - Yuumi zastanowiła się, stawiając widocznie o wiele mniejszy opór sugestiom Darlantella niż Kinalalego.
- No, ale najpierw opowiadaj! - wtrąciła się malarka wyciągając przed siebie nogi i stukając nimi siedzącego grzecznie elfa w kolano. - Jaki jest ten twój przyszły były? Mówiłaś, że uroczy!
- Mówiłam, że ,,całkiem, całkiem" - sprostowała dziewczyna. - I cóż... jeśli mam powiedzieć jak wyglądał... był wyższy ode mnie o głowę, ale nie jestem pewna czy nie był młodszy. Dużo się uśmiechał i gestykulował. Wspomniał też coś o swojej siostrze w różowej sukni przebranej za łabędzia. Ogólnie dużo i szybko mówił.
,,Miminetta" - pomyśleli nagle oboje z Lantello i spojrzeli na siebie zgodnie.
- No, więc młody, żywiołowy, tak powinno być! Bierz go, nie marudź! Nie ma na co czekać! Marzy ci się staropanieństwo?
,,Marzy mi się spokój", westchnęła Funcia w myślach. Jednak dotyczyło to raczej dni następnych niż obecnej chwili, gdyż czuła się w tej gromadce naprawdę dobrze.
- Twierdziłaś, że jest bogaty... - Lantello naprowadził najmłodszą z powrotem na odpowiednie tory, a ona przytaknęła zrozumiawszy jego intencje.
- Tak, chłopak z dobrego domu, ze starszą siostrą, brązowowłosy, rozgadany, o niebieskich oczach... nie wiem jak się nazywa.
- Hmm, nie wydaje mi się, aby ktoś taki przychodził do mojej knajpki - stwierdziła z zamyśleniu Mimi robiąc niezadowoloną minę.
,,Nic dziwnego", Lantello i Funtka znów wymienili spojrzenia. Nikt z wyższych sfer nigdy nawet by tam nie zajrzał.
- A ty go kojarzysz, Kinalali? - Elf odważył się w końcu zagadnąć swojego guru cały czas ciesząc się tym, że może mówić mu po imieniu, co uważał za nie byle przywilej (mimo faktu iż pozostałe dwie osoby używały permanentnie wobec niego najbardziej rozkosznego zdrobnienia).
- Mniejsza z tym. - Mimi machnęła ręką, zniecierpliwiona tematem, w którym nie mogła szerzej się wypowiedzieć. - Yuumiś, w co się ubierzesz?
- Co? - Dziewczyna chyba w ogóle nie spodziewała się takiego pytania.
- No, co założysz? Kolejną sukienkę, a może...
- Myślę, że nie to jest najważniejsze - wtrącił się elf chcąc oszczędzić Funtce tłumaczenia tej napastliwej kobiecie ich poglądu na te sprawy. A z jakiś względów zakładał, że są one podobne.
- Lonciku, kochany, ty chyba chcesz się jutro obudzić z domalowanymi wąsami - zanuciła owa ,,napastliwa kobieta" ostrzegawczo, celując w niego palcem, a on zmarszczył brwi wyzywająco, nie lubił bowiem tego (jakże trafnego) przezwiska.
- Ale w sumie coś się stało! - Nagła wypowiedź Funtki tak ich zaskoczyła, że oboje odwrócili się w jej stronę.
- Co? Kiedy?
- Mam na myśli sukienkę! Zaczepił mnie chyba właśnie dlatego, że pomyślał, że ja też jestem przebrana. Za Melancholię. - Tu rzuciła Mimi pytające spojrzenie. Gotowa była sądzić, że artystka widziała tą sztukę, dobrała jej charakter do odpowiedniej postaci i tym zainspirowana zaczęła tworzyć kreację, która to być może przyczyniła się do tego wszystkiego.
- Phi, na mnie nie patrz, tamte stroje były tandetne!
,,A jednak!" Funcia i Lantello już po raz nie wiadomo który rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia.
- Przynajmniej wiesz, że chłopak chodzi do teatru - powiedział elf z delikatnym uśmiechem i nieświadomie wysunął się trochę do przodu, tak by odrobinę zbliżyć się do dziewczyny.
- Tak, dwa razy. I nie wiedział, że ,,to ma książkę" - wypomniała z jawnym zalążkiem niechęci.
- Niemożliwe! - Elf aż wytrzeszczył oczy. Dla niego nie do pojęcia było jak można było pominąć książkowy oryginał. Niech go nawet przeczyta później, ale - ej! - po co chodzić na jakąkolwiek sztukę, skoro nic się nie wie o jej genezie? (Spaczone mądralińskie umysły).
- Tak! - Funcia spuściała głowę załamana. Nie wierzyła, że ma się spotkać z kimś, kto śmiał być takim ignorantem.
- To może zastanówmy się nad tym jeszcze? A jeśli to naprawdę jakiś wykolejeniec? - Ton młodzieńca był tak roztrzęsiony jakby naprawdę był w stanie tak sądzić.
W największym napięciu i rozpaczy wymieniali się uwagami na ten temat, aż nawet nie zauważywszy kiedy, wpadli sobie w ramiona przekonani o okrucieństwie otaczającego ich świata, pełnego ciemności, niewiedzy i braku jakichkolwiek ambicji u ludzi każdej klasy.

- Nawet nie zamierzam próbować tego zrozumieć... - westchnęła odstawiona na bok Miminetta, swobodnie opierając się o Lalego. - Naprawdę nie wystarczy im, że był uroczy?
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Zaskoczenie Mimi bynajmniej nie było czymś, co byłoby w stanie zmusić poetę do wycofania swojego pytania - był w pełni świadomy, że temat, który poruszył, nie należał do konwencjonalnych, a zważywszy na okoliczności, na to jak niewiele słów ze sobą zdążyli zamienić tego wieczoru, jak oboje słabo się do tej pory upili i jak tłum wkoło nie sprzyjał tego typu rozmowom, nie miałby za złe malarce, gdyby nie podjęła konwersacji. Stąd to zastrzeżenie poczynione pod koniec wypowiedzi. Kinalali miał jednak dobre przeczucie i się na nim nie zawiódł - jego towarzyszka rozmowy chętnie podjęła temat, chociaż potrzebowała na to chwili zastanowienia. "Ach, jakże zachwycająco wygląda taka skupiona! Ten krótki moment, gdy całkowicie skupiła się na swoim wnętrzu, na przełożeniu bicia swego serca na mowę i uporządkowaniu jego słów... Wzrok zamglony, usta lekko otwarte, jakby zamarła przed wydaniem z siebie pierwszego dźwięku. Prawdą jest, iż nie trzeba stulać warg do pocałunku i trzepotać rzęsami na wzór motylich skrzydeł, by sprawić, aby w mężczyźnie szybciej zabiło serce", pomyślał z cieniem zadowolenia La'Virotta, zachował jednak te myśli dla siebie i gdy tylko Miminetta się odezwała, z wielkim zaangażowaniem wsłuchał się w jej słowa. Był zachwycony, że zdecydowała się przedstawić mu swój punkt widzenia tak bardzo szczegółowo, a jej podejście podobało mu się tym bardziej: trochę ku swemu zaskoczeniu spostrzegł, iż Mimi podchodzi do miłości znacznie dojrzalej niż by ją o to podejrzewał. Rozróżniała czym jest pragnienie a czym czysta miłość, jakie cechy mają jedne i drugie związki... Tak, nie przypuszczałby, że ma to wszystko tak dokładnie przemyślane. Tym chętnie słuchał... i zapamiętywał. Bez względu wszak na swoje zniewieścienie był mężczyzną i odruchowo sprawdzał, w którą grupę mógłby się zakwalifikować, doszedł jednak do wniosku, że chyba do żadnej. Nie wywołało to w nim żadnych emocji, obiecał sobie jednak, że od tej pory będzie zwracał większą uwagę na partnerów Mimi: nie chciał przeoczyć momentu, w którym na jej palcu pojawiłby się złoty pierścionek. A i może wcześniej byłby w stanie pchnąć pewne wydarzenia na pomyślne tory, w imię szczęścia przyjaciółki? Niejednokrotnie już tak czynił.
        Kinalali uśmiechnął się szeroko i radośnie, gdy usłyszał jaki byłby idealny kandydat na męża malarki. Nie spodziewał się, że na szczycie stawki znajdzie się pan Terotto. Im więcej jednak artystka zdradzała, tym bardziej poeta zaczynał podejrzewać, że Mimi chodzi raczej o adopcję kogoś podobnego do Funtki niż o zamążpójście samo w sobie. To jednak nie było złe, wszak miłość miała najróżniejsze oblicza. Na przykład takie, jakie Miminetta odsłoniła wspominając o Ferrisie - kapryśne.
        - Ależ mój najdroższy ogniu młodości, mnie w to nie mieszaj, ja co najwyżej pomogłem ci spojrzeć we własne wnętrze i zadać odpowiednie pytanie, na które i tak już znałaś odpowiedź. Raduje mnie jednak twa szczerość. Och, cóż to za mina? Moja droga, nie frapuj się tym tak. Czyń jak dyktuje ci serce, gdyż jest ono i tak władcą, który nie słucha podszeptów rozwagi i nie pozwala narzucać sobie zdania. Gdy trafisz na odpowiedniego mężczyznę, będzie to dla ciebie jednoznaczne, odpowiedź poznasz od razu gdy tylko na niego spojrzysz, zupełnie jakby ktoś przebił błonę osłaniające twe oczy i zobaczyłabyś świat po raz pierwszy takim, jaki jest naprawdę... Tak, miłość sprawia, że żyjemy naprawdę. A namiętność jest tym, co nadaje mu pikanterii, stanowi więc jej idealne dopełnienie. Dlatego decyzję o porzuceniu Ferrisa na twoim miejscu odłożyłbym do jutra - zakończył poeta, bardzo stanowcze zdanie wypowiadając łagodnym głosem dającym do zrozumienia, że to jedynie jego własne przemyślenia, nawet nie dobra rada, a już na pewno nie rozkaz. Kinalali również widział, że ten związek nie miał przyszłości, uważał jednak, że takich decyzji nie należy podejmować pod wpływem chwilowego impulsu.

        Kinalali lekko przechylił głowę na bok, kilka kosmyków jego włosów zsunęła się wtedy z jego ramienia i miękko oparło o szyję i twarz. Jeden przetoczył się na sam środek czoła i tam pozostał, maie jednak spojrzał na niego lekko zezujac, po czym stulił wargi i lekko dmuchnął, by się go pozbyć. Jego włosy były równie lekkie co on sam, jak nasiona dmuchawca, przez co niesforny lok zaraz znalazł sobie nowe miejsce. Zadowolony La’Virotta wrócił do rozmowy. Podobała mu się reakcja Miminetty - widział, że ma w niej sojuszniczkę, choć nigdy nie wątpiłby w to, że ona również byłaby przychylna ewentualnemu związkowi Yuumi. Zważywszy na ilość niezobowiązujących romansów, które przetoczyły się przez jej życie, nie mogła mieć nic przeciwko temu. Co więcej, z każdego z nich wyciągała jakąś naukę, jakąś wskazówkę na przyszłość, dzięki temu nie pogrążała się w rozpaczy tylko szła przez życie z radością, coraz mądrzejsza. To tak dobrze jej służyło, Lali był przekonany, że Funtka również zyskałaby, gdyby pozwoliła się sobie na moment zapomnieć. Ona jednak była taka niechętna! Doprawdy, gdyby La’Virotta potrafił być bardziej obcesowy, bezczelnie wytknąłby jej, że powinna spławić swego adoratora od razu a nie zwodzić go nie dając klarownej odpowiedzi na jego zaproszenie.
        - Och, nie, nie… - jęknął cicho poeta, wyciągając ostrożnie ręce do walczących dziewczyn. - Dajcie spokój, przecież…
        Nie dokończył. Do rozmowy z niespotykanie ciętą ripostą wtrącił się Lantello i to on stał się nowym celem ataku Miminetty. Ogarnięta szałem malarka rzuciła się na niego, po drodze taranując oparte o parapet nogi Lalego. Poeta zachłysnął się własnym głosem, gdy impet uderzenia obrócił nim wkoło i sprawił, że maie stracił orientację przestrzenną. Trochę mu zajęło, nim odzyskał pion i odnalazł się we własnych skołtunionych szatach. Jego akrobacje sprawiły, że kilka osób siedzących najbliżej spojrzało ciekawsko w jego stronę, lecz szybko stracili oni zainteresowanie tym, co wyprawiała czwórka przyjaciół - to, że Mimi się z kimś tłukła nie stanowiło żadnej rewelacji, a niezdarność gospodarza również przestała robić na kimkolwiek wrażenie. Dzięki temu Kinalali miał chwilę spokoju, by ocenić obrażenia. Miminetta nie miała co prawda sił nosorożca ani nie uderzyła go specjalnie, lecz delikatny maie powietrza nie potrzebował wcale wiele, by na jego białej skórze zaczęły rozkwitać siniaki. Tak jak w tym momencie - na jednej łydce już miał podbiegający czerwienią i fioletem ślad, który bolał przy dotyku. Lali skrzywił lekko usta, po czym dramatycznie westchnął i by uspokoić nerwy spowodowane tą całą sceną zaczął wachlować się dłonią i próbując wpłynąć na siebie magią emocji, która jak zawsze nic nie dawała, pozwalała jednak mieć nadzieję. W końcu po prostu zarzucił tren swojej szaty na łydki, by nie widzieć źródła swego złego samopoczucia i móc dalej brać udział w dyskusji - w końcu to było o wiele ważniejsze niż jakiś tam siniak, nawet tak dokuczliwy jak ten.
        Walka między Lantem a Mimi zakończyła się równie niespodziewanie i szybko jak się zaczęła, na dodatek znowu mechanizmem zapalnym okazały się słowa elfa. Kinalali spojrzał na niego z ogromną wdzięcznością w oczach, nawet lekko skinął mu głową. Pilnując, by szata pozostała na swoim miejscu, podkulił niego nogi tak, by złączone kostki trzymać blisko bioder - jakby klęczał na piętach i ześlizgnął się z nich na bok. W tej pozycji wyglądał bardzo kobieco i - co najważniejsze - nie mógł widzieć swojego siniaka, więc nie mógł zepsuć sobie humoru.
        - Lantello ma rację! - zgodził się z entuzjazmem, składając dłonie z cichym klaśnięciem i zaraz splatając ich palce. Po chwili jednak rozłączył ręce i jedną z nich wyciągnął do Netty w powstrzymującym geście: już dość przemocy na ten wieczór. Całe szczęście malarka sama zdołała ściągnąć wodze swojego gniewu i wróciła na swoje miejsce. Jej wybuchowość naprawdę czasami potrafiła przerazić i poeta zastanawiał się nawet przez moment jakim cudem tak wybuchowa kobieta mogła nie tak dawno opowiadać o swym wymarzonym mężczyźnie używając słowa “stateczny” - przecież taki nie wytrzymałby z podobnym wulkanem energii. Może jednak Mimi miała dla niego skryte jakieś swoje oblicze, którego nikt jeszcze nigdy nie poznał… Kto wie. Kobiety są wszak nieodgadnionymi stworzeniami i przez to tak kuszącymi i inspirującymi.
        Poeta, lekko kiwając głową, słuchał jak Yuumi wylicza zalety swego tajemniczego adoratora. Chociaż może nie, może były to raczej po prostu “cechy”, bo nie wszystkie dało się zakwalifikować jako coś pozytywnego. Na koniec uśmiechnął się do siebie i myślami dołączył do chóru głosów mówiących “Miminetta”, co oczywiście nie stanowiło żadnej ujmy ani dla niej, ani dla nieznajomego wielbiciela Funtki.
        - Och… - La’Virotta jakby poprawił się na swoim miejscu (jak jednak mogłoby być mu niewygodnie, skoro siedział w powietrzu?), gdy został wywołany do zabrania głosu przez Lanta. Dał sobie jeszcze moment na zastanowienie, niezbyt długi, by nie pomyśleli, że zbywa ich milczeniem, po czym podjął. - Nie jestem pewny, czy jegomość jest mi znajomy… Posiłkując się ogólnikowym opisem przedstawionym przez naszą najmilszą Funtkę jestem w stanie przypomnieć sobie jakieś… pół tuzina młodzieńców, którzy odpowiadaliby temu rysopisowi, by jednak powiedzieć coś więcej musiałbym znać więcej szczegółów.
        O tak, Kinanali był osobą o przeraźliwie fotograficznej pamięci, jeśli chodzi o cudzą fizjonomię i co więcej potrafił ją bardzo dokładnie opisywać za pomocą słów, co czasami bywało co prawda długie i zawiłe, spełniało jednak swój cel - każdy wiedział, jak wygląda postać rysująca się na wewnętrznej stronie powiek poety. On z pewnością wspomniałby o jakiejś znaczącej manierze w poruszaniu się, o jakimś istotnym detalu fizjonomii w postaci pieprzyka czy opadającego kącika warg… Lecz nie każdy był tak skrupulatny w tych kwestiach jak La’Virotta, o co on oczywiście nie miał do nikogo pretensji. Po prostu stwierdzał, że coś mu przychodzi do głowy, jednak nie jest w stanie powiedzieć nic więcej bez zbędnego strzępienia sobie języka.
        Gdy Mimi powiedziała “mniejsza z tym”, Kinalali już miał jej przytaknąć, ona jednak zmieniła tor rozmowy zupełnie nie po jego myśli! Przecież ubranie nie było w tym momencie priorytetem, najważniejsze były myśli i uczucia Yuumi, to, by pogodziła się z wizją spotkania ze swym wielbicielem! Na Prasmoka, wszak była młodą artystką i powinna otworzyć swoje serce, by doświadczyć nowe rzeczy, które wzbogacą jej wnętrze, a nie zamykać się w komfortowym domowym zaciszu, gdzie nic inspirującego ją nie spotka. ”Wspominała jednak, że pragnie podróżować…”, zreflektował się maie.
        - Ależ Lantello ma rację… - wtrącił się poeta, lecz oczywiście Mimi go nie słuchała, już zajęta drażnieniem się ze swoim współlokatorem. Kinalai skrzywił się, już lekko niezadowolony. I wtedy nagle Funtka przykuła całą uwagę zgromadzonej trójki swoim nagłym okrzykiem - maie aż przysunął się bliżej na swoim niewidzialnym siedzisku, by lepiej ją słyszeć. Jego szata omiotła deski podłogi pod nim jak ogon egzotycznej ryby.
        Poeta ograniczył swoją reakcję do lekkiego uśmiechu - spodobała mu się sama idea tego, że adorator Funtki zwrócił na nią uwagę dzięki teatralnej sztuce. To dobrze wróżyło, mogło oznaczać, że chłopak jest wykształcony no i oczywiście, że stać go na tego typu rozrywki…
        Lali syknął i skrzywił się, gdy Mimi się o niego oparła - przez przypadek dotknęła ona jego łydki, na której rodził się siniak kolorem nie odbiegający już wiele od szaty poety. Gdy jednak La’Virotta zabrał nogę poza jej zasięg, mógł się już skupić na jej słowach. Chwilę milczał, wpatrzony w Yuumi i Lantella, którzy z zapałem ciskali gromy na nieoczytaną część społeczeństwa, po czym westchnął dramatycznie i obrócił spojrzenie na Miminettę.
        - Miłość ma różne oblicza, tak jak każde z nas jest inne, tak inne są nasze serca i to, w jaki sposób nimi odczuwamy. Na domiar tego Funtka i twój uroczy współlokator są osobami mocno stąpającymi po ziemi i obdarzonymi gołębią niewinnością w kwestii uczuć wyższych jak i cielesnych. Nie wiedzą jeszcze, że serce nie zawsze kocha na całe życie i właśnie tego czasami pragnie: szaleństwa i zapomnienia, przygody, rozkoszy poznawania tego, czego normalnie się nie zauważa. Ech, pozwól, moja miła…
        Kinalali delikatnie odsunął od siebie Miminettę, po czym opuścił nogi i ostrożnie stanął na podłodze. Syknął boleśnie, zaraz podnosząc jedną stopę jak brodzący w stawie żuraw. Porównanie było jednak o tyle chybione, że o ile żuraw był w stanie ustać w tej pozycji wiele godzin, La’Virotta momentalnie stracił równowagę. Przewrócił się do przodu, przed całkowitym upadkiem asekurując się kurczowym chwytem palców zaciśniętych na ubraniu Lanta - był on akurat “pod ręką”.
        - Och… - zreflektował się Kinalali, gramoląc się na równe nogi. Spróbował przy tym poprawił trochę ubranie tłumacza, które ponaciągał do granic przyzwoitości, a gdy już złapał równowagę, natychmiast podniósł obie stopy z ziemi i usiadł w powietrzu w takiej samej pozycji jak siedzał do tej pory. Posłał całej trójce przepraszające spojrzenie, ale kto go znał ten wiedział, że Lali nie jest w stanie nic poradzić na swoją niezdarność i po prostu trzeba było zaakceptować go takim, jakim jest, a nie starać się go zmieniać, bo w tej kwestii każdy odważny do tej pory poniósł sromotną klęskę.
        - Posłuchajcie - poprosił o uwagę przede wszystkim Funtkę i Lanta, gdyż ci byli najgorliwszymi przeciwnikami tajemniczego wielbiciela młodej malarki - przeciwnikami wyciągającymi zupełnie niesłuszne wnioski, jeśli miałby on wyrazić swoje zdanie. Zresztą, przecież właśnie zamierzał to zrobić. Przysunął się więc i objął swoją przyjaciółkę za dłonie, jak to zwykł czynić gdy mówił coś bardzo ważnego w kwestii uczuć.
        - Mój świeży pąku zimowej magnolii - zaczął i już można się było spodziewać dłuższego monologu. - Ależ skąd bierze się twa pewność, iż chłopak ten nie jest wykształcony? Nieznajomość jednej pozycji nie czyni z niego ostatecznego troglodyty, wszak z każdym kolejnym rokiem płodne umysły artystów tylko i wyłącznie z samego Efne oddają światu owoce swej pracy w ilościach, w których nie sprostałby im nawet najtęższy umysł naszej epoki. Poza tym istnieją też inne kwestie. Załóżmy więc, iż twój potencjalny wielbiciel nie jest zwolennikiem literatury. Może więc jest umysłem ścisłym, który lepiej czuje się wśród cyfr niźli liter? Bądź też może faktycznie nie jest miłośnikiem prozy i dramatu, lecz wedle twoich słów to młodzieniec, który dopiero ma wkroczyć w dorosłość, jego umysł jeszcze się kształtuje i niewykluczone jest, że miłością do literatury jeszcze zapała. Może pod twoim wpływem - dodał, patrząc swej przyjaciółce w oczy z powagą. - Moja najmilsza Melancholio, uparcie będę trwał w przekonaniu, iż powinnać dać mu szansę, bo kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje, czyż nie? My wszyscy jesteśmy ci już znani, prawie jak rodzina, prawie jak tło i krajobraz, które istnieją, lecz ich nie zauważamy, gdyż są dla nas oczywiste. On zaś może stanowić nową barwę w twym życiu, światło, które zainspiruję cię do twórczego rozkwitu bądź pchnie na nową drogę życia. My tu jesteśmy i nie uciekniemy, oddaj się więc na moment zapomnieniu, rozłóż ręce i skocz, zaufaj temu, co niesie ci los.
        Kinalali spojrzał Funtce w oczy spojrzeniem, które prosiło “zaufaj mi”, po czym uśmiechnął się ciepło i odsunął, by dać jej przestrzeń i szansę na uporządkowanie myśli. Doprawdy nie spodziewał się, że będzie musiał ją aż tak bardzo przekonywać do tego spotkania.

        A pozostawieni sami sobie goście znaleźli sobie nagle rozrywkę, która nie przystawała inteligentom i artystom: mężczyźni urządzili sobie konkurs w siłowaniu się na rękę. Konkurencja nie była jednak wielka: Iliian nawet nie przystąpił do potyczek tłumacząc się tym, że nie może sobie pozwolić nawet na najmniejszą kontuzję, bo od kondycji jego palców zależy jego kariera. Wszyscy to doskonale zrozumieli i nie namawiali go do podjęcia próby. Najchętniej do uprzątniętego na tę okazję stolika podszedł Berlot, w biegu podkasując rękaw. To było to, to była rozrywka, w której czuł się dobrze, w której mógł dać upust swojej dzikiej pustynnej naturze! Nie byłby jednak sobą, gdyby nie postawił warunku.
        - Jeśli wygram! - zaczął. - Jeśli wygram, w nagrodę otrzymam od Tanaj pocałunek!
        - Wykluczone, jesteś nachalny! - O dziwo najbardziej żywioło oburzyła się Sophia, a nie główna zainteresowana, która zdawała się być nawet zadowolona z takiego pomysłu, teraz jednak posłusznie milczała.
        - O wy zazdrosne kwoki! - zirytował się zmiennokształtny rzeźbiarz. - Dobrze, niech więc będzie: która z was zgodzi się mnie pocałować, jeśli wygram ze wszystkimi swoimi przeciwnikami?
        Tylko Sophia nie podniosła ręki. Wśród wiwatów do stolika naprzeciw Berlota zasiadł pierwszy jego przeciwnik - Bassar.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Kiedy tylko Kinalali chwycił ją za dłonie, Funtka już wiedziała na co musi się przygotować. Bardzo lubiła swojego przyjaciela i doceniała jego rady, ale powoli traciła wszelką sympatię do tego gestu. Czuła się tak jakby nad wyraz uczuciowy maie chwytał ją, by nie mogła uciec podczas gdy on będzie przekazywać jej to co jest zdecydowanie jego nie jej domeną i nie puści, dopóki nie skończy. Czasem miała ochotę wyrwać mu te dłonie, schować je za sobą albo położyć surowo na kolanach, przerwać mu i powiedzieć "to TWOJA opinia i TWOJE odczucia". O ile Lali bezbłędnie doradził jej w sprawie podróży (choć nadal miała sporo do przemyślenia na ten temat) to nie umiała nijak pojąć tego co rodziło się w jego głowie kiedy wspominała o brązowowłosym chłopaku. A najgorsze, że czuła się tak jakby on w ogóle nie próbował zrozumieć jej stanowiska w tej sprawie (choć oczywiście robił wszystko co uważał, że będzie dla niej najlepsze). Nie było tego na co dzień widać, ale ta krucha, niezdarna postać potrafiła być bardzo zaborcza jeśli chodziło o postrzeganie rzeczywistości przez pryzmat uczuć. Oczywiście słyszało się z jego ust "pomyśl co ty naprawdę czujesz", ale automatycznie przenosiło to rozmowę na jego małe poletko. "Pomyśl co jest rozsądne, Lali" chciało się odpowiedzieć i nie słuchać nic więcej. Funcia uważała, że maie zdecydowanie zbytnio daje się uczuciom ponosić. Kochała to w nim, ale nie chciała tego widzieć w sobie. I nie uważała, by postrzeganie świata z jego perspektywy wyszło jej na dobre. Ale jeśli chodziło o tę konkretną sprawę, w której chwilowo tkwili, to spokoju nie dawało jej jedno...
- Lali, ale... dlaczego w ogóle zakładasz, że to ma być mój adorator? - Ssytała unosząc znacząco jedną brew. Lantello nie zdejmując ręki z jej ramienia spojrzał najpierw na nią, a potem na niego, wyraźnie popierając jej pytanie. Najwyraźniej on również nie rozumiał tego założenia.
- Jesteś dorosły od kilkuset lat Lali... uwierz mi, wątpię, aby dzieciak młodszy ode mnie miał okazać się zaciętym adoratorem. Jest mnóstwo innych powodów, dla których mógł mnie zaczepić i to mnie cieszy. - Odetchnęła. - Gdybym sądziła, że interesuje go związek z zupełnie nieznajomą dziewczyną (tym przypadku ze mną) to w ogóle nie brałabym pod uwagę pojawienia się! - stwierdziła jakby to była oczywistość, wprawiając siedzącą obok Miminettę w chwilowe oburzenie, a zaraz potem stan nienaturalnego zamyślenia. Lant zaś pokiwał głową powoli, ale stanowczo, przysuwając się bardziej do dziewczyny, którą mentalnie wspierał. Choć właściwie nie musiał. Doskonale wiedziała co chce powiedzieć, a Kinalali na pewno tego wysłucha i spróbuje zrozumieć. Choć w sumie elf nie był pewny, czy ktoś taki jak on to potrafi. Był tak oderwany od ich rzeczywistości, że zamiast się z nimi zadawać powinien niczym bożek bytować w jakiejś podniebnej wieży, w towarzystwie chmur, kwiatów i wszystkiego co piękne. Tak, idealnie pasowałby do takiego otoczenia, wiecznie wspaniały, zawsze bezpieczny. Ech...
Należało wrócić na ziemię i przestać ciągle o nim fantazjować. Gdyby nie był tak idealny, Lant uznałby, że nawet mu nie wypada (ale skoro był, to czemu nie?).
I tak najgorsze chwile przeżył, kiedy wytrącony z równowagi poeta chwycił go za ubranie, aby się nie przewrócić. Darlantello najchętniej złapałby go jeszcze w przedczas tego zdarzenia, by maie w ogóle nie musiał się stresować i trzymał go tak ile tylko trzeba. A Kinalali był jeszcze na tyle wspaniałomyślny, by starać się poprawić jego ubranie! A przecież nie musiał! Wystarczyło już samo to, że to jego się przytrzymał, że w ogóle go dotknął... to było dość.
- Myślę, że chciał z kimś porozmawiać, poznać kogoś nowego... - kontynuowała Funtka w stronę maie, nie słysząc na szczęście myśli rudzielca. - ...padło na mnie. Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego Lali, nie jesteśmy dorośli jak ty. Ja, tak jak i on jesteśmy dziećmi, no, może nieco starszymi dziećmi. - Uśmiechnęła się przepraszająco i niezwykle uroczo, jakby czuła się nieco winna, że nie może sprostać obecnym oczekiwaniom przyjaciela. - Nie oceniaj go swoją miarą. - "I mnie też nie" mówiły jej oczy prosząco. - Spłoszyłam się, bo bardzo dawno... nie rozmawiałam z żadnym rówieśnikiem. Nie przywykłam do posiadania znajomych w moim wieku... tak naprawdę będę szczęśliwa jeśli po tym jednym spotkaniu okaże się, że możemy się dogadać, ale... - Chciała dokończyć, ale najwyraźniej nie wiedziała jak, zrobiła więc pełen emocji, ale bezradny gest rękami.
- Ale to nie randka ani zapowiedź jakiegoś wielkiego romansu - dokończył za nią Lantello z braterskim wręcz uśmiechem i spojrzał na nią pokrzepiająco, a ona mogła mu tylko podziękować w myślach. Jak to wspaniale, że tu był! Musiała przyznać, że z każdą chwilą lubiła go bardziej i że był tą osobą, która najszybciej przełamała wszystkie jej osobiste bariery. Mógł ją przytulać, a ona tego w ogóle nie czuła! I jakkolwiek nie brzmiało to jakoś nad wyraz ciepło, był to znak całkowitej akceptacji z jej strony. Nawet z Lalim ograniczała kontakty tego typu, tymczasem na tym obcym jej do tej pory osobniku mogłaby się położyć i nadal czułaby się w pełni komfortowo. Miała związanych z nim dużo więcej przemyśleń, ale na razie musiała poczekać co odpowie jej Lali w sprawie najbardziej pilnej. Sądziła, że w końcu zaakceptuje lepiej jej stanowisko, ale stawiała na to, że nie do końca je zrozumie. Choć ten mężczyzna był zagadką jeszcze większą niż przeciętna kobieta, wszystkiego więc można się było po nim spodziewać.
Oboje z Lanello patrzyli na maie z wyczekiwaniem i bijącymi sercami.
- Nie no, wszystko pięknie - Miminetta nie wytrzymała i musiała wtrącić swoje trzy grosze. - Ale w co ty się do cholery dziewczyno ubierzesz!?
- Netta! - Lantello jęknął boleśnie, puszczając Funtkę i chwytając kurczowo kobietę za ucho. - To poważna rozmowa, skup się na chwilę! - poprosił przez zęby, a Mimi wydęła usta niezadowolona. To było dla niej ważne! I czemu niby nie miało powagi? Chciała Yumci pomóc się przygotować, do tego musiała wiedzieć co ta mała zamierza!
- W porządku, w porządku - Yuumi równie załamana co elf, ale przy tym rozśmieszona pochyliła się ku przyjaciółce:
- Później to ustalimy, dobrze? - spytała aby ją ugłaskać i nieco wyciszyć.
Podziałało.
W końcu mogli skupić się na Lalim.

Tymczasem do mieszkanka wkroczyła nowa osoba, większości (jak nie wszystkim) całkiem dobrze znana. Młody mężczyzna, 25-letni współpracownik pana Terotto, niejaki Leo, którego pełne imię (Linneusz) odeszło już w zapomnienie, otworzył spokojnie drzwi i wparował do środka jakby był jednym z zaproszonych gości. W towarzystwie był raczej lubiany, bo choć nie był artystą bardzo chętnie im pomagał i miał niezwykły zmysł praktyczny.
Gdy tylko wszedł rozejrzał się po pomieszczeniu, by z zadowoleniem stwierdzić, że właściwie wszystkich tu zna, a z częścią się nawet od dłuższego czasu koleguje. Oczywiście przede wszystkim chciał znaleźć Kinalalego, gospodarza, ale zobaczył, że siedzi on na uboczu z wnuczką pana Terotto, Miminettą i Darlantello, zostawił ich więc w spokoju, sądząc że mają coś do załatwienia. Przywitał się grzecznie z mijającą go śpiewaczką i podszedł do zgromadzonych w drugim końcu pokoju mężczyzn i paru zbitych w gromadkę kobiet. Wyglądali na podekscytowanych i najwidoczniej dobrze się bawili. Naturalnie Leo z chęcią by się przyłączył.
Zagadał do Rye i dowiedział się o co chodzi w tym całym zebraniu. Gdy już wszystko usłyszał uśmiechnął się właściwie z politowaniem.
- Jakby nie mogli po prostu się ze sobą umówić - westchnął szeptem nawiązując do "nagrody" jakiej zażyczył sobie Berlot na samym początku. Był też zirytowany taką chęcią panien do obdarzania pocałunkami Berlota, który niewątpliwie swoje zalety miał, ale... no cóż, artyści. Sam jednak pomysł siłowania się na rękę niezwykle przypadł mu do gustu. Oczywiście także zamierzał wziąć udział w tym małym wydarzeniu. Był już po całym dniu pracy, ale mógł jeszcze trochę porozciągać się przed snem.
- A co ty tu właściwie robisz Leo? Myślałem, że wszyscy zaproszeni już...
- Ach tak, tak, nie jestem zaproszony - uśmiechnął się mężczyzna i machnął ręką w geście, że i tak nie ma to żadnego znaczenia. - Wpadłem zobaczyć co z Yuumi - dodał. - Mam nadzieję, że jutro zajrzy do starego Terotto. On jeszcze nie wie, że mała jest w mieście, ale ja się dowiedziałem, więc mu powiem. - Przeciągnął się patrząc na siłujących się panów.
- A wtedy lepiej, żeby się pojawiła... - powiedział w ogóle nie skupiając się na własnych słowach, po czym pacnął Rye w ramię, by też zobaczyć co dzieje się przy stole.
Choć Bassar był krzepkim mężem, młody zmiennokształtny miał nad nim przewagę w sile i w kondycji. Starszy był jednak wytrwały, a jego mięśnie były wyćwiczone. Każdy z nich chciał wygrać i było widać to po ich zaciętych minach. Choć zmiennokształtny starał się uśmiechać, pewny swego. W końcu po minutach bezlitosnego napięcia ręce trzasnęły o stół, a na dole znalazła się dłoń Bassara.
Berlot nie krył zadowolenia, a wygrana tak uderzyła mu do głowy, że zdawał się nie tylko nie bać żadnego przeciwnika, ale i wyzywać wszystkich mężczyzn zgromadzonych wokół. Rzucił też Tanaj zagadkowe, pełne ognia spojrzenie.
Do konkurencji odważyło się zgłosić jeszcze dwóch artystów, ale agresja Berlota odstraszyła skutecznie resztę. Był niecierpliwy i patrzył na każdego kolejnego jak na coraz łatwiejszą ofiarę.
Mimo to Leo spoglądał na wszystkie rundy ze względnym spokojem o swoją wygraną. Nie by nie doceniał zmiennokształtnego, ale... ale jakoś nie mógł się go obawiać. Widok nakręconego "księcia" szczerze go bawił, a ubaw miał jeszcze większy, gdy dostrzegał nie dające się ukryć podniecenie na twarzy Tanaj oraz paru jej koleżanek.
- Nie rób tego - poprosił cicho Rye, kiedy zobaczył w jaką to wszystko zmierza stronę. On także nie wątpił, że kowal ma realną szansę na pokonanie podpitego awanturnika, ale obawiał się reakcji tego ostatniego. - Wkurzysz go - przypomniał z minimalną nadzieją, że do blondyna to dotrze.
- Właśnie dlatego to robię - uśmiechnął się zainteresowany w odpowiedzi, a Rye mógł się tylko załamać i czekać na dalszy rozwój wypadków. Co by się nie stało czułby się współwinny, bo to on przecież otworzył Berlotowi drzwi. Może właśnie dlatego wolałby uniknąć większych nieprzyjemności...
W końcu, gdy nie zgłaszał się już żaden chętny, Leo podniósł się i z ledwo dostrzegalnym uśmiechem usadowił się naprzeciw Berlota.
- Ty! - Zmiennokrztałtny syknął wskazując go palcem po czym wykrzywił twarz w dziwacznym grymasie. - Zaczynajmy!
Blondyn skinął głową i wyciągnął przed siebie swoje muskularne, pracujące codziennie od dziesięciu lat ręce zakończone wielkimi, spracowanymi dłońmi. Z natury tęgi, dzięki współpracy z dziadkiem Funtki dorobił się siły i wytrzymałości byka, ale rzadko kto zwracał na to uwagę przez jego roześmiane błękitne oczy, miłą twarz i przyjazne usposobienie. Tylko w momentach takich jak ten przypominało się sobie o jego zawodzie i krzepie jaką zyskał. Jednak Berlot chociażby ze względu na rasę nie był w żadnym razie słabeuszem, a i jego profesja wymagała odpowiedniej tężyzny. No i miał o co walczyć. Leo robił to dla zabawy (i małej moralizacji niewielkiej części społeczeństwa).
Tanaj coraz mniej kryjąc poddenerwowanie przyglądała się tej specyficznej walce zagadywana ze wszystkich stron przez inne kobiety. Przez jeden moment Leo z ukosa spojrzał jej głęboko w oczy. Poczuła się nieswojo przez ich karcący wyraz.
Jednak jeszcze surowsze były w stosunku do Berlota. Kowal nie tylko nie miał nic przeciwko niemu, ale nawet go lubił. Czasem razem gdzieś wypadali. Umieli się dogadać i gdyby nie pewne zdecydowanie dzielące ich różnice w podejściu do życia może mieliby kiedyś szansę zostać przyjaciółmi.
Ale pocałunki za wygraną!? No dobrze, może to nie było jeszcze tak oburzające jak to w jaki sposób Berlot odniósł się do tych dziewcząt. Leo naprawdę nie mógł przestać się dziwić jakim cudem te się na niego nie obraziły. Nie słyszał tego osobiście, ale potrafił wyobrazić sobie ten władczy ton "pustynnego księcia". Za równiny Drivii za to nie potrafił zrozumieć jak tylko jedna mogła odmówić! Nie, przepraszam - "nie zgłosić się". Takiego podejścia do kobiet prostoduszny dżentelmen taki jak on po prostu nie mógł znieść. Z całą przyjemnością więc utrze zmiennokształtnemu koledze nosa i jeszcze popatrzy jak piękne, nie szanujące się chyba tak jak powinny panie będą odchodzić z zawodem. Doprawdy, kiedy czasem rozmawiali z panem Terotto i tą garstką innych rzemieślników o tym co dzieje się w tym zwariowanym mieście dochodzili do wniosku, że świat staje na głowie. Że też staruszek nie zabronił Yuumi się z tymi wszystkimi dziwadłami zadawać. Choć to pewnie zasługa tak jej charakteru jak i Kinalalego, którego wszyscy zaskakująco szybko polubili. No i... pewnych rzeczy panu Terotto się po prostu nie przekazywało. I o tym wiedzieli i pamiętali wszyscy.
Nagle napięta do tej pory ręka Leo znacząco zmieniła pozycję, dało się słyszeć wściekły syk i nagły gwar wokół stołu. Skupił wzrok i zobaczył co się dzieje. Zaczynał wygrywać.
Lekko zaskoczony, nagle wyrwany z zamyślenia skarcił się za takie podejście do rozgrywki. Było to niehonorowe wobec Berlota tak lekceważyć to wszystko! Ale co mógł poradzić na to, że zazwyczaj siłował się z ludźmi, którzy zmiennokształtnemu mogliby złamać rękę i przy nich "książę" wyglądał jak rozzłoszczony dzieciak? Naprawdę, po tym wszystkim trzeba będzie dać mu dużo wody i odprowadzić do domu. Z Tanaj porozmawia się przy innej okazji.
Młody kowal zdecydowanie potrafił zrozumieć dużą część uczuć Berlota, ale był jedną z pierwszych osób, które powiedziały mu "odpuść sobie". Dla Leo kiedy kobieta nie mówiła ,,TAK!" rzucając się ochoczo w ramiona to mówiła ,,nie". Mniej lub bardziej dosadnie. Ale zdawał sobie sprawę, że rozpalone uczucia trudno kontrolować. To jak latać ze śmiesznie małym wiaderkiem wody wokół płonącej stodoły. A Tanaj jeszcze dorzucała drewna.
- Dajesz! - dało się słyszeć coraz liczniejsze i śmielej wołające głosy, ale trudno było połapać się do którego z zawodników są skierowane. Oni jednak w ogóle nie zwracali na nie uwagi.
- Brzydko się bawisz, Berlot - odezwał się w końcu Leo nadspodziewanie spokojnie i z zadowolonym uśmiechem, powoli wykańczając kolegę na polu rozgrywki.
- Nie twoja sprawa! - ryknął rozjuszony na nowo mężczyzna posyłając mu ostrzegawcze warknięcie.
- Pewnie, że moja. Jesteś moim kolegą, a robisz głupoty. - Nie schodzący z jego twarzy pobłażliwy wyraz wkurzał niedoszłego zwycięzcę tak, że zebrał on w sobie siły, by zdecydowanie odchylić ramię przeciwnika. Leo nie mógł tego zignorować, ale po chwili skupienia znów trzymał grzbiet dłoni Berlota kilka centymetrów nad stołem. Nie wyglądał jednak jakby specjalnie dobrze się bawił, ale jakby prawił kazanie księciulkowi wykorzystując fakt, że ten nie może ani odejść ani mu przerwać (przynajmniej póki nad sobą panował). Jednak nie używał do tego celu zbyt wielu słów. W sumie ograniczył się do tego co już powiedział. Resztę przekazywał Berlotowi bezgłośnie, w czasie ich typowo męskich zmagań. Tak naprawdę nie chciał wygrać w jakąś tam grę - chciał by książę zaakceptował jego honorowe zwycięstwo i by dotarło do niego, że czasem może przegrać nie tracąc twarzy oraz, że w domu czeka miękkie posłanie, woda, spokój i że nie warto tu siedzieć i się nakręcać. Leo naprawdę nie lubił patrzeć jak kumpel robił z siebie pajaca, więc wolałby móc jak najszybciej go stąd zabrać.
- Ile chcesz się jeszcze ze mną siłować? - zapytał.
- Ile będzie trzeba.
Skinął głową. Dobrze, skoro tak będzie trzymał te parę centymetrów póki Berlot nie padnie. Zbyt szybka przegrana mogłaby być dla księciulka zbyt w tej chwili bolesna.
- Kiedy wygram wrócimy do domu. ... Chcę z tobą pogadać - oznajmił po pewnym czasie już nieco zmęczony.
- Jeszcze nie przegrałem. - Po raz pierwszy od dłuższego czasu książę uśmiechnął się. Do tej pory coś za łatwo mu się wygrywało. Nawet nie dawało to takiej satysfakcji...
Można się było dziwić ile siedzieli przy tym stole, a ich dłonie nie drgnęły nawet o milimetr.
Leo już wygrał, ale rzeźbiarz miał szansę udowodnić, że długo jest w stanie wytrzymać jego nacisk. I to było więcej warte niż pokonanie dwóch poprzednich konkurentów! Inna sprawa, że nieco pokrzyżował mu plany...
W końcu, kiedy obserwatorzy sami zaczynali pocić się ze zdenerwowania, Berlot nie mógł już dłużej utrzymać ręki w powietrzu.
Złapał oddech, gdy wokół rozległy się krzyki, a nawet gwizdy.
Straszny, straszny hałas.

- Co się tam dzieje, no!? - Miminetta aż wbijała paznokcie w dywan, tak wściekła była, że coś ekscytującego dzieje się bez jej obecności. Nie zostawiłaby jednak Funci dla żadnej atrakcji i właśnie za to dziewczyna ją ceniła. Ale jak trudno było się opanować!
Ostatnio edytowane przez Funtka 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Kinalali zorientował się, że jego przyjaciółka jest spięta i zaczyna robić się niechętna, by kontynuować rozmowę na tych warunkach. Poeta nie chciał jednak jej peszyć samym tym, że nagle zmieni swą postawę i da jej do zrozumienia, że przejrzał jej uczucia. Dlatego kontynuował tak długo, jak było to konieczne, a gdy nadarzył się stosowny moment, zabrał dłonie - tak po prostu, płynnym i naturalnym gestem, chowając je w przeciwległych rękawach jakby nagle poczuł chłód. Nie mogło mu być jednak zimno, był wszak bytem energetycznym... A na dodatek gdyby faktycznie doskwierała mu zbyt niska temperatura, to nie siedziałby prawie na wpół rozebrany. On po prostu lubił się zamotać we własnych szatach i kończynach, wtedy było mu wygodnie. W tej pozycji dokończył więc przedstawiać swój punkt widzenia i czekał na jakąś opinię, konfrontację argumentów… A tymczasem otrzymał tylko jedno zdanie, które brzmiało jak gorzki niczym dziegieć wyrzut. A to spojrzenie obu par oczu, które wyrażały jedynie niemą niechęć do stanowiska poety… Widać było, że Lali bardzo się przejął, aż zaczął głębiej oddychać, jakby zaraz miał zemdleć. Postarał się jednak i przywołał na swoim obliczu łagodny i spokojny wyraz, kiwnął ręką, jakby to nie było nic wielkiego i już zamierzał przedstawić swój punkt widzenia, lecz nie dane mu było dojść do słowa - Funtka jeszcze nie skończyła. Wysłuchał więc jej racji uważnie i do końca, wspierając brodę na wierzchu dłoni. Na jego wargach błąkał się trudny do odgadnięcia uśmiech, który chyba miał wyrażać pobłażanie albo rozbawienie. Jeśli ktoś zapytałby go o zdanie, to nie wiek a dojrzałość emocjonalna jest czynnikiem, który w największej mierze wpływa na odczuwanie i wyrażanie uczuć, bo byli tacy, którzy od dziecka potrafili kochać miłością poważną, jak również ci, którzy mimo kilku przeżytych stuleci dalej nie byli zgodni ze swoim sercem. Poeta był przekonany, że on już powstał z w pełni ukształtowaną wrażliwością, bo w jego życiu nie było momentu, który uznałby za ten kluczowy, przełomowy, zwiastujący uczuciową dojrzałość. Tak, wiele osób zapytałoby wtedy “A twoja czarodziejka?”, lecz on zbyłby ten argument. To, że wcześniej nie pokochał nikogo tak mocno jak ją wcale nie znaczyło, że jego emocje nie były jeszcze ukształtowane, bo widział, czuł i rozumiał, lecz po prostu nie ingerował, a ona… Ona była tym czynnikiem, który kazał mu działać i w końcu przestać jedynie obserwować i odczuwać we własnym wnętrzu.
        Gdy Funtka powiedziała już wszystko, co miała do powiedzenia, gdy już Netta wyraziła swoje zdanie (jak zawsze z szalenie rozbrajającą szczerością), Lali nadal przez moment milczał. Zapamiętale nawijał na palec lok swoich włosów, a zamglone spojrzenie jego na wpół przymkniętych oczu błądziło gdzieś bardzo daleko, za ścianami budynku, murami miasta, za horyzontem… Gdy jednak w pewnym momencie zamrugał, jego wzrok znów był przytomny i bystry. Westchnął boleśnie, z namaszczeniem poprawił spadającą z ramion szatę i zaczął mówić.
        - Moja droga, miłością nie określa się jedynie tego, co wiąże się z bliskością fizyczną, uniesieniami serca i potrzebą stania się jednością z tą drugą osobą, tak perfekcyjną w naszych oczach. Rzadko też wybucha ona przy pierwszym spotkaniu, z reguły potrzebuje raczej czasu, by płynnie, czasami szybciej niż przemija życie nocnego motyla lecz nadal płynnie, przeistoczyć się z przyjaźni w miłość, swą ostatnią, perfekcyjną formę. Dlatego też adorator nie musi od razu pałać do ciebie uczuciem tak silnym, by w jego uszach grały już sakralne dzwony, może pragnąć jedynie czystego uczucia przyjaźni… Zostawmy jednak ten temat, gdyż jest zbyt ogólny i w istocie poruszanie go teraz nie doprowadzi do zakończenia dywagacji i jest to w istocie czcza semantyka. Najdroższa Yuumi, moja Melancholio jednej nocy, nie pojmuję już doprawdy czemuż to w takim razie rozważasz, czy powinnaś spotkać się ponownie z tym nieznajomym młodzieńcem. Skoro wykluczasz z jego strony istnienie uczuć wyższych skierowanych pod swoim adresem i podejrzewasz kierowanie się zwykłą ciekawością, tym swobodniej powinnaś się z nim spotkać, gdyż nie zobowiązuje cię to do niczego. Gdy znudzisz się nim bądź uznasz, że jest niegodny twego towarzystwa, wtedy go odrzucisz. A jeśli jednak zdobędzie twoją uwagę, wtedy zobaczysz jak to się rozwinie. Yuumi, możesz zarzucić mi zbytnie poddawania się uniesieniom i nastrojowi chwili, lecz czyż życie musi składać się tylko z wyborów bezpiecznych, pewnych i rozważnych? Czyż sama nie podjęłaś decyzji kierowana impulsem, gdy nagle zdecydowałaś się opuścić Kryształowe Królestwo i udać się w wędrówkę tu, do Efne, nie informując o tym nawet rodziny? A teraz nagle zastanawiasz się, czy spotkanie w centrum miasta jest aby na pewno rozsądne? Wracając jednak do kwestii wieku, która wyraźnie od samego początku nie daje spokoju twemu sercu: w istocie, bez względu na to gdzie jesteś, przebywasz wśród starszych, wśród artystów czy elfich adeptów magii. To nie jest do końca złe, lecz potrzebujesz kogoś, kogo doświadczenie będzie podobne twemu. Byś w czasie dyskusji trafiała na argumenty, których nie będziesz mogła zbić zwykłym “jesteś dorosły” - dodał z uśmiechem, jakby posyłał jej pstryczek w nos. Tak naprawdę odniósł wrażenie, że oboje mieli w głowie ten sam obraz, lecz ujęli go w inne słowa, stąd wzięło się nieporozumienie i dysonans. Niezwykle emocjonalnie podchodzący do życia poeta jak zwykle się zapędził, zaś pragmatyczna Yuumi podeszła do tematu ze zbytnim dystansem. Gdy nagle spotkali się pośrodku okazało się, że w odmiennie różnych słowach tkwił ten sam sens.
        - To może być dobre doświadczenie dla was obojga - uznał w końcu. - On pozna pannę niezwykle dojrzałą na swój wiek, a ty poczujesz, jak to jest mieć te naście lat. Może akurat miło cię zaskoczy? - dodał jeszcze pogodnym tonem.

        Pijany Berlot nie był zjawiskiem, które można było lekceważyć i prowokować, wiedział to każdy, kto kiedykolwiek widział jego pracownię po jednym z nieuzasadnionych napadów furii artysty - generalnie nie było czego zbierać, meble szły w drzazgi, a rzeźby zamieniały się w kruszywo, dłuta były powbijane w ściany aż po same uchwyty, a sam rzeźbiarz siedział wśród tego bałaganu uwalany farbą i marmurowym pyłem, ćmiąc sobie fajkę jakby nic się nie stało. W mieszkaniu Lalego zaś... Byłoby znacznie więcej przedmiotów do zniszczenia, a wartość niektórych z nich przekraczała wielokrotnie wartość całej pracowni zmiennokształtnego artysty. Dlatego też prowokowanie go nie było dobrym pomysłem, z drugiej jednak strony nie można było ulegać mu jak kapryśnemu dziecku. Sytuacja była trudna i wymagała delikatności, której raczej nikt w tym momencie nie posiadał - wszyscy byli zbyt podekscytowani widowiskiem.
        Pojedynek z Leo była w gruncie rzeczy niezwykle ekscytujący - wychowany w brutalnym świecie pustynnych nomadów Berlot kochał walkę i rywalizację, często sam do nich dążył i czynił z nich cel sam w sobie. Czasami jednak nagroda była dla niego tak cenna, że to ona stawała się paliwem napędzającym jego determinację i w tym konkretnym przypadku właśnie o to chodziło - chciał wygrać, chciał pokazać, że jest najlepszy, najgodniejszy, że Tanaj powinna mu w końcu ulec. Lecz Leo okazał się być przeszkodą nie do sforsowania, a w każdym razie nie w tej formie. Berlot miał całe szczęście na tyle silne poczucie honoru, że nie zdecydował się na przybranie postaci hybrydy, w której dysponował znacznie większą siłą, lecz narastająca w nim furia stanowiła bardzo skuteczny katalizator uwalniający niedostępne do tej pory pokłady energii. Nadal jednak przegrywał, a to nie poprawiało mu samopoczucia... Alkohol tylko zaogniał całą sytuację. Niepotrzebnie wcześniej Asayi tak chętnie mu polewał.
        W końcu grzbiet dłoni Berlota uderzył o blat stolika, przy którym toczyły się zmagania. Wszystkim puściły nerwy, rozległy się oklaski, gwizdy i wiwaty, część osób rzuciła się, by gratulować Leo wygranej. Zmiennokształtnemu zajęło ułamek sekundy by zrozumieć co się stało, by dotarła do niego gorycz przegranej. A gdy już ją poczuł, stanowiła ona krasnoludzki czarny proch dla ognia jego gniewu. Rzeźbiarz wydał z siebie pełen furii ryk i rąbnął pięściami w stolik, rozłamując go na pół.
        - Niech cię szlag trafi, Katero! - wrzasnął podnosząc się ze swojego miejsca. - Musiałeś się do jasnej cholery wtrącać?! Lepiej ci teraz, dość mnie upokorzyłeś?! To teraz chodź, zobaczymy, czy dalej będziesz taki cwany!
        Berlot podkasał rękawy i rzucił się z pięściami do młodego kowala. Nie dosięgnął go - bez słowa konsultacji, zupełnie podświadomie a jednak synchronicznie zareagowali Bassar i Asayi, doskakując do zmiennokształtnego od tyłu i łapiąc go za ramiona. Utrzymali go w miejscu, choć rzeźbiarz jeszcze wierzgnął i ryknął wściekle.

        Kinalali wolał skupić się na rozmowie ze swoimi przyjaciółmi niż angażować się w zabawy reszty gości - do jego uszu dotarło, że urządzili sobie jakiś konkurs, słyszał jednak śmiechy i wesołe okrzyki, więc był przekonany, że wszystko jest pod kontrolą, a tymczasem tu na parapecie działy się rzeczy o wiele ważniejsze. Poeta przeoczył nawet pojawienie się nowego gościa - oczywiście nie wyprosiłby go z domu, lecz bardzo chętnie by go przywitał, a tymczasem Leo jakoś zupełnie nie zainteresował się, by podejść do gospodarza i się przywitać, więc La’Virotta żył w błogiej nieświadomości, że w jego mieszkaniu pojawiła się nowa osoba… Na dodatek taka, która miała być punktem zapalnym dla wyjątkowo nieprzyjemnego ciągu wydarzeń, który zapoczątkował się już wcześniej, gdy poeta wygłaszał swoje kwieciste przemowy na temat miłości.
        Dopiero głośne aplauzy sprawiły, że maie obrócił wzrok w stronę skupiska reszty gości. Wzdrygnął się gwałtownie i przytulił dłoń do skołatanego serca, gdy usłyszał wściekły ryk Berlota. Widać było, jak jego oblicze gwałtownie blednie, a oczy poruszają się niespokojnie, próbując jak najszybciej zrozumieć zastaną sytuację. Nie było jednak czasu na analizowanie sytuacji, gdyż ta rozwijała się zbyt gwałtownie i to w kierunku, który nikomu nie był na rękę. Kinalali jako gospodarz poczuł się w obowiązku, by zainterweniować. Rozprostował nogi, lecz zamiast stanąć na ziemi, uniósł się odrobinę w górę. Rozłożył ręce i złożył je ponownie na wzór baletnicy nabierającej prędkości w piruecie, zakręcił się lekko wokół własnej osi (tren jego szaty nadął się i spiralą otoczył smukłe nogi maie, ledwo dotykając ziemi jakby stanowił kotwicę przytrzymującą poetę w miejscu). Gwałtownie jego sylwetka rozsypała się w złoty pył, który luźną chmurą unosił się w powietrzu. Brokatowa chmura nie opadła jednak na ziemię jak wymagałyby tego od niej prawa fizyki, lecz zbiła się lekko i pomknęła w stronę centrum wydarzeń. Bez wysiłku przelała się między ciasno zbitymi gapiami i zaraz zebrała po drugiej stronie. Poeta ponownie przybrał swoją materialną formę stojąc po drugiej stronie rozbitego stolika i wyciągając rękę do zmiennokształtnego.
        - Uspokój się - poprosił łagodnym, błagalnym tonem, któremu wtórowało niezwykle ekspresyjne spojrzenie. Wzrok Berlota go przerażał, był dziki i pierwotny, wyrażał szał i żądzę krwi w ich najczystszej postaci. Rzeźbiarz z pewnością nie był w tym momencie poczytalny i przemówienie mu do rozsądku mijałoby się z celem… Dlatego też wezwanie maie było tylko formalnością, a prawdziwy cel jego ingerencji był nieuchwytny dla przeciętnego obserwatora, widzieli go jednak ci, którzy władali magią. Z jego palców spłynęły delikatne niczym dym z kadzidła macki zaklęcia, które objęły oblicze zmiennokształtnego, powoli i z namaszczeniem oplatając całą jego głowę i sylwetkę. Widać było, jak Berlot odrobinę się rozluźnia i przestaje miotać się w ramionach przytrzymujących go w miejscu Bassara i Asayiego. Jego spojrzenie nadal było jednak mordercze.
        - La’Virotta - wysyczał, w typowy dla siebie sposób posługując się nazwiskiem lecz nigdy imieniem.
        - Wiesz, że było to konieczne - odpowiedział z żalem w głosie poeta. - Nie chciałem, by polała się krew…
        - Poleje się - przerwał mu Berlot. - Oj poleje… Puść mnie natychmiast.
        Kinalali jęknął wyraźnie, czując jak rzeźbiarz napiera na więzy jego czaru i próbuje je rozerwać. Był świadomy, że zarzucił sieć zaklęcia z dziedziny emocji na osobę, która również jest biegła w magii, a co więcej tak jak i on czaruje dzięki zrywom mocy wywołanym przez nagłe porywy serca. Spodziewał się pewnego oporu, lecz nie tego, że Berlot będzie z nim w dosłowny sposób walczył i się opierał. Zaczął obawiać się, że jego magia puści, nim uspokajające objęcia czaru ukołyszą ogarniętego wściekłością pustynnego księcia.
        - Bo zrobię z tobą to samo co z tym stolikiem - syknął.
        Nagle Iliian, który do tej pory dość biernie i z brakiem zainteresowania obserwował zarówno potyczki, jak i późniejszy wybuch Berlota, westchnął i oddał trzymany do tej pory kieliszek w ręce stojącej nieopodal Tanaj. Nie odezwał się słowem, tylko podszedł do całej grupy, przelotnie spoglądając na Kinalalego jakby prosił go o pozwolenie albo odsunięcie się. W końcu zbliżył się do Berlota, przyjrzał mu się krytycznie i ruchem tak płynnym i nonszalanckim, jakby robił to już setki razy w życiu, wyciągnął rękę i trzema palcami nacisnął jakieś miejsca na szyi zmiennokształtnego. Rzeźbiarz nagle stęknął i zwiotczał w ramionach trzymających go Bassara i Asayiego. Wszyscy patrzyli skonsternowani na jubilera, gdy ten jakby nigdy nic wrócił do Tanaj i odebrał od niej swój kieliszek. Dopiero wtedy poczuł na sobie spojrzenia reszty i chyba zrobiło mu się głupio.
        - Nemoriańska akupresura… - bąknął w ramach wyjaśnienia. - Hej, ja go nie zabiłem, nie przyszło wam to chyba do głowy?! Za kilka minut się ocknie, macie czas, aby zastanowić się co z nim zrobić.
        - Zabierzecie go na zewnątrz, proszę z głębi serca? - wtrącił się natychmiast Kinalali. Sprawiał wrażenie, jakby był niezwykle zatroskany stanem nieprzytomnego rzeźbiarza… I w istocie tak było. Może gdzieś z tyłu jego głowy tlił się nikły żal z powodu zniszczonego stolika i stłuczonych przy okazji naczyń oraz poplamionego dywanu, nie wspominając już o niesmaku, jaki pewnie wywołała w gościach ta scena… Ale wyrzucenie awanturnika na bruk byłoby zupełnie niezgodne z jego charakterem. Martwił się o to, co będzie się działo z Berlotem po przebudzeniu, jaki wpływ będzie miała na niego ta przedziwna akupresura zastosowana przez Iliiana no i przede wszystkim czy zdoła się on uspokoić i w końcu przełknąć gorycz przegranej. Jeszcze tego by brakowało, by wszczął kolejną burdę na ulicy!
        - Nie przejmujcie się tym… tym wszystkim - zaczął poeta, tak rozdygotany, że nie potrafił znaleźć słów na określenie tego, co niedawno się wydarzyło. Widać było, jak jego delikatne ręce drżą przy najmniejszym nawet geście. - Nikomu nic się nie stało? Och, cóż za ulga, prawdziwy kamień z serca. Ja z nim zostanę, nie musicie się o to martwić, uspokoję go gdy tylko otworzy oczy. Kontynuujcie co przerwaliście.
        La’Virotta otworzył przed Bassarem i Asayim wyjście na taras i zaraz za nimi wyszedł na zewnątrz. Nieprzytomnego Berlota złożono między donicami, opierając go o jedną z nich, a poeta nakrył go jednym z pledów, które czekał tam na zmarzniętych gości.
        - Chłód nocy przywróci jego zmysłom trzeźwość i może zdoła poskromić żądze i namiętności, które mgłą spowiły jego umysł. Pospołu z alkoholem - dodał trochę gorzkim tonem poeta. - Zostanę z nim dopóki nie odzyska przytomności, przemówię do jego rozumu… Powinien mnie wysłuchać, jak nie po dobroci, to może pod wpływem magii. Poradzę sobie, w końcu uczucia są moją domeną, czyż nie? - uspokoił Asayiego, który przyglądał mu się ze zwątpieniem w oczach. Maie swe słowa poparł uspokajającym gestem, kładąc dłoń na ręce śpiewaka.
        - Przeziębisz się - zauważyła z progu Tanaj. Uwadze poety nie umknęło to, że dziewczyna wyraźnie się martwiła i doskonale wiedział, że powód jej trosk był wyjątkowo niejednoznaczny. Z pewnością spory udział w jej smutku miał stan Berlota, do którego po części się przyczyniła, czuła się też z pewnością winna z powodu zamieszania i zniszczeń, które nie miałyby miejsca, gdyby lepiej obchodziła się ze zmiennokształtnym rzeźbiarzem, a wszystko potęgowały rozterki szargające jej sercem. Takie emocje poeta widział w jej oczach.
        - Jestem stworzony z energii, mój słodki blasku księżyca - zapewnił ją ciepłym głosem. - Nie troszcz się o mnie, poradzę sobie. Wracaj do środka… Nie udzielę ci niestety żadnej rady - dodał po chwili znaczącego milczenia. - Chyba sama wiesz, co byłoby dla ciebie najlepsze - zauważył, bo doskonale widział, że Tanaj przedstawia sobą klasyczne “chciałabym, a boję się”. Brakowało jej szczerości, która cechowała Miminettę, wbrew swej powierzchownej sile i twardemu charakterowi, jej serce było bardzo delikatne i wymagało wiele uwagi, niczym zimowa róża, którą zabije pierwszy przymrozek… On nie mógł powiedzieć jej co widzi, bo wtedy niejako zdecydowałby za nią, a tymczasem piękna muza musiała nauczyć się radzić sobie ze swoimi uczuciami… Bo w przeciwnym razie mogło być jedynie gorzej. Frapowało go jednak to, że ona zdawała się działać tak, jakby nie chciała zranić uczuć kogoś trzeciego… Kogo? Czyżby serce pięknej Tanaj biło już dla jakiegoś mężczyzny, który nie był jeszcze świadomy jej uczuć? Och, jakże nieszczęśliwa byłaby to sytuacja, jak gorzka i trująca dla niej i dla Berlota, a kto wie, może też dla jej tajemniczego ukochanego… ”Nie będę pytał”, postanowił jednak maie, ”Jej serce już jest i tak wystarczająco zszargane, drążenie tematu teraz byłoby nierozważne”.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Dziewczyna już sądziła, że z poetą się nijak nie porozumie na tym polu, które było nie było oboje obchodzili po zupełnie różnych stronach. Jednak jakby nie chciała nie umiała się na Kinalalego pogniewać, a zmarszczenie brwi to była najwyższa nagana jaką kiedykolwiek go uraczyła. No, nie licząc kąśliwych uwag, to jednak było dla niej typowe i nie należało brać tego do siebie ani się tym przejmować, choć ostatnio sama doszła do wniosku, że powinna bardziej uważać w tym temacie. Po ostatnim okresie spędzonym w Kryształowym Królestwie, który zmęczył ją, zirytował i trochę podłamał, dowcip mocno jej się wyostrzył. W dodatku babka nieświadomie dawała jej codziennie przykłady użycia nowych zwrotów i wykorzystywania cudzych słów przeciwko tym, którzy weszli jej w drogę. To naprawdę bardzo stanowcza i nieraz kąśliwa kobieta, choć opanowana i zachowująca się jak prawdziwa dama. Po prostu taka, do której bez powodu nie należy się zbliżać, a nie daj Prasmoku dyskutować! Oczywiście wobec Funci były łagodna i ukazywała jej naprawdę kochające i troskliwe oblicze, ale w pewnym sensie można było uznać ją za despotyczną. Może dlatego Funcia nawiała.
Jednak wracając... kiedy dziewczyna przypomniała sobie, choć z pewnym trudem, słowa, którymi potraktowała chłopaka, o którym teraz tak w gromadzie rozprawiali, niemal się przeraziła. Głównie tym, że po tym wszystkim nadal zaproponował jej spotkanie. Teraz było to dla niej nie do pojęcia. Gdyby sama od siebie usłyszała takie słowa, zdecydowanie wolałaby, aby następne spotkanie nie miało miejsca. Inna sprawa, że nie zrobiła tego celowo... to była druga rzecz, która budziła jej niepokój. Widocznie będzie potrzebowała jeszcze trochę czasu, żeby się wyciszyć i na dobre uspokoić, bo póki co kiedy spanikowała, wykazała się w stosunku do niewinnego rówieśnika chłodem godnym zamarzniętej rzeki. Dobrze, że tym razem tylko odbił się od skutej lodem powierzchni tą swoją uroczą buźką, bo jakby wpadł głębiej niewątpliwie odmroziłby sobie łapki.
A tak raczej nie powinno być. Kiedy stała się taka nieprzystępna? Zawsze miała problem z nowymi znajomościami i nie ufała obcym, ale nigdy do tego stopnia. Pochłonięta książkami, nauką i rozpieszczona przez wiernego Lalego nie zauważyła nawet kiedy wszystkie okazje do zawiązania nowych relacji i nauczenia się odpowiedniego postępowanie przeleciały jej koło nosa. I dopiero teraz, kiedy oderwała się od znanych sobie i utartych ścieżek, mogła zobaczyć siebie z innej perspektywy. Niezbyt podobało jej się to co widziała.
Kiedy doszła już do tego wniosku, nawet nie drgnęła, ale postanowiła natychmiast się poprawić. Zwłaszcza, że Lali był bardzo wrażliwym osobnikiem. Nie chciała ani go niepokoić, ani w żaden sposób zranić. Nawet przypadkiem, choć jego pobłażliwy uśmieszek boleśnie ukuł jej ego. Przez większą część tej całej rozmowy w ogóle nie mogli się zrozumieć. Wszystko zmierzało jednak w dobrą stronę.

Oboje postanowili zakończyć temat wywołujący między nimi największe nieporozumienia i to już eliminowało jeden problem. Funcia zaś postanowiła odsunąć z planu też drugi - swoje markotne, pełne sceptycyzmu zachowanie. Teraz będzie sceptyczna tylko trochę.
- Lubię wybory bezpieczne, pewne i rozważne. Pasują do mojego charakteru - wcięła się właśnie ze swoim łagodnym sceptycyzmem, ale nie zamierzała na dobre przerywać wygłaszającemu kolejny monolog poecie. Mimo wszystko naprawdę lubiła go słuchać. Choć czasem bredził. Ale tylko czasami.
Po jego kolejnym zdaniu uśmiechnęła się szczerze, przyłapana na zupełnym braku logiki w swoim postępowaniu. Miał rację, teraz wydawało się to absurdalne. Posłała mu wdzięczne spojrzenie. W końcu jego prawem było tak ją rozśmieszać jak i pouczać. A najbardziej lubiła gdy łączył te dwa aspekty w swoich wypowiedziach. Wtedy łatwiej było jej przyznać mu rację.
W końcu przyjaciel skończył, a Funcia ku zaskoczeniu i uldze Lantella, który spodziewał się dalszej, upartej dyskusji skinęła głową z delikatnym uśmiechem.
- Pewnie masz rację - przyznała spokojnie. - Jutro zobaczymy - dodała patrząc Lalemu w oczy i decydując tym samym, że pójdzie i nie będzie spierać się w nieskończoność. Wyraz jej oczu był jednak dziwny - po wierzchu pogodny i trochę wesoły, ale głębiej dostrzec można było tą typową, niezachwianą powagę, która odróżniała ją od wielu rówieśniczek. Trudno było powiedzieć kiedy ta jedna cecha charakteru zaczęła odbijać się w jej spojrzeniu.
- WSPANIALE! - Nagle, niczym wybuch zabrzmiał obok nich donośny głos Miminetty i dziewczynka została porwana przez nią w ramiona. - Już ja ci coś fajnego na tę okazję wynajdę! Sama mam parę ładnych fatałaszków, ale obawiam się, że nie ten rozmiar (poza tym czerwonych majteczek byś nie chciała, nie?) Ale już ja pogrzebię w twojej szafie! Ja wiem co ty tam trzymasz! Takie ładne kiecki, a nic nie nosisz, wstydziłabyś się! - droczyła się z nią chwytając ją za policzki i tarmosząc wedle uznania. Lantello wyciągnął nieporadnie rękę, jakby chciał wyrwać małą z objęć tej czarownicy, ale chyba uznał, że nie dałby rady, bo odpuścił sobie i spojrzał odruchowo na Kinalalego. Był nieco rozbawiony, ale i zdezorientowany tym jak Funtka i La'Virotta nie mogli dojść do porozumienia. On akurat doskonale rozumiał pierwotną i chyba najsilniejszą przyczynę jej niechęci do nieznajomego chłopaka. To już nawet nie chodziło o romantyczne zapędy w rozważaniach poety, ale o sam strach przed nową znajomością i wrodzoną nieśmiałością, jaką dziewczyna została obdarzona. Tak jak i on... Z tym, że on właśnie powiedziałby jej "Jeśli nie jesteś pewna, zostań." Nie widziałby potrzeby radzenia sobie ze strachem tylko po to, by spotkać jakąś obcą osobę. Dlatego dobrze się stało, że swoje fronty w tej rozmowie mieli jeszcze Kinalali i Netta. Dobrze mieć przy sobie kogoś kto myśli i czuje zupełnie inaczej niż ty. Ale najlepiej tylko w jednym czy dwóch tematach. W reszcie lepiej się zgadzać.
Zamyślony Lantello już po raz drugi dzisiaj nie zauważył jak Funtka wstaje i oddala się bez słowa. Tym razem jednak wróciła szybko i do tego z zimnym, wilgotnym ręczniczkiem, który zaraz bezceremonialnie podała Kinalalemu.
- Na nogę - powiedziała i posłała poecie dobrotliwy uśmiech mówiący delikatnie "co ja z tobą mam?". Zauważyła już dawno jak maie się kręci, a i jego szaty niewiele chwilami ukrywały. Nie miała jednak okazji, a może i ochoty by wstać i iść po potrzebne materiały, teraz jednak MUSIAŁA to nadrobić.
Zresztą przy okazji pójścia po szmatki, miała okazję zaobserwować co dzieje się w innej części pokoju. Szczerze mówiąc średnio jej się to podobało. Nie lubiła takich hałaśliwych "zabaw", zwłaszcza w wykonaniu mężczyzn dopingowanych przez kobiety. Ale nie miała kompetencji by cokolwiek z tym robić. Ona mogła grzecznie i w spokoju siedzieć po drugiej stronie i z tego się cieszyła.
Ręczniczek niestety nie na długo się przydał, gdyż Kinalali jako gospodarz musiał wkrótce zainterweniować w rozbudzone towarzystwo.
Darlantello i Funtka spojrzeli po sobie zaniepokojeni kiedy tylko usłyszeli pierwszy wiwat, a kiedy poeta już wstał przysunęli się do siebie odsuwając się równocześnie dalej od rozkrzyczanej gromady. Miminetta natomiast, jak to Miminetta zerwała się na nogi jeszcze przed Lalim, żeby koniecznie być w centrum wydarzeń i nic nie przegapić. Im więcej się dzieje tym lepiej!

Po całym nieprzyjemnym zdarzeniu Leo spojrzał z podziwem na Iliiana i niemal zagwizdał.
- Niesamowite stary, naprawdę świetne! - powiedział, ze szczerym entuzjazmem i klepnął go po łopatkach - Ech, muszę ci podziękować... sprawy wymknęły trochę spod kontroli...
- Berlot dość łatwo "wymyka się spod kontroli" - mruknął Rye patrząc za niosącymi nieprzytomnego zmiennokształtnego Bassarem i Asayim.
- Na to wygląda... - przyznał Leo i popatrzył na stłuczone naczynia i roztrzaskany stolik leżący u jego stóp. Przypomniał też sobie roztrzęsienie Kinalalego, który bardzo przejął się całą tą sceną. Na kowalu nie robiła ona aż tak dużego wrażenia. Nie prowadzał się źle, nie był też kimś, kto łatwo wdaje się w awantury, ale czasami zdarzało mu się uczestniczyć w "prawdziwie męskich" sporach. I wtedy okładało się gości po ryju. On też zresztą nieraz dostawał i choć Berlot był strasznym przeciwnikiem, może ich bójka rozwiązałaby sprawę? W końcu teraz to był zatarg pomiędzy nimi. Berlot nie umiał znieść przegranej, ciekawe co by powiedział na drugą... Choć jeśli chodzi o walkę na pięści, nie byłoby już tak łatwo, o nie. W sumie przy odrobinie szczęścia Berlot mógłby roztrzaskać mu głowę! Ale z drugiej strony gdyby sam tak porządnie oberwał w szczękę może by się uspokoił. Choć metoda Iliiana była o wiele skuteczniejsza i naprawdę zachwycająca. Gdyby tylko on umiał coś takiego! Eeee, chyba jednak lepiej nie. Dla niego przeznaczone są młot i kowadło, niech akupresurą zajmują się bardziej uzdolnieni w tym temacie i odpowiedzialniejsi.
- Dobra, ja wygrałem to i ja zbieram naczynia! - uśmiechnął się w końcu z pokorą i zgarnął na dłonie co większe odłamki. Nie obawiał się, że go pokaleczą, zapomniał natomiast wziąć cokolwiek w co mógłby je wyrzucić, a już sypały mu się z rąk. Jednak gdy tylko skonsternowany o tym pomyślał, przed jego nosem pojawił się kubełek, a za nim patrząca na niego poważnie Yuumi. Odważyła się wstać z miejsca, kiedy zobaczyła jak niosą Berlota. Nie mogła zostawić naczyń, stolika i dywanu w takim stanie! A spodziewała się, że jest on nie najlepszy... zaś jak go zobaczyła, miała ochotę wziąć szufelkę i zdzielić tak Berlota jak i Linneusza korzystając z tego, że jeden jest nieprzytomny, a drugi potulnie zniósłby taką karę. To nadal jednak nie były jej kompetencje, pozostała więc przy sprzątaniu, bo TO akurat była całkowicie i niepodzielnie jej działka.
- Co ty tu robisz? - zapytała kiedy wraz z młodym kowalem zbierali kolejne kawałki szkła, w czym nikt nie zamierzał im chyba przeszkadzać.
- A, właśnie! - Leo jakby się ocknął. - Przyszedłem zobaczyć co się z tobą dzieje. - Uśmiechnął się po bratersku. - Mam nadzieję, że zamierzasz odwiedzić staruszka - dodał nieco poważniej.
- Oczywiście... idę tam jutro. - Funtka zmieszała się nieco. Faktycznie, w tym całym zamieszaniu niemal zupełnie zapomniała... Jutro z samego rana musi pójść z Lalim do Amari, potem wpaść do dziadka i jakoś wymknąć mu się przed południem by pójść na plac. A nawet nie zapowiadało się, że położą się przed świtem...
Gdyby przyszła do Efne w zwykłych okolicznościach, poszłaby najpierw do dziadka, a potem do Lalego, ale tym razem sytuacja była nieco inna... potrzebowała koniecznie rady przyjaciela. Teraz jednak, gdy Leo jej to wypomniał, czuła się głupio, że o niczym jeszcze jej tutejszego opiekuna nie poinformowała. Musi to zrobić zanim dotrą do niego wieści o tym, że uciekła z Królestwa. Oboje z Leo dobrze to wiedzieli. Ech, jak to dobrze, że jego pomocnik tak się o niego troszczył.
- Wybacz, ale mogę zostawić cię z tym na chwilkę? - zapytał mężczyzna wstając i zerknął skruszony w stronę tarasu i stojącego tam gospodarza-poety. Biedak nieźle się musiał nadenerwować. Leo chciał go za to przeprosić.
W odpowiedzi Funtka skinęła głową, ale pozwoliła sobie na jeszcze dwa zdania, w ramach treningu przed jutrzejszym dniem:
- Możesz wracając poprosić tu Kinalalego? Będę potrzebowała jego pomocy.
Faktycznie, by wyciągnąć wszystkie odłamki spomiędzy włókien dywanu potrzebna była moc poety. Tymczasem można było porozdawać kolejną porcję cennego szkła zainteresowanym. Z wyjątkiem jednego. Był to pęknięty kieliszek z wygrawerowanym prześlicznym motylem o skrzydłach przyozdobionych w pawie oczka. Ten Funcia wzięła dla siebie z sobie tylko znanych powodów.

Leo podszedł zaś do Kinalalego mijając po drodze Tanaj. Nadal chciał z nią pomówić, ale nie była w tej chwili tak ważna jak gospodarz czy też znokautowany przez Iliiana kumpel. Wyczuć można było, że kiedy przechodził obok niej poważniał i uchodziła z niego ta przyjacielska i ciepła aura jaką hojnie obdarzał wszystkich pozostałych, poza tym jednak nie widać było, aby był na nią jakoś specjalnie zdenerwowany. Zresztą Leo bardzo hamował się wobec kobiet.
- Co z nim? - zapytał odruchowo, kiedy dotarł do Lalego. Berlot leżał spokojnie na posadzce, a Leo nie czekając na odpowiedź przykucnął obok i dźgnął go lekko palcem w zarumieniony od odurzenia i chłodu nocy policzek.
- Faktycznie, całkiem nieźle sprawdza się ta metoda Iliiana - powiedział zadowolony wstając, sprawdziwszy już co chciał. Nie była to jednak mściwa satysfakcja, a zwyczajna, podszyta podziwem uwaga, niewinna i szczera jak u dziecka. Typowe dla Leo. W ogóle nie był na Berlota zły. Szkoda mu było gościa, który nie umie przyjąć przegranej z godnością i zasmucony był nieco jego słowami. Przecież nie chciał go upokorzyć. To była uczciwa walka.
"Chciałem ci pomóc" - pomyślał blondyn i przez chwilę na jego twarzy pojawił się cień refleksji i smutku, ale zniknął jeszcze szybciej niż się pojawił, młodzieniec zaś odwrócił się do Lalego i z przepraszającym uśmiechem uścisnął jego rękę obiema swoimi wielkimi dłońmi, uważając jednak by nie przykładać do tego zbyt wielkiego wektora siły.
- Lali wybacz, obawiam się, że w dużej mierze to moja wina - przyznał skruszony, zdrabniając bez zastanowienia jego imię. - Obawiam się, że tak ładnego stolika jak ten twój nie zrobię, ale dam ci nowy - zapewnił nagle jakoś podekscytowany. Uwielbiał mieć zadania do wykonania, a jak sam się ich podjął to już w ogóle niezwykle go cieszyły! - Daj mi tydzień czy dwa - powiedział, ale niespiesznie, tak jakby w ogóle nie przejmował się terminem zwrócenia za straty. - Tylko z talerzami może być problem... A właśnie! Yuumi chciała, żebyś jej w czymś pomógł. - Przypomniał sobie o prośbie dziewczynki i nawet odruchowo pchnął Kinalalego w stronę gdzie stała nad odłamkami, choć jeszcze nie skończyli rozmawiać.
- Choć szczerze, będzie mi głupio jak będziesz patrzył na ten stolik... wiesz co, nie patrz na niego jak możesz! - poprosił pół-żartem pół-serio.
Zapomniał jakoś się przywitać i przeprosić za wtargnięcie, ale jakoś wyleciało mu to z głowy. O ile w ogóle kiedyś tam było.
- I ten... nie przejmuj się, jakoś z tego wybrniemy - zapewnił, choć nie mógł mieć co do tego żadnej pewności. Ale to był Leo - on nie potrzebował pewności, żeby coś wiedzieć i zapewniać o tym innych.
Co prawda nie trzymał już poety, ale miał nadzieję, że jego stabilny uścisk przelał w niego choć trochę otuchy.

Ważne też jednak było co zrobią kiedy Berlot się ocknie. Albo lepiej - co sam Berlot będzie chciał zdziałać? Jeśli będzie trzeba kowal może tłuc się z nim na ulicy, ale kategorycznie odmówiłby, gdyby kazali mu się teraz wynieść. Nie mógł zostawić kolegi samego - nie mówiąc o tym, że Księciulek pomyśleć by mógł, że jego niedoszły przeciwnik po prostu uciekł korzystając z okazji. A Leo był honorowym chłopem.
I prostodusznym - dlatego gdy środowiskowa muza znów znalazła się bliżej niego, przyszpilił ją spojrzeniem i szybko stanął tuż naprzeciwko.
- Tanaj.
Nie chciał być zbyt niemiły albo ją nastraszyć, ale to jak wezwał jej imię brzmiało niemal grobowo. Speszył się trochę tym faktem, ale nie wpłynęło to na niego zbyt mocno. Postanowił jednak powiedzieć to co chciał dziewczynie przekazać tak łagodnie jak potrafił. Był jednak niezwykle szczery w swoich działaniach i niewiele potrafił ukryć, a jego lojalność w stosunku do kolegi wysuwała się przed ogólny szacunek i łagodność z jaką traktował kobiety. Tym razem nie umiał być miły. Na jego szczęście nie potrafił też od tak po prostu kobiecie robić wyrzutów.
- Chciałbym... żebyś w najbliższych dniach dała Berlotowi odpowiedź - powiedział z całkowitą bezpośredniością i powagą patrząc na nią z góry, ale nadal łagodnie, co świadczyło o tym jak głęboko zakorzeniona jest w nim ta maniera. - Nie chcę, abyś zgadzała się na coś za szybko i wbrew swojej woli, ale dla jego dobra... jeśli nie chcesz go teraz to odrzuć go. Odrzuć i daj mu o sobie zapomnieć. - Najpierw zmarszczył brwi, a potem uniósł je w wyrazie żalu i bezradności. - Jeśli nie jesteś pewna to wybierz tę opcję. Strasznie się chłopak męczy... Naprawdę nie można na to patrzeć - powiedział odwracając się od niej gwałtownie i robiąc głęboki wydech. Nie lubił takich sytuacji. To było wbrew jego naturze.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Lali nie potrzebował słownej, jasnej odpowiedzi - samo to jak Yuumi na niego patrzyła wystarczyło, by miał już pewność, że jednak zdecyduje się spotkać z tamtym chłopakiem. Gdy jednak usłyszał od niej niejasną, aczkolwiek pozytywną, odpowiedź, szeroko się uśmiechnął i skinął jej z zadowoleniem głową. Dla niego nie istniał żaden argument, by nie iść na to spotkanie, poza jednym, który jednak nie został przytoczony, więc pewnie nie istniał: byłby to lęk. Gdyby chłopak swą napastliwością wywołałby strach w sercu Yuumi, wtedy poeta kategorycznie odradziłby jej ponowne spotkanie. Jeśli była to jednak tylko niechęć przed nowym, cóż, należało ją przezwyciężyć, o ile chciało się utrzymać na szpicy w artystycznym mieście Efne… Szkoda, że nie było okazji prowadzić dalej tej rozmowy, bo La’Virotta z przyjemnością posłuchałby nawet, jak dziewczyny wybierają sukienkę na tę okazję, może coś by doradził, bo w końcu sam miał całkiem niezłe oko, lecz niestety, wybuch Berlota był czymś, czego nie można było zignorować.

        Iliian zrobił wielkie oczy, gdy Leo poklepał go z uznaniem po plecach - prawie zachłysnął się przez to winem. Niemniej już po chwili się uśmiechał, czyli wcale mu to nie przeszkadzało. Jego mina zdawała się być trochę kwaśna, jakby Nemorianin był jednak trochę zażenowany sposobem, w jaki zwrócił na siebie uwagę i jak reagowali na to inni.
        - Drobiazg - przyznał. - Po prostu… Berlot nawet w dobrym humorze dysponuje siłą, która mogłaby złamać Kinalalemu kręgosłup, a że on stał zaraz na wprost niego… Wolałem, by nie było ofiar.
        - Nigdy wcześniej nie chwaliłeś się, że tak potrafisz - wtrącił się Arillen, zaintrygowany tą sceną równie mocno co reszta. - To było bardzo efektowne, co jeszcze możesz zrobić przy pomocy tej akupresury?
        - Leczyć - odparł natychmiast Iliian. - To służy głównie do tego. Może pomóżmy Leo…
        Faktycznie, chłopak właśnie z niebywałym entuzjazmem zabrał się za sprzątanie, w czym dzielnie asystowała mu Yuumi. Jubiler wykorzystał tą wymówkę by odejść od tematu, który nie chciał drążyć i razem z malarzem zabrali się za usuwanie w kąt resztek połamanego stolika, by nikt na nie przypadkiem nie wpadł i nie powbijał sobie drzazg.
        - No - uznał na koniec Arillen, z zadowoleniem otrzepując dłonie. - Hej, całkiem sporo miejsca się zrobiło, można by nawet potańczyć! Szkoda, że Kinalali nie zaprosił żadnego wschodzącego muzyka, może by nam coś zaakompaniował… Ale zważywszy ilu już niespodziewanych gości się tu pojawiło, może i muzyk w końcu przyjdzie - dodał z rozbawieniem. Gdy jednak tylko się uspokoił, zwrócił uwagę na Yuumi, która nadal zbierała okruchy potłuczonej porcelany i zmieszane z nią słodycze i przekąski. W międzyczasie Leo wyszedł na zewnątrz, Iliian również odszedł do swoich spraw.
        - Funtka, wiesz, wyglądasz normalnie, jakby sprzątanie sprawiało ci przyjemność - zagaił Arillen. - Może chciałabyś od czasu do czasu sobie dorobić? Ja nie jestem specjalnym mistrzem w utrzymaniu domu, a jednak jakbym mógł to powierzyć komuś zaufanemu… To wiesz, jakąś współpracę moglibyśmy nawiązać na tym polu. Wiesz, że cię nie oszukam ani nie wykorzystam.
        Malarz złożył swą propozycję jak najbardziej poważnie, można to było poznać po tonie jego głosu. Nie żądał jednak natychmiastowej odpowiedzi, co też zaznaczył dodając zaraz “przemyśl to i daj znać co postanowiłaś”. Nawet nie wyznaczył żadnych ram czasowych, w których zamierzał czekać i pewnie gdyby Yuumi niespodziewanie pojawiła się na progu jego domostwa ze szczotką i ścierkami, gotowa do pracy, on tylko podziękowałby jej, zaproponował lemoniadę i wskazał skąd może zacząć. A gdyby ta się nigdy nie pojawiła… Z pewnością nie poczułby urazy. Taki był już Arillen.

        Przez krótki moment poeta został sam na sam z nieprzytomnym rzeźbiarzem. Patrzył wtedy na niego zatroskanym wzrokiem, zastanawiając się co zrobić, gdy już zmiennokształtny odzyska przytomność. Wiedział, że niemożliwe jest by zmusić kogoś do miłości bądź do tego, by przestał kochać, zadanie było więc niełatwe. Liczył jednak, że dobrze poprowadzona rozmowa pozwoli Berlotowi spostrzec, w jak bardzo destrukcyjnym położeniu się znalazł, ile osób cierpi z jego powodu, na dodatek z nim na czele. ”Kiedy zrozumiesz, pustynny książę, że miłość nie jest walką, że serce wybranki to nie twierdza, którą zdobędziesz szturmem czy oblężeniem? Cóż tobą kieruje?”, zastanawiał się poeta. Nie znał Berlota tak dobrze jak na przykład Asayi, który zresztą również nie mógł powiedzieć, że przyjaźni się ze zmiennokształtnym rzeźbiarzem. Gdyby tak się nad tym zastanowić, nie było w całym Efne ani jednej osoby, przed którą ten porywczy mężczyzna by się otworzył, ufnie zasnął i pozwolił przyłapać się ze spuszczoną gardą. Nikomu nie ufał, z nikim się nie bratał. Nawet jego kochanki nie dysponowały większą wiedzą na temat jego przeszłości. ”Dlaczego?” - to pytanie raz po raz pojawiało się w głowie Kinalalego. Domyślał się oczywiście pewnych potencjalnych przyczyn - główną było z pewnością to, że żadnej ze swoich partnerek nie kochał tak naprawdę szczerze, z głębi serca. Może jednak jego pustynna przeszłość kryła w sobie mrok, który stanowił dodatkowe utrudnienie, wspomnienia zbyt brutalne, bolesne i nieludzkie, by móc się z nimi tak łatwo pogodzić i podzielić z drugą osobą. Lali wiedział, że niektórymi wspomnieniami trudno się dzielić, wszak sam tego doświadczył - nadal nie potrafił powiedzieć na głos, co zakończyło jego wielką miłość z Czarodziejką. Gdy te kilkadziesiąt lat temu próbował przekazać co czuje, pamiętał, że jego głos więzł w gardle, a oczy zachodziły mgłą, serce boleśnie się zaciskało i pewnie gdyby Kinalali zmusił się do mówienia, pękłoby na maleńkie kawałki. Gdyby teraz spróbował, skończyłoby się to pewnie podobnie…
        Lali zdawał się być odrobinkę zaskoczony tym, że na tarasie pojawił się Leo we własnej osobie. Przy całym dotychczasowym zamieszaniu zwrócił oczywiście uwagę na to, że wśród gości pojawiła się nowa twarz kowala, lecz jakby dopiero teraz dotarło do niego to, że on faktycznie był na przyjęciu. Poecie to nie przeszkadzało - nie miał nic przeciwko nowym gościom, jego dom był dla każdego otwarty i tak jak wcześniej nie wyprosił Berlota, tak tym bardziej nie zamierzał czynić wyrzutów Linneuszowi, który był o wiele lepiej odbierany przez środowisko niż jego poprzednik. Owszem, La’Virotta był ciekaw, co też chłopak robi u niego o tej porze i w takich okolicznościach, lecz o to nie pytał - czuł wokół niego aurę, która nie pozwalała na zadawanie pytań, by nie odejść od właściwego tematu, który miał zostać poruszony.
        - Iliian pozbawił go przytomności, lecz wygląda na to, że oprócz tego Berlotowi nic nie dolega na ciele - odpowiedział na zadane pytanie, chociaż było ono raczej retoryczne. Nie dało się również nie usłyszeć tej charakterystycznej intonacji, która bez słów dopowiadała “lecz na umyśle to już zupełnie co innego”. Kinalali nie był osobą złośliwą, lecz wiedział, że miłość potrafi odebrać zmysły i nawet najbardziej opanowaną osobę doprowadzić do szaleństwa, Berlot zaś nigdy nie należał do tych o stalowych nerwach. Był gwałtowny i obdarzony gorącym temperamentem, jak na pustynnego księcia przystało.
        Lali w przeciwieństwie do Funtki nie miał problemu z kontaktem fizycznym i trzymaniem się z kimś za dłonie, nawet jeśli był to mężczyzna - gdyby odczuwał z tego powodu dyskomfort, zakrawałoby to na lekką hipokryzję, skoro sam tak często używał tej formy poufałości. Nie przeszkadzało mu więc, gdy Leo przytrzymał go w ten sposób i nie cofnął dłoni, choć na moment spiął mięśnie - ze względu na swoją kruchą budowę ciała i wielką siłę, którą dysponował młody kowal, poeta czuł pewną obawę, że zostanie ściśnięty zbyt mocno. Ból i siniaki były ostatnimi rzeczami, na jakich mu zależało w tej sytuacji. Leo okazał się być jednak niezwykle delikatny i nie zrobił poecie nawet najmniejsze krzywdy, a dotyk jego ciepłych, szorstkich dłoni okazała się być bardzo przyjemny i kojący, uspokajający. Tego było teraz trzeba roztrzęsionemu maie. Ledwo jednak kowal wyraził swoje przeprosiny i skruchę, Alai zaraz uwolnił jedną dłonią i lekko nią kiwnął na znak, że przecież to drobiazg.
        - Nie wiń się za tamte ekscesy - poprosił. - Nie było twoją winą to, co zaszło przed chwilą, porywczy charakter Berlota nie jest czymś, nad czym można zapanować i co można przewidzieć. Stolik, naczynia… To tylko rzeczy. Nie są tak istotne jak następstwa tej potyczki, jak to co zrodzi się w sercach osób bezpośrednio zaangażowanych, tak fizycznie jak i emocjonalnie…
        Maie złożył wolną dłoń na rękach kowala, które nadal trzymały jego prawicę. Uśmiechał się, co było dobrym znakiem - jego humor już się poprawił.
        - W głębi serca liczę, że ta jakże niefortunna sytuacja rozwiąże się po naszej myśli i nie pozostaniemy zwaśnieni - zgodził się z życzeniami wypowiedzianym przez Leo. - Żal byłoby patrzeć, jak przez taki krótki epizod kruszeje przyjaźń. W żyłach Berlota płynie jednak ogień i płynna lawa zamiast krwi i obawiam się, że po przebudzeniu okiełznanie go może się okazać zadaniem zakrawającym na heroiczny wyczyn… Niemniej poradzimy sobie. Liczę, że nie nosisz się z zamiarem opuszczenia nas zbyt wcześnie? Rad byłbym, gdybyś został do końca - zachęcił Kinalali. W końcu uwolnił obie ręce, poprawił opadającą z ramion szatę i udał się do środka, by Yuumi nie czekała na niego zbyt długo. Przelotnie zerknął jeszcze na nieprzytomnego Berlota i widać było, jak w jego oczach na moment pojawia się błysk współczucia i zmartwienia, który jednak zaraz zniknął. Lali wierzył, że to wszystko da się wyjaśnić, żałował jednak, że sytuacja tak nagle z niewinnej stała się niebezpieczna…
        - Ach! - żachnął się nagle, przystając i obracając się w stronę kowala. - A ze stolikiem nie ma najmniejszego pośpiechu, wszak to tylko mebel, przydatny, lecz nie niezbędny. Rad jestem oczywiście, że poczuwasz się do odpowiedzialności i nie będę odmawiał twojej chojnej propozycji… Lecz bardziej zależałoby mi na tym, byś jutro w ciągu dnia wpadł i zabrał ten zniszczony, bo jeśli ja bym się tym zajął, pewnie wyniknęłyby z tego same kłopoty, a ty może nawet jeszcze znajdziesz dla niego jakieś zastosowanie albo komuś je oddasz do nauki… Już teraz dziękuję za pomoc.
        Lali przystanął i z dłońmi złożonymi na podołku lekko skłonił się przed kowalem. Jego ruchy był nadzwyczaj kobiece, lecz przy tym bardzo do niego pasowały, podkreślały wrażliwość i delikatność, tak mentalną jak i cielesną.

        Tanaj nie stała w progu wyjścia na taras niczym wierna małżonka - gdy Kinalali oświadczył, że się wszystkim zajmie, uczennica Bassara wróciła do środka. Zaraz obskoczyły ją zaaferowane artystki, które chciały podzielić się z nią swoimi wrażeniami i przemyśleniami, więc nie mogła nawet pomóc Funtce w sprzątaniu połamanych fragmentów mebla, chociaż cały czas zaglądała w tamtą stronę z wyraźnym poczuciem winy wymalowanym na twarzy. Gdy w końcu uwolniła się od plotkujących i komentujących koleżanek (które okazywały olbrzymie zrozumienie dla zachowania Berlota i zazdrościły środowiskowej muzie takiego ognistokrwistego adoratora) nie zdążyła nawet zrobić dwóch kroków i już usłyszała swoje imię wypowiadane lodowatym głosem. Zamarła, lecz gdy zorientowała się, że to tylko Leo, na powrót się rozluźniła. Chyba spodziewała się pogadanki po tych wszystkich spojrzeniach, które rzucał jej od kiedy tylko pojawił się w mieszkaniu Lalego. Jednak kategoryczny sposób, w jaki młody kowal wypowiadał swoje racje, lekko ją zirytował. Ze ściągniętymi w nieprzyjemnym grymasie ustami i zmrużonymi oczami czekała, aż chłopak skończy mówić. Wtedy jednak on gwałtownie się obrócił, Tanaj zaś westchnęła, zwilżyła wargi winem z kieliszka i odezwała się, przytrzymując go za koszulę.
        - Jakbyś nie znał swojego kolegi - sarknęła. - Wiesz w ogóle cokolwiek o tym, co jest między nim a mną? Pustynny książę zawsze walczy do końca… - dodała już znacznie ciszej. - To nie ja tutaj jestem tą złą.
        Oczy rzeźbiarki zaszkliły się, a głos lekko załamał. Zacisnęła wargi, po czym znów się napiła.
        - Mogę mu ulec wbrew sobie albo mieć nadzieję, że się znudzi - oświadczyła jeszcze. I tym razem to ona obróciła się plecami do Leo, jej jednak ucieczka udała się znacznie lepiej. Zaraz skryła się za dwiema elfimi śpiewaczkami, pod pozorem wspólnej rozmowy, widać było jednak po jej kwaśnej minie, że znowu został poruszony temat Berlota. Pewnie gdyby Tanaj była świadoma tego, że tak zakończy się ten wieczór, nawet nie wyszłaby z domu.

        Lali po wejściu z powrotem do ciepłego pomieszczenia nawet nie kłopotał się poprawianiem szat, tylko od razu podszedł do Funtki, która krzątała się próbując okiełznać bałagan, jaki powstał po nagłym wybuchu gniewu Berlota. Szedł na palcach, a tam gdzie stanął, zostawał odrobinę ciemniejszy ślad wilgoci, która zebrała się na jego stopach, gdy przebywał na zewnątrz. Westchnął cicho, gdy już zbliżył się do swej najdroższej przyjaciółki.
        - Tak, domyślam się już chyba, w jakim celu Leo prosił mnie, bym do ciebie przyszedł - zauważył. Bez słowa i nawet bez żadnego gestu przywołał lekki wiatr, który owionął puszysty dywan, między którego włóknami kryły się złowrogo ostre odłamki szkła i ceramiki. Doskonale panujący nad swoim żywiołem maie poderwał te okruchy do góry, nie poruszając nawet delikatnymi zasłonami, które wisiały nieopodal. Sprawił, że magiczny wiatr zawirował, przybierając kształt niewielkiej trąby powietrznej, która zacieśniała się i kurczyła, skupiając potłuczone szkło w jednym miejscu. W końcu wystawił przed siebie obie dłonie stulone w koszyczek, na które osypały się szklane odłamki uwolnione z okowów wiatru.
        - Gotowe - oświadczył. - Dywan też jest suchy. Doprawdy nie powinnaś się czymś takim kłopotać. To tylko rzeczy…
        - Kinalali. - Iliian podszedł do poety i delikatnie trącił go w ramię, by zwrócić na siebie uwagę. - Jak się czuje Berlot?
        - Jeszcze nie wrócił z krainy nieświadomości - odpowiedział bez namysłu poeta, lecz zaraz po wypowiedzeniu tych słów obejrzał się na drzwi, jakby w obawie, by nie zapeszyć. Nikogo tam jednak nie było, a na zewnątrz nikt się też nie poruszał.
        - Hm, no tak, był pijany i na pewno zmęczony - strapił się jubiler, drapiąc się w zamyśleniu po nosie. - Tak, to pewnie to… Jakby przez najbliższy kwadrans nadal nie odzyskał przytomności, to wezwijcie mnie, może będę musiał odblokować jego punkty witalne…
        I z tymi słowami Iliian oddalił się od towarzystwa. Kinalali odprowadził go kawałek wzrokiem, po czym wyrzucił trzymane w dłoniach okruchy szkła do kubełka i dokładnie otrzepał ręce.
        - Funtko, jeśli nie masz nic przeciwko, wolałbym pilnować Berlota, by po przebudzeniu nie zrobił czegoś szalonego, wiedziony szałem, który jeszcze nie zdążył się w nim wyciszyć - usprawiedliwił się poeta. - Zważać trzeba wszak na fakt, iż jest to zmiennokształtny, który po przybraniu swej zwierzęcej formy może być niemożliwy do okiełznania… Nie chcę zrzucać tego na barki któregokolwiek z gości - wyjaśnił jeszcze, nim skierował się z powrotem na taras. Może zostałby w środku, gdyby nie spostrzegł, że atmosfera wbrew pozorom dość szybko się oczyszczała i pewnie większość osób już zapomniała o tym, co niedawno się wydarzyło. Po Berlocie można się było spodziewać tego typu wybryków.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Yuumi i Lantello słysząc krzyki Berlota woleli oboje trzymać się w bezpiecznej odległości od niego i wszystkich którzy go otaczali. A jako, że było takich osób wiele nie dane było tej dwójce zobaczyć całej akcji jaka rozegrała się przy stoliku. Mogli jedynie po głosach domyślać się co się tam dzieje, ale zgodnie pozostali w miejscu aż Berlot nie został wyniesiony na zewnątrz. Potem Funcia jak na komendę wstała by zająć się sprzątaniem - trzask stolika oraz kryształowych naczyń działał na nią jak gwizd na szkolonego psa. Przynajmniej w tym domu, gdzie gospodarz był ostatnią fajtłapą oraz jej najlepszym przyjacielem, o którego chciała dbać najlepiej jak potrafi. Nie mówiąc o tym, że w tłumie czuła się o wiele lepiej mając coś do zrobienia. Ostatnim zaś powodem dlaczego dłużej się nie ociągała było to, że za porządkowanie narobionego przez Berlota bałaganu zabrał się Leo. Yuumi lubiła Leo, szanowała go i nawet czasami podziwiała za różne przymioty, ale sprzątania nigdy mu nie zostawiała. Przez pomieszkiwanie z dziadkiem i częste obserwowanie przy pracy tego konkretnego typu potężnych, topornych mężczyzn do których on, jego syn i Leo należeli, dorobiła się nawyku odpędzania ich od niemal każdej roboty wymagającej większej precyzji i wyczucia. Przejechanie brudną szmatą po plamie od kawy i wrzucenie jej do wiadra z nie wiadomo czym, a potem użycie jej do wycierania owoców było jej zdaniem niedopuszczalne i zdecydowanie nie załatwiało sprawy, a cała ta trójca miała tendencję do właśnie takich zachowań. Leo był w tym na szczęście najmniej wprawiony i miał jeszcze jakieś chłopięce nawyki czystości i myślenia o tym, czy bajzel i wszechobecny bród nie będzie komuś przeszkadzał, jednak Funcia obawiała się, że wraz z wiekiem przejdzie mu to na dobre i jeśli nie znajdzie sobie żony zagrzebie się w śmieciach. Jej ojciec by tak zrobił. To przy nim mama nauczyła się wszystkich czynności domowych - wcześniej była wykształconą młodą damą z wyższych sfer, która niczym nie musiała brudzić sobie rąk, potem zaś siłą rzeczy zaczęła regularnie ratować ich miejsce egzystencji jakim był ich wiejski dom i stała się wykształconą prawdziwą panią domu, z uśmiechem na ustach i dzieckiem na ramieniu. No, dopóki to dziecko nie podrosło, nauczyło się chodzić i wywędrowało do Kryształowego Królestwa na nauki, od których właśnie rozsądnie i z godnością uciekła. No, ale przynajmniej zajrzy do dziadka, bo ten bałaganiarz żadnej obcej dziewczyny by nie zatrudnił, a sam był schludny tylko i wyłącznie w swojej pracowni. W sumie z Kinalalim byli w tym nieco do siebie podobni - perfekcyjni w swym zawodzie i powołaniu i całkowicie nieporadni w codziennym życiu.
Leo póki co był na granicy - do mistrza w pracy wiele mu brakowało, choć jej zdaniem był już naprawdę doby, ale za to potrafił sobie poradzić w wielu sytuacjach jakie zdarzały się na co dzień i na wszystko patrzył świeżym okiem. Oczywiście też miał swoje słabsze strony, ale Funcia niewiele o nich wiedziała. Mogła tylko wnioskować, że z biegiem lat upodobni się do jej męskich krewnych, a na jego cały świat będą składały się praca, żona i dzieci. W sumie zdrowo. I tak był nieco "nowocześniejszy" jak to nazywał jej dziadek, bowiem on w jego wieku miał już dziewięcioletniego syna i dom wybudowany własnymi rękami. Ale on nie mieszkał w Efne, a zdawało się, że w tym mieście wszystko dzieje się inaczej niż w innych okolicach.
Funcia odetchnęła i podeszła do kowala by nieco mu pomóc. Tutaj nie śmiała odpędzić go od roboty, choć u dziadka samo jej pojawianie się w progu pokoju ze zmarszczonymi brwiami oznaczało, że mają wyjść i zająć się swoimi sprawami kiedy ona będzie doprowadzać wszystko do ładu.
Tym razem Leo wykazywał się wyjątkową jak na siebie precyzją - w końcu był gościem, a nie chciał robić Kinalalemu dodatkowych kłopotów zostawiając po sobie niepotrzebny bajzel. Pojawienie się dziewczyny było mu jednak bardzo na rękę. Zawsze zjawiała się kiedy trzeba. Nawet trochę go to bawiło - czasem dla żartu mówił, że gdyby w środku nocy w kuchni ze stolika spadło winogrono to Funcia obudziłaby się i wstała aby je podnieść. Nie do końca rozumiał takie zachowanie, ale cieszył się, że jego nauczyciel ma za wnuczkę kogoś takiego. Szkoda tylko, że tak rzadko tu bywała - zawsze było jakoś bardziej swojsko kiedy kręciła się w sąsiednim pokoju kiedy oni pracowali. Przynosiła im potrzebne rzeczy, gotowała, a kiedy kończyli wchodzili zawsze do czystej kuchni i jedli wspólnie posiłek. Kiedy wyjeżdżała musieli radzić sobie sami - to oznaczało przeważnie jedzenie w jakiś knajpach i późny powrót do domu. Miało to swój urok, ale na dłuższą metę męczyło. Funcia przynosiła ze sobą spokój i sprawiała, że nagle stawali się bardziej wydajni, odpowiedzialni i lepiej ułożeni. Nie miał pojęcia dlaczego i na niego tak to wpływało skoro przez długi czas byli sobie zupełnie obcy. Leo pamiętał kiedy jeszcze jako mała dziewczynka Yuumi chowała się przed nim za drzwiami, tak bardzo nie chciała stawać z nim twarzą w twarz, ale kiedy przy jakiejś okazji wylał na krzesło tłuszcz i zaczął wycierać go nie tym czym potrzeba to wybiegła ze swojej kryjówki, wyrwała mu ścierkę z ręki i spojrzawszy na niego jak na świętokradcę zapytała czy do reszty nie zgłupiał.
Ciekawy początek znajomości, ale od tego czasu faktycznie zaczęli ze sobą rozmawiać.
Uśmiechnął się na samo wspomnienie. Choć w sumie nie musiał - młoda kobietka, która przed nim stała niezwykle przypominała tamtą dziewczynkę i właściwie miał wrażenie, że zmieniły się tylko pewne detale. Nadal była ich małą Yuumi i ta świadomość napełniała go jakiegoś rodzaju spokojem.
W końcu odszedł do innych spraw, a Funcia czekając na Kinalalego mogła spokojnie kontynuować co zaczęła. Ku jej najwyższemu zdziwieniu została jednak zagadnięta przez Arillena. Mężczyzna zaskoczył ją swoją propozycją, jak i samym faktem odezwania się na tyle, że aż trudno było jej cokolwiek odpowiedzieć. Niestety bardzo często przy nagłych pytaniach miała pustkę w głowie, ale artysta znał ją na tyle dobrze by wziąć to pod uwagę. Dał jej czas do namysłu za co była mu wdzięczna, ale dotarło to do niej i tak dopiero kiedy odszedł. Tak jak i cała treść jego propozycji zresztą. Zastanowiła się - w sumie byłoby jej to bardzo na rękę! Jeżeli ma wyjechać powinna choć trochę zarobić. Arillena znała i spokojnie mogłaby mu pomóc w domu... czy naprawdę sprawiała wrażenie, że sprzątanie sprawia jej przyjemność?
Tak... chyba mogło to tak wyglądać. Ale po prawdzie wcale nie lubiła wszystkiego czyścić, myć i szorować - po prostu uwielbiała ład, a te czynności były konieczne aby go osiągnąć. Jednak skoro już dostała propozycję takiej pracy pracy... chyba mogłaby ją przyjąć. Musiałaby tylko ustalić jeszcze kiedy miałaby przychodzić, ale znając artystę nie sądziła by miały by być z tym jakieś kłopoty.
Tyle rzeczy... ciekawe co jeszcze wydarzy się tej dziwaczniej nocy.

Leo po rozmowie z Tanaj nie był zbytnio zadowolony. Nie chodzi nawet o to, że mu uciekła... w sumie pewnie lepiej, że tak zrobiła. Rozmowy z kobietami nie były jego najmocniejszą stroną. Był jednak przybity tonem jakim wypowiedziała ostatnie zdanie. Może i miała trochę racji? Ale dobra - on też powiedział swoje i cieszył się, że to zrobił. Każdy wszak ma prawo do własnej opinii. Choć faktycznie o ich relacji jaka ich łączyła nie wiedział wiele. Argh! To takie skomplikowane! Relacja damsko-męskie także przekraczały jego umiejętności poznawcze. Dla niego idealnym rozwiązaniem były aranżowane małżeństwa na spokojnej wsi, nie zaś miejskie perypetie szalonych artystów. Stary Terotto miał rację - to dziwni ludzie! Lubił ich... ale nie pojmował. Z resztą nie musiał. Wystarczyło mu to, że musi zająć się stolikiem. Potem może pożyczy od Kinalalego jakąś książkę. Rzadko czytał, ale postanowił się ostatnimi czasy trochę dokształcić. Może jakaś powieść? Byle nie nazbyt skomplikowana - nie kończył żadnej wyższej szkoły, a chciałby rozumieć co dostało się w jego ręce. Ech, szkoda, że Lantello nie tłumaczył powieści. Leo uwielbiał jego przekłady! Czasem, w chwilach przypływu umysłowej energii brał jakieś wiersze, obracał je do góry nogami, próbował coś z tego wyciągnąć, a potem brał tłumaczenia Tello i śmiał się z przedziwnych manier poetów. Zabawni ludzie. Naprawdę ich lubił.
Taki chociażby Kinalali - dziwak był z niego... Leo musiał się przez jakiś czas przyzwyczajać zanim mógł spojrzeć na niego jak na innego mężczyznę, a nie delikatną niewiastę. W końcu jednak, dzięki wrodzonej braterskiej miłości do wszystkich istot, przestał zwracać uwagę na jego kobiece gesty, westchnienia i ruchy i w jego myślach Lali był teraz po prostu zwykłym, dobrym kolegą. Starszym kolegą - a na to Leo zawsze zwracał uwagę. Widać było, że choć traktuje go po koleżeńsku, to te parę setek lat, które maie przeżył robiło na nim niemałe wrażenie. Dlatego wobec niego był zwykle bardzo uległy.
Nawet nie zauważył kiedy przysiadł się do tkwiącego w odosobnieniu rudego elfa i zaczął z nim luźną rozmowę pytając przy okazji czy nie chciałby przypadkiem przetłumaczyć takiej jednej książki...

Do Funci tymczasem dotarł Kinalali, który od razu zrozumiał dlaczego został wezwany. Dziewczyna ucieszona, że w końcu porządki zostaną ukończone z uwagą patrzyła jak maie posługuje się po mistrzowsku swoją magią wiatru. Zawsze robiło to na niej wrażenie - w końcu była zafascynowana magią, a tym bardziej tak sprawnym jej wykorzystaniem przez tą kochaną fajtłapę. W tej krótkiej chwili, kiedy mogli spokojnie stać naprzeciwko siebie nie zaczepiani przez nikogo wyciszyła się i oczyściła umysł, chcąc wsłuchać się w zmysłowe, ciche głosy pochodzące z jego aury, poczuć jej szalenie kwaśny smak i słodki zapach miodu. Topazowa mgła zakryła jej oczy i dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie. Uporządkowany świat aur był miłą odmianą po szalonej rzeczywistości jaka ją otaczała. Moment ten jednak nadal był tylko momentem i już chwilę potem Kinalali skończył z drobinami i suszeniem dywanu, a Iliian pojawił się obok niego, by zapytać o Berlota.
Zaciekawiły ją jego ostatnie słowa - w końcu nie była przy tym jak nemorianin użył na Berlocie swoich zdolności, poczuła się więc zaskoczona. Nie odezwała się jednak, gdyż mężczyzna odszedł szybciej niż ona mogłaby wypowiedzieć choć jedno słowo. Zaraz też musiała się na chwilę pożegnać z Kinalalim, który jako gospodarz miał swoje obowiązki związane ze zmiennokształtnym. Dziewczyna rozumiała to, więc tylko skinęła głową z łagodnym uśmiechem.
- Oczywiście, leć leć. - Nie zatrzymywała go, choć nawet miała na to ochotę. Coś czuła jednak, że i tak zaraz dopadnie ją ktoś inny.
Nie pomyliła się. Nie minęła chyba nawet sekunda sekunda, a na swoim ramieniu poczuła czyjąś dłoń, a zaraz potem obfity biust przylgnął do jej łopatek.
- Yuumiś! - Mimi otoczyła ją ramionami, o mało jej przy tym nie wywracając. - Widziałaś to!? Jasne, że nie! Jak mogłaś to przegapić!? Nie rozumiem was! Ciebie i Lanta. Ominęliście najlepszą akcję! Siadaj i słuchaj. Albo nie, stój. Tak mi wygodnie. O taaaak... w końcu jest się na kimś oprzeć!
I bezlitośnie wykorzystując młodą koleżankę jako podpórkę, z zapałem opowiedziała jej w najmniejszych szczegółach wszystko co sama widziała i czego dowiedziała się od innych oraz co zdążyła już wywnioskować na podstawie zebranych informacji informacji i z kim skonfrontowała swoje przemyślenia. Zajęło jej to góra z siedem minut, które małej malarce i tak zdążyły rozsadzić głowę, poskładać ją z powrotem i znów rozbić na drobne kawałeczki. Ostatecznie zdecydowała, że musi napić się wody.
- Więc dlatego pan Berlot jest nieprzytomny! - westchnęła w końcu, korzystając z tego, że dane jej było dojść do słowa. - Wiesz... dzięki Mimi. To było wycieńczające, ale dziękuję, że wszystko mi powiedziałaś.
- Zawsze do usług! - wykrzyknęła kobieta przytulając ją do swojej piersi. - Tylko czekam aż dołączysz do naszego grona miłośników ploteczkowej wszechwiedzy! Do tego czasu będę cię skrupulatnie uczyła! - Podekscytowana na samą myśl, że jej drobna przyjaciółka w końcu mentalnie staje się prawdziwą kobietą z Efne, podskoczyła o mało nie urywając jej przy tym głowy i ledwie co nie zaprzepaszczając swoich szans na zostanie jej oficjalną mentorką. Na szczęście tym razem nie udało jej się dokonać zamachu.

Funcia rozmasowując sobie szyję na powrót została sama. Korzystając jednak z przypływu energii postanowiła zebrać się na odwagę i zanim Berlot w końcu się obudzi i kto-wie-czego-narobi, podejść do Iliiana i o coś go zapytać. Normalnie pewnie zwlekałaby dłużej, ale zważywszy na okoliczności musiała liczyć się z czasem. Zacisnęła więc ręce w pięści, odetchnęła głęboko i na powrót się rozluźniła. Zdejmując z włosów i tak przekrzywioną już spinkę (aby miała co trzymać w dłoni podczas ewentualnej rozmowy) podeszła najbardziej na jaki tylko było ją stać zdecydowanym krokiem do nemorianina, który ku jej wielkiej uciesze chwilowo oddalił się od reszty gości. Obawiała się, że nie zechce z nią na temat, który sobie wybrała gawędzić, ale nie darowałaby sobie, gdyby nie spróbowała. Nie był niemiłą osobą... co najwyżej grzecznie poprosi ją o danie mu spokoju. Strasznie się denerwowała.
- Ym... przepraszam. - Trąciła go delikatnie w ramię i zaczęła nieśmiało. Nie była nawet pewna czy powinna mu mówić na "ty", czy per "pan". Zaryzykowała to pierwsze. - Słyszałam, że używasz czegoś takiego jak "akupresura"... bardzo mnie to zaciekawiło, niewiele o tym słyszałam... - Wyglądała na zakłopotaną, choć dzielnie trzymała swoje emocje i chęć ucieczki na wodzy. - Czy mógłbyś mi coś o tym powiedzieć? - spytała w końcu, a jej patrzące na niego prosząco oczy wypełniły się rządnymi wiedzy błyskami. Naprawdę była bardzo ciekawa tej sztuki. Oraz tego jak on sam do niej podchodzi i do czego ją wykorzystuje. Chyba tylko chęć nauki była w stanie zmusić ją do takich działań jakie właśnie podjęła. Nie chciała jednak w żadnym razie być nachalna, więc szybko spuściła oczy i przygarbiła się lekko, jakby się wycofując. Nie miała zamiaru zrazić do siebie nemorianina, choć w głębi duszy bezlitośnie pragnęła wyssać z niego każdą kropelkę wiedzy. Oczywiście nie profesjonalnej, ale tej ogólnej jak najbardziej. Liczyła się jednak z tym, że może to nie być łatwe.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Iliian wyglądał na trochę zaskoczonego tym, że Yuumi się do niego odezwała, lecz zaraz uśmiechnął się do niej uprzejmie i obdarzył całą swoją uwagą.
        - Słucham - zapewnił gdy tylko go przeprosiła. Był jednym ze spokojniejszych artystów w tym gronie, czemu dał dowód nie dając się wplątać w parodię turnieju, jaką urządził Berlot, a następnie z kamienną twarzą rozwiązując napiętą sytuację, która go wieńczyła. Gdy jednak z ust Funtki padło słowo "akupresura", na jego obliczu pojawił się krótki kwaśny grymas i jakby lekki niepokój. Spodziewał się najwyraźniej innego pytania, lecz temat jaki poruszyła Yuumi mu odpowiadał i jego twarz ponownie przybrała łagodny wyraz, może nawet przepraszający za to, że tak pochopnie ją ocenił. Szczere i nie podszyte żadnym ukrytym celem ani aluzjami pytanie całkiem mu pochlebiało, zwłaszcza, że zadała je osoba tak młoda. Z tym większą przyjemnością jubiler zdecydował się opowiedzieć nastoletniej malarce o sztuczce, którą zaprezentował na Berlocie.
        - Akupresura... - zaczął z pewnym wahaniem, gdyż miał problem z jasnym zdefiniowaniem tego słowa. Widać było, jak na moment stracił kontakt z rzeczywistością, by skupić się na swoich myślach i wspomnieniach i na ich podstawie sformułować satysfakcjonującą odpowiedź.
        - Akupresura uczy o tym, jak dotykiem wpłynąć na cudze ciało - podjął w końcu monotonnym, spokojnym głosem, jakby nie robiła na nim żadnego wrażenia ani sama sztuka ani fakt opowiadania o niej. - Nie tak jak zwykły masaż, którym leczy się mięśnie. Akupresura wpływa na przepływ sił witalnych i energii w ciele. udrażnia ich kanały lub wręcz przeciwnie: blokuje je, w zależności od tego, co chcemy uzyskać. Wykorzystuje się nacisk, a nie ruch. To dość trudna sztuka, wymaga precyzji w odnajdywaniu punktów witalnych i w stosowaniu samego nacisku - trzeba trafić w odpowiednie miejsce z odpowiednią siłą, by osiągnąć oczekiwany efekt. Trzeba również znać powiązania między poszczególnymi punktami witalnymi, bo nie zawsze są one intuicyjne. Wiele punktów znajduje się w dłoniach, stopach i twarzy, ale na przykład niewiele na korpusie, brzuch zaś stanowi prawdziwą pustynię, na której nie ma zbyt wielu miejsc do uciskania. Wykorzystuje się ją głównie w leczeniu, to oczywiste, do tego została stworzona. Pozwól...
        Iliian uniósł ręce i lekko je strzepnął, by jego rękawy zsunęły się niżej i odsłoniły nadgarstki. Później palcami wskazującymi dotknął twarzy malarki - najpierw punktów na skroni w miejscu, gdzie za oczodołem pojawia się wyraźnie wgłębienie, później miejsc po obu stronach nasady nosa, a na koniec szczytów łuków brwiowych. Jego dotyk był bardzo delikatny i gdyby nie widziało się jego dłoni, można by go nawet zignorować.
        - Uciskanie tych miejsc w tej kolejności przynosi ulgę w migrenach - wyjaśnił cofając ręce. - W równym tempie, co trzy uderzenia serca. To jeden z łatwiejszych nacisków, bo miejsca łatwo znaleźć, a sama siła nie ma takiego znaczenia. A to, co zrobiłem Berlotowi...
        Iliian wyraźnie się skrzywił, jakby samo wspomnienie tamtych wydarzeń było mu wyjątkowo niemiłe i wręcz wstydził się tego co zrobił. Nim podjął, zwilżył gardło winem.
        - Jak mówiłem, punkty witalne można udrażniać i blokować. Jeśli zablokuje się odpowiednie punkty, można kogoś nawet zabić. A ja akupresurę znam bardzo dobrze i mogę ją stosować bez obaw... Po prostu tymczasowo zablokowałem kilka z nich, nie nacisnąłem mocno, więc wkrótce powinny puścić - powiedział, jakby się usprawiedliwiał. - Gdy zobaczyłem Berlota w takim stanie... Cóż, przyznam, że trochę poniósł mnie strach. Głównie o Leo i Kinalalego, bo ich Berlot by z pewnością zabił. A sam też nie chciałem oberwać... I tak jak nie chwalę się swoją znajomością akupresury, bo nie jestem lekarzem i nie chcę pod swoim warsztatem kolejek schorowanych starowinek, tak teraz wydawało mi się to jedynym humanitarnym rozwiązaniem, które oszczędziłoby ofiar i zniszczeń. A przy okazji mam nadzieję, że gdy Berlot będzie nieprzytomny, jego szał zdoła przeminąć albo chociaż uspokoić się na tyle, by Kinalali zdołał go przekonać do zakopania topora wojennego. - Iliian cicho westchnął i znowu się napił. - To chyba takie najważniejsze informacje. Chciałabyś jeszcze coś wiedzieć? Tylko, hm... Od razu mówię, że nie chcę nikomu przekazywać wiedzy na temat akupresury, nie będę nikogo uczył technik. To trochę egoistyczne z mojej strony, ale nie mam na to czasu i ochoty, co więcej nie czuję się do tego powołany, bo jestem przede wszystkim jubilerem i mogę coś pomieszać z tej medycznej części. Ale jakbyś chciała poznać jakieś dwa, trzy chwyty na konkretne dolegliwości, mógłbym ci je pokazać.
        Nemorianin uśmiechnął się nikle na znak, że jego propozycja jest szczera. Wcześniej mówił bardzo spokojnym tonem i jakby tak się zastanowić, on nigdy nie podnosił głosu.

        Kto obserwował Tanaj od momentu wyniesienia nieprzytomnego Berlota na zewnątrz ten mógł spostrzec, że piękna rzeźbiarka męczy się z jakimiś wyjątkowo intensywnymi myślami. Choć rozmawiała z różnymi osobami, jej wzrok nieustannie uciekał w stronę drzwi prowadzących na taras, a niejednokrotnie też w stronę Leo. Wtedy ściągała lekko brwi w wyrazie gniewu i zdawało się, że była na kowala śmiertelnie obrażona za uwagi, jakie ośmielił się jej poczynić. On jednak całe szczęście nigdy nie przyłapał jej na gapieniu się, w przeciwnym razie… Cóż, może nie zrobiły z tego sceny, ale na pewno obojgu zrobiłoby się niemiło - on pewnie byłby urażony takim spojrzeniem, a ona od razu zyskałaby pewność, że dostanie łatkę obrażalskiej baby. A taka nie była. I tak naprawdę spojrzenia posyłane młodemu kowalowi nie miały w sobie krzty negatywnych uczuć. Po prostu… Chłopak dał jej do myślenia. Adorowana przez tuziny mężczyzn Tanaj była przekonana, że taka jest jej rola i pewnie większość kobiet zabiłaby, byle tylko być na jej miejscu, nie mogła więc zrzec się tego zaszczytu. I przez większość czasu jej to odpowiadało - była popularna, rozchwytywana, dostawała dziesiątki zaproszeń na bale, wieczorki i małe, kameralne spotkania, gdzie z reguły pojawiała się przy boku jakiegoś interesującego mężczyzny. Z żadnym z nich jednak nie nawiązała bliższej znajomości i takie związki szybko rozchodziły się po kościach, a ona znowu była wolna i otoczona wianuszkiem wielbicieli. Berlot jednak już na etapie zalotów poczynił wszelkie kroki, by mieć ją tylko dla siebie i dosłownie odstraszył od niej całą resztę absztyfikantów, którzy może i tak mieli niewielkie szanse, ale chociaż nie byli tak napastliwi i tak bardzo nie w jej guście. Rzeźbiarz nie miał najmniejszego zamiaru się od niej odczepić, chociaż już na samym początku go odprawiła, on jednak wracał i wracał, starając się ją zdobyć, a ona nie widząc innego wyjścia, przyjęła rolę niedostępnej muzy. Poczucie niesmaku w stosunku do własnej osoby szybko stłamsiła i skryła gdzieś głęboko uznając, że jakoś przetrwa ten sztorm i w końcu znowu będzie wolna. Leo zaś swoją przemową trafił w samo sedno i sprawił, że rzeźbiarka znowu poczuła się jak najgorsza wiedźma. Myślała, że jeśli zajmie się czym innym, to zapomni o jego słowach i będzie mogła w dobrym nastroju dotrwać do końca przyjęcia, by wrócić do drażliwego tematu gdy będzie już u siebie… Ale nie potrafiła. Dlatego w końcu zebrała w sobie całą odwagę i podeszła do rozprawiających o czymś z ożywieniem tłumacza i kowala.
        - Przepraszam, że przeszkadzam - zaczęła. - Leo, mogę cię prosić na chwilę?
        Chociaż pytanie teoretycznie pozostawiało chłopakowi pewną możliwość odmowy, to jej gesty już nie - złapała go za ramię i pociągnęła na bok, by móc rozmawiać z nim chociaż odrobinę bez świadków.
        - Słuchaj - zaczęła. - Dobrze, porozmawiam z Berlotem. Gdy to była kwestia tylko mnie i jego, to było wszystko w porządku, ale jak już jest w to zaangażowane tyle osób, to chyba muszę coś z tym zrobić… Ale boję się. On już wielokrotnie nie przyjął mojej odmowy i nie chcę wiedzieć co zrobić teraz. Dlatego chcę byś był przy tej rozmowie, bo chyba jako jedyny tutaj dasz mu radę gdy wpadnie w szał, a wpadnie na pewno. To przez ciebie muszę to załatwić tu i teraz, więc weź za to odpowiedzialność! - zaszantażowała go na koniec, ale słychać było, że nie jest to ton typowej femme fatale, która chce zrobić z kowala i rzeźbiarza marionetki i darmowe widowisko. Ona naprawdę obawiała się tej rozmowy i w rozsądnym, silny i opanowanym chłopaku upatrywała swojej jedynej szansy na to, by nie pożegnać się na zawsze z karierą modelki w momencie, gdy jej szalonemu adoratorowi puszczą nerwy. A miała mu do powiedzenia dość bolesne słowa…

        Kinalali siedział w powietrzu i patrzył na nieprzytomnego Berlota. Z racji tego iż zaczął siąpić zimny deszczyk, maie kiwnął od niechcenia ręką i rozciągnął nad sobą i nieprzytomnym rzeźbiarzem kopułę powietrza, która działała niczym parasol. Maie nie miał nastroju na to, aby moknąć - w tych okolicznościach byłby to przejaw umartwiania się, a on nie był jeszcze w aż tak złym humorze, był po prostu zatroskany, a to nie wymagało oprawy z odpowiednich warunków atmosferycznych.
        Nagle Berlot bez ani jednego głębszego oddechu czy stęknięcia obrócił się na bok i ostrożnie zaczął otwierać oczy - najpierw ostrożnie zamrugał, później zaś rozchylił jedną powiekę. Gdy już patrzył obojgiem oczu, spojrzał na poetę i znowu jego oczy przypominały wąskie szparki.
        - Ygh… La’Virotta? - upewnił się. - Ty latasz?
        - Nazwa tego lataniem byłoby zdecydowanym nadużyciem zważywszy, iż nie posiadam skrzydeł i prawie się nie poruszam - zauważył poeta. - Unoszę się w powietrzu, jak to zwykłem czynić, gdy nie ma gdzie wygodnie usiąść.
        - O szlag…
        Berlotem kilkukrotnie targnęły suche torsje. Nie zwymiotował, najwyraźniej mając zbyt silny żołądek, widać było jednak, że sam ten odruch mocno go wymęczył.
        - Szlag, co mi jest? To przez Iliiana, tak? Co on mi zrobił? - dopytywał rzeźbiarz, momentalnie zaczynając odczuwać gniew. Począł gramolić się z ziemi, lecz maie oparł palce stopy na jego torsie, by przytrzymać go jeszcze chwilę w miejscu. Zaskoczony rzeźbiarz w istocie zrezygnował z prób podnoszenia się.
        - Musimy porozmawiać, Berlot - oświadczył.
        - Ech… Dobrze - zgodził się niechętnie zmiennokształtny. - I zdaje się, że wiem o czym… Ale nie mam humoru na słuchanie twoich koronkowych, ekwilibrystycznych i zmanierowanych przemów. Mów do mnie konkretnie. Ugryź się w język wszędzie tam, gdzie będziesz chciał wstawić przymiotnik, przysłówek albo porównanie. Nie i już. Inaczej nie będę cię słuchał. I zabierz tę stopę, krępujesz mnie.
        Berlot chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak trudne zadanie postawił przed La’Virottą, dla którego kwiecista mowa była równie naturalna co oddychanie. Mimo to poeta zamierzał podjąć wyzwanie w imię większego dobra. Jego chwilowy dyskomfort był wszak niczym w porównaniu do tego, jak mógł wpłynąć na myśli i uczucia rzeźbiarza. Dlatego z namaszczeniem i w ogromnym skupieniu zaczął mówić.
        - Wiem, że miłość potrafi być ślepa - oświadczył, zabierając stopę z torsu rzeźbiarza. - I wiem, jaki jest twój charakter. Wiedz jednak, że do miłości ty jeden nie wystarczysz. Nie zwróciłeś uwagi na to, jak niechętna jest ci Tanaj?
        - Bzdury! - przerwał mu momentalnie Berlot. - Tylko udaje trudną do zdobycia. Przecież nikogo teraz nie ma, a ja jestem tym, czego jej potrzeba.
        - To ty tak twierdzisz - odparł Kinalali. - Jakkolwiek posiadasz wiele zalet, bo jesteś przystojny, tajemniczy i z pewnością szalenie namiętny, tak nie wszystkie kobiety muszą lubić to samo. Czy zwróciłeś uwagę z jakimi partnerami wcześniej spotykała się Tanaj?
        Berlot chwilę milczał, trawiąc słowa La’Virotty. Bez słowa wstał, a wtedy również poeta stanął na własnych nogach, poprawiając całkiem zgrabnym ruchem tren swojej szaty, uważając przy tym by nie spadł on na mokre kafle.
        - Jakie to ma znaczenie? - zapytał w końcu zirytowany rzeźbiarz, choć w jego głosie brakowało pewności.
        - Może niewielkie - przyznał Kinalali.
        - Robię dla niej wszystko! - wybuchnął nagle zmiennokształtny, mocno gestykulując. - Komplementuję ją na każdym kroku, usługuję jej i pokazuję, że jest dla mnie pierwsza wśród wszystkich. Tańczyłem przed nią pustynne tańce godowe, obdarowywałem kwiatami i nawet walczyłem w jej imieniu.
        - Berlot… Kobieta nie jest wygraną w kasynie, którą dostaniesz jeśli wymienisz na nią wystarczająco dużo żetonów - oświadczył maie z odrobiną troski i smutku w głosie. - Jeśli Tanaj nie jest ci przychylna, może mieć ku temu powody. Nie zechciałbyś ich wysłuchać? Nie namawiam cię do poddania się, lecz do zrozumienia jej stanowiska. Może dasz radę ją przekonać, a może to ona przekona ciebie.
        Między poetą i rzeźbiarzem zapadła pełna napięcia cisza. Berlot patrzył Lalemu w oczy z takim uporem, jakby chciał go przyłapać na kłamstwie, lecz gdy maie był przekonany o swojej racji - zwłaszcza w kwestii uczuć - trudno było go przekonać do zmiany stanowiska. Tym razem również nie zamierzał ulec i nie spuścił wzroku. W końcu to pustynny książę musiał się poddać i zacząć myśleć nad tym, co usłyszał. Chyba w końcu zaczęło do niego docierać, że Kinalali niekoniecznie nawijał mu makaron na uszy i faktycznie mógł mieć troszeczkę racji.
        - Dobrze - poddał się w końcu Berlot. - Porozmawiam z nią o tym. Bądź przeklęty, La’Virotta, za wtrącanie się w nieswoje sprawy i mącenie mi w głowie.
        - Czasami tak trzeba - uznał poeta, niepewny czy może już zacząć normalnie mówić. Gdy jednak zmiennokształtny rzeźbiarz podążył do środka, maie poszedł zaraz za nim. Tak na wszelki wypadek, by mieć pewność jak się skończy ta rozmowa. Berlot z początku spojrzał na niego, jakby chciał kazać mu się wynosić.
        - Nie ręczę za siebie - przyznał w końcu. - Więc jeśli nie chcesz bym zniszczył ci kolejny mebel, to miej mnie na oku… I oddam ci pieniądze za tamten stolik. Ale gdyby Leo mnie nie sprowokował, to nic by nie zaszło!
        - Może to właśnie Leo był najmądrzejszy z nas wszystkich, Berlocie - odpowiedział poeta, popuszczając już lekko wodze swojemu typowemu sposobowi mówienia. - Ale do tamtego nie wracajmy, zniszczenia zostały już uprzątnięte, a ty i Leo nie powinniście wkraczać na wojenną ścieżkę jedynie przez to, że on zdołał cię powalić w mocowaniu się na ręce. Czegóż by o nim nie mówić, przecież to kowal, na domiar wszystkiego trzeźwy i wypoczęty.
        - Oczywiście! Bo gdybym nie był zmęczony poprzednimi walkami, nie dałby mi rady! - zapewnił natychmiast zmiennokształtny, po czym już zdecydował się wrócić do mieszkania poety. La’Virotta patrzył na niego przez moment z lekkim niepokojem, bo widział, że mimo rozmowy przeprowadzonej w kulturalnym tonie, Berlot dalej przypominał uśpiony huragan.

        Wszystkie oczy zwróciły się w kierunku wyjścia na taras, gdy stanął w nim przytomny rzeźbiarz. Część osób jedynie zarejestrowała jego powrót do zdrowia i wróciła do przerwanych czynności, niektórzy jednak w napięciu czekali co też on teraz uczyni. W tej drugiej grupie była Tanaj, której zabrakło odwagi, by ruszyć się z miejsca i dalej stała z Leo w odległym kącie pomieszczenia. Berlot jednak wypatrzył ich w mgnieniu oka i od razu ruszył w tamtą stronę, a za nim niczym członek świty podążał Kinalali. Pustynny książę miał na twarzy stężałą maskę determinacji, która wcale nie robiła dobrego wrażenia - wyglądał, jakby chciał zabić kowala i modelkę na miejscu i to oboje jednym ciosem.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Funcia zawsze stresowała się rozmawiając z osobami, których nie znała, znała słabo, znała troszkę, trochę lepiej, byli przeciwnej płci, płci tej samej, pewni siebie albo dużo wiedzieli. Albo wiedzieli mało. Nie wybrzydzała. Jednak mimo wszystko reakcja Iliiana, jego łagodny wyraz twarzy i samo to jak się rozgadał na interesujący ją temat nieco ją ośmieliło. Nadal ściskała swoją spinkę w ręce, ale nie skupiała się na niej - słuchała uważnie i z czystą przyjemnością każdego słowa wychodzącego z ust jubilera. Sprawił jej wielką radość tym, że choć w pewnym stopniu dzielił się swoją wiedzą i mogła się dzięki niemu dowiedzieć czegoś nowego. Jeszcze chwila, a zaczną jej się podobać przyjęcia...
No, może nie należało przesadzać. Ale doszła do wniosku, że powinna częściej odzywać się do innych. Choć coś jej mówiło, że po pierwszej mniej przychylnej odpowiedzi straci zapał na następne miesiące i z powrotem wycofa się z życia towarzyskiego. No, ale warto będzie chociaż spróbować. W końcu i tak jutro widzi się z... z tamtym młodocianym piratem. Miło będzie do tego czasu rozerwać się intelektualnie. Choć nie sądziła, by miała z Iliianem rozmawiać długo to jednak czuła, że będzie to pouczające doświadczenie. A czym popisze się jutro pirat to się zobaczy. Tymczasem rządnym wiedzy, choć łagodnym wzrokiem patrzyła prosto w oczy nemorianina i choć jej twarz nie wyrażała właściwie żadnych emocji łatwo było domyślić się, że naprawdę jest zainteresowana tym co słyszy. Przytakiwała od czasu do czasu, raz to wolniej raz całkiem skwapliwie, ale właściwie się nie odzywała. Zdecydowanie wolała słuchać. W końcu po to zadała pytanie i zaczęła to wszystko.
Drgnęła lekko, nagle wystraszona kiedy mężczyzna dotknął jej twarzy, ale na szczęście ich obojga zamiast odskoczyć, skamieniała na chwilkę nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Zresztą szybko straciła ochotę na ucieczkę. Odruch odruchem, ale nawet cieszyła się, że mogła poczuć na własnej skórze sztukę, której była ciekawa. Choć nie mogła przymknąć oczu, żeby lepiej się skupić, a dotyk Iliiana był praktycznie niewyczuwalny, starała się zapamiętać każdy ruch i każde muśnięcie jego palców, które i tak wywoływały te specyficzne ciarki rozchodzące się od czubka głowy aż na całą twarz, tak charakterystyczne, kiedy tych okolic dotyka ktoś obcy. Funcia była na to dodatkowo bardzo wrażliwa, a to potęgowało efekt jakiego doznawała. Uważała to jednak za całkiem przyjemne - kojarzyło jej się z masażami głowy, które niekiedy fundowała jej Mimi. Albo z nakładaniem przez nią maseczki... tak, malarka zdecydowanie wyrobiła jej dobre skojarzenia, nawet jeżeli Yuumi nie lubiła maseczek. Tyle, że w porównaniu z Iliianem Mimi nie dotykała jej tylko biczowała palcami. Tak, niekiedy w stanowczej szybkości i precyzji swoich ruchów zapominała o delikatności. Ale bądź co bądź akupresura wymagała większej odpowiedzialności niż nakładanie na twarz jakiś błotnistych mazi. Choć lepiej przy Miminetcie tego nie mówić.
Kiedy mężczyzna zabrał ręce Funci wymsknęło się pierwsze pytanie odkąd zaczął mówić:
- Co trzy uderzenia mojego czy twojego serca? - zapytała konkretnie i bez zająknięcia, wypowiadając słowa o wiele szybciej niż poprzednio. W końcu nie sądziła, by biły w tym samym tempie, a nie chciała zostać w niepewności odnośnie tak istotnego dla niej szczegółu. Nawet jeśli w rzeczywistości był bez znaczenia... nie sądziła by okazja do rozmowy szybko się powtórzyła wolała więc teraz rozwiać wszelkie wątpliwości. W końcu sama przyznała, że nic o tym nie wie - to dało jej nijako prawo do zadawania choćby i najbzdurniejszych pytań.
Iliian powrócił do sprawy Berlota... aż zrobiło jej się głupio, bowiem zdała sobie sprawę, że zupełnie o tym zapomniała. Narwany rzeźbiarz całkowicie wyleciał jej z głowy kiedy tylko nemorianin zaczął swoje króciutkie nauki. Nie czuła się z tego powodu winna, ale i tak odwróciła na chwilę spojrzenie i skierowała je gdzieś w dół, szybko jednak znów zaczęła przyglądać się mówiącemu mężczyźnie, żeby nie rozpraszać się tym co działo się wokół nich, nawet jeżeli leżały tam tylko barwne dywany. Z nimi także związanych miała wiele przemyśleń i wspomnień, na których nie chciała się teraz koncentrować.
- W sumie uważam, że to było dobre rozwiązanie - odpowiedziała po chwili, spokojnie i z namysłem, pozwalając umysłowi jednak odpocząć chwilę od przyswajania nowych wiadomości. - Zresztą ktoś o takim charakterze na pewno liczył się z tym, że kiedyś skończy zmuszony do nagłego wyciszenia się - dodała nieco obojętnym tonem, bowiem los Berlota w porównaniu z rozmową o akupresurze wydawał jej się niezbyt ważny. Widziała jednak, że nemorianin wspominając o związanym z nim incydencie zaczyna się odruchowo tłumaczyć i w jakiś sposób chciała mu ulżyć i zapewnić, że rozumie jego postępowanie. W końcu to co mu zrobił nie odstraszyło jej - przeciwnie - tylko dlatego zaczęła z nim rozmowę, bo dowiedziała się o jego niecodziennych umiejętnościach. A Berlot... dla niej był kimś, kto sprawia problemy. A nie gustowała w towarzystwie tego typu osób. Poniekąd właśnie dlatego, że się ich bała... pomyślała przy tym, że jest zdecydowanie bardziej egoistyczna niż Iliian. Ona być może w takiej sytuacji w jakiej on się znalazł w pierwszej kolejności pomyślałaby o sobie. Z jednej strony jej wiek, płeć i ogólna bezbronność w mniemaniu niektórych ją do tego uprawniały, ale inna filozofia z jaką się zetknęła mówiła jasno, że nie były to prawidłowe odruchy. Nie za bardzo wiedziała co wybrać, mogła więc jedynie cieszyć się, że znalazł się tam ktoś, kto sobie z tym poradził lepiej.
Uśmiechnęła się lekko, nawet nie do końca tego świadoma. Z oczywistych przyczyn ci, którzy martwili się o innych stawali się w jej oczach bardziej... ludzcy. Choć w kontekście panującej tu wielorasowości może nie było to najlepsze określenie. Sens jednak pozostał ten sam, a odczucia także się nie zmieniły.
- Cieszę się, że ich obroniłeś -podziękowała mu nieco żartobliwie, ale wyciszyła się niemal równie szybko jak zabłysnęła tą iskierką dobrego samopoczucia i odprężenia na jakie sobie pozwoliła. Także miała nadzieję, że Berlot nieco się wyciszy, ale liczyła się z tym, że jeszcze coś dzisiaj zniszczy. Nie ufała osobistościom jego pokroju. Nie mówiąc o tym, że irytował ją fakt, że swoją salę treningową urządził sobie w mieszkaniu najbardziej pokojowej istoty jaką znała... a jeśli zniszczy jego dywany? Dobra, mniejsza o dywany - na pewno Lalemu nie sprawiły przyjemności ostatnie wydarzenia, a Yuumi nie chciała, aby potem się tym zadręczał. Choć podziwiała jego wyrozumiałość.
No i kieliszki... rozumiała niezdarność przyjaciela, ale niszczyć coś tylko dlatego, że nie umie się nad sobą zapanować jak uczynił to tak zwany "Pustynny Książę"? Nie pochwalała tego uczucia, ale gardziła takim zachowaniem. Było to marnotrawstwo zasobów. Zdecydowanie brakowało jej dystansu do tego typu rzeczy, ale zbyt dużo ważnych dla niej osób uczyło ją szacunku do środków i czasu, które potrzebne były aby coś zrobić, sprzedać, kupić i utrzymać potem w dobrym stanie. Dla niej cudze rzeczy były świętością, tak jak i jej własne. Ktoś długo pracował nad tym stolikiem... jej dziadek sam robił takie. Leo także. Kieliszki musiał ktoś wygrawerować, a jedzenie przygotować... we wszystko włożono wiele wysiłku i pracy trudno więc było jej szanować osobę, która jawnie pokazywała, że miała to gdzieś. Sama myśl o tym nakręcała ją, choć wcześniej była w stanie całkowicie zapomnieć o Berlocie i jego poczynaniach.
Iliian jednak mówił dalej i to rzeczy dość ważne, więc wróciła myślami do niego.
- Rozumiem - odparła z lekka monotonnie, jakby odhaczała kolejną pozycję z listy na zakupy, kiedy powiedział, że nie zamierza nikogo uczyć. Oczywiście trochę było szkoda... ale skoro w razie czego był w stanie pokazać jej ze dwa chwyty to i tak była to niezła okazja. Przecież i tak powiedział jej wiele. Zdecydowanie więcej niż się spodziewała. Jego motywy zaś były dla niej zrozumiałe - w końcu był jubilerem. Prędzej pewnie wziąłby kogoś na nauki pod tę dziedzinę.
- Dziękuję, ale na razie nie mam pomysłu co mogłoby mi się przydać - odparła ze szczerą wdzięcznością, co było widać po jej z lekka rozpromienionym obliczu.
- Ale zastanawia mnie za to... czy można za pomocą akupresury wpływać także na psychikę? Leczyć właśnie takie schorzenia?
W sumie sama nie wiedziała skąd przyszło jej do głowy to pytanie. Jednak prawda była taka, że choroby psychiczne sprawiały często o wiele więcej kłopotów lekarzom i medykom niż te fizyczne i były dużo mniej powszechne. Akupresura wydawała jej się czymś nie typowym, więc może stąd takie skojarzenie.

Tymczasem Leo patrzył szeroko otwartymi oczami w przemawiającą do niego Tanaj. Dopiero co w najlepsze żartował sobie z powoli ośmielającym się Lantello, a tu już został odciągnięty na bok i to przez kobietę, która wcześniej mówiła do niego tonem jasno wskazującym, że nie chce mieć z nim więcej do czynienia. Tak mu się przynajmniej zdawało. Jednak będąc świadomym swojego zupełnego braku intuicji i zrozumienia dla stworzeń płci przeciwnej mógł tylko wierzyć w słowa dziewczyny i przyznać sobie w duchu, że pod jakimś względem musiał i zawsze już będzie idiotą. Trudno. W sumie mu to nie przeszkadzało.
I choć jeszcze przed chwilą (no, może przed trzema chwilami) był na Tanaj niemalże wściekły, teraz mógł obdarować ją tylko tym typowym dla siebie, pełnym życia i życzliwości, a jednak spokojnym uśmiechem.
- Dobrze, pójdę z tobą - powiedział po prostu kiedy skończyła mówić i najzupełniej naturalnym ruchem lekko zmierzwił włosy na jej głowie. Z nieprzyjemnej uwodzicielki nagle stała się w jego oczach całkiem miłą i bezbronną dziewczyną, wystarczyło, że szczerze powiedziała mu o co chodzi - w końcu tylko takie komunikaty do niego docierały. Nie był mistrzem aluzji, ani też analiz. I tak ciągle zastanawiał się teraz nad tym jakiego typu stolik sprezentować Kinalalemu. Zapowiadało się dużo przyjemnej roboty! To co działo się między osobami zgromadzonymi w tym pomieszczeniu wymykało się zaś jego prostemu pojmowaniu świata.
- Mogłaś od razu komuś powiedzieć, że to tak wygląda! - powiedział nieco zdziwiony tym, że dopiero teraz informacja o jej szczerym strachu dociera do jego uszu. W końcu pomógłby jej wcześniej gdyby tylko poprosiła. I na pewno nie tylko on. W końcu miała wielu przyjaciół i znajomych... no i Bassara! - Ale... może tylko ja nie wiem? - dodał ze śmiechem, przypomniawszy sobie kim jest.
- Ale wcale nie było dobrze, nawet jak dotyczyło to tylko waszej dwójki! - powiedział z nagłą stanowczością, przybierając nieco poważniejszą minę. - Oboje musieliście się męczyć... to chora relacja! - niemal krzyknął, ale tym razem jego negatywne odczucia nie były wymierzone w dziewczynę, a raczej we wszystkie skomplikowane emocje i zależności, które tak mąciły w codziennym życiu.
- Teraz po prostu wiem, że nie ma tu winnego... więc przepraszam cię za moje wcześniejsze słowa. - Uśmiechnął się łagodnie, zamykając przy tym oczy co przydawało mu pewnej niewinności.
- No i nie wierzę, by Berlot był ostatnim dupkiem, który ma gdzieś twoje uczucia - dodał nagle, popychając ją lekko do przodu, choć w sumie nie wiedział czy idą do zmiennokształtnego teraz czy jeszcze nie. Ton jego głosu brzmiał pokrzepiająco i słychać było, że Leo nadal pełen był życzliwości w stosunku do mężczyzny, choć gotów był bronić Tanaj, która zwróciła się do niego po pomoc i wsparcie.
- A jeżeli rozumie kobiety tak jak ja to pewnie po prostu nie wiedział co myślisz... - dodał. - Ale tak jak mówiłaś: "ja nie mam pojęcia co jest między tobą a nim". - Zaśmiał się jakby był to żart, a nie fragment nieprzyjemnej i emocjonującej rozmowy jaką niedawno odbyli. Po jego poprzedniej zaciekłości nie było nawet śladu - miał wrażenie, że wszystko ułożyło się w jego głowie i wie już teraz mniej-więcej na czym stoją. Ale gotów był na kolejne zaskoczenia. Nie zdziwiłby się gdyby okazało się, że nadal niczego nie pojmuje - po prostu przyjąłby do wiadomości nowe fakty uznając je za kolejną prawdę, w którą należy wierzyć.
Nie zdążyli na dobre ruszyć się z miejsca, a Berlot wraz z Kinalalim weszli w końcu do środka mieszkania niosąc za sobą zapach chłodnego, wieczornego powietrza, które orzeźwiało otumanione nagromadzonymi w obszernym pomieszczeniu zapachami, dźwiękami i kolorami zmysły.
Opływająca zaciekłością mina zmiennokształtnego nie wróżyła niczego dobrego. Leo dziwił się dlaczego pokazuje ją kobiecie, na której mu zależy. Był niemal przerażający! On na jego miejscu by się uśmiechnął. Tak, to byłoby nieco milsze dla odbiorcy... ale on nie był zakochany, nie jemu było rozumieć te wszystkie podchody. Chciał jedynie, by oboje w końcu doszli do porozumienia i przestali sobie nawzajem szkodzić.
Zgodnie z obietnicą został przy Tanaj nie chcąc się z jednej strony za bardzo wtrącać w ich sercowe zmagania, a z drugiej będąc gotowym na... na wszelkie nieprzewidziane okoliczności. Jeśli czegoś to artystyczne towarzystwo z Efne go nauczyło to właśnie tego, że "nieprzewidziane okoliczności" zdarzają się wyjątkowo często.
- Po prostu powiedz całą prawdę i nie zostawiaj miejsca na żadne nieporozumienia... - powiedział jeszcze tylko uśmiechając się do dziewczyny, choć instynkt kazał mu spiąć wszystkie mięśnie i przygotować się na ewentualny atak. Nie widział w nim sensu, ale czy w bijatykach był jakikolwiek sens? Istniały i już. Grunt, że miały nie angażować w to kobiet, nawet jeżeli to one były ich przyczyną. W końcu kiedy wraz z innymi rzemieślnikami wykłócali się chociażby o kształt młota, kowadła albo drewnianej nogi to nie okładali się nimi po łbach, tylko ostrożnie odstawiali na bok, by się przypadkiem nie uszkodziły. A kobieta powinna być przecież jeszcze cenniejsza!
Leo więc miał nadzieję, że jeśli chodzi o przemoc Berlot jak już skupi się na nim. Jednak choć jak najbardziej wierzył w jego wściekłość, to jakoś nie sądził, aby naprawdę śmiał podnieść rękę na Tanaj. Przecież ją kochał, nie? No i bądź co bądź był znany raczej z szarbanckiego i uwodzicielskiego zachowania pod względem kobiet, nie zaś ze spierania ich kiedy tylko nadarzy się okazja.

Funtka nie przegapiła ponownego pojawienia się Berlota i Lalego, bo i sam Iliian tylko czekał, aż zmiennokształtny znowu się pokaże.
- Chyba nic mu nie jest... - stwierdziła dziewczyna obserwując jego żwawe ruchy, ale jej ton stał się ponury i nieco sceptyczny kiedy tylko ujrzała jego twarz. Bardziej jednak zaniepokoiła ją osoba, w której stronę "Książę" zmierzał.
- Leo... - powiedziała głucho i aż się odwróciła nie chcąc patrzeć na to co się zaraz stanie. Jakkolwiek by to nie miało wyglądać to nie było dla niej - wolała jakąś dobrą książkę. Zresztą... już jeden stolik pozbawili dziś pierwotnego kształtu, nie chciała wiedzieć co będzie dalej. Nie mogła oczywiście nie myśleć o tym, że pragnie, aby blondynowi nic się nie stało, ale z drugiej strony on sam pakował się w takie akcje, a więc i brał za to odpowiedzialność. Odetchnęła głęboko i zwróciła zmęczone, ale i pełne niepokoju spojrzenie na sufit. Nie wiedziała gdzie indziej mogłaby w tej chwili skierować wzrok. Spinkę, którą trzymała w ręce, ścisnęła mocniej.
Lali, Leo... dlaczego musieli być w to zaangażowani?

Tymczasem gdzieś w kącie, pod parapetem, siedział skulony Lantello z determinacją wgapiając się w coraz to kolejne strony książki, którą usilnie starał się czytać, a przy okazji stać się ślepym i głuchym na wszystko co działo się dookoła - słowem, poczuć się względnie bezpiecznie i przestać pocić się ze zdenerwowania. Naprawdę, lepiej było kiedy Berlot leżał grzecznie na tarasie i nikogo nie nękał. Elf wszystkiego dowiedział się od Netty, która nie mogła przecież przepuścić okazji, by zatruć mu tym umysł, a teraz na pewno stanęła gdzieś w pobliżu "pary wieczoru" i zachłannie obserwowała wszystkie gesty, przygotowując się także na zapamiętanie każdego, najcichszego choćby słowa. Oczywiście wszystko mu potem z radością przekaże, co już zdążyła oznajmić.
"O ile wcześniej nie spalą cię płomienie piekielne" - pomyślał z goryczą Lantello, który zawsze twierdził, że wścibskość malarki w końcu doprowadzi do jej upadku.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Rozmowa Funtki i Iliiana zaczęłą przypominać maszynę, która raz wprawiona w ruch nigdy się nie zatrzyma - wyraźnie dało się zobaczyć, usłyszeć i odczuć, iż tych dwoje dobrze na siebie wpływało. Yuumi lubiła słuchać, a jubiler najwyraźniej lubił mówić, gdy miał wdzięczną widownię i przez to chętnie zdradzał informacje, którymi zapewne nie podzieliłby się z innymi, na ten przykład z Arillenem, który z pewnością w trakcie tej przemowy zacząłby się wygłupiać i dogadywać. Co nie zostało powiedziane na głos to fakt, iż Funtka jako pierwsza osoba z Efne usłyszała z jego ust niewymuszoną ofertę nauki akupresury, która co prawda miała się ograniczyć do góra trzech chwytów (której to liczby Nemorianin z pewnością zamierzał się skrupulatnie trzymać), ale i tak było to o trzy chwyty więcej niż w przypadku kogokolwiek w tym pomieszczeniu. Ciekawe czy ona była tego świadoma?
        - Spokojnego - odpowiedział na jej pierwszą wątpliwość, uśmiechając się przy tym z zadowoleniem. - Bardzo trafne pytanie, Funtko, winszuję podejścia do tematu. Niestety moja odpowiedź pewnie cię nie zadowala. Czas jest jednak w przypadku tego ucisku dość orientacyjny, więc należy po prostu brać pod uwagę swoją własną kondycję: jeśli jesteś zdenerwowana i serce szybko ci bije, trzymaj nawet cztery albo pięć uderzeń, ten chwyt lepiej trochę przedłużyć niż skrócić.
        Któż by przypuszczał, że takie proste pytanie może sprawić Iliianowi tyle przyjemności - aż widać było, jak jego zaangażowanie w rozmowę wzrasta i jakby po raz pierwszy od początku przyjęcia naprawdę się ożywił. Na dodatek aprobata interwencji przeprowadzonej na Berlocie, jaką uzyskał od Funtki, przyniosła mu ulgę. Wszyscy wokół gratulowali mu umiejętności i się nimi zachwycali, a tak naprawdę nikt szczerze nie powiedział mu, że dobrze zrobił. I co więcej Yuumi mu podziękowała - w odpowiedzi uzyskała jednak tylko uśmiech, szczery i radosny, jakby właśnie te słowa były dla niego największą nagrodą za podjęty trud, a nie poklepywanie po plecach w wykonaniu mężczyzn.
        Ostatnie pytanie zadane przez malarkę, dotyczące leczenia chorób głowy, wprawiło Iliiana w stan podobny do stuporu. Najpierw, chwilę po tym gdy padło, nemorianin nabrał powietrza w płuca, jakby gotów był udzielić odpowiedzi bez namysłu. Po chwili jednak oddech utknął mu w gardle, usta zastygły lekko otwarte, tuż przed wypuszczeniem z siebie pierwszej zgłoski, a szeroko otwarte oczy patrzyły gdzieś w sufit. Po wyrazie jego twarzy można było bez żadnych wątpliwości dojść do wniosku jakie myśli pojawiły się w jego głowie: “Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?”. Chwilę głęboko roztrząsał to zagadnienie, przybierając do tego teatralną pozę, na którą składały się zgarbione plecy, zaokrąglone ramiona, pionowa bruzda między brwiami i pocieranie brody kciukiem i palcem wskazującym, zaś jego wzrok utkwiony był tym razem w podłodze. W końcu przerwał ciszę głębokim westchnieniem.
        - Cofam co powiedziałem wcześniej - oświadczył. - Aż tak dobrze nie znam się na akupresurze. To znaczy… Umiem wiele, ale nigdy nie pomyślałem nawet, czy jest możliwe leczenie chorób psychicznych w ten sposób. Musiałabyś porozmawiać z jakimś mistrzem, dla którego jest to jego główna dziedzina, on byłby w stanie udzielić ci poprawnej odpowiedzi. Ja mogę jedynie zaryzykować stwierdzenie, że coś takiego może być możliwe. Nie od dziś wiadomo, że emocje i psychika są związane ze stanem zdrowia, weźmy chociaż efekt działania fałszywych leków, które działają dzięki sile podświadomości… Ale nie wiem, które strumienie energii za nie odpowiadają. I z pewnością są tak delikatne, że nie zaryzykowałbym manipulowania nimi. Wiesz, to tak jak z ogrodem: dobry ogrodnik przystrzyże żywopłot w wymyślne kształty, utrzyma kwietne rabaty i sprawi, że trawniki będą wyglądały jak tkany dywan, ale tylko prawdziwy mistrz w swej dziedzinie będzie w stanie wyjść poza widoczne ramy i zacząć tworzyć nowe odmiany kwiatów, drzew, krzewów… Mam nadzieję, że to trafna metafora. Niestety, nasz gospodarz dalej pełni straż przy Berlocie, w przeciwnym razie poprosiłbym go o jakieś trafniejsze porównanie, w końcu on lepiej operuje językiem, a ja szlifierką…
        Iliian rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby łudził się, że jednak La’Virotta wrócił do środka i będzie w stanie wspomóc go językowo. Biedny nie wiedział, że gdyby zwrócił się do Kinalalego ze swoim problemem, maie spojrzałby na niego z lekko pobłażliwym uśmiechem i od razu podałby przykład jubilera, argumentując, że prozaiczną obrączkę stworzy pierwszy lepszy rzemieślnik, a jedynie prawdziwy mistrz w swym rzemiośle sprawi, że złoto i kamienie ożyją i rozkwitną, a słowom tym towarzyszyłoby pieszczotliwe gładzenie na wpół rozbitych pąków na naszyjniku poety.

        Chociaż Leo nie patrzył na nią z naganą, Tanaj mówiąc traciła rezon i musiała przywoływać się do porządku, by nie wycofać się ze swojego pomysłu - zdawało jej się, że kowal ma ją za wariatkę. Rozumiała, że dla niego był to rozdmuchany problem, chociaż może raczej fanaberia, nawiedzonych artystów, którzy nie mają co robić ze swoim życiem dlatego na siłę je sobie utrudniają zamiast normalnie zarabiać na chleb... Ale to środowisko po prostu takie było. Funtka też pewnie gdy będzie z nimi przebywała odpowiednio dużo czasu zacznie tworzyć problemy w miejscach, w których dla normalnego człowieka one nie istnieją. Chociaż nie, może nie, ona była jednak bardzo wyjątkowym egzemplarzem, wypadkową między artystką, a realistką. I któż by przypuszczał, że taka osoba zakoleguje się z najbardziej uduchowionym i skomplikowanym uczuciowo członkiem tej społeczności, jakim był Kinalali. Może była to kwestia jakiś instynktów, które nakazywały jej opiekować się tym nieporadnym życiowo artystą? Jakie szczęście, że to był maie, który nie ma potrzeb fizjologicznych i nie musi jeść ani nawet spać, a jego rany goją się samorzutnie, bo w przeciwnym razie Funtka byłaby jego niańką na pełen etat, a szkoda takiej dziewczyny do zajmowania się taką fajtłapą, nawet jeśli była to niezwykle utalentowana fajtłapa.
        Wracając jednak do tego, co działo się tu i teraz, do samej Tanaj i towarzyszącego jej Leo - piękna rzeźbiarka odczuła wyraźną ulgę, gdy kowal wziął jej stronę w tej sytuacji. To znaczy: może nie do końca ją poparł, ale przynajmniej zrozumiał, a to już było istotne. Paradoksalnie w tym towarzystwie to on, choć najbardziej nietypowy i odstający wśród tych wszystkich niebieskich ptaków, mógł ją w pełni zrozumieć. No i nie bez znaczenia było to, że Berlot miał przed nim swego rodzaju respekt jako kumpel i wojownik. Dlatego też Tanaj nie ukrywała swej ulgi i nawet się uśmiechnęła, gdy Leo zmierzwił jej fryzurę, chociaż gdy tylko zabrał rękę ona od razu poprawiła swoje uczesanie, bo jednak dla modelki wygląd jest najważniejszy.
        - Nie no... - przyznała z pewnym zażenowaniem. - Nikt nie wie... Jak już wszyscy byli tak podekscytowani wizją nas jako pary nie umiałam się przez to przebić. A gdyby jeszcze znali całą prawdę... - dodała, wyraźnie spuszczając wzrok, gdyż miała pewien sekret, którego do tej pory nie chciała ujawniać, a po który w akcie desperacji musiała sięgnąć, choć przez to mogła zaryzykować swoją karierę. Lecz może jednak bycie szczerym samym ze sobą było ważniejsze niż podszyty niesmakiem blask sławy.
        - Wiesz jaki jest Berlot, gdy na czymś mu zależy, jest bardzo uparty - zauważyła, czemu towarzyszyło lekkie wzruszenie ramion. W pewnych kręgach mówiono nawet, że rzeźbiarz ma w sobie więcej z kapryśnego smoka niż z prawdziwego smokołaka, bo równie często jak pradawna rasa gadów wpadał w szał i demolował wszystko wkoło, a na dodatek tego na czym mu zależało strzegł w sposób graniczący z psychozą.
        - Och... - wyrwało się z ust Tanaj, gdy obgadywany rzeźbiarz stanął w progu pracowni. Jego widok mocno nadszarpnął jej odwagę, nie można było jednak się jej dziwić, bo każdy jak na dłoni widział w jak podłym humorze jest Berlot i najrozsądniej w tej sytuacji byłoby zejść mu z drogi a nie narażać się na konfrontację. Rzeźbiarka nie zamierzała jednak się wycofać, była zdeterminowana by w tym momencie postawić wszystko na jedną kartę, a obecność Leo dodawała jej odwagi. No i to, że razem ze zmiennokształtnym szedł poeta również działało na jej korzyść - chociaż wcześniej pustynny książę był gotów zabić La'Virottę, miał względem niego pewien staroświecki szacunek należny gospodarzowi tego miejsca.
        - Życz mi szczęścia - poprosiła cicho Tanaj, gdy wyszła rzeźbiarzowi naprzeciw. Sam ten ruch sprawił, iż smokołak nieco złagodniał, najwyraźniej poczytując to jako wyraz przychylności swojej osobie. Jakże miał się wkrótce zdziwić...
        - Musimy pomówić - zaczęła muza w taki sposób, jak zawsze zaczynają kobiety, gdy mają poruszyć nieprzyjemny temat i Berlot podświadomie to wyczuł, widać to było w jego oczach.
        - W istocie - zgodził się. - Widzę jednak, że bardzo chcesz mówić, więc zacznij ty. A wy wszyscy przestańcie się na nas gapić jak kot na skwarkę! - ryknął nagle, czując na sobie spojrzenia co namiętniejszych plotkarzy, w tym również Miminetty, której posłał jeszcze ostre spojrzenie nagany. Później obrócił się w stronę Tanaj, już mocno spuszczając z tonu i starając się zachować spokój, choć nieustannie zerkał na towarzyszącego jego ukochanej kowala i wtedy w jego oczach błyszczał gniew.
        - Berlot, powiem wprost... Jesteś interesującym i pociągającym mężczyzną, ale nie jesteś w moim typie. Odmówiłam ci na początku, ale ty nalegałeś, więc dałam ci szansę, ale to po prostu nie ma szansy się udać. Przepraszam, ale poszukaj sobie innej muzy.
        Nie wiadomo kto był w większym szoku - Berlot, uderzony bezpośredniością wyznania Tanaj, czy ona sama, zaskoczona wyrazem jego twarzy. Jakby co najmniej przyznała mu się, że tak naprawdę jest transwestytą i co więcej wiedzieli o tym wszyscy oprócz niego. Albo po prostu jakby dostał od niej w pysk. Porażka była bolesna, tym bardziej, że nie spodziewał się jej właśnie w tym momencie.
        - Jak to? - wykrztusił jakże mało elokwentnie.
        - Dwa razy powiedziałam ci, byś sobie odpuścił, na samym, samym początku - wyjaśniła z pewnym żalem w głosie rzeźbiarka. - Ale wbiłeś sobie do głowy, że udaję niedostępną. To wiedz, że tak jak nie czułam do ciebie nic na początku, tak nie zmieniło się to do tej pory. Przykro mi, ale to ty byłeś uparty, a ja naiwnie wierzyłam, że coś się zmieni.
        - Ale… co ci we mnie nie odpowiada, Tanaj? - drążył Berlot, najwyraźniej nie potrafiąc zrozumieć, że przegrał. Kinalali patrzył na niego z pewną troską, ale też doskonale rozumiejąc tę sytuację. Tak kończą ci teoretycznie twardzi bohaterowie. Gdy uderzy się takiego w czułe miejsce, staje się nagle strzępkiem samego siebie, choć cios wcale nie był mocny. Szkoda, że tak to musiało się rozwinąć i tak zakończyć. Chociaż… to jeszcze nie był koniec. Poeta był tego świadomy, widział to w oczach Tanaj, czuł, że ostateczny cios dopiero miał paść. Wiedział zresztą już wcześniej, że ta historia ma drugie dno, bo gdyby nie potrafił tak dobrze odczytywać cudzych uczuć, nie potrafiłby też o nich pisać. Wiedział, że to co nastąpi będzie wymagało jego interwencji i na tę okoliczność skupił swoją magię.
        - Może nie, że nie odpowiada… - zaczęła bardzo ostrożnie rzeźbiarka. - Ale…
        - Więc mam jeszcze u ciebie szanse - przerwał jej rzeźbiarz.
        - Nie, Berlot, nie masz! - zirytowała się momentalnie Tanaj. Ta rozmowa była dla niej na tyle ciężka, że chciała ją jak najszybciej skończyć, unikając słownych przepychanek. - W końcu będę szczera z samą sobą a nie będę próbowała się wpasować w… w to wszystko. Leo i Kinalali otworzyli mi oczy.
        Gdy Tanaj wypowiadała te słowa, Berlot posłał dwa krótkie i niezwykle mordercze spojrzenia mężczyznom, których imiona padły: zupełnie jakby modelka wydała na nich wyrok śmierci, którego on miał być wykonawcą. Wrażliwy poeta aż poczuł przebiegający po plecach zimny dreszcz strachu.
        - I co ci powiedzieli? - sarknął wyraźnie niezadowolony rzeźbiarz.
        - By się wzajemnie nie męczyć, gdy i tak w głębi ducha zna się odpowiedź - streściła Tanaj, składając w jedno słowa La’Virotty i Leo. - Berlot, nie masz u mnie szans, bo kocham kogo innego.
        To wyznanie zwaliło z nóg połowę gości, a w kamiennej ciszy jaka nastała wkoło tej małej sceny rodzajowej rozległo się przeciągłe gwizdnięcie Arillena, które każdy mógł odczytać jako “no ładny pasztet”.
        Berlot patrzył oniemiały na Tanaj, a z jego zastygłych rysów nie dało się odczytać żadnych emocji może poza zaskoczeniem. Ona zaś twardo patrzyła mu w oczy, by pokazać, że jest pewna tego co powiedziała… Nikt nie spodziewał się tak zdecydowanego wyznania z jej ust, gdyż nigdy wcześniej nie wyznała podobnych uczuć żadnemu swojemu partnerowi. Ba, największym poszkodowanym w tym wszystkim był chyba Bassar, który poczuł się, jakby ktoś ukradł mu cenny skarb spod nosa: jego wychowanka miała ukochanego i on nic o tym nie wiedział! Chyba tylko Kinalali wyglądał na takiego, który tego się spodziewał… I błędem było, że to okazał, gdyż Berlotowi wystarczyło jedno spojrzenie, by dopowiedzieć sobie całą resztę. W jego oczach pojawił się szał.
        - Od początku o wszystkim wiedziałeś! - wysyczał. - Dlatego tak mnie przekonywałeś na tarasie do tej rozmowy! Ty cholerny padalcu…
        - Berlot, spokojnie… - La’Virotta mówił drżącym głosem i odruchowo się cofał, unosząc ręce w obronnym geście. - Domyśliłem się zaledwie chwilę wcześniej…
        - Domyśliłeś się! - przedrzeźniał go krzykiem zmiennokształtny. - Ty i te twoje przeklęte zagrywki!
        Berlot bez ostrzeżenia dopadł poetę, łapiąc go za naszyjnik, a ruch jego ręki był szybki jak atakujący wąż. Kinalali krzyknął ze strachu i zasłonił twarz dłońmi, a obecny przy tym akcie przemocy Leo bez zastanowienia zainterweniował, by rozdzielić oprawcę od ofiary. Gdy kowal złapał zmiennokształtnego za podniesioną do ciosu rękę, pustynny książę obrócił się w jego stronę i zaczął coś krzyczeć w niezrozumiały języku. La’Virotta ze strachu, że to jakieś zaklęcie, bez namysłu sięgnął dłońmi do ust smokołaka i zatkał mu je, samemu starając się użyć na nim magii emocji, by ostudzić jego szał. Gwałtowne nagromadzenie czarów, furii, strachu, adrenaliny i bóg wie czego jeszcze sprawiło, że poecie pociemniało w oczach i naprawdę niewiele brakowało, by zemdlał. To samo zresztą poczuli prawie wszyscy w pomieszczeniu - coś się wydarzyło.

        Wszystko docierało do niego z opóźnieniem. Nie stracił przytomności, a jak już, to na czas krótszy niż nabranie wdechu, lecz mimo to czuł się fatalnie. Miał zawroty głowy, a jego zmysły były pomieszane, źle widział. Z jakiegoś niezrozumiałego dla niego powodu zmieniła mu się perspektywa - była to subtelna zmiana, gdyż patrzył na wszystko jakby z trochę wyższego miejsca i pod odrobinę innym kątem. Na dodatek czuł się niezwykle dziwnie w czysto fizycznym znaczeniu tego słowa. Jakby… jego ciało stało się bardziej materialne. Gęstsze, cięższe, o jasno wytyczonych granicach, co stanowiło niemały szok dla bytu stworzonego z czystej energii. Lali poczuł, jak coraz gorzej mu się oddycha, gdyż nie był przyzwyczajony do takiego wysiłku. Nie rozumiał, co się wokół działo i ogarniał go nowy rodzaj paniki, taki, który narasta wolno, ale za to może osiągnąć potężne rozmiary. Uniósł dłoń do skroni niczym typowa omdlewająca panna, wzdrygnął się jednak, gdy zobaczył przed swoją twarzą obcą rękę. Cofnął się, lecz natychmiast dotarło do niego, że to jego własna dłoń… Choć zupełnie inna. Duża, toporna, szorstka od ciężkiej pracy fizycznej. Lalego powoli ogarniała histeria, gwałtownie oddychał balansując na cienkiej granicy omdlenia z hiperwentylacji. Spojrzał na swoje-nie-swoje ręce, dotknął ciała i pod palcami poczuł nie dość, że szorstki materiał prostej męskiej koszuli, to na dodatek wyraźny zarys mięśni torsu i brzucha, których on przecież nigdy nie miał. Nic do siebie nie pasowało. A gdy pasowało, to do teorii bezgranicznie bzdurnych i niemożliwych. Jednak może wartych rozpatrzenia w momencie, gdy nagle podnosi się wzrok i widzi swoje faktyczne ciało stojące tuż obok.
        - To… to… - Głos należał do Leo, lecz to Kinalali nie potrafił się wysłowić, co zdarzyło mu się po raz pierwszy od kilkuset lat. Szczęściem w nieszczęściu było to, że ciało, w którym nagle się znalazł, było silne i nie tak podatne na nagłe zmiany humorów jak jego prawdziwe, w przeciwnym razie już pięciokrotnie by zemdlał. A w tej postaci stanowiłoby to realne zagrożenie dla niego, kilku stojących najbliżej osób i jeszcze pewnie ze dwóch sprzętów. Czy jednak możliwe jest zachowanie spokoju w momencie, gdy przed tobą stoi twoje własne ciało, a ty jesteś uwięziony w kimś zupełnie innym? Maie, choć słynął ze swej emocjonalnej przenikliwości i empatii, w tym momencie był w takim szoku, że nawet nie zastanawiał się co musi czuć Leo w jego ciele.
        Cała ta obserwacja trwała ułamek sekundy. Pewnie zajęłaby dłużej, gdyby nagle na scenę wydarzeń nie wkroczył Bassar, który prawym sierpowym godnym zawodowego boksera uderzył Berlota w twarz, pozbawiając go w ten sposób przytomności. Ciemnoskóry rzeźbiarz strzepnął rękę, spoglądając na Leo i Lalego.
        - Cali? - upewnił się, po czym minął ich i skupił się na najważniejszej dla siebie osobie - Tanaj, która stała zszokowana w miejscu, jedynie zasłaniając usta dłońmi. Bassar jeszcze nie zamierzał prawić jej wyrzutów i pytać co miały znaczyć jej wcześniejsze słowa - zamiast tego po prostu otoczył ją ramieniem w geście wsparcia.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

To, że Iliian mówił dużo i lekko w ogóle dziewczynie nie przeszkadzało, choć gdyby się zastanowiła, musiałaby przyznać, że nadal czuje się tym zaskoczona. Spodziewała się, że zostanie jak nie zignorowana to chociaż w miarę szybko spławiona, ale tak się nie stało. Z przyjemnością słuchała więc wszystkiego co mężczyzna mówił przytakując od czasu do czasu. To co mówił o biciu serca - faktycznie, na początku nie zrozumiała jego odpowiedzi, ale wystarczyła chwila, a wszystko jej wytłumaczył i uspokojona, że nic jej nie umknęło skupiała się dalej. Choć musiała przyznać, że zawsze niepokoiło ją słowo ,,orientacyjnie", w jakiejkolwiek nie zostałoby użyte dziedzinie. A im bardziej była ona konkretna tym gorsze się stawało. Albo jeśli odnosiło się do czegoś co się robi grupowo - orientacyjnie znaczyło ,,na wyczucie" czyli nie-dokładnie. A tam gdzie nie wszystko było sprecyzowane powstawały miejsca na niedopowiedzenia. Wtedy zaś rodziły się różne interpretacje i konflikty (jeśli pracowało się z kimś) lub zwykłe błędy, których dziewczyna nie lubiła niemal tak samo jak zwykłych sporów. Oczywiście jako malarka doceniała intuicję i to co wymykało się zasadom i schematom - na tym polega wszak piękno sztuki, jednak jako osoba tworząca wokół siebie porządek i ład, a także ta, która uczy się posługiwania inkantacjami, nad wyraz ceniła precyzję, zasady i wszystkie wypróbowane sposoby, które przyswajała zazwyczaj z łatwością. Zaś robienie czegoś ,,orientacyjnie" (za wyjątkiem malowania) było raczej jej słabszą stroną - oznaczało dużo praktyk i wiele niepowodzeń i jakoś kłóciło się z jej wyobrażeniem idealnej harmonii osiąganej od razu po przeczytaniu odpowiedniej książki. To jednak sprawiło, że akupresura sama w sobie stała się w oczach dziewczyny czymś jeszcze bardziej godnym uwagi i interesującym. W końcu często podziwia się bardziej właśnie to co trudniej osiągnąć, niż rzeczy podetknięte pod nos na srebrnej tacy.
Kiedy wrócili na chwilę do sprawy Berlota, a Yuumi powiedziała szczerze co sądzi o interwencji Iliiana, potem nawet dziękując za nią w paru prostych słowach, dostrzegła na jego obliczu ten szczery uśmiech, który nieco ją speszył, ale i spowodował pewien napływ radości. Nie wiedziała co prawda dlaczego mężczyzna tak zareagował na te krótkie zdania, nie powiedziała bowiem nic szczególnego, ale sam fakt, że wydawał się zadowolony jej wystarczał. W końcu mogłaby od czasu do czasu przydać się do czegoś innego niż tylko ścierania plam i zbierania szklanych odłamków - choć i tak uważała się za raczej średnie towarzystwo. Nie miała żadnego talentu społecznego, do tego stopnia, że nawet wiedziała niewiele o osobach spoza ścisłego grona jej dobrych znajomych. Iliian był dla niej praktycznie obcy i o nim także nie wiedziała dużo - nie umiała nawet określić czy zachowuje mniej czy bardziej wylewnie i jaki stosunek do niej może zdradzać jego obecna postawa. Ale jeśli patrzyło się na tę rozmowę przez pryzmat zbierania informacji i poszerzania swojej wiedzy ogólnej, tak jak robiła to ona, wtedy traciło to na znaczeniu.
Kiedy po jej ostatnim pytaniu Iliian zamarł z otwartymi ustami, potem zaś powiedział, że chyba jednak aż tak dobrze nie zna się na akupresurze zaśmiała się w duchu. Nie był to śmiech złośliwy, czy nieprzyjazny ani też bardzo gwałtowny - raczej delikatny chichot, którego nie mogła okazać na zewnątrz, a który oznaczał jej zadowolenie z faktu, że udało jej się zadać jakieś ciekawsze pytanie. Lubiła od czasu do czasu zaskakiwać rozmówców w ten sposób, a że była nieśmiała i nie odzywała się często, to z rzadka jej się to udawało. Teraz więc cieszyła się korzystając z chwili. Co prawda trochę żałowała, że nemorianin nie będzie mógł udzielić jej odpowiedzi na pytanie, które bardzo ją intrygowało - nie widziała siebie zagadującej do nieznanych mistrzów po to aby zaspokoić swoją ciek... nie, chyba byłaby w stanie to zrobić. Nie umiała może pożyczyć nawet kartki od rówieśnika, ale coś mówiło jej, że ganiać za obcym jej profesjonalistą, aby uzyskać satysfakcjonującą ją odpowiedź by potrafiła. Jeny, ależ by była nieznośna!
- Może kiedyś uda mi się dowiedzieć - odparła z lekkim uśmiechem, wyglądając już na niemal odprężoną - Dziękuję, że opowiedziałeś mi tak wiele... - dodała nieco ciszej. Chciała powiedzieć, że jeszcze bardziej zainteresował ją tematem, że pewnie będzie teraz szukać jakiś książek, a najchętniej w ogóle zapytałaby go czy jakiś nie ma. Ale nie potrafiłaby tak łatwo się otworzyć. Była zdecydowanie zbyt tchórzliwa, by pozwolić sobie na takie śmiałe działania. Podeszła do niego, sama, z własnej woli. To w jej przypadku i tak był szczyt brawury - mogła sobie pogratulować i cieszyć się, że trafiła akurat na niego. Tak, dzięki Iliianowi być może będzie jej łatwiej zaczepić kogoś następnym razem. Za to była mu wdzięczna ta bardziej uczuciowa, a mniej racjonalna i skupiona na zadaniach część jej osobowości.
- Nie potrzebujemy "trafniejszych porównań", wierz mi! - Wykonała nieco nerwowy gest, jakby chciała go powstrzymać od ewentualnego szukania Lalego, a zaraz potem zaśmiała się zaskoczona własną reakcją. - Mi się twoja wersja podoba... w pełni ją rozumiem - stwierdziła z przepraszającym uśmiechem i pokiwała głową na znak, że jest tego pewna. Trudno byłoby jej to wytłumaczyć, ale słuchanie wymyślnych metafor i spokojnego, rozmarzonego głosu poety po tak konkretnej rozmowie byłoby dla niej męczące. Jego mowa co prawda była wspaniała i zapytanie go choćby i o smak herbaty kończyło się zalewem poezji najlepszego gatunku, ale specjalne szukanie go tylko po to, by użyczył na chwilę swoich zdolności językowych było jej zdaniem całkowicie zbędne. Choć może twierdziła tak dlatego, że z nim mieszkała, a w dodatku był jej przyjacielem i patrzyła na niego trochę inaczej niż wszyscy inni. Lubiła w nim być może inne cechy i powoli traciła zdolność podziwiania go jako wielkiego poety i znanej osobistości - chociaż nie... być może nie potrafiła tego dokonać już odkąd nazwał ją przyjaciółką, a ich więzi zaczęły się zacieśniać. Dziwiła się zawsze kiedy otaczano go ciasnym kręgiem i jakoś nie umiała się w pełni cieszyć, kiedy zasiadał przed zafascynowaną widownią, aby przemawiać. Kiedy byli sami albo w małym gronie podziwiała każde jego słowo. Brała je co prawda za codzienność, niekiedy nawet męczącą, ale taką, której nie chce się zmieniać. Lubiła jego kobiece gesty, niepewnie kroki i całą tą naturalność jaką emanował. Nie tak, że zmieniał swoje nastawienie kiedy był podziwiany - ale, że ona sama wolała jego "wady" niż sam wielki talent, to nie przyszłoby jej nigdy do głowy, by prosić go o wymyślanie metafor. W sumie było to miłe... ale Yuumiś nie potrzebowała więcej porównań Lalego. I tak jeszcze wiele ich dzisiaj dostanie, a słowa Iliiana były dla niej wystarczająco trafne.
Musiała jednak w końcu przerwać swoje rozmyślania, gdy Berlot wraz z Lalim weszli z powrotem do środka.
Wcale nie miała ochoty patrzeć na to co się będzie działo, a rozmowa Tanaj z Berlotem w ogóle jej nie interesowała. Przez niemal cały czas jej trwania stała więc odwrócona tyłem, prosząc w myślach o to, by ktoś pomógł Lalemu i Leo opanować sytuację. Podniesiony głos Berlota przerażał ją i wiele dałaby w tej chwili za to aby go nie słyszeć. Jak nic po tym wieczorze zacznie nie tylko uważać go za ostatniego nerwusa, ale i autentycznie się go bać. Że też właśnie takie osoby obdarzane są taką siłą...

Darlantello myślał podobnie. Skulony w swoim kącie odłożył jednak książkę, absolutnie nie mogąc się na niej skupić i tylko czekał, aż ktoś znowu powali rozwścieczonego mężczyznę, który stanowił dla innych realne zagrożenie. Kinalali był taki odważny, że stał tuż przy nim! Elf zaczął obserwować go zatroskanym wzrokiem życząc mu jak najwięcej szczęścia i jak najmniej obrażeń. Ech... gdyby sam był dość silny... albo chociaż odważny. A tak... po jednej stronie stał Leo, którego najwyraźniej pełnym zaufaniem obdarzyła Tanaj, a z drugiej zaś Kinalali, którego elf mógł teraz podziwiać jedynie jeszcze bardziej. Wyglądał tak... godnie. Według rudego tłumacza emanował spokojem i siłą, której nawet Berlot powinien się bać. Ten jednak skupiał się głównie na stojącej przed nim kobiecie zupełnie zapominając o wspaniałej postaci, która mu towarzyszy. A kiedy już sobie przypomniał to tylko po to, aby na niego ryknąć i obsypać barbarzyńskimi oskarżeniami. Jak można było kogoś takiego wpuścić do tego domu!? Elfowi aż ręce się trzęsły z oburzenia, ale nie mógł ukrywać przed sobą, że strach i tak utrzyma go na miejscu dopóty trwa cała ta niebezpieczna scena.
Berlot powinien szybko zrozumieć, że Tanaj go nie chce, a potem paść na twarz i błagać poetę o wybaczenie!
Oczy elfa skrzyły się złowieszczo, kiedy zerkał na zmiennokształtnego, ale wystarczyło jedno jego spojrzenie rzucone nieuważnie gdzieś nad jego rudą głowę, a drżał jak trusia i podciągał nogi pod brodę, jakby chciał całkowicie zniknąć, co było zresztą bardzo bliskie prawdy.
Przeklęci agresorzy!

Nagle akcja niespodziewanie zaczęła przyspieszać - mężczyźni ruszyli na siebie w różnej kolejności, każdy z innym zamiarem i innymi możliwościami - kiedy Lantello to zobaczył podskoczył w miejscu, a Funcia mimowolnie obróciła się w tamtą stronę usłyszawszy gwałtowne odgłosy. Zaraz jednak oboje pod wpływem niespodziewanego zdarzenia zamknęli oczy i oparli się bezsilnie o to co mieli pod ręką (lub w przypadku elfa czterema literami). Dziewczyna przytrzymała się blatu, by nie upaść, rudzielec zaś bezsilnie opadł na pokrytą dywanami podłogę. To co się stało odczuli bardzo silnie, choć znajdowali się stosunkowo daleko. Nie byli jednak zbytnio wytrzymali, za to ich zmysły magiczne były wyostrzone i mogło to potęgować efekt jaki normalnie by odczuli.
Kiedy dziewczyna była w stanie się wyprostować, a przynajmniej stanąć bez strachu, że zaraz mimowolnie usiądzie, spojrzała ze zgrozą na Berlota, Tanaj, Kinalalego i Leo. W głowie przez chwilę jej huczało i nie była w stanie pozbierać myśli - wiedziała tylko, że chce koniecznie sprawdzić czy nic się jej przyjaciołom nie stało. Ku jej szczęściu zanim była w stanie ruszyć się z miejsca Bassar zdążył się otrząsnąć i bezceremonialnie wymierzyć Berlotowi mocarny i kończący wszystko cios. No tak... przecież strasznie musiał się martwić o Tanaj... Teraz zaś przyszła kolej Yuumi na okazanie troski - kiedy największe niebezpieczeństwo leżało już na ziemi mogła spokojnie podejść i zobaczyć co z Leo i Lalim. Chociaż "spokojnie" było w tym przypadku mało celnym określeniem, bowiem dziewczyna potruchtała do nich wystraszona, nie starając się nawet za bardzo zachowywać resztek swojego normalnego, skromnego opanowania. O spince, którą upuściła, kiedy o mało co nie zasłabła, zapomniała zupełnie.
- Leo, Lali! - wyrwało się z jej gardła coś na kształt cichego, pełnego troski krzyku, a był on stłumiony i dyskretny, bo nawet w takiej sytuacji Funcia nie była w stanie zrobić świadomie czegoś co mogłoby zwrócić na nią zbyt dużą uwagę. Wystarczyło już to, że znalazła się przy dwóch z czterech najbardziej zamieszanych w najgłośniejsze wydarzenie wieczoru osób... a właściwie przy trzech, bo Berlot nadal leżał tuż obok.
Na pierwszy rzut oka obaj byli cali... Już miała odetchnąć, ale coś jej się nie podobało. Coś było nie tak i choć na razie zmysły nie mogły pokazać jej co, to intuicja nakazywała wzmożoną ostrożność.

Takiej sytuacji i rozwiązania sprawy kowal na pewno się nie spodziewał. Tanaj już kogoś ma? No proszę, jak się to dziwaczne, artystyczne życie układa! Ale naprawdę - mogła powiedzieć wcześniej... tak, dużo wcześniej. I to nie jemu tylko Berlotowi, może wtedy chłopina zrozumiałby, że nie ma szans... i może nie rzuciłby się na Kinalalego, którego domyślność wyraźnie go teraz zirytowała. Ale czego innego mógł spodziewać się po ich gospodarzu - był bystry i miał niezwykle przenikliwe spojrzenie... czy cokolwiek tam innego jeżeli chodziło o te sprawy. Szkoda tylko, że nie miał tak więcej mięśni. Leo musiał więc użyć swoich, aby zatrzymać rozwścieczonego kolegę i zapobiec zbędnym przykrym wydarzeniom, takim chociażby jak rozkwaszenie poecie twarzy. To co potem usłyszał z ust Berlota... w sumie nic nie zrozumiał, więc było mu wszystko jedno - maie jednak uważał inaczej i w pełnym poświęcenia geście rzucił się na smokołaka, by zakryć mu usta, którego to gestu Leo na początku nie umiał zrozumieć. Wdzięczny był jednak Kinalalemu za interwencję i podziwiał, że z tak chuderlawym ciałkiem ruszył mu na pomoc. W końcu jednak zrobili to co najważniejsze - zapewnili bezpieczeństwo Tanaj i innym i skupili na sobie furię nieszczęsnego "Księcia". A do tego dążyli. Tyle, że nie koniecznie chcieli, aby tak się to skończyło...
Kowal także niespodziewanie stracił zdolność do pełnego panowania nad swoim ciałem - ostatni raz czuł się tak kiedy jako nastolatek upuścił sobie młot na stopę - podobnie go zamroczyło, tylko że ból zdołał go ocucić zanim oparł się o rozgrzany piec. Tym razem bólu nie było, a Leo z łomotem oparł się o podłogę. I tak, wtedy ból się pojawił.
Chociaż jakiś dziwny...
Chłopak podniósł się z dziwną łatwością, choć z trudem utrzymując równowagę. Czuł się tak... lekko. Jakby zaraz miał ulecieć w powietrze, albo co gorsza rozpaść się na miliony, dryfujących swobodnie małych kawałeczków... ostatni raz tak się czuł, kiedy spadła mu na łeb donica od sąsiadki z trzeciego piętra. Ale wtedy skończył na ziemi, a teraz na przekór chybotał się na własnych nogach w pozycji przeważnie pionowej.
Własnych...
Spojrzał rozkojarzony na to co w myślach nazwał ,,własnymi nogami" i z prawdziwym zaskoczeniem stwierdził, że w odmętach fioletowego materiału tonie jakaś biała witka. Z tego co czuł wnioskował, że głębiej chowała się gdzieś druga. Dla pewności poszukał jej ręką, zauważając przy okazji, że i z nią jest coś nie w porządku. Ruszało się nią bez problemów, ale ona sama niemal z trudem przesuwała ciężkie fałdy szaty, które normalnie Leo mógłby rozerwać palcami. Nie zdążył na szczęście wykonać wielu więcej gestów, bowiem Bassar przybył aby uratować swoją podopieczną i ostatecznie rozliczyć się z Berlotem. Dopiero wtedy Leo zrozumiał, że wszystko to trwało raptem chwilkę. Ucieszony, że najwyraźniej najgorsze się skończyło spojrzał z porozumiewawczym uśmiechem na Kinalalego...
Spojrzał z porozumiewawczym uśmiechem na siebie, stojącego w lustrze, którego nie było...
Spojrzał z porozumiewawczym uśmiechem na swoje ciało, które stało tam gdzie powinno, podczas gdy on znajdował się po innej stronie niż ostatnio. Widział stąd drzwi, a nie powinien. Gorzej - widział stąd siebie! A też nie powinien...
Z zupełnym brakiem zrozumienia uśmiechał się jak głupek, w ogóle nie pojmując sytuacji. Jego prawdziwe ciało wymamrotało jakieś sylaby, a on parzył na nie z mieszanką sympatii, szoku i paraliżu rozumu. Już miał roześmiać się i zemdleć, kiedy na horyzoncie pojawiła się Funcia, która podbiegła do nich z zatroskaną miną i poczucie obowiązku kazało mu zostać na ziemi. Duchowo, nie fizycznie. Fizycznie pragnął utrzymać się na nogach, ale sprawiało mu to duże problemy. Czuł się jak wysokie, rachityczne drzewo, od którego odróżniało go w tym momencie to, że ma ręce, ale nie ma korzeni. W tej chili wolałby jednak korzenie - może wtedy nie prześladowałoby go uczucie, że zaraz się przewróci.
- Dobrze... że jesteś - powiedział tylko z niepewnym uśmiechem w stronę dziewczyny i nagle osłabiony runął na nią, niezgrabnie wysuwając jedną pseudo nóżkę do przodu, rękami zaś podpierając się o jej ramiona. Nie wiedział co kazało mu wykonać taki gest - jeżeli już by mdlał to wolałby runąć na ziemię niż bezpardonowo miażdżyć wnuczkę pana Terotto. Coś jednak co siedziało głęboko z tyłu głowy mówiło mu, że teraz nie zrobi jej krzywdy. I faktycznie - choć zaniepokojona i z wytrzeszczonymi oczami, Yuumi nadal stała, utrzymując jakoś niepełny ciężar maie, którego dodatkowo chwyciła, kiedy ręce odmówiły mu posłuszeństwa i zgięły się bezradnie. Tego już jednak panienka nie była w stanie wytrzymać i czym prędzej uklękła, by chociaż jakąś częścią ciała jej przyjaciel oparł się o dywan.
- Lali? - zapytała niepewnie, mając na myśli raczej stan jego zdrowia niż świadomości, ale szybko mogła przestać się denerwować, gdyż maie, choć zsunął się z niej nieporadnie i rozpłaszczył na ziemi, cały czas był przytomny.
- W porządku, w porządku... - powtarzał słabo, próbując unieść się na rękach, co utrudniały mu zwały szaty krępujące nieco jego ruchy, przygniótł je bowiem resztą swojej tyczkowatej osoby. Nie myśląc wiele, wyciągnął coś, co ponoć śmiało się zwać ramionami z tej fioletowej, pachnącej delikatnie plątaniny i do pasa nagi, ale oswobodzony, spróbował podnieść się jeszcze raz.
Funcia patrzyła na to z takim szokiem, iż miało się wrażenie, że jak zaraz nie odskoczy z piskiem, to zmarszczy surowo brwi i prawiąc poecie kazania każe mu się ubierać. W normalnych okolicznościach pewnie tak by zrobiła. Teraz jednak jakoś nie mogła się ruszyć, bo czuła, że faktycznie w tej chwili ubranie mogłoby mu przeszkadzać... argument ten nie przemawiał do niej kiedy go już zanalizowała, ale tym razem postanowiła zaufać przeczuciu. Rzuciła spłoszone spojrzenie na Leo licząc na to, że coś się wyjaśni.

Na to samo liczył roztrzęsiony Darlantello, który odważył się zerwać ze swojego miejsca i omijając szerokim łukiem nieprzytomnego Berlota zbliżył się do poety, choć nie miał żadnego planu ani pomysłu jak mógłby mu pomóc. Jednak skoro Funtka tam była to i on mógł - z jej miny wnioskował, że nawet przyda jej się jakieś wsparcie. Niekoniecznie takie, które nadchodziło od drugiej strony i zaraz stanęło tuż za plecami dziewczynki:
- Co jest, Kinalali, przecież cię nie uderzył, widziałam! Nie histeryzuj mi tu! - wykrzyknęła Miminetta i korzystając z okazji, że marudny smokołak ślinił się na podłodze, podeszła do centrum zamieszania. Chciałaby chwilę porozmawiać z Tanaj, której wyznanie rozpaliło w niej płomień ciekawości, ale ją porwał Bassar w swe opiekuńcze ramiona, malarka musiała się więc zadowolić tym co zostało.
- Leo, nieźle! - Swoje słowa pochwały skierowała w stronę ciała kowala i zatarła ręce. Najwidoczniej nadal była podekscytowana i chętnie jeszcze przyjęłaby parę nowych bodźców - ale na to, co wszyscy goście mieli zobaczyć i usłyszeć w najbliższej przyszłości chyba nawet ona nie była gotowa.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        - Na pewno się uda - zapewnił entuzjastycznie Iliian. - Niewielu moich rodaków podróżuje po świecie, ale może kiedyś jakiś się trafi… A ja na pewno będę miał to pytanie w pamięci i gdy będę odwiedzał rodzinę, postaram się czegoś dowiedzieć. Sam jestem teraz ciekaw odpowiedzi - przyznał zupełnie szczerze. A niedługo potem równie szczerze się zaśmiał, gdy Funtka tak gwałtownie zapewniła go, że nie potrzebują La’Virotty, by poradzić sobie z wyzwaniem językowym.
        - Wierzę. To miłe, dziękuję - przyznał, bo najwyraźniej sam nie był pewny czy wyraził się jasno. Czasami bywało wszak tak, że próbując wyjaśnić pewne kwestie, gmatwa się je jeszcze bardziej nadmiarem słów. Całe szczęście tym razem udało mu się elegancko wybrnąć. I chociaż zdawało się, że Nemorianin czerpie radość z prowadzonej rozmowy, nie ciągnął jej, gdy uwaga wszystkich skupiła się gdzie indziej. Przede wszystkim chodziło mu o to, by nie dekoncentrować swej rozmówczyni, która była bardzo zaniepokojona tym, co mogło się jeszcze wydarzyć tego wieczoru, gdy nagle w jednym miejscu spotkała się para wieczoru oraz Leo i Kinalali trochę jakby w roli sekundantów. Nie było żadną tajemnicą, że Funtka to dobra przyjaciółka zarówno poety, jak i kowala, więc była w tą podszytą dramatyzmę sytuację zaangażowana emocjonalnie, a jej aktualny rozmówca należał do osób taktownych. Wycofał się i z pewnego oddalenia obserwował dalszy bieg wydarzeń. Sytuacja rozwinęła się błyskawicznie, a wieńczące ją wyładowanie magii było tak silne, że jubiler zatoczył się na ścianę i prawie pod nią usiadł, zatrzymał się jednak wpół ruchu. Zresztą nie on jeden odczuł działanie czaru, jeszcze kilka innych osób wyraźnie zamroczyło, lecz nikt się tym specjalnie mocno nie przejął, no bo przecież nikomu nic się poważnego nie stało… Prawda?

        Lali od kiedy tylko odzyskał przytomność po nagłym wybuchu magii, stał w miejscu i jak najmniej się ruszał. Prawda docierała do niego wolniej niż można było się spodziewać, lecz chyba właśnie przez to po pierwszej fali paniki szybko pogodził się z zaistniałą sytuacją. Niemniej czuł się dziwnie – jakby miał na sobie za ciasne ubranie, które sięgało od czubków palców aż po ostatni kosmyk włosów na głowie. Nigdy nie spodziewałby się, że ciała jego i zwykłego śmiertelnika będą takie różne w odbiorze. W końcu i jedno i drugie czuło to samo: temperaturę, nacisk, fakturę. Jemu tak samo jak pierwszemu z brzegu człowiekowi robiły się siniaki, a wszelkie spożywane substancje przynosiły podobny efekt, w środku więc również miał jak najprawdziwsze tkanki. A mimo to teraz, gdy przypadkiem znalazł się w ciele młodego kowala, w końcu zrozumiał, że mimo powierzchownego podobieństwo różnił się prawie wszystkim od stworzeń powstałych z materii. Było to bardzo niezwykłe doświadczenie i Kinalali miał wręcz problem jasno określić czy mu się ono podoba czy też wręcz przeciwnie. Z jednej strony ciało Leo było dla niego przerażająco twarde, ciasne i każdy ruch w nim poczyniony wymagał zupełnie innego nakładu sił niż jego własna, delikatna forma. Z drugiej jednak strony ciekawym doświadczeniem było stać tak pewnie na nogach i mieć takie rozmiary bez konieczności męczącego dopasowania własnego kształtu, świadomość fizycznej siły drzemiącej w tych mięśniach również była osobliwie przyjemna.
         Poeta w ciele kowala podniósł wzrok akurat w dobrym momencie, by zauważyć jak Leo przygląda się jego nogom. To znaczy jego… Tym, które należały do fizycznej powłoki poety: długich, smukłych i szczupłych, o skórze białej i gładkiej jak alabaster. Lali dopiero teraz zaobserwował, że w normalnych warunkach ma uda szczuplejsze niż Leo ramiona. To musiał być dla młodego mężczyzny prawdziwy szok. Ku własnemu zaskoczeniu poeta spostrzegł jednak, że kowal w jego ciele trzyma się całkiem nieźle, jakby był prędzej zaintrygowany niż przestraszony.
        Lecz chwilę potem ich spojrzenia się spotkały, a La’Virotta mógł obserwować jak jego własna twarz, pogodnie uśmiechnięta, ściąga się powoli w maskę niedowierzania, jak z rozciągniętych ust znika uśmiech, a oczy otwierają się szerzej niż zwykle. A chwilę później znów pojawił się na nim uśmiech, tym razem jednak taki, w którym nie śmiały się oczy – Leo chyba w równej mierze nie dowierzał w to co widzi i był przerażony tym, że któreś z jego domysłów mogą okazać się słuszne. Dobrze, że nie zaczął krzyczeć albo nie zemdlał. La’Virotta zaobserwował już, że chociaż w innym okolicznościach dawno byłby nieprzytomny, teraz trzymał się niezgorzej i podejrzewał, że była to kwestia silnego, młodego ciała w którym się znalazł, więc pewnie teraz to Leo miał odczuć jak to jest tracić kontakt z rzeczywistością przy pierwszym lepszym skoku adrenaliny. Biedak, to z pewnością mu się nie spodoba.
        Funtka okazała się być tą kotwicą, która obu mężczyzn utrzymała po stronie racjonalizmu, chroniąc jednego przed omdleniem, a drugiego przed łzami, które z tych nerwów zaczęły mu wzbierać w oczach. Kinalali był jej niewspółmiernie wdzięczny i chętnie by ją uściskał, na razie jednak bał się poruszyć. Leo zdawało się, że również miał pewne opory, jednak on przemógł się szybciej… I spektakularnie poległ w swej próbie. Jego głos brzmiał tak słabo, jakby ledwo jedno tchnienie dzieliło go od opuszczenia tego padołu łez, zaś każdy ruch kończyn podszyty był niepewnością, która zdawała się być wręcz namacalna. Poeta wiedział, że to się nie uda, nim jeszcze kowal zrobił krok, lecz mimo tej wiedzy nadal trwał w miejscu jak posąg. Zachłysnął się powietrzem i uniósł dłonie do twarzy, gdy jego ciało runęło na Yuumi – nie, by dziewczyna nie miała go utrzymać, bo był wręcz nieprzyzwoicie lekki, lecz była w tym ruchu pewna rozpacz. A w oczach Funtki pojawił się w tym momencie strach, niepewność, zaskoczenie. Cóż się dziwić, Leo runął jakby ktoś przeszył mu serce ognistą włócznią, a zważywszy na niedawną napiętą sytuację z Berlotem można było mieć pewne podejrzenia, że poeta oberwał, czy to fizycznie czy też rykoszetem zaklęcia.
        Kinalali poczuł bardzo dziwne ukłucie, gdy Yuumi zwróciła się pieszczotliwym zdrobnieniem jego imienia do obcego mężczyzny. Nie była to broń boże zazdrość ani tym bardziej gniew, raczej… frustracja. Wszak doskonale wiedział, że ona widzi jedynie ciało i nawet zapewne nie przypuszcza, że nie zwraca się do niego. A mimo to tak bardzo liczył, że przejrzy to co zaszło nim im przyjdzie tłumaczyć sytuację, której sami jeszcze nie rozumieli. Gdy jednak pierwszy żal minął, poeta pojął, iż w istocie Funtka była pierwszą i póki co jedyną osobą, która czuła ten podskórny niepokój, bo jakiś piasek dostał się w tryby jej postrzegania. La’Virotta był z niej dumny: była taka inteligentna, mimo powierzchownego racjonalizmu taka wrażliwa…
        To nie był jednak czas na wychwalanie licznych zalet Yuumi. Kowal w ciele poety próbował się właśnie podnieść z ziemi, a sposób w jaki to czynił przywodził na myśl trzepotanie się ryb w sieci wyrzuconej na suchy ląd. Lali patrząc na to w końcu zdecydował się poruszyć i zrobił krok. Był pod wrażeniem tego, jak taki zwykły ruch był zupełnie odmienny względem tego, co znał do tej pory. Z jednej strony wprawienie w ruch ciężkiego i masywnego ciała zdawało się być prawie niemożliwe… a z drugiej miał dość siły, by to uczynić. I to bez większych przeszkód. Kinalali był tym ze wszech miar zafascynowany tym zjawiskiem i przez to po raz kolejny przystanął, chociaż wcześniej nosił się z zamiarem udzielenia pomocy kowalowi przy wstawaniu.
        Kolejną zaletą silnego kowalskiego ciała była znacznie grubsza i zdrowsza skóra, przez którą nie widać było naczynek krwionośnych. Dzięki temu na jego policzkach nie wystąpił rumieniec w momencie, gdy La’Virotta spojrzał na swoje na wpół rozebrane ciało. Nie chodziło oczywiście o jakieś samouwielbienie, bo chociaż oczywiście maie uważał się za niezwykle pięknego młodzieńca, wolał podziwiać innych niż siebie. Gdy jednak Leo stał tak do pasa nagi, z kwiecistą kolią wokół smukłej szyi, wyglądał jak na wpół wykuty posąg, którego nogi ginęły jeszcze w nieprzeniknionej strukturze marmuru o osobliwym fioletowym kolorze, czekając tylko na moment, gdy dłuto wprawnego artysty wydobędzie je na światło dzienne. Mimo skrajnie nietypowej sytuacji, w postawie młodego kowala była pewność siebie, której nabył pewnie przez lata ciężkiej pracy i formowania ciała, które teraz przypadło w udziale poecie. Niestety, Kinalali póki co wypadał dużo gorzej w tej zamianie, jego osobowość nie współgrała z fizyczną powłoką, jaką teraz posiadał, a co więcej on sam nie był w stanie się poruszać. Zaczynał obawiać się siły, jaka została mu nieumyślnie powierzona. Nigdy nie był silnym mężczyzną, więcej, był wręcz żałośnie słaby mimo płci, z którą się utożsamiał, słabszy nawet od kobiety. Obawiał się więc, że teraz, gdy nagle będzie musiał zapanować nad tymi stalowymi mięśniami, nie podoła temu zadaniu.
        Nagłe wkroczenie na scenę wydarzeń Miminetty i jej donośny głos były dla La’Virotty niczym cios w twarz i to wcale nie taki, który pozwala otrzeźwieć i pozbierać myśli. Pogrążający się w negatywnych myślach Kinalali miał ochotę kazać jej zamilknąć, a najlepiej to odejść, odsunąć się. Ostatnie czego teraz potrzebował to kolejne zamieszanie. Z trudem panował nad nerwami i by nie dać się im ponieść, spróbował uspokoić się zaklęciami. Kilka osób patrzących na niego pewnie rozpoznało te charakterystyczne ruchy rękami, które poeta wykonywał podczas rzucania na samego siebie czarów z dziedziny emocji, lecz raczej nikt nie umiał wyjaśnić w racjonalny sposób czemu Leo miałby robić coś takiego.
        Mimi wyrosła przed nim równie niespodziewanie co wcześniej tuż przy jego ciele. Lali skrzywił się i spuścił wzrok, nerwowym gestem wyłamał palce i przygryzł wargę od środka. Gdy nie splatał dłoni widać było, że drżą mu ręce. Ignorując stojącą przed nim malarkę podniósł wzrok i nad jej ramieniem spojrzał porozumiewawczo na Leo. Jego oczy pytały, czy obaj doszli do tych samych wniosków. Jawa to czy sen? Uduchowiony poeta władający magią mógł wszystko wyolbrzymiać i doszukiwać się znaczeń i zależności tam gdzie ich nie było, zaciemniając sobie rzeczywisty obraz, podczas gdy twardo stąpający po ziemi kowal brał wszystko na rozum, niejednokrotnie oszczędzając sobie w ten sposób daremnego trudu i zgryzoty. Teraz więc, gdy jego spojrzenie dawało odpowiedź, że chociaż oboje w to nie wierzą, to jednak myślą to samo, nie było odwrotu. Kinalali westchnął więc dramatycznie i obejmując głowę dłońmi spuścił na moment wzrok.
        - To… wymyka się słowom i granicom pojmowania. Tak długo jak nie doświadczy się tego na własnej skórze, nie można dać wiary, jakoby zbieg okoliczności tych rozmiarów i takich skutków był prawdopodobny – oświadczył. Mówił cicho, tonem monotonnym jakby sam siebie nie słyszał i nie potrafił odpowiednio zaintonować wyrazów. Dziwnie poruszało mu się cudzymi ustami.

        Tanaj od momentu gdy Berlot zupełnie niesłusznie zaatakował Kinalalego stała oniemiała i bez ruchu, z zaciśniętymi dłońmi przyciśniętymi do ust w wyrazie zaskoczenia i przerażenia. Takiego przebiegu wydarzeń się nie spodziewała. Gdyby kazać jej zgadywać jeszcze chwilę temu, obstawiałaby, że to ona miała największe szanse, by na własnej skórze poczuć gniew zmiennokształtnego rzeźbiarza. Drugi byłby Leo, który pokonał go całkiem niedawno w mocowaniu się na ręce i który z racji bycia dużym i silnym mężczyzną stanowił oczywisty cel dla kogoś, kto szuka sobie godnego przeciwnika. La’Virotta… nie powinien w ogóle być w to mieszany, nie miał żadnego związku z Tanaj, na dodatek był zniewieściałym, zupełnie niezdolnym do walki poetą, gospodarzem tego miejsca, który zgodził się gościć Berlota chociaż ten bezczelnie się do niego wprosił. A tymczasem pustynny książę właśnie wznosił rękę do ciosu. Dobrze, że Leo zainterweniował w porę, bo ona nie była w stanie nawet wykrztusić z siebie słowa… A potem wszystko zadziało się tak szybko, że chociaż ze wszystkich obecnych gości stała najbliżej, nie ogarnęła zastanej sytuacji. W najbardziej dramatycznym momencie na moment ją zamroczyło, a gdy odzyskała zmysły, zobaczyła jak jej mentor powala swego kolegę po fachu jednym ciosem. Zaraz potem był przy niej i po ojcowsku otaczał ją ramieniem, okazując wsparcie i zrozumienie. Tanaj uśmiechnęła się bardzo nikle pod nosem: cieszyła się, że w tym momencie czarnoskóry rzeźbiarz tak po prostu się o nią troszczył, ale już podświadomie przygotowywała się na ciche dni, które nastąpią, gdy dokończy swoje wyznanie. To musiało nastąpić prędzej czy później, bo przecież nikt nie odpuściłby okazji do pociągnięcia jej za język, gdy już usłyszeli kawałeczek tak znakomitego materiału do plotkowania. Ech, artyści…
        Zachowanie Lalego wyrwało ją jednak z zamyślenia. Gdy tylko Tanaj dostrzegła, jak poeta słania się, opiera na Funtce a na sam koniec pokłada na ziemi, rzeźbiarka pomyślała z niepokojem, że coś mu się stało, że jednak Berlot zrobił mu krzywdę… Już chciała wyrwać się Bassarowi z ramion i podejść by pomóc maie, lecz ten jakby nigdy nic chwilę walczył ze swoją szatą, po czym rozebrał się od pasa w górę i sam wstał, a jego spojrzenie, choć naznaczone lekkim szokiem i niedowierzaniem, było w pełni przytomne i raczej nie zbolałe. To Leo należało się martwić, gdyż ten sprawiał wrażenie, jakby postradał zmysły i zaczął bredzić.
        - Co… masz na myśli? – zapytała go niepewnie, na razie nie chcąc go drażnić bezpośrednimi pytaniami o stan jego zdrowia psychicznego. Pomyślała, że może istnieje jakieś logiczne wytłumaczenie tego, dlaczego ten chłopak nagle zaczął mówić tak niezrozumiale – może to co wydarzyło się tego wieczoru stanowiło zbyt wiele, by mógł to tak bezkrytycznie przyjąć i przemawiało przez niego zmęczenie? Albo osłuchawszy się ze sposobem mówienia gospodarza nieświadomie zaczął go naśladować… Coś takiego nosiło miano echopraksji.

        Kinalali w ciele kowala podniósł spojrzenie na Tanaj i uśmiechnął się do niej przepraszająco – ten grymas akurat dość dobrze pasował do jego aparycji i sposobu bycia faktycznego Leo, na moment więc uśpił czujność wszystkich, którzy go znali. Gdy tylko jednak otworzył usta, czar prysł.
        - Muzo najwdzięczniejsza spośród wszystkich – zaczął, wyciągając do niej ręce jakby chciał złapać ją za dłonie. – Rad jestem iż nareszcie to twe serce przemówiło, zwolnione z ciasnych pęt rozumu i konwenansów. Choć więc teraz wielu może czuć niesmak, wiedz iż dobrze uczyniłaś, bo szczera miłość jest siłą, z którą nie sposób walczyć, a im szybciej się jej poddasz, tym łatwiej osiągniesz spokój, ukojenie i szczęście. Nie wysnuwaj więc pochopnych wniosków, iż me wcześniejsze słowa dotyczyły twego wyznania, gdyż wywołały one we mnie jedynie radość i ulgę…
        - Leo – przerwał mu Bassar, już mocno spięty z powodu tych wszystkich niedomówień i dziwnych sytuacji. – Do czego zmierzasz?
        - Brzmi jakby bredził – skomentował Asayi z lekkim niesmakiem w głosie, jasno świadczącym, że zaczyna go to wszystko męczyć. – Albo głupio było mu się przyznać, że to o nim mówiła Tanaj. Mam rację?
        - O mnie?! Ależ… - Kinalali nagle zorientował się, że chociaż domyślił się części prawdy, tak naprawdę nie wiedział w kim była zadurzona modelka i dla pewności spojrzał pytająco na nią i na kowala. Od razu jednak wiedział jak brzmi odpowiedź, wystarczyła chwila. – Nie, to nie o mnie, w żadnym razie, ani tym bardziej o Leo…
        - Co? – Asayi momentalnie podłapał nieścisłość w jego wypowiedzi, lecz poeta, zirytowany tym, że wiecznie mu się przerywa i nie daje skończyć, choć on przecież cały czas dążył do wyjaśnienia sytuacji, wsparł się pod boki i westchnął dramatycznie. Te ruchy, które tak dobrze współgrały z jego prawdziwym, delikatnym ciałem, teraz wyglądały śmiesznie, wręcz groteskowo, na razie jednak nikt się nie śmiał – wszyscy byli zbyt zaabsorbowani treścią prowadzonej rozmowy i tego, czego mieli się wkrótce dowiedzieć z tego narastającego chaosu.
        - Dobrze – uznał nareszcie Kinalali, choć w jego głosie słychać było, że jest odrobinę obrażony. – By więc tym razem mieć realną szansę przekazania wam tego, do czego cały czas zmierzałem, przejdę od razu do meritum. Nie ręczę za to, co o tym pomyślicie i jakie emocje to w was wywoła, wiedzcie jednak, iż to co powiem będzie najprawdziwszą prawdą, gdyż nie miałbym żadnego celu w okłamywaniu was… - Poeta dla lepszego efektu, a może i po to by zebrać myśli, zrobił troszkę dłuższą pauzę. – Podczas niedawnej szarpaniny coś się wydarzyło… Trudno mi wyjaśnić co konkretnie, gdyż nie dość, że nie jestem uczonym magiem, to jeszcze sama magia jest w swej naturze niezbadana i skrywa przed nami jeszcze wiele tajemnic. Niemniej w wyniku jej działania… Nasze osobowości uległy zamianie… Poeta w ciele kowala i kowal w ciele poety… Leo? – Kinalali spojrzał na wezwanego chłopaka, by ten mu przytaknął. Widać było, że trudno było mu ubrać sytuację w odpowiednie i co więcej niosące konkretny przekaz słowa.
        - Co ty wygadujesz? – wtrącił się niezmiernie zaskoczony Iliian. – Zamieniliście się ciałami? To nie… O matko, a jednak to możliwe – zmienił zdanie, gdy spojrzał na ich aury. Obie były przemieszane i płynne, niestałe, jakby nie potrafiły ustalić, czy mają trwać twardo w swej pierwotnej formie czy dostosować się do nowych warunków. Na przemian robiły się miękkie i twardniały, towarzyszące im dźwięki cichły i przybierały na sile. Uczucie było niepokojące i nieprzyjemne dla kogoś o wrażliwym zmyśle magicznym, ale całe szczęście możliwe do zignorowania.
        Jakoś przez moment nikomu nie przychodził do głowy żaden błyskotliwy komentarz, a w zaległej w pomieszczeniu ciszy brakowało jeszcze irytującego płaczu małego dziecka dla podkreślenia dramatyzmu.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Dziewczyna patrzyła szeroko otwartymi oczami to na Kinalalego, to na Leo, nie rozumiejąc dlaczego zachowują się tak osobliwie. Kinalali, choć nie przykładał do tego większej wagi, raczej nie rozebrałby się w ten sposób, nie mówiąc już o tym, że poza w jakiej później stanął jakoś jej nie pasowała... była zbyt... męska? Yuumi nie była pewna, ale trochę ją to przerażało. Leo natomiast zamiast pośpieszyć im z pomocą, z tym swoim typowym, niewinnie szczerym uśmiechem na twarzy, stał jak kołek, z miną zdziwioną, a może i zszokowaną. W ogóle to do niego nie pasowało. Yuumi patrząc na nich tak, jakby obawiała się, że zaraz zaczną wybuchać, powoli podniosła się z kolan i stanęła ostrożnie obok ciała Kinalalego. Wtedy pierwszy raz poczuła mocniej jego zmienioną aurę, ale wydała jej się ona tak dziwna, że uznała iż po prostu się pomyliła. Chociaż nie powinno jej się to zdarzyć... Emanacja jednak to słabła, to mocniej uderzała w jej zmysły nie dając o sobie zapomnieć. Biedna dziewczyna nie wiedziała już czy ma się skupiać na słowach i gestach obu jej przyjaciół, czy dać się pochłonąć całkowicie aurom. I jedno i drugie było skrajnie dziwne i niejasne, a przyspieszone uderzenia jej serca wcale nie pomagały jej skupić się na otoczeniu. W takich momentach najchętniej by pewnie uciekła, zostawiając wszystko co napawało ją niepokojem za sobą, ale teraz... tu chodziło przecież o Leo i Lalego - żadnego z nich definitywnie nie mogła opuścić, trwała więc twardo przy nich starając się pogodzić w myślach bodźce dopływające do niej ze wszystkich sześciu zmysłów. Poza tym obecność Mimi przy tym wszystkim nieco ją otrząsnęła, za Kinalalim zaś stanął niepewnie Lantello, który też był czynnikiem, który pomógł jej się uspokoić.
W końcu do Funci zaczęło docierać co jest nie w porządku - była jednak zbyt racjonalna, by przed usłyszeniem tego z ust Iliiana dopuścić taką możliwość. A jednak już kiedy ,,Leo" wypowiedział pierwsze pełne zdanie była świadoma tego kim jest. Tego sposobu mówienia, tego doboru słów... nie dało się pomylić z niczym innym. Z żadnym innym artystą i z żadnym innym poetą, o Leo nie wspominając! Ich aury też... Pulsowały nierówno ciągle zmieniając swoje natężenie, poświaty zaś zamiast jak zawsze jednolite mieszały w sobie błyski topazu i szafiru, nie łącząc ich jednak ze sobą, co było zjawiskiem niezmiernie rzadkim i dość niepokojącym... jednocześnie jednak zafascynowało to uczennicę magii tak, że nie mogła oderwać wzroku od tych przedziwnych spektakli barw i dźwięków. Miedziana szata poety o złotych i srebrzących się akcentach rozmywała się nienaturalnie - odgłosy wiatru i zmysłowe szepty cichły zastąpione spokojną ciszą, faktura traciła na gładkości, jej ukochany zapach miodu mieszał się z wonią skóry i potu pracującego mężczyzny, ale także z drewnem i zapachem żelaza oraz płomieni... ujawniało się także nieznane w niej dotąd ciepło i gorzki, łagodny smak, które były wręcz zaprzeczeniem tego co przekazywała w normalnych warunkach. Z kolei aura Leo wyglądała podobnie, choć nadal była słabsza - błyszczała żywo połyskując cynkiem i miedzią, której w żadnym wypadku nie powinno tam być. Dziewczyna pewna, że Leo i Lali w jakiś sposób zostali ze sobą złączeni... jednak ,,zamiana ciał" dotarła do niej dopiero gdy usłyszała to na własne uszy.
Popatrzyła na kowala, który na pewno był Kinalalim. W jej oczach mógł dojrzeć znaczącą zmianę - w końcu tylko jego obdarzała takim pełnym spokoju, rozbawionym spojrzeniem, w którym dało się czasem zobaczyć tak podziw jak i błysk opiekuńczego politowania nad jego bezradnością. Na jego ciało zerknęła zaś z zainteresowaniem, ale i widocznym dystansem, choć Leo na pewno tego nie zauważał. Ku własnemu zdziwieniu westchnęła tylko szybko godząc się z tym co właśnie do niej dotarło. W końcu była to jakaś odpowiedź... i po tym co tu widzieli zdawała się być całkiem racjonalna. A kiedy Yuumi wiedziała na czym stoi nie denerwowała się tak bardzo jak trzymana w okrutnych szponach niepewności. Gdyby jeszcze tylko miała chwilę by porozmawiać z zapewne jeszcze mocniej niż ona zdezorientowanymi przyjaciółmi...

Lantello ledwo utrzymał się na nogach, kiedy do połowy rozebrany poeta wstał i wyprostował się ukazując mu w całej okazałości swoje nieskazitelnie gładkie, jasne plecy. Szczęście, że nie stał naprzeciw niego, bo pewnie biedak dołączyłby natychmiast do grona słaniających się i mdlejących na zawołanie. Zamiast tego jednak zamurowało go na chwilę tak, że zamiast podejść do kogokolwiek z nich pozostał z tyłu starając się jakoś przełknąć ślinę. Nie mógł oderwać oczu od przysłoniętego lśniącymi włosami karku La'Virotty, jego wątłych ramion, które na głowę biły te, które można było zobaczyć u niejednej kobiety... Dlaczego Funtka zazwyczaj tak uparcie kazała mu je zasłaniać!? Przecież on... a może nie chciała by cudze oczy patrzyły na jego idealnie delikatne ciało?
Wystraszony zerknął na twarz dziewczyny, gdy ta jeszcze nie otrząsnęła się z szoku po upadku poety i jego ponownym powstaniu bez kompletnego odzienia...
Nie. To nie mogło być to. Wyglądała na niemal zdegustowaną. Ech... a już myślał, że są do siebie podobni... jak ktoś tak ślepy i niewrażliwy na piękno Kinalalego mógł stać u jego boku!? Dlaczego to na niej się opierał, to do niej podchodził i ją zagadywał? I dlaczego zamiast odpowiadać mu wiernym uwielbieniem pukała się w głowę i kazała mu się ,,uspokoić"!? Jak mogła być taka chłodna i nieczuła!?
Dlaczego...?
O mało nie popłakał się kiedy myślał o tym w ten sposób - chciałby rzucić się od tyłu na poetę i powiedzieć jak bardzo mu przykro, że jego przyjaciółka jest taka ułomna. A może i zapewnić jak godny jest wszelkiej uwagi? Oczywiście ostatecznie nie ruszył się z miejsca, choć poruszony był do żywego... ale jakby to wyglądało? Co by o nim pomyślał? Nie, na pewno nie życzył sobie takiej poufałości od kogoś niemal zupełnie obcego. Poza tym... ona i tak... ona i tak zawsze będzie dla niego ważniejsza. Trzeba będzie się w końcu z tym pogodzić.
Choć jeszcze chwilę temu pragnął jakoś jej pomóc i wesprzeć teraz tylko rzucił jej rozżalone i wycofane spojrzenie, którego nie dostrzegła zajęta Kinalalim... słusznie! Skoro już ma go po swojej stronie to niech o niego dba! Na pewno będzie... może mentalnym wsparciem nie jest najlepszym, ale potrafi zająć się resztą... o wiele z resztą lepiej niż on. Choć gdyby miał szansę przysłużyć się jakoś Kinalalemu na pewno dobrze wykonywałby swoje obowiązki! Póki co będzie dalej dążył do tego... sprawi, że jego poezję poznają wszyscy, którzy władają choćby jednym z sześciu języków, które znał, że zrozumieją go ci, których umysły nie zostały przez naturę tak obdarzone jak ten La'Virotty i którym każde słowo trzeba tłumaczyć, pokazać od prozaicznej strony, zbezcześcić po to, aby dotarło do nich jego piękno...
Leo.
W pierwszej kolejności Leo. Jednak mimo że za nic nie pojmował on poezji, wpraszał się i jeszcze bezceremonialnie dotykał ręki Kinalalego kiedy się z nim witał lub kiedy go przepraszał, to Lantello nie mógł się na niego złościć. Był przykładem osoby, z którą Lant nie dzieli chyba nic, a z którą umiał porozmawiać, i którą po prostu lubił. Roześmiany mężczyzna zawsze podchodził do niego nie tylko uprzejmie, ale i otwarcie i zawsze mówił szczerze co myślał. Nieśmiały elf czuł się przy nim bezpiecznie, choć zwykle alergią reagował na zbyt silnych mężczyzn (a nawet na zbytnio żywiołowe kobiety). Charakter Leo był jednak tak miękki jak harde były jego mięśnie i nie sposób było się go obawiać. A teraz... teraz choć elf wysyłał pełne wyrzutu i smutku spojrzenie ku nastoletniej dziewczynie nie potrafił tego zrobić w stosunku do kowala. Zwłaszcza, że... zachowywał się nieco dziwnie... dlaczego się nie uśmiechał?
Wtem Leo otworzył usta, a właściwie zrobił to Lali chwilowo goszczący w jego rosłym ciele. Elf zamarł. Zamarł po czym poczuł, że nogi miękną mu, a głowa zaczyna ciążyć jakby zrobiona była z ołowiu. Jeżeli Funcia sposobu wypowiedzi Lalego nie pomyliłaby z żadnym innym poetą chodzącym po Alarańskim kontynencie, to Lantello był tym, który nie pomyliłby go z nikim na calutkim świecie. Każda z przerywanych przez kogoś lub coś wypowiedzi kowala była dla tłumacza niczym strzała przebijająca serce. Nie... Nie chciał słyszeć tych słów z ust kogokolwiek innego. ZWŁASZCZA Leo! On... on zapewne z trudem nauczył się zwykłego języka, dlaczego więc teraz... dlaczego teraz wypowiadał się tak lekko, pięknie i barwnie jak jego ukochany mistrz nad mistrzami!? DLACZEGO!?
Kiedy Lant usłyszał już odpowiedź nie pozostało mu nic innego jak uśmiechnąć się boleśnie i zemdleć, oddając się w objęcia słodkiej nieświadomości i kojącej ciszy.

Kiedy kowalowi udało się podnieść leciutkie w jego odczuciu niczym piórko ciało maie przestał się skupiać na tym ciele i spojrzał na swoje własne słuchając co prawdziwy Kinalali ma wszystkim do przekazania. Sam nie był w stanie uwierzyć jak słowa poety nie pasują do jego ciała... jego twarzy... a gesty które wykonywał! Leo był w szoku po przeniesieniu do cudzego ciała, ale to co robiło teraz jego własne... ledwo powstrzymał nagły wybuch panicznego śmiechu. To tak ma wyglądać!? Jednak to co mówiono szybko przywołało go na ziemię.
On i Tanaj? Nie... Lali szybko odczytać musiał to co kowal chciał przekazać, bo zaprzeczył, a to jak to uczynił przykuło odpowiednią uwagę innych zgromadzonych w pokoju. Dziwnym tylko wydało się Leo uczucie, że jego policzki na samą myśl o czymś takim jak związek robią się gorące, choć nie mógł zobaczyć jaki przybierają odcień. Sam nie potrafił stwierdzić dlaczego tak się stało ani czy bardzo mu się to nie podoba. Jako blondyn o jasnej cerze sam całkiem często się rumienił, ale bez przesady... w takiej chwili? I niby dlaczego skoro jego i Tanaj nic nie łączyło!? Biedny Kinalali... jeżeli jego policzki tak reagowały na nawet zwykłe i błahe słowa to co się działo kiedy stawał twarzą w twarz z dziewczyną, która mu się podoba? Albo gdy przychodzi mu porozmawiać o czymś wstydliwym? Nawet gdyby był osobą umiejącą zachować wewnętrzny spokój i opanowanie w każdej niemal sytuacji to to ciało zdradzało go natychmiast podniecając zapewne nieśmiałość albo zażenowanie... chwila...
Przecież on miał teraz TO ciało! No tak... będzie zabawnie. Już czuł, że to dopiero początek upokorzeń jakie ich obu czekają. Choć on już zdążył przeczołgać fizjonomię Lalego po podłodze i jeszcze do połowy rozebrać. A poeta póki co wykonał parę dziwacznych gestów i sprawił, że wszyscy pomyśleli, że zupełnie zwariował. Może i lepiej, że sprawa się wyjaśniła. Łatwiej będzie powiedzieć ,,wybaczcie, że zachowuję się jak dureń, to nie moje ciało" niż udawać, że wszystko jest w porządku i powtarzać ,,wybaczcie, ale od dzisiaj nie jestem normalny". To zaczynało naprawdę go bawić. Jakoś... przerażony był tym w czym się teraz znajdował, ale nie potrafił przestać się uśmiechać. I nie był to już uśmiech paniczny, albo niepewny - szczerzył się po swojemu, szeroko i radośnie, jakby spotkało go coś nadzwyczajnie miłego, choć czuł, że kąciki ust Kinalalego rozciągane były zazwyczaj w nieco inny sposób. Zresztą... wszystko u niego działało inaczej. I coś w tej materii kowala bardzo niepokoiło. Zepchnął jednak tę myśl na tył głowy, nie chcąc się nią niepotrzebnie martwić. Jak będzie miał chwilę po prostu porozmawia z Lalim i wyjaśni parę spraw.
Gdyby miał jeszcze okazję! Nawet kiedy ustawił się już w pozycji pionowej przejście tych paru kroków mogło mu sprawić nie lada problemy. Tymczasem nagle, bez ostrzeżenia w chwili największej ciszy i konsternacji coś upadło na jego odsłonięte, delikatne plecy całkowicie wytrącając go z równowagi (tej czysto fizycznej) i nim zdołał krzyknąć już drugi raz w przeciągu paru minut runął na niespodziewającą się niczego Funcię. Tym razem jednak nie opadał powoli i samoczynnie, tylko pchany przez drugie, nieprzytomne ciało, a takiego nacisku wątła i mała osóbka jaką była Yuumi nie była już w stanie udźwignąć. Upadali po kolei jak kostki domina pchnięte czyjąś pragnącą rozrywki i zamieszania ręką, ale na Yuumi nie miało się skończyć - ta bowiem odruchowo chwyciła za ramię stojącego tuż obok Iliiana pociągając go bezwiednie za sobą.

Cztery osoby w końcu znalazły się na puszystym dywanie - najmniej poszkodowany był chyba zemdlony Lantello, który zapoczątkował całą tą trudną do opisania, karykaturalną scenę. Zamiast przyzwoicie upaść do tyłu, chłopina zachwiał się na nogach i wpadł prosto na Kinalalego, reszta natomiast była już wszystkim znana. Biedny elf - gdyby wiedział jakich miejsc na ciele poety dane mu było dotykać, w życiu nie wybaczyłby sobie, że nie był wtedy niczego świadomy. Obity natomiast ze wszystkich stron kowal o nad wyraz delikatnej w tej chwili fizjonomii aż skrzywił się z bólu, najszybciej jednak ze wszystkich usiadł prosto, by chwycić się za głowę i sprawdzić czy aby na pewno mu nie odpadła. Nie chciałby w taki sposób załatwić Lalego będąc w jego ciele... obawiał się, że stolik stolikiem, ale łba i reszty to już by mu nie umiał naprawić. Funcia uklękła zaraz potem przepraszając Iliiana za to, że tak niefortunnie się go uczepiła. Uznała, że następnym razem powinna stanąć trochę dalej... albo lepiej - bliżej nieporadnego Leo - wtedy będzie miała szansę uchronić go przed upadkiem, a nie stawać się jego ofiarą lub tylko obserwatorem patrzącym na jego kolejną porażkę.
- Wybaczcie, coś nie wyszło - Leo z przepraszającym uśmiechem odezwał się do dwójki, która zamortyzowała jego upadek. - Lant... ej, czy z nim aby na pewno dobrze? - Kowal nie umiał zbyt długo myśleć o sobie i mniej poszkodowanych, nieprzytomny kolega szybko więc zajął całą jego uwagę. Ostrożnie, choć nieco nieporadnie odwrócił go twarzą do góry i - nie mając siły na nic więcej - ułożył go na kawałku rozpływającej się dookoła jego nóg szaty. Szczęście, że całkiem się z niego nie zsunęła, ba! - w takim ułożeniu zasłaniała mu nawet całe nogi! Był to jakiś sukces.

Lantello przebudził się po chwili, nim jeszcze zaniepokojona jego stanem Funtka zdążyła wstać. Gdyby ktoś wylał na niego wiadro z wodą nie ocknąłby się tak szybko jak widząc nad sobą pełne ciepła spojrzenie pochylonego nad nim Kinalalego, którego opadające włosy rzucały cień na jego przepiękną twarz, a bogaty naszyjnik zwisał ze smukłej szyi zwracając wzrok ku nagiemu torsowi...
Elf zerwał się gwałtownie, czując jak serce wali mu jak oszalałe, a ręce drżą.
- Żyjesz! - Leo powitał go radosnym okrzykiem, po czym przytrzymując dłonią szatę przy biodrach podniósł się balansując nieporadnie na długich, chudziutkich nogach, a pomagając sobie przy tym wolną ręką.
- Uprzedzaj następnym razem, proszę cię! - Zaśmiał się szczerze poprawiając po męsku fioletowy materiał, jakby to były spodnie i znowu wyprostował się wypinając do przodu mizerną pierś artysty. - Ale pewnie i tak przeważył ten naszyjnik... mówię ci, gdybym go nie miał to bym cię złapał, a tak o mało - wstyd mi przyznać - nie urwało mi głowy! - Zażartował podnosząc mimo wszystko ręce ku wspomnianej ozdobie. W pół gestu zatrzymał się jednak. Teraz do niego dotarło - nie miał pojęcia jak zdjąć taki naszyjnik! Był za ciasny, aby to zrobić przez głowę... Nieporadnie spojrzał na Kinalalego, ale jakby obawiając się, że ten zabroni mu go ściągnąć postanowił wykorzystać to, że obok kręciła się Miminetta.
- Mogłabyś mi pomóc? - zwrócił ku sobie jej uwagę i prosząco wskazał na misterną ozdobę. Mimi na pewno nie przejmowała się takimi detalami jak to od kogo i po co Kinalali go dostał, ani dlaczego założył go dzisiaj - skoro Lali-Leo to przeszkadzało, to sprawnym ruchem rozpięła ozdobę ciesząc się, że w końcu może na coś się przydać.
- Proś mnie częściej! - Uśmiechnęła się, ale nadal trudno jej było uwierzyć, że to co widzi przed sobą jest prawdą. Kinalali zachowujący się w ten sposób... może nadal był łamagą, ale miał w sobie jakąś iskrę!
Tymczasem Leo najspokojniej oddał naszyjnik Funci i znanym sobie gestem pogłaskał ją po głowie.
- Przechowaj to dla mnie, dobrze? - poprosił. - Albo raczej dla Kinalalego... Wolę mu nie dawać do ręki, jeszcze zgniecie czy coś. - Dobry humor najwyraźniej go nie opuszczał, a nawet zdołał zarazić nim sceptyczną zazwyczaj Yuumiś, która uśmiechnęła się leciutko w odpowiedzi i skinęła głową.
Lantello wgapiał się natomiast w niego pełen mieszanych uczuć. Nie... on uwielbiał zwykłego La'Virottę. Normalnego, wspaniałego La'Virottę znaczy się! Ze wszystkimi jego gestami i całą delikatnością! Tylko dlaczego w takim razie tak zareagował na ciepłe spojrzenie, które nie było jego?
Nie chciał sobie nawet uświadamiać, że teraz to Leo patrzył na niego tymi oczami... że był w tym ciele. ON! Jak... jak to było możliwe? Dlaczego przywłaszczył sobie najwspanialszego poetę chodzącego po tej ziemi!? Dotykał go, rozbierał, wszystko!
I jeszcze kazał Nettcie zdjąć ten wspaniały naszyjnik... brutal.
Znów o mało nie zaczął płakać, ale właśnie uświadomił sobie coś jeszcze straszniejszego. Skoro kowal był tam, to znaczy, że...
Spojrzał przerażony na fizycznego Leo i już nic nie mogło powstrzymać jego łez. Nie myśląc wiele rzucił się ku niemu pełen rozpaczy i uścisnął to niegodne, brudne, ludzkie ciało, w którym tkwił nie mogący nic zrobić, biedny, wrażliwy maie.
- Tak mi przykro! - zaczął szlochać mu w koszulę ściskając ją tak kurczowo, że omal jej z niego nie zdarł. - Ale! - Podniósł ku niemu zapłakane oczy. - Ale na pewno da się z tym coś zrobić! Nie zostawimy cię tak! - zapewnił gorąco, a wszyscy zgromadzeni po raz pierwszy mogli zaobserwować u niego taką szczerą wylewność. Było to tak niespotykane i niecodzienne zjawisko jak Kinalali pełen wewnętrznej męskości albo poetyzujący Leo... czyli w obecnej sytuacji nawet całkiem na miejscu.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Kochana Yuumi - ona jedna w mig pojęła co zaszło między kowalem i poetą, do jakże niefortunnej zamiany między nimi doszło. Rozpoznała ich mimikę, gesty, sposób wysławiania się - to było widać w jej oczach. Cóż za kobieta! Cóż za wspaniała przyjaciółka. Przy niej Kinalali był pewien, że dadzą radę przezwyciężyć trudności. Sam jednak nie myślał jeszcze o tym jak, czy i kiedy uda im się rozwiązać tą sytuację - tyle działo się wkoło, że na rozmyślania tego typu nie starczyło już czasu. Pierwszym małym krokiem na całej drodze prowadzącej ku szczęśliwemu finałowi było przede wszystkim wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Lali starał się co zaszło jak najprostszym językiem, po minach gości wnioskował jednak, że nie osiągnął zamierzonego efektu. Całe szczęście Iliian potrafił powiedzieć prosto to, czego nie potrafił poeta - “zamienili się ciałami”. Te trzy słowa wystarczyły, by na twarzach zgromadzonej śmietanki artystycznej tego miasta pojawiło się najpierw zrozumienie, spowodowane tym, że pojęli nareszcie sens wypowiedzi La’Virotty, a chwilę później konsternacja, no bo jak mogło dojść do czegoś takiego? Przecież do takich przypadkowych zamian dochodziło z reguły w poślednich powieściach pisanych dla nastoletnich dziewczyn, a w życiu coś takiego było o wiele bardziej skomplikowane, choć w istocie możliwe. By jednak osiągnąć taki efekt, należało przeprowadzić odpowiedni rytuał, włożyć w to ogromne ilości energii… A nie w ten sposób: jedno urwane w połowie zdanie i po sprawie? To się nie mieściło w głowie większości zgromadzonych osób. Arillen zaśmiał się nawet głośno, choć gdy dotarło do niego, że to wcale nie jest żart, zaraz odchrząknął i z zażenowaniem w głosie przeprosił.
        Lecz chyba bardziej zaskakujące od samego wyznania poczynionego przez La’Virottę było to, że gdy tylko wybrzmiały jego słowa, Darlantello nawet nie jęknął ostrzegawczo, tylko od razu zemdlał. Kinalali w ciele kowala krzyknął z trwogą, widząc jak elf najpierw przewraca się na jego ciało, które zaś runęło na Yuumi, a ona pociągnęła za sobą Iliiana. Gdzieś z tyłu ktoś - chyba Asayi - zaklął.
        - Och na wszelkich bogów, nic się wam nie stało? - upewnił się La’Virotta. W normalnych warunkach zapewne podszedłby do nich i spróbował zaoferować jakąś pomoc, lecz w tym ciele czuł się jak sparaliżowany. Postąpił kilka niepewnych kroków do przodu i wyciągnął do nich rękę, nie złapał nią jednak nikogo, by przez tą ogromną siłę nie wyrządzić nikomu krzywdy. Iliian jednak nie miał z tym większych problemów. Gdy już udało mu się podnieść do klęczek, pomógł Funtce również pozbierać się z ziemi, po czym złapał Lalego za wyciągniętą rękę i użył jej prawie jak kawałka mebla, nie zważając na to, że poeta nawet nie poruszył palcami i po prostu stał jak kołek. Dobrze, że się zaparł, a nie poleciał jak długi by dołączyć do gramolących się z dywanu osób, bo wtedy z pewnością doszłoby do nieszczęścia i trwałych uszkodzeń ciała. Znowu zresztą poczuł podziw dla potęgi, jaka drzemała w kowalu - tak zupełnie bez wysiłku zrównoważył ciężar Iliiana. Nie, by jubiler był jakoś wybitnie ciężki, jednakże w swojej cielesnej powłoce maie nawet nie próbowałby go podnosić, tylko czując, że zostaje pociągnięty, poddałby się temu ruchowi i przewrócił się się, próbując wyrządzić jak najmniej szkód. Nie ważył zresztą dużo, więc i obrażenia nie byłyby dotkliwe. Co więcej, takie zachowanie bardzo do niego pasowało… Bardziej, niż takie pewne stanie w miejscu. Cóż za dziwne przemyślenia…
        - Funtko, moja najdroższa przyjaciółko, nic ci się nie stało? Nic się wam nie stało? Och, jakże to jest niepojęte, ile nagle niespodziewanych sytuacji nastąpiło z tak zdawać by się mogło mało znaczącego epizodu… Co z Lantem? Cóż się stało, że nagle stracił zmysły?

        Gdy gospodarz sprawdzał, czy z jego przewróconymi gośćmi aby na pewno jest wszystko w porządku, reszta stała oniemiała, jedynie obserwując dalszy rozwój wydarzeń. Chyba bali się wtrącać, by nie potęgować i tak już ogromnego zamieszania. Uważnie jednak obserwowali.
        - Och… - Rye westchnął jakby nagle doznał objawienia i bezwiednie pociągnął za rękaw stojącą najbliżej niego osobę. Była to Paleo, która wraz z drugą, stojącą tuż obok elfią śpiewaczką natychmiast obróciła wzrok w miejsce, w które zapatrzony był mężczyzna.
        - Oddam pół królestwa za kawałek węgla i kartkę - wyznał, patrząc jak urzeczony na nieprzytomnego Lanta i nachylającego się nad nim Leo w ciele Kinalalego. Elf, jak większość artystów, podchodził dość swobodnie do kwestii seksualności, a zastany obrazek wręcz poraził go swoim wyrazem bez względu na to, kto brał udział w tej scenie. Tkanina osłaniająca nogi maie i służąca za posłanie dla nieprzytomnego tłumacza stanowiła niesamowite tło, które wystarczyłoby tylko odrobinę rozszerzyć, by nie musieć już martwić się o kompozycję, a jednocześnie uzyskać efekt tajemnicy przez brak odniesienia do tego, gdzie znajdowały się postacie. Zemdlony Lant wyglądał, jakby spał, a przy tym zupełnie przypadkiem leżał w pozycji otwartej na poetę - jego głowa była lekko obrócona w stronę maie, ba, cała sylwetka była skierowana w jego stronę, a ręka złożona między nimi spoczywała swobodnie na materiale, zwrócona wnętrzem dłoni ku górze, jakby czekała na to, aż spocznie na niej druga dłoń i będą mogły spleść ze sobą palce. Blada skóra La’Virotty jaśniała na tle ciemnej tkaniny, smukłe plecy z wątłymi ramionami i łabędzią szyją mogły tak naprawdę należeć do kobiety. I jeszcze te smukłe ręce, na których się wspierał… Wyobraźnia Rye dopowiedziała mu całą historię i szczegóły, przyszło mu nawet na myśl, że może tak wyglądał Lali ze swoją czarodziejką te setki lat temu. Z tą jedną różnicą, że to on spał, a ona nad nim czuwała. ”Namaluję go jako kobietę… Mam nadzieję, że nie będzie miał mi tego za złe. Ba, że obaj mi wybaczą. Ale jak miałby nie uwiecznić tak pięknej sceny…”, usprawiedliwiał się w myślach Rye. Za kilka miesięcy Lant i Kinalali mieli się bardzo zdziwić.

        Poeta nawet nie próbował powstrzymać westchnienia ulgi, gdy usłyszał, że rudowłosy tłumacz odzyskał przytomność. Lali nawet podniósł ręce do serca, jakby spadł z niego naprawdę ogromny ciężar. Cieszył się, że wszyscy już mniej lub bardziej doszli do siebie - dzięki temu można było się zająć kolejnymi ważnymi kwestiami, a tych nadal było całkiem sporo. Ach, cóż za wieczór, kto by pomyślał, że wyniknie w trakcie niego tyle niespodziewanych sytuacji.
        Kinalali obserwował Leo, gdy ten tak doskonale poruszał się w jego ciele. Odrobina stanowczości jego ruchów nadawała niewątpliwego uroku delikatnej całości… Poeta uśmiechnął się nikle, gdy patrzył na niego i słuchał tych słów - faktycznie, naszyjnik zrobiony przez Iliiana był bardzo bogaty i chyba najcięższy ze wszystkich, które zdarzało się maie nosić, lecz przecież to było dzieło sztuki, piękne i jedyne w swoim rodzaju. Zaszczytem było móc stanowić tło dla takiej sztuki biżuterii, zaś odpowiednie jego wyeksponowanie stanowiło niemałe wyzwanie. By sprostać temu wyzwaniu, Lali nosił do niego szaty, które nie zasłaniały zanadto torsu, bo jego jasna skóra odpowiednio uwydatniała piękno wprawionych w biżuterię kamieni, grę świateł na wygładzonych, wypolerowanych powierzchniach. Zaś materiał okrywający jego ramiona musiał być na pierwszy rzut oka bogaty, dobrej jakości, ale na pewno niezbyt krzykliwy - właśnie takie jednolite tkaniny jak ta dzisiejsza sprawdzały się idealnie. Kolor oczywiście również był nie bez znaczenia, bo pomijając barwy, które w oczywisty sposób gryzły się z paletą barw obecną w naszyjniku, każdy odcień podkreślał inny aspekt tego dzieła sztuki. Fiolet uwydatniał jego elegancję, to widział z pewnością nawet taki laik jak Leo. Gdyby zaś maie wybrał błękit, kwiaty nabrałyby wiosennej lekkości i rześkości, stanowiłyby obietnicę jeszcze odrobinę chłodnego poranka i słonecznych dni, gdy ziemia pachnie nowym życiem, a drzewa zaczynają się zielenić i zakwitać, tak jak jubilerskie pąki najbliżej szyi…
        - Ale jak to… - Kinalali był mocno zdezorientowany skierowaną w stronę Mimi prośbą o pomoc. Przecież naszyjnik na pewno się nie uszkodził ani nie przekręcił, był tak doskonale wyważony, że pozostawał w swoim pierwotnym położeniu albo do niego wracał nawet podczas powietrznych akrobacji, a był przy tym wykonany z tak dobrych materiałów, że pewnie miał trwać jeszcze długo po tym, jak jego twórca i właściciel odejdą z tego świata. Co więc mogło chodzić Leo po głowie? Gdy do poety wreszcie dotarło co ten miał na myśli, aż zabrakło mu słów, a oddech uwiązł w gardle. W jednej chwili na jego twarzy odmalował się żal i niezadowolonie, które mogła uchwycić każda osoba, która patrzyła w jego stronę. Czyli aktualnie nie był to ani Leo, ani Mimi, pewnie również nie Funtka, której kowal tak po prostu wręczył zdjęty z szyi naszyjnik. Poeta nie miał oczywiście nic przeciwko temu, że jego biżuteria została oddana Yuumi na przechowanie, gdyż ufał jej i powierzyłby jej rzeczy o wiele cenniejsze niż jakieś tam błyskotki… Chodziło o coś zupełnie innego.
        Chmurne oblicze poety w ciele kowala prysnęło jak bańka mydlana, gdy nagle ktoś na niego wpadł. Kinalali był przekonany, że to przypadek, bo sam przecież nieraz na kogoś wpadał. W sumie miłym doświadczeniem byłaby taka zamiana ról, gdy to nie on okazuje się być nieuważną niezdarą… A co jeszcze milsze, udało mu się nie przewrócić! Rzecz nie do pomyślenia w tamtym ciele. Jednak ułamek sekundy później maie poczuł obejmujące go szczupłe ramiona tłumacza i od razu zrozumiał, że pomylił się w swojej pierwotnej ocenie. Od razu, bezwiednie, objął elfa - zaskoczyło go przy tym uczucie, jakie towarzyszyło kontrastowi ich sylwetek. Leo miał tak potężne ramiona, że maie zawahał się czy przypadkiem nie zmiażdży nimi Lanta i przez to jego gest był tak delikatny, że prawie niezauważalny. Pogładził go jednak po włosach już bardzo normalnie i naturalnie - takie żarliwe zapewnienia roztopiłyby nawet najzimniejsze serce. Ach, jakże cudowny był to chłopak! Taki czuły, troskliwy, wrażliwy, pomocny…
        - Dziękuję za twe płynące z głębi serca zapewnienia, wiele one dla mnie znaczą - zapewnił szczerze poeta. - Otrzyj łzy, nie jest to coś, nad czym warto płakać, z pewnością poradzimy sobie z tą jakże niespodziewaną i niefortunną sytuacją. Wiedz jednak, że twe wsparcie jest dla mnie nie do przecenienia…
        - No tak… Ale jak chcesz to rozwiązać? - wtrącił się Asayi. - Jak w ogóle do tego doszło? To Berlot was tak urządził?
        - Ależ! - żachnął się momentalnie poeta, ani na moment nie wypuszczając przy tym z ramion Lanta, bo kontakt fizyczny z nim zapewniał mu ukojenie, którego teraz bardzo potrzebował. - To znaczy… Zaprawdę trudno mi orzec, czyją winą jest ta sytuacja i skłonny jestem przypuszczać, jakoby był to nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Berlot z pewnością nie takie zaklęcie chciał rzucić, wszak jakiż byłby w tym jego cel? Jakkolwiek jest on zaślepiony miłością, tak trudno go posądzić o robienie rzeczy aż tak irracjonalnych, gdyż jego frustracje zawsze znajdowały ujście w czystej destrukcji niźli w niemożliwej do okiełznania niepoczytalności…
        - Dobra, dobra! - uciął Asayi. - Rozumiem! Mamy go w takim razie obudzić?
        - Lepiej nie - wtrącił się natychmiast Iliian. - Niech sam dojdzie do siebie. I trochę przetrzeźwieje przy okazji. Tą chwilę wytrzymacie w nieswoich ciałach, prawda? Kinalali? Leo? - zwrócił się z troską do obu zainteresowanych.
        Poeta głębiej nabrał powietrza w płuca. Gwałtownie obrócił głowę w stronę swojego ciała i widać było, że na nowo wzbiera w nim oburzenie, które wcześniej ugasił w nim Lant. Niestety, choć tłumacz nadal był przy Kinalalim, nie zdołał już powstrzymać tej fali goryczy, która w nim wezbrała. Lali objął Lanta za ramiona i odsunął go od siebie. Sytuacja z naszyjnikiem nadal stanowiła dla niego bolesną i jątrzącą się zadrę w sercu - musiał to rozwiązać, bo inaczej nie byłby w stanie się skupić. Podszedł dwa niepewne kroki w stronę swego ciała i wsparł się pod boki. Szkoda trochę, że w jego ruchach było więcej pierwiastka kobiecego niż męskiego - takie zachowanie było uwłaczające dla tego ciała.
        - Z jednej strony muszę się zgodzić z argumentacją Iliiana, gdyż jest ona ze wszech miar logiczna i słuszna, jednakże nie mogę przeboleć tego co robisz z moją cielesną powłoką, w której objęcia przypadkowo trafiłeś. Doprawdy, czyż musiałeś to czynić? Czyż aż takim ciężarem była dla ciebie ta perła kunsztu jubilerskiego, iż pozbyłeś się jej jakby to była stara kapota? Znasz mnie dobrze, powinieneś być świadomy, iż nie było dla mnie miłe to, co uczyniłeś. Nie wspominając już o Iliianie, spod którego obdarzonych niezrównanym talentem dłoni wyszło to arcydzieło…
        - Kinalali, nie mam pretensji o to, że on zdjął ten naszyjnik - wtrącił się Nemorianin, by jakoś załagodzić sytuację, nie osiągnął jednak żadnego efektu. Poeta uniósł dłoń w dramatycznym geście nakazującym mu milczenie i obrócił na niego niezadowolony wzrok.
        - Doprawdy, zdumiewa mnie z jaką łatwością godzisz się z tą sytuacją - oświadczył nie ukrywając goryczy. - To dzieło twych rąk, to część ciebie, twojej wrażliwości i osobowości przelana w materialną formę. A zresztą. - La’Virotta z irytacją machnął ręką. - Dobrze, jeśli takie jest twe stanowisko, nie będę się z nim sprzeczał, wszak każdy z nas obdarzony został inną wrażliwością. Lecz mnie kole to w oczy w sposób, którego nie jestem w stanie przeboleć. To ciało nie bez powodu dostało konkretną formę, nie bez powodu jest odziane w taki a nie inny sposób. Czuję się źle, gdy widzę siebie… ciebie - poprawił się po chwili zastanowienia. - Bez naszyjnika. Czuję się nagi - dodał z wielką emfazą.
        W istocie, gdyby się teraz nad tym zastanowić, Kinalali zawsze przebywając między ludźmi miał coś na szyi, nawet jeśli był to bardzo subtelny łańcuszek z filigranową zawieszką z diamentu rżniętego w kształt łzy. Trudno było przy tym określić dlaczego był tak przywiązany akurat do tej części biżuterii, gdyż nie była to nawet żadna pamiątka tylko szeroka gama najróżniejszych błyskotek, które zmieniał w zależności od kaprysu, a czasami wręcz obwieszał się całymi ich naręczami.
        - Ekhm - chrząknął Iliian, by zwrócić na siebie uwagę zacietrzewionego poety. - Kinalali, bez urazy, ale odnoszę wrażenie, że znalazłeś sobie temat zastępczy, by wyżyć się na bogu ducha winnym Leo. Albo po prostu wyładować swoją frustrację.
        - I oczywiście masz rację! - zgodził się z nim natychmiast Kinalali, popierając słowa odpowiednio gwałtownym wymachem rąk w górę, chociaż jego ton głosu nadal był wzburzony, jakby dążył do kłótni. - Jednakże tylko poniekąd! Nie powinno wszak nikogo dziwić, że nawet mimo swej znajomości magii nie jestem w stanie zachować spokoju albo nakazać sobie uspokojenie się! Duszę się w ciele, które ma tak wyraźne granice, nie znam tego uczucia, jestem wszak dzieckiem wiatru i chmur, ta bezkrytyczna materialność mnie zniewala. I może faktycznie trochę wyolbrzymiam, lecz tak jak do wielu rzeczy nie przywiązuję istotnej wagi, tak brak jakiekolwiek ciężaru na szyi sprawia, że czuję się nieswojo…
        - Ale Kinalali, przecież teraz nawet nie czujesz pewnie tego, co czuje twoje ciało - zbagatelizował sprawę Asayi. - A Leo nie ma na sobie naszyjnika, dobrze widzę?
        - Daj mu spokój - zganiła go nagle Tanaj, wysmykując się spod ramienia swego mentora. Do tej pory stała oniemiała i razem z resztą obserwowała bieg wydarzeń, teraz jednak odzyskała panowanie nad własnym ciałem i poczuła się w obowiązku brać czynny udział w rozwiązaniu kłopotów poety i kowala, nawet jeśli jej rola miała się ograniczyć tylko do obrony przed przytykami Asayiego. Śpiewak jednak nie zamierzał wdawać się z nią w kłótnię i natychmiast odpuścił, mrucząc pod nosem jakieś przeprosiny za nietrafioną uwagę. Cofnął się o krok, a w tym czasie Tanaj - nieustannie na niego łypiąc - podeszła do Leo w ciele Kinalalego. Momentalnie zaszkliły jej się oczy.
        - Przepraszam! - powiedziała łamiącym się głosem. - Nie miałam pojęcia, że to może się tak skończyć. Myślałam, że Berlot prędzej coś zdemoluje niż zacznie czarować. Tak bardzo mi teraz wstyd…
        - Ależ niepotrzebnie, najdroższa Tanaj - wtrącił się natychmiast Kinalali. - Nie mogłaś przewidzieć co uroi się w głowie naszego porywczego rzeźbiarza o sercu gorącym jak pustynny piasek. Była w tym też po części nasza wina. Moja gdyż rozmawiałem z nim na moment przed tym gdy tu weszliśmy i zasugerowałem mu, że może nie być ci miły. Stąd zapewne wzięły się jego oskarżenia i fizyczny atak na moją osobę, który przyznam, zaskoczył mnie, lecz teraz jestem chyba w stanie zrozumieć co też nim kierowało. Dlatego wiedz, że nigdy nie żywiłem i nie chowam do ciebie urazy, uważam, że w tej sytuacji byłaś taką samą ofiarą jak my wszyscy.
        - Pomogę wam z tego wyjść jak tylko będę potrafiła - zapewniła modelka, ocierając zbierające się w kącikach oczu łzy.
        - Miło mi to słyszeć - zgodził się Kinalali.
        - Dobra, ale skoro już wróciliśmy do ciebie, Tanaj - wtrąciła się nagle Sofia. - To powiesz nam w końcu kim jest ten książę z bajki, dla którego rzuciłaś Berlota? Nic nam nigdy o nim nie mówiłaś! - dodała z pretensją w głosie.
        Widać było, że modelka nagle zupełnie straciła rezon. Chyba liczyła, że przez to zamieszanie nie będzie musiała wracać do tematu swoich uczuć i jakoś to się rozejdzie po kościach, teraz jednak wpatrywało się w nią wiele par oczu złaknionych odpowiedzi, a co najgorsze wśród tych par były również te należące do Bassara - on dobrze, że nie powiedział na głos “No, moja droga, czekamy. Chcę poznać nazwisko tego mężczyzny, by móc mu je wykuć na nagrobku po tym, jak go dopadnę”, bo właśnie taką minę miał w tym momencie.
        - To Samuel Vier - wyznała w końcu zapędzona w kozi róg rzeźbiarka. W tym momencie część osób zgromadzonych u Kinalalego zaczęła kiwać ze zrozumieniem głową, część osób nadal nie wiedziała o kogo chodzi, a część wyglądała na oburzoną. Poeta uśmiechał się ciepło do dziewczyny, bo to nazwisko było mu doskonale znane i na dodatek nagle wszystko stało się dla niego jasne, włącznie z tym dlaczego tyle czasu wzbraniała się z ujawnieniem swoich uczuć. Bassar też wiedział o kogo chodzi, lecz on był zdecydowanie niezadowolony.
        - To ten typek co mieszka nad tobą - oświadczył lodowatym głosem. - Stary kawaler, dużo starszy od ciebie, strażnik miejski o ile mnie pamięć nie myli. Nawet nie potrafi pisać!
        - Ale jest uprzejmy, szarmancki i opiekuńczy! - Tanaj zaraz wzięła w obronę swego ukochanego. - I zaradny! Jak dzieciaki wybiły mi szybę piłką, to on sam wstawił mi nową. A jak rozpadło mi się krzesło, to on je pozbijał z powrotem, też sam, nawet nie chciał nic w zamian! Nie jest może oczytany…
        - Przystojny też nie - mruknęła kąśliwie jedna z elfek, ale trudno było orzec która.
        - I bogaty - dokończyła modelka nie przejmując się tą uwagą. - Ale ma taki charakter, którego próżno szukać u większości mężczyzn. Wiedziałam, że tego nie zrozumiecie, dlatego niczego wam nie mówiłam! - dodała już krzykiem.
        Kinalali był tak poruszony jej wyznaniem, że aż zaszkliły mu się oczy i musiał zasłonić usta, by nie wzdychać. Zaraz jednak odrobinę się opanował i przytulił do siebie modelkę, składając jej gratulacje.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Trochę trudno było przejść do porządku dziennego po tym co się stało - wszak najważniejsza sprawa nadal nie została rozwiązana, a wręcz kłopoty z nią związane miały dopiero na dobre się zacząć. Sprawa z naszyjnikiem tylko to potwierdzała. Trudno było Yuumi pojąć jak w chwili takiej jak ta Kinalali mógł nie tylko skupić się na takim zdawało by się nic nie znaczącym szczególe, ale i przeznaczyć nań większą część swoich ostatnich wypowiedzi; a te jak zawsze były niezwykle bogate i głęboko nacechowane emocjonalnie. Z drugiej jednak strony malarka jego oburzeniem nie była specjalnie zdziwiona - większy szok wywołało w niej to, że Leo i Mimi bez namysłu zrobili to co tak zdruzgotało poetę - dla niej oczywistością było, że maie ma na szyi jakąś ozdóbkę (a w tym przypadku zdecydowanie nie byle jaką) tak jak to, że mówi doprawdy niezwykłym językiem oraz wykonuje prawdziwie kobiece gesty. Jednak z chwilą kiedy Leo znalazł się w jego kruchym, acz pięknym ciele oba te zjawiska momentalnie zniknęły - czemu więc miałaby się ostać akurat ta jedna ozdoba? Kiedy dziewczyna zaczęła się nad tym zastanawiać dotarło do niej, że wisiorek nie miał prawa pozostać na miejscu - po prostu musiał zniknąć tak jak i reszta czynników (za wyjątkiem samego ciała), które sprawiały, że Kinalali był właśnie Kinalalim. I mimo pierwszego szoku pojęła w mig zachowanie Leo - jako prosty mężczyzna, wychowany w kulturze, w której nie przyjęło się, by silniejsza płeć nosiła ozdoby oraz wierny wyznawca roboczego i bynajmniej nie eleganckiego ubrania musiał czuć się z naszyjnikiem Iliiana jak pół dziki kot, któremu nagle założono obrożę. Znalazłszy się w obcym ciele - zupełnie nowym środowisku - musiał być skrajnie zdezorientowany i choć zachowywał się w miarę racjonalnie i dobrze nad sobą panował, to jednak podświadomie starał się jakoś nowe okoliczności do siebie dopasować. Wątłe ramiona uwolnił spod zwałów ciężkiej tkaniny aby odzyskać swobodę ruchów; naszyjnik zdjął także nawet się nad tym nie zastanawiając. Nigdy nie nosił niczego takiego, a teraz nagle jego tymczasowa, smukła szyja uginała się pod najbardziej ozdobnym z naszyjników z kolekcji maie. Funcia była pewna, że sama by go zdjęła gdyby była na miejscu Leo - inna spawa, że ona naprawdę dobrze znała poetę i pewnie w połowie tego jakże brutalnego aktu odpięcia łańcuszka zreflektowałaby się i postanowiła jednak zostawić ozdobę na miejscu.
W chwili gdy Kinalali prawił zupełnie ogłupiałemu kowalowi kazanie Funcia stanęła tuż obok i chwyciła Leo za rękę w pokrzepiającym i chyba nawet nieco opiekuńczym geście - jego mina wskazywała na to, że nie rozumie co najmniej połowy wypowiedzi poety, a przez drugą zastanawiał się co zrobił, że aż tak go zdenerwował. Gdyby się przyjrzeć można było dostrzec na jego obliczu prawdziwy popłoch - jego naturalne rysy lepiej to ukrywały, jednak delikatna twarz La'Virotty nie stanowiła takiej przesłony - była raczej jak płótno, na którym żywo malowały się kolejne emocje; teraz zaś mieszały się ze sobą przestrach, niezrozumienie, rozbawienie i dezorientacja. Rozbawienie chyba dlatego, że rosłe ciało kowala puszczone w ruch przez poetę sprawiało nieco komiczne, a nieco karykaturalne wrażenie. Nie dało się jednak ukryć, że pogodna zazwyczaj buźka, teraz spowita w smogu pretensji i dziwnej złości była nieco straszna i miała w sobie jakiś napastliwy ogień. Może dlatego Leo nawet kiedy się gniewał starał się nie wyglądać aż tak chmurnie i marszczył brwi w charakterystyczny - rozluźniony - sposób, czego Kinalali teraz nie uczynił.
W innych okolicznościach Funcia pewnie stałaby w takiej chwili u boku poety, którąkolwiek stroną konfliktu by nie był - czy tą, która ma pretensje, czy tą, do której są one skierowane. Teraz jednak w widoczny sposób trzymała się bliżej jego ciała, a tym samym i Leo - była to jedna z chwil kiedy intuicja kierowała jej ruchami, a ona postanowiła się jej słuchać. Kiedy miała jakieś przeczucia odnośnie swojego przyjaciela zazwyczaj lepiej było się im nie przeciwstawiać; czuła, że wbrew wszelkim pozorom mniej stabilną w tym momencie jednostką jest będący w posiadaniu tego wrażliwego ciała kowal, choć nie umiała jeszcze uzasadnić tej tezy żadnymi logicznymi argumentami.
Przez większą część czasu milczała słuchając zarówno co mówi Kinalali jak i reszta zgromadzonych - sama była na tyle skołowana, że nie czuła się na siłach by wtrącać jakieś uwagi, zwłaszcza, że nigdy tego nie robiła bez uprzedniego ich przemyślenia - a w tej chwili myśli kłębiły się w jej głowie tak wściekle i bezładnie jak stado ogłuszonych nietoperzy, nie dając się w ogóle okiełznać. Jednak mimo że nie była w stanie powiedzieć słowa to nadal mogła się poruszać - gesty, które wykonywała były raczej subtelne i słabo dostrzegalne - kierowane właściwie tylko w stronę tych dwóch nieszczęśników, ale i reszta mogła je dostrzec gdyby bardzo im na tym zależało.
Gdy poeta wypowiadał kolejne zdania, niejako atakując Leo, mina dziewczyny z wystraszonej zaistniałą sytuacją zrobiła się poważna - wręcz sroga. Spojrzała na przyjaciela surowo i jakby z naganą, a jej palce mocniej zacisnęły się na dłoni kowala - delikatnie wysunęła się przed niego jak gdyby chciała ich od siebie odgrodzić. Rozumiała przyjaciela, ale czuła, że to najmniej odpowiedzi moment na kłótnię - zwłaszcza tego rodzaju. Wtrącenie Iliiana uznała za jak najbardziej słuszne - zresztą sam Lali nie ukrywał, że Nemorianin ma po części rację.
W końcu nastał moment kiedy uznała, że sama może się odezwać, ale wtedy znów w środku akcji pojawiła się Tanaj - Yuumiś właściwie w ogóle to nie przeszkadzało - z cichym zainteresowaniem obserwowała modelkę, która była w jej oczach jednym ze sprawców tego zamieszania; jednak jej wyraźna skrucha wypędziła z głowy malarki negatywne przemyślenia na temat jej osoby. Kinalali także uspokoił się wyraźnie i zupełnie zmienił nastawienie odpowiadając na przeprosiny kobiety.
Zresztą w chwilę potem nie tylko jego nastawienie uległo zmianie - oniemiałe do tej pory osoby odzyskały panowanie nad własnym językiem, za to straciły kontrolę nad ciekawością - i tak w oka mgnieniu to Tanaj znalazła się w centrum zainteresowania. Funcia została blisko, tylko dlatego, że nie za bardzo dokąd miała się wycofać - poza tym za punkt honoru obrała sobie czuwać nad Kinalalim i Leo, choć pewnie nie była wcale najbardziej kompetentną do tego zadania osobą. W końcu to ona odwróciła wzrok kiedy na scenę wkroczył Berlot - to ona usilnie patrzyła w sufit i na ściany kiedy poeta i kowal mieli kłopoty. To ona nie usłyszała nawet połowy słowa z zaklęcia, które rzucał zmiennokształtny. Choć nadal sądziła, że jej postępowanie było jak najbardziej racjonalne to nie mogła sobie wybaczyć, że nie stanęła bliżej, że nie przyglądała się temu wszystkiemu - po prostu stchórzyła. Ale... co innego miała zrobić? Nie posiadała ani siły, ani mocy zdolnej uspokoić Berlota... odpowiedniego charakteru i charyzmy także jej brakowało. Nie mówiąc już o wiedzy na temat całego zdarzenia i relacji, które łączyły zainteresowanych. A odwróciła się, bo nie chciała patrzeć na coś na co nie miała żadnego wpływu, a angażowało bliskie jej osoby. Teraz wiedziała, że był to poważny błąd. Albo raczej czuła, bo rozum nadal mówił jej, że dobrze zrobiła. Jednak jeśli naprawdę by tak było nie trawiłby jej wyrzuty; powinna być tuż przy nich - tuż przy Kinalalim. I choć ostatecznie była pierwszą osobą, która znalazła się u jego boku (a właściwie u boku jego ciała) to słuszniejszym by było, gdyby znajdowała się w pobliżu od samego początku. Dlaczego musiała być taką panikarą i ostatnią niedojdą kiedy zaczynało się robić gorąco?

To ciało było straszne.
Choć właściwie nie tyle straszne było samo ciało co fakt jak niepraktyczne i ulotne wydawało się kowalowi. Od samego początku miał pewne problemy z opanowaniem go - było lekkie, słabe i w pewien sposób... niepokojące. Nie umiałby tego lepiej opisać - po prostu czuł się w nim niepewnie - tak jakby miał się rozpłynąć... jakby wystarczył podmuch aby to żywe naczynie, w którym się znajdowało rozpadło się na kawałki. Ale to przecież nie było możliwe? Tak, to na pewno tylko takie wrażenie...
Zresztą Leo miał niedługo przekonać się o jeszcze jednej właściwości jaką posiadała cielesność Kinalalego (oraz cała jego reszta) - i nie miało być to coś co mu się podoba.
Przez większość czasu czuł się całkiem dobrze i nawet zachowywał się dość swobodnie. Co prawda wcale nie chciał latać wśród tylu artystów z gołym torsem (tym bardziej, że w tej chwili jak patrzył na siebie widział bladą glistę, więc nie to czym się można pochwalić), ale o jakąś koszulę miał zamiar poprosić Kinalalego jak tylko sytuacja przestanie być tak napięta i nieznośnie niezrozumiała... choć szczerze mówiąc nie był pewny czy poeta takową posiada. Koszulę. Albo cokolwiek innego; wszystko byłoby lepsze od tej kotary, którą miał teraz przewiązaną wokół pasa.
Tak czy siak kiedy za dużo nie myślał (a to całkiem nieźle mu wychodziło) mógł się spokojnie uśmiechać i nawet zająć się w pierwszej kolejności zemdlonym Lantem, a dopiero potem martwić się o siebie. I była to postawa dla niego typowa i bardzo dobrze mu znana. Wszystko jednak zaczęło się zmieniać kiedy zdjął ten nieszczęsny naszyjnik... pierwszą falę goryczy poety powstrzymał właśnie tłumacz, który nadal był chyba najbardziej roztrzęsiony ze wszystkich zebranych, ale druga uderzyła w kowala z niestłumioną siłą. Nie była to wielka awantura... ale zdania, których używał Kinalali były takie długie i ciężkie... Leo długo nie mógł zorientować się co tak rozdrażniło gospodarza, ale Lali nie umiał dostosować stylu wypowiedzi do jego możliwości. Dodatkowo młody kowal zaczynał czuć się naprawdę dziwnie... poeta wcale nie był jakoś specjalnie niemiły - wręcz przeciwny, każdy chyba życzyłby sobie, aby kłócono się z nim w ten sposób w jaki on to czynił. I choć Leo (kiedy już stało się dla niego jasne czym zawinił) chciał się zwyczajnie, przepraszająco uśmiechnąć, unieść delikatnie ręce i powiedzieć "spokojnie", a potem wyjaśnić całą sprawę, to nie mógł. Zupełnie nie wiedzieć czemu zaczynał czuć pustkę w głowie - jakby jego myśli przesłaniała czarna, pochłaniająca go mgła - mina poety, potęgowana przez jego własne rysy twarzy wydawała mu się groźna i dzika. Czuł niezadowolenie bijące od postaci Lalego, jego żal i pretensje skierowane w swoją stronę i to wszystko zaczynało go jakoby dusić... nie słyszał już zwyczajnych zdań; czuł tylko bijące od nich emocje. Było to bardzo przykre doświadczenie i przerażało kogoś kto zawsze skupiał się raczej na logicznej treści niż przekazie emocjonalnym, którego w większej części po prostu nie dostrzegał. Nie mógł zrozumieć dlaczego nie słyszy tych słów, a zamiast tego zaczynają się pod nim uginać kolana; gardło ścisnęło mu się boleśnie i czuł, że serce łomocze w jego wątłej piersi w jakiś nieokiełznany sposób. Przecież... przecież nic się nie działo. To tylko naszyjnik... to tylko kulturalna, choć bardzo emocjonalna wypowiedź Lalego... przecież nic złego się nie dzieje... więc dlaczego?
Czuł, że łzy zaczynają napływać mu do oczu i niechybnie rozpłakałby się tam na miejscu, gdyby nie ciepły uścisk dziewczęcej dłoni, który promieniował czymś dziwnie kojącym na całą jego rękę, a potem dalej - na barki, żebra i szyję aż rozprzestrzenił się po niemal całym jego rozdygotanym ciele. Czuł, że nie stoi o własnych siłach - tylko opiera się na tej małej dłoni. Jednak nie w sensie fizycznym i to też było nieznane mu zjawisko - po prostu czuł, że Yuumi go utrzyma; że przy niej wszystko będzie dobrze. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się myśleć w ten sposób. Lubił Funcię i zdarzało się, że mieszkał z nią i jej dziadkiem... ale nigdy nie potrzebował jej wsparcia. I nigdy by nawet nie pomyślał, że mógłby ją o nie poprosić - była tylko "małą księżniczką starego Terotto"... dobrze, nie dyskutował z nią w wielu kwestiach i szanował, a także i nieraz się jej słuchał, ale żeby spojrzeć na nią jak na swoją tarczę albo podporę? A jednak teraz miał żywą ochotę się za nią schować, wtulić twarz w jej plecy i odciąć się od wszystkiego co się wokół działo. Kiedy to do niego dotarło otrząsnął się nieco. W końcu na powrót zaczął wszystko odbierać normalnie - uspokajał się, a racjonalność znowu stała się jego sprzymierzeńcem. Dobrze...
- P-przepraszam? - Spróbował odezwać się do La'Virotty, obdarowując go swoim skruszonym uśmiechem, nadal jednak nie udało mi się w pełni pojąć sensu robienia takiej sceny o naszyjnik, więc zrobił to nieco niepewnie. Nie mówiąc o tym, że czuł się teraz bardzo nieswojo, choć próbował to jakoś zatuszować wspierając się mentalnie nerwowym ściskaniem dłoni Yuumi. Teraz tylko ta jedna jego ręka zdradzała jakie emocje w nim siedzą - reszta odprężyła się i wyglądała tak bezmyślnie swobodnie jak zazwyczaj.
Zaraz też dostał zupełnie nowy bodziec, dzięki któremu mógł skupić swoją uwagę na czym innym niż swoje wnętrze, do którego raczej nie lubił wnikać - kiedy Tanaj zaczęła go przepraszać poczuł, że znów jest sobą.
- Nic się nie stało, naprawdę. - Uśmiechnął się pokrzepiająco. - Grunt, że jesteś cała; w końcu o to nam chodziło - dodał zadowolony, że jej nie zawiódł. To co się stało z nim i Lalim to już drugorzędna sprawa... pytanie jak zareaguje Berlot kiedy już się obudzi? Kowal trochę się martwił jak rzeźbiarz przyjmie z powrotem świadomość ostatecznej odmowy, którą dostał i co postanowi zrobić. Zresztą następne słowa Tanaj, która została przez resztę nieźle przyciśnięta do muru też na pewno nie będą dla niego miłe jak już i do niego dotrą - choć na Leo robiły raczej pozytywne wrażenie. Właściwie to po prostu cieszyła go świadomość, że prosty, niebogaty i nieoczytany człowiek ma szansę nawet u takiej wyrafinowanej dziewczyny jeśli tylko ma odpowiednie cechy charakteru - krótko mówiąc on też się do takowych zaliczał, więc to jakoś go pokrzepiało. Choć jak tak sobie pomyślał, to skoro Yuumiś wróciła może można by było tak wznowić naukę pisania? Młoda męczyła go tym w wolnych chwilach kiedy była u dziadka i przynosiło to całkiem pozytywne efekty - choć podpisać umiał się już wcześniej. I nieraz robił to i za starego Terotto... jednak z biegiem czasu dostrzegał coraz więcej korzyści płynących z posiadania takiej umiejętności i choć nie przeznaczyłby ani grosza na lekcje, ani nie poświęciłby na to czasu jaki mógłby oddać na rzecz swojej pracy, to w czasie przerw w robocie i tak przeważnie siedział z Yuumi przy jednym stole - a ona zawsze cieszyła się kiedy mogła go czegoś nauczyć. Więc chyba warto było z tego skorzystać.

Darlantello zaś oddałby niemal wszystko co było w jego posiadaniu, żeby otrzymać od La'Virotty serdeczny i szczery uścisk. Nigdy nawet o tym nie marzył - samo to, że mógł zajmować się jego wierszami, studiować je, rozbierać na części składowe, zaglądać w utajone przesłanie, tłumaczyć i szerzyć jego słowo po świecie było dostateczną nagrodą i wszystkim co było mu potrzebne, by czuć spełnienie po każdej napisanej na nowo linijce. Tymczasem dzisiejszego wieczoru, na przyjęciu na cześć małej towarzyszki Poety nastąpił dla niego prawdziwy przełom - dostał pozwolenie, aby częściej zjawiać się w domu swojego ukochanego guru, a także... nawet mówić mu po imieniu! Był tak zachwycony, że nawet wdał się nie tylko w rozmowę, ale i żywą dyskusję ze swoim mistrzem (który chyba nie był jednak świadomym tego tytułu). Potem zaś...
Przeżywał załamanie.
Nie wiedział co ma o tym myśleć - cieszyć się i radować czy zachować bezpieczny dystans? Wylądował w ramionach La'Virotty już dwa razy (właściwie to raz na jego kolanach...), miał z nim dziś tyle fizycznego kontaktu, że starczyłoby mu na całe życie (gdyby nie to, że odezwała się w nim chciwość wielbiciela) i po prostu nie mógłby prosić o więcej... a jednak czuł przerażający niedosyt. Męczyła go wszechogarniająca świadomość, że za pierwszym razem - kiedy na niego upadł, to upadł "tylko" na ciało, które teraz było w posiadaniu Linneusza... (niegodny! Jak śmiał wchodzić w Kinalalego!?)... zaś za drugim razem choć gorący uścisk niewątpliwie pochodził od poety to jego wykonawcą był kowal. Co prawda Lantello przytulił się do niego pierwszy - opanowany emocjami, strachem... chęcią pocieszenia najwspanialszej istoty chodzącej po ziemi, która musiała teraz ścisnąć się w ciele prostego, grzesznego człowieka... ale nadal - to nie ramiona Kinalalego objęły jego wątłą postać... jednak czy dusza nie liczyła się bardziej? Poeta ŚWIADOMIE przycisnął go do (nie swojej) piersi i być może... być może gdyby był w tej chwili w swoim ciele uczyniłby to samo? Te myśli napełniały elfa nieopisaną błogością - bezwiednie wtulił się w lnianą koszulę kowala bezmiernie radując się tym, że obejmuje go sam Kinalali i jednocześnie płacząc w duchu, że nie robi tego CAŁYM sobą. Jednak za nic nie odsunąłby się teraz od ciała blondyna - może dlatego, że dusza Lalego za mocno go przy nim trzymała, a może, bo w dotyku okazało się całkiem przyjemne? Takie silne, ciepłe i perfekcyjnie wręcz ukształtowane...
Choć do ideału jaki osiągnął Kinalali dużo jeszcze Leo brakowało.

W końcu wszyscy usłyszeli jaki z kolei ideał upatrzyła sobie Tanaj. Trudno było opisać miny wszystkich zebranych - tak różne odczucia to wyznanie w nich obudziło. Jednak do grona osób podekscytowanych i ucieszonych nowiną z całą pewnością można było zaliczyć Miminettę. Ta tylko czekała na coś takiego - w końcu miała okazję znowu wtrącić się do rozmowy nie posądzana o próby przeszkadzania chłopakom w rozwiązywaniu ich "małego problemu". Na magii się niezbyt znała i nie umiała nic im doradzić - a tym samym musiała ograniczyć (choć bardzo niechętnie) swoje komentarze. Teraz jednak podmiot dyskusji zmienił się na taki, że mogła znowu pracować na pełnych obrotach i dać upust swojej na nowo nagromadzonej energii, która doprawdy nie wiadomo skąd się brała - ale zawsze było jej tak dużo, że mogła przyprawić o zawrót głowy co najmniej trzy stojące dość blisko osoby - bo Miminetta zwyczajnie się na nie rzucała.
- GRATULACJE! - Tym razem ofiarą tej prawdziwej lwicy w ludzkim ciele padła piękna Tanaj - przytulona od tyłu silnymi ramionami malarki nie miała szans na ucieczkę, czego niektórzy mogli jej zazdrościć (chyba tylko niektórzy mężczyźni), a inni szczerze współczuć.
- Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej!? Odwiedziłabym was! - zapewniła Mimi wtulając policzek w ułożone włosy dziewczyny. - Kochana, ale ty masz farta - same najlepsze sztuki! No niemal ci zazdroszczę! - mówiła szczerze, co mogło niektórych zdziwić jeżeli brało się pod uwagę fakt z jakimi młodzikami zazwyczaj brunetka się spotykała. - Chciałabym mieć takiego... ale oczywiście ten jest twój. I tak na pewno by cię dla mnie nie zostawił - zażartowała lekko, całując ją głośno w policzek. - Mam nadzieję, że zaprosicie mnie na ślub!? Proszę Tanuś, nie rób mi tego - nie możesz mnie nie zaprosić! - krzyknęła nagle niemal przerażona, odsuwając się od pleców ofiary, by błyskawicznie znaleźć się tuż przed jej nosem i łapiąc ją za ramiona spojrzeć jej głęboko w oczy - Mam nadzieję, że planujecie ślub? Oświadczył ci się? - zapytała poważnie, jakby sprawdzając, czy aby na pewno ten gość jest dla niej odpowiedni, choć tak naprawdę wcale w to nie wątpiła.
- Netta, daj jej już spokój. - Nagle do akcji wkroczył Lant, który jako jedyny chyba mógł przynajmniej do pewnych granic opanować tą dziką kobietę. - Zaraz ściśniesz ją tak mocno, że biedny Vier będzie miał dwie ukochane... - westchnął ciężko, jak zwykle zmęczony jej nazbyt porywczym zachowaniem. Nie zebrał w sobie jednak dość odwagi by samemu pogratulować Tanaj... Nawet nie wiedział czy aby na pewno jest tu czego gratulować. Niejedna kobieta miała kochanka, niejedna miała męża... gratulować im będzie wtedy jak ujdą cało z rąk Berlota.
Lant niestety nie miał szczęścia i jak na ironię momentalnie dostał się w łapy Mimi, która nie przepuszczała żadnej okazji, żeby w odwecie za najmniejszą choćby uwagę porządnie go wytarmosić. Tak czy siak Tanaj tym sposobem została na dobre uwolniona - przynajmniej od tej jednej dziewczyny, a obecnie było ich tu znacznie więcej...

W zamieszaniu Funcia odciągnęła o dwa czy trzy kroki do tyłu Kinalalego i Leo - mieli pewne sprawy do załatwienia. Choć i ona zarejestrowała (nawet z pewnym uznaniem) to co mówiła Tanaj, to dopytywanie jej o szczegóły w żadnym razie nie było jej priorytetem. Aczkolwiek nawet ona znała tego człowieka - pana Viera - i sądziła, że razem z modelką będą tworzyć naprawdę przemiłą parę. Choć musiała przyznać, że nie do końca tego się po Tanaj spodziewała... chyba była zbyt naiwna w swojej ocenie. Niemądrze z jej strony; uśmiechnęła się lekko na tę myśl. Jeszcze wielu rzeczy musiała nauczyć się o ludziach...
- Kinalali. - Nim przeszła do rzeczy nieco nieśmiało odezwał się Leo, nadal niepewny jakie odczucia względem niego będą dominować u poety - Jeśli chodzi o ten naszyjnik... - zaczął, ale urwał jakoś nie mogąc znaleźć w odmętach mózgu drugiej części zdania. Wyręczyła go Yuumi.
- Leo nie myślał co robi zdejmując go. - zaczęła tłumaczyć kowala. - Nigdy nie nosił biżuterii, więc zrobił to odruchowo... i nie dziw mu się, to jest jeden z najbardziej ozdobnych i ciężkich naszyjników jaki posiadasz - dodała patrząc Lalemu w oczy jakby prosząc, by nie gniewał się już na mężczyznę. - Chodź, znajdziemy mu jakiś mniejszy, skromny... taki na pewno będzie mu mniej przeszkadzał, prawda? - Spojrzała na znowu nieco osłupiałego Leo, który bez namysłu pokiwał głową. Po raz pierwszy Yuumi zachowywała się tak zdecydowanie wobec niego... choć nie - zachowywać potrafiła się i bardziej stanowczo, ale wcześniej zawsze robiła to z jakąś cichą pokorą. Patrzyła na niego jakby przestraszona, albo spuszczała wzrok - tak jak robiła wobec wielu innych osób. Jednak jej obecne spojrzenie było od tamtego diametralnie różnie - normalnie pewnie by tego nie spostrzegł, ale obecnie przeszywało go tak, że nie mógłby go przegapić. No i ta mina... nagle postarzała się w jego oczach o jakieś dziesięć lat - a on poczuł się jak bezradne dziecko. Chyba będzie się musiał za siebie porządnie wziąć jeżeli nie chce skończyć jako największe obciążenie dla tego towarzystwa - musi dać z siebie wszystko!

- Moje "dziecię wiatru i chmur"... jesteś nieznośny - stwierdziła Funtka z uśmiechem, idąc z Lalim wybrać kowalowi jakąś lżejszą ozdobę i przy okazji odłożyć tą, którą dostała na przechowanie; niewygodnie się ją cały czas trzymało w ręku, a w swojej nowej sukience Yuumi nie miała kieszeni.
Nie wyglądała na zirytowaną jak wtedy, kiedy Lali wypowiadał dość pompatycznie i głośno to co mu leżało na sercu wobec Leo. Właściwie to w miarę jak odchodzili od zgiełku, który rósł wokół modelki wyciszała się i odprężała - puściła też rękę poety, za którą do tej pory prowadziła go, jakby przejście samemu przez długość pokoju było ponad jego możliwości.
- Nie denerwuj się tak więcej, dobrze? - poprosiła łagodnie odwracając twarz w jego stronę. - Myślę, że teraz jak nigdy powinniście spróbować siebie zrozumieć... - Przygryzła wargi, gdyż dotarło do niej, że to co chciała powiedzieć dalej zawierać miało odniesienie do przedziału czasowego ich zamiany, którego jednak nie umiała określić. Przypomniało jej to jak bardzo jest bezradna i nie może im właściwie w ogóle pomóc. Tym razem jednak zamiast posępnieć postanowiła wesprzeć przyjaciela przynajmniej tym, że nie będzie musiał się o nią martwić:
- Jak się czujesz w tym ciele? - zapytała płynnie zmieniając temat. - Bardzo gryzie? - zażartowała, faktycznie jednak będąc ciekawa czy maie jest w stanie choć w pewnym stopniu przyzwyczaić się do takiej zmiany. Zastanawiało ją jednak coś jeszcze...
- Chciałam powiedzieć to wszystkim, ale... lepiej nie przypominać Leo o twoich umiejętnościach. W ogóle o rasie. Dobrze, że był tak zdezorientowany przy twoim monologu, że się na tym nie skupił... ale myślę, że zamiana w twoją stronę jest dużo łatwiejsza. - Spojrzała na niego poważnie. - Dostałeś ciało, które ma swoje wyraźne granice i nie musisz specjalnie się nim przejmować... ale nie chcę myśleć co stanie się z Leo jak dotrze do niego, że nie tylko panujesz nad wiatrem, ale i potrafisz zmieniać swoją formę... dla kogoś takiego jak on to nie do pojęcia... mam wrażenie, że jeśli się dowie to może zupełnie stracić głowę - przyznała, teraz już nie ukrywając tego jak bardzo się martwi. - Nie wiem co się stanie jak osoba bez zmysłu magicznego zrozumie, że jej ciało z samej swojej natury ma takie właściwości.
Skończyła i zastanawiała się co może powiedzieć więcej. Chciała teoretycznie zapytać czy Lali zapamiętał jakieś słowa z zaklęcia, które rzucał Berlot, czy ma pomysł na to jak rozwiązać tę sprawę albo do kogo się zwrócić, gdyby Berlot nie umiał tego odwrócić... ale chwilowo jakoś nie miała ochoty żadnego z tych pytań zadawać. Chciała najpierw zająć się najprostszą sprawą - naszyjnikiem dla Leo.
- Och. - Przypomniało jej się. - Odłożysz? - poprosiła podając Lalemu ciepłą od jej dotyku, kunsztowną ozdobę, o której już niemal zdążyła zapomnieć.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Jak słusznie zauważył Iliian, awantura o naszyjnik nie była wcale tego warta i maie doskonale zdawał sobie z tego sprawę, lecz w tej małej scenie złości skumulował cały swój żal i frustrację wynikłą z tej zamiany ciał. Czuł się źle, czuł się bardzo źle. Dusił się w tej zbyt materialnej powłoce, odarty ze swojej zwiewności, delikatności i - nie bójmy się tego słowa - piękna. Mógł się naprawdę zamienić ciałami z dowolną kobietą na sali i czułby się z pewnością lepiej niż teraz. Na dodatek cała ta sytuacja go przerażała - łatwo ulegał zmiennym nastrojom i teraz naprawdę od wybuchnięcia płaczem powstrzymywało go chyba tylko to, że był właśnie w takim potężnym, silnym ciele, które wstyd mu było kalać łzami. Ale bardzo by mu to ulżyło. Co więcej, czuł się tak źle, że był w stanie wyprosić swoich gości, lecz w tym zaś przeszkadzała mu opinia dobrego gospodarza, który nikogo za próg nie wyrzuca. Chciał być sam, poużalać się trochę - czy też wręcz trochę bardzo - nad sobą, ubrać swoje żale w jakąś ładną krótką formę literacką, która pewnie nie ujrzałaby później światła dziennego tylko zniknęła gdzieś na dnie szuflady, zapalić fajkę opium i może dopiero wtedy próbować rozwiązać tę sytuację… Ale nie mógł tego zrobić,nie mógł tak uciec. Ach, cóż za szkoda. Jego nerwy naprawdę były już w strzępach, tyle stresu przeżywał tego wieczora. Jak nic odbije się to na jego twarzy, rano na pewno będzie miał worki pod oczami i popękane naczynka. Oby się tylko nie rozpłakał, bo wtedy wstyd będzie wychodzić z domu…
        Lali zwrócił uwagę na mimikę Leo w swoim ciele dopiero, gdy było już za późno i wylał na niego wszelkie swoje żale. Dostrzegł te wszystkie negatywne emocje, ze stresem i bardzo osobliwą rozpaczą wynikającą z braku zrozumienia na czele i… zrobiło mu się głupio. Nie myślał, że kowal zostanie tak dotknięty jego słowami. W tej skrajnie niemożliwej do przewidzenia sytuacji maie zatracił swoją ponadprzeciętną zdolność odczytywania ludzkich emocji. A nim zdołał zebrać myśli, by przeprosić i jakoś załagodzić sytuację, do akcji wkroczyła modelka będąca zarzewiem tego chaosu i młyn wydarzeń ruszył dalej, nie czekając na grzeczności.

        Stwierdzenie, że Tanaj była zdezorientowana byłoby stanowczo zbyt słabe. Nagle jakiś tuzin osób rzuciło się ku niej, by komentować, gratulować, dopytywać i wysnuwać wnioski na temat jej związku z Samem, a ona słyszała tak naprawdę pojedyncze słowa z tego całego rozgardiaszu i nikomu nie była w stanie odpowiedzieć. Niektórzy - ci najmniej przychylni - trzymali się z daleka i po prostu sztucznie się uśmiechali, bo sami pewnie w życiu nie zainteresowali się osobą o zaletach (czy też raczej braku takowych w ich mniemaniu) Viera. Z jakiegoś powodu utarło się, że artysta powinien mieć za partnera osobę, która będzie stanowiło kreatywną stymulację i pozwoli rozwinąć ich karierę. Tanaj z początku dała się temu podporządkować i umawiała się z coraz to kolejnymi artystami i mecenasami, by w ten sposób zbudować sobie pozycję… Ale jej serce miało po prostu inne plany i chciało dla niej miłości od pierwszego wejrzenia, którą nie rządziłoby wyrachowanie. Zmówiło się na dodatek z rozumem, który wolał dla swej właścicielki mężczyznę, który stanowiłby silny filar rodziny i wsparcie, a nie jakiegoś wariata jak Berlot czy łamagę jak Kinalali.
        Tanaj aż pisnęła, gdy nagle ktoś złapał ją od tyłu. To znaczy, nie taki byle “ktoś”, a Mimi - to było w sumie nawet do niej podobne. Modelka nie mogła się na nią gniewać, bo wiedziała, że żywiołowa malarka cieszy się razem z nią, choć jej radość była czymś bardzo trudnym w obsłudze, ba, nawet nadążyć było za nią trudno. Tak jak w tym momencie - co Tanaj chciała się odezwać, to Mimi już była gdzie indziej i gadała co innego. Wszyscy momentalnie odstąpili od obu kobiet, z rozbawieniem obserwując, jak modelka stoi bezradnie i daje się obłapiać swojej koleżance.
        - Dziękuję - bąknęła w końcu muza, poprawiając odruchowo fryzurę, którą malarka nieumyślnie jej uszkodziła.
        - Trafiała lepiej - skomentowała Sofia, zerkając wymownie na nieprzytomnego Berlota. Zabawne, bo jeszcze niedawno tak się na niego zżymała, chciała stosować na niego czary, uroki albo nawet wyprosić go z zabawy. Jak diametralnie potrafił zmienić się punkt widzenia w zależności od perspektywy.
        - Już daj lepiej spokój - burknął na nią Asayi. Jemu tak naprawdę ten cały Vier był obojętny, bo zupełnie go nie znał i teraz nawet nie miał kogo zapytać kto zacz. Zresztą, miał teraz inny priorytet: zająć się nieprzytomnym kumplem, którego sam wcześniej tak chętnie próbował upić, by nie dokazywał. W dobrej wierze oczywiście, chociaż jak widać na niewiele to się zdało. Teraz jednak, gdy wszyscy rzucili się do gratulowania modelce i komentowania jej wybranka serca, Berlotowi groziło stratowanie albo przynajmniej odcisk buta na twarzy, a taka pamiątka z zabawy była czymś, czego nie życzy się nawet najgorszemu wrogowi. Asayi złapał więc nieprzytomnego pustynnego księcia pod ramiona i odciągnął na bok. Rzucił go z typową męską delikatnością na poduszki pod ścianą, odprowadzany spojrzeniem Tanaj, która jednak nadal czuła pewien niepokój i wyrzuty sumienia spowodowane tym co do tej pory wydarzyło się na zabawie. Zdołała jeszcze zerknąć w stronę Leo i Kinalalego, nim nagle przed jej twarzą pojawiło się rozemocjonowane oblicze Miminetty.
        - Ale to dopiero dwa miesiące… - jak głupia próbowała się tłumaczyć z tych zarzutów o brak zaproszenia na ślub. Pytanie wywołało u niej nagłą mieszankę szczęścia i przerażenia. Tak, bardzo by chciała, by Sam jej się oświadczył! Czuł, że to ten jedyny, nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. Jednak pośpiech trochę ją przerażał: gdyby nagle, w przeciągu najbliższych dni, Sam uklęknął przed nią z pierścionkiem i tym sakramentalnym pytaniem na ustach, mogłaby nie wydusić z siebie odpowiedzi. ”Oj, nie bądź głupia!”, skarciła się w duchu, ”Przecież wiesz, że to tradycjonalista. Pierścionek musi być wart co najmniej trzy wypłaty, masz czas, nim nazbiera tę kwotę… A co jeśli już miał jakieś oszczędności?!”...
        - Tanaj. - Bassar znowu położył swojej podopiecznej dłoń na ramieniu, a ta podniosła na niego pełen zaskoczenia wzrok. O dziwo rzeźbiarz nie był tak wściekły, jak się spodziewała. Wyglądał raczej na smutnego… I to było w tym wszystkim jeszcze gorsze.
        - Przepraszam - powiedziała odruchowo modelka spuszczając przy tym wzrok. - Miałam ci powiedzieć, ale nigdy nie było okazji.
        - Porozmawiamy na spokojnie później. Gratulacje - dodał, a ton jego głosu choć niemrawy, zdawał się być absolutnie szczery. Nawet lekko uścisnął ją za ramię w geście wsparcia. Tanaj ponownie oczy zaszkliły się łzami. Czyżby jednak pomyliła się w swojej ocenie? Była pewna, że będzie musiała Bassara odciągać od drzwi, gdy ten zdecyduje się wyjść z przyjęcia i własnoręcznie urwać Samowi głowę, a tymczasem on jej pogratulował. Chyba jednak miała wcześniej zdobyć się na to wyznanie - ileż by oszczędziła sobie w ten sposób kłopotów!

        Wśród gości byli też tacy, którzy cieszyli się szczęściem Tanaj, lecz przy tym czuli żal na myśl, że ta wspaniała kobieta jest już zajęta. I nie chodziło tu wcale o porywczego Berlota, który nadal przebywał jeszcze w krainie błogiej nieświadomości. Osobą, której wyznanie modelki złamało serce, był Rye. Elf już kiedyś próbował swego szczęścia w zalotach do wychowanicy Bassara, lecz poniósł klęskę w porównaniu z mężczyzną, którego w tamtym czasie sobie wybrała - był to chyba jakiś młody mecenas o gładkim licu i jeszcze gładszym języku. Tanaj szybko jednak odrzuciła bogatego adoratora, co pozwoliło Rye na mściwą refleksję, że pieniędzmi nie można jej zaimponować, a na dłuższą metę liczy się dla niej charakter. Wniosek był słuszny, lecz nikt nie spodziewał się, że ideałem muzy jest staroświecki dżentelmen, a nie skomplikowany i barwny umysł artysty. Mimo to Rye był w podłym nastroju - wzdychał do tej dziewczyny przez kilka ostatnich lat. Kilkakrotnie prosił ją nawet o pozowanie, łudząc się chyba, że to pozwoli im na nawiązanie bliższej znajomości, lecz niestety jego uczucie było zawsze jednostronne.
        - Głowa do góry, Rye - pocieszył go Arillen, świadomy nieodwzajemnionego uczucia kolegi. - Znajdziesz sobie inną, lepszą. Tego kwiatu jest pół światu, a ty jeszcze długo pozostaniesz młody, przystojny i utalentowany.
        - Może masz rację - przyznał Ryenerapuli dość niemrawo. - Co to w ogóle za gość, ten Samuel Vier? Nigdy go nie widziałem.
        - Też go nie znam - przyznał Arillen. - Wiem mniej więcej tyle co większość z nas. To sąsiad, który mieszka nad Tanaj, stary kawaler pracujący w straży miejskiej. Z tego co słyszałem nie ma żadnej rodziny, w ogóle nie pochodzi stąd tym z Nandar-Ther czy jeszcze gdzieś dalej. Słyszałem, że to gbur i samotnik… Ale najwyraźniej nie może być tak źle. Chyba najlepiej będzie wypytać dziewczyny czy wiedzą coś więcej.
        Ryenerapuli mruknął ciche “yhm”, lecz nie wyrwał się wcale do żadnej z obecnych na sali artystek. Jakoś w tym momencie najbardziej miał ochotę się upić albo pójść do siebie by się przespać.

        Kinalali bardzo posłusznie dał się Funtce odciągnąć od epicentrum tego zamieszania, chyba nawet było mu to na rękę - z Tanaj o jej uczuciach mógł porozmawiać w innej, znacznie spokojniejszej chwili, teraz zaś wolał oszczędzić sobie większych podniet, bo już naprawdę był na granicy wytrzymałości i musiał się wyciszyć. Tylko nie potrafił! Czary na niego nie działały, ale to akurat nie było nic dziwnego, bo one nigdy się nie sprawdzały w jego wypadku. A okoliczności uparcie nie pozwalały mu na opanowanie się, lecz teraz, dzięki Funtce, było to odrobinę bardziej możliwe. Teraz wszak, chociaż nie opuścili pomieszczenia, byli prawie sami, we trójkę, mogli chwilę porozmawiać. Pierwszy odezwał się jednak kowal, a poeta już przeczuwając co ten chce mu powiedzieć, uśmiechnął się ładnie i ujął go za ręce, jak to miał w zwyczaju. Był jednak w szoku, gdy nagle tymi olbrzymimi kowalskimi łapami objął swoje dłonie - smukłe i kruche, kojarzyły mu się teraz z filigranowymi figurkami z cukru, które sprzedawano w stolicy Kryształowego Królestwa - można było je zniszczyć tylko gwałtownie obok nich przechodząc. Nie chcą robić krzywdy sobie ani Leo, Kinalali zachował maksimum skupienia przy tym geście, co skończyło się na tym, że nawet nie zacisnął palców, tylko wsparł kruche dłonie swej cielesnej powłoki na dłoniach ciała, które właśnie zajmował. Już chciał przepraszać i zapewniać, że nic się nie stało, gdy do tłumaczeń wtrąciła się Yuumi. Poeta już jednak wszystko wiedział.
        - Wybaczcie mi ten niespodziewanych wybuch, dałem się jednak ponieść emocjom, które wezbrały we mnie niczym wzburzone morze… - próbował się tłumaczyć, jednak jak zawsze mówił tak długo i kwieciście, że nie zdążył skończyć myśli nim ktoś mu przerwał. Kinanali jednak nie myślał się boczyć, gdyż Funtka obrała w stosunku do niego najlepszą możliwą strategię: wytłumaczyła szybko Leo i na koniec powiedziała maie coś miłego - tak przynajmniej odebrał opis jego cennego naszyjnika. Tym chętniej przystał więc na jej propozycję znalezienia czegoś nowego i stosowniejszego dla kowala zamkniętego w jego ciele. Gdy więc cała trójka zgodziła się co do dalszych poczynań, Kinalali oddalił się razem z Funtką w stronę regału, na którym stały należące do maie szkatułki z całymi naręczami wszelakiej biżuterii. Zabawnie było go obserwować, gdy chodził - dostojne i delikatne, lekko kobiece kroki zupełnie nie pasowały do rosłego kowalskiego ciała. Co więcej Lali napotkał jedną bardzo irytującą przeszkodę w poruszaniu się: były to spodnie. Poeta całe dekady nie miał na sobie czegoś tak przylegającego do ciała i gdy teraz materiał ocierał się o wewnętrzną stronę jego ud i krocze, czuł się fatalnie. Gdyby to było jego prawdziwe ciało, zaraz nabawiłby się otarć, już nawet nie mówiąc o tym, że jakikolwiek dotyk w tych rejonach ciała był dla niego raczej niezbyt przyjemny. Oczywiście o ile go sobie nie życzył. Dlatego teraz zdarzało mu się zrobić dziwny krok, by poprawić uwierające go spodnie, chociaż była to prawdziwa walka z wiatrakami. Maie szybko się z tego powodu zirytował, a to z kolei spowodowało, że jak najbardziej słuszna uwaga Funtki o jego karygodnym zachowaniu spotkała się z pełnym urazy spojrzeniem z jego strony. Gdy jednak w końcu dotarli do celu, młoda malarka go puściła, a on mógł stać i nic go już nie ocierało między nogami, zdołał jakoś odzyskać humor. Zasługą był tu też ton wypowiedzi Yuumi.
        - Może i jestem nieznośny - przyznał jeszcze z lekkimi fochami. - Staram się jak mogę, jednakże świat wymyka mi się przez palce i nie pojmuję co się dzieje, a to powoduje we mnie narastającą rozpacz i frustrację. Znasz mnie, najdroższa moja przyjaciółko, lepiej chyba niż ja sam, więc jesteś z pewnością świadoma, iż moje emocje są czymś, nad czym nie sposób zapanować nawet starając się spętać je okowami magii… Staram się niemniej ze wszystkich sił nie okazywać wszystkiego, co kłębi się w mym wnętrzu, bo gdybym uwolnił z siebie te demony, z pewnością straciłbym w waszych oczach resztki szacunku, a też zapewne wielu z was nabrałoby głębokiego przeświadczenia o mej niepoczytalności wykraczającej poza ramy szaleństwa, które przystają artyście.
        Poeta pozwolił sobie na dramatyczne westchnienie, po czym oparł się o regał, krzyżując ramiona na piersi. Po pytaniu o samopoczucie lekko ściągnął wargi, co pasowało jego naturalnej formie, a na twarzy Leo wyglądało, cóż, delikatnie mówiąc komicznie.
        - Niefortunny los sprawił, że wraz z Leo staliśmy się wyjątkowo nieszczęśliwymi ofiarami dzikiej magii, przyznasz wszak, że nie ma na sali dwóch osób równie skrajnych jak ja i nasz drogi kowal. I tak, to ciało mnie gryzie i to nie w sposób metaforyczny a fizyczny, na dodatek w miejscu, w którym bym sobie tego z pewnością nie życzył. Nie pojmuję kierunku, w którym zmierza ten świat, skoro spodnie uważane są za najpraktyczniejsze i najwygodniejsze odzienie, na dodatek przystające mężczyźnie a nie kobiecie. Nie jesteś już dawno dzieckiem, moja najdroższa pochwało wieku młodzieńczego, wiesz więc jakie detale anatomiczne odróżniają kobietę od mężczyzny i chyba przyznasz mi rację, że mężczyźnie przez jego naddatek nie powinno się kazać nosić niczego, co znajduje się tak blisko jego intymności. Jednak ja nie noszę się z pomysłem rozbierania się w cudzym ciele, mam w sobie tyle wstydu i godności, by nie robić tego ze względu na uczucia prawowitego właściciela tegoż ciała. I uprzedzając od razu wątpliwości, które mogły zrodzić się w twej głowie przez moje słowa sprzed chwili: nie, nie mam za złe Leo, że doprowadził mnie do półnegliżu, jestem wszak zadowolony z mojego ciała, a postawa naszego kowala, cóż… Wyjątkowo korzystnie współgra z fizjonomią, która przypadła mu w udziale. W przeciwieństwie do mnie, gdyż nie muszę nawet patrzeć w lustro by wiedzieć, że kalam ten posąg surowej siły i prawdziwej męskości swym zachowaniem…
        Kinalali westchnął przejmująco i wyciągnął rękę, by przyjąć od Funtki swój drogocenny naszyjnik, dzieło rąk Iliiana. Ważył go przez moment w dłoni i przesypywał go na palcach, jakby oceniał jego wartość albo zastanawiał się czy samemu go nie założyć. Po głowie nie chodził mu jednak żaden z tych pomysłów - po prostu bardzo intensywnie myślał nad tym, co powiedziała Yuumi o właściwościach jego ciała, tego prawdziwego, które teraz zajmował Leo. Nie, by sam o tym nie myślał, zdawało mu się jednak w pierwszej chwili, że niemożliwe jest, aby ktoś przypadkiem dokonał przemiany. Teraz dotarło do niego jednak, że w istocie coś takiego może mieć miejsce.
        - Będę milczał jak zaklęty i słowem nie wspomnę przy nim o możliwościach drzemiących w moim ciele. Nie jestem jednakże w stanie stwierdzić, cóż może się zdarzyć jeśli on sam do tego dojdzie i nie wiem jaki wpływ na jego psychikę może mieć nagła utrata formy. Jeśli cię to pocieszy, nie jest to uczucie nieprzyjemne, choć dla niego może być na równi przerażające, co skok do zimnej, czarnej wody, w której nie wiadomo co żyje. Postaram się wszak strzec go i jeśli dostrzegę, iż ogarnia go panika, okiełznam go, słowem czy też w ostateczności czarami. Nie zależy mi, by przez ten incydent Leo miał do końca życia cierpieć czy też nie chcieć mnie widywać.
        Kinalali uśmiechnął się i na ten krótki moment wyglądał zupełnie jak właściciel tego ciała. Efekt szybko jednak minął, gdyż wystarczyło, że poeta z wielkim namaszczeniem odłożył trzymany w dłoni naszyjnik i sięgnął po następny.
        - Jeśli przeczucie mnie nie myli, a ono niezwykle rzadko wprowadza mnie w błąd, to ta błyskotka powinna zadowolić nas obu, mnie przez sam fakt istnienia i piękno wykonania, a Leo przez filigranowe rozmiary i prawie niewyczuwalną wagę.
        Lali wyłuskał ze stosu swych naszyjników niezwykle drogocenną, choć niepozorną błyskotkę. Był to łańcuszek wykonany ze złota, cienki jakby była to pajęcza nić, niezwykle przy tym błyszczący i mocny. Kołysała się na nim mała zawieszka z błękitnego diamentu rżniętego w kształt kropli rosy. Tak piękną biżuterię wykonywały elfy w sercu Kryształowego Królestwa, Kinalali jednak nie umiał sobie przypomnieć, czy to dzieło sztuki nabył czy też otrzymał w darze od jakiegoś możnego wielbiciela. Raczej jednak obstawiał tę drugą możliwość - chociaż powodziło mu się finansowo, tego typu biżuteria nadal stanowiłaby dla niego dość duży wydatek.
        - Zdaję się na ciebie w kwestii założenia tego łańcuszka na szyję naszego kowala. Nie mogę niestety polegać na tych dłoniach, obawiam się nieustannie, że coś nimi zmiażdżę, a ich siła wręcz mnie onieśmiela…
        Poeta spojrzał z niemałą konsternacją na ręce Leo, tak potężne, twarde, spracowane. Znowu skrzywił usta, lecz zaraz jego oblicze złagodniało. Westchnął i w końcu usiadł, bo takie dreptanie w miejscu powodowało u niego jedynie napięcie. Odruchowo spróbował założyć nogę na nogę, nie przewidział jednak jednej, bardzo istotnej kwestii: różnicy w masie i umięśnieniu. Uda Leo były szerokie jak talia maie, więc uniemożliwiały siedzenie w ten typowy dla maie, kobiecy sposób. Lali w końcu zrozumiał, dlaczego prawdziwi mężczyźni (a nie takie podróbki jak on), zakładając nogę na nogę z reguły opierają kostkę na udzie, a kolano odwodzą na zewnątrz - inaczej się po prostu nie dało.
        - Czuję się zaprawdę jak troglodyta! - zirytował się momentalnie. - Gdybym odziany był w szaty, do których przywykłem i w których czuję się komfortowo, peszyłbym w tej pozycji otoczenie odsłaniając w perfidny sposób to, czego nie przystoi pokazywać publicznie.
        Lali z niezadowoleniem zrezygnował z krzyżowania nóg w jakimkolwiek punkcie i po prostu usiadł wyprostowany. W zamyśleniu zaczął masować sobie kark, nieobecnym spojrzeniem patrząc gdzieś w podłogę. Myślał jak wyjść z tej sytuacji. Chociaż jego tymczasowe ciało był bardzo stabilne, on czuł się w nim niepewnie, jakby zaraz miał z niego wypłynąć, a to zaś kazało mu podejrzewać, że wszystko rozwiąże się samo, z czasem. Pytanie jednak brzmiało o jaki czas chodzi: czy byłaby to godzina, dzień, tydzień? Tego nie potrafił stwierdzić. Co więcej nie wiedział nawet jak należałoby odczynić zaklęcie, które doprowadziło do zamiany - jaka byłaby to w ogóle dziedzina? Astralna? Istnienia? Och, szkoda, że na zabawie nie było żadnego bystrego i wykształconego maga, który byłby w stanie ogarnąć tę sytuację swym ponadprzeciętnym rozumem.
        - Nie wiem, doprawdy nie wiem jak należałoby rozwiązać tę sytuację - westchnął. - Mam... pustkę w głowie. Zdaje mi się jednakże, że to Berlot będzie kluczem do rozwiązania tej jakże niefortunnej zamiany. Ciekawość mnie jednak obezwładnia gdy tylko zadam sobie pytanie po cóż rzucał tego typu czar, cóż chciał osiągnąć? Im dłużej zastanawiam się nad tym, co wydarzyło się w wyniku tych perypetii miłosnych, tym więcej mam pytań, a mniej odpowiedzi. Jeśli jednak niczego nie uda się nam zdziałać własnymi siłami, w gronie osób już i tak w to zaangażowanych, z samego rana zwrócę się o pomoc do jakiegoś zaprzyjaźnionego maga. Nie wiem jednakże jeszcze kogo, muszę zdaje się to przemyśleć, by nie błąkać się od drzwi do drzwi. Najdroższa moja Yuumi, czy w trakcie twych studiów w Kryształowym Królestwie zostałaś być może zaznajomiona z dziedzinami i arkanami magii? Masz jakieś przypuszczenia z czym możemy mieć do czynienia? Mnie kiedyś uczono dziedzin, jednakże gdy tylko o tym myślę, nie potrafię jednoznacznie wskazać tej, z której mogłoby pochodzić zaklęcie Berlota.
        W tonie głosu poety słychać było nadzieję, irytację i rezygnację jednocześnie - tylko on był chyba w stanie odczuwać te trzy emocje jednocześnie.
Zablokowany

Wróć do „Efne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości