Efne[mieszkanie Kinalalego] Ja Cię kocham, a Ty...

Miasto założone na cześć córki króla Bedusa, która w wieku dziesięciu lat oddała swój wzrok za lud. Uratowała go od zniszczenia. Efne otaczają liczne lasy, góry oraz wzgórza graniczące z Pustynią Nanher.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

[mieszkanie Kinalalego] Ja Cię kocham, a Ty...

Post autor: Kinalali »

        W Efne kamienice zwieńczone gołębnikami nie są takim rzadkim widokiem - ptaki te hoduje się tu w bardzo dużych ilościach i trzeba w jakiś sposób znaleźć dla nich miejsce. Stąd też wiele budynków mieszkalnych ma przestronne strychy, gdzie hodowcy mogą trzymać swoje liczne okazy. Bywa jednak, że z tych czy innych powodów gołębniki są likwidowane, lecz ze względu na charaktery zapach wżarty w ściany nikt nie decyduje się ich zagospodarować, przez co długie lata stoją puste.
        Nikt by nie uwierzył, że mieszkanie poety Kinalalego La'Virotty było kiedyś takim zaniedbanym strychem zamieszkanym przez ptaki, gdyż nikt przy zdrowych zmysłach nie rozważałby nawet adaptacji tak obskurnego miejsca. Lali miał jednak zgoła inne spojrzenie na to miejsce - zachwycił go widok i przestrzeń dostępne po wyjściu na taras gdzie trzymano klatki, przestronność pomieszczenia i jego potencjał w aranżacji, gdyż strych był ogromnym pomieszczeniem w skosie dachu, bez ścian działowych ani przewodów kominowych - te był poprowadzone na zewnątrz. Jeszcze nim sprowadził się w to miejsce, maie przesiadywał na tarasie i po prostu podziwiał piękną panoramę miasta, jego dachy, które roiły się wśród gór i widoczną w dali dolinę. Klamka zapadła i La'Virotta postanowił osiąść w tym konkretnym miejscu.
        Teraz nikt by nie przypuszczał, że mieszkanie poety było kiedyś gołębnikiem. Jest to piękne miejsce pasujące do właściciela, który nieustannie zmienia coś w wystroju. Z ogromnego pomieszczenia wydzielono tylko niewielki pokoik tuż przy wejściu - jest to biblioteczka i pokój Funtki. Cała reszta ogromnego strychu stanowiła pracownię i salon dla gości w jednym. Pod pobielonym sufitem rozwieszono duże płachty kolorowych materiałów i lampiony, przez co można było odnieść wrażenie, że przebywa się w rozstawionym na dachu namiocie, nawet lekki przewiew poruszający tkaninami zdawał się wzmacniać to przekonanie. Wprawne oko mogło dostrzec u samej powały hamak, w którym poeta zwykł odpoczywać - nie można było się do niego dostać inaczej niż rozstawiając bardzo wysoką drabinę bądź lewitując, dla maie podmuchów nie była to jednak żadna niedogodność, a wręcz dodatkowy atut, gdyż dzięki temu zyskiwał namiastkę intymności. Meble w pracowni rozstawiono w sposób dość losowy i tak też je z reguły dobierano. Przy dużym jadalnym stole stał tuzin krzeseł z czterech różnych zestawów, a jedynym wspólnym mianownikiem dla tego egzotycznego kompletu był kolor samego drewna, z którego zostały one wykonane - była to ciemna odmiana orzecha przypominająca wręcz mahoń. Tuż obok urządzono kącik z niskim stolikiem inkrustowanym różnymi rodzajami drewna, na którym stała ozdobna fajka wodna przywieziona z pustynnych rejonów Alaranii. Regały zastawione książkami i zasłane zwojami i stosami grafik wypełniały przestrzeń wzdłuż większości ścian, a barek pełen niezwykłych alkoholi i naczyń do ich serwowania przypominał skrzynię ze skarbami. Ogrom ozdób, poduszek, tkanin i bibelotów kojarzył się z wnętrzem haremu bądź namiotem niezwykle wpływowego pustynnego watażki i aż dziw brał, że gdy wyszło się na pełen donic z kwiatami taras, było tam tak zimno, bo człowiek spodziewał się pustynnego skwaru. Taki kolorowy, radosny przepych bardzo pasował do La'Virotty i potwierdził to każdy, kto miał przyjemność choć przez chwilę u niego gościć.

        Goście u Kinalalego zdawali się być wręcz nieodzownym elementem wystroju, gdyż rzadko kiedy poeta przebywał w mieszkaniu sam. Tego wieczoru zabawa należała do tych skromniejszych, dla jakiś piętnastu osób - byli to tylko dobrzy znajomi Lalego, sami artyści z różnych dziedzin sztuki. Ciemnoskóry Bassar, który był rzeźbiarzem i malarzem fresków, siedział przy fajce wodnej i pykał ją zapamiętale, podczas gdy z jego długich włosów warkoczyki zaplatała jego uczennica Tanaj, będąca jednocześnie modelką i muzą kilku znanych malarzy. Do grona wielbicieli Tanaj należał obecny na przyjęciu Rye (skrót od Ryenerapuli) - górski elf o wyniosłym obliczu i głębokim głosie zupełnie niepasującym do jego szczupłej sylwetki. Gdy mówił, mylono go ze śpiewakiem Asayim, którego cechował podobny tembr, a odróżniała mocno zbudowana sylwetka człowieka i łatwość w nawiązywaniu kontaktów z płcią piękną - aż dziw brał, że tak popularny wśród kobiet artysta jest wiernym mężem i szczęśliwym ojcem dwójki dzieci. To właśnie jego pociechy były tematem rozmowy z dwiema elfimi śpiewaczkami, Sofią i Peleo, oraz Nemorianinem Iliianem - mistrzem w dziedzinie tworzenia kunsztownej biżuterii i filigranowym ozdób z ekskluzywnych materiałów. Inny obóz zajmowali omawiający lokalne wydarzenia społeczne artyści i artystki stojący w prowadzących na taras drzwiach. Miejsce to wybrano ze względu na Arillena - malarza, który swego czasu udzielał Yuumi kilku lekcji - któremu przeszkadzał dym z fajki wodnej. Wokół niego zebrało się całkiem spore grono słuchaczy, włączając w to gospodarza we własnej osobie. Kinalali był tego dnia ubrany w raczej swobodny sposób - jego szata w intensywnym śliwkowym kolorze była związana w pasie tak by nie odsłaniać najbardziej newralgicznych miejsc, nieustannie jednak spadała mu z ramion i rozchylała aż po sam pępek, z czym poeta raczej nie walczył, zbyt zajęty toczącą się dyskusją. Biżuterii założył wyjątkowo niewiele jak na swoje możliwości - miał na sobie naszyjnik od Iliiana, wykonane ze srebra, malachitów i masy perłowej dzieło sztuki, na którym tuż przy szyi zaczynały nieśmiało wyrastać pąki, by w dalszej części naszyjnika urosnąć i na koniec rozkwitnąć w piękne kwiaty przypominające magnolie. Do tak bogatej ozdoby maie dołożył tylko kilka pierścionków i na tym poprzestał.
        - Funtka! - ucieszył się głośno, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i dojrzał swoją przyjaciółkę. Zaraz zerwał się ze swojego miejsca, od razu wpadając na Arillena, który przyzwyczajony do niezgrabności maie tylko go przytrzymał, by ofiara nie przewróciła się już zupełnie, po czym puścił go i pozwolił odejść. Resztę drogi udało się Lalemu przebyć bez przygód, cały czas jednak próbował okiełznać szatę, która spadała mu z ramion i w podstępny sposób owijała się wokół nóg.
        - Dobrze cię widzieć, mój pierwszy wiosenny kwiatku - przywitał się z Yuumi, pochylając się by pocałować ją w policzek, jak to zawsze witał się z przyjaciółmi. - Przy każdym naszym kolejnym spotkaniu jesteś coraz piękniejsza. Chodź, chodź dalej. Tak bardzo cieszyłem się na twój powrót, serce wyrywało mi się z piersi i kazało działać, by więc zadość mu uczynić, zaprosiłem kilku przyjaciół na małe przyjęcie z tej okazji.
        Zgromadzeni w mieszkaniu artyści czekali, aż będzie dobry moment na przywitanie się z młodą malarką. Część osób pozdrowiła ją z daleka - Arillen zasalutował jej kieliszkiem, a Bassar i Tanaj pomachali, uczennica dodatkowo posłała Yuumi całusa. Rye, gdy nadeszła jego kolej, przywitał się z Funtką obdarowując ją naprawdę miłym uśmiechem i wręczając kieliszek brzoskwiniowego wina - mimo swej powierzchowności malarz był bardzo sympatyczną i ciepłą osobą.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Dziewczyna, tak jak każdego wieczora ostatnimi czasy, biła się z myślami idąc obok powabnie kroczącego Chaosa przez przybierające powoli barwy granatu pola kołyszącej się niespokojnie trawy. Jeszcze z dwadzieścia minut dzieliło ją od bram Efne, miasta, w którym postanowiła poszukać tymczasowego schronienia i nieco ochłonąć. Czuła się jak uciekinierka, jak przestępca może. W końcu nieczęsto łamała tak otwarcie zasady i znikała swojej babce, nauczycielom i znajomym z pola widzenia bez żadnego ostrzeżenia i to bez zamiaru szybkiego do nich powrotu. Zastanawiała się czy słusznie zrobiła. Właściwie nie miała żadnego fizycznego powodu, aby opuszczać Kryształowe Królestwo i cenne dni nauki, za które była prawdziwie wdzięczna, ale jednak... głęboko czuła, że nie może tam dłużej siedzieć. Ale czy to byłoby dla kogokolwiek z nich wytłumaczenie? Babcia jak nic porządnie się na niej zawiodła, to samo reszta poważnych ludzi, w tym magów, uczonych... którzy poświęcali się, by nauczać takich smarkaczy jak ona. Ale nie mogła tam dłużej czekać! Ale bała się do tego przyznać nawet matce i ojcu, którzy choć na pewno okazaliby jej zrozumienie mogliby być zasmuceni jej postępowaniem, ona zaś nie chciała nawet na to patrzeć. Było jej wstyd. A jednocześnie nie mogła zmienić zdania.
- Wydajesz się być bardzo strapiona - Chaos zagadnął ją spokojnym, lecz trudnym do nazwania dla człowieka głosem udomowionej bestii. - Tak jak wczoraj, przedwczoraj... nudzisz mnie tym. Chcę rozrywki!
- Zamilknij proszę - odparła mu szorstko nie zaszczycając go ani spojrzeniem, za to przygryzając palec i jeszcze dogłębniej zastanawiając się nad tym co powinna zrobić. Z drugiej strony miała już pewne rozwiązanie. Przynajmniej tymczasowe.
- No wiesz co! - Chaos obruszył się odskakując zgrabnie w bok i potrząsając dumnie piórami na karku. - Tak to jest jak podróżuje się z takim małym podlotkiem... co za nierozsądność! Powinnam wiedzieć, że tak to się skończy... po co zgadzałam się na tę podróż!? Teraz muszę cały czas wysłuchiwać twojego biadolenia. Tak, twojego Yuumiś! Zamęczasz mnie narzekaniem, rozpaczaniem, twoje strapienie przeżera mi serce... - Poza zranionej łani miała najwyraźniej uwypuklić jego emocje. - To mnie przytłacza! - Zrozpaczony odchylił głowę do tyłu w geście ostatecznego załamania. Funcia spojrzała na niego z ukosa unosząc lekko jedną brew.
- Przepraaaszam - odrzekła lekko się uśmiechając i postanawiając swoje zmartwienia odłożyć na chwilę na bok. Przy Amari jej rozterki były wszak niczym istotnym.
- Niedługo dojdziemy, wtedy przestanę cię zanudzać - dodała niepoważnie, już nieco rozpogodzona i przybliżywszy się niezgrabnie do stworzenia wyciągnęła rękę, by pogładzić je delikatnie po pokrytym miękką sierścią karku. Łagodne mruczenie, które rozległo się chwilę potem było aprobatą dla tego czynu. I tak szli dalej w milczeniu przez ciemne, szumiące zagajniki pachnące wilgocią i grzybami, stawiając pewnie kolejne kroki, choć Funcia polegała teraz głównie na Amari obdarzonej o wiele lepszym wzrokiem niż taki zwykły jak ona człowiek. Ufała mu jednak w pełni mimo ich nie najdłuższej znajomości i dotykanie od czasu do czasu czubkami palców jego skrzydeł lub pyska pozwalało jej podążać dalej, bez zbędnego lęku czy niepewności. Tuż przy wejściu do miasta jednak bestia zaczęła zwalniać, aż zupełnie wytraciwszy prędkość stanęła w trawie pokrytej rosą i zawahała się.
- Teraz... idziesz do tego swojego kolegi, tak? - zapytała najwyraźniej, aby się upewnić gdzie jej towarzyszka będzie się podziewać przez najbliższe godziny.
- Przyjaciela - poprawiła dziewczyna odruchowo, zabierając swoje rzeczy ze zgrabnych pleców Amari i poprawiając przesiąknięte nocną wilgocią sandały. - Kinalali, mówiłam ci. Napisałam do niego uprzedzając, że przyjdę, więc może jeszcze nie śpi... ach, napiłabym się ciepłej herbaty! - Uśmiechnęła się na samą myśl o pogawędce z jej ulubionym poetą przy parujących filiżankach wypełnionych po brzegi aromatycznym płynem, ale szybko wróciła na ziemię. - Rano wrócę po ciebie - zapewniła, ale dostrzegłszy dzięki blaskowi miejskich latarni pewien zawód w oczach towarzysza dodała przepraszająco:
- Wiesz dobrze, że nie mogę od razu cię zabrać do miasta. Jutro jak się uda, przedstawię cię Lalemu i wtedy sytuacja będzie bardziej... hmm...
- Klarowna? - podsunęła Amari.
- Tak, coś w tym stylu. - Uśmiechnięta dziewczyna pogładziła stworzenie raz jeszcze, po czym chwyciwszy wygodniej swoje tobołki niemal biegiem rzuciła się przed siebie chcąc jak najszybciej zobaczyć przyjaciela, którego rady i specyficznego charakteru bardzo teraz potrzebowała.


Biegnąc przez oblane jasnym światłem ulice Yumcia zastanawiała się nie tyle co niedługo powie znajomemu Maie, ale jak jutro wytłumaczy swoją obecność w mieście dziadkowi. Była pewna, że poza skarceniem jej za nieuprzedzenie i nieprzybycie do niego już pierwszej nocy stary rzemieślnik będzie bardzo rad, że opuściła elfie miasto i udała się tutaj. Z drugiej strony może też zacząć myśleć, że postanowiła wyjść za mąż i zostać stateczną, szanowaną kurą domową, jak to mu się zawsze marzyło, a od tego typu marzeń Yuumi starała się go odciągać. Póki co średnio skutecznie.
W końcu skręciła za znaną jej dobrze piekarnią i z coraz większą radością w sercu pokonała ostatnie sążnie - byleby dopaść drzwi, otworzyć je i zastać za nimi uśmiechniętego, zaspanego poetę.
Ku jej zaskoczeniu coś się jednak nie zgadzało - ze środka budyneczku dochodziły liczne i różnorodne odgłosy, a sądząc po blasku bijącym z okien paliły się w nim także wszystkie chyba możliwe lampiony, sama alejka zaś wydawała się być dziwnie ożywiona. Skonsternowane dziewczę zatrzymało się i czekało, aż jej oddech nieco się uspokoi, a myśli ułożą. Co się stało? Co ten Kinalali znowu wyprawia? Ktoś miał urodziny, o których zapomniała? Jeśli tak, będzie naprawdę głupio pokazywać się bez prezentu... no i ten tłum... Czy będą tam nieznajomi? Nie, zazwyczaj nie było... zdążyła się zapoznać z wieloma ludźmi, a Lali wiedząc o jej przybyciu nie zapraszałby obcych. Miał jakąś litość!
- Co się... - szepnęła do siebie i o wiele ostrożniej zbliżyła się do drzwi. Długo stała przed nimi zastanawiając się co zrobić - wejść do gwarnego, kolorowego pomieszczenia pełnego otumaniających bodźców, na które nie była przygotowana czy może wycofać się po cichu i wcześniej niż planowała nawiedzić dziadka? Z drugiej strony pewnie Lali chciałby, aby się pojawiła - może specjalnie tak ustawił przyjęcie, aby zdążyła na nie przybyć? Mógł uprzedzić liszajec jeden!
- Ech, no trudno! - westchnęła i zebrawszy się w sobie zdecydowanym (jak na nią) ruchem otworzyła drzwi. Nie mogła zawieść przyjaciela!
- Funtka! - Tuż od progu powitał ją radosny okrzyk, potem zaś przez chwilę wszystko działo się dość szybko. ,,Dużo twarzy, dużo..." myślała słuchając Lalego, który szybko do niej podbiegł, dyskretnie zerkając na inne osoby.
- Roznegliżowany i wesoły jak zwykle - skwitowała z uśmiechem w odpowiedzi, ukrywając zdziwienie jakie towarzyszyło jej gdy przeanalizowała wypowiedź poety i dotarło do niej, że całe to zamieszanie zorganizowało się z jej powodu. Powstrzymała się też, by nie wpaść poecie w ramiona i nie powiedzieć na jednym wydechu wszystkiego co jej teraz leżało na sercu. Publicznie jednak zwyczajnie nie mogła się tak zachowywać, nie mówiąc o tym, że i na osobności zbyt często takich rzeczy nie robiła.
- Dobry wieczór - witała się cicho, ze skinieniem głowy z coraz to kolejnymi znanymi jej osobami. Cieszyło ją, że większość z nich pamiętała, że lubi witać się w ten sposób. Kiedy dostała kieliszek wina od pana Rye oddała mu uśmiech i zamieniła z nim nawet kilka słów. Zaś zanim potem zdążyła chwycić Kinalalego za rękaw i odciągnąć go na bok, na jej drodze stanęła Mimi - pewna siebie i naprawdę kochana, choć niezwykle głośna malarka o kasztanowych lokach, z którą Funcię łączył stosunkowo wysoki poziom zażyłości, choćby ze względu na to, że swego czasu malowały razem pejzaże i często wymieniały się opiniami na różne tematy. Poza tym Miminetta traktowała młodą Terotto jak młodszą siostrzyczkę, gdyż różnica wieku między nimi była w zasadzie pięcioletnia i doprawdy, ekstrawertyczna artystka nie mogła przepuścić takiej okazji, by ze sobą małoletniej Funtki zawczasu nie oswoić.
- Yumcia! - krzyknęła wpychając się w te pędy pomiędzy nią, a gospodarza i przytulając ją do wydatnego, acz szczelnie zakrytego biustu z typową dla niej wylewnością. - Ależ wyrosłaś, to już pół centymetra nie? - zażartowała odpychając Kinalalego na bok i zabierając z dłoni Funtki kieliszek. - Pijasz takie rzeczy? - spytała zdziwiona, a będąc pewna odpowiedzi wypiła wino do dna i odstawiła szkiełko na pobliski parapet. - Ktoś to sprzątnie, nie martw się. - Machnęła ręką w odpowiedzi na pytające spojrzenie dziewczynki i dźgnęła nieszczęsnego poetę sugerując, że to właśnie on może być owym wybrańcem.
- Nie wiedziałam, że tak szybko wrócisz, dobrze, że ten piękniś nam wszystko wygadał, to zdążyłam się przygotować! - Pociągnęła Funcię w bok i włożyła w jej ręce czekający pod ścianą pakunek.
- Proszę! - krzyknęła, a oczy jej błyszczały, kiedy Yuumi spojrzała na nią niewinnie niczym małe, zagubione dziecko. Kochała ten wyraz twarzy!
- Otwórz - zachęciła dotykając jej dłoni i przesuwając je lekko po eleganckim papierze, aż dziewczyna musiała ulec i szybciutko rozerwać kryjące wspaniałą zawartość opakowanie.
- Widzisz? - Klepnęła ją po ramieniu. - Mówiłam, że ci taką zrobię i zrobiłam! - pochwaliła się z dumą wypinając pierś i unosząc podbródek, a także coraz bardziej zwracając na siebie uwagę innych gości. Na nią i na kąt, w którym stała z Yumcią, trzymającą teraz przed sobą piękną, pomysłowo wykończoną szatę w kolorze soczystej pomarańczy i gęstej, ciemnej czekolady, z szerokim i kolorystycznie dopasowanym pasem, tak długim, że falami błyszczącego materiału zsuwał się na podłogę. Trzeba było przyznać, że Mimi umiała nie tylko malować - krawcową także była coraz lepszą, a to jej dzieło było znakomite i niezwykle pasowało do brązowych oczu i włosów przybyszki z Maurat, oraz jej stonowanego zachowania i ekspresji.
- Jest... naprawdę piękna - powiedziała Yumcia drżącym głosem, ale powstrzymując się od nadmiernego wzruszania, a Mimi pokiwała głową.
- Oczywiście, że jest, kochana, sama ją zrobiłam! - Wyprężyła się zadowolona. - Kinalali, nasz ty patyczaku, co sądzisz? Funcia będzie w tym prześlicznie wyglądać, nie? - Zaczepiła nieszczęsnego poetę i stając za dziewczynką pchnęła ją w jego stronę, by mógł lepiej przyjrzeć się niecodziennej kreacji.
Funtka sama ledwo orientowała się w tym co się dzieje, ale w przeciwieństwie do chwili kiedy stała niezdecydowana pod drzwiami teraz czuła się naprawdę dobrze, coraz bardziej mając ochotę się śmiać i rozmawiać. Nawet fakt, że była zmęczona i mokra od rosy nie zniechęcał jej do wyciągnięcia przed siebie rąk i pokazaniu Lalemu prezentu jaki dostała. Chciała poznać jego opinię i jednocześnie nie mogła w duchu nie przyznać, że bawi ją w jaki sposób Mimi zwraca się do niego oraz to jak teraz niektórzy na nich patrzą. Bo czy nie byli przeuroczą gromadką?
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        - Oczywiście cieszę się, bo ty tu jesteś - zapewnił maie, gdy Funtka po przyjacielsku mu dopiekła. Tym razem się nie obraził, ale z nim to zawsze różnie bywało, był kapryśny i humorzasty, jednak całe szczęście tego dnia nie miał powodów do złego samopoczucia. Ba, był to kolejny taki dzień z rzędu - od momentu otrzymania listu od swojej drogiej przyjaciółki był cały w skowronkach, gdyż perspektywa spotkania w niedalekiej przyszłości radowała go jak wcześniejszy prezent noworoczny. Całkowicie pochłonęły go przygotowania do tego wieczoru, z czego jedno popołudnie opanowywał listę gości, by na pewno nie przesadzić. Niestety, w tym duecie to Yuumi była tą rozsądną osobą, która potrafiła go przystopować, gdy zapraszał zbyt wiele osób albo też dobierał je według złego klucza. Całe szczęście tym razem udało mu się nie nawalić - w jego mieszkaniu byli najbliżsi znajomi poety i młodej malarki, a ich ilość została podyktowana ilością kieliszków z jednego kompletu, jakie Kinalali znalazł w swoim barku (nowy nabytek, którego on nawet nie dotykał, bo zaraz by potłukł). Dobór poczęstunków i alkoholi był już trochę łatwiejszy, gdyż u maie zawsze królowały wina, owoce oraz drobne przekąski, które niestety musiały przygotowywać zaproszone osoby, co w zasadzie czyniły dość chętnie znając “zgrabność” gospodarza. Była to zresztą niewielka cena zważywszy na doborowe towarzystwo i na sam fakt, że u La’Virotty warto bywać.
        Lali składając pocałunek na policzku swej przyjaciółki poczuł wilgoć w jej włosach i na ubraniu. Przyjrzał się jej przez chwilę z troską, po czym na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Smukłymi palcami nakreślił w powietrzu zmierzającą ku górze pętelkę, a gdy tylko zakończył ten gest, Funtkę spowił lekki wir ciepłego powietrza, które w mig wysuszyło ubranie i włosy, nie psując przy tym jej uczesania. Widać było, że maie był z siebie bardzo zadowolony, gdyż mógł się przysłużyć swej przyjaciółce, a poza tym zorganizował dla niej naprawdę udane przyjęcie powitalne - wystarczyło spojrzeć jak wokół Yuumi wirował ten mały tłumek najbliższych przyjaciół-artystów, którzy tak bez chwili wahania przyjęli zaproszenie na dzisiejszy wieczór. No, może z jednym wyjątkiem, gdyż Asayi miał wątpliwości, czy nie wolałby zostać z żoną w domu - po narodzinach ostatniego dziecka zrobił się z niego straszny domator - teraz jednak chyba nie żałował, że dał się wyciągnąć na przyjęcie.
        Gdy już prezentacji i powitań stało się za dość, Kinalali z uśmiechem podszedł do Yuumi, by odprowadzić ją gdzieś na bok, dać coś bardziej stosownego do picia (ten Rye naprawdę czasami nie ma wyczucia w stosunku do dam, zwłaszcza tak młodych!) i wypytać cóż to się stało w Kryształowym Królestwie, że nagle jego najlepsza przyjaciółka znalazła się tu, w Efne, wiele tygodni przed wcześniej wyznaczonym terminem. Jego plany pokrzyżowała jednak ekstrawertyczna malarka Mimi. Bezczelnie odtrąciła wyciągniętą rękę poety i lekko zachwiała jego poczuciem równowagi, które i tak do wybitnych nie należało. Lali miał szczęście, że za jego plecami znajdował się bardzo stabilny stół, o który mógł się oprzeć, gdy dziewczęta były zajęte sobą. Poeta prychnął z oburzeniem, poprawiając opadającą z ramienia szatę, lecz nim zdołał się odezwać, do akcji wkroczył Iliian, który bezpardonowo poczochrał maie po głowie, a następnie przytrzymał go za łokieć.
        - Nie ma co igrać z Mimi - zauważył. - Dziewczyny sobie pogadają i pójdą, będziesz miał jeszcze czas nacieszyć się towarzystwem swojej przyjaciółki.
        - Jednakże… - zaczął La’Virotta, niedane było mu jednak powiedzieć cokolwiek więcej, gdyż właśnie rudowłosa malarka znowu naruszyła jego przestrzeń osobistą, gdy mijała maie w drodze do miejsca, gdzie ukryła prezent dla Yuumi. Kinalali od razu się rozchmurzył - sam był bardzo ciekaw cóż to za dzieło przygotowała na ten wieczór Mimi, lecz ona z uporem nie chciała go pokazać, powtarzając, że to dla Funtki i to jej przypadnie zaszczyt rozerwania papieru. Okazało się zresztą, że nie tylko on umierał z ciekawości, gdyż ledwo dało się słyszeć szelest ozdobnego opakowania, połowa osób zgromadzonych w pracowni obróciła wzrok w kierunku obu malarek i czekało w napięciu aż nowa kreacja Mimi ujrzy światło dzienne. Ci, którzy nie zainteresowali się wcześniej, zwrócili uwagę na ten kąt pracowni słysząc okrzyki rudowłosej malarki - akurat trafili na moment, gdy piękna szata przez nią wykonana ujrzała światło dzienne.
        - Och… - westchnął dramatycznie Kinalali urzeczony nowym dziełem Miminetty. Podszedł bliżej obu dziewczyn, a razem z nim zbliżył się Iliian, równie zaintrygowany co maie, chociaż okazujący to w bardziej powściągliwy sposób. Obaj panowie dotknęli szaty, by ocenić materiał, z którego została ona wykonana. Nemorianin tylko śmiał się pod nosem gdy widział, jak Mimi terroryzuje Funtkę i Lalego, a jego pozostawia w świętym spokoju, jakby był niewidzialny.
        - Naprawdę ładna - zauważył szczerze, zwracając się bezpośrednio do Yuumi. Twórczyni szaty go nie słyszała, gdyż właśnie męczyła poetę swoim donośnym głosem.
        Lali za to nie miał problemu z sytuacją w jakiej się znalazł, chociaż przez moment nie umiał wydobyć z siebie głosu i tylko bardzo dramatycznie wzdychał, wymachując rękami jakby nie potrafił się zdecydować jaki gest wykonać. W końcu delikatnie zabrał Funtce nową szatę z rąk i przyłożył ją do niej tak, by wyglądała jakby była założona.
        - Mimi to jest naprawdę niezwykłe! - zapewnił w końcu. - Te barwy, to tak jednoznacznie kojarzy się z jesiennym zachodem słońca na bezchmurnym niebie nad równiną Maurat, widzianymi z górskich ścieżek…
        - Podoba mu się - przetłumaczył Iliian, widząc jak reszta gości zaczyna trącać się łokciami i chichotać. Maie gdy złapał wątek, mógł ciągnąć swoją metaforę bez końca, a słuchacze ostatecznie nie byliby wcale pewni czy dzieło mu się podobało, czy też zawiłą wypowiedzią starał się ukryć swój brak entuzjazmu.
        - Dziękuję - odpowiedział zaraz La’Virotta, chociaż chyba był zawiedziony, że nie mógł podzielić się swoją wizją z innymi, dobitnie świadczyło o tym to jak wydymał i tak już wydatne wargi.
        - Hej, Iliian, ja chciałam posłuchać jak Lali mnie chwali! - oburzyła się Mimi, lecz nikt nie namawiał poety, by ponownie zaczął tworzyć peany na cześć krawcowej i jej dzieła. Część osób po zobaczeniu szaty już straciła zainteresowanie widowiskiem i wróciła do przerwanych dyskusji.
        - Będziesz wyglądała w tej szacie tak pięknie jak królowa Aladriel w dniu zaślubin z królem Vizyrdonem - zapewnił poeta swoją przyjaciółkę, oddając jej trzymaną w rękach szatę. - Brązowe akcenty idealnie współgrają z barwą twych oczu, a ten odcień oranżu jest bardzo ożywczy, w słoneczne dni będziesz lśniła wśród przechodniów niczym kanarek przechadzający się między pospolitymi wróblami. Albo gołębiami, zważywszy w jakim mieście jesteś - dodał Lali, z szerokim uśmiechem rozkładając ręce, jakby chciał objąć tym gestem całe miasto. - Krój również jest doskonale do ciebie dopracowany, moja droga przyjaciółko, lecz cokolwiek ponad to będę w stanie powiedzieć dopiero gdy zobaczę cię w tej szacie… Och, ależ ze mnie niegodny gospodarz i zawodny opiekun! Z radości jaką odczułem na widok twego promiennego oblicza i tej podniosłej chwili powitań zupełnie zapomniałem zająć się tobą jak przystoi. Pewnie chciałabyś się odświeżyć po podróży, nieprawdaż? Trudy wędrówki wśród gór i bezkresnych pastwisk z pewnością dały ci się we znaki, a przecież trafiłaś tu już po zmroku, na pewno poczułaś już na skórze tchnący chłodem i wilgocią dotyk nocy. Postanowione! - oświadczył klaskając wymownie w dłonie. - Państwo dają teraz Yuumi chwilę spokoju, by mogła się odświeżyć i wrócić do nas w pełni sił i w dobrym nastroju. Będziesz mogła przy okazji przyodziać tę piękną szatę, którą stworzyła dla ciebie nasza czarodziejska krawcowa Miminetta. - Rudowłosa malarka dumnie uniosła głowę słysząc to określenie.
        - A twoją aktualną sukienką zajmiemy się w bardziej stosownej chwili, wszak to nie pora by przejmować się tak przyziemnymi sprawami jak pranie, noc jest młoda, a twoja obecność ma uświetnić to spotkanie, wszak to na twoją cześć się tu zebraliśmy. Ten wieczór bez ciebie byłby jak podziwianie gwiazd bez oblubienicy - nadal miły sercu, lecz jednocześnie przejmująco niepełny… Chodźmy.
        Maie ruszył między gośćmi rozrzucając na boki dolne poły swej szaty, by jej przypadkiem nie przydepnąć - mlecznobiałe smukłe nogi wyglądały na jeszcze szczuplejsze i jeszcze bledsze niż zwykle na tle ciemnego, ciężkiego materiału. Aż dziw brał, że chodziła na nich osoba, która nieustannie się o coś potykała…
        Lali odprowadził Yuumi do miejsca, gdzie znajdowały się drzwi do jej pokoiku i drugie, do mikroskopijnej łazienki, całkowicie zdominowanej przez ogromną wannę - poeta uwielbiał się moczyć w gorącej wodzie. Uwielbiał też różne zapachowe olejki, przez co na ręcznie malowanych kaflach stały miriady fikuśnych buteleczek z wonnościami. Chociaż była to teoretycznie intymna przestrzeń w męskim mieszkaniu, kobieta mogła znaleźć tu wszystkie niezbędne akcesoria, by przeprowadzić relaksującą i poprawiającą nastrój toaletę.
        - Zostawiam cię teraz samą, lecz gdy wyjdziesz, dołożę wszelkich starań, by już żadna ekstrawertyczna krawcowa o wybujałych jak nabrzmiałe wiosennym deszczem piwonie kobiecych kształtach mi ciebie nie porwała - oświadczył pogodnym głosem Lali. - Poproszę Tanaj by zaparzyła dla ciebie herbatę z bergamotką.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Yuumi z początku oszołomiona masą gości znajdującą się w domu Lalego coraz szybciej odzyskiwała dobry humor, a myśl o tym, że będzie mogła odprężyć się chwilę w ciszy i spokoju w wannie pełnej gorącej wody utrwalała w niej ten przyjemny stan ducha i nastawiało młodą dziewczynę nieco przyjaźniej do świata, którego na szczęście nie będzie musiała przez następne kilkanaście minut oglądać. Uśmiechnęła się sama do siebie na myśl jaką jest beznadziejną samotniczką, ale potem na powrót zwróciła swą uwagę na dawno nie widzianego przyjaciela, który odprowadzał ją do łazienki.
- Fakt, Mimi ma naprawdę kobiecą figurę - podchwyciła z cwanym, choć stylizowanym na niewinny uśmieszkiem, który nie każdemu lubiła pokazywać - Myślę, że chętnie usłyszałaby od ciebie, że jest nabrzmiała jak wiosenna piwonia. Powinieneś kiedyś spróbować ją tak ugłaskać - Zachichotała, umyślnie przekręcając słowa poety. Była pewna, że gdyby tylko spróbowałby się tak odezwać do Mimi musiałby się liczyć z otrzymaniem pełnowymiarowego ciosu w twarz, a następnie donośnym rąbnięciem o podłogę. Ech, paradoksalnie lubiła widzieć tę dwójkę razem - Kinalali młodniał w jej oczach kiedy ta ekstrawertyczna malarka kręciła się wokół niego z tym ironicznym, acz przyjaznym uśmiechem, a on musiał jakoś na to reagować. W dodatku i ona sama mogła wtedy wtrącić swoje trzy grosze i tworzyć chwilowe słowne fronty bądź to z jej samozwańczą starszą siostrą, a to z jej (również samozwańczym) opiekunem, o którego sama musiała dbać i mieć na niego oko, by zgnębiony lub rozgoryczony nie zrobił sobie krzywdy. Zresztą to samo musiała robić gdy był w dobrym humorze, więc na jedno wychodziło, ale nie było aż takie ,,zabawne", jak to zwykła zwać Miminetta.
,,Doprawdy nie wiem jak ty możesz z nim wytrzymać... przecież to mniej rozgarnięte niż małe dziecko!" dziwiła się na głos niejednokrotnie, kiedy chodziły razem po sprawunki lub na spacery, lecz zawsze uważała, by Kinalali nie miał najmniejszej szansy jej wtedy usłyszeć. Sama Funkta nie potrafiła określić w jakich stosunkach jest w sumie ta dwójka - lubili się w końcu, czy tylko tolerowali szanując wzajemnie swój wkład w artystyczną społeczność Efne? Ciekawiło ją to, ale kiedy pytała Mimi ta udzieliła jej niejednoznacznej odpowiedzi. Zdawało się jednak, że może mieć do poety jakiś drobny uraz, który nie dawał jej spokoju. Ale czy tak było na pewno trudno było stwierdzić.
,,Może kiedyś się tego dowiem" myślała Yuumi niejednokrotnie, kiedy tych dwoje stanęło przed nią w jednym kadrze.
- Swoją drogą czy nie przesadziłeś trochę z tym przyjęciem? - Zapytała zanim zdążyła zniknąć w wannowej krainie, ale zamiast rozwinąć myśl uśmiechnęła się tylko i dodała - Jesteś przeuroczy czasami. O ilości osób znowu zadecydowały kieliszki? - Z tymi słowami zastygłymi na delikatnych, dziecinnych ustach i spojrzeniem pełnym niewymuszonej, dobrotliwej czułości zamknęła drzwi nie oczekując nawet na odpowiedź. Było jej ciepło na sercu, że znów może z kimś tak pożartować, nawet jeśli póki co były to ze trzy zdania. W tym specyficznym miejscu, nawet wśród grona gości czuła się jak w domu, ale miało się to objawić dopiero po tym jak odświeżona i zadbana wyjdzie z malutkiej, wcale nie wyglądającej na męską łazienki.

Nie minęło dwadzieścia minut, gdy Funcia już kończyła zakładanie na siebie nowej i wcale nie łatwej w obsłudze szaty, najpierw bojąc się, że w ogóle sobie z tym nie poradzi, a potem nie mogąc opędzić się od Mimi, która wparowała do łazienki kiedy tylko zdała sobie sprawę, że nie dołączyła do swojego dzieła instrukcji obsługi - a była to jedna z tych kreacji, których zakładania uczy się tygodniami, albo ma się od tego służących. Tych obdarowana nie miała, więc Mi przeprosiła Iliiana, którego w końcu złapała w sidła rozmowy i spanikowana pognała do - jak słusznie zakładała - nieco zagubionej w pasach materiału Yuumci. Razem jakoś opanowały przelewające się przez ręce czekolodowo-pomarańczowe połacie sukna i zgrabnie oplotły nim niepozorną postać dziewczyny. Jednak nim wyszły z pachnącego cytrusowym olejkiem pomieszczenia, starsza i bardziej przebojowa malarka zdecydowała, że do takiego stroju i fryzurę należałoby dobrać odpowiednią.
- Myślę, że tak jest dobrze... powinnam jak najszybciej wrócić do gości i Lalego, wiesz... - Młoda Terotto protestowała niezgrabnie i równie bezskutecznie.
- A w cholerę z nimi! - Mimi niecierpliwie machnęła ręką. Potrafiła być naprawdę bezceremonialna i szczera co było tak jej atutem jak i jedną z największych wad, ale Yuumi z niewiadomych przyczyn mocno imponowało. I to jak potrafiła przyjąć krytykę...
- Jakoś finezyjnie tych krótkich włosków nie zepniemy, ale ja coś wymyślę! Zdaj się na mnie - rzuciła biorąc w ręce grzebień. - Pożyczę ci dwie z moich spinek... zepniemy tu, odsłonimy tę słodką buźkę... i tu, tu się przyczesze... nie wierć się! - Mruczała wykonując coraz to dziwniejsze akrobacje nad głową znoszącej to ze stoickim spokojem dziewczyny, która zaczęła myślami krążyć w zupełnie innych rejonach świata.
- No, gotowe! - Dopiero te pełne dumy słowa wybudziły ją z głębokiego zamyślenia i pozwoliły jej dojrzeć to co odbijało się w już tylko z lekka zaparowanym lustrze. Uśmiechnęła się mimowolnie, ale chyba bardziej na widok zadowolonego oblicza Mimi niż swojej własnej, odmienionej niejako postaci. Nadal była zdania, że starsza malarka jest po prostu naturalnie piękna - i nawet teraz, ubrana buntowniczo w spodnie i codzienną, choć szykowną bluzkę z falbanami prezentowała się o wiele lepiej niż świeżo wyszykowana, niepozorna panienka za jaką Yuumi uważała siebie. Aczkolwiek musiała przyznać, że nowa, sięgająca do podłogi suknia z szerokim, pomarańczowym pasem i asymetrycznymi rękawami przydawała jej sporo uroku, a sama w sobie była esencją długich nauk i praktyk jej starszej koleżanki.
- Wspaniała! - Dała krótki acz szczery wyraz swojemu zadowoleniu i skrywanemu podekscytowaniu po to tylko żeby zrobić krawcowej przyjemność, sama bowiem nie odczuwała potrzeby dawania upustu swojemu zachwytowi drogą słowną. Wręcz nieco ją to krępowało, ale czego nie robi się dla takiej kochanej Miminetty?
- No to chodźmy, musisz pokazać się w pełnej krasie! - Zaśmiała się połechtana w ego artystka, lecz zanim otworzyła drzwi dodała zupełnie innym, zaintrygowanym tonem:
- Czy to nie był dźwięk tłuczonego szkła?
Na te słowa Yuumi drgnęła i nagle, bez żadnego ostrzeżenia brutalnie pchnęła drzwi, by wylecieć z dusznego pomieszczenia niczym z procy i pędem ruszyć na ratunek zastawie oraz ewentualnym poszkodowanym, bo w towarzystwie Lalego naprawdę wszystko mogło się zdarzyć.
- Lali! - krzyknęła odruchowo ni to karcąco ni z przestrachem nie będąc wcale pewną czy to nieszczęsny poeta jest sprawcą całego zamieszania, a łapiąc w locie ścierkę i zaraz potem szufelkę i zmiotkę i wzrokiem szukając miejsca gdzie kółko ,,gapiów" spogląda bezradnie w dół lub gdzie panuje jakieś poruszenie.
- Dywan! - poprawiła się, gdy wypatrzyła owe miejsce i podbiegła tam z potrzebnymi przyborami za nic mając swoją nową sukienkę, pierwsze wrażenie i zwykłą chociażby klasę. Dziadek byłby z niej dumny - jednak miała coś z tej całej ,,kurci domowej", o której mówił z taką lubością.
Przepchnęła się przez swojego pół-mentora Arillena i jeszcze jakąś kobietę, na którą nawet nie zwróciła uwagi, po czym grzecznie choć rzeczowo kazała się im odsunąć i nie roznosić cieczy po domu. Nie szukała w tej chwili winowajcy i niszczyciela kieliszka zajmując się sprawnym zbieraniem największych kawałków szkła to z dywanu to zpodłogi i zgarnięciu w miarę możliwości reszty na szufelkę, a następnie wytarciu plamy. Trochę żałowała, że kieliszek nie upadł na dywan, tylko roztrzaskał się o sąsiadujący z nim skrawek parkietu - przez to nie dość, że nie dało się go odratować, to jeszcze jego odłamki zaszyły się bezczelnie we włóknach tkaniny czając się na potencjalne bose stopy, co było wyjątkowo niedogodne dla Funci, która gdy nie musiała butów nie nosiła - także i teraz żadnych na nogach nie miała, gdyż swoje wyjściowe zostawiła przy drzwiach łazienki.
Mimo tych utrudnień dziewczyna dość szybko uporała się z kłopotem, dodatkowo zrywając pierwszą lepszą znajdującą się w zasięgu jej ręki mniejszą chustę i oznaczając nią ten skrawek dywanu, na który póki co nie należało włazić.
- Dobra, wszystko starte - westchnęła, a potem jakby zrezygnowana uniosła szufelkę do góry i zapytała:
- Czy ktoś chce trochę szkła?
- Ooo! Jakie? - Zaszumiało kilka głosów i zainteresowani otoczyli szufelkę przyglądając się rodzajowi materiału, który do tanich nie należał, mógł być więc całkiem łakomym kąskiem dla co poniektórych. Poza tym jak wszyscy wiedzą artyści to po prostu świry.
- Ja wezmę - Odezwał się w końcu Iliian - Przyda się dla uczniaków. Swoją drogą szkoda, to był dobrej klasy kieliszek...
- Mnie to mówisz? - Westchnęła Funcia tracąc nieco ze swojej nieśmiałej uprzejmości, a właściwie zupełnie o niej zapominając. - Pójdę to umyć, potem położę na jakimś talerzyku... czy może zapakować?
- Haha... Jak masz jakiś poręczny pojemniczek... przy najbliższej okazji wam oddam. - Nemorianin uśmiechnął się, a zaraz potem dodał, zreflektowawszy się nieco i mierząc ją wzrokiem od góry do dołu - Naprawdę ładna kreacja. Pasuje ci Yuumi.
Jego życzliwe słowa pozostawiły dziewczynę zupełnie zszokowaną, dopiero teraz dotarło do niej bowiem jak swoim zachowaniem zrujnowała szansę na dobre pierwsze wrażenie, które miała zapewnić sukni Mimi. Zamiast powolnego przechadzania się wśród gości zafundowała jej rolę klęcznika i przytrzymywaczki do szczotki, teraz stała zaś całkowicie zaskoczona ze szmatką i szczotką w jednej dłoni, a szufelką pełną połyskującego szkła w drugiej. Ładnie ułożone włosy już nieco wymknęły się spinkom i opadły na różowy policzek, koniec prawego rękawa szaty - długiego, brązowego, ze złotym wykończeniem zsunął się na przegub ręki, gdyż dłoń Yuumi znajdowała się teraz wyżej niż łokieć, drugi zaś, złotawy i kończący się tuż za ramieniem brązowym pasem, na szczęście nie mógł zmienić swojej pozycji. Lekko rozchylona dolna część sukni przechodząca od ciemnego brązu w oranż ukazywała bosą stopę Yuumi nieco ponad kostki, a misternie zawiązany w pasie i zarzucony na lewe ramię soczyście pomarańczowy pas przekrzywił się nieco od stanowczych ruchów dziewczyny, które zresztą wykonywała na klęczkach, wyglądała więc nieco inaczej niż przed lustrem w łazience i zdecydowanie bardziej przypominała siebie, choć w tej chwili wolałaby tego nie słyszeć. Cóż jednak było robić? Teraz musiała umyć szkiełka dla Iliiana. Może takie przyziemne zajęcie pozwoli jej się pozbyć uczucia lekkiego zażenowania.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Kinanali jeszcze przez moment zachowywał się niewinnie, jakby nie pojmował co chce powiedzieć Funtka. A gdy dotarło do niego, że jego przyjaciółka insynuuje, aby w ten sposób zaczął uwodzić energiczną malarkę, aż się zapowietrzył i w dramatycznym geście położył dłoń na sercu. Na delikatnej skórze jego policzków momentalnie wykwitł rumieniec. Ściągnął usta w niezadowoleniu i widać było, jak przez mgnienie oka kombinuje jak wyjść z twarzą z tej sytuacji.
        - Ależ nie, że cała jest wybujała, to nie o to w tej metaforze chodzi! - oświadczył w końcu wymachując wokół rękami. Chyba nie zorientował się, że wpadł prosto w zastawione na siebie sidła. - Chodzi o piersi! Przecież gdybym nazwał ją nabrzmiałą piwonią, to byłoby insynuowanie, że jest gruba, a tymczasem kształty Mimi odbierają zmysły każdemu mężczyźnie, który na nią patrzy i to bez względu na to, dla której płci bije jego serce! Nie, nie, absolutnie nie. Kobiecość Mimi zasługuje na starannie dobrane metafory, całe jej ciało można przyrównać do bukietu: piersi do piwonii, skórę do płatków róży, usta do orchideii… - Lali gwałtownie przerwał, a rumieniec z jego policzków rozlał się również na uszy i nabrał jeszcze intensywniejszej barwy. Zdecydowanie zapędził się w swoich poetyckich rozważaniach i chyba dotarło do niego z kim rozmawia, na jaki temat i, nade wszystko, o kim. Yuumi miała problem z określeniem relacji łączących Mimi i Lalego i chyba ta dwójka również nie umiała ich jednoznacznie określić, bo za każdym razem gdy tylko się mijali, między nimi aż iskrzyło, były to jednak iskry o zadziwiająco różnych podłożu. Tak to chyba musi być między artystami, nic nie może pozostać proste, jednoznaczne, ze szczególnym naciskiem na ich życie uczuciowe.
        - Za młoda jesteś, bym bezcześcił twój umysł takimi metaforami - obruszył się, teatralnie potrząsając głową i poprawiając szatę. Nie było żadną tajemnicą, że spod ręki La’Virotty wyszło kilka bardzo zmysłowych i namiętnych wierszy, które z pewnością nie były dobrą lekturą dla zbyt młodego czytelnika i Lali chyba by zszedł na zawał, gdyby te konkretne utwory trafiły w ręce Yuumi - chociaż z jednej strony jego przyjaciółka zdawała mu się bardzo dojrzała, z drugiej czasami traktował ją jak dziecko, ale pewnie przyczynę takiego stanu rzeczy można było upatrywać w jego własnych poglądach i śmiałości podejmowania trudnych kwestii. W końcu każdego mierzy się swoją miarą.
        - Ależ! - odpowiedział machinalnie gdy Funtka zakwestionowała rozmiary przyjęcia. Młoda malarka była zdecydowanie zbyt sprytna i Kinalali nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy napomknęła o starej metodzie wybierania gości na podstawie ilości kieliszków - zawsze wiedziała co powiedzieć, by zagrać na jego czułej strunie, a co lepsze wiedziała też, kiedy zostawić pytanie bez odpowiedzi i zniknąć za zamkniętymi drzwiami tak jak w tym momencie. Poeta zachwycił się w duchu, już widząc oczami wyobraźni, jak za jakieś pięć lat Yuumi zrobi tak przed swoim adoratorem - podsunie mu do rozwagi pewną wątpliwość, po czym obdarzy go ciepłym uśmiechem i płynnie odejdzie, by zniknąć wśród tłumu, podczas gdy on będzie stał oniemiały i jeszcze długo będzie rozważał, co ona chciała mu powiedzieć. Tak, La’Virotta miał bardzo konkretne wizje tego, jak jego przyjaciółka będzie wyglądała i zachowywała się w przyszłości, bo w końcu była to uzdolniona artystka o wielkim potencjale urodowym, który tylko czekał, aby wybuchnąć i oszołomić.
        Gdy Funtka zniknęła za drzwiami małego pokoju kąpielowego, Lali poprawił poły szaty i obrócił się na pięcie, by wrócić do swoich gości, zaraz jednak na kogoś wpadł. Konkretniej na Mimi, która stała wsparta pod boki i patrzyła na maie takim wzrokiem, jakim kot patrzy na kanarka w klatce - "śniadanie w pudełku".
        - Powtórz to o bukiecie - zażądała tonem lekko rozbawiony i lekko złośliwym jednocześnie, a widok rumieńców, które ledwo zaczęły gasnąć i już na powrót się pojawiły, sprawił jej osobliwą satysfakcję.
        - Nie tworzę wierszy na zamówienie - wymówił się poeta i spróbował wyminąć malarkę bokiem, co ta o dziwo mu umożliwiła, odprowadzając go tylko śmiechem, który jasno dawał do zrozumienia czyje było na wierzchu. Kinalali jednak nie interesował się słownymi przepychankami z nią, gdyż zaraz całą swoją uwagę skupił na towarzystwie zgromadzonym wokół fajki wodnej i okupującej ją pary rzeźbiarzy. Artyści prowadzili jakąś bardzo ożywioną dyskusję, lecz gdy dosiadł się do nich gospodarz, zaraz zainteresowano się nim i tym co też miał on do powiedzenia.
        - Znowu nie uprzedziłeś Funtki o swoich planach - zauważył Bassar, jedną ręką podając ustnik fajki Rye, a drugą poprawiając szatę, która po raz kolejny spadła poecie z ramienia. Rzeźbiarz sam w sobie był osobą bezpruderyjną jak to większość artystów, gdy jednak w zasięgu jego wzroku kręciła się Tanaj, stawał się prawdziwie tatusiowatym strażnikiem cnoty i moralności, jakby nie widział, że jego uczennica jest już od dawna dorosłą kobietą, która sama kusi i zwodzi prawdziwe rzesze wielbicieli. Lali momentalnie się obruszył, gdyż przywilej poprawiania jego szaty przy ludziach miała jedynie Yuumi.
        - Zaprawdę, również dobrze jak ja jesteś świadomy, iż nasza droga przyjaciółka Funtka potrzebuje czasu, by otworzyć swe wnętrze przed taką rzeszą ludzi, bez względu na to czy została uprzedzona czy też nie - wyjaśnił poeta układając na sobie szatę po swojemu. - Może troszkę nieprzychylnie myśli sobie teraz o tym małym spotkaniu, lecz wkrótce się rozluźni i ostatecznie będzie zadowolona z takiego obrotu sprawy. Spotkanie ludzi, których darzy się szczerą sympatią i którzy ciebie również takową darzą poprawia nastrój bez względu na smutki i niepogodę.
        - Jak już przy względach jesteśmy - wtrąciła się Tanaj, opierając się na ramionach swego nauczyciela i przechylając się do przodu. - Wspominała ci czemu tak szybko wróciła?
        - Niewiele przekazała mi w liście, który wysłała do mnie przed podróżą, jej pismo było jednak rozedrgane, zdradzało targające nią silne emocje. Więcej miałem się dowiedzieć przy naszym spotkaniu, tak jednak uradowała mnie wieść o jej powrocie, że pomyślałem, iż można połączyć przyjemne z pożytecznym i uprzyjemnić jej czas, okazać jak bardzo nam na niej zależy. Nie spodziewałem się jednak, że Mimi szykuje taką niespodziankę… A skoro o niej mowa…
        Poeta podniósł się ze swojego miejsca i głową trącił rękę stojącego nad nim Rye - rękę, która trzymała kieliszek z winem brzoskwiniowym. W ten sposób nawet nie dotykając kruchego naczynia poeta przyczynił się do jego stłuczenia. Zaraz odskoczył jak oparzony, zamotał się w swoją szatę i sam runął jak długi - całe szczęście za nim rozciągał się jeden z tych absurdalnie grubych, puchatych dywanów, więc jego lądowanie było miękkie. Nim Lali zdołał sam dojść do siebie po tym co narobił, pochyliła się nad nim rosła męska sylwetka z wyciągniętą w pomocnym geście dłonią.
        - Zaraz będzie afera - zauważył Asayi pomagając maie wstać z tak niewielkim wysiłkiem, jakby podnosił zabawkę z pluszu. - Ulotnij się na moment, bo zrobią ci krzywdę.
        La’Virotta doskonale wiedział, że śpiewak ma rację - dostrzegł właśnie jak Funtka i Mimi wypadają z łazienki i afera była wręcz murowana, a chociaż nic takiego się nie stało, bo przecież zbite szkło na zabawie u Kinalalego należało do stałych punktów programu, to i tak lepiej zapobiegać niż leczyć. Jeśli nie oberwałoby mu się słownie, to z pewnością ktoś jeszcze by go przypadkiem popchnął w tym całym zamieszaniu i wydarzyłoby się kolejne nieszczęście, bo przecież poczucie równowagi poety było zerowe. Maie przyszła w tym momencie do głowy absurdalna myśl, że może lepiej iż w drobiazgi potłukł się kieliszek a nie fajka wodna. ”Yuumi jednak to z pewnością nie pocieszy…”, uznał kwaśno.
        Poeta lekko odbił się od ziemi i jakby zupełnie nic nie ważył wzniósł się pod sam sufit pomieszczenia. Tam usiadł w jednym z hamaków i przyglądał się wszystkiemu z góry, by już nikomu nie przeszkadzać. Długi tren jego szaty zwisał tak nisko, że najwyżsi goście mogli go bez problemu sięgnąć ręką, jednak nikt nie zdołałby złapać La’Virotty nawet za duży palec u stopy bez wspomagania się krzesłem. Maie patrzył z góry na to jak Funtka krząta się przy zbieraniu szkła i było mu strasznie wstyd - to miała być zabawa dla niej, a tymczasem ona jak zawsze stąpała tak twardo po ziemi, że nie potrafi zignorować rozbitego kieliszka i natychmiast musiała to posprzątać. Lali wspomógł ją lekko czarem, wzbudzając podmuch ciepłego powietrza, który osuszył dywan i przy okazji przypadkiem poderwał do lotu położoną w tym miejscu chusteczkę. Skrawek materiału złapała w locie Mimi i momentalnie podniosła wzrok na siedzącego pod sufitem poetę. Przez chwilę oboje mierzyli się wzrokiem - ona naburmuszona, bo to przez Lalego wielkie wejście Yuumi zostało zaprzepaszczone, a on z lekko uniesionymi brwiami w wyrazie niezadanego pytania. Gdy już nadeszła odpowiednia pora, a atmosfera się rozluźniła, La’Virotta zeskoczył z hamaku i równie lekko jak wcześniej wzleciał, tak teraz wylądował na ziemi. Od razu swe kroki skierował w kierunku krzątającej się nad szkiełkami Yuumi i towarzyszącej jej środowiskowej muzy.

        Tanaj zaszła Funtkę od tyłu i delikatnie zabrała jej z rąk obmywane kawałki szkła.
        - Daj - poprosiła, biodrem przesuwając ją dalej od miski z wodą, by samej zrobić sobie więcej miejsca. - Ja rzeźbię, mam twardą skórę na rękach, nie skaleczę się. Malarka nie powinna mieć pokiereszowanych dłoni, musisz dbać o swój wizerunek, bo na wernisażach wszyscy będą na nie patrzeć… Ta sukienka i fryzura to dobry start, bardzo do ciebie pasują - skomplementowała nową stylizację Yuumi ze szczerym uśmiechem. - Ale powinnaś robić sobie makijaż, to by pasowało do malarki. Musimy się kiedyś umówić na jakiś babski wieczorek, ze szminkami, cieniami, pudrami… Nauczę cię kilku sztuczek.
        Tanaj uśmiechnęła się promiennie, puszczając do Yuumi oko. Sama była na ten wieczór pięknie umalowana, co nikogo nie powinno dziwić zważywszy ilu malarzom w mieście już pozowała tylko przez to, że ci byli zachwyceni jej urodą i ofiarowywali jej gwiazdki z nieba za taki zaszczyt.
        - Yuumi, moja złocista chryzantemo. - Poeta położył dłoń na ramieniu swojej przyjaciółki. - Pozwolisz, że porwę cię w chłodne objęcia nocy, byśmy mogli zamienić ze sobą kilka słów bez zgiełku rozmów i kolejnych nieprzewidzianych zdarzeń? Mam dla ciebie herbatę z czerwonokrzewu.
        W istocie, nie wiadomo skąd Lali wytrzasnął żeliwny imbryk z którego dzióbka ulatywała para i dwie czarki na herbatę - pewnie jakaś dobra dusza z towarzystwa przyrządziła dla nich napar, no bo Lali w takich warunkach na pewno nic by nie zaparzył. Owszem, zdarzało mu się samemu zrobić herbatę i nic przy tym nie zepsuć, wymagało to jednak od niego wielkiego skupienia i pietyzmu, na które nie mógł sobie pozwolić wśród tylu gości. Wszyscy to doskonale rozumieli i dlatego byli pomocni - owoc tej pomocy po chwili znalazł się w rękach Yuumi, bo chociaż imbryk był żeliwny i tak lepiej było nie pozostawiać go w rękach La’Virotty, bo jeszcze by kogoś oparzył. Gdy już najniebezpieczniejszy przedmiot został przekazany w odpowiedzialne ręce, poeta skierował swe kroki na oświetlony lampionami i pachnącymi świecami taras, gdzie aktualnie nie było zbyt wielu osób. Kinalali wybrał miejsce pod dużą donicą z krzewem jaśminu, na glinianym rancie postawił dzierżone czarki, po czym przysunął dla Funtki wymyślne krzesełko wyrzeźbione przez jednego z jego przyjaciół z dawnych lat. Sam nie potrzebował żadnego siedziska - tak jak stał, tak nagle usiadł w powietrzu, zakładając nogę na nogę i opatulając się spadającą z ramion szatą, chociaż przecież wieczór był taki ciepły.
        - Moja droga, cóż to się wydarzyło w Kryształowym Królestwie, iż tak nagle opuściłaś to miejsce i udałaś się w podróż wśród lasów, gór i równin aż tu, do Efne? Z twego listu wyciągnąłem pewne wnioski, jednakże chciałbym usłyszeć z twoich ust jakieś to perypetie doprowadziły do podjęcia przez ciebie takiej decyzji? Twój dziadek wie, iż przybyłaś do miasta? Nie miałem sposobności, iżby z nim rozmawiać, przyznam ci się również, iż momentami ogarniała mnie istna trwoga, cóż mogło pchnąć cię na gościńce przed tradycyjnym terminem zakończenia twej nauki. Wyrażam też płynącą z głębi serca nadzieję, że nie podróżowałaś sama? Jesteś oczywiście ze wszech miar dojrzałą młodą kobietą, lecz świat poza murami miast jest tak dziki i nieprzyjazny… Och, proszę, jeśli podjęłaś ten nierozważny krok i swą drogę przebyłaś samotnie, nawet mi o tym nie mów, bo moje serce nie wytrzyma tych emocji.
        Na potwierdzenie swych słów poeta w bardzo niemęski sposób złożył dłoń na piersi. Pod jego palcami zaszeleściła misterna konstrukcja kwiatowego naszyjnika.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Nie minęło wcale tak wiele czasu od jej ostatniego pobytu w Efne i ostatniego spotkania z tą gromadą artystycznie utalentowanych indywidualistów, a już na nowo zdążyła "zdziczeć" i nabrać nowego zapasu nieufności wobec wszystkich i wszystkiego. Nawet tych, których zdawałoby się, że zna już całkiem nieźle. Dlatego była zestresowana kiedy powitało ją tak liczne grono, kiedy dostała prezent, kiedy musiała się przebrać, kiedy musiała zająć się kieliszkiem i kiedy dotarło do niej, że popsuła swoją fryzurę i misterne ułożenie szaty, choć zazwyczaj nie zwracała na takie rzeczy najmniejszej uwagi. Dzisiaj była jednak przewrażliwiona i dziwnie czujna - gotowa na obelgi i nieprzychylne spojrzenia. No, może z obelgami to była lekka przesada, ale na spojrzenia i niezbyt miłe gesty ostatnio naprawdę się natykała. Wspomnienia z Kryształowego Królestwa niedotyczące ciężkiej pracy i nauki nie były tymi, które działały na wrażliwą osobowość Funci najlepiej. Dlatego teraz, kiedy nikt nie przejął się (w negatywnym sensie) jej poczynaniami, a Tanaj dodatkowo odebrała jej szklane odłamki i serdecznie ją skomplementowała, poczuła w środku dziwne ciepło i wzruszenie. Właściwie to była w lekkim szoku. Dyskretnie spojrzała po wszystkich, którzy byli w zasięgu jej wzroku, a łzy wiernego przywiązania o mało nie napłynęły jej do oczu. W końcu przypomniała sobie jak lubi tych ludzi (choć rasowi ludzie byli tu w mniejszości) i czym zaskarbili sobie jej sympatię. Przez chwilę ogarnął ją taki przypływ uczuć, że najchętniej by wszystkich na raz wyściskała, ale na zewnątrz zdradzała się tylko delikatnym uśmiechem. Kiedy Yuumi rzuci się komuś na szyję będzie to niechybnie zapowiedź końca obecnej epoki i wiedział to każdy, kto choć trochę ją znał (i co podejrzewali wszyscy jej obcy). Nie chciała ich więc denerwować. Poza tym leżało to chyba poza jej możliwościami. Niemniej w te kilka chwil udało jej się odprężyć i bardziej ożywić, była też w o wiele lepszym humorze niż na samym początku i było to widać. Nie unikała już spojrzeń i śmielej odwzajemniała uśmiechy, a możliwość zajęcia rąk żeliwnym czajniczkiem tylko dodała jej pewności siebie. Lubiła mieć jakieś zadanie do wykonania lub przynajmniej coś do potrzymania - byleby nie stać z pustymi rękoma. Miminetta kiedy nie miała przy sobie pędzla czy jakiś pakunków (a miała je zadziwiająco często) kładła dłonie na wydatnych biodrach, bądź gestykulowała nimi podkreślając swoje i tak już żelazne racje. Funcia natomiast próbując ją niegdyś naśladować nauczyła się, że czuje się wtedy jak ostatnia idiotka i razem obmyśliły, że najlepiej jeśli będzie ze sobą nosiła swoją parasolkę (na zewnątrz), bądź w miarę elegancką, małą torebkę (w pomieszczeniach), by miała czym zająć ręce. W tej chwili Funcia ich nie miała, może więc był to jeszcze jeden powód, dla którego tak ochoczo chwyciła za zmiotkę, a potem zajęła się szkłem. Jeśli zaś o torebkę chodzi, zastanawiała się przez chwilę, gdzie się podziały rzeczy, które przytachała ze sobą do Lalego. Położyła je przy drzwiach nie zwracając na nie później uwagi, ale najwyraźniej ktoś w międzyczasie zajął się nimi i wepchnął je do jej pokoiku. Pewnie jedna z jej starszych, urodziwych koleżanek.
Kiedy w końcu usiadła na tarasie, na wymyślnym krześle i w towarzystwie poety na nowo wróciła myślami do ostatnich wydarzeń i przemyśleń, które towarzyszyły jej w trakcie podróży. Nieco przez to spochmurniała, ale nie znacznie. Choć znając Lalego nawet takie na pozór niezauważalne zmiany nie umknęłyby jego wprawnemu oku. Może był ostatnią fajtłapą, ale na uczuciach (i odczuciach) znał się jak mało kto. A przede wszystkim dobrze znał ją samą. Chyba niewiele mogłaby przed nim ukryć.
Słuchała go w milczeniu i nawet uśmiechnęła się rozbawiona, kiedy wspomniał o samotnej podróży. Prawdę mówiąc gdyby musiała całą tą drogę przejść sama, umierałaby ze strachu tak jak i on. A przez pewien czas była to całkiem realna możliwość - gdyby nie Amari nie miałaby chyba innego wyboru. Zazwyczaj bowiem wracała odprowadzana przez znajomych babci, ewentualnie sezonowych kupców, bądź wraz z elfami uczącymi się magii, a będącymi spoza miasta i żadna z tych opcji nie wchodziła w grę skoro Yuumi oddaliła się przed terminem i co gorsza nikogo nie uprzedzając. Kto wie - może gdyby nie towarzystwo hybrydy w ogóle nie odważyłaby się opuścić Królestwa i porzuciłaby swoje plany? I może tak byłoby lepiej? Posmutniała na nowo. Ostatnio niczego nie była pewna i sama tego świadomość ją przybijała.
- Spokojnie, nie byłam sama - zapewniła i spróbowała powoli wyśmienitej, acz nadal gorącej herbaty z uznaniem kiwając głową. - Naprawdę dobra... Poznałam całkiem ciekawą - powiedzmy - osobę, z którą podróżuję, a którą chcę ci przedstawić. Myślę, że będziesz zafascynowany - dodała z tajemniczym wyrazem igrającym w jej ciemnych oczach. - Czeka na mnie poza miastem, obiecałam, że rano tam pójdę. Mam nadzieję, że z tobą. - Znowu się uśmiechnęła, tym razem z nadzieją i serdecznością. Musiała w końcu jednak przejść do sedna sprawy i wyjaśnić dlaczego teraz znajduje się tu, a nie w pokoju u swojej babci i rozmawia na przyjęciu zamiast pilnie uczyć się z ksiąg. Westchnęła ciężko i spojrzała na swoje dłonie.
- Widzisz... nie wiem jak mam ci to opisać, ale... - zaczęła, z wyraźnym trudem dobierając słowa. - Czasem mam wrażenie, że nie powinnam już uczyć się magii - dodała tak cicho i tak grobowo, że można było dostać gęsiej skórki. Zwłaszcza, że zawsze ceniła sobie sztukę magiczną i była nią szczerze zafascynowana. - Ja... znam tak naprawdę tylko trzy miejsca i trzy rodzaje zajęć...czy też sposobów na życie. Nie chcę mieszkać całe życie na wsi i zajmować się jakimś normalnym zawodem jak moi rodzice. Doceniam to co robią, ale nie chcę sama tam tkwić. Tu w Efne... to wspaniałe miasto, ale zawsze podświadomie uważałam, że przyjazdy tutaj należy traktować jak rozrywkę. To zawsze były moje wakacje, a wakacje jak to ujął jeden z moich nauczycieli, nie są częścią dorosłego życia. I zastanawiałam się... czy w ogóle będę tu przyjeżdżać. I kiedy miałabym przestać. I zaczęłam myśleć kiedy tak naprawdę dorosnę... - Tu przez jej twarz przemknął dziwny cień. - Zaczęłam myśleć o wszystkich znajomych elfach i dotarło do mnie, że to niedługo. Jeszcze kilka lat, kiedy będę uczyć się z nimi, a potem będę dorosła. Oni wciąż będą się uczyć... kolejne dwadzieścia, pięćdziesiąt lat... ja nie mogę tego zrobić. Kiedyś śmiali się i mówili, że to dziwne, by człowiek z takim zapałem uczył się magii... często patrzyli z rozbawieniem lub niezrozumieniem i mówili coś za moimi plecami. A ja zawsze byłam pewna, że jak dorosnę będę lepsza niż oni. Że będę w stanie nie tylko im dorównać... chciałam być naprawdę dobra. Magia jest trudna, z resztą dobrze o tym wiesz... z tym, że mieli rację. Nigdy nie nauczę się tego co oni. Nie mam na to szans. Za pięćdziesiąt lat oni zostaną pełnoprawnymi adeptami, może nawet więcej, a ja... ja będę babcią. - W jej oczach o mało nie pojawiły się łzy. - Nigdy nie będę w stanie im dorównać! Mogę uczyć się magii, ale nigdy nie będę w niej naprawdę dobra. Ludzie po prostu... nie mają tyle czasu. I... nie wiem czy chcę dalej całe dni siedzieć tam i uczyć się i dawać z siebie wszystko po to, by za kilkadziesiąt lat ocknąć się i zobaczyć, że zmarnowałam połowę życia! Albo choćby za kilka - ze świadomością, że młodość spędziłam w książkach.
Yuumi spojrzała maie w oczy tak, że mógł zobaczyć przepełniające ją emocje.
- Więc nie chciałam zostawać w Kryształowym Królestwie... do domu też nie mogłam wrócić, jeszcze nie teraz... chciałam tu przyjechać i zobaczyć, czy będę czuła to co ostatnim razem. - Urwała nie wyjaśniając nic więcej, a po jej policzkach spłynęły łzy. Tak chciała się opanować! W środku byli goście, taras też nie był pusty! Zakryła twarz rękawem i nad wyraz zręcznie otarła łzy, w kilka chwil odzyskując typowy dla siebie rozchwiany spokój.
- To w sumie wszystko... po prostu chciałam znów tu przyjechać - szepnęła i ku własnemu zdziwieniu uśmiechnęła się lekko, choć z nieukrywanym smutkiem, czy może raczej melancholią. Ulżyło jej kiedy o tym opowiedziała. Nawet nie przeszkadzało jej tak bardzo, że w promieniu kilku sążni kręci się masa osób - one przynajmniej szybko mogły odwrócić jej uwagę. Była pewna, że Lali zrozumie ją i poradzi, choć w środku czuła, że jedno wyraźnie ich dzieli - wiek. I nie chodziło tu o przeżyte lata, tylko lata, które im zostały do spożytkowania w sprawności i formie. Yuumi miała ich zdecydowanie mniej. Nie czuła oczywiście, że starzeje się z minuty na minutę. Wręcz przeciwnie - uważała, że ludzie mają tyle czasu ile im potrzeba. I mogą dobrze go wykorzystać: dzieciństwo, młodość, dorosłość i starość... niektóre rasy nie znały tych pojęć. Niektóre znały część. Ale ludzie wiedzieli o nich wszystko. Yuumi uważała, że to był specyficzny rodzaj ich mądrości - wszystkich ras, które nie przeżywają stuleci. Nie bała się dojrzewania, dorosłości i nawet starości - uważała, że są bardzo potrzebne i nie ma w nich nic złego. Bolało ją to, że ambicje i plany, które sobie wybrała nie pasowały do tego naturalnego projektu. Gdyby żyła otoczona ludźmi przez myśl by jej nie przeszło zadręczać się latami i czasem - ale teraz przebywała głównie wśród młodych elfów i te różnice stawały się coraz bardziej widoczne. Nauka, magia - lubiła to, ale była perfekcjonistką - nie widziała sensu w kontynuowaniu czegoś czego nie mogła skończyć. Tym bardziej, że przez babcię nie podchodziła do tego jak do ciekawostki, dodatkowej wiedzy - to miał być jej cel. Ale babcia... jej babcia nie przypominała staruszek z rodzin jej koleżanek z wioski. Była... nadal młodą, energiczną blondynką o ostrym spojrzeniu. I widziała świat właśnie w ten sposób. Tkwiła w młodości już dziesięciolecia. Może dlatego dziadek Yuumi, ludzki rzemieślnik, nigdy się z nią nie dogadywał. Często mówił rzeczy, które Funcie bawiły swoją prostotą i brakiem polotu. Ale teraz sądziła, że on rozumiał ją o wiele lepiej niż elfia część rodziny - nawet jej własna matka. Doskonale wiedział, że jego wnuczka jest człowiekiem i trzeba ją traktować właśnie w ten sposób. I co więcej nie znał żadnego innego! Dlatego mówił to co istotne, choćby nie wydawało się specjalnie trafne. Był trochę ograniczony w swoim postrzeganiu świata, ale Yuumi doceniała to jak nigdy wcześniej. Uważała też, że powrót tu i zobaczenie się z nim może dać jej jakąś podpowiedź. I oczywiście Lali... ale tym razem musiała przyznać, że nie była pewna czy ją zrozumie. Od dawna nie czuła się w ten sposób rozmawiając z nim i trochę się denerwowała. Praktycznie był dużo starszy od jej dziadka, ale i tak gdyby ktokolwiek miał wybrać między nazwaniem "smarkaczem" starego rzemieślnika, a tego poetę padłoby jak nic na tego drugiego. I Yuumi starała się z całych sił zrozumieć tą różnicę.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        La’Virotta dostrzegał strapienie swej przyjaciółki, udawał jednak, że wszystko jest w porządku - nie chciał pogłębiać jej złego samopoczucia pytaniami zadanymi w nieodpowiednim czasie i miejscu, bo jak na dłoni dało się dostrzec, iż Funtka nie przyzwyczaiła się jeszcze do takiego “tłumu” i jeszcze trochę jej to zajmie. Dlatego też Lali zdecydował się zabrać ją na rozmowę na tarasa, by tam mogli posiedzieć we dwójkę w prawie intymnej atmosferze i by młoda malarka mogła przedstawić mu swoje troski, bo choć poeta był osobą życiowo nieporadną, ramieniem do zwierzeń był wręcz idealnym.
        La’Virotta westchnął z ulgą, ponownie kładąc dłoń na sercu - wieść o tym, że jego najdroższa przyjaciółka nie zdecydowała się na nierozważną i niebezpieczną wyprawę w pojedynkę naprawdę sprawiła, że kamień spadł mu z serca. Pytanie teraz jednak brzmiało któż to jej towarzyszył, bo to też nie było bez znaczenia - może był to jakiś ciemny typek, który tylko udawał dobrą osobę, a tak naprawdę chciał niecnie wykorzystać młodą dobroduszną dziewczynę?
        - “Powiedzmy osobę”? - podłapał w mgnieniu oka poeta, gdy tylko te słowa padły z jej ust. - Ależ oczywiście, z największą przyjemnością poznam tę tajemniczą personę, lecz Funtko, cóż sprawiło, że zostawiłaś swego towarzysza za bramami miasta? Wszak wiesz, że jeśli byłaby to kwestia miejsca do snu, u mnie zawsze znajdzie się kąt dla zbłąkanego podróżnika, nie odmówię, zwłaszcza skoro jest to ktoś tobie nieobojętny… Och, mam nadzieję, że to nic złego? Oczywiście twój trzeźwy osąd z reguły jest nieomylny i wierzę, że nie popadłaś w złe towarzystwo, lecz naprawdę ogarnął mnie niepokój, kogo przyjdzie mi spotkać… Nic się mu, mam nadzieję, nie stanie, skoro przebywa tam sam? Powiedz tylko słowo, mój promyku zachodu, a pójdziemy i przyprowadzimy go tutaj. Bezpieczeństwo i zdrowie bliskich ci osób również i mnie leży na sercu i zaprawdę nie wybaczyłbym sobie, gdyby twego towarzysza dopadło chociażby prozaiczne przeziębienie przez moje zaniedbanie…
        Lali z samej sylwetki Yuumi wyczytał, że oto w końcu zamierza mu przedstawić pobudki, jakimi kierowała się uciekając z domu babki, więc temat tajemniczego nieznajomego na ten moment porzucił. Wyraz jego twarzy stał się poważniejszy, lecz nie surowy - maie chyba nawet jakby chciał, nie potrafiłby na poważnie zgromić kogoś wzrokiem - kierowała nim po prostu troska o przyjaciółkę, jej dobro, które na żadnym etapie nie mogło być powodem do żartów i kpin. Kinalali jak nikt inny zdawał sobie sprawę z tego, jak kruche potrafią być uczucia i jak łatwo jest zranić nawet samym spojrzeniem. Słuchał więc słów Funtki z należytą uwagą, splecione dłonie opierając na kolanie i nie sięgając nawet po parującą czarkę naparu z czerwonokrzewu. Im więcej jednak Yuumi mówiła, tym więcej emocji pojawiało się na jego delikatnym obliczu. Z początku zagrał na nim niepokój, objawiający się głównie w wyrazie jego oczu i lekko zaciśniętych wargach. Późniejszy przebłysk zrozumienia - który towarzyszył słowom o trzech miejscach i trzech sposobach życia - szybko zgasł, zduszony przez troskę podszytą smutkiem, bo wszak właśnie przyznała, że mógłby nadejść dzień, gdy już nie pojawiłaby się w Efne. Nie, by Kinalali nie wyjeżdżał, lecz to miasto było jego domem, miejsce, do którego zawsze wracał i myślał, że Funtka też upatruje w nim swego rodzaju ostoję. Jedną z wielu, ma się rozumieć, gdyż jego przyjaciółka miała trzy domy i trzy miejsca, gdzie ktoś przywitałby ją z otwartymi ramionami, szczerze. Myśl o tym, że pewnego dnia mógłby zobaczyć ją po raz ostatni, była dla niego bardzo bolesna, bo nawet jeśli liczył się z tym, że jego przyjaciółka jest śmiertelna i za kilkadziesiąt lat dokona żywota, miało to być właśnie kilkadziesiąt lat, na które zdążyłby się przygotować.
        Pojedyncze cichutkie westchnienie zmazało z twarzy poety smutek, rysy jego twarzy się wygładziły, zniknęła tworząca się między brwiami zmarszczka strapienia. Po prostu słuchał, chyba już układając sobie w głowie odpowiedź na jej troski. Dobrotliwe spojrzenie i lekko uniesione kąciki ust sprawiały wrażenie, jakby uśmiechał się w tajemniczy sposób, chociaż wrażenie to mogło być złudne przez cienie, jakie tworzył się na jego twarzy pod wpływem drgającego światła świec. Nie wytrzymał jednak, gdy zobaczył perełkę łzy spływającą po policzku Yuumi - już wcześniej dostrzegł, że szklą jej się oczy, chciał jednak dać jej szansę opowiedzenia wszystkiego do końca, nie powodując u niej wybuchu płaczu nagłym pocieszaniem. Teraz jednak już się nie powstrzymywał - wychylił się do niej i wyciągnął dłoń, by zetrzeć kropelkę smutku z jej policzka, lecz ona była szybsza. Maie cofnął rękę myśląc w duchu, że Funtka jest aż nazbyt samodzielna, ale nie było to w gruncie rzeczy zła cecha, mogłaby tylko czasami odpuścić, by było jej lżej.
        - Moja najmilsza Yuumi - zwrócił się do niej, gdy nadeszła pora, by zabrał głos. Przysunął się, pchnięty delikatnym podmuchem powietrza, który sam wzbudził, po czym zamknął jej dłonie w swoich, delikatnym acz zdecydowanym gestem, jakby łapał motyla, którego nie chciał skrzywdzić. Dziwnie wyglądały ręce poety pozbawione pierścieni i bransolet - szczupłe, blade i delikatne, w półmroku sprawiały wrażenie eterycznych, gdy brakowało na nich punktu odniesienia, który byłby niezaprzeczalnym dowodem ich materialności. A mimo to były ciepłe i opiekuńcze, sam ich dotyk wystarczył, by podnieść na duchu i przekazać część z tego, co kłębiło się w głowie poety.
        Lali odetchnął cicho, pochylił się, by złapać wzrokiem spojrzenie Funtki i dopiero wtedy zaczął mówić.
        - Chcesz podróżować. - W zaskakująco krótki jak na niego i precyzyjny sposób ubrał w słowa to, co ona mu opowiedziała. Chociaż może nie, może ona wcale nie to miała na myśli, a jedynie on w tym prostym stwierdzeniu znalazł remedium na jej troski. Zaraz zresztą rozwinął myśl.
        - Chcesz szukać własnej ścieżki i pozwolić, by to twoje własne stopy zawiodły cię tam, gdzie będzie twoje miejsce. Może nigdzie, wszak niektórych domem jest cały świat. Faktem jest, że wkrótce będziesz dorosłą panną, która może sama o sobie stanowić i wskazane jest, by do tego czasu w twej głowie zrodził się pomysł tego, jak chcesz spędzić swe życie… Wiem jednak, że to nie jest takie proste, wszak świat daje tyle możliwości... Życie nie jest proste, moja najdroższa przyjaciółko, niezależnie od tego czy ma się lat szesnaście czy trzysta - nie ma na nie recepty. Co więcej, nie można go porównywać, bo chociaż ludzie żyją krócej, smak ich życia jest intensywniejszy i nawet jeśli bywa gorzki, jest to tylko stan chwilowy, a zaznanej przez ten czas słodyczy nie da się wprost zapomnieć. Szaleństwo i kruchość waszego żywota sprawia, że jest ono wyjątkowe, pozwala porwać się w wir zdarzeń bez myślenia o konsekwencjach, czerpać z niego garściami. My, rasy żyjące przez stulecia, możemy spróbować znacznie więcej… Lecz przez to smaki mieszają się i stają mdłe. Zapominamy jak to było sto lat wcześniej, całe życie zlewa się w jedną ścianę niejasnych barw i tylko pojedyncze punkty zachowują jeszcze kształt i kontury, a i one za kolejne sto lat się rozmażą… Ludzie pojawiają się w naszym życiu i znikają i nawet gdybyśmy zrobili wszystko, nie zatrzymamy ich przy sobie, bo dla nich los ma inne plany. Uczucia są jak motyle i niewiele wytrzymuje próbę czasu, miłość, przyjaźń czy nienawiść za sto lat stają się rutyną, powtarzanymi rytuałami i serce nie potrafi już bić mocniej nawet gdybyśmy chcieli, bo to już jest część nas, której nie można odkryć na nowo. Tak samo jest z nauką, przez setki lat doskonalimy jakąś dziedzinę tylko po to, by na koniec zorientować się, że straciła ona całą swą słodycz, bo znamy ją już całą i nie znajdziemy ani jednej białej plamy, którą moglibyśmy zapełnić... Może i nie zostaniesz arycmistrzem w swej dziedzinie, jesteś jednak niezwykle bystrą i wszechstronną osobą, nie musisz się tym przejmować. Próbuj, sprawdzaj, nie zostawaj przy niczym na zbyt długo, ale po czasie wracaj. Nikomu nie musisz dorównywać, życie to nie zawody - musisz być w zgodzie z samą samą, musisz patrzeć w lustro wiedząc, że to twoje odbicie, a nie zlepek osób, którymi się otaczasz… Teraz uczysz się magii porządku, co jest z pewnością przydatne i pożądane, lecz czy musisz być w tym najlepsza? Czy nie wystarczą te zaklęcia, których potrzebujesz w życiu, bez zaśmiecania sobie głowy tymi inkantacjami, które mogą okazać się dla ciebie nieprzydatne? Za rok spróbuj z czym innym, znajdź sobie nauczyciela, który pokaże ci kolejny aspekt świata, odkryje przed tobą nowe możliwości. Podróżuj, realizuj swe marzenia, swe cele i pragnienia. Pojedź nad Jadeitowe Wybrzeże, by poczuć we włosach morski wiatr, a w ustach smak morza, naciesz oczy i uszy otaczając się egzotycznymi podróżnikami i dowiedz się od nich, jak wyglądają ich domy. Udaj się w Góry Druidów, by poznać inny sposób obcowania z naturą, nie taki jak wśród elfów, uporządkowany i piękny, a prędzej dziki, porywczy i majestatyczny niczym same górskie szczyty. Życie jest zbyt piękne i oferuje zbyt wiele, by poświęcać się jednej dziedzinie. Jeśli czujesz, że tego pragniesz, że chcesz poznać więcej i czuć więcej, właśnie tak zrób. I nie zważaj na innych, bo to twoje życie i to ty je musisz napisać.
        Na zakończenie swej przemowy Kinalali westchnął i uśmiechnął się do Funtki ciepło. Chwilę później puścił jej dłonie i sięgnął po napełnione naparem czarki - swoją zachował, a tę od Yuumi wręczył jej do ręki. Niewielkim łykiem ledwo zwilżył wargi, po czym odstawił naczynko na brzeg donicy.
        - Decyzji nie można podejmować pochopnie, nie można też jednak zbyt długo ich roztrząsać - zauważył jeszcze znad brzegu naczynia. - W głębi serca już wiesz co chcesz zrobić, teraz jest to tylko kwestia tego, by twój umysł również to pojął. Na ten wieczór postaraj się o tym zapomnieć, wrócimy jednak do tej rozmowy przy najbliższej stosownej okazji. Wesprę cię bez względu na to, jaką decyzję podejmiesz, pozwolę sobie jedna wyrazić samolubną prośbę, byś nieważne gdzie zawędrujesz nie porzucała pędzla i gdy poczujesz, że oto ostatni dzień, gdy oddychasz powietrzem tego miasta, powiedz mi o tym. Nie będę cię powstrzymywał, serce jednak pękłoby mi, gdybym nie mógł życzyć ci szczęścia w tej wyjątkowej podróży.
        Lali nie wspomniał o pożegnaniach, bo nic tak nie napawało go lękiem, jak właśnie wypowiedzenie tego jednego słowa “żegnaj”.

        Tymczasem do drzwi mieszkania poety ktoś zapukał. Pod nieobecność pana domu to Rye zdecydował się pełnić honory i przywitać nowego gościa, choć nic mu nie było wiadome o tym, by na przyjęciu miałby zjawić się ktoś jeszcze. Postać stojąca na progu była mu jednak dobrze znana.
        - Och, Berlot? - upewnił się.
        - Berlot, Berlot - zgodził się nowy gość. - Wpuścisz mnie czy będziemy rozmawiać w progu?
        Rye zawahał się przez pół uderzenia serca. On osobiście nie przepadał za Berlotem, budził on w nim niepokój. Gwałtowny i porywczy zmiennokształtny był na pierwszy rzut oka typem pustynnego księcia o ogorzałej cerze i ciemnych kręconych włosach, noszącym tuziny kolczyków w długich jak u elfa uszach, a dwie drobne blizny - jedna na łuku brwiowym, a druga wardze - nadawały mu niezwykle drapieżnego wyglądu. Spod jego rąk wychodziły przepiękne rzeźby i kunsztowne miedzioryty, lecz wystarczyło, by raz w trakcie tworzenia marmur odprysł nie tak, jak życzył sobie tego artysta, by ten wpadł w szał i zniszczył całe swoje dzieło. Jednak jak to się mówi: każdy artysta to wariat…
        - Wejdź - zgodził się w końcu Rye, przesuwając się by zrobić rzeźbiarzowi przejście. Gdy się mijali, elf poczuł bijącą od Berlota woń alkoholu i momentalnie pożałował swej decyzji, nie było już jednak odwrotu.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Jak to było, że z czym Yuumi by nie przyszła, Kinalali zawsze umiał znaleźć odpowiedź i odpowiednie słowa, by przekazać jej swoje myśli? Czy było tak ze względu na jego inteligencję? Wiek? Doświadczenie? A może sam fakt, że był jej przyjacielem i rozumiał ją niekiedy lepiej niż ona sama siebie potrafiła zrozumieć? Trudno było jej pojąć, że ktoś może uzmysłowić sobie jej pragnienia zanim jakaś konkretna myśl wyklaruje się w jej świadomości. Przed chwilą całkiem rozbita, teraz była zwyczajnie zszokowana. Siedziała chwilę z pustym wyrazem twarzy, niczym czekająca na polecenia laleczka, wyglądając jakby zapadła w chwilowy trans. Tan naprawdę zaś zatopiła się całkowicie w słowach Lalego, a konkretniej w twierdzeniu, które padło z jego ust na samym początku. Rzadko kiedy poeta był tak stanowczy i zdecydowany, dlatego to zdanie uderzyło w Funcię z podwójną siłą budząc coś uśpionego głęboko w jej umyśle. ,,Chcesz podróżować".
Tak? Chcę? ... Chcę... To byłoby... niesamowite.
Ale Yuumi nie mogła odważyć się na taką myśl. Była zbyt brawurowa, ekstrawagancka wręcz, żeby nie powiedzieć, że samo działanie zgodnie z nią zdawało się być niemożliwe. Ona i podróże? Nawet jeśli Lali miał rację i jakaś magia zaklęta była w jego radach to przetrawienie takich informacji musiałoby zająć jej o wiele więcej czasu.
Słuchała uważnie, analizując najważniejsze dla niej fragmenty. Ciągle jednak powracała do motywu podróży i odkrywania swoich własnych, jak to zgrabnie zostało ujęte, ścieżek. Rozmarzyła się trochę wyobrażając sobie co mogłaby zobaczyć i czego się nauczyć, a potem sama przeraziła się swoją optymistyczną reakcją. Nie, wycieczki w dalekie, nieznajome strony to nie baśnie - mnóstwo tam niebezpieczeństw, przeszkód, smutku i rozmyślań. Trzeba by wszystko przygotować, sprawdzić... a najlepiej po prostu być śmiałym i pewnym siebie. Do młodej Terotto te dwa określenia zupełnie nie pasowały, więc już po chwili zeszła na ziemię i stwierdziła, że choć idea jest piękna, to wcielenie jej w życie będzie się wiązało z masą wyrzeczeń i zachodu. Nadal brała jednak tą opcję pod uwagę z jednego tylko względu - Amari. Kiedy podążała wraz z nim ku Efne, czuła się niezwykle szczęśliwa, wolna. Wiedziała, że wszędzie może się zatrzymać i gdziekolwiek nie zboczy z trasy, nie będzie sama. To było wspaniałe wrażenie. Coś, czego Yuumi doświadczała tylko w myślach, kiedy czytała o niesamowitych wyprawach podróżników... ale było też zimno, niekiedy mokro, na jedzenie weszła pleśń i w dodatku wlazła w jeżyny. Tak, jeśli nawet dziewczyna przeważnie błądziła w krainie myśli i rozważań, nie była chyba typem marzycielki. Przynajmniej nie nazbyt naiwnej i optymistycznej - choć ze względu na wiek i nikłe doświadczenia te przymioty nadal jej nie opuściły. To jednak jak wyhamowywała własne fantazje było godne podziwu. Może dlatego czasami wyglądała na taką przygnębioną. Po prostu dochodziła do najbardziej negatywnych wniosków jakie znajdowały się w palecie rozwiązań. Jednocześnie dzięki temu realny świat nie przerażał jej aż tak bardzo jakby mógł i całkiem nieźle się go trzymała pociągając za sobą innych. Tak też i teraz odruchowo poczęła uspokajać Kinalalego, choć przed chwilą rola zasmuconej przyjaciółki należała do niej.
- Lali, nawet jeżeli (ty niepoważny, genialny szaleńcu) kiedyś gdzieś się udam na pewno nie z zamiarem odejścia stąd na zawsze! - Uśmiechnęła się niemal pobłażliwie, spoglądając na niego z pełnym oddaniem - Zawsze będę tu wracać. Tak jak teraz. Poza tym nie zapominaj, że mam tu dziadka, mam ciebie... nie zniosłabym opuszczenia was na zbyt długo - zapewniła stanowczo. Mogłaby dodać coś więcej, ale uznała, że na razie nie musi. Nie, kiedy udało jej się w końcu tak szczerze uśmiechnąć i nieco wyciszyć. Dla pełnego ukojenia upiła łyczek herbaty. Potem drugi. Chwilę tak siedziała, w milczeniu, aż w końcu wstała i o ten jeden dzielący ich krok zbliżyła się do przyjaciela.
- Na pewno już to wiele razy słyszałeś, ale jesteś wspaniały - powiedziała delikatnie obejmując jego szyję i przybliżając swoją twarzyczkę do jego ucha. - Przepraszam, nie doceniłam cię - szepnęła pogodnie, choć całkowicie poważnie. Równie niezauważalnie jak to zrobiła puściła go i odsunęła się, by mieć więcej przestrzeni.
Cieszyła się, że to powiedziała. Musiała zadośćuczynić Lalemu za to, że w niego zwątpiła. Nawet jeśli nie był tego świadomy nie dałoby jej to spokoju, czułaby się jak ostatnia kreatura. I głupi dzieciak. Bo w końcu maie ubrał w piękne słowa to czego ona nie umiała nawet zbyt dokładnie opisać. Między nimi istniała jednak gigantyczna przepaść... ale cóż z tego? Kiedyś postanowiła mu całkowicie zaufać, nawet jeżeli zupełnie nie rozumiała jego życzliwości skierowanej w jej stronę. Zawsze uważała, że pod tym względem był dziwny. Otaczały go tłumy barwniejszych i wspanialszych postaci, ale on wybrał ją, co zresztą przez długi czas budziło jej podejrzenia. Teraz jednak gdyby Lali kazał jej wskoczyć w ogień zapewniając, że nic się jej nie stanie zrobiłaby to bez mrugnięcia okiem.
Choć z drugiej strony swojej ulubionej wazy raczej by mu nie dała...
- Masz rację, na ten wieczór powinnam o tym wszystkim zapomnieć... - Zebrała się, by wrócić do oświetlonego wnętrza. - Ale namieszałeś mi w głowie, teraz będziesz się musiał trochę pomęczyć... - ostrzegła zabierając czajnik i całkowicie wracając zachowaniem do swoich norm.
- O, i zapomniałabym! - Nagle przypomniała sobie co chciała dopowiedzieć. - Amari to nie jest... typowa rozumna istota. Dlatego nie nazwałam jej ,,osobą". To była mała podpowiedź dla ciebie. Zresztą, zrozumiesz jak ją poznasz. - Spojrzała na niego z dziwnym błyskiem w oku i weszła do środka.


Darlantello nie był nigdy królem przyjęć ani duszą towarzystwa - nawet na małych spotkaniach potrafił być skrępowany, dlatego niegdyś unikał ich jak ognia. Odkąd znalazł się w towarzystwie artystów z Efne starał się nad tym pracować, pojawiał się więc gdzie tylko mógł, ale sobie tylko znanym sposobem od razu znikał w tłumie tak skutecznie, że zdarzało się, iż przez cały wieczór nikt go nie zaczepił. Wydawać by się mogło, że kilkanaście osób rozsianych po całym mieszkaniu Kinalalego to za mało, aby odpowiednio się ukryć, ale młody elf i w takiej sytuacji świetnie sobie umiał poradzić. Wystarczyło, że gdy tylko nadarzyła się okazja usiadł pod ścianą na kilu poduszkach i zajął się czytaniem pożyczonej niegdyś od gospodarza książki. Jednocześnie słyszał doskonale co działo się wokół niego, a już na pewno rejestrował kto wchodził i wychodził z mieszkania, a także kto z kim o kim rozmawia... nie chciał nigdy uchodzić za wścibskiego, ale przez jego nieśmiałość i ciekawską naturę weszło mu w nawyk słuchanie innych... na odległość. Przecież dzięki temu mógł uniknąć przyłączenia się do nich i sprowadzania na siebie różnych kłopotliwych zdarzeń. Trudno było zgadnąć dlaczego ów młodzieniec tak bardzo ich nie lubił - kiedy już się przełamał, wszyscy cenili sobie jego pełne humoru wypowiedzi, bystre spostrzeżenia i przyjazną naturę. Z wyglądu też przyjemny - miał młodzieńcze, ale nie nazbyt delikatne rysy, miły uśmiech, inteligentne zielone oczy i wyróżniające go gęste, niedające się ułożyć w żaden sensowny sposób soczyście rude włosy. Do tego uroku dodawały mu piegi, których na obliczach elfów nie widywało się często. Był naprawdę bardzo interesującym osobnikiem... potencjał ten skutecznie jednak dusił stając się niezauważalnym kiedy tylko mógł. Teraz też odetchnął z ulgą, gdy znajoma kobieta żwawym krokiem przeszła obok niego już trzeci raz nadal nie zwracając na niego uwagi. A wiedział, że jeśliby go dopadła, miałby traumę na następny tydzień. A to w jego przypadku oznaczało siedzenie na jego przymilnym stryszku i nie wyściubianie nosa na zewnątrz nawet na chwilkę.
Kiedy doczytał rozdział, rozejrzał się po pomieszczaniu. Jego wzrok przemknął po twarzach zebranych na żadnej nie zatrzymując się zbyt długo. A może wyjrzeć na taras? Nie, to by się wiązało z opuszczeniem strategicznej kryjówki. A jednak miło by było porozmawiać chwilę z Kinalalim...
To był jego król i mentor jeśli chodziło o poezję. Lantello zakochany był w jego wierszach, czytał je godzinami i co więcej - znany był już z wielu ich opracowań. Tym się głównie zajmował - analizował i tłumaczył dzieła, przekładał je tak na języki jak i dla różnych ras czy klas społecznych.
I uwielbiał, ubóstwiał wręcz Kinalalego! Tak swobodnie, entuzjastycznie z nim rozmawiał!... Kiedy już się zebrał, żeby do niego podejść. Jednak żeby zrobić to w pomieszczeniu pełnym ludzi musiał się bardzo długo motywować. Tym bardziej, że u boku jego mistrza jak nic pojawi się cień w postaci młodocianej pożeraczki dusz. Tak, miał na myśli tą małą brązowowłosą dziewczynę zachowującą się niemal tak dziwnie jak on. Było w niej jednak coś strasznego, czego nie umiał opisać. Tak często przybierała ten bezemocjonalny wyraz twarzy, kiedy coś upadło podnosiła to, zbierała, kiedy coś się przekrzywiło poprawiała to. Siedziała z innymi, ale prawie się nie odzywała. I była poważna tak bardzo, że czasem aż mu się robiło nieswojo. A jednak miała przychylność Kinalalego, czyli coś musiało w niej być. Lant jednak nie wiedział co. I choć nie czuł, żeby jej nie lubił jakoś nigdy nie udało mu się porozmawiać z Kinalalim kiedy ona stała obok. Z nią samą zresztą też nie zamienił zbyt wielu zdań. A było to dziwne zważywszy na fakt, że byli traktowani (Yuumi zresztą słusznie) jako najmłodsi z tej swojskiej grupy i często pracowali, robili coś lub siedzieli razem. I niemal zawsze zgodnie, choć beż żadnych życzliwych słów. Co ciekawe elf wcale najmłodszym nie był - miał już ponad czterdzieści lat! Z wyglądu jednak, zachowania i gestów wpasowywał się idealnie w rolę co najwyżej osiemnastoletniego podrostka i tak też się czuł - miał duży zasób wiedzy, ale jeśli chodzi o mądrość życiową nie mógłby konkurować z żadną rezolutną czternastoletnią dziewczynką. Tak więc, mimo iż doceniany i chyba nawet przez większość lubiany, Lantello stanowił wraz z Yuumi towarzyski margines, z tym, że ona co i rusz przez kogoś była wciągana głębiej, a on zapuszczał się tam tylko wraz z nową pracą.
I z każdymi gośćmi, którzy przychodzili do Miminetty - od dłuższego czasu dzielili razem dom - ona zajmowała parter, piętro było wspólne, a strych należał do niego. Czyli w praktyce strych i owszem był jego, ale wszędzie indziej pałętali się jacyś ludzie. Wykańczało go to nerwowo, ale z drugiej strony było to dla nich najkorzystniejsze wyjście. Znali się z Mimi od dawna i wspólnie przystali na ten pomysł, teraz więc należało jakoś przeboleć niewygody i cieszyć się, że nie trzeba się martwić o zakwaterowanie.
Nagle coś się ruszyło. Lantello spojrzał uważnie na drzwi i ku swojemu niezadowoleniu zobaczył w nich Berlota. Za tym osobnikiem akurat nie przepadał i coś mu mówiło, że jego pojawienie się nie przejdzie bez nieprzyjemnego echa. Jak on chciałby uniknąć kłopotów! Usiadł w pozycji umożliwiającej mu szybkie zerwanie się na nogi i wbił czujne spojrzenie w nowego gościa. Zaczął się zastanawiać kiedy Kinalali wróci do środka - choć wątpił by ten poeta był w stanie kogokolwiek wyprosić, czułby się nieco pewniej w jego towarzystwie.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Kinalali doskonale widział jakie wrażenie robią na Yuumi jego słowa, ale kontynuował niewzruszenie, gdyż całą przemowę od razu miał ułożoną w głowie - gdy w grę wchodziło ubieranie uczuć w słowa, nie było lepszego zawodnika od tego niezdarnego poety. Początkowy szok jego przyjaciółki miło go połechtał - wiedział, że trafił w punkt, a jego krótkie i treściwe zdanie miało to tylko podkreślić, bo chociaż na co dzień mówił bardzo długo i zawile, wiedział kiedy tak budowana wypowiedź jest niewskazana i jedynie rozmywa przekaz. Później nie był jednak do końca pewny, czy docierają do niej wszystkie jego słowa… Ale z pewnością docierał sam ich sens, a to było najważniejsze. Tak bardzo chciał dla niej dobrze, a coś mu mówiło - a jego intuicja była lepsza niż u niejednej kobiety - że bez tej podróży Yuumi nie rozwinie skrzydeł, że to rutynowe przemieszczanie się między Kryształowym Królestwem i Efne wkrótce się jej znudzi. Niczym wahadło - w jedną i w drugą stronę, bez szansy na zmianę, na zobaczenie czegoś innego. To długie i okrutne morderstwo dla tak młodego i chłonnego umysłu, który potrafi poruszać się po tak niezwykłych ścieżkach, by w pełni docenić sztukę i zrozumieć jej przekaz, a jednocześnie nie zatracić kontaktu z rzeczywistością. I cóż z tego, że Funtka była jeszcze młoda i powinna się uczyć? Świat to najlepszy nauczyciel! Kinalali był pewny, że gdyby jego przyjaciółka wyruszyła teraz i mądrze wykorzystała czas spędzony w drodze, wróciłaby jako światła, bystra panna, która wszystko widziała i wszystko zna, mogłaby dyskutować na każdy temat i to może nawet w kilku językach. Inteligentni mężczyźni wodziliby za nią tęsknym wzrokiem, a dla pozostałych stanowiłaby zagadkę i pewną tajemniczą figurę, którą jedni chcieliby odkryć, a inni pozostawić w świętym spokoju, by niczego nie zepsuć. Bardzo mu się ta perspektywa podobała, była to przyszłość, której życzyłby Yuumi. Zmartwienia o to, z czego utrzyma się w drodze czy w czyim towarzystwie będzie się przemieszczać, były tematem na inny dzień - może następny, gdy wszyscy goście opuszczą już jego dom i będzie można w spokoju wszystko rozważyć. A może dopiero za kilka dni czy tygodni, gdy jego przyjaciółka dojrzeje do tej decyzji.
        - Słyszałem, lecz z niewielu ust te słowa padają tak szczerze jak z twoich - zgodził się z jej komplementem. Doskonale wiedział, że nie musi udawać fałszywej skromności i powtarzać jakiegoś wyświechtanego “wcale nie” albo “trochę przesadzasz”, gdyż za te słowa wystarczył lekki różowy rumieniec, jaki pojawił się na jego policzkach.
        - A przepraszać nie masz za co - dodał. - Lubię zaskakiwać.
        Uśmiech La’Virotty należał do tych najszczerszych i najpiękniejszych. Doskonale odnalazł się w fizycznym kontakcie ze swoją przyjaciółką, nie wzdrygnął się ani nie cofnął tylko również lekko ją objął i nieznacznie obrócił głowę, by nadstawić ucho na jej szept. Gdy się odsunęła, z cieniem żalu zabrał rękę, jego oblicze nadal jednak zdobił uśmiech. Yuumi nie była kobietą, która lubiła fizyczne czułości, nawet takie zupełnie bez podtekstów jak w tym przypadku, za to poeta osiągnął swego rodzaju mistrzostwo w naruszaniu przestrzeni osobistej innych osób i czerpaniu z tego energii - przytulanie czy głaskanie mogło poprawić każdy jego nastrój, nawet jeśli i tak do tej pory wydawał się on być wyśmienity.
        - Wezmę pełną odpowiedzialność za me słowa - zapewnił z rozbawieniem, gdy Funtka zaczęła w żartach marudzić na zamęt, jaki w jej głowie wywołały sugestie i wizje roztoczone przez poetę. - Zawsze jestem do twych usług, gdybyś chciała jeszcze o tym porozmawiać. Wszak od tego ma się przyjaciół, czyż nie? Cokolwiek cię trapi, ja postaram się temu zaradzić. Ajaj…
        Lali już w trakcie mówienia wstał ze swego powietrznego krzesła i chciał sięgnąć po swoją prawie pustą czareczkę, trącił ją jednak za mocno i naczynko spadło na ziemię, w której był zasadzony jaśmin. Ziemia wypiła resztkę naparu z czerwonokrzewu, a naczynko pozostawiła nienaruszone, bo była miękka i pulchna jakby niedawno ktoś w niej coś sadził, więc nawet delikatna porcelana nie mogła się o nią stłuc. Poeta ostrożnie podniósł przewróconą czareczkę i bez słowa tłumaczenia podał ją Yuumi - wiedział, że dziewczyna i tak by mu ją zabrała, tak było zawsze. Z jakiegoś powodu, chociaż La’Virotta pogodził się już z tłuczeniem własnych naczyń, ona nadal potrafiła się tym przejmować. Poeta był przekonany, że jest to cecha ludzi praktycznych.
        - Rozbudziłaś moją ciekawość, najdroższa skarbnico tajemnic - zagaił gdy szli już do drzwi. - Jednocześnie poczułem niejaką ulgę, gdyż nie będę teraz myślał o wędrowcu, który miast korzystać z mojej gościny marznie gdzieś na gościńcu, ale to z kim przyszło ci podróżować nie daje mi spokoju… Zdaje się jednak, że droczysz się ze mną, a to oznacza, że nie mam czego się obawiać.
        Kinalali uśmiechnął się, w tym grymasie nie było jednak śladu wyższości - po prostu stwierdził to, co wiedział już od dawna i z czego Yuumi powinna sama doskonale zdawać sobie sprawę.

        Całe szczęście nie wszyscy podzielali graniczącą ze strachem niechęć do Berlota, jaką żywił w stosunku do niego Rye czy Lantello. Byli też tacy, którzy nawet go lubili lub chociażby tolerowali i nawet jeśli do tej pory mieli ciekawsze towarzystwo, w imię większego dobra zrezygnowali z niego i wzięli na siebie obowiązek zajmowania się pijanym artystą. Na widok pustynnego księcia pierwszy ze swojego miejsca wstał Asayi i zbliżył się do nowego gościa. Wyciągnął do niego ramię, sprawnie objął go za barki jakby odławiał dużą rybę z akwenu i odciągnął gdzieś na bok pod pretekstem wspólnej rozmowy i wypicia toastu. Berlot podniósł na niego wzrok drapieżnika, w którym błyszczało niezadowolenie, zaraz jednak jego usta wykrzywiły się w uśmiechu i chętnie przyjął podany przez śpiewaka kieliszek. Co ostrożniejsi mogli sobie skojarzyć częstowanie impulsywnego rzeźbiarza alkoholem z dolewaniem oliwy do ognia i wiele by się nie pomylili, był to jednak jednocześnie najpewniejszy sposób, by go w tym momencie udobruchać. Kiedyś łatwiejszym sposobem byłoby towarzystwo ładnej kobiety, do której mógłby się wdzięczyć i ją adorować, jednak od jakiegoś czasu Berlot pragnął tylko jednej, absolutnie dla niego niedostępnej dziewczyny, która jak na ironię była na przyjęciu, on jej jednak jeszcze nie dostrzegł. Dało się wyczuć gwałtowny wzrost napięcia, gdy ona przemieszczała się po pokoju i za bardzo wchodziła w pole widzenia zmiennokształtnego - zaraz starano się temu zaradzić w jakiś zgrabny sposób. Gdyby Kinalali nie przebywał na tarasie i zobaczyłby tę sytuację, zaraz z typową dla siebie łatwością w dobieraniu słów i metafor, skojarzyłby jego i ją z niżem i wyżem, które krążą wokół siebie, a gdy się zetrą, zainicjują burzę, nim jednak to nastąpi, powietrze stanie się ciężkie i trudno będzie w ich pobliżu wytrzymać. Byłby z tego całkiem niezły wiersz.
        - Co z twoim nowym dziełem, Berlot? - zagaił go Asayi i już po samym spojrzeniu rzeźbiarza wiedział, że poruszył kiepski temat.
        - Nie dokończę go… - wycedził gapiąc się na falującą powierzchnię wina w swoim kieliszku. Śpiewak już w tym momencie wiedział, że rzeźba została pewnie zniszczona. - Nie wyszło… pozbyłem się go. O właśnie, gdzieś tu był Bassar, widziałem go jak się tu kręcił. Bassar!
        Berlot wykonał gwałtowny zwrot przez ramię i prawie wpadł na przechodzącą za jego plecami Sofię. Śpiewaczka odskoczyła jakby ją zaatakowano, co rzeźbiarz skwitował śmiechem.
        - Nie zjem cię - uspokoił, gładząc ją po policzku. Jego głos nie brzmiał jednak specjalnie kojąco. - Ja nie gryzę… Przynajmniej w tej formie.
        Z gardła zmiennokształtnego dobył się niepokojący, trochę wręcz szyderczy śmiech. Sofia ściągnęła usta i zmarszczyła brwi, obrażona za takie docinki, po czym odeszła z dumnie uniesioną głową, odprowadzana przez rozbawione spojrzenie Berlota. Zdawało się, jakby on specjalnie robił wszystko, by wyjść na jak największego troglodytę i brutala, by trochę rozruszać to cukierkowe towarzystwo.

        Kinalali już od progu poczuł, że atmosfera w jego mieszkanku się zmieniła i to raczej w niepożądany przez niego sposób - goście byli spięci i co raz zerkali na gospodarza bądź na źródło swego złego samopoczucia. Mowa oczywiście o Berlocie, który zasiadł do niskiego stolika z fajką i zmusił do rozmowy Bassara. Starszy rzeźbiarz dzielnie znosił towarzystwo swego kolegi po fachu, ba, może wręcz nie był on dla niego tak bardzo męczący, gdyż dyskutowali tylko na profesjonalne tematy - dobór kamienia, narzędzi, technik. Berlot z początku irytował się, że nowy marmur, który sprowadził na życzenie swego klienta, jest twardy jakby hartowano go w ogniach piekielnych. Nie, by zmiennokształtny nie miał dość siły, ale gdy tylko uderzał mocniej w dłuto, kamień nagle odpryskiwał w dowolnie wybranym przez siebie kierunku, co za każdym razem obracało w niwecz całą ciężką pracę, jaką artysta włożył w stworzenie swego dzieła. Bassar w spokoju podjął dyskusję, przytakując Berlotowi, iż w istocie jest to kiepski materiał do kształtowania, a zleceniodawcy upierają się na niego tylko przez to, że ma niezwykły kolor i przez to wyróżnia się na tle innych - nie od dziś wiadomo, że każdy kllient chce mieć coś wyjątkowego w swojej kolekcji. Rada, jaka padła z jego ust, zawierała wskazówki dotyczące używania mniejszych dłut i wczesnego przejścia na szlifowanie, co oczywiście wydłużało czas spędzony na wydobywaniu odpowiednich kształtów, ale przynajmniej nie prowadziło do tak dużych zniszczeń. Berlot ze śmiechem podziękował Bassarowi za dobre słowa i wzniósł na jego cześć toast, opróżniając do dna kolejny z nalanych mu przez Asaya kieliszków. Gdy odchylił głowę, jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Kinalalego.
        - La’Virotta! - zawołał go zmiennokształtny gramoląc się ze swego miejsca. - No w końcu, już myślałem, że nie ma cię na twojej własnej zabawie! Co to za zwyczaj, by w progu gości witał inny gość?
        - Byłem trochę zajęty… - usprawiedliwił się poeta. Na jego twarzy gościł uśmiech, jakby cieszył się z wizyty wybuchowego rzeźbiarza, chociaż pewnie nie było go na liście gości.
        - Dobra, dobra, nie tłumacz się. Żartowałem - zapewnił Berlot. Gdy już stanął naprzeciwko maie, już wyciągał do niego rękę by się przywitać, dostrzegł jednak towarzyszącą mu Yuumi i zaraz skupił na niej całą swoją uwagę.
        - O, widzę oczko w głowie naszego poety wróciło do Efne przed przesileniem? - zagaił. - To tłumaczy to dzisiejsze zebranie. Witaj, Funtko, miło cię widzieć. Niezła sukienka, wyglądasz w niej jak dorosła kobieta.
        Berlot przez ułamek sekundy stał skonsternowany, gdyż w jego nawyku leżało całowanie kobiet w dłoń na powitanie, a tymczasem młoda malarka miała obie ręce zajęte. Rzeźbiarz był już jednak do niej pochylony i głupio byłoby mu się teraz cofnąć, więc pocałował powietrze obok jej ucha, przytulając swój policzek do jej policzka. Skóra jego twarzy była szorstka, ciepła i bardzo sucha, co ze względu na jego rasę nie powinno nikogo dziwić. Gdy już Berlot przywitał się z Funtką, wrócił do poety, a że najwyraźniej nastrój mu się poprawił, przywitał się z nim wylewnym męskim uściskiem, połączonym z klepaniem po plecach. Tego było trochę za dużo jak dla La’Virotty i gdy tylko dłoń rzeźbiarza po raz pierwszy uderzyła go między łopatki, na twarzy maie odmalował się grymas bólu. Zaraz złapał zmiennokształtnego za ramiona, by go od siebie odsunąć, lecz to nie było potrzebne - Berlot nad jego ramieniem dostrzegł coś, co w mgnieniu oka pochłonęło całą jego uwagę.
        - Tanaj? - odezwał się, jakby zobaczył zjawę. Od razu stracił zainteresowanie całą resztą towarzystwa i skupił się na niej, swej muzie i obiekcie fatalnego, destrukcyjnego zauroczenia. Kinalalego odsunął na bok i zaraz wyszedł na taras. Poeta chciał go jeszcze zatrzymać, ale ze swoją gracją i posturą osiągnął tylko tyle, że prawie się przewrócił, w ostatniej chwili kurczowo łapiąc się futryny. I chociaż całe towarzystwo wstrzymało na moment oddech, Tanaj sprawiała wrażenie niewzruszonej. Z lekko nadąsanym wyrazem twarzy przywitała się z Berlotem i podała mu dłoń, a gdy rzeźbiarz się do niej nachylił, ruchem wolnej ręki kazała reszcie odejść. No tak, była to kolejna kobieta w towarzystwie, która nie da sobie w kaszę dmuchać i nie należy raczej do typu damy w opresji - sama potrafiła sobie poradzić z namolnymi adoratorami. A przynajmniej tak jej się wydawało, gdyż Berlot był nie byle jakim przeciwnikiem.
        - Ty go tu zaprosiłeś? - zapytał Bassar, który nagle pojawił się przy poecie. Tatusiowata natura ciemnoskórego rzeźbiarza właśnie kipiała ze złości, bo jego uczennica została wystawiona na zaloty mężczyzny, który oczywiście nie był jej godny.
        - Ależ... - żachnął się La'Virotta. - Nie bym miał coś przeciw Berlotowi, jednakże jesteś świadomy, że niektórych towarzystw nie należy ze sobą mieszać, by nie doprowadzić do dramatów... Musiał sam to trafić, przypadkiem, zasłyszawszy od kogoś wieści o takim spotkaniu, bądź też zaproszony przez inną obecną tu osobę...
        - Dobra, dobra - uciął jego wynurzenia Bassar.
        - Nie gorączkuj się tak - wtrącił się do rozmowy Arillen. - Twoja uczennica wdepcze Berlota w ziemię, jeśli on chociażby pomyśli o czymś, na co ona nie ma ochoty. Chodźcie lepiej do środka, przecież Tanaj prosiła, byście zostawili ich samych.
        Malarz złapał mężczyzn za ubranie i wciągnął ich do mieszkanie, Funtkę zaś poprosił gestem, by sama weszła na salony. Gdy się mijali, usłużnie zaproponował, że przejmie od niej przynajmniej część naczyń.
        - Histerycy - podzielił się z nią swymi przemyśleniami. Mówił konspiracyjnym, rozbawionym szeptem.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Trudno było nie zauważyć, że Funcia w towarzystwie Kinalalego chętniej niż przy innych okazjach okazywała zadowolenie, a rozmowy z nim miały na nią dobry wpływ (przynajmniej pod względem dobrego samopoczucia, bo kto może wiedzieć jakie treści i przekazy artysta zasiewał w jej młodym, niewinnym serduszku). Tak też i teraz po powrocie do środka dało się poznać, że młoda podopieczna poety znacznie się rozluźniła i z lekkim uśmiechem na ustach była gotowa stawić czoła reszcie zebranych towarzyszy. Poza jednym, którego się nie spodziewała.
Lantello uważnie obserwował poczynania Berlota odkąd ten pojawił się w progu, niekiedy przesuwając z niego wzrok na pozostałych gości, by zorientować się pobieżnie co oni sądzą o jego towarzystwie. Trochę też zakuło go, gdy zobaczył Lalego wchodzącego ze swoją (ach!) małą przyjaciółką - dlaczego przy sobie zawsze byli tacy zadowoleni!? Ona dopiero co wróciła do miasta i już zaabsorbowała niemal całą jego uwagę, a jemu nie udało się nawet chwili z nim porozmawiać (poza przywitaniem oczywiście). Naturalnie powinien winić sam siebie, w końcu to on siedział cicho w kącie sprawiając wrażenie, że albo go nie ma, albo nie chce z nikim rozmawiać. Problem tkwił w tym, że młoda malarka bardzo często robiła dokładnie to samo, a jakże odwrotny efekt to dawało! Nie chciał się do tego przyznać, ale miał chyba do niej jakąś niesprecyzowaną pretensję, żal, że tak bardzo się różnią choć na dobrą sprawę jej pozycja powinna być taka jak jego, a właściwie - dużo niższa...
Przyłapawszy siebie na takich zawistnych myślach zaczerwienił się i odruchowo, niczym małe dziecko, zakrył sobie usta rękami choć przecież nie powiedział ani słowa na głos. Rozejrzał się też panicznie jakby bał się, że mimo wszystko ktoś mógłby to usłyszeć... och, jaka marna była z niego kreatura, tak wyżywać się na bezbronnej dziewczynie! Choć gdy tylko znów o niej pomyślał zasępił się, bo stwierdził, że nijak nie może jej polubić. Nie dawało mu to jednak prawa do takich wewnętrznych wybuchów i doskonale o tym wiedział. O nie! Ścisnął pięść na znak powziętego postanowienia i skinął głową. Tak! Nie będzie jej więcej obrażał! Nawet w myślach! Nie wolno mu!
Znów popatrzył na Berlota i zorientował się, że obiekty poprzednich jego obserwacji (czyli Funtka i Lali) znajdowali się już tuż obok niego. Zdziwił się troszkę i stwierdził, że nie powinien się tak często zamyślać - najwyraźniej szkodziło mu to na wzrok.
Po kilku chwilach widok zasłoniła mu para odzianych w luźne spodnie nóg. Zaraz przeszły raz jeszcze, a potem kolejny, nieco go irytując. Mimo to nie podniósł głowy, choć materiał wydawał mu się znajomy i nasuwał mu dziwne skojarzenia. Skupił się jednak na - jak to nazywał - zadaniu. Kinalali jak zwykle serdeczny przywitał "nieproszonego" gościa co wzbudzało podziw Lanta. Ech, maie był taki... taki wspaniały! Elf o mało nie westchnął rozmarzony, ale owo zrelaksowanie szybko zastąpił nagły, nieprzyjemny dreszcz, kiedy zobaczył nieporadne przywitanie zmiennokształtnego z niosącą naczynka malarką. Pominąwszy - wydawało by się całkiem miłe - słowa gościa skierowane w jej stronę, osoba pokroju Lantella doskonale wiedziała jak niekomfortowo musiała się poczuć dziewczyna będąc narażona na tak bliski kontakt fizyczny, i to w dodatku w okolicach twarzy!
Młodzieniec odruchowo pochwalił ją w myślach za to, że nie upuściła niczego przy tej okazji, choć prawdę mówiąc byłoby to dość trudne - tak wbiła palce w nieszczęsne czareczki, że aż jej paliczki zbielały. Lant mógł być o nią... ekhm... delikatnie zazdrosny, ale w takich chwilach nieśmiali introwertycy trzymają się razem! Dlatego też odetchnął z ulgą, kiedy Berlot znów zwrócił swą uwagę ku gospodarzowi i zostawił Funcię w spokoju.
- To typek, no!
Zadziorny głos nad jego głową potwierdził jego mgliste przypuszczenia co do spodni - chodziła w nich Mimi, jego kochana współlokatorka, a by być już całkiem dokładnym - stała w nich tuż obok niego i skrzyżowawszy ręce na piersiach śledziła wzrokiem Berlota.
- Co masz na myśli? - zapytał elf łagodnie, udając zdziwienie. Choć myślał różne rzeczy, kiedy się z nim rozmawiało nigdy się z nimi nie zdradzał. Był bardzo ostrożny w tym temacie.
- Jak to o co!? - Miminetta ze zniecierpliwieniem wskazała dyskretnie najnowszego gościa i zmarszczyła brwi. - Mówię o zachowaniu naszego księciulka! - Machnęła ręką z typową dla siebie pełną energii szybkością i tupnęła lekko, schylając się ku Lantowi. - Ty widzisz jak on nas traktuje? - spytała niemal sycząc, ale zanim usłyszała odpowiedź, wyprostowała się gwałtownie i znów zaczęła tupać - I jeszcze Funcię... ale miał rację, kiecka jest świetna!
- Netta!
- No co? - spytała autentycznie zaskoczona jego reakcją. - Przecież jest śliczna! Nie sądzisz? - zapytała, a głos jej niebezpiecznie zadrgał na granicy groźby i oburzenia.
Lantello szybko pokręcił głową szybko zaprzeczając jej domysłom, ale ona już chwyciła go za policzek i zaczęła tarmosić kucając przy nim jak rasowy oprawca:
- Czy Funcia nie jest ś l i c z n a w swojej n o w e j s u k i e n c e ? - zapytała cedząc słowa przez zęby, a biedny chłopak kiwał głową na ile tylko mógł, byleby tylko uwolnić się od podejrzeń (i trzymającej go dłoni).
- No, i tak ma być! - skwitowała malarka i znowu się podniosła, podając elfowi rękę:
- Chodź tu, nie skończyłam mówić - wyjaśniła zachęcająco, a rudzielec uśmiechnął się zrezygnowany. Chyba nie miał wyboru.
- No dobrze, mów - westchnął życzliwie, opierając się o ścianę i chowając ręce za plecami. Wyglądał przy pełnej wigoru i obfitej w kształtach Miminećcie jak zawstydzony chłopaczek, który opowiada o swoim pierwszym zauroczeniu. Nie pomagał w tym fakt, że był parę centymetrów od niej niższy i nagminnie się garbił.
- A ty co, sam nie słyszałeś!? ,,Nie gryzę, przynajmniej nie w tej formie" Co to za tekst do Sofii!? - Miminetta wydawała się oburzona i zaraz zaczęła cytować co tylko jeszcze pomieściła jej kobieca pamięć, na koniec zaś jęknęła:
- O prześladowaniu Tanaj nie wspomnę... A Funcia!... Nie, w sumie niech ją chwali. Przyda jej się na przyszłość. Tylko za tego buziaka muszę mu w mordę dać.
- Netta!
- No co?
- Od kiedy przeszkadza ci taka forma powitania?
- Mi? - zdziwiła się. - Mi w ogóle! - Machnęła ręką, już nie wiadomo, który raz z rzędu pokazując, że świat kręci się dla niej zbyt wolno i najchętniej wszystko by przyspieszyła, łącznie z rozumowaniem niektórych ludzi. - Ale moją Funcię mogę całować tylko ja! I Kinalali w policzek, jak ładnie poprosi.
- Pocałował ją w policzek? - Teraz to elf był zdziwiony.
- No pewnie, że tak, przecież on zawsze tak robi! Nawet mnie całuje na powitanie, ślepy jesteś czy co?
- Chyba... tak... - jęknął młodzieniec załamany i znów osunął się na swoje wygrzane poduszki. Pięknie, jego idol w rękach tylu niepoprawnych niewiast! I jak on ma teraz się do niego dopchać i choć odrobinę zbliżyć!?
- Co ci? Też byś chciał, co? - Mimi zaśmiała się odgarniając loki. - Jesteś taki grzeczny, dam ci to w prezencie - Powiedziała klękając obok i składając na lego rozgrzanym policzku przyjaznego buziaka.
- Masz, lepiej ci? - zagadała czochrając mu włosy, ale on załamał się jeszcze bardziej.
- To nie ciebie chcę... - jęknął nieopatrznie, opierając głowę na podciągniętych do piersi kolanach. - Nic mi nie pomożesz...
- Spadaj, niewdzięczniku! - Poirytowana wstała, kopnęła go w żebra i znowu kazała mu się podnosić. Ale nikt się temu nie powinien dziwić. Takie rzeczy często im się zdarzały...
- Ej! Gdzie Berlot? Zniknął mi! - Kiedy już doszli ze sobą do ładu, Miminetta rozejrzała się i dostrzegła braki w towarzystwie. - Gdzie on się podział?
- Z Tanaj... - westchnęła melodyjnie Sofia, która w międzyczasie podeszła bliżej. - Mam nadzieję, że ona jakoś doprowadzi go do ładu...
- A powinna! - Brunetka energicznie pokiwała głową. - To ostra baba, nie na darmo się z nią kłócę jak u mnie nocuje!
- Jak ktoś się z tobą kłóci to faktycznie nie da sobie dmuchać... - przyznał Lantello zerkając w bok, by nie prowokować kolejnego ataku. Sofia zachichotała lekko słysząc tą uwagę. Zaraz też odsunęła się od ściany i grzecznie przywitała się z elfem, którego nie zauważyła wcześniej, tłumacząc łagodnie swoje niedopatrzenie.
- No, no, ale wracając do tematu - Mimi zirytowała się, gdy przestali skupiać na niej uwagę. - Jak sądzicie, Berlot zrobi dzisiaj coś głupiego?
- Netta!
- Phi, już zrobił! - obruszyła się Sofia dumnie unosząc głowę. - Ten mężczyzna jest nieprzewidywalny!
- I jaki ma tupet! - podłapała malarka. - Zwraca się do pań tak, jakby każda była nim nie wiadomo jak zainteresowana!
- Mówisz tak, bo z tobą akurat się nie przywitał. - Lantello ośmielony znów wtrącił swoje trzy grosze, a kobieta zgromiła go wzrokiem.
- To nie ma nic do rzeczy! - stwierdziła unosząc się dumą, tak jak poprzednio śpiewaczka, ale po chwili zmiękła:
- No, ale trzeba mu przyznać, że jest przystojny - dodała szczerze, gdyż nie miała w zwyczaju zbyt długo ukrywać tego co myśli. Lecz mimo tego zawsze ze wszystkiego potrafiła wyjść z twarzą.
- M-może... - Sofia zawahała się, ale ostatecznie musiała przyznać jej rację. - Może tym gorzej dla niego... gdyby był mniej urodziwy mógłby nauczyć się być także skromniejszym - stwierdziła mądrym, spokojnym głosem, poddając Berlota głębszej analizie.
- No i ostatecznie ma całkiem dobre wejścia... - Mimi także zagłębiła się w temat. - Umie się wysłowić i przywitać. Może nie są to specjalnie wysokich lotów przemowy, ale przyjaźnie traktuje innych znajomych mężczyzn... zazwyczaj. I gdyby nie przesadzał, uchodziłby także za uprzejmego wobec kobiet.
- On jest po prostu nachalny! - niemal krzyknęła oburzona artystka robiąc dziwną, niezbyt uroczą minę.
- Ależ ja nie mówię, że nie Sofiu! Ja tylko twierdzę, że gdyby nie przesadzał... ale nie, w sumie racja... I nawet do mnie nie podszedł!
- Ha! Mówiłem, że o to chodzi! - stwierdził triumfalnie Lant czym zasłużył sobie na solidny cios w ramię, ale także kolejny przychylny chichot powściągliwej zwykle śpiewaczki.
- Mniejsza z tym! - ucięła temat brunetka starając się zachować spokój. - Lepiej powiedzcie mi co sądzicie o niedawnej wystawie rzeźby...

Funtka tymczasem, nadal czując na policzku resztki aury Berlota, zmywała z siebie nieprzyjemne wrażenie myjąc dokładnie czarki. Tym razem nie miał jej kto odpędzić od roboty, tak więc przy okazji zajęła się paroma brudnymi talerzykami, wazonem bez wody, poplamioną poduszką... w międzyczasie wymieniając luźne uwagi z Arillenem. Już wcześniej zgodziła się z nim, że Lali, ale przede wszystkim Bassar za bardzo się przejmują. Jej zdaniem Tanaj była osobą, której żaden mężczyzna nie wejdzie w drogę, a jakby spróbował marnie by skończył. Wszystkie damy tutaj zgromadzone miały w sobie ten hardy pierwiastek, który nie pozwalał żadnej z nich lekceważyć, ale niestety - zauroczenie zaślepia i nie pozwala trafnie ocenić sytuacji. Z drugiej strony, choć nie czuła się dobrze w towarzystwie Berlota (zbyt bliskim dodajmy, bo z daleka nawet ciekawie było czasem obserwować jego poczynania) nie sądziła, by mógł posunąć się zbyt daleko. Nie ufała zbytnio jego wyuczonym manierom i porywczemu charakterowi, ale pokładała duże nadzieje w jego instynkcie samozachowawczym, który u zmiennokształtnych raczej nie powinien zawodzić.
- Na długo przyjechałaś? - Malarz z uśmiechem wrócił do przerwanej rozmowy podając dziewczynie suchą szmatkę i przyglądając się jak wprawnie osusza różnokształtne naczynia, a z jej drobnych rąk nic nie waży się wypaść, czy choćby tylko obsunąć.
Funcia wydawała się skonsternowana przez chwilę, ale szybko się opanowała i odparła:
- Nie jestem pewna. Szczerze mówiąc nie planowałam zbyt długo tej wizyty, a tym bardziej tego co potem... - Zamilkła na parę sekund skupiając się na swoich myślach. - Ale to Efne, prędzej czy później coś się wymyśli! - dodała obdarzając mężczyznę szczerym uśmiechem pełnym dziwnej pewności i niewinnej wiary.
- Dobrze to słyszeć - Arillen poklepał ją lekko po ramieniu i nawet jakoś specjalnie jej to nie przeszkadzało. Lubiła go i wydawał jej się jakiś taki... przyjemny.
- Potrzymasz to? - spytała wkładając mu w ręce do połowy osuszony talerz pomalowany w niebieskie róże i ścierkę, którą go wycierała. - Naleję Bassarowi uspokajającej herbatki. Z tego co pamiętam zawsze mu pomagała. - Chwyciła wysoką filiżankę i bez dalszych wyjaśnień zaniosła parujący napar rzeźbiarzowi.
- Proszę się nie martwić, kobiety umieją sobie poradzić i nie w takich sytuacjach - powiedziała strapionemu mężczyźnie uśmiechając się porozumiewawczo, bo spostrzegła, że nadal nie daje mu to spokoju. Chwilami strasznie przypominał jej jej własnego ojca. Obaj byli podobni pod wieloma względami i przy tym po prostu kochani. Kolejna osoba w towarzystwie, przy której Yuumi czuła się naprawdę dobrze i co ważniejsze, którą na swój sposób starała się opiekować - bo czasem nadopiekuńczy panowie potrzebowali więcej wsparcia niż młode kobietki.
- Poza tym ręczę, że Berlot nie posunie się za daleko - powiedziała stanowczo i ze zwykłym spokojem i gestem wprawnej kelnerki zabrała pusty kieliszek. - Jeżeli tak, wszystkie zgromadzone tu dziewczyny rzucą się na niego i wydrapią mu oczy. - Uśmiechnęła się nieco przerażająco, choć bardzo delikatnie i lekko się skłoniwszy wróciła do swoich zajęć i rozmowy z Arillenem.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Kinalali po wejściu do mieszkania jakoś tak zupełnie nieświadomie poszedł za Bassarem, wykorzystując go trochę jako lodołamacz wśród grupek dyskutujących gości. Uwadze poety nie umknęło, jak wszyscy byli zaaferowani wizytą niezapowiedzianego gościa - prawie każdy zerkał teraz w stronę wyjścia na taras, gdzie Berlot został sam na sam z Tanaj. Powoli kiełkowały ziarenka plotek: czy piękna wychowanka czarnoskórego rzeźbiarza odwzajemnia uczucia porywczego pustynnego księcia, czy też darzy go niechęcią? A może już się spotykają, tylko na razie w sekrecie, by Bassar nie dostał szału? A może… Ile osób, tyle wersji i historii - tak było zawsze, to był jeden z elementów definiujących to środowisko: plotki, domysły, insynuacje. Z reguły niegroźne, o ile ktoś nie kwestionował przy tym cudzego talentu i umiejętności - w złym tonie było na przykład sugerowanie, jakoby artystę łączyły intymne stosunki z mecenasem i była to główna podstawa rzeczonego patronatu. Lali nigdy czegoś podobnego nie doświadczył, pamiętał jednak, że jego droga patronka lady Liabella Yrsund została swego czasu niesłusznie posądzona o zbyt intymne kontakty z jednym ze swoich protegowanych. Co prawda plotka szybko ucichła, gdy wyszło na jaw, że młodzieniec ten jest odmiennej orientacji, jednak maie doskonale pamiętał udręczone oblicze Liabelli i łzy, które roniła w jego mieszkaniu, gdy przyszła wygadać się swemu najdroższemu przyjacielowi, który jako jedyny potrafił rozmawiać z nią o uczuciach w przekonujący sposób. Kinalali na moment dał się pogrążyć tej tęsknocie: lady Yrsund była bardzo bliska jego sercu, nie traktował jej tylko jako źródła swego utrzymania, ale właśnie jak najbliższą przyjaciółkę - mogła powiedzieć mu znacznie więcej niż ktokolwiek inny w tamtym czasie, podzielić się z nim sekretem czy też otwarcie go zganić. Zawsze mogli na siebie liczyć, nawet w jej ostatnich chwilach, gdy konała zmorzona chorobami swego wieku - była wszak tylko zwykłym człowiekiem…
        - Coś taki zasępiony, Kinalali? - zwrócił się do niego zatroskany Rye. - To… Chyba nie chodzi o Berlota, prawda? To ja go wpuściłem, jeśli nie miałem…
        - Och nie, nie - przerwał mu zaraz pogodnym głosem poeta. - Dobrze zrobiłeś, że go wpuściłeś, gdyż ja uczyniłbym tak samo, nikogo wszak bym nie odprawił ze swego progu, zwłaszcza gdy przychodzi w pokojowych zamiarach. A charakter każde z nas ma inny, czyż nie? - dodał z uśmiechem, poprawiając jeden z niesfornych loczków opadających mu na twarz. - Wszystko jest w jak najlepszym porządku, mój drogi. Przypomniały mi się jednak stare czasy, gdy dopiero trafiłem do tej kolebki wszelkiej maści sztuki, jeszcze jako niedoświadczony poeta próbujący dopiero dotrzeć do ludzi ze swymi dziełami. Miałem wtedy niebywałą przyjemność trafić pod troskliwe skrzydła mej drogiej przyjaciółki i dobrodziejki lady Liabelli Yrsund, której wspomnienie nawiedziło teraz me myśli.
        - Yrsund - powtórzył Rye, by mieć pewność, że dobrze usłyszał nazwisko. Maie potaknął ruchem głowy i uśmiechem.
        - Tak, to wiele wyjaśnia - zgodził się elf. Nie do końca wiedział jakim cudem skojarzenia Kinalalego zawędrowały w tak daleką przeszłość, w stronę kobiety, którą znał ledwie kilkadziesiąt lat, lecz nie od dziś wiadomo, że myśli poety wędrowały po przeróżnych torach, których zwykły śmiertelnik wcale tak łatwo nie mógł zrozumieć. Ba, nawet drugi artysta może mieć problem, jeśli tylko stąpa trochę bardziej twardo po ziemi. Dlatego też Rye nie zamierzał dopytywać i drążyć - historia dawnej mecenaski maie jakoś niespecjalnie go pociągała, gdyż była to w końcu tylko przeszłość, a tymczasem tu i teraz działo się tak wiele ciekawych rzeczy.
        Lali nie zagłębiał się w rozmowę z elfim artystą, tylko przysiadł się do Bassara, który nadal łypał z niezadowoleniem w stronę drzwi wychodzących na taras. Poeta przyglądał mu się z troską i pewnym żalem, gdyż widać było jak na dłoni jak bardzo rzeźbiarz martwi się o swoją podopieczną. Poeta chwilę milczał rozważając czy rozmowa w tym momencie faktycznie ma sens, jednak uznał, że zawierzy swej intuicji - do tej pory z reguły dobrze na tym wychodził.
        - Bassar? - zwrócił na siebie jego uwagę, delikatnie kładąc dłoń na jego ramieniu w bardzo czułym geście świadczącym o wsparciu duchowym. Rzeźbiarz nie był tak daleko myślami, by zignorować proszącego o uwagę maie - obrócił na niego spojrzenie, które pytało “o co chodzi?”. Poeta w tym momencie zabrał rękę, by nie wyjść na napastliwego, a gdy ją cofał, odruchowo już poprawił opadające ramię swojej szaty.
        - Zdaje się, że wiesz iż w kwestii uczuciowości i emocjonalności jestem trochę lepiej zorientowany niźli ty, co oczywiście nie stanowi wady żadnego z nas, jest tylko jedną ze składowych tego kim jesteśmy i jaka jest nasza ścieżka…
        - Do rzeczy, Kinalali - upomniał go rzeźbiarz. Nie należał on jeszcze do grona osób, które mogły zwracać się do poety żadnym pieszczotliwym zdrobnieniem, ale zdaje się, że niespecjalnie mu to przeszkadzało, gdyż był osobą dość twardo stąpającą po ziemi, oczywiście jak na artystę, a Lalego lubił, lecz nie aż tak bardzo. Chyba jak większość mężczyzn wolał utrzymać zdrowy dystans od zniewieściałego poety, tak by oboje mogli pozostać w dobrym zdrowiu psychicznym.
        - Chodzi mi o to, że nie ma sensu gasić porywów serca, jeśli żadna ze stron nie wyraża oczywistej niechęci względem drugiej… - zaczął tłumaczyć z zaangażowaniem La’Virotta, po raz kolejny jednak mu przerwano. Tym razem Bassar ruchem ręki nakazał mu milczenie, gdy przy stoliku pojawiła się Funtka, niosąc uspokajające ziółka dla rzeźbiarza. Jej początkowe zapewnienia, że wszystko będzie w porządku, przyjął z nikłym uśmiechem, gdyż był to trochę wyświechtany frazes, a dla niego Tanaj była prawdziwym oczkiem w głowie i żył w przekonaniu, że musi ją bronić przed całym światem, a już zwłaszcza przed takimi dzikusami jak ten nieszczęsny Berlot. Jednak dalsze słowa młodej malarki, te o losie jaki spotka zmiennokształtnego artystę gdy tylko sięgnie po coś, czego mu nie wolno, wywołały już śmiech rozbawienia. Zły humor Bassara zniknął jak mydlana bańka po zetknięciu z pierwszą lepszą przeszkodą.
        - Masz rację, Yuumi - zgodził się, wymownie zerkając na Sofię i Mimi, które z wielkim przejęciem rozmawiały wpatrzone w tarasowe drzwi. - Wściekła artystka to siła, z którą żaden wojownik nie byłby w stanie się zmierzyć. Dzięki, dobra z ciebie dziewczyna.
        Ciemnoskóry rzeźbiarz zasalutował Funtce kubkiem i napił się ziół, które co prawda nie były mu już potrzebne, lecz przynajmniej wybornie smakowały. Kinalali obserwował go z lekko przekrzywioną głową, wahając się jeszcze lekko czy powinien się teraz odzywać czy też nie, lecz zdawało mu się, że kryzys został już zażegnany, a jego przemowa o uczuciach stanowiłaby kij włożony w mrowisko.
        - Przerwałem ci - zreflektował się Bassar, dając tym samym poecie do zrozumienia, że może kontynuować. La’Virotta jednak żachnął się z uśmiechem i wykonał ręką zbywający gest.
        - To nic, to nic - zapewnił, po czym powiódł wzrokiem za Funtką, która wracała do kuchni. Westchnął przejmująco. - Jakże wiele skrajności spotyka się w tej młodej kobiecie w tym momencie. Już nie jest dzieckiem, lecz jeszcze nie kobietą, oblicze ma jeszcze delikatne i niewinne jak świeży śnieg ścielący się na ledwo ściętej lodem tafli jeziora, a jednak w tej sukni zaczyna przyciągać wzrok w sposób, który przystoi jej starszym koleżankom. No i spójrz, jest jedną z nas, artystyczną duszą potrafiącą dostrzec subtelności i piękno tego świata, a jednak tak twardo stąpa po ziemi…
        - Kinalali, nie obraź się, lecz nie każdy tak bardzo buja w obłokach jak ty - upomniał go Bassar, starając się zachować jak najbardziej uprzejmy ton, by nie urazić gospodarza. - Zauważ, że większość potrafi zadbać o swoje domostwa, zarządza swoimi finansami i planuje samodzielnie podróże. Nie mówię, że nie posiadanie tych umiejętności to jakaś ułomność, lecz też nie jest to nic nadzwyczajnego.
        - Och, ależ ja nie o tym! - zreflektował się natychmiast poeta. - To znaczy: nie tylko o tym, bo oczywiście podziwiam Funtkę za jej umiejętności prowadzenia domu. Lecz zwróć uwagę, jak praktycznie podchodzi do wszelkich aspektów życia, nie pozwala się wplątać w nasze małe afery i rozproszyć swej uwagi…
        - Tak… - mruknął Bassar, spoglądając na dalej rozprawiające z ogromnym zaangażowaniem dziewczęta. - Spójrz na nie. Sofia zaraz zemdleje z tych emocji, a Mimi jak nic zacznie wrzeszczeć.
        - Pójdę do nich - uznał momentalnie La’Virotta, łagodzenie takich sytuacji uznając za jego obowiązki jako gospodarza. Rzeźbiarz oczywiście pojął jego intencje i nie miał nic przeciwko: pożegnał poetę skinieniem głowy i po prostu przez moment skupił się na piciu ziółek. Starał się nie zerkać w stronę tarasu, cały czas jednak nadstawiał ucha, by usłyszeć w razie czego wołanie Tanaj, bo kto wie, co też ten Berlot może chcieć jej zrobić…


        Kinalali zbliżył się do rozprawiających z olbrzymim zaangażowaniem kobiet cicho i niepostrzeżenie, gdyż te przez moment skupiły się na wymianie zdań a nie zerkaniu po gościach i wymianie plotek. W typowy dla niego subtelny sposób wszedł między nie i obie objął w talii, lecz w tym geście nie kryły się żadne niecne zamiary - poeta był po prostu niezwykle bezpośrednią osobą.
        - Wolno wiedzieć o czym to z takim zaangażowaniem dyskutujecie? - zagaił uśmiechając się przy tym cudownie.
        - Lali! - pierwsza odezwała się Mimi, od razu nadając swym słowom ton wyrzutu. - Co ci strzeliło do głowy, by zapraszać tu tego barbarzyńcę, co?
        - Ależ nie zaprosiłem Berlota - odpowiedział zaraz poeta. - Lecz nie jestem osobą, która zamyka przybyłym drzwi przed nosem. Między mną a nim nie ma żadnych negatywnych emocji, które kazałyby mi okazywać nietakt, a poza tym nikomu stąd Berlot nie wyrządził krzywdy i jeśli chcesz znać moją opinię, nie jest to osoba, której należy się obawiać czy też żywić do niego niechęć.
        - Ale czy ty widziałeś, jak on bezczelnie przywitał się z Funtką? - drążyła malarka, lecz i tym razem maie nie dał się zbić z tropu.
        - Berlot wita tak każdą napotkaną kobietę, gdyż jest nauczony staroświeckich manier, które stosuje bezwarunkowo, w każdej sytuacji - oświadczył, głos miał jednak spokojny, by niepotrzebnie nie denerwować Miminetty. - Brak mu trochę wyczucia i elastyczności, ale się stara.
        - Nie sądzisz, że Funtka jest za młoda, by on mógł sobie tak w stosunku do niej pozwalać? - swej koleżance zawtórowała Sofia.
        - Ależ w żadnym razie, wszak Yuumi to już kobieta. Nie chodzi wszak o fizyczność, a o rozwój emocjonalny, a tymczasem ona jest intelektualnie znacznie starsza, niż wskazywałyby na to metryki. Uważam, że gdyby faktycznie takie przywitanie byłoby jej wybitnie nie w smak, zwróciłabym mu na to uwagę bądź po prostu się odsunęła.
        - Phi! - prychnęła Mimi. - Lali, ty zupełnie nie znasz się na kobietach, naprawdę! Chodź, Sofio.
        Obie artystki wysmyknęły się z ramion poety, czemu on nie oponował. Wszak dopiero gdy sprzed jego oczu zniknęły ponętne kształty Mimi dostrzegł trzeciego partycypanta tej rozmowy, który do niedawna milczał.
        - Lantello! - ucieszył się szczerze La’Virotta widząc rudowłosego elfa. Aż klasnął z zachwytu w dłonie, tak ucieszył go jego widok. Pamiętał oczywiście, że Lant przybył na przyjęcie razem z Mimi, lecz jego współlokatorka miała naturalny talent w skupianiu na sobie całej uwagi, przez co poeta jakimś magicznym sposobem do tej pory nie miał okazji porozmawiać ze swoim ulubionym interpretatorem.
        - Jak dobrze się złożyło, że możemy ze sobą chwilę porozmawiać - kontynuował Lali, kładąc dłoń na ramieniu Lanta i sugerując mu, by usiedli w miejscu, gdzie wcześniej zaszył się znawca literatury. Maie w mgnieniu oka dostrzegł, że przyszłoby jednemu z nich siedzieć na gołej ziemi, dlatego rozejrzał się pobieżnie i precyzyjnym podmuchem powietrza przywiał sobie kilka poduszek. Delikatny wiatr poruszył sukienkami kilku zaproszonych artystek, lecz nie spowodował gorszących scen, gdyż gdy przychodziło do władania magią, La’Virotta bywał bardzo precyzyjny. Teraz wystarczyło jedynie ułożyć poduszki w zgrabne siedzenie i zająć miejsce obok elfa. Kinalali był jednak tak przejęty możliwością rozmowy z nim, że nawet nie kłopotał się poprawianiem szaty, przez co wszyscy chętni mogli podziwiać jego odsłonięte wysoko nad kolana nogi, które trzymał jednak razem niczym dobrze wychowana panna.
        - Ach, tyleż się dzieje, uwielbiam takie emocje - wyraził swój zachwyt przetaczając wzrokiem po zgromadzonych gościach, po czym skupił się już tylko i wyłącznie na Lancie. - Mam nadzieję, że i ty dobrze się bawisz? Rozumiem oczywiście, że nie jest ci do końca miłe tak gwarne towarzystwo, lecz mimo to liczę, że nie męczy cię ta atmosfera. Tym bardziej jestem rad, iż przyjąłeś moje zaproszenie, choć nie jest to do końca sposób, w jaki lubisz spędzać czas. Może się czegoś napijesz? - zaproponował maie, uśmiechając się rozbrajająco. Nie siedzieli daleko od barku, więc poeta nawet nie kłopotał się by wstać i przynieść jakąś butelkę, tylko znowu posłużył się magią powietrza i strącił stojącą na brzegu blatu butelkę wina, która spadła na dywan i potoczyła się w ich stronę w towarzystwie dwóch szklaneczek w kolorze lazurytu.
        - To młode wino z tutejszych winnic, od Libry Cianti - wyjaśnił, odkorkowując butelkę. - Jest lekkie i słodkie jak pierwszy pocałunek. Nalej, proszę, bo ja pewnie rozleję i jeszcze coś potłukę…
        Poeta wręczył elfowi butelkę i postawił przed nim szklaneczki, które do tej pory leżały na ściankach. W końcu zdecydował się poprawić ubranie i zasłonił nogi oraz tors.
        - Kilka dni temu dostałem do przeczytania twój wstęp, który ma być dołączony do wznowienia “Zimowych objęć” - zagaił. - Moje serce roniło łzy szczęścia, gdy czytałem co wyszło spod twego pióra. Nie jestem w stanie się nadziwić jak wnikliwą analizę potrafisz stworzyć i jak doskonale rozumiesz co chciałem przekazać w swych wierszach. Aż czuję lekką zazdrość na myśl, że sam nigdy nie byłem w stanie wyrażać się w tak jasny i przejrzysty sposób. Prasmok naprawdę wiedział co robi, gdy skrzyżował nasze ścieżki… Ale może dość o pracy - zreflektował się nagle poeta, uświadamiając sobie, że rozmawia z Lantem w taki sposób, jakby byli na jakimś wieczorku, a nie swobodnym towarzyskim przyjęciu. - Mam nadzieję, że dziewczyny nie były w stosunku do ciebie napastliwe? Zrozumiała jest ich troska o Yuumi i Tanaj, jednak zdaje mi się, że nie powinny tak ograniczać swobody wyrazu innych osób z naszego środowiska w chwili, gdy jako persony zupełnie niezaangażowane w tę historię nie znają wszystkich szczegółów. Ja oczywiście również nie jestem świadomy tego, co rodzi się między Tanaj i Berlotem, moim zdaniem jednak należy pozostawić ich samych na scenie, aby życie, które jest wszak najlepszym dramaturgiem, samo dopisało dalsze akty, gdyż heroina tego romansu jest kobietą zaradną i zdolną poradzić sobie w tej sytuacji. - Lali zrobił krótką przerwę na przejmujące westchnienie, jednocześnie poprawiając zdobiący jego szyję naszyjnik. - Miłość potrafi ranić, daje też jednak wiele szczęścia i moim zdaniem zawsze warto ryzykować, bo słodycz płynąca z uczucia, iż nasze serce jest kompletne i ma dla kogo bić, jest czymś, czego nie da się zastąpić. Nikt obcy nie powinien odbierać ci takiej szansy, co innego jednak osoba, którą obdarzyłeś względami, a ona ich nie odwzajemnia. Wtedy niestety nie da się uniknąć ran, które zadane wcześnie i szybko są jednak w stanie zagoić się nie pozostawiając blizn...

        Tanaj jednak chyba nie zamierzała niczego kończyć zbyt szybko. Może kierowała nią chęć dania Berlotowi szansy na zauroczenie siebie a może po prostu zamierzała utrzeć mu nosa, niemniej bardzo cierpliwie znosiła jego zaloty i popisy. Dziki pustynny książę był pijany i gotowy zrobić wszystko, bo jej zaimponować. Właśnie na jej prośbę pokazał jej bardzo efektowną figurę z tańca, jakim w jego plemieniu młodzieńcy oczarowywali swe wybranki w trakcie nocy godowych.
        - Zatańczyłbym dla ciebie do końca - zapewnił później chropawym szeptem, przypierając swą piękną wybrankę do barierki. - I jeszcze raz, i kolejny, do samego rana, aż w końcu uznałabyś mnie za godnego swego spojrzenia.
        - A jeśli nie wybrałabym cię do świtu?
        - Wtedy znalazłbym inny sposób, abyś spojrzała na mnie przychylnie - oświadczył Berlot, bawiąc się kosmykiem jej włosów. - Zdobył bogactwo, sławę, zapewnił ci dostatek i szczęście na jakie zasługujesz. Ofiarowałbym ci suknię ze złotogłowiu i diadem ciosany z kryształu, chodziłabyś po płatkach róż, które sypałbym ci pod stopy...
        Tanaj zachichotała, a na jej policzkach wykwitł rumieniec. Chociaż nie była zainteresowana Berlotem, nie mogła udawać, że to co słyszy nie jest dla niej przyjemne. Ukradkiem zerknęła jednak nad jego ramieniem na pusty taras i dalej, do wnętrza pracowni poety i spostrzegła, że nadal są sami. Zaczęła już powoli marzyć o tym, by jakoś wrócić do reszty.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Przyjęcie, choć doprawdy przyjemne (nawet jeśli wzięło się pod uwagę poruszenie jakie wywołał Berlot swoim przybyciem) zaczynało powoli obciążać zmęczoną podróżą dziewczynę. Talerze do mycia się skończyły, nie było niczego do poprawiania i ustawienia - nie było więc czym odwrócić uwagi od pogłębiającego się zmęczenia i narastającej niechęci do uczestniczenia w życiu towarzyskim artystycznej śmietanki z Efne. Zdecydowanie zbyt wiele się działo - natłok grup rozmawiających ze sobą ludzi, ogólny hałas, brzęk szkła, mieszające się ze sobą wonie najróżniejszych rodzajów perfum, nierzadko ciężkich i wyrazistych przyprawiały Funtkę o ból głowy i odbierały jej resztki energii. Gdyby mogła teraz uczestniczyć we wciągającej rozmowie, najlepiej w cztery oczy, spawy wyglądałyby zupełnie inaczej - dziewczyna mogłaby się znacznie ożywić i nawet dobrze bawić, lecz niestety nic nie wskazywało na to, by mogła w tej chwili pokonwersować z kimś w podobny sposób. Większość zgromadzonych była już w trakcie pogawędek lub prowadziła ożywione dyskusje, z niektórymi zaś - co w sumie było dość oczywiste - Yuumi nie umiałaby znaleźć na dłuższą metę wspólnego języka. Taki był urok bycia osobą nieśmiałą i najmłodszą w gronie, w dodatku pochodzącą spoza miasta, a więc taką, którą omija większość ciekawych nowinek. Oczywiście malarka nie miała do nikogo żalu o taki stan rzeczy - przeprowadziła wszak dzisiaj już kilka konwersacji, a przez chwilę była nawet w centrum wydarzeń. I jakby się zastanowić - gdyby nie ona Lali nie wydałby tego przyjęcia.
Wytarłszy do sucha ręce dziewczyna oparła się plecami o blat i odszukała wzrokiem swojego przyjaciela - jest! Siedział z tym młodziutko wyglądającym elfem, przyjacielem Mimi i o czymś żywo z nim rozmawiał... czy też może zalewał go potokiem wspaniale dobranych, wyszukanych słów. Był taki rozradowany - jego oczy błyszczały z podekscytowania, a usta wyginały się w serdecznym uśmiechu. Naprawdę, jest taką życzliwą i pełną ciepła osobą... Choć Funcia znała i jego inne oblicza. W sumie większości tutaj zgromadzonych nie były obce, ale dziewczyna miała wrażenie, że wie o nich więcej niż reszta. Ile razy Lali nie płakał, nie tupał, nie obrażał się, panikował, przewracał (siebie, innych, co tylko się dało), załamywał, zamyślał i znów przewracał... Na usta dziewczyny wypłynął lekki uśmiech gdy przypomniała sobie parę sytuacji, kiedy Lali nie wyglądał ani nie zachowywał się tak godnie, dojrzale i przyjaźnie jak teraz. Wszystkie myślące istoty mogą mieć wiele twarzy... Funcia zastanowiła się czy nie zna przypadkiem jakiś książek prawiących na ten temat, ale niczego nie mogła sobie przypomnieć. W takim razie musi je znaleźć, bo to naprawdę fascynujący temat.
Nie niepokojona przez nic ani nikogo spokojnie przyglądała się dwóm mężczyznom rozmawiającym na stertach poduszek. W sumie kiedy siedzieli tak razem... zniewieściały Kinalali o delikatnej urodzie i Lantello o chłopięcej, niewinnej twarzyczce... przypominali dzieci. Dwójkę nieporadnych dzieci bawiących się na dywanie i dzielącą się ze sobą czymś, czego dorośli nie potrafią zrozumieć. Rozbawiła ją ta wizja - ale gdy zorientowała się, że uśmiecha się do siebie szybko przybrała swój neutralny wyraz twarzy i spróbowała znaleźć dla siebie jakieś inne zajęcie. Spojrzenie jej padło na taras. Zupełnie odruchowo i bez namysłu zaczęła wpatrywać się w widoczną przestrzeń. Trwała tak w beznamiętnym zamyśleniu, aż po dłuższej chwili dotarło do niej, że widziała już dużą część popisów Berlota, parę grup zdążyło się już przemieścić i ktoś podstawił jej jakąś szklaneczkę do umycia. Czasem zastanawiała się jak to możliwe, że czas tak jej umyka. Zdezorientowana zajęła się brudnym naczyniem, po to by za moment doznać bardzo przykrego uczucia.
,,Biedny Berlot" pomyślała będąc równie zakłopotana tym, że widziała go w takiej - dla niej przynajmniej - intymnej sytuacji, jak pełna współczucia wobec jego starań. Szczerze mówiąc nie rozumiała dlaczego Tanaj jeszcze go nie spławiła, a jeśli nie zamierzała tego robić, dlaczego nie zdobyła się na jakiś miły gest wobec niego? Po raz kolejny wzrosło jej przekonanie o tym, że uczucia i relacje damsko-męskie są kłopotliwe i bardzo zawiłe. Dobrze, że póki co ją omijały. Choć żałowała, że omijają ją także przyjaźnie i inne relacje z jej rówieśnikami, ale to była już inna sprawa.
Nieśmiało zerknęła w stronę tarasu, ale zaraz odwróciła wzrok. Już dość widziała. Jakkolwiek Berlot wywoływał w niej mieszane uczucia to nie mogła mieć pewnego wyrzutu do Tanaj. Nie była jeszcze pewna dlaczego - tak podpowiadała jej intuicja, nie rozum, a więc nie umiała tego wyjaśnić. Z resztą była zwolenniczką zostawiania pewnych niedopowiedzeń jeśli chodziło o przeczucia.
Jednak zdecydowanie była tego przeciwniczką jeśli chodziło o Berlota i jego zaloty. Aż czuła się zażenowana tym co po upiciu się wyprawiał - ona sama uznawała to za upokarzające, nawet jeśli prezentował się nie najgorzej. Co też instynkty potrafiły zrobić z przystojnym przecież i wcale nie głupim mężczyzną?
Funcia tylko pokręciła głową i przetarła szmatką czystą już szklaneczkę. Czuła przemożną potrzebę wyjścia i powędrowania chwilkę w samotności. Wykorzystując fakt, że wszyscy byli zajęci zbliżyła się wolno do drzwi, a potem wyszła, ostrożnie zamykając je za sobą.

Tym razem nawet tak spostrzegawcza osoba jak Lant nie zauważyła wymknięcia się jednego z gości - tak zaabsorbowany był siedzącym przed nim w pełnej krasie, uśmiechniętym i najwidoczniej bardzo podekscytowanym poetą, którego gołe nogi błyszczały jasną, wypielęgnowaną skórą póki ich nie zakrył ciężkim, ale pięknym materiałem. Według Lantella Kinalali zawsze ubierał się nadzwyczajnie!
- Emm... - Zaczął onieśmielony wylewnością i szczerością swojego guru. Dlaczego w jego oczach La' Virotta był tak idealny!? Te włosy, ten uśmiech, a nade wszystko delikatne i pełne życia usposobienie tak zgrabnie komponujące się z jego talentem! Jak on, Darlantello, zwykły elf, marny tłumacz i interpretator miał z nim rozmawiać jak równy z równym? Nie zasługiwał na tyle uwagi!
- Dziękuję... bawię się naprawdę dobrze... - Jego ciche słowa pełne były ukrytej stanowczości i słychać było, że jest ich pewny, choć jego zmieszanie mogłoby zmylić co mniej uważnych obserwatorów - Co prawda tak, masz rację... nie lubię za bardzo przyjęć, ale sama możliwość przebywania w twoim domu... to naprawdę wspaniałe uczucie! - Wyrwało mu się to czego bardzo nie chciał powiedzieć, a kiedy niemal wykrzyknął te słowa zawstydził się bardzo i przygarbił nieśmiało, chcąc choćby w niewielkim stopniu ukryć oblaną rumieńcem twarz. Jego uroda blondyna o jasnej cerze skazywała go niestety na zdradzieckie zmiany koloru policzków kiedy najmniej sobie tego życzył. Na szczęście przeważnie tylko policzków... i długich, szpiczastych uszu. To już było żenujące!
Na szczęście Lantello mógł przez chwilę skupić się na turlających się po dywanie szklaneczkach i butelce wina, którą Kinalali wybrał dla nich obu. Pić wino wybrane przez La'Virottę! Ah!
Zgodnie z prośbą poety elf zabrał się do nalewania. O dziwo, choć jeszcze przed chwilą ręce niemiłosiernie mu drżały teraz były stabilne jak u kowala, nie tylko nie uronił więc ani kropelki, ale i wykazał się pewną finezją w przelewaniu czerwonawej cieczy z butelki do artystycznie ozdobionych szklanic (w tym już kowala na szczęście nie przypominał). Taki był właśnie Lantello - jeśli chodziło o pracę czy jakieś zadanie bardzo się koncentrował i wykonywał je perfekcyjnie! O ile oczywiście umiał.
- Jest bardzo dobre! - Przyznał kiedy skosztował delikatnego wina. - Choć moja opinia ma się nijak do twojego porównania... pozwól, że je sobie zapiszę, to byłaby wielka strata, gdyby zniknęło ot tak...
Co też on plótł!? Przecież dla Kinalalego wypowiedzenie sześćdziesięciu równie trafnych i pełnych polotu zwrotów było łatwe jak pstryknięcie palcami! Ale nie mógł się powstrzymać, żeby i tego jednego przykładu nie zanotować... powoli stawał się chyba maniakiem.
Kiedy słuchał następnych zdań gospodarza stawał się coraz bardziej czerwony na twarzy i roztrzęsiony, ale jednocześnie bezgranicznie szczęśliwy! Jego praca naprawdę przynosiła jakieś efekty! A z jednym z twierdzeń artysty nie mógł się zgodzić...
- Tu naprawdę nie ma nic do pozazdroszczenia! - Niemal krzyknął targany emocjami - Ja tylko tłumaczę innym, mniej uzdolnionym ludziom co twój wielki umysł zapisał w zdaniach, których piękno i głębię nie każdy może zrozumieć! Talent jeden na milion... nie! Na kilka milionów! Okropnym by było gdyby ktoś tak szlachetny jak ty mówił językiem prostych ludzi! - Darlantello przemawiał z takim zapałem i natchnieniem jakby został opętany przez dodającą mu odwagi tajemniczą siłę, ale też szybko go opuściła, bowiem po tym uniesieniu oklapł na poduszki i drżąc napił się wina. Jego kojący smak i aromat - w y b r a n e p r z e z K i n a l a l e g o - koiły jego zmysły i nieco go orzeźwiały.
Przy następnym temacie już tylko słuchał analizując opinię swojego mistrza i mimo woli zachwycając się każdym zdaniem, każdym słowem, które padało z jego ust. La'Virotta był jak fontanna słodyczy na gorzkim pustkowiu beztalencia, po którym Lantello się błąkał. Tak przynajmniej elf lubił to sobie przedstawiać. W czasie gdy słuchał i rozmyślał o opisywanej sytuacji ośmielał się powoli i relaksował. Tak, temat lekki... poniekąd, związany z gronem znanych im osób i ich relacji... Rozmawianie o uczuciach i tego typu ,,ploteczki" zawsze wydawały się mu być domeną kobiecą, ale zadziwiająco pozytywnie działały na jego nieśmiałą i pokorną naturę pozwalając wyjść ze strefy oficjalnej i obiektywnej i przejść do świata prywatnego i subiektywnego, który był jego mocniejszą stroną, do czego jednak niechętnie się przyznawał. Zawsze chciał sprawiać wrażenie nieco bardziej... męskiego i stanowczego, ale tak naprawdę tkwił umysłem pełnym uczuć w ciele nastolatka o niewinnej twarzyczce i dużych, wystraszonych oczach. I tak naprawdę najchętniej by się z tym pogodził, ale świat zewnętrzny wymagał wręcz od niego brutalnej siły i stanowczości. A Kinalali? On ze swoim smukłym, powabnym ciałem i łagodnym charakterem radził sobie wyśmienicie zdobywając szacunek i wielbicieli dokąd by się nie udał! Jak Lantello mógłby go nie podziwiać?
- Mimi to ciężki przypadek... - Przyznał w końcu cicho, patrząc na swoje dłonie - Ale ona kocha się wtrącać... myślę, że nie robi tego ze złej woli, ale najchętniej wyskoczyłaby teraz na taras i zaczęła ich przesłuchiwać... Dokładnie. - Dodał nieco rozbawiony tą wizją, choć gdyby się zastanowił prędzej dotyczyłoby to jego i jego hipotetycznej znajomej niż Tanaj i Berlota, którzy byli dla malarki stosunkowo obcy. Stosunkowo, bo wszystkie dziewczyny w gronie znały się dosyć dobrze, a Tanaj niejednokrotnie u nich bywała. Lant nie wyobrażał sobie jednak, by puściła Nettcie płazem, gdyby ta się zanadto wepchnęła w jej osobiste sprawy. Kobiety to przerażające stworzenia...
- I masz rację, powinniśmy ich zostawić w spokoju, ale szczerze mówiąc... trochę sami się proszą o interwencję i plotki kiedy spotykają się w takich okolicznościach. Zajęli dla siebie taras i teraz nikt ma z niego nie korzystać, bo oni mają własne sprawy... takie rzeczy mogliby jednak robić poza przyjęciem... oh, przepraszam - Zawstydził się i pokornie opuścił głowę - Myślę bardzo przyziemnie... naturalnie, że powinni wszystko rozwiązać sami... Tu czy gdzie indziej... nie nam oceniać.
Jednak mimo słów Lantello oceniał ich i to bardzo surowo. Jego zdaniem sprawy o podobnym romantyczno-intymnym odcieniu powinno się załatwiać na osobności, a osobność owa nie oznaczała tarasu w cudzym mieszkaniu! Jednak był świadomy, że jego pojęcie prywatności mocno odbiegało od standardów i najpewniej większości tu zgromadzonych wcale to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - mieli po prostu więcej tematów do rozmowy. Tak jak on i La'Virotta...
- Ale mimo wszystko zrobiłeś to przyjęcie chyba z okazji powrotu, no wiesz... twojej podopiecznej, a powoli przekształca się to w ,,bal pary, która zejść się nie może". A właśnie... - Nagle do Lantella jakby coś dotarło. Rozejrzał się po zgromadzonych w pomieszczeniu twarzach. Zdziwiony lekko uniósł brwi:
- Gdzie jest Yuumi?

A dziewczyna wędrowała spokojnie po oświetlonych latarniami ulicach ukochanego miasta artystów napawając się spokojem i chłodnym powietrzem, które je przepełniały. Od czasu do czasu mijali ją ludzie i elfy, część z nich ubrana w fikuśne stroje i najwyraźniej wracający z jakiegoś przyjęcia. Choć Funtka miała dość gwaru zaintrygowały ją ich przebrania, ruszyła więc w przeciwną niż oni stronę, by zobaczyć skąd idą. Liczyła na to, że zobaczy zapalone światła w jednej z kamieniczek i może parę kolorowych lampionów - skromnie, ale z niepowtarzalną atmosferą, tak jak u Kinalalego. Jednak kiedy wyszła z bocznej uliczki na plac dostrzegła nie mały budyneczek, ale jeden z większych gmachów w mieście wypełniony światłem i echami muzyki, po marmurowych schodach wchodzili zaś i schodzili liczni goście poprzebierani w niecodzienne ubiory to marynarzy, to księżniczek lub kapłanów, a niektórzy mieli nawet okrycia głowy zrobione na wzór łabędzi lub koni.
,,Bal maskowy?" zdziwiła się Yuumi ,,Chyba nie zarezerwowany dla artystycznej śmietanki, skoro Lali, Bassar i reszta siedzą u niego...".
Pchana zwykłą ciekawością i pochłonięta pięknem tego zjawiska jakim byli poprzebierani ludzie w tajemniczych maskach, weszła na plac i minęła starą, imponującą fontannę przedstawiającą dwie nagie kobiety podające owoce rannemu smokowi. Funtka zawsze lubiła tę rzeźbę i bardzo chciała poznać historię kryjącą się za tym przedstawieniem, tym razem jednak nie zatrzymała się przy niej jak to miała w zwyczaju. Przeszedłwszy jednak kilkadziesiąt kolejnych kroków stanęła, zdawszy sobie sprawę, że nie ma po co iść dalej. O przyjęciu nie miała najmniejszego pojęcia, a nawet gdyby zamierzała wejść do środka i nieco się rozejrzeć nikt by jej nie wpuścił. Stała przez chwilę w miejscu, w ciepłym świetle latarni, obserwując ludzi znikających za wielkimi, ozdobnymi drzwiami. Właśnie chciała się odwrócić i przed powrotem zerknąć na wielką fontannę, gdy ktoś delikatnie złapał ją za ramię. O mało nie krzyknęła i nie odskoczyła w tył, takie zachowania nie były jednak w jej stylu, odwróciła się więc tylko nerwowo i z napięciem zerknęła na napastnika.
- Panienka jest sama? - Uśmiechnięty młody chłopak, lat około piętnastu posyłał jej przyjazne spojrzenie błękitnego oka. Jednego. Drugie bowiem miał przesłonięte przepaską, a dodatkowo ciemnymi, lekko kręconymi włosami. Po krótkiej chwili Yuumi stwierdziła, że młodzieniec przebrany jest za pirata. Jednak jeśli chodzi o realizm nie najlepiej mu to wyszło - był ubrany zbyt drogo i gustownie, w ogóle nie kojarzył się z owszonym bandytą w przepoconej, podartej koszuli. Choć co Yuumi mogła wiedzieć o piratach...
- Tak... - Odparła odruchowo, ale nieco mniej oschle niż chciała, przez to że jego kostium zbił ją nieco z tropu. Spróbowała się odsunąć, ale chłopak nie chciał dać się tak łatwo wyminąć.
- Poczekaj! - Poprosił, a jego głos był tak niewinny i miękki, że aż posłuchała. Ostatecznie mogła chwilę porozmawiać z kimś nieznajomym. Może... może przyda jej się taka praktyka. Jeżeli ma kiedyś zdecydować się na podróż...
- Bardzo piękna sukienka! Przebrałaś się za Melancholię? Widziałem ,,Grzechy" ostatnio w teatrze, ale tamta Melancholia nie wypadała tak dobrze! - Zaśmiał się i zarumienił lekko. Najwidoczniej uważał, że lekko się zapędził.
- Przepraszam za tą śmiałość, mój błąd! Ale naprawdę tak myślę. - Uśmiechnął się szczerze i znów spojrzał na nią jednym błękitnym okiem. - Mało jest tu dam, które od razu po premierze odważyły się na te przebrania. Większość trzyma się starych władczyń lub zwierząt... O! Widzisz tą z łabędziem? To moja siostra! - Wyprostował się dumnie - Przybrana, ale zawsze. Eh... a mówiłem, jej żeby nie zakładała różowej sukni! - Westchnął i nagle oklapł, najwidoczniej zmęczony niepokornością starszej, przyrodniej siostry. Na oko Yuumi miała jakieś 27 - 28 lat. Trudno żeby słuchała się takiego smarkacza.
W końcu chłopak przypomniał sobie o nieznajomej i znów skupił na niej całą swoją uwagę, widać jednak było, że należy do typów, który szybko się rozprasza. Przynajmniej na pierwszy rzut oka sprawiał takie wrażenie. Udowodnił jednak, że potrafi wrócić to tematu:
- Podobały ci się ,,Grzechy"? Musisz naprawdę lubić Melancholię, i słowo daję, bardzo, bardzo dobrze ci ona wychodzi! - Pochwalił ją hojnie, opierając ręce na biodrach i przyglądając się jej uważniej - Oddajesz to co najlepsze w tej postaci... choć przyznaję, że najbardziej lubiłem Łakomstwo - Zaśmiał się i zmienił pozycję na nieco swobodniejszą - Dziwiło mnie jednak, że nie jest ekhm... pulchniejsza, to by bardziej do niej pasowało!
- To dlatego, że wstydziła się tego kim jest. - Odparła Yuumi cichutko, patrząc na bruk i wysokie, skórzane buty nieznajomego. Nie widziała nigdy ,,Grzechów" w teatrze, nie wiedziała nawet, że już je wystawiają. Czytała jednak pierwowzór, książkę, na której bazowali tworząc scenariusz. Sądziła, że musieli wiele pozmieniać, oryginał bowiem nie był pisany w formie dramatu.
- Tak? - Zapytał zdziwiony chłopak po czym przychylił głowę i gwizdnął cichutko. - No proszę... byłem na tym dwa razy, ale nie zauważyłem tego wątku...
- Czytałam książkę - Przerwała mu Yuumi, tym razem nawet bardziej szorstko niż zamierzała - Tam wszystko jest wyjaśnione.- Dodała, już nieco łagodniej.
- O! O... Ah... nie wiedziałem, że to ma książkę... - Chłopak wyglądał na zakłopotanego. W sumie Funtka mu się nie dziwiła. Też nie chciałaby wyjść na ignoranta i tępaka przy pierwszej rozmowie. Cóż... i tak dobrze, że był na tym w teatrze, ale co to za sztuka pójść do teatru kiedy pochodzi się z bogatej rodziny i chodzi się tam co tydzień dla rozrywki.
Powoli traciła zainteresowanie tą rozmową i choć jegomość wydawał jej się bardzo przyjacielski wolała wrócić już do mieszkania Lalego. Wyszła w końcu nikomu nic nie mówiąc i choć miała to w zwyczaju, wiedziała, że jeśli nie wróci Lali zacznie rwać sobie włosy z głowy, żeby nie powiedzieć wpadnie w panikę. Choć ostatnio chyba nieco bardziej wierzył w jej samodzielność...
- A czy w książce jest coś więcej o Lenistwie? I o Łakomstwie, jak ona skończyła?
- A jak skończyła w sztuce?
- Odpłynęła od sióstr na statku swojego ukochanego, żeglarza.
- No to inaczej. Przeczytaj książkę, wtedy to lepiej zrozumiesz - Odparła krótko i - jak uważała - najsłuszniej. Nie widziała sensu w opowiadaniu komuś treści, a tym bardziej zakończenia powieści - może dzięki ciekawości przynajmniej chłopak weźmie książkę do ręki.
- Hahaha... masz rację, choć, o jeny, ale chciałbym znać zakończenie! W sumie uważałem, że ona do tego żeglarza tak jakoś mało pasuje... - Zrobił na chwilę pauzę - A tobie... która postać najbardziej się podobała? Poza Melancholią, bo do niej nie mam wątpliwości!
- Niesłusznie, nie lubię jej. - Przyznała Funcia dobitnie ze znamienitą beznamiętnością i spojrzała tęsknie w kierunku fontanny. - Ale uznałam, że dobrze pasuje do mojego charakteru, więc to ją wybrałam. Trafnie, jak sam stwierdziłeś. - Skłamała nieznacznie, usprawiedliwiając się tym, że mniej kłopotliwie będzie jeśli daruje sobie tłumaczenie młodzieńcowi dlaczego ubrana jest tak, a nie inaczej i co tak naprawdę tu robi.
Chłopak przez chwilę nie wiedział co powiedzieć, ale szybko zatuszował swoje zmieszanie przyjemnym śmiechem:
- Znowu mój błąd! Przepraszam, chyba za szybko wyciągam wnioski - Przyznał pokornie, choć jego postawa ani ton głosu na to nie wskazywały - Powiedz mi... jak cię zwą? - Lekko zmienił temat przechodząc do ogólnie przyjętych schematów. Bądź co bądź był dobrze wychowany.
- Zależy kto i kiedy. - Nieco spanikowana Funcia zbyła jego pytanie i w końcu skutecznie go ominęła. Nie, żeby chłopak był nieprzyjemny, ale ona zdecydowanie powinna już wracać do znanego jej towarzystwa.
- A!... czekaj, nie wchodzisz? - Zapytał chłopak, ale nie otrzymawszy odpowiedzi porzucił bezowocne pytania.
- Przyjdziesz tu jutro!? - Krzyknął za nią jedynie, wymachując bogato zdobioną czapką - Będę przy fontannie o dwunastej w południe! - Posłał jej jeszcze jeden szeroki uśmiech, który wychwyciła kantem oka, a potem przysłoniła go jedna z figur z fontanny.

Drogę powrotną Funcia przebyła biegiem, sama nie wiedząc dlaczego - może była w lekkim szoku po rozmowie z osobą wcześniej jej nieznaną. To często jej się zdarzało, a biegiem mogła na to odreagować. Dopadłszy drzwi odpowiedniej kamienicy była nieźle zdyszana, ale całkiem szczęśliwa, czując w środku przyjemne ciepełko. W Kryształowym Królestwie takie bajkowe wieczory nigdy się nie zdarzały. A tu, w Efne? Od jednej bajki do drugiej! Nawet jeżeli nazajutrz miała tego dość i najchętniej zamykała się w pokoju.
Rozpogodzona weszła do środka budynku i przebyła schody nucąc coś cicho. Wtem, tuż przy drzwiach opanowała się gwałtownie. ,,Ciekawe co z Tanaj i Berlotem?" pomyślała. ,,I czy nic się nie stłukło... Kiedy go zostawiałam Kinalali siedział na dywanie, tam nie powinien móc nic połamać, ale... no nie! Pewnie go zachlapał! Przecież zostawić tę ciamajdę na kilka minut to już tragedia, a na dłużej! Choć w sumie był z Lantello. To powinno pomóc." Odetchnęła z nieskrywaną ulgą i pchnąwszy drzwi zdecydowanym ruchem, weszła do środka.
Ostatnio edytowane przez Funtka 7 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Przyjemny dla serca uśmiech nie schodził z twarzy Kinalalego przez cały czas trwania rozmowy z Lantem - czasami jedynie się poszerzał, gdy padały jakieś wyjątkowo miłe w jego odczuciu słowa. Poeta widział, że rudowłosy rozmówca jest odrobinę skrępowany i potrzebuje chwili, by się otworzyć, dlatego wziął na siebie początkowy ciężar podtrzymania rozmowy. Chociaż może "ciężar" to trochę za dużo powiedziane, bo mówiło mu się gładko i swobodnie, nie musiał wymyślać naprędce tematów tak błahych i neutralnych jak pogoda. Niemniej ucieszył się, gdy Darlantello zdecydował się partycypować w tej wymianie zdań i przerwać jego monolog.
        - Miło mi to słyszeć - zapewnił słysząc, że interpretator dobrze się bawi mimo niewielkich niedogodności. Poeta czuł, że to tylko kwestia czasu, by go troszkę otworzyć i oswoić z przebywaniem w takim gwarze. Dobrze by mu to zrobiło, zwłaszcza na płaszczyźnie zawodowej - zyskałby większą rozpoznawalność, a to wiązało się z wymierną ilością nowych zleceń. Później musiałby tylko pilnować, by nie popaść w samozachwyt, co zdarzało się wielu początkującym w trudnym świecie sztuki.
        - Lantello - przerwał mu łagodnie. Mile zaskoczył go, gdy dostrzegł, że elf rumieni się równie szybko co on. Poeta uważał to za cechę osób szczerych, których serce nie pozwala na kłamstwo. Tym większą sympatię w nim wzbudził, chociaż już i tak maie miał wyjątkową słabość do introwertycznego tłumacza, co zresztą właśnie miał mu okazać.
        - Skoro przyjemność sprawia ci przebywanie w moim skromnym mieszkaniu rad byłbym, gdybyś częściej mnie odwiedzał - oświadczył w sposób łagodny, dający jednak do zrozumienia, że propozycja jest jak najbardziej poważna. Słowa swe osłodził dodatkowo kolejnym rozbrajająco szczerym uśmiechem ukazującym drobne, białe zęby. - Gdy tylko będziesz w okolicy, nie wahaj się do mnie zajrzeć, me drzwi będą dla ciebie zawsze otwarte, w dzień czy też w nocy, bez względu na okoliczności. Twoje towarzystwo jest niezwykle miłe memu sercu i zawsze z radością cię ugoszczę.
        La'Virotta słowem nie skomentował spąsowiałych policzków Lanta - to byłoby tak bardzo w złym tonie! Co innego, gdyby chciał skomplementować subtelną niczym rusałka niewiastę, wtedy przyrównanie jej lica do delikatnej brzoskwini muśniętej różem niczym pocałunkiem słońca byłoby wręcz pożądane... Są jednak słowa, których nie mówi się mężczyznom, nawet gdy samemu ma się dość swobodne podejście do własnej tożsamości seksualnej. Dlatego więc Kinalali na moment zamilkł, podziwiając jak tłumacz z wprawą napełnia szklanki słodkim winem. Na ten temat mógł już wyrazić swój komentarz.
        - Gracja twych gestów jest ze wszech miar hipnotyzująca, nie uroniłeś ani kropli - zauważył z zadowoleniem, przyjmując od Lantello jedną z wypełnionych lampek. Ledwo zwilżył wargi, gdy kędzierzawy tłumacz odpłacił mu się miłym słowem, wywołując uśmiech na jego obliczu i natychmiastową odpowiedź popartą gestem dłoni wyrażającym zakłopotanie. - Ależ naprawdę, to zaledwie proste zdanie, opinia wyrażona mimochodem i bez zastanowienia... Najważniejsze jest wszak, by słowa odzwierciedlały to co czujemy i były szczere, a ich forma to już kwestia drugorzędna, podyktowana estetyką i potrzebą chwili, głębszego, bardziej ezoterycznego przedstawienia tego, co czujemy. Kwiecista mowa to pułapka wrażliwości, która obnaża nasze emocje i uczucia w bogatym obrazie złożonym z milionów słów, miast przysłonić je prostą subtelnością codziennego języka. Nasze serca pozostają nieustannie otwarte, dla jednych stanowiąc pocieszające objęcia zrozumienia i widmo ich własnych pasji, dla innych zaś będąc łatwym celem... To nie o wielkość tu się rozchodzi, lecz o kruchą świadomość samego siebie i tego wszystkiego, co wokół ciebie pojawia się i znika, czasami w pożałowania godny sposób niezauważone. Dlatego też w szerszej perspektywie powiedzieliśmy to samo i nasze słowa stanowią taką samą wartość, ty jednak skupiłeś się na sednie sprawy, nie angażując niepotrzebnie swych uczuć.
        Lali zakończył swe zdanie kolejnym uśmiechem, tym razem subtelnym i świeżym jak zebrane o poranku białe kwiaty róż. Wiedział, że Lant go zrozumiał, że pojął co chce mu przekazać - przecież już w tylu jego wierszach odnalazł sens, który umykał wszystkim innym czytelnikom, więc cóż to było dla niego takie kilka zdań rzuconych w niewinnej rozmowie, które można by skrócić do "nieważne co i jak mówisz, byle twoje słowa zachowały sens". Elf był osobą, przy której La'Virotta wprost uwielbiał się uzewnętrzniać i nie chodziło tylko o to, że był rozumiany - powodem było również to, że pochlebiały mu reakcje Darlantella. Kinalali był wyjątkowo wrażliwy na komplementy, a tymczasem tłumacz całym sobą dawał mu do zrozumienia, że go uwielbia, że ceni sobie każde słowo, opinię i metaforę, a jego błyszczące oczy śledzą każdy ruch poety z niewypowiedzianym "kocham cię", które rzecz jasna nie miało nic wspólnego z tym aspektem miłości, który przychodził każdemu na myśl w pierwszej kolejności. To było porozumienie na poziomie współdzielonych myśli i poczucia estetyki, nie angażujące pierwotnej natury istot rozumnych, niezwiązane z cielesnością. Niewiele osób poza Lalim rozumiało chyba tę różnicę...
        Prosta i zaraz stanowcza ocena usposobienia współlokatorki tłumacza wywołała cichy, radosny śmiech poety, który jednak zdusił go w mgnieniu oka, zasłaniając usta dłonią i jednocześnie posyłając Lantowi przepraszające spojrzenie - nie powinien tak reagować na opinie o Mimi. Zaraz zresztą zyskał okazję zrehabilitowania się.
        - W rzeczy samej, impulsywność i żywiołowa natura twej współlokatorki sprawiają, iż jej przejawy dobroci serca są często opacznie odbierane... Dlatego trzeba pilnować, by nie wyszła na zewnątrz - uznał, swe słowa popierając cwaniackim uśmiechem. Przecież to było oczywiste, że Miminetta była nie do zatrzymania przez ich dwójkę.
        - Hm... - poeta w zamyśleniu upił łyk wina, po czym lekko wzruszył ramionami, nie zważając przy tym, że szata znowu zsunęła się z jego barku. - O plotki w istocie, niestety jest to przywarą naszego środowiska i nie da się ich uniknąć, lecz o zaanektowanie przestrzeni na zewnątrz osobiście nie mam do nich pretensji. Jestem przekonany, iż Tanaj poprosiła nas o opuszczenie tarasu z myślą o komforcie nas wszystkich. Wszak Berlot jest nią bezkrytycznie zauroczony, a wiadomo, że nie ma osoby bardziej bezbronnej, niż zakochany mężczyzna - z pewnością nie chciała doprowadzić do sytuacji dla niego i dla siebie krępujących, zważywszy, że sama nie jest pewna swych uczuć do niego. Piękna Tanaj wpadła w pułapkę własnej urody, która niczym egzotyczny kwiat wabi do siebie mężczyzn jak owady do nektaru. Mrowie zabiegających o jej względy adoratorów spowodowało iż wszystkie komplementy, podarki i czułe gesty zlały się dla niej w jedno i nie potrafi już poznać tych, które wywołują szybsze bicie jej serca... Nie twierdzę przy tym, że Berlot jest tym, który kocha ją szczerze i powinna mu oddać swe serce, ale gdyby sama wiedziała co czuje, sytuacja byłaby nieporównywalnie prostsza i nie prowadziłaby do krępujących scen. No i cóż, gdyby nasz rzeźbiarz o gwałtownym sercu potrafił odmówić, gdy mu nalewają, również sytuacja byłaby łatwiejsza - westchnął lekko maie. Sam był osobą o zerowej tolerancji na alkohol i wiedział, że romantyzm płynący z wina jest płytki, a odwaga zaprawiona wódką jest tak naprawdę przypudrowaną głupotą. Odmówić poczęstunku było co prawda trudno w niektórych kręgach, lecz nigdy nie było to niemożliwe, czego przykładem mógł być poeta we własnej osobie: od prawie dwustu lat nie pozwolił, by alkohol przejął władzę nad jego wątłym ciałem, a przecież w jego wypadku wyzwanie było jeszcze trudniejsze, gdyż jego widełki między abstynencją i pijaństwem były wyjątkowo wąskie.
        - Och, ależ - żachnął się La'Virotta, gdy Lantello wyraził swą troskę o odebranie całej sławy Yuumi. - Przyznam ci się, iż w istocie to przedwczesne przybycie Funtki było powodem, dla którego was tu zgromadziłem, chciałem...
        Poeta przerwał gwałtownie, jakby ktoś zabrał mu ostatni oddech. Nawet nie zamknął otwartych do następnej głoski ust, a z jego i tak już bladego oblicza spłynęły wszelkie kolory - zbladł tak mocno, jakby zaraz miał omdleć. Rozejrzał się nerwowo za Yuumi, Wyrzucał sobie, że przeoczył jej nieobecność, był jednak tak zaabsorbowany rozmową, że po prostu nie zwracał uwagi na otoczenie. Teraz w myślach bardzo to sobie wyrzucał.


        Tanaj poprosiła w końcu, by usiedli, Berlot zaś bez oporów wykonał jej prośbę - miał już trochę miękkie kolana, bo był jednocześnie pijany i zwyczajnie zmęczony, gdyż tego dnia pracował od rana tylko po to, by wczesnym popołudniem zniszczyć rzeźbę, która nie chciała przybrać kształtu, jaki on chciał jej nadać… Przy swej nowej muzie czuł jednak, że powoli odzyskuje panowanie nad własnymi emocjami i już nie musi ze wszystkich sił walczyć, by nie wydrapać oczu pierwszemu lepszemu przechodniowi, który go mijał… Tej cechy charakteru nie był w stanie się pozbyć od kiedy tylko wyrwał się z Pustyni Nanher. Nieustanna walka, dominacja, niepewność jutra, którą znał i w której dorastał nagle okazała się wcale nie być naturalna. Wtedy było już jednak dla niego za późno - gwałtowność zbyt głęboko wżarła się w jego serce, by mógł ją okiełznać… A może była tam od samego początku.
        - Skąd wiedziałeś, że tu będę? - zapytała nagle Tanaj, tonem chytrym jakby przyłapała go na kłamstwie.
        - Nie wiedziałem. Ale może to wyczułem - dodał, uśmiechając się całym garniturem zębów niczym drapieżnik. Ona jednak nie zląkła się tej miny. W jej żyłach również płynęła pustynna krew, tylko o wiele mniej dzika.
        - Nie jestem suką w rui - oświadczyła nadąsanym tonem, ściągając przy tym usta i marszcząc nos dla dodania mocy swym słowom.
        - Wiesz, że nie o to mi chodziło - nie dał się zbić z tropu zmiennokształtny, nachylając się do jej szyi, jakby chciał poczuć zapach spowijających ją perfum. - Szósty zmysł podpowiedział mi, gdzie cię szukać… Jesteś moją latarnią na wzburzonym morzu, Tanaj.
        Modelka nie mogła powstrzymać w tym momencie uśmiechu - takie zdanie w ustach, na przykład, La’Virotty, zginęłoby wśród setki innych porównań, metafor i hiperbol, zaś gdy sięgał po nie ktoś taki jak Berlot, brzmiały bardzo wyjątkowo. Chociaż pustynny książę był utalentowanym rzeźbiarzem, nikt nie podejrzewał go o artystyczną wrażliwość.
        - No niech ci będzie… - Tanaj niechętnie dała mu się udobruchać. - Pić mi się chce.
        - Wróćmy może do środka? - zaproponował natychmiast Berlot, ujmując ją za dłoń. Modelka z chęcią przystała na tę sugestię, gdyż była to dla niej szansa na uwolnienie się od niego przynajmniej na krótką chwilę. Liczyła tylko, że mężczyźni poczują się w obowiązku zabawiać swego pijanego kolegę.

        Gdy oddech La'Virotty gwałtownie się pogłębił, a narastająca panika powoli kiełkowała w jego głowie myślami samobójczymi, na wzór antycznego boga z pudełka do mieszkania poety wkroczyła Yuumi. Lali na jej widok odetchnął głęboko, dotykając odsłoniętej piersi w miejscu, gdzie pod jasną skórą łomotało jak szalone jego dopiero co uspokajające się serce. Po chwili przeniósł wzrok na elfa, z którym do tej pory rozmawiał, a wyraz jego oczu jasno świadczył o tym, co zaraz powie.
        - Przepraszam mój drogi, ale muszę... - zaczął, a jego głos lekko drżał, zdradzając targające nim emocje i troski. - Sam z pewnością rozumiesz, że nie mogę tej sprawy tak zostawić bez wyjaśnienia. Przepraszam cię najmocniej, jeszcze wrócimy do naszej rozmowy, obiecuję.
        Poeta ujął Lanta za wolną dłoń i obrócił ją wnętrzem do góry, po czym położył na niej swój kieliszek - zawsze tak robił, by nie musieć samemu samemu odstawiać szkła, bo zbyt często kończyło się to jego przewróceniem i stłuczeniem. Po tym geście Lali jeszcze raz przeprosił swego rozmówcę i wstał z poduszek. Oczywiście momentalnie nadepnął na skraj swojej szaty i niewiele brakowało, by się wywrócił, jednak w ostatniej chwili odzyskał równowagę. W biegu poprawiając szatę dopadł do Yuumi, która ledwo zdążyła zamknąć za sobą drzwi.
        - Moja najjaśniejsza gwiazdo na bezkresnym niebie, coś się stało? - zapytał, ujmując swą przyjaciółkę za dłonie. - Czemu nas opuściłaś? Och... Czyżbyś była już zmęczona towarzystwem, pragnęła wytchnienia od wrażeń i odpoczynku dającego ukojenie duszy i ciału? Jedno twe słowo i może to wszystko zakończyć... Och? Najdroższa, oczy ci lśnią...
        Poeta zawiesił głos, a swe słowa intonował w sposób, który sugerował, że widzi raczej dobrą (chociaż już gasnącą) zmianę w jej obliczu i jego niewypowiedziane pytanie jest podyktowane bardziej ciekawością niźli troską. Nie wiedział, gdzie wyszła Yuumi, ba, nie wiedział nawet kiedy to uczyniła. Uważał ją oczywiście za kobietę wystarczająco dojrzałą, by móc urządzać sobie spacery po mieście, lecz martwiło go, że tak bez słowa opuściła gości, którzy przyszli tu przecież dla niej. Z początku gryzło go, czy nie usłyszała od kogoś czegoś przykrego, lecz z samego wyrazu jej oczu wnioskował, że do czegoś podobnego nie doszło - była zbyt pogodna, radosna, jakby spotkało ją wręcz coś miłego. Romantyczna natura maie kazała mu w tym momencie myśleć o miłosnym wyznaniu, lecz szybko odgonił od siebie tę myśl - praktyczna i do granic możliwości opanowana Funtka nie pozwoliłaby sobie, by podszepty serca tak nią zawładnęły. Niestety. Wszak czyż młodość nie ma swoich praw, czyż wśród ludzi wiek nastoletni nie jest tym, w którym poznaje się smak miłości i odrzucenia, przeżywa pierwsze uniesienia? Byłoby wielką stratą, gdyby jego przyjaciółkę to wszystko ominęło...
        - Kinalali, mam pomysł.
        Jakby znikąd tuż przy poecie pojawiła się Sofia. Elfia śpiewaczka chyba w ogóle nie zauważyła, że Funtka dopiero co weszła do mieszkania i przede wszystkim, że wcześniej z niego wyszła, tak była zaaferowana własną pomysłowością.
        - Ty przecież znasz się na magii emocji - zauważyła, jakby właśnie wynalazła koło, chociaż umiejętności magiczne maie były wszystkim równie dobrze znane, co jego przynależność rasowa czy wyjątkowa niezdarność. - Może mógłbyś sprawić, by Berlot dał Tanaj spokój? Biedaczka będzie miała przez niego cały wieczór zepsuty…
        - O nie, nie ma mowy! - przerwał jej gwałtownie maie, unosząc rękę w powstrzymującym geście i dramatycznie odchylając na bok głowę. - Nie chcę tego słuchać! Sofio, mój krysztale na wietrze, doprawdy nie spodziewałbym się po tobie TAKICH propozycji. Nie spodziewałbym się nigdy, że kobieta o twojej wrażliwości wpadnie na pomysł równie… barbarzyński. Owszem, dane mi było poznać tajniki magii emocji, za nic w świecie jednak nie wykorzystałbym ich do czynienia takich rzeczy, gdyż dławienie w kimś naturalnych i szczerych porywów serca nie przystoi osobom, które powinny tę wrażliwość pielęgnować i poza tym, zaloty Berlota są niemiłe tylko i wyłącznie wybranym osobom, które nie są w nie zaangażowane i żadne z nas nie ma prawa się wtrącać w to, co dzieje się między nimi tak długo, jak nikt nie doznaje krzywdy… A spójrz na nich, czyż tak wygląda kobieta skrzywdzona?
        Wzburzony maie nerwowym gestem wskazał wchodzących do środka Berlota i Tanaj. Rzeźbiarz przepuścił swą muzę w drzwiach niczym prawdziwy dżentelmen, ona zaś była całkiem rozluźniona, jakby wcale nie przeszkadzało jej jego zachowanie. Sofia zerknęła na nich z pewnym niezadowoleniem podsyconym dodatkowo niemiłymi słowami maie. A sam Lali wykorzystał moment, gdy elfia śpiewaczka nie zwracała na niego uwagi i poprawił szatę, która przy ostatnim ruchu opadła mu z ramienia aż po sam łokieć, a następnie ukradkiem odgarnął włosy z twarzy. Niestety nie mógł nic poradzić na karminowy rumieniec, który przyozdobił jego policzki w chwili wzburzenia. Jego przepraszające spojrzenie spoczęło na Funtce.
        - Wybacz mi proszę, moja droga przyjaciółko, że musiałaś być świadkiem tej sceny - odezwał się, ujmując młodą malarkę delikatnie za dłoń i prowadząc ją wgłąb mieszkania, zostawiając tym samym Sofię samą praktycznie na progu. - Doprawdy, czasami osoby, które nazwałabyś dorosłymi, okazują się być jedynie dziećmi w przebraniu. A i to może nie jest do końca prawdą, gdyż cechą, z której słyną dzieci, jest niczym nieskrępowana szczerość.
        Lali westchnął dramatycznie, uwalniając w ten sposób wszystkie negatywne emocje, które go wcześniej dopadły. Humor ostatecznie poprawił mu się, gdy poczęstował się czekoladką z mijanego talerza z poczęstunkami. Przez krótki moment oglądał małe dzieło cukiernictwa jakby była to co najmniej sztuka pięknej biżuterii, po czym ostrożnie wsunął cukierek do ust. Nawet najwięksi wrogowie czekolady mogliby nabrać na nią ochotę tylko patrząc na to, jak La’Virotta delektuje się pralinką - widać było, że odbiera ją każdym zmysłem, ba, nawet leciutko otworzył usta, by słyszeć trzask pękającej skorupki i osiągnąć w ten sposób pełnię doznań. Jego rzęsy lekko zatrzepotały, gdy już poczuł jej smak, tak obłędny on dla niego był.
        - Poczęstuj się - zachęcił Yuumi, ruchem dłoni wskazując talerzyk z innymi czekoladkami. - I powiedz proszę, co zaszło, że nagle zdecydowałaś się nas opuścić… Me serce pęka i kruszy się na myśl, że to wina mego zaniedbania, chciałbym ci zadośćuczynić.
        Typowy Kinalali - gdy działo się przy nim coś w jego odczuciu chociaż odrobinę negatywnego, natychmiast bardzo się tym przejmował, a gdy sprawa dotyczyła bliskich mu osób, żal był po stokroć większy.
        Tymczasem to nie mężczyźni zajęli się odciąganiem Berlota od jego muzy, a wręcz przeciwnie, to kobiety zagarnęły sobie Tanaj, by pokazać jej piękną nową biżuterię, jaka leżała w jednej z otwartych szkatułek należących do La’Virotty. Artystki nie dopuszczały do siebie nawet myśli, by pozwolić rzeźbiarzowi na wyrażenie chociaż najcichszego protestu, przez co nagle został on sam i wyglądał na trochę skonsternowanego. Zaraz jednak zajął się sobą. Widząc, że wszyscy mężczyźni, z którymi byłby w stanie zamienić kilka słów bez wywoływania niepotrzebnego napięcia czy wręcz przerażenia, byli zajęci, Berlot zdecydował się po prostu usiąść i sobie odpocząć. Zajął miejsce na stosie poduszek pod ścianą, nie zwracając zupełnie uwagi na to, że nie dalej niż na wyciągnięcie ręki od niego, siedział Darlantello. Po prostu rozparł się wygodnie, nogi wyciągnął przed siebie, dłonie włożył pod głowę i przymknął powieki, jakby zaraz miał zasnąć.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Lantello był tak zachwycony towarzystwem poety, że aż zapomniał gdzie przebywa i ile osób się wokół niego znajduje. Nie miało to teraz najmniejszego znaczenia - liczyło się tylko to, że Kinalali, jego mistrz, siedzi przed nim i skupia na nim całą swoją uwagę wdając się w nim w rozmowę, która o dziwo wcale elfa nie krępowała. Normalna dla niego nieśmiałość ustąpiła miejscu podnieceniu i chęci nawiązania lepszego kontaktu z gospodarzem, nie! z mistrzem słowa, artystą nad artystami! Tylko dlaczego Lantello tak bardzo chciał to powiedzieć na głos? Nie mógł! Nie odważyłby się... chociaż właśnie tak sądził. Trochę go to trapiło, ale na szczęście słowa, cały czas dopływające do jego uszu odwracały jego uwagę od tych smętnych myśli.
- Co? - sapnął głucho i oniemiał na chwilę kiedy Kinalali zaproponował, swoimi niebanalnymi zdaniami, aby częściej go odwiedzał. Więcej! Powiedział, że jego drzwi zawsze będą dla niego otwarte, a jego towarzystwo jest "niezwykle miłe jego sercu".
Co? Co?!
- N-naprawdę? - westchnął Lantello ledwo dosłyszalnie, tłumiąc jakiś dziwny wewnętrzny wybuch emocji, który nagle go nawiedził. - T-to... bardzo miłe, dziękuję - powiedział cicho, spuszczając oczy i splatając ze sobą palce swoich dłoni. Na jego wystraszonej twarzyczce mimo powierzchownej niepewności malowało się czyste szczęście. Lecz mimo że chciałby krzyknąć, że to wspaniale, że będzie wpadać z wielką chęcią i radością to nie mógł zdobyć się na nic więcej poza tym co już wyszło z jego ust. Zbyt skrępowany był własną nieporadnością i dławiło go onieśmielenie. Poza tym tak bardzo nie lubił okazywać nadmiernego entuzjazmu... naprawdę rzadko kiedy sobie na to pozwalał.
Z nadzieją, że zaraz zmienią temat zaczął opanowywać się w milczeniu, a zadanie nalania do szklaneczek wina pomogło mu odzyskać panowanie nad sobą. Trzymanie w rękach czegoś na czym można się skupić naprawdę mu pomagało. Ciekawe dlaczego wcześniej tego nie zauważył? Może dlatego, że uczono go, żeby nie zajmować się czymś innym w trakcie rozmowy, więc unikał takiego zachowania? A może, bo rzadko rozmawiał z osobami, z którymi nie był do końca "oswojony" i nie musiał stosować takich wybiegów? Niesamowite ile podczas jednej pogawędki z Kinalalim mógł się dowiedzieć o samym sobie...
"Gracja twych gestów jest ze wszech miar hipnotyzująca, nie uroniłeś ani kropli".
Słowa zachwytu ze strony La'Virotty uderzyły elfa niczym potężny cios, ale cios ten przynosił za sobą niezwykle wiele przyjemności. Ostatnim wysiłkiem woli Lant dopilnował, aby ręka mu nie zadrżała, po czym odłożył butelkę i uśmiechnął się skromnie:
- Dziękuję... to nic takiego - stwierdził, ale rumieniec na jego policzkach na nowo stał się wyraźniejszy. Jakże to było niesamowite, że Kinalali potrafił zwracać uwagę na takie drobiazgi i nic nie znaczące gesty i jeszcze sprawić tym komuś tyle radości. Naprawdę wspaniała istota!
Skosztowawszy wina Lant musiał przyznać, że maie ma też niezwykle dobry gust. Po następnych zaś słowach na nowo nieco się rozgadał:
- Faktycznie, ci, którzy ukazują swoje emocje są bardzo łatwym celem... - powiedział z nutą smutku i niejakim żalem. - Ale to dobrze, że macie odwagę tak się otwierać. Świat tego potrzebuje. Tych waszych "objęć". - Uśmiechnął się porozumiewawczo. - Poniekąd poświęcacie własną prywatność dla dobra i radości innych... nie zawsze oczywiście, ale ukazujecie o wiele więcej niż normalna istota byłaby w stanie. Ja nie miałbym odwagi tak łatwo przyznawać się do swoich emocji i uczuć... podziwiam cię - przyznał odważniej już niż wcześniej, ale znów odruchowo spuścił wzrok. Widać było, że temat ten jest mu bardzo bliski, choć starał się to ukrywać. Właśnie - ukrywać. Jak zwykle i jak zawsze - elf już od lat nie doznał czegoś takiego jak "ulga prawdziwej szczerości". To było przekleństwo osób obdarzonych takim jak on charakterem, niezwykle czułych, ale nie umiejących całkowicie się obnażyć przed innymi, zrzucić z siebie tej przyciężkiej wolaki tajemniczości i pozornego spokoju. Co prawda często śmiał się i żartował z Miminettą - ale było bardzo wiele rzeczy, których powiedzieć jej najzwyczajniej nie mógł i sekrety, które nie powinny znaleźć się w czynnym obiegu, a więc nie mogły trafić do jej ucha. Tak więc były chwile kiedy wyciągali do siebie odkryte ręce, ale żeby zobaczyć go w negliżu musiałaby całkowicie zmienić sobie charakter, mentalność i może z parę przyzwyczajeń. On zaś nie mógł w takim wypadku liczyć na jej całkowite wsparcie, dziewczyna bowiem nie mogła zrozumieć tego czego jej nie zdradził.
Jakim sposobem w ogóle zostali współlokatorami?
Co ciekawsze jego następna uwaga o niej zaowocowała niekontrolowanym, lekkim wybuchem śmiechu u poety, a to poprawiło humor samemu Lantowi i sprawiło, że nieco się ożywił. Potem zaś zostało im omówienie sprawy Berlota i Tanaj, do której podchodzili jednak trochę inaczej. Elf patrzył na nich krytycznym okiem, Kinalali był za to pełen wyrozumiałości co tylko podkreślało w oczach blondyna jego wspaniałomyślną naturę.
- Ty nigdy nie miałbyś do nikogo pretensji o zajęcie takiej przestrzeni. - Uśmiechnął się z wyrazem czułej wyrozumiałości i tym razem mówiąc nie oderwał wzroku od oczu La'Virotty. - Nie wiem jak możesz być taki miły, ale jest to naprawdę wspaniałe - dodał szczerze, nie wiedząc nawet kiedy zrobił się taki odważny. W osobie poety było po prostu coś co dopiero teraz powoli zaczynał dostrzegać albo może raczej wyczuwać jakimś szóstym zmysłem. Jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy i zmiana ta nie była trwała, ale właśnie po raz pierwszy się do niej ustosunkował. Wydarzenie to jednak mogło zostać zatarte przez następne słowa i gesty, te bowiem nie posiadały już takiej specyficznej natury.
- Taak... Tanaj jest piękna, ale muszę przyznać, że czasem żal mi tych "zbyt pięknych" kobiet. Z tych względów, o których wspomniałeś. O wiele więcej radości daje spojrzenie na jedną szczęśliwie zakochaną dziewczynę przeciętnej urody, która jest idealna dla tego jednego adoratora, niż widzieć jak omamiona uwielbieniem ślicznotka wabi i odrzuca kolejnych nieszczęśników... oczywiście mają do tego prawo, ale to straszne jak niewiele atrakcyjnych kobiet pozostaje skromnych i czułych na najdrobniejsze, a szczere przejawy sympatii. Ale mężczyźni przeważnie sami do tego doprowadzają - zwłaszcza w przypadku młodych dziewcząt nagłe zainteresowanie nimi bardzo zmienia ich pogląd na niektóre sprawy. Jeśli otaczający je panowie pokazują jak łatwo ulegają fizyczności i jak bardzo jest ona dla nich istotna, one w końcu zaczynają to wykorzystywać i uważać to za naturalne, przy okazji tracąc sporo na niewinności i uczciwości. Uczciwości, bo wybacz, ale ja osobiście... nie przepadam za kobietami, które zbytnio polegają na swoje atrakcyjności. Lubią bawić się mężczyznami... - powiedział z pewną irytacją i smutkiem wspominając kolegę, który przez trzy lata uganiał się za przepiękną, bawiącą się nim panienką, po to by w końcu zostać odrzuconym i zupełnie się załamać. To z nim Lant mieszkał na uczelni i to on go potem dzień i noc musiał pocieszać. A baby wprost nie znosił. Jak można było zrobić coś takiego tak miłemu chłopakowi!? Na pewno od początku miała taki zamiar, ale wykorzystała okazję, że się nie zniechęcał. A ten dureń się na to złapał! Nie, Lant miał awersję do kobiet, które zbyt przeciągają danie jasnej i klarownej odpowiedzi. Za bardzo bolały go zdarzenia takie jak to, które wspominał. I ile brzydszych koleżanek też na tym cierpiało? Zbyt wiele. W tych sprawach elf był nad wyraz stanowczy i budziły w nim one żywe emocje.
- Ale tu muszę wyrazić uznanie dla Netty. - Zmienił nagle ton i wydał się całkiem zadowolony. - Mimo swojej atrakcyjności jest nad wyraz, hmm... zdecydowana. - Zaśmiał się lekko, zdradzając przy okazji ile policzków sprzedała w kawiarni w ostatnim tygodniu gwiżdżącym klientom. - Do niej trzeba podchodzić ostrożnie jak do byka... - westchnął w końcu, stwierdzając, że bardziej niż zachwycająca to ona jest niebezpieczna.
Naprawdę, jakim cudem zostali współlokatorami?
Ale na to nie było teraz czasu. Sielanka się kończyła. Wbrew swej woli, ale w poczuciu obowiązku wierny tłumacz wspomniał poecie o Funtce, a właściwie jej braku na salonach. Wiedział, był właściwie pewny, że to całkowicie odwróci uwagę La'Virotty od jego marnej osoby, ale nie mógł... nie uszanować jego decyzji i uczuć. Dlatego mimo wewnętrznych oporów zwrócił mu na to uwagę, markotniejąc nieco i uspokajając się. A może po prostu rezygnując. Nie mógł się jednak nie przerazić gdy Kinalali nagle zbladł i sprawiał wrażenie kogoś, kto zaraz oszaleje. Chciał nawet chwycić go za ramiona i spróbować nieco opanować sytuację, ale nie zdążył, gdyż Yuumi właśnie pojawiła się w drzwiach. La'Virotta odetchnął głęboko, a wraz z nim Lant, który chyba za bardzo wczuł się w jego stan emocjonalny. Potem zaś musiało nastąpić pożegnanie. Oczywiście. Nic nie było ważniejsze od Funtki. Elf był tego świadomy. Dlaczego więc tak bardzo go to bolało, gdy Kinalali odchodził w jej stronę?
Pożegnał poetę przyjaznym, choć słabym uśmiechem i kiwnął głową, pokazując, że doskonale rozumie. Nie chciał dłużej zatrzymywać artysty. To byłoby nie w porządku w stosunku do niego.
Zostawiony samemu sobie westchnął ciężko. Długo trzymał w rękach kieliszek maie nim zdecydował się go odłożyć i dopić powoli resztki wina ze swojego naczynka. Potem położył swoją szklankę obok szklanki La'Virotty. Wyglądały tak ładnie, razem.
Podciągnął kolana pod brodę i oparłszy się na nich zamyślił się. Chyba będzie musiał poczytać przed snem jakąś dobrą książkę...

Funcia spodziewała się, że Kinalali jeśli spostrzeże, że wyszła, może się nieco zdenerwować, ale nie sądziła, że aż tak. Dobrze, że nie widziała paniki, której świadkiem był Lantello, bo chyba puknęłaby poetę w głowę i kazała mu przejść na dietę melisową. Maie dopadł ją i chwyciwszy jej dłonie zaczął z przejęciem pytać co też się stało, że wyszła, większości samemu się domyślając i nawet wypowiadając to wszystko na głos. Na ostatnie słowa mówiące o zakończeniu przyjęcia chciała jedynie gwałtowniej zareagować, ale nie zdążyła, gdyż uderzyła ją niewinna, a jednak chyba zbyt celna uwaga dotycząca jej oczu. Choć Funcia była jedną z tych osób, która nie wiedziała jakim cudem inni widzą aż tyle po samych oczach to wiedziała, że Lali już ją przejrzał i będzie musiała mu się prędzej czy później wygadać. O dziwo też poczuła się nieco spanikowana, jakby nie spodziewając się, że jej dobry nastrój będzie tak dobrze widoczny albo w ogóle nie chcąc się do niego przyznać. Dostrzec można było na jej obliczu tę chwilkę wahania, wtedy też wyjęła ręce z uścisku przyjaciela, ale zaraz potem machnęła zniecierpliwiona i odparła sucho "To nic" ucinając temat i zręcznie wracając do poprzedniego zdania:
- Nie ma powodu, dla którego mamy wypraszać gości! - powiedziała surowo, próbując niejako powiedzieć Lalemu, że nie jest na tyle ważna by o czymś takim decydować. - Zresztą już mi lepiej, nie masz się czym przejmować! - Uśmiechnęła się pokrzepiająco na dowód, że mówi prawdę i klepnęła go delikatnie w ramię. Miał rację. Była pobudzona. Cholera!
Na szczęście do rozmowy nagle wtrąciła się Sofia - a konkretniej - wyrwała z niej Kinalalego, młodej malarki nawet nie zauważając. Jednak Yuumi bacznie przysłuchiwała się temu co ma do powiedzenia i stanęła tuż obok poety, zaś w chwili jego największego uniesienia dotknęła uspokajająco jego ramienia. Według niej Kinalali mówił czasem zdecydowanie za dużo i nie potrzebnie się nakręcał. Ale czyż nie miał racji? Chyba zależy...
Gdy skończył i przeprosił Yuumi za to, że musiała w ogóle na to patrzeć poszła za nim odpowiadając:
- Spokojnie, słusznie zrobiłeś. - Uśmiechnęła się. - Nie chcę widzieć jak ktoś komu ufam używa magicznych sztuczek wobec swoich znajomych - dodała na swój sposób mu pochlebiając.
- Ale Sofia też pewnie nie chciała źle. Pomysł praktyczny - stwierdziła, ale żeby maie nie przeraził się zbytnio zaraz dorzuciła. - Ale nadal go nie popieram - powiedziała twardo, a potem zachichotała dyskretnie. Ach, jak dziadek, ja tata! O tych trzech najukochańszych i najbardziej troszczących się o nią mężczyzn musiała dbać z największą uwagą. Musiała uważać na ich zdrowie psychiczne.
Choć w sumie... dla Kinalalego było już za późno.
Z szeroko otwartymi oczami patrzyła jak jej przyjaciel delektuje się czekoladką, jak powoli wkłada ją do ust, jak przegryza i jak zamyka oczy dając się opanować jakiemuś dziwnemu uniesieniu...
Tak, zdecydowanie za późno.
- Emm... dobrze - odpowiedziała niepewnie na jego propozycję zjedzenia jednej z pralinek i wybrała jakąś wyglądającą stosunkowo niewinnie. Spróbowała ją, zjadła...
- Faktycznie dobra - skwitowała krótko, ale zaraz potem pokręciła głową i wzięła kolejną:
- Przepraszam, chciałam powiedzieć... - zaczęła wkładając ją do ust i robiąc przesadzoną minę najwyższej rozkoszy. - Wyśmienita, wspaniała! - Zaczęła wykonywać powolne ruchy jawnie parodiując stojącego tuż obok maie. - Skrawek nieba w kawałku czekolady! - Stwierdziła tonem doskonale imitującym przyjaciela, po czym zaczęła się śmiać tak głośno i szczerze jak dawno jej się nie zdarzyło. Jak dobrze było znowu go spotkać! Kochany Lali! Pokręcony, obrażalski łamaga!
- Ooooo! A co tu tak wesoło? - Po raz kolejny żeński głos przerwał im pogawędkę w cztery oczy, tym razem jednak należał do Mimi. - Funcia, upiłaś się? - zapytała bardziej zdziwiona niż podejrzliwa, bowiem nie posądziłaby jej w rzeczywistości o coś takiego.
- Nie, nie... czasem nawet ja się śmieję, Mimi - odparła dziewczyna, a brunetka przyciągnęła ją brutalnie do siebie.
- Tylko dlaczego nigdy przy mnie, hę!? - zapytała chwytając ją za policzki i trochę się na niej wyżywając. - Lali, bucu, oddaj mi jej niewinność! - krzyknęła uwieszając się na przyjaciółce i zerkając na poetę wyzywająco.
- I patrzcie, nasza parka się rozdzieliła, Berlot tak grzecznie siedzi pod ścianą... - Zmieniając płynnie temat zwróciła ich uwagę na odprężonego mężczyznę. - ... obok galaretki-Lantello - dokończyła z odcieniem satysfakcji i rozbawienia, a oni musieli przyznać jej rację. Biedny chudzielec nadal trzymając kolana pod brodą trząsł się, wytrzeszczonymi oczyma wpatrując się w rosłą sylwetkę siedzącą kilka kroków od niego.
- O matko... - szepnęła Funcia, która skądś pamiętała, jak Lant reaguje na silnych, pewnych siebie i nieokiełznanych mężczyzn. Odruchowo chciała ruszyć w jego stronę i jakoś go wyciągnąć, ale Mimi powstrzymała ją.
- Zostaw, Yumiś, każdy musi zmierzyć się kiedyś z własnymi lękami! - stwierdziła, ale w jej głosie nie było słychać ani krztyny troski o blondynka. Dziewczyna na chwilkę zawahała się wiedząc, że to Miminetta jest jego koleżanką, ale zerknąwszy na elfa jeszcze raz i zobaczywszy narastającą w nim panikę ostatecznie zdecydowała się nie posłuchać dziewczyny i wyciągnąć go z tej sytuacji.
- No i uciekła nam... - westchnęła Mimi teraz z kolei opierając się się o poetę. - A teraz powiedz... o czym to rozmawialiście? - zapytała dociekliwie uśmiechając się niczym drapieżnik już trzymający w garści swoją ofiarę. - Wyglądała na zadowoloną... wycieczki po mieście dobrze jej robią, prawda? - dodała znacząco i wskazała poecie wolny parapet, przy którym mogli porozmawiać. Nie, teraz nie zamierzała go puścić.

Lantello drżał przejmująco w swoim kącie zerkając z ukosa na mężczyznę, który usadowił się tuż obok. Wiedział, że to niby inna rozumna istota, ale nie mógł opanować swojego lęku przed nim. Chciał się od niego odsunąć, ale bał się poruszyć - mógłby w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Co robić, co robić? Lali! Nie, on jest... Nie, nie ma go... Lantello rozglądał się po pomieszczeniu spanikowanym wzrokiem, który nie mógł jakoś złapać ostrości. Gdzie on jest? Z Funtką? Nie... tu?
Elf podniósł pełne nadziei oczy na postać stojącą tuż przed nią, ale nie dostrzegł tam wspaniałego oblicza poety, ale twarz Funtki.
Zdziwiony zapomniał na chwilę o przerażeniu. Co ona... tu robiła?
- Darlantello, mogę cię prosić na chwilkę? - zapytała z ledwie dostrzegalnym uśmiechem i wyciągnęła ku niemu drobną rękę, którą odruchowo chwycił sam się sobie dziwiąc. Kiedy wstał chciał się odezwać, ale Funcia ubiegła go zauważając:
- O, kieliszki! Trzeba je stąd zabrać. - Przykucnęła i podniosła je razem z butelką, którą potem przejął od niej elf. Był zbyt zszokowany by dopytywać, podążył więc za nią bez słowa. Gdy odłożyli co nieśli stanęli przy blacie, a chłopak spojrzał na nią niepewnie. Co miał myśleć? Czegoś od niego chce? Z drugiej strony wybrała odpowiedni moment... mimo wszystko był wdzięczny za tę okoliczność losowi. Ale co teraz? Czy może odejść, czy zostać? Czekać? Ta dziewczyna jest straszna...
- Mogę cię o coś zapytać? - Pytanie było gwałtowne jak uszczypnięcie, ale skutecznie wróciło go na ziemię. Skinął niepewnie głową.
- Wiesz jaki bal odbywa się dzisiaj na Rynku przy fontannie ze smokiem?
- Eee... chyba bal maskowy dla wyższych klas, że tak powiem... bogaczy z miasta. - Spojrzał na nią dziwnie na tyle, na ile się odważył, nie mogąc zrozumieć czemu interesują ją takie wydarzenia w Efne.
- Dziękuję - Funcia skłoniła się tylko, ku jego najwyższemu zdziwieniu i odwróciwszy się odeszła do Kinalalego i Mimi zostawiając Lantella skołowanego przy blacie. Chyba musiał chwilę pomyśleć, żeby zrozumieć co się właśnie stało.

Kiedy doszła do swoich znajomych przez chwilę nic nie mówiła, a w końcu wyłapawszy odpowiedni moment powiedziała bezceremonialnie:
- Zaczepił mnie dzisiaj jakiś przebieraniec. - Mówiąc to była całkiem spokojna, może tylko nieco zdziwiona, ale słowa, których użyła były raczej niepokojące.
- Jaki przebieraniec!? - wykrzyknęła przerażona Miminetta łapiąc ją za ramiona. - Tacy się tu kręcą! Próbował ci coś sprzedać!? Okraść!? A może...!?
- MIMI! - Funtka krzyknęła na nią doprowadzając ją do porządku. - Nie taki przebieraniec... - zaczęła tłumaczyć. - Jakiś młody chłopak z balu maskowego. Przebrany za pirata - wyjaśniła i spojrzała na swoich przyjaciół. - Chwilę porozmawialiśmy, a potem powiedział, że jutro będzie o dwunastej pod fontanną... i chyba chce, żebym przyszła - mówiła takim samym monotonnym tonem wyglądając nie tyle na przejętą co nieco podejrzliwą, a może nawet niechętną. - I nie wiem czy przyjść. Jakie są szanse, że spotkam go normalnie na ulicy? To chyba jakiś bogaty dzieciak... nie chcę, aby się za mną plątał, jeżeli go teraz zignoruję. Chociaż nie podałam mu imienia... - zaczęła się zastanawiać. - Pewnie mnie nawet nie pozna jeśli się miniemy...
Wyglądało na to, że nie zamierza pójść.
Awatar użytkownika
Kinalali
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 75
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Kinalali »

        Kinalali był przeszczęśliwy - reakcja Lantella mile połechtała jego ego i od razu spostrzegł, że elf również jest pełen pozytywnych emocji, a to tylko potęgowało jego zachwyt. Nie spodziewał się, że tak skromna propozycja, ot, zwykłe wyrażenie gotowości na przyjęcie niespodziewanego gościa, wywoła tak wielkie poruszenie na twarzy jego rozmówcy. Gdyby był tego świadomy, z pewnością wcześniej by się do tego odwołał, gdyż bardzo lubił zadowalać innych, zwłaszcza gdy włożony wysiłek był tak niewielki. Jego wrażliwy umysł nawiedziła jednak pewna ciemna myśl: skoro Lant tak bardzo ucieszył się na przyszłe potencjalne odwiedziny, może od dawna pragnął porozmawiać z nim w bardziej intymnej atmosferze prywatnej pracowni, a on tego nie zauważył? Jakże niewłaściwe by to było z jego strony, tak zamknąć oczy na emocje, które targają innymi! Och, oby się mylił, oby dotychczasowa luźna więź, jaka ich łączyła, była jedynie kwestią przypadku i obopólnego podejścia, a nie tak haniebnego zaniedbania ze strony poety, który sam czasami twierdził, że odczytuje ludzkie emocje niczym wersety klasycznych sonetów (które to dzieła znał na pamięć, lecz tego nawet nie musiał już dodawać, tak oczywiste to było).
        - Jak najbardziej tak, wszak obaj cenimy sobie szczerość, zgodzisz się ze mną, prawda? - zauważył, uśmiechając się na sam koniec w niezwykle ciepły sposób. ”Ach, jakże on jest niewinny! Te emocje, to szczęście spozierające z jego oczu, delikatny rumieniec, wszystko tak czyste i szczere, zdradzające kryształową naturę jego duszy… Chciałbym go pocałować”, wyraził w myślach swe życzenie poeta i chociaż nie miał na myśli niczego więcej niż całus w policzek, ledwie muśnięcie wargami jego obsypanej piegami skóry, wiedział, że nie jest to zachowanie właściwe - Lantello z pewności poczułby się zażenowany albo wręcz oburzony tak poufałym gestem wykonanym publicznie, na dodatek teraz, gdy ich znajomość można było rozpatrywać prędzej w kategoriach życzliwego koleżeństwa, lecz jeszcze nie przyjaźni, której może obaj pragnęli, lecz musieli dać jej czas, by rozkwitła.
        Ledwie chwilę później to Lant wywołał rumieniec na obliczu Kinalalego - z ust elfa popłynęła cała kaskada komplementów i wyrazów podziwu, które, choć wypowiedziane dość prostym językiem, uderzyły w sam środek serca poety. Lali słuchał go jak zaczarowany, nie spodziewał się wszak, że usłyszy coś ponad to, że ma rację i tłumacz się z nim zgadza. A tymczasem jego rozmówca nie dość, że zgodził się z myślą maie, to jeszcze pociągnął ją dalej, z poetów i artystów czyniąc wręcz kogoś na kształt bohaterów. A proste “Podziwiam cię” wieńczące ten wywód sprawiło, że w oczach La’Virotty zaszkliły się łzy wzruszenia, które jednak całe szczęście szybko wyschły. Poeta spostrzegł przy tym, że nie powinien już więcej brać alkoholu do ust, bo chociaż do tej pory jedynie zwilżał usta różnymi winami, zaczynał mieć coraz większe kłopoty z panowaniem nad emocjami, co i na trzeźwo było wystarczająco trudne.
        Nim rozmowa zeszła na temat Tanaj i Berlota, oblicze maie zdążyło już stracić karminowy rumieniec i znowu było gładkie i jasne jak u szlachetnego młodzieńca z powieści romantycznych. Spoglądał na wykładającego swoje racje Lanta z nikłym uśmiechem błąkającym się na wargach i narastającym entuzjazmem w źrenicach - widać było, że bardzo chce coś powiedzieć, bo aż uniósł rękę, oczywiście nie jak uczeń zgłaszający się do odpowiedzi, ale jakby chciał dotknąć dłoni elfa, by w ten sposób wymóc na nim dopuszczenie do głosu. Nie uczynił tego jednak, zamarł z dłonią uniesioną wpół gestu. Jego delikatne palce swobodnie ugięły się pod ciężarem zdobiących je pierścieni, fioletowy materiał jego szaty chwilę pozostawał w miejscu, później zaś leniwie spłynął, by zebrać się w zgięciu łokcia, odsłaniając przy tym kruchy nadgarstek i przedramię wiotkie jak u niewiasty, zupełnie niezgodne z utożsamianą z jego płcią siłą.
        - Och, nie mów tak! - przerwał elfowi, gdy ten zapędził się w swoich uwagach na temat Miminetty. Nie mówił z oburzeniem, raczej z lekką, naprawdę lekką przyganą, jak mistrz strofujący ulubionego ucznia. - Nie można porównywać kobiety do byka, gdyż jakkolwiek nie byłoby to porównanie trafne, byk symbolizuje brutalną siłę i pierwotny gniew, które nie przystoją płci pięknej. Na dodatek byk sam w sobie jest samcem, przez co opisywana w ten sposób niewiasta zostaje odarta ze wszystkich swoich atrybutów, z powabu, delikatności i wrodzonej elegancji. Gdy, tak jak w tym przypadku, chce się podkreślić, że ma się do czynienia z kobietą o niebywałym temperamencie i przy tym odrobinę niebezpieczną, a chce się pozostać w sferze porównań odzwierzęcych… - Lali na moment zamilkł, mrużąc oczy jakby pozwalało mu to lepiej się skupić. - Najlepszym wyborem byłaby kotka. Albo lwica. Może też kobra, lecz to porównanie nacechowane jest już odrobinę nazbyt negatywnie, kojarzy się z czymś zdradliwym i obłudnym. Tak to jest, mój drogi, gdy dobiera się porównania, czasami jest to trudniejsze niż można by przypuszczać. Oczywiście wiem, że nie chciałbyś urazić Netty, jesteś zbyt dobrą istotą by wyrażać się w ten sposób. I chyba oboje wiemy, że nie wyszlibyśmy żywi z sytuacji, w której do jej uszu dotarłyby takie słowa - dodał, szepcząc to wyznanie na ucho tłumacza. Zachichotał cofając się na swoje miejsce. On osobiście lubił Mimi, chociaż może główną składową jego sympatii do niej było to, że była dobrą znajomą Funtki - gdyby nie ona, drogi delikatnego poety i zbyt energicznej dla niego malarki pewnie w życiu by się zeszły, a jeśli już, to na pewno nie zacieśniłyby się bardziej niż między życzliwymi sąsiadami.


        La’Virotty nie dało się tak łatwo zbyć ani oszukać - dotarło do niego, że Yuumi nie chce jeszcze kończyć przyjęcia i zgodził się z tym bez słowa, lecz do tematu powodu jej pobudzenia zamierzał jeszcze wrócić. Wszelkie domysły jakie przychodziły mu do głowy zdawały się mieć jakieś mankamenty, nieścisłości i słabe punkty, przez co z łatwością sam je obalał. Przyszło mu wszak na myśl, że Funtka może ma jakieś ukochanego, z którym się przed chwilą spotkała, jednak to raz, że do niej nie pasowało, a dwa: kiedy miałaby go poznać? Gdy ostatni raz była w Efne nie miała dość czasu, by poznać kogoś nowego. Co więcej poeta był przekonany, że usłyszałby plotki na ten temat, nawet jeśli nic sam by nie zauważył. Oczywiście wszelkie spekulacje dopuszczające możliwość stosowania przez Yuumi używek poprawiających humor z miejsca odrzucił - to nie było w zgodzie z jej praktyczną naturą i usposobieniem, które było chłodne i pełne spokoju niczym tafla górskiego jeziora. Kinalali miał jeszcze wiele pomysłów na uzasadnienie jej nastroju, lecz interwencja Sofii sprawiła, że wszystkie one runęły niczym domek z kart, którego ruiny rozwiał następnie wiatr, unosząc w dal białe kartoniki naznaczone czernią i czerwienią.
        - Twoja aprobata napełnia me serce kojącym ciepłem - zapewnił, gdy Funtka zbyła jego przeprosiny za wybuch gniewu ukierunkowany na nieroztropną sugestię elfiej śpiewaczki. - Jak sama słusznie zauważyłaś, niektóre rozwiązania choć z początku zdają się być praktyczne, po poświęceniu im chwili i po przyjęciu szerszej perspektywy stają się obłudne i nieczyste, kalające więź łączącą zaangażowanych w akt osób. Znasz mnie dobrze, wiesz, że nigdy nie uczyniłbym nic by skrzywdzić drugą osobą, choćby ta próbowała uczynić to samo względem mnie. Wszak czymże bym się wtedy stał? Jakie świadectwo sam sobie bym wystawiał, jak ktokolwiek mógłby mi zaufać wiedząc, że potrafię swoimi czarami zmusić innych, by kochali i nienawidzili wbrew swej woli, a co gorsza korzystam z tego? Nie, wykluczone.
        Kinalali poparł swe słowa gwałtownym ucinającym gestem ręki, a jego rękaw omiótł blat zastawiony naczyniami i aż dziw, że nic nie wylądowało na ziemi, ba, nawet nic się nie przewróciło. Tylko materiał lekko się przybrudził cukrem pudrem, którym udekorowane były ciasteczka na paterach.
        La’Virotta uśmiechnął się nikle i przechylił głowę. W jego lekko przymkniętych oczach widać było swego rodzaju zadowolenie, ale też pobłażanie, gdyby chcieć ubrać tę minę w wypowiedź, byłoby to “naprawdę, nie musisz tego robić” wypowiedziane ciepłym tonem i może nawet poparte ujmowaniem za dłonie. Każdemu w towarzystwie Lalego zdarzało się starać dopasować do jego kwiecistego języka, lecz dla niego nie było to konieczne, nie potrzebował takich zabiegów, gdyż ani nie była to rywalizacja (któż dałby radę pokonać w oratorstwie poetę z doświadczeniem przekraczającym kilka stuleci?), ani sposób na przypodobanie mu się. Serce poety zdobywało się charakterem, a jeśli chodziło tylko o uczucie, które szybko rozkwitnie i równie szybko zwiędnie, można było to osiągnąć odpowiednio dobranymi i uargumentowanymi podarkami, których Lali prawie nigdy nie odmawiał.
        Chwilę później jednak Funtka wykonała gest tak zupełnie do niej niepasujący, użyła słów, po które nigdy nie sięgnęłaby w normalnej rozmowie i maie już wiedział, że po prostu stroi sobie z niego żarty. Zachwycony obserwowaną parodią samego siebie roześmiał się krystalicznym, szczerym śmiechem i zaklaskał w dłonie, gdyż była naprawdę udana… Chociaż on pewnie użyłby lepszego porównania. Radość musnęła policzki poety różem ledwo rozkwitającego rumieńca i w takim stanie zastała go Mimi, gdy pojawiła się przy nich niczym diabeł z pudełka i od razu zainteresowała się nastrojem ich wspólnej przyjaciółki. Lali musiał się z nią zgodzić, że Funtka była bardzo radosna i przez to jego serce również śpiewało ze szczęścia, lecz w życiu nawet przez myśl by mu nie przeszło, by mówić o upijaniu się przez młodziutką malarkę, chociaż wiedział, że nawet w ustach Netty był to jedynie żart. Po prostu nawet ze swoją bogatą wyobraźnią nie był w stanie wyobrazić sobie Yuumi w stanie upojenia alkoholowego.
        - Ale… Ależ Mimi… - Poeta był zupełnie skołowany oskarżeniami i scenami, jakie w mgnieniu oka urządziła im ekstrawertyczna malarka. Doprawdy czasami nawet on nie był w stanie nadążyć za sposobem rozumowania niektórych niewiast i nie do końca wiedział jak w tym momencie zareagować, lecz postanowił zaufać swej prawie kobiecej intuicji.
        - Nie mam czego ci oddawać, wszak niczego nie zabrałem - oświadczył. - Skąd mogłoby ci przyjść do głowy, że ktoś taki jak ja byłby w stanie komukolwiek coś odebrać? Przecież sam bym tego nie przeżył - dodał rozbrająco szczerze, bo faktycznie, skończyłoby się to albo śmiercią z powodu zadanych fizycznych ran albo z powodu wyrzutów sumienia. Lali był wszak jednym z tych, którzy mieli serce na dłoni.
        La’Virotta nie zdążył wyrazić swojego zdania na temat tego, że Berlot i Tanaj byli teraz w dwóch innych częściach pokoju, nie powiedziałby jednak niczego odkrywczego - dla niego nie był to ani dobry, ani zły znak, ot, każdy potrzebuje chwili dla siebie bądź też dla innych osób, które również istnieją wkoło. Interesujące było co najwyżej to do jakiego podstępu posunęły się inne artystki, by ściągnąć do siebie piękną modelkę, lecz i to nie zasługiwało na uwagę w świetle kolejnej poczynionej przez Miminettę uwagi na temat jej biednego współlokatora.
        - Och… - Kinalali szczerze zmartwił się jego stanem, aż przyłożył dłoń do klatki piersiowej, by uspokoić swoje serce. Biednym tłumacz, w towarzystwie tak silnej osobowości był tak kompletnie bezradny. Jaka szkoda, że nie potrafił znaleźć w sobie wewnętrznej siły, tych wartości, w których przewyższał Berlota, a przecież było ich tak wiele: elokwencja, przynajmniej na papierze, inteligencja, empatia… Gdyby Lantello bardziej w siebie wierzył, może wtedy przebywanie w towarzystwie jednostek takich jak książę pustyni byłoby dla niego łatwiejsze. Poeta był już skłonny zaoferować mu pomoc, ubiegła go jednak Funtka, a gest ten był tak miły i trochę niespodziewany, że maie nawet nie śmiał dyskutować, tylko słuchał wymiany zdań obu kobiet z nikłym uśmiechem, a gdy spojrzenia jego i Yuumi się spotkały, zachęcił ją lekko unosząc brwi i kiwając głową w kierunku biednego Lanta. Gdy jego przyjaciółka odeszła w tamtą stronę, Kinalali pozwolił sobie na lekkie westchnienie, które natychmiast zdławił, gdy poczuł na sobie wzrok Mimi. Jej dotyk go nie przeraził, gdy ona się na nim wsparła, on po prostu objął ją odrobinę powyżej talii jakby to wszystko było naturalne. Z początku odpowiedział jej tajemniczym uśmiechem jakby nie zamierzał dzielić się z nią tym, czego się dowiedział, lecz jej przypuszczenia i obserwacje były na tyle trafne, że nie było sensu się zgrywać. Posłusznie więc podążył za nią w kierunku parapetu i po zaoferowaniu jej miejsca, gdzie było więcej wygodnym poduszek, sam usiadł po drugiej stronie. Miał w sobie tyle taktu, by osłonić nogi, lecz zapomniał o rozchylającej się na torsie szacie i tego już nie poprawił. Z uśmiechem jeszcze moment patrzył na Yuumi, która właśnie stanęła przed Lantem. Zastanowił się mimochodem, jaka byłaby z nich para i doszedł do wniosku, że chyba niezbyt udana.
        - Nasza najmilsza przyjaciółka nie zdążyłą podzielić się ze mną powodem swego szczęścia, sama jednak z pewnością spostrzegłaś, że coś niezwykle uradowało jej serce - zauważył mówiąc lekko przyciszonym głosem i cały czas spoglądając na obiekt ich zainteresowania. - Zdaje się jednak, że będzie skora podzielić się z nami powodem swej radości. Dostrzegłem to w jej oczach jako krótki przebłysk przygaszony przez jej nad podziw dobre samopoczucie. Yuumi wszak jest osobą, która nie lubi pozostawiać niedomówień, a ja pozwoliłem sobie na uczynienie w stosunku do niej pewnej uwagi o tym, jak jaśnieje jej oblicze z powodu ogarniających ją emocji… Ach, oby zawsze tak dobrze wpływały na nią takie spacery po ulicach Efne. O ile nie jest to kwestia czegoś, co mogłoby zaszkodzić jej zdrowiu czy reputacji - dodał z lekkim niepokojem, a między jego brwiami pojawiła się drobna zmarszczka zmartwienia.
        W międzyczasie Yuumi poszła z Lantellem w kierunku blatu, gdzie młoda malarka zabrała się za mycie kieliszków. Poeta patrząc na nią wpadł na pomysł, by na przyszłość zatrudnić kogoś, kto robiłby to za nią w czasie przyjęć, pomyślał jednak, że w ten sposób pozbawiłby ją pretekstu do przemieszczania się między grupami, zagajania i kończenia rozmów, zdobycia chwili prywatności, gdy mogła pozbierać myśli przed powrotem do swych znajomych… Jej praktyczne podejście do życia niezwykle go zadziwiało, sam wolałby wszak usiąść sobie na zewnątrz i podziwiać widoki za dnia lub gwiazdy nocą, niż moczyć sobie dłonie w wodzie z mydlinami.
        - Mimi - przerwał nagle milczenie, spoglądając na swoją tymczasową towarzyszkę. - Co cenisz sobie w mężczyznach? Imponują ci młodzieńcy, którzy w imię uczucia do ciebie są w stanie stanąć w szranki z dowolnym konkurentem do twojego serca? Umiesz jasno odpowiedzieć sama przed sobą, co pociąga cię w płci przeciwnej i jakimi cechami powinien się odznaczać ten, kto będzie twoją drugą połową? Nie zależy mi na tym, byś przede mną uzewnętrzniała swe najbardziej skryte pragnienia, potrzeby i tęsknoty, więc jeśli krępuje cię ten temat bądź nie uważasz mnie za godnego powierzania takich sekretów, nie musisz tego czynić, chodzi mi tylko o to jak dobrze znasz swe serce?
        Lali wsparł brodę na wierzchu swej dłoni i omiótł wzrokiem otoczenie. Nietrudno było się domyślić, że jego powodem do tego typu rozważań był przede wszystkim romans Berlota i Tanaj, w którym zdaje się, że co najmniej jedna osoba nie wiedziała czego tak naprawdę chce. Jednak był jeszcze jeden impuls, trochę słabszy, który samodzielnie by się nie wybił, znacząco jednak wzmocnił główny nurt myśli poety: niedawna nieobecność Funtki. Poeta wszak podświadomie czuł, że jego przyjaciółka kogoś spotkała. Poznawał ten błysk w oku. Nie twierdził oczywiście, że się zakochała, lecz na pewno czyjaś obecność poruszyła ją do tego stopnia, że teraz nie mogła się opanować. A to kazało zadawać pytania o uczucia.
        - Och? - Reakcja La’Virotty na wieść o przebierańcu nie była tak żywiołowa jak to, co wyprawiała Miminetta i już można było poznać, że Lali domyśla się przynajmniej części prawdy. Gdy więc dziewczyny się przekrzykiwały, on wstał i uczynił kilka kroków w kierunku stojącego samotnie elfa.
        - Lantello - zwrócił się do niego, bez namysłu delikatnie obejmując go za nadgarstek i ciągnąc go za sobą. - Przyłącz się do nas, jest dość miejsca, byśmy mogli w komforcie rozmawiać.
        Po powrocie do kobiet poeta puścił na chwilę tłumacza i złapawszy Yuumi jedną ręką za ramię, a drugą za dłoń, posadził ją tuż obok Mimi, a następnie ostatnie wolne miejsce, które sam przed chwilą zajmował, wskazał Lantowi nawet nie biorąc pod rozwagę odmowy. Gdy już wszyscy zajęli swoje pozycje, maie usiadł w powietrzu, palce stóp opierając o parapet między swą przyjaciółką a elfim tłumaczem, by dryfując w powietrzu nie odsunąć się od nich zanadto.
        - Moja droga - zabrał głos, gdy Funtka przedstawiła im swoją troskę. Jego serce radowało się na wieść, że jego ukochana przyjaciółka może mieć adoratora, który najwyraźniej nie był byle kim, można było go zaliczyć co najmniej do ludzi bogatych… Pytanie jednak, czy przy tym dobrych, inteligentnych i oczytanych? Nikt inny wszak nie sprawdziłby się przy boku Funtki, ona musiała mieć kogoś, kto dorównywałby jej albo nawet ją przewyższał na płaszczyźnie umysłu.
        - Oczywiście, że powinnaś pójść - oświadczył, jakby to było naprawdę jedyne słuszne rozwiązanie. - Bez względu na to, czy się później spotkacie czy nie, w dobrym tonie jest odpowiedzieć na takie zaproszenie. Pomyśl, ileż odwagi musiał on w sobie znaleźć, by nieznajomej zaproponować ponowne spotkanie w celu lepszego poznania się. Miejsce przez niego wskazane jest publiczne i przebywa tam w każdej chwili wiele osób, więc nie musisz obawiać się o to, że będzie na ciebie nastawał, a ty pokażesz klasę odpowiadając na jego prośbę. Jeśli po tym jednym spotkaniu znudzi cię i uznasz, że szkoda marnotrawić na niego czas, wtedy zerwiesz z nim znajomość, nie można jednak tak po prostu zignorować nadarzającej się okazji. Nie wmawiam ci wszak, że to mężczyzna tobie przeznaczony, lecz może w przyszłości okaże się, że będzie to osoba, której będziesz mogła powierzyć swe troski i zwrócić się o pomoc w sytuacji, która zdawać się będzie beznadziejna.
        Lali nagle się zapowietrzył, jakby do jego głowy wpadła myśl, która wszystko wywróciła do góry nogami. Nim podjął, pomachał przed sobą dłonią, jakby chciał rozwiać jakieś niewidzialne opary i dopiero z uśmiechem mówił dalej.
        - Lecz powiedz nam coś więcej o tym młodzieńcu - zasugerował. - Przedstawił ci się? Jak wyglądał, w jakim był wieku, co zdążył ci o sobie powiedzieć? Może istnieje szansa, że któreś z nas będzie go znało, prawda? Wszak już dość długo żyjemy w tym mieście. Zasięgnąwszy języka łatwiej będzie podjąć słuszną decyzję, intuicja podpowiada mi jednakowoż, że nie powinnaś się wzbraniać przed nawiązaniem tej znajomości, gdyż jego propozycja ponownego spotkania została wyrażona w dobrym tonie, gdyż wedle twych słów zapewnił, że będzie na ciebie czekał, a nie kazał ci przyjść. Wykazał w ten sposób swą dobrą wolę, stawiając ciebie wyżej od siebie. To bardzo dżentelmeński gest - zauważył poeta. Spojrzał na Mimi i Lanta oczekując, że ci go poprą.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

Miminetta zdziwiła się nieco tematem jaki zapoczątkował La'Virotta i wyraziła to lekkim uniesieniem swoich kształtnych brwi i wymownym przechyleniem głowy. Trzeba było jednak przyznać, że wśród rzeczy o jakie poeta byłby w stanie zapytać nie było takiej, na którą ona nie mogła lub nie chciałaby udzielić odpowiedzi. Tak i tym razem łatwo dała się wciągnąć w rozmowę i po chwili namysłu(!) zaczęła bez zbędnych zahamowań mówić co tylko miała do powiedzenia.
- Co sobie cenię? Trafiłeś w temat Lali, naprawdę! - Zaśmiała się i szturchnęła go łokciem. - Berlot i Tanuś ci nie wystarczą, co? Bardzo dobrze! Nie można o nich myśleć i mówić na okrągło, toż to się przejada... - Mimo swych słów uważnie przeczesała cały pokój przeszywającym spojrzeniem drapieżnika, by namierzyć tę parę gołąbków, a kiedy ich znalazła i zaspokoiła swoją ciekawość kontynuowała:
- Myślę, że całkiem dobrze orientuję się w tym co mi się podoba... no, ale czego innego oczekuje od chwilowych romansów, a czego innego od, jak to ująłeś "drugiej połówki". - Jej słowa wskazywały na to, że faktycznie ma ten temat dobrze przemyślany. - Co prawda czasem spotykam się z narwańcami, bo są przystojni, żywiołowi i... imponujący pod pewnymi względami, ale nie oni mi się podobają. Ja ci powiem Lali, o tak, mogę ci chyba powiedzieć! - Uśmiechnęła się, jednak delikatniej i niewinniej niż zwykle, co z pewnością zauważył, i podniecona chwyciła jego dłonie. Czas na babskie zwierzenia trzeba było dobrze wykorzystać!
- Kiedy będę chciała się ustatkować i będę szukała męża to chcę kogoś... o! W stylu dziadka lub ojca Funtki. Nie z wieku oczywiście! Chodzi o ten charakter, tę prostoduszność... nie widziałam co prawda nigdy tatka Yuumiś, ale trochę o nim słyszałam i jeżeli jest właśnie taki jak sobie wyobrażam to tego szukam! Wiesz, jakiś miły, dobrotliwy, kochany mężczyzna... który wziąłby za mnie odpowiedzialność - Tu już zaśmiała się żywo, ale dziewczęco najwyraźniej zdając sobie sprawę ze wszystkich aspektów swojego całkiem trudnego charakteru.
- No i w sumie to chciałabym, żeby był starszy... tak z dziesięć lat? Nie wiem, może mieć dwunastoletnią córeczkę, miałabym z kim rozmawiać! - Przymknęła oczy rozmarzona. - Ale nie starszą, wtedy czułabym się już głupio. Na pewno wiesz o co mi chodzi. Tak czy siak tacy są już przeważnie zajęci, no i nie ma co się rozglądać zanim nie będę chciała na dobre porzucić mojego panieńskiego życia! Ich trzeba traktować poważnie, to nie młodziki, którzy w sumie i tak mają to gdzieś... Ale jeżeli kiedyś przyjdzie taki samotnik z córeczką do mojej knajpki to jak ja ci mówię Kinalali podejdę do niego i zaproszę go na obiad! O! - Zadowolona już to sobie postanowiła, a na potwierdzenie pokiwała głową aprobując własną decyzję.
- Ech, rozmarzyłam się przez ciebie! I co ja teraz zrobię z Ferrisem? Umówiłam się z nim na Sunrię, ale teraz mi się odechciało widzieć jego niedorośniętą twarzyczkę. Ech... ale on chyba też ma mnie dość. W sumie to chyba lepiej jak jesteśmy przyjaciółmi. Tak, tak będzie lepiej. - Lekko zmęczona podparła głowę ręką zastanawiając się jak rozwiązać ten problem. W sumie dla Mimi typowe było, że umawia się ze swoimi przyjaciółmi, wypadają tak parę razy po czym wracają do poprzedniego stanu, w ogólnym zresztą pokoju. Naprawdę trudno było dobrać do niej kogoś na stałe. Z jednej strony chciała żywiołowości i przygód, ale tak jak wspomniała Kinalalemu jeśli ma się w coś na poważnie zaangażować to mężczyzna, którego wybierze będzie musiał być o wiele stabilniejszy i bardziej odpowiedzialny niż ona. Dobrze, że zdawała sobie z tego sprawę.

Kiedy Funcia skończyła przekrzykiwać się z Nettą zadziwiona zauważyła, że Kinalali podprowadza w ich stronę dopiero co wybawionego przez nią Lantella. Nie, żeby miała coś przeciwko temu, ale nie widziała najmniejszego powodu, dla którego elf miał tu teraz z nimi być. Miała porozmawiać ze swoim przyjacielem, a tymczasem zapowiadało się tu otwarcie kółka dyskusyjnego. Nie zdążyła jednak nawet zacząć się płoszyć, gdyż Lali przejął dowodzenie i zaczął swój mały monolog. Yuumi słuchała go, ale jednocześnie mogła chwilę pomyśleć. I w sumie była mu za to wdzięczna.
- W sumie to nie wyglądał na takiego co potrzebuje dużo odwagi by kogoś zaczepić - stwierdziła Funcia sceptycznie. - Nie każdy ma przed tym takie opory jak ja, Lali. On jest raczej typem podobnym do Mimi...
- O! Naprawdę!? - ucieszyła się malarka. Wyglądała na podekscytowaną tym faktem. Z kolei na twarz Lantella wystąpił dziwny grymas. Jeżeli tamten chłopak był podobny do Miminetty, to on, podobny do Funtki, chyba rozumiał co dziewczyna chce powiedzieć i co ją niepokoi. Nie zauważył przy tym nawet, że był to pierwszy raz kiedy pomyślał bez niechęci o łączących ich cechach i o samej ulubienicy swojego mistrza jako o osobie całkowicie nie groźniej.
- Tak, myślę, że byście się dogadali - ciągnęła Yuumi. - Mógłby być twoim młodszym bratem.
- Wspaniale! A uroczy jest? - Kobietka nakręcała się.
- Całkiem, całkiem.
- Muszę go poznać!
- Możesz - potwierdziła Yuumi - Możesz. Przyjdź jutro o dwunastej...
Nie dane jej było jednak dokończyć, bowiem malarka zorientowawszy się jak została wyprowadzona złapała dziewczynę za policzki i od razu zaczęła ją karnie tarmosić.
- Nie wywiniesz się! Mowy nie ma! - karciła ją, by ostatecznie niemal udusić ją w siostrzanym uścisku. - Ja też kiedyś byłam młoda... - powiedziała z rzewnym westchnieniem tęsknie unosząc oczy, ale co najwyżej ku sufitowi.
- Nie masz nawet 23 lat - przerwał jej Lantello jakby podawał fakt z życia jakiegoś pospolitego gatunku kaczek. - Te zmarszczki to ci się od gadania porobiły...
W tym momencie oswobodzona Funtka o mało nie upadła na podłogę, a Miminetta rzuciła się bez zahamowań na nową ofiarę.
W sumie niewiele osób miało okazję zobaczyć tego nieśmiałego elfa uginającego się pod ciężarem napadającej nań bardzo cielesnej kobiety, która wyglądała przy tym jakby miała ugryźć go w głowę. Choć pozwalał jej względnie swobodnie sobą targać nie był na tyle słaby, aby mogła go powalić, co chyba najchętniej by teraz zrobiła. Obcych mogło to zachowanie dziwić, ale tak jak wcześniej ekstrawertyczna dama tarmosiła Funtkę, tak teraz kolej przyszła na jej nieoficjalnego braciszka.
Nie ukrywali tego, ale normalnie nie rzucało się w oczy jak bardzo są ze sobą zżyci. Idąc gdzieś razem przeważnie się rozdzielali i bardzo często mówili o sobie rzeczy nie do końca wskazujące na sympatię. Różnili się charakterami tak, że można ich było posądzić albo o nienawiść, albo o romans, ale nie o braterstwo. Tymczasem malarka z łatwością dobrała się do zazwyczaj skrajnie skrytego Lanta i na tej samej zasadzie obcowała też z Yuumi. To niesamowite jak oboje stawali się przy niej wyszczekani i zdecydowanie bardziej otwarci na kontakt cielesny, którego normalnie unikali. Ostatecznie jednak ona odciągała od nich całą uwagę swoim wypełnionym po brzegi energią charakterem i niemal nikt nie dostrzegał w nich zmiany. Oni też chyba woleliby być na nie ślepi.
- Zachowuj się - blondyn napomniał z uśmiechem Nettę, jako że był przez nią lekko podduszany, a sprawa Yuumi nadal się nie wyjaśniła.
Puściła go w końcu i oboje mogli z powrotem rozsiąść się na swoich miejscach, zdobytych z resztą w dość nietypowych okolicznościach. Cała ta sytuacja była dość dziwaczna, ale nie niemiła.

Osobiście przez pierwsze chwile elf myślał tylko o Kinalalim i o tym dlaczego go tu przyciągnął, ale teraz wybity z tego dziwnego nastroju przez nieznośną współlokatorkę mógł skupić się na problemie dziewczyny. I tak się w to wciągnął, że zapomniał dlaczego w ogóle tu siedzi i jakie to jest niesamowite, by we czwórkę omawiali coś co dotyczyło drugiej, a może i najbardziej nieśmiałej osoby w tym pomieszczeniu.
- Wracając... - odezwał się ku własnemu zdumieniu wprost do młodszej z malarek. - Kinalali ma rację. Z tego co mówiłaś wynika, że to dobry i miły chłopak. Nawet jeżeli okaże się drugą Nettą w przebraniu to może warto skorzystać z tej szansy? - zasugerował nieco niepewnie, ignorując zupełnie oburzony syk przyjaciółki. Nie był pewny czy sam by w takiej sytuacji poszedł na to spotkanie, ale jeśli miałby doradzać komuś innemu, to obstawiałby stawienie się i zobaczenie co z tego wyniknie.
- Hmm... - Yuumi zastanowiła się, stawiając widocznie o wiele mniejszy opór sugestiom Darlantella niż Kinalalego.
- No, ale najpierw opowiadaj! - wtrąciła się malarka wyciągając przed siebie nogi i stukając nimi siedzącego grzecznie elfa w kolano. - Jaki jest ten twój przyszły były? Mówiłaś, że uroczy!
- Mówiłam, że ,,całkiem, całkiem" - sprostowała dziewczyna. - I cóż... jeśli mam powiedzieć jak wyglądał... był wyższy ode mnie o głowę, ale nie jestem pewna czy nie był młodszy. Dużo się uśmiechał i gestykulował. Wspomniał też coś o swojej siostrze w różowej sukni przebranej za łabędzia. Ogólnie dużo i szybko mówił.
,,Miminetta" - pomyśleli nagle oboje z Lantello i spojrzeli na siebie zgodnie.
- No, więc młody, żywiołowy, tak powinno być! Bierz go, nie marudź! Nie ma na co czekać! Marzy ci się staropanieństwo?
,,Marzy mi się spokój", westchnęła Funcia w myślach. Jednak dotyczyło to raczej dni następnych niż obecnej chwili, gdyż czuła się w tej gromadce naprawdę dobrze.
- Twierdziłaś, że jest bogaty... - Lantello naprowadził najmłodszą z powrotem na odpowiednie tory, a ona przytaknęła zrozumiawszy jego intencje.
- Tak, chłopak z dobrego domu, ze starszą siostrą, brązowowłosy, rozgadany, o niebieskich oczach... nie wiem jak się nazywa.
- Hmm, nie wydaje mi się, aby ktoś taki przychodził do mojej knajpki - stwierdziła z zamyśleniu Mimi robiąc niezadowoloną minę.
,,Nic dziwnego", Lantello i Funtka znów wymienili spojrzenia. Nikt z wyższych sfer nigdy nawet by tam nie zajrzał.
- A ty go kojarzysz, Kinalali? - Elf odważył się w końcu zagadnąć swojego guru cały czas ciesząc się tym, że może mówić mu po imieniu, co uważał za nie byle przywilej (mimo faktu iż pozostałe dwie osoby używały permanentnie wobec niego najbardziej rozkosznego zdrobnienia).
- Mniejsza z tym. - Mimi machnęła ręką, zniecierpliwiona tematem, w którym nie mogła szerzej się wypowiedzieć. - Yuumiś, w co się ubierzesz?
- Co? - Dziewczyna chyba w ogóle nie spodziewała się takiego pytania.
- No, co założysz? Kolejną sukienkę, a może...
- Myślę, że nie to jest najważniejsze - wtrącił się elf chcąc oszczędzić Funtce tłumaczenia tej napastliwej kobiecie ich poglądu na te sprawy. A z jakiś względów zakładał, że są one podobne.
- Lonciku, kochany, ty chyba chcesz się jutro obudzić z domalowanymi wąsami - zanuciła owa ,,napastliwa kobieta" ostrzegawczo, celując w niego palcem, a on zmarszczył brwi wyzywająco, nie lubił bowiem tego (jakże trafnego) przezwiska.
- Ale w sumie coś się stało! - Nagła wypowiedź Funtki tak ich zaskoczyła, że oboje odwrócili się w jej stronę.
- Co? Kiedy?
- Mam na myśli sukienkę! Zaczepił mnie chyba właśnie dlatego, że pomyślał, że ja też jestem przebrana. Za Melancholię. - Tu rzuciła Mimi pytające spojrzenie. Gotowa była sądzić, że artystka widziała tą sztukę, dobrała jej charakter do odpowiedniej postaci i tym zainspirowana zaczęła tworzyć kreację, która to być może przyczyniła się do tego wszystkiego.
- Phi, na mnie nie patrz, tamte stroje były tandetne!
,,A jednak!" Funcia i Lantello już po raz nie wiadomo który rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia.
- Przynajmniej wiesz, że chłopak chodzi do teatru - powiedział elf z delikatnym uśmiechem i nieświadomie wysunął się trochę do przodu, tak by odrobinę zbliżyć się do dziewczyny.
- Tak, dwa razy. I nie wiedział, że ,,to ma książkę" - wypomniała z jawnym zalążkiem niechęci.
- Niemożliwe! - Elf aż wytrzeszczył oczy. Dla niego nie do pojęcia było jak można było pominąć książkowy oryginał. Niech go nawet przeczyta później, ale - ej! - po co chodzić na jakąkolwiek sztukę, skoro nic się nie wie o jej genezie? (Spaczone mądralińskie umysły).
- Tak! - Funcia spuściała głowę załamana. Nie wierzyła, że ma się spotkać z kimś, kto śmiał być takim ignorantem.
- To może zastanówmy się nad tym jeszcze? A jeśli to naprawdę jakiś wykolejeniec? - Ton młodzieńca był tak roztrzęsiony jakby naprawdę był w stanie tak sądzić.
W największym napięciu i rozpaczy wymieniali się uwagami na ten temat, aż nawet nie zauważywszy kiedy, wpadli sobie w ramiona przekonani o okrucieństwie otaczającego ich świata, pełnego ciemności, niewiedzy i braku jakichkolwiek ambicji u ludzi każdej klasy.

- Nawet nie zamierzam próbować tego zrozumieć... - westchnęła odstawiona na bok Miminetta, swobodnie opierając się o Lalego. - Naprawdę nie wystarczy im, że był uroczy?
Zablokowany

Wróć do „Efne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości