Efne[Dom z ogrodem]Przystanek na drodze

Miasto założone na cześć córki króla Bedusa, która w wieku dziesięciu lat oddała swój wzrok za lud. Uratowała go od zniszczenia. Efne otaczają liczne lasy, góry oraz wzgórza graniczące z Pustynią Nanher.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-A! Tak! Gared!-dziewczyna zamyśliła się ponowie i dopiero po chwili dotarły do niej słowa maga. -A tak poza tym, to jeszcze nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie.- zwróciła mu uwagę i uniosła lekko brwi.
Na straganie, który właśnie mijali jakaś stara kobieta siłowała się z pewnym, wytatuowanym osiłkiem. W dodatku bezzębnym. I jeszcze wygrywała! No coś takiego rzadko się widuje!
Wiedźma uśmiechnęła się pod nosem i po chwili znowu wpatrywała się intensywnie w Rostana.
-Co... Co ty tu masz?- wskazała ręką na butelkę mleka. Spojrzała pytająco, by zaraz dodać: -A po co ci mleko?
Awatar użytkownika
Radjashtam
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Radjashtam »

Wtem, nagłe przeczucie które przyszło niespodziewanie wraz z wrażeniem lekkiego ucisku w skroniach i cichym brzęczeniem powoli wypełniającym uszy. Mrowienie zagrożenia na karku powoli spływające w dół kręgosłupa zimnym dreszczem niepokoju. Zupełnie jak gdyby ktoś mierzył ci w krzyże z napiętego łuku. Dziwne uczucie zmuszające do tego aby odwrócić się w kierunku z którego mogła nadlecieć śmierć.
Ale śmierć ani myślała nadlatywać, ona najzwyczajniej w świecie powoli kroczyła w waszym kierunku poprzez brukowaną nawierzchnię nagle opustoszałego targu. Powiewając połami skórzanego płaszcza charakterystycznego dla cyrulików wymijała kolejne stragany oraz ludzi którzy bez słowa ze wzrokiem zbitym w ziemię schodzili jej z drogi. Świetnie zdawali sobie sprawę z jej obecności, instynktownie wyczuwali ją wiszącą w powietrzu, zalegającą w opustoszałych domostwach i piwnicach czy nawet teraz kiedy spacerowała ulicą. A mimo to nie chcieli podnieść wzroku. Bali się ją ujrzeć czy nawet przyjąć do świadomości jej istnienie. Do niedawna zgromadzona tu ciżba, barwna i gwarna topniała w oczach. Blakła, milknąc i szarzejąc w oczach, kurcząc się i znikając z rynku, rozwiewana nagłym strachem i przeczuciem jak drobiny popiołu podmuchem wiatru. Tymczasem ona szła, powoli choć zdecydowanie, z podniesioną głową pośród całej tej nienaturalnej ciszy i szarugi przyglądając się sprzedawcom i ich kramom zupełnie jak gdyby przyszła robić tutaj zakupy niepomna całej milczącej żałoby jaka tu nagle zapadła. Nie spiesząc się, ściągnęła z lewej dłoni skórzaną rękawiczkę obnażając długie i kościste palce. Blada trupia dłoń zanurkowała powoli do pobliskiego kosza z jabłkami opadając na najdorodniejszym z pyszniących się czerwienią owoców które przez krótką chwilę jako jedyne zdawały się zachować barwę na tle ciemnego krajobrazu. Druga dłoń, wciąż urękawiczona, gestem łagodnym choć stanowczym zatrzymała w miejscu małego jasnowłosego łobuza który próbował przebiec postaci drogę. Chłopiec sztywno zatrzymując się w miejscu, z pozbawionym świadomości wejrzeniem bez słowa przyjął owoc po czym pobiegł dalej z resztą tłumu znikając w jednej z uliczek. Śmierć postąpiła kilka kolejnych kroków do przodu zatrzymując się nieopodal was, przy stoisku na którym sprzedawano ziarno. Trupia dłoń, wciąż odsłonięta zanurzyła się w jednym z worków pozwalając by nasiona swobodnie przesypywały się między jej kościstymi palcami. Wtedy to, odwrócona do was plecami odezwała się po raz pierwszy.
- Kwarta pszenicy za denara i trzy kwarty jęczmienia za denara, a nie krzywdź oliwy i wina.
Głos który ciężko było pomylić z jakimkolwiek innym. Głos w którym dało posłyszeć się jęki umierających powolną, wyczerpującą śmiercią. Głos w którym- Rostan rozpoznał to natychmiast, dźwięczał trzask ognia tańczącego na palonych stosach ciał.
Wtedy odwróciła się do was obliczem tak, że przez krótki czas mogliście ujrzeć ją w pełnej krasie. Mara. Widmo. Zwiastun.Omen.
Obraz nie trwał długo, krócej niż mrugnięcie okiem, chociaż siłą wrył się pod powieki wypalając piętno w podświadomości. Chwilę potem mieliście przed sobą kolejnego z tych ekstrawaganckich medyków którzy przywdziewając swoje
groteskowe kostiumy odnajdywali w zarazie źródło zasobów jak i sposobności dla swoich eksperymentów. Poza osobliwym strojem stojący przed wami człowiek zdawał się być teraz całkiem normalny lub wręcz pospolity na tle objętego widmem choroby miasta. Jednak cichy lecz wyraźny szept który po chwili rozległ się gdzieś z tyłu waszych czaszek nie pozwolił zapomnieć o jego nadnaturalnej proweniencji budząc niedawne obrazy wspomnień.
-Tym razem to ja przychodzę do was.
Zupełnie swobodnie włączając się w rozmowę Pani Plagi podeszła kilka kroków do przodu zatrzymując się w lekkim rozkroku. Nawet pomimo zachowanej odległości dolatywał was ostry zapach wonnych ziół i spirytusu który bił od jej aktualnej postaci.
-Ragana. I ty, Toledo.- Rozbrzmiało w waszych głowach kiedy oblicze zwieńczone dziobatą maską przeniosło się z jednego na drugie.- Nie wyszło nam z miłą, towarzyską pogawędką w przytulnym zakątku mojej chatki. I wiecie co? Myślę, że dobrze się stało. Charakter naszej rozmowy od początku nosił znamiona targu lub umowy. To miejsce zdaje się być idealnym do tego aby porozmawiać o interesach. A porozmawiać o nich powinniśmy jako, że znaczna większość waszych zadziwiająco pokrywa się z moimi.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Kapitan Gared rzeczywiście dopilnował, by bez przeszkód trafili do domu Sary. Razem z wiedźmą prowadzili rozmowę o starych czasach i znajomych, co Amirze było poniekąd na rękę. Tak po prawdzie to jej myślenie, było jej myśleniem, a w tej chwili nie nadawała się do zawierania znajomości. A przysłuchiwanie się tym dwojgu działało poniekąd uspokajająco. Już tak w połowie drogi przestała w ogóle patrzeć gdzie idzie i to cud, że nie zaczęła jeszcze potykać się o własne nogi.
Miasto było ciche i ciemne. Latarnie uliczne paliły się przy głównych ulicach, ale w zaułkach i domach mieszkańców panował mrok. Księżyc nie świecił, za to bezchmurnym niebie było widać gwiazdy. To zapowiadało dobrą pogodę na kolejny dzień. Na tą myśl Amira westchnęła ze zrezygnowaniem. Powinni prawdopodobnie załatwić wszystkie potrzebne sprawy jak najszybciej i jeszcze jutro wyruszyć w drogę. Pomijając nawet fakt, że nie były szczególnie bezpieczne pozostając w jednym miejscu, niedługo zaczynał się okres obfitujący w burze piaskowe na pustyni. Nie była tylko pewna, kiedy, bo ocenić to dało się tylko na miejscu. Za to plemiona zamieszkujące Nanher potrafiły to zrobić z niesamowitą dokładnością. Miała prawdę mówiąc nadzieję, że w Efne akurat przebywa ktoś z jej pobratymców. Dość często niewielkie grupy wybierały się do miasta, jeśli plemię akurat wędrowało przez południową część pustyni. Mogłaby wtedy zrobić naprawdę dobre zakupy i dodatkowo zdobyć masę przydatnych informacji. Nie odwiedzała domu już jakiś czas, więc jej wiedza mogła być już przedawniona. Dobrze, że chociaż oazy nie zmieniały swojego położenia.
Generalnie jednak, wizja jutrzejszego dnia nie napawała jej szczególnym optymizmem. Nie miałaby nic przeciwko porządnym wyspaniu się i podróży dopiero kolejnego dnia rano, ale wiedziała, że nie powinni tyle czekać i nadużywać w dodatku gościnności Sary. Poza tym w Efne działy się chyba nie do końca normalne rzeczy, a one miały już wystarczająco dużo kłopotów na głowie, czyż nie?
Na miejsce dotarła dość markotna, ale przynajmniej nie miała już mordu w oczach, a to jakaś poprawa. Wdrapała się na górę, przeklinając w duchu tego, kto wymyślił piętrowe domy. Jakby mało było miejsca w Alaranii. Ludzie wszystko zaczynali budować w górę. Dobrze chociaż, że nie nocowali u jakiegoś czarodzieja. Oni, nie wiedzieć czemu, lubowali się w wieżach. Idiotyzm. Miejsca nie było wcale więcej, a schodów – i owszem. A potem narzekali na ból kolan. W pokoju zastał ją lekki nieład, jaki zostawiła po sobie wybiegając z domu w pośpiechu. Spojrzała na niego z wyjątkową niechęcią. Nie chciało jej się teraz tym zajmować, więc po prostu odłożyła wszystko na bok, do rana. A potem pomyślała, że właściwie, jeśli jutro coś kupi, to i tak będzie musiała to przepakować, więc uznała, że sobie to odpuści i spakuje wszystko dopiero po powrocie z targu. I z tą nieco pokrzepiającą myślą położyła do łóżka i po krótkiej chwili zasnęła.

Obudziły ją jakieś przytłumione krzyki. Z początku przewróciła się na drugi bok, mamrocząc coś z niezadowoleniem, ale widocznie wyspała się już na tyle, że do jej mózgu dotarło, że krzyki to zły znak. Usiadła na łóżku, rozglądając się dookoła zaspanym wzrokiem. Po kilku sekundach zorientowała się, gdzie jest i oprzytomniała nieco. Przeciągnęła się i przetarła oczy, wstając z łóżka. Pozwoliła im trochę przywyknąć do światła i wyjrzała przez okno. O ile mogła się zorientować, jakiś wóz zablokował drogę, co spowodowało duże zamieszanie. Spojrzała na niebo, po którym przemykały białe obłoczki, a po wysokości słońca wywnioskowała, że zbliża się południe. No, nie tak źle, trochę pospała. Ziewnęła i zabrała się za ubieranie.
Kilkadziesiąt minut później, po szybkim śniadaniu, wychodziła z domu, kierując swe kroki w stronę targu, gdzie według Sary udała się też reszta wesołej gromadki. Ludzie kręcili się dookoła w całkiem sporej liczbie i kupcy chyba nie mogli narzekać na słaby zarobek. Amira zauważyła też, że nadchodzili od strony dzielnicy, która wcześniej była objęta kwarantanną. Najwyraźniej udało się z nią uporać.
Elfka przeszła się spokojnie między kramami, oglądając co niektóre przedmioty, wystawione na sprzedaż. Nie miała żadnych szczególnych potrzeb, ani też nie natrafiła na nic wyjątkowo ładnego, więc sprzedawcy szybko orientowali się, że nic nie kupi i odpędzali ją. Wyjątkowo nawet nie próbowała się czegoś od nich dowiedzieć, a to, że krzywo na nią patrzyli mało ją obchodziło. Po prostu taki spokojny spacerek jej odpowiadał, a w tłumie ludzi prawie się nie wyróżniała, więc czuła się zupełnie bezpiecznie. Przy stoisku miejscowych rolników kupiła kilka garści fig. Pulchna, młoda kobieta, która ją obsługiwała dodała jej do tego płócienny woreczek, żeby Miała gdzie to włożyć. Amira westchnęła tylko w duchu. Miała przecież takich rzeczy nawet więcej niż potrzebowała, tylko zapomniała wziąć z domu Sary, a teraz jeszcze zbiera kolejne. Podziękowała jednak dziewczynie z uśmiechem, który wyszedł jej nawet przekonująco. Idąc dalej podjadała ci jakiś czas owoce. Kilka straganów dalej dostrzegła Venę i Rostana. Podeszła do nich z uśmiechem.
-Figę? – zaproponowała na wstępie, zamiast jakiegoś powitania i wyciągnęła w ich stronę woreczek.
-Wy już pewnie wracacie, co? Ja muszę jeszcze dopilnować, żebyście nie pomarli mi na pustyni. Nie widzieliście gdzieś grupy pustynnych elfów? Ubrani na beżowo, turbany na głowie?
Zwracała się w sumie do swoich towarzyszy, ale i właściciel straganu popatrzała na nią z wyrazem twarzy wyrażającym lekką podejrzliwość i rozbawienie. No tak… w sumie sama była ubraną na beżowo pustynną elfką. Tylko kobiecego zawoju jej brakowało, ale i to miała. Tyle, że w torbie, oczywiście. W każdym razie, w oczach trochę obeznanego z tematem kupca musiało to wyglądać zabawnie. Amira spojrzała na niego pytająco z nadzieją, że może wskaże jej odpowiedni kierunek. Mężczyzna zastanowił się chwilę.
-Nie wiem, czy są tu teraz, ale zwykle rozstawiają się w północnej części placu, radzę tam sprawdzić.
Tyle, to i ja wiem” miała ochotę burknąć elfka. Była w północnej części, tam gdzie zawsze, ale nie znalazła swoich pobratymców, a byli raczej trudni do przeoczenia, gdy wiedziało się czego szukać. Kiwnęła tylko sprzedawcy głową i zmarszczyła brwi. Powinna obejść też resztę targu, ale możliwe, że akurat nikt nie handlował. Jeśli zbliżały się burze, to może nie chcieli ryzykować utknięcia w mieście. Nie lubili takich dłuższych pobytów.
Wtem zwróciła uwagę na butelkę mleka, którą trzymał. Pachniało specyficznie, wszędzie by to poznała. Spojrzała na Rostana, nieświadomie przybierając wyraz twarzy całkiem podobny do tego, jaki przed chwilą zaprezentował kupiec.
- Ty wiesz, co to jest? – zapytała, przenosząc niepewny wzrok na butelkę. – Od kogo to kupiłeś?
Taka informacja mogła ją naprowadzić na trop. Jak nie elfów, to chociaż kogoś, kto mógł jej sprzedać potrzebne rzeczy. W końcu nie każdy handlował tutaj takimi… specjałami. Jeszcze raz zerknęła na mleko i wybuchła niespodziewanie śmiechem. Nie, ten mag nie mógł wiedzieć, co to i już wyobraziła sobie jego minę, gdyby tego skosztował.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Wysłannik kroczył z Veną wracając z targu. Często rozciągał ciasne ubranie, by wleciało do niego trochę zimnego powietrza. No, może nie zimnego, ale zimniejszego od potu, którego też wiele nie było.
- Tak, tak, mam wszystko. - Odpowiedział myśląc, że właśnie na te pytanie nie odpowiedział, innego nie pamiętał. Spojrzał na mleko, o które zapytała go Vena. I lekko się uśmiechnął odpowiadając, że słyszał jak zielarka mówi, że potrzebuje mleka. Wtem spotkali Amirę.
- Nie, dziękuję. - Odparł zaprzeczając dodatkowo przekręceniem głowy. Nie przypominał sobie o żadnych pustynnych elfów, oprócz tej przed nim więc znowu zaprzeczył. Dziewczyna z czubatymi uszami przeprowadziła rozmowę z jakimś mężczyzną, a potem znowu wróciła do maga pytając go tak jak wcześniej Vena o mleko.
- Tyle zachodu, bo chciałem pomóc - Pomyślał i zaraz odpowiedział Amirze.
- To jest mleko, które dał mi jeden z handlarzy. - Skłamał, ale nie chciał powiedzieć, że je ukradł. Wskazał palcem na stragan, przy którym spał handlarz, a gdy dziewczyna się roześmiała dodał.
- Zwykłe mleko..
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Hmmm? A tak! Z chęcią!- wiedźma otrząsnęła się i sięgnęła ręką do woreczka pełnego dojrzałych owoców. Wyciągnęła soczystą sztukę i ugryzła kawałek. Oczywiście nie odbyło się bez ubrudzenia się. Figa była tak dojrzała, że aż pękała w oczach, a cały sok uwolnił się w momencie wgryzienia się białych ząbków dziewczyny weń. Sok skapnął z jej ust, wprost na świeżo wypraną koszulę, co wiedźma skwitowała krótkim "kurwa" i odsunęła owoc od siebie.
-Znaczy się... Dobra!- naprostowała swoje myśli na właściwy kierunek, bo jakby to było, że ona jeszcze śmie zwyzywać podarunek. -I tak, raczej się już zmywany. Ja na pewno.- spojrzała pytająco na Rostana, bo dalej nie uzyskała odpowiedzi na pytanie. -Co dalej będziesz robił ze swoim nędznym życiem?- spróbowała ponowni, bo cała sytuacja zaczynała być z lekka irytująca. Pyta się dziewczyna o jedną, prostą rzecz i przez pół godziny nie może uzyskać odpowiedzi! I to ona jest upośledzona psychicznie?!
Wiedźma odwróciła się od handlarza, który właśnie proponował biżuterię własnego wyrobu. Nie dla niej te błyskotki, wiec co ma facetowi nadzieję robić, że coś kupi?
-Mam wielbłądzie masło dla siebie i konia, trzy duże, skórzane bułaki na wodę, jakieś pokręcone rośliny, z których Sara ma nam zrobić lekarstwa "na wszelki wypadek" i materiał lniany.- wyliczyła zakupione rzeczy i spojrzała na Amirę. -Czegoś jeszcze potrzebuję? Jeśli tak, to idę z tobą poszukać twych pobratyńców, a jeśli nie... No to masz pecha, bo i tak idę. Zainteresowałaś mnie.- przytaknęła sobie głową, sądząc, że to dobry pomysł. Na inny nie było ją teraz stać.
-I co z tym mlekiem jest nie tak?!- spytała jeszcze i, niepewna, odsunęła się od maga trochę dalej.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Wciąż wyraźnie mocno rozbawiona, Amira wysłuchała obojga towarzyszy.
- Zwykłe mleko, mówisz? Jak dla kogo – odpowiedziała Rostanowi, szczerząc wesoło i trochę szyderczo zęby. – Fakt, to mleko. Ale wielbłądzie. Wątpię, żeby ci smakowało.
Pokręciła z rozbawieniem głową.
- A więc idziecie ze mną? – upewniła się. – W porządku.
Rozejrzała się dookoła, orientując, gdzie już była i wypatrując jakiś śladów swoich pobratymców. Gdzie ona by się rozstawiła na ich miejscu? Stanęła a palcach, zirytowana z lekka ty, że ich nie ma. Nadal była zbyt niska, by dojrzeć coś ponad głowami tłumu. Zmarszczyła brwi z niezadowoleniem i ukradkiem podeszła do sąsiedniego stoiska. Korzystając z nieuwagi kupca podwędziła mu jedną z pustych skrzynek, przeciągając ją kawałek w swoją stronę i obracając do góry dnem. Stanęła na tym prowizorycznym podwyższeniu i znów spróbowała. Tym razem przyniosło to oczekiwany efekt i dostrzegła to, co chciała. Elfy rozłożyły się, tradycyjnie już, niewielkim kramem, na uboczu targu.
Amira zeskoczyła ze skrzynki i nakazała gestem, by szli za nią. Jej twarz ponownie rozjaśniał uśmiech. Cieszyła się, że jednak będzie miała okazję zobaczyć się ze swoimi.
Elfka zręcznie lawirowała w tłumie, niekiedy dopomagając sobie łokciami, lub oglądając, czy aby przypadkiem nie zgubiła towarzyszy. Po chwili dotarła w odpowiednie miejsce.
W przeciwieństwie do większości stoisk, nie było tu żadnych skrzynek. Jedynie worki, a gdzieniegdzie kosze lub dzbany. Obok stał śliczny brązowy dromedar, wszystkiego pilnowała dwójka elfów. Charakterystyczne turbany, zasłonięte twarze i ubranie w powtarzających się barwach od razu mówiło ludziom, z kim mają do czynienia, a jednocześnie praktycznie uniemożliwiało rozróżnianie poszczególnych osób. Tak przynajmniej słyszała Amira. Sama nie miała z tym nigdy najmniejszego problemu. Tutaj, z tej odległości, jeszcze nie była pewna, z kim ma do czynienia, ale z całą pewnością była to dwójka mężczyzn z plemienia Al-Kabyl, z którym jej własne miało bardzo dobre stosunki.
Podchodząc uśmiechnęła się do nich jeszcze szerzej i pomachała ręką. Zaraz potem mogła już ich rozpoznać. Właściwie jednego z nich, wyższego i nieco szczuplejszego. Khalana znała jeszcze z dzieciństwa. Był od niej nieco starszy, ale gdy spotykały się ich plemiona zwykle Amira i tak bawiła się z chłopcami, a oni trzymali się razem. Drugiego z mężczyzn nie kojarzyła. Khalan skinął jej głową w oliwkowym turbanie i po oczach widziała, że się uśmiecha, choć nie mogła być tego zupełnie pewna.
- Witaj, Księżniczko – przywitał ją wesoło i trochę sarkastycznie, pozdrawiając tradycyjnym gestem zarezerwowanym dla najwyższej kasty pustynnego społeczeństwa. Amira natychmiast zarumieniła się lekko i właściwie nie wiedziała jak na to zareagować. Zerknęła na resztę z zażenowaniem. Że też musiał wyskoczyć z tym głupim przezwiskiem. W dodatku nie miała jak mu się odwzajemnić, bo do niego zawsze zwracano się po imieniu. W końcu westchnęła tylko lekko, zastanawiając, jakim cudem matka mogła dać jej takie, a nie inne imię. Chyba zresztą uważała to za zabawne, z przeciwieństwie do córki.
- Witaj, Khalan – odparła, uśmiechając się z lekkim przekąsem. Niech wie, że to przezwisko nadal jej się nie podoba. – Sporo czasu minęło, prawda?
Uprzejma formułka, ale naprawdę nie widzieli się już kilka lat i cieszyła się z tego spotkania. Spojrzała w kierunku drugiego z mężczyzn. Miał biały turban i pas w czerwono-pomarańczowe paski. Podejrzewała, że ożenił się z dziewczyną z Al-Kabyl i to dość niedawno. Ten pozdrowił ją zwyczajnym gestem i przedstawił.
- Amran Al-Kabyl.
- Amira Al-Churi.
Odwzajemniła gest i odwróciła się do swoich towarzyszy, by ich przedstawić.
- To są Vena i Rostan – Wskazała ich, przy okazji uświadamiając, że nie zna ich nazwisk. No, ale podróżowali razem stosunkowo od niedawna, prawda? – To jest Khalan Al-Kabyl – dodała jeszcze, na wszelki wypadek przedstawiając im mężczyznę. Obaj elfowie powtórzyli pozdrawiające gesty w stronę wiedźmy i maga. Powstrzymała się od ciężkiego westchnięcia. Rany, te powitania były jakieś męczące.
- Prawda. Sporo czasu. Jakoś nie kwapiło ci się odwiedzać starych przyjaciół, co? No więc, co cię tu sprowadza? – zapytał Khalan, wskazując przy tym ręką na koc, leżący w cieniu domu, przy którym się rozstawili. Poszedł w tamtym kierunku i usiadł na ziemi. Amira podążyła za nim. Po drodze pogłaskała leżącego dromedara po pysku i poszła dalej, ale zaraz odwróciła w pół kroku.
- Uważajcie, może ugryźć – ostrzegła w szczególności Rostana, bo wiedziała, że w wiedźma radzi sobie ze zwierzętami nawet lepiej od niej.
- A cóż może mnie sprowadzać? – odpowiedziała Khalanowi pytaniem na pytanie. – Zakupy oczywiście.
- A już myślałem, że chciałaś nas zobaczyć.
Amira wzruszyła nieznacznie ramionami.
- Przecież nie wiedziałam, że tu będziecie.
Khalan pokiwał głową ze zrozumieniem i zlustrował wzrokiem jej towarzyszy. Wielbłąd przy okazji prychnął w ich kierunku. Oby na nich nie napluł, bo będzie potrzebna kąpiel i pranie…
-Więc wybierasz się na pustynię w czasie Gorących Wiatrów? – zapytał elf, raczej retorycznie, bo zaraz kontynuował. – Odwiedzasz matkę po kolejnej emocjonującej wyprawie?
No, emocji to odmówić ostatnim wydarzeniom się nie dało, za to reszty źle się domyślał. Nie była pewna, czy nie powinna skłamać. Nie to, że mu nie ufała, bo w stosunku do swoich zawsze była ufna. Wiedziała, jacy są, jak zachowują się poszczególne plemiona, w jakich są stosunkach, a przede wszystkim wiedziała, że współpracę z magami na niekorzyść kogoś ze swoich na pewno by się nie zgodzili. Coś takiego uchodziło za ujmę na honorze, a elfy były z całą pewnością rasą honorową. Zastanawiała się jednak, czy nie byłoby dla niego lepiej, gdyby nic nie wiedział. Gdy tak jej się przyglądał czekoladowymi oczami, musiała niechętnie przyznać, że nie ma sensu kłamać. Z dobrze ją znał i już się zorientował, że dziewczyna chce, skłamać, widziała to.
Pokręciła głową, ale nim zdążyła coś powiedzieć wstał z miejsca i zagadnął jej towarzyszy.
- Napijecie się czegoś? A może zjecie? Chyba się nie spieszycie, aż tak bardzo, prawda?
Amira zwiesiła głowę, z rezygnacją, a potem zaśmiała się. Pięknie. Za moment będą tu jedli trzydaniowy obiad, jeśli czegoś nie zrobią, była tego prawie pewna, a Sara w domu czekała na swoje zakupy i pewnie sama rozmyślała, czym ich ugościć.
Ostatnio edytowane przez Amira 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Vena Ficae.- przywitała się, od razu przedstawiając pełnym imieniem i nazwiskiem. Amira chyba jeszcze go nie znała. Nomadowie zaprosili wszystkich na miły poczęstunek. Zapewne chcieli wypytać elfkę, co też ona robi w tym "zakazanym" towarzystwie i w ogóle co tam u niej.
Wiedźma spojrzała przerażonym wzrokiem na Amirę, ale ta westchnęła tylko. Chyba nie miały wyboru.
-Ale... Bo my właśnie.. Sara... obiad... ech...- zaczęła się miotać i mocno gestykulować swoją nadzwyczaj wylewną wypowiedź. Szybko zrezygnowała pod naporem karcącego spojrzenia elfa. Spuściła głowę i pokręciła niepewnie głową. Jeśli ktoś nie zjawi się u Sary w porze obiadu, a ona specjalnie coś upichci, będą mieli... przerąbane. Bo w co jak w co, ale w gotowanie to dziewczyna wkładała całe serce i duszę, i jeśli ktoś tego nie zje, to, no nie będzie przyjemnie. Vena RAZ opuściła posiłek u Sary. O ten jeden raz za dużo.
Wiedźmę przeszedł lekki dreszcz, ale cóż miała robić. Gościny odmówić nie wypada, więc lepiej się zgodzić. Chyba. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała błagalnie na Amirę. Co robimy? spytała bezgłośnie.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Ładnie” pomyślała Amira słysząc pełne nazwisko Veny. Uświadomiła też sobie, że nie tylko nazwiska wiedźmy nie znała. Właściwie nie wiedziała o niej nic. Tylko to, co bezpośrednio dotyczyło sprawy medalionów, a to też były tak naprawdę szczątkowe informacje, choć wystarczające do podjęcia jakiegoś działania. Vena wplątała ją w niebezpieczną misję. Nie to, żeby sama nie była zdolna do czegoś takiego, bo zdarzało się… Ale teraz wyglądało na to, że to coś ciut poważniejszego. A mimo to elfka całkowicie jej ufała. Może było to naiwne, ale tak właśnie czuła.
Khalan skwitował to tradycyjnie uprzejmym "Miło mi poznać" i pozdrowieniem nomadów, okraszonym jakimś głupkowatym uśmiechem. Kobieta może tego nie zauważyła, w końcu widziała tylko oczy, a większość ludzi nie jest przyzwyczajona do odczytywania mimiki w ten sposób. Amira jednak była pewna, co widziała i zganiła przyjaciela wzrokiem.
Jego zaproszenie na obiad też wymagało interwencji. No to się wpakowali. Czyżby cierpieli właśnie na nadmiar uprzejmości? Niebywałe. Szczególnie w porównaniu do tych ostatnich przeżyć. No cóż, trzeba sobie będzie z tym jakoś poradzić. Przerażona mina wiedźmy wskazywała, że opuszczenie obiadu u Sary to samobójcze przedsięwzięcie. Albo to, albo bała się, że Khalan ich potruje.
-Wiesz, może tylko coś do picia? Niedawno jedliśmy – odpowiedziała mężczyźnie. Może nie zabrzmiało to tak przekonująco, jakby sobie tego życzyła, ale Khalan powinien pojąć aluzję.
I rzeczywiście, uśmiechnął się tylko lekko ironicznie. Wstał i odszedł kawałeczek w kierunku stoiska. Przekazał coś Amranowi półgłosem, zgarnął jeden koszyk i woreczek, po czym wrócił do nich i rozłożył to, co przyniósł. Mieli więc całkiem ładne drugie śniadanko. Figi, daktyle i gwiaździste karambole, a do picia wodę i sok z granatów. Napoje przelane już były do szklanych butelek, więc widocznie miały pójść na sprzedaż. Na pustyni szkło się ani trochę nie sprawdzało.
-Częstujcie się – zachęcił ich Khalan, a Amira posłała towarzyszom uspokajający uśmiech. Głodni do Sary nie wrócą, ale może uda im się zjeść wystarczająco, żeby nie urazić gospodyni.
-To może przejdziemy do interesów – zaproponowała, przegryzając karambolę.
-Kazałem Amranowi się tym zająć – uśmiechnął się w odpowiedzi. – Sprawdzisz tylko, czy niczego nie brakuje.
Elfka spojrzała na niego podejrzliwie, ale on tylko uśmiechał się zza zasłony twarzy i zdawał się zupełnie niezrażony, więc tylko wzruszyła nieznacznie ramionami.
-Dziękuję. Oszczędzi nam to czas.
Nalała sobie do szklanki wody i wypiła trochę. Skoro zakupy właściwie mieli z głowy, to zostawała jeszcze kwestia informacji. Właściwie na tym zależało jej jeszcze bardziej. Wdała się więc z przyjacielem w rozmowę na temat warunków atmosferycznych, geograficznych i miejsc obozowania poszczególnych plemion. Zdawała sobie sprawę, że jej towarzyszy może to nudzić, ale sami chcieli iść z nią, więc powinni to znieść. Wywnioskowała w końcu, że rzeczywiście muszą się spieszyć, jeśli nie chcą by dopadła ich burza piaskowa i będą chyba musieli obrać nieco inną trasę niż początkowo planowała. Zastanawiała się, jak takie dość ekstremalne dla większości warunki zniosą ludzie i chciała im trochę oszczędzić wysiłku, obierając „łatwy”, nieco okrężny szlak, którym zwykle podróżowały karawany „obcych”. Jednak w świetle tego, co przedstawił jej Khalan, to nie była najlepsza decyzja. Mimo wszystko większe tempo i nieco trudniejsze warunki są lepsze niż pogrzebanie pod piaskami.
Zajmowała ją jeszcze tylko jedna kwestia. Konie wprawdzie radziły sobie na pustyni, ale jeśli nie były przyzwyczajone do takich sytuacji i mogło to być dla nich trudne. Zastanawiała się więc, czy nie lepiej byłoby je odciążyć. Poza tym zdawało się, że Rostan i tak nie ma żadnego wierzchowca.
- Khalan? – zapytała po chwili milczenia. – Obozujecie pod miastem tak?
Mężczyzna kiwnął głową. Jego wzrok wyraźnie sugerował, że zastanawia się, co Amira kombinuje, a po chwili błysnęły iskierki zrozumienia.
- Co wy na to, żeby wypożyczyć wielbłądy i odciążyć konie? – zaproponowania, tym razem zwracając się do towarzyszy. – I tak będzie im ciężko, ale chyba nie ma sensu ich przemęczać, prawda?
Mówiła, patrząc na wiedźmę i głównie na jej opinii jej zależało. Mag nie miał za wiele do powiedzenia w tej kwestii. Zresztą elfka nie martwiłaby się o Aello,przeżył już dwie takie wyprawy. Może w trochę lepszych okolicznościach, ale jednak. Natomiast bała się, jak to będzie z Echo.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-To znaczy, że mam ją zostawić?- spytała, wyraźnie przerażona tym pomysłem. Mimo iż kłóciła się ze swoja klaczą nader często, to nigdy nie mogłaby jej ot tak pozostawić gdzieś na dłużej.
Dziewczyna nalała sobie soku z granatów (nigdy wcześniej nie słyszała o takim wynalazku, toteż postanowiła spróbować), czekając na odpowiedź. Sam płyn smakował wybornie, ale wiedźma nie była w stanie przełknąć więcej niż dwa łyki, wciąż martwiąc się o swojego wierzchowca. Niby prawda, że Echo nigdy nie podróżowała w podobnych warunkach i Vena zdecydowanie bała się o jej stan zdrowia, ale przecież... Wiedźma była na to przygotowana. Rozmawiała już z Sarą i ta miała przygotować im specjalną mieszankę ziół i maści, które miałby pomóc klaczce przebycie piasków i upałów. W dodatku wyposażyła się dziś w specjalne bandaże, które przez noc nasiąkną naparem melisy, pieprzu kalijskiego i tego-zielonego-czegoś-co-dziwnie-pachnie. Była na to przygotowana. Prawda?
Chociaż z drugiej strony, nigdy by sobie nie wybaczyła gdyby coś stało się jej wierzchowcowi. Bo to w sumie jedyne wspomnienie z dzieciństwa. Zawsze kiedy wsiadała na tego konia wiedziała, że nie spotka ją nic złego. To może i głupie, ale tak jest. Od razu przypominają się jej godzinne treningi z ojcem, spacer po polach z matką, zapach dzikich kwiatów i smak świeżo upieczonego ciasta.
Nie zostawię jej. postanowiła i z pełną zawziętością spojrzała na towarzyszkę.
-Nie zostawię jej.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

- Nawet o tym nie pomyślałam. Wiem, że byś jej nie zostawiła - uspokoiła ją Amira. - Chodzi o to, żeby odciążyć je. Jeśli nie będą musiały wieźć nas... - Tu spojrzała na wiedźmę, na wielbłąda i lekko zwątpiła, jak to będzie wyglądać. Zobaczymy. - ... a przynajmniej bagaży, to na pewno będzie im łatwiej.
Przerwała na chwilę, bo znów upić łyk napoju i zanim zdążyła kontynuować podbiegł do nich mały chłopczyk. A właściwie podbiegł do Rostana. Pochylił się nad nim i coś szeptał, najwyraźniej przekazując jakąś wiadomość. Mag wyglądał na zaskoczonego i zaniepokojonego, a malec ulotnił się jak tylko skończył, znikając w tłumie niemal natychmiast.
-Przepraszam, ale chyba nie będę mógł wam pomóc - mruknął, wstając. Odszedł kilka kroków na bok i teleportował się.
Amira patrzyła za nim przez chwilę, jakby nie do końca wiedziała, co się właśnie stało.
-Tak mi teraz przyszło do głowy, że mogłyśmy go prosić o przeniesienie. Gdziekolwiek...- mruknęła po chwili, zamyślona.
Khalan parsknął śmiechem. Próbował zamaskować to napadem kaszlu, ale elfka nie dała się nabrać i zgromiła go wzrokiem.
- Wracając do tych wielbłądów - kontynuowała Amira, chłodno ignorując rozbawionego przyjaciela. - Możemy, w tej sytuacji, wziąć jednego, albo dwa, jeśli uznasz, że dasz radę na nim jechać... Jeśli nie to będziemy zmieniać wierzchowce i jakoś to wszystko rozkładać.
Uśmiechnęła się do Veny niepewnie i kiwnęła w stronę stojącego obok kramu dromedara.
- Chcesz spróbować? - zapytała i dla pewności poszukała potwierdzenia, spoglądając na Khalana. Ten kiwnął głową i wskazał zachęcającym gestem.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Serio? Chciałabyś aby TEN człowiek nas gdzieś teleportował?!- spytała i potrząsnęła głową z dezaprobatą. Jeszcze nie zapomniała jak to naraz przed gankiem pojawił się mag. Nie miała nic do płomieni, czy całej tej kolorowej otoczki, ale lubiła swoje brwi i nie chciała ich stracić...
-C-co? Ja?- dodała przerażona, kiedy Amira zachęcająco spojrzała na wielbłąda. Vena bała się innych zwierząt. Co prawda potrafiła z nimi rozmawiać, ale to tylko cecha nabyta ćwiczeniami, a nie dar. Nie wiedziała zatem, czy uda jej się porozumieć z tym egzotycznym ssakiem.
-Chyba... No dobrze.- odparła trochę niepewnie i wstała z klęczek. Powoli podeszła do bliższego sobie zwierzęcia i delikatnie pogłaskała go po szyi. Samiec. To dało się wyczuć. Oj, nie będzie łatwo...
Wiedźma zamknęła na chwilę oczy i skupiła się na rozmowie z wielbłądem. Położyła prawą dłoń na chrapach i westchnęła głośno. Nic. Może za długo nie ćwiczyła, albo tez zapomniała jak to się robi z innymi zwierzętami. Trudno.
-Wskakuj!- zachęcił ją Khalan.
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i spojrzała na małe siodełko. Była absolutnie przerażona. Jazda konna nie stanowiła dla niej problemu, ale na wszystkich stworzycieli, to był wielbłąd!
-Ale jak?- spytała i bezradnie rozłożyła ręce.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Amira wzruszyła ramionami. Ona też nie chciałaby stracić brwi, ale może tym razem obyłoby się bez takich bonusów. Zresztą nie była pewna, czy taka natychmiastowa podróż, w dodatku ze zgubieniem niewątpliwie wciąż podążających gdzieś ich śladem złych ludzi, nie byłaby przypadkiem tego warta. Nie, chyba jednak nie.
Z rozbawieniem przyglądała się jak Vena próbuje oswoić się ze zwierzakiem. Z pewnym zaskoczeniem zauważyła, że wiedźma jest raczej niepewna i nie wie, jak się do tego zabrać. Jej pytanie tylko to potwierdziło.
-Spokojnie, to nic trudnego. Tylko kołysze - uspokoiła ją elfka. Skinęła na Khalana i postanowiła zademonstrować, nie tłumaczyć. Przyjaciel położył jedną dłoń na szyi zwierzęcia, które położyło się na ziemi, a drugą uprzejmie podał Amirze. Uśmiechnęła się do niego i korzystając z pomocy usiadła na siodle. Ten akurat aspekt przypominał nico jazdę konną, z tym, że konie rzecz jasna nie kładły się na ziemi, a siodła wielbłądów nie miały strzemion. Poza tym szczegółem, było to siodło towarowe, nie wyścigowe, więc samo siedzenie nie powinno być problemem.
-Teraz uwaga - zwróciła się do Veny i celowo, jeszcze nim Khalan, dał zwierzęciu znak do podniesienia się, odchyliła lekko do tyłu, potem jeszcze lekko pogłębiła skłon, gdy dromedar podniósł zad do góry. To było ważna, żeby nie przelecieć podczas wstawania nad głową wielbłąda. Potem dla odmiany pochyliła delikatnie w przód, a gdy zwierzą stanęło równo, wzruszyła delikatnie ramionami.
-Dasz radę - zapewniła spokojnie wiedźmę. Wielbłąd za to odwrócił głowę i otworzył paszczę, widocznie zamierzając się na jej rękę. Cofnęła dłoń i zmrużyła oczy.
- Zły wielbłąd - skarciła go, podczas gdy Khalan zadbał by jednak jej tej ręki nie odgryzł. Potem znów położył zwierzę, przez co Amira musiała znów trochę powyginać się, żeby nie spaść z siodła i zeszła na ziemię.
-Dobra. Twoja kolej. Khalan ci tu pomoże w razie czego, a ja pójdę sprawdzić, czy nasze zakupy się zgadzają.
Mrugnęła do przyjaniela i oddaliła się w stronę stoiska, zerkając na pozycję słońca na niebie. Powinny się już chyba zbierać na ten obiad.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

W teorii wyglądało t łatwo. Ale w teorii zazwyczaj wszystko tak wygląda.
Vena niepewnie podeszła do wielbłąda. Ponownie spróbowała nawiązać z nim kontakt, ale na próżno. Albo zwierzę tego nie chciało, albo ona była jakaś ułomna. No i nie wiadomo, która odpowiedź jest poprawna...
-Raz... Dwa... Dwa i pół...- wiedźma niepewnie brała rozpęd przed włożeniem nogi w strzemię. O dziwno podnosiła ją coraz niżej. I co by na to powiedział twój ojciec?! szybko skarciła się w myślach i potrząsnęła głową. Kilka brązowych kosmyków wyślizgnęło się z koka i opadło dziewczynie na czoło.
No, raz mi śmierć... czy jakoś tak.
Wiedźma jednym, zgrabnym ruchem wskoczyła na siodło. Było... dziwne. Zupełnie inaczej wyprofilowane i udekorowane jakimiś frędzelkami. Za namową Khalna wielbłąd podniósł się niespiesznie. Dziewczyną zarzuciło lekko w przód, ale jej ciało szybko przystosowało się do ruchów zwierzęcia.
-A teraz... jak tym ruszyć?- spytała niepewna. Bo co jeśli takie dromadery reagują inaczej niż konie na pomoce? Mogłoby być ciekawie...
Zablokowany

Wróć do „Efne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości