Efne[Dom z ogrodem]Przystanek na drodze

Miasto założone na cześć córki króla Bedusa, która w wieku dziesięciu lat oddała swój wzrok za lud. Uratowała go od zniszczenia. Efne otaczają liczne lasy, góry oraz wzgórza graniczące z Pustynią Nanher.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Vena spokojnie zeszła na dół, minęła salon z kanapą i wyszła na dwór. Dziewczyna zatrzymała się na chwilę na werandzie i obserwowała miasto nocą. Mimo iż Sara mieszała w normalnym domku z wielki ogrodem i nie czuło się tu tej miejskiej atmosfery, o zmroku można było dostrzec podobieństwa. Pi pierwsze: koty. Darły się wniebogłosy, jakby miały dać swój ostatni koncert w życiu, a każdy osobno chciał zadziwić publikę i przekrzykiwał towarzystwo. Po drugie: kubły na śmieci. Za dnia każdy omijał je wielkimi łukami, bo już dość dawno nikt ich nie opróżniał, ale nocą nie było ich widać. Tak więc teraz, po ciemku, co chwila słychać było powtarzający się schemat: ciche kroki gdzieś w oddali, łoskot upadającego kubła i ostre przekleństwo świadczące, że delikwent najwidoczniej wdepnął, bądź przewrócił się na zawartość. Co oczywiście nie było nic przyjemnym.
Wiedźma wzięła głęboki wdech i ruszyła na tył domu. Po chwili znajdowała się w stajni, wiedziona zapewne jakimiś niewidzialnymi nitkami, bo przecież nie miała najmniejszego zamiaru tam być. Mimo wszystko pchnęła drewniane drzwi, aż delikatne promyki księżyca oświetliły jej klacz. Ta drzemała spokojnie, zwiesiwszy głowę, tak, że prawi dotykała ziemi. Vena cichaczem wycofała się, za powrót zamykając drzwi.
-Nie możesz spać?- spytał kobiecy głos, a kiedy wiedźma odwróciła się zauważyła, skrytą w cieni domu, swoją przyjaciółkę.
-Coś w tym stylu.- odparła i podreptała w stronę zachwaszczonego ogrodu. Sara dobiegła do niej i chwyciła pod ramię.
-Co cię gryzie?- spytała wreszcie, nie mogąc doczekać się żadnej reakcji wiedźmy.
-Nic... A w zasadzie wszytko. -zaczęła niezbyt pewna tego co leży jej na sercu. -Po prostu po raz pierwszy nie wiem co mam robić. Nie wiem o co chodzi i dlaczego w tę cała dziwną sprawę co rusz zaplątują się jacyś obcy ludzie.
-Wiesz, że w tym ci nie pomogę.- odparła spokojnie zielarka. -Ale wiesz również, że jest ktoś kto odpowie na twoje pytania.
-Nie pójdę do niego!- wycedziła przez zęby i wyrwała się z uścisku Sary.
-Jak tam sobie chcesz. Ja wracam do domu.- ze stoickim spokojem odpowiedziała przyjaciółka i, odwróciwszy się, zaczęła wracać do domu. -Za krzakami jest rzeka. Poćwicz sobie.- dodała i uśmiechnęła się do siebie. -I tak pójdziesz...- szepnęła.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Minęło parę minut, kiedy Rostan nieruchomo ukrywał się za jednym z wiszących mięs. Było mu dość zimno, a głosy nie ustępowały. Słychać było z trzech, a może nawet czterech mężczyzn. Żaden jednak nie przypominał tego, który pokazał mu, oraz wiedźmie i elfce kierunek do rzeźni. W pewnym momencie zrozumiał, że zachowuje się jak zwykły tchórz. Wstał i zaczął iść w stronę otwartych drzwi do drugiego pomieszczenia, po drodze się trzęsąc jak sam twierdził z powodu zimna, nie bania się. Pewnym krokiem wszedł do oświetlonego pomieszczenia mrużąc oczy przed światłem.
- Witajcie, sprowadził mnie tu.. - I nie dokończył. Nie widział bowiem nikogo, a głosy nadal słyszał jakby przed nim, a one rozmawiały właśnie o nim.
- Halo, czy ktoś tu jest!? - Spodziewał się telepacji, nim nie poczuł zimnego dotyku na barkach. Obrócił się i nadal nikogo nie widział, a dotyk nadal czuł. Zdał sobie sprawę z powagi sytuacji i złapał mocno za kostur, by uderzyć nim, gdyby poczuł silny dotyk.
- Jestem wysłannikiem płomieni. - Powiedział z dumą, ale usłyszał tylko śmiech.
- Właśnie widzieliśmy. - Zadrwił sobie jeden z głosów zaraz potem wybuchając śmiechem. Samotny mag właśnie chciał obrócić się i wiać, nim jakaś tajemnicza siła go powstrzymała.
- O nie, zostaniesz z nami, mały! - Wykrzyczał inny uderzając go przy tym. Młody mag nigdy nie czuł takiego bólu. Czuł, jakby miał dziurę w brzuchu i nawet sprawdził to szybko zaglądając pod szatę. Nie było jednak nawet zadrapania, a ból nie ustępował. Mag chciał wykonać zaklęcie teleportacyjne, ale znów poczuł kujący ból i jedyne co zdołał zrobić to potężny huk, który z pewnością rozległ się po całej wiosce.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Amira zeszła na dół, ale nie zastała nikogo. Wydawało się, ze obu kobiet nie ma w domu, a otwarte drzwi na werandę wskazywały, gdzie mogły się podziać. Elfka jednak nie chciała im przeszkadzać. Wyjrzała ostrożnie na zewnątrz, a nie widząc nikogo, wyszła na dwór. Rozejrzała się za w miarę stabilną, poziomą powierzchnią, wciąż trzymając w rękach talerzyki z pachnącym wypiekiem. Usiadła na krześle, ciesząc się, że mogą spędzić noc w normalnym domu. Wprawdzie budynek nie przywoływał u niej skojarzeń w prawdziwym domem, za to pozytywnie pozwalał zaznać nieco komfortu.
Na zewnątrz było chłodno, zdecydowanie za zimno, jak na jej gust i pierwszy podmuch wiatru wywołał na jej skórze gęsią skórkę. Odstawiła dwa z talerzy na bok i zabrała się za swoje ciasto, patrząc w niebo widoczne powyżej murów miejskich. Brakowało jej Shavi. Często podróżowały w pewnym sensie osobno, ciężko było dostosować tempo wierzchowca do wiwerny, bo pieszo miała za krótkie łapy, by na dłuższym odcinku poruszać się w jakimś rozsądnym tempie, natomiast w locie prześcigała Aello nawet w galopie. A zajeździć ogiera przecież tez nie zamierzała. Wieczory jednak (i poranki) niemal zawsze spędzały razem. W ciągu ostatnich dni prawie nie widziała przyjaciółki i tęskniła za jej obecnością.
Jagodowy wypiek był rzeczywiście świetny i ocalona kobieta wcale go nie przechwaliła, gdy wręczał go w podziękowaniu. Amira nadal nie sadziła, by była to wystarczająca zapłata za ich działania i narażanie życia, ale niemal tak było. Widziała przecież, że podróżniczki niemal nic ze sobą nie miały. Zresztą zdecydowały z Veną pośpieszyć im na ratunek bezinteresownie, a otrzymały w zamian cokolwiek, wychodząc ze zdarzenia w całości. Poszło im więc dużo lepiej niż w pałacu, choć i wtedy mogło być dużo gorzej. Gdy elfka wspominała przygody ostatnich dni, zauważyła, że los pogrywa sobie z nimi. Z jednej strony miały niebywale dużo szczęścia, unikając cały czas sytuacji, które poważnie zagrażałyby ich życiu i wymykając się prześladowcom, czasem w niezwykle pomysłowy, choć może mało efektowny sposób, jak wtedy, gdy Vena „tłumaczyła” list zbirom w karczmie.Z drugiej jednak nieustannie ktoś albo coś stawało im na drodze, nie pozwalając zapomnieć, że nie są na wycieczce krajoznawczej. I dziwnym trafem niemal wszystko miało związek z amuletami. Amira usiłowała zrozumieć, jak taki drobiazg i zwyczajne, nawet nietrudne zlecenie, mogło zmienić się w coś takiego. I nie szło jej to za dobrze.
Elfka skończyła ciasto i zadrżała z zimna. Naprawdę nie przepadała za Alarańskimi nocami, niemal zawsze marzła, a teraz jeszcze była po kąpieli i mokre włosy wcale nie polepszały jej sytuacji. Wstała z krzesła z zamiarem powrotu do salonu i dalej na górę. Umyłaby po sobie naczynia i poszła spać. Przeszkodził jej w tym huk, dobiegający gdzieś z miasta. W centrum musiał być rzeczywiście głośny, bo nawet na tych spokojnych obrzeżach słychać było go wyraźnie. Zbiegł się też w czasie z impulsem magicznym. Magia i hałas nie były dobrym połączenie, wróżyły kłopoty. Źródło dźwięku wydawało się też leżeć w kierunku, który wskazywał im tajemnicza postać i w którym, wedle wszystkich przesłanek, udał się Rostan. Amira nie miała najlepszego zdania, o jego umiejętnościach i takie efekty wielce jej pasowały do „wysłannika płomieni”.
Elfka poczuła się winna. Cokolwiek by się tam nie działo, taki Halas nie mógł oznaczać niczego dobrego, a jeśli mag miał coś z tym wspólnego, to była to częściowo także jej sprawka. Trzeba było go zatrzymać, gdy polazł w długą, albo przepędzić zanim dziwna istota pojawiła się z posłaniem. Było skierowane do niej i Veny, ale to Rostan postanowił to zbadać. Nie było to mądre, co nie zmieniało faktu, że Amira nie miała ochoty zeskrobywać jego zwłok z jakiejś ściany, albo mieć na sumieniu obrażeń osób postronnych. Po „wysłanniku płomieni” można było spodziewać się wszystkiego. Wysadzenie budynku w powietrze wchodziło chyba w zakres jego zainteresowań.
Nagle senność i rozleniwienie gdzieś zniknęły. Elfka zgodnie z planem weszła do domu i zabierając ze sobą wszystkie talerze udała do kuchni. Schowała także kawałki, ukrojone dla Sary i Veny, a talerze umyła, wytarła i schowała do szafy, ale przyłapywała się na nerwowym spoglądaniu przez okno. Potrzasnęła głową, przymykając oczy, by uporządkować myśli, a potem poszła do swojej sypialni. Podeszła do okna, zawróciła usiadła na łóżku i zaraz wstała z niego, zdając sobie doskonale, ze właśnie prezentuje podręcznikowe miotanie się po pokoju. Przeklinając pod nosem swoje miękkie serce, ubrała się porządnie, by wyjść z domu.
Działo się z nią coś niedobrego. Ten nagły przypływ altruizmu ani troszkę się jej nie podobał. Jeszcze chwilę i znajdzie sobie jakąś misję, żeby ratować świat przed złem i skończy jak ci szurnięci rycerze zakonni. Jak ten, którego spotkała o zmroku na trakcie. A on wcale jej się nie podobał, zdecydowanie nie chciała się tak zachowywać. Stając chwiejnie na jednej nodze i usiłując zasznurować drugi but, uświadomiła sobie z przerażeniem, że w sumie to już razem z wiedźma usiłują ratować Alaranię. Może nie przez czystym złem, choć tajemniczy mag zdecydowanie jawił się w wyobraźni elfki jako uosobienie niegodziwości. Bo niby czemu jaką do Fargoth, jak ni po to, by zapobiec wpadnięciu potężnego artefaktu w niepowołane ręce.
Załamałaby nad sobą dłonie, albo złapała za głowę, gdyby nie była zajęta wciąganiem na siebie ciepłego swetra, żeby nie przeziębić swojego wrażliwego tyłka. Miała nadzieję, że takie zachowanie szybko jej przejdzie, bo straci tą namiastkę renomy, na którą ciężko pracowała i będzie głodować, bo pieniądze rozda sierotom, chleb trędowatym, a żebraków będzie leczyć za darmo z dobroci serca. Albo na odwrót. Nigdy taka nie była i wcale nie chciała się stać. Nie była wrażliwą idealistką, więc czemu teraz tak dręczyło ją poczucie winy?
Włożyła na siebie płaszcz, a pochwę z mieczem chwyciła w dłoń i zbiegła po schodach, usiłując jednocześnie lewą ręka zapiąć guziki okrycia, co szło jej nadspodziewanie dobrze.
-Cholera! Cholera, co ja robię?! –mruknęła do siebie pod nosem, idąc przez korytarz w kierunku drzwi. Czuła się trochę tak, jak gdyby to nie ona ubrała się i ruszała na ratunek irytującemu nieznajomemu magowi, a tylko przyglądała temu z boku z dezaprobatą.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Kiedy Sara oddaliła się na tyle, ile wiedźma uznała za "wystarczająco daleko", odwróciła się i ruszyła śmiało przez krzaki, by przedrzeć się do rzeki. Znalazłszy się przy brzegu, podwinęła rękawy i strzepnęła dłonie, aby je rozluźnić. Wzięła kilka głębokich oddechów i wyciągnęła ręce przed siebie. Jej palce zaczęły poruszać się, w jej tylko znanym, tańcu. Tak... może to i dziwnie zabrzmiało, ale jej palce falowały, robiły małe kółeczka, tak jakby znalazły sobie niewidzialnych partnerów i wirowały w rytm muzyki, którą grały trzciny poruszane wiatrem. Wiedźma zamknęła oczy i wsłuchała się w rzekę. Jej leniwe fale lekko kołysały się, odbijając promienie księżyca, jakby od niechcenia. Vena czuła to. Czuła każdy prąd, każdą falę, każde uniesienie i opadanie wody. Wytworzyła się teraz, pewnego rodzaju więź, łącząca dziewczynę z żywiołem.
Ruchy palców zamieniły się z płynne posunięcia całymi rękoma, w rytm szumu wiatru. W poprzek rzeki zaczął tworzyć się niewielki, ale widoczny, ruch. Woda nie płynęła teraz spokojnie, ale wezbrała na sile i poruszała się od jednego brzegu do drugiego.
Po tej krótkiej rozgrzewce, kiedy dziewczyna czuła, że jest gotowa, otworzyła gwałtownie oczy i podniosła ręce do góry. Za jej ruchem podążyła woda, występując z koryta i tworząc, pewnego rodzaju mur przed wiedźmą. Ta, zadowolona z efektu, powoli opuściła dłonie, pozwalając powrócić rzece na miejsce. Zabrała się za to za bardziej skomplikowane zaklęcia kontroli i porwała trochę wody. Siłą woli przywołała ją do siebie i zamknęła między rękoma. Nakazywała jej zmieniać kształt, raz w kulę, innym razem w kwiat. Ktoś mógłby pomyśleć, że taka magia na nic się wiedźmie nie przyda, bo przecież nie zaatakuje kogoś "wodnym kwiatkiem". Ten ktoś bardzo by się mylił. Vena w każdej chwili mogłaby nakazać wodzie uformować się w bicz i opleść kogoś, lub strzelić nim. Nie to jednak było jej dzisiejszym celem w treningu.
Dziewczyna wypuściła wijącą się wodę z powrotem do rzeki. Wypuściła powietrze z wyraźną ulgą, że jeszcze nie zapomniała wszystkiego i przysiadła na piaszczystym brzegu. Przez chwilę tępo wpatrywała się w odbicie księżyca, po czym wstała, otrzepała spodnie i ruszyła w stronę domu Sary. Minąwszy krzaki (nie odbyło się bez głośnego przekleństwa, bo jakiś niesforny badyl zaplątał się wiedźmie we włosy i za nic nie chciał puścić) i stajnię, skierowała swe kroki na werandę. Tam usadowiła się wygodnie w jednym z foteli, które jakimś cudem właśnie się tam pojawiły (niebiosa pobłogosławcie zielarkę, za jej, czasami, wspaniałe pomysły) i już zamykała oczy, żeby móc zaznać upragnionego wypoczynku, kiedy usłyszała, że ktoś w pośpiechu schodzi ze schodów. Wyjrzała przez ramię i zobaczyła elfkę, której mina wyraźnie świadczy o tym, ze bije się z własnymi myślami.
-Cholera! Cholera, co ja robię?!- spytała samą siebie i chyba nie oczekiwała odpowiedzi.
-Właśnie chciała cię o to spytać?- wiedźma na powrót opadła w fotelu i lekkim uśmiechem na twarzy przypatrywała się zdziwionej Amirze. Na pewno tego nie spodziewała.
-Czy ty właśnie wychodziłaś, żeby uratować naszego kochanego "wysłannika płomieni"?- spytała, wiedźma, wyraźnie rozbawiona poczynaniami towarzyszki. -W każdym razie idę z tobą- odparła po chwili i podniosła tyłek z fotela. -I tak nie chce mi się spać.- skłamała i stłumiła ziewnięcie.
Dziewczyny razem przekroczyły furtkę, którą wszyscy dzisiaj ignorowali (no doprawdy wychowane towarzystwo) i ruszyły w stronę centrum miasta. W milczeniu mijały zamknięte piekarnie i puste domy. Czasami natrafiały na jedną z tych podrzędnych karczm, w których za tanie pieniądze, dostawałeś siki zamiast piwa i odrażającą cizię do miziania. Niekiedy z ich wnętrz słychać było głośne wybuchy śmiechu, albo kogoś wyrzucono na bruk, bo był zbyt zalany i nie wiedział nawet jak się nazywa. Dziewczyny nie spotkały jednak nikogo ze straży, co mocno zdziwiło wiedźmę. Przecież to miasto w czasie zarazy! Ktoś musi pilnować porządku! piszczał głosik w jej głowie, ale dziewczyna nie miała siły, aby wypowiedzieć tę myśl na głos. Po prostu szła, wpatrując się w nierówne kostki brukowe, ułożone od niechcenia przez zapomnianych robotników. Gdzieniegdzie mijały sterty śmieci na ulicy, albo porozwalane kosze. Czasami zostały przegonione przez bezpańskie koty i psy, ale jako dzielne bohaterki nie przejmowały się tym i dalej szły niewzruszone. Poza karczmami miasto wyglądało na zupełnie opustoszałe. W żadnym z mijanych domków nie paliły się, choć nikłe, promienie świec. nigdzie nie słychać było odgłosów nocnych igraszek, czego w żadnym innym mieście nie brakowało o zmroku. Wiedźma podniosła wzrok i rozejrzała się ciekawie po okolicy. Zabudowania stały się tak gęste, ze nawet chude dziecko nie zmieściłoby się między nimi. Samo centrum wyglądało tak, jakby ktoś wziął wszystkie budynki i związał je ciasno wielką nicią, by nikt nie mógł się zmieścić w uliczkach. Dziewczyny przedarły się przez to wszystko i skierowały swe kroki w stronę wskazaną przez zakapturzonego gościa. Po kilku minutach znalazły się przed masywnymi, metalowymi drzwiami, nad którymi wisiał napis "Rzeźnia Miecia".
-Chwytliwa nazwa.- stwierdziła spokojnie Vena i zwróciła się do Amiry. -Musimy to robić?- westchnęła głęboko i zrezygnowana opuściła ramiona.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Gdy usłyszała głos Veny podskoczyła lekko i znieruchomiała. Odwróciła głowę, a na jej twarzy malowało się zaskoczenie. Nie sądziła, że ktoś wrócił już do domu. W odpowiedzi na pytanie wiedźmy zarumieniła się lekko. „Wiedziałam, że to głupi plan” wytknęła sobie w myślach i chciała już się tłumaczyć, wracać na górę, zakopać w pościeli i żeby było już rano. Vena jednak oświadczyła, że idzie z nią. Amira tylko zdziwiła się jeszcze bardziej i uniosła wysoko brwi, przyglądając towarzyszce z dozą nieufności. Nie wydawało się, żeby polubiła maga. Ale w sumie elfka nie powinna się dziwić. Sama też szła go ratować, bynajmniej nie z sympatii.
Gdy wyszły razem na dwór, chłodne powietrze owiało twarz elfki. Skrzywiła się z niezadowoleniem i przeczesała palcami wciąż wilgotne włosy. Pogrzebała chwilę w kieszeniach, wyciągając z jednej z nich kawałek rzemyka, który nadałby się do związania długich kosmyków. Powstrzymała się jednak, stwierdzając, że zrobi to dopiero przed rzeźnią. Może zdążą chociaż trochę podeschnąć, choć przy takiej temperaturze szanse były na to raczej niewielkie.
Szły w milczeniu, zbliżając się do centrum i podążając cały czas w kierunku wskazanym przez zjawę, czy też inną istotę. Uliczki stawały się coraz węższe i pachniały coraz gorzej, a miasto wyglądało na wyludnione, pomijając rzesze głodnych, bezpańskich zwierząt. Panowała też niemal absolutna cisza. Nigdzie nie widziały straży miejskiej. Panowała wprawdzie zaraza, ale to nie tłumaczyło czegoś takiego. Ktoś tym bardziej powinien chyba pilnować porządku. Szły jednak dalej, przeciskając się ciasnymi uliczkami aż stanęły przez masywnymi drzwiami „Rzeźni Miecia”. Nazwa rzeczywiście była powalająca. Amira dała wiedźmie znak, żeby zaczekała moment i zerknęła na swoją bransoletkę, przypominając sobie kościstą dłoń z wyciągniętym palcem. Biżuteria rozjarzyła się nikłym światłem, ale wskazała kierunek zgoła odmienny od sąsiedniego budynku i zaraz zgasła. To zdarzało się bardzo rzadko, w przypadku, gdy elfka chciała znaleźć coś, co bardzo nie chciało być odszukane i w związku z tym miało magiczną ochronę. Zmarszczyła brwi, popatrując we wskazanym przez artefakt kierunku i potrząsnęła z niezadowoleniem głową. Coś tu jej się nie podobało, szczególnie, że z rzeźni ewidentnie promieniowała energia niezbyt udanego zaklęcia. Zapewne tego, które słyszały. Gdy Amira skupiła się na tym trochę bardziej i poczuła coś jeszcze. Nikłą aurę innych zaklęć, opartych na szkole iluzji. Coś tu mocno nie grało.
-Sama chciałaś tu przyjść- przypomniała Venie usłużnie, w odpowiedzi na jej wcześniejsze pytanie i wzruszyła ramionami. -Proponuję nie wchodzić od frontu- dodała i raźno ruszyła prze siebie, nie spojrzawszy pod nogi. W efekcie wpadła na ledwo widoczny w ciemności kubeł na śmieci, jakich wiele, wywróconych, widziały po drodze. „Czyli to jednak nie wandalizm!” pomyślała odkrywczo, łapiąc rozkołysany pojemnik w ostatniej chwili, zanim upadł z łoskotem na bruk. Wypuściła z ulgą wstrzymywane przez moment powietrze i znacznie ostrożniej, podążyła dalej. Ominęła przylegająca do zakładu kamieniczkę, bo stykały się ścianami. Kolejna uliczka też nie prezentowała się okazale. Była tak wąska, że elfka niemal musiała iść bokiem, żeby przedostać się na drugą stronę. Prześlizgnął się jednak alejką sprawnie i szybko, po czym zawróciła w stronę rzeźni. Na tyłach lokalu uderzył ją słodki odór rozkładającego się mięsa. Najwyraźniej gdzieś tu wyrzucano odpadki. Albo za najbliższym kubłem znajdowały się nie najświeższe zwłoki. Elfka wolała pierwszą wersję. Zmarszczyła nos, starając się oddychać jak najmniej i zbliżyła do niewielkich, ale również metalowych i solidnych drzwi. "Z kopniaka tego nie wyważymy".
-Ten Miecio ma jakieś problemy?- mruknęła do siebie z lekką irytacją. Kto normalny wstawia sobie takie pancerne drzwi? To przecież tylko rzeźnia. Boi się, że ukradną mu półtuszę? Przeszukała ponownie zawartość kieszeni. Znalezioną wsuwkę do włosów, przytrzymała na moment w ustach i szybko zaplotła wciąż mokre włosy we fragment luźnego warkocza. Po kilkunastu splotach zawiązała rzemyk i wzięła drucik do ręki. Taka prowizoryczna fryzura będzie musiała wystarczyć. Bez większych nadziej nacisnęła klamkę i popchnęła drzwi. Stawiły zdecydowany opór, wydając przy tym cichy metaliczny dźwięk. Amira przykucnęła i wetknęła wsuwkę w zamek. To zresztą nie była jej własność. Wiedźma pożyczyła ją jej jeszcze w Meot. Elfka niemal nic nie widziała, bo zachmurzone niebo nie pozwalało księżycowi rzucać wystarczająco dużo światła, a dookoła stały rzucające cień budynki, w których nie paliło się żadne światło.
-Mogłabyś trochę poświecić? – zwróciła się do Veny, nawet nie odwracając, głowy, by sprawdzić, czy aby nie zwraca się do powietrza. Zaraz jednak z irytacją wyjęła drucik z dziurki od klucza. –Albo nie. Zrobimy to inaczej.
Położyła rękę na drzwiach, w miejscu gdzie powinien być mechanizm zamka, skupiając się i przymykając oczy. Wyobraziła sobie jego budowę i typowy układ zapadek, a potem spróbowała przestawić je przy pomocy telekinezy. Udało się za trzecim razem, co i tak było niezłym wynikiem i poszło całkiem sprawnie. Tym razem drzwi ustąpiły ze zgrzytem, gdy je popchnęła. Dźwięk nie był głośny, ale w martwej ciszy panującej dookoła, wydawał się przeraźliwie słyszalny.
Elfka odwróciła się do wiedźmy i wcisnęła jej wsuwkę w dłoń.
-Tak w ogóle to twoje- mruknęła, po czym spojrzała uważnie w ciemność po drugiej stronie drzwi. Dało się dostrzec przestronny korytarz z kilkoma parami drzwi. Amira weszła cicho do środka, jako pierwsza i nasłuchiwała. Za drzwiami po prawej słychać było przyciszone głosy. Zbliżyła się do nich i niemal przyłożyła ucho do desek, ale dźwięk wciąż był niewyraźny. Zastygła na kilka sekund z bezruchu, starając się nawet nie oddychać, żeby nie zagłuszać prowadzonej rozmowy, po czym usłyszała nagle kroki, tuż po drugiej stronie. Uskoczyła błyskawicznie na bok, wstrzymując oddech, gdy drzwi otwarły się z impetem i zatrzymały milimetry od jej twarzy. Zmrużyła ze złością oczy. Jej ręka zupełnie odruchowo powędrowała w stronę miecza, ale dziewczyna powstrzymała się. Miała przewagę zaskoczenia, a dźwięk broni wyciąganej z pochwy, może zwrócić na nią uwagę. Wyskoczyła zza drzwi, jednocześnie starając się zlokalizować przeciwnika, jak i zobaczyć, co z Veną. Nie zobaczyła nikogo. Stanęła zdezorientowana, niemal na środku korytarza, w lekkim rozkroku, z jedną dłonią na głowicy miecza. Spojrzała w stronę drzwi. Również nikogo, także w środku, pomijając wiszące na umocowanych pod sufitem hakach sztuki mięsa.
Elfka poczuła dreszcz niepokoju na plecach i usłyszała cichy świst za sobą. Odruchowo schyliła głowę i poczuła pęd powietrza, muskający delikatnie jej włosy. Obróciła w kierunku napastnika. I nadal nie widziała nikogo. Otworzyła szeroko oczy z zdumieniu i przerażeniu, a zaraz potem poczuła uderzenie w brzuch, które odrzuciło ją do tyłu. Wylądowała ciężko na posadzce, a plecy przeszył ostry promieniujący ból. Zaklęła pod nosem, profilaktycznie przeturlała się na bok, zanim pozbierała z podłogi i wyciągnęła miecz. Może i przeciwnika nie było widać, ale to jeszcze nie znaczyło, że nie da się go zabić. Przestawiała się na inne zmysły, głównie słuch i zmysł magiczny. Zaklęcia iluzji były teraz znacznie silniejsze. Skupiła się na nich, idąc powoli bokiem w stronę drzwi. „Jeden tutaj, dwoje w pokoju obok, dwoje na piętrze” wyliczała w myślach, lokalizując potencjalne cele na podstawie śladów magii. Całkiem sprawnie uchyliła się przed dwoma ciosami niewidocznej broni i wymierzyła kontratak, ale jej miecz przeciął powietrze. Przeciwnik uchylił się, albo nie był materialny. Tak, czy siak miał niewątpliwa przewagę. Powstrzymała przekleństwo, cisnące się jej na usta, bo to nie był dobry moment. Sytuacja nie wyglądała dobrze.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Dziewczyny wślizgnęły się do zatęchłej rzeźni i przycupnąwszy pod ścianą nasłuchiwały odgłosów zza drewnianych drzwi. Zaraz jednak otworzyły się one z impetem. Elfka uskoczyła na bok i próbowała schować się, ale wiedźma nie miała tyle szczęścia z potencjalną kryjówką, więc jednym szybkim ruchem nałożyła na siebie zaklęcie kameleona. Nie potrafiła znikać, ale ta opcja też nie była zła. Co prawda, gdyby ktoś przypatrzył się dokładnie, zauważyłby z pewnością, zarys dziewczyny. Z przejścia nikt nie wyszedł, co było dziwne, zważywszy, że przed chwilą elfka uskakiwała przed drzwiami. Coś tu nie gra... Coś tu... myślała gorączkowo wiedźma, ale po chwili zorientowała się, że nie są w holu same. Był z nimi ktoś... niewidzialny. Zamaskowany dużo lepiej niż Vena.
Amira otrzymała pierwszy cios w brzuch, a wiedźma zdała sobie sprawę, że byle jakie zaklęcia nie wystarczą. W rzeźni były jeszcze cztery osoby, nie licząc tej trójki. Elfka dzielnie próbowała odparować ciosy i zaatakować przeciwnika, ale jak można dobrze wymierzyć w... powietrze?! Myśl! głupia, myśl! gorączkowo grzebała w swojej pamięci, ale nic konkretnego nie przychodziło jej na myśl. No bo go... nie widać!
Gdyby ktoś mógł zobaczyć teraz wszystkich, sytuacja mogłaby mu się wydać, w pewnym senie, komiczna. Otóż: jest noc, jesteśmy w rzeźni, a tu w holu biją się: elfka i niewidzialny człowiek, a obok, jak gdyby nigdy nic, stoi sobie jej towarzyszka- wiedźma i wali się palcem po czole, rozmyślając nad czymś głęboko. ... Jeden z tych czarnych dowcipów.
Vena przestała robić z siebie idiotkę i minąwszy walczącą parę, stanęła za Amirą. Przygotowała pozycję bojową i zaczęła pleść zaklęcie, zmrużywszy nieco oczy.
-Padnij!- szepnęła do towarzyszki i kiedy ta uchyliła się, w ułamku sekundy wystrzeliła pocisk energii w przeciwnika. Zaklęcie ugodziło go w brzuch i powaliło na ziemię. Mężczyzna skulił się na brudnej podłodze i stracił przytomność. Wiedźma spokojnie podeszła do niego i przykucnęła tuż obok. Skupiła się przez chwilę na aurze przeciwnika, po czym wstała i popatrzyła na elfkę poważna.
-Człowiek.- szepnęła i obeszła mężczyznę dookoła. Zaraz jednak podniosła głowę. Ktoś to jednak usłyszał. Mimo, że akcja była szybka i raczej cicha, zważywszy na to jakiego zaklęcia użyła, ktoś zwrócił na to uwagę.
-Cholera...- szepnęła i przygryzła wargę ze zdenerwowania. -Ktoś tu idzie. A właściwie dwóch ktosiów.- spojrzała na elfkę z przejęciem. -Chyba mam pomysł.- dodała po chwili i szybko doskoczyła do towarzyszki. -Zamknij oczy.
Wiedźma nałożyła na Amirę zaklęcie kameleona, a po chwili złapała ją za rękę i pociągnęła dziewczynę w kąt holu.
-Oni tu przyjdą, ale nas nie zauważą jeśli będziemy unikać światła.- spokojna, popatrzyła Amirze w oczy. -Teraz ty widzisz mnie i ja widzą ciebie, bez najmniejszych problemów, ale nikt inny nas nie zauważy na pierwszy rzut oka.- kontynuowała, zlekceważywszy coraz głośniejsze dudnienie stóp o posadzkę. -Idź za mną.- to powiedziawszy, przywarła do ściny plecami i powolutku zaczęła przesuwać się wzdłuż niej, w stronę otwartych drzwi. Odgłosy zbliżających się mężczyzn były na tyle głośne, ze można by stwierdzić, iż są tuż obok. Vena przycisnęła palec do ust i znieruchomiała. Napastnicy również uznali, że lepszy byłby atak z zaskoczenia i zwolnili tempa, a po chwili, tylko dało się słyszeć tylko ciche szuranie butów o podłogę. Kiedy ci znaleźli się w holu, wypatrując intruzów, dziewczyny bezszelestnie przemknęły się do pomieszczenia obok. Była to wielka hala, w której "dojrzewało" mięso. W trzech rzędach wisiały tusze świń i krów, ale też i innych zwierząt. Wiedźma obiecała sobie w myślach, że zostanie wegetarianką, a przynajmniej spróbuje, kiedy zobaczyła martwego konia na jednym z haków. Vena ruszyła biegiem wzdłuż ściany, chcąc ominąć ten "cmentarz" i znaleźć wyjście w tego ponurego pomieszczenia. Dotarły do końca hali, gdzie znajdowały się duże, drewniane schody prowadzące na piętro. Wiedźma lekko postawiła stopę na pierwszym stopniu, a ten zaskrzypiał złowieszczo.
-No, no, no. Kogo my tu mamy?- zapytał słodki, męski głosi.
Vena powoli obróciła się i zauważyła, że za nimi stoi dwóch mężczyzn, którzy ściągnęli już z siebie zaklęcie niewidzialności.
-O cholera jasna....- szepnęła do siebie dziewczyna.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Żadna z dziewczyn nie widziała, a nawet nie słyszała wysłannika płomieni. Siedział on zamknięty w chłodni. Bezczelni nawet związali mu ręce, a nogi przywiązali do jakiegoś słupa, który ani drgnął po szarpaniu mężczyzny. Wszystko, co wokół niego było, to albo zamarznięte, albo niesamowicie brudne. Miejsce, w którym był wyglądało paskudnie i nawet śmierdziało tu starym mięsem, a mu stawało się coraz zimniej. Czasem słyszał dziewczyny, lub jedną z nich, ale nie mógł nic krzyknąć ze względu na szmatkę, którą mu wepchnęli do buzi. Nie mógł jej wypluć, a i ta jak całe te miejsce śmierdziała. Teraz to dopiero młody mag żałował, że ruszył z wieży. Nie dość, że jakieś dziewczyny miały go za debila, to jeszcze poznał elfa, który na przekór wszystkiemu co czytał był zwyczajnym barbarzyńcom, a jakby tego było mało to jeszcze wylądował w jakiejś chłodni, bo chciał pomóc, by dowiedzieć się więcej o życiu pustynnych elfów. Z minuty na minutę mu było coraz zimniej, a lewy but, którym wcześniej wszedł w kałużę, był teraz zamarznięty i był pewny, że ma już po lewej nodze. Znowu chciał krzyknąć, ale zapomniał, że ma w buzi brudną szmatkę i nawet niechcący ją polizał.
- Ohyda! - Pomyślał zaraz wracając myślami do swojej wieży.
- Pewnie teraz czeka na mnie Kanimo, wraz z stertą ksiąg, które powinny być już przeczytane. Nie mówiłem mu nic i ten pewnie strasznie się niepokoi. - Zamartwiał się w myślach czasem szarpiąc nogą, by przełamać slup, czy rozwalić wiązadła, ale nic nie dawało rady.
Awatar użytkownika
Inwar
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inwar »

Elfa wyrwał ze snu wielki huk, który napewno obudził całą wioskę. Inwar jedynie powiedział do siebie - Co znowu robią te bachory? - i znów zasnął. Śniło mu się wnętrze rzeźni, w którym przeróżne mięsa leżały zawieszone na hakach. Do tego niektóre powolutku dyndały. Nagle obudził się, a ni usłyszał niczego, ni poczuł niczego, lecz nagle zdał sobie sprawe, że huk może oznaczać zarobek, a od dawna u jego pasa nie gościła żadna sakiewka. Zarzucił niedbale swój płaszcz, i żeby nie zatruwać Sarze życia otworzył okno, i następnie ocenił wyskość - Chyba nic mi sie nie stanie - Stwierdził w myślach. Następnie zarzucił łuk przez ramię i wyskoczył przez okno, wykonując przy lądowaniu przewrót w przód. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało, prócz bólu łokci i kolan, który był do zniesienia. Zaczął biec sprintem w stronę miejsca, skąd prawdopodobnie nastąpił huk, aż zauważył budynek z przepięknie wymyślonym napisem "Rzeźnia Miecia". Niestety ku zdziwieniu Inwara wejścia broniły masywne i metalowe drzwi. Elf wyjął nóż do rzucania i zaczął nim dłubać w zamku na "chybił trafił". Gdy już mial skończyć, nagle w drzwiach coś zaskrzypiało i drzwi się otwarły. Wszedł i poczuł obrzydliwy zapach mięsa, zapewne starego. Skradając sie przez kolejne pokoje, owinął się swoim plaszczem i przy pomocy panującego półmroku stał się wprost niewidzialny dla zwykłego oka. I cały czas sie przekradając w towarzystwie "wspaniałego" zapachu. Gdy dotarł do schodów, usłyszał jakiś męski głos. Dla bezpieczeństwa zdjął łuk z ramienia i nałożył strzałę na cięciwe. Schodząc niżej zauważył jakieś dwie rozmazane sylwetki w towarzystwie dwóch męzczyzn. Elf zdawał sobię sprawe z ryzyka, że może zdradzić swoją pozycję, lecz mimo tego naciągnął cięciwę, wymierzył w głowę mężczyzny stojącego po lewej, zamknął oczy, wsztrzymał oddech i wypuścił strzałę.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Amira nie miała pojęcia, gdzie zniknęła Vena, ale liczyła, że schowała się po prostu porządnie. Gdyby ją też dopadł niewidzialny napastnik, obydwie miałyby niezłe kłopoty. Tymczasem mogła cały czas liczyć na jeden z genialnych pomysłów wiedźmy. Elfka starała się skupiać na swoim zmyśle magicznym, ale precyzyjne wykrywanie czarów w takiej ilości nie było proste. W całym budynku roiło się od czarów iluzji i im dłużej starała się skupić na najbliższym, tym więcej bodźców odciągało jej uwagę. Wprawdzie dawała jakoś sobie radę z unikaniem broni przeciwnika, ale co chwilę czuła ruchy powietrza na skórze i słyszała świszczące odgłosy, świadczące o ty, że ostrze mija ją w niebezpiecznie małej odległości. Dziewczyna była niemal pewna, że ma przed sobą człowieka, tyle, że świetnie zamaskowanego czarami.
Jej własne ataki niezmiennie trafiały w pustą przestrzeń. Przeciwnik był dobry i miał niezaprzeczalną przewagę. Nigdy wcześniej nie próbowała walczyć z czymś, czego nie widać. Przecież nawet duchy i zjawy, które niekiedy atakowały nieostrożnych poszukiwaczy, były widoczne- czasem lepiej, czasem gorzej, ale zazwyczaj na tyle dobrze, że dało się w nie bez większych kłopotów celować. Wprawdzie ataki mieczem nie robiły na nich jakiegoś wielkiego wrażenia… Ale jednak dało się w nie trafić i nie były na to zupełnie niewrażliwe. A teraz Amira czuła się jakby dosłownie zaatakowało ją powietrze.
Z pewnym zaskoczeniem przyjęła fakt, że udało jej się sparować cios niewidocznej broni. Rozległ się metaliczny szczęk, co wskazywałoby na to, że przeciwnik również walczy mieczem. Uśmiechnęła się z wielkim zadowoleniem, patrząc w miejsce, gdzie powinien znajdować się jej napastnik. Tak też się jej wydawało już przedtem i cieszył ją fakt, że jej przypuszczenia były słuszne. Od tej chwili powinno się jej walczyć nieco łatwiej.
-Padnij!- usłyszała szept za swoimi plecami. Głos należał z całą pewnością do Veny, ale elfka i tak przeraziła się, zaskoczona niespodziewanym dźwiękiem tuż za swoimi plecami. Posłusznie jednak przykucnęła, trzymając nisko głowę. Coś przeleciało z cichym sykiem nad skuloną kobietą, a zaraz potem rozległ się stłumiony jęk i odgłos ciała uderzającego o posadzkę. Amira jednak odwróciła się zupełnie w drugą stronę, szukając wzrokiem towarzyszki, która, jak się zdawało, również była niewidzialna.
Co się do cholery dzieje?” zastanawiała się, unosząc wysoko brwi i spojrzała z niepokojem na swoje ręce. Może to jakieś ogólnie działające zaklęcie. Widziała swoje dłonie, ale to niczego nie dowodziło. W końcu magia mogła działać w ten sposób, że niewidzialny byłeś tylko dla innych.
Ponownie usłyszała głos wiedźmy, która musiała się przemieścić. Oceniła ona, że napastnik był człowiekiem.
-Co to za różnica? –odszepnęła jej elfka, ale zaraz zamilkła, bo ktoś się zbliżał. Z sąsiedniego pokoju słychać było kroki. Głos Veny zbliżył się i Amira zdążyła dostrzec kontury sylwetki kobiety, zanim kazała jej ona zamknąć oczy. Elfka poczuła, jak zostaje rzucone na nią jakieś zaklęcie i przypomniała sobie, że wiedźma w końcu też zna się na iluzji. Sądząc po jej „przyjaciółce”, która pomogła im w pałacu w Meot -całkiem nieźle zna. Teraz jednak nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Widziała teraz towarzyszkę, która pociągnęła ją w kąt pomieszczenia, gdzie panował największy cień i wyjaśniła jej szeptem istotę zaklęcia, a potem rozkazała iść za sobą. Zaczęły się ostrożnie przesuwać wzdłuż ściany, w kierunku drzwi. Ich przeciwnicy również zwolnili, najwyraźniej chcąc wykorzystać element zaskoczenia, ale w skradaniu się byli beznadziejni. Mimo starań, było ich dokładnie słychać. Dziewczynom szło znacznie lepiej, zapewne także z racji mniejszej wagi i większej zręczności. Napastnicy byli może niewidzialnymi magami i potrafili władać bronią, ale nie można mieć wszystkiego. Bez większych problemów kobietom udało się ich ominąć.
Znalazły się w pomieszczeniu z hakami. Wiszące na nich mięso różnych zwierząt nie pachniało najlepiej, a patrząc na to Amira pożałowała, że zjadła na kolację kiełbasę. Pojawiły się lekkie wyrzuty sumienia i żal jej było tych stworzeń, które trafiły pod nóż. Miały jednak większe problemy. Vena ruszyła przez halę biegiem, kierując się w stronę schodów i nim elfka zdążyła zareagować, była już tylko kawałek od nich. Rzuciła się biegiem za nią, chcąc ostrzec, albo chociaż zatrzymać. Przecież na piętrze wcześniej wyczuła dwójkę niewidzialnych, którzy mogli zastawić na nie pułapkę. Dogoniła wiedźmę w momencie, gdy ta stawiała już pierwszy krok na schodach. Amira wyhamowała gwałtownie i wyciągnęła rękę z zamiarem powstrzymania towarzyszki, ale ona sama zamarła, gdy stopień zaskrzypiał przeraźliwie. Obydwie z zaskoczeniem odwróciły się, słysząc za sobą drwiący męski głos. Przeciwnicy zdjęli z siebie zaklęcie i elfka natychmiast pomyślała, że to błąd. Nieważne, co umieli – w widoczny cel zawsze łatwiej trafić. Dobrowolne rezygnowanie z atutów nigdy nie było mądrym posunięciem. No, prawie nigdy.
Mężczyzn było dwóch, wyglądali zupełnie pospolicie. Kpiące uśmieszek nadawał brunetowi po prawej chytrego wyglądu. Towarzyszący mu szatyn wyglądał na niewyspanego i znudzonego. Vena zaklęła pod nosem, ale Amira była mimo sytuacji w całkiem niezłym nastroju i starała się myśleć pozytywnie. Napastnicy nie zaatakowali ich od razu. Może chcieli sobie pogadać. Niektórzy przestępcy tak mieli, najwidoczniej potrzebowali uznania dla swojego „geniuszu”, zanim zajęli się robotą. Zwykle także takie działanie nie było najlepszym posunięciem. Elfka milczała, domyślając się, co za chwilę usłyszy. Rzeczywiście, jeden z mężczyzn postąpił krok w ich stronę, uśmiechając się odrobinę szerzej.
-Mamy dziś bardzo dużo gości, nieprawdaż? –zwrócił się z pytaniem do swojego kolegi. Ten skwapliwie pokiwał głową. Dla Amiry było to potwierdzenie, że „wysłannik płomieni” też tu trafił. Jakby to, że w rzeźni ukrywają się iluzjoniści nie wystarczało. Zastanawiała się jednak, czy to miejsce ma coś z nimi wspólnego. Zjawa mówiła coś o mięsie i hakach, ale skojarzenie teraz wydawało jej się zbyt oczywiste, a jej zaklęta bransoletka też wskazywała inny kierunek. Tak, czy siak, nie przybyła tutaj akurat z powodu tego zdarzenia. Miała raczej zamiar ratować maga, choć sama nie do końca rozumiała swoje pobudki. Zastanawiała się, czy odezwanie się będzie dobrym pomysłem. Zasadniczo powinny być kiepsko widoczne, a głos zdradzi ich pozycję tak samo, jak skrzypiący stopień. Uznała jednak, że przecież i tak nie ruszyła się jeszcze z miejsca, więc praktycznie ich przeciwnicy zapewne podejrzewają, że wciąż tam jest, szczególnie, że zaklęcie Veny dawało świetny kamuflaż, ale w miejscu gdzie stały, oświetlenie było przyzwoite i mężczyźni pewnie zdołali wypatrzeć kontury ich sylwetek.
Otworzyła już usta, by coś powiedzieć, ale chytry mężczyzna uprzedził ją i po chwili przerwy kontynuował swoją krótką przemowę. Zapewne uznał, że musi coś zrobić, skoro kobiety zignorowały jego pytanie. Ciekawe tyko, czego oczekiwał, skoro było w gruncie rzeczy retoryczne.
-Nie macie gdzie uciekać- oświadczył radośnie, zupełnie wyprzedzając tok myślenia elfki, która nawet nie rozważała jeszcze drogi ewentualnej ewakuacji. -Możemy was za to oprowadzić po zakładzie. Mieciu ma tu całkiem ładną chłodnię i nieźle się urządził. Szkoda, że skończył jak te jego świnie…
Sztuczny, słodki ton mężczyzny niesamowicie denerwował Amirę, która w tym momencie wcale nie miała ochoty uciekać. Wręcz przeciwnie, czuła potrzebę skoczenia do przodu i wydrapania temu idiocie oczu, ale się powstrzymała. Ci tutaj nie mieli przy sobie broni. To znaczyło, ze najpewniej się magami. A ona nie znosiła walczyć z magią. Nigdy nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Wolałaby więc załatwić ich podstępem. Należało chyba zagadać napastników, żeby zyskać na czasie. Nie będą tak przecież stali wiecznie i czekali, aż kobiety wreszcie się na coś zdecydują.
-Gdzie jest mag? –zapytała i zerknęła za siebie by zobaczyć, jak długie są te schody i co jest u ich szczytu. Korytarzyk wyglądał znacznie przytulniej niż reszta budynku. Miał kształt litery „T” odwróconej pod kątem prostym w prawo i prowadziło z niego dwoje drzwi. Jedne znajdowały się na lewo od schodów, koło ciemnozielonej sofy, drugie na końcu pomieszczenia. Na prawej ścianie wisiały chyba jakieś obrazy. –Jego też zabiliście?
-Nie, nie –mężczyźnie uśmiech zniknął z twarzy, zastąpiony grymasem, mającym chyba wyrażać rozczarowanie. Równie sztucznym jak on cały. –Z kogo wy nas macie? Nie jesteśmy potworami. To tylko interesy. Wasz przyjaciel… odpoczywa. W ustronnym miejscu.
Elfce ulżyło. Na pewno nie byłaby uszczęśliwiona śmiercią maga. Przed oczyma stanęła jej wizja Rostana, na jednym z haków na mięso i dziewczyna aż wzdrygnęła się i przymknęła oczy, odganiając makabryczną wizję. Na język cisnęły się jej też słowa, że to nie jest ich przyjaciel, ale darowała to sobie. Nic by to w tej sytuacji nie dało. Uznała natomiast, ze warto byłoby się stąd wycofać. Nie chciała uciekać droga, która tu przyszły, bo zapewne wpadłyby prosto na dwójkę niewidzialnych, którą wcześniej ominęły. Wydawało jej się, że najszybciej byłoby dostać się na piętro. W pokojach mieszkalnych zawsze znajda się jakieś meble, które można wykorzystać. Są też okna, więc można przez nie wyskoczyć. Z takiej wysokości obie z Veną już skakały, więc była pewna, że dadzą radę. Wprawdzie wolałaby nie uciekać, tylko pokonać, kogo trzeba i uwolnić Rostana, w końcu po to tu przyszły, ale chwilowo nie miała pomysły, jak prosto pokonać obu magów na raz. W dodatku mogli w każdej chwili wezwać innych na pomoc. Odciągnięcie ich na górę nie wydawało się gorszym pomysłem od innych.
Amira postąpiła powoli krok do tyłu, pokazując jednocześnie Venie gestem, gdzie się kieruje. Chciała najpierw cofnąć się w cień schodów, żeby choć trochę zejść mężczyznom z oczu. Potem mogła wspiąć się na balustradę oddzielającą korytarzyk na piętrze. Nie była to duża wysokość, a poniżej znajdowała się nieduża szafka, która czyniła zadanie jeszcze prostszym.
Niemal w tym samym momencie tuż przed nosem chytrego świsnęła strzała i wbiła się z cichym stuknięciem w ścianę za nim. Tym razem na jego twarzy pojawiły się jakieś autentyczne uczucia- zaskoczenie i trochę strachu. Rozejrzał się za łucznikiem, który mógł ją wypuścić, podczas gdy jego zaspany towarzysz zezował na pocisk, równie znudzonym, co wcześniej wzrokiem.
Elfka zmieniła plany. Przynajmniej chwilowo. Nie wiedziała, kto jeszcze tu jest i po czyjej jest stronie, ale okazję należało wykorzystać. Doskoczyła do chytrego i wyprowadziła cięcie na jego lewy bok. Miecz odbił się od niewidocznej tarczy, otaczającej maga. Amira nie była szczególnie zaskoczona takim obrotem sprawy. Dla pewności zaatakowała jeszcze razy, wykorzystując impet pierwszego uderzenia, ale skutek był identyczny. Jedynie bariera rozświetliła się na moment leciutkim blaskiem, pozwalając ocenić, że wydaje się szczelna. Elfka spojrzała w oczy przeciwnika, który odwzajemnił to spojrzenie, jakby z łatwością lokalizując jej oczy. To się Amirze bardzo nie spodobało. „Cholerni magowie” pomyślała tylko i wróciła do wcześniejszego planu. Cofnęła się kilka kroków i schowała miecz, obserwując nadal sytuację, która jednak zaczynała jej się trochę wymykać spod kontroli, po nie miała pojęcia gdzie jest łucznik, Vena stała poza zasięgiem jej wzroku, a ona sama skupiała się na chytrym.
-Nieładnie, oj nieładnie- zamruczał tymczasem brunet. –I przyprowadziłyście jeszcze kogoś. To wam i tak nie pomoże.
Elfka była już na granicy cienia, gdy mag wyciągnął przed siebie ręce. Amira zaklęła w myślach, odwróciła na pięcie i rzuciła do ucieczki. Instynktownie schyliła się, gdy nad jej głową przeleciał pocisk i roztrzaskał się na ścianie, tuz pod balustradą. Nawet nie odwracała się by zobaczyć, jakimi zaklęciami w nią ciska. Niemal nie zwracając uwagi na otoczenie doskoczyła do szafki. Ostrożnie postawiła na niej stopę. Nie chciała robić niepotrzebnego hałasu, czy ruchem zdradzać pozycji. Jeśli miał trochę szczęścia, to chytry wiedział tylko gdzie mniej więcej się znajduje, a poruszająca się samoistnie komódka wszystko by zepsuła. Odbiła się lekko od mebla i rękoma złapała szczytu balustrady, podciągając do góry. Zaraz też znalazła podparcie dla nóg na poziomie podłogi piętra i przelazła na drugą stronę, uchylając się przed kolejnym pociskiem. Trzeci trafił w miejsce, gdzie jeszcze przed ułamkiem sekundy znajdowała się jej noga. Najwyraźniej kamuflaż nie działał tak dobrze, jakby tego sobie życzyła, ale czego można się spodziewać, gdy porusza się tak nieostrożnie. Z drugiej strony trochę jej się śpieszyło.
Dobiegła lekkim zygzakiem do lewych drzwi i szarpnęła za klamkę. Spodziewała się, że będą zamknięte, więc zdziwiła się, gdy z łatwością ustąpił. Straciła równowagę, upadając do tyłu i zdzierając łokcie, którymi trochę zamortyzowała uderzenie. Nad jej głową zasyczało kolejne zaklęcie. Nie znosiła takich sytuacji. Naprawdę. Zamiast wstać, obróciła się na brzuch i doczołgała do drzwi. Zatrzasnęła je z impetem, tak, że zamknęły się z głośnym trzaskiem, po czy zawróciła, i wciąż pełznąc przy ziemi skierowała do drugiej pary. Poruszała się teraz wolniej, ostrożniej, trzymała blisko ściany. Miała nadzieję, że teraz trudniej będzie ją wypatrzyć i trafić.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Dziewczyny zostały osaczone przez dwóch napastników, których, jak się do tej pory wydawało wiedźmie, zostawiły w holu. Amira zaczęła spokojnie pertraktować z brunetem. Kiedy rozmowy zaczęły schodzić na właściwe tory, czyli "oni gadają, a my zwiewamy", do rozmowy przyłączył się ktoś jeszcze, kogo wiedźma nie widziała. Wysłał on w swoim imieniu strzałę, która minęła o cal bruneta i wbiła się głucho w kamienną ścianę. Akcja rozwinęła się nadzwyczaj szybko i Vena nie zdążyła jeszcze zarejestrować wszystkiego, a Amira już nacierała na przeciwnika. Niestety agresorzy otoczeni byli magiczną barierą, od której broń elfki odbiła się lekko. "Tarcza" zafalowała lekko błękitną poświatą, co znaczyło, że wiedźma nie da rady z tego typu czarami.
Elfka po nieudanych próbach zabicia jednego z napastników, zmieniła taktykę i, obróciwszy się na pięcie, zaczęła uciekać. Ostrożnie, unikając kuli energii wysłanych przez chytrego, wspięła się na małą szafeczkę pod schodami i skoczywszy, uczepiła się balustrady schodów i podciągnęła zgrabnie. Mag, niezadowolony takim obrotem sytuacji rzucił się w pogoń za dziewczyną co rusz bombardując ją najróżniejszymi zaklęciami.
Wiedźma odruchowo przywarła do ściany przy drzwiach, przepuszczając biegnącego złoczyńcę. Amira dotarła zgrabnie do szczytu schodów i wpadła do pokoju, znaczy... wczołgała się do niego i z hukiem zatrzasnęła drzwi. Wiedźma nie widziała co dalej się dzieje z jej towarzyszką, bo naraz zdała sobie sprawę, że ona ma mały problem na głowie. Mianowicie... tylko jeden z napastników ruszył za elfką, więc ten drugi...
Odruchowo kucnęła, unikając ciosu. Jej intuicja rzadko kiedy zawodziła i teraz, jeszcze raz, dała popis swoich umiejętności. Pulsar energii zdążył jedynie złapać końcówki włosów wiedźmy, spopielając je. Szatyn od niechcenia opuści,ł uniesioną wcześniej rękę, i patrzył spokojnie na wiedźmę.
-Ej...- zaczął niezwykle elokwentnie - weź to zrzuć. I tak cię widzę.
-No w sumie...- odparła wiedźma i ściągnęła z siebie zaklęcie. Teraz oboje widzieli się bardzo dokładnie. Napastnik zmierzył wiedźmę wzrokiem, po czym pokręcił głową.
-Nie was szukamy.- rzekł spokojnie i powoli podszedł do Veny.
-A to nowość...- szepnęła do siebie i powoli zaczęła odsuwać się od przeciwnika.
Szatyn zdążył jednak podejść do dziewczyny i... wyciągnął do niej dłoń.
-Hę?!- zaczęła zaskoczona Vena i wpatrywała się w szatyna naprawdę zdumiona jego zachowaniem.
-No wstań z tej ziemi.- odparł zirytowany.
Wiedźma posłusznie wstała, nie korzystając z pomocy mężczyzny. Przywarła plecami do ściany i gorączkowo myślała nad planem ucieczki. Dyskretnie spojrzała na szczyt schodów i drzwi, gdzie teoretycznie zniknęła Amira i jej napastnika który miotał się po korytarzu bezradny.
-Ładna jesteś...- zaczął powoli szatyn, spokojnie przysuwając się do Veny.
-CO?!- spytała, na powrót skupiając swoją uwagę na nim. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z lekkim zarostem, o którym na pewno nie jedna panna śniła nocami, właśnie powiedział jej, że jest nie najgorszego wyglądu. CO TU SIĘ DZIEJE??!! jej myśli kołowały się dziko w głowie, a jedna była gorsza od drugiej.
Kiedy był już bardzo blisko oparł się, niby od niechcenia ręką o ścianę za wiedźmą, uniemożliwiając jej w ten sposób ucieczkę.
-Może byśmy skoczyli na drinka?- spytał uśmiechając się szelmowsko.
Vena poczuła krążącą między nimi energię i machinalnie zaczęła formować swój własny pulsar energii. Dziewczyna wiedziała, że jeśli czegoś szybko nie zrobi przypłaci to życiem, bo napastnik właśnie tworzy swoje własne zaklęcia.
-Nie jesteś w moim typie.- odparła krótko i wysłała energię przed siebie, wprost w brzuch mężczyzny, który również, uczynił to w tym samym momencie.
Siła odrzutu wywołana przez dwa sprzeczne pulsary była powalająca. Szatyna odrzuciło na kilka metrów w tył, po czym z głuchym stęknięciem jego ciało, upadło na posadzkę. Wiedźma została przyszpilona do ściany, a uwalniająca energia wcisnęła ją w każdą możliwą szczelinę. Przez chwilę wydawało się jej, że eksploduje, pozostawiając po sobie jedynie mokre rozbryzgi na ścianie, kiedy magia przestała działać. Z jej nosa strumieniami spływała krew, a z oczy lały się łzy. Dziewczyna osunęła się bezwiednie na posadzkę i po chwili zmrużyła oczy.
Naprawdę miał tupet, niech go... pomyślała jeszcze i jej myśli odpłynęły.
Ostatnio edytowane przez Vena 12 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Inwar
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inwar »

Inwara bardzo kusiło by dołączyć się do walki jednak nie mógł zdradzić swej pozycji, więc zastygł w miejscu, będąc wprost nie do wykrycia. Zamknął oczy w obawie, że ktoś mógłby zobaczyć jego źrenice. Otworzył je dopiero gdy usłyszał męski głos - Ładna jesteś - od razu otworzył oczy i zobaczył wiedźmię w towarzystwie oprycha, w którego wycelował. Po cichutku zszedł ze schodów cały czas powtarzając w myślach -Jeśli myślisz, że jesteś niewidzialny to jesteś. - Na szczęście nikt go nie zauważył i zakradł się za ścianę. Wtedy poczuł drżenie pierścienia - Ty też chesz się popisać? Co? - Pomyślał. Wycelował pierścieniem w plecy mężczyzny, lecz nagle jakaś siła odepchneła go i przycisneła do ściany naprzeciwko schodów, myślał, że jest rozrywany żywcem, jednak gdy wybuch stracił swą moc z bólem udało mu sie usiąść pod ścianą usiadł pod ścianą otworzył oczy i stwierdził, że to jedynie jakaś halucynacja. Mimo tego widział wszystko niewyraźnie, a z jego nosa leciała krew. Na domiar złego do pokoju wszedł jakiś męczyzna calkowicie ubrany na czarno z białą maską.
Awatar użytkownika
Radjashtam
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Radjashtam »

"Chłodnia" było określeniem dosyć osobliwym w stosunku do zimnej, ciemnej piwnicy w której znalazł się Rostan. Chłód i wilgoć były tu co prawda wszechobecne niemniej jednak sam szron zdawał się porastać wyłącznie postać czarodzieja. Nagłe pojawienie się lodu jak i jego charakterystyczna aura wskazywały na rzucone w pośpiechu zaklęcie kriogeniczne które miało czarodzieja wyłącznie spowolnić poprzez wprowadzenie go w krótkotrwały letarg. Niemniej "wysłannik płomieni" stopniowo odzyskiwał czucie w przemarzniętych kończynach a wraz z nim świadomość i percepcję przez co był już w stanie posłyszeć dobiegające z parteru i piętra odgłosy walki.

Przeszywający krzyk pełen zgrozy i obrzydzenia rozległ się echem w korytarzu w którym czołgała się pustynna elfka. Oto jeden ze ścigających was mężczyzn, do niedawna pewny siebie i zarozumiały stał właśnie w rozwartych na oścież drzwiach z pobladłą twarzą na której to zastygł grymas strachu. Zupełnie ignorując nomadkę jak i całe otoczenie człowiek szamotał się desperacko ze sprzączkami swojego kaftana którego cały przód zbryzgany był teraz gęstą, krwawą plwociną o paskudnym, czarnawym odcieniu. Jego histerycznym wysiłkom towarzyszył szybki marsz na oślep i nerwowe oglądanie się przez ramię jak gdyby spodziewał się zobaczyć za sobą goniące go stado diabłów.
-Tuuu zaraaazaaa! Kaaamraaaty! Raaatuuujtaaaa!- Zawył nieludzko gdy w końcu udało mu się przezwyciężyć ściskający gardło strach.

Sama przyczyna niepokoju nie kazała na siebie długo czekać. Wysoka postać w łachmanach, niemal identyczna z widziadłem z zaułka, postępując sztywno na tykowatych nogach schyliła się pod framugą która strąciła z jej głowy wystrzępiony kaptur, odsłaniając tym samym obandażowane oblicze z nieznaczną przerwą na usta. Sine i pomarszczone usta na których pieniła się krwawa plwocina o kolorze identycznym z tym na kaftanie mężczyzny.

- Dosyć już będzie tych wszystkich nieproszonych gości i ich dalszych nietaktów.- Odezwała się postać cichym lecz wyraźnym szeptem słyszalnym w całej rzeźni, ocierając uprzednio usta bladą dłonią przywodzącą na myśl dłoń nieboszczyka.
- Ostatnimi czasy mam wiele plonów do zebrania a jeszcze więcej do zasiania. Niegrzecznością jest zapuszczanie się do mojego domostwa w trakcie kiedy jestem zajęta pracą, że już nie wspomnę o zapuszczaniu się tutaj bez zaproszenia. Czekajcie cierpliwie na swoją kolej, prędzej czy później i was znajdą moje szczury a wtedy wy znajdziecie się w moich objęciach. Póki co jednak proszę was abyście opuścili ten przybytek chyba, że sami pragniecie zawisnąć tu jako półtusze.- Przemawiała dalej istota swoim niezmiennie uprzejmym tonem. I choć cichy głos nie popędzał ani nie strofował, było w nim coś co wywoływało pełzający w dole wnętrzności powoli narastający strach. Brzęczenie much nad stosami ofiar zarazy. Pisk szczurów spłoszonych znad padliny. W końcu znany elfce akord szumu setek skrzydeł szarańczy przelatujących nad pustynią.
Twarz mężczyzny zrobiła się jeszcze bardziej blada i porowata. W końcu rzuciwszy zerwany kaftan gdzieś w kąt korytarza resztę drogi dzielącą go od towarzyszy za drugimi drzwiami pokonał biegiem omal nie potykając się o przyczajoną przy ziemi Amirę.
-Wstań dziecko. Nie masz się czego obawiać, moje słowa nie tyczą się ciebie. Ty i twoi towarzysze jesteście spodziewanymi gośćmi.- Przemówiła istota obracając pokrytą bandażami twarz w kierunku elfki. Teraz, przy słabym świetle wpadającym z zewnątrz przez zabrudzoną szybę można było dostrzec, że na płótnie opatrunków,powyżej przerwy na usta wyrysowano czarny, lekko koślawy znak "X", bardzo podobny do tych którymi zdobiono drzwi domostw w których zamykano i palono zarażonych.
- Zbierz swoich przyjaciół i zechciejcie podążyć do piwnicy. Będę tam na was oczekiwać wraz z czarodziejem którego poszukujecie.- Z tymi słowami istota, wciąż zachowując bezpieczny dystans, przekroczyła niezgrabnie próg korytarza by zatrzymać się na środku poprzedniego pomieszczenia by tam skurczyć się i zapaść w sobie, pozostawiając na deskach podłogi wyłącznie stos szmat w który była ubrana.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Amira nieco przeliczyła swoje oczekiwania odnośnie kamuflażu i wyprowadzenia maga w pole. Chytry rzucił się za nią, a znalazłszy się na górze rzeczywiście podbiegł do drzwi, którymi wcześniej trzasnęła elfka. Zniknął w pokoju, a ona licząc na chwilę spokoju podniosła się do nieco wygodniejszej pozycji i poruszała się teraz opierając na dłoniach i kolanach. Częściowo czuła, a częściowo słyszała, że u podstawy schodów coś się dzieje, powstało jakieś zamieszanie. Obrała za cel barierkę, by zerknąć, co się dzieje. Ledwie jednak ruszyła się z miejsca, Chytry, z dziką miną, wypadł przez drzwi z powrotem na korytarz. Wypadł niemal dosłownie, bo potknął się w progu i zachwiał porządnie. Nic sobie jednak z tego nie robił i nawet nie stracił wiele na szybkości. Amira tylko dzięki swoim umiejętnościom uniknęła stratowania i zdeptania. Musiała błyskawicznie zejść z drogi mężczyźnie, pędzącemu korytarzem do następnych drzwi. Ledwie udało mu się nie przesunąć ściany na zakręcie.
Teraz elfka podniosła się już do normalnej pozycji stojącej i wyjrzała zza węgła, co też mag kombinuje. Drzwi były zamknięte, a mężczyzna szarpał za klamkę. Przez moment wydawało jej się, że musi uciekać, póki droga na dół jest wolna, bo zaraz Chytry zorientuje się, że musiała pozostać na korytarzu. On jednak tylko nerwowo przetrząsnął kieszenie i wyjąwszy z jednej z nich klucz, otworzył sobie przejście i z trzaskiem zniknął we wnętrzu pokoju, mamrocząc coś pod nosem. Elfka ruszyła w obranym kierunku, nie śpiesząc się bardzo, by znów nie wpaść nieumyślnie na kogoś nieprzyjaznego. I ponownie, ledwo zdołała się ruszyć zaatakował ją Chytry. Wybiegł z pomieszczenia jeszcze szybciej niż się tam znalazł. Zastygł w drzwiach z przerażeniem graniczącym z obłędem w oczach, po czym ruszył szybko przed siebie, szamocząc ze zbryzganym niemal czarną krwią ubraniem i wyjąc coś o zarazie. Amira nie była pewna, czego można się po nim spodziewać. Przywarła plecami do najbliższej ściany, stając nisko na ugiętych w kolanach nogach. Mag wyglądał, jakby na nic nie zwracał uwagi, zajęty wyłącznie zdarciem z siebie odzienia, z taką żarliwością, jakby to była jego życiowa misja.
W drzwiach pokoju, który opuścił pojawiła się natomiast postać, łudząco przypominająca zjawę, która przekazała obu kobietom wiadomość. Tym razem oświetlenie pozwalało w pełni dostrzec odrażającą powierzchowność istoty. Ze szczelina w brudnych bandażach, gdzie prawdopodobnie znajdowały się usta, pieniła się substancja o kolorze identycznym z krwią pokrywająca kaftan Chytrego. Zjawa przemówiła wyraźnym, aczkolwiek cichym głosem. Amira całkiem wyraźnie poczuła bijącą od istoty aurę strachu. Nie była pewna, czy wyczuła magię, czy po prostu istota, w przeciwieństwie do pierwszego razu, wywołała w niej taki strach, że niemalże czuła jego zapach w powietrzu i słyszała dźwięk, kojarzący się z wszelkim, co brudne, odrażające i nieprzyjemne. Dość, że zamarła w swojej pozycji pod ścianą, powstrzymując odruch wymiotny i w osłupieniu słuchając słów postaci. Ich sens docierał do niej jakby z pewnym opóźnieniem, a i tak ciężko było jej pojąć, to, co zostało powiedziane. Zjawa wyrzuca ich właśnie z rzeźni? Przecież to absurdalne. Szczególnie, że.. No, nie tak Amira wyobrażała sobie Miecia.
Mag zdarł z siebie wreszcie wierzchnią warstwę ubrania i rzucił ją w kąt, po czym ruszył biegiem, nawet nie oglądając się za siebie. Minął przyklejoną do ściany elfkę o włos. Zupełnie odruchowo jeszcze bardziej przycisnęła się do ściany, a gdy zjawa zwróciła się do niej bezpośrednio, wyglądała, jakby zupełnie poważnie próbowała wtopić się w ścianę. Wcisnąć w nią i schować przed istotą, która patrzyła prosto na nią, mimo maskującego zaklęcia. Prosto w oczy, jak gdyby taka magia nie stanowiła zupełnie żadnego problemu. Potem odwróciła się i zniknęła w pokoju. Amira nadal stała, nie poruszywszy się ani odrobinę. Po dłuższej chwili zdała sobie sprawę, że wstrzymała oddech i zaczyna brakować jej powietrza. Wypuściła je z płuc z cichym świstem i wzięła głęboki, uspokajający oddech. „Tylko bez paniki” pomyślała karcąco. Zmusiła się do oderwania od ściany. Obiła się od niej, pozornie płynnym ruchem, zachowując spoko oj. W rzeczywistości dłonie drżały jej lekko, a włosy na karku nadal stały dęba. Ze środka korytarza zajrzała do pomieszczenia, w którym przebywała zjawa, ale teraz istota zniknęła. Na podłodze leżała kupa szmat, wydawało się, że tych samych, które miała na sobie. Elfka odzyskała tez już możliwość myślenia i analizowała to, co postać powiedziała, jak i inne rzeczy, które zauważyła. Dostrzegła krzyżyk na bandażach, który oznacza zarazę. Ofiarę zarazy, w tym przypadku. Jednocześnie nie była pewna, czy to nieumarły. Na pewno nie zwyczajny. Ponadto Amirze zdawało się, że to kobieta. Z tonu głosu, zachowania… To było jednak za mało, żeby chociażby coś zakładać, nie mówiąc o pewności.
Elfka jeszcze raz wzięła głęboki oddech. I kolejny. Uspokojona niemal podbiegła do barierki, a widząc ciała leżące u stóp schodów, zbiegła da dół przeskakując po trzy stopnie. Dostrzegła teraz, zakapturzoną sylwetkę pod ścianą. Zauważyła tez łuk i a ubranie, szczególnie charakterystyczny płaszcz, było dziwnie znajome. Inwar był jednak świadomy, więc zajęła się innymi. Przelotnie tylko zerknęła na Znudzonego Maga. Był nieprzytomny, ale chyba żył. Tym lepiej dla nich. Elfka zajęła się więc Veną. Ona także była nieprzytomna, wyczerpana i poobijana, ale nie miała większych obrażeń. Od lekkiego podduszenia i krwawienia z nosa jeszcze nikt nie umarł. Amira nie była pewna, co stało się wiedźmie, aczkolwiek to rozrzuceniu ciał, podejrzewała jakąś eksplozję mocy, czy coś w tym rodzaju. Coś, co wywołałoby rozchodząca się we wszystkie strony falę uderzeniową. Zbadała więc kobietę pod tym katem, jednak na szczęście wszystkie żebra i inne kości były całe. Elfka nie miała ze sobą swojej torby, więc zamiast lekami posłużyła się odrobiną magii. Rzuciła zaklęcie wzmacniające, a potem wybudziła Venę.
-Jak się czujesz?- zapytała z troską. Upewniwszy się, że wiedźma jest w jednym kawałku, odwróciła ponownie do Inwara.
-Skąd ty się tu wziąłeś?- mruknęła pod nosem ni to ze zdziwieniem, ni to irytacją. Ale naprawdę widać było, że nie gniewa się, a po części jest nawet trochę wdzięczna za próbę pomocy. Elfa również zbadała i rzuciła to samo wzmacniające zaklęcie, tyle że nieco słabsze, żeby się przypadkiem sama nie doprowadzić do nieciekawego stanu. Wolała oszczędzać siły, biorąc pod uwagę „zaproszenie” zjawy. Pomyślała też niechętnie, że musi jakoś przekazać jej słowa pozostałym. Przeszła się w tę i z powrotem po pokoju, zaplatając ręce na piersi w odruchowym, obronnym geście.
-Wiecie… Mamy koleją wskazówkę od naszej znajomej istoty z zaułka- zaczęła trochę niepewnie i skrzywiła się na samo wspomnienie. –Teraz okazuje się, że czeka na nas w piwnicy. Z Rostanem.
Spojrzała po zebranych, zastanawiając się, czy wyraziła się jasno. Leżący gdzieś w okolicy jej stóp Znudzony jęknął głucho i poruszył się. Kopnęła go na ślepo i ucichł. Nawet na niego nie spojrzała, nie przejęła się też jego stanem. Zaatakował je to ma za swoje, niech się cieszy, że ma dobre serce i do nie dobiła.
-Czeka na nas- powtórzyła dosadnie, na wypadek, gdyby ktoś nie zrozumiał, że to raczej nie zaproszenie, a rozkaz. Elfce wcale, a wcale nie podobało się schodzenie do chłodnej, mrocznej piwnicy, gazu czekać ma budząca grozę i odrazę istota. I pajęczyny. Po drugim bliskim spotkaniu ze zjawą w równym stopniu bałaby się jej nie posłuchać.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Jak... cooo?- spytała wiedźma ocuciwszy się. Patrzyła teraz swoimi wielkimi oczami na elfkę, która nachylała się nad nią z matczyną troską. -Dobrze.- dodała po chwili, nie bardzo wiedząc jakie padło pytanie, ale biorąc pod uwagę fakt, ze prawie leżała na ziemi, a Amira uważnie jej się przyglądała, mogło paść o jej samopoczucie. Elfka upewniwszy się, że wiedźmie nic nie jest odwróciła się.
-Skąd ty się tu wziąłeś?- spytała, a Vena podążyła za nią wzrokiem. Parę metrów dalej stał elf, którego dziewczyny uratowały. Z pewnym zadowoleniem przyglądał się rozbitej wiedźmie.
Elfka przeszła się niespokojnie zbierając myśli, po czym oznajmiła wszystkim obecnym, iż zjawa zaprasza serdecznie do piwnicy, gdzie trzyma "wysłannika płomieni". Suuuper... skwitowała w myślach Vena, po czym podniosła się nieporadnie. Otrzepała spodnie i bluzkę, przygładziła włosy i wzięła głęboki oddech.
-I zapewne zamierzamy tam teraz iść?- spytała po prostu i nie czekając na odpowiedź dodała: -Tak tylko pytam...
Kiedy ich cudowna drużyna ogarnęła się na ile tylko mogła, wszyscy zgodnie ruszyli w stronę drzwi, na drugim końcu ściany. Lekko je uchyliwszy, wiedźma zaglądnęła ciekawsko do środka.
-Ciemno jak w...- urwała i zarumieniła się lekko. -No. Ciemno.
Odwróciła się do towarzyszy. Nikt nie odzywał się zanadto, zapewne nie chcąc ściągać na nich kolejnych złoczyńców czy inne zjawy. Vena nie miała tego nikomu za złe, aczkolwiek w chwilach kiedy sama się mocno denerwowała trajkotała jak najęta. Teraz jednak, jednocząc się z innymi, w skupieniu oglądała ich twarze z nieodgadnionymi myślami. Inwar zajęty czymś, co wiedźmie od razu skojarzyło się z "niech inni robią co chcą, ja i tak zrobię swoje", nie patrzył wcale na wiedźmę. Spoglądał na drzwi, które teraz wręcz kusiły, do przekroczenia progu. Tak... każdy poszukiwacz przygód z pewnością nie zbaczał na żadne ostrzeżenia, choćby te wręcz krzyczały, by tam nie wchodził. A elf najwidoczniej zaliczał się do tego grona osób. Patrzcie jaki odważny się zrobił... pomyślała kąśliwie wiedźma. Nie przepadała za bardzo za ich nowymi towarzyszami. Jak jednego uratowały to i drugi się napatoczył. "Daj palec, a zeżrą całą rękę"- wołało stare powiedzonko. No tesz tupet, doprawdy!
Nie czekając na dalsze instrukcje, czy pouczenia Vena ostrożnie otwarła drzwi, a te zaskrzypiały w metalowych zawiasach.
-Czy tu wszystko musi skrzypieć?!- szepnęła oburzona i postawiła stopę na pierwszym stopniu. Upewniwszy się, ze nie ma przed nią żadnych przeszkód (a zrobiła to niezwykle wyrafinowanie i jak na czarodziejkę przystało- czyli po prostu wymachując rękami przed sobą), spokojnie zaczęła schodzić w dół. Machinalnie pstryknęła palcami, a nad nimi zatańczył wesoło płomyczek ognia, rozpraszając nieco ciemność. Powolutku, starając nie potknąć się o własne nogi, wiedźma zeszła do piwnicy. Dość duże, prostokątne pomieszczenie o kamiennych ścianach i rozświetlających je pochodniach, nie było tym czego Vena się spodziewała. Myślała raczej nad widokiem martwych ciał, krwi na ścianach i, nie wiadomo dlaczego, rytualnym kręgu i zakapturzonych postaciach z jakiejś sekty. Tak... to by raczej jej pasowało. Ale nie.. jak zwykle musieli wszystko popsuć i teraz dziewczyna znajdowała się w, dość, przytulnym pomieszczeniu z jedną szafką (po co komu taki mebel w piwnicy?!) i małym okienkiem tuż nad sufitem, przez które sączyło się światło księżyca. Na razie nigdzie nie było widać zjawy, za to "wysłannik płomieni" siedział sobie spokojnie pod ścianą z rurami, wlepiając w nich zaskoczone spojrzenie.
-Żeby nie było potem na mnie, ja cię ratować nie przyszłam.- powiedziała wiedźma, wskazując na zakładnika palcem.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Wysłannik płomieni siedział chuchając sobie w nos dla ocieplenia. Słyszał na górze walki i wiedział, że zaraz trafi tu następny naiwny, którego naprowadziła tu ta bezczelna, tajemnicza postać. Słyszał czasami jakieś rozmowy, dopiero po chwili wsłuchiwania się domyślił się, że to prawdopodobnie ta równie bezczelna, co ten palant z zakrwawionym ubraniem. O tak, klnął ich co chwilę, na zmianę. Raz ją, raz jego. Szarpał nogą z łańcuchem coraz mocniej, mimo bólu. Ani mu się śniło siedzenie tutaj z tą czarownicą. Tfu! powiedział i walnął się trzy razy głową o ścianę na odpukanie. Niedługo potem usłyszał, jak ktoś schodzi po schodach. Wsłuchiwał się w każdy, coraz głośniejszy dźwięk buta, którym ktoś stąpał. Głowę miał skierowaną ku górze i blado patrzał na sufit. Wpatrywał się w każdy detal farby. Niestarannie wykonali ten sufit. Chciał odejść od tematu związanego z wiedźmą.
- Tu mocniejsza, a tu lżejsza biel. - mówił cicho, by nikt go nie usłyszał. Nagle usłyszał ostatni krok i wiedział, że ktoś już go widzi.
- Albo egzekucja, albo ta wiedźma. - Pomyślał i skierował powoli wzrok w dół, ujrzał wiedźmę. Wytrzeżył oczy i lekko otworzył buzię. Nikt jej nie trzymał, zeszła tu dobrowolnie. Zdecydowanie, wolałby już śmierć, a najlepiej powrót do swojej wieży, od słuchania ironii tej parszywej, idiotycznej, najobrzydliwiej wiedźmy. O tak, znowu zaczął ją wyzywać, jednak przy tym uciekał od niej wzorkiem. Nie dlatego, że bał się, że czyta mu w myślach, czy coś podobnego. W prawdzie podobała mu się i wolał się okłamywać, że jest inaczej. Jego myśli szybko zakłóciły jej słowa. Wbrew pozorom chyba miała dobre zamiary. usłyszał coś o pomocy? Tak, chyba właśnie powiedziała, że przyszła go ratować. Nie dosłyszał dokładnie, jednak się ucieszył. Spojrzał swoim zamrożonym wzrokiem prosto w jej spojówki i nic nie mówił. Było mu wstyd, znowu pokazał się ze strony, jakiej nie chciał pokazywać. Najpierw teleport, a teraz ta akcja..
Awatar użytkownika
Inwar
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inwar »

Elf na pewno by zemdlał, gdyby nie to, iż po chwili rozległ się przeraźliwy krzyk jednego ze zbirów. Kilka minut później pojawiła się Amira, która najpierw rzuciła jakieś zaklęcie na wiedźmę, a potem na Inwara. Od razu poczuł się lepiej, kiedy Elfka zapytała skąd się wziął odpowiedział - Niestety, nie mogłem spokojnie się wyspać, więc chciałem uciszyć te bachory, cóż przynajmniej tak myślałem. - Wstał i usłyszał znów, jak Amira mówi, że zostali zaproszeni na spotkanie ze zjawą i Rostanem - Wiedziałem, że ten się w coś wpakuje -.
Trochę później wszyscy ruszyli w stronę drzwi na drugim końcu ściany. Vena coś tam mówiła na co elf nie zwracał w ogóle uwagi, chciał tylko przekroczyć te drzwi. W ostatniej chwili się powstrzymał - Wybaczcie, ta cholerna ciekawość. - Teraz cały czas trzymał się swojej grupy, aż dotarli do drzwi. W końcu doszli do piwnicy, i jego oczom ukazał się wysłannik płomieni. Elf myśląc, iż mag jest bezbronny podbiegł do niego i wymierzył mu prawy sierpowy w twarz, w ramach zemsty za nazywanie go barbarzyńcą i tym podobnym.
Zablokowany

Wróć do „Efne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości