Efne[Dom z ogrodem]Przystanek na drodze

Miasto założone na cześć córki króla Bedusa, która w wieku dziesięciu lat oddała swój wzrok za lud. Uratowała go od zniszczenia. Efne otaczają liczne lasy, góry oraz wzgórza graniczące z Pustynią Nanher.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Nie wiedział. Kompletnie nie wiedział, co się dzieje. Tu szczury, tu ta sylwetka. Miał dosyć tego zaskakującego przebiegu akcji, który byłby niewiarygodny, gdyby opisali go w jakiejś księdze. Stał luźno, mimo irytującego zdarzenia. Próbował jak wcześniej to, co niewiarygodne przyjąć jako normalne, w końcu tyle nie wychodził na świat, że nie wiedział, co się na nim dzieje. Przyglądał się nekromancie, bo tak nazwał sylwetkę, która zmieniła zachowanie szczurów. W sumie i te by uszczelnił, gdyby był sam. W wieży próbował się takich jak najszybciej pozbyć, jednak patrząc na twardą postawę Veny, co do gryzoni. Sam postanowił zgrać twardziela i tylko przełykał ślinę, gdy któreś plątało się pod jego nogami. Podwinął niezgrabnie rękaw w prawej ręce, którą za chwilę podrapał. Postanowił obejrzeć się za swoim kosturem, bez niego jego magia ognia była na poziomie "rozpal ognisko". Nie znalazł go, a skanujący teren wzrok automatycznie przeniósł się do nekromanty, który mówił coś o pomocy? Tak, to o niej była mowa. Nie raz spotkał się z takimi sytuacjami, oczywiście w księgach. Zły bohater namawia dobrych paroma złotymi zdaniami, a potem wykorzystuje ich do swoich niecnych celów, gdy Ci nawet nie mają o tym pojęcia. Teraz musiało być tak samo. Po co miało się to wszystko zdarzyć? Te przetrzymywanie w piwnicy, duchy, zresztą to on sam zawołał ich tutaj, a potem urządził to całe piekło. Pewnie chciał ich przetestować, o tak! Chciał sprawdzić, czy poradzą sobie z przeszkodą i czy mogą mu jakoś pomóc. Wysłannikowi się to nie udało, więc go pierwszego zabije - histeryzował w myślach. Był tak zamyślony, że prawie nie usłyszał pytania istoty. Skąd miał to niby wiedzieć!? Chociaż.. Wcześniej miał wrażenie, że skądś go zna, jeżeli to dalej ta sama postać.. Wolał jednak się nie odzywać.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Wszyscy stali, oczekując na odpowiedź istoty, która odpowiadała (prawdopodobnie) za epidemię z mieście. "I za moją zarwaną noc” pomyślała ponuro Amira. „Kto to widział zrywać się w środku nocy, żeby ratować nieznajomych magów? Mam za swoje. Koniec z tą całą dobrocią. Limit na ten tydzień stanowczo wyczerpany! Teraz nawet kota z drzewa nie zdejmę, póki mi pieniędzy nie pokażą”. Tak naprawdę wiedziała, że nie zrobiłaby czegoś takiego, ale bezinteresowna pomoc nie leżała w jej naturze. Jak widać nie bezpodstawnie, bo zdarzyło jej się teraz postąpić wbrew zasadzie i nie spotkało ją nic dobrego. Naprawdę miała w tym momencie wielką ochotę tupnąć noga odwrócić się na pięcie i pójść sobie, zostawiając to wszystko w cholerę. Zmienne nastroje jak widać znowu ją dopadły. Było jej zimno, źle, była zmęczona, niewyspana i z tego wszystkiego zrobiła się jeszcze nawet głodna, choć przecież obżarła się na kolację nieprzyzwoicie. Po prostu gorzej być nie mogło, chyba, że zaraz wylezą skądś kościotrupy i się na nią rzucą.
Gdy nagle gdzieś na górze rozległ się huk i okrzyki, odruchowo sięgnęła po miecz. Zerknęła nerwowo na Zarazę, czy to przypadkiem nie jakiejś jej nowe sztuczki. Nie spodobała jej się odpowiedź czy jak? Ale istota wydawała się nieporuszona i zaczęła zwyczajnie znikać w ten sam sposób, w jaki się pojawiła.
-No ładnie –jęknęła elfka, a w następnej sekundzie drzwi z hukiem wyleciały z zawiasów i przeleciały obok niej ze świstem, lądując z poślizgiem gdzieś po drugiej stronie piwnicy. Do środka pomieszczenia wbiegli postawni mężczyźni w dobrej jakości zbrojach z herbem miasta na piersiach. W dłoniach trzymali broń i o ile dało się zorientować, rozglądali się czujnie pod swoimi hełmami.
-Bogowie, co znowu? – jęknęła ponownie Amira. Jeszcze im tutaj Straży Miejskiej brakowało. Doprawdy, powinna się czasem zamknąć, nawet w myślach, bo chyba miała jakiś talent, do pogarszania sytuacji samym myśleniem. Chociaż… Chwila moment. Zjawa zniknęła, a drzwi nie ma. Można wiać!
-Mógłbym powiedzieć to samo- Z ziejącej ciemnością dziury po drzwiach wyłonił się kolejny strażnik i wyminął swoich kompanów. Ten nosił „tylko” kolczugę, a zasłonę hełmu podniesioną. Mimo to, wyglądał zdecydowanie na szefa tej wesołej gromadki, która nadal łypała podejrzliwie na zabranych. A przynajmniej tak się wydawało. Przez te hełmy. Czarne charaktery zdecydowanie powinny przerzucić się na nie z tych mrocznych kapturów. Tam nic nie było widać, a takie rozglądanie sprawiało jakby większe wrażenie.
-Kapitan Straży Miejskiej Gordon Kerya- przedstawił się mężczyzna chłodno. Natomiast jego piwne czujnie zbadały otoczenie, zatrzymując się chwilę dłużej na łańcuchach, kłębowisku martwych szczurów i mieczu w dłoni Amiry, a potem jakby rozpogodziły. Ciekawe, co też sobie myślał. W każdym razie, gdy odezwał się ponownie, jego głos brzmiał już znacznie łagodniej i przyjaźniej. -Kim jesteście i co tu robicie?
Amira podążając za jego wzrokiem spojrzała na swój miecz i schował go do pochwy. Jasne, najpierw ich zaskoczą, a później patrzą podejrzliwie na broń. I jak tu im nie podpaść? Potem spojrzała na kapitana, przekrzywiając lekko głowę. „Nie odzywaj się, nie odzywaj!” powtarzała sobie w myślach. Humor miała nieciekawy w tym momencie, zwykle plotła w takich momentach głupoty i jeszcze nie umiała kłamać. To nie była najlepsza kombinacja, żeby tłumaczyć się z takich okoliczności. Pewnie by ich tylko pogrążyła. A złe typy, podążające ich tropem po prostu znalazłyby je w więzieniu, zabiły, a medalion zabrały sobie z więziennej skrzynki. Łatwizna. Nie mogły im tak ułatwiać własnej śmierci. Zmusiła się tez, żeby nie spojrzeć na Venę błagalnie. Teraz to wiedźma była ich nadzieją. Panów obecnych razem z nimi w piwnicy raczej nie podejrzewała o pomysły, odpowiednie na taką okazję. W myślach jednak prosiła towarzyszkę, by się tym zajęła.
Poza tym przyglądała się twarzy kapitana i miała wrażenie, że skądś go zna. Bywała w Efne dość często, kilkakrotnie nawet wpakowała się tu w pewne kłopoty, ale do kapitana te sprawy nie dochodziły. Czyli musiał niedawno awansować. Oby tylko nie próbował wykazać się na nowym stanowisku ich kosztem. A właściwie łatwiej byłoby to wszystko załatwić, gdyby wiedzieli, skąd właściwie Straż Miejska wzięła się w piwnicy nawiedzonej rzeźni. Eh, szalona noc. Trzeba ją będzie porządnie odespać…
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

No niby wszystko pięknie fajnie. Zimno, mokro, głodno i w ogóle do dupy!
Wiedźma postanowiła nie robić nic, tylko tak sobie stać jak ten słup soli i trząść się z zimna. A co! I znowu niby wszystko by było pięknie i fajnie, gdyby nagle do piwnicy nie wkroczył oddział straży miejskiej. I co jeszcze, do jasnej cholery?! Vena teatralnie machnęła rękoma, po czym opuściła głowę zrezygnowana.
Kilu strażników w szaleńczym pędzie wpadło do pomieszczenia, tratując świeżo wyważone drzwi. Wiedźma powoli podniosła głowę, by lepiej rozejrzeć się i zapoznać niejako z sytuacją. Zjawa zniknęła, Rostan dalej stał i gapił się w podłogę, Inwar... tego chyba co wcięło, bo wiedźma go nie widziała (Może po prostu stoi za tobą, kretynko?), a Amira wyglądała na nieźle zszokowana sytuacją. I może jeszcze była zła. Tak... to chyba dobre słowo.
W sumie to wiedźma nie mogła się jej dziwić. Bo kto normalny biega nocą po nawiedzonych rzeźniach, próbując ratować maga? Ano nikt, właśnie... Poza tym, tam naprawdę było zimno!
Vena przechyliła główkę, kiedy kapitan straży wkroczył swoim majestatycznym (tfu!) krokiem do piwnicy. Dziewczyna zmrużyła dziko oczy. Znała tę twarz. Skądś ją, kurde, znała.
-Kapitan Straży Miejskiej Gordon Kerya.- przedstawił się dziarsko. Nie... nic mi to nie mówi. odezwał się cichy głosik w jej głowie.
Mężczyzna mógł się pochwalić niezwykle bystrym i mądrym spojrzeniem jak na ten wiek. A miał może ze trzydzieści lat... I do tego był niezwykle przystojny!
Vena uśmiechnęła się dziko, kiedy tak badała sobie wzrokiem jego ciało, przeszywając go na wylot. Ej! Zrób coś w końcu!
To był impuls.
Wiedźma padła na kolana przed dowódcą, składając ręce jak do modlitwy. Jej wyuczone oczy szybko zaszył łzami, a głos pięknie się załamał.
-Och! Panie kochany!- zaczęła niepewnie. -Wreszcie wybawienie! Osz to ci porwali, nas niewiasty, i próbowali mordu dokonać!- dziewczyna sięgnęła ręką do tylnych kieszeni spodni i dobyła stamtąd chusteczkę. Przetarła twarz i spojrzała błagalnie na strażników.
-A teraz leżą tam...- wskazała ręką na drzwi ( no dobra, schody, bo drzwi nie było). -A ci tutaj nas ratować chcieli, tylko zbiry podstępne w pułapkę nas schwytali i wyjść jak nie mieliśmy!- zakończyła swój monolog bardzo ładnym, ale głośnym westchnięciem.
A dowódca tylko stał i patrzył na nią, co chwila kiwając głową, na znak, że słucha. Po skończeniu plecenia przez wiedźmą głupot, złapał ja za ramię i podniósł.
-Ty mnie za idiotę masz?!- zmarszczył groźnie brwi i podniósł głos. Czerwony alarm! Czerwony alarm!
-Jaka znowu niewiasta z ciebie?- uśmiechnął się pogodnie i przysunął wiedźmę do siebie, by objąć ją swym ramieniem. Po chwili odsunął ją i kiedy tylko zobaczył, jak dziewczyna stoi oniemiała z otwartymi ustami, zaniósł się głębokim śmiechem. A Vena tak stała... nie rozumiejąc już nic.
-To..to ty mnie nie poznajesz?- zapytał wreszcie, kiedy się trochę uspokoił. Wiedźma pokiwała niepewnie głową, dalej próbując wysilić swój mózg. A ten nie chciał dzisiaj współpracować, niedobry.
Mężczyzna odchylił głowę na bok, ukazując bliznę ciągnącą się wzdłuż szyi i kończącą przy uchu.
-Gared?!- spytała jeszcze bardziej zaskoczona dziewczyna, wybałuszając oczy. -To ty masz na imię Gordon?- dodała jeszcze i skrzywiła się niesmacznie.
Mężczyzna znów zaczął się dziko śmiać, i przyciągnął wiedźmę do siebie po raz drugi. Tym razem jednak, Vena odwzajemniła gorący uścisk. -Tak, moja droga. A na nazwisko Kerya. Mieszkam tu i jestem dowódcą straży, jakbyś jeszcze nie załapała.- Gared/ Gordon potrząsnął dziewczyną, po czym zwrócił się do reszty.
-Chodźcie ze mną. Już nic wam nie grozi.- machnął ręką i zaczął wyprowadzać wszystkich. Oddział ruszył pierwszy, za nimi dowódca straży, z wiedźmą pod ręką, a na końcu reszta oniemiałego towarzystwa.
-Nigdy nie uwierzę, że nie mogłaś sobie dać rady z ta bandą gnojków, co tam na górze leżą...- znowu zaczął się śmiać, stąpając po stromych schodach.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Amira czekała chwilę, na reakcję Veny, ale gdy ta nie odzywała się zerknęła na nią, akurat by dojrzeć, jak z jej twarzy znika dziki uśmiech, a wiedźma pada na kolana przed kapitanem. Jej lamenty, chcąc nie chcąc, skomentowała jedynie uniesieniem wyżej brwi. Nie było to chyba bardzo wiarygodne biorąc pod uwagę, że dwie spośród obecnych tu osób były uzbrojone, a jedna definitywnie wyglądała na maga. Szczególnie, że jedna z tych uzbrojonych miała być porwaną niewiastą.
Chociaż w sumie, jakby się tak nad tym zastanowić, to chyba Amira nie wyglądała w tym momencie najlepiej, nie mówiąc już o tym, żeby wyglądała niebezpiecznie. Rzadko kiedy jej to wychodziło i zawsze, w mało odpowiednim momencie. Teraz jednak trzęsła się z zimna, była blada, a pośpiesznie związane długie włosy, zaczynały powoli przedstawiać sobą iście artystyczny nieład.
Zaczynała już nawet myśleć, że to może się udać. Posiadanie miecza da się na pewno jakoś logicznie wytłumaczyć. Chyba nawet dałaby sobie z tym radę sama. Kłamanie to nie była jej mocna strona, fakt, ale tutaj nie musiałaby aż tak dużo skłamać…
W tym momencie, kapitan zmarszczył groźnie brwi i elfka już wiedziała, że są spalone. „Kłopoty. Będą kłopoty!” wołał głos w jej głowie. Po czym mężczyzna z promiennym uśmiechem objął Venę ramieniem, odsunął i zaniósł się śmiechem. Tym samym po prostu wbił Amirę w podłoże. Z zaskoczenia zapomniała się nawet trząść. „Co tu się, do cholery, dzieje?!” krzyczała w myślach, domagając się wyjaśnień. Po chwil otrzymała je. To znaczy wywnioskowała z wypowiedzi obojga. Bardzo dobre wieści. Straż nie będzie się ich czepiać, hura! Tylko mógłby się już obejść bez tego "Już nic wam nie grozi". Patetyczne, szowinistyczne, i w ogóle kłamstwo. Jakiś szurnięty potężny mag na nie poluje. Rzeczywiście nic im nie grozi. Nic, a nic! *
Gdy kapitan wydał rozkazy, jego groźnie wyglądający podkomendni, zebrali się do drogi powrotnej, wspinając po schodach.
Amira popatrzyła na nich z nienawiścią płonącą w ciemnozielonych oczach. Niech się ruszają! Trochę szybciej! Wparowali tu z taką werwą, a w tę stronę to nie łaska się trochę pospieszyć? Ona tu marznie, a oni wloką te zakute w stal dupy po schodach, jakby chcieli a nie mogli. To ona tu miała ponad setkę lat, to mogłaby narzekać…
Tyradę w całości wygłosiła w myślach, sztyletując jednak, niewinnych w gruncie rzeczy, zbrojnych wzrokiem. Kapitana też, a co! Wszystkich po równo. Przy okazji znów zaczęła się trząść i pocierać rękoma ramiona. Piwnicę opuszczała najszybciej jak się da i już w połowie schodów zdążyła wyprzedzić Gordona/Gareda i wmieszać się między Strażników, byle tylko szybciej wydostać się w cieplejsze miejsce. Zdążyła jednak szeptem przekazać coś Venie, gdy ją mijała.
-Dobrze mieć takie znajomości, co? – powiedziała prawie bezgłośnie, z racji bliskiej obecności wyżej wymienionej „znajomości” i uśmiechnęła się dość znacząco. Bo też kapitan odniósł się do wiedźmy w sposób sugerujący, że znali się dość dobrze, choć może nie widzieli się dłuższy czas. Nic może nie wskazywało na jakieś bliższe zażyłości, ale nie zaszkodzi trochę z niej zażartować, tak po przyjacielsku.
Elfka wyszła z korytarza prowadzącego do piwnicy niemal na czele pochodu i od razu poczuła się lepiej. Trochę jeszcze drżała, ale tu temperatura była przynajmniej normalna. Nieprzytomnymi ciałami zalegającymi na podłodze się nie przejmowała, podobnie jak poprzednio. Teraz interesował ją bardziej powrót do domu Sary. Tam było cieplutko, było jedzenie i miękkie łóżka. Pełnia szczęścia. Dlaczego ona w ogóle tak jeździ po tym świecie, zamiast po ludzku gdzieś zamieszkać? W tym momencie nie mogła tego zrozumieć, ale po chwili wróciła do normalności. To byłoby przecież nudne i nie doceniałaby wtedy takich chwil, gdzie zwykłe rzeczy wydają ci się luksusem.
Poczekała grzecznie, aż wszyscy znajdą się na górze i zagaiła przyjaźnie (przynajmniej w założeniu, bo wzrok wciąż miała obrażony na cały świat) do kapitana.
-To może by nas tak teraz pan Grodon, czy tam Gared – właściwie jak się do pana zwracać? – odprowadził do domu, żeby nam się jeszcze po drodze jakaś krzywda nie stała?
Nie to, żeby rzeczywiście się czegoś bała i potrzebowała ochrony, ale ostatnio wyjątkowo pakowały się w kłopoty, a nie miała ochoty na komplikacje, gdy na końcu drogi czekały tak obiecujące rzeczy. Mógłby się trochę mężczyzna wykazać i po bohatersku odstawić je na miejsce. A przy okazji mogłaby tez trochę pogawędzić. Takie znajomości w straży to rzeczywiście nie lada ułatwienie, a sam kapitan tez był niczego sobie. Same profity z takiej znajomości, w każdym razie.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Rostan właśnie zaczął nucić sobie jedną ze starych lat pieśń, kiedy to do piwnicy wpadli strażnicy miasta. Zrobił wtedy dwa kroki w tył i schował się w cieniu obserwując akcję. Myślał, że wszystkich zamkną i chciał jakoś tego uniknąć podpierając zimnej ściany. Jeden ze strażników przedstawił się i powiedział, że jest kapitanem oddziału, który tu wtargnął. Obserwował tak chwilę Gordona, kiedy mrugnął paręnaście razy by uwierzyć, że Vena klęknęła przed strażnikiem. Cicho roześmiał się wtedy i został zdemaskowany przez strażnika, który już wcześniej go chyba widział. Ten schował miecz do pochwy i popchnął go o ścianę w efekcie czego mag uderzył lekko głową w ścianę. Vena była niezłą aktorką, ale na komendanta raczej nie zadziałał płacz, gdyż ten zmarszczył brwi i podniesionym głosem zapytał o coś, czego mag nie usłyszał, bo był bardziej zajęty masowaniem obolałej głowy. Wysłannik skrzywił się i postanowił przysłuchać rozmowie, chciał wiedzieć, czy przeżyje. Kapitan zapytał wiedźmę jaka z niej niewiasta, po czym się uśmiechnął. Teraz mag zupełnie nic nie rozumiał, ten typ musi być psychicznie chory - tak to sobie tłumaczył. Rostan spojrzał w dół i ujrzał swój kostur leżący pod jakimiś brudami. Podniósł go szybciej, niż mógłby sobie to wyobrazić i zatroskany wyczyścił go brudną szatą. Znowu odbiegł od wydarzeń, teraz Gordon pokazywał jakąś bliznę, dość pokaźną dziewczynie, która zaskoczona wykrzyczała inne imię, niż te, które podał. Szybko doszli do porozumienia i wyszli z piwnicy, a później rzeźni. Kapitan za namową Amiry skierował się z magiem, oraz dziewczynami w stronę domu, ale jakby tego było mało, to do ochrony mieli jeszcze paru strażników, którzy towarzyszyli mu w piwnicy. Rostan starał się iść dumnie, ale był szczerze zmęczony bo nieudanym teleporcie, oraz całej tej akcji i często, co było zauważalne lekko garbił się, by dać 'luz' mięśniom. Szybko dotarli do domu zielarki, bo tym chyba zajmowała się tamtejsza zielarka. Mag podziękował grzecznie za odprowadzenie strażnikom i kiedy przekroczył próg bramki lekko upadał potykając się chwile wcześniej o jakiś kamień.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Gared wyprowadził wszystkich na świeże powietrze. Dał znać, że połowa oddziału, może spokojnie wracać "na posterunek", czy gdzieśtam, a on wraz z dziewczynami, Rostanem i jeszcze paroma strażnikami (ubezpieczali tyły) powędrowali w stronę domku Sary.
-Tak. Przydatne niekiedy.- mruknęła, kiedy znalazła się bliżej elfki.
-No więc...- zaczęła głośniej i obejrzała się za siebie na strażników. Ci utrzymywali odpowiednią odległość, aby w razie czego wspomóc drużynę i jednocześnie nie słyszeć rozmów dowódcy. Bardzo dobrze. -Znamy się od... eee... zawsze?- spytała, niepewna.
Gared uśmiechnął się i spojrzał dumnie na wiedźmę.
-No można tak powiedzieć. Znam tę małą od smarka!- dodał i przyjacielsko zmierzwił dziewczynie włosy. Vena prychnęła oburzona, jednak po chwili uśmiechnęła się promiennie, do przyjaciela.
-A! I mówcie mi Gared!- przypomniał sobie i podał rękę na przywitanie elfce i magowi. -Gordon to tak formalnie, a Gared- dla przyjaciół.- uściślił.
-A ty wiesz, że Sara tu mieszka?- spytała wiedźma chcąc podtrzymać rozmowę.
-Serio?- zapytał, wyraźnie zaskoczony.- Mieszkam tu od dawna, ale jej jeszcze nie spotkałem! No doprawdy! Wszystkiego bym się spodziewał, ale nie spotkać was dwie tutaj!- uśmiechnął się i mocniej ścisnął, już obolałe ramię wiedźmy.
-Serio, serio.- dodała i posłała przyjacielowi kuśtańca w bok. -Tak właściwie to znamy się od kiedy zaczęłam uczyć się fachu.- mruknęła, przekrzywiając głowę i spoglądając na towarzyszy. -Uratował mnie kiedyś!
-A ty mnie uratowałaś, mała zołzo!- Gared promieniał ze szczęścia. Co chwila uśmiechał się szeroko i mocniej obejmował wiedźmę. -O! Została mi tylko ta blizna po spotkaniu z takim jednym gburem!- wykrzywił głowę, pokazując reszcie towarzystwa pamiątkę z dzieciństwa. -I gdyby nie ta tu, to by się nie skończyło na draśnięciu!
-Przesadzasz!- Vena również nie ukrywała radości. Jakoś jej się teraz lżej szło do domu.
Ta dwójka spokojnie wspominała stare czasy, aż doszli pod dom Sary. W żadnym z okien nie paliło się światło, więc Gared pożegnał się ze wszystkimi, ucałował dziewczynom dłonie i obiecał, że wpadnie nazajutrz.
Trójka nieszczęśników przekroczyła próg mieszkania, i każdy udał się do swojego pokoju na zasłużony odpoczynek. Wiedźma popatrzyła z góry na swoje posłanie, westchnęła głośno i pacnęła całym ciałem na łóżko. Teraz już nic jej nie obudzi!
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Noc przebiegła całkiem spokojne, co było praktycznie niemożliwe w tym towarzystwie. Mag wyspał się, co było dziwne, bo wcześniej odpowiadało mu tylko jego łoże. Domyślał się, że kiedy człowiek jest zmęczony, to tak jakby był wypity - nieważne gdzie się położy i z kim, ważne, żeby się położył. Taki cytat, albo bardzo podobny przeczytał kiedyś w księdze i utkwił mu w głowie. Wstał więc i ubrał się w jakieś białe szaty, których nie było wcześniej. Wziął kostur i otworzył okno, przez które miał zamiar przeskoczyć. Miał dość towarzystwa przy którym normalność jest nienormalna, chciał wrócić do sowy i do swojej ciepłej wieży. Okazało się, że pod oknem posadzone są kwiaty zielarki, która go ugościła. Nie chciał pozostawić po sobie złej reputacji, chociaż sama ucieczka by o niej świadczyła, więc zaczął szukać innej ucieczki. Wychylił się zza progu otwartych już wcześniej drzwi i rozglądnął. Nikogo nie było, lecz mag słyszał pogwizdywanie zielarki, lub wiedźmy, na pewno kobiety, ale z pewnością nie Amiry - ta miała inny głos, tłumaczył sobie. Znowu się zamyślił, kiedy już dawno mógł dać dyla. Za kolejnym mrugnięciem na holu pojawiła się uśmiechnięta twarz Sary, ta jednak zobaczywszy Rostana zlękła się i opuściła fiolkę, którą chyba czyściła, wykrzyczała zaraz:
- Na Cestorsa, to Ty! Musiała chyba pomylić wysłannika z jakimś złodziejem, lub zabójcą. Nie można się jej nawet specjalnie dziwić, przecież
widok wychylającego się mężczyzny z jakimś patykiem w ręku to niecodzienny widok. Zielarka nie skomentowała dziwnego zachowania maga i pokazała gestem ręki, żeby ten skierował się do kuchni. Szedł więc za nią wcześniej odkładając kostur na ścianę i oczywiście milcząc. W kuchni nie było nikogo innego, tylko zielarka i on. Podała mu coś przepysznie wyglądającego, z pewnością mięso, ale nie wiedział z jakiego zwierzęcia. Chciał już zjeść pierwszą nałożoną porcję, gdy usłyszał dość głośny huk ze strony holu, skierował więc tam wzrok.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Mamo... Jeszcze pięć minut...- cichutko błagała wiedźma, odtrącając kogoś, kto próbował ją obudzić. I robił to niezwykle nachalnie, trzeba dodać. -No dobrze! Już dobrze! Wstaję!- dziewczyna otworzyła leniwie oczy i przetarła twarz ręką. Po chwili usiadła na kanapie i rozglądnęła się ciekawsko. -Już lepiej?- spytała przyjaciółkę i uśmiechnęła się szeroko. Sara nigdy nie była podobna pod tym względem do wiedźmy. Zielarka zawsze wcześnie wstawał i kładła się niedługo po zapadnięciu zmroku, zupełnie jak kwiaty które hodowała. Natomiast Vena.. no cóż, ta potrafiła przebalować całą noc i spać do późnego popołudnia, jak nie wieczorku, czym oczywiście bardzo denerwowała Sarę.
Wiedźma ziewnęła porządnie, zasłaniając usta dłonią, po czym odepchnęła się siłą od kanapy i... wyłożyła na podłodze.
-Nie taki był plan...- zaczęła spokojnie. -A ty już się tak nie śmiej!- burknęła na zielarkę, kiedy ta zaniosła się śmiechem.
-Stara ty. Nic się nie zmieniłaś....- odparła przyjaciółka. -Choć na górę, za chwilę podam śniadanie.
Vena wstała, teraz już spokojnie, odpowiednio dobierając siłę do możliwości. Kiedy już stała, w miarę stabilni i pionowo, rozprostowała wszystkie kończyny i zaczęła się gimnastykować, aby rozruszać obolałe mięśnie. Po kilku minutach ich stan był w miarę zadowalający, więc wiedźma ruszyła swój obolały tyłek w kierunku jadalni. A po drodze były schody. To takie niebezpieczne miejsce, które potrafi zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. I doprowadzić człowieka do kurwicy jednocześnie. Reszty chyba nie muszę tłumaczyć. Była Vena, schody, potem huk i masa przekleństw.
Sara stała w tym momencie w kuchni i właśnie nakładała Rostanowi posiłek. na początku zareagowała panicznie, bo a nóż to Amira wywaliła się i trzeba jej udzielić pomocy?, ale kiedy tylko usłyszała znany jej głosy, zasłoniła usta dłonią, krztusząc się ze śmiechu.
Wiedźma ostatkiem sił doszła do kuchni i bez słowa posadziła się na jednym z krzeseł. Zielarka patrzyła ukradkiem na dziewczynę, próbując uspokoić się. Vena miała tak podły humor, że nie polecane by było drażnić ją teraz.
Dziewczyna nalała sobie soku, ze znajdującego się na stole dzbana i upiła porządny łyk. Odłożywszy szklankę, Zauważyła posiłek na talerzu. Od razu rozpoczęła konsumpcję, co chwila malasknąwszy sobie zdrowo.
-Idę dzisiaj do miasta, chcesz coś?- spytała wiedźma, kiedy tylko talerz został całkowicie pusty.
-Hmm... Tak. Cukier, mąkę, mleko, mak, może trochę pieprzu i na pewno parę ziaren...- zaczęła wyliczać zielarka.
-Stop, stop! Na karteczce mi wszystko napisz.- przerwała przyjaciółce Vena.
Wspólnie, dziewczyny szybko uporały się z brudnymi naczyniami.
-Idziesz ze mną?- spytała wiedźma maga. Nie doczekawszy się odpowiedzi, od razu dodała. -Jak chcesz możesz iść, jak nie to nie. Ja idę się teraz wykąpać, a za pół godziny będę czekać przy furtce.
Wiedźma uśmiechnęła się słodko, przekrzywiła lekko głowę i wyszła z kuchni. Przechodząc przez salon zabrała ze sobą torbę, wyszła na podwórko i udała się na tył domu. dzielnie przedarła się przez krzaki na krańcu działki, ściągnęła z siebie ubrania i w samej bieliźnie weszła do rzeki. Przez chwilę tylko tak stała, zanurzona po szyję w zimnej wodzie, rozkoszując się spokojem i ciszą. Zmrużyła leniwie oczy, a jej palce poruszały się w znanym sobie rytmie. Po chwili wąskie strużki wody zaczęły przelatywać cicho nad jej głową, tworząc coraz to nowsze i większe strumienie. W pewnym momencie dziewczyna znajdowała się w środku ogromnej kuli, której ścianami była rzeka. Wiedźma uśmiechnęła się zadowolona i pozwoliła wodzie wrócić do koryta, a sama wybrała się na brzeg, gdzie leżała jej torba. Wyciągnęła zeń mały ręcznik, którym wytarła się dokładni, a potem czyste ubrania, które na siebie włożyła. Spakowawszy brudne rzeczy, ruszyła w stronę furtki. Po drodze jednak zatrzymała się przy beczce, do której wrzuciła zawartość sakiew.
-Brudne. Trzeba umyć.- szepnęła do siebie.
Zarzuciła pustą torbę na ramię i szybki krokiem podeszła do furtki, gdzie czekał już na nią niedoszły mag.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Mag tylko uśmiechnął się pod nosem, kiedy okazało się, że huk wywołała wiedźma spadająca ze schodów. Jadł znacznie wolniej i w mniejszych porcjach od Veny, kiedy ta coś do niego mówiła, ten był akurat zajęty przeżuwaniem posiłku, oczywiście nie zdążył odpowiedzieć, gdy ta dodała następne zdanie i wyszła. Jakoś nie był zadowolony pośpiechem dziewczyny, tym bardziej jej propozycją, no, ale sytuacja wymagała, by ten pomógł jej w zakupach. W czasie, gdy ta się kąpała ten wyszedł z domu zabierawszy wcześniej swoje stare szmaty, które zniszczył podczas teleportu. Rzucił je trochę dalej na małej polance za jednym z domów. Rozłożył ręce i 'przywołał' ogień manipulując nim w powietrzu. Wyglądało to trochę jak pokaz sztucznych ogni, ale ten był prawdziwy, po paru sekundach zabawy ogień powoli opadł na szatę. Stworzył się czarny dym, a ogień powiększał się i poszerzał z każdym dmuchnięciem wiatru. Mag ponownie rozłożył ręce, a ogień przyjął stan cieczy i zamienił się lawę, która szybko zajęła się pozostałościami spalonego już ubrania, oraz trawą. Wysłannik szybko jednak ją opanował stworzywszy z niej okrąg, który powoli rósł, aż opadł i na miejscu została tylko czarna ziemia. Nie zajęło mu to długo, a zajęłoby jeszcze mniej, gdyby miał przy sobie kostur. No właśnie, kostur. Brać go ze sobą, czy nie? Zastanawiał się dobre pięć minut, zanim doszedł do wniosku, że bez kostura także potrafi się bronić, a dziewczyna kolejny raz pomyślałaby, że jest nieudolny. Wrócił do domu i poprosił zielarkę o kubek soku, ta jednak pokazała mu dzbanek, oraz szafkę, w której przechowuje szklanki. Musiał więc nalać sobie sam, tak też zrobił. Mimo, iż był spragniony pił powoli, po każdym, nawet małym łyku rozglądał się pod pretekstem do nabrania powietrza i znowu pił. Poszedł do swojego pokoju, gdzie postanowił poczekać na Venę, która mimo wszystko prosiła go o stanie przy furtce. Otworzył tam książkę, która zakurzona leżała na jednej z półek. Nie była ciekawa, opowiadała o artefakcie, który nawet nie istniał i o rasach, które dawno wyginęły. Przeszedł więc tak znudzony przed furtkę, podwijając po drodze rękawy. Niemal od razu spotkał przyszykowaną wiedźmę i ruszył z nią w kierunku targów - tak mu się przynajmniej wydawało, nie znał tego miejsca i to dziewczyna skierowała go tą drogą. Podczas drogi nie mógł już dłużej znieść tej ciszy, którą i tak miał w wieży i zagadał do dziewczyny:
- Nie wiem, czy zdążyłem się przedstawić, masz mnie pewnie za niezłego palanta.. Nazywam się Rostan. - Próbował posługiwać się polszczyzną ulicy, bo tak nazywał słowa typu palant, uważał, że tylko złodzieje używają takiego słownictwa i nie wiedział, czy przesadził.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Dziewczyna już miała przekraczać bramkę, kiedy z domu wybiegła zdyszana Sara. Wiedźma obróciła się na pięcie i spojrzała pytająco na koleżankę.
-Hmmm?
-A ona ma zostać?- wysapała zielarka, wskazując dom.
-Niech śpi.- odparła krótko wiedźma i razem z magiem udała się w stronę gęstszych zabudować.
Szli i szli w milczeniu, mijając coraz to nowsze i bardziej wymyślne domki, ich małe ogródki, kurniki, czy co to tam było. Zadko spotykali ludzi, w końcu miasto nawiedziła zaraza.
-Co?- spytała zdezorientowana, kiedy mag zadał jej pytanie, a ta go po prostu nie słuchała. Wysiliła więc swoje szare komórki, by przypomnieć sobie, po co chodziło.
-A! No tak..- przyznała niechętnie i uśmiechnęła się pod nosem.naprawdę niezłego! -Emm... Vena.- wyciągnęła rękę na znak powitania. -Co cię tutaj sprowadza?
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, powiadają. A co mi tam pierwszy! Już od dawna jestem na dziesiątym!
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Także wyciągnął rękę i złapał nią za tą, którą podała Vena. Poczuł niesamowitą delikatność, oraz płynące w ręce ciepło. Ostatni raz dotykał kobietę jako dziecko, w dodatku swoją matkę. Spodobała mu się delikatność, jaką niesie skóra kobiety, jednak nie mógł zbyt długo tak jej trzymać, więc jeszcze pocałował jedną z kostek i puścił dłoń dziewczyny.
- Vena.. - Powiedział i zamilkł, by zaraz dodać:
- Pierwszy raz słyszę takie imię, jest bardzo ładne. - Uśmiechnął się i natychmiastowo odpowiedział na pytanie wiedźmy.
- Sprowadza? Przypadek, nic innego. Ktoś, o sile podobnej do bożej zakłócił działanie teleportu w którym gniłem około dziesięć dni. Myślałem, że jeszcze dzień i rozerwie mnie, lub wyrzuci gdzieś na środku oceanu, ale pokazałem się razem z ogniem przed domem tej przemiłej zielarki. A Ty, a raczej was, co tu sprowadza? - Zapytał zaciekawiony.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Eeee....? Dzięki?- dziewczyna pośpiesznie zabrała rękę, od Rostana i dyskretnie przetarła wierzchem o spodnie. Nie była przyzwyczajona do tego typu zachowań. Owszem mieszkała kiedyś na dworze, ale była tylko córką stajennego. Nic więcej. I nikt nigdy nie całował jej po rękach, więc teraz była nieco zmieszana.
Uśmiechnęła się blado, kiedy mag pochwalił (?!) jej imię. W sumie do tego też nie była przyzwyczajona, więc pospiesznie opuściła głowę i zaczęła tępo wpatrywać się w bruk ulicy.
-Co ty tyle czasu robiłeś w teleporcie?!- zapytała przerażona. Jej mistrz mówił jej kiedyś, co to jest i do czego służy. Dziewczyna nigdy nie miała z takim ustrojstwem do czynienia, ale jakaś taka wewnętrzna intuicja mówiła jej, że dziesięć dni, to z pewnością za długo. Spojrzała pytająco na mężczyznę. -Dobra.. nieważne.- machnęła ręką, bo jednak zdała sobie sprawę, ze w niektóre rzeczy lepiej nie pakować nosa.
-Nas? Hmmm.. trudno powiedzieć...- niepewnie dobierała słowa. A nóż widelec, a to jeden z nich? Nigdy nie wiadomo! ostrzegał cichy głosik. -Mamy przesrane i uciekamy.- skwitowała krótko.
I znowu przez chwile szli w milczeniu. A może jednak Rostan coś mówił? Wiedźmę tak pochłonęły rozmyślania nad ostatnimi wydarzeniami, że nawet nie spostrzegła, kiedy dotarli do centrum miasta. Ocknęła się jednak, kiedy słońce schowało się za wysokimi murami. Potrząsnęła lekko głową, wyrywając się z letargu myśli i wskazała ręką północny kraniec placu.
-Tam powinien być targ. A przynajmniej mam nadzieję...- burknęła krótko i nie czekając na towarzysza ruszyła żwawym krokiem. Po paru metrach, zza rogu dobiegł ich hałas i szmer, ujadanie psów, skrzek kur i coraz głośniejsze nagabywania kupców. Vena spokojnym krokiem wkroczyła w sam środek tego harmidru i rozglądnęła zaciekawiona.
-Mam listę od Sary. Sama tez muszę kupić parę rzeczy. A ty? Potrzebujesz czegoś?- spytała maga.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Mag poczuł się niezręcznie. Tam, gdzie się wychowywał takie zachowanie było normalne, ale jak widać czasy się zmieniły. Mimo, iż dziewczyna nic nie powiedziała, to czuł, że popełnił błąd. Chciał też odpowiedzieć o incydencie z teleportem, ale wiedźma jakoś nie dała mu dojść do słowa, a potem powiedziała, że nie chce wiedzieć. Taka huśtawka humoru także trochę go zdziwiła, ale wolał to przemilczeć. Dotarli zaraz na targ. śmierdziało tu potem, czasem nawet gnojem. Było pełno przepychających się ludzi, zazwyczaj także brudnych. Pod nogami biegały kury za którymi biegał właściciel, a na stragany wskakiwały koty. Towar mimo wszystko wyglądał nawet przyzwoicie w przeciwieństwie choćby do ich sprzedawców, także brudnych. Vena akurat pytała Rostana, czy ten czegoś potrzebuje, ale chyba niedosłyszał. Nie dziwota, bo jeden z handlarzy krzyczał mu nad uchem o jakiejś promocji z jabłkami. Mag pomyślał, że wiedźma zapytała go, czy może jej pomóc, więc pokiwał głową i głośniej, niż zawsze zaakceptował propozycję jednocześnie patrząc na listę od Sary. Nie był fizycznie uzdolniony i bał się, że może polec niosąc zakupy. Wszedł między tłum i skierował się trochę dalej, na środek targu. Pomyślał, że będzie tam więcej ofert, niż na początku. Tu również śmierdziało, tylko, że tu dosłownie chodziło się po gównie. Oczywiście były to tylko zbyt duże wyobrażenia maga, który właśnie stąpał po zabłoconym sianie. Wysłannik rozejrzał się w około i oprócz paru szczurów, które wyjadały resztki w śmietniku zauważył grubszego mężczyznę, pochodzącego chyba z pustyni, bo bardzo opalonego. Krzyczał on o mleku ze zdrowej krowy, czy jakoś tak, a Rostan przypomniał sobie, że zielarka potrzebowała nabiału. Podszedł więc do straganu i zaczął rozmowę.
- Witam uprzejmie, ile za litr mleka? - Powiedział jak zwykle z klasą.
- Panie, po litrach nie sprzedajemy, hyc! - Mag nie zrozumiał za bardzo, zawsze kupował mleko na litry, dodatkowo handlarzowi odbiło się alkoholem, mag zasłonił nos, ale postanowił kontynuować rozmowę, by nie wrócić z pustymi rękami.
- Nie rozumiem, to po ile sprzedajecie? - Zirytowany zapytał, ale nie doczekał się odpowiedzi, gdyż handlarz chyba uciął sobie drzemkę. Mało go już to obchodziło i postanowił sobie zwyczajnie przywłaszczyć litr mleka, który leżał na straganie. Rozejrzał się wokoło, nikt nie zwracał na niego uwagi wszyscy byli zabiegani jak zawsze, Veny też nigdzie nie było widać, więc wziął napełnioną butlę, która miała może więcej niż litr i poszedł ponownie szukać wiedźmy.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Taaa... targi. To jest to! Jeżeli jesteś doświadczonym najemnikiem, poszukiwaczem skarbów czy kimś takim i właśnie przybyłeś do obcego miasta najlepiej od razu udać się na targ. Bo tutaj dowiesz się wszystkiego. Co prawda zawsze trzeba te informacje zbadać i zweryfikować, oddzielić od nich tę sławną koloryzację dodawaną przez przekupki i viola!
Wiedźma uśmiechnęła się szczerze i podreptała parę kroczków do przodu. Rozglądała się zaciekawiona dookoła, próbując namierzyć potrzebne jej rzeczy. Nie trwało to długo i po chwili dziewczyna dzielnie podeszła do jednego ze stoisk.
-Dzień dobry.- pogodnie rozpoczęła rozmowę.
-A dobry, dobry.- odpowiedział zarośnięty właściciel towaru. Wyglądał na kogoś z bardzo dalekich stron. Nie miał tutejszego akcentu, a i śmierdział nieprzyzwoicie. Wiedźma od razu rozpoczęła znaną sobie taktykę.
-Dużo tu dzisiaj ludzi.
-Ano dużo, dużo.- odparł krótki, bacznie się jej przyglądając.
-A zarazy już nie ma?- spytała zaciekawiona. No bo co w końcu kurczę blade? Miasto nawiedziła jakaś tajemnicza choroba, a na targu ludzie potykają się o siebie!
-A nie ma, nie ma. Jakiś mag ją wypędził.- odrzekł krótko i wyrwał dziwny przedmiot z rąk Veny. -Kupuje co?
-Ano kupuje, kupuje. Ale zaraz nie kupi jak jej ciągle będzie zabierał rzeczy!- odpyskowała i wyrwała handlarzowi to, co jeszcze przed chwilą oglądała. -Kompasu potrzebuję.
Straganiarz wyraźnie ożywił się na wzmiankę o możliwym zarobku i od razu stał się milszy. Dziwni ci ludzie... Odwrócił się do dziewczyny plecami i zaczął szukać czegoś w swoich skrzyniach, by po chwili pokazać jej nowiusieńki przyrząd nawigacyjny. Niezwykle ładny, zgrabny i ozdabiany złotymi kwiatami.
-No przecież nie będę na bal z czymś takim szła! -krzyknęła oburzona. -Daj pan coś normalnego!
Handlarz skrzywił się, ale posłusznie wyciągnął z toreb inny, stary, lekko pordzewiały, ale za to trwały i solidny.
-No. I taki od razu mi trzeba było dać.- burknęła, zabrała z dłoni handlarza przedmiot, a na ladzie pozostawiła odliczoną sumę pieniędzy.
Przez chwilę lawirowała pomiędzy straganami, próbując uniknąć spotkania z nieumytymi ludźmi i nie wdepnąć w gówno, ale było to niezwykle trudne zadanie. Rostan gdzieś się zapodział. Widocznie miał własne potrzeby. Wiedźma spokojnie oglądała wystawione na straganach przedmioty, by gdzieniegdzie dokonać transakcji i odhaczyć punkty z listy swojej i Sary. Po godzinie miała już wszystko czego potrzebowała. Zaczęła więc powoli wycofywać się z targowiska, szukając po drodze niedoszłego maga. Znalazła go przy jednym ze stoisk. Podeszła cichutko i złapała za ramię, obracając w swoją stronę.
-Masz już wszystko? A! I czy wracasz ze mną, czy nie?
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Mag nie odszukał wiedźmy,za to okrążył targ paręnaście razy. Po drodze kupił parę ciekawych rzeczy, całkiem tanich. o dziwo miał pieniądze w szacie, pewnie Sary. Przebrał się za straganem w bardziej wygodne, obcisłe ubranie zakupione u tkacza. Spodnie były nieco za szerokie w pasie, ale i z tym sobie poradził skórzanym pasem kupionym u handlarza znad przeciwka. Ruszył ponownie w stronę, w której widział ostatnio wiedźmę, chyba w tą stronę. Targ nie był aż tak duży, ale wszędzie było to samo i łatwo było się tu zakręcić, czasami było tak, że mag dopiero po trzecim okrążeniu spostrzegł, że wcześniej już widział tego sprzedawcę. Tak więc ubrany bardziej miejscowo wydał ostatnią monetę na torbę, małą, ale poręczną. Udało mu się wcisnąć tam białe szaty, które dostał od zielarki. Po drodze zahaczył jeszcze o stragan z ozdabianymi mieczami, chętnie by jakiś kupił, ale nie miał już monet. Vena znalazła wysłannika przy straganie, ten po zapytaniu kiwnął potwierdzając głową i udał się za nią.
- Dziś ma Cię odwiedzić ten kapitan straży, może pomoże Ci z tym artefaktem, o którym mówiłaś? - Zapytał idąc obok dziewczyny.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-A! Tak! Gared!-dziewczyna zamyśliła się ponowie i dopiero po chwili dotarły do niej słowa maga. -A tak poza tym, to jeszcze nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie.- zwróciła mu uwagę i uniosła lekko brwi.
Na straganie, który właśnie mijali jakaś stara kobieta siłowała się z pewnym, wytatuowanym osiłkiem. W dodatku bezzębnym. I jeszcze wygrywała! No coś takiego rzadko się widuje!
Wiedźma uśmiechnęła się pod nosem i po chwili znowu wpatrywała się intensywnie w Rostana.
-Co... Co ty tu masz?- wskazała ręką na butelkę mleka. Spojrzała pytająco, by zaraz dodać: -A po co ci mleko?
Zablokowany

Wróć do „Efne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości