Błyszczące Jezioro[Nad Błyszczącym Jeziorem]Demon, Anioł no i Diabeł.

W wodach Błyszczącego Jeziora mieszkają Strażniczki. Małe istotki mierzące dwa cale. Swoje miasto mają w jego głębinach. Są niezauważalne dla ludzkich oczu. To ich połyskujące ciała nadają błyszczące kolory wodom tego jeziora. Na środku znajduje się tez niewielka wyspa cała porośnięta gęstą roślinnością, mity mówią że gdzieś na tej niewielkiej wyspie znajduje się tajemniczy portal prowadzący wprost do lasu Jednorożców.
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

[Nad Błyszczącym Jeziorem]Demon, Anioł no i Diabeł.

Post autor: Fergus »

Karczma "Nad Błyszczącym Jeziorem" nie należała do najlepszych przybytków w Alaranii. Wykonana z grubo ciosanych bali i słomianego dachu była tylko jednym z wielu punktów postojowych dla skracających sobie podróż kurierów, chcących napoić konie i zapić czymś suchość gardła podczas podróży. Położona z dala od szlaków, sama skazywała się na pustki, gdyby nie tłumy kłusowników i myśliwych, polujących nielegalnie wokół Błyszczącego Jeziora na rzadkie okazy ryb i ssaków. To właśnie dla nich powstał ten skromy, próchniejący zajazd. Dla nich i dla każdego, kto zgubił się na Równinie. Fergus Sugref niewątpliwie należał do tej drugiej grupy. Wpłynąwszy na teren jeziora, z początku nie umiał się odnaleźć. Jeszcze kilka dni temu dryfował na Oceanie Jadeitów, a raczej przecinał ocean slalomem, wykorzystując swoje nadnaturalne zdolności do sterowania swoją prowizoryczną tratwą, zbitą z kilku pni i wyblakłych na słońcu lin. Napotykane przez niego sztormy zmuszały go do omijania ich szerokim łukiem. Czasami diabeł zawracał lub przedzierał się środkiem, ale wróżyło to rychłe zakończenie podróży, bo w końcu kilka bali to za mało, by sprostać kilkumetrowym falą. Nie mniej jemu się udało i gdy ujrzał ląd, wraz z nieznaną mu rzeką, prowadzącą w jego głąb, marynarz nie zastanawiał się długo i przyjął ten kurs, mając nadzieję, że rzeka doprowadzi go do cywilizacji. Niestety czekała na niego długa i wyczerpująca podróż przez równinną pustkę w palącym słońcu, bez żadnych ognisk na majaczącym horyzoncie. Aż do czasu, kiedy rzeka zrobiła się szersza, woda płynęła na wyższych obrotach, a pierwsze ryby zaczęły majaczyć pod jej taflą. Niesiony jak do tej pory przez los, Fergus ucieszył się na myśl o końcu podróży, a widok drewnianej chaty na skraju jeziora przyjął z otwartymi ramionami. Bez zastanowienia porzucił "statek" i wyskoczył za burtę, chcąc rozruszać mięśnie w przeprawie do ukrytego w trzcinach molo.

- Piwa! - zawołał przy barze, kiedy znalazł się już w środku chaty, która ku jego zaskoczeniu okazała się karczmą. Barman, choć widok czerwonoskórego mężczyzny w przemoczonym, marynarskim płaszczu i rogach na czole mocno go zdziwił, nie zadawał zbędnych pytań, podał Fergusowi antałek i odprowadził go wzrokiem aż pod sam kominek.
- Zimno! - zaklął w duchu, siadając na podłodze przed kominkiem i pocierając dłonie. Kąpiel z samego rana nie była najlepszym pomysłem, ale zważywszy, że ostatnią energię na korzystanie z magii Fergus wykorzystał na uciekanie żywiołowi wody, musiał skorzystać z tradycyjnych metod, by dostać się na brzeg. Teraz siedział tak, skulony, przed kominkiem z antałkiem piwa pod prawą ręką, za nic mając ciekawskie spojrzenia nielicznych gości.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Francine przez długi czas pędziła bez przerwy konia gnając na oślep przed siebie. Sama właściwie nie chciała wiedzieć, gdzie jest, jakie miejsca omija i ostatecznie do dokąd trafi. Najważniejsza dla niej była w tym momencie ucieczka a najlepszą formą ucieczki jest niewiadoma. Łatwiej bowiem zostać odnalezionym, gdy ktoś jest w stanie przeanalizować, w którą stronę możesz zmierzać, a galopując na kobyle nie patrząc co i jak stanie się to o wiele trudniejsze. Musiała odciąć się od Fallona, porzucić leśne łuny, porzucić swoje życie ze względu właśnie na las… oraz samego opiekuna. Cały więc czas smagała swego konia w sposób bezlitosny. Nie było bowiem tu miejsca na uprzejmości, ponieważ jest poszukiwana przez grupę durnych wieśniaków. Właściwie nie miała już do końca pewności czy aby nie porzucili gonitwy za nią. Baldrick mówił bardzo szybko, chociaż szczegółowo, jak na powstałe warunki. Im zależało tylko na tym by ją wygnać, a jej na tym by nie spalić lasu. Zniszczenie go oznaczało śmierć Fallona.
        Lou aż ukuło w sercu i jeszcze raz pacnęła w koński zadek by zwierzę przyspieszyło, chociaż i tak już zionęło ducha. Rozwścieczony koń zarżał. Stanął gwałtownie, ale demonica nie dając za wygraną uderzyła o jego boki nogami. Koń zupełnie jakby dostała w twarz, zerwała się na tylne kopyta i zrzuciła swego jeźdźca. Nemorianka upadła zaskoczona na ziemię idealnie kierując się barkiem o ziemię. Zawyła boleśnie i przeciągle, po czym przewróciła się z sykiem na plecy.
        - Ach! Ała! Rwa mać! – jęczała zaciskając z bólu powieki. – Co za durna kobyła!
        Wyzywała, ale ów kobyła jeszcze bardziej urażona zamachnęła kopytami trącają Francine błotem. Deszcz uderzał o ich odsłonięte ciała. Przez kilka dni nie miała gdzie za bardzo się skryć, gdyż wybiegła na równinę praktycznie gołą w drzewa lecz bogatą w rozległe pola i trawy. Strąciła z policzka błoto ręką, która nie ucierpiała. Westchnęła spoglądając w bure niebo, chociaż już po chwili przechyliła głowę na bok udręczona spadającymi kroplami.
        Usta dziewczyny wykrzywiły się z samozaparcia. Nie chciała pęknąć emocjonalnie. Przecież to tylko głupi elf został w lesie, debilny tłum chciał jej… Hah! Jej coś zrobić! Co za kpina! A koń… Koń to tylko zwierzę bez tak zdolnego umysłu, nawet nie sięgał inteligencją tym poczwarom na dwóch nogach z Alaranii. Wszyscy wart tyle samo.
Francine zagryzła usta, zacisnęła powieki. Przecież to tylko głupi świat.

        Po tym, jak dni stały się cieplejsze, a ona nieco ugasiła swój wściekły charakter, postanowiła zadziałać w jakiś rozsądny sposób lub też przynajmniej mieć jakiś plan. Z plecaka wyjęła kilka męskich ubrań oraz bandaż. Bark wciąż niemiłosiernie ją bolał. Jakiś żart! Żeby koń ją tak urządził!
        Korzystając z faktu, że faceci mają łatwiej w życiu zabandażowała odpowiednie miejsca na swoim ciele by następnie założyć męskie odzienie. Luźne i proste spodnie kończyły się nieco za dużymi dla Francine butami. Niemniej jednak ukryła ten mankament wypychając odpowiednio przody obuwia sięgającego niedaleko powyżej kostki. Aby spodnie nie zlatywały jej z tyłka wykorzystała prostą pomoc szelek, które chociaż niekomfortowe, szczególnie dla jej i tak już zaciśniętego biustu, skutecznie trzymały co trzeba. Na wierzch zarzuciła kremową koszulę, o dziwo nie za dużą, a w sam raz oraz czarny płaszcz z kapturem zapinany na ozdobny pasek. Poprzednie obłocone kreacje postrzępiła na odpowiednie skrawki by móc utkać z nich temblak. Były już tak zniszczone i pozbawione kobiecości, że prędzej posądzono by ją o biedę niżeli bycie płcią piękną. Włosy bardzo mocno upięła i schowała pod rozlazłym beretem, który wszystko trzymał. Teraz wyglądały zupełnie niczym młodzieniec z pobliskiej wioski szczególnie, że w tej mrocznej kreacji znalazło się miejsca dla podróżnego, małego plecaka, z którym uciekła z chatki Fallona. Szczęście w nieszczęściu, ze los obdarował ją takim ciałem i głosem, że mogła sprawnie udawać mężczyznę.
        Koń stał się o wiele bardziej posłuszny, gdy Lou przestały targać emocje. Przez kolejny czas wlekli się bez celu, nieco już wygłodniali i zmęczeni. Zbawieniem więc okazała się karczma. Nieważna była jej nazwa czy też stan, ale sam fakt istnienia. Odetchnęła z ulgą. Kobyła się napoi, odpocznie i będą mogli ruszyć dalej. Gdy już załatwiła co trzeba na zewnętrz mogła wkroczyć do tawerny z nadzieją, że nie będzie tam piekielnie drogo.
        Ceny okazały się dosyć przyzwoite. Kaptur w połowie zasłaniał głowę przybyłej. Nie wkroczyła ze strachem czy wątpliwością, nikt więc nie zwrócił na nią uwagi. Nie aby faktycznie czuła się jak u siebie, ale ludzie to spostrzegawcze istoty. Nie chciała zebrać żadnego łomotu za bycie ciotą i chłystkiem bez doświadczenia. Faceci może i łatwiej w życiu mieli, ale bezsensownie się w tym świecie ze sobą tłukli. Lou wolała uniknąć wyzwań czy też rzucania rękawic, szczególnie, że zwichnęła prawy bark. Potyczka w takim stanie była walką z wiatrakami. Wyłącznie jeszcze większa i bardziej nic nieznacząca klucha w życiu chciałaby z nią się zmierzyć. Francine nie lubiła przegrywać. Była urodzonym zwycięzcą, który nie potrafi odnieść porażki, ale nawet taka wygrana nie dałaby jej żadnej satysfakcji. Była to więc dla niej walka z góry po prostu żałosna. Kaprys kobyły okazał się więc idealną przykrywką do nieprzyjmowania wyzwań.
        Swoje zwichnięcie jednakże ukrywała pod płaszczem sięgającym łydek. Zbliżyła się do lady i w pierwszej chwili chciała zamówić zaparzoną miętę lecz przymknęła usta wycofując głowę. Czy jeżeli teraz zamówi zwykłą herbatkę to nikt nie zwróci na nią uwagi?
        „Szlag” – mruknęła w myślach z niezadowoleniem.
        - Piwo… Poproszę piwo z goździkami. – Zwróciła się do karczmarza, ale zupełnie jakby dostała karę a nie miała rozkoszować się wolną chwilą w podróży. – I jajecznicę… Ale taką tłustą na boczku i z cebulą – dodała ciągnąc wciąż mały entuzjazm.
        Nie rozglądała się po gościach w karczmie. Wolała nie spotkać żadnych oczu, żadnych domysłów, nikim się interesować czy w ogóle do kogokolwiek odezwać. Chciała pozostać anonimowa, zwykła, zatopiona w tłumie robactwa jakim byli mieszkańcy Alaranii.
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fergus »

Siedząc tak przed kominkiem, w którym wesoło trzaskał ogień, Fergus przestał zwracać uwagę na otaczający go świat i migające w nim postacie. Wszystko, co go teraz interesowało to czerwono-pomarańczowy jęzor tańczący nad czarniejącym drewnem. Choć prosty i mało oryginalny motyw, zadawał się pochłaniać młodego diabła do reszty, któremu przypomniała się Piekielna Czeluść i lata spędzone na beztroskim życiu. To, jak razem z przyjaciółmi napadał na innych lub wdawał się w bójki z innymi diabłami, wywołało na jego twarzy szyderczy uśmieszek. Nikt nie rabował tak jak on i nikt chyba nigdy mu nie dorówna. Jako jeden z niewielu Fergus władał wszystkimi czterema żywiołami, co dawało mu znaczną przewagę nad innymi. Nie raz groził komuś zawaleniem się domu, a gdy haracz został spłacony i tak to robił, choćby przez wzgląd na czystą ciekawość. Inną formą jego rozrywki było podtapianie, czego diabły na prawdę nie znoszą, bo ich domeną był Ogień. Mimo to w oczach młodego żartownisia-bandyty była to doskonała zabawa. Do czasu, kiedy Książę Piekła uznał jego wybryki za szkodliwe jego rasie, wygnał Fergusa do Alaranii i nakazał mu nauczyć się szacunku do własnych braci. Z początku chłopak nie wiedział co o tym wszystkim myśleć: w końcu postępował zgodnie z grzechami, które go stworzyły. Fałsz, spryt, pycha to były jedne z nich, dlatego nic w tym dziwnego, że Fergus łgał, wychodził z tarapatów na różne sposoby i nie zwracał uwagi na krzywdę innych, chwaląc się swoją pracą i dziękując za "pochwały". Ale cóż... stało się i nikt nie mógł chwilowo tego zmienić. Nikt, oprócz Fergusa Sugrefa, ale jemu chwilowo się nie chciało. Wyrywając się z zadumy młody diabeł potrząsnął głową, poprawił włosy i zerknął na antałek piwa.

Opróżniają go w kilka minut i przyjmując ciepło, jaki dał mu alkohol, Fergus popatrzył przymrużonym wzrokiem po lokalu. Goście wchodzili i wychodzili, ubrani w długie płaszcze z kapturem i z przeróżną bronią pod ręką. Wśród nich diabeł rozpoznał dzidy, harpuny i proste wędki, a także dmuchawki na strzałki usypiające i te z trucizną. Jednym słowem - cały asortyment kłusowników, za nic mających sobie królewskie prawo i zakazy. A to właśnie przez nich tez zawód stał się tak opłacalny i popularny. Wcześniej jeleń to był jeleń i za jego mięso należało się kilka srebrnych orłów. Teraz, wiedząc, że jeleń należy do jakiegoś króla, samo poroże jest warte mieszek złotych monet. Oczywiście jeśli cię nie złapią i nie powieszą. Do tej roboty trzeba mieć jaja, pomyślał diabeł, przesuwając wzrok na boczne stoliki, przy którym dostrzegł obraz kompletnie nie pasujący do tego miejsca.

Chłopiec, prawdopodobnie w wieku podlotka, w za dużym płaszczu siedział przy stoliku, dziękując karczmarzowi za podane piwo i parującą jajecznicę. Jego prawe ramię zdobił prowizoryczny temblak, co nie uszło uwadze Fergusa, ani to, że nieznajomy przebiera nogami, jakby jego buty były albo za małe, albo za duże. Bez większej zachęty, czy odmowy, diabeł poderwał się z ziemi i ruszył w jego kierunku, pstryknięciem palców zapalając jedną z pochodni na palu obok, by jej płomień ogrzał mu plecy.
Oczywiście na ten pokaz nikt specjalnie nie zwrócił uwagi, tyle co, że czarujący był czerwonym małpoludem z ogonem i rogami na czole, ale tacy zdarzali się w Alaranii równie często co deszcz, więc ekscytacja była zerowa.

- Kto cię poturbował? - zapytał od znudzenia Fergus, wskazując na świeży kurz, świadczący o tym, że młodzieniec musiał złamać rękę całkiem niedawno.
Awatar użytkownika
Luminea
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniona - z Anielicy Światł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Luminea »

        Luminea prawie skakała z podniecenia. W końcu opuszczała dom, aby wykonać pierwszą misję. Sama do końca nie wiedziała czego się spodziewać. Mimo że znała podstawy o tym świecie. Ruen to waluta, dominującą rasą byli ludzie, piekielni to bezmyślne potwory, elfy są wysokie i tego typu. Nie znała jednak zwyczajów, charakterów istot tam żyjących. Trochę ją to przerażało, trochę podniecało, a trochę niecierpliwiło. Może będzie w końcu traktowana jak szlachetna istota, a nie wyrzutek-sierota. Na tę okazję wypożyczyła od starego wojownika solidną szablę. Dobry, solidny kawał żelaza. Nie był zaklęty, ale na pewno nie pęknie od spotkania jakiegoś magicznego oręża. Pochwę podwiesiła na metalowym pasie, tak żeby nie krępował ruchów. Zabrała ze sobą jeszcze mieszek z jako-taką sumą pieniędzy. Ubrała by coś bardziej odpowiedniego niż te "szaty" ze zdobieniami, gdyby miała coś innego. Ten zestaw miała podobno ze sobą gdy pojawiła się w planach niebieskich. Trochę czekać musiała aż będzie na nią pasować. Na szczęście tutaj złoto nie ma dużej wartości. Za to w Alaranii to wartościowy kruszec.

        Zwykle to rodzice wydają pierwszy rozkaz młodemu aniołowi. W tym przypadku trzeba było dokonać jednak odstępstwa od reguły. Rozkaz wydał jeden ze sług pana, wysłany by przekazać informacje przed zejściem na Ziemię. Przekazał on, iż jej nowym celem wydanym przez wszechpotężnego i litościwego Pana i zbawiciela rodzaju ludzkiego i innych ras zamieszkujących Alaranię wskazując im drogę do zbawienia wiecznego, które już stawało się nudne i już wolała by sama domyślić się co robić. Po wymienieniu boskich tytułów wykutych przez przynajmniej dziesięć tysięcy lat przeszedł do rzeczy. Miała odnaleźć osobniczkę zwaną Francine Lou de Brii i nawrócić ją na wiarę w "jedynego i sprawiedliwego". Do poszukiwań otrzymała naszkicowany z mikroskopijną precyzją portret, niedokładną lokalizację oraz ogólny opis aury.

         Trzymając kapliczki przeniosła się w strumieniu światła do świątyni w mieście zwanym Meot. Wnętrze świątyni nie różniło się zbytnio od ojczyzny. Wszędzie czuć było przytłaczającą moc i miłość Pana wobec poddanych. Powitała różne bez-skrzydłe postacie modlące się i odprawiające jakiekolwiek formy czci. Wszyscy zachowywali się jakby sam Bóg zszedł na ubitą ziemię. Ją interesowało jednak co kryje się za zamkniętymi drzwiami. Otworzyła je z wielkim rozmachem i aż dech jej odebrało. To było jak całkiem inny świat. Tyle kolorów, ludzi, ubrań, zapachów, wszystkiego! Nabrała w końcu dech w piersiach i ruszyła odkryć co nowego niesie świat. Parę godzin spędziła po prostu przechadzając się po uliczkach, rozmawiając z chętnymi ludźmi, czy jedząc egzotyczne potrawy. Tyle tego było że już bała się że pieniędzy nie starczy! Tyle różnych styli architektonicznych! Proste, solidne czerwone budynki emanujące stabilnością! Symetryczne i zdobione gdzie tylko możliwe pałace! Biblioteki, jarmarki, koncerty! Z kroku na krok serce coraz bardziej jej przyspieszało. Już w głowie jej się kręciło, gdy przypomniała sobie o zadaniu. Gdyby za długo tu zasiedziała to kobieta już dawno by odjechała i tyle po nadziei w nową anielicę. Z pełnym brzuchem, klekoczącym sercem, bólem głowy i głową pełną emocji wyleciała w kierunku kobiety.

        W powietrzu uspokoiła się trochę i szok minął. A przynajmniej wydawało jej się że to szok, to uczucie było dziwne. Może rozchorowała się od tej surowej ryby? Ale to już minęło, więc nie zaprzątała sobie za bardzo tym głowy. Wyciągnęła z sakwy poskładaną mapkę z przypuszczeniem gdzie może znajdować się Francine. Ostatnie pewne miejsce to był las na Równinie Maurat. Nagle jednak wyjechała gdzieś na południe. Najbliższym charakterystycznym punktem było Błyszczące Jezioro, więc postanowiła się tam udać. Może tam była, może już odjechała, a może zmieniła w którymś momencie kierunek. Mimo wszystko, lepsze to niż nic. Tak szybując sobie i podziwiając krajobraz zaczęła zastanawiać się nad tym zleceniem. Jeśli to jej pierwsza misja to czemu miała od razu nawracać kogoś? Wydaje się to trochę trudne. W ogóle, czemu ma szukać uciekinierki? Z tego co posłannik jej naopowiadał wyszło na to, że nagle coś zmusiło ją do ucieczki w jakimś kierunku. Znana trasa nie pokrywa się z żadną główną drogą.

        Rozmyślając tak w oddali zamajaczyło jej ogromne jezioro. Tak dużego zbiornika wodnego nie widziała jeszcze nigdy. Przyspieszyła lot wypatrując jakiejś oznaki życia. Zauważyła w końcu jakąś chatę. Może ktoś w środku wiedział gdzie szukać nieznajomej? Podleciała do budynku, nad wejściem którego wisiała tablica "Nad Błyszczącym Jeziorem". "Kto nie ryzykuje ten traci." Otworzyła drzwi do przybytku i stanęła w wejściu. Bardzo dyskretne wejście przyciągnęło uwagę prawie wszystkich obecnych w karczmie. Twarz Lum zakwitła jak kwiat czerwonej róży na słonecznym polu. Albo jak burak, kto co woli. Goście w pomieszczeniu nie wyglądali jak definicja dobrego obywatela. Zdecydowała że powinna zgrywać twardą, żeby nie zabrali ją przypadkiem do krzaków czy w inne ustronne miejsca wbrew jej woli.
- Hej, na co się tak gapicie!? Oczy mam tutaj! - zakrzyknęła do grupy.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Francine zdrową rękę ułożyła na ladzie czekając na zamówienie. W rzeczywistości, jako nemorianka, nie potrzebowała ani jeść, ani pić, ale te dwie proste czynności niosły ze sobą korzyść wynikającą z codzienności, a było to dokładnie siedzenie.
        Tak, zwykłe usadzenie zadka na krześle i po prostu wpatrywanie się przed siebie w jeden punkt. Zgiełk toczących się rozmów zagłuszał własne myśli, ale aby wtopić się w tłum ludzi nie mogła przyjść do karczmy sobie posiedzieć. Tłusta jajecznica nie przyniosła odrobiny satysfakcji, ale chociaż piwo nabierało jakiegoś smaku w życiu. Pochyliła się więc nad posiłkiem i stukała widelcem o talerz dziabiąc to cebulę, to ścięte białko powstrzymując się od kolejnych kęsów. Żarcie tego typu chociaż niepotrzebne dla jej organizmu powodowało jakieś skutki, a na ból brzucha nie chciała się pisać. Skromnie więc ugniatała sztućcem jedzenie przywiązując większą uwagę do piwa. Poza tym strasznie trudno jest jeść lewą ręką, gdy jest się praworęcznym!
        Gdy po raz kolejny kawałek jajka spadł z widełek, ona usłyszała głos obok siebie. Z początku nawet nie zareagowała, ale krótko trwająca chwila ciszy zmusiła ją by spojrzeć to w jeden, to w drugi bok by odnaleźć towarzysza.
        Wyostrzyła na niego wzrok. Miał czerwoną skórę oraz niepokojące rogi. Lou nigdy na oczy nie widziała takiej istoty. Mogła o takich typach wyczytać tylko z elfickich opowieści, a tak się składało, że o diabłach czy aniołach coś tam napisano. Duża część wiedzy o światach powstałych na łuskach Prasmoka jest faktycznie ujęta na wielu zapisanych stronach ksiąg. Mimo, że zdecydowanie preferowała literaturę w postaci poezji to nie szkodziło jej wiedzy, bowiem i w wierszach znalazło się miejsce dla rogaczy.
        Wygięła nieprzyjemnie usta. Nie była zadowolona z kilku powodów. Pierwszym z nich było to, że przerwano jej wyłączenie myśli. Drugie brak zachowania anonimowości, trzecie – nie wiedziała czy diabeł opisany w książce jest taki sam z zachowania czy też różni się w rzeczywistości, a Lou nie lubiła niepewności. Wielbiła się w kontrolowaniu sytuacji, jak nikt inny.
        Jeszcze tylko dla pewności spojrzała na wybity bark, jakby chciała się upewnić, że niestety zadał o to pytanie, ale jak chciał zagadać to o cóż tez lepszego mógł spytać?
        Nie była do końca przekonana, co powinna mu odpowiedzieć, ale zamiast zmyślać postanowiła powiedzieć choć grosz prawdy. Skierowała więc ponownie oczy na swojego rozmówcę, po czym powiedziała:
        - Mały spór z wierzchowcem – wyznała niechętnie.
        Właściwie w to mógł uwierzyć każdy. Nawet ona, bo przecież wyglądała jak szczyl bez doświadczenia więc raczej nie posądzi ją o kłamstwo.
        - Czasem się nie da dogadać… - dodała widząc wspomnienie tego paskudnego upadku.
        Wtem do karczmy wkroczyła postać całkowicie odbiegająca od klimatu karczmy. Piękna, lśniąca kobieta wyglądając obecnie niczym perła na dnie czarnego oceanu, mimo czarnych skrzydeł. Sama Francine odruchowo spojrzała na „oczy” znajdujące się nieco poniżej twarzy anielicy. Pierwsze wyjście poza obręb lasu a ona spotyka na swej drodze pierwszy raz diabła i anioła. Los kpi sobie z niej pełnymi garściami.
        Demonica wyraźnie się speszyła. Chyba właśnie podjęła decyzję o tym by wyjść z karczmy, ale w drzwiach nadal stała ta przeboska zesłanka Planów Niebiańskich. Nie uznawała tego oczywiście za ucieczkę, po prostu po tej bandzie wieśniaków na prawdę nie miała ochoty na towarzystwo ani na te tłustą i paskudną jajecznicę.
        Odwróciła głowę w stronę lady myśląc o tym jakby tu wywinąć się z całej sytuacji. Przecież nic złego nie zrobiła, ale chyba w sercu Francine wciąż kryła się niepewność usiana ucieczką. Zupełnie jakby bała się, że teraz każda rozmowa skaże ją na kolejną nienawiść tłumu.
        - Wyznam, że nie spodziewałem się takiego towarzystwa – wytłumaczyła nie wiedzieć czemu Lou. O dziwo nawet głos miała przychylny dla młodzieńca. – Z tego, co dane było mi wyczytać o czerwonoskórych rogaczach oraz skrzydlatych ludziach to trudno będzie chociażby zjeść. Wszak trudno teraz o spokój – powiedziała w głos ciekawa reakcji diabła. Może teraz zaczną się ze sobą tłuc? To byłoby jej zdecydowanie na rękę. Umknie niezauważona w chaosie sporu.
Awatar użytkownika
Luminea
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniona - z Anielicy Światł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Luminea »

- He he! - zarechotał jeden z łowczych, wnioskując po łuku. - Chyba panienka się zgubiła! Przysiądź się do nas, z chęcią pomożemy wspólnie znaleźć drogę powrotną...
- Weź ją zostaw Olaf! Nie widzisz że to anielica? - Odezwał się dosyć młody chłopak z dziewiczym zarostem. Ten w przeciwieństwie do poprzedniego osobnika robił pozytywne wrażenie. - Jak dalej będziesz tak się odzywał to cię przeklnie czy coś...
- "Czy coś"! HA! Ale strachliwy się znalazł! - Olaf z rozbawienia kręcił głową i tłukł kuflem w stół. Odwrócił się po tym do anielicy. - No przyznaj paniusiu, no co mi zrobisz? Zabronisz wejścia do nieba? Wyrośniesz rogi na głowie? Ja tam gniewu boskiego się nie boję!
Ill już miała dość tego Olafa. Niby to nic takiego, normalnie zbyłaby go jakimś prostym tekstem dla prostych ludzi. Teraz jednak czuła straszną chęć pozbycia się go na dobre. Nie pasowało to do niej, wiedziała o tym. To było jednak uczucie porównywalne do zachowania młynu wodnego. Gdy strumień jest normalny, woda swobodnie się przelewa, a część impetu wchłaniana jest przez koło do zasilania czego tam sobie żywnie zapragniesz. Gdy przypływ przekroczy jednak przewidzianą moc woda szerzy się na wszystkie strony, dokonuje zniszczeń niezabezpieczonych miejsc i uszkadza sam młyn. Przydatny żywioł zamienia się w czystą destrukcję.
- Co ci zrobię? Nic takiego... Tylko złamię cię w połowie, wybebeszę od środka, odkroję każdy palec osobno i wyrzucę wilkom na pożarcie. - nie była dobra w wymyślaniu gróźb, ale czerwone jak ogień źrenice i gorętsza atmosfera zrobiły swoje. Olaf ucichł i po chwili wpatrywania się nawzajem w oczy odwrócił się z powrotem do kompanów.
Podeszła do szynkwasu i ognista aura od razu minęła za sprawą jednego spojrzenia. "Tylko nie to... Czerwona skóra, rogi, ogon, obrzydliwa kozia bródka. To musi być piekielny. Nawet bez wysilania się czuję jak jedzie od niego siarką. Ja nie mogę, co jeszcze spotka mnie w tej karczmie?"
Dosiadła się do piekielnego, rozmawiającego z jakimś chłopcem. Jego twarz była co nieco podobna do tej z rysunku, ale szukała kobiety, a nie chłystka jakiegoś. Ważniejszą sprawą był jednak ten diabeł. Nie wiedziała za bardzo co teraz zrobić. Wyzwać go do pojedynku przed karczmą? Egzorcyzmować magią dobra? Postanowiła na razie porozmawiać. Może niedługo rozejdą się w swoją stronę i oboje zapomną o całej sprawie? W sumie on mógł ją zaatakować pierwszy. Nie powinna spodziewać się niczego innego po tej dzikiej bestii.
- Ekhem... Ja jestem Luminea, a ty? Chcę tylko porozmawiać, nie mam zamiaru z tobą walczyć. Przynajmniej na razie... - zagadała pierwsza do czerwonoskórego. Postarała uśmiechnąć się naturalnie i oparła głowę ręką o blat. Może mogła wyjść nawet wyjść tego z profitem. "Jak by tu do niego zagadać? O czym mogą rozmawiać piekielni...? O poświęcaniu kóz?"
- Co sprowadza cię na ziemię? Widok piekielnego to dosyć rzadki widok, pewnie na równi z aniołem. - Poprawiła sobie szablę przy boku, na wszelki wypadek.
- Ja poszukuję niejakiej Francine Lou de Blum. - Wyciągnęła kartkę z ukrytej kieszonki. - Przepraszam, Francine Lou de Brii! Dziwne nazwisko... Tak czy inaczej, słyszałeś, żeby niedaleko przejeżdżała? Muszę z nią pilnie pomówić. Tylko nie myślże chcę się z tobą przyjaźnić! Nie zabiję cię na miejscu, bo nie chcę, żeby przypadkiem gdzieś uciekła, słysząc o burdach w tej okolicy.
Ostatnio edytowane przez Luminea 7 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fergus »

- Wierzę - powiedział diabeł z lekkim rozbawieniem, pocierając dłonie. - Chyba nie mam innego wyboru, ale wybacz moją ciekawość, co młodzieniec taki jak ty, robi w miejscu takie jak to? I to ze złamaną ręką... chociaż nie, czekaj. Nie odpowiadaj. Jak się nad tym zastanowić to mało mnie to obchodzi.

Następnie Fergus odsunął krzesło od stołu na odległość metra i przeciągając się jak niedźwiedź po zimowym śnie, zarzucił na blat nogi, jednocześnie pstrykając palcami na karczmarza, by ten podał mu drugi antałek. Piwo było jednym z jego ulubionych trunków, dość słabe, by się nie upić i jednocześnie na tyle mocne, by rozwiązać język i mieć jakiś pretekst do zaczęcia rozmowy. Z trzeźwym nie da się gadać, powtarzał sobie podczas tych kilku lat na kontynencie, podczas których odwiedzał karczmy i tawerny. Ich goście pili, by zapomnieć o zdradzie, dawnej miłości, czy wojnie. Albo o tym, że mieli pieniądze w kieszeniach. Fergus nie raz pił z ludźmi, a potem ich okradał, stąd wiedział, że alkohol to najlepszy sposób na zaczęcie znajomości. Przy piwie nie ma "nieznajomych", po kuflu lub dwóch wszyscy mówią sobie na TY. Jednak widząc stan w jakim był chłopak, diabeł postanowił poprostu przełamać lody. Skoro już się dosiadł, nie wypadałoby odejść.
- Skąd przybywasz? - zapytał, lecz po chwili jego wzrok spoczął na drzwiach, w których stanęła piękna niewiasta.

No, no... pomyślał Fergus, zawieszając wzrok na sylwetce anielicy, a dokładniej na jej oczach i wypukłościach. Chociaż pierwszy raz widział anioła na oczy, zdarzyło mu się o nich czytać. Uważał, że opis tych istot, szczególnie kobiet jest mocno przesadzony, kiedy jednak ujrzał nieznajomą, odszczekał w głowie wszystkie słowa. Poruszała się z wielką gracją, jej ruchy były płynne i pełne wdzięku. Zahipnotyzowany Fergus przestał zwracać uwagę na otoczenie, do czasu, kiedy anielica dostrzegła jego, skromną osobę i podeszła do stolika.
- Nie wiem o czym mówisz - rzucił na szybko chłopakowi, a potem uśmiechnął się szeroko do skrzydlatej piękności.

- Przykro mi, piękna - zaczął, puszczając do niej oczko. - Żadnej Francine nie znam i nie widziałem, a ty jesteś jedyną kobietą, która przyszła tu w najbliższym czasie... pomijając brudasa w rogu - dodał, wskazując ruchem głowy na mężczyznę, który docinał anielicy, gdy tylko ta weszła.
Ten jednak wszystko usłyszał i już miał zamiar ruszyć ku Fergusowi i się z nim rozmówić, gdyby diabeł nie był szybszy.
Przewracając krzesło z hukiem, Fergus stanął bokiem do niego i uśmiechnął się krzywo, tworząc na swojej dłoni małą, ognistą kulkę.
- Nie radzę - powiedział, a następnie podsunął anielicy antałek. - Napijesz się ze mną? Jestem Fergus i jeśli chcesz wiedzieć co tu robię to obecnie suszę ubranie po kąpieli w jeziorze.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Francine nie odpowiedziała na pytanie diabła wykorzystując wtargnięcie przepięknej anielicy do karczmy. Słysząc kolejną wypowiedź piekielnego delikatnie się zdziwiła. Przecież skrzydlaci i rogaci toczą ze sobą wojnę od niepamiętnych czasów. Każde ich spotkanie w oczach młodej Lou kończyło się po prostu porywczą walką, a teraz odniosła wrażenie, że ten ma na kobietę niezłą chrapkę.
        Z równowagi psychicznej wyrwały ją słowa ów piękności i nie dotyczyły one wcale gróźb. Takie teksty mógł rzucać na prawo i lewo każdy, a przecież nawet aniołowie nie mogą równać się sile nemorian. Nieważne był fakt, że demonica posiadała mniejsze doświadczenie i umiejętności. Jeżeli białowłosa nie jest czystej krwi nemorianką nie jest w stanie ruszyć Francine. Jednak to odrobinę się zmieniło słysząc w tle własne nazwisko.
        Zmarszczyła brwi, gdy zabolały ją uszy słysząc kilka niepoprawnych wypowiedzi swojej godności. Normalnie to by wstała, a następnie poszczuła mówcę o tak karygodne błędy. Jeszcze paskudnie zaciągnięte „ii” na samym końcu! Och! Grrr! Nie mogła tego słuchać! Niemalże oczy jej wyskoczyły z orbit z tej irytacji, ale miast tego sięgnęła po kufel zapijając cierpienie zmysłu słuchu. Smak piwa zmusił ją tajemniczym oraz mało logicznym tropem do powiązania pewnych faktów.
        Laska wtargnęła do oberży szukając Francine Lou de Bree, która ucieka przed tłumem wściekłych wieśniaków posądzających ją o sianie zniszczenia absolutnego i nie jest to zwykła poczwara pochodzenia ludzkiego, a postać zesłana prosto z nieba. U boku , jak na złość, towarzyszy poszukiwanej diabeł. Szczęście w nieszczęściu, że nie zdołał odkryć jej tożsamości, bo to by wcale nie działało na korzyść demonicy. Niemniej jednak mogło to wzbudzić pewne podejrzenia, a Lou nie chciała mieć nic wspólnego ani z jednym ani z drugim.
        Istną wściekłość wywołały we Francine ostatnie słowa anielicy. Ona, uciekać?! Policzki dziewczyny delikatnie się spiekły więc jeszcze raz sięgnęła po balsam w postaci alkoholu. Przełknęła głośno ciecz, ale musiała trzymać fason. Ewakuować się czy nie ewakuować? Najłatwiej jest czmychnąć niezauważonym i pozostawić sprawy samym sobą, ale to pozostawiłoby po sobie bardzo wiele niejasności. Demonica po raz kolejny wbiła widelec w jajecznicę nastawiając wyraźnie ucha. Mogła snuć domysły poszukiwań samej siebie, ale czy nie lepiej pozbierać rzeczywiste fakty? W oczach nemorianki pojawił się błysk.
        Francine podążyła wzrokiem za poczynaniami Fergusa. Bardzo długo milczała, ale musiała nieco wtrącić się w rozmowę by dowiedzieć się nieco więcej od cud piękności.
        - Rogaty ma rację – zagaiła z boku. – Jesteś jedyną kobietą w tym wyjątkowo męskim towarzystwie – uśmiechnęła się nieco zadziornie spoglądając na antałek. Czy anioły mogą pić alkohol? Czy nie jest to lubieżne?
        - Chyba nieźle za nią pędziłaś, usiądź i odpocznij – zaproponowała całkiem luźno. - Skoro była w tej okolicy to daleko ci nie… UCIEKNIE, a twoim piórkom przyda się chwila wypoczynku.
Awatar użytkownika
Luminea
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniona - z Anielicy Światł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Luminea »

        Cóż, Luminea na pewno nie spodziewała się aż tak przyjaznego powitania. Spodziewała się że ten piekielny rzuci się na nią i tyle będzie z rozmowy. Wydawał się jednak... nawet słodki. Oczywiście nie na tyle żeby wyciągnąć ją do łóżka! Pewnie tylko to ma na myśli ten zboczeniec piekielny! Wystarczy chwila nieuwagi i coś jej zrobi. Taki czaruś jak on już niejedną poderwał i zostawił! Wszyscy piekielni są tacy sami. Mimo burzy myśli w głowie anielicy piekielny nawet jej się spodobał.
        Zaskoczyło ją nagłe zerwanie Fergusa. To nawet miłe, mimo że robił to tylko dla zaimponowania jej. Ale już jej na śmiech się zabierało gdy zobaczyła wyczarowaną kulkę ognia.
- Nie przesadzaj, co to jest? Chcesz mnie obronić tym podpalonym jajkiem? Jak mam czuć się bezpieczna gdy szlachetny rycerz potrafi dobyć jedynie pomidora!? - zażartowała nie bez sarkazmu.
Złapała podsunięty antałek z brązową cieczą. Zastanowiła się nad odpowiedzią, przyglądając dokładniej chłopakowi. Teraz, gdy Fergus nie siedział pomiędzy nimi miała na niego lepszy widok. Zachowywał się jakby miał uczulenie na alkohol. Co chwilę głośno przełykał i czerwienił się coraz bardziej. Już nasuwała się myśl, że chłopak nie lubi alkoholu, ale wstydzi się tego przyznać przy piekielnym. Mając jednak w głowie świeży obraz rysunku celu zauważała kolejne podobieństwa. Nie chciała ośmieszyć się pochopnymi wnioskami, ale miała pewność że to ona tak na 84%. Jeszcze trochę poudaje że nic nie wie. Anielica detektywistyczna!
- Lubieżne? Piorun z gołego nieba za rozmowę z piekielnym jeszcze mnie nie trafił. Propozycji więc nie odmówię! - Wzięła głęboki łyk trunku i o mało się nim nie zakrztusiła.
- Co to jest? W niebie pijemy szlachetny trunek, a nie, te, te... pomyje! - Zwróciła się do karczmarza przyglądającego się cały czas zgrai.
- Proszę podać mi najlepsze WINO jakie tylko tu masz! - Widać było niezadowolenie na jego twarzy, ale mimo wszystko poszedł na zaplecze sprawdzić czy w ogóle ma jakieś wino. "W niebie było jednak o poziom wyżej... Ale tutejsze miasto też nie najgorsze. Urok tego miejsca jest dosyć negatywny."
        Nie potrzebowała czułego słuchu żeby wyłapać z jakim trudem nieznajomy mówi o ucieczce. Miała w tym momencie trzy możliwe opcje: pierwsza, czyli właśnie rozmawia z bratem bliźniakiem poszukiwanej, druga, właśnie z nią rozmawia i trzecia, ten tutaj jegomość ma uczulenie na piwo i bardzo nie lubi słowa "uciekać". Zeszła płynnym ruchem z krzesła i podeszła za nieznajomego. Jedną ręką objęła postać a drugą oparła o blat. Z anielskim uśmiechem nr. 3 rzekła:
- Bardzo się cieszę, że tak bardzo o mnie się troszczysz. Masz całkowitą rację, że mogę odpocząć. Najwidoczniej dotarłam już do celu podróży. Prawda, Panno Francine? Myślałaś że jestem idiotką, która nie porówna twarzy z rysunkiem? - Cały czas zacieśniała chwyt na nemoriance. Luminea zaczęła przechodzić przemianę. Oczy przybrały czerwoną barwę, tak jak ubrania. Powietrze wokół niej zaczęło również się ogrzewać. - Że sprytne przebranie mnie oszuka? Pragnę Panią poinformować, że anioły światła to nie są bezmyślne istoty słuchające się Boga jak psy na smyczy. Rozczarowałaś mnie! Dlatego bardzo się cieszę że nie "UCIEKŁAŚ" widząc mnie w karczmie. Z twoim przyjacielem Fergusem mam najwidoczniej również do pogadania. - Pod koniec monologu upał przy Luminei był już nie do zniesienia. Po powierzchni szat skakały iskry. Drewno na blacie lekko się zwęgliło a ręka dotykająca Francine mocno oparzyła by skórę.
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fergus »

Słowa anielicy w żaden sposób nie wpłynęły na Fergusa i nawet na moment nie zachwiały jego szyderczego uśmieszku, rozciągniętego od ucha do ucha i ukazującego proste, białe zęby. Diabeł oparł się spokojnie o stojącą za nim kolumnę, zacisnął palce, a gdy znów je rozwarł ognista kulka wskoczyła do pustego już antałka i sekundę później zmieniła go w górkę czarnego popiołu. Choć nowo poznani towarzysze mogli uznać to za popisy, on się tym nie przejmował. Lubił korzystać z magii na co dzień.
- Nie jestem zwolennikiem rozmachu - powiedział z rozbawieniem, chowając ręce do kieszeni i wydymając usta jak do pocałunku. Odetchnął, a wydobyty z nich podmuch wiatru momentalnie rozwiał popiół, który zatoczył małą pętlę i opadł na podłogę. - Zależy też w jakim sensie - dodał, mrugając do skrzydlatej piękności.

Później obserwował jak nieznajomy młodzieniec popija piwo i jego smak niemal wykrzywia mu twarz. Amator, pomyślał diabeł, który połowę życia spędził na piciu. Trunki nie działały na nim jak na ludziach, często zachowywał trzeźwość lub przynajmniej pełną świadomość swoich czynów, choć miękkie nogi i drżenie rąk utrudniały wykonywanie prostych czynności, jak na przykład ściągnięcie spodni przed stosunkiem. Z gestów młodzika, Fergus wywnioskował zatem, że albo nie lubi pić albo robi to po raz pierwszy w życiu, co i tak wychodzi na jedno. Jednak co to za mężczyzna, który nie lubi alkoholu. Niedorostek lub... kobieta w przebraniu? Nie, tę myśl Piekielny od razu przegnał choć obecność chłopaka, a zaraz potem zjawienie się anielicy bardzo go zaskoczyło, gdyż oboje nie pasowali do tego otoczenia. Za bardzo się wyróżniali. On chuderlawą sylwetką, ona skrzydłami i obfitym biustem, hipnotyzującym diabła.
Słowa skrzydlatej o piwie i jej monolog nad chłopakiem natychmiast nim jednak potrząsnęły.

- Że niby on to ona? - zapytał diabeł, wciąż uśmiechnięty od ucha do ucha, nachylając się przez stół i strącając dłoń anielicy z ramienia nieznajomego. Czując bijący od niej żar, Fergus teatralnie podmuchał po palcach, a następnie wstał, nie zważając, że potrząsnął stołem i kilka naczyń z niego spadło. - Nawet jeśli, to ma chyba ku temu powód, co? - dodał, spoglądając na chuderlawą postać. - A skoro i moje imię tu padło, z twoich ust i jeśli masz do mnie sprawę to śmiało, powiedz mi jaką.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Tak, jak anielica odczuwała potrzebę wypicia dobrego trunku, tak Francine kompletnie nie pojmowała idei spożywania. Szczególnie alkoholu, bo ani dobrze nie smakował, ani nie niósł ze sobą dobrych skutków o ile ktoś przesadził z jego ilością, a takich osób nie dałby rady zliczyć nawet sam Prasmok. Spojrzała więc biednie na kufel piwa wznosząc przy tym brew. Czy wino, czy antałek, czy też piwo, wszystko przecież smakuje, jak pomyje. Dobrze, że odżywia się magią, bo inaczej długo nie uciągnęła na pospolitym funkcjonowaniu organizmu.
        Diabeł w międzyczasie wykonywał ogniste sztuczki. Nie aby to wywołało chęć rzucenia mu się w ramiona, ale rozpaliło w głowie Francine nowy pomysł. Skoro ma na nią tak wielką ochotę to dobrze byłoby wykorzystać jego niedawno co ukazany odruch bycia gentelmanem. Skrzydlata musi uspokoić swoją macicę. Wydaje się porywcza, a przecież Lou de Bree nie sięga po taką wybuchowość. Oj, w ogóle… Ani odrobinę…. Dopóty dopóki ktoś jej nie zeźli, a anielica zgrabnie naciągała struny opanowania. Demonicę przed pyskowaniem powstrzymywał tylko fakt, że bardziej zależy jej na odkryciu powodu z jakim przybyła Luminea niż na odgryzaniu się. Obecnie.
        W tedy z knucia intrygi wyrwał ją dotyki anielicy. Wpierw popatrzyła na uścisk, a później posłała mało zrozumiałe spojrzenie pięknej kobiecie, jakby pytając co wyprawia i co takiego sobie ubzdurała. Wpatrywała się w skrzydlatą dłuższą chwilę wysłuchując domniemanych podejrzeń, ale nemorianka ani myślała zdradzić się ze wcielonej roli. Robiła to już wielokrotnie, kilka lat wcześniej, teraz może powtórzyć te inscenizacje.
        - Słucham? – spytała jakby wysłuchiwała właśnie dobrego, a może raczej kiepskiego żartu.
        - Niech Pani wybaczy, ale porównanie mojej urody do kobiecej ma wydźwięk, co najmniej ujmujący. – Odpowiedziała spokojnie, lecz z nutą irytacji w głosie nie podejmując próby odsunięcia się czy też uwolnienia. Czując ciepło na ramieniu nie do końca była pewna, co Luminea ma zamiar zrobić. Zagrozić, spalić ją? Tłum wieśniaków robił dokładnie to samo. Biegał za demonicą pochodniami więc ogień nie był jej obcy. Tylko anielica mogła być nieco bardziej wyrachowana, tego przynajmniej wręcz oczekiwała młoda nemorianka.
        - Tak ci zależy ją spotkać, że widzisz ją w pierwszym lepszym napotkanym chłopczyku? – zauważyła z kpiną ciągle nie przerywając kontaktu wzrokowego. – Sądziłem, że panie z niebios są odrobinę grzeczniejsze – dodała cicho ,z zadziornością i posyłając skrzydlatej nonszalancki uśmiech.
        W tedy ku zaskoczeniu uwolnił ją Fergus. Zauważyła pozytywny wpływ tego gościa na otoczenia mimo, że był diabłem, a raczej dlatego, że był diabłem. Dostrzegła nutkę nadziei w tym nadmiernie pewnym siebie gościu, który doskonale wiedział, co robił nic sobie z tego nie robiąc. Mogła rzec, że pojawił się w odpowiednim miejscu i czasie, a Francine nie miała zamiaru opuścić takiej okazji. Szczególnie, że interes kobiety zapowiadał się mało zachęcająco. Ciągle wszak nie wiedziała po co i dlaczego jej szuka.
        - A mam na imię Vesco – dodała dosyć sucho po tym, jak diabeł wstrząsnął odrobinę otoczeniem.
        - I jeżeli trzeba to faktycznie, proszę wyjaśnij sobie nieznane mi kwestie z Panem Fergusem. Osobiście pragnę sam odpocząć, ledwo wszedłem do karczmy a nawet nie dadzą zjeść na spokojnie. Karczmarzu proszę o jakiś pokój, taki nieco ładniejszy nim wać Panna zechce mnie rozebrać by sprawdzić moją osobowość – zwróciła się do oberżysty wyraźnie urażona zachowaniem anielicy.
        „Niech ją diabli porwą” – pomyślała Francine „I te jej wszystkie tajemnice”.
Awatar użytkownika
Luminea
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniona - z Anielicy Światł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Luminea »

        Tylko wzruszyła ramionami i odwróciła teatralnie głowę na kuglarskie sztuczki diabła. Ona też by tak mogła, gdyby tylko chciała. Ona jednak jest szlachetną istotą, która nie sieje destrukcji bez przyczyny!
- No gratuluję. Każdy wie, że palenie kubków kręci kobiety. Doceniłabym, gdybyś zapłacił mi za wino, a nie powiększał koszta. Bo oczywiście odkupisz tę szklanicę.

         Reakcja osoby siedzącej na krześle całkowicie wybiła ją z rytmu. Spodziewała się ataku, ucieczki, dziwnego dźwięku tam, gdzie słońce nie zagląda. Siedział sobie zirytowany na krześle i irytował ją równie mocno. Po usłyszeniu ostatniego zdania już zmierzała zetrzeć siłą ten zadziorny uśmiech. Tak, żeby nauczył się nie żartować z anielicy. Wybudził ją jednak piekielny. Odwróciła się i już brała zamach, by przelać na niego gniew, gdy zobaczyła, że pięść płonie jej sporą kulą ognia. "AAAAAAAAAAAAAAAAH! JA PŁONĘĘĘĘĘĘĘĘĘ!" przyłożyła dłoń przed usta i podmuchała, jakby studziła gorący kawałek jedzenia. Ogień na szczęście szybko zgasł. Zauważyła jednocześnie, że cała jej sukienka i włosy zrobiły się czerwone. "O nie, to pewnie ten piekielny zrobił mi jakiś żart!" Opuściła rękę, cały czas w gotowości.
- Tak, jestem pewna! I te kłamstwa mnie tak irytują! AH! Jaką mam sprawę? Że robicie ze mnie głupa! Ja szukam Francine, przychodzę tutaj i znajduję ją upierającą się, że jest facetem i diabła! No co ja mam sobie pomyśleć? Hmm? Miałam nadzieję, że najwyżej się pokłócimy, a nie że będzie zaprzeczać swojemu istnieniu! - Zrobiła krótką przerwę, żeby ochłonąć i spróbować odczytać aury. Mimo że jej umysł rozgrzany był do czerwoności wyczuła od pseudofaceta aurę, która aż krzyczy "Jestem ludzką kobietą z nutką elfiej krwi w sobie!". Wyczuła też od samej siebie promieniujące gorąco. Przecież nie umiała magii ognia? Rozwiązanie jest jedno.
Złapała za przyniesioną butelkę i wypiła połowę duszkiem aż wyleciała z nosa para. Odetchnęła oparta o blat i wzięła kilka głębokich oddechów. Powoli kolory powracały do pierwotnego stanu. "Co się ze mną dzieje? Czemu byłam jak ogień? To wszystko wina piekielnego! Pewnie nie przyzna się do tego tak jak De Lum do płci! Nie, to ona była Lum. Ta druga to Le Brii"

- Oj niezwykle przepraszam paniczu Vesco! Poniosło mnie trochę. Jest pan niezwykle podobny, do której osoby poszukuję. Te komentarze o rozbieraniu są niezwykle nie na miejscu! Ubliżają mojej godności! Mimo tego, w ramach rekompensaty pozwoli mi Pan zapłacić za pokój. - Nagle coś ją tknęło. "Może tak upiera się przy byciu Vesco, bo ktoś nikczemny ją ściga? Dlatego została wysłana. Może zadarła z mrocznymi siłami i teraz przed nimi ucieka? Ja miałam zaoferować jej bezpieczeństwo? Jak mogłam tak skopać?!" - Pozwolę sobie również wykonać pewne zaklęcie, które z pewnością umili obecność tutaj. - Wykonała kilka gestów rękoma i wypowiedziała zdania w nieznanym nikomu języku, zakończonych lekką poświatą odchodzącą od Vesca. Zaklęcie miało na celu przyniesienie ulgi fizycznej tak jak i psychicznej.
- Karczmarzu, ja też prosiłabym o pokój. Najlepiej niedaleko tego panicza. Chcę naprawić błędy przeszłości i przez jakiś czas mu pomagać. - To wszystko wypowiadała miłym dla ucha, czystym głosem. Odwróciła się z powrotem do Visca.
- Jeśli Panicz chciałby, z chęcią wyjaśnię, o co chodzi z tym całym zamieszaniem. Jeszcze raz, proszę bardzo o wybaczenie.
- To powinno wszystko pokryć, Panie Karczmarzu - Na blat kontuaru wyłożyła siedem świeżo wybitych kruków.
Odebrała klucz z nieskazitelnym uśmiechem i ruszyła do schodów na piętro. Wchodząc na schody niewinnie zaprosiła wzrokiem Vesca, by za nią poszedł.
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fergus »

- Czyli panna porządnicka - zaśmiał się diabeł, klepiąc się po udzie, a następnie zerknął ukradkiem na karczmarza, który obserwował ich ze znacznej odległości, bezpiecznie schowany za swoją ladą. - Ledwo weszła i już próbuje rozstawiać wszystkich po kątach. Coś ci powiem - dodał ciszej, nachylając się ku niej i opierając pięści na stole. - Ze mną ci nie wyjdzie, aniołku. Jestem czymś w rodzaju wiadra z wyciętą dziurą w dnie. Nalewaj ile chcesz tych swoich nauk, ale nie myśl, że coś we mnie zostanie. Już jeden próbował narzucić mi swoją wolę... - przerwał i dotykając palcami szyję, obmacał zadrapania, które pozostawiła magiczna obroża, kiedy Fergus próbował złamać cyrograf i uciec ze statku. To coś bardzo skutecznie go powstrzymywało, wrzynając się w ciało. Na szczęście miał już to za sobą.

- Kto tu z kogo robi głupa? - zapytał po chwili Fergus, odbierając od skrzydlatej wino i nalewając jej do kubka, a potem sam pociągnął z gwinta. Jakieś maniery w końcu obowiązywały, dlatego najpierw jej nalał. - Wpadasz do karczmy z podniesioną głową, skrzydła i biust na wierzchu. Dodatkowo przywołujesz do porządku jakiś obwiesiów z tamtego rogu, bo się na ciebie zaczęli gapić. Dosiadasz się do mnie i panicza Vesco i to bez, jak pamiętam, żadnego zapytania, czy nawet przyzwolenia. To ja pierwszy pozwoliłem ci się przysiąść. Nie mija dziesięć minut i oskarżasz go o bycie kobietą. Masz tupet. Może nią jest, może nie, nie mam najmniejszej ochoty sprawdzać, ale jakieś granice grzeczności chyba was w tym niebie obowiązują, co? Czy już temu waszemu Panisku do końca odbiło i wysyła was, by łapać kogo popadnie?

Ostatnie diabeł bez skrępowania wypowiedział głośniej, pewny swojego stanowiska. Nie przejmował się, że obraził w jej obecności jej Stwórcę, kara boska nie mogła go dosięgnąć. Choć na wygnaniu, Fergusa nadal chroniło Piekło i jeśli to anielica lub jej pan pierwsi mu coś zrobią, będzie to idealny pretekst do wojny między sferami. A tego wszyscy starają się póki co uniknąć, bo obie strony leczą się jeszcze po poprzedniej.

- Coś się kroi - mruknął Fergus do młodzieńca, kiedy anielica zapłaciła i ruszyła ku schodom na górę. Pierwszy raz był w tak dziwnej sytuacji i nim karczmarz odebrał zapłatę, diabeł pozwolił sobie obejrzeć jednego, złotego kruka. - Całkiem nowy - mruknął bardziej do siebie. - Nie wiem, czy jej ufać. Na twoim miejscu bym się zmywał. Sprawy nieba nie są dla mnie, ale jeśli kobieta zaprasza cię na górę to albo chce się kochać, albo pogadać. Pan Ciemności jeden wie, co się może wydarzyć.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Francine z przyjemnością wysłuchiwała Fergusa. Gościu miał gadane i rzucał teksty, które skutecznie odpychały anielicę, a właśnie na tym bardzo zależało nemoriance. Nie był to jakiś skończony idiota pragnący ciachać wszystko bezmyślnie dookoła. Diabeł był wyrafinowanym męczycielem. Bardzo upierdliwym męczycielem. Szczególnie Lou polubiła go za zwrócenie uwagi, że Luminea nawet nie spytała czy może się dosiąść. Właśnie, dosiąść… Dołączyć do towarzystwa u boku samej Francine Lou de Bree. Jeżeli tak bardzo domyślała się kim jest powinna obejść się wobec niej z szacunkiem. Kobiety ogólnie na ziemi Alarańskiej miały o sobie wysokie mniemanie. Traktowały chłopów, jak pasożytów, chociaż i one były takimi samymi robalami. Nie to co nemorianie. Godni, wyprostowani, eleganccy.
Prawie poczuła się winna za to, że okłamuje diabła, ale cała ta sieczka powstała na własne potrzeby. W tedy przyszło jej do głowy, że igra z samym piekielnym. Odczuła wewnątrz serca coś dziwnego, coś co określa się słowem „lęk”, lecz demonica nie zdołała go jeszcze nigdy poznać. Zignorowała więc te tlące się żarem uczucia i mogła zadzierać głowę jedynie w swojej wyobraźni, by nie dać się ponieść emocjom, co w jej przypadku było nową sztuczką w życiu.
        Właściwie ze słów rogatego wynikało, że dopuszczał myśl iż domniemany Vesco może być kobietą więc nawet jeżeli wyjdzie na jaw cała tajemnica to chyba nie ześle jej do czeluści.
        Jednak nawracając do kwestii etykiety i dobrego wychowania, obecnie Francine była mężczyzną więc duża obrazą był kolejny krok anielicy. Czarnowłosa szybko doszła do wniosku, że chyba co dopiero zeszła na ziemię, bo kompletnie nie zna tutejszych obyczajów. W Otchłani, wśród jej pobratymców, nie przetrwałaby minuty, ale kogo ona porównuje.
Lou spojrzała na pieniądze. Nie zdołała się sprzeciwić ani nawet wtrącić. Skrzydlata działała tak chaotycznie i gwałtownie, że pobiła nawet ją w lesie, gdy mieszkała z Fallonem. Owszem, sama należała do osób iście wściekłych, ale Bree miała ku temu argument. Ciągle jeden i ten sam. Otaczała się niegodnymi siebie osobami, które czegoś od niej wymagały. Luminea zaś… Nie miała powodu. W mniemaniu oczywiście nemorianki.
Powiodła wzrokiem za białowłosą milcząc, jakby czekała na swoją kolej w tym całym chaosie. Pierwszą odpowiedzią oraz reakcją było delikatnie zmarszczenie nosa. Jeszcze chwilę temu prawie ją spaliła… albo siebie. Nie była pewna czy Lumi była przyczyną tych zmian w otoczeniu czy tez jest to kaprys diabła, ale była skłonna bardziej uwierzyć w te pierwszą wersję z uwagi na porywczość skrzydlatej. Później zaś przewlekła zielone tęczówki na mężczyznę. Dokładnie o tym samym pomyślała, tylko nieco inaczej.
        To nie kobieta zaprasza ją na górę do pokoju. To ANIELICA zaprasza ją sam na sam do jednego pomieszczenia, gdzie jest łóżko, chociaż chwilę temu była w stanie uciąć jej łeb. Hola, hola… Nie takie numery wyczynić można Lou de Bree.
        Jednak w stosunkowo chorej akcji w sercu demonicy zrodziło się coś jeszcze. Poczucie władzy. Zaimponowało jej to… a właściwa ona sama sobie. Nie wściekła się durnie, jak osa tylko powoli rozgrywała akcję. To… Było takie przyjemne i niecodzienne. Zna prawdę, którą może dowolnie manewrować. Gdyby zamieniła się z białogłową rolami zapewne równie mocno by się darła, ale teraz stoi po drugiej stronie barykady i to bardzo jej pasowało. Humor jakoś się jej poprawił, a ambicje wzrosły.
        Paskudny losie, biedna anielica nie zdawała sobie sprawy, że zamiast sprowadzić ją na drogę nawrócenia Francine coraz głębiej popada w egoizm, samo zachwyt oraz chęć kontroli nad jednostkami.
        - Panie karczmarzu, Panience nie wypada płacić za mężczyznę. Proszę zwróćcie jej pieniądze a ode mnie przyjmijcie rekompensatę z naddatkiem – powiedziała podsuwając mu nie pieniądze, a błyskotkę wart więcej niż właściwie chyba wszystkie pokoje razem wzięte. Francine głównie walutowała rzeczami, a nie pieniędzmi, bo sama lubiła rubiny, szmaragdy… I znała ich wartość. Musiała więc na potrzeby tego teatrzyku poświęcić oczko z naszyjnika. Może i uciekała przed tłumem rozwścieczonych wieśniaków, ale nie uwinęła się tak lekkomyślnie jakby kto się spodziewał. W końcu już raz w życiu się tułała i była o te doświadczenia mądrzejsza.
        - Coś się kroi – szepnęła do diabła , po czym wstała. Poprawiła zgrabnie temblak i Luminea już mogła mieć nadzieję, że czarnowłosa podąży za nią, ale miast tego wyprostowana, jak na apelu, zrobiła coś o co nigdy nie posądziłaby się kilka dni temu.
Trudno odnaleźć przyczynę jej postępowania. Nie był to z pewnością ani impuls, ani kaprys, ale fakt, że trzymała w rękach prawdę. Teraz bez domu nie miała właściwie nic do stracenia. Zdała sobie sprawę, jak mocno była przybita opuszczeniem lasu. Została zmuszona porzucić Fallona, swojego opiekuna. Najbardziej męczył ją fakt, że nie zdołała mu nic powiedzieć. Bez słowa wyjaśnienia pozostawiła elfa leczącego się w chacie z poukładanymi, co do cala listkami krzewów, a on zbudzi się rano i nie będzie nic wiedział, chyba, że ten głupi Jan, czy jak mu tam dano na imię, wszystko mu powie. Głęboko w to wątpiła. Ludzie nie lubią narażać się na zemstę. Popełnili wielki błąd a teraz będą unikać odpowiedzialności. Co za parszywe gnidy…
        Dlatego nie mając nic do stracenia i chcąc poczuć odrobinę życia i adrenaliny podjęła się, co najmniej, szaleńczego planu. Pytanie czy właściwie on wyjdzie.
        - Panie Fergus – zwróciła się z delikatnym ukłonem w stronę czerwonoskórego. – Proszę się nie denerwować, Panna Luminea najwyraźniej jest bardzo zaoferowana poszukiwaniami. Poczuwa się wyraźnie do spełnienia swojego obowiązku, a pewne braki w obyczajach nie powinny jej skreślać z listy chęci zaznajomienia się. Niemniej jednak do czego dążę… Wyjątkowo posługuję się Pan magią ognia. Z miłą chęcią pobiorę jakieś nauki z zakresu tej tematyki. Wyczarować płomyk potrafię, ale to tylko zaledwie zalążek tego, co możliwe do osiągnięcia. – Spauzowała na chwilę, aby dać do przetrawienia podane informację piekielnemu, ale i też by wywołać w nim choć grosz zainteresowania.
        - Zapewne zastanawia się Pan, jakie korzyści wypłyną z tego interesu – zauważyła kładąc dłoń na rękojeści rapiera chcąc dodać sobie odrobinę powagi. – Mogę rzec, zarazem żadne a zarazem wysokie w zależności od tego, co pragnie Pan uzyskać w zamian. Nie zrozumiejmy się źle. Nie oczekuję paktu ani powiązania na długie lata, ale patrona na krótki, lecz nieokreślony dokładnie czas. Jeżeli Ci się znudzi możesz kazać mi spieprzać nawet po tygodniu, ale sądzę, że zaintryguje Pana fakt, że pierwszym zleceniem jakie przyjmę w tej okolicy będzie odnalezienie Francine Lou de Bree od Pani Luminei. Jestem tylko młodzieńcem z wybitym barkiem, ale mogę obiecać, że to będzie nad wyraz ciekawa podróż Panie Fergus, a w życiu diabła nie ma nic ciekawszego niż zabawa, nieprawdaż? Czas trochę się rozluźnić i rozprostować kości, po tym co już jeden próbował Panu zrobić… - dodała na koniec rzucając docelowe spojrzenie na wcześniej wspomniane zadrapania na szyi.
        - Proszę to przemyśleć.
        Postanowiła dać odrobinę czasu Fergusowi na podjęcie decyzji. Z jednej strony odrobinę liczyła na ten krótki układ między nią a diabłem, z drugiej strony nie mogła spodziewać się jego zgody. Rogaci chyba bardziej lubują się w paktach niż umowach na tzw. „gębę”.
Lou zbliżyła się do skrzydlatej, ale zachowując wciąż zdrowy dystans by dać jej do zrozumienia, że woli się wstrzymać ze swoim „wypoczynkiem”.
        - Panno Lumineo, bardzo mi Pani schlebia, ale przyznam szczerze, że nie jest to w moim stylu. Przyjmowanie takich propozycji… - szepnęła po czym wysunęła w jej stronę rękę ze zwróconymi kosztami od karczmarza, które odebrała, gdy miała właśnie zamiar odpowiedzieć Lumi.
Awatar użytkownika
Luminea
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniona - z Anielicy Światł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Luminea »

        Patrzyła wprost w oczy piekielnego, gdy prowadził wywód o bezsensowności nauk Lum. Pochylanie się w jej stronę za bardzo nie robiło wrażenia. Już zdążyła zauważyć, że lubi się zgrywać. Jednak jęknęła lekko na widok zadrapań na szyi. Nie wyglądało to na najmilsze przeżycie. Przeszukała pamięć, ale nie mogła zbytnio przypomnieć sobie zaklęcia leczącego blizny. Nawet jeśli by taki umiała i tak Fergus wolałby, żeby je zostawić, dla efektu.
- No cóż, i tak nie jestem dobrą nauczycielką. Dużo nie tracisz - próbowała zażartować, na rozluźnienie klimatu.

        Na uwagi Fergusa tylko opuściła głowę i patrzyła pusto w podłogę oparta plecami o kontuar. Chciałaby mieć jakiś kontrargument. Coś, co pozwoliłoby odzyskać jej dobre światło. Niestety musiała jednak całkowicie się z nim zgadzać. Naprawdę impulsywnie się zachowywała. Żeby to diabeł upominał o manierach anielicę! Musiała zebrać się w garść i doprowadzić do porządku. Nawet te dziwne zawirowania magii ognia nie mogą jej powstrzymać. Pomyślała o tym akurat, gdy podnosił głos, mówiąc o Stwórcy. W tym momencie już chciała rzucić poprzednie myśli w kąt i wbić go w ziemię za tą zniewagę. Jak mógł tak nonszalancko obrażać Boga?! Kim on jest, żeby tak mówić? On jest... on ma rację. Już jej odbija. To ona doprowadziła, że teraz szkaluje szacunek aniołów i Najwyższego. Gdyby miała kogoś teraz spalić, to siebie ze wstydu.
- Nie, naszemu Panisku wcale nie odbija. To ja zachowuję się głupio i nierozsądnie. Nie znam jeszcze wszystkich tutejszych obyczajów, ale staram się je poznać. Może cię nie obchodzi co mówię, ale przepraszam.
Nie znała myśli piekielnego, ale jej samej było trochę lżej. Podobno łatwiej walczyć ze strachem, gdy się go nazwie. Nie, żeby teraz się bała, ta rada jest jednak dosyć plastyczna. Chciałaby jednak poznać myśli Vesco. Czuła, że mimo wszystko nie jest głupia postać. Miała tylko nadzieję, że nie utraciła szansy na pojednanie się z nią.

        Zaczekała, gdy Francine, znaczy Vesco proponował umowę z piekielnym dotyczącą nauki magii ognia. Chciała dłużej przytrzymać przy sobie tego piekielnego? Sama na jego miejscu nie pogardziłaby okazją nauki magii ognia. Sama jednak widziała pozytywy tego związku. Przy piekielnym lepiej ograniczałaby jednak swój temperament. Coś ją nagle strzeliło. Czy Vesco chciał przy sobie Fergusa by zabezpieczył go przed nią? Jeszcze bardziej posmutniała, widząc jak bardzo zepsuła to spotkanie. Jakoś by to jeszcze poszło, gdyby nie te samozapłony! Odziedziczyła po rodzicach jakieś moce? Nie miała zbytnio jak tego potwierdzić. Zwróciła uwagę na pierścień nałożony na palcu ręki trzymającej poręcz. Zwykle leciało w nie dużo białych światełek, ale teraz dołączyły kolorowe. To było niepokojące, co najmniej niepokojące. Do nowości doszła również propozycja poszukiwania samej siebie przez Vesco. "Co ona kombinuje? Jednocześnie chce zabrać piekielnego, ale jednocześnie podróżować ze mną... Albo ucieknie gdzieś daleko, usprawiedliwiając się, że szukała Francine. Zaraz chwila... Vesco powiedział »Francine de Bree«, nie »Francine de Brii«. Brzmi zdecydowanie szlachetniej... Czyli to mimo wszystko ona! Taka maskarada na mnie nie zadziała!"
- O ten bark nie musisz się tak martwić. W pokoju mogę go wyleczyć - wtrąciła uśmiechnięta do rozmowy Ves z Fergusem.

- Oj no weź nie przesadzaj! - Odsunęła rękę z monetami z powrotem do Ves. - To i tak miało pójść na ciebie. Tym bardziej będziesz potrzebował tych pieniędzy, że nauka magii ognia od piekielnego będzie zawierać dużo praktyki. - Lekko zażartowała ze stereotypu o piekielnych.
- No weź już nie stój tak jak kołek! Przecież cię nie zjem! Skoro tak bardzo chcesz współpracować, to musimy mieć, chociaż odrobinę zaufania do siebie!
- Ciekawi mnie również skąd pochodzisz... Genealogiem nie jestem, ale nie kojarzę żadnego rodu ani miasta De Bree... - na tą wypowiedź ściszyła głos, by tylko Ves mógł ją usłyszeć.
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fergus »

Wyciągnięty na krześle diabeł cały czas rozglądał się ze stoickim spokojem po karczmie, zawieszając oko co rusz na anielicy, młodzieńcu naprzeciwko lub bandzie obdartusów w rogu, patrzących na niego kaprawym okiem. Uśmiech nie znikał mu z twarzy, nawet wtedy kiedy jeden z nich wyprostował kciuk i przejechał nim po swoim gardle, rzucając mu pełne nienawiści spojrzenie. Był to ten sam mężczyzna, który uparcie wpatrywał się w dekolt anielicy i próbował się z nim rozmówić, kiedy został nazwany przez Fergusa kobietą. Magia ognia w rękach rogatych stworzeń zawsze ostudza zapał, przypomniał sobie diabeł, kiedy służąc na okręcie kapitana Morgana brał udział w bójkach na pokładzie i pod nim. Spopielenie lub nadpalenie przez niego stworzyło mu wrogów, lecz takich, których zdominował strach. Co będzie, jeśli się zorientuje? Gadali marynarze, knujący przeciw niemu. Nikt się jednak nie dowiedział, bo sztorm pozbawił wszystkich życia, a kilka lat na Wyspie Syren dało diabłu czas do namysłu nad samym sobą. Nie żeby wyciągnął jakieś konsekwencje. Po prostu je przemyślał.

Czas mijał nieubłaganie szybko i zanim Fergus opróżnił czwarty antałek, słońce już zachodziło. Rozsiadłszy się wygodniej, diabeł splótł ręce na piersi i przepuścił przez uszy słowa młodego Vesca dotyczące obowiązków anielicy i jej domniemanego celu. Zagadnienia i sprawy Nieba były mu kompletnie obojętnie, mało tego - miał je w najwyższym poważaniu. Nie wiedział tylko czy to za sprawą przeciwnej natury, czy jego sielankowego trybu życia. Mało go obchodził również los ukrywającej się gdzieś Francine. Kolejna dama w opałach, pomyślał diabeł, nachylając się przez stół i dłuższym paznokciem zaczął wydrapywać na blacie stołu piekielne symbole.

Zaciekawiła go dopiero propozycja chłopaka, po której uniósł głowę i zmierzył od stóp do głów, nie przerywając pracy. On miałby uczyć? Być odpowiedzialnym? Dobre sobie, zaśmiał się w duchu Fergus, przenosząc blask swoich oczu na anielicę. Najwyraźniej chłopak czuł wobec niej nieufność, którą miał zamiar testować, mając go u boku, gdyż skrzydlata piękność nie będzie mogła cały czas dokazywać w obecności Piekielnego. Jej wybuch i maniery podarował, machając na to ręką. Sam bowiem nie zachowywał się lepiej. Skinął tylko jej głową na znak, że nie ma potrzeby drążyć dalej tego tematu.

- Ja miałbym cię uczyć? - zapytał dla zrozumienia propozycji, jaką złożył mu młodzieniec. - Nigdy tego nie robiłem i wątpię bym się nadawał. Nie jestem mentorem i autorytetem, sam bym się czegoś nauczył, choć poziom adepta, który posiadam wystarcza mi na ten i najbliższy moment. Nie mniej może to być zabawa, jak wspomniałeś. I jeżeli to szczera intencja, a nie prowokacja mojej osoby w stosunku do pani ślicznego aniołka to przyjmę ją. Nie mniej oczekuję od ciebie w jakimś stopniu szacunku. - Tu Fergus zaśmiał się głęboko i zdmuchnął z blatu drewniane wiórki, po czym popatrzył na Vesca i wyszczerzył zęby. - Żartuję, zwracaj się do mnie Fergus. Bez żadnego per pan, to mi trochę uwłacza. Tak stary jeszcze nie jestem. I tak, prawdę mówi anielica, taki trening będzie się składał tylko z praktyki. Teoria będzie zerowa. Nie lubie jej. Więc załatw swoje sprawy z panienką, a ja poczekam na zewnątrz.

Z tymi słowami diabeł poprawił mankiety płaszcza i dmuchnął na wyryte symbole, które zajęły się ogniem, nie czyniąc krzywdy stołowi. Runy układały się w napis "Byłem tu, Fergus". Następnie ruszył ku drzwiom tawerny.
- Pieniądze zachowaj - dodał na odchodnym. - Mnie się i tak nie przydadzą.
Zablokowany

Wróć do „Błyszczące Jezioro”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości