Błyszczące Jezioro[Nad Błyszczącym Jeziorem]Demon, Anioł no i Diabeł.

W wodach Błyszczącego Jeziora mieszkają Strażniczki. Małe istotki mierzące dwa cale. Swoje miasto mają w jego głębinach. Są niezauważalne dla ludzkich oczu. To ich połyskujące ciała nadają błyszczące kolory wodom tego jeziora. Na środku znajduje się tez niewielka wyspa cała porośnięta gęstą roślinnością, mity mówią że gdzieś na tej niewielkiej wyspie znajduje się tajemniczy portal prowadzący wprost do lasu Jednorożców.
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fergus »

Wyciągnięty na krześle diabeł cały czas rozglądał się ze stoickim spokojem po karczmie, zawieszając oko co rusz na anielicy, młodzieńcu naprzeciwko lub bandzie obdartusów w rogu, patrzących na niego kaprawym okiem. Uśmiech nie znikał mu z twarzy, nawet wtedy kiedy jeden z nich wyprostował kciuk i przejechał nim po swoim gardle, rzucając mu pełne nienawiści spojrzenie. Był to ten sam mężczyzna, który uparcie wpatrywał się w dekolt anielicy i próbował się z nim rozmówić, kiedy został nazwany przez Fergusa kobietą. Magia ognia w rękach rogatych stworzeń zawsze ostudza zapał, przypomniał sobie diabeł, kiedy służąc na okręcie kapitana Morgana brał udział w bójkach na pokładzie i pod nim. Spopielenie lub nadpalenie przez niego stworzyło mu wrogów, lecz takich, których zdominował strach. Co będzie, jeśli się zorientuje? Gadali marynarze, knujący przeciw niemu. Nikt się jednak nie dowiedział, bo sztorm pozbawił wszystkich życia, a kilka lat na Wyspie Syren dało diabłu czas do namysłu nad samym sobą. Nie żeby wyciągnął jakieś konsekwencje. Po prostu je przemyślał.

Czas mijał nieubłaganie szybko i zanim Fergus opróżnił czwarty antałek, słońce już zachodziło. Rozsiadłszy się wygodniej, diabeł splótł ręce na piersi i przepuścił przez uszy słowa młodego Vesca dotyczące obowiązków anielicy i jej domniemanego celu. Zagadnienia i sprawy Nieba były mu kompletnie obojętnie, mało tego - miał je w najwyższym poważaniu. Nie wiedział tylko czy to za sprawą przeciwnej natury, czy jego sielankowego trybu życia. Mało go obchodził również los ukrywającej się gdzieś Francine. Kolejna dama w opałach, pomyślał diabeł, nachylając się przez stół i dłuższym paznokciem zaczął wydrapywać na blacie stołu piekielne symbole.

Zaciekawiła go dopiero propozycja chłopaka, po której uniósł głowę i zmierzył od stóp do głów, nie przerywając pracy. On miałby uczyć? Być odpowiedzialnym? Dobre sobie, zaśmiał się w duchu Fergus, przenosząc blask swoich oczu na anielicę. Najwyraźniej chłopak czuł wobec niej nieufność, którą miał zamiar testować, mając go u boku, gdyż skrzydlata piękność nie będzie mogła cały czas dokazywać w obecności Piekielnego. Jej wybuch i maniery podarował, machając na to ręką. Sam bowiem nie zachowywał się lepiej. Skinął tylko jej głową na znak, że nie ma potrzeby drążyć dalej tego tematu.

- Ja miałbym cię uczyć? - zapytał dla zrozumienia propozycji, jaką złożył mu młodzieniec. - Nigdy tego nie robiłem i wątpię bym się nadawał. Nie jestem mentorem i autorytetem, sam bym się czegoś nauczył, choć poziom adepta, który posiadam wystarcza mi na ten i najbliższy moment. Nie mniej może to być zabawa, jak wspomniałeś. I jeżeli to szczera intencja, a nie prowokacja mojej osoby w stosunku do pani ślicznego aniołka to przyjmę ją. Nie mniej oczekuję od ciebie w jakimś stopniu szacunku. - Tu Fergus zaśmiał się głęboko i zdmuchnął z blatu drewniane wiórki, po czym popatrzył na Vesca i wyszczerzył zęby. - Żartuję, zwracaj się do mnie Fergus. Bez żadnego per pan, to mi trochę uwłacza. Tak stary jeszcze nie jestem. I tak, prawdę mówi anielica, taki trening będzie się składał tylko z praktyki. Teoria będzie zerowa. Nie lubie jej. Więc załatw swoje sprawy z panienką, a ja poczekam na zewnątrz.

Z tymi słowami diabeł poprawił mankiety płaszcza i dmuchnął na wyryte symbole, które zajęły się ogniem, nie czyniąc krzywdy stołowi. Runy układały się w napis "Byłem tu, Fergus". Następnie ruszył ku drzwiom tawerny.
- Pieniądze zachowaj - dodał na odchodnym. - Mnie się i tak nie przydadzą.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Po pierwszych słowach już zwątpiła w swój plan działania. Stała jednak tak samo zdecydowanie, nie okazując cienia obaw. W głowie ominęła jednak pewnie kwestie, szczególnie hasło „prowokacja”. Och, głupia Francine, nie wiedziała na co się pisze. W końcu ona plus słuchanie kogoś to jak niebo i piekło – to się ze sobą nijak łączy, ale na potrzeby wzbudzonych nowych fascynacji była w stanie poświęcić wiele. Dlatego ostatecznie nie zmartwiła jej informacja, że będą tylko trenować… Bez teorii. Nemorianka ślepo w życiu by się nie zgodziła na taką naukę, ale z tego interesu wypływało bardzo dużo korzyści, jak to w układach z diabłem.
        - Jasne… Fergus – uśmiechnęła się zadziornie, pełna satysfakcji. Udało się!
        Lou poczuła swobodę ruchu w obecnym położeniu. Nie oczekiwała, że Fergus będzie ją chronił przed Lumineą, z resztą tego nie potrzebowała. Bardziej obawiała się nachalności nowej towarzyszki, wolała utrzymać zdrowy dystans od tej cycatej, bo nie zapowiadało się dobrze, a diabeł miał w sobie odpychającą energię, która z kolei dziwnym trafem pociągało samą demonicę.
        Lou spojrzała na pieniądze, oj nie miała zamiaru od nikogo brać jakichkolwiek kosztowności, chyba, że sama je sobie ukradnie albo w jakiś sposób uzyska. Teraz jednak musiała się zmierzyć z anielicą i chyba bardziej bała się tego niż samego Fergusa.
        - Na zaufanie droga Lumineo, trzeba sobie zasłużyć – zauważyła zbliżając się do skrzydlatej. – Powiedzmy, że masz teraz ku temu okazję.
        Dziewczyna wspięła po schodkach wymijając wysłanniczkę Planów Niebiańskich, a gdy była kilka wzniesień wyżej spojrzała na nią przez ramię.
        - I nadal utrzymuję imię Vesco – szepnęła nieco podirytowana upartością rozmówczyni.
         Ach teraz dopiero powoływała się na istne szaleństwo! Sam na sam ze skrzydlatą, która ma bardzo ładną figurę, ale za to trudny charakter. Mogła uczyć ją manier oraz odpowiedniego zachowania, ale najpierw obowiązki. Należało się dowiedzieć po jakiego grzyba właściwie jej tak na prawdę szuka. Może niepotrzebnie poszła na układ z Fergusem? Nie... Nie czuła aby była to zła decyzja. To intuicja i przeczucie, poza tym ciekawe doświadczenie. Nigdy nie miała do czynienia z rogatymi... Ani tymi latającymi. Z resztą, wszystko co robi Francine może przynieść tylko pozytywne skutki. Dla niej samej, ale jednak!
         Oby tylko Lumi nie chciała jej rozebrać. Już wolała chodzić z wybitym barkiem kilka miesięcy niż dać się wyleczyć anielicy. Generalnie Lou mogła sama to zrobić, chociaż słabo znała się na czarach, ale jakieś zaklęcia z zakresu magii porządku potrafiła rzucić. Istniał tylko jeden problem - pożywienie. Nie potrzebowała do szczęścia jajecznicy czy też piwa, ale już jakiegoś źródła energii magicznej tak. Najbliższym, takim potężnym wysypem tego materiału było Błyszczące Jezioro. Musiała jakoś zmusić towarzystwo do trafienia do niego albo innego, podobnego miejsca.
        - A krew moja rodem z nieszczęsnego elfa i człowieka. Chodźmy…
Awatar użytkownika
Luminea
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniona - z Anielicy Światł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Luminea »

        "Ale kombinator z tego Vesco! Tutaj utrzymuje fałszywą tożsamość, tam zmawia piekielnego, żebym zbyt pewnie się nie poczuła! Zaraz pewnie jeszcze sobie wmówi, że jest księżniczką! Muszę jakoś utemperować ten jej charakter. Czy jego? Zmiany płci jakieś popularne są czy jak? To przecież... Nienaturalne! Nie, żeby ogólnie kłamanie było dobre, ale przyjmowanie innej płci jest jeszcze gorsze! Mam nadzieję, że to dla ukrycia tożsamości, a nie zmiany."
Miała wejść na górę za Vesco, zaciekawiły ją jednak ciężkie kroki kogoś wchodzącego do karczmy. Bez dwóch zdań, zabijaka. Głowę miał wygoloną na łyso, obrysowaną tatuażami i pokrytą bliznami. Zdecydowanie atletycznej budowy, na oko równoważącej siłę i zwinność. Zbroję posiadał zbudowaną głównie z czarnej skóry i kolczugi. Przyozdobiona była jednak różnymi trofeami. Sznury łusek, róg jednorożca, spiczaste uszy, długie kły, pióra gryfa i jeszcze jakieś... Czy to są anielskie pióra?~
Czując na sobie obcy wzrok, spojrzał jej prosto w oczy. Zszokowana Lum odpowiedziała tym samym, nie da się tak łatwo zastraszyć! Wyświdrował jej oczodoły aż do potylicy, ale nawet nie mrugnęła, przybierając groźny wyraz twarzy. On w odpowiedzi cicho parsknął z pogardą i się odwrócił. Gdy piekielny próbował wyjść z karczmy, nieznajomy wypchnął go ze swojej drogi, skracając drogę do wyjścia. Za wyjściem czekało na niego dwóch kolegów nieznajomego. Dosyć podobnych. Ludzi niby jest tak dużo na ziemi, a bez włosów to tacy podobni.

Wróciła do wchodzenia na piętro z miną wyrażającą "Zabijcie mnie". Ci zabójcy pewnie są po nią! Albo po Francine! Albo po Fergusa! Albo po kogokolwiek z tej karczmy! Po dobytku wnioskując, to po nią albo po Fergusa! Fergusa jednak wyrzucili, to może on ich nie interesuje. Chyba że we dwójkę sobie z nim poradzą i zabiją albo porwą. Po nią przyjdą przy okazji. Albo na odwrót, jeden wszedł, żeby ją złapać, a tamta dwójka to pilnuje, żeby nie uciekła! Gdyby w tym momencie jakiś czarodziej odczytał jej myśli, to już zwijałby się od piskliwego wrzasku.
Wbiegła do pokoju wpychając do środka Vesco. Przeciąg sam zamknął drzwi. Zaraz, okno jest zamknięte. To, czemu wszystko w okolicy powiewa? Spojrzała na siebie i westchnęła. Znowu zmieniała kolory. Teraz zrobiła się jakaś jasnoniebieska. Włosy, ubranie, oczy w odbiciu również. To tylko bardziej pogarszało sytuację. Przynajmniej teraz wariowało powietrze, a nie ogień. Powietrze jest mniej niebezpieczne, prawda?
- Co. Się. Ze. Mną. Dzieje? - wydukała przerażona. Takie zmiany zdecydowanie nie powinny występować. Co je powoduje? Znowu spojrzała na pierścień. Tym razem dominował kolor właśnie jasnoniebieski.
- Ahh, poradzę sobie nawet z jakimś psikusem! Musimy się pospieszyć! Tak w skrócie, to przybyłam, żeby nawrócić cię na właściwą drogę, pomóc wstać po upadku. Później wyjaśnię, Fergus może być w niebezpieczeństwie! - Nie tracąc czasu, otworzyła okno i przez nie wyskoczyła. Upadek zwolniła instynktownie skrzydłami i co ciekawe, magią powietrza. Biegnąc równolegle do ściany, uświadomiła coś sobie. Tak naprawdę przed skuleniem się w kącie przed jakimiś mordercami chronił ją jedynie całkowity chaos i niezrównoważenie. Nie jest najlepszym przykładem anielicy.
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fergus »

Wysoki mężczyzna, atletyczna sylwetka, łysa głowa pokryta tatuażami. Wiek, około czterdziestki, głęboko osadzone oczy, zmarszczki wokół nich, nos bulwiasty i krzywy - złamany nie raz. Uszy ludzkie, znaczy wykluczyć trzeba geny elfów, smoków i diabłów. Zbroja lekka, szyta własnoręcznie na miarę, kolczuga znoszona, miecz schowany w pochwie z brzozy. Na pewno ostry. Do ubrania przyczepione trofea. Łowca nagród lub skalpów. I to nie sam.
Ocenił Fergus, podnosząc się z krzesła w tym samym momencie, co wejście do przybytku dziwacznego nieznajomego. Spojrzenie jego zimnych oczu od razu ostrzegło diabła przed niebezpieczeństwem, ale nie zdołało zetrzeć uśmieszku, z którym Piekielny uwielbiał się pokazywać. Ten drugi bez słów ruszył ku drzwiom, nie odrywając wzroku od potencjalnych kłopotów. Już dawno nikogo nie stłukł, pięści świerzbiły go do bitki i Fergus tylko wypatrywał okazji. Nieznajomy, na całe szczęście sam ją stworzył, uchodząc w bok i popychając byłego marynarza na drzwi. Nie było jednak szansy na jakąkolwiek reakcję z jego strony, gdyż te huknęły pod jego ciężarem i wyrzuciły go na zewnątrz, gdzie stali towarzysze łysego - tak samo brzydcy i ozdobieni zwierzęcymi i ludzkimi trofeami łowieckimi. Obaj popatrzyli na diabła z ukosa, a następnie zwrócili wzrok na sterczące ponad jego włosami rogi i uśmiechnęli się paskudnie. Piekielny od razu zrozumiał, że ma do czynienia z Łowcami Skalpów. Pytanie tylko, czy chcą jego cenne różki, czy piórka ze skrzydeł niebiańskiej piękności. W obu przypadkach nie pójdzie im łatwo.
- Nie szukam kłopotów - skłamał Fergus i natychmiast jego głowa odleciała w tył, kiedy jeden z drabów przydzwonił mu srebrnym kastetem w brodę. Był szybki. Za szybki jak na zwykłego człowieka. Diabeł zachwiał się wyraźnie i złapał się za twarz. Z ust leciała mu stróżka krwi, barwiąca trawę na szkarłatny kolor.
- Woda święcona - skomentował Piekielny, odzyskując równowagę i wypluwając połowę zęba. Jego wargi spierzchły wyraźnie, a ich powierzchnia była podrażniona i dymiła, wyzwalając nieprzyjemny zapach siarki. Na te słowa drugi z opryszków wyciągnął szklaną buteleczkę pełną przezroczystej cieczy i wylał zawartość na kastet kolegi, samemu sięgając po wiszące u boku ostrze. Na jego twarzy malował się tryumf. Zbyt wczesny tryumf.
Kiedy tylko pierwszy z łowców znalazł się obok diabła, wznosząc pięść do kolejnego ciosu, ten uskoczył w bok i rozgrzewając dłonie do czerwoności, złapał go za głowę i wsadził kciuki w oczy. To była chwila kiedy jego twarz zaczęła się topić, a sam drab z niemym krzykiem padł na trawę. Jego nogi zadrgały w konwulsjach, a zaraz potem znieruchomiały.
- Nie ze mną te numery - dodał poważnie Fergus, pierwszy raz od pobytu w karczmie zmieniając uśmiech na grymas bólu, spowodowany przypieczoną przez wodę wargą. To był słaby punkt wszystkich Piekielnych i o ile kropla tego diabelstwa potrafiła im wyżreć dziurę w palcu, cała butelka mogła ich rozpuścić. Zależało to jeszcze od samego Piekielnego.
Drugi łowca okazał się mądrzejszy i cofnął się o krok, przybierając szermierczą postawę obronną.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Francine kompletnie zignorowała łysoli . Po pierwsze dlatego, że była już za wysoko na schodach, a po drugie – w karczmach pełno takich łepków szukających samczej walki. Demonica zaciskała wargi zastanawiając się nad jakimiś ewentualnościami jakie za chwilę mogą zajść w towarzystwie anielicy, która wyrwała ją z myśli pchnięciem. Lou wtoczyła się do pokoju kilkoma pijanymi krokami i gwałtownie zwróciła ku kobiecie. Warknęła rozłoszczona, ale zamilkła widząc zmieniający się stan skrzydlatej. Cofnęła się patrząc teraz na Lumi niczym na cyrkowego dziwaka.
        - Nie. Mam. Zielonego. Pojęcia. – Wydukała w odpowiedzi Francine. Ona wcale nie chciała się przekonywać o tym co dolega Luminei.
        - Ale powinnaś się tym zdecydowanie zająć – zauważyła kąśliwie i plan przejścia do spokojnej rozmowy ponownie przerodził się w chaos.
        Anielicy obrzuciła nemoriankę kilkoma zdaniami, które nie wyjaśniały prawie nic a zarazem wyrażały naprawdę wiele. Gdy ta wyskoczyła przez okno Lou stała jeszcze chwilę w osłupieniu.
        - Że co? – spytała w głos w pustym pomieszczeniu, w którym został jedynie wiatr.
        Nawrócić? Ją? Francine Lou de Bree?...
        Że NAWRÓCIĆ?!
        Ona wcale nie potrzebowała NAWRÓCENIA! Ale z pewnością ta anielica ROZUMU.
        Przecież Francine Loud de Bree nie potrzebuje żadnych poprawek. Jest nemorianką, rasą będącą ponad każdą. Rodzą się istotami niemalże bez skazy, a bynajmniej nawet jeżeli posiadają jakieś wady to nadal pozostają lepsi od reszty. Nie są przeco jakimiś tam ludźmi, elfami czy też czarodziejami, tylko Nemorianami! Można łatwo wywnioskować, że Francine nie jest zła. Albo inaczej – będąc nawet złą jest przecież z krwi i kości nemorianką więc nie ma tutaj w ogóle pola do dyskusji. Niech lepiej ta białogłowa zajmie się tą bandą wieśniaków, co groziła spaleniem lasu, a nie kimś tak doskonałym jak Lou.
        W pierwszym momencie demonicę zalał istny gniew. Nie lubiło, gdy ktoś ingerował w jej charakter, chciał wdrążyć zmiany w jej życiu, a już szczególnie ktoś nie będący nemorianinem! Jednak nagle dotarł do niej sens słów.
        Anielica chce ją nawrócić… Francine parsknęła zduszonym śmiechem zakrywając usta dłonią. O ironio losu, przecież właśnie zbratała się z diabłem! Kurczę! Ona chciała ją tylko nawrócić! Cóż, mogła odpuścić sobie interesy z Fergusem, ale z drugiej strony… Ta pierzasta wygląda na upartą krowę więc tak łatwo się nie odczepi… Poza tym, teraz już nie ma żadnego Opiekuna nad głową. Może się zabawić odrobinę w życie… Póki jest poza granicami Otchłani…
        Francine potrząsnęła głową. Stała jak słup soli a ta skrzydlata wspominała o jakimś niebezpieczeństwie. Czarnowłosa skupiła się na jednym punkcie w głowie. Wyobraziła sobie dokładnie zapamiętany bok karczmy i jednym wdechem teleportowała się w wyznaczone przez siebie miejsce. Wątpiła by ta latająca ją dostrzegła, starała się pojawić najbliżej ściany, pod przykryciem dachu. Później powciska jakieś kity, że przedostała się oknem. Opadła cicho i zgrabnie na stopy, a jej kolana automatycznie zgięły się by móc podkraść się do dwóch mężczyzna. Zauważyła, że Fergus został ranny. Lou złożyła usta w dziubek, po czym śmiało wyszła z ukrycia.
        - Hej, kolego – przywołała przeciwnika. – Jak chcesz się zabawić to chociaż wyrównaj walkę, a nie jak ciota dwóch na jednego – powiedziała prowokacyjnie zapraszając go do potyczki gestem ręki, chociaż… Chociaż spodziewała się, że to anielica przejmie pałeczkę. Ciekawe czemu…
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fergus »

- Jeden na jednego - poprawił ją Fergus, spluwając w miejsce gdzie jeszcze minutę temu była twarz najemnika. Teraz ziała tam dziura wielkości dwóch zaciśniętych pięści, z której wystawała goła czaszka, wokół której spływały strużki stopionej skóry i białka oczu. Wszystkiemu towarzyszył zapach spalenizny, głównie siarki, która gryzła nozdrza i pozostawiała nieprzyjemny posmak na ustach. Diabeł wciągnął to powietrze głębokim wdechem i przymknął oczy, oddając się przyjemnemu mrowieniu. Ostatni raz czuł podobne temu uczucie, gdy po raz pierwszy odważył się kogoś spalić. Wtedy jednak było to nieplanowane, wypadek można by rzec. Nie mniej przyniósł ze sobą porządne efekty, mianowicie nikt już nie próbował go zaczepiać.

Następnie piekielny otrzepał ubranie z kurzu i ciężko dysząc, zaparł się rękoma, próbując wstać. Z ust prosto na trawę dalej ściekała mu krew, ale oparzenia powoli zanikały i Fergus mógł przynajmniej poruszać wargami. I bardzo dobrze, bo w kierunku zbirów, cisnęły mu się na język bardzo nieprzyzwoite słowa.
- Skurwysyny - zaczął, robiąc krok w tył i uderzając o otwierane drzwi. Diabeł zatoczył się w bok, ale nie upadł. Złapał równowagę, w ostatniej chwili łapiąc się drewnianego słupa, trzymającego zadaszenie nad gankiem karczmy. Zdziwiony i zdezorientowany spojrzał to na najemnika to na Vesca, szykującego się do pojedynku. W progu stał pierwszy łowca, ten łysy, który wyrzucił go za drzwi. Na widok ciała i słaniającego się diabła oczy zabłysły mu gniewem. Chwycił po ukryty za plecami nadziak i ostrożnie zaczął się wycofywać do towarzysza, mrucząc coś pod nosem.

- Sami zaczęliście - powiedział w końcu Fergus, przerywając ciszę jaka zapadła. Patrzył na przeciwników przymglonym wzrokiem, opanowując szok po wodzie święconej. Ich przygotowanie możnabyło pochwalić, ale wykonanie spartaczyli. Nigdy nie walczy się z diabłem jeden na jeden. - Nie szukałem z wami zwady - skłamał raz jeszcze, prostując ręce w łokciach i strzelając palcami. W powietrze sypnęły iskry, a jego dłonie ponownie zajęły się ogniem.
- Jeśli to nadal aktualne - zwrócił się do panicza Vesca, uśmiechając się jak najprawdziwszy łobuz. Nie w głowie mu była powaga, zwłaszcza, że nie widział ku temu podstaw. Anielica bez manier, tajemniczy uciekinier, udający mężczyznę, afera z pijakami z karczmy, a teraz to. Łowcy. Inni mogliby się bać, ale nie Fergus. On wolał pożartować i wykazać się sprytem, niż zachowywać śmiertelną powagę. - To od jutra mogę zacząć cię szkolić.
- Ty nie dożyjesz jutra! - zawołał Łysy, wznosząc nadziak do ciosu...
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Francine chociaż była bardzo młoda (jakby nie porównując, większość istot Alarańskich żyła średnio ponad sto lat) to zawsze zdawała się też gotowa. Nieważne czy do odpyskowania, czy też może do działania , grunt, że trudno byłoby wprowadzić ją w popłoch. Oczy domniemanego Vesco błysnęły. Poczuła płonący w niej żar. Życie na nowo zatętniło w żyłach nemorianki, które sądziła, że ponownie utraciła na tułaczce. Fergus będzie jej uczyć! Kurczę, dlaczego się tak cieszy?! Przecież nie dorównuje do pięt czystej rasie demonów!
        Nim jednak zdążyła odpowiedzieć, Francine postąpiła krok do przodu. Lekko wysunęła szablę z pochwy, robiło to z taką naturalnością, chociaż posługiwała się lewą ręką. Dobra mina do złej gry, ale faktycznie gładkim nyżkiem zraniła łysego w rękę powstrzymując atak. Krew pociekła cienko i zapewne mógłby napastnik spokojnie dokonać planu, gdyby nie zalała go złość, że jakiś mami synek go atakuje.
        Zmierzył Lou wściekłym wzrokiem, a ta tylko zmarszczyła brwi. W tym momencie nie znała uczucia strachu, nadmierna pewność siebie przygasała wszelkie wątpliwości. Ba! Nawet zdecydowanie się uśmiechnęła prowokując gościa do potyczki. Łysy wydarł się bojowym okrzykiem pozostawiając Fergusa w spokoju, a pozostawiając go tym samym w łapach ostatniego bandziora. Zamachnął się kilka razy w stronę demonicy, która unikała zranienia. Wydawało się, jakby wciąż panował w „chłopcu” nienaganny spokój, chociaż wyraźnie się zmachała. Nie była w stanie odeprzeć mocnych machnięć nadziakiem. Rapier sam w sobie był niebywale kłujący i ostry, ale cienki w porównaniu do siły jaką wkładał łysy w swoje ataki. Poza tym, wciąż musiała radzić sobie z lewą ręką. Ostatecznie to ona, ku zaskoczeniu napastnika, podbiła w stronę mężczyzny i gładko przecięła jego klatkę piersiową. Smuga krwi pozostała, ale nie na tyle głęboka by powalić łysola. Wnet skorzystał z okazji i uchwycił Francine za złamane ramię. Dziewczyna momentalnie wygięła twarz w bólu i ryknęła przeciągle, niemalże padła na kolana z tego bólu.
        - No, to teraz się zabawimy – syknął wściekle nie rozluźniając uchwytu.
Jeżeli śmierć sprawiała taki ból to szczerze życzyła go temu łysolowi. Lou powoli uginała się widząc triumfalny uśmiech na twarzy mężczyzny. Gdyby robił to z obojętnością być może uchroniłby się przed gniewem demonicy, ale tak… Tak nie mogła znieść tego parszywego uśmieszku. Oj, była w stanie zedrzeć go machnięciem dłoni.
        Lou zacisnęła zęby, przegryzła wargę do krwi, a oczy wypełniła klarowna nienawiść. Nikt, nikt nie jest w stanie pokonać nemorianów, a tym bardziej ich ośmieszyć. Wstąpiła w niej nowa siła, nie potrzebowała żadnego głosu w głowie, który miał ją zmotywować. To egoizm i wiara w możliwości, których nie posiadała dodawała siły dziewczynie.
        Wbiła rapier w ziemię, a sama uchwyciła zdrową dłonią gościa za nadgarstek, który był tak blisko wybitego barku. Mężczyzna odruchowo zacisnął uścisk. Francine popłynęły łzy z rwącego bólu, ale bardziej została wypatroszona wściekłością niż cierpieniem. Momentalnie skóra łysego zaczęła topnieć. To nie było rozmaite zaklęcie, ale wystarczyło by oparzyć skórę do stopnia zwęglenia. Bandyta wyrwał dłoń, którą nie był w stanie ruszyć. Czarne odłamy, pęcherze w okolicy i zaczerwienie wprowadziły go w zaskoczenie.
        - Do trzech razy sztuka… - mruknęła pod nosem Lou chwytając rapier.
        - Raz… - podliczyła wykonując cięcie od dołu wzdłuż twarzy łysego.
        - … dwa... – kolejne cięcie od góry po skosie do dołu.
        A następnie wykonała pchnięcie celując z niebywałą i zboczoną dla Francine dokładnością między żebra, prosto w serce mężczyzny. Z wielkim oraz ostatecznym wysiłkiem szarpnęła bronią, dla pewności, że zabiła gościa. Mimo, że broń był ostra to jednak mniejsza siła w lewej ręcę i delikatne wstrzymania w ruchu sprawiły, że rana przypominała poszarpaną.
        - … trzy.
        Lou spojrzała na Fergusa. Zapewne poradził sobie z tym ostatnim chłystkiem.
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fergus »

Widok umierającego towarzysza poważnie zachwiał samooceną ostatniego łowcy, który jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że nie ma do czynienia z bezbronnym jednorożcem lub rzadkim okazem motyla, a niebezpiecznym diabłem z samego piekła, który tylko czeka na jego błąd, by pozbawić go życia. W pierwszej chwili mężczyzna nawet pomyślał o ucieczce, lecz żarzące się dłonie Fergusa uświadomiły go, że nie zdąży się nawet obrócić... ba... nawet nie zdąży wyrzucić szabli z zacisku swoich palców, które niemiłosiernie się teraz pociły. Jego twarz ściągnęła się w niewyraźny grymas, lecz zaraz pojaśniała, a w łowczego wstąpiły nowe siły, jakby dostrzegł wyjście z tej beznadziejnej sytuacji.

Wznosząc szablę do ciosu, zamachnął się na Piekielnego, celując w szyję i bark, by zaraz zmienić tor cięcia i trafić w policzek, tuż pod prawym okiem. Niestety łowca nie trafił na pierwszego z brzegu, młodego diablika, który otwierając oczy ze zdziwienia, nadziałby się na klingę. Spotkał kogoś o wiele gorszego. Unikając półobrotem śmiertelnego cięcia, Fergus zgasił płomień w ręce i zadał bezbłędny cios w dolną żuchwę napastnika. Ten zatoczył szerokie koło i gdyby nie szabla, na której się wsparł, wylądowałby na ziemi. A przecież nie mógł do tego doprowadzić. Z ognikami w oczach poderwał broń i wznowił swoje wysiłki. W tym samym czasie diabeł był już na lekko ugiętych nogach, sprawiając wrażenie, jakby szykował się do tańca. Kolana mu podrygiwały w tylko jemu znanym rytmie, a ręce zwisały swobodnie wzdłuż ciała. Wydawałoby się nawet, że Fergus pstryka palcami, ale były to jedynie strzelające iskry, które gasły nim jeszcze dotknęły trawy.

- Za wolno - skomentował Piekielny, gdy ostrze szabli cięło powietrze, zaledwie pięć centymetrów od jego ramienia. Przeciwnik był w równie wielkim szoku, co Fergus w dobrym humorze jednak to ten drugi miał przewagę. Gasząc i zapalając ogień na swoich rękach naprzemiennie, rogacz skakał wokół najemnika, zasypując jego tors i szczękę silnymi uderzeniami. Jego oczy latały jak obłakane, chcąc zrozumieć co się dzieje. W każdej chwili mógł oberwać prawdziwym ogniem i zmienić się w popiół, lecz najwyraźniej jego oponent zbyt dobrze się bawił.

- Wyrównajmy szanse - mruknął, sprawnym kopnięciem wytrącając mu szablę z rąk. Ostrze przekoziołkowało w powietrzu i z głuchym tąpnięciem wbiło się w ziemię. Teraz walka mogła toczyć się tylko na pięści. Wyuczony przez marynarzy Fergus boksował jak zawodowiec, lecz i jemu noga kilka razy się podwinęła, za co los zesłał na niego ból w policzku i żebrach od uderzeń łowcy. Gdyby ktoś patrzył na nich z boku, pewnie dostrzegłby parę moczymordów, którzy się pokłócili i "rozmawiają" na świeżym powietrzu.

W końcu jednak jednostronna wymiana ciosów znudziła Fergusa, który złożył palce w znak i przyciągnął do siebie łowcę magią powietrza, nadziewając jego skroń, na zaciśniętą pięść.
- To by było na tyle - mruknął na koniec, dla pewności kopiąc nieprzytomnego pod żebro, by mieć pewność że wstanie dopiero za kilka godzin, a nie kilka minut, jak niektórzy z rywali Fergusa mieli w zwyczaju. Następnie Piekielny wygładził rękawy płaszcza i gwiżdżąc pod nosem, udał się w stronę rosnącego po przeciwległej stronie jeziora lasu, gdzie miał zamiar odpocząć.
- Idziesz? - rzucił jeszcze w stronę panicza Vesca, nim jego stopa stanęła na tafli wody.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Fergsu sprawnie dawał sobie radę z przeciwnikiem i mimo wielkiego podziwu jaki zyskał w oczach nemorianki, ta nie miała zamiaru się porównywać. Co to, to nie! Przecież nie ma sensu stawiać diabła obok rodowej demonicy. Najbardziej podobała jej się walka wręcz. Francine, gdy udawała małego chłopca, wielokrotnie była narażona na jakieś dziecięce szarpaniny i jak się okazało, bardziej interesowała ją już walka wręcz niż magia ognia. Będzie żyć przeco jeszcze bardzo długo, a jak znowu będzie zmuszona podszywać się pod mężczyznę? Z drugiej strony, dama walcząca na pięści nie brzmi zbyt zachęcająco, jeżeli miałaby kiedyś poszukać nemorianina, który byłby jej godzien. Musiała skupić się na teraźniejszości. Dawała się ona mocno we znaki, po tym jak przeciwnik pieczołowicie dopieścił złamany bark. Ach jak boli!
        Trzymała się mocno za rękę mocno zaciskając zęby. Starała się skryć swoje cierpienie, ale Lou marnie to wychodziło. Grymasy na twarzy demonicy mówiły same za siebie, ale i tak stała dumnie wyprostowana, na tyle na ile mogła. Drgnęła, gdy tylko rogacz się do niej zwrócił.
        - Oczywiście – zasygnalizowała całkiem spokojnie, chociaż radość rozrywała ją od środka. Była niebywale podekscytowana nowymi zdarzeniami, a właściwie samym spotkaniem kogoś prosto z czeluści. Czy piekło wygląda tak, jak opisują to w tomikach wierszy?
        Francine zbliżyła się do swojego wierzchowca chwytając za wodze, które uwiesiła na łokciu. Cały czas starała się trzymać dłoń w miejscu nieustępującego bólu. Gdy tylko dojdą do mocniejszego źródła magii, to od razu będzie starała się uleczyć. Szybko dorównała kroku Fregusowi, ale nie spojrzała na niego. Była dziwnie onieśmielona jego postacią, trochę zmieszana i właściwie nie wiedziała o co może go zagadać.
        - Macie zdolną parę pięści – zagaiła, by zdusić niekomfortową ciszę.
        - To wrodzone siły diabelskie czyście się nauczyli?
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fergus »

Kiedy panicz Vesco pokonywał jezioro drogą lądową, Fergus w tym czasie szedł równolegle do niego po przezroczystej tafli wody Błyszczącego Jeziora, zaprzęgając do roboty magię, by jedynie podeszwy jego butów miały bezpośredni kontakt z płynnym podłożem. Dla kogoś nieświadomego i ograniczonego mogło wyglądać to na cud, ale dobry obserwator od razu by dostrzegł, że woda pod stopami diabła ścina się jak białko jajka na ogniu, tworząc platformy, na których staje. Wszak Fergus znał się nie tylko na magii ognia. Woda, powietrze i ziemia również były mu posłuszne, kiedy tego potrzebował lub raczej, kiedy miał taką zachciankę, gdyż zabawa w przestrzegania praw natury jakoś go nie pociągała.

- Przyzwyczajaj się! - zawołał w stronę swojego, nowego towarzysza, choć cały czas doskonale pozostawał w zasięgu oczu i uszu Vesca. W końcu, jakby nie patrzeć był na wodzie, nie dało się nie zauważyć czerwonoskórego rogacza, który dobrze się bawi. - Nad wodą spędzimy najbliższe trzy dni, może cztery. Zależy ile czasu będzie ci trzeba na naukę podstaw, bo płomyk, mój drogi, to świetny start, ale deleki do nowicjusza. Nowo narodzony diabeł potrafi dużo więcej, choć nie jest tego do końca świadomy. Dlatego ja pokażę ci jak przejść z tego... w to. - Tu Fergus zamilkł na chwilę, by wyczarować z małego płomyka humadoidalny kształt męskiego ciała, które powtarzało każy ruch, jaki wykonał jego stwórca. Postać składała się z żywego ognia, wręcz była roztańczonym płomykiem świecy, a jednocześnie gliną w rękach czarującego. Następnie rogacz złożył dłonie i wsadził je głęboko w pierś bytu, rozrywając go na ogniste strzępy, które z sykiem gasły mu pod nogami.

- Ale najpierw obóz - dodał, wychodząc na brzeg i zmieniając sporą kępkę trawy w ognisko. Polana, na której się znaleźli była otoczona z jednej strony lasem, a z dwóch pozostałych jeziorem. Tylko jeden kierunek był tutaj właściwy, a prowadził z powrotem do karczmy, ponad dachem której unosił się szary dym z paleniska.
- Z tym się nie urodzisz - odpowiedział, siadając twardo i opierając głowę o pień samotnej brzozy. - Walczyć nauczyłem się jeszcze w Piekle, a doskonaliłem się na okręcie, gdzie służyłem, w dodatku wbrew własnej woli, jako marynarz. Ręce to ważny organ, dlatego warto wiedzieć jak z nich korzystać.
Fergus uśmiechnął się sam do siebie na wspomnienia o starych, dobrych czasach, gdy żył jako wolny rabuś, a później jako ubezwłasnowolniony marynarz. Dawało mu to trochę do myślenia, ale koniec końców machał na wszystko i na wszystkich.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Dotarli już do samego brzegu Błyszczącego Jeziora. Francine odetchnęła z ulgą. Było tu naprawdę dużo zasobów energetycznych więc mogła się posilić, ale także uleczyć prostymi zaklęciami z zakresu magii porządku. Zrobiła to pośpiesznie, nim jeszcze uzupełniła wszelkie braki w organizmie. Zmrużyła oczy od skupienia i ustępującego bólu. Podskoczyła jednakże z zaskoczenia, gdy uniosła powieki i ujrzała diabła łażącego po wodzie. Dziwnie trwała w przekonaniu, że ciecz powinna parować pod jego butami. Ciekawe czy skóra diabłów faktycznie parzy? Czytała o tym w kilku wierszach elfów. Być może to był skutek władania magią ognia, stąd takie zapiski, ale skoro pochodził z czeluści piekielnych, a tam na pewno jest gorąco, to i jego skóra może być przyjemnie ciepła. I te rogi… Jak bardzo są twarde? Czy miecz się na nich łamie? Czy tylko poświęcony jest w stanie je odciąć? Nagle zdała sobie sprawę, że chciałaby go wymacać w wielu miejscach i ta niekomfortowa myśl sprawiła, że szybko przeniosła wzrok gdzieś przed siebie. Szła bardzo prosto, elegancko. Nie jak dzikus z lasu, nie łagodnie jak płynące elfy, ale jak osoba z dworu walcząca rapierem. Nie luźno, nie nazbyt sztywno, ale wciąż kontrolując plecy czy nogi.
Jeżeli ktoś zobaczy Fergusa na wodzie, to z pewnością szybko rozniosą się pogłoski o diabliku, co zasiadł na łunach leśnych i pożera ludzi, albo gwałci dziewice. Wieśniacy mają wszak bogatą wyobraźnię, coś o tym wiedziała, bo i ją wieś goniła.
Wciąż uważnie słuchała swojego nowego mentora. Przeniosła więc wzrok zgodnie z jego zapowiedzą podniesienie umiejętności.
- O wow… - szepnęła.
Nie chciała tego przyznać w głos, ale on naprawdę jej imponował. Nawet pozwoliła sobie cicho zachichotać widząc, jak męska sylwetka z ognia powtarza ruchy rogacza. Oczywiście momentalnie przywróciła się do porządku otrzepując temblak i kaszląc naganą na samą siebie.
- Imponujące – przyznała starając się nie pokazywać zachwytu. Jest przeco piekielnym a nie nemorianinem!
Ów Vesco przystanął, gdy diabeł zszedł na ziemie. Na Prasmoka, jak to brzmi? Zbyt bosko.
Stanęła więc. Obozowisko im się przyda, ale już tak dawno nie robiła tego typu rzeczy. Z resztą, jako dzieciak niewiele potrzebowała by się schować czy przetrwać. Znajdowała jakieś dobre krzaki albo jaskinie lub dobrze wyżłobione głębiny między korzeniami by się schować. Teraz była na to zbyt duża i nie potrafiła postawić szałasu. Nikt jej tego nie nauczył, a przecież i w lesie mieszkała w chatce Fallona.
- Diabeł na okręcie, i to nie z własnej woli? – spytała jakby się przesłyszała. – To nie winno być na odwrót? Rogacz ganiający a nie poganiany rogacz? – drążyła wciąż nieco zbita z tropu. – Wpadłeś w jakieś kiepski pakt czy czysta głupota? – pytała dosyć bezczelnie, ale Francine kompletnie nie zdawała sobie sprawy ze swojego chamstwa. Była kobietą… bezpośrednią.
Usiadła na jakimś odstającym korzeniu starannie dbając by usiąść jak facet… nawet taki wychowany, nie jak kobieta. Czyli w lekki rozkroku podpierając łokieć o kolano.
- Diabeł na okręcie? – uniosła głos nagłym objawieniem. Właśnie zdała sobie sprawę ile absurdów i łamiących się stereotypów do niej dociera. – Mam wrażenie, że mnie kłamiesz, ale nie chodziłbyś po wodzie, gdybyś nie miał z nią kontaktu… - mruknęła wszczepiając w niego wzrok.
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fergus »

- To nic wielkiego - odpowiedział diabeł, wychodząc na brzeg i rozniecając ogień. - Aczkolwiek jestem samoukiem w tej dziedzinie. Podobnie jest z wodą, ziemią i powietrzem. Lata praktyki i nic więcej. Tobie jednak nie radzę tego próbować. Zacznij od podstaw aby nie spalić lasu. Jutro pokaże ci pierwsze ćwiczenie, które będziesz powtarzał codziennie rano, przez kolejny tydzień. Radzę ci zatem zebrać siły. Nie wiem jak jest z wami, ale dla diabłów dzień zaczyna się wraz ze wschodem słońca.
Później, rozciągnięty pod brzozą, Fergus skupił całą swoją uwagę na ognisku. Płomień tańczył w nim w rytm muskającego jego twarz wiatru, ogrzewając nogi i twarz Piekielnego, który zatopił się w tym cieple i ze wspomnieniach z domu. Oczami wyobraźni widział swoich starych przyjaciół, z którymi spędził najlepsze lata dzieciństwa w Czeluści nim kolokwialnie przegięli, co skutkowało wypędzeniem diabła.
- I to i to - potwierdził z szyderczym uśmieszkiem, wyrwany z zamyślenia. - Powiedzmy, że podpisałem coś bez czytania, omamiony słodkimi obietnicami. Oczywiście wyłgałem się z tego, ale nie musisz znać szczegółów. - Dodał, w niezauważalny sposób pocierając szyję, na której zostały zrogowacenia po magicznej obroży nie żyjącego już kapitana Morgana, który więził Fergusa na swoim okręcie.
Następnie Piekielny zamknął swoje oczy i westchnął, puszczając z nosa obłoczek siwej pary. Jego pierś zaczęła unosić się i opadać, a ręce znieruchomiały wzdłuż tułowia. Z czasem panicz Vesco mógł usłyszeć jak diabeł cicho pochrapuje, poruszając ustami w minimalnym stopniu, jakby strącał z nich upartą muchę. Trwał w tej pozycji nie zmiennie przez kilka godzin, aż pierwsze promienie słońca ogrzały jego czerwoną twarz, przeciskając się przez zamknięte powieki. Wtedy to Piekielny powoli je otworzył i przeciągnął się aż zatrzeszczało mu w kościach i spojrzał na śpiącego jeszcze Vesca.
- Wstawaj! - zawołał z nienacka, wyciągając z jeziora kroplę wody wielkości głazu i rzucając nią w towarzysza. Następnie zaczekał aż ten otrząśnie się z szoku, po czym wręczył mu do ręki rozpalony do czerwoności kamyk, który stopniowo przeobrażał się w płomyk.
- Skoro potrafisz kontrolować płomyki - zaczął, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu - wysusz się nim. Chcę wiedzieć jak długo potrafisz go utrzymać nim zemdlejesz z wyczerpania. To twoja pierwsza lekcja i jeśli do wieczora nie wysuszysz sobie ubrań, pójdziesz spać w mokrych ciuchach, rozumiesz?
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Diabeł, który dał się zapędzić w kozi róg – a to ci przypadek. Francine na pewno by się nie dała wrobić w takiej złowrogie interesy. Omińmy więc fakt, że zadaje się z diabłem, ale nemorianie nigdy nie ponoszą złych decyzji, prawda?
Widząc iż jej nowy towarzysz odleciał w krainę snów, sama usadowiła się wygodnie przy pniu. Z pozycji niemalże siedzącej w ciągu nocy zdołała zsunąć się na trawę, ale nim całkowicie usnęła, jeszcze zdołała przyjrzeć się rogom piekielnego. Korciło ją by ich dotknąć, tak była ciekawa ich struktury. W dodatku nie mogła sobie wyobrazić jak takie rogi wyrastają mu z czaszki, przecież to fizycznie strasznie obciąża mu kark! Teraz gdy leży widać jak jego głowa podąża za ich ciężarem. Dziwactwo!
Zyskując nowe siły jeszcze zdołała kilkukrotnie budziła się w nocy by podleczyć bark, który rano był już jak nowy. Nie zauważyła tego w pierwszej chwili, nie zebrała się choćby do siadu, gdy nagle usłyszała jakiś wrzask. Nic nie zrozumiała otumaniona porankiem, ale jedyne co wyłapała to to, że ktoś trzasnął nią jakąś ogromną ilością wody. Vesco zerwał się siadając na pośladki z oczami otwartymi jak rozległe morze łapiąc zszokowany oddech. Po kilku mrugnięciach Lou spojrzała na rogacza krzywiąc usta do krzyku, ale znowu przerwał jej jakąkolwiek chęć reakcji wciskając jakiś kamyk. „Podarunek” poparzył jej dopiero co wyleczoną dłoń, która wciąż tkwiła w temblaku. Była bliska rzucić go w twarz piekielnego, lecz gdy stał się płomieniem już łatwiej było kontrolować jego moc.
Przełknęła ślinę spoglądając tylko na ów płomień i machała przy nim palcami, jakby chciała przechwycić ten czar. Zdenerwowana na Fergusa musiała się spocić na twarzy, by nie dać się podpalić, a gdy tylko zyskała kontrolę od razu zmierzyła go wzrokiem.
- No czyś ty oszalał?! – wrzasnęła gwałtownie wstając i „trzymając” płomień w lewej ręce.
- Zaraz cię nim spale za takie pobudki! – burzyła się chociaż jej groźby nie miały sensu przy wyćwiczonemu diablikowi. Najgorsze jednak było to, że Francine zapomniała o jednej ważnej kwestii. Nie lubi słuchać innych a zdecydowała się uczyć u Fergusa. To będzie trudne przełamanie w jej życiu.
- Pha! – prychnęła stając dumnie. – Do tego czasu to same wyschną.
Stała tak przez krótki moment, gdy nagle temblak stał się nad wyraz niewygodny. Musiała kontrolować płomień i zdjąć to dziadostwo. Starał się to zrobić zgrabnie, ale wyglądała komicznie walcząc z kawałkiem materiału. Jeszcze tak by nie zwalić czapki z głowy. Ostatecznie jej się udało, ale naprzeklinała się przy tym pod nosem.
- Mam go po prostu trzymać? To będzie łatwe! – zapewniła nie będąc świadoma ile energii może ją to kosztować.
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fergus »

Krzyk Vesca został zagłuszony przez donośny śmiech diabła, który rozbawiony swoim zachowaniem usiadł na trawie i zaczął ją skubać, odrzucając spopielone źdźbła za siebie. Obserwował jak chłopak, cały ociekający wodą, boczy się na niego, próbując wstać. Fergus za nic miał sobie jego groźne spojrzenia i groźby, gdyż wiedział, że póki co jego uczeń nie jest mu w stanie niczym zagrozić.
- Co się tak pienisz? - zapytał rozbawiony. - Chciałeś abym cię uczył, więc to robię. Mówiłem, że nie będziemy mieli zajęć teoretycznych, sama praktyka, a poza tym z czasem się do mnie przyzwyczaisz i będzie ci obojętne jaki kawał ci naszykuję. No, do roboty.
Następnie przez kilka minut diabeł obserwował poczynania ucznia, mrucząc sobie pod nosem. Starał się uwolnić od wszelkich myśli, ale zamiast tego przypomniał sobie swoje własne lekcje, z ojcem i innymi diabłami sprzed czasu banicji oraz już po niej. Fergus miał spory potencjał w magii czterech żywiołów, ale to ogień był jego prawdziwą domeną. Zastanawiał się nawet nad wznowieniem nauki, znalezieniem sobie mentora, a najlepiej ładnej mentorki, aby się doszkolić. Ale to był plan na przyszłość. Teraz sam był nauczycielem i musiał się z tego wywiązać. A przynajmniej spróbować.
- Do wieczora to ty zemdlejesz - powiedział dość chłodno, raptownie wstając i udając się w stronę jeziora. - Ogień osłabia, więc nie przegnij. Jeśli poczujesz ciężkie powieki lub drżenie rąk to przerwij, gasząc płomyk. Ale do tego czasu trzymaj go blisko ubrań i osuszaj je, bo jutro z samego rana obudzę cię tak samo, chyba, że będziesz miał tyle oleju w głowie i sam wskoczysz do jeziora bym ja nie musiał się fatygować.
- Wrócę za godzinę lub dwie, chcesz coś? Kurczaka w sosie, gulasz, piwo? - dodał, wchodząc na powierzchnię jeziora i kierując kroki w stronę przeciwległego molo i wznoszącej się powyżej karczmy, gdzie było im dane się poznać, a przy okazji wspólnie uśmiercili łowców. - I nie próbuj oszukiwać, kładąc ubrania na słońcu.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Miało się wrażenie, że ubrania zaraz wyschną z powodu złości Francine, jaką nią zawładnęła. Pocisnęła diabłowi kilka ostrych spojrzeń. Szczególnie męczyła ją świadomość, że ktoś śmie sobie z niej żarty robić! Z niej! Nemorianki!
        - Z czasem się przyzwyczaję? – prychnęła.
        Zacisnęła usta mieląc nieelegancko język. Miał rację, chciała się u niego uczyć, ale… jak? Nie umiała słuchać innych. Z Fallonem miała przeco wielki problem, lecz to była zupełnie inna sytuacja. Była do niego… jak to się mówi, jak to określić? Przywiązana.
        Lou delikatnie się zarumieniła na tę myśl. Była do niego przywiązana w sposób mentalny i bardzo brakowało jej towarzystwa mentora. Zastanawiała się czy las, w którym mieszka nie spłonął. Jak się w tej chwili czuje, ostatnio miał kłopoty z jakimiś mocami wokół… i tymi wieśniakami, ale zostawiła go obolałego w chacie z kilkoma ziołami. Najchętniej wróciłaby tam ukradkiem, po kryjomu, żeby chociaż zobaczyć czy drzewa są na swoim miejscu. Nie mogła. Nie teraz, gdy żar pogoni za nią jest jeszcze tak gorący.
        Nie rozklejaj się! Tak krzyczała sobie w głowie, chociaż wcześniej upomniał ją inny wzniecony żar. Ten, który kontrolowała w dłoni. Delikatnie się oparzyła. Wzdrygnęła ciało patrząc na płomyk gniewnie, jakby to wszystko było tylko i wyłącznie jego winą.
        - Obyś się nie przejechał na tej swojej pewności siebie – burknęła niemalże niedosłyszalnie pod nosem.
        - Nie… - odparła, ale po chwili przypomniała sobie, że musi jeść. Vesco spożywa posiłki. – Nie wiem… co – wybrnęła dosyć niezdarnie zwracając głowę gdzieś w bok, w zamyśleniu. Co takiego może zjeść a nie będzie mega tłuste? Bleh, ta jajecznica na boczku!
        - Gulasz – odparła nijako.
        Poczekała aż diabeł zniknie jej z oczu. Wtedy usiadła przy brzegu jeziora. Zdjęła buty, chociaż nie była przyzwyczajona robić tego jedną ręką. Podciągnęła luźne spodnie i zanurzyła nogi aż po łydki wzdychając ze znudzenia. Co rusz musiała uważać by nie wpadła w objęcia płomyka. Mimo to, nie zgarbiła się ani razu. Niczym wyćwiczony tancerz, miała już wpojone odpowiednie postawy, nawet jeżeli trwać tak miała kilka godzin.
        Minęła jednak dopiero godzina, a Francine już wpadła w tarapaty. Przez ten czas starała się zajmować czymś myśli. Ciągłe skupianie się na płomyku było bardzo czasochłonne, szybko męczyła, głównie przez to, że utrzymanie zaklęcia jest po prostu nudne. Zawierciła się czując, że drętwieją jej pośladki. Teraz siedziała skrzyżnie. Właściwie planowała szybko się wykąpać nim przyjdzie rogacz, ale co zrobić wtedy z tym durnym płomieniem? Przy Fergusie ani myślała zdjąć chociażby koszulę!
        Lou obróciła głowę czując powiew zaniepokojenia. Tak głęboko pogrążyła się w elfickich wierszach, które porównywała z obecnym krajobrazem… i oczywiście dużo też skupiała się na zaklęciu! Lecz ucierpiała na tym intuicja i instynkt. Demonica zauważyła kilka rosłych chłystków, którzy chyba czegoś od niej chcieli.
        Szybko wstała. Ustawiła się w pozycji bojowej, mężczyźni od razu zauważyli płomyk. Zaśmiali się szyderczo, gdy wyjęli swoje ostrza. Naznaczone były jakimiś runami. Każda błyszczała kilkoma znakami. „Największym wrogiem jest niewiedza” pomyślała w przestrodze.
        - A gdzie reszta twojego dobytku chłopczyku? – spytał jeden z nich, prawdopodobnie dowódca pięcioosobowej szajki.
        Rozejrzeli się dookoła. Zauważyli konia, od razu bandyta złapał za lejce. Zaczął obszukiwać torby, ale… Nic w nich nie było.
        - Nie wierzę, że chodzisz bez złamanego grosza przy sobie – burknął tęgi gość.
        - Bieda doskwiera tutaj każdemu – odparła Lou.
        - Masz na sobie wyborne szaty, jak na biedaka. Nie jest więc tak źle… A może kogoś kryjesz?
        Mężczyźni otoczyli ją. Jedni szukali, a trzej zbliżali się centralnie do niej. Lou szybko wyjęła rapier, nie chciała dać się zapędzić w kozi róg. W przeciwieństwie do Fergusa, nie potrafiła chodzić po wodzie. Atmosfera gęstniała, koń wpadł w panikę ciągany za lejce. Nemoriance już drżała dłoń, ale nie z nerwów a obciążenia.
        No tak! Płomień! Musi skorzystać z jego siły, tylko… jak?!
         „Vesco” grała na zwłokę. Z trudem odpierała silne ciosy mieczami, ale póki je wybijała to było dobrze… albo raczej unikała. Ostatecznie jej nerwy nie wytrzymały. Kurczowo starała się panować nad płomieniem, ale jakiś impuls kazał Lou wzniecić ogień by posłać ich wszystkich diabli. Płomyk posłuchał. Drobne źródło przelało się w buchnięcie ogniem. Jednego z napastników skutecznie oparzyła, dwoje zaufało intuicji i uniknęło ataku. Zraniony przeciwnik jęknął w bólu od razu doskakując do wody. Nie palił się, ale szybko zaczął zdejmować opaloną ogniem część odzienia, by nie przykleiła się do jego skóry. Poza tym, musiał złagodzić oparzenia na twarzy. Wówczas dopiero się wściekli. Parowali na nią obaj. Była wybita z rytmu, teraz gdy bardziej panował nimi gniew a nie rozsądek, trudno było określić kto ją teraz zaatakuje. Demonicy zakręciło się w głowie. To zaklęcie wymagało od niej niesłychanie dużo energii, już nie mówiąc o tym, że już wcześniej usilnie utrzymywała płomyk „przy życiu”. Przeciwnik machnął mieczem, Lou nie spodziewała się, że trafi akurat w odkrytą łydkę, chociaż to był tak oczywisty słaby punkt na obecną chwilę. Poczuła jak pali ją ból. W pierwszej chwili dotyczył tylko przecięcia, w drugiej wręcz rozlał się na całą długość podudzia. Z tego przeraźliwego bólu aż łzy pociekły jej po policzkach. Odrzuciła rapier i klęknęła chwytając nogi, jakby chciała wstrzymać narastające cierpienie. W tedy cień jednego z mężczyzn pojawił się na ciele nemorianki, która uniosła głowę. Dostała dosyć silnego kopniaka. Żałowała, że nie jest prawdziwym mężczyzną. Może by mniej bolało?
        Wpadła w brzeg wody. Zakasłała wypluwając ciecz i chociaż bolało ją żebro od kopniaka, to bardziej przeszkadzała ranna noga. Co mieli w tych runach? Na pewno coś okrutnie bolesnego.
        - Tyle zachodu o marne kilka ruenów? – wykasłała pogardliwie.
        - Nie całkiem. Słyszeliśmy o młodym chłopaczku, który wędrował z diabłem u boku. Wiesz ile dają za skórę piekielnego lub jego rogi? – zaśmiał się bandzior. – To gdzie jest?
        - Takiego to szukajcie tylko w piekle… - burknęła dwuznacznie, bo dla niej Alarania nie była świętą ziemią.
Awatar użytkownika
Fergus
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fergus »

Po powrocie do karczmy diabeł od razu został zaatakowany wyzwiskami. Otyłego karczmarza zza lady nie było stać na nic innego, za bardzo bał się piekielnego, a przy każdym słowie dodatkowo to pokazywał, przekręcając w palcach wisiorek. Najpewniej był to zwykły medalik od cyganki, który przed niczym nie chroni, ale Fergus miał to w wysokim poważaniu póki nie była to buteleczka ze święconą wodą. Przyjmując obelgi za zniszczony stół, który jeszcze świecił ogniem z jego imieniem oraz nie płacenie za posiłek, rogata istota wzruszyła tylko ramionami i wskoczyła za ladę, wyjmując stamtąd małą beczułkę piwa.
- Dodaj do tego jeszcze gulasz - powiedział z szyderczym uśmieszkiem, przeganiając płonącą dłonią resztę gości, którą stanowiło dwóch chłopów, kobieta i mała rodzina, po ubiorze których można było wnioskować, że są w drodze do miasta.
Kiedy barman spełnił jego prośbę, Fergus jak gdyby nigdy nic opuścił zajazd nad Błyszczącym Jeziorem i udał się w drogę powrotną, wesoło podgwizdując.
Woda pod jego stopami zamarzała i rozmarzała w kilka sekund, wyznaczając prostą drogę na polanę, na której piekielny zostawił Vesca z zadaniem wysuszenia sobie ubrań. Zanim jednak udało mu się zrównać z linią przybrzeżnych trzcin, do uszu diabła dobiegł zduszony krzyk i śmiech jakiś mężczyzn, którzy naruszyli spokój jego obozowiska.
Uśmiechając się pod nosem, Fergus nadłożył kilka metrów drogi i obszedł polanę od zachodu, wchodząc na nią w tym samym momencie, kiedy nachylony nad Vescem bandyta tłumaczył mu wartość jego atrybutów.
- Jeśli chcesz wiedzieć - zaczął spokojnie, stawiając beczkę z piwem i miskę z gulaszem na trawie, obok ogniska. - To moje rogi chodzą po trzydzieści złotych gryfów na czarnym rynku, a skóra po czterdzieści pięć. Za nasze ciała możesz wytargować sto, a czasami i dwieście, a za żywego w klatce możesz domagać się rezydencji nad morzem.
Gdy mówił te słowa, trzech z pięciu napastników porzuciło swoje dotychczasowe zajęcie i wymachujac syczące młyńce, zaczęli go okrążać.
- Jest tylko jeden problem - kontynuował Fergus, łapiąc się jedną ręką za róg i pociągnął go mocno. - Są przymocowane na stałe, a żeby je odpiłować potrzebujesz mojej zgody.
- Żarty się ciebie trzymają? - spytał z rozbawieniem szef grupy, zerkając ukradkiem na zwiniętego w pozycję embriona Vesca. - Zrodziły cię głupie dowcipy i płacz tego gnojka?
Na te słowa cała banda ryknęła gromkim śmiechem, nie przerywając zamykania diabła w kole. Ten jednak zerknął na nich powierzchownie, a następnie wlepił oczy w ranę na nodze towarzysza i zmarszczył brwi, jakby chciał sobie coś przypomnieć.
Pogadam sobie z nim później, przeszło mu przez głowę, opuszczając ramiona wzdłuż ciała.
- Nie - odpowiedział młodzieńcowi, wykrzywiając usta w jeszcze bardziej krzywy uśmiech. - Zrodziła mnie rozpusta i kanty.
Z tymi słowami palce Fergusa zacisnęły się w pięść, a nogę jednego z bandytów przebił kamienny kolec, który wyrósł jak spod ziemi, nadziewając nieszczęśnika jak pal. Skała weszła przez piętę i wyszła udem, obficie brocząc krwią. On jednak nie wydał z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Zawisł bezwładnie na stalaktycie i wypuścił miecz z ręki.
- Czterech na jednego? To nie fair. Zawołajcie jeszcze kilku, aby wyrównać szansę.
- Zamilcz! - krzyknął bandyta po lewej, z ognikami w oczach nadbiegając na diabła z uniesionym ostrzem.
Fergus spodziewał się takiego zachowania i gdy tylko napastnik znalazł się w zasięgu ręki, diabeł skoczył do niego, skracając dystans i uderzył nasadą dłoni w nos, miażdżąc go jak kulkę z mokrej gliny. Chrupnęła kość, a bandyta rzucił się na trawę, kopiąc nogami powietrze.
- Liczę do trzech i ma was tu nie być, jasne?! Raz...
Zablokowany

Wróć do „Błyszczące Jezioro”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości