Błyszczące Jezioro[Na plaży] Trzej wygnańcy i lis.

W wodach Błyszczącego Jeziora mieszkają Strażniczki. Małe istotki mierzące dwa cale. Swoje miasto mają w jego głębinach. Są niezauważalne dla ludzkich oczu. To ich połyskujące ciała nadają błyszczące kolory wodom tego jeziora. Na środku znajduje się tez niewielka wyspa cała porośnięta gęstą roślinnością, mity mówią że gdzieś na tej niewielkiej wyspie znajduje się tajemniczy portal prowadzący wprost do lasu Jednorożców.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Avellana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Zielarz , Wędrowiec
Kontakt:

[Na plaży] Trzej wygnańcy i lis.

Post autor: Avellana »

Avellana wędrowała już samotnie około kilku tygodni, po dwóch przestała liczyć. Odkąd opuściła miasto Demara i ruszyła w dalszą drogę, zdążyła odpocząć od ludzi i zgiełku i teraz z przyjemnością przemierzała równinę, napawając się cudowną pogodą i samotnością. Drogę szybko przemierzaną przez kupców i podróżników z jakimś konkretnym celem, dziewczyna pokonywała co najmniej cztery razy wolniej, co chwila zatrzymując się w jakimś szczególnie urzekającym miejscu, czy błądząc po śladach ziół przez kilka godzin, nim nocne ciemności wyraźnie dały jej do zrozumienia, że czas na odpoczynek. Humor jej dopisywał, sakiewka z ziołami robiła się coraz bardziej pękata, a dziewczynie zaczynało już brakować mieszków na ich nowe rodzaje. Bo przecież nie mogła pomieszać liści! Ani kwiatów. Niektóre należało przecież najpierw ususzyć, inne zemleć na pastę i zatrzymać w specjalnej skórzanej torebeczce, których miała jedynie ograniczoną ilość. Na zwykłe zioła wystarczały bowiem odpowiednio zwinięte pasma materiału, by odpowiednio zabezpieczyć je na czas podróży. Monet niestety nie miała zbyt wiele. Wszystko to, co udało jej się zarobić na sprzedaży poprzedniego zapasu, wydała na te kilka dni pobytu w mieście. No i oczywiście zakup dodatkowych sakiewek i paczuszek wszelkiego rodzaju. Nie, od miast zdecydowanie należy trzymać się z daleka, nie potrzeba tam złodzieja, by szybko opróżnić swoje kieszenie z wszelkich wartościowych rzeczy.

Dziewczyna nie miała przy sobie żadnej mapy, ale pamiętała co nieco z tych, które podpatrzyła u kogoś w mieście. Jakiś czas temu przekroczyła drugą już rzekę, nie pamiętała jej nazwy, co oznaczało, że zbliża się do Błyszczącego Jeziora. Tam planowała dłuższy odpoczynek, kąpiel i jakiś posiłek. W torbie zostało jej już tylko kilka owoców, ale nie planowała polowania, wiedziała, jak opornie jej to idzie. Nie przejmowała się tym jednak, widać dobry humor oblał ją całkowicie, nastawiając umysł jedynie na pozytywne aspekty możliwych scenariuszy.

Od kiedy na horyzoncie dostrzegła słaby zarys drzew, przyspieszyła nieco kroku, chcąc jak najszybciej dotrzeć nad jezioro. Zdobyła już bowiem większość z bardziej interesujących ją ziół występujących na otwartych polach równin. Teraz widok skupiska drzew zwiastował zarówno ulgę dla ciała od palącego nieprzerwanie słońca, obietnicę kąpieli w jeziorze oraz… mnogość nowej roślinności! Avellana oprócz wiedzy na temat zielarstwa, którą już posiadała, chciała wiedzieć znacznie więcej, dlatego cały czas szukała nowej, nieznanej jej roślinności. W wyjątkowo fascynujących przypadkach testowała właściwości ziela na własnej skórze, zamieniając niepozorne roślinki w napary, pasty czy susząc je na później.

Po kilku godzinach marszu w słońcu z ulgą zagłębiła się w niewielki lasek. Po tym, jak rzadko rosły tam drzewa, domyśliła się, że musi zbliżać się do jeziora i przyspieszyła kroku. Rzeczywiście już po kilkudziesięciu minutach zobaczyła w oddali mieniącą się w słońcu taflę wody, a na jej usta wkroczył szeroki uśmiech. Niemalże biegiem pokonała ostatni odcinek i z beztroską godną osoby, która nigdzie się nie spieszy i nie ma żadnych konkretniejszych celów przed sobą, nadstawiła twarz na słońce, czując przyjemne ciepło i zadowolenie na myśl o kąpieli. Zsunęła torbę z ramienia, odkładając ją na kamień przy brzegu, by nie zamokła. Przeciągnęła się z zadowoleniem rozciągając spięte mięśnie i rozpuściła włosy, splecione do tej pory w kok nad karkiem, pozwalając im opaść swobodnie kaskadą na plecy. Rozejrzała się czujnie z wesołym, trochę może niecnym uśmieszkiem na ustach. Miała taką ochotę popływać! Jednak mimo że przez ostatnie kilka dni nie napotkała na swojej drodze nikogo, nawet jednego podróżnego, to i tak nie chciała zostać zaskoczona zupełnie bezbronna czy naga. Krótka chwila obserwacji lasu przy brzegu jeziora upewniły ją jednak w przekonaniu, że jest tu zupełnie sama. Palące słońce natomiast przyspieszyło proces decyzyjny dziewczyny, która zsunęła suknię z ramion, pozwalając jej opaść lekko na piasek, po czym odłożyła ją ostrożnie pod torbą z ekwipunkiem, by wiatr nie porwał lekkiej tkaniny. Nawet przez myśl jej nie przeszło, by na czas kąpieli pozbyć się również broni i ze sztyletami nadal przypiętymi pasami do ud, weszła szybko do chłodnej wody. Zanurzyła się cała, pozwalając, by zimna tafla wody zamknęła się nad nią, odbierając nagle uczucie palących promieni słońca na skórze. Teraz wręcz zrobiło jej się przyjemnie chłodno.

Pływała sobie beztrosko przez kilkanaście minut, po czym podpłynęła do brzegu i wyszła na jeden z kamieni, nieopodal swoich rzeczy, by wyschnąć zanim oblepi się cała w piasku. Półleżąc na plecach, oparła się na łokciach za sobą i korzystała z popołudniowego słońca suszącego jej długie włosy i opalając delikatnie skórę dziewczyny. Avellana oczywiście nie zdawała sobie sprawy z tego, że tak umyślnie dążąc do osuszenia włosów, poddaje je działaniu nie tylko słońca, ale też własnej słabej magii, która posłuszna woli dziewczyny, odprowadza krople wody z jej włosów z powrotem do jeziora w tempie o wiele szybszym niż mogłoby się to wydać naturalne. Ona tymczasem, niczego nie świadoma, zażywała beztrosko słonecznej kąpieli. Był taki cudowny dzień! Co mogło pójść nie tak?
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Wicher, który wciągnął anielicę i przeniósł ją Prasmok jeden wie gdzie, nie pozwalał Keirze dostrzec nic, póki nie zniknął. Czarna jak smoła mgła uniemożliwiała spokojną analizę sytuacji. Zdawało się, że piekielna przenoszona jest przez jakiś portal. Jakaś tajemnicza siła ją uprowadziła i nie dała czasu na reakcję. Keira zacisnęła zęby, aby nie wydać z siebie żadnego krzyku, żadnego choćby piśnięcia. To było ostatnią rzeczą, jakiej jej brakowało; paniki. Jednakowoż myślami wracała do poprzednich towarzyszy, zwłaszcza postaci Tayi. Tak bardzo przypominała siostrę anielicy.
        Zdawało się, że podróż trwa nieskończoność, aczkolwiek minęło ledwie kilka sekund. I Keira, i Leanor, którego również uprowadziła czarna smuga, bezpiecznie wylądowali. O ile bezpiecznym można nazwać wpadnięcie do jeziora. Oczywiście upadła anielica miała swoje skrzydła schowane, a w dłoni ściskała znaleziony wcześniej rubin. Nie ma mowy, żeby zgubiła taki skarb. Zwłaszcza po tym, co widziała, że potrafi. I nawet perspektywa mokrych i lepiących się do ciała ubrań nie była taka zła, jeśli popatrzeć na wcześniejsze starcia z kościotrupami i tajemniczą bestię.
        Keira wypłynęła na powierzchnię. Rozejrzała się wokół, dostrzegając przy okazji lisołaka. Westchnęła, kierując się na brzeg.
        - Zgaduję, że nie masz pojęcia, co się właśnie stało – powiedziała, odchrząkując. – A oni zostali sami z tą zagadką… - Dopiero teraz skojarzyła, że nie ma przy sobie papieru, na którym był opisany cały rytuał. Musiała albo go upuścić przed pojawieniem się smugi, albo zaginął w odmętach jeziora. Piekielna, od razu po wyjściu na brzeg, wycisnęła pozostałą wodę z włosów i spódnicy. Przynajmniej tyle mogła. Odgarnęła mokre, lepiące się do twarzy włosy z czoła i ponownie rozejrzała po okolicy. Pierwsze, co dostrzegła, to wypełniona torba z ekwipunkiem. Kij z tym, co tam może znaleźć, pokusa była ogromna, aby chociaż zajrzeć. Umysł kobiety już po upadku przekierował się na rozmyślania typowej złodziejki. Lecz nie mogła spokojnie podejść do torby, gdyż dosłownie kawałek dalej siedziała jakaś postać, z czego ekwipunek należał zapewne do niej. Keira westchnęła cicho, ukradkiem spoglądając na lisołaka, by potem wrócić wzrokiem do tajemniczej, nagiej kobiety. Niewykluczone jest, że widziała ona, jak oboje wpadli do jeziora. Anielica zwęziła oczy, przyglądając się jej. Kojarzyła tę postawę, kolor włosów… Aczkolwiek podobnie było z Tayą. Dziewczyna rażąco przypominała Isolde, ale nią nie była. Piekielna ponownie przeczesała ręką włosy, tym razem nie opuszczając jej. Czyżby aż tak tęskniła za siostrą, że widziała ją niemal wszędzie?
        Nie minęło dużo czasu, gdy anielica zdecydowała się podejść nieco bliżej, po czym krzyknęła.
        - Ej! Nie wiesz przypadkiem, co to za miejsce? Tak jakby… zgubiliśmy się. – Nie miała innego pomysłu. A raczej wolałaby się do wiedzieć, czy w pobliżu znajdują się jakieś większe miasta, których obecnie powinna unikać…
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

Czymkolwiek było coś, co wciągnęło lisołaka, niosło go teraz w jakieś całkiem inne miejsce. Na te kilka sekund stracił orientację, kompletnie nie wiedząc, gdzie jest. Gdzieś przed oczami zobaczył Apolla, który również bezwładnie sunął w nieznane. Był prawie pewny, że Keirę również porwało to dziwne magiczne wietrzysko, ale nie dałby sobie za to uciąć ręki. Do głowy przyszła mu tylko jedna myśl - magiczne anomalie mają w zwyczaju rzucać to, co "wciągną" tam, gdzie im się podoba. Mógł wylądować na drzewie, mógł wylądować na twardej ziemi, na kaktusach, ostrych skałach, bezkresnych równinach...
...albo w jeziorze.

Spotkanie z zimną wodą tak go przeraziło, że oczy wyszły mu na wierzch. Wypłynął na powierzchnię czym szybciej, by złapać oddech, szukając wzrokiem najbliższego brzegu. Na szczęście daleko płynąć nie musiał - wystarczyło kilka ruchów, by wypełznąć na piaszczysty brzeg. Apollo miał więcej szczęścia, łapiąc wiatr pod skrzydła i unikając spotkania z wodą. Teraz właśnie wydawał z siebie radosne dźwięki, siedząc na gałęzi najbliższego drzewa, widząc Leanora. Nie żeby się cieszył, że trafili w to samo miejsce - lisołak po prostu wyglądał jak mop do podłogi, co niezwykle rozbawiło ptaka. I współtowarzyszkę którą również przywiało magiczne tornado. Z tego względu postanowił zostawić na sobie zbroję, otrzepując z wody tylko łeb.

- Masz rację, nie mam bladego pojęcia... Wywiało nas z tego cholernego zamku i plusk! - Tu lisołak rozłożył ręce, ukazując ogrom wody, jaki rozprysnął po jego zderzeniu z taflą jeziora. Był dosyć zmęczony całym tym zajściem, a tu czuł się dosyć bezpiecznie. Wyglądało na to, że nie ma tu zbyt wielu ludzi czy innych istot poza nimi dwoma... I tajemniczą kobietą, która nie wiedzieć, czy zauważyła ich obecność. Zmiennokształtny oparł się o drzewo, spoglądając w jej stronę. Dopiero teraz przyjrzał się uważnie. "Fiu fiu... Może jednak nie tak źle, że tu wylądowaliśmy" - pomyślał sobie, widząc z daleka nagie ciało kobiety, o idealnej sylwetce - niczym anioł. Zaraz jednak przyszła myśl - co by się Leanor za bardzo nie nacieszył - że w tej krainie nawet anioły mają ostre zęby i szpony. Pewnie z każdym jego krokiem w jej stronę ona już w myślach garbowałaby zerwaną z niego żywcem skórę. I futerko.

Keira okazała się jednak dzielniejsza (lub bardziej nierozważna, zależy od punktu widzenia) i postanowiła podejść bliżej. Lisołak wyciągnął broń, gdyby jego obawy o aniołkach z ostrymi szponami okazały się prawdą - bo przezorny zawsze ubezpieczony - i poszedł za upadłą. Kiedy ta krzyknęła do nieznajomej, on na nią spojrzał.
- Serio? "Zgubiliśmy się"? - szepnął cicho, tak, żeby nieznajoma nie usłyszała jego słów. - Będziemy się musieli tłumaczyć z tego dziwacznego portalu... Ech.
Westchnął ciężko. Apollo usiadł na jego ramieniu, dziabiąc go lekko w ucho. Obaj chyba mieli już dosyć przygód i walki na dziś. Pogoda była idealna, by usiąść i odpocząć. I jak tylko okaże się, że kobieta nie ma złych zamiarów, zmiennokształtny z pewnością ulegnie pokusie i posadzi zadek pod najbliższym drzewem.
Awatar użytkownika
Alesperta
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alesperta »

        Alesperta leciał ponad lasem. Wracał z Burdany, miasta słynącego z największych dostaw drewna w całej Alaranii. Nie dziwi to zupełnie, jeśli pod uwagę weźmie się fakt, że ponad połowa mieszkańców to drwale, a lasy otaczające to miejsce są zaklęte. Drzewa zachowują się jak ogony jaszczurek, ucięte, odrastają, tylko gadom schodzi na ten proces jakiś czas, a te chwasty odrastają w ciągu jednej nocy. Tak, chwasty. Jak inaczej można nazwać roślinę, której nie jesteś w stanie wytępić, bo i tak odrośnie dokładnie taka sama, jak ta, którą ściąłeś, spaliłeś, wytrułeś, wyrwałeś itd? Mieszkańcom Burdany co prawda to nie przeszkadza, w końcu dzięki tym drzewom mają za co żyć. Ciekawi was jednak zapewne, co Upadły robił w miejscu, w którym, gdyby ludzie mogli, żywiliby się drewnem, jak korniki? Wróćmy zatem do naszej historii.

        Przyczyną wizyty Współtwórcy w tej mieściny była prośba jego przyjaciela, Xel'Tara, który oddelegował Upadłego po specjalne drewno do swojego kolejnego projektu. "Utnij mi sporą gałąź drzewa z serca lasu na wschód od Burdany. Potrzebuję zaklętego drewna, które wytrzyma duże naprężenia, inaczej znowu będziesz musiał magicznie wyciągać wszystkim drzazgi z każdej części ciała" - to powiedział kowal, gdy wysyłał Alespertę w tą długą podróż. Długą dlatego, że najbliższy piekielny portal znajdował się po drugiej stronie równiny Maurat. Diabelscy architekci naprawdę mają smykałkę do rozmieszczania wyjść do zewnętrznego świata. Upadły na samą myśl ciężko westchnął. Niekompetencja niektórych osób po prostu go osłabiała.

        To był drugi dzień lotu. Współtwórca leciał nad czubkami drzew rozmyślając nad tym, czym się zajmie, gdy już wróci do Piekła. Może stworzy kolejnego towarzysza? Shade'owi przydałoby się jakieś towarzystwo... "Może jakiś pierzasty smok? Albo chmara owadów? Albo coś tygryso-podobnego? Tyle możliwości..." - z takimi myślami szybował w stronę domu. W pewnej chwili jednak pewne uczucie wyrwało go z letargu.
- W pobliżu jest jakiś portal. Całkiem potężny - Upadły głośno wypowiedział swoje myśli. Po chwili postanowił zrobić postój. Nie zaszkodzi odpocząć, a przy okazji wyciągnąć z tego portalu trochę mocy do jego przyszłych pracy. Pod sobą, niedaleko, zauważył skrzące się jezioro. Idealne miejsce na obóz. Z uśmiechem na ustach złożył skrzydła i lotem nurkowym rzucił się w dół, ku połyskującej tafli wody. Kilka metrów nad brzegiem rozpostarł skrzydła i w ten sposób miękko i zgrabnie wylądował na ziemi. Płynnym ruchem wyciągnął zegarek z kieszeni spodni i otworzył go, wypuszczając na zewnątrz Shade'a i swój płaszcz, który zwinnie zarzucił na plecy. Wszystko zajęło nie więcej jak kilka sekund.

        - Co tak długo? Zrozumiałbym, gdybyś szedł piechotą, a nie leciał. - Pies zaczął się droczyć od razu, jak stanął koło swojego pana. Rozejrzał się, po czym zwrócił oczy z powrotem na Anioła - Nie jesteśmy w Piekle? Naprawdę? Żałosny jesteś, jak na Upadłego.
- Przynajmniej wybrałeś niezłe miejsce na postój. - Shade usiadł i podrapał się za uchem.
- Zamkniesz się wreszcie? Czy ja ci wyglądam na smoka? Myślałeś, że co? Że to tak łatwo i szybko pójdzie z podróżą przez całą krainę? Przepraszam, że moje usługi nie zadowalają nawet zapchlonego kundla. - Alesperta zakrył twarz dłonią. Czasami brakowało mu cierpliwości do tego psiska.
- Tylko nie zapchlonego. I kundlem mnie nie nazywaj, przecież to ty jesteś moim rodzicem, idioto. Jaki pan, taki kram. - Shade uśmiechnął się na swój cięty komentarz.
- ...zabiję... zarżnę jak psa... - Współtwórca skrył twarz w dłoniach, wyrażając tym samym bezsilność.
- Cóż, jakbyś nie zauważył, to jestem psem - skomentował zwierzęcy towarzysz Upadłego, sprawiając, że ten, rozrzuciwszy ręce w akcie desperacji podszedł do brzegu jeziora.
Anioł przyklęknął nad taflą wody, nabrał trochę cieczy w ręce i przemył twarz, a następnie trochę się napił, by ochłonąć. Gdy uniósł głowę, po drugiej stronie połyskującego zbiornika ujrzał nagą postać. Postać kobiety.
Idealne proporcje.
Piękna i gładka skóra.
Zatkało go, a usta same otworzyły mu się w zdumieniu, uwalniając resztę wody, której nie zdążył przełknąć. Szybko wytarł się rękawem, dalej patrząc na nieznajomą. Była piękna, nawet bardzo. Jednak chwilę później dojrzał aurę kobiety i przewrócił oczami. "Piekielna, no pięknie. Jak to się mówi, piękne złego początki. A ta istota na pewno nic dobrego mi nie przyniesie" - w skrócie, Alesperta nie przepada za swoimi pobratymcami z Piekła. Uważa ich za byty zbliżone do zwierząt, które pozabijałyby się dla kawałka mięsa. Co prawda, od każdej reguły są wyjątki, ale Upadły zalicza do nich tylko Xel'Tara i paru innych bliskich przyjaciół. Lubi co prawda pogrzeszyć trochę z kobietami, ale od swoich woli trzymać się z dala. Po pierwsze zwykle to zimne suki, a po drugie i tak pewnie prędzej czy później musiałby je zabijać, bo dosyć często wchodzą innym w drogę. W Piekle obowiązuje zasada "Po trupach do celu", "Zabijaj bądź giń". Wszystko dla lepszej pozycji.

        Alesperta wstał i zawołał do siebie Shade'a. Pies posłusznie stanął przy nodze swojego pana. Upadły już miał się zbierać do dalszej drogi, by uniknąć spotkania, ale zauważył kolejne postaci za kobietą. Szybko odczytał ich aury.
- To jakaś plaga. Kolejna Upadła? Z jednej strony dobrze, że któryś z tych białych idiotów zrozumiał, że na Górze jest nie tak, jak powinno, ale jednak... - Współtwórca ciężko odetchnął. - O! I jeszcze jakiś zwierzołak! Genialnie! Lepszego zestawu nie mieli? - Alepserta wyrzucił w górę ręce w teatralnym geście wyrażającym zażenowanie własną sytuacją. - Dobra, zbieramy się... - Już miał wyciągnąć zegarek w zapakować do niego psa i płaszcz, ale zauważył spojrzenia postaci z drugiego brzegu, które na nim spoczywały.
- O szlag... A ten dzień zapowiadał się tak pięknie... - Anioł ponownie zasłonił twarz dłonią. Był załamany takim obrotem spraw.
- Nie narzekaj, przynajmniej masz niezłe widoki. I z tego, co widzę, obie panienki mają niezłe cycki. Lisem ja się zajmę. Dawno nie polowałem. - Nie ma to jak przyjaciel, który i tak dostrzeże piękno sytuacji. Kochany piesek.
Awatar użytkownika
Avellana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Zielarz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Avellana »

Avellana dosłownie kąpała się w słońcu, zadowolona z takiego odpoczynku po długiej podróży. Wyschła już zupełnie po kąpieli, nawet jej brązowe włosy wyschły zupełnie i nagrzewały się teraz niemiłosiernie od słońca. Było jej tak dobrze, że niemal by usnęła, słuchając jedynie śpiewu ptaków i delikatnych plusków w wodzie, wywołanych przez małe rybki. Odpoczynek jednak nie był jej dany.

Dziewczyna drgnęła zaskoczona i otworzyła szybko oczy, gdy usłyszała donośny plusk wody. Odprysk był tak silny, że lekka mżawka wody dosięgnęła brzegu, chlapiąc lekko na jej nogi. Zmrużyła oczy przed słońcem i otaksowała szybko jezioro, lecz dostrzegła jedynie poruszoną taflę wody, której fale docierały aż do jej skałki. Nieprzyzwyczajone do światła oczy, zaatakowane nagle przez promienie słońca, pokazały jej jedynie mrowie czarnych kropek. Podniosła się powoli do pozycji siedzącej i uniosła dłoń do oczu, ponownie usiłując dostrzec coś w słońcu. Z wody wychodziły na brzeg po jej stronie dwie istoty. Nie była pewna, kogo dokładnie widzi, do czasu, aż oni ewidentnie dostrzegli ją. W jej stronę zmierzała bowiem przemoczona kobieta oraz lisołak o wyraźnie mokrym futerku. Osłupiała Avellana spojrzała w niebo, teraz czyste i błękitne, i znów na kobietę. Spadli z nieba? Może to jedna z Aniołów, o których istnieniu słyszała? Tylko dlaczego zamiast wylądować jak człowiek.. tzn. dlaczego zamiast wylądować normalnie, ta wpadła do wody? Nie wyglądała przecież na zachwyconą. A poza tym lisołak! One nie latają! Analizowała jeszcze przez chwilę sytuację, gdy nagle otworzyła szeroko oczy, w miarę jak docierał do niej idiotyzm sytuacji. Ot, siedzi tu i komentuje w myślach dziwne zachowanie innych, gdy sama jest kompletnie golusieńka!

Poderwała się natychmiast z kamienia, łapiąc z drugiego głazu suknię i szybko narzucając na siebie cienki materiał. Nieco spokojniej już nałożyła torbę na ramię i pod pozorem poprawienia pasm materiału na sobie, przesunęła dłońmi po sztyletach, jak gdyby upewniając się, że nadal są z nią. Zrobiła to jednak dyskretnie, by nie dawać wrażenia, że szykuje się do walki. Dopiero teraz rozejrzała się uważnie w około, splatając suche już włosy nad karkiem, po czym niemal jęknęła w duchu. Po drugiej stronie jeziora klęczał nad wodą mężczyzna, na dodatek napotkała jego spojrzenie, więc czym prędzej odwróciła wzrok, świadoma, że widział ją wcześniej.

Jak to się stało, że przed chwilą była tu sama, żywej duszy w promieniu kilometrów, a teraz nagle trzy osoby widziały jej goły tyłek... i nie tylko. Zanim czarnowłosa kobieta zbliżyła się do niej, policzki Avellany zdążyły już spłonąć rumieńcem zażenowania. Nie miała żadnych kompleksów odnośnie swojej figury, ale nie miała też w zwyczaju świecić ciałem przed nieznajomymi. Na okrzyk „Ej”, szatynka jednak uniosła lekko brew i zacisnęła usta, powstrzymując się od komentarza. Wszak czarnowłosa widziała jej cycki, nie wypadało więc zwracać jej uwagi na to wątpliwej grzeczności powitanie.

- Witajcie – powiedziała i dygnęła uprzejmie, wciąż nieco zawstydzona. Wolała jednak nie przepraszać za swój wcześniejszy negliż, istniał bowiem cień szansy, że tego nie zauważyli. A nawet jeśli, raczej nie chciała się z tego tłumaczyć.
- Tak, wiem. Jesteśmy nad Błyszczącym Jeziorem. – Wskazała dłonią błyszczącą taflę wody, znów łapiąc spojrzeniem mężczyznę pod drugiej stronie. Dopiero teraz dostrzegła, że towarzyszy mu pies. Scenariusz, w którym oni wszyscy spadli z nieba do jeziora, przy którym akurat zdecydowała się na opalanie, stawał się coraz dziwniejszy. Przeniosła znów spojrzenie na brunetkę.
– Równina Maurat – dodała gwoli wyjaśnienia.

Dopiero teraz dotarł do niej słaby zapach siarki, który drażniąc jej nos, potwierdzał jednocześnie jej podejrzenia. Upadła Anielica. Ale gdzie jej skrzydła? Przeniosła wzrok na postać lisołaka, z większą przyjemnością odczytując jego aurę. Ponadto jego wygląd nie pozostawiał wiele miejsca na błąd.
- To wasza trójka wpadła do jeziora? – zapytała wprost, kiwając dodatkowo głową w kierunku mężczyzny po drugiej stronie jeziora. – Z nieba? – dodała z lekkim uśmiechem. Obie postacie przed nią były przemoczone do suchej nitki i żadna nie wydawała się z tego powodu zadowolona. Avellana pozwoliła sobie na słaby uśmiech.

Nie licząc niefortunnego raczej sposobu, w jaki się spotkali, nie przeszkadzało jej towarzystwo. Prawdę mówiąc jeszcze nie widziała wcześniej lisołaka, dlatego jemu przyglądała się ze szczególną uwagą. No, w każdym razie nie pamięta, żeby widziała. Poznała parę zmiennokształtnych istot, lecz zazwyczaj w ich ludzkiej formie, stąd jej wyraźne zainteresowanie. Starała się nie być niegrzeczna, ale nie mogła oderwać wzroku od ogona, bujającego się za mężczyzną. To znaczy, wydawało jej się, że to mężczyzna, sądząc po sposobie poruszania się i ubiorze. Aczkolwiek wolała poczekać aż się przedstawić niż popełnić taką gafę, gdyby się pomyliła.
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Keira spojrzała ponownie na lisołaka z uniesionymi do góry brwiami.
        - „Wylądowaliśmy w jeziorze z jakiegoś nieznanego nam powodu, porwał nas magiczny portal, nasi poprzedni towarzysze gdzieś tam zostali, my nie mamy zielonego pojęcia, gdzie się teraz znaleźliśmy, możesz nam pomóc?” - wydukała szybko. - Jak sądzisz, „zgubiliśmy się” nie brzmi tak samo? I nie jest krótsze? - zapytała dość uszczypliwie, ale co poradzić. Charakterek rodem z piekła, a anielica jakoś się nie uśmiechała z zaistniałej sytuacji. Jednakże znowu zbyt późno ugryzła się w język i zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała, po fakcie. Pokręciła przecząco głową.
        - Wybacz, Leanor, nie mam dobrego humoru. Ale powiem, że mimo wszystko i tak pasowałoby jakoś rozważyć, co to było z tym dziwnym portalem, a niewykluczone, że ona także go widziała... Rozmowa wydaje się nieunikniona – rzekła ciszej, skupiając swoją uwagę na tajemniczej kobiecie, która zdążyła już założyć na siebie ubranie. I ponownie coś w anielicy pękło. Najpierw Taya, teraz ta! Ile jeszcze osób będzie tak bardzo podobne do jej ukochanej siostrzyczki? Isolde zaginęła wiele lat temu, ale upadła ciągle miała nadzieję, że ją znajdzie. Gdzie idą anioły po śmierci? Tego nie wie. Lecz w duchu nadal liczyła, że Isolde żyje. A kolejna osoba ją przypominała tak bardzo... Może to właśnie z tęsknoty tak jej się wydawało? Możliwe. Keira zacisnęła nieco wargi, zastanawiając się, czy w swoim obecnym, jakże wrednym nastroju powinna się odzywać. Trzymaj język za zębami, a cię nie zjedzą. Ha, prawie jak w niebie!
        - Równina Maurat... Nieźle nas wywiało – szepnęła bardziej do siebie niż do pozostałych. A wcześniej przecież byli gdzieś za granicami całej wielkiej Alaranii, w miejscu, gdzie rządziła jakaś anielica. Cóż, grunt, że upadła zdołała stamtąd uciec. Prasmok jeden wie, co by się wydarzyło, gdyby Keira natknęła się na tamtejsze władze. Oj, byłaby jatka... Anielica rozejrzała się nieco po okolicy, starając się przypomnieć sobie choć urywek mapy. Którędy teraz? Pasowałoby ponownie znaleźć się w jakimś mieście. Piekielna ponownie upewniła się, że rubin znajduje się w jej dłoni, a skrzydła są schowane. Jedyne, czego jej teraz brakowało, to następny pościg. Dziwnych trupów, podziemnych świątyń i bestii z świecącymi oczkami miała stanowczo dosyć. Westchnęła cicho, próbując przywołać na twarz uśmiech, co oczywiście przychodziło jej nieco opornie. Zmęczenie dawało się we znaki. I to zmęczenie światem.
        - Trójka? - zdziwiła się nieco zdezorientowana Keira. Spojrzała na Leanora, na Apollo, znowu na lisa i wróciła wzrokiem do kobiety. „Wliczyła też tego ptaka?”. Nie trzeba było długo się rozglądać, by dostrzec zarys postaci, skrytą kawałek dalej, po drugiej stronie jeziora. W odróżnieniu od nieznajomej, Keira nie odwróciła wzroku, wręcz przeciwnie. Przez chwilę uporczywie wpatrywała się w mężczyznę, zastanawiając się, od jakiego czasu tutaj jest i czy także widział ten dziwny portal. Tak to trzeba będzie tłumaczyć to wszystko, a anielica nie miała nawet pojęcia, kto i dlaczego ją tutaj ściągnął... Los? Głupie przeznaczenie?
        - Nie – odparła lakonicznie, odwracając szybko wzrok do kobiety. - Widocznie tylko ja i ten lisek za mną mieliśmy milsze lądowanie w wodzie – mówiąc to, wskazała na przemoczonego Leanora, starając się nadal utrzymać uśmiech na ustach. Niespodziewanie zaczęła czuć się bardziej zmęczona. Do tego doszło zmartwienie o Kirka, jej kochanego towarzysza. Czy jego też wciągnął portal?
        - Jestem Keira. Lis to Leanor – oznajmiła, prostując się, aby nie dać znać nikomu o swoim stanie. Choć nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jest blada. - Jak brzmi twoje imię? - zapytała i w tej samej chwili ponownie strzeliła w nią ślepa nadzieja, że może nieznajoma powie jedno. „Isolde”. Jednakże w jednej sekundzie uderzyło w Keirę wspomnienie, którego nie pamiętała. Bo jak mogła, nawet nie wiedziała, jak dokładnie upadła! Jedyne, co wie, to krew. Wtedy było dużo krwi. Jej włosy, szyja, ręce, wszystko czerwone. Nawet skrzydła.

Czy słyszałaś o aniele, który nie ma białych lub czarnych skrzydeł? Jego są czerwone. I zapowiadają śmierć.

        Niemalże słyszała bicie swojego serca, które dudniło jej w uszach, niemiłosiernie wprowadzając w stan otępienia. Co ją doprowadziło do takiego czegoś? Może to, choć Keira nie była tego dokładnie świadoma, że wokół niej pojawiło się ostatnio zbyt wiele upadłych aniołów? Kiedyś trzeba sobie przypomnieć, co się zapomniało. Upadła zachwiała się lekko.
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

Leanor zastanowił się nad słowami Keiry. "Zgubiliśmy się" może rzeczywiście brzmiało bardziej sensownie. Lisołak dopiero od niedawna kręcił się po tej krainie, dziwiąc się na każdym kroku nad absurdalnością niektórych sytuacji, w których uczestniczył. Gdyby ktoś mu opowiedział historyjkę o portalu wciągającym wybiórczo jakieś istoty, najprawdopodobniej dopisałby ją do listy "bajek obowiązkowych do przeczytania".
- Nie szkodzi. Wspaniale cię rozumiem - powiedział, spoglądając na siebie. Bliskie spotkania z nadmiarem wody nie napawają go radością ani odrobinę, stąd jego humor też nie był na najwyższym poziomie.
Leanor skupił się na nieznajomej. Zmierzył ją wzrokiem dokładnie, od stóp do głowy. Mógł mieć wrażenie, że była odrobinę podobna do Keiry. "Może wszystkie te upadłe wyglądają podobnie?" - pomyślał. Nie był zbyt dobry w rozpoznawaniu twarzy, więc fakt ten - rzekome podobieństwo - postanowił zachować dla siebie.
Wiedział, gdzie leżało Błyszczące Jezioro. Pamiętał mniej więcej, jak wygląda mapa krainy. Przypomniał sobie, jak długo podróżował, żeby dostać się do portu, a potem jak długo płynął statkiem, żeby dostać się na wyspę. I co - taki sobie teleporcik, który pojawił się znikąd, przeniósł jego tyłek o kilkadziesiąt smoków w ciągu dosłownie paru sekund, dodatkowo ciskając nim na środek jeziora. Życie jest piękne.
Dokładnie w tym momencie, kiedy lisołak usłyszał o "trójce", Apollo zaskrzeczał ostrzegawczo, spoglądając na drugi brzeg jeziora. Leanor wyostrzył wzrok, dostrzegając tam mężczyznę i psa. Trudno było ocenić ich zamiary - a już szczególnie z tej odległości - jednak zmiennokształtny postanowił mieć się na baczności. Teleporty już raz go zaskoczyły, więc jak nieznajomy z drugiego brzegu nagle pojawi się za jego plecami, wbijając mu swój oręż w plecy - będzie na to przygotowany. Przynajmniej odrobinę.
- Nie wygląda, jakby coś go niespodziewanie wciągnęło i wyrzuciło tutaj. Musiał być na to przygotowany. Albo teleport rzucił tu tylko naszą dwójkę, a on... - tu lisołak spojrzał na nieznajomą, która jeszcze chwilę temu nie spodziewała się czyjejkolwiek wizyty - ...przyglądał ci się od dłuższego czasu. "...bo było na co popatrzeć" - dodał sobie w myślach.
Leanor zignorował uśmiech towarzyszki podróży, która właśnie nabijała się z jego "milszego lądowania". Nie musiała go przedstawiać, jednak kiedy to zrobiła, lisołak uśmiechnął się delikatnie do nieznajomej. Spojrzał na Keirę, która nagle, w tym momencie, zaczęła wyglądać co najmniej jak chora. Była blada jak garść mąki, choć nie chciała dać po sobie znać, że coś jest nie tak. Postanowił jej więc o to nie pytać, jednak - ot tak, dla świętego spokoju - obserwował ją kątem oka, gdyby postanowiła zasłabnąć.
Awatar użytkownika
Alesperta
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alesperta »

        Upadły ciągle zrezygnowany wynikłą sytuacją zakrywał twarz dłonią. "Czemu to zawsze ja wpadam na zastępy piekielne?" - Anioł ciągle nie mógł uwierzyć w swojego pecha.
- Oj, no przestań. Przynajmniej jest szansa, że podupczysz jakieś ładne panienki - Shade niestrudzenie zapewniał swojego pana o plusach obecnej sytuacji.
- Jeszcze jedno słowo, a coś ci obetnę... - w przerwie między palcami Alesperty błysnął drapieżny i złowrogi uśmiech.
- Ej ej ej! Bez przesady! Pomyśl o tych wszystkich suniach, które byś w ten sposób pozbawił przyjemności... - mówiąc to, pies taktycznie odsuwał się coraz dalej od Współtwórcy.

        Anioł głośno westchnął.
- Musiałem ci dawać AŻ TAK BARDZO psi popęd? Co ja sobie myślałem... Ale trochę racji masz, urodziwe są. Szkoda tylko, że piekielne. - Alesperta wstał i ponownie rzucił okiem na drugi brzeg.
Nie umknęło jego uwadze, że jedna z Upadłych nagle pobladła. Szybko wsłuchał się w jej funkcje życiowe. "Chyba ciągle siedzi we mnie coś z altruisty, same problemy...", pomyślał Anioł, po czym odwrócił się do Shade'a.

- Na drugi brzeg. Po kamieniach. Raz. - po tych słowach ściągnął płaszcz i pomknął błyskawicznie nad wodą i opadł koło Keiry. Pies pojawił się ułamki sekund później. Ich szybkość niewątpliwie mogła każdego zadziwić. Płynnym ruchem Piekielny narzucił na siebie płaszcz, kryjąc skrzydła i nie patrząc na nikogo rzucił w eter: "Współtwórca, miło mi". Następnie położył rękę na czole Keiry i użył magii życia, by uspokoić jej organizm. Wszystko zajęło mu tylko kilka chwil.

Gdy wszystko już było załatwione, Anioł przebiegł wzrokiem po zdziwionych twarzach zgromadzonych istot, odwrócił się i rzucił przez ramię: "Powinno być już lepiej", po czym przymierzył się do odejścia.
Awatar użytkownika
Avellana
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Zielarz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Avellana »

Z ciekawością obserwowała reakcję brunetki na swoje słowa. Nie trudno było się domyślić, że ona i jej towarzysz się zgubili. Chociaż widziała kobietę pierwszy raz w życiu na oczy poczuła do niej podświadomą sympatię, mimo jej dziwnego sposobu bycia. Dlatego też obserwowała ją i nie umknęło jej zdziwienie jej rozmówczyni, która rzuciła szybkim spojrzeniem wokoło. Czyżby jednak nie przybyli razem? Słowa kobiety i lisołaka zaraz potwierdziły jej nowe przypuszczenia. Tego ostatniego słuchała z wyraźnym zainteresowaniem. Coś ich wciągnęło i wyrzuciło tu? Teleport? Słyszała o takich magicznych przejściach. Fascynujące! Przeniosła spojrzenie ponownie na niebo nad jeziorem, jednak to było niczym nie zmącone. Będzie musiała ich jeszcze o to wypytać. Na dalsze słowa lisołaka mruknęła coś pod nosem niezadowolona, ale skinęła jednak głową, ponownie powracając spojrzeniem do mężczyzny po drugiej stronie jeziora. Nie miała czasu jednak mu się przyjrzeć, gdy brunetka przedstawiła siebie i swojego towarzysza.

- Mam na imię Avellana – odpowiedziała uprzejmym, dość wyuczonym tonem. Przybrane imię brzmiało już prawie naturalne, a przynajmniej dla innych. Ona sama wciąż czuła się dziwnie, wypowiadając je, lecz innego nie znała, więc przyjęła co jej dano.

Zaraz też jednak spostrzegła, jak jej rozmówczyni zbladła niesłychanie i zachwiała się lekko. Avellana odruchowo wyciągnęła do niej dłonie w taki sposób, że przemieszenie się Keiry na ziemię było czymś w rodzaju kontrolowanego upadku. Dziewczyna odgarnęła włosy z twarzy Upadłej. Wyglądała słabo. Ale napar z jej ziół powinien załatwić sprawę raz dwa! Av odwróciła głowę, by wyjąć zioła ze swojej torby, i zamarła w pół ruchu. Przez jezioro biegł tamten facet z drugiej strony jeziora. Skrzydlaty facet. Z psem! Matko najdroższa, co się tutaj dzisiaj dzieje? Jego aura dotarła do zmysłów dziewczyny na długo nim mężczyzna dotknął tego brzegu, a ona pokręciła głową ze zdumieniem. Następny Upadły. Jakiś zlot mają tutaj, czy jak? A niby nie przybyli razem, czyli się nie znają..

Przyglądała się, jak przykrywa skrzydła płaszczem, nieco po fakcie, jeśli miała być szczera. Uniosła w zdumieniu obie brwi, gdy się odezwał. Współtwórca? Serio?. Z mieszanymi uczuciami przyglądała się, jak klęka koło niej i Keiry i kładzie tej drugiej rękę na czole. Nie traciła jednak czasu na przyglądanie się Upadłemu, tylko ze zdziwieniem obserwowała, jak twarz dziewczyny powoli nabiera znów kolorów. Hm.. jej ziółka zrobiłby to samo, ale za parę minut dopiero. Nie było trzeba być geniuszem, żeby rozpoznać działanie magii. Nie miała jednak czasu nawet się odezwać, gdy Upadły wstał, rzucił obietnicę poprawy i odwrócił się do nich tyłem, chcąc odejść.

- Czekaj – Avellana rzuciła odruchowo za obcym i podniosła się powoli. W sumie sama nie wiedziała, co od niego chce, ale jakoś dziwne jej się wydało, by przebiegł przez jezioro, uleczył tę dziewczynę i po prostu sobie poszedł.

- Dziękujemy za pomoc – chociaż sami też byśmy sobie poradzili, pomyślała, uśmiechając się jednak lekko. – Współtwórca? Co masz na myśli?
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Keira oddychała ciężej, jednak mimo wszystko zachowała trzeźwość na tyle, że mogła spokojnie wysłuchiwać wszystkiego dookoła. Spuściła wzrok, gdy dowiedziała się, jak ma na imię kobieta stojąca przed nią. Mimo że anielica była boleśnie świadoma, iż jej siostra zginęła dawno temu, za każdym razem odczuwała stratę Isolde coraz bardziej, gdy o niej myślała. Młodsza niebianka była jedyną osobą, jaką Keira kochała szczerze - przecież rodzice mieli gdzieś, że ich córka upadła… Ba, nawet jej nie szukali!
        “Uspokój się, idiotko. Isolde jest martwa. Koniec”, mówiła sobie w myślach, aczkolwiek wystarczyło jedno spojrzenie na Avellanę, żeby od razu sobie przypomnieć. Na Prasmoka, wszystko było przeciwko niej!
Nie sądziła też, że kiedyś sobie cokolwiek przypomni. To jedno zdanie o krwawych skrzydłach odbijało się echem w głowie Keiry. A kilka sekund wystarczyło, by odpłynęła chwilowo myślami. Wtem poczuła dotyk czyjejś dłoni na swoim czole. Rozszerzyła nieco oczy, spoglądając na Avellaną otępiałym wzrokiem. Za bardzo przypominała młodszą siostrę anielicy. Była aż zbyt podobna. A może to zwykłe złudzenie, które zostało spowodowane jej utratą?
        - Iso… - nie zdążyła powiedzieć nic więcej, albowiem tuż obok niespodziewanie pojawił się człowiek, anioł, którego wcześniej dostrzegła. On również położył swoją dłoń na czole Keiry, sprawiając, iż otępienie zniknęło, a anielica mogła spokojnie zareagować na tajemniczego nieznajomego. Powoli cofnęła się, żeby już nie mówić, iż odskoczyła, spoglądając nań podejrzanie. Pomógł jej? Dlaczego? Anielica zmarszczyła brwi, kombinując.
        - Dziękuję - bąknęła, jakby zmuszając się do powiedzenia tych słów. Nie cierpiała być komuś coś dłużna (prędzej sama wolała zdobywać dłużników), ale mężczyzna nie zdawał się chcieć czegoś w zamian, bowiem już odchodził. Darmowa przysługa? Jakże Keirze ciężko było w coś takiego uwierzyć. Aż dziw, że istnieją tacy ludzie.
Do jej głowy zawitała jednak kolejna dziwna myśl. “Współtwórca… Powiadasz?”, pomyślała. Wyprostowała się, opierając dłonie o biodra.
        - Mam pytanie - oznajmiła szybko. - Nie narzucam nic, chcę jedynie spytać. Wiesz coś na temat portalu, jaki pojawił się tu na niebie kilka chwil wcześniej? - Wskazała palcem we wspomniane miejsce, z którego wcześniej spadła wraz z Leanorem. A skoro o lisołaku mowa! Mógł on, jak każdy, dostrzec drobny, czarny punkt na niebie, który szybko się do niego zbliżył. Kogoś tutaj brakowało od samego początku, a tym kimś był kochany, wkurzający towarzysz Keiry. Kirk nie podleciał jednak do właścicielki, by okazać, jak bardzo się cieszy z faktu, że anielicy nic nie jest, tylko urządził sobie gniazdko na głowie zmiennokształtnego. Musiało mu być wygodnie, gdyż nic nie wskazywało na to, że prędko zostawi Leanora w spokoju. Keira powstrzymała śmiech.
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

Leanor spojrzał jeszcze raz na drugi brzeg jeziora, jednak tam już nikogo nie zobaczył. Nieznajomy gnał razem ze swoim pupilem szybciej, niż lisołak przenosił wzrok. Położył dłoń na rękojeści miecza, gotów, by go w każdym momencie dobyć. Jego bojowa postawa była chyba jednak niepotrzebna, bo zamiast siać chorobę i zniszczenie, ten zarzucił płaszczem, przedstawiając się, po czym przywrócił upadłej "zdrowe" barwy.
- "Współtwórca?" - zmiennokształtny chyba jako jedyny się odezwał, mówiąc to, co wszyscy myśleli. Następne pytanie, które chciał zadać, zadała za niego upadła. Może to właśnie ten cały "współtwórca" maczał w tym swoje paluchy. "Lisie, nie można wszystkich traktować jak wrogów, przestań" - powiedział mu wewnętrzny głosik, jak zwykle mało pomocny. Czekając na odpowiedzi od strony nieznajomego, wpatrzył się w niebo. Nadlatywał znajomy mu już kruk, choć dopiero po chwili lisołak zorientował się, co te ptaszysko planowało. Na jego szczęście (lub nieszczęście, jak kto woli), Apollo okazał się strasznie zazdrosnym towarzyszem. Oba ptaki skrzeczały niemiłosiernie, prawie ze sobą walcząc. W tym momencie umiejętność rozumienia zwierzęcej mowy nie była zbyt przydatna, a wprost zbędna. W końcu jastrząb "przekonał" Kirka (serią dziobnięć, skrzeków i pokazów siły), żeby ten wrócił do swojej właścicielki.
Zmiennokształtny z zainteresowaniem spojrzał również na towarzysza nieznajomego, który nieudolnie ukrył skrzydła pod płaszczem. Miał wrażenie że widział już kiedyś takiego "psa", który wcale zwykły się nie wydawał. A może tylko mu się zdawało?
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Coś zaszumiało nad głowami obecnych nad jeziorem istot, a jeśli zdecydowali się oni zadrzeć głowy ujrzeli nad sobą coś w rodzaju falującego materiału. Był koloru srebra, idealnie gładki i błyszczący, a jego krawędzie zdawały się zlewać z niebem ponad nim. Avellana zauroczona wyciągnęła dłoń, by dotknąć dziwnej materii, chociaż doskonale słyszała swój instynkt podpowiadający jej, jak głupia to rzecz, dotykać czegoś, czego się nie zna. Wiedziona jednak ciekawością zignorowała ostrzeżenie i sięgnęła palcami kawałek dalej, spodziewając się natknąć w końcu na powierzchnię materiału. Jej dłoń jednak zanurzyła się w srebrzystej plamie, niknąc w niej zupełnie, jak gdyby w odwróconym zbiorniku wodnym. Zaskoczona zabrała spowrotem dłoń, która teraz pokryta była czymś w rodzaju srebrnej farby. Obejrzała dokładnie swoje palce, patrząc jak ciecz błyszczy w słońcu niczym wypolerowana zbroja. Potoczyła wzrokiem po towarzyszących jej osobach, jakby u nich szukając odpowiedzi na dręczące ją pytanie. Zaraz jej ręka jednak wystrzeliła w górę, jakby dziewczyna zgłaszała się w klasie do odpowiedzi. Zaskoczona spojrzała w górę, jednak w tej samej chwili materiał zafalował mocniej i poderwał kobietę do góry, wchłaniając ją bezgłośnie.
Zablokowany

Wróć do „Błyszczące Jezioro”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości