Błyszczące JezioroPosiadłość Yao Shasamo.

W wodach Błyszczącego Jeziora mieszkają Strażniczki. Małe istotki mierzące dwa cale. Swoje miasto mają w jego głębinach. Są niezauważalne dla ludzkich oczu. To ich połyskujące ciała nadają błyszczące kolory wodom tego jeziora. Na środku znajduje się tez niewielka wyspa cała porośnięta gęstą roślinnością, mity mówią że gdzieś na tej niewielkiej wyspie znajduje się tajemniczy portal prowadzący wprost do lasu Jednorożców.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Posiadłość Yao Shasamo.

Post autor: Yao »

Delikatna mgła unosiła się lekko nad okolicą, przybywając na słabym wietrze z brzegów pobliskich wód. Mimo, że nie ujmowała jakoś specjalnie widoczności, nadawała ona okolicy dziwny, odrobinkę mroczny i tajemniczy charakterek. I gdzież indziej, jak nie tu ulokowałyby swój dwór wampirzy arystokraci. To takie schematyczne, księżyc bacznie obserwujący tereny wokół i wiatr zdecydowanie chłodniejszy, niż być powinien, owiewający pobliski las, pola, hulający między drzewami i wokół budynków. Niebo całe szczęście było czyste, ciemną przestrzeń nad ziemią jedynie czasami mąciły szare obłoki. Nawet światło gwiazd wydawało się nieco bledsze. Sam dwór wybudowany był z szarej cegły. Okiennice były duże, a wewnątrz można było dostrzec równie stare, co stylowe i eleganckie wyposażenie. Budynek posiadał parter i dwa piętra. Trzeci poziom i poddasze, posiadała jedynie strażnica znajdująca się nad wejściem do mieszkania. Całość w rzeczywistości była po prostu dość zwyczajna i surowa, ale sprawiała wrażenie solidnej, starej i przede wszystkim wskazującej na krwiopijców budowli. Wampiry mają to do siebie, że cała cholerna okolica wokół ich włości musi niemal krzyczeć do przejezdnych: "Wampiry? Tutaj, tutaj, zobacz!". Tak samo było z rezydencją Shasamo. Właściwie jednoosobowego rodu. Prowadziła do niego prosta droga, dość długa. Po jednej stronie przy budynku znajdował się niewielki rodowy cmentarzyk, większość nagrobków była jednak tylko ozdobą, gdyż wampiry czystej krwi nie bardzo widziały się zakopanych w ziemi po śmierci, zresztą, mniejsza. Cała posiadłość otoczona była niewysokim, porośniętym już roślinnością murem. U frontu znajdowała się duża stalowa, równie stara brama. Cały kompleks posiadał nawet własną, dość skromną miodosytnię i przydrożną karczemkę, która znajdowała się nieco dalej na zachód, ale była widoczna stąd. Wykonane z solidnego drewna budynki zatrudniały dosłownie kilka osób zajmujących się pasiekami, wyrobem miodu pitnego i obsługą zajazdu. Można powiedzieć, że ten niewielki interes to jedno z oczek w głowie Yao, które, cóż, jest stałym źródłem dochodu. A kimże byłby wampir bez niego?
Przejdźmy do konkretów, główną posiadłość dzień i noc patroluje straż. Zmieniająca się nieregularnie, jednakowo umundurowana. Nosili czarne, lekkie zbroje ze złotymi niewielkimi elementami, kaptury i czarne maski. Z ich uzbrojenia widoczne były jedynie pochwy, w których nosili miecze. Z pewnością mieli też kilka ukrytych ostrzy. U niektórych strażników ponad to ktoś o bardziej wrażliwym zmyśle magicznym bez problemu wyczuje potencjał i umiejętności do korzystania z mocy, różnorodnych - od żywiołów, przez leczenie, aż po nekromancję i inne fikuśne arkany. Poruszają się trójkami, albo dwójkami. Dwa patrole na przestrzeni od bramy, do budynku. Dwa bezpośrednio przy dworze i jeden lotny, badający całą okolicę. Ten składał się z czterech osób. Naturalnie w niektórych z góry ustalonych miejscach grupki się rozchodzą, ale nigdy na dłużej niż kilka minut. Nie wyglądają na rozglądających się co chwilę stróżów, którzy zazwyczaj pilnują ludzkich podwórek, oj nie. Zdecydowanie wyszkolona grupa, która ma zapewnić całemu dorobkowi rodu bezpieczeństwo. Komuś, kto zbliżyłby się tego wieczoru do posiadłości mogłaby się poza tym wszystkim rzucić w oczy jeszcze jedna rzecz. Dość istotna, wierzchowiec. Czarny koń stał nieruchomo, jak posąg ze wzrokiem wbitym w spowitą mgłą nicość. Ten pusty wzrok miał w sobie coś hipnotyzującego, zwierze zdawało się nie żyć, a ta głębia jej pustych oczu mroziła krew w żyłach ludzkich. Co sugeruje wierzchowiec przy mieszkaniu?
Awatar użytkownika
Carmen
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Bard , Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Carmen »

Ach, uroczy wieczór nad jeziorem. Magiczny chłodek, który wiał co rusz w twarz, mglista pogoda, która sprzyjała intymności... I taki piękny, romantyczny domek. Z ogródkiem i płoteczkiem. Do tego szczęśliwe pszczółki, kwitnące kwiatuszki i drzewka. Mmm... aż śmierdzi słodziutkimi wampirkami. Oh, jak dobrze było czuć ten zapach. Wampiry mają to do siebie, że cała cholerna okolica wokół ich włości musi niemal krzyczeć do przejezdnych: "Wampiry? Tutaj, tutaj, zobacz!" - pomyślała Carmen. A razem z nimi i ich uroczą chatką jest sporo równie uroczych świecidełek. Mmm...
Generalnie, dzień - czy raczej noc- zapowiadała się nieźle. Wczoraj nie za dobrze się obłowiła podczas występu w karczmie. Cóż, nie za każdym razem wychodzi idealnie. Tym razem przeszkodził jej naprawdę mocny trunek. Słyszała o tym, że piwo w tych okolicach jest niezłe, ale nie wierzyła w to, że aż tak. Zwykle się pijało jakieś rozwodnione siki, a to tutaj... ho, ho. Po kilku już jej nieźle w głowie szumiało, a i swoją zwykłą zgrabność też utraciła. No i z "polowania na biedne, porzucone i źle traktowane złoto" nici. A skoro jest w takiej malowniczej okolicy, nocny spacerek z wiadomym celem powinien poprawić jej humor.
Oj, ależ się wczoraj wyhulała, po wsze czasy! Nieźle jej poszło śpiewanie z drużyną. Przynajmniej z tego jednego miała satysfakcję. I się wytańczyła, ho, ho! Był tam taki przystojniaczek, z fioletowymi oczkami. Ale już się tak uchlała, że wstyd by było uwodzić po pijaku...

No, to jedziem! - powiedziała, kiedy usłyszała od swojej cyganerii o posiadłości Shasamo, która była gdzieś w okolicy. Niestety, reszta jej kompanii nie była pozytywnie nastawiona do pomysłu o rabunku. Się cykają. Pff. Na przypale albo wcale!
Dlatego właśnie Carmen poszła sama.
- Ale się urządził, ja pierdziuuu... - szepnęła, oglądając ze szczytu drzewa połacie terenów wampira. Najgorzej z tymi strażnikami. Trzeba było wyczaić takich, co se trochę olewają stróżowanie. Ludzie zwykle grali w karty, albo urozmaicali sobie czas bardzo miłym damskim towarzystwem. Ale to były wampiry... a z tymi to już było ciężej.
Zakradła się w jedno z miejsc pod murem, w którym nie było strażnika. Za to znalazła tam koślawo nabazgrane wiadome części męskiego ciała.
- To musi być elficki... nie umiem tego przeczytać... - mruknęła.
Po chwili odsunęła się od muru, jeszcze raz chcąc ujrzeć posiadłość z góry. W lesie była bezpieczna. Musi dobrze przemyśleć ten napad...
Awatar użytkownika
Lumiroth
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lumiroth »

Uderzenie zimna, tylko to poczuł Lumiroth budząc się w środku lasu. Smok ledwo podniósł się z ziemi, gdyż nie mógł poradzić sobie z wielkim bólem głowy. Jedyne co zapamiętał to tylko ciepła karczma, oraz mroczna elfka, która dała wczoraj niezły popis w karczmie. Mężczyzna zmacał swoje kieszenie by sprawdzić czy czegoś nie brakowało... Straciłem kilka monet. Lumiroth szybko zapomniał o monetach, gdy tylko usłyszał dźwięk łamanych gałązek. Szybko skrył sie za drzewo i ujrzał elfkę, którą przypomniał sobie z wczorajszego wieczoru. Smok nie myślał długo i szybko teleportował się na koronę najbliższego drzewa, by móc obserwować kobietę z góry. Cholera... Gdzie ona idzie? To jest samobójstwo iść samemu do dobrze strzeżonego dworku wampira. Muszę odwrócic uwagę strażników, aby nic się jej nie stało. Lumiroth szybko zmienił pozycję swojego położenia, zostawiając elfce wolną drogę. Tak jak myślałem wyczuli moją magię i idą za mną. Muszę coś szybko wymyślić. Smok odciąnął strażników jeszcze dalej, lecz niestety z tak wielkim kacem nie mógl wiele zdziałać. Gdy wojownicy wyciągnęli miecze z pochwy, mężczyzna poczuł, że teraz naprawdę jest w niebezpieczeństwie. Czy to już mój koniec? Czy wspaniała, wieczorna biesiada może zabić pradawnego? Nie mógłbym tak skończyć. Lumiroth zamknął oczy, skupił w sobie energię, po czym wojownicy po prostu wybuchli. Krew, oraz ich wnętrzności były wszędzie, pnie drzew w mgnieniu oka swój kolor z brązowego zmieniły na krwisto czerwony. Smok opadł z sił, jedyne co zdążył to wrócił na poprzednie drzewo, aby poczekać do rana i sprawdzić jak poszło tej szalonej czarnoskórej.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

W normalnych warunkach straż posiadłości nigdy nie opuściłaby jej terenu, ale przez mgłę, która ogarnęła okolicę tego wieczoru widoczność była znacznie, ale to znacznie utrudniona. Stąd też, gdy dwie grupki spotkały się przy bramie, by zdać sobie raport stwierdzono, że jedna z nich wyjdzie w stronę lasu. Wampiry to jednak bystre i wyczulone stworzonka, a tym razem nie tyle co słuch, czy węch, a zmysł magiczny pozwolił im wyczuć coś, co zdecydowanie wykraczało ponad standardową energię, którą mógłby posiadać choćby dreptający po lesie mag, czy bogowie wiedzą jakie inne dziwadło. Tak więc czterech ze strażników ruszyło w kierunku drzew, podczas gdy pozostali mieli asekurować ich z bezpiecznej odległości. Toteż druga drużyna zebrała nieco energii magicznej i czekali w pogotowiu, pomimo swojego wyszkolenia raczej żaden nie spodziewał się tego, co za chwilę miało stać się na ich oczach. W miarę jak zwiad zbliżał się do linii drzew magiczna emanacja zdawała się jedynie przybierać na sile. Zanim zdążyli zrobić cokolwiek zostali ot tak wysadzeni w powietrze. Właściwie rozsadzeni, w ten sposób, że ich wnętrzności znalazły się na wszystkich drzewkach, krzaczkach i innych roślinkach w okolicy, bajecznie, nie?
Pozostałe wampiry, oczywiście jak na tę rasę przystało, zachowały zimną krew. Skupione cząstki energii magicznej poleciały w kierunku lasu, mniej, lub bardziej kierowane "na ślepo" w agresora. Cóż, nie mogli dostrzec go w tej mgle, ale drobne dźwięki, czy chociażby aura zdradzały po części jego pozycję. Jeśli któryś z magicznych pocisków trafiłby, to ofiara mogłaby np. zlecieć z drzewa, a takie doświadczenie pewnie do najprzyjemniejszych nie należy. Jednak ich zmysły magiczne, jak i te realne zostały poddane kolejnemu zaskoczeniu. Otóż tajemnicza istota, która właśnie rozsadziła ich pobratymców właśnie osłabła, zdawało się wyczytać po sile magii, którą wyczuwali wcześniej, a aktualnie niemal zanikła. Za to ich wampirzy węch podpowiadał, że to nie wszystkie atrakcje dzisiejszego wieczoru. Wyczuli coś brudnego, jakiś alkohol, usłyszano jakiś szelest w okolicy mury. Znów jakiś cholerny obszczymur do stracenia, czy ki czort. Grupa z przed bramy cofnęła się mimo wszystko w głąb posesji. Dzięki telepatii pozostali strażnicy byli już dawno poinformowani, że coś się dzieje. Po dosłownie kilku minutach nowi strażnicy zastąpili tę brawurową ekipę, która chciała ratować świat przed czymś magicznym z lasu. Czujność straży była co najmniej podwojona, a zapach jakiegoś karczmianego hultaja drażnił wampirze nozdrza. Ktoś musiał nieźle pobalować zeszłej nocy, a teraz pewnie błąka się próbując wrócić do domu, ale kto wie...

Tymczasem sam właściciel rezydencji był w środku, całkowicie spokojny i bezpieczny popijał winko czytając jakąś książkę. O jego obecności światu zewnętrznemu dawał znać ponury wierzchowiec, stojący jak posępny posąg przed domem, z martwym i pustym wzrokiem wbitym w mglistą przestrzeń w oddali. Yao siedząc wygodnie wziął w dłoń lampkę i opróżnił ją delektując się smakiem porządnego trunku. Nie to co w przydrożnych pijalniach. W salonie paliły się jedynie świeczki, więc wnętrze budynku pokrywał mrok. Ciemność, do której wzrok wampira już przywykł, ale niektórym ta ciemność mogłaby wadzić, a może pomóc...
Awatar użytkownika
Carmen
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Bard , Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Carmen »

Uuh, powiało chłodem. Elfce wydawało się, że szykuje się naprawdę niezła akcja. Siedząc na jednej z najwyższych gałęzi drzewa obserwowała działania straży. Wydawało się, że nic nie sprawi, że będą rozkojarzeni, a jednak...
Carmen również poczuła jakieś tajemnicze wibracje w środku lasu. Zaraz później szybko zeskoczyła z drzewa, biegnąc w kierunku skraju lasu. Zaszyła się w zaroślach, żeby móc z bliska obserwować działania wampirów. Tak, jak myślała, również zdołali dostrzec działanie magii wśród drzew.
Właśnie w tym momencie, kiedy część z nich zaczęła się oddzielać od reszty i zapanował rozgardiasz, trzeba było zadziałać.
- Teraz, albo nigdy - szepnęła, wstając najszybciej i najciszej jak mogła, przeskoczyła przez mur okalający posiadłość, w miejscu, w którym dosłownie na krótką chwilę zabrakło strażnika.
Znalazła się na terenie posesji. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła po przekroczeniu płotu było wspięcie się na jedno z tamtejszych drzew i ukrycie w koronie z liści. Chciała sprawdzić, czy strażnicy podejrzewają, że ktoś w chwili ich nieuwagi znalazł się na terenie dworku.

- Co za psychol, ja pier... - wymsknęło jej się, kiedy zobaczyła fragmenty martwych nieumarłych (!), zwisających i powiewających wesoło na pobliskich drzewkach. Dostrzegła tam mężczyznę, który był sprawcą tego drobnego incydentu. A także zwiększenie liczby straży i ich czujności dookoła muru.
- Cholera jasna, teraz się stąd nie wydostanę! - syknęła, przygryzając dolną wargę i marszcząc brwi. O ile nie pojawi się druga okazja, gdzie wśród straży zapanuje chaos. Może ten czarodziej ma ochotę na więcej akcji? Dopóki nie będzie chciał zrobić krzywdy biednej Murzynce, dopóty będzie bezpieczna. W dodatku, z takiego obrotu sprawy byłaby bardzo zadowolona. Nie dość, że nikt jej nie zauważy, to jeszcze uda jej się sporo nakraść! Ale trzeba liczyć na łut szczęścia. Myśląc o tym, co mogłoby się stać, gdyby jednak jej się nie poszczęściło, zmroziło ją. Po co ja się w to wpakowałam, jęknęła.
Ale trzeba działać, na drzewie wiecznie nie można było siedzieć.
Zeszła nie wydając żadnego dźwięku, chociaż z powodu wiatru i tak liście drzew nieźle szeleściły. Tak samo inne rośliny i trawa, co sprawiało, że za pomocą słuchu nie dało się wychwycić jej obecności. W dodatku ta mgła, która zasłaniała widoczność.
Powoli cygance udało się dotrzeć do dworku. Przytuliła plecami ścianę, dobrze kryjąc się w mroku.
Miała pewne obawy co do dostania się do środka. Zwłaszcza, że nie wiedziała, co dzieje się wśród strażników. Teraz, jak jeszcze nigdy w życiu, bała się przyłapania. Wcześniej zdarzało jej się być w niebezpiecznych sytuacjach, ale ta zdawała się być niemalże beznadziejna. O ile nie dopisze jej szczęście, rzecz jasna.
Na drugim piętrze było uchylone okno.
- Na przypale albo wcale - powtórzyła swoje motto, wdrapując się na mur i przedostając się przez uchyloną okiennicę do środka.

Zdawało się nie być tu nikogo.
Po co mu tyle komnat w pałacyku, jak nie ma tu niemalże nikogo? - pomyślała. - Pewnie ma też siedem wychodków, jeden na każdy dzień tygodnia. I drugie tyle na pozostałych piętrach, żeby się nie nachodzić.
Rozglądnęła się po komnacie, w której wylądowała. Wyglądało na to, że to było raczej pomieszczenie do przechowywania. Żadnego łóżka, stołu, niczego. Była tu tylko całkiem ładna, droga sofa (ale nie dało się tego ukraść, niestety), piękny dywan (też nie-do-wzięcia) i... komódka. Bingo.
Podeszła do niej, zaglądając do wnętrza. Super. Jakaś rodowa porcelana drugiego sortu. To chyba srebro z wtłoczonymi szlachetnymi kamieniami. Ostrożnie wyjęła kilka łyżeczek i spodeczków, zawijając je szczelnie w chusty i przypasując je sobie do bioder.
No, pora pomyszkować dalej... - ostrożnie uchyliła drzwi - cud, że nie zaskrzypiały - i wyszła na korytarz.
Awatar użytkownika
Lumiroth
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lumiroth »

Na swoje nieszczęście smok obudził się jeszcze przed wschodem słońca, więc nie martwił się o elfkę. Lumiroth zeskoczył z drzewa, czuł się znacznie lepiej niż wcześniej. Nareszcie w pełni sił, ale co teraz? Pradawny przeszedł krótką drogę, towarzyszył mu jedynie blask księżyca i szelest liści, które poruszane były delikatnym wiaterkiem. Lumiroth postanowił sprawdzić jak idzie elfce, więc długo nie myślał i udał się w stronę dworku. Magia pustki pozwoliła mu na przybranie postaci jednego ze strażników posiadłości. Po wejściu do środka nie mógł wydusić z siebie słowa. O kurwa, takie coś widziałem ostatnio jakieś 200 lat temu. Lecz pewnym krokiem, całkowicie wczuwając się w jednego ze strażników, zaczął szukać złodziejki. Zajęło mu to dużo czasu, gdyż musiał przejść przez kilkanaście pomieszczeń, a to jeszcze nie wszystkie. Pradawny zauważył ją, lecz nie dawał się we znaki. Dobra jest, ale gdzie jest właściciel. Dziwne, że jeszcze się nie dowiedział o tym, że ktoś przebywa w jego posiadłości. Muszę się trzymać z tyłu, żeby nie poczuła zagrożenia. Nie mogę się doczekać, aż ją złapią. Będzie zabawa. Na tę myśl Lumiroth tylko uśmiechnął się pod maską, którą sobie wykreował. Smok nie musiał się długo zastanawiać, tylko zrzucił kredens, z którego posypały się jakieś naczynia. Szafka znajdowała się na korytarzu, więc na pewno strażnicy to usłyszeli.
- Upsik. - powiedział cicho smok. Teraz tylko wystarczy czekać na rozwój wydarzeń.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

Wieczór będzie raczej mniej spokojny niż, zazwyczaj w tej okolicy. Choć sam dworek z zewnątrz mógł wydawać się pusty, a tylko w salonie paliło się kilka świeczek to wcale nie musiało tak być. Wysokie i zasłonięte okiennice w strażnicy nad budynkiem. Sokoli wzrok dostrzegłby wewnątrz krótki błysk, ponury uśmieszek ukazujący bielutkie kły.
W umysłach całej straży wybrzmiało tak cudownie chłodno i agresywnie: Intruz.

W tym właśnie momencie Carmen siedziała skitrana w koronie drzewa. Cóż, dobra kryjówka jak dla dzieci bawiących się w chowanego, na jej nieszczęście straż doskonale zdawała sobie sprawę z jej położenia. Nie było bezpośredniego niebezpieczeństwa, kobieta nie miała żadnej broni, ani kszty rozsądku. Pobawią się z nią trochę, służba wcale nie musi być nudna. Jedna z chmur płynących z wolna po niebie właśnie zasłoniła księżyc. Cyganka stwierdziła, że to świetny moment by czmychnąć dalej i pewnie miałaby rację, gdyby nie nieporadny sposób w jaki przebiegła tę odległość do dworku. Wiatr zawiał nieco mocniej, jakby zwiastując to jakże chłodne powitanie, które czeka włamywaczkę już wkrótce. Najbardziej niepokojące jest to, że przez tę całą mgłę i adrenalinę chyba nie zauważyła Kisereth, która stała nieruchomo przed budynkiem. Chmara kruków przemknęła przez niebo, a koń, który cały ten czas pozostawał w milczeniu zarżał. Głośno, ponuro, przeszywając okalającą wszystkich ciszę tak, że niejednemu przeszłyby ciarki po plecach. Yao siedząc w salonie uśmiechnął się delikatnie, z pomocą magii znacznie obniżył temperaturę wewnątrz mieszkania, albo chociaż na drugim piętrze, na którym się znajdował.
Unieszkodliwić. - ponownie wybrzmiało chłodno w głowach strażników.
Trzech z nich szło od podwórza, spokojnie w kierunku budynku. Krótka chwila. Zaczęli biec, wampirze kły zabłysły w świetle nocy. Szybkie spojrzenie na okiennice. Wyskoczyli w powietrze. Lecąc za pomocą telekinezy rozchylili jedynie zasłony, tak by blask księżyca wpadł do mieszkania określając dokładnie położenie celu. Miała dosłownie kilka ułamków sekundy, żeby spojrzeć w stronę okien i zorientować się jak bardzo jest w... tarapatach. Chwilę później okiennice zostały z hukiem rozbite, a ona leżała na ziemi z unieruchomionymi kończynami, prawie rozerwanymi ubrankami od szarpnięć i trzema sztyletami przy szyi. Zawiniątko z łupem odleciało gdzieś na bok, cóż, żegnamy bogactwo, witamy w rezydencji wampirów.
- Ani drgnij. - warknął jeden ze strażników obszukując ją. Wszelkie objawy nieposłuszeństwa skutkowały kolejnymi szarpnięciami, pomijając, że od samego powalenia taka dość wątła kobiecina pewnie była już odrobinkę, ale tak tyci tyci poobijana.
Salon był na końcu korytarza, a drzwi otworzyły się same. Carmen asystowana przez dwóch uprzejmych dżentelmenów została wprowadzona, no może raczej delikatnie mówiąc wciągnięta w skromne progi Shasamo. Yao stał właśnie przy oknie z lampką wina, które dopijał, w momencie, kiedy przyszli goście. Odwrócił się i delikatnie ukłonił, uśmiechając uprzejmie.
- Czemu zawdzięczam tę jakże niespodziewaną wizytę? - zapytał badając wzrokiem nieznajomą.
Strażnicy rzucili ją na kolana przed niego, a ich miecze skierowane w jej kierunku raczej mało subtelnie sugerowały, że ze wszelkich sztuczek nici. Miejmy nadzieję, że będzie miała na tyle oleju w główce, żeby tu za bardzo nie pyskować. Wampiry nie lubią, kiedy uraża się ich dumę, a poziom ich ego często jest zdecydowanie wyżej od poziomu dobrych manier, których przecież uczą się od setek lat.
- Słucham. - warknął nieco ostrzej, a po wysłuchaniu jej ot tak wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Wstawaj, włamywaczka nie będzie mi tu za szmatę robiła. Przerosły Cię ambicje, czy we łbie Ci się poprzewracało? Okraść moją posiadłość, tego jeszcze nie było. - niemal fuknął, jakże tak można, sama próba złodziejstwa tutaj godzi przecież w jego wampirzą dumę. Ciekawe co do powiedzenia będzie mu miała ta cała Carmen.
Awatar użytkownika
Carmen
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Bard , Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Carmen »

Nigdy. Więcej. Kradzieży. Na. Kacu.
To pierwsze zdanie jakie przemknęły jej przez myśl, kiedy usłyszała tłukącą się zastawę i roztrzaskującą się komódkę. Zauważyła też wampira, który ów mebel strącił. Miał głupi uśmieszek na twarzy i... takie znajome, fioletowe oczy...
W każdym razie, coś czuła, że to będzie ostatnia jej kradzież w ogóle. Pewnie jej kreatywną główkę zalałaby fala wyobrażeń na temat tego, jak skończy swoją karierę - albo i żywot, ale z drugiej strony, kto chciałby zabijać taką ślicznotkę? - jednak rzucający się na nią strażnicy skutecznie jej to uniemożliwili.
Jej sreberko (znalezione, nie kradzione!) zostało odrzucone w kąt, kiedy jakiś wampirzy zboczeniec zaczął ją obmacywać.
- Uh, może najpierw postaw mi drinka! - mruknęła prowokująco do strażnika. Szamotanina niestety nic nie dawała, zwłaszcza, że elfka nie należała do kobiet nie wiadomo jak silnych i niezależnych.
Poczuła, że jej siniaki mają siniaki. Jęknęła - ale, żeby nie było - jęknęła bardzo ładnie. Kobieco i zmysłowo. Trzeba było jakoś wyglądać mimo bólu, zwłaszcza, jeśli to miała być jej ostatnia misja. Urok osobisty może sprawić, że się jakoś z tego wykaraska. Miejmy nadzieję... A cóż, Carmen to niepoprawna optymistka. Więc miała nadzieję.
Kiedy wepchnęli ją przed majestat Shasamo, czuła, jak poharatała sobie kolana. Syknęła, czując, jak z setek malutkich ranek powoli zaczyna sączyć się krew.
Usłyszała jego zimny głos, zanim jeszcze uniosła głowę i zdołała mu się przyjrzeć. Spostrzegła, że mężczyzna ma zimny wzrok i trupiobladą karnację - to sprawiło, że Murzynka przestała się łudzić na to, że może coś ugrać.
Już i tak jestem w dupie, pomyślała. Więc zaczęła zachowywać się, jak na nią przystało, bardzo prowokująco i śmiało. Dlatego, kiedy podał jej dłoń ona chwyciła ją śmiało, stając przed nim. Ponieważ on siedział, elfka była od niego wyższa.
- Okraść? Oh, mój panie, ja tu jestem turystycznie. Zwiedzam sobie zabytki, dworki, majątki ziemskie. Nie wiem, jak to się stało, że nie otrzymałam zaproszenia na wejście tutaj, więc wbiłam się sama. Zauważyłam, że siedzisz tu, tak samotnie, tyle przestrzeni się marnuje. A więc, niespodzianka, wpadłam z niezapowiedzianą wizytą! Ale widzę, że macie tu jakąś... męską imprezę - popatrzyła na zebranych, byli tu tylko mężczyźni, wampiry - więc może towarzystwo kobiety za bardzo ci się nie uśmiecha. Czuję, że powinnam sobie pójść, także może... - zrobiła kilka małych kroczków do tyłu.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

Ta panienka ewidentnie nie potrafiła trzymać języka za zębami. Pomimo swojej dość kiepskiej, lekko ujmując sytuacji stwierdziła, że czas sobie pożartować. Cóż, niestety wampir miał odrobinkę inne poczucie humoru, ale i tak uśmiechnął się lekko, co by nie sprawić kobiecie przykrości. Jego chłodny wzrok dokładnie badał jej mimikę, a z każdym kolejnym jej słowem uśmieszek na twarzy Yao wydawał się być coraz bardziej perfidny.
- Za taką jak Ty to się porządny wampir nawet nie obejrzy. Umówmy się, do porcelany Ci trochę daleko skarbie. - w tym momencie wstał, kiedy ona zrobiła kilka drobnych kroczków w tył. Dwa, może trzy, bo później musiała się zatrzymać, czując na plecach czubek jednego z ostrz. Yao podszedł bliżej, złapał ją za brodę i uniósł głowę w górę, chcąc spojrzeć w jej oczy. Była elfką, choć wyglądem nieco odbiegała od charakterystycznych dla swojej rasy osobników. Powstrzymał się co by spiczastouchej nie napluć w twarz, bo przecież nie wypada. Mimo wszystko widział w niej coś więcej, niż zwykłą niespełna rozumu wariatkę, próbującą okraść jego wampirzy dworek. Może to tylko dziwne wrażenie, ale czuł, że ta dziewczyna ma w sobie coś, czego nie mają inni w jej fachu. Do tego wciąż szczekała. Mówią, że to te najmniejsze i najmniej groźne kundle kłapią pyskami najwięcej, może i jest w tym ziarno prawdy. Silny cios wymierzony przedramieniem w plecy cyganki obalił ją z powrotem na ziemię po jej ostatnim zdaniu. Upadła tuż przed buty Yao, który zaśmiał się cicho.
- To odwaga, czy już brawura? Ta druga może Cię zabić, jeśli zaraz nie zawrzesz tej niewyparzonej gęby. - warknął. Może cyganka po prostu wolała przebywać w towarzystwie panów na kolanach i dlatego tak pyskowała? Kto ją tam wie.
- Zamęczy Cię ta moja straż. Pewnie chciałabyś usiąść? - szarpnął ją i pchnął na jeden z foteli. Był zdecydowanie zbyt wygodny, panienka na taki nie zasłużyła, ale niech już jej będzie. - Związać ją. -
Yao stanął przy drzwiach do salonu przyglądając się czwórce strażników, jeden z nich był odrobinkę mniej zorientowany. Jakiś nowy? Albo nie ten, który powinien tu być. Wampir podrapał się po podbródku, postanowił jednak najpierw zająć się tą niewychowaną cyganeczką. Została przywiązana solidnie do fotela, nogi, ręce. Mogła jedynie poruszać głową i to też w dość ograniczony sposób. Podszedł do niej i podnosząc jej brodę znów spojrzał w te cwane elfie oczęta. Ona chyba dalej nie zdawała sobie sprawy jak bardzo jest w dupie. Zaczął powoli obchodzić krzesło, nachylił się i słodkim, chłodnym i jakże szarmanckim głosem wyszeptał jej.
- Wiesz, że upierdolę Ci wszystkie palce ślicznotko? - niemal przesunął kłami po jej szyi, która pod wpływem adrenaliny i strachu była pewnie tak przyjemnie gorąca. Ciężko być wampirem, oj ciężko. Szarpnął ją za włosy i przeszedł do drugiego ucha.
- Będziesz wyła z bólu i błagała o śmierć, rozumiesz? - szarpnął znacznie mocniej, wyrywając odrobinę z jej owłosienia. Wyciągnął sztylet i jego ostrzem podniósł jej główkę, patrząc w te już nieco mniej niż przed chwilą odważne oczy.
- To co, uśmiech i do przodu, taka byłaś odważna i teraz mina Ci zrzedła? - uśmiechnął się tak sadystycznie, uniósł sztylet nad jej skrępowaną dłonią i właśnie miał pozbyć się kilku członków jej delikatnej dłoni.
- Nie krzycz za głośno, bo sąsiedzi przylezą. - zaśmiał się i zamachnął się sztyletem.
Awatar użytkownika
Lumiroth
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lumiroth »

Smoka przeraziła ta sytuacja, nie wiedział, że aż tak daleko to zajdzie, a chciał się tylko dobrze bawić. Muszę coś zrobić i to szybko. Lumiroth nie myślał długo i wyskoczył przed fotel, na którym siedziała elfka. Użył telekinezy do odepchnięcia ręki wampira, siła była tak wielka, że blady osobnik obrócił się wokół własnej osi. Podniósł głowę do góry patrząc w oczy ciemnoskórej.
- Tam będziesz bezpieczna. - Powiedział pradawny i wysłał ją do lasu, który znajdował się nieopodal dworku.
- A ty? Od kiedy ćwiczysz balet? - Rzekł z szerokim uśmiechem na twarzy, odwracając się w stronę nieumarłego, po czym przybrał swoją wcześniejszą formę. Połowa planu wykonana, już nie dużo zostało. Lumiroth zauważył, że w jego stronę zbliżają się ostre miecze strażników, więc długo sie nie zastanawiał i uzył magii przestrzeni by odepchnąć ich do ściany. Sam odrzut, ani uderzenie w ścianę nie powinno strasznie boleć, to też pradawny przyparł ich do ściany, by nie został ponownie zaatakowany.
- Porozmawiajmy. Nie powinieneś być taki agresywny w stosunku do niej, nie jestem negatywnie nastawiony, ale wręcz przeciwnie. - Powiedział do wampira mając nadzieję, że odpowie mu słowach, nie w uderzeniu.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

Tak jak się spodziewano, jeden ze strażników wcale nim nie był, a przebranie to było jedynie umiejętnie utkaną iluzją. Ten właśnie jegomość uratował cygankę w dość efektowny sposób przed utratą ślicznych złodziejskich paluszków i tym samym teleportował ją razem z cennym, ulubionym fotelem wampira. No pięknie. Dodatkowo zmienił już swoją formę na właściwą, był z pewnością pradawnym o sporych pokładach mocy, co sam Yao mógł odczuć w swoim przedramieniu. Szybko jednak wydobył miecza i przystawił go do szyi jegomościa, kiedy ten zajął się strażnikami.
- Zaczynacie grać mi na nerwach. - warknął nieźle wkurzony, ale całe szczęście potrafił zachować zimną krew i równie szybko się opanować. Kiedy usłyszał o tym, że facet nie ma złych zamiarów postanowił go wysłuchać, ignorując jego głupkowatą zaczepkę.
- Wampirów się nie okrada. Czego ode mnie chcecie i kim do jasnej cholery jesteście? - choć słowa mogły wyrażać jakieś emocje, to ton głosu pozostawał chłodny, spokojny, ale i zdecydowany. Chyba czas wyjaśnić swoje racje, bo takich rzeczy się nie robi ot, tak, dla zabawy. Chyba, że jest się średnio zrównoważoną cyganką z umiłowaniem do błyskotek, takie to nawet królów w noce poślubne mogą okradać w ich własnych komnatach, zuchwałe, bez skrupułów i kszty rozsądku.
- Słucham. - opuścił miecz z przed pradawnego, trzymając go wzdłuż swojej nogi. Nie miał zamiaru walczyć.
Awatar użytkownika
Carmen
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Bard , Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Carmen »

Doskonale wiedziała, że to może być już jej koniec. Właśnie dlatego postanowiła, że na przekór tej wampirzej gadzinie zachowa twarz do swojej śmierci.
Cóż, wśród mężczyzn istnieje siła nazywana „złością”. Wtedy to taki może nieźle drugiego pierdzielnąć, motywują się jeszcze do zrobienia czegoś wykraczającego swoje możliwości. A u kobiet, cóż… tutaj pojawia się syndrom „na złość”. Kiedy trzeba ukazać swoją dumę, znaleźć się na lepszej pozycji od przedstawicieli płci przeciwnej, wtedy kobiety mają zastrzyk energii i nadludzką siłę woli. Bo trzeba komuś zrobić na przekór. Trzeba pokazać, jak bardzo nie dasz sobą pomiatać, nieważne na jak głupie rzeczy się zdecydujesz.
Teraz właśnie był ten moment, w którym Murzynka poczuła przypływ sił „na złość”. Jej twarz zastygła w nieco kpiącym uśmieszku i patrzyła na niego cały czas spod przymkniętych powiek. Dzięki patrzeniu na niego w taki sposób ten wampir przestał ją onieśmielać. Zdenerwowało ją to, że ocenił tą swoją porcelanę wyżej niż ją. Oh, nienawidziła tego, kiedy jej urok osobisty nie działał na mężczyznę. Chciała wśród wszystkich uchodzić za kogoś atrakcyjnego, od którego nie chce się spuścić wzroku, więc ta uwaga bardzo ją rozdrażniła. Przestała się uśmiechać. Gdyby miała możliwość znać go dłużej, zrobiłaby wszystko, żeby za nią oszalał. Tylko po to, żeby udowodnić mu jak bardzo jest atrakcyjna, a później go zostawić!
Miała ochotę odszczeknąć mu, że jeśli woli porcelanę od niej to wolałaby się nie zastanawiać, jakiej jest orientacji; jednak właśnie w tym momencie została powalona na ziemię.
Ładne buty, chętnie bym mu je ukradła! – pomyślała z przekąsem, próbując się podnieść. Jego śmiech uderzył jej do głowy. Później gwałtowne pchnięcie na fotel. Chociaż… było na nim bardzo wygodnie. Jej posiniaczone ciało przynajmniej na chwilę mogło się odciążyć. Pomyślała, że to jedno z milszych uczuć przed śmiercią.
- Będziesz wyła z bólu i błagała o śmierć, rozumiesz? – szarpnął ją i wyrwał pukiel włosów. Zabolało cholernie, ale dziewczyna tylko syknęła, mocno zaciskając zęby, żeby nie krzyknąć. Nie da mu tej satysfakcji, dopóki będzie zdolna się mu opierać.
- Masz dziwne hobby i dewiacje – mruknęła w jego stronę, uśmiechając się zbyt pewnie.
- Mina mi trochę rzednie jak na ciebie patrzę, gdyż słyszałam o tobie, że jesteś niesamowicie pociągający, mój panie. Zawiodłam się i jest mi teraz bardzo przykro – powiedziała, zamykając oczy. Wiedziała, co ma nadejść, dlatego wolała na to nie patrzeć. Zacisnęła mocno szczęki, próbując jakoś uodpornić się na ból.
I wtedy pojawił się on…
Nie miała bladego pojęcia, jak to się stało, że znalazła szanse na przeżycie. Serce zabiło jej szybko.
W głowie huczały jej słowa mężczyzny o fioletowych oczach, oraz jego spokojny głos.
Tam będziesz bezpieczna…
Jeszcze zdążyła popatrzeć się na wampira, uśmiechnąć się bezczelnie i pomachać mu ręką na pożegnanie.
I została przeteleportowana do lasu. Razem z krzesłem, do którego była przywiązana.
- Przynajmniej to udało mi się dzisiaj ukraść… - mruknęła, próbując wydostać się z węzłów. Na szczęście miała w tym już jakieś doświadczenie. Ale, cholera, mocno ją związali. Jednak poziom adrenaliny w ciele elfki pozwolił jej na dość szybkie uwolnienie się z więzadeł. Teraz trzeba było uciekać, jak najszybciej. Szkoda tylko, że nie miała jak podziękować temu mężczyźnie o fioletowych oczach…
Awatar użytkownika
Lumiroth
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lumiroth »

- Na pewno nie miała złych planów, zapewniam cię w jej imieniu, że odpracuje, to co zrobiła - powiedział pradawny z pewnością w tonie swojego głosu. Na pytanie, które zadał mu wampir odpowiedział:
- Ja jestem Lumiroth, być może o mnie słyszałeś. Nie przyszedłem tu z nią, po prostu pilnowałem, żeby nic się jej nie stało. Jak pewnie zauważyłeś, brakuje ci strażników - rzekł ze spokojem w swoim głosie, po czym dodał:
- Załatwię ci nowych, znam kilka najemników, którzy nadają się do takiej roboty - po chwili przemyślenia powiedział:
- Elfka odrobi to, co zrobiła przynosząc inne świecidełka, czy drogocenne rzeczy, a ja będę jej towarzyszył, jeśli chcesz, możesz nas dopilnować. Byłbym zapomniał - wymyśl plan rabunku, bo nie chcę robić syfu ponownie - Oznajmił pradawny wampirowi. Po jego mimice twarzy myślał, że nieumarły jest zainteresowany jego ofertą.
- Jeśli pozwolisz, teleportuję ją tutaj. - nagle strażnicy oderwali się od ściany i mogli poruszać się swobodnie. Mam nadzieję, że takie pokojowe nastawienie przekona go do współpracy.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

Jakże ostrożny i negocjacyjny ton przyjął teraz pradawny. Aż cisnęło się na język, żeby wykrzyczeć mu co wampir powinien zrobić za zabicie jego ludzi, ale po co dać się ponosić emocjom. Jednym gestem dłoni dał znak wszystkim strażnikom, aby opuścili pomieszczenie, co posłusznie wykonali.
- Yao, Shasamo Yao, pierwszy i jedyny tego rodu. Chyba tak to leciało.
- Nie potrzebuje nowych strażników, ale pomyśl dwa razy zanim mi rozsadzisz kolejnych, proszę. - wypowiedział z ewidentnym wyrzutem, którego nawet nie próbował ukrywać. Nie rozumiał po jaką cholerę rozczłonkował ich w pobliskim lesie, a teraz chciał po prostu pokojowo rozmawiać i przepraszać za tę elfkę. Podejrzliwy charakterek wampira nie miał się zbyt dobrze z samym faktem, że pradawny jest w pobliżu i proponuje jakiekolwiek kompromisy.
- Nie potrzebuję od niej pieniędzy, ale jeśli masz na tę kobietę jakikolwiek wpływ, to proszę, spraw by trzymała niewyparzony język za zębami i nauczyła się choć odrobiny szacunku. - westchnął cicho.
Wampir obszedł Lumirotha ot tak, stanął za jego plecami i napełnił lampkę winem, opróżniając butelkę co do ostatniej kropli. Wziął łyk i wyjrzał przez okno, po czym odwrócił się i rzekł.
- Właściwie jest jedna sprawa. Myślę, że z waszą pomocą będzie jeszcze... - w tym momencie zaśmiał się cicho i krótko, acz złowieszczo, by zaraz dokończyć. - ciekawiej. -
- Chodzi o jedną z okolicznych wiosek. Ludzie nie bardzo lubują się w mojej bladej karnacji i trzeba ich, że tak powiem... Ustawić do pionu. Poza tym tamtejszy zajazd źle robi moim interesom, a wiesz co to znaczy? - uśmiechnął się, a wyraz jego twarzy zapowiadał planowaną destrukcję.
- Dla naszej sroki też znajdę odpowiednie zadanie. Wyruszymy o... - tu wampir wzdrygnął się na chwilę. - o świcie. -
- Muszę się przygotować, więc jeśli możesz idź do niej teraz i spotkamy się wkrótce przed moją bramą. Muszę się przygotować. Co Ty na to?
Awatar użytkownika
Lumiroth
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lumiroth »

I tak nie mam co robić, to chyba dobry plan skoro wszyscy będą bezpieczni. Po krótkim zastanowieniu smok powiedział.
- Zgadzam się na twoją ofertę, a przy okazji ta czarna elfka coś sobie ukradnie. Tak poza tym, po co iść do niej skoro może się tu pojawić w ułamku sekundy. - powiedział pradawny z szerokim uśmiechem na twarzy, po czym wykonał jeden gest i pojawiła się elfa, która prawie wbiegła w ścianę. Chyba się nie zorientowała gdzie właśnie jest. Lumiroth uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
- Jestem Lumiroth, i poznaj naszego pracodawcę Yao. Od teraz odnosisz się do niego z szacunkiem, albo on dokończy swoją robotę. - oznajmił pradawny elfce. Smok w głębi duszy miał nadzieję, że elfka nie zrobi głupiego ruchu i znów nie zacznie pyskować nieumarłemu.
- Jutro udajemy się do pobliskiej wioski, musisz być wypoczęta. - Lumiroth obrócił się w stronę elfki, mogła zobaczyć tylko błysk w jego oku.
- Czy dostaniemy jakieś miejsca do wypoczęcia? Każdy po dzisiejszym zajściu chciałby trochę odpocząć. - zapytał grzecznie smok. Jeśli ta głupia elfka zrobi coś nie tak, od razu rozerwę ją na pół, jeszcze nigdy się tak dla nikogo nie poświęcałem. Kobieta stała nieruchomo, a wampir nadal patrzył przez okno. Przydałaby mi się flaszeczka, ale trudno. Lumiroth odwrócił się plecami do tej dwójki i patrzył na ogromne drzwi, które prowadził do innej komnaty.
Awatar użytkownika
Carmen
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Bard , Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Carmen »

Chłodne powietrze wdzierało się Carmen do płuc, kiedy biegła. Chusty trzepotały jej na wietrze. Zaśmiała się, szczęśliwa, że po raz kolejny udało jej się uniknąć śmierci. Ale... w pewnym momencie zatrzymała się, chwytając łapczywie oddech za oddechem. Miała dziwny nastrój, w którym chwilowa radość mieszała się z... brakiem spełnienia? Pustką? Trudno to nazwać. Po prostu dziewczyna uświadomiła sobie, że przecież zdawała sobie sprawę z ryzyka, jakie dawało wejście na posesję wampirów. Godziła się na śmierć. Nawet nie próbowała wtedy od niej uciekać, pyskując wampirowi. Nikt by za nią nie płakał.
Uderzyła pięścią w drzewo, opierając się na jego pniu. Była na siebie zła i za nieprzemyślaną akcję, i za to, że w ogóle jej działania były bez większego sensu. Przeklęła pod nosem. Zdarzało jej się, że napadał ją taki melancholijny nastrój. Wtedy trudno jej było odpędzić się od pesymistycznych myśli i pytań natury egzystencjalnej. Jednak odsunęła to od siebie. Teraz trzeba było zająć się wydostaniem się z lasu. A najlepiej, z wioski. Nie była pewna, czy wampir nie zechce jej szukać. W końcu obraziła tak dumną istotę. Chociaż, jej zaczynało być wszystko jedno...
Pobiegła truchtem kilka metrów, kiedy poczuła dziwny uścisk w brzuchu, jak przy teleportacji, i na powrót znalazła się w komnacie dworku.

Prawie uderzyła w ścianę, jednak zdołała się zatrzymać, zanim zaliczyła spotkanie trzeciego stopnia. Odwróciła się w stronę mężczyzn. Ponieważ biegała, wciągała powietrze przez nos głośno i głęboko. Jej pierś falowała. Patrzyła na nich swoimi złotobursztynowymi oczyma, szczerze zdziwiona.
Kiedy usłyszała, że oboje ze sobą współpracują, kompletnie nie rozumiała własnej sytuacji. Lumiroth właśnie ocalił ją od poćwiartowania przed swoim wspólnikiem? Ten wampir, któremu chciała zapierdzielić porcelanę, jest teraz jej pracodawcą?
Dziewczyna ukłoniła się najpierw pradawnemu, a następnie Yao. Jej wyraz twarzy był teraz koci i ciekawski, chociaż równocześnie przestraszony i zaskoczony, nie miała odwagi się uśmiechnąć. Mimo wszystko, czuła duże podniecenie na myśl o tym, że ci dwaj mężczyźni będą jej towarzyszyć. W dodatku, może nadarzy się okazja udowodnienia im, a może nawet samej sobie, jaką ma wartość.
Po krótkiej chwili, w której fioletowooki mężczyzna spytał o nocleg, odezwała się ślicznym, miękkim i czystym głosem - a starała się brzmieć naprawdę cudownie - Carmen.
- Panie, jeśli jesteście moimi pracodawcami, co mam dla was uczynić? - spojrzała na nich obu niepewnym, ale ciekawym i niesamowicie kobiecym wzrokiem. Dyskretnie przygryzła dolną wargę.
Zablokowany

Wróć do „Błyszczące Jezioro”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości