Błyszczące Jezioro[Wysepka na środku Błyszczącego Jeziora] Skryci Pośród Drzew

W wodach Błyszczącego Jeziora mieszkają Strażniczki. Małe istotki mierzące dwa cale. Swoje miasto mają w jego głębinach. Są niezauważalne dla ludzkich oczu. To ich połyskujące ciała nadają błyszczące kolory wodom tego jeziora. Na środku znajduje się tez niewielka wyspa cała porośnięta gęstą roślinnością, mity mówią że gdzieś na tej niewielkiej wyspie znajduje się tajemniczy portal prowadzący wprost do lasu Jednorożców.
Awatar użytkownika
Nimfea
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Nimfea »

Nimfea westchnęła ze smutkiem, iż mężczyzna nie wie dokładnie.

- Szkoda… Osiemdziesiąt lat, bardzo długo i z tego, co słyszę, pewnie niejedna osoba zawdzięcza jej życie. – Uśmiechnęła się słabo. – Dziękuję. Mów mi proszę Nimfea.

Przemieniona zastanowiła się chwilę, zawsze ją to intrygowało, jak niektórzy mogli nosić na sobie tyle szmat i jeszcze, o zgrozo, buty.

- Jak wolisz… - stwierdziła.

Gdy kobieta pająk nazwała Nim chwastem i doprowadziła ją do płaczu, syrenka nie zwracała nawet uwagi, co się teraz wokół niej dzieje. Jej samoocena gwałtownie spadła, zarzucała sobie bycie morderczynią i najgorszym potworem, jaki istnieje, nie pomyślała nawet o tym, iż obok stał przecież jeszcze bardziej przerażający stwór…
Przemieniona dopiero po chwili zdała sobie sprawę z dość ryzykownego zachowania Avarro. Zdała sobie też sprawę, iż gdyby nie on, ta Avarralie mogłaby ją rozerwać na strzępy. Jednakże, z jej obecnym depresyjnym stanem, nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle, iż jeszcze egzystuje na tym świecie.

- Hmm… Albo jest odważny, albo głupi… - skomentowała w myślach postępowanie mężczyzny.

Sporym zaskoczeniem było niezjedzenie demona przez pajęczyce, która zdawała pozostać w niemałym szoku taką zuchwałością wobec niej. Rzut koszulą w takie stworzenie prawie rozśmieszył Nim, ale tylko w duchu, z zewnątrz wciąż otaczała ją aura smutku. Czekała na to, co nastąpi, gdy Amora w końcu ponownie „powróci do żywych”, teraz przypominała jakiś dziwaczny posąg. Jej nagły płacz wprawił w osłupienie syrenkę. Nie potrafiła zrozumieć tej istoty, raz pragnie kogoś zjeść… ponownie! Natomiast później płacze przez tego kogoś. Strasznie ciekawiło ją, co dokładnie do tego doprowadziło, czekała więc, patrząc na swoją niezwykłą towarzyszkę.
Na prośbę o pomoc ze strony czarnowłosej, ratunek przyszedł z najmniej oczekiwanej strony, a mianowicie, właśnie przyszedł gigantyczny pająk. Kto by się spodziewał… Przemieniona z zaintrygowaniem patrzyła, co wyczynia ten… przerośnięty robal. Zaciekawiła ją fiolka i już miała o nią spytać, ale się powstrzymała. Na widok, jak ten pajęczak wbija swoje odnóża w plecy Amory, rożowowłosa wzdrygnęła się mimowolnie.

- Co się dzieje? – spytała zdezorientowana Nim, powoli się w tym wszystkim gubiąc.

Amora przestała płakać i nawet próbowała ubrać koszulkę od Avarro. Biedne ubranie, zapewne już nie będzie zdatne do użytku, ale lepsze to niż ma marznąć i znów kaszleć krwią. Dodatkowo, o dziwo, ta wariatka w końcu się uspokoiła, Nim przypisała to tej tajemniczej substancji.

- Hmm – przysłuchiwała się słowom Avarralie, jak się okazało, przypuszczenia Nimfey co do zawartości fiolki się sprawdziły w pewnym sensie. – Nie zamierzasz mnie teraz zjadać? Cóż… pocieszające… - Chciała coś dodać, ale Amory znów zaczęła mówić, śpieszyła się.

Informacja, iż Avarro jest jej ojcem, zmusiła Nim do mimowolnego rozdziawienia ust, nie spodziewała się takiego obrotu spraw.

- … No proszę, jaki ten świat mały… - skomentowała.

Teraz jednak zaintrygowało ją, w jaki sposób przemieniony chce rozpalić ognisko, zazwyczaj, jak jej było zimno, to chowała się w głębinach jeziora, tam było cieplej i spokojniej. Przypomniała sobie jednak, jak kiedyś jej przybrany ojciec to robił, z pomocą tarcia patyków albo sztuczka z jakimiś kamieniami, nie pamiętała, jakimi dokładnie niestety.

- Mogłabym pozbierać trochę gałązek na to ognisko – zaproponowała syrenka, nie chciała się wygłupić, przynosząc jakieś niewłaściwe kamienie, więc tylko w tym mogłaby się przydać. – Ale przecież pada… Na pewno dasz radę je rozpalić? Może powinniśmy się gdzieś schować, widziałam tu taką starą chatkę kiedyś w sumie…
Awatar użytkownika
Avarro
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony - z człowieka
Profesje:

Post autor: Avarro »

W tym momencie czuł się jak ostatni idiota. Przecież ta cholerna pajęczyca mogła go bez trudu zabić, a jeśli nie jej równie owłosiony pupilek, który do najmniejszych też nie należy. Ale los go jeszcze troszkę lubił, co było zadziwiająco dziwne biorąc pod uwagę pecha, który go prześladował. Choćby to kowadło, które przed wyruszeniem tutaj spadło mu na stopę. A chciał tylko kupić nową klamrę do torby...
Teraz też ryzykował życiem i zdrowiem, choć bardziej tym pierwszym. Avarralie wydawała się być tak niezrównoważona psychicznie, że aż strach było myśleć co jeszcze wyduma. Zaczynając od tego, że jej matką jest minotaurzyca przechodząc przez groźby karalne w większości państw Alaranii oraz strumienie łez jak u małego dziecka, kończąc na tym ze to Avarro jest jej ojcem. Co najbardziej przerażające między dwoma ostatnimi zachowaniami nastąpiło przebicie jej przez przerośniętego pająka. Nikt jednak nie zdążył zareagować, a zaraz potem kobieta przemówiła, jak gdyby nigdy nic. A gdy demon jej słuchał, z każdą chwilą szczęka mu opadała bardziej. Na koniec nie przypominał za grosz tego wygadanego handlarza, którym był chwile temu. Znacznie bliżej mu było do wiejskiego przygłupa, gdy tak stał z otwartymi ustami wpatrzony w dziewczynę.
- Nie, nie, nie... To niemożliwe, żebyś była moją córką. Oczywiście staraliśmy się z Rozalie o dziecko, ale ona umarła nim nam się to udało. Przecież... Przecież by mi powiedziała. Prawda? - jego głos się załamał - Spokojnie. Logika najlepszą podstawą rozwiązania sytuacji. Biorąc pod uwagę, że teraz już nie twierdzisz, jakobyś była córką Urzaklabiny tylko moją i Rozalie... Co zadziwiające, że znasz jej imię... Choć może spotkałaś ją niedawno, tak jak i mi się to udało. Wyglądała trochę inaczej, no ale śmierć widocznie zmienia ludzi bardziej niż sądziłem... Ale tak czy inaczej żeby być moją córką oraz mojej żony musiałabyś mieć dobre osiemdziesiąt lat. To, że ja tyle żyje to już cud... Nie mówiąc o tym, ze moja Rozalka chodzi po tym świecie...
- Choć z drugiej strony mówiłaś, że kto był twoimi przybranymi rodzicami? Brokhart? - po wyrazie twarzy demon widać było, że stara się przypomnieć sobie coś co dawno zniknęło w mrokach zapomnienia. Dłuższą chwilę zajęło mu przypomnienie sobie tego jednego szczegółu - faktycznie mieszkali wtedy w Nowej Aerii tacy ludzie... Byli lokalnymi medykami. Skąd wiesz to wszystko?
Demon zamknął na chwilę oczy i wziął głęboki oddech.
- No dobra... Powiedzmy, że Ci wierzę. Długo jeszcze będziesz... Normalna? Jakieś dobre rady żebyś nas potem nie zjadła? Psiakrew... Z radością poznałbym Twoją historię. - gdy pajęczyca odpowiedziała, przemieniony zwrócił się do syreny - W zasadzie masz rację, w deszczu rozpalenie ognia nie jest zbyt proste. Trochę przestałem logicznie myśleć, to zdecydowanie wina za dużego stresu... Możesz nas zaprowadzić do tej chatki? Przy okazji opowiedz nam coś o niej, o tym miejscu... Znam legendy, ale jak jest naprawdę? Długo tu już mieszkasz?
Przedzieranie się przez rośliny wcale nie było takie łatwe i przyjemne. Deszcz z każdą chwilą robił się coraz bardziej lodowaty. Coraz bardziej zbliżała się zimniejsza pora roku. Avarro trzęsąc się z zimna maszerował jednak dalej zaraz za syreną. Jego... Córka szla zaraz za nim. Cóż... Nawet jak jej znowu odbije, to wszystko zostanie w rodzinie, nie? A może i on się odrodzi i wtedy znajdzie Rozalie? Pogrążony w rozmyślaniach nie zwracał większej uwagi na otoczenie...
Awatar użytkownika
Avarralie
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Avarralie »

        Cała trójka szła, o dziwo w pokojowy, a wręcz cywilizowany sposób. Trójka przemienionych, każdy inny, każdy na swój sposób powiązany z każdym. Dla Avarralie był to dosyć łatwy i przyjemny spacer przez tutejsze gąszcze. Dodatkowe, pajęcze odnóża skutecznie pomagały nie tylko utrzymywać równowagę, ale także, odchylać przeszkadzające gałęzie czy inne kawałki roślinności. Nawet zimno, które doprowadzało każdy element jej wrażliwego organizmu na skraj wytrzymałości, nie było czymś, co dałoby radę powstrzymać jej niezakłóconą szaleństwem wolę podążania za ojcem, a co za tym idzie, za Nimfeą. Wysilając się nieco bardziej, dokonała czegoś, co kosztowało ją kilku głębszych oddechów, które i tak mimo wszystko były tak płytkie, iż niemal graniczyły z duszeniem się. Ale nawet no nie powstrzymało tego, by dłoń Avarralie chwyciła dłoń Avarro.

- No dalej staruszku. Rozumiem, że ja nie daję rady, ale ty? Ty, co to podobno dobierałeś się do minotaurzycy dwa razy większej od ciebie, w wyniku czego chodziła ona obok ciebie ochoczo i z uśmiechem na twarzy? - Powiedziała, a raczej wycedziła wesoło przez usta. Choć starała się, to jednak ciężko było ukryć fakt, iż w najlepszej formie nie była. Dziura w plecach po pewnym pajęczym odnóżu, jak i tysiące innych rzeczy, które jej doskwierały, nie były czymś, co miałoby ułatwiać cokolwiek. - Wybacz, jeśli mój nastrój nie pasuje do sytuacji. Staram się, by te chwile były czymś miłym do zapamiętania dla ciebie.

        Zacisnęła swoją dłoń, jakby bała się, że Avarro zaraz rozpłynie się w powietrzu, gdy tylko puści go.

- Nawet nie wyobrażasz sobie, co mnie spotkało. A raczej, co sobie zrobiłam. Byłam młoda i ciekawska. Gdy nie przestawałam, to byłam po prostu głupia. Później byłam uzależniona. Aż w końcu zatraciłam się. Przestałam istnieć jako ja. Ta pół pajęczyca, którą poznałeś na początku, to już nie jestem ja, i to nigdy nie będę ja. Ona to Amora. Przynajmniej ja lubię tak uważać, gdy tylko istnieje. To imię nadane przez Brokhartów, niemające większego znaczenia. Ja, ta ja, która wkrótce znów zaniknie, wolę drugie imię, upamiętniające prawdę. Owoc miłości Avarro i Rozalie… Avarralie, rozumiesz? - Spytała, uśmiechając się lekko. Grymas bólu, być może psychicznego, na chwilę przeszkodził jej w mówieniu, lecz szybko przegoniła go z twarzy. - Ale mniejsza o to. Pozwól, że wyjaśnię ci co nieco odnośnie tego, o czym wcześniej mówiłeś, bo nie chce być niegrzeczna, od tego jest Amora.

        Spróbowała nabrać głębszy oddech, lecz było to wyzwanie, przez które milczała dobrą chwilę. Tyle dobrego, że udało jej się to, bo równie dobrze mogła paść trupem, nie mając sił nawet na zdobycie tej niezbędnej krztyny tlenu.

- Powiedziałeś, że to niemożliwe, by była we mnie twoja krew. Cóż… nieco się różnimy, a nawet bardzo. Ale kiedyś, nim zyskałam to ciało, widziałam cię. Byłam wtedy młoda, malutka, ale w miarę świadoma. I wiesz co? Później, gdy patrzyłam w lustro, widziałam twoje oczy na miejscu moich. To znaczy, nie, nie odbijało mi, tylko uważałam, że były bardzo podobne do moich. Nadal tak uważam. Ani trochę się nie zmieniły, jak również cały ty. Nie wiem, co za eliksiry piłeś, ale zazdroszczę umiejętności temu, co je warzył. Bardzo zazdroszczę. Chociaż… To ona zrobiła, prawda? Wielka, biała minotaurzyca, hmm? Naprawdę była twoją kochanką, czy też mieszkańcy wyolbrzymiali fakty?

        Znów zamilkła na chwilę, tym jednak razem uczyniła to z własnej woli, nie z przyczyn fizycznych.

- Nigdy nie spotkałam prawdziwej matki, Rozalie. Nie widziałam jej, nie słyszałam jej głosu, nie znałam jej matczynej miłości. Jedyne, co o niej wiem, to z plotek. Że dziwka, że niewierna, że służąca diabłów i innych szatanów. Nie wiem, co z tego jest prawdą i w jakim stopniu prawdą. Nie wiem o niej nic poza tym, że to na pewno moja prawdziwa matka. Nie mam więc pojęcia, czy by ci o tym powiedziała. Nie wiem też, w jakich okolicznościach urodziła mnie tak, że ty nic nie dostrzegłeś. I chyba nie chce nic z tego wiedzieć, skoro mówisz, że żyje ona nawet po śmierci. Bo tak kończą, jeśli dobrze pamiętam, tylko ci najgorsi, albo ci z najtragiczniejszą historią, a obie te rzeczy nie brzmią zachęcająco.

        Starała się mówić jasno i przejrzyście, tak jak to tylko możliwe w jej obecnym stanie i z czasem, jaki jej pozostał. W pewnym momencie jednym z odnóży sięgnęła za plecy Avarro, by następnie objąć go ową pajęczą kończyną.

- I wiesz co, zgadłeś prawie. Osiemdziesiąt cztery lata, z czego około siedemdziesiąt z umysłem wyniszczonym, z umysłem Amory. Ja jestem ledwie echem tych pierwszych czternastu lat, że tak to ujmę. Młodo zaczęłam samodzielne eksperymenty alchemiczne, włamując się do pracowni pana Brokharta. To osłabiło ciało oraz doprowadziło do stanu umysłu, jakim jest Amora. Ciało pająka to coś, czego dokonała szaleńcza część mnie, z drobną pomocą pewnego maga. A i wiem to wszystko, co wiem, bo to prawda. Jedyna prawda jaką znam. Mam nadzieje, że rozumiesz. A jeśli nie, to spróbujemy w chatce. Myślę, że eliksir wytrzyma jeszcze spory czas. Początkowe niedogodności to chyba spowodowało niepełne w tamtym momencie przyjęcie specyfiku. Ale… nie wiem, ile moje ciało pociągnie. Od lat żyje na skraju śmierci. Jestem jednym odnóżem w grobie.

        Akurat, gdy o odnóżu wspomniała, postanowiła przycisnąć do siebie ojczulka, odnóżem oczywiście, zupełnie jakby wycisnąć go na śmierć chciała, co raczej było przypadkowe.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo spełniona jestem. Za całym tym szaleństwem, które zazwyczaj mnie toczy od środka, nadal jestem ja. Wszystko widzę, wszystko słyszę, wszystko pamiętam. Po prostu bez eliksiru jestem niczym uwięziona. Latami marzyłam, by wyrzucić z siebie to wszystko, choćby komukolwiek. W każdym razie wybacz za ten monolog. Po prostu… jest tyle rzeczy, które chce ci powiedzieć.
Awatar użytkownika
Nimfea
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Nimfea »

Nimfea słuchała swych towarzyszy i znów ogarnął ją smutek, jak zwykle trzecie… piąte koło u wozu. Westchnęła, ale nie mając ochoty nigdzie iść samej, słuchała rozmowy przemienionego i kobiety-pająka. Uśmiechnęła się do Avarro, gdy się do niej odezwał, tego jej brakowało, tak bardzo pragnęła z kimś pogadać, a zazwyczaj zabijała tutejszych przybyszów, potrzebowała energii życiowej…

- W porządku… Bywa. Chyba… - chciała odpowiedź sensownie, ładnie, a wyszło jak zwykle, no ale miała opowiedzieć o pewnych sprawach, więc wzięła oddech i zaczerpnęła jak najwięcej sił, by choć odrobinę podnieść pewność siebie, która leżała na samym dnie, albo nawet niżej – A ten…co spowodowało ten stres? – syrena uśmiechnęła się nerwowo, o wiele łatwiej przychodziło jej mordowanie ludzi i pozostawanie w samotności i smutku niż przyjacielska rozmowa, to było prawdziwe wyzwanie – Jasne… tędy.

Była naturianka szła dość powoli, posiadała płetwy i musiała podnosić nogi wyżej by się o nie, nie potknąć. Rytuał miał ją zmienić człowieka, a mimo to nadal bardziej jest istotą wodną niż ludzką. Może gdyby nie to jej głupie marzenie nadal byłaby zwykłą syrenką i mogłaby mieć, choć na te 12 godzin, ale całkowicie ludzką postać a tak nie ma ani w pełni syreniej, ani w pełni ludzkiej.
Tak więc skończyła, prowadząc inną kobietę dziwoląga i z tego, co zrozumiała ojca tej dziwaczki do starej chaty. Uroczo. Większość drogi milczała, ktoś by powiedział, iż utkwiła we własnych myślach, ale ona uważnie słuchała i czekała, kiedy będzie chwila, gdy będzie mogła powiedzieć o tym, o co prosił ją Avarro.

- Ta chatka – wskazała, ją, ponieważ już była widoczna niedaleko – Od zawsze stoi pusta, nie lubię tam zbyt długo przebywać. Na ścianach i podłodze są zaschłe ślady krwi prowadzące w…ścianę. Tak, dokładnie. Wszystko jest pozostawione tak jak, gdy byli tam ostatni mieszkańcy. Coś ich zamordowało, atmosfera niezbyt przyjemna, ale przeczekać deszcz się da, gorzej, gdyby się chciało zostać dłużej… Słyszałam, że ci, którzy spróbowali, wychodzili obłąkani, będąc przed tym doświadczeniem normalnymi ludźmi – Nimfea zastanowiła się dłuższą chwilę – Czy może chodzi ci o tę wyspę, o mnie? Przybyłam tu dawno, około dwóch wieki temu? – spytała jakby samą siebie – Sama już dobrze nie pamiętam. W każdym razie…ja… topiłam tych ludzi i zabierałam im energie życiową – mówiła z widocznym żalem i smutkiem – Raz, dwa, może więcej, gdy było kilkoro osób, ktoś czasem uciekł… opowiadał o morskim potworze będących zgubą tego, co wypłynie na Błyszczące Jezioro…

Przemieniona westchnęła. Byli już przy chacie, znajdującej się tuż obok plaży. Niby wszystko w porządku, a jednak obce głosy… przypłynęli kolejni śmiałkowie, głupcy albo nieuświadomieni. Przemieniona poczuła, iż przydałoby się jej trochę energii. Była trochę słaba, już od dłuższego czasu nie pobierała energii od żywych.

- Poczekajcie… Muszę coś zrobić…

Przeciskając się przez krzaki, by jej nie zauważono, wskoczyła do wody. Mężczyzna i Avarralie mogli obserwować przez jak z łodzi w miejscu gdzie woda jest powyżej kolan, wyskakuje dwóch facetów. Nagle jednego coś wciągnęło pod wodę.
Pod powierzchnią, syrenka wyciągnęła swą ofiarę w miejsce o znacznie większej głębokości, początkowo trochę się szamotali, ale ostatecznie człowiek stracił przytomność, a Nim używając magii, zabrała mu energię życiową, co doprowadziło ostatecznie do śmierci.

- TEZEUSZ! TEZ! Cholera… Czyli to prawda… - zaczął dygotać ze strachu ten ocalały, w akcie tchórzostwa wskoczył do łodzi myśląc tylko o sobie i odpłynął, wiosłując co sił w rękach.

Nimfea powoli się wynurzyła, wyglądała jak zwykle, nietypowa, piękna kobieta przyozdobiona smutkiem, jednak tym razem się on pogłębił. I jeszcze… ona płakała!
Idąc z jakiegoś powodu nieco żywiej przyszła do demona i go przytuliła.

- On się nie bał mnie… on się bał, że… - szlochała tuląc przemienionego – Musiałam… byłam już dość słaba… musiałam… jestem potworem!
Awatar użytkownika
Avarro
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony - z człowieka
Profesje:

Post autor: Avarro »

Słuchał... I wciąż nie wierzył, że to wszystko jest prawdą. Ktoś tu sobie z niego robi żarty. Sen Prasmoka schodził na dziwne tory, jeśli ten gad faktycznie jest prawdziwy. Bogowie bawili się z Avarro. Kpili sobie z jego życia. Najpierw dając mu szczęście, po to by je odebrać, a wiele lat później zwrócić. Choć jego ukochana go nie pamiętała... A teraz dawali mu córkę, która ledwo przypominała człowieka. Te rozmyślania przerwało mu wspomnienie Urzaklabiny i pytanie pajęczycy o ich relacje. W jednej chwili demon się rozkasłał zaskoczony i trochę zażenowany.
- Urzaklabina... Uratowała mi życie gdy planowałem je sobie odebrać po śmierci Rozalie. Z całych sił starała się również odciągnąć moje myśli od tamtych wydarzeń. Alkoholem, narkotykami, sobą... Nie pamiętam wszystkiego z tamtego okresu. Jakby to był tylko sen... Ale wiem jedno, nigdy nie odpuściłem odzyskania twojej matki, choć było to szalone. Minotaurzyca podarowała mi długowieczność, nie alchemicznymi miksturami ale magią. Nie pytaj mnie jak to działało. Wtedy jeszcze nie byłem tym kim jestem teraz... - Zerknął na Avarralie, gdy ta opowiadała o przeszłości. O tym co się z nią stało.
- Przypominasz trochę swoją matkę, wiesz? Zawsze była piękna... - Westchnął. - Powinna była mi powiedzieć... Choć wtedy żadne z nas zapewne nie żyłoby tak długo. Cieszę się jednak, że cię poznałem. Nawet jak mnie potem zjesz.
Gdy jego uwaga skupiała się na syrenie poświęcał jej uwagę równą swojej córce. W końcu to ona tutaj mieszkała. Mogła zdradzić sekrety wyspy... Czy powinien jednak pytać wprost? Skoro mordowała już ludzi, również była niebezpieczna. Cóż za doborowe towarzystwo... Dwie kobiety, zdolne go zabić gdyby tego zechciały.
- Pięknie... No po prostu psiakrew pięknie.
- Mówisz, że zniknęli... W ścianie? Jak dawno do tego doszło? Mieszkał tu ktoś przed tobą? Masz coś przeciwko bym to zbadał?

Gdy Nimfea zniknęła demon zabrał się za rozglądanie po chatce, sprawdzał każdy kąt, badał każdą rysę w ścianach i podłodze... Tak go to pochłonęło, że nie zauważył gdy ta wróciła. Dopiero gdy poczuł jak go obejmuje całe życie przemknęło mu przed oczami. Święcie przekonany, że to tutaj umrze wstrzymał oddech. Nic jednak się nie stało. Syrena wciąż go tuliła, z niego nie uchodziło życie ani energia. Za to ona... Płakała. Zabiła kogoś. Znowu... Ale nie zabiła jego. Czemu? Nie wiedział, choć ta wiedza sprawiła, że znów odetchnął głęboko.
- Każdy z nas ma w sobie potwora moja droga. Nie ma istoty, która nie miałaby w sobie ziarna zła. Zabijamy inne istoty, jemy je. Kiedyś znajomy naturianin powiedział mi, że nawet rośliny, skały i wiatr mają świadomość. Ale czy to znaczy, że mamy przestać jeść? Mamy przestać oddychać? Musimy mieć w sobie zło, gdybyśmy wszyscy byli niezmierzenie dobrzy, nie potrafili skrzywdzić innych... Nie potrafilibyśmy dać oporu gdy ktoś chce skrzywdzić nas. Nawet aniołowie walczą z mieszkańcami Piekła czy Otchłani. Robimy to co musimy by przetrwać. Potworem jest ten, kto robi to dla przyjemności. Potworem jest ten, kto zabija zwierzę dla trofeum. Czy jednak nazwiesz potworem kogoś kto robi to by przeżyć? By nie umrzeć z głodu, lub ochronić siebie lub najbliższych?
Awatar użytkownika
Avarralie
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Avarralie »

- A ręce powinno się myć zawsze, gdy dotknie się czegoś brudnego, podejrzanego lub nieznanego, moja droga damo!

        Te oto słowa, którym zakończeniu towarzyszył chichot, wypowiedziała Avarralie, gdy tylko Avarro ukończył swój jakże życiowy monolog, który prawdopodobnie godny byłby zapisaniu w Tych Księgach, w których wszystkie prawdy świata zostały spisane. Avarralie uśmiechała się, stojąc w wejściu do chatki. A konkretniej rękami i odnóżami pajęczymi trzymając się w pionie, niczym pijany, który był gotowy oddać się w objęcia grawitacji.

- Wybaczcie mi zniszczenie nastroju. Ale gdy weszłam tutaj, podążając śladem pewnej przedstawicielki płci pięknej, co to wybyła na moment, to mimo wszystko nie spodziewałam się ujrzeć uścisku, ani też usłyszeć lekcję życiową. To… Rozbawiło mnie. - Usprawiedliwiając swe zachowanie, pajęczyca uśmiechała się, ledwo ledwo, ale jednak. Krótko po tym rozglądnęła się szybko po wnętrzu, które, choć faktycznie było oznaczone krwią, to jednak nie było nawet blisko tego, co Amora urządziła za dawnych lat. - Jak na mój gust, dosyć schludnie tutaj. A co za tym idzie, mogę gwarantować, że to na pewno nie moje dzieło. Zazwyczaj ja… To znaczy ona, zostawia większy bałagan. - Odezwała się ponownie, lecz gdy mówiła, jej głos zadrżał w momencie, gdy określała osobę, o którą jej chodzi.

        Po chwili podpierania wejścia, przemieniona postanowiła przemieścić się. Mianowicie, zaczęła iść prosto w nadal wtuloną do siebie dwójkę. A w trakcie chodu, rozłożyła ręce i odnóża szeroko.

- Nie mogę na was patrzeć i nie dołączyć. Od lat nie przytulałam nikogo, a wy mnie jedynie prowokujecie! - Gdy o krok od objęcia towarzyszącej jej dwójki, coś poszło nie tak. Jakby nagła dawka pecha, emanująca z pewnego pechem objętego osobnika, sprawiła, iż odnóża, na których chodziła Avarralie, zamiast na podłodze, wylądowały, a raczej wbiły się w nogę Avarro.

- Ojej, przepraszam, już nawet chodzić nie umiem! - Odstraszona od przytulania przez swoją wpadkę, obróciła się nagle, chcąc odejść na bezpieczną odległość. Jednak podczas tego obrotu jedno odnóże spoliczkowało Nimfee, z dosyć sporym impetem, co doprowadziło także do dosyć słyszalnego dźwięku, który temu towarzyszył.

        Avarralie niemal natychmiast zareagowała, mianowicie odwróciła się ponownie w ich stronę, tyle że jeszcze gwałtowniej niż wcześniej, bowiem dźwięk nie dość, że ją zaskoczył, to jeszcze zaniepokoił. Tym razem znów rozległ się dźwięk biczowania odnóżem, tyle że teraz oberwało lico Avarro, co pajęcza kobieta zauważyła i co doprowadziło ją do poczucia winy.

- Naprawdę, naprawdę przepraszam! Najwyraźniej mikstura nieco pogorszyła moją koordynację. Nic ci nie jest? Nie uszkodziłam cię zbytnio? - Nieco zmartwiona tym, co uczyniła przez przypadek, chciała z bliska przyjrzeć się, czy nie ma widocznych skutków tego, co się stało, na twarzy Avarro. Zrobiła jeden krok swoim odnóżem w jego stronę, lecz owo odnóże trafiło na sporą dziurę w podłodze. W wyniku tego pechowego i całkowicie przypadkowego zbiegu okoliczności pół kobieta, pół pajęczyca, poleciała wprost na wciąż będącą tuż przy sobie parkę. Niczym upadające drzewo, które swym upadkiem zmusza inne drzewo do załamania się, tak Avarralie zdołała przypadkowo sprowadzić na poziom podłogi Nimfee oraz swojego ojca. Skończyło się na tym, iż wszyscy byli obici, obolali oraz tuż przy sobie.

- ... Wybaczcie? - Zapytała retorycznie, bowiem nie spodziewała się odpowiedzi. Jednakże nie chcąc, by okazja przepadła, skorzystała z faktu, iż teraz nic nie może pójść nie tak, po czym w końcu objęła i przytuliła na leżącą pozostałą dwójkę. - Przynajmniej w końcu to się udało, prawda? Zawsze coś. Heh…

        Ponieważ sytuacja jednak nie wydawała się zbyt pozytywna, Avarralie szybko zaprzestała ściskania towarzyszy. Zamiast tego, prędko się z nich zeszła, by następnie, na niemal wszystkich parach odnóży, jakby nie chciała tracić resztek energii na wyprostowania się, dotarła pod jedną ze ścian. Tam siadła, opierając się plecami, by móc odetchnąć i dać odetchnąć innym.

- Tak właściwie… Czemu was zastałam w takiej sytuacji? Dotarłam do was, dopiero gdy zaczął się monolog Avarro. Nie słyszałam ani nie widziałam niczego wcześniej. Zechcecie mnie wtajemniczyć?

        W międzyczasie jej ludzka ręka powędrowała za jej plecy, w miejsce, z którego krwawiła, a w które wcześniej zaaplikowana została mikstura. Piekło, bolało, osłabiało z każdą chwilą. Aż dziw, że siła woli, którą czuła będąc przy Avarro, dała jej aż tak wiele czasu bez utraty przytomności, bądź padnięcia z bólu. Gdy tylko wyciągnęła dłoń przed siebie, ujrzała, jak bardzo jest umazana krwią z tamtej rany. Nie robiła jednak tego bez powodu.

- Jeszcze mam czas. Na całe szczęście, mój tragiczny stan najwyraźniej wspomaga działanie mikstury. Albo użyłam nieco innych składników? Nie pamiętam. Moje dzieciątka zawsze mi przynoszą składniki… moje małe, słodkie dzieciątka…

        Jak na zawołanie, do środka przybył Skarbeniek, czyli słoń wśród pająków, smok wśród ras, szatan wśród diabłów, a zarazem najbardziej ukochany towarzysz Avarralie. Podszedł do niej, po czym obok niej wyłożył się, jakby chcąc swoją obecnością wspomóc jej. Jednocześnie, ze wszelkich wejść, okien, szczelin zaczęły tej wchodzić inne pająki. O dziwo, miały głęboko w odwłokach Avarro, bo tego dosłownie omijały. Zamiast tego, wszystkie ruszyły w stronę Nimfei. Niczym jeden organizm, zaczęły po raz kolejny robić z niej pajęczą mumię. Robiły to starannie i dokładnie, lecz ich liczba sprawiła, iż niezbyt opierająca się temu zjawisku Nimfea po krótkiej stosunkowo chwili była od szyi w dół ubrana w przylegający kostium z pajęczyny, którego samodzielnie raczej nie ściągnie. O ile zechce ściągnąć, kto wie, może jej wygodnie? A może też będzie jej to obojętne.

- Nimfeo, kwiatuszku, lubią cię… Nie chcą, byś zmarzła. - Usprawiedliwiła je Avarralie, która nieco odpływała. Pytanie tylko, czy to mikstura traci na mocy czy osłabienie zaczyna zamiast tego mącić w jej głowie? Sytuacja faworyzowała drugi scenariusz, bo ilość wyciekającej z niej krwi, powoli tworzyła drobniutką, ale widoczną, plamę tuż pod nią. - Ta… nie chcą, byś zmarzła. Zimno jest. Prawda, Avarro?
Awatar użytkownika
Nimfea
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Nimfea »

- Ja w sumie nie wiem jak dawno… Słyszałam tę historię od ludzi, którzy tu przypływali czasem. Mieli szczęście, że w tamtym czasie nie potrzebowałam energii, więc jedynie ich śledziłam i podsłuchiwałam… - westchnęła syrena.

Pomyślała, że zachowywała się jak jakiś skrytobójca czyhający na swą ofiarę. Nimfea nigdy nie chciała być zabójcą, powinna była pogodzić się z tym, iż została wyśniona przez Prasmoka jako syrena i nie kombinować, bo to nigdy nie kończy się dobrze. Teraz już to wiedziała, ale cóż… Mądra naturianka po szkodzie…

- Nieraz tak bywało, przychodzili też inni i obserwowałam, dowiadując się wiele ciekawych rzeczy odnośnie do tego miejsca. Przede mną? Nie słyszałam o żadnym innym potworze czy dziwadle zamieszkującym tę wyspę. I nie mam nic przeciwko… może przy okazji znajdziesz coś intrygującego – uśmiechnęła się słabo.

Odczuła potrzebę zaspokojenia głodu, a przecież nie zabije swoich rozmówców, to by było okropne, już naprawdę mocno wpływały na nią morderstwa nieznanych jej w żaden sposób osób, a co dopiero takich, o których już coś wie, z którymi rozmawiała. Miała naprawę wielkie szczęście, że zjawiło się jakiś dwóch nieszczęśników, będących idealnym „zaspokajaczem” głodu przemienionej.
Gdy czyn został dokonany, różowowłosa wróciła do swych towarzyszy. Przyglądała się temu, co wyczynia Avarro przez chwilę. Jego zachowanie zmusiło Nim do zadania mężczyźnie pytania.

- Zajmujesz się takimi rzeczami? Wyglądasz, jakbyś się na tym znał…

Tyle zdołała wykrztusić targana przez wyrzuty sumienia. Chcąc zaznać, choć odrobiny ciepła przytuliła demona, nie chciała go ani trochę wystraszyć. Płakała, myślała mimowolnie o tym, jak dobrze by było mieć kogoś, drugą połówkę, która zawsze w jakiś sposób pomoże, wesprze… Ale ona była potworem, nie zasługiwała na miłość, tak też myślała i to wywołało jeszcze większy potok łez, aczkolwiek nie śmiała mówić o tym na głos, nawet sił nie miała. Trochę się opanowała jednak gdy Avarro przemówił. Słuchała go uważnie, ocierając mokre od łez oczęta.

- Może masz rację… - powiedziała z trudem.

Wtem weszła Avarralie i swoimi słowami nieco rozbawiła przemienioną. Choć nadal przeżywała tamto zabójstwo to dzięki słowom swych demonicznych kompanów nieco jej się polepszyło. Słuchając czarnowłosej, pomyślała jak ciężko jej być praktycznie dwiema osobami w jednym ciele, żal ścisnął serce syreny, ale nie chciała wyjść na beksę, więc zdusiła to w sobie.
Chęć pajęczycy do dołączenia do owego demonicznego przytulasa nie przeszkadzała Nimfei. Szybko jednak okazało się, że z byle ochoty do przytulenia może wyniknąć tyle bólu i bałaganu, biedny Avarro, a raczej jego noga. Taka zmutowana pół kobieta, pół wielki pająk swoje pewnie ważyła. Później jeszcze była naturianka oberwała odnóżem w policzek. Nie było to zbyt miłe doświadczenie, ale nic nie powiedziała, jedynie zaczęła masować obolałe miejsce. Los jej podzielił nieszczęsny mężczyzna. Przemieniona miała nadzieję, iż skoro kobieta-pająk w końcu przestała się kręcić i przepraszała swego ojca, to powinno być już dobrze, ale gdzie tam. Przewróciła się ona na swych towarzyszy, przygniatając ich do podłogi.

- Mhm – mruknęła potwierdzająco syrenka, ledwo oddychała i niecierpliwie czekała, kiedy jej płuca przestaną być miażdżone. Na szczęście stało się to dość szybko – Uff… - Nim wzięła głęboki wdech – No bo to było tak… że… no… - znów łzy napłynęły do oczu demonicy.

Nie miała na nic siły, nawet nie chciała czegokolwiek mówić. Nie zastanawiała się nawet, po co przybiegły tu te wszystkie pająki. Po prostu oparła się o ścianę, osłabła od tylu emocji. Zamknęła oczy, odpłynęła. Nie straciła przytomności ani nie spała. To był stan będący czymś pomiędzy tymi dwoma. Gdy wróciła całkiem, poczuła, że coś blokuje jej ruchy. Szybko spostrzegła opatulającą ją pajęczynę. Spojrzała na Avarralie pytająco.

- Ale… nie zostawicie mnie tak? – w tej chwili nie miała siły nawet się szarpać więc obojętne jej było co z nią zrobiły pająki, ale później pewnie sama się nie uwolni.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Pewnie Avarro chciałby więcej czasu spędzić ze swoją świeżo poznaną córką, nawet jeśli ta za pewien czas miała znowu przemienić się mentalnie w potwora... w Amorę. Miał też pewnie jeszcze parę pytań do łuskowatej kobiety, która była jak najbardziej intrygującą postacią. Jego towarzystwo mogłoby jej dobrze zrobić. Nie mówiąc o tym, że miejsce w jakim się znaleźli było intrygujące. Jednak nie dane mu było tym razem wdać się w dłuższą rozmowę i zacieśnić rodzinnych więzi, czy też nawiązać nowych, z byłą syrenką. Przez szum kropli deszczu spadających na obfito ulistwione korony drzew rosnących na wyspie przedarł się męski krzyk. Nie był to krzyk paniczny - raczej zawołanie, choć słychać w nim było niepokój i narastającą panikę. Nie był to głos rybaka, z którym przypłynął tu Avarro, ale wzywał jego imię.
- Panie Avarro! Niech się pan pospieszy! - Wołał niecierpliwie, stając na brzegu - Musimy wracać! Zaraz zacznie się burza! Jak się pan nie pokaże to wracamy bez pana!
Było co prawda jeszcze sporo przed umówioną godziną, ale ten który przybył na wysepkę nie miał większego wyboru - obaj ze znajomym demonowi rybakiem ustalili, że jeśli teraz szybko go stąd nie zabiorą, to będzie musiał na nich czekać być może i do rana. A pozostawienie go w takim miejscu... ono było nawiedzone. Przeklęte! To i burza to zdecydowanie było za wiele - chcieli wyciągnąć go stamtąd jak najszybciej, odstawić na brzeg i mieć go z głowy. Najlepiej raz na zawsze.
Avarro musiał pokierować się rozsądkiem. Z żalem w oczach pożegnał obie kobiety.
- Pamiętaj o moich słowach Nimfeo. - Uśmiechnął się porozumiewawczo. - Każdy robi co trzeba, aby przeżyć.
Po czym jeszcze na chwilę podszedł do swojej córki i pogłaskał ją czule po głowie.
- Jeszcze się zobaczymy, nie martw się. - Powiedział - I... może lepiej rozwiąż ją teraz? - Tu wskazał palcem na skrępowaną różanowłosą. - Tak na wszelki...
- Pnie Avarro! - Ostatni ponaglający krzyk dotarł do uszu całej trójki, a demon czym prędzej wybiegł z chatki, odkrzykując, aby chwilę na niego poczekali, po czym z dwoma rybakami odpłynął z wyspy.
Awatar użytkownika
Avarralie
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Avarralie »

        Nic tak nie pobudza, jak fakt, że twój niedawno poznany ojciec musi cię opuścić. To było niczym wiadro wody lub potężny plaskacz, dla Avarralie, która aż odzyskała pełnię świadomości. Co tam krwawa dziura w plecach, skoro Avarro musi iść, to trzeba go w należyty sposób pożegnać! Nie wspominając o tym, że przemieniona myślała, iż ojczulek pomoże przy opatrywaniu rany. Gdyby wcześniej wiedziała, że tak szybko ją opuści, to by od razu rozkazała swym podopiecznym wyszukać roślin, które, choć odrobinę pomogą ustabilizować jej stan.

- Nie powiem, jestem trochę zasmucona…

        Rzekła z miną zbitego pająka, po czym niechętnie podniosła się, by móc stanąć na swoich własnych odnóżach, wyprostowana niczym człowiek. W międzyczasie pająki, które w wolnej chwili zniewoliły Nimfeę, opuściły chatkę. Kilka zostało, reszta jednak zaczęła szukać roślin, które mogą się przydać w załataniu ich mamuśki. Oczywiście Skarbeniek nadal był u boku swej pani, co zostało mu wynagrodzone poprzez mizianie odnóżem po główce.

- Mam nadzieje, że nie rzucasz słów na wiatr. Jak umrzesz, zanim się znów spotkamy, to osobiście odnajdę twoje zwłoki, ożywię cię i zadźgam na śmierć! - Zagroziła w dość żartobliwy sposób Avarro. Widać było jednak, że będzie tęsknić, przynajmniej ta jej część, która właśnie kontroluje to ciało. - Spokojnie, już ją uwalniam. Uważaj na siebie.

        Te słowa były ostatnimi, jakie wypowiedziała w jego stronę, bowiem przemieniony po wysłuchaniu swej córki opuścił wpierw chatkę, a następnie wyspę. Tak szybko, jak się pojawił, tak szybko już nie było po nim ani śladu, nie licząc jednego, pobudzonego emocjami serca.

- No dobra. Kwiatuszku, zostałyśmy same, cieszysz się?

        Rzekła podekscytowana. Tyle dobrego, że nie spędzi samotnie czasu, podczas którego mikstura nadal będzie utrzymywała swój zbawczy efekt. Zgrabnie przybliżyła się do Nimfei, by następnie usiąść swym odwłokiem tuż obok niej, tak by móc nawiązać z nią kontakt wzrokowy. Skarbeniek nie zostawał w tyle, bowiem szybko doczłapał się do dwójki kobiet, by następnie położyć się na nogach Nimfei, które w tej chwili były ogromną, pajęczynową poduszeczką.

- Cóż… Avarro prosił, by cię uwolnić. Jak to według ciebie brzmi? Bo szczerze mówiąc, gdy tak patrzę na ciebie, to nawet gdy jestem przy zdrowych zmysłach, to wydaje mi się, że tobie ani trochę nie przeszkadza taki stan rzeczy. - Rzekła z niemal diabolicznym uśmieszkiem na twarzy. Oczywiście tylko droczyła się ze swoją rozmówczynią.

        Tymczasem do chatki zaczęły powracać pierwsze pająki. Trzymały w swych szczękoczułkach przeróżne kawałki roślin, od rozgryzionych kawałków korzenia, przez liście po kwiaty. Wszystko zgodnie z wytycznymi Avarralie, które zostały przekazane przez niezastąpione przy komunikacji z pająkami feromony.

- Oj oj! Ostrożnie tam z tyłu! Jak z kimś rozmawiam, to prosiłabym o odrobinę finezji podczas dobierania się do otworu w moim ciele!

        Avarralie zadrżała, gdy pierwsze pająki zajęły się jej raną. Jedne rozdrabniały składniki i aplikowały papkę prosto w ranę, inne odnóżami rozprowadzały ją swoimi odnóżami w każdą szczelinę rany, pozostałe zaś odpowiednimi rodzajami liści zakrywały wszystko i trzymały.

- Wolałabym, by delikatne, ludzkie palce zajęły się tym, ale że obecnie nie mam większego wyboru, muszę jakoś przeżyć fakt, że moje plecy zostały pajęczą kliniką. Nie, żeby było źle, już dawno się przyzwyczaiłam do tego typu rzeczy. - Tłumaczyła leżącej Nimfei, jakby tą faktycznie ciekawiło cokolwiek z tego, co się właśnie działo.

- Ciekawią mnie te ślady prowadzące w ścianę. Co powiesz na rozwikłanie tej zagadki, póki jeszcze jestem normalna? - Powiedziała znienacka, czym sama siebie zaskoczyła, myśl ta bowiem przyszła do niej jakby znikąd.
Awatar użytkownika
Nimfea
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Nimfea »

Nimfea z obojętną miną siedziała zawinięta w pajęczynowy kokon i obserwowała sytuacje. Przysłuchiwała się dokładnie słowom pajęczycy i smutnym wzrokiem spoglądała na Avarro. Zdążyła go już polubić, a on znika… Zawsze tak jest, całe życie jak coś zaczyna iść dobrze, kończy się źle albo gorzej. Nim z trudem powstrzymała łezki, obecnie dość trudno byłoby jej je otrzeć, zważywszy na kokon, w którym siedziała. Przemieniona słysząc, że za chwile zostanie wyzwolona z tej lepkiej, białej sieci nawet lekko się uśmiechnęła, choć w jej oczach nadal widniał żal. Gdy mężczyzna ostatecznie wyszedł, rożowowłosa zwiesiła głowę i miała zamiar tak chwile sobie posiedzieć, czując że i tak nie ma zbyt wiele innych opcji do wyboru
W tym momencie Avarralie odezwała się do niej.

- Cóż… zważywszy na to, że jestem nieco jakby w pułapce, a ty masz mnie uwolnić to…nawet się cieszę, tak myślę…w każdym razie nie przygnębia mnie ta sytuacja. A… I ten, to określenie „kwiatuszku” jest urocze, aczkolwiek moje imię to Nimfea i… no wiesz, miło by było, jakbyś tak do mnie mówiła, nie zasługuje na żadne milutkie określenia, uwierz mi.

Uśmiechnęła się nieco bardziej, gdy niebieskooka podeszła, by ją uwolnić, jak mniemała. Pająk, który wyłożył się na jej nogach, w ogóle jej nie przeszkadzał, zrobił to tak, że nie odczuwała zbytnio jego wagi, a trzeba przyznać, że to prawdziwa bestia, istny zawał serca dla osób z arachnofobią.

- Ogólnie jest mi to jak na razie obojętne, podobnie jak większość rzeczy, ale za jakiś czas może być uciążliwe… dlatego też liczyłam, że jednak zrobisz to teraz… jeśli możesz oczywiście, no, chyba że wolisz później, to jakoś przeżyję, byle byś w końcu mnie uwolniła – Nim w ogóle nie załapała, że przemieniona się z nią tylko droczy.

Nagle rozmowę przerwało lekkie besztanie małych pająków, które najwyraźniej zachowały się nieco niedelikatnie przy pomocy swojej… No właśnie, syrenka zastanowiła się, czy te wszystkie stawonogi to jej zwierzaki, czy może uznają ją za swoją królową, czy coś takiego.

- Rozumiem… To dość… oryginalne, ale jeśli skuteczne to dobrze. Co do zagadki… brzmi całkiem ciekawie, czasem dobrze przerwać rutynę, tak myślę, tylko… uwolnisz mnie? Chyba że będziesz mnie nosić na plecach… grzbiecie… odwłoku…- zachichotała nerwowo — No ale wiesz, o co chodzi… to… jak?
Awatar użytkownika
Avarralie
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Avarralie »

        Krople deszczu przeciekały powoli przez dziury w dachu opustoszałej chatki. Co jakiś czas jedna z kropli uderzała w jedną z kobiet, wywołując chłodne deszcze. Robiło się coraz ciemniej, co oznaczało, iż pogoda będzie się pogarszać. W tych okolicznościach zbadanie tajemnicy chatki było jeszcze bardziej kuszące, gdyż pozwalało zostać z dala od żywiołu matki natury.

- Dobra, dobra, “Nimfeo” - Powiedziała niechętnie, przyzwyczajona do tego, że nazywała swoją tymczasową rozmówczynię po roślinie. - Czas cię uwolnić od tego wszystkiego, skoro tak nalegasz.

        Jej uśmiech momentalnie zyskał szaleńczy kształt, a i wzrok stał się jakiś taki nieobecny. Jedno z ostrzej zakończonych odnóży na jej plecach zamachnęło się, jakby mając z całej siły wbić się w ofiarę. W chwili, gdy kończyna Avarralie już miała się wbić w Nimfeę, przemieniona krzyknęła, w ostatniej chwili sprawiając, iż jedyne, co uległo uszkodzeniu, to wierzchnia warstwa pajęczego wdzianka.

- Było blisko… - Pajęcza dama uśmiechnęła się nerwowo, powracając do swych normalnych zmysłów. - Wybacz. W obecnej sytuacji przypominasz obiadek… Już, już cię uwalniam, przysięgam!

        Ponagliła samą siebie, co zaowocowało tym, iż zarówno ludzkimi, jak i pajęczymi kończynami zaczęła rozdzierać materiał zniewalający Nimfeę. Skarbeniek, niezbyt szczęśliwy z tego, że jego poduszka przestaje istnieć, odsunął się na bok, patrząc, jak jego pani siłuje się z wytrzymałą pajęczyną.

- Gotowe. Widzisz? Nie zjadłam cię. Jeszcze nie, ale to już jakiś postęp. - Gdy wypowiadała te słowa, była ona wyraźnie zmęczona. Nimfea leżała tymczasem w pozostałościach swojego tymczasowego więzienia. Kilka pająków ukradło bardziej nienaruszone skrawki pajęczyny, i użyły ich jako materiału trzymającego opatrunek z liści na plecach pół-pajęczycy. - Grzeczne dzieci, wiedzą, że nie wolno marnować dobrej pajęczyny.

        Chwilę patrzyła na mniejsze pająki, chodzące w różne strony, po czym skierowała wzrok na Skarbeńka.

- Rzucisz okiem na tajemniczą ścianę dla mamusi?

        Kiwając swoim ciałem na tak, ruszył wykonać przydzielone mu zadanie. Stukał, skrobał oraz przyglądał się tajemniczej ścianie, w którą prowadziły krwawe ślady. Tymczasem przemieniona zagadała do niedoszłej ofiary po raz kolejny.

- Dasz radę wstać, czy może przesadzam z nadopiekuńczością? - Powiedziała, uśmiechając się. Sama przy tym przestała siedzieć, powstając jednej parze swych odnóży, po czym zaoferowała Nimfei pomoc pod postacią dłoni sięgającej w jej stronę.
Awatar użytkownika
Nimfea
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Nimfea »

Nimfea nie zwracała zbytnio uwagi na chłodny deszczyk. Była przecież syreną, a tej woda niestraszna. Uśmiechnęła się słabo, słysząc, że Avarralie, zamiast „kwiatka” tym razem nazwała ją przy pomocy jej imienia.

- Dziękuje.

Przemieniona zamarła widząc szaleństwo w oczach Avarralie. Różowowłosa pytała samą siebie w myślach, czy to właśnie w ten sposób zginie, za sprawą szalonej pół kobiety pół pająka. Serce zabiło jej mocniej, przymknęła oczy, zawsze myślała, że jest gotowa na odejście, w tej jednak chwili z całych sił nie chciała jeszcze umierać. Czekała. Jednakże nic się nie stało, krzyk pajęczycy skusił ją do otwarcia oczu i okazało się, iż unieruchamiająca ją pajęczyna została z wierzchu przerwana. Wysłuchała słów towarzyszki, chciała coś powiedzieć, ale nie miała siły, więc po prostu odczekała moment, aż jej tętno się unormuje i będzie już wolna. Na szczęście nie trwało to zbyt długo.

- Co to było?! – wykrzyczała z siebie, po czym wzięła głęboki wdech i ponownie się odezwała – Jeszcze nie? Zamierzasz mnie zjeść? Hmm… jak już to wolałabym jakąś mniej bolesną śmierć – stwierdziła, wzdychając.

Spojrzała na pająki tłoczące się w pobliżu i kradnące resztki sieci z kokonu. Gdyby miała arachnofobie, pewnie już dawno skakałaby w miejscu i odczuwała na całym ciele wędrówki owych stworzonek, w rzeczywistości jednak te na nią nie wchodziły i zręcznie omijały. Może miała za śliskie łuski? Natomiast największy, istny pajęczy król, próbował stoczyć walkę z tajemniczą ścianą, jednakże ta stała uparcie i jedyne co udało się temu stworowi zedrzeć, to wierzchnią warstwę brudu. Najwyraźniej zrobiono ją z kamienia, w przeciwieństwie do reszty, co potwierdził fakt, iż w miarę zdrapywania zaczęła odłazić także farba, którą pomalowano tę część, aby wyglądała na drewno.

- Chętnie przyjmę pomoc – chwyciła niebieskooką za rękę i z jej pomocą wstała – Może i mam nogi zamiast ogona, ale jednak ciężko się poruszać z płetwami… - westchnęła.

Spojrzała na tajemnicze miejsce, do którego prowadziły ślady i podeszła. Spostrzegła na podłodze coś dziwnego. Delikatną rysę tworzącą półkole.

- Odsuń się pajączku – powiedziała niepewna czy ten ją zrozumie, ale własnoręcznie nie zamierzała przesuwać tej kreatury.

Stanęła w miejscu i zaczęła z całej siły pchać. Nic to jednak nie dawało. Musiała się więc rozejrzeć w poszukiwaniu innego rozwiazania. Nic jednak nie mogła znaleźć. Usiadła na zakurzonym krześle, myśląc co można by zrobić. Wzrok skierowała w podłogę. I znalazła nieco odstającą deskę. Wstała i podeszła do owego miejsca, chwyciła nieprzylegający do reszty koniec i zaczęła ciągnąć. O dziwo poszło bardzo lekko, a pod tym ukrywała się dźwignia. Nimfea nie wiele myśląc, pociągnęła za nią.
Ściana poruszona jakimś skomplikowanym mechanizmem obróciła się, ukazując co skrywała za sobą. Były to schody w dół, poza tym z powodu ciemności praktycznie nic nie było widać. Dodatkowo z tego miejsca biła niezbyt przyjemna woń wilgoci.

- Przydałoby się jakieś światło, jeśli mamy tam zejść…
Awatar użytkownika
Avarralie
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Avarralie »

- O, kto by pomyślał. - Skomentowała całą sytuację, którą obserwowała w milczeniu, tuż po tym, gdy Nimfea powiedziała o brakującym im źródle światła. - Ostatnie, czego się spodziewałam, to magicznie schowane przejście. Albo mechaniczne? Nigdy nie byłam w stanie odróżnić tych wywodzących się od krasnoludów dziwności od sztuki magicznej. Nie, żebym widziała wiele w moim życiu. A może widziałam? Głowa płata mi figle. - poruszyła swoimi ludzkimi, jak i pajęczymi kończynami chwytnymi, wykonując nimi gest, który miał znaczyć tyle, co “Sama już nie wiem szczerze mówiąc”

        Podeszła bliżej świeżo otwartego przejścia, wypełnionego przez smoliście gęsty mrok. Tuptała lekko to na lewo, to na prawo, zastanawiając się co zrobić. Dźwięk jej odnóży uderzających o drewnianą podłogę drażnił uszy, ale wytrwała osoba mogła to znieść bez trudu. Na całe szczęście, w końcu dźwięk zamilkł, gdy Amora stanęła w miejscu, z uśmiechem szerokim na całą twarz.

- Hmm. Skoro i tak mogę w każdej chwili powrócić do bycia szaloną panną z pająkami zamiast kotów, to czemu nie zaszaleć, póki jeszcze nie oszalałam ponownie? - Powiedziała, a słowa jej były niczym masło, które było maślane. - Światło to i tak zło i plugastwo tego świata! Ogień świeci, a zarazem przynosi zniszczenie oraz pieczone mięso, a to jest jedna z największych herezji, jaką znam! - Rzekła pełna prawdziwości swych słów.

        Nim jej ukochany Kwiatuszek zdołał się uratować, Avarralie chwyciła ją wpierw za rękę, w celu przyciągnięcia jej w swoją stronę, a następnie objęła ją zarówno ludzkimi, jak i pajęczymi kończynami, które pilnowały, aby wodna przemieniona była przytulona do prawej strony swej oprawczyni.

- Jak coś się będzie działo, to… Nic nie mów, i tak nic nie będę w stanie zrobić, bo będzie ciemno!

        I w ten sposób, czy tego chciała, czy nie, Nimfea wyruszyła wraz z chitynową panną po schodach. Już po kilku krokach stawiali kroki praktycznie na ślepo. Tyle dobrego, że każdy krok był stawiany bardzo powoli, to i jakoś dawały radę. Tuż za nimi szedł tymczasem korowód, składający się ze Skarbeńka na czele, i różnorakiej armii mniejszych pająków idących dumnie za nim. Brzmi to, jak scenariusz z serii “Żyć, nie umierać!”, czyż nie?
Awatar użytkownika
Nimfea
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Nimfea »

- Ja również się tego nie spodziewałam, w końcu było ukryte… - odrzekła pokornie – W sumie znam troszkę magii, ale to raczej nie ma z nią nic wspólnego, coś tak czuje, a raczej w ogóle nie czuje w tym żadnej magii…

Spojrzała na jej pajęcze odnóża nie kryjąc ciekawości, tyle ich było, ciekawiło ją czy jest jej ciężko je wszystkie, powiedzmy, kontrolować, czy może robić kilka różnych rzeczy naraz z ich pomocą? Na razie jednak nie chciała o nic pytać, wolała milczeć. Nie przeszkadzało jej stukanie pajęczych odnóży, tylko ta ciemność.

- Spróbuję może wytworzyć wiązkę energii, która da nam światło… - wzięła głęboki oddech, nigdy wcześniej tego nie robiła, ale musiała spróbować. Zanim jednak cokolwiek zrobiła Avarralie zaczęła mówić coś o szaleństwie co nieco zmartwiło Nimfee. Wieść o ogniu w połączeniu z poprzednim słowem była podwójnie groźna – Czekaj, co ty planujesz? – Śmierć śmiercią, ale najlepiej bezbolesna, a spopielenie dla syreny to chyba najgorsza możliwa ewentualność.

Nim jednak różowowłosa zdołała uciec, schować się czy też wycofać, została chwycona przez pajęczyce. Westchnęła bezradnie, nie miała wyboru, więc przystała na te warunki i nie próbowała się wyrwać. Czekała na to, co jej towarzyszka zamierzała zrobić.
Jednakże nie stało się nic takiego jak podpalenie, czy wystrzelenie magicznej kuli ognia więc syrenką odetchnęła z ulgą. Postanowiła przystąpić do swego planu, ponownie skupiła się, jak tylko mogła i nagła kula energii poleciała w głąb schodów, przy czym wstrząsnęła ścianami tego miejsca, gdy tylko w jedną z nich uderzyła, pędząc oszalale.

- Ojć… Może jeszcze raz… - łuskowata istotka wyciągnęła ręce przed siebie i zamknęła oczy, powoli między jej rękami zaczęła powstawać kolejna energetyczna i świecąca kula. Szarpała się, jakby miała własny rozum i planowała ucieczce. Nim aż zagryzała wargi, bo z trudem ją utrzymywała.

Powoli otworzyła oczy, rozglądała się powoli, stale skupiona na kuli w jej dłoniach. Teraz obie kobiety widziały schody w dół, a na ścianach obrazy, naprawdę piękne, przedstawiające różne syreny. Jedne pływały, inne zaś siedziały na kamieniach wystających z wody i czesały swe długie włosy.

- Może powinnam też zapuścić – przemieniona spojrzała na swoje różowe kosmyki.

Każda miała inny kolor i kształt swego ogona, jeden piękniejszy od drugiego. Im niżej schodziły, tym więcej tego było, aż w pewnym momencie dotarły do miejsca, gdzie z sufitu zwisały klatki, a z nich wystawały szkielety w połowie ludzkie, w połowie rybie, biedne syrenki. Na podłodze była woda oraz kilka większych klatek z większą liczbą kościotrupów.
Nieco dalej widniało coś w rodzaju malutkiego stawu, nawet porastały go glony i był obudowany specjalnym niewysokim murkiem, by oddzielić od reszty, prawdopodobnie było to bezpośrednie połączenie z jeziorem.

- O Matko Naturo… - tyle zdołała wypowiedzieć Nimfea przerażona tymi wszystkimi trupami przedstawicielek jej rasy – Co tu się wydarzyło…?

Niepokojącym dodatkowo faktem był ten, iż stał tu stolik z krzesełkiem oraz świeczką, który znacznie różnił się od reszty swą czystością. Leżała na nim jakaś książka, zamknięta. Płetwiasta podeszła i dotknęła świeczki, która jak się okazała zachowała nieco ciepła, a przecież miejsce wszędzie wokół wyglądało jakby było opuszczone od wieków.
Awatar użytkownika
Avarralie
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Alchemik
Kontakt:

Post autor: Avarralie »

        Od momentu, gdy kula światła Nimfei ukazała im drogę, Avarralie miała złe przeczucie. Mikstura, która trzymała jej umysł w całości, już niemal nie działała, ale w takim miejscu nawet szalona matka pająków nie czuła się komfortowo. Schody ciągnęły się przez spory kawałek, a Amora z każdym krokiem zdawała się coraz bardziej ostrożna. Oczy szaleńczo przeskakiwały między uważnym obserwowaniem schodów a spoglądaniem na obrazy.

“Patrzą na mnie? A może na nią? Czy to w ogóle są obrazy, czy też raczej żywe istoty, zamrożone w czasie i uwięzione na płótnie?!”

        Miodowy zapach, który zawsze otaczał pół kobietę, pół pająka wzmocnił się, dając sygnał pająkom, które go wyczuły, aby były gotowe do obrony swojej niby-matki. Po chwili także pajęczyca zaczęła szeptać, a głos jej drżał.

- Nie chce tu być, nie chce tu być…

        Szybko zmieniła zdanie, gdy ukazał im się widok, przez który wodna przemieniona zaczęła wzywać stworzycielkę wszystkich naturian. Avarralie stała w miejscu, gdzie woda się zaczynała, zaś pająki zajęły strategiczne miejsca na ścianach i suficie, niczym gwardia szykująca zasadzkę na czyhającego na życie ich pani zabójcę, w czasie gdy Nimfea zastanawiała się nad jeszcze palącą się świeczką.

- Nie wiedziałam, że masz tu rodzinę! Od razu atmosfera bardziej żywa jest, albo nie! - Krzykła nagle Amora, pełna radości i szaleństwa. Albo szaleńczej radości, ciężko było stwierdzić. Zaczęła chodzić na swych odnóżach między szkieletami, z każdym z nich witając się poprzez uściśnięcie kościstych dłoni. Gdy tylko wszystkich obecnych zapoznała ze sobą, zaszła swoją towarzyszkę od tyłu, po czym zaglądnęła przez jej lewe ramię. - Ta książka wygląda ciekawe. - dźgnęła okładkę jednym ze swoich odnóży krocznych, zostawiając przy tym delikatną skazę na powierzchni książki. - Przeczytaj mi ją. Bo cię zjem i będziesz musiała czytać z wnętrza mojego żołądka, a tego żadna z nas nie chce!
Awatar użytkownika
Nimfea
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Nimfea »

Nimfea szła ostrożnie zerkając co jakiś czas jak tam kobieta pająk, która szła za nią, a której w każdej chwili mogło całkowicie odbić. W przypływie szaleństwa mogłaby ją jeszcze pożreć, a taka śmierć boli, to niefajne i niekomfortowe. Syrenka już wolała wciąż wieść żywot na tym podłym świecie niż odejść w taki sposób.

- Ja chyba też, ale skoro już jesteśmy to, co szkodzi się rozejrzeć, zawsze to coś… Przynajmniej z nudów nie będę umierać.

Później jednak pożałowała swoich słów. To miejsce wyglądało jak istny cmentarz albo pracowania jakiegoś szalonego łowcy syren. Okropność. Ciekawe tylko czy tamte zginęły z głodu, czy z czego innego. W sumie Nim nieraz się zastanawiała, dlaczego w tak cudnym i wielkim jeziorze nie ma żadnych syren, tylko ona sama. Widać znalazła odpowiedź, ale czy te świeże ślady cudzej obecności oznaczały, że ten chory człowiek z dziwnymi upodobaniami poluje teraz na nią?
Niemal podskoczyła, jak usłyszała ten przerażający wesoły i pełny szaleństwa głos. Z obawą się odwróciła.

- Em… No ja też nie. Zważywszy, że to nie moja rodzina… - odpowiedziała nie wiedząc co mówić, by nie pogarszać sytuacji i z lekkim przerażeniem spoglądała, jak to świeżo przebudzona Amora wita się ze szkieletami, jakby to nie były szczątki, a zwyczajne wciąż żywe i tylko odpoczywające istoty.

Przemieniona odwróciła się na chwile i podeszła do stolika zaciekawiona, wtem ową ciekawością zarażona druga demoniczna istota przybyła i zmusiła Nim, by przeczytała ów jak się okazało rękopis. W sumie sama była ciekawą, jaką treść zawiera, a skoro i tak nie miała wyboru…
Otworzyła książkę, a tam ukazały się zapiski zanotowane bardzo ładnym i czytelnym pismem. Jednakże jego treść wcale nie należała do najmilszych. Księga okazała się dziennikiem, z zapiskami mówiącymi o łapaniu, torturach syren. Nawet zostały zapisane ich imiona i miejsca oraz nazwiska zamożnych ludzi, do których zostały sprzedane. Przemieniona wszystko to czytała, a każde słowo z trudem przechodziło przez gardło.
Ostatni wpis mówił o polowaniu na nietypową jakby pół syrenę o zielonych łuskach i różowych włosach… Nim zamarła, ktoś na nią czyhał, ale od kiedy i jak to możliwe, że nigdy się nie zorientowała?

- Najwyraźniej ktoś chce mnie dorwać… - stwierdziła zrezygnowana bez sił do ucieczki, która akurat w tym momencie byłaby wskazana.

Wtem jak na ironie coś skrzypnęło i jakieś dobrze zamaskowane drzwi w kącie zaczęły się otwierać. Zza nich biło jasne światło wielu świec, syrena nie wiedziała co robić więc stała i patrzyła. Jakaś sylwetka powoli wynurzała się z tajemniczego pomieszczenia.
Zablokowany

Wróć do „Błyszczące Jezioro”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości