Błyszczące JezioroChyba... zabłądziłam...

W wodach Błyszczącego Jeziora mieszkają Strażniczki. Małe istotki mierzące dwa cale. Swoje miasto mają w jego głębinach. Są niezauważalne dla ludzkich oczu. To ich połyskujące ciała nadają błyszczące kolory wodom tego jeziora. Na środku znajduje się tez niewielka wyspa cała porośnięta gęstą roślinnością, mity mówią że gdzieś na tej niewielkiej wyspie znajduje się tajemniczy portal prowadzący wprost do lasu Jednorożców.
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Coś w głębi ducha kazało mu biec. I to samo dodawało mu sił. Nie ciążyła mu jego towarzyszka podróży, natomiast wciąż czuł oddech goniących ich zmiennokształtnych. Ciemność nie ułatwiała stawiania kroków biegnąc przez polanę porośniętą wysoką trawą. Tylko niewielka ognista łuna rzucała długi cień ewakuujących się postaci. W głowie Lokstara obijała się tylko jedna myśl. Wydostać siebie i Laurę z tego bagna cało. A to nie będzie łatwe.
- Wracaj! Nie możemy uciekać! Trzeba im pomóc!!! Zawracaj! Proszę! Proszę! PROSZĘ!!! - krzyczała w kółko Bardka. Loki jednak nie zwracał na to uwagi. Wiedział, że lykantropy już podpisały pazurami, zębiskami i krwią akt zgonu mieszkańców obozowiska. Sam nie chciał się znaleźć w jutrzejszym nekrologu. Słyszał cały czas za plecami powarkiwania goniących ich psów. Były to dźwięki głodnych, łaknących mordu istot. "Nie będę waszym obiadem. Możecie pomarzyć." Kątem oka, oglądając się za siebie, zauważył, że już ich nie gonią. Zdziwił się nieco, ale ulżyło mu. Mógł zwolnić. Nagle jasnowłosa po raz kolejny upomniała się.
- Zawracaj, natychmiast! - krzyknęła uderzając go w rany. Tym razem nie udało mu się w sobie stłumić emocji. Nie spodziewał się, że będzie w stanie tak odezwać się do kobiety.
- Ty chyba szalona jesteś! Tamci na pewno już nie żyją, a ty chcesz do nich dołączyć!? - Posadził ją i kontynuował. - Jak chcesz umierać tak głupią śmiercią, proszę bardzo. Idź, ale nie licz na mnie. Pomagam ci z dobrego serca, ale nie dam się zabić. A ty się najwyraźniej o to prosisz. Jeśli chcesz zginąć, mogą zrobić to wilki albo ja. Efekt ten sam - ciągnął, lekko sapiąc. Dla podkreślenia swoich słów wyjął sztylet zza pasa, i wycelował w nią. Niebo w nocy się lekko rozchmurzyło i wilczy księżyc wyłonił się rzucając nieco blasku na ostrze, rozczochrane włosy Lokiego opadające na twarz i jego złote oczy. Wyglądał jak na demona przystało. Gdyby tak wszedł do jakieś karczmy na pewno nie dostałby posiłku. Z rozciętej rany spod rozszarpanej koszuli sączyła się krew. Ciemnoczerwona ciecz spływała po torsie równym strumieniem. Jego twarz zamarzła w kamiennym wyrazie bezwzględności. Był gotowy dokonać groźby. Nagle piersią Przemienionego szarpnął przenikliwy ból. Krzyknął. Głos uwiązł mu w gardle gdy nabrał powietrza. Skóra przy ranie się poruszała, co potęgowało cierpienie. Syknął przez zaciśnięte zęby i zwinął się. Spojrzał na ślady pazurów. Były różnej długości i przechodziły od mostka przez mięsień do żeber po lewej stronie poniżej płuc. Kości też oberwały. One właśnie sprawiały ten ból przy oddychaniu. Na szczęście nie były połamane, a tylko zadrapane. Zacisnął zęby, oparł się o pobliskie drzewko i powoli wstał trzymając się za ranę. Na pewno zostanie blizna.
- Jeszcze tu jesteś? - Wiedział, że nigdzie nie pójdzie. - Czyli jednak nie masz zamiaru umierać? - cedził. Zrobił niepewny krok w kierunku miasta. Przynajmniej tak myślał. Potem drugi i trzeci. - Możesz uznać, że jesteśmy kwita. Miło było... - Machnął ręką i powoli szedł opierając się o kolejne drzewa przed siebie. On uratował ją, ona potem jego. Nie miał ochoty znów się narażać. Wolał zginąć w samotności niż mieć kogoś na sumieniu. Wiedząc, że nie miałby jak pomóc będąc daleko, czuł się lepiej. "Niby taka delikatna, a same z nią problemy." Zażartował Loki. "I na co mi to było. Dobra, może to nie przez nią. Będę musiał kupić nowe ciuchu." Nie miał zamiaru dalej tego rozgryzać. Przeszedł jeszcze kilka kroków, gdy nagle poczuł się nieswojo. Pole widzenia się zwęziło, a nogi ugięły jakby były z waty. "No nareszcie, upragniony odpoczynek" Po tych myślach odpłynął. Stracił przytomność, leżąc pod jakimś rozłożystym drzewem w środku nocy w nieznanym sobie lesie gdzieś w okolicy grasujących wilkołaków.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Gdy Loki zatrzymał się z wściekłością i zaczął wrzeszczeć na Laurę, ta umilkła, jednak zaciętość na jej twarzy pozostała. Nadal była niezwykle wdzięczna Demonowi za wszystko, co dla niej zrobił, ale teraz miała jeszcze jedną, równie ważną sprawę. Gdy Przemieniony zaczął się zataczać zbliżyła się do niego. Okazał się nieprzytomny. I mimo iż jego słowa zabolały Jasnowłosą, która poczuła się przez niego fatalnie, jak bezużyteczna zabawka, którą dla rozrywki sobie uratował "bo taką miał ochotę", to zsunęła się przy jego bezwładnym ciele z wózka i dotknęła ran na torsie. Były nieco poważniejsze na jakie mogły wyglądać, Laura przecież nie mogła ich zobaczyć, sugerowała się więc tym, co czuje. A czuła głębokie bruzdy, które rozszarpały mięśnie na klatce piersiowej i poharatały kości, żebra i mostek. W dodatku obficie krwawiły. Bez zastanowienia więc przystąpiła do procesu leczenia - chciała chociaż tak podziękować Lokstarowi za wszystko co dla niej zrobił.
        Położyła drobną rączkę na jego piersi i skupiła się na jednym słowie: "żyj!". I faktycznie - oddech mężczyzny złagodniał i uspokoił się, Bladość uciekała, zaś twarz nabierała nieco kolorów. Same rany szybko się zasklepiały nie pozostawiając blizn, zupełnie jakby Laura cofała złe wydarzenia. A może faktycznie to robiła? Szczerze powiedziawszy sama nie miała pojęcia co czyni i w jaki sposób, liczył się jednak dla niej wyłącznie efekt końcowy. A ten zadowalał. Loki był w jednym kawałku, szramy zadane przez wilkołaka zniknęły nie pozostawiając żadnej blizny. Sam Demon jednak jeszcze się nie obudził. "Wrócę tam." Bardka była zdecydowana i nieprzerwanie upewniała się w tym postanowieniu wciąż lecząc Przemienionego.
        - Dziękuję - szepnęła do nieprzytomnego pewna, że jej nie dosłyszał i zaczęła się wspinać na swój mały, własny szczyt góry lodowej. Jej wózek niestety nie mógł jej tego ułatwić. W dodatku mogła się wspomagać wyłącznie jedną ręką, druga bowiem sprawiała nieopisany ból, jakby ktoś próbował ją oderwać od reszty ciała. Po kilku minutach ciężkiej pracy i aktywności Laura znajdowała się w swoim siedzisku. - Czas ruszać - jej głos był spokojny i opanowany, jednak wprawny słuchacz wyłapałby w nim strach, zgrozę czy nawet chęć ucieczki jak najdalej. Niestety Skrzypaczka świadoma była niebezpieczeństwa, jakie na nią czyhało w obozowisku. Nie potrafiła mimo to zostawić tamtych ludzi na pastwę wilków. Jeśli był chociaż cień szansy, że może im pomóc, uratować ich, to zrobi to, choćby miała stracić życie.
        Ruszyła najszybciej jak potrafiła w kierunku horroru, koła jej pojazdu jednak nie zostały stworzone do jazdy po ściółce leśnej, więc tempo nie było zawrotne. "Obym zdążyła..." martwiła się Dziewczyna ze strachem stwierdzając, że nie potrafi już wyczuć żadnej konkretnej aury, poza kilkoma wilczymi. Nie poddawała się, pędziła ile tylko miała sił. A sił tych nie zostało jej zbyt wiele, bowiem szybka utrata krwi mocno ją wycieńczyła. Muzyczka jednak jakby sama tego nie dostrzegała, nieustannie prąc naprzód i nie bacząc na przeszkody czy też swoją własną, poważną ranę na prawym ramieniu. Ręka wciąż bezwładnie leżała wzdłuż ciała.
        Po kilkunastu minutach Laura wyłoniła się spomiędzy drzew na polanę, gdzie szalał ogień, wilkołaki, panika i śmierć. Kilka lykantropów właśnie spożywało martwe ciała nieszczęśników. Wózek nagle uderzył kołami w jakąś przeszkodę. Artystka skupiła swoją orientację auralną na tym, co ją zatrzymało.
        Pisnęła krótko.
        Było to martwe ciało brązowowłosej, małej dziewczynki. Tej samej, którą próbowała wcześniej uratować. Jej starania spełzły na niczym najwyraźniej. Ciału brakowało części boku i jednej nogi. Laura przyłożyła odruchowo dłoń wewnętrzną stroną do ust tłumiąc dalsze krzyki. Niestety za późno, bowiem już pierwszym hałasem zwróciła uwagę zmiennokształtnych na siebie. Kilku z nich przybrało postać mężczyzn, nagich i dzikich, znalazły się wśród nich może dwie, trzy kobiety i kilkoro młodszych nastolatków. Jednak zdecydowana większość watahy pozostała w formie hybrydy lub wilka. Ci, co zmienili się w humanoidalne istoty patrzyli na Laurę podejrzliwie i zwracali w jej kierunku swoje oczy i kroki powoli się zbliżając. Pozostali, w formach zwierząt, człapali do niej patrząc na nią jak na deser po obfitym posiłku.
        "Widzą mnie już, nie mogę już uciec. Ale mogę walczyć! Może ktoś jeszcze żyje i czeka na pomoc!" krzyczała Laura na siebie w myślach.
        - No chodźcie! Podejdźcie! Jestem smaczna! - krzyczała Jasnowłosa, jednak jej odwaga szybko czmychnęła, Jej głos wciąż był dzielny i zdeterminowany, jednak spod zamkniętych powiek znowu płynęły istnym strumieniem łzy. - Tutaj jestem, przecież mnie widzicie! No dalej! - wrzeszczała zupełnie nie będąc zgodną sama ze sobą. To nie był jej sposób życia, nie potrafiła przecież walczyć, czy choćby krzywdzić innych, nawet wrogów. Nagle pomyślała o Lokim. - Zatańczmy!!! - zacytowała swojego niedawnego wybawcę mając nadzieję, że doda jej to sił.
        Lykariony powoli, acz sukcesywnie się do niej zbliżały. Naga kobieta w postaci ludzkiej była najbliżej, podeszła pierwsza.
        - Drogie dziecko, dlaczego tu wróciłaś? - jej emanacja była dla Laury znajoma. Ta sama goniła ją i Lokstara gdy uciekali z obozu. To był ten niemal mlecznobiały wilkołak. - Doskonale wiesz, że nie możesz się z nami mierzyć. A więc... Czas na deser! - wrzasnęła zmieniając formę ciała. Z jej skóry wyrosła sierść, kły wydłużył się, twarz zaokrągliła i wybrzuszyła tworząc pysk, kręgosłup wśród wszechobecnych trzasków i pomruków łamanych kości wygiął się do czteronożnego poruszania się. Dłonie wydłużyły w łapy, pazury rozrosły w zastraszającym tempie. Siwa wilkołaczka skoczyła na Laurę, jednak została powalona przez innego wilka.
        - Ona jest moja! - warknął brązowy pies na swojego pobratymce. - Ja ją załatwię!
        - Nic z tego! - wrzasnęła kobieta i skoczyła na znajomego. Rozpętała się pomiędzy bratobójcza walka, zaś pozostałe lykantropy wpatrywały się w to przedstawienie. Wtenczas mgła nieco zelżała na intensywności, zaś ostatnie namioty bezdomnych już dogasały.
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Przemieniony leżał pod drzewem przez jakiś czas. Sam nie wiedział czy był tam przez dziesięć minut, czy przez kilka dni. Jeszcze było ciemno, gdy otworzył oczy. Nie czuł bólu, który towarzyszył mu przez kilka ostatnich chwil. Teraz obejrzał się jeszcze raz i spostrzegł, że poza zniszczonym odzieniem nic mu w zasadzie nie jest. Nawet rany na torsie zniknęły zupełnie bez śladu. "Laura. To jej robota.". Uśmiechnął się pod nosem na tą myśl. "Zabawa zaczyna się od początku. Długi należy spłacać. Prędzej czy później się jej odwdzięczę." Myśl była nad wyraz przyjemna. Zastanawiał się co może dla takiej osoby w przyszłości zrobić. O ile będzie jeszcze żyła. W całym zajściu tylko jego duma ucierpiała na utracie przytomności. Wśród drzew stracił kompletnie orientację, co w zasadzie nie przeszkadzało wędrowcowi. Jedyne co mu dokuczało to powoli nasilające się poczucie głodu. Wstał z ziemi, otrzepał resztki ciuchów, zgarnął do tyłu włosy i przeciągnął się. "Co mi tam." sięgnął po sztylet, włożył za pas i ruszył przed siebie w kompletnie przypadkowym kierunku. Nieśpiesznie stawiał kroki. Starał się nie przejmować młodą damą na wózku. Skoro go opuściła, znaczy, że miała ku temu powód i poradziła sobie. Nie miał zamiaru brnąć w zamysły o skrzypaczce. "Niech jej los sprzyja."

        Los najwidoczniej miał inne plany co do niego niż przypuszczał. Przeszedł zaledwie kilkanaście sznurów, gdy okazało się, że szedł drogą do osady, z której wcześniej uciekał z Laurą. Było względnie cicho. Drzewa szumiały, kołysane delikatnym wiatrem. Gdzieś przez chmury przebijał się swoim białym obliczem księżyc dając niewiele już światła na okolicę. "Wkrótce będzie świtać." wypowiedział w myślach, gdy spoglądał na niebo. Spojrzał, w stronę obozu i na chwilę przystanął.
        - Jak już tu jestem to czemu by nie skorzystać. Na pewno leżą tam jeszcze cielska tych stworzeń. Mam czas to je obrobię nawet w tym obozie. - Wyliczył sobie zadania na najbliższy czas i skierował swoje kroki w kierunku dawnego pola walki, z którego, niechętnie przyznając się przed samym sobą, uciekł. Po kilkunastu krokach gdy już mógł mógł dojrzeć dogorywające zgliszcza oświetlające delikatną poświatą okoliczne drzewa, poczuł, że coś jest nie tak. Czuł się nieswojo. Jakby ktoś przebywał w okolicy, ale zupełnie nie wiedział kto. "Czego ja się boje?!" zganił się w myślach i ochoczo szedł dalej. Nagle stanął jak wryty. To co usłyszał zbiło go zupełnie z tropu. Słowa wypowiadane przez kobietę dodatkowo spotęgowały efekt. Głos niósł się daleko i wracał jakby zmieniony. Jakby wydobywał się z innego świata. Nie dało się jednak jednoznacznie określić osoby mówiącej, a raczej krzyczącej.
        - No chodźcie! Podejdźcie! Jestem smaczna! - Głos odbity echem był zniekształcony, ale dało się odkodować wypowiedziane słowa. "Komuś życie nie miłe. Czeka mnie najwidoczniej przedstawienie." uspokoił się w duchu i wyjął z kieszeni spodni wykałaczkę. - Tutaj jestem, przecież mnie widzicie! No dalej! - Głos dalej brzmiał w lesie niczym dzwon. Nie był silnym głosem, ale wilgoć w powietrzu nadawała mu ogromy pogłos. "Zwierzyna lubi bawić się ofiarą, która nie ma już szans na ucieczkę. Nieszczęśnik. No nic.". Wzruszył ramionami. Miał już dosłownie rzut kamieniem do granicy obozowiska gdy jego uszy zarejestrowały jedno, wyraźne słowo.
- Zatańczmy!!! - Dochodziło z dość niedaleka. Lekko z lewej. Była to jednoznacznie Laura. "Chyba będę się odpłacał szybciej niż się spodziewałem. Skoro tak to do roboty." Tym razem plan w głowie pojawił się niemal natychmiastowo i w komplecie. Zbliżył się przykucnięty do jednego z dopalających się namiotów. Miał nadzieję, że gryzący dym zamaskuje jego zapach i delikwenci go tak szybko nie wyczują. Wiedział, że to były lykariony. Przyjrzał się jak Laura siedziała na swoim wózku przy rozczłonkowanym ciele, a wilkołaki w około krążyły. Część z nich zaczęła się zmieniać w ludzi. Lokstar poznał jednego wilka. Srebrne futro, które błysnęło w oku Lokiego, gdy uciekał. Teraz zamiast niego stała naga kobieta. Podeszła do Laury. Loki z tej odległości nie widział wyrazu twarzy bardki. W dodatku stał w takim miejscu, że zmiennokształtni zasłaniali mu ją. Skierował się w stronę najbliższego namiotu i przetrząsnął go w poszukiwaniu jakiejś broni. Po chwili spod spalonej trawy wygrzebał wyszczerbiony z jednej strony miecz. Nie była to broń najwyższej klasy, ale musiała wystarczyć. Oczyścił ją delikatnie. "Nada się" Uśmiechnął się i wrócił na swoje miejsce obserwacyjne, tym razem z bronią. Przygotował się chwilę. Zdjął poszarpany płaszcz i koszulę. Złożył je na szybko, położył na nich okulary i wykałaczkę z ust rzucił w krzaki. Został tylko w butach i spodniach. Kapelusz z głowy zdjąwszy, ułożył na reszcie ubrań. Zakręcił w powietrzu młynka ostrzem, wziął głęboki oddech i czekał na dogodną chwilę.
        - Czas na deser! - wrzasnęła wilczyca ruszając na jasnowłosą.
        - No nie... - urwał Demon widząc zmieniającą się wilczycę.
        - Ona jest moja! - wrzasnął inny brązowy pies. - Ja ją załatwię!
        - Nic z tego! - Para wilków zaczęła się szarpać, gryźć i drapać. "To jest odpowiednia chwila". Wyszedł z ukrycia. Namierzył wszystkie wilki w okolicy. Naliczył ich przynajmniej dziesięć jak nie więcej. Jednak Lokstar Van Yallan zawsze ma asa w rękawie.
        - A co jeśli wam powiem, że ta młoda dama jest moja? - wypowiedziane zdanie było przesiąknięte sarkazmem. Miało zwrócić uwagę psów. I chyba się udało to śpiewająco. Przemieniony stał półnagi w świetle palących się namiotów z opartym na ramieniu ostrzem.
        - Co to za facet! - wrzasnął jakiś młodziak. - Jest mój! - Zmiennokształtny w biegu przeistoczył się w eleganckiego wilka.
        - Zatańczmy! - wykrzyknął Loki z ogromną pewnością siebie. Młodzik z wielką szybkością biegł w kierunku demona, z wyszczerzonymi kłami. Wilczyca, która zmierzała w stronę Laury, przystanęła i przyglądała się z satysfakcją działaniom jednego ze swojej watahy. Młodziak stąpał twardo, widać było, że nie miał jeszcze okazji polować. Był zbyt podekscytowany. Miał do gardła Lokiego nie więcej niż jeden skok. Wybił się rozrzucając wokoło ziemię. W mroku i poblasku płomieni jego pysk wydawał się znacznie groźniejszy niż był w rzeczywistości. Gdy ten był w locie, przemieniony odsunął się, stawiając krok w swoje prawo. Podniósł ostrze. W najwyższym punkcie, od klingi odbiło się światło, a chwilę po tym ciało wilczka zaryło w ziemię z impetem. "To było zbyt proste.". Spojrzał na leżące zwłoki jeszcze trzęsące się po stracie głowy, leżące w przeogromnej plamie własnej krwi. Wiadome było, że nie pozostanie to niezauważone w reszcie stada. Dało się słyszeć niespokojne powarkiwania i wypatrzeć wymiany spojrzeń wśród watahy.
        - Chyba wyraziłem się nie jasno. Ta Pani idzie ze mną. - Poprawił się Loki, że spokojem. Uważnie obserwując burzącą się krew w okolicy.

         Obóz miał kształt koła. W środku palenisko, dookoła poustawiane zniszczone już namioty i chaty. Między jednymi z nich znajdowała się Laura na swoim wózku wraz z dwoma innymi lykantropami. Po drugiej stronie paleniska Loki, wraz z ciałem młodego. Po całym terenie szwendały się inne osobniki różnej wielkości i wieku.
        - Ty sam jeden chcesz przeszkodzić, Nam? - Władczo odezwała się Srebrna, prawdopodobnie samica alfa, wskazując na siebie i innych. - Ty, który wtargnąłeś, sam, na naszą ucztę, masz czelność zabierać naszą zdobycz? - Zaśmiała się paskudnie. "Cóż za ego, proszę pani." Loki tylko czekał aż ten szary zbitek futra się nim zainteresuje. Wtedy będzie mógł spokojnie wcielić w życie dalszą cześć planu. Namierzył wszystkie okoliczne wilkołaki. Łącznie z tymi, których nie dostrzegł na początku. "Czas na wielki finał" pomyślał, nie zmieniając kamiennego wyrazu twarzy. - Ty, który...
        - Ale kto powiedział, że jestem tutaj sam? - Przerwał jej Demon, przygotowując się do "Wielkiego Wejścia". - Pomyśl choć przez chwilę, czy pakował bym się osamotniony w łapy tylu wilkołaków? - mówił, delektując się wzrokami wbitymi w jego osobę i przystępując z nogi na nogę, powoli zbliżając się ku palenisku. Szybko ocenił odległość do odsłoniętej skrzypaczki oraz jej stan. Nic jej nie było, przynajmniej na razie. Inne osobniki stada zaczęły się zbierać wokoło niego. Podszedł do zwęglonych konarów ułożonych w nieładnym stosie. Chwycił jeden jeszcze lekko żarzący się na jednym końcu i przyjrzał mu się jakby był to niezwykle potężny i urodziwy przedmiot. Teraz na placu przed, za i z każdej innej strony roiło się od wilków. Było ich może dwadzieścia. Znacznie więcej niż na początku przypuszczał Loki. "Im was więcej tym lepiej dla mnie." Wszystko szło według improwizowanego planu. Podrzucił tlący się kawałek drewna wysoko nad głowę. Wszystkie oczy powędrowały za rysującym w powietrzu płomienny szlak, rozjarzonym punktem. Upadł w stos "nieistniejących" płatków róż, w których to zniknęła postać demona - iluzjonisty. Loki zaś sam wpływając na postrzeganie rzeczywistości wilków, niewidzialny dla nich przeszedł kilka kroków w stronę Laury. Musiał mieć możliwość obrony jej przed ewentualnym atakiem nadgorliwych widzów.

        W chwili, gdy cel zniknął, wśród watahy dało się wyczuć lekkie zmieszanie. Po kolacji został tylko kij i płatki. Zamaskował też swój zapach. Woń dobiegającą nozdrza lykantropów dobywała się z różanego kopca. Kilka płatków było prawdziwych, wyrwanych jakiś czas temu co ułatwiło iluzję. Utrzymanie w niewiedzy tylu umysłów było trudne, lecz nie niewykonalne. "Zobaczmy na ile mi uwierzyliście, kochani." Mówił jak iluzjonista, do swojej widowni. Z jedną różnicą. To widownia była aktorami, a sam iluzjonista przyglądał się działaniom na scenie. Swoją podobiznę w każdym calu pokazał psom w jakimś namiocie. Kilka z nich pędem rzuciło się w tamtą stronę. "Jakie to miłe uczucie, gdy wszyscy z tobą współpracują nie zadając pytań." Dwa lykantropy rozniosły w pył namiot, w którym ujrzały "Lokiego". Jakie było ich zdziwienie, gdy nikogo tam nie znalazły. Manewr powtórzył jeszcze dwa razy. Tak dla pewności, czy raczej zabawy. Podszedł do siedzącej na wyciągnięcie ręki Laury. Już chciał się odezwać, gdy przypomniał sobie jak dosłownie przed chwilą na nią wrzeszczał. Nie miał wtedy złych zamiarów. Zaczął mieć wątpliwości. Czy nie zmiękł za bardzo, czy nadal jest w stanie wykorzystywać dla siebie. "Skup się stary, bo polegniesz!." Zganił się i szybko wróciło mu trzeźwe myślenie.
        Wilki zaczęły węszyć. "Można było to przewidzieć. Skubańce mają dobry węch. Zbijmy ich z tropu."
        - Lauro - szepnął jej do ucha. - Szkoda, że tego nie widzisz. - Zaśmiał się. - Ale możesz posłuchać.
        - Tu jestem! - Głos Lokiego dobiegł z lewej strony Laury.
        - Nie! Tutaj! - Z prawej.
        - A nie, wybaczcie! Tutaj. - Z lewej. Głosy zaczęły pojawiać się z każdej możliwej trony. Wilki zaczęły czuć się mocno zdezorientowane. Widać to było po ich zachowaniu. Położone uszy po sobie, opuszczone ogony. Najbardziej zaniepokojone były te najmłodsze, w najliczniejszej grupie. Tylko "Srebrna" nadal nasłuchiwała bacznie. Nagle z każdego możliwego miejsca, wyszły setki, jak nie tysiące podobizn Lokstara. Brnęły w trawie, wśród drzew w stronę obozu w zamkniętym pierścieniu. Każdy miał broń. Taką samą. Wilki zaczęły się cofać i zbierać w centrum. Wszystkie te bodźce, jakie zafundował im przemieniony, działały na ich niekorzyść. "Czas na finał..." Wszyscy w zgodnym okrzyku ruszyli jakby do ataku. Pogłos w lesie był przeogromny. Głosy zlały się w jeden grzmot, huk. Wilkołaki zbiły się w niewielką grupkę, mocno ściśniętych ze sobą osobników. Na odległość ostrzy wszystko zastygło. Czas jakby się zatrzymał, a jeden z młodziaków zrobił pod siebie.

        // W między czasie //
        - Lauro? Zabiorę cię stąd, dobrze? - spytał delikatnie. Nie czekał też na odpowiedź. Stworzył imitację siebie i jej w miejscu gdzie właśnie stali. Delikatnie pchnął swoją towarzyszkę i usunęli się w cień. Stanęli za jakimś namiotem na zawietrznej, aby wiatr maskował ich zapach. Daleko nie odeszli, w razie gdyby jasnowłosa miała zamiar znów stawiać czoła wilkom. Tym razem nie była by sama. Loki czuł, że postąpił, źle za pierwszym razem dlatego teraz miał zamiar się jej trzymać do puki nie odda jej w jakieś dobre ręce, które się nie nią zajmą.

        // Dalej na placu //
        Iluzja nagle zniknęła, a większość przerażonych stworzeń, skamląc uciekła do lasu. Na placu bitwy, której nie było, zostali tylko Laura, Loki, "Srebrna" i kilkoro jej podopiecznych. W sumie niewiele w porównaniu z tym co było tu przed chwilą. Tylko najstarsi się oparli sugestii i wrócili. Loki nadal był niewidzialny dla nich. "Nie do końca poszło jak zaplanowałem, ale efekt jest zadowalający. Czas na tradycyjne metody." Pojawił się między wilkami a Laurą.
        - Podobało się? - spytał z ironią. - Pani nie wydaje się być zachwycona.
        - Zaraz cię uciszę! - Nie wytrzymała. Rzuciła się na iluzję i niestety, zaryła pyskiem w ziemię. Na jej nieszczęście płytko pod ziemią był kamień. Straciła przytomność. Gdy reszta zobaczyła, że nie ma już ich ofiary oddalili się do lasu szukając uciekinierów.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Gdy wilkołaki toczyły zacięty pojedynek, w powietrzu pojawiła się nowa aura. Laura natychmiast ją poznała i uśmiechnęła się. "Jednak przybyłeś? Dziwne, myślałam, że odejdziesz..." zaśmiała się do siebie w myślach wycofując się nieco do tyłu w momencie, gdy przed jej twarzą przeleciała łapa brązowego wilka atakującego "srebrną". Lokstar chyba znowu miał jakiś plan, bowiem wyszedł z ukrycia pokazując się wilczurom i prowokując ich. Jedno proste zdanie tak bardzo zniesmaczyło zwierzęta, że natychmiast zaprzestały rywalizacji między sobą.
        Jakiś młodziak skoczył na Oszusta, który z łatwością go ominął i pokonał. Muzyczka jednak była zbyt zamyślona, by to dostrzec, miała przez ułamek sekundy mętlik w głowie, dopiero urwany pisk drapieżnika wyrwał ją z zamyślenia. U stóp Lokiego leżało bezwładne ciało lykantropa bez głowy.
        - Odejdźcie, nim dosięgnie to resztę! - krzyknęła z całych sił Skrzypaczka, ale chyba została wprawnie zignorowana zarówno przez swojego wybawcę, jak i napastników. Za to mężczyzna jej zawtórował, ponawiając swoje twierdzenie, że miałaby z nim odejść. Wataha nie była tym najwyraźniej pocieszona.
        Wywiązała się krótka konwersacja między kobietą, chyba samicą alfa, i Demonem. Gdy Przemieniony stwierdził, że nie ładowałby się sam w to całe bagno, z czego łatwo dało się wyciągnąć informację, że ma ze sobą przyjaciół, Laura zdziwiła się. Skoro miał towarzyszy w pobliżu, czemu wcześniej walczył samotnie i ratował ją? Czyżby jednak miał ku niej jakieś konkretne plany? A może to po prostu kolejny blef?
        Niespodziewanie jednak dla wszystkich, włączając w to Niewidomą, zniknął pośród płatków róży, które wydzielały intensywny zapach. Jego słaba aura przeniosła się drastycznie z jednego punktu do drugiego, Laura jednak szybko ją namierzyła i ustawiła w przestrzeni jej epicentrum. Innymi słowy - wiedziała gdzie dokładnie znajduje się Loki. Pieski były wyraźnie zdezorientowane, rozglądały się zdziwione, zaskoczone, niektóre z nich nawet przerażone. Tylko srebrna wciąż szczerzyła kły we wściekłości. Kanciarz tymczasem powoli zbliżał się do Śpiewaczki, która starała się nie dać po sobie poznać, że wie gdzie on jest. Gdyby tylko któryś wilk to zauważył, iluzja prysłaby jak bańka mydlana.
        Grupy sierściuchów atakowały nagle jedna po drugiej zgliszcza namiotów. Chroma domyśliła się szybko, iż Lokstar zapewne wysyła na nich swoje iluzje, aby jeszcze bardziej je zdezorientować, może nawet zmęczyć.
         - Lauro - szepnął jej do ucha Przemieniony. - Szkoda, że tego nie widzisz. - Zaśmiał się. - Ale możesz posłuchać.
        Nagle ze wszystkich stron słychać było jego własny głos. Za każdym razem informował gdzie się znajduje. Tylko, że te głosy były dosłownie wszędzie. Dało się je słyszeć z każdego kierunku. Wilki zaczęły się w przerażeniu zbijać w ciasną gromadkę na środku obozowiska. Wyraźnie rozglądały się i przyglądały czemuś, czego sama Laura nie widziała. Ale domyślała się, że głosy to nie jedyna iluzja jaką jej przyjaciel wykonał. Zapewne wataha starała się uciec od ogromnej liczby "Lokich". Pojedyncze osobniki zaczęły uciekać w dal. Nagle po lesie poniósł się odgłos, jak huk armatni, ogromne, skumulowane echo całej armii wrzeszczącej na atak. Wszystkie głosy należały do Demona, ale każdy dobiegał z innej strony. Nawet dla Bardki było to dziwne uczucie, bo doskonale czuła mężczyznę przy swoim boku. Nawet chciała go przez chwilę złapać za rękę, aby się upewnić, że i jej nie oszukał w jakiś wykwintny sposób, ale powstrzymała się. Nadal czuła się mu kulą u nogi. W dodatku znowu musiał ją ratować. Była mu przeszkodą, utrudniała mu życie, pracę lub cokolwiek, co miał do roboty. Gdyby jej nie spotkał, zapewne byłaby już martwa gdzieś w lesie przy Błyszczącym Jeziorze, zjedzona i bez oporów pokonana.
        Mężczyzna ruszył z nią w kierunku miasta, wilkołaki jednak jakby ich w ogóle nie zauważały. Czyżby były zbyt przerażone i zajęte iluzjami? Dla dziewczyny było to pytanie bez odpowiedzi. Żadne iluzje wzrokowe na nią nie mogły zadziałać. Demon musiałby się postarać maskować i modyfikować swoją aurę, a taką moc ma bardzo niewiele istnień. Nagle, zamiast kierować się do miasteczka, Loki zatrzymał wózek niedaleko od obozu.
        - Co robisz? - szepnęła. - Nie ma tu już nikogo do ratowania. Za późno się pojawiłam - po tych słowach wypowiedzianych ledwie słyszalnym półgłosem po jej policzku popłynęła pojedyncza łza, która majestatycznie błysnęła w blasku miesiąca. - Wróć po swoje rzeczy i królika. Poradzę sobie - zapewniła. - Nawet mogę odwrócić ich uwagę... - rzekła zwracając uwagę, że tak potężne iluzja już go niejednokrotnie przy niej męczyły.
        Iluzjonista jednak, zamiast odpowiedzieć, wyszedł z nią na główny plac. Większość armii srebrnej uciekło, pozostało tylko kilkoro najmężniejszych. Szczerzyły kły we wściekłości na parę.
        - Nie ujdzie ci to płazem! - warknęła samica przybierając postać hybrydy. Znikąd w jej ręku pojawił się czarny miecz, jego lodowata aura odbierała wszelkie ciepło z i tak już chłodnego powietrza. Gałązki, trawa czy końcówki włosów wokół niej nagle zamarzały. - Przyzywam cię, Iqastenie! - krzyknęła, a na ziemi pod jej stopami pojawił się żarzący symbol pięcioramiennej gwiazdy wpisanej w koło. Coś huknęło, powietrze przesiąknęło paloną siarką, i nagle ponad głową Srebrnej pojawił się mężczyzna w długich, czarnych szatach. Unosił się ponad niedobitkami watahy na ogromnych, hebanowych skrzydłach. - To mój "anioł" stróż - zaśmiała się kobieta przekierowując ostrze na Lokiego. - To już koniec.
        Laura niespodziewanie ruszyła nieco do przodu, wózek wyślizgnął się z dłoni Demona.
        - Nie ma mowy - powiedziała najspokojniej na świecie Niewidoma. Wyraźnie dostrzegała potężną aurę Upadłego. Miała jednak pewne przeczucie, że to tylko pokaz umiejętności, podobnie jak iluzje Lokstara. - Znikaj - powiedziała z uśmiechem na ustach dziewczyna kierując palec zdrowej dłoni na Skrzydlatego. Ten tylko obrócił głowę lekko pod kątem, najwyraźniej ze zdziwieniem, lecz nagle jego twarz wygięła się w bezdźwięcznym krzyku i... Zniknął, zgodnie z rozkazem Bardki, która teraz wyciągnęła skrzypce. - Walczmy - rzekła, zupełnie niepodobna do siebie. Jej aura emanowała dużo silniej niż zazwyczaj, nawet wilkołaki to wyczuwały. Jej sylwetka niemal świeciła pośród ciemnego lasu. Zaczęła grać potężną pieść dodającą sił do walki. I choć nikt z obecnych nie znał elfiego, Dziewczyna zaśpiewała grzmiącą niczym piorun pieść z silnymi akcentami na poszczególne parzyste takty, jej głos niósł się echem pomiędzy drzewami dodając tylko siły jej głosowi. Wilki podzieliły się na dwie grupy - kilkoro z nich skoczyło w przeciwnym kierunku dezerterując, a znaczna większość ze Srebrną na czele skoczyły na Laurę o Lokstara.
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Loki stał obok jasnowłosej i opierał się o jej pojazd ręką. Nie miał zamiaru się ruszać z miejsca nawet na jej zapewnienia o daniu sobie rady. Nawet gdyby był pewny, że młoda dama sobie poradzi ze "Srebrną", nie opuścił by jej. Nadal nie jest bezpieczna, więc dług nadal jest w mocy. Obserwował zza pleców Laury hybrydę szczerzącą zęby na nich.
        -Nie ujdzie ci to płazem! - warknęła samica i w jej dłoni pojawił się miecz. Lokstar wstrzymał oddech. Nie był to codzienny widok. "Wilkołak trzymający upiorny miecz. Tego jeszcze nie grali." Zaśmiał się. Wilczyca wykrzyczała imię Upadłego, a pod nią wymalował się rozjarzony symbol.
        - Na wszystko co... - zaklął pod nosem, gdy zamarzły mu końcówki włosów. Już chciał zareagować, raczej instynktownie niż według jakiegoś bogatego planu. Przed nimi wyrósł z podziemi potężny Upadły Anioł. Ostrze dzierżone przez "Srebrną" zostało wycelowane w Lokiego. Poczuł jak wózek bardki ucieka mu spod palców.
        - To już koniec - wycedziła wilczyca.
        - Nie ma mowy. - Ze stoickim spokojem w głosie wypowiedziała te słowa niewidoma. - Znikaj - nakazała. Przybysz znikąd nic sobie z tego nie robił. Ni z tego ni z owego skrzywił się i zniknął. Jak wszystkie poprzednie iluzje Lokiego. Zdumienie Demona osiągnęło apogeum. Nie mógł zrozumieć, że wilkołaki były dla niej śmiertelnym zagrożeniem, a piekielnemu nakazała jedno i to się stało. Nie mieściło się to w szerokim rozumowaniu mężczyzny. Mimo wszystkich obaw, niezrozumiałych zdarzeń, udało mu się zachować niewzruszony, tak obecnie pożądany, wyraz twarzy. Sięgnął jedynie po wykałaczkę.
        Kątem oka Loki zauważył, że Laura wydobyła swój instrument.
        - Walczmy. - Słowa wypowiedziane przez Laurę w ogóle do niej nie pasowały. Jej aura, którą teraz nawet Demon w pewnym sensie był w stanie wyczuć była znacznie potężniejsza niż przed chwilą. Jej sylwetka rozbłysła, oświetlając mroki lasu dziwnym, tajemniczym światłem "Wiedziałem, że nie jest zwykłą bardką. Czułem to." Uspokoił nerwy po tych myślach. Jasnowłosa dobyła instrumentu i zaczęła grać melodię. Dźwięki płynące z jej instrumentu i pieśń w nieznanym języku przyprawiały o gęsią skórkę, ale też podnosiły na duchu. Wręcz dostarczały sił. Głos skrzypaczki niósł się po lesie potężnym niczym grzmot po błyskawicy echem. Krążył wokół nich. Pieśń wybrzmiewała z potężnymi akcentami. Całość przybrała niepowtarzalnego efektu, gdy z nagle zachmurzonego nieba począł padać delikatny deszcz. Pojedyncze krople rozpryskiwały się to tu, to tam.

        Wilki krążyły wkoło, dzieląc się na dwie grupy. "Będzie wesoło.", Loki wyciągnął swój sztylet i obejrzał go pod kątem uszkodzeń. Podniósł wzrok i dostrzegł uciekającą grupkę lykantropów - dezerterów. Pozostały zaś ruszyły w ich stronę.
        - Przepraszam - szepnął Loki upuszczając na kolana jasnowłosej swój sztylet i wyszedł dwa kroki, stając obok nadal grającej bardki. Czas jakby za sprawą potężnej magi zwolnił. Przemieniony nie wiedział, czy to tylko napływ adrenaliny, czy faktycznie coś działa na ich korzyść. Lokstar spuścił wzrok, przetarł dłonią wyszczerbione ostrze jakby wyciągał je z pochwy, przesunął powoli dookoła siebie w tańcu, obracając się w rytm muzyki. Wyciągnął lewą rękę, stanął bokiem, ostrze jeszcze raz obróciwszy ustawił poziomo przed swoją nagą klatką piersiową. Otworzył powoli oczy, mogąc doskonale przyjrzeć się zbliżającym szczękom pierwszego, dość młodego osobnika. Kostki na dłoni trzymającej miecz pobielały, mięśnie napięły i ostrze ruszyło równolegle do ziemi w kierunku rozwartej paszczy napastnika. Trafienie. Jednak nie śmiertelne. Rozszarpana została tylko prawa strona część pyska. Cieknąca strugą krew spomiędzy wyszczerzonych i zaciśniętych zębów mogła by spędzić sen z powiek. Wilkołak się zjeżył, warknął donośnie i ruszył ponawiając atak. Loki dalej tanecznym krokiem, powolnym choć stanowczym cięciem zza pleców, które podążało za rozłożoną lewą dłonią, trafiło oponenta na wysokości barku. Wytrąciło go to z równowagi ale nadal nie wyeliminowało. Tym razem to Loki zaatakował pierwszy "Najlepszą obroną jest atak.". Wykonując kolejny obrót wokół własnej osi, przeniósł ostrze do drugiej dłoni. Prawą chwycił za koniec rękojeści i doskakując tyłem trafił w grzbiet podnoszącego się psa od góry, przyszpilając go do ziemi. Gdy jęki ustały, wstał z klęczek i ponownie zakręcił młynka mieczem.
        Inny, znacznie większy od właśnie poległego szczeniaka, lykarion w postaci hybrydy pędził w stronę Laury. Ta wyczuła leżące na jej kolanach ostrze. Grała do ostatnie chwili. Wtedy właśnie zmieniła smyczek na sztylet. Wilk skoczył pokonując w powietrzu prawie pięć metrów, dzielące go od jego celu. Jasnowłosa odruchowo zasłoniła się rękami. Pies w locie zaczepił o ustawioną w dłoni pionowo broń. Rozciął sobie okolice klatki piersiowej przy łapie. Jedno z najdelikatniejszych miejsc. Oboje jednak wylądowali na ziemi. Skrzypaczka upadła powalona nie siłą uderzenia, co raczej faktem, że zaczepiła o przelatujące cielsko. Wilkołak próbował się podnieść jednak nie był wstanie poruszyć ranną łapą. Przecięte zostały jakieś nerwy. Młoda osóbka dzierżąca sztylet podczołgała się ku rannemu. Chwyciła go za łapę i poczuła potężne szarpnięcie. Została podciągnięta bezpośrednio na klatkę piersiową pokrytą gęstą sierścią. Chwilę się wahała. Ostatecznie wbiła ostrze w okolicy krtani. Groźne powarkiwania zmieniły się w tłumione wypływającą krwią piski, które szybko ustały.

        - Lauro, za tobą! - krzyknął Loki ruszając w jej kierunku biegiem i powalając skradającego się do niej czarnego wilka. Przetoczyli się kilka razy. Ostatecznie to Demon wylądował na ziemi przygnieciony potężnym cielskiem wilkołaka. Blokował jego szyję przedramieniem, aby tamten nie mógł sięgnąć zębiskami jego ciała. Drugą ręką próbował zaś wymacać, zgubione w tej kotłowaninie, ostrze. Następny z watahy biegł w kierunku przygwożdżonego iluzjonisty. Gdy już miał wykonać kończący sus - zniknął. Pojawił się ponownie ale już kilkanaście metrów dalej. Zdziwiony oprawca dał szansę na oswobodzenie się Przemienionemu i wymierzenie kopniaka w słabe miejsce na podbrzuszu. Wilk momentalnie osunął się skamląc. Nie był to jednak koniec jego męczarni. Wolny już mężczyzna począł serwować obezwładnionemu całą serię ciosów pięściami wymierzonymi w pysk, oczy i szyję. "Trochę niehonorowo. Może powinienem odpuścić temu jednemu?" Chwilę się zastanowił między jednym uderzeniem a drugim, po którym trysnęła krew z wybitego oka. "Nie." Skończył myśl fundując cios kolanem w szczękę. Gdy sapiący ciężko, po gradzie uderzeń leżał na ziemi. Loki przechodząc nad nim, niby przypadkiem nadepnął go na kark udając, że się poślizgnął. Dało się słyszeć tylko chrzęst kości. Żadnego pisku, wycia, nic. Cisza.

        Laura wydobyła sztylet z ciała, martwego już, rudego wilka. Opierając się na rękach tyle ile mogła, przez swoją ranę, dostała się do swojego pojazdu. Nie wsiadła na niego od razu. Skupiła się próbując wyczuć, czy nic się do niej zbliża. Dostrzegła dwie aury. Były to dwa plamiaste wilki skradające w kierunku jasnowłosej.
        - Lo... Loki?! - zawołała odsuwając się od nich sunąc po ziemi.
        - Jes... - unik - ...em - unik - trochę... - unik - za...- cios - ...jęty. - potężny cios kończący pojedynek z jakąś niedoróbką hybrydy. "Skąd on się wziął. Jeszce nie opanował chyba tej postaci." Obrócił się i zobaczył dwa najeżone bydlęcia. Podszedł do nich od tyłu a przed nimi wykreował swoją podobiznę.
        - Zatańczymy? - spytała kopia. Wilki warknęły i jeden z nich, ten po prawej, został chwycony przez Lokstara pod łapy splecionymi na klatce dłońmi. Coś chrupnęło i trzymany kundel, zaczął się zmieniać. Przez niekontrolowane ruchy ciała i kośćca Demon nie był w stanie go utrzymać.
        - No to dawaj! - oznajmił nagi mężczyzna, dość pokaźnej postury, wysuwając się z uścisku.
        - Z przyjemnością skopię ci cztery litery! - wycedził Loki, zupełnie nie zważając na maniery. Drugi, wolny wilk dalej brnący w stronę jasnowłosej, trzymającej w jednej ręce swoją broń, a drugą pomagając sobie w poruszaniu, też zmienił formę na ludzką. Nie zauważył przyczyny zniknięcia kompana. Był zaaferowany nowym celem. Przed oczami Laury odbywały się dwa pojedynki. Jeden prawdziwy, drugi z nieistniejącym przeciwnikiem, wykonującym jedynie uniki, by się nie zdemaskować. Z punktu widzenia skrzypaczki wyglądało to co najmniej komicznie. Wykorzystała ten moment. Zmieniła kierunek i zakradła się do walczących. Zacięła łydkę osobnika walczącego z kopią, tak, że ten aż się skulił na chwilę. Złapała go wtedy za szyję, i zaliczyła najbardziej dziką jazdę rodeo jaką mogła sobie wymarzyć. Mimo to nie puściła. Loki gdy to ujrzał szybko wywiązał się z walki ze swoim przeciwnikiem i podbiegł do "rumaka" bardki.
        - Widzę, że sobie świetnie radzisz, moja droga. - Zaśmiał się szczerze, choć nieco ironicznie zważywszy na położenie Laury. - Trzymaj jeszcze przez chwilę. - Wyczekał, aż oboje się obrócą przodem do niego i wtedy próbując uderzyć miotającego się faceta, Loki padł na ziemię przygnieciony przez dwie osoby.
        - Więcej was matka nie miała!? - wrzasnął groźnie, choć szybko złapał się na tym, jak zabawnie musiało to brzmieć. Laura w tym czasie wisząc na barkach miotającego się jak w dzikim tańcu mężczyzny, użyła jedynej w tej chwili dostępnej jej broni - zębów. Najzwyczajniej w świecie wgryzła się szyje swojego wierzchowca z całych sił. Trafiła na jakieś naczynie. Ów rumak wydarł się, że mógłby obudzić zmarłych, po czym runął na ziemię, trzymając się kurczowo za ranę. Laura niemal leżąc na nim z całą zakrwawioną twarzą i ubraniem okładała go delikatnymi dłońmi gdzie tylko jej udało się trafić. Ramię bolało, jednak nie mogła powstrzymać napływu adrenaliny i kolejnych ciosów swoich rąk. Jakby to nie była ona. W końcu po kilkunastu sekundach rumak przestał wierzgać.

        Loki leżał przygnieciony przez dwa lykantropy w postaci hybryd, a trzeci, ten, z którym przed chwilą walczył, stanął nad nim.
        - Jest mój. Przytrzymajcie go mocno. - Po tych słowach zmienił się również w hybrydę. Zaraz po transformacji obaj "strażnicy" odsunęli się na bok trzymając tylko nadgarstki demona. Pławiący się w swojej świetności kundel dostał kamieniem w łeb. Od jasnowłosej bardki. Loki wykorzystał ten fakt, by się ulotnić. Dosłownie zniknął. Ale nie z własnej woli. Jakaś siła zewnętrzna go przeniosła w inne miejsce. Coś jakby skrzydła, które w ułamku sekundy go podniosły i postawiły obok Laury. "Co do...?!" Zdziwił się Loki. Nie był przygotowany na takie atrakcje. Nim się pojawił wszystkie trzy kundle spostrzegły brak łupu.
        - Moja kolej - stwierdził demon. Tym razem rozpłynął się powietrzu niczym mgła. Jednak już to zaplanował. Znów wokół trójki Wilków wykreował swoje podobizny w kole. Każda identyczna. Przechodził między nimi zamieniając się co rusz z inną kopią miejscem i sprzedając potężne uderzenia zdezorientowanym psom. Za każdym razem z innej strony. Ciosy były materialne. Bolały i sięgały celu. Pierwszy raz Loki wykorzystał tą metodę. I najprawdopodobniej nie ostatni. Efekt był imponujący. Po kilkunastu uderzeniach i ani jednym kontrataku ze strony lykantropów, jeden leżał już na ziemi mocno poobijany. Loki zaczynał czuć zmęczenie ale nie odpuszczał. Dał sygnał Laurze. Ta wróciła do swoich skrzypiec i powtórzyła utwór. Skupiła się też na mentalnej pomocy Lokiemu i zupełnie nieświadoma dodała mu "skrzydeł". Czuł, że jakaś moc, z gatunku tych dobrych mu sprzyja, kroki były lekkie, a szybkość znacznie większa niż byłby wstanie sam osiągnąć. Po jeszcze kilku minutach, ostatni, najsilniejszy z psów leżał. Został tylko Lokstar, Laura, "Srebrna" i jeszcze jeden czający się na nich wilk, który jednak po widowisku postanowił uciec w las.

        Oboje byli skąpani w krwi, pocie, i deszczu, który cały czas im towarzyszył. Demon pomógł wstać jasnowłosej i usadził ją na jej pojeździe.
- Do twarzy ci w czerwonym - zaśmiał się kładąc jej rękę na ramieniu, a drugą pchnął wózek w kierunku oszołomionej wilczycy.
        - Co z nią zrobimy? - spytał Loki Laurę po całym zajściu wskazując na "Srebrną", lekko zaszokowaną. Jednak bardka wydawała się być jakby nieobecna przez dłuższą chwilę.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Nagle Loki dostrzegł, że swoiste promienienie światła zanikają - Laura zaczęła się zmieniać, zarówno na twarzy, jak i w emanacji. Wszystkie brudne plamy, krew i rozdarcia znikały z jej ubrań i ciała, rany nagle goiły się. Demon przyglądał się temu z niemym zdziwieniem zastygłym na obliczu. Na chwilę sylwetka dziewczyny podniosła się na kilka cali do góry, unosząc się w powietrzu, przez ten czas jej sukienka wygładziła się, oczyściła i w cudowny sposób zaszyła. Po kilku milczących zaskoczeniem sekundach Bardka opadła z powrotem na swój wózek. Jej aura wróciła do normy, znowu była przeciętna, sama Muzyczka westchnęła ciężko. Jej oddech przyspieszył jakby przed chwilą pokonała ogromny dystans biegiem na własnych nogach. I choć Chroma nie potrafiła chodzić, wyraźnie była czymś wyczerpana.
        - Co... - szepnęła niespodziewanie wyrywając Przemienionego z zamyślenia. - Co się tu... Dlaczego... O co... Gdzie ja jestem? - Nagle ostatnie pytanie wypowiedziała z ogromnym przerażeniem w głosie - Co się stało?! - krzyknęła, niemal płaczliwym głosem. Przez chwilę pomiędzy nimi panowała okropna cisza, niemal wwiercająca się w uszy, a po niej Laura znowu przemówiła - Jestem... Wiem kim jestem. - Jej głos nieco się uspokoił, podobnie jak sama Skrzypaczka. Odwróciła zamknięte oczy na Lokstara. - Co tu się stało? Dlaczego... Dlaczego wszyscy nie żyją? - zapytała, jednak nim mężczyzna zdążył choćby otworzyć usta do odpowiedzi, przerwała mu - Nie chcę tego wiedzieć. Nie mogę... Nie chcę... To... - Spod jej powiek zaczęły po raz kolejny płynąć rzewnym strumieniem łzy współczucia. - To... Zbyt... Nie... Zbyt... Straszne... - łkała próbując mówić, jednak jej głos urywał się z każdą kolejną falą płaczu. Osunęła głowę opierając ją o drobne piersi i skryła twarz w dłoniach, spod których wciąż słychać było nieprzyjemne ataki płaczu, jak i próby złożenia jakiegoś zdania wyrażającego strach. Loki jednak nic nie mógł z tym zrozumieć. Dlaczego przed chwilą zgrywała taką potężną, a teraz nagle stała się znowu słaba? Dlaczego przed paroma chwilami bez zawahania walczyła o życie, nawet pokonała SAMYM ROZKAZEM upadłego anioła, a teraz płakała jakby czuła się winna tego wszystkiego?
        Odpowiedzi na te pytania nie znał nikt, a zwłaszcza Laura, która w obecnej chwili zupełnie nie pamiętała wydarzeń od momentu, gdy wróciła sama do obozowiska. Wiedziała jedynie, że przed kilkoma minutami pozostawiła nieprzytomnego Lokiego na ściółce leśnej pośród drzew, wyleczyła go z ran, a następnie, już samotnie, skierowała się do koczowiska bezdomnych. Potem już stała pośród mnóstwa ciał, krwi, bólu i zła, zaś jej towarzysz czuwał obok niej. Przytłaczały ją te uczucia. Z żalem ścisnęła futerał, w którym spoczywały już skrzypce, niczym misia przytulankę.
        - Przepraszam - padło spod drobnych rączek Niewidomej. - Przepraszam. Prze... praszam... Przepraszam... Przepraszam - powtarzała to jedno słowo w kółko, jak modlitwę lub próbę spowiedzi.
        Nim się opamiętała i opanowała, minęła niemal godzina. Słońce zaczęło wychylać się zza horyzontu, jednak skryte za gęstymi, deszczowymi chmurami nie pozwalało siebie dostrzec. Deszcz nieustannie padał powodując, że cienki materiał sukienki Laury zaczął delikatnie prześwitywać. Teraz widać było, że nie jest już przecież dzieckiem, tylko młodą kobietą.
        Gdy łzy Bardki zostały zastąpione strugami wody lejącej się z nieba, bez słowa, bez tłumaczeń lub jakichkolwiek rozmów dostrzegła Srebrną, która wciąż nie potrafiła się ruszyć z miejsca. Była oszołomiona tym, co tu się wydarzyło. Cała jej wataha, jej podopieczni i wojownicy, wszyscy uciekli albo zginęli. Pokonani przez tą nieporadną parę - niedoszłego pedofila, bowiem tak wyglądał Lokstar w jej mniemaniu, i ślepej, bez władzy w nogach dziewczynki, która nagle zaczęła tragicznie płakać. Ciekawe tylko, czy nad losem swoim, tych, co tu mieszkali, czy wilków... A może wszystkich na raz?
        - I co teraz? Zabijecie mnie? Czy może, łaskawie, wypuścicie wolno? - głos wilczycy, choć przesiąknięty złością, był wyraźnie drżący. Czy to ze zmęczenia, czy też przez tą parkę. Wyczuwalny był w niej również strach. Czego może się po tych oszołomach spodziewać? Chyba wszystkiego...
        - Zostawmy ją... - poprosiła Laura, na której słowa zarówno Srebrna jak i Loki spojrzeli na nią jak na nienormalną. - Zostawmy w spokoju... Wystarczy już... - szeptała tak, żeby tylko Lokstar mógł ją usłyszeć, jednak wilczyca miała świetny słuch.
        - Co to znaczy?! - warknęła samica przybierając postać hybrydy. W jej dłoni wciąż spoczywał hebanowy miecz.
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Loki nie mógł pojąć natury zjawiska jakie przed chwilą mu się ukazało. Zastanawiał się kim jest jego niewidoma towarzyszka. Nie było normalnym, by takie rzeczy działy się ze zwykłymi śmiertelnikami. Miał pewne przypuszczenia co do jej osoby ale zachował je dla siebie i szybko wrzucił w ciemny kąt swego umysłu. Nie zastanawiał się dłużej, gdyż zjawisko zniknęło tak nagle jak się pojawiło.
        - Co... Co się tu... - wyrwała demona z zamyślenia. Jej głos był przesiąknięty strachem, żalem i załamywał się pod wpływem emocji skrzypaczki. Po wypowiedzi Laury zapadła nagle głęboka cisza. Wszystko było tak dziwne, że nawet "Srebrna", która chciała zabić przed chwilą parę bohaterów, stała w ciszy przyglądając się z szokiem wymalowanym na twarzy całej scenie. Ciszę przerwała kolejna wypowiedź bardki.
        - Jestem... Wiem kim jestem. - Uspokoiła się po tych słowach i skierowała twarz prosto na Lokstara. On sam poczuł się dziwnie, gdy widział przed sobą dziewczynę "przyglądającą" mu się z zamkniętymi oczami. Czuł, że mimo to przewierca go jej postrzeganie świata. Serce przyspieszyło, a do uszu napłynęło dużo pytań jasnowłosej. Chciał jej odpowiedzieć, ponieważ na zadane pytanie należało. Jednak zanim zdążył otworzyć usta Laura szybko zanegowała swoją chęć dowiedzenia się o wydarzeniach mających miejsce na tej ziemi, które przyniosły śmierć tym wszystkim otaczających ich istotom.

        Drobna dziewczyna schowała twarz w dłoniach i zwiesiła głowę. Przemieniony nie miał pojęcia jak w tej sytuacji zareagować. W jednej chwili skrzypaczka była niezwykle waleczna, a w drugiej czuła się winna i...
        - Przepraszam, przepraszam - powtarzała w koło Laura. Jej obwinianie się trwało dobrą godzinę, zanim doszła do siebie. Przez ten czas nie docierało do niej nic. Loki kilka razy zwracał się do niej z prośbą, żeby się już uspokoiła. Ale ta nie rejestrowała nawet dotyku. Najbardziej zdumiona była wilczyca. Stała sama, bez swojej watahy, przyglądając się rzewnie płaczącej młodej damie i demonowi u jej boku. Nagle w "Srebrnej" coś pękło.
        - I co teraz? Zabijecie mnie? Czy może łaskawie wypuścicie wolno? - mówiła z wściekłością choć też z nutą strachu i niepewności.
        - Zostawmy ją... - poprosiła cichutko Laura. - Zostawmy w spokoju... Wystarczy już... - szeptała.
        - Co to znaczy?! - warknęła Wilczyca zmieniając się w hybrydę dzierżącą miecz, którego użyła do przywołania upadłego.

Demon spojrzał z dziwną ulgą na Laurę. Zaraz po tym przeniósł wzrok na samicę alfa. To wszystko nie miało w tym momencie większego logicznego sensu. Jedyne co rozumiał bez problemu to to, że był głodny. Od wczoraj nic nie jadł. Szybko stłumił to uczucie i wrócił do rozmyślania nad słowami bardki. Odszedł na chwilę po swoje rzeczy, a gdy wrócił nic się nie zmieniło. Obie kobiety stały w tych samych miejscach. Zaczął się ubierać w swoje poszarpane ubranie. Z zarośli wygramoliła się malutka puchata kulka, która przyspieszyła na widok swojego pana. Wziął ją na ręce, pogłaskał i posadził na stałym miejscu, zupełnie nie przejmując się wlepionymi w niego ślepiami lykantropki. Gdy w zasadzie był gotowy do drogi, sięgnął po swój sztylet, włożył go za pas, i po miecz. "Dzięki" Pomyślał oglądając ostrze. Przeszedł obok jasnowłosej, dłonią przejeżdżając po jej głowie.
        - Zbieramy się... - ściszonym głosem skierował słowa do skrzypaczki i przeszedł dalej stając między nią a hybrydą wilka. Oparł 'swój' miecz na ramieniu i podszedł do gotowego do walki wilka. - Nie wiem co wami kierowało... Nie wiem też jaki mieliście też interes w zabijaniu tych wszystkich ludzi... Wiedz, że ona uratowała by każdego. Nawet swojego największego wroga. Gdyby nie ona... - wskazał na siedzącą na wózku dziewczynę - ...nie było by tutaj mnie, pewnie też ciebie. A ci, którzy zginęli będą przez nią opłakiwani. I ludzie i twoja wataha. - "Srebrna" zmieniła się w śnieżnobiałego wilka. Nie mogła utrzymać się w formie hybrydy po słowach Lokiego, który symbolicznie odrzucił na bok miecz. - Przemyśl to, póki nie jest za późno - bo może za mało walczysz, a może na próżno - mówiąc to pogłaskał wilczycę po głowie, między uszami. Zrobiło mu się niezwykle żal samotnej wilczycy, którą zdradzili dezerterzy i opuścili martwi kompani. Dobrze wiedział jak to jest zostać samemu. Wiele dekad spędził samotnie. Jako zdobyczna dusza, jako łowca dusz, jako on sam po przemienieniu.

        Ostrze rzuciło dziwny poblask na ziemię. Słońce właśnie wstawało znad horyzontu, delikatnie przepędzając deszczowe chmury. Lokstar ostatni raz uśmiechnął się do wilczycy. Sam nie wiedział czemu. Nie czuł strachu przed paktującą z piekielnymi. Raczej chciał się nią zaopiekować, tak samo jak swoim małym towarzyszem. Wstał, spojrzał w powoli rozchmurzające się niebo i wrócił do Laury.
        - Życie to podła jędza. Raz jesteś oprawcą, a zaraz po tym stajesz się ofiarą. - Zapadłą chwilowa cisza. - Dziękuję... - Usłyszał za plecami słowa i zaraz za nimi tętent łap uderzających o mokrą trawę. Obejrzał się. Ujrzał oddalającą się sylwetkę białego wilka biegnącego przed siebie.
        - To chyba oznaczałoby koniec. Zupełnie się tego nie spodziewałem. - Ostatni raz sprawdził czy nikt się na nich nie czai. Z radością odkrył, że zostali sami. A jednak czegoś brakowało. Tylko czego. Coś zaprzątało umysł Lokiego, ale było to tak niejasne odczucie, że musiał spróbować je przetrzymać. Usiadł na jakimś pieńku i odetchnął głęboko. Pierwszy raz w ciągu ostatniego dnia poczuł prawdziwą ulgę. Postanowił też nie uświadamiać jasnowłosej o tym co się tutaj działo. "Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz..."
        - Hmm... - mruknął, by po chwili wybuchnąć radosnym śmiechem, wywołanym nie wiadomo czym. Śmiechem odreagował stres i zmęczenie jakie mu towarzyszyło przez ostatni czas. Szybko się jednak opanował. Pogłaskał królika, wstał z siedziska i poprawił i tak zniszczoną doszczętnie koszulę. Urwał jeszcze kwiat rosnący opodal.
        - Dokąd teraz, milady? - Ukłonił się przed jasnowłosą i wręczył jej zerwanego tulipana.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Miała kolejne czarne plamy w pamięci, co niesamowicie utrudniało jej egzystowanie w obecnej chwili. Dezorientacja, połączona z niezrozumiałym bólem psychicznym i współczuciem niszczyła wszelkie bariery zdrowego rozsądku. Ale Laura doskonale wiedziała, że nawet nie chce wiedzieć, co się działo. Woli żyć w błogiej niewiedzy. Najważniejsze dla niej było w tym momencie, że Lokstar przeżył, w dodatku cały i zdrowy, bez najmniejszego zadrapania, Srebrna po krótkiej wypowiedzi od Lokiego uciekła, zaś ona sama miała pod ręką swoje ukochane skrzypce i doskonale wiedziała, kim jest. Nic więcej się dla niej w tej krótkiej chwili nie liczyło.
        Wilczyca pobiegła w siną dal, gdzieś, gdzie zapewne nikt z obecnych jej nie znajdzie. A prawdopodobnie podążyła za swoimi zbiegłymi przyjaciółmi. Bardka nie przejmowała się tak bardzo losem zmarłych tej nocy istot, wiedziała, że już nie może im pomóc. I choć smutek i bezradność wwiercały się w jej serce jak wiertła krasnoludzkich górników z dalekiej północy, to ona nie starała się z tym uczuciem walczyć, podobnie jak z bezradnością. Troska o lykantropkę też minęła, odbiegła za samicą hen daleko za horyzont.
        Niewidoma zbliżyła swój dwuślad do konturu Demona. Przez te dwa krótkie dni polubiła tego zuchwałego mężczyznę, który, mimo swoich naturalnych cech charakteru, bezinteresownie jej pomógł. Złapała go za rękę, by się w nią zaraz potem wtulić jak w misia przytulankę.
        - Dziękuję... - Uśmiech był szczery i lśniący. Równie dobrze mógł zastąpić Kanciarzowi całe worki brylantów i srebrnych monet. - Nie mam nic na spłatę tego długu, więc proszę. - Podniosła futerał ze swym ukochanym instrumentem. - Weź je w ramach rekompensaty za trud, troskę i poświęcenie - rzekła i choć jej usta wciąż unosiły kąciki ku górze i błyszczały drobnymi, białymi ząbkami niczym perełkami, to spod jej zamkniętych powiek płynęły krople gorzkich łez. Nie chciała rozstawać się ze swoimi skrzypcami, był to jedyny przedmiot, który łączył ją z jej dawnym życiem. I choć nie chciała znać swojej przeszłości, nie chciała też jej stracić. Dlatego ten kawałek drewna ze strunami i smyczek były najcenniejszą rzeczą, jaką miała.
        - Zostaw - powiedział kładąc pokrowiec z powrotem na kolanach Skrzypaczki. - W ramach zapłaty chcę tylko jednego - powiedział spokojnym, aksamitnym głosem. Miękko wypowiedziane zdanie zaniepokoiło Laurę, jakby Przemieniony chciał od niej czegoś, czego ona nie mogła, lub raczej, nie powinna mu dawać.
        - Tak? - spytała i, mimo obaw, jej głos pozostał radosny i wdzięczny. W dodatku szczerze się cieszyła, że pozwolił jej zatrzymać jej atrybut.
        - Pokaż mi swoje oczy, milady - uśmiechnął się, co Laura poznała po jego głosie.
        Nastąpiła chwila wahania. Lecz nie było to spowodowane strachem przed samym otwarciem powiek. Bardziej bała się reakcji Lokiego. Czy są one wystarczająco piękne, aby zadowolić go? A może są czarne jak noc, czerwone jak u demona? Albo... Albo w ogóle ich nie posiadam? Co wtedy? - takie i tym podobne myśli krążyły po jej głowie w przestrzeni odbijając się od siebie i od granic jej świadomości potężnym jak huk wystrzału armatniego echem. Wstydziła się siebie. Obawiała się, że jej oczy będą smutne, nudne, przeciętne lub gorzej, złe, piekielne, mordercze.
        - Dobrze - rzekła wciąż spokojnym głosem i podniosła ociężałe powieki. Gdyby mogła cokolwiek zobaczyć, zobaczyłaby na twarzy Demona pozytywne zaskoczenie. Sama Laura podniosła twarz na Lokstara tak, aby mógł pobierać swoją "zapłatę" ile mu się tylko podoba.
        Po kilku dłuższych minutach Przemieniony dłonią zasłonił oczy Chromej i zamknął jej powieki tak, jak to się robi tragicznie zmarłym. Z jego gardła wydobyło się coś na kształt cichego westchnienia zachwytu.
        - Strzeż tego skarbu - powiedział dostojnie i poprawił garderobę.
        Laura jednak czuła, że to nie wystarczy. Że to zbyt niska cena jak za to wszystko, co jej towarzysz dla niej zrobił przez te niecałe dwie doby. I choć była niebywale zmęczona i ociężała, siłą drobnych rączek nachyliła go ku sobie i zawiesiła się mu na szyi.
        - Dziękuję. Tak bardzo ci dziękuję... - powiedziała radośnie i ucałowała go w policzek. Następnie opuściła się z powrotem na swój wózek, wyciągnęła skrzypce i, delikatnie wodząc smyczkiem po strunach, zaczęła grać kołysankę.

Już księżyc zgasł, zapadła noc.
Sen zmorzył mą laleczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
Opowiem Ci bajeczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
Opowiem Ci bajeczkę.

Był sobie król, był sobie paź,
i była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.
żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.

Kochał ją król, kochał ją paź,
królewską te dziewoje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.

Tragiczny los, okrutna śmierć
w udziale im przypadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła


        Lokstar, zmęczony wydarzeniami z czasu, który spędził wspólnie z Laurą, usiadł na pobliskim konarze ściętego drzewa i, wsłuchując się w spokojne dźwięki melodii i kojący głos Bardki, po prostu zasnął. Niczego nieświadomy opadł tak na drewno. Niewidoma znowu podjechała do niego, wyszeptała jeszcze jedno "dziękuję", ponownie pocałowała w policzek i...


Lecz żeby Ci, nie było żal,
dziecino ma kochana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.


        ...po prostu odjechała w północ, nieustannie grając melodię kołysanki.


Ciąg dalszy: Laura
Ostatnio edytowane przez Laura 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Lokstar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lokstar »

        Spał przez kilka dobrych godzin. Wszystkie te przygody przypłacił brakiem snu przez niemal dwa dni. Sen jednak pod sam koniec zmienił się w niespokojny, pełen niepokojących obrazów ciąg wizji. Obudził się i natychmiast usiadł z lekką zadyszką i rozglądając się nerwowo dookoła. Obudził się samotnie na terenie obozowiska. Było późne popołudnie.
         - To tylko sen. - Odetchnął z ulgą. Był sam. Po raz kolejny po przebudzeniu nie ujrzał jasnowłosej. - Czy wszystkie piękne kobiety muszą tak znikać? - Zaśmiał się do siebie. Rozejrzał się jeszcze raz po okolicy, tym razem znacznie spokojniej. Kilka metrów od niego leżał rzucony wczorajszego wieczoru miecz, gdzieś dalej ciała wilków, a obok pniaka, na którym właśnie usiadł spała Mythia. Sięgnął po nią bez słowa i usadził na kolanach.

         - Znów jesteśmy sami, malutka. - Zamyślił się przez długą chwilę. Układał w głowie wydarzenia z ostatniego czasu. Wyjął nóż, wbił go w kłodę, posadził obok królika, a sam zaczął chodzić w kółko. Musiał rozprostować kości. Spał chyba w najbardziej niewygodnej pozycji, w jakich mu się dotąd zdarzyło. Po kilku ćwiczeniach, i rozciąganiu był gotowy do pracy i dalszej drogi.
         - Dobra, ile mam miejsca w torbie? Hmm... Trochę wejdzie. - Ściągnął w jedno miejsce kilka cielsk i swoim nożem zaczął je obrabiać. - Dawno tego nie robiłem...
        W czasie pracy rozmyślał o Laurze, która znów udała się sama w nieznanym kierunku.
         - Jak myślisz? Uciekła od nas, czy po prostu się bała? - mówił do swojego pupilka, wiedząc, że i tak mu nie odpowie. - No tak, trochę się tu działo. Niech to!... - Zaciął się w dłoń ostrzem, które odskoczyło na kości. - Jak nie zniszczę materiału to trochę zarobimy - ciągnął uśmiechnięty, przykładając ranę do ust. Wyjął z eterycznej torby kawałek materiału, owinął rozcięcie i dokończył zadanie. - Co się tak patrzysz? Głodna? Jasne, że tak. Ja też. - Sięgnął po zapasy i przy chylącym się już ku horyzontowi słońcu skonsumowali swoje posiłki.

        Wczesnym wieczorem, krótko po zachodzie słońca dokończył pakowanie skór. I sięgnął po leżący obok wyszczerbiony miecz. Obejrzał go, zakręcił młynka udając, że walczy jak zeszłego wieczora. Trochę zabawy i w głowie wyryła się kolejna opowieść do przekazania przy kuflu piwa i talii kart.
         - Swoją drogą, wiedziałaś, że ona była niewidoma? - Zwierzątko było zajęte chrupaniem trawy. - No właśnie też od razu tego nie spostrzegłem. Ale wiesz, mimo to, coś w niej było. Coś co przyciągało uwagę. Jej wygląd? Nie... Raczej coś w jej wnętrzu. Na przykład ta sytuacja z tym upadłym. Żadna zwykła dziewczyna by nie mogła się z nim mierzyć, a ona go tylko słowem odpędziła. Poza tym, doskonale wiedziała kim jest. - Spojrzał na kończącego jeść towarzysza. - Uważasz, że dobrze zrobiłem, oddając jej te skrzypce? Wydawała się szczęśliwa mogąc na nich grać. A szło jej to bardzo dobrze. No tak, tak. Drogie są, ale co miałem zrobić? - Pierwszy raz zdarzyło mu się tak długo "rozmawiać" z Mythią. - Słuchasz ty mnie w ogóle? - Kucnął przy króliku, a ta przekrzywiła główkę w lewo, jakby pytająco. - No tak ty wolisz chłopców. Nie dziwię się, czemu cię to w ogóle nie wzruszyło. No chodź. - Posadził towarzysza na ramieniu. Schował nóż i resztę drobiazgów, które zostawił jedząc. - Komu w drogę, temu worek złota! - Zarzucił prostując się. "I nóż w plecy" dokończył w myślach.

        Założył na nos okulary, włosy zebrał prowizorycznie w kitę, a w usta włożył wykałaczkę. Już ostatnią jaka mu została. "Trzeba się będzie zaopatrzyć" Poprawił poszarpane ubranie, założył płaszcz, który mimo rozdartego dołu sięgał za łydkę i dobrze zakrywał zniszczoną odzież. Królik usadowił się na swoim miejscu tak by nie spaść w trakcie marszu. Loki jeszcze sięgnął po jakiś drąg, aby mieć się na czym wspierać w wędrówce pieszo. Poza tym, zawsze jakaś broń. Pogłaskał towarzyszkę i ruszył.

         Przeszedł kilka kroków i przystanął.
         - Nie... Nie tym razem. - Uśmiechnął się i przerzucił wykałaczkę w drugi kącik ust. Zawrócił i obejrzał się po raz ostatni za siebie. Wzrokiem sięgał w dal, tą za drzewami. Widział Laurę oczyma wyobraźni jadącą na wózku przed siebie, grająca na swoich skrzypcach.
         - Jeszcze się kiedyś spotkamy, milady - szepnął stawiając pierwszy krok. - Jeszcze się spotkamy...

Ciąg dalszy: Lokstar
Zablokowany

Wróć do „Błyszczące Jezioro”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości