Błyszczące Jezioro ⇒ Przy brzegu Jeziora
- Angven
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 113
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Łowca , Mag , Kapłan
- Kontakt:
Wojownik pewnie jeszcze długo by biegł w swym mylnie obranym kierunku. Nagle jednak wszystko przeszył krzyk. Po głosie rozpoznał kto go wydał. Bezapelacyjnie była to Alia. Skręcił ostro i kierował się teraz prosto do źródła dźwięku. Nie miał głowy do obmyślania taktyki, pragną, nie bacząc na skutki, jak najszybciej dotrzeć do dziewczyny, reszta go nie obchodziła. Kiedy zbliżył się dostatecznie blisko, rozpoznał bestię. Był to ten sam wilkołak z którym poprzednio się zmierzył, wnioskował to przede wszystkim z ubytków w kasztanowym futrze, które zostały po poprzednim spotkaniu. Po ranach zadanych bestii nie było już nawet śladu. Biegnąc dalej, kiedy wyminą parę drzew, dostrzegł leżącą dziewczynę i to jak potwór ją potraktował. Znał ból cięcia takimi pazurami, lecz wbicie się ich musiało być czymś niewyobrażalnie gorszym.
Poniesiony gniewem wojownik, bez namysłu, wyciągną miecz, który zabłysł swą posrebrzaną powierzchnią w promieniach księżyca i z pełną prędkością wpadł na straszliwą istotę. Owy stwór dostrzegłszy odbijane promienie światła, zwrócił uwagę na napastnika. Poznając niedawnego przeciwnika, który już wcześniej przeszkodził mu w posiłku, stwierdził, że jednak rozszarpanie wojownika da mu więcej radości. Pozostawił dziewczynę z dotkliwą raną, a sam przygotował się do przyjęcia szarży wojownika. Angven zderzył się z bestią z taką prędkością, że oboje przekoziołkowali się kawałek dalej. Dla wojownika zmęczonego biegiem i atakiem z rozpędu, wstanie na równe nogi był kolejnym wysiłkiem do podjęcia. Leżąc był już o wiele spokojniejszy, bo wiedział że teraz potwór zostawi dziewczynę a skupi się na nim. Ta zmiana sytuacji tak ukoiła jego nerwy, że w końcu zaczął trzeźwo myśleć. Teraz stwierdził, że puki był na dystans z potworem mógł zrobić użytek z magii, ale w obecnej sytuacji musi najpierw ten dystans wywalczyć. Wstał, oczywiście wilkołak zrobił to znacznie szybciej i już porywał się do ataku. Tylko dzięki szybkiemu refleksowi Angven unikną machnięcia szponów skierowanych prosto na swoją twarz. Kilka razy wojownik krzyżował swój miecz z pazurami bestii, która ani trochę nie ustępowała pola walki. Walka była bardzo wyrównana pod względem przewagi, żadna strona nie odniosła poważniejszych ran, jedynie drobne zadrapania. Potwór w końcu porwał się na skok, podczas którego szczękami miał się zacisnąć na szyi wojownika. Cel jednak zszedł z drogi ataku, a wilkołak poleciał w krzaki. Wojownik zmęczony siłowaniem się z potworem stwierdził, że w chwili obecnej zrobi więcej jeśli użyje odpowiedniego zaklęcia.
-Osłaniajcie mnie. - rzekł do towarzyszek cofając się. Następnie wbił miecz w ziemię, zaś sam pogrążył się w przewracaniu stron księgi w poszukiwaniu jakiegoś potężniejszego czaru.
Poniesiony gniewem wojownik, bez namysłu, wyciągną miecz, który zabłysł swą posrebrzaną powierzchnią w promieniach księżyca i z pełną prędkością wpadł na straszliwą istotę. Owy stwór dostrzegłszy odbijane promienie światła, zwrócił uwagę na napastnika. Poznając niedawnego przeciwnika, który już wcześniej przeszkodził mu w posiłku, stwierdził, że jednak rozszarpanie wojownika da mu więcej radości. Pozostawił dziewczynę z dotkliwą raną, a sam przygotował się do przyjęcia szarży wojownika. Angven zderzył się z bestią z taką prędkością, że oboje przekoziołkowali się kawałek dalej. Dla wojownika zmęczonego biegiem i atakiem z rozpędu, wstanie na równe nogi był kolejnym wysiłkiem do podjęcia. Leżąc był już o wiele spokojniejszy, bo wiedział że teraz potwór zostawi dziewczynę a skupi się na nim. Ta zmiana sytuacji tak ukoiła jego nerwy, że w końcu zaczął trzeźwo myśleć. Teraz stwierdził, że puki był na dystans z potworem mógł zrobić użytek z magii, ale w obecnej sytuacji musi najpierw ten dystans wywalczyć. Wstał, oczywiście wilkołak zrobił to znacznie szybciej i już porywał się do ataku. Tylko dzięki szybkiemu refleksowi Angven unikną machnięcia szponów skierowanych prosto na swoją twarz. Kilka razy wojownik krzyżował swój miecz z pazurami bestii, która ani trochę nie ustępowała pola walki. Walka była bardzo wyrównana pod względem przewagi, żadna strona nie odniosła poważniejszych ran, jedynie drobne zadrapania. Potwór w końcu porwał się na skok, podczas którego szczękami miał się zacisnąć na szyi wojownika. Cel jednak zszedł z drogi ataku, a wilkołak poleciał w krzaki. Wojownik zmęczony siłowaniem się z potworem stwierdził, że w chwili obecnej zrobi więcej jeśli użyje odpowiedniego zaklęcia.
-Osłaniajcie mnie. - rzekł do towarzyszek cofając się. Następnie wbił miecz w ziemię, zaś sam pogrążył się w przewracaniu stron księgi w poszukiwaniu jakiegoś potężniejszego czaru.
- Janis
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 21
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: człowiek - najemnik
- Profesje:
- Kontakt:
Janis nie pierwszy raz widziała podobną istotę. Również nie po raz pierwszy oglądała tego pokroju walkę. Zdumienia nie wywołały u niej również rany widniejące na ciele biednej druidki, wijącej się z bólu w zaplamionym świeżą krwią kłębie leśnego mchu. Przeciwnik, z którym mierzył się wojownik nie był w szczytowej formie, nie tyle fizycznie, co psychicznie, i jakkolwiek Janis nie była specjalistką od tego typu stworzeń wystarczyło jej jedno przelotne spojrzenie, aby stwierdzić z czym mają do czynienia. Po pierwsze wilkołak bezsprzecznie zdążył już dawno poznać swojego oponenta, jego spojrzenie iskrzyło wściekłością, zarezerwowaną wyłącznie dla wojownika. Po drugie był nad wyraz silny, jednakże do tego stwierdzenia nie potrzeba geniusza. Pozostawiając tamtą dwójkę swojemu śmiertelnemu tańcu Janis z niezwykłą zręcznością wdrapała się, a wręcz wślizgnęła na stojące nieopodal drzewo. W tym momencie przypomniała sobie o spoczywającej w kieszeni jej płaszcza karteczce. Sięgnęła po nią, usadawiając się nieco wygodniej na stabilnym, grubym konarze, jednym okiem wciąż śledząc rozgrywającą się tuż pod nią walkę. Rozwinęła ją ostrożnie.
- Cholera... - powiedziała szeptem do siebie, patrząc na wyobrażoną nań postać. - Wiedziałam...
Nagle poczuła spory wstrząs. Gałąź, na której siedziała, zachybotała się niebezpiecznie. Spojrzała w dół, w krzakach leżał lekko omamiony uderzeniem stwór. Wzrokiem powiodła nieco dalej, a widząc mężczyznę desperacko wertującego strony swej księgi w poszukiwaniu zaklęcia zaśmiała się w duchu. Doskonale wiedziała co robić. Nie potrzeba żadnych zaklęć, aby zgładzić potwora. Jedynie odrobina wiedzy. Błyskawicznie odpięła od pasa niewielki flakonik i pokropiła nim usiłującego się podźwignąć wilkołaka. Następnie odpięła kolejny, wlewając jego zawartość do ust, po czym splunęła na stwora i niezwykle szybko zeskoczyła z drzewa. Jego ciało zajęło się morderczym płomieniem, następnie rozpruwając jego wnętrzności i wypluwając je na zewnątrz z ogromnym odrzutem. Kilka listków zapłonęło delikatnym ogniem, gasnąc po chwili. Wszystko to trwało dosłownie kilka sekund. Nie zastanawiając się dłużej jednym susem doskoczyła do Angvena, wyciągając sztylet i przykładając mu go do gardła. Zrobiła to tak prędko, iż tamten nie zdążył nawet zareagować. W końcu była to jej profesja.
- Nie ruszaj się - powiedziała, podkładając mu przed nos kartkę z naszkicowaną nań jego podobizną i wyciągając z ziemi ciężki miecz wojownika. Pod spodem widniała cena oraz podpis pracodawcy. - Teraz tak. Albo masz na to jakieś rozsądne wytłumaczenie, albo zabiję cię tu i teraz. I nie próbuj żadnych sztuczek. Ze mną to nie przejdzie, wierz mi. - robota jak każda, lecz tym razem Janis w cale nie miała ochoty nikogo uśmiercać. Widziała jakim uczuciem mężczyzna darzył tamtą niewidomą, gdzieś w głębi czuła, iż nie ma prawa nikomu tego odbierać. W końcu nie co dzień spotyka się kogoś tak oddanego drugiej osobie. Nie w tych czasach.
- Cholera... - powiedziała szeptem do siebie, patrząc na wyobrażoną nań postać. - Wiedziałam...
Nagle poczuła spory wstrząs. Gałąź, na której siedziała, zachybotała się niebezpiecznie. Spojrzała w dół, w krzakach leżał lekko omamiony uderzeniem stwór. Wzrokiem powiodła nieco dalej, a widząc mężczyznę desperacko wertującego strony swej księgi w poszukiwaniu zaklęcia zaśmiała się w duchu. Doskonale wiedziała co robić. Nie potrzeba żadnych zaklęć, aby zgładzić potwora. Jedynie odrobina wiedzy. Błyskawicznie odpięła od pasa niewielki flakonik i pokropiła nim usiłującego się podźwignąć wilkołaka. Następnie odpięła kolejny, wlewając jego zawartość do ust, po czym splunęła na stwora i niezwykle szybko zeskoczyła z drzewa. Jego ciało zajęło się morderczym płomieniem, następnie rozpruwając jego wnętrzności i wypluwając je na zewnątrz z ogromnym odrzutem. Kilka listków zapłonęło delikatnym ogniem, gasnąc po chwili. Wszystko to trwało dosłownie kilka sekund. Nie zastanawiając się dłużej jednym susem doskoczyła do Angvena, wyciągając sztylet i przykładając mu go do gardła. Zrobiła to tak prędko, iż tamten nie zdążył nawet zareagować. W końcu była to jej profesja.
- Nie ruszaj się - powiedziała, podkładając mu przed nos kartkę z naszkicowaną nań jego podobizną i wyciągając z ziemi ciężki miecz wojownika. Pod spodem widniała cena oraz podpis pracodawcy. - Teraz tak. Albo masz na to jakieś rozsądne wytłumaczenie, albo zabiję cię tu i teraz. I nie próbuj żadnych sztuczek. Ze mną to nie przejdzie, wierz mi. - robota jak każda, lecz tym razem Janis w cale nie miała ochoty nikogo uśmiercać. Widziała jakim uczuciem mężczyzna darzył tamtą niewidomą, gdzieś w głębi czuła, iż nie ma prawa nikomu tego odbierać. W końcu nie co dzień spotyka się kogoś tak oddanego drugiej osobie. Nie w tych czasach.
Groźby rychłą śmiercią po raz drugi. Mój dzień jest kompletny, sarknęła w myślach zbójniczka, wychylając zza pnia. Ledwie dogoniła ich, biegnąc za krzykiem, a już jakimś psim swędem wyczuła, kiedy uchylić się zręcznie za drzewo i uniknąć kąpieli w cuchnących krwią, flakami i treścią pokarmową wnętrznościach. Nie zdążyła nawet przypatrzeć się, co tak narozrabiało, nim zdechło w ogniu, ale było wielkie jak bydlę.
Licho złożyła zbójecki miecz, wysunięty odruchowo do połowy z pochwy, omiotła rozgardiasz wzrokiem, łypnęła z irytacją to Janis, to na unieruchomionego Angvena, to na tlące się truchło, które też frustrowało niemożebnie, bo szybko zaczęło śmierdzieć. Nie myślała już, że powinna była odjechać w diabły. Miała całkowitą pewność, że powinna była to zrobić. Zamiast tego przeklęła wszystkich paskudnie, zrywając się do Alii, leżącej w mateczniku, niepokojąco cichej.
— Ze szczętem zdurnieliście? — warknęła, pochylając się nad kobietą. Nie musiała być felczerką, żeby dojrzeć, że źle to wyglądało. Bydlę nie dość, że było wielkie, to i pazurzaste, chwila, a mogło rozerwać ją na sztuki. Uniosła wzrok, rozeźlona jak osa. — Teraz się chcecie zabijać? To się bijcie i tnijcie po gardłach, jeśli wola, ale najpierw uzdrowicielka! A mówią, że mi rozumu odjęło, rębajły się znalazły... Pomoże mi któreś, czy ona ma się tu tak wykrwawiać?
Mówiła ostro, poważnie, bez swej frywolnej maniery. W oczach miała gniew i niepokój, ledwie przebłysk niepokoju. Ale nie o siebie. Zupełnie, jakby niemal znikło na chwilę wredne, zdziecinniałe Licho i wrócił ktoś, kogo bardzo rzadko widywała. Ktoś, kto dbał, kogo obchodziło, kto się troszczył. Westchnęła ciężko w duchu, sklęła własną głupotę i kretyńsko miękkie serce... lecz nic nie kosztowało przecież pomóc. Pomóc, a potem dopiero zabierać się stąd jak najdalej.
Licho złożyła zbójecki miecz, wysunięty odruchowo do połowy z pochwy, omiotła rozgardiasz wzrokiem, łypnęła z irytacją to Janis, to na unieruchomionego Angvena, to na tlące się truchło, które też frustrowało niemożebnie, bo szybko zaczęło śmierdzieć. Nie myślała już, że powinna była odjechać w diabły. Miała całkowitą pewność, że powinna była to zrobić. Zamiast tego przeklęła wszystkich paskudnie, zrywając się do Alii, leżącej w mateczniku, niepokojąco cichej.
— Ze szczętem zdurnieliście? — warknęła, pochylając się nad kobietą. Nie musiała być felczerką, żeby dojrzeć, że źle to wyglądało. Bydlę nie dość, że było wielkie, to i pazurzaste, chwila, a mogło rozerwać ją na sztuki. Uniosła wzrok, rozeźlona jak osa. — Teraz się chcecie zabijać? To się bijcie i tnijcie po gardłach, jeśli wola, ale najpierw uzdrowicielka! A mówią, że mi rozumu odjęło, rębajły się znalazły... Pomoże mi któreś, czy ona ma się tu tak wykrwawiać?
Mówiła ostro, poważnie, bez swej frywolnej maniery. W oczach miała gniew i niepokój, ledwie przebłysk niepokoju. Ale nie o siebie. Zupełnie, jakby niemal znikło na chwilę wredne, zdziecinniałe Licho i wrócił ktoś, kogo bardzo rzadko widywała. Ktoś, kto dbał, kogo obchodziło, kto się troszczył. Westchnęła ciężko w duchu, sklęła własną głupotę i kretyńsko miękkie serce... lecz nic nie kosztowało przecież pomóc. Pomóc, a potem dopiero zabierać się stąd jak najdalej.
- Alia
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 149
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Uzdrowiciel
- Kontakt:
Alia syknęła przez zęby, gdy wilkołak nagle po prostu wyszarpnął pazury z jej nogi i odczołgała się tak daleko, jak pozwalały jej na to siły. Czyli nie więcej, jak o jedną stopę. W takich chwilach szczególnie przeklinała swoją ułomność. Słyszała mnóstwo dźwięków, ale nie mogła złożyć ich w całość. Niespodziewanie poczuła na policzku ciepły oddech i dotyk malutkiego nosa. To Cień przybiegł do swojej pani, by pilnować jej i bronić. Zauważył jej bladą skórę i płytki oddech, rzucił się więc do lizania jej po twarzy we własnej próbie utrzymania jej przytomnej. I łasica i uzdrowicielka skulili się gwałtownie, gdy tak blisko rozległo się pełne bólu wycie bestii, które urwało się równie nagle, jak się zaczęło. Dziewczyna poczuła na swojej skórze ciepłe krople i wolała nie myśleć o tym, co to było. Kobieta z karczmy groziła komuś śmiercią, co sprawiło, że druidka przestała cokolwiek rozumieć. Chciała wstać, rozeznać się w sytuacji, upewnić się, że nikt nie potrzebował pomocy. Ale nie miała siły nawet podnieść głowy. Z resztą, gdy próbowała się poruszyć, czuła zawroty głowy i ogarniającą ją słabość. Ktoś pojawił się obok niej, mówił coś. Sens słów umknął Alii, ale poznała głos.
- Licho? - Spróbowała szepnąć, nie zadając sobie tym razem zwyczajowego trudu zwracania twarzy w kierunku rozmówcy. Nieruchome, białe oczy podziwiały ciemność, idealnie na wprost twarzy. - Licho... co się dzieje? Ktoś jest... ranny?
Mówienie przychodziło dziewczynie z trudem, który próbowała maskować. Była jednak naprawdę kiepska, gdy przychodziło do kłamania. Nie przykładała zbyt wielkiej wagi do mimiki, więc nieraz jej twarz zdradzała absolutnie wszystko. Nawet z rozerwaną nogą nie potrafiła tak do końca skupić się na sobie i wiedziała, że powinna udawać, że nic jej się nie stało. Gdyby tylko potrafiła!
- Mi nic... tylko noga boli... pomóż mi wstać. Proszę. Pomogę. - Komu i w jaki sposób uzdrowicielka chciała pomóc pozostało niejasnym, bo musiała przerwać, aby przełknąć ślinę. Odezwać się ponownie nie miała już siły.
- Licho? - Spróbowała szepnąć, nie zadając sobie tym razem zwyczajowego trudu zwracania twarzy w kierunku rozmówcy. Nieruchome, białe oczy podziwiały ciemność, idealnie na wprost twarzy. - Licho... co się dzieje? Ktoś jest... ranny?
Mówienie przychodziło dziewczynie z trudem, który próbowała maskować. Była jednak naprawdę kiepska, gdy przychodziło do kłamania. Nie przykładała zbyt wielkiej wagi do mimiki, więc nieraz jej twarz zdradzała absolutnie wszystko. Nawet z rozerwaną nogą nie potrafiła tak do końca skupić się na sobie i wiedziała, że powinna udawać, że nic jej się nie stało. Gdyby tylko potrafiła!
- Mi nic... tylko noga boli... pomóż mi wstać. Proszę. Pomogę. - Komu i w jaki sposób uzdrowicielka chciała pomóc pozostało niejasnym, bo musiała przerwać, aby przełknąć ślinę. Odezwać się ponownie nie miała już siły.
- Angven
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 113
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Łowca , Mag , Kapłan
- Kontakt:
Angven stał osłupiały obserwując stanowczo bolesną śmierć potwora. Był z jednej strony zaszokowany tym widokiem, szczęśliwy, bo już nic nie groziło Alii, ale jednocześnie smutny, ponieważ ten godny przeciwnik zginą przez podstęp. Zachowanie zabójczyni i jego podobizna wzbudziły w nim istną furię. Jej sposób walki z tą groźną, a jednocześnie piękną bestią, był najgorszym co mógł sobie wyobrazić. Wolałby zginąć podczas walki z nią niż patrzeć na taki los. Odchodząc jednak od gniewu jaki w nim wzbudził sposób pozbycia się wilkołaka, również przystawienie noża do gardła nie było czynnikiem, który by przysporzył przyjaźni wobec niej. W tym momencie stało się coś całkowicie niespodziewanego. Przez księgę zaczął przemawiać Ur'Dul.
-Uczniu, dlaczego dałeś się zrobić jak dziecko? -Swą standardową mową zaczęła księga. -Nie załamuj mnie chłopcze.
-Tylko właśnie... - Zaczął tłumaczenie, kiedy szybkim ruchem dotkną ręki dzierżącej sztylet i wypowiedział proste zaklęcie. Czar ów odbierał siły w dotkniętej części ciała. Dzięki temu, uwolnił się od noża przy gardle i odszedł parę kroków od napastniczki. -Dziękuje za dywersje mistrzu. -Powiedział lekko wojownik zamykając księgę. Teraz skierował się ku Janis. -Radze ci porzucić to zlecenie. Ludzie, który cie nasłali, prawdopodobnie są powiązani z wampirami, które uwielbiam prześladować, lub z nekromantami. Teraz jeśli odejdziesz, nie spotkają cie żadne konsekwencje.
Stwierdził i podszedł do leżącej dziewczyny. Było mu bardzo, ale to bardzo przykro tego co spowodował. Wynikło to z jednego złego pomysłu, jednego głupiego rzutu kamieniem. Ukląkł przy rannej, ujął ją za rękę i rozpłakał się. Morderca z dawnych lat, teraz zachował się jak małe dziecko.
- Przepraszam cie. Ta sytuacja nie powinna zaistnieć. -Siedział chwile jeszcze roniąc łzy, aż w końcu otrząsną się, otarł twarz i znów swym bezuczuciowym tonem przemówił do Licha. -Jak mogę ci pomóc? -Mimo swojej szczątkowej wiedzy medycznej, teraz nie miał do tego głowy. Nie mogąc pomóc pierwszą pomocą, zdecydował się poddać woli innej, pewnie bardziej opanowanej w tej sytuacji dziewczyny.
-Uczniu, dlaczego dałeś się zrobić jak dziecko? -Swą standardową mową zaczęła księga. -Nie załamuj mnie chłopcze.
-Tylko właśnie... - Zaczął tłumaczenie, kiedy szybkim ruchem dotkną ręki dzierżącej sztylet i wypowiedział proste zaklęcie. Czar ów odbierał siły w dotkniętej części ciała. Dzięki temu, uwolnił się od noża przy gardle i odszedł parę kroków od napastniczki. -Dziękuje za dywersje mistrzu. -Powiedział lekko wojownik zamykając księgę. Teraz skierował się ku Janis. -Radze ci porzucić to zlecenie. Ludzie, który cie nasłali, prawdopodobnie są powiązani z wampirami, które uwielbiam prześladować, lub z nekromantami. Teraz jeśli odejdziesz, nie spotkają cie żadne konsekwencje.
Stwierdził i podszedł do leżącej dziewczyny. Było mu bardzo, ale to bardzo przykro tego co spowodował. Wynikło to z jednego złego pomysłu, jednego głupiego rzutu kamieniem. Ukląkł przy rannej, ujął ją za rękę i rozpłakał się. Morderca z dawnych lat, teraz zachował się jak małe dziecko.
- Przepraszam cie. Ta sytuacja nie powinna zaistnieć. -Siedział chwile jeszcze roniąc łzy, aż w końcu otrząsną się, otarł twarz i znów swym bezuczuciowym tonem przemówił do Licha. -Jak mogę ci pomóc? -Mimo swojej szczątkowej wiedzy medycznej, teraz nie miał do tego głowy. Nie mogąc pomóc pierwszą pomocą, zdecydował się poddać woli innej, pewnie bardziej opanowanej w tej sytuacji dziewczyny.
- Janis
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 21
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: człowiek - najemnik
- Profesje:
- Kontakt:
Janis nie zwykła porzucać swych zleceń. Jednakże nie mogła zaprzeczyć, iżeli mężczyźnie należy się nieco więcej szacunku, niż przyszło jej okazać. Nie wspomniawszy o cierpiącej Alii. Janis co prawda nie czuła się w ogóle zobligowana do pomocy rannej, lecz coś we wnętrzu nakazywało jej zachować w tej sytuacji chociażby odrobinę godności. Zwłaszcza, iż zachowała się najzwczyczajniej głupio. A może nie tyle głupio, co nierozważnie. Stała w bezruchu patrząc jak Angven podbiega do uzdrowicielki i pochyla się nad nią troskliwie. U jego boku klęczała rozeźlona Merril. Wtedy Janis przypomniała sobie o flakoniku, który wraz z trucizną zapobiegawczo przypinała do pasa przed każdą wędrówką. Flakonik ten zawierał leczniczy wywar z liści Melancholijnego krzewu - przynajmniej tak zwykli go zwać ci, którzy niegdyś mieli okazję zasmakować jego potęgi. Janis zdołała się przekonać, iż substancja ta, jakkolwiek pozbawiona mocy magicznych potrafiła czynić cuda. Co prawda nie zasklepiała ona ran, lecz przynajmniej pozwalała o nich zapomnieć. Posiadała jednak pewne skutki uboczne, a mianowicie halucynacje i uczucie nieprzerwanego błądzenia we mgle. No i po jednym, czy drugim zażyciu człowiek pożądał więcej. Dziewczyna podbiegła do druidki, wyciągając niewielką ampułkę zza płaszcza.
- To znieczulenie - rzekła w stronę Angvena i Licho, jakby oczekując pozwolenia na podanie Alii leku. - Nie będzie cierpieć. Przynajmniej przez najbliższą godzinę.
- To znieczulenie - rzekła w stronę Angvena i Licho, jakby oczekując pozwolenia na podanie Alii leku. - Nie będzie cierpieć. Przynajmniej przez najbliższą godzinę.
— W głowę też cię walnął? — dziewczyna ofuknęła uzdrowicielkę. — Leż i się nie wierć, leje się z ciebie jak na jatce. Nikomu nic nie jest. — Błysnęła niebieskimi oczami po wojowniku i najemniczce. — Na razie.
Wyciągnęła koszulę zza spodni i szarpnęła skraj, materiał rozdarł się ciężko. Nie wahała się, nie panikowała. Była szybka, pewna, sprawna, dziesiątki razy łatała już ludzi ze swojej zgrai. Tyle, że Alia nie była rosłym, zdrowym jak koń chłopem. I dlatego Licho nie zwlekała. — Muszę wstrzymać krwawienie, zanim wlejecie jej cokolwiek do gardła — rzuciła krótko. — Lek zatrzymaj, przyda się, jeśli będziemy szyć. Angven, skończyłeś się już wypłakiwać? Trzeba ją będzie przenieść z powrotem i to żywo.
Połatamy ją i zjeżdżam stąd, obiecała sobie. Nie będę bohaterzyć, psiamać. Ani stosunkować się z bandą cholernych czarowników. Nie dość jeszcze zgłupiałam.
Wyciągnęła koszulę zza spodni i szarpnęła skraj, materiał rozdarł się ciężko. Nie wahała się, nie panikowała. Była szybka, pewna, sprawna, dziesiątki razy łatała już ludzi ze swojej zgrai. Tyle, że Alia nie była rosłym, zdrowym jak koń chłopem. I dlatego Licho nie zwlekała. — Muszę wstrzymać krwawienie, zanim wlejecie jej cokolwiek do gardła — rzuciła krótko. — Lek zatrzymaj, przyda się, jeśli będziemy szyć. Angven, skończyłeś się już wypłakiwać? Trzeba ją będzie przenieść z powrotem i to żywo.
Połatamy ją i zjeżdżam stąd, obiecała sobie. Nie będę bohaterzyć, psiamać. Ani stosunkować się z bandą cholernych czarowników. Nie dość jeszcze zgłupiałam.
- Alia
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 149
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Uzdrowiciel
- Kontakt:
Cień, jak to on, zaczął prychać na wszystkich i skakać, nie do końca pewien, czy powinien bronić swojej pani przed tymi szaleńcami, czy może wylizać jej ranę. Na cmoknięcie Alii, podbiegł do niej i wsunął się pod dłoń, posłuszny jak nigdy.
- Jak duża ta rana? - Uzdrowicielka spytała, przełknąwszy ślinę. Często musiała robić krótkie przerwy. - Boli, jakby rozszarpał mi nogę od połowy uda, do pół łydki. Ktoś musi z całej siły zacisnąć mi coś nad raną. Materiał... pasek... Dojdę do siebie... za chwilę. Już przestaje boleć.
Dziewczyna wyglądała, jakby nie mogła zblednąć już ani trochę. Drżała na całym ciele i oddychała płytko. Wolną dłoń przesunęła minimalnie, słysząc znajomy męski głos.
- Nic mi nie będzie. Tylko... tak tu zimno...
Gdyby ranny został ktokolwiek inny, doświadczona uzdrowicielka natychmiast pokierowałaby całym towarzystwem i sama podjęła właściwe kroki. Jednak wykrwawiała się akurat ta, która mogła w mgnieniu oka choćby minimalnie poprawić czyjś stan. A jedyną w miarę spokojną osobą, która wiedziała cokolwiek o leczeniu wydawała się awanturniczka po niezłej ilości wina. Czasem los bywa naprawdę dowcipny.
- Jak duża ta rana? - Uzdrowicielka spytała, przełknąwszy ślinę. Często musiała robić krótkie przerwy. - Boli, jakby rozszarpał mi nogę od połowy uda, do pół łydki. Ktoś musi z całej siły zacisnąć mi coś nad raną. Materiał... pasek... Dojdę do siebie... za chwilę. Już przestaje boleć.
Dziewczyna wyglądała, jakby nie mogła zblednąć już ani trochę. Drżała na całym ciele i oddychała płytko. Wolną dłoń przesunęła minimalnie, słysząc znajomy męski głos.
- Nic mi nie będzie. Tylko... tak tu zimno...
Gdyby ranny został ktokolwiek inny, doświadczona uzdrowicielka natychmiast pokierowałaby całym towarzystwem i sama podjęła właściwe kroki. Jednak wykrwawiała się akurat ta, która mogła w mgnieniu oka choćby minimalnie poprawić czyjś stan. A jedyną w miarę spokojną osobą, która wiedziała cokolwiek o leczeniu wydawała się awanturniczka po niezłej ilości wina. Czasem los bywa naprawdę dowcipny.
- Angven
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 113
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Łowca , Mag , Kapłan
- Kontakt:
Wojownik siedział i patrzył jak Licho zakłada prowizoryczny ucisk. Usłyszawszy polecenie, jednym ruchem zerwał się na równe rogi. Sprawnie i w miarę delikatnie podniósł z ziemi uzdrowicielkę. Chwycił ją mocno ramionami i niosąc niczym dziecko, żwawym krokiem podążył do karczmy. Idąc powtarzał pod nosem ciągle proste formuły zaklęć rozgrzewających, co prawa nie sądził by mu się one kiedykolwiek przydały, teraz dziękował za tą gorliwość nauczycieli. Niosąc ją na rękach dopiero zaczął sobie uświadamiać ciężar swojej winy, gdyby wtedy nie rzucił tym kamieniem, teraz ona nie byłaby na skraju śmierci. Niestety co się stało to się nie odstanie, teraz może liczyć jedynie na przebaczenie.
Tym razem bezbłędnie przebył leśne ostępy. Wszedł do zajazdu, rozejrzał się i już miał kłaść Alię na pierwszym lepszym stole, ale stwierdził, że dziewczyna zasługuje na coś lepszego, niż zapijaczony klient. Wniósł więc ją do pokoju i ułożył na łóżku. Nim odsunął się od leżącej, przytulił ją i szepnął delikatnie do ucha: "proszę, nie umieraj". Następnie znów poddał się świadomości, że to on jest temu wszystkiemu winny i w efekcie stał się znów niezdolny do podjęcia własnych decyzji w tej sytuacji.
Tym razem bezbłędnie przebył leśne ostępy. Wszedł do zajazdu, rozejrzał się i już miał kłaść Alię na pierwszym lepszym stole, ale stwierdził, że dziewczyna zasługuje na coś lepszego, niż zapijaczony klient. Wniósł więc ją do pokoju i ułożył na łóżku. Nim odsunął się od leżącej, przytulił ją i szepnął delikatnie do ucha: "proszę, nie umieraj". Następnie znów poddał się świadomości, że to on jest temu wszystkiemu winny i w efekcie stał się znów niezdolny do podjęcia własnych decyzji w tej sytuacji.
- Janis
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 21
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: człowiek - najemnik
- Profesje:
- Kontakt:
Janis stała chwilę, patrząc, jak Angven podnosi Alię i razem z Merril udaje się prędko z powrotem do karczmy. Musiała przyznać, iż dziewczyna błyskawicznie opanowała sytuację, oczywiście na tyle, na ile to było możliwe. Janis nigdy nie przyszło leczyć nikogo innego, niż ona sama, rany, z którymi zdarzało jej się borykać były zadane przez nią właśnie i w większości przypadków nawet nie przeszło jej przez myśl, aby je zasklepiać. Drzwi karczmy otwarły się szeroko, smuga żółtego światła wypełzła na kamienną ścieżkę. Drogę zastąpił jej mężczyzna, ściskając w ramionach poranioną dziewczynę. Alii nic nie będzie, wyjdzie z tego, o tym była przekonana. Zwłaszcza, iż czuwał nad nią wojownik. Drzwi zatrzasnęły się pochłaniając również Merril, wówczas Janis nie podążając za towarzyszami udała się do stajni i odebrała swego niesfornego wierzchowca. To nie było miejsce dla niej, a w kuracji druidki mogła tylko przeszkodzić. Zrobiła co mogła, na odchodne wrzucając Angvenowi do kieszeni przeciwbólowy środek. Może i się przyda. Może nie. Z westchnieniem zarzuciła siodło na grzbiet swojego siwka i wskoczyła nań zręcznie. Odwróciła się, raz jeszcze spoglądając na karczmę, po czym odjechała, porzucając w myślach, prawdopodobie na zawsze, wątek związany z wojownikiem. Nie zamierzała odbierać mu życia, nie w tej chwili, choć może i byłaby to jedyna możliwa. Ten rosły mąż zbyt wielkim i zbyt przytłaczającym uczuciem darzył niewidomą. Nie było sposobu, aby go tegoż uczucia pozbawiać. Nie jej szło o tym decydować. Znajdzie nowe zlecenie. Na pewno. Popędziła konia i puściła się galopem w leśną gęstwinę.
Licho kręciła się wokół na wpół przytomnej uzdrowicielki, mruczała pod nosem, prychała, przeklinała, instynktownie omijała tylko skamieniałego wojownika, drepcąc po pokoju nerwowo. Nawet nie spostrzegła, że ich niewesoła kompania uszczuplała o jedną osobę. Bez pardonu dobrała się do toreb i pakuł, klnąc na brak podstaw pierwszej pomocy, to jest alkoholu, grubej igły i nici rybackiej. I na sprzączki, sprzączki po pewnej ilości wina niewygodnie umykały w palcach.
— A pies z nicią tańcował — warknęła w końcu. — Hejże, Angven, nie odpływaj mi tu! Będziesz mi potrzebny!
Zaprzęgła wojownika do pomocy, ktoś musiał przytrzymać nogę nieruchomo, kiedy ona przekładała materiał i opatrywała ranę. Krew poplamiła jej ręce i ubranie, nierówna smuga została na policzku, po tym jak przetarła twarz.
— Będzie dobrze, przeżyje, nie walnęło w końcu arterii — mruknęła, żeby uspokoić mężczyznę, kończąc łatanie na tyle, na ile załatać umiała. Co nie było tak tragicznym występem, biorąc pod uwagę, ile wina wlała w siebie tego wieczora i że jej ostatnią chirurgiczną interwencją było wydłubywanie sobie drzazgi z palca.
— Będzie dobrze — powtórzyła. — Ale więcej nie zdziałam, nie umiem, żadna ze mnie medyczka. Mogę tylko tyle.
Odetchnęła krótko, przetarła czoło. I wyszła z izby, nie czekając na odpowiedź, tak zwyczajnie, żeby zaczerpnąć powietrza, ochłonąć. Bez słowa, bez „zaraz wrócę”, bez „do widzenia”. Nie planowała ani wracać, ani się widywać. Zrobiła, ile zdołała. I tak więcej, niż była winna. Lepiej było jej zabierać się, póki mogła. Póki chciała. Póki nie strzeliłoby jej do głowy zmienić zdanie i robić z siebie ofiarną bohaterkę.
Ludzie patrzyli na dziewczynę z otwartymi gębami, na pozdzierana koszulę, na krew na jej rękach. Ale nikt nie próbował jej zatrzymać, kiedy wyszła w rześkie, nocne powietrze.
Zwiastun szarpnął się na postronku, kopnął ściany stanowiska, póki nie usłyszał znajomego głosu. Parsknął z podniecenia, powiercił się, kiedy rzuciła mu siodło na grzbiet, podzwaniał czankami munsztuka. Wyjechali ze stajni w mrok, kopyta wzbiły tumany kurzu, mieniące się niemal magicznie wokół nóg karosza, że nie sposób było zgadnąć, czy to jeszcze był koń, czy zjawa z baśni. Minęli gospodę, jechali spokojnie, aż przecięli makowe pole, jasne od księżyca. Z powrotem w trakt. Na trakcie pokłusowali z drogą, aż Licho ściągnęła wodze, zawahała się.
Mogłaby wszak wrócić, pomóc. Jeszcze nie była daleko. Mogłaby, powinna.
Zamiast tego spięła konia i wraziła ostrogę w miękkie, poszli w ostry, długi galop. Gdzie tylko droga wiodła.
Ciąg dalszy: Merril
— A pies z nicią tańcował — warknęła w końcu. — Hejże, Angven, nie odpływaj mi tu! Będziesz mi potrzebny!
Zaprzęgła wojownika do pomocy, ktoś musiał przytrzymać nogę nieruchomo, kiedy ona przekładała materiał i opatrywała ranę. Krew poplamiła jej ręce i ubranie, nierówna smuga została na policzku, po tym jak przetarła twarz.
— Będzie dobrze, przeżyje, nie walnęło w końcu arterii — mruknęła, żeby uspokoić mężczyznę, kończąc łatanie na tyle, na ile załatać umiała. Co nie było tak tragicznym występem, biorąc pod uwagę, ile wina wlała w siebie tego wieczora i że jej ostatnią chirurgiczną interwencją było wydłubywanie sobie drzazgi z palca.
— Będzie dobrze — powtórzyła. — Ale więcej nie zdziałam, nie umiem, żadna ze mnie medyczka. Mogę tylko tyle.
Odetchnęła krótko, przetarła czoło. I wyszła z izby, nie czekając na odpowiedź, tak zwyczajnie, żeby zaczerpnąć powietrza, ochłonąć. Bez słowa, bez „zaraz wrócę”, bez „do widzenia”. Nie planowała ani wracać, ani się widywać. Zrobiła, ile zdołała. I tak więcej, niż była winna. Lepiej było jej zabierać się, póki mogła. Póki chciała. Póki nie strzeliłoby jej do głowy zmienić zdanie i robić z siebie ofiarną bohaterkę.
Ludzie patrzyli na dziewczynę z otwartymi gębami, na pozdzierana koszulę, na krew na jej rękach. Ale nikt nie próbował jej zatrzymać, kiedy wyszła w rześkie, nocne powietrze.
Zwiastun szarpnął się na postronku, kopnął ściany stanowiska, póki nie usłyszał znajomego głosu. Parsknął z podniecenia, powiercił się, kiedy rzuciła mu siodło na grzbiet, podzwaniał czankami munsztuka. Wyjechali ze stajni w mrok, kopyta wzbiły tumany kurzu, mieniące się niemal magicznie wokół nóg karosza, że nie sposób było zgadnąć, czy to jeszcze był koń, czy zjawa z baśni. Minęli gospodę, jechali spokojnie, aż przecięli makowe pole, jasne od księżyca. Z powrotem w trakt. Na trakcie pokłusowali z drogą, aż Licho ściągnęła wodze, zawahała się.
Mogłaby wszak wrócić, pomóc. Jeszcze nie była daleko. Mogłaby, powinna.
Zamiast tego spięła konia i wraziła ostrogę w miękkie, poszli w ostry, długi galop. Gdzie tylko droga wiodła.
Ciąg dalszy: Merril
- Alia
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 149
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Uzdrowiciel
- Kontakt:
Alia zachowywała pełen spokój przez cały czas trwania zabiegu. Zarówno przy przenoszeniu, kładzeniu na łóżku jak i opatrywaniu rany. Czasem tylko syknęła z bólu przez zęby, albo zaciskała palce w pięść w próbie powstrzymania odruchu odsunięcia zranionej nogi. Nadal oddychała z trudnością, ale wydawało się, że jej stan się nie pogarszał. Gdy usłyszała oddalające się kroki i trzaśnięcie drzwi, obróciła lekko głowę na bok. Minęła dłuższa chwila, zanim zdała sobie sprawę, że osoba, która wyszła, nie planowała wrócić. Uzdrowicielka odkaszlnęła lekko, wbijając niewidzące spojrzenie gdzieś wgłąb pokoju. W tym momencie Cień, który cięgle kręcił się w pobliżu, podbiegł do jej twarzy i zaczął lizać ją po policzku.
- Kto wyszedł? Licho nie założyła szwów, prawda? Jak dojdę do siebie, będę musiała to zrobić pewnie. - Druidka mówiła cicho, ale znacznie spokojniej, niż wcześniej. - Nikomu nic się nie stało? Mogę prosić wodę?
- Kto wyszedł? Licho nie założyła szwów, prawda? Jak dojdę do siebie, będę musiała to zrobić pewnie. - Druidka mówiła cicho, ale znacznie spokojniej, niż wcześniej. - Nikomu nic się nie stało? Mogę prosić wodę?
- Angven
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 113
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Łowca , Mag , Kapłan
- Kontakt:
Po skończonej operacji, Angven zrozumiał, że Merril tu już nic nie trzyma. Zrobiła wszystko co uznała za swoją powinność, a założone szwy patrząc okiem laika były zadowalające. Wojownik siedział obok rannej dziewczyny, wciąż oskarżając się o spowodowanie tej całej sytuacji. Kiedy tylko usłyszał głos Alii, rozpaliła się w nim chęć jakiejkolwiek pomocy i odkupienia swoich win.
-Licho pozszywała cię i widocznie stwierdziła, że pora opuścić nas. Jedyną o którą musisz się teraz martwić jesteś ty.- Odpowiedział na wszystkie pytania jakie dosłyszał, nie zważając czy były one zadane wiernemu Cieniowi czy do niego. W międzyczasie odpiął od pasa manierkę z wodą i włożył ją w rękę dziewczyny.- Mogę ci jeszcze jakoś pomóc?
-Licho pozszywała cię i widocznie stwierdziła, że pora opuścić nas. Jedyną o którą musisz się teraz martwić jesteś ty.- Odpowiedział na wszystkie pytania jakie dosłyszał, nie zważając czy były one zadane wiernemu Cieniowi czy do niego. W międzyczasie odpiął od pasa manierkę z wodą i włożył ją w rękę dziewczyny.- Mogę ci jeszcze jakoś pomóc?
- Alia
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 149
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Uzdrowiciel
- Kontakt:
- Nic mi nie będzie. - Uzdrowicielka stwierdziła z lekkim uśmiechem, przełknąwszy łyk wody. - Za najdalej dwa tygodnie będzie tylko blizna i nie będę już kuleć.
Alia zamilkła na chwilę, bezwiednie głaszcząc łaszącego się Cienia. wszystko wskazywało na to, że futrzak był w stanie niemal zaakceptować obecność wojownika.
- Angven? Co tak właściwie się wydarzyło? To, co mówił Cień było nieco nieskładne. A sam rozumiesz, że nie wszystkiego mogę się domyślić. Żal mi tego stworzenia. Całą jego winą było to, że na nie wpadłam. - Dziewczyna znów zrobiła krótką przerwę w mówieniu. Tym razem jednak wszystko wskazywało na to, że była ona wymuszona przez zmęczenie. - Jak tylko będzie szansa, że rana nie zacznie krwawić, będę musiała się umyć. Jeśli to nie problem, pomógłbyś mi później chociaż zejść po schodach, albo przyniósłbyś jakieś wiadro z wodą? Ale później... jeśli nie ruszasz jeszcze w drogę.
Alia zamilkła na chwilę, bezwiednie głaszcząc łaszącego się Cienia. wszystko wskazywało na to, że futrzak był w stanie niemal zaakceptować obecność wojownika.
- Angven? Co tak właściwie się wydarzyło? To, co mówił Cień było nieco nieskładne. A sam rozumiesz, że nie wszystkiego mogę się domyślić. Żal mi tego stworzenia. Całą jego winą było to, że na nie wpadłam. - Dziewczyna znów zrobiła krótką przerwę w mówieniu. Tym razem jednak wszystko wskazywało na to, że była ona wymuszona przez zmęczenie. - Jak tylko będzie szansa, że rana nie zacznie krwawić, będę musiała się umyć. Jeśli to nie problem, pomógłbyś mi później chociaż zejść po schodach, albo przyniósłbyś jakieś wiadro z wodą? Ale później... jeśli nie ruszasz jeszcze w drogę.
- Angven
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 113
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Łowca , Mag , Kapłan
- Kontakt:
Angven usiadł na brzegu łóżka i ciężko westchnął. Dopiero teraz poczuł jak jest zmęczony tym wszystkim, tym całym dniem.
-Źle, że współczujesz tej istocie. Ten wilkołak był omotany ślepą żądzą zabijania. Nie powstrzymywał się. -Kiedy to mówił poczuł, że podobnie można było o nim powiedzieć. -Zabicie go ocaliło wiele niewinnych istnień.
Znów zamilkł na chwilę. Rozważał czy powiedzieć jej o zajściu z nasłaną zabójczynią. Ostatecznie stwierdził, że lepiej ten szczegół przemilczeć. Zważywszy na jej stan, myśl o przebywaniu w towarzystwie osoby ściganej przez najemników, raczej nie poprawia stanu ducha.
-Późnij ciebie tu przyniosłem, Licho cie pozszywała i wraz z Janis nas upuściły. -Znów przerwał, kończąc tym samym opowiadanie o przebiegu. -Teraz proponuję przespać się i odpocząć choćby z godzinkę.
-Źle, że współczujesz tej istocie. Ten wilkołak był omotany ślepą żądzą zabijania. Nie powstrzymywał się. -Kiedy to mówił poczuł, że podobnie można było o nim powiedzieć. -Zabicie go ocaliło wiele niewinnych istnień.
Znów zamilkł na chwilę. Rozważał czy powiedzieć jej o zajściu z nasłaną zabójczynią. Ostatecznie stwierdził, że lepiej ten szczegół przemilczeć. Zważywszy na jej stan, myśl o przebywaniu w towarzystwie osoby ściganej przez najemników, raczej nie poprawia stanu ducha.
-Późnij ciebie tu przyniosłem, Licho cie pozszywała i wraz z Janis nas upuściły. -Znów przerwał, kończąc tym samym opowiadanie o przebiegu. -Teraz proponuję przespać się i odpocząć choćby z godzinkę.
- Alia
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 149
- Rejestracja: 12 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Uzdrowiciel
- Kontakt:
- Każdemu można pomóc. Każdy na to zasługuje. - Alia mruknęła, układając się wygodniej, po czym zwróciła niewidzące oczy w stronę Angvena z lekkim, krzywym uśmieszkiem. - Kiedyś przywróciłam niewidomemu wzrok. A wilkołactwo to w pewnym sensie choroba. Może mogłabym pomóc również jemu.
Uzdrowicielka wolała nie dodawać, że zanim uleczyła tamtego ślepca, sama widziała. I właściwie nie był jeszcze do końca niewidomy, gdy stosowała na nim swój talent. Raczej na bieżąco odwracała uszkodzenia spowodowane czymś na kształt wypalania oczu. Więc próba pomocy wilkołakowi mogłaby równie dobrze ją zabić, co spowodować przemianę w niej. Zamiast więc mówić coś więcej, przymknęła oczy, postanawiając się podporządkować propozycji wojownika.
- Jeśli będziesz chciał się przespać, po prostu mnie przesuń, proszę. Mam twardy sen a ból nie jest już tak dotkliwy, żeby mnie obudził.
Uzdrowicielka wolała nie dodawać, że zanim uleczyła tamtego ślepca, sama widziała. I właściwie nie był jeszcze do końca niewidomy, gdy stosowała na nim swój talent. Raczej na bieżąco odwracała uszkodzenia spowodowane czymś na kształt wypalania oczu. Więc próba pomocy wilkołakowi mogłaby równie dobrze ją zabić, co spowodować przemianę w niej. Zamiast więc mówić coś więcej, przymknęła oczy, postanawiając się podporządkować propozycji wojownika.
- Jeśli będziesz chciał się przespać, po prostu mnie przesuń, proszę. Mam twardy sen a ból nie jest już tak dotkliwy, żeby mnie obudził.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości