" - Otwórz oczy córeczko. - usłyszałam ciepły głos swojego ojca i natychmiast podekscytowana spełniłam tą prośbę. Czemu prosił mnie o zamknięcie ich wcześniej? Co chciał przez to uzyskać? Gdy mój wzrok się wyostrzył zobaczyłam coś czego się nie spodziewałam - przede mną stała wysoka siwa klacz. Jej duże ciemne oczy patrzyły na mnie przyjaźnie, a gdzieś w ich środku lśniły iskry inteligencji. Już wtedy zawiązała się między nami jakaś nić porozumienia i wiedziałam, że nie rozstanę się z nią przez długie lata.
- To jest Sequmenora. Nie jest już najmłodsza przez co jest zrównoważona, ale wciąż jest jednak pełna wigoru. Stwierdziliśmy z mamą, że będzie to dla ciebie najlepszy wierzchowiec i prezent na urodziny. - powiedział tata i podał mi cienkie, skórzane wodze.
- Och! Dziękuję! - wykrzyknęłam rzucając się mu na szyję, a ten wsadził mnie na niewielkie siodło. Gdy tylko dosiadłam klaczy ruszyłyśmy spokojnym kłusem, na krótką przejażdżkę nie oddalając się zbytnio od miejsca postoju. Poznawałyśmy się i uczyłyśmy siebie nawzajem. Te kilka minut wystarczyło mi abym zrozumiała, że będzie to moja przyjaciółka na wiele długich lat."
Sceny przyspieszyły i znowu zaczęły przewijać się szybko przed oczami dziewczyny. Pierwszy łuk, podróże, galopy, lasy, najróżniejsze krajobrazy. Zbliżała się moment, którego obawiała się najbardziej, ten którego oglądać nie chciała, ten który był zaszyty tak głęboko, lecz wciąż sprawiał ból - strata rodziców. Jednak scena nie ukazała się w tym śnie, zamiast niej była pustka, a później zupełnie coś innego...
" - Laro skup się. Musisz dokładnie zapamiętać wszystkie czynności, aby dobrze sporządzać lekarstwa. - wyrwał mnie z półsnu niski, stanowczy głos. Spojrzałam na Melaada ziewając, a moje myśli wciąż biegały w różnych miejscach i nie mogłam ich pozbierać w jedno miejsce. Mój mentor z długą czarną brodą poprzetykaną gdzieniegdzie siwymi włosami zawsze starał się wyglądać groźnie gdy przeprowadzał jakieś lekcje, jednak nigdy mu to nie wychodziło.
- Jest za wcześnie, a poza tym pamiętam większość tego co mi mówiłeś.
- Masz pamiętać wszystko, a nie większość. Do tego gdybyś nocą nie włóczyła się nie wiadomo gdzie z tą swoją klaczą tylko spała nie było by dla ciebie za wcześnie. Jakie rośliny rozcieramy, a które siekamy? - jak zwykle po naganie nastąpiło pytanie, które albo zapowiadało jej dalszy ciąg, albo chwilę przerwy dlatego zmotywowałam wszystkie siły, aby wynaleźć na nie odpowiedź.
- Rozcinamy rośliny z rodziny Aspodeloide, a siekamy Alloide. - odpowiedziałam po dłuższym namyśle. Jak ja nie lubię tych nazw...
- Zgadza się. Masz chwilę wolnego, ale później powracamy do nauki. - Druid otworzył drzwi i również opuścił salę. "
Wspomnienia znowu nabrały tempa. Widziała wyprawę do Szepczącego Lasu,leczenie chorego opiekuna, narodziny Sequarda, treningi, przesiadywanie nad księgami i wreszcie opuszczenie chaty druida. Zbliżał się kolejny rozdział w jej krótkim życiu, jednak nagle wspomnienia zgasły.
Jechała na grzbiecie Siwego przez las. Galop był szybki energiczny, ogarniał ją strach. Coś podążało ich śladem, lecz mimo tego, że dziewczyna oglądała się za siebie nie widziała nic, wciąż jednak wyczuwała obecność jakiejś istoty. Nagle Sequard się zatrzymał, więc łuczniczka dała mu sygnał do kontynuowania biegu, ale ten nie ruszył się z miejsca. "Co ty robisz? To niebezpieczne!" Przyjaciel odwrócił łeb w jej stronę.
- Laro, wszystko w porządku? Obudź się! - powiedział, a dziewczyna choć bardzo chciała nie mogła mu odpowiedzieć.
Gdy tylko Lara upadła na ziemię siwy ogier podkłusował do niej i zaczął ją szturchać próbując wyrwać z dziwnego snu. Stanął dęba na rośliny, a następnie złapał zębami za ubranie i przeciągnął ją pod rozłożyste drzewo, które rosło nieopodal miejsca, w którym zeszli na wyspę.
- Obudź się! - zarżał głośno szturchając pyskiem jej głowę, ale jego przyjaciółka nie poruszyła się.