Równina Maurat[Las otaczający Elisię] W objęciach Natury

Równina rozciągająca się od Gór Dasso, aż po Warownie Nandan -Ther, zamieszkała przez istoty wszelkiego rodzaju, jednak jej ogromne przestrzenie są przede wszystkim krainą dzikich koni, które galopują w bezkresie jej zieleni w poszukiwaniu swoich braci.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

[Las otaczający Elisię] W objęciach Natury

Post autor: Jon »

Nawet jemu czasami potrzebny jest odpoczynek, zwłaszcza że machanie skrzydłami może być tak samo męczące, jak marsz – chociaż dzięki lataniu można było poruszać się o wiele szybciej. Dlatego też Jon postanowił wylądować na skraju lasu i wejść głębiej, aby tam odpocząć i coś zjeść, bo i tak nastał już wieczór i nie brakowało dużo czasu do tego, żeby Słońce całkowicie schowało się za horyzontem.
Nie musiał długo szukać odpowiedniego miejsca, bo szczęścia sprawiło, że trafił na niewielką polanę, na której skraju spoczywało powalone drzewo. Wyglądało ono tak, jakby ktoś uderzył naprawdę mocno w pień i sprawił, że całość złamała się – górna część upadła pod kątem, koroną dotykając ziemi i wbijając się w nią. Musiało stać się to dość niedawno, bo gałęzie nadal były bujnie porośnięte przez liście i dzięki temu zapewniały nie tylko ochronę przed wiatrem, lecz także przed wzrokiem leśnych zwierząt i może kogoś, kto postanowił nocą przechadzać się w pobliżu. Oczywiście, drzewo mogło także zostać powalone przez bardzo silny wiatr, co było bardziej prawdopodobne... Dolna część pnia nadal czepiała się leśnej ziemi korzeniami i częściowo zasłaniała lewą stronę „obozowiska”. Nie zapowiadało się na to, jednak jeśli wiatr zacznie wiać ze strony, która nie jest osłonięta… wtedy zawsze można się przenieść. Łowca Dusz przeszedł się po okolicy i zebrał suche drewno na ognisko. Nie zamierzał na nim niczego piec, dlatego też nie będzie ono duże, jednak nadal powinno odpędzać leśnych, nocnych drapieżników.

Ledwo rozpalił ognisko, a już zaczęło robić się nieciekawie. Jon poczuł w powietrzu magię, a po chwili na drugim końcu polany otworzył się portal, z którego wyszła grupa diabłów. Było ich pięciu i byli uzbrojeni, gotowi do walki. Piekielny domyślał się, kim oni są i kto mógł ich przysłać… Westchnął cicho i wstał, od razu dobywając swego oręża.
Obyło się bez rozmów, bo zarówno Jon, jak i grupa diabłów wiedzieli, dlaczego tu są i, co się za chwilę stanie. Piekielny nie biegł w ich stronę, zamiast tego zwyczajnie szedł szybkim tempem, ostrze kierując tak, żeby od razu zadać cięcie w stronę pierwszego przeciwnika, który się nawinie i zdecyduje się go zaatakować. Przyjrzał się przy okazji diabłom – dwóch miało na sobie ciężkie pancerze, a w dłoniach miecze i tarcze, jeden z nich był niższy od pozostałych, miał na sobie lekką, skórzaną zbroję i dwa, długie sztylety w dłoniach, kolejny miał miecz długi i także ciężką zbroję, a ostatni wyglądał jak dzikus z dwoma toporkami i w ubraniach, które wyglądały jak skóry przed chwilą ściągnięte z niedźwiedzi. Ten ostatni zaczął biec w stronę łowcy dusz z okrzykiem na ustach, w odpowiednim momencie wybijając się z ziemi i kierując ręce z toporami w tył, szykując je do podwójnego ataku. Jon dopiero teraz podbiegł, poruszając się na tyle szybko, że ciął w górę, raniąc lecącego diabła. Trafił, bo przeciwnik głośno wylądował na trawie – niby próbował wstać, jednak nie udawało mu się to, bo gdy tylko to robił, rana na jego boku się otwierała.
Następny był łotrzyk. Poruszał się szybko, naprawdę szybko, jednak Jonowi i tak udawało się rejestrować jego ruchy. Łowca dusz odskoczył w tył, unikając sztyletów i zaatakował od dołu – tym razem to diabeł wykonał unik, i to dwukrotnie, bo łowca od razu zaatakował z góry na dół. Kilkukrotnie wymieniali się ciosami, unikając i parując swe ostrza, aż Jon w końcu kopnął przeciwnika w klatkę piersiową i doskoczył do niego, próbując przeciąć go w pół. Trafił… jednak pozostawił jedynie dość poważną ranę zaczynającą się na prawym ramieniu, ciągnącą się przez całą klatkę piersiową i tak aż do brzucha, gdzie się kończyła.
To chyba sprawiło, że diabły zrozumiały swój błąd i nie docenił przeciwnika, bo nagle jeden z nich zarządził odwrót i powiedział coś jeszcze o tym, że przyszli tu za małą grupą. W czasie, gdy Jon walczył z łotrzykiem, jeden z ciężkozbrojnych zdążył podbiec do rannego piekielnego z toporami i zabrać go bliżej grupy – drugi odciągnął też łotrzyka, gdy ten z długim mieczem otwierał portal powrotny. Łowca dusz ruszył w ich stronę, jednak oni zdążyli już wejść w portal i zniknąć. Mógłby spróbować ich wyśledzić i nawet, może, udałoby mu się otworzyć portal do miejsca, w którym teraz się znajdują, jednak… podejrzewał, że czekałoby go tam powitanie w postaci większej grupy najemników.

Znowu westchnął, chociaż tym razem dlatego, że nie udało mu się uporać z zagrożeniem i domyślał się, że niedługo może go czekać ponowne starcie z tamtą grupą… chociaż wtedy może być ich więcej. Nie podejrzewał, że był obserwowany przez coś lub kogoś, dlatego też rozejrzał się tylko wokół i nawet nie sprawdził gęstych zarośli otaczających polanę. Machnął mieczem, co sprawiło, że pozbył się tej niedużej ilości krwi, która nagromadziła się na ostrzu. A później wrócił do obozowiska i usiadł przy ogniu. Schował miecz do pochwy, chociaż nadal trzymał go pod ręką – co zresztą robił zawsze, gdy odpoczywał. Z torby podróżnej wyciągnął nieduże zawiniątko, którym okazały się paski suszonego mięsa. Zaczął jeść, z racji tego, że po prostu zrobił się głodny.
Awatar użytkownika
Agape
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Maie
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Agape »

Agape jechała przez las na grzbiecie zaprzyjaźnionego jelenia - dzikie zwierzę zgodziło się odłączyć na ten dzień od swojego stada oraz stać się wierzchowcem maie. Ona sama zaś przez swoje ramię przewieszoną miała całą garść pułapek wszelkiego rodzaju - od stalowych zatrzasków z łańcuchem, aż po zwykłe liny, odpowiednio przygotowane, aby zacisnąć się na łapie przebiegającego zwierzęcia. Nie znała się na rozbrajaniu pułapek, dlatego radziła sobie z nimi na zwykły, naturiański rozum - ciskała w sam ich środek kawałek drewna czy skały, aby je aktywować i móc bezpiecznie ściągnąć. Jednym razem nie zauważyła drugiej pułapki, przez co dobrą chwilę sama wisiała do góry nogami. Zmuszona została do przepalenia liny, a tymczasem jej wierzchowiec rżał w najlepsze. Po co to wszystko robiła? Taki był jej sposób na radzenie sobie z plagą kłusownictwa, które ostatnio nawiedzało ten las. Rozbrajanie pułapek nie było jedynym jej zajęciem, działała na wielu płaszczyznach, ale starała się unikać stosowania przemocy. Choć czasem nie miała innego wyjścia...
Jeleń nagle stanął, rozszerzając nozdrza z zaniepokojeniem. Maie też to poczuła. Jakieś niebezpieczeństwo, zagrożenie, które pojawiło się w lesie. Jej wierzchowiec stanął dęba, zrzucając ją ze swojego grzbietu, po czym spłoszony uciekł w zupełnie przeciwnym kierunku, przeskakując ponad skałami i zwalonymi drzewami. Agape obróciła się w powietrzu, lądując na brzuchu - upadek na plecy byłby o wiele bardziej bolesny, gdyż niektóre pułapki były bardzo ostre. Wstała, otrzepała się, po czym spojrzała na miejsce, w którym wyczuwała zagrożenie. Natura ją o nim zawiadamiała, tak jak instynkt jelenia. Oprócz jednak samego niebezpieczeństwa maie poczuła także, że Natura chce, aby ona przyjrzała się sprawie z bliska. Inna pewnie ze strachem ruszyłaby w tamtym kierunku, pełna obaw, ale Agape... dziarskim krokiem zaczęła iść w tamtym kierunku, zaciekawiona.

Gdy usłyszała odgłosy walki, zaczęła czołgać się pomiędzy krzakami - jej zielony płaszcz doskonale ją maskował w tym środowisku, a teraz jeszcze przyczepiła się do niego całkiem spora część runa leśnego, czyniąc z niego jeszcze lepszy kamuflaż. W końcu maie dotarła do końca krzaków, uchylając jedną z gałęzi i spoglądając na niewielką polanę i scenę się tam odgrywającą. Diabły... zdecydowanie nie był to dobry znak. Matka Natura nie cierpiała, kiedy te stworzenia wkraczały do jej posiadłości. Agape z wstrzymanym oddechem przyglądała się walce, zaniepokojona o to, czy ich piekielne moce nie uderzą w jakieś drzewo. Jednak mężczyzna, z którym się mierzyli, okazał się być dla nich zbyt wielkim wyzwaniem, co było całkiem imponujące. Czmychnęli przez portal, nie zostawiając po sobie nawet swoich śmierdzących, trujących ciał. Doskonale.
Agape wstała, po czym wynurzyła się spomiędzy krzaków, wcale nie próbując ukrywać swojej obecności, po czym podeszła do ogniska tak, aby doskonale było ją widać, tak samo jak jej nieuzbrojone ręce - jedną jedynie trzymała końce pułapek wciąż przewieszonych przez ramię. Wcześniej nie wkroczyła z tego samego powodu, dla którego nie powstrzymałaby stado wilków przed upolowaniem zająca. Czasem po prostu rzeczy muszą płynąć własnym nurtem, a maie nie zamierzała owego zmieniać bez dowiedzenia się, co się właściwie dzieje. Za to pomóc mężczyźnie w takiej sytuacji... to było już coś innego.
- Ładna walka - powiedziała, takim samym tonem, jakim często chwaliła małe orzełki po ich pierwszym locie bądź lisy, którym udało się sprytnie upolować kurę z kurnika. - Nie wiem, dlaczego te diabły chciały cię zaatakować, ale dziękuję, że nie zniszczyliście niczego w pobliżu. Jestem...
W tej chwili na polanę wpadły dwa wilki, od razu podbiegły do Agape, stając pomiędzy nią, a nieznajomym. W ich oczach płonął bojowy szał, zęby były wyszczerzone, a z gardeł dobywało się ostrzegawcze powarkiwanie. Maie przewróciła oczami, po czym przykucnęła i zaczęła na zmianę głaskać każdego z nich po karku.
- No, już dobrze, nic mi nie grozi, chłopcy - powiedziała uspokajającym, ale i żartobliwym tonem. - Jesteście dwoma wielkimi, groźnymi alfami, ale nie potrzebuję waszej pomocy. A teraz uciekajcie, zanim inne wilki skorzystają z waszej nieobecności i zagarną najlepsze wilczyce.
Wilki przez chwile spoglądały niepewnie to na nią, to na mężczyznę, aż w końcu warknęły i zniknęły ponownie w leśnej gęstwinie. Agape wstała.
- Wybacz, wiosna, gody, te sprawy, a ta dwójka wyjątkowo pragnie udowodnić swoją męskość przed samicami, i to w dodatku nie tylko własnego gatunku. - Agape zachichotała. - Tak czy owak, jestem Agape. Jesteś ranny? Albo potrzebujesz innej pomocy? Tamci wyglądali na takich, co łatwo się nie poddadzą, a ta polana zdecydowanie nie będzie wystarczającą kryjówką. Jeżeli chcesz, mogę cię zaprowadzić gdzieś, gdzie cię tak łatwo nie znajdą. Oczywiście jeżeli chcesz mojej pomocy. Wyglądasz na takiego, co potrafi sobie poradzić, ale... każdy potrzebuje odpoczynku, a mam wrażenie, że tobie nie udało się takiego uraczyć od zbyt długiego czasu.
Maie uśmiechnęła się najmilej, jak to tylko potrafiła. Zdawała sobie sprawę, że cała scena, która miała miejsce, w dodatku w połączeniu z jej słowami, wygląda pewnie nieco dziwnie, ale cóż... zwyczajne zachowanie to była rzecz ludzka, a ona nie miała zamiaru udawać, że należy do tej rasy. Była tak szczera, jak tylko potrafiła.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

W pierwszym odruchu, osoby nieufającej nieznajomych i walczącej bronią białą, skierował dłoń w stronę rękojeści miecza i pozostawił ją tam, gotową do wyciągnięcia broni i bronienia się albo zaatakowania nieznajomej osoby, która miałaby złe zamiary wobec wojownika. Nie, żeby Jon podejrzewał o takie kobietę, która teraz stała przed nim i udowadniała mu, że nie jest uzbrojona. Nie wyglądała też na kogoś, kto mógłby go nagle zaatakować albo zaszkodzić mu w inny sposób… jednak łowca dusz nie miał zamiaru nagle jej zaufać i stwierdzić, że przecież nie wyciągnie ostrza z rękawa i nie rzuci się na niego. Zresztą, jeśli byłoby to zwykły ostrze to i tak nic by mu się nie stało – gdyby naprawdę chciała go zabić, wcześniej musiałaby dostać oręż pobłogosławiony albo wykorzystać to, że na początku jej nie zauważył i mogłaby strzelać z łuku lub kuszy z tych gęstych zarośli. Chciał wykorzystać ciszę, która powstała, gdy żadne z nich się nie odzywało i odczytać jej aurę, jednak wtedy kobieta postanowiła coś powiedzieć, a on znów skupił się na niej, a nie na jej aurze.
         – Myślę, że ja doskonale wiem, dlaczego. Nawet byłbym w stanie podać więcej powodów niż tylko jeden, ale… myślę, że to akurat nie jest twoja sprawa – odpowiedział, nawet nie ruszając się z miejsca, w którym siedział.
Dwa wilki zaskoczyły go tym, że pojawi się tak nagle i widocznie były gotowe na to, żeby bronić tej kobiety. Wiedział, że może tego pożałować, jednak spojrzał na jej aurę i szybko wyczytał z niej to, jakiej rasy przedstawicielką jest jasnowłosa. To, że żyła w zgodzie ze zwierzętami leśnymi nie musiało od razu oznaczać, że jest maie – prawdopodobnie maie lasu. Jednak jej aura wskazywała właśnie na to, a w ten sposób, raczej, nie uzyskałby błędnych informacji. Po chwili ściągnął dłoń z rękojeści miecza, jednak zrobił to wyłącznie po to, aby szybko wykonać jej palcami kilka gestów, które sprawiły, że na jego dłoni pojawiły się czerwone linie, które po chwili wyrosły z jego skóry – wyglądały jak kilka igieł mających palec długości, które były wbite w skórę jego dłoni. Jon uznał, że magią uda mu się obronić szybciej i skuteczniej niż mieczem, dlatego też wolał być przygotowany. Oczywiście, nie zaatakował, bo nie miał ku temu powody, ale obroni się, gdy zwierzęta zdecydują się zaatakować jego.

Wilki powinny cieszyć się z tego, że maie przedłużyła ich życie i powiedziała im, żeby się wycofały i wracały do lasu. Gdyby to potoczyło się inaczej i zwierzęta zdecydowałby się na ruch w jego stronę, a także atak… Cóż, czerwone „igły” poleciałyby w ich stronę, wbiłby się w ich ciało, dosięgłyby organów wewnętrznych i zaczęłyby je niszczyć – działoby się to szybko, więc nie byłaby to wolna i przepełniona bólem śmierć.
Swoją drogą, magiczne igły rozpadły się w czerwony pyłek i zniknęły, gdy tylko wilki zrobiły to samo, a Jon miał pewność, że nagle nie wrócą i nie rzucą mu się do gardła. A później? Później kobieta znów się odezwała i, mimo że nie mówiła dużo, to poruszyła kilka tematów, na które łowca dusz będzie musiał odpowiedzieć w taki lub inny sposób, w zależności od tego, co chciałby jej powiedzieć, a czego wolałby nie mówić i zachować tylko dla siebie.
         – Jon – powiedział krótko. To było jego imię i miał tylko je. Nie posiadał nazwiska i wydawało mu się, że żaden z łowców dusz go nie posiada… chyba, że któryś chce je mieć, wtedy najpewniej sam sobie jakieś wymyśla. Piekielny wstał też i ukłonił się lekko. Pozostał w pozycji stojącej, plecami lekko opierając się o pień powalonego drzewa, przy którym do tej pory siedział.
         – Nie jestem ranny… Dość trudno jest mnie zranić. Nie poddadzą się, nawet powiedzieli, że wrócą i tym razem będzie ich więcej, ale podejrzewam, że i tak dam sobie z nimi radę – odparł. Przerwał na chwilę, zastanawiając się teraz, jak wiele może powiedzieć kobiecie.
         – Jeżeli kryjówka, o której mówisz nie pozwala na magiczne zlokalizowanie osoby, która znajduje się wewnątrz… to z chęcią z niej skorzystam. Jeśli nie, to cóż… równie dobrze mogę siedzieć tutaj i przygotować się do walki z nimi, chociaż myślę, że będę ponownie w drodze, gdy zaatakują mnie kolejny raz – dopowiedział. To było dość prawdopodobne, bo on nie zamierzał spędzić tu dużo czasu – po prostu chciał chwilę odpocząć – a diabły musiały ustalić nowy plan działania, jeśli w ogóle jakiś mają, zebrać nowych ludzi i znów ustalić miejsce jego pobytu, aby portal otworzył się jak najbliżej ich celu.
         – Chyba, że sama znasz jakieś zaklęcie, które może utrudnić magii zlokalizowanie mnie albo uniemożliwić to całkowicie… Hmm, a może sam dałbym radę to zrobić… - odezwał się znów, chociaż to drugie zdanie powiedział bardziej do siebie. Wyglądało na to, że nie był pewien, czy rzeczywiście mógłby rzucić takie zaklęcie, jednak widział też taką możliwość i może chciałby spróbować.
         – Dobra… Prowadź do tej kryjówki – zdecydował się w końcu i zgasił niewielkie ognisko. To, że szedł za nią, pozwalało mu także na obserwacje jej i szybszą reakcję, gdyby zamierzała zrobić coś, co mogłoby mu się nie spodobać.
Awatar użytkownika
Agape
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Maie
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Agape »

Agape przechyliła głowę z lekkim zdziwieniem na dosyć oschłą odpowiedź nieznajomego, ale nie miała zamiaru tak łatwo się zrazić. Mogła się spodziewać, że ktoś ścigany przez tak bestialskie stworzenia, w dodatku na tyle groźny, że był w stanie odpędzić całą grupę, nie będzie zbyt rozmowny. Cóż, z takimi osobnikami miała już do czynienia wcześniej i nie uważała, aby w jakimkolwiek stopniu mniej zasługiwali na pomoc. Czasem zaś wprost przeciwnie...
Poznała przynajmniej jego imię. Jon... Imię jak imię. Ukłon zaskoczył ją, bo uważała siebie za ostatnią istotę, którą należało obdarzać podobnymi grzecznościami. Kiedy zaś wspomniał, że potrzebuje kryjówki chroniącej przez magicznym namierzaniem... Maie wyraźnie się zaniepokoiła. Nerwowo przebierała nogami, jej dłonie splatały się że sobą i rozplatały, a wzrok wbijał się w ziemię, gdy intensywnie o czymś myślała. Można było dostrzec, że walczy sama z sobą. Przez to na chwilę przestała zwracać uwagę na słowa Jona, ale z tego stanu wyrwało ją polecenie "prowadź". Podjęła decyzję.
- W porządku.
Przyglądała się jeszcze z uwagą, jak Jon gasi ognisko, a zadowolona, że zrobił to dobrze - jeszcze pożaru brakowało - ruszyła przez las, prowadząc to za sobą. Maie przez problemu przeskakiwała przez zwalone pnie, po kamieniach wystających z rzek, wspinała się na strome, ale niewielkie wzniesienia, przedzierała przez gęste krzaki. Do miejsca, do którego zmierzali, nie prowadziła żadna ścieżka. Coraz bardziej zgłębiali się w gęsty, dziki las, gdzie ludzka noga nie wkroczyła. Kilka oczu przyglądało się im z cienia, ale zwierzęta nie zaatakowałyby maie.
W końcu zatrzymali się. Na ich drodze pojawiła się wielka ściana upleciona z żywych, zielonych gałęzi drzew, zakwitających. Żadna siekiera nie utorowałaby im drogi, ale mieli Agape. Ta podeszła i wyszeptała kilka słów, przyciskając usta do kory. Po chwili gałęzie zaczęły się ruszać, aż w końcu uformowały bramę. Maie chwyciła Jona za dłoń - w przeciwnym razie przejście zamknęłoby mu się przed nosem - i weszła do środka.
Znaleźli się w środku zagajnika - wielkie drzewa porastały tę wiekową polanę, trawa była wysoka i miękka, na gałęziach drzew siedziały ptaki, śpiewające i nic nierobiące sobie z intruzów. Wysokie krzaki obfite były w pożywne, smaczne owoce, które rosły tu cały rok. Pomiędzy nimi spokojnie odpoczywały drobne zwierzęta. Pośrodku zagajnika znajdowało się jezioro z niewielkim wodospadem. Wszędzie czuć się dało potężną magię natury, zakłuczjącą skutecznie wszelkie próby magicznego namierzania. Zupełnie, jakby w dzień próbować szukać gwiazd.
- Czuj się jak u siebie - powiedziała Agape, zrzucając z pleców płaszcz, który opadł na ziemię. Po chwili usiadła na nim i zaczęła zdejmować buty. - W tym miejscu nie musisz się niczym krępować. Jesteś teraz na łonie najprawdziwszej natury. Czujesz ten spokój? Tutaj nawet jeżeli diabły cię odnajdą, w co wątpię, to nie będą w stanie wejść.
Wstała, porzucając buty obok płaszcza, a jej nagie stopy zagłębiły się w miękkiej, przyjemnej w dotyku trawie. Z uśmiechem przyglądała się Jonowi, ciekawa, co zrobi w jej "domie".
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Podążał za Agape, przeskakując nad zawalonymi pniami i wspinając się na niewielkie wzniesienia, a także przedzierając się przez leśne zarośla, jeśli akurat to było wymagane, aby móc iść dalej. Wcześniej, gdy jeszcze byli na polanie, na której wcześniej planował odpocząć, wydawało mu się, że maie przez chwilę toczyła ze sobą wewnętrzną walkę, gdy wspomniał o tym, że dobrze by było znaleźć się w miejscu, które utrudnia lub całkowicie blokuje namierzanie istot żywych przy pomocy magii – jednak ostatecznie zgodziła się na to, żeby go gdzieś zaprowadzić. Co prawda, nie potwierdziła tego, że cel ich wędrówki ma właściwości, które Jon chciałby, aby miał… ale brak zaprzeczenia i zgodę na zaprowadzenie go tam można było uznać także za potwierdzenie tego, że właśnie tak jest. Zresztą, nawet jeśli tak nie będzie, to może jemu samemu uda się wykorzystać magię demonów i przeprowadzić rytuał, który stworzy coś na kształt niewidzialnej kopuły i będzie chroniła ona przed diabłami – może nie zablokowałaby zlokalizowania go, jednak nie pozwoliłaby diabłom na wejście na teren miejsca, do którego teraz zmierzali.
Poza tym, czuł też na sobie wzrok dzikich, leśnych zwierząt… i podejrzewał, że te mogłyby go zaatakować, gdyby nie to, że podróżuje razem z maie.
Piekielnemu wydawało się, że wchodzą coraz głębiej w las i to w takie jego rejony, w których ludzka stopa stanęłaby wyłącznie wtedy, gdyby osoba ta zgubiła się lub uciekała i po prostu nie patrzyła, gdzie biegnie. W końcu dotarli do miejsca, które było tak gęsto porośnięte, że wydawało się, iż rośliny i gałęzie drzew tworzą zieloną ścianę i nie da się jej przekroczyć w zwyczajny sposób. Właściwie… właśnie tak było, co Jon stwierdził po tym, co zrobiła Agape. Łowca dusz przez chwilę przyglądał się bramie i już chciał ruszyć, aby przez nią przejść, jednak maie uprzedziła go, złapała za dłoń i pociągnęła za sobą. Domyślał się, że za tym gestem musiało kryć się coś więcej… i jedynym, co przychodziło mu do głowy to to, że mógłby nie zostać wpuszczony do środka, gdyby nie był „połączony” z kobietą.

Wewnątrz… było naprawdę ładne, chociaż pierwszym, co zauważył piekielny było to, że wokół całej polany rosną zielone „ściany” i tworzą coś w rodzaju mury otaczającego to miejsce. Poza tym, rosły tu też wysokie drzewa i krzewy obfite w owoce lasu. Jon dostrzegł nawet leśne zwierzęta, które odpoczywały wśród roślinności, a także słyszał ptaki, które nie spłoszyły się, gdy na polanie znalazł się on i maie. Środek tego miejsca wyznaczony był przez jezioro i niewielki wodospad, który je tworzył. Łowca dusz na chwilę skupił się i od razu wyczuł magię natury, która wręcz wypełniała to miejsce.
A on… czuł się tu dziwnie nie na miejscu, jakby wydawało mu się, że swoją aurą piekielnego zakłóca harmonię zagajnika. Dlatego też wewnętrzny głos zasugerował mu, że może powinien opuścić polanę i znaleźć sobie inne miejsce, w którym będzie mógł odpocząć – mógłby wtedy spróbować także odprawić rytuał, o którym myślał wcześniej, bo wyczuł i domyślił się, że magia tego miejsca skutecznie zablokuje próby znalezienia go przy pomocy magii.
”Czuj się jak u siebie...” – powtórzył w myślach Jon. Tak, łatwo było jej to powiedzieć – Agape prawdopodobnie była maie tego lasu, która żyje tu od początku swojego istnienia i jest tak blisko natury, jak niewiele istot zamieszkujących Alaranię. Poza tym, mogła nie zdawać sobie sprawy z tego, co zaczął czuć on sam, gdy tylko znalazł się w tym miejscu.
Piekielny nie wiedział, czy powiedzieć jej o tym, czy może nie… Zostać tu, czy jednak opuścić to miejsce… Te myśli sprawiły, że tym razem to on zaczął toczyć wewnętrzną walką, a przez to zaczął chodzić w kółko – raz był bliżej wyjścia, a raz bliżej jeziora i środka polany, jakby nie mógł zdecydować się, co ma począć i… właściwie tak było. W końcu usiadł, mniej więcej na środku okręgu, który wcześniej zataczał i westchnął sam do siebie.
         – Czuję się, jakby nie powinno mnie tu być. Obawiam się, że to, że jestem piekielnym może negatywnie wpłynąć na to miejsce i przez to zaburzy jego harmonię, a przez to wewnętrzny głos podpowiada mi, że powinienem stąd odejść – powiedział w końcu, chociaż nawet wtedy nie patrzył w stronę maie. Jego oczy zwrócone były w stronę „ściany zieleni”, która wcześniej uformowała się w bramę, a teraz znów stała się częścią naturalnego ogrodzenia. Cóż, ona na pewno nie miała takich problemów i nie spodziewał się, że naprawdę zrozumie to, co on teraz czuje… ale wolał jej o tym powiedzieć, żeby jakoś wytłumaczyć swoje dziwne zachowanie.
         – Może się mylę… Nie wiem, ale naprawdę nie chciałbym, żeby coś takiego się stało. To miejsce jest naprawdę piękne i magiczne, dlatego tym bardziej nie chcę, żeby moja osoba wpłynęła na nie tak, żeby zmieniło się ono w zły sposób – dopowiedział. Właściwie, teraz i tak nic nie wskazywało na to, że miałoby się stać coś, o czym mówi. Ptaki nadal siedziały na drzewach i wydawały z siebie dźwięki, a zwierzęta leśne wciąż odpoczywały pomiędzy krzewami. Wszystko wydawało się w ogóle nie reagować na jego obecność, a gdy przestawił się na postrzeganie magii… nie poczuł, że próbuje go ona odepchnąć. Działo się coś przeciwnego – wydawało mu się, że aura tego miejsca wręcz próbuje zapewnić mu bezpieczeństwo, przynajmniej w czasie, w którym przebywa w tym miejscu.
Westchnął ponownie, może tym razem nieco głośniej, i ściągnął z pleców pochwę z mieczem, a później położył się wśród gęstej i miękkiej trawy.
         – Nie wiem, co mam zrobić… - odparł w końcu, chociaż powiedział to takim tonem głosu, jakby mówił wyłącznie do siebie.

Czas wydłużał mu się, a on nadal nie podjął decyzji. Cały czas o niej rozmyślał, jednak nie mógł zdecydować się na to, czy chce tu zostać, czy może ruszyć w dalszą drogę, nie narażając przy tym takiego miejsca na zniszczenie. Milczenie Agape w ogóle mu w tym nie pomoagało, bo spodziewał się, że dziewczyna będzie chciała mu z tym pomóc... tymczasem ona chyba zajęła się własnymi przemyśleniami.
         - Odchodzę. Ruszam własną drogą - powiedział do niej krótko i wstał. Wyszedł w ten sam sposób, w który dostał się do środka, oczywiście z małą pomocą od Agape, bo widocznie tylko ona mogła otworzyć ukryte, roślinne wrota.

Ciąg dalszy: Jon.
Zablokowany

Wróć do „Równina Maurat”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości