Równina Maurat[Ziemie barona Kargra Feniksa] Raz wiedźmie śmierć

Równina rozciągająca się od Gór Dasso, aż po Warownie Nandan -Ther, zamieszkała przez istoty wszelkiego rodzaju, jednak jej ogromne przestrzenie są przede wszystkim krainą dzikich koni, które galopują w bezkresie jej zieleni w poszukiwaniu swoich braci.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Mało który człowiek mógłby powiedzieć, że Ognaruks jest niecierpliwy, jednak z punktu widzenia jego własnej rasy – a i owszem, jak najbardziej był. Kiedy słońce wznosiło się coraz wyżej ponad horyzont, a w pobliżu nie było widać chociażby najętego przez niego człowieka, o Charlotte nie wspominając, niepokoił się coraz bardziej. O ile los najemnika nie obchodził go zbytnio, to gdyby coś się stało kobiecie, najpewniej przestałby się bawić z wiedźmą w podchody i po prostu spaliłby wszystko w okolicy, którą wskazała mu Lira. Męczyło go to ciągłe czekanie, ale z drugiej strony nie miał pojęcia, co takiego mógłby zrobić. Poszukiwanie ratakara na tak otwartej przestrzeni byłoby jak szukanie igły w stogu siana. Zresztą w ludzkiej postaci i tak jego zmysły były bardzo ograniczone, a prawdziwa była na to zbyt wielka.
        Nagle przypomniał sobie o kimś.
        Oddalił się od wejścia do karczmy i udał za stajnie, gdzie nie powinien sięgać widok z żadnego okna na piętrze. Następnie wyjął Lirę i delikatnie szarpnął jej struny. Po chwili na ziemi stał już niewielki, czerwony smok.
- Agnir, mam dla ciebie zadanie – powiedział Ognaruks.
~Oczywiście, służę, jak tylko mogę. Co mam zrobić?
- Poszukaj Charlotte, nie wróciła po nocy.
~Zostawiłeś ją samą?
- A co miałem zrobić? Walczyć o życie z ratakarem?
~Nie stanowiłby dla ciebie żadnego zagrożenia, panie. Szczerze powiedziawszy, to on powinien się obawiać.
- Wiem, że mówisz tak przez moją wygórowaną samoocenę. A teraz bierz się do roboty.
~Mam przynajmniej jakiś punkt zaczepienia?
- Napadła człowieka, był w karczmie, ślady powinny być nadal widoczne.
~Do karczmy pewnie przybyło wielu ludzi.
- Raczej żaden z nich nie biegł.
~W porządku, a jak już ją znajdę? Przecież nie powiem jej, że tu czekasz.
- Po prostu mi powiesz, gdzie jest.
        Smok skinął łbem i czym prędzej ruszył w stronę drogi. Ognaruks raczej nie obawiał się, że ktoś go zauważy. Doskonały słuch oraz umiejętność zamiany w obłok dymu zapewniały Agnirowi dostateczną dyskrecję. A nawet jeżeli ktoś go z daleka zauważy... cóż, pozostawało cieszyć się, że ludzie mają tak niedoskonałe zmysły.
        Ognaruks po odprawieniu Agnira powrócił na swoje miejsce przy wejściu do gospody. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak ktoś postanowił się zjawić. Przyszła mu do głowy myśl, że być może stało się to w chwili, kiedy wydawał polecenie Agnirowi. Takie wyminięcie się mogło bezsensownie zabrać naprawdę wiele czasu. Gdy jednak dotknął drzwi, te nagle otworzyły się i stanął w nich elegancko ubrany mężczyzna. Miał krótko przycięte, jasne włosy i pociągła twarz. Ognaruks nie pamiętał, żeby miał go okazję wczoraj widzieć.
- Pan prosi pana na górę – odezwał się.
        Smok musiał powstrzymać rozbawienie, co ułatwiło mu zdziwienie.
- Kto taki?
- Miał pan okazję go wczoraj zirytować oraz zostać przez niego wydalony z tej posiadłości.
        ”Wie, że tutaj stoję?” Ognaruks spojrzał w górę i w jednym z okien dostrzegł wzrok czarodzieja wpatrującego się na smoka. ”Chce zapłaty za zniszczoną własność? A może doszedł do wniosku, że wczoraj dał się ponieść emocją i chce przeprosić? Nie, ta druga opcja jest zdecydowanie zbyt piękna. A złoto, dla świętego spokoju złota mogę mu dać ile zechcę. Nie chcę zatargów z magami.” Utrzymał przez chwilę kontakt wzrokowy z magiem, ale kiedy posłany przez niego człowiek odchrząknął, smok ponownie spojrzał na niego.
- Czy zechce pan odpowiedzieć na zaproszenie?
- Jak najbardziej. - ”A co mi tam szkodzi? Jeżeli mam szczęście, to będzie wiedział coś o Dominique. Choć nie wiem, czy można to będzie nazwać szczęściem. Bo inteligencja zazwyczaj nie udziela informacji za darmo. Zwłaszcza istotnych dla kogoś.”
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

        Gdy Charlotte krzyknęła ku drzewu, listowie poruszyło się, a ostrze tasaka błysnęło w świetle słońca. Reverie wystawił swój osłonięty czarnym kapturem i chustą łeb, wbijając w dziewczynę chłodne spojrzenie. Przez chwilę się nie ruszał, obserwując ją od góry do dołu, po czym znowu zniknął w koronie drzewa. Chwilę później, gałęzie zaskrzypiały, parę liści opadło, rozległ się metaliczny odgłos wbijania ostrza w drewno, a zabójca już był na dole.
        Nie był jednak zbyt gadatliwy. Wymierzył tasak w kierunku dziewczyny. Najwyraźniej nie ufał jej tak samo jak ona jemu. Reverie zaczął się wycofywać pod brzozę, gdzie miał ukryty ekwipunek. Pamiętał, gdzie stawiał pułapki, dlatego nie obawiał się wejścia w jedną z nich. Stanął w końcu przy drzewie. Ruchem dłoni uwolnił zaklęcie stróżujące, które utrzymywało się cały czas, nawet podczas snu, i wysysało z niego energię. Pilnując, by kobieta była cały czas co najmniej na odległość tasaka (jeśli podeszła bliżej nie miał zamiaru się cackać, po prostu ciąłby ją ostrzem przez pierś), obrócił się ku brzozie. Wymamrotał coś pod nosem, po czym szybko, niczym wiewiórka, wdrapał się na drzewo. Chwilę później, coś upadło pod stopami Charlotte.
        Miecz pobłyskujący zgniłozieloną poświatą. Obserwował uważnie reakcję dziewczyny. W nocy, gdy była w postaci szczurzego monstrum, zareagowała na magiczną broń dosyć gwałtownie. Czy teraz zareaguje tak samo? Czy magia działała tylko na formę ratakara? A może tylko na kobietę? Albo ogólnie na istoty żywe? Reverie nie miał pojęcia. Zaklęte przedmioty były dla niego równie użyteczne jak ich normalne odpowiedniki. Broń mogła być równie dobrze przeklęta uśmiercającą klątwą, a zabójca miałby to w nosie. Przypomniał sobie, że mag z karczmy miał na szyi medalion z zielonym kamieniem. Zielona aura broni, zielony kamień... uch, ciężko cokolwiek z tego wywnioskować.
        Tym bardziej, że zabójca nie wiedział tak naprawdę czego szukają. Mieli dopaść jakąś wiedźmę. Kim była ta wiedźma? Czemu smok chciał ją dopaść? Czemu zabrał ze sobą w podróż ratakarkę? Odpowiedzi na te pytania będą musiały się wcześniej czy później pojawić. Reverie, już nieco mniej spięty dzięki przewadze wysokości, przypiął sobie tasak do pasa i sięgnął ku plecakowi, by wyciągnąć z niego rację żywnościowe oraz bukłak z wodą. Dla siebie. Dziewczynie nic nie da. W końcu najadła się już w nocy...
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        Wiedziała, że ten sukinkot się schował na drzewie. Jej wewnętrzna bestia instynktownie jej podpowiadała, z której strony czyhało na nią niebezpieczeństwo. W końcu... ciągnie potwór do potwora. Odkąd przybyli w te tereny dziewczyna ciągle była poddenerwowana. Zupełnie, jakby przejmowała coraz więcej cech swojej nocnej formy. Ale czy to w ogóle możliwe? Z pewnością lodowaty wzrok mordercy i sposób, w jaki ją nim obdarzył nie ułatwiał sprawy. Słysząc, że ten łaskawie postanowił zwlec swój zad na ziemię mimowolnie odsunęła się kilka kroków od drzewa. Niestety! W dłoniach ciągle musiała ściskać łańcuch połączony z tą felerną obrożą. Co ona? Prosie prowadzone do uboju?! Nawet zwierząt nie traktowano w ten sposób!
        Kiedy mężczyzna był już na dole... Jak on śmiał?!
        - W żyć byś sobie ten tasak wsadził lepiej - syknęła zjadliwie. Nawet największy głupiec i ignorant zauważyłby, że sympatią to oni do siebie na pewno nie pałają.
        Dziewczyna obserwowała, jak ten zaczął się wdrapywać na drzewo. Kolejny raz. "No to mam chodzący dowód, że ewolucja może przebiegać wstecz. Jeśli w reinkarnacji ma znaczenie inteligencja, to on będzie papierem toaleto...!?" Nawet prostak nie dał jej myśli dokończyć, kiedy w stronę dziewczyny poszybował wyjątkowo podejrzany miecz. W tej samej chwili, gdy ten spadł na ziemię zagrzechotały łańcuchy Charlotte. Odruch od niej wymagał gwałtownego cofnięcia się. Magia? Z pewnością... nienawidziła magii innej niż ta Ognaruksa. Miecz, który leżał u jej stóp nijak nie potrafił jej do siebie przekonać. Do tego gdzieś od środka czuła, że powinna trzymać się od niego jak najdalej.
        - Widzę, że twoja latarnia intelektu nie świeci zbyt jasno.. Dlatego łaskawie ci powiem, swoje zabawki trzymaj przy sobie. I zdejmij mi w końcu z szyi to cholerstwo, ty w żyć kopana podróbko mężczyzny!
        Kiedy zauważyła, że ten pacan zamiast zrobić to co mówiła zwyczajnie się rozsiadł na gałęzi i zaczął jeść to aż zacisnęła do bólu dłonie na trzymanym ciągle łańcuchu. Jak on śmiał?! Może i nie stanowiła wzoru damy, swoim wyglądem nikogo by nie uwiodła czy w końcu jej charakter i kultura osobista przeważnie pozostawiały wiele do życzenia, ale nie można jej było traktować w taki sposób! Zbierająca się w niej złość już miała wybuchnąć, kiedy w krzakach za sobą usłyszała szeleszczenie. Obracając się na pięcie wypatrywała kolejnego zagrożenia, lecz tym razem po chwili się rozluźniła, a na jej twarzy pojawił się na chwilę uśmiech zupełnie zmieniając jej oblicze. Przed sobą miała niewielkiego na dwie stopy smoka o łuskach w odcieniu zachodu słońca. Ten, gdy tylko zobaczył w jakim stanie jest dziewczyna wyraźnie nie był już tak zadowolony jak Lottie.
        - Agnir! - Z wrażenia aż na chwilę się zapomniała i ruszyła przed siebie omal nie wchodząc we wnyki zostawione przez mordercę. Powstrzymał ją od tego jedynie głośny dźwięk wydany przez smoka. - Och... Ognaruks. Agnir, wiesz gdzie jest Ognaruks?
        Zdawała sobie sprawę, że gad nie odpowie jej słownie, lecz już zdążyła się przekonać o wielkim intelekcie jego rodzaju. Nie wiedziała tylko, że ten nie jest prawdziwym smokiem a jedynie wytworem Liry Chaosu, którą dzierżył większy gad. Ten jej jednak nie odpowiedział. Swoje ślepia wlepił w siedzącego na brzozie półelfa, by niespodziewanie rozpędzić się mocno i uderzyć głową w drzewo. Te chrupnęło, zgrzytnęło, zaś sam mężczyzna mógł poczuć jak jego stabilne do tej pory schronienie powoli przechyla się do dołu. Drzewo w końcu upadnie, a gdy Reverie znajdzie się już na ziemi wściekła góra smoczych mięśni rzuci się na niego uzbrojona w ostre pazury, kły oraz siłę nieprawdopodobnie wielką do jego rozmiarów.
        - Nie! Agnir, poczekaj! - Krzyk nie wyszedł dziewczynie na dobre, bo poraniona szyja dała o sobie znać. Nie wspominając tu już o rozciętym barku, przeciwległej stopie i pamiątkach pozostałych jej po walce z wilkami. Nawet przyspieszona regeneracja ratakara nie była w stanie zaleczyć tego wszystkiego w tak krótkim czasie. O ile jej obrażenia już nie krwawiły, tak dziewczyna straciła w ciągu nocy wiele posoki. Nic więc dziwnego, że po chwili osunęła się na ziemię ciężko oddychając. Walczyła z zawrotami głowy, lecz nie wiadomo czy i z tego starcia wyjdzie zwycięsko. Jedno było pewne... kiedy Ognaruks zda sobie sprawę co dzieje się w lesie na pewno nie będzie zadowolony .
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Ognaruks jako drapieżnik potrafił wyczuwać różne rzeczy. Jak chociażby strach ofiary, ukrywającej się przed jego wzrokiem. Czasami nie trzeba było widzieć, aby wiedzieć. O ile wczorajszego wieczoru, na parterze karczmy nic nie wprawiało smoka w niepokój, o tyle po wejściu na pierwszy stopień drewnianych schodów zaczął mieć złe przeczucia. Coś było zdecydowanie nie tak. Ostatni raz czuł coś takiego... dawno. Dlatego chwilę zajęło mu skojarzenie, czym takim jest to dziwne uczucie. Właśnie wkraczał na terytorium innego drapieżnika. Nie było ku temu wątpliwości. Tylko ta jedna rzecz mogła sprawić w nim taki dyskomfort. ”Gdzieś tutaj jest coś... nieludzkiego. W którymś z pokoi? Jakiś wilkołak? Albo może nawet ten wielki pan, do którego do zmierzam. Choć byłoby to dziwne. Wczoraj nie czułem nic szczególnego, gdy wyrzucił mnie z karczmy. Z drugiej strony wówczas nie było tak spokojnie...”
        Służący poprowadził go przez cały korytarz, zatrzymał się dopiero przed drzwiami na jego końcu. Demon pozbył się w tej chwili wszelkich wątpliwości. Alarmujące uczucie wzmocniło się. Służący otworzył drzwi i wskazał dłonią wnętrze pokoju. Ognaruks nieufnie wszedł do środka. Rozległ się trzask, widocznie sługa miał pozostać w korytarzu.
        Pomieszczenie było dziwnie puste. Owszem, było w nim sporo mebli, nawet wyjątkowo sporo jak na taką małą przestrzeń, lecz nic poza nimi. Ognaruks zbliżył się do stołu znajdującego się w centrum. Rozłożona na nim była mapa Elisii. Całkiem dokładna. Stały na niej czarne i białe figury, bez wątpienia oznaczające jakieś szczególne miejsca. Smok podniósł jedną i przyjrzał jej się dokładnie. O ile się orientował, pochodziły z gry, którą elfy wymyśliły ileś tam dziesiątek czy setek lat temu. Niezbyt interesowały go takie sprawy, wolał się skupiać na czymś użyteczniejszym. Nawet on jednak mógł stwierdzić, że figury wykonano z wielką starannością i dbałością o detale.
- Podoba ci się?
        Ognaruks gwałtownie odwrócił głowę. Na jednym z foteli siedział ten sam mężczyzna, który zeszłego wieczoru tak się zdenerwował. Smok nie miał pojęcia, dlaczego wcześniej go nie dostrzegł. Wydawał się wtapiać w tło, idealnie pasował do tego pokoju.
- Czego ode mnie chcesz? - spytał demon, nie ruszając się z miejsca. Jednocześnie spojrzał na Aurę maga i wszystko stało się jasne. ”W sumie mogło być gorzej.” Jego krwi nie dało się tak po prostu wyssać, o ile nie chciało się spłonąć. Oczywiście pozostawały jeszcze inne przymioty wampirzej natury, ale z tymi powinien sobie poradzić. Ognaruks odniósł wrażenie, że mag robi dokładnie to samo, co on sam teraz.
- Na początek mógłbyś odstawić to na miejsce – powiedział spokojnie wampir. - To ważne.
        Smok postawił figurę w zupełnie innym punkcie, niż się wcześniej znajdowała. Twarz wampira pozostała niewzruszona, choć musiał wiedzieć, że Ognaruks nie zapomniałby takiej rzeczy.
- Ciekawe miejsce wybrałeś...
- Zbieg okoliczności.
        Coś się zmieniło na twarzy wampira, ale zaraz zniknęło.
- Dobrze, że wspomniałeś o tym zjawisku – powiedział, wstając i podchodząc do stołu, zajmując miejsce naprzeciwko Ognaruksa. - Możesz mi powiedzieć, jak to się dzieje, że z twojego powodu jeden, jedyny raz w ciągu całej nocy opuszczam pokój i akurat wtedy znika bardzo wartościowa dla mnie rzecz?
- Zbieg okoliczności – powtórzył smok, całkowicie szczerze.
        Tym razem wampir się uśmiechnął.
- A to, że kilka godzin po przyjeździe pewnego drapieżnika do karczmy, drugi drapieżnik także tam przybywa, i to w tym samym celu?
        Ognaruks zmarszczył brwi i zaczął się zastanawiać, czy wampir czasami nie czyta mu w myślach, czy po prostu tak świetnie zna się na smokach. Bardziej intrygująca jednak była końcówka jego wypowiedzi.
- Sądzisz, że mamy ten sam cel?
- Tak podejrzewam – mruknął. - Szukasz pewnej wiedźmy...
- Dominique – wtrącił Ognaruks. Przez twarz wampira przemknął jakiś cień.
- Prosiłbym o niewypowiadanie tego imienia. Tak czy owak, dlaczego jej szukasz?
- Żeby... - Ognaruks się zawahał. - Nie wymyśliłem jeszcze dostatecznie bolesnego sposobu na...
- Czyli można stwierdzić, że przyświeca nam wspólny cel – stwierdził wampir.
- Czemu mam ci wierzyć?
- Bo nie wiesz, gdzie jest. A ja, w przeciwieństwie do ciebie, owszem.
- Więc powiedz mi, a ja się tym zajmę.
- Widzisz, to nie takie proste. - Ognaruksa zdenerwowały te słowa. Nie cierpiał, kiedy ktoś zaczynał w pokrętny sposób coś tłumaczyć. A zanosiło się na to. - Zanim jednak do tego przejdę, wróćmy do mojego znikającego miecza.
- Przecież nie mogłem go ukraść – wycedził przez zęby smok. Sam się zdziwił, jak bardzo był zbulwersowany. - Miotnąłeś mną o ziemię, nie pamiętasz?
- Nie sugeruję, że to zrobiłeś – odparł niewzruszony wampir. - Chciałbym cię jedynie uprzedzić. Jest to niebezpieczna rzecz, a teraz nie mam pojęcia, gdzie się znajduje. Mógłbyś się zbiegiem okoliczności na nią natknąć.
        Smok prychnął. Nagle poczuł coś dziwnego. Spojrzał w górę, spodziewając się ujrzeć jakiś świecznik zwisający z sufitu, lecz nic takiego tam nie było. Zdziwił się tym bardziej. Czuł się, jakby przed chwilą uderzył się czymś w głowę. A jego zdenerwowanie ciągle rosło.
- Na ostrzu tego miecza uwiązana jest zaraza, mortallohnia. - Ognaruks nie kojarzył tej nazwy. Pytanie brzmiało, czy była to choroba tak stara, że jej nie znał, czy tak młoda. - Zabija... dosyć szybko i w dosyć boleśnie. Po zarażonym delikwencie zazwyczaj nie pozostaje nic więcej, jak kupka popiołu.
- Trochę jak z wami, gdy wyjdziecie na słońce.
        Wampir nie uśmiechnął się, wprost przeciwnie. Widocznie nie bawiła go ta ironia.
- Ja sam nie muszę się obawiać tego ostrza, ale gdyby zbiegiem okoliczności spotkał kogoś, kto wymachiwałby świecącym na zielono mieczem, radziłbym ostrożność.
        ”Jakby sam fakt świecenia miecza nie był wystarczająco alarmujący.”
- A teraz, drogi kleszczu, wyjaśnij mi, dlaczego to spalenie tej wiedźmy miałoby być czymś trudnym?
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

Zabójca coraz mniej przejmował się kobietą. Wydawała mu się nieco uciążliwa, ale w dzień najwyraźniej niegroźna. Nie atakowała, była tylko agresywna słownie. Nic specjalnego. W jaki sposób jednak była powiązana ze smokiem? Ten wziął ją ze sobą, ale zostawił w nocy na pastwę tajemniczego zwierzęcego zewu. Zależało mu na niej? A może była tylko jakimś elementem polowania na czarownice? Najemnikiem, tak jak on? Nie, na to nie było szans. Gdyby tylko otrzymał lepsze wyjaśnienia... tak czy siak, kobieta się przyda. Najwyraźniej nie znała przeznaczenia miecza, ale przecież nic nie stało na przeszkodzie by...
Nagle, przy Charlotte pojawił się mały smok. Reverie natychmiast odłożył na gałąź chleb i wodę, którymi się zajadał oraz sięgnął po tasak (wsadzanie za pas tasaka i wyjmowanie go na nowo już powoli irytowało zabójcę. Będzie musiał chyba go nosić ciągle w łapie). Smok... z wiadomością od pracodawcy? Czy kobieta potrafiła się z nim dogadać?
Chwilę później, bestyj nagle rozpędził się i wpadł w drzewo, obalając je. Zabójca nie był do końca przygotowany na taki rozwój wydarzeń. Smok pewnie należał do Ognaruksa albo był... częścią jego rodziny? W sumie nie wyglądał na jakoś specjalnie podobnego. Jego podwładny? Najbardziej prawdopodobne. Czyli został zdradzony przez pracodawcę? Nic nowego. Jaki był tego powód? Trudno teraz powiedzieć. Dowie się później.
Drzewo przechylało się powoli, dlatego miał czas aby zadziałać nim spadnie prosto w łapy bestyja. Rzucił okiem na osuwającą się na ziemię Charlotte. Świetnie. Miał jeszcze nieco siły magicznej, chociaż ciągle balansował niemalże na granicy jej wyczerpania. Używał raczej słabych zaklęć, splatając je ze sobą tak, by maksymalizować efekty. Niestety, gdy tylko trochę odpoczął, znowu był zmuszony na nowo używać czarów. Dlatego i te, które rzuci teraz, będą na razie ostatnimi.
Szybko splótł czary, nim drzewo zdążyło się osunąć, koncentrując się głównie na magii powietrza. Musiał celować precyzyjnie, by nie wpaść na którąś z pułapek i by móc wytrzymać uderzenie o ziemię. Dodać do tego nieco magii przestrzeni... tak, ten splot wyglądał całkiem ciekawie. W momencie, gdy drzewo chyliło się już ku upadkowi i tylko chwile dzieliły go od bycia rozszarpanym przez małego, ale nadzwyczaj silnego smoka, aktywował czar.
Reverie nagle, niespodziewanie, wystrzelił ku... Charlotte. Z pomocą magii wyrzucił się niczym pocisk z procy. W powietrzu wykonał obrót, tak, by upaść tuż przy niej, przodem do niej, nieco z boku. Przemknął pół metra nad wnykami, które wcześniej zastawił, po czym wbił się w ziemię, obok kobiety, wzbijając przy tym tuman kurzu. Zamortyzował nieco swój upadek łapiąc Charlotte za ramię i wbijając mocno stopy w podłoże. Nie dbał o to, czy kobieta przypadkiem się skaleczy przez obrożę lub czy się poobija.
Gdy kurz zaczął nieco opadać, smok mógł ujrzeć co następuje – zabójca trzymał mocno Charlotte za jedno z ramion, a z pomocą drugiej ręki, przytykał do jej szyi tasak, tuż nad obrożą. Kucał za kobietą, chroniąc się jej ciałem przed nagłym atakiem magicznego gada. Wbił chłodne spojrzenie w małego potwora, po czym warknął:
- Rusz się, a rozpruję ratakarowi gardło. - miał chłodny, chrapliwy głos, który niemal zbyt stereotypowo pasował do najemnego draba. To były jego pierwsze słowa jakich użył podczas dotychczasowej podróży. Szybko sobie przekalkulował co powinien zrobić. Jeśli smok mimo wszystko zaatakuje, to będzie w fatalnej sytuacji. - Każ mu się wycofać. - szepnął do Charlotte, nie przejmując się zbytnio jej cierpieniem czy złym stanem.
Skupiony na smoku oraz kobiecie, zabójca nie zauważył pewnego ważnego elementu układanki. A może nie uznał go za wartościowy? Tuż obok, zasłonięty nieco przez ciało ratakarki, tak, że z obecnego kąta zabójca nie mógł go zauważyć, leżał miecz otoczony bladą, zgniłozieloną poświatą. Gdyby kobieta się po niego wyciągnęła, bez wzbudzenia podejrzeń zabójcy, a potem zaatakowała go z zaskoczenia, wykrzesując z siebie nieco siły... ta patowa sytuacja mogłaby się zupełnie odwrócić na niekorzyść najemnika.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        "Nie, nie, nie, nie, nie...!" Wszystko szło źle! Klęcząc na leśnej ściółce starała się złapać oddech, jednak obolałe gardło wcale w tym nie pomagało. Obraz przed oczami miała rozmazany, więc pozostało jej jedynie domyślenie się, iż poruszająca się czerwona plamka to Agnir. Czyżby smok domyślił się, że jej stan to w większości zasługa Najemnika i teraz próbował wyeliminować zagrożenie? Z jednej strony chciała go powstrzymać. W końcu Ognaruks w jakimś celu go wynajął, prawda? Miał odegrać znaczącą rolę w morderstwie Dominique. Szkoda tylko, że najprawdopodobniej to ona straci życie z reki półelfa.
        W końcu męczący kaszel stał się ledwie wspomnieniem, jednak teraz miała inny problem na głowie. Chociaż powinno się tu powiedzieć "na ramieniu". Mężczyzna zamiast przytulić się do gleby powalony przy okazji drzewem w jednej chwili zdawał się przelecieć w powietrzu dzielącą ich odległość i dopadł do niej. Ledwie poczuła mocny uchwyt na ręce (całe szczęście, że nie na ten poranionej przez wnyki), a ten już przyłożył jej kawał żelastwa do szyi! Jakby nie dość było, że już obdarował ją jakże przepiękną "kolią".
        Agnir też nie wydawał się zadowolony z tej sytuacji. Rozpostarte skrzydła miały za zadanie wizualnie powiększyć jego sylwetkę, kiedy ten wydawał z siebie ostrzegawczy warkot. Ostre kły gada również nie wskazywały, żeby ten darzył Najemnika jakimś cieplejszym uczuciem. Przebierając przednimi łapami w miejscu swoimi pazurami rozorał ziemię z niezwykłą łatwością. Jedno było pewne - w bezpośrednim starciu Reverie miałby zapewne niewielkie szanse na przeżycie.
        Czy to adrenalina, czy też faktycznie dziewczynie było już nieco lepiej, jednak wróciła jej jasność umysłu. Wzrok również się jej wyostrzył, dzięki czemu była w stanie dostrzec miecz w niedalekiej od siebie odległości. "A gdyby tak...?" Musiała tylko jakoś przekonać mężczyznę, żeby nie przeciął jej za szybko tętnicy na gardle.
        - On nie przyjmuje ode mnie poleceń. To towarzysz twojego pracodawcy, przekupna żmijo. Więc, jednak najemnicy nie mają żadnego honoru, co? - "Pohamuj język dziewczyno, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie! Kurde, muszę się nauczyć chociaż udawać tę... kulturę." - Ognaruks wynajął cię do zabicia wiedźmy z mojego powodu, ale ty zamiast tego wolisz pozbawić życia bezbronną kobietę? Cholernie odważne.
        Teraz dziewczyna zaczęła się zastanawiać ile wiedział mężczyzna. Czy właściciel Liry wyjawił mu powód wspólnej wyprawy? Raczej gdyby zdawał sobie sprawę, że zabijając Dominique uratują samą Charlotte, ten chyba nie przystawiałby jej tasaka do szyi... prawda? Prawda?!
        - Jest już późno, nie domyślasz się czemu Agnir się tu zjawił? Dawno mieliśmy się spotkać z Ognaruksem w tamtej gospodzie. Jak sądzisz, kogo szukał? Bo wątpię, żeby to nagła sympatia do mężczyzny szykującego się do zabicia osoby, którą miał bronić, sprawiła, że nasza przerośnięta gadzinka chciałaby się z tobą spotkać. Szczególnie, że POWINIENEŚ BYĆ Z NIM.
        Kolejny raz naszły ją wątpliwości, czy smok jest cały i zdrowy. Wydawało jej się ciągle, że Najemnik nie stanowiłby dla niego żadnego problemu, jeśli chodzi o pozbawienie go życia. Teraz Lottie musiała się jednak martwić o siebie. Jeszcze kilka dni temu raczej by się na to nie zdobyła. Ba! Poszukiwałaby śmierci a obecna sytuacja może nawet by ją ucieszyła. Dziś jednak miała powód do życia. Znalazła cel, do którego dążyła. I to nie sama. Chciała jeszcze raz spojrzeć w smocze oczy, poczuć gorąc bijący od gada, poczuć wiatr smagający jej ciało, kiedy szybowali nad chmurami! To właśnie te wszystkie pragnienia przekonały ją, żeby się nie poddawała. Wzrok miała utkwiony w Agnirze mając nadzieję, że ten jednak nie zaatakuje. Sama w tym czasie powoli wyciągała dłoń w stronę wystającej rękojeści miecza. Nigdy jeszcze świadomie w ludzkiej postaci nie odebrała życia, jednak teraz... musiała chronić swoje własne. To się nazywało samoobrona, prawda? "Jeszcze się spotkamy Gadzinko, obiecuję...!" Broń była już tuż tuż.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

- Był kiedyś taki żart, dawno temu, że wampiry...
- Ciągną do polityki – dokończył Ognaruks. Cieszył się, że to wampir pierwszy zapomniał, z kim ma do czynienia. W tej bitwie to on przelał pierwszą krew. Choć nie był zadowolony z tego, co wynikało ze słów krwiopijcy. - Tylko nie mów, że o nią tutaj chodzi.
- Niestety – odparł wampir. - Wiesz, kto rządzi tą ziemią.
- Kargr Feniks? - spytał smok, a jego rozmówca rzucił mu pytające spojrzenie. - Tamci rycerze coś tam wspominali.
- Baron i wiedźma zawarli pewien układ – kontynuował wampir. - Każde chroni siebie nawzajem, każdy też korzysta z tego drugiego. Nie tylko w sprawach dotyczących ich interesów.
        Ognaruks uniósł brwi. Pięknie, miał zamiar jedynie pozbyć się osoby, która zatruwała życie Charlotte, a wyglądało na to, że wpadł w sam środek walki o władzę nad tymi ziemiami. I to o wiele poważniejszą, niż mógłby przypuszczać.
- A dokładniej?
        Wampir spojrzał na niego z dezaprobatą.
- Nie chodzi o to – warknął Ognaruks. Ciągle robił się bardziej zdenerwowany. To zdecydowanie nie wróżyło niczego dobrego. Miał nadzieję, że Agnir po prostu natknął się na jakiegoś silnego przeciwnika. A rozmowa z krwiopijcą była zbyt ważna, aby teraz ją porzucać i gonić za smokiem, którego i tak nie można uśmiercić tradycyjnymi sposobami. - Co takiego w ich współpracy sprawia, że nie mogę tej wiedźmy po prostu spalić?
- Baron wręczył jej wieżę w swoim zamku, dostarcza jej także wszelkich potrzebnych środków, a także broni ją przed zagrożeniami fizycznymi. Ona natomiast użycza mu swojej magii oraz broni przed zagrożeniami niematerialnymi. Ponoć barona nawiedzają duchy. No i jestem jeszcze ja.
- To o barona ci chodzi? - spytał Ognaruks. Należało uważać na każdy szczegół rozmawiając z takimi lud... osobami.
- Tak.
- Dlaczego?
- Muszę ci wyjaśniać motywy moich działań?
- Zacząłeś od tego, że mamy wspólny cel. Teraz to dokończ.
- W porządku – mruknął wampir. - Baron prowadzi krwawe rządy, chce stworzyć na tym terenie własne państwo, co odbija się na zwykłych ludziach. Na jego ziemiach panują najgorsze warunki w całym kraju. Mam zamiar pomóc ludziom. W razie śmierci Kragra ziemie te dziedziczy jego brat, który jest dobrym i sprawiedliwym człowiekiem.
- Takich to znam tylko przez przyłbicę. No i żołądek. I oczywiście zupełnie nie znasz brata barona?
- Absolutnie – odrzekł wampir, a na jego twarzy nie można było dostrzec żadnych oznak kłamstwa. - Jestem po prostu altruistą.
- Wampir altruista? - Ognaruks wysoko podniósł brwi, od śmiechu powstrzymywała go tylko złość.
- A i owszem. Nie wszyscy jesteśmy żądnymi krwi bestiami bawiącymi się innymi.
- Mniejsza – odparł smok. - W dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego nie mógłbym po prostu spalić tej wieży.
- Balisty. - Demon się skrzywił. Jego mniejsi pobratymcy potrafili unikać bełtów, ale on sam był zbyt duży i za mało zwrotny oraz szybki. - No właśnie, ponoć nie lubicie tych zabawek. A baron posiada bardzo drogie. Ramiona wzmacniane metalowymi płytkami i włókno z końskiego włosia potrafi wyrzucać pocisk na milę.
- Gdzieś to słyszałem – mruknął Ognaruks. - Balisty zazwyczaj szybko mnie nie zatrzymują. Zdążyłbym...
- W ostatnim czasie bełty uzyskały pewne usprawnienie. Ich groty napełnione zostały pewnym wybuchowym płynem.
        Ognaruks zaklął. Raz spotkał się z tą techniką i miał nadzieję, że był to ostatni. Rzadko kto ją znał. Kiedy bełt przebijał się przez łuski, ognista smocza krew podpalała płyn, który rozrywał ciało od środka, niechronione łuskami. Tak, coś takiego zdecydowanie szybko by go uziemiło. Ostatnimi czasy... pewnie niedługo po jego rozmowie z Dominique. Szalenie dobrze przygotowała się na jego przybycie. Było to nijako pochlebiające.
- Wiele wiesz.
- Obserwuję baronię dniami i nocami.
- Dniami? - spytał rozbawiony smok.
- Mam wiele oczu.
        Przez chwilę milczeli.
- Jak mam się tam dostać?
- Jest wiele sposobów... sugerowałbym zrobić to dyskretnie.
        Dominique zdecydowanie zbyt dobrze znała wygląd Charlotte, jego samego też chyba widziała. Nie był pewien, jak działała magia, której wiedźma wtedy użyła. Ale pomyślał o najemniku, którego najął. Nadawał się idealnie. Mógłby wejść do zamku barona nawet głównym wejściem, rzecz jasna przebrany, ale co dalej? Sam raczej nie powinien zabić wiedźmy, zbyt wielkie to było ryzyko, ale przecież mógł go wpuścić do środka. Lub znaleźć inny sposób... Teraz Ognaruks zaczął się przejmować jego zniknięciem naprawdę. Miał szczerą nadzieję, że kręci się gdzieś w okolicy.
- Wygląda na to, że wiem już prawie wszystko – mruknął smok i wstał. Wampir tak samo. Podeszli do mapy.
- Tutaj – rzekł wampir, odgadując aluzję smoka i wskazując na miejsce zaznaczone przez dwie czarne figury. Obie były wysokie i miały korony na głowach. Jednocześnie poprawił przesuniętą przez smoka. - Zabijesz wiedźmę? Baronem zajmę się sam.
        Ognaruks pokiwał głową, a wampir przestawił białą figurę przypominającą konia obok dwóch czarnych. ”Nie oznacza miejsc. Oznacza osoby. A teraz siedzi to w mojej głowie... czy nie spostrzegł tego? Czy też ma w tym jakiś cel? A może sądzi, że odejdę stąd i nie będzie to już ważne?”
- Dziękuję za informację – powiedział smok, po czym ruszył ku wyjścia.
- Żaden problem, dla dobra ludzi wszystko.
- Nie! - Ognaruks zatrzymał się przy wyjściu, zacisnął dłoń na krawędzi drzwi, a jego samego przepełniła wściekłość.
- Coś nie tak?
- Wszystko w porządku – warknął gniewnie smok, po czym zatrzasnął za sobą drzwi. Zbiegł ze schodów i wypał na zewnątrz. Czuł olbrzymią wściekłość, ale równocześnie przerażenie. Agnir nie miał prawa bać się niczego, czego nie bał się Ognaruks. A ten nie bał się niczego. Zza wyjątkiem...
        Przypadł do ziemi i dotknął śladów pozostawionych przez Agnira. Nigdy się nie zastanawiał, jaki ma zapach, teraz zapragnął w ciągu sekundy poznać go na wylot. Denerwowało go to, że nie mógł przybrać smoczej postaci, miał wtedy o wiele lepszy węch, a przede wszystkim mógłby podróżować szybciej, ale to było wykluczone. Za mało miejsca wokół, za długo by to trwało i ograniczałoby delikatność jego działań. A obawiał się, że ta będzie miała wielkie znaczenie. Wstał i popędził za nietypowym, ledwo wyczuwalnym zapachem Agnira tak szybko, jak tylko mógł. Denerwowała go powolność jego ludzkiego ciała, ale co mógłby zrobić?
Reverie
Szukający drogi
Posty: 29
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Półelf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Reverie »

Reverie dalej trzymał dziewczynę i obserwował uważnie smoczego chowańca, gotowy zareagować, gdyby ten chciał coś zrobić. Musiał przyznać – sytuacja nie była zbyt ciekawa, a ze słów kobiety wynikało, że doszło po prostu do nieporozumienia. Zabójca w duchu przeklął swoją małomówność, która powstrzymała go przed zadawaniem pytań o wszystkie aspekty misji. Miał zabić wiedźmę. Tyle właściwie wiedział. I jak z takim zapleczem informacyjnym dostosować się do zadania?
        Spalił w sumie mosty nawet nie za sobą, a przed sobą, jeszcze przed początkiem działania. Czasami presja robi swoje i ciężko o rozsądne rozwiązania. Zawsze jednak mosty można odbudować. Kierował się swoimi podejrzeniami i obserwacjami. Skoro już otworzył usta, to czas zrobić z nich użytek.
        - Ani drgnij – rzucił do magicznego smoczątka, po czym syknął w ucho Charlotte niczym wąż – W nocy, w karczmie pojawił się ranny chłop, który krzyczał o ratakarze. - normalnie Reverie ograniczyłby się tylko do tej informacji, ale wypadało chyba rozwinąć nieco myśl, skoro sytuacja była bardzo nerwowa – Grupa wojowników chciała po tym iść ubić bestię, ale smok wywołał burdę. Wysil swój szczurzy mózg, potworze. Jeśli chcecie zabić wiedźmę z twojego powodu, to właśnie ściągnęliśmy na siebie jej uwagę. Plotki o ratakarze na pewno się rozejdą. Mogły się rozejść jeszcze tej samej nocy i ściągnąć na twój zapchlony grzbiet łowców potworów.
        Przerwał na chwilę, by kobieta mogła przetrawić jego słowa. Po czym kontynuował:
        - To nocne ucztowanie na wieśniakach sprawiło, że smok musiał walczyć w karczmie. Kto wie co z nim teraz jest? Naraziłaś na niebezpieczeństwo całą naszą trójkę... - spojrzenie na małego, smoczego chowańca – albo i czwórkę. A w szczególności mojego pracodawcę, a twojego towarzysza. I gdzie był twój Ognaruks, gdy byłaś w największym niebezpieczeństwie? Kto wrócił do lasu, by upewnić się, że wszystko z tobą w porządku i że będziesz bezpieczna? Zostawił cię samą, chociaż miał na pewno siłę, by cię ujarzmić, wiedząc, że rano, po przemianie, będziesz bezbronna. Jak sądzisz, co by się stało, gdyby ktoś cię znalazł pośród watahy zarżniętych wilków, słysząc wcześniej pogłoskę o ratakarze? Zabiliby cię we śnie.
        Ciekawe połączenie. Z jednej strony obwinianie ratakarki o to, że przez swoją klątwę mogła narazić na niebezpieczeństwo swojego przyjaciela. Z drugiej, umniejszenie uczuć smoka wobec kobiety, przez sugestię, że ten o nią nie zadbał.
        - Wróciłem, wyniosłem cię z tego miejsca rzezi i zatarłem za nami ślady. Zabezpieczyłem teren. Nałożyłem obrożę na twoją szyję, by w razie wykrycia móc odgrywać łowcę potworów, który dopadł ofiarę. Przez ten cały czas mogłem cię zabić po stokroć. Zamiast tego, zapewniłem ci bezpieczeństwo. Oczekiwałaś większej wygody? Może miękkiego łóżka i słodkich, różanych perfum na powitanie? Jesteś bestią i zagrożeniem. I razem ze swoim małym, drzewołupnym przyjacielem marnujecie moją energię, którą mógłbym spożytkować na ochronę ciebie.
        Trudno powiedzieć, czy zabójca wymyślił tę wersję na poczekaniu by kryć swój grzbiet, czy rzeczywiście miał takie zamiary jak opisywał, ale to co opowiadał było w sumie... spójne. Reverie mógł zabić Charlotte wiele razy. Zamiast tego, czuwał nad nią i przeniósł w inne miejsce. Był przy tym daleki od delikatności, ale skuteczny.
        - A teraz smoku – zwrócił się do Agnira, patrząc mu prosto w oczy – wracaj do swojego pana i powiedz mu gdzie jesteśmy. Mieliśmy się zebrać razem rano. Jest ranek. To czas, byśmy dalej działali.
        Dalej trwał przy boku kobiety, przykładając jej tasak do szyi. I nie miał zamiaru odejść, dopóki niebezpieczna magiczna istota nie oddali się na tyle, by mógł czuć się swobodnie. Atakowała bez ostrzeżenia i była silniejsza od niego. Czy kryzys zostanie zażegnany po tej gadaninie zabójcy?
Zablokowany

Wróć do „Równina Maurat”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości