Równina Maurat[Na wschód od Meot] Cieszmy się, bawmy się

Równina rozciągająca się od Gór Dasso, aż po Warownie Nandan -Ther, zamieszkała przez istoty wszelkiego rodzaju, jednak jej ogromne przestrzenie są przede wszystkim krainą dzikich koni, które galopują w bezkresie jej zieleni w poszukiwaniu swoich braci.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Dziewczyna, ponownie potrząśnięta, została w końcu przywołana do porządku. Można powiedzieć, że straciła wolę walki. Poza tym - związali jej ręce, którymi to biła i szarpała napastników. Do nóg nie musieli marnować liny, ale chyba z przezorności zrobili to. Została zakneblowana jakąś brudną szmatą i zasłonięto jej oczy. Nie wiedziała, w jakim celu to zrobili, zupełnie jakby obawiali się, że niewidoma może zobaczyć, gdzie ją przetrzymują. Nie dane jej było jednak dyskutować. Poczuła silne szarpnięcie i gdzieś zaczęli ją nieść. Nie byli ani odrobinę delikatni, przez co wrażliwa skóra Bardki pokryła się wieloma siniakami i otarciami. "To nic..." - powtarzała sobie, próbując zapomnieć o całej tej sytuacji - "Dżari nie będzie mnie szukał. Mam nadzieję, że pomyśli raczej, iż wyjechałam.". Nie kryła smutku, że taki już jej los. Ale była gotowa do wszelkich poświęceń, byle Anioł nie musiał toczyć jakiejkolwiek walki z jej powodu.
        Nagle rzucono ją pod jakąś ścianę. Z impetem i gracją lecącej cegły uderzyła o nieprzyjemnie zimną, twardą podłogę, prawdopodobnie z gliny. Nie wiedziała gdzie się znajduje, jej zmysł magiczny był otumaniony, prawdopodobne, że przez jakieś silne zaklęcie rzucone przez Piekielnego. Oczywiście Laura nie wiedziała o tym, tylko nieustannie spanikowana, cichutko łkała. Jej łzy nie wypływały jednak poza materiał przykrywający jej zamknięte powieki, toteż szybko zamókł on doszczętnie. Próby uwolnienia się, nie ważne jak zaciekłe, były bezowocne. Skrzypaczka, bez swoich najcenniejszych przedmiotów, bez jakiegokolwiek towarzysza u boku, czuła się bezradna. Nie potrafiła nawet wypowiedzieć jednego, błagającego słowa. Doskonale słyszała trzy głosy w izbie obok, co więcej, po jakimś czasie tych głosów przybyło. "Albo mi już umysł płata figle..." zastanowiła się głęboko. Jej myśli jednak wciąż bezładnie krążyły dookoła osoby Skrzydlatego oraz Lokstara. Oni obaj potrafili jej pomóc, gdy ta nie mogła dla nich zrobić nic. Zupełnie nic.

        Noc była długa i przepełniona niewygodami. Laura się nieco uspokoiła, dzięki czemu jej Orientacja Auralna została przywrócona. W jej pomieszczeniu, poza dużym kołem zębatym, znajdował się jeden strażnik. Co godzinę inny. Jasnowłosa naliczyła już co najmniej tuzin różnych emanacji, choć nawet gdyby wszystkie te połączyć w jedną, nijak by się one miały do emanacji Piekielnego. Bardzo silnej, mrocznej poświaty, która już sama przerażała Skrzypaczkę. Całymi godzinami Muzyczka starała sobie przypominać wieczór. Ten miło spędzony, w karczmie, obok Dżariego, z jego śpiewem, kojącym głosem i dotykiem na swoim policzku. Wtedy czuła się spokojnie, była rozradowana... Ale doskonale wiedziała, że Anioł będzie w niebezpieczeństwie. Nie przypuszczała jednak, że to ona zostanie wpierw złapana, schwytana i zamknięta. Nie była zła na nikogo, nie miała ku nikomu wyrzutów ani nie chciałaby zemsty. To nie było w jej stylu. Było jej tylko niezwykle smutno. Smutno, iż będzie musiała zginąć tu, daleko od Niebianina.
        Po wielu ciężkich godzinach w bezruchu usłyszała świergot ptaków. Najwyraźniej wstał dzień. Pułapka zastawiona na Dżariego, w której "serkiem dla myszy" miała być ona, nie zadziałała. "Teraz pewnie będą źli i... Na mnie zrekompensują sobie straty..." pomyślała, co dziwne, z nieukrywaną radością. Białopióry nie przybył, więc najwyraźniej był bezpieczny. Taka informacja w zupełności wystarczyła, by poprawić jej samopoczucie. O ile można w jej położeniu mówić o "samopoczuciu"...
        Nagle jednak Laura dostrzegła nowe aury, wcześniej nieznane. Oczywiście, poza tą piekielną, było ich już co najmniej trzy tuziny. Elfy, dwóch krasnoludów, ale najwięcej ludzi. Nie mogli być to raczej zwyczajni mieszkańcy miasteczka, bowiem wcześniej nigdy tych emanacji nawet nie poczuła. "Albo mi się wydawało i po prostu przeoczyłam..." doszła do wniosku. Co więcej, wszyscy byli wyraźnie podekscytowani. Jakby czegoś oczekiwali. I wtedy Laura zrozumiała - niemożliwe było, żeby Anioł przybył w ich pułapkę w nocy, kiedy się z dziewczyną pożegnał. Po prostu uznał, że wyruszyła do swojego lokum i wrócił do pokoju. dopiero rankiem, w dniu rozpoczęcia festynu, zauważył jej nieobecność, albo, co gorsza, wózek lub skrzypce Niewidomej. Wtedy na pewno zaczął się martwić i rozpoczął poszukiwania. A więc...
        - Nadal jest w niebezpieczeństwie! - chciała krzyknąć, ale z jej ust zakrytych brudnym kawałkiem materiału, wydobył się tylko niezrozumiały bełkot.
        Po kilku minutach usłyszała czyjś szept.
        - Nadlatuje.
        - Przygotować się!
        - Chowajcie się, idioci! I cisza! - wszystkie głosy należały do osób nieznanych Chromej i wyrażały się skrytym szeptem. Oczywiście siarczyście klęli na siebie, Anioła i Śpiewaczkę. I faktycznie: chwilę później wyczuła tą znaną sobie, ciepłą emanację. Jednocześnie się ucieszyła i przeraziła. "A co, jeżeli nie wie, że jest w niebezpieczeństwie?" rozmyślała, ale potem przypomniała sobie, iż przecież jest wojownikiem. Nie będzie nieprzygotowany. Ma doświadczenie, zna już wiele sytuacji, nieraz walczył. Jednak świadomość, że, aby ją uratować, będzie zabijać przestraszyła Laurę jeszcze bardziej.
        Poświata Anioła wylądowała niedaleko budynku, który miał cztery łopaty i coś na wzór wiatraka. "Młyn? To w tym miasteczku jest młyn?" nie mogła uwierzyć własnym zmysłom. Nagle usłyszała nawoływanie Dżariela. Zapamiętał jej imię, co również niezwykle ją uradowało. Jednak nieświadomy był chyba nadal pułapki.
        Nagle z zarośli wyskoczyło na niego co najmniej dwa tuziny zbrojnych istot, w tym jeden Piekielny, który unosił się nad samym młynem na swoich skrzydłach. Laura nie wiedziała, jaką rasą spośród mieszkańców otchłani jest on, podobnie nie miała pojęcia, gdzie jest reszta istot, które chciały atakować Anioła. Pewnym było, że teraz Skrzydlaty musi się bronić.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari wyczuwał słabe aury śmiertelników, które powoli zbliżały się do niego i zacieśniały krąg, z czasem zaczął też dostrzegać pojedyncze osoby, które wyłaniały się z zarośli. Przystanął w miejscu i czekał na ich ruch, analizując sytuację, przyglądając się każdej nowej osobie i sprawdzając, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Sytuacja nie była za ciekawa, nie było też jednak tak zupełnie źle. Napastników było oczywiście mrowie, ale większość z nich nie wyglądała na zaprawionych w boju, swoją broń trzymali jak cepy, prawie żaden nie miał na sobie ani jednego fragmentu pancerza. Mimo to Dżari nie pozwolił sobie na utratę czujności - wiedział, że nie jest niepokonany i wystarczy jeden błąd, aby tamci obskoczyli go jak sfora wściekłych psów i by został zwyczajnie powalony ich ciężarem. Nie mógł sobie na to pozwolić. Powoli zaczął się obracać i przemieszczać w kierunku młyna, nie pozwalając się zwyciężyć w walce nerwów między “drapieżnikami”, a “ofiarą”. To oni przegrali pierwszą bitwę - dwóch mężczyzn, którzy od początku zachowywali się niespokojnie, rzuciło się na Dżariego z jakimś niezidentyfikoawnym okrzykiem bojowym na ustach, który miał im dodać odwagi. Anioł nie kłopotał się załatwieniem ich w specjalnie subtelny sposób - temu, który był bliżej, wyszedł naprzeciw, jednym ruchem ostrza wytrącił mu miecz z ręki i kopnięciem posłał na ziemię. W międzyczasie już był przy nim drugi napastnik. Dżari uchylił się spod nadlatującego ostrza, po czym zrobił krok w stronę mężczyzny. Głowicą miecza uderzył go w tył czaszki ruchem tak precyzyjnym, że miał pewność, iż tylko pozbawił go przytomności, a nie zabił. Mimo swego położenia, nie chciał przelewać krwi - zdawało mu się, że ci ludzie nie są do końca świadomi, przeciw komu zostali wezwani, był pewny, że ktoś im kazał go zaatakować. Pytanie brzmiało: kto? Dżari wyczuł piekielną aurę w okolicy młyna, był jednak zbyt skupiony na tym, co działo się na ziemi, by szukać wzrokiem tego stworzenia. Jednego był pewien: nie był to nikt mu znajomy, co przyjął z wyraźną ulgą. Przez krótką chwilę, gdy poczuł woń palonych włosów, bał się, że przyjdzie mu walczyć z Dżarielem, nie miał wszak żadnej gwarancji, że jego przyjaciel nie został Upadłym, a jego trop urwał się niedaleko tego miasta. Aura zbiegłego maga była jednak zupełnie inna od tej tu zastanej, Dżari był tego pewien - wszędzie poznałby emanację swojego przyjaciela, nawet gdyby upadł i jego serce pożarłby mrok, stałby się zły i niegodziwy. Dżariel miał jedną z piękniejszych aur, jakie młody wojownik widział w życiu.
        Walk trwała. Anioł z wyraźną ulgą odnotował, że część osób chyba uciekła z pola walki, gdy przekonali się, z jakim przeciwnikiem mają do czynienia. Mimo to Dżari musiał cały czas pozostawać w ruchu, nie mógł pozwolić sobie nawet na chwilę wytchnienia czy dekoncentracji. Jak na razie dawał sobie radę, miał kilka zadrapań, głównie na nogach, gdyż nie zważał na ciernie i deski, które leżały wszędzie dookoła i raniły nawet przez materiał spodni. Jeszcze żadne ostrze go nie sięgnęło, on zaś dał radę położyć bodaj ośmiu przeciwników. Nie był pewny, nie liczył. Nie miał też gwarancji, że nikogo przypadkiem nie zabił albo czy nie zrobili tego pozostali - nie byli specjalnie ostrożni, robili dużo błędów, możliwe było, że nieumyślnie robili krzywdę sobie nawzajem.
        Dżari cofnął się kilka kroków, aby zyskać trochę miejsca, miecze trzymał przed sobą w pozycji obronnej. Ciężko oddychał, ale widać było, że to jeszcze nie jest szczyt jego możliwości.
        - Odstąpcie! - krzyknął, chociaż na retorykę było już trochę za późno. - Nie jestem waszym wrogiem!
        Zapewnieniom anioła odpowiedział głośny śmiech. Dżari podniósł wzrok, spoglądając w kierunku dachu młyna. Upadły, tak jak przypuszczał. Anioł o czarnych włosach i szarych skrzydłach, zmierzwionych jakby nadal pokrywał je puch jak u pisklaka. Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, śmiertelnicy nagle odstąpili od walki, wyczuwając zapewne, że teraz żarty się skończyły i "dorośli" biorą się do rzeczy. Dżari po raz kolejny tego dnia wzbił się do lotu, to samo uczynił Upadły. Czarnowłosy anioł dzierżył miecz i tarczę - był to równie typowy wybór wśród Niebian, co dwa miecze dzierżone przez blondyna. Obaj nie tracili czasu na zbędną gadaninę, Dżari podświadomie czuł, że ma przed sobą głównego prowodyra tej całej sytuacji i jeśli go pokona, będzie po wszystkim. Aniołowie starli się w powietrzu, czemu towarzyszył szczęk żelaza i głośny jak huk łopot skrzydeł. Na ziemię pod ich stopami spadły pojedyncze piórka białego i szarego koloru, ludzie jednak nie zwracali na to uwagi. Walczący zresztą też nie, byli zajęci czymś o wiele ważniejszym. Obaj byli sprawni, silni i szybcy, żaden nie chciał ustąpić pola oponentowi. Raz atakował jeden, raz drugi, Upadły używał swej tarczy nie tylko do obrony, ale też do ataku i taranowania przeciwnika. Dżari nie ograniczał się ani chwili - o wiele łatwiej radził sobie z utrzymaniem się w powietrzu, robił to bezwiednie, całą uwagę skupiając na operowaniu mieczami. Zdarzyło mu się trafić przeciwnika, rany były jednak powierzchowne. Przeciwnicy byli siebie godni. Upadłemu jednak najwyraźniej nie zależało na długiej, honorowej walce. Wykorzystał moment, gdy złotowłosy anioł obrócił się do niego nieznacznie bokiem i wymierzył mu mocny cios tarczą w skrzydła. Zabolało, a Dżari stracił oparcie. Rozpaczliwie próbował złapać równowagę, nie był jednak już w stanie się wzbić - runął w dół, pociągając za sobą swego przeciwnika. Kotłowanina skrzydeł i kończył z impetem uderzyła o przerośnięty chwastami bruk. Czyste zrządzenie losu sprawiło, że to Upadły wylądował na plecach, blondyn zaś miał nad nim chociaż cień przewagi.
        - Nie jestem tu po ciebie! - wyrzucił z siebie Dżari, przekonany, że to powodowało jego przeciwnikiem. Strach przed karą, przed pochwyceniem i unicestwieniem. Laki musiał przyznać, że już niejednokrotnie polował na Upadłych i nawet teraz, szukając Dżariela, niektórych oddawał w ręce sprawiedliwości, ale tego by nie tknął, z jednej prostej przyczyny - jeszcze godzinę temu nie wiedział nawet o jego istnieniu.
        - Nie obchodzi mnie to - syknął Upadły i nagle sypnął Dżariemu piaskiem po oczach. Blondyn błyskawicznie odskoczył, przez moment jednak źle widział. To kosztowało go dość sporą szramę na piersi, niegroźną, gdyż ostrze ześlizgnęło się po żebrach, jednak na pewno nie poprawiała ona komfortu walki.
        - Załatwię cię! - groził Upadły, cały czas nacierając, spychając Dżariego do defensywy. - Ciebie i wszystkich tobie podobnych! Zabiję cię, a twoje ciało sprzedam czarnym magom! Zerwę ci skalp, utnę skrzydła, wypompuję krew z żył! I postaram się, byś był przy tym jak najdłużej świadomy! A gdy z tobą skończę, zajmę się tą twoją blondyneczką, za którą poszedłeś jak ostatnie ciele!
        Dżari w końcu odzyskał równowagę. Spojrzał na Upadłego wzrokiem, w którym widać było gniew i ani krzty strachu. Zgromadzeni wkoło śmiertelnicy cofnęli się po raz kolejny.
        - Ani się waż skrzywdzić Laurę - wycedził przez zaciśnięte zęby złotowłosy anioł. Teraz to on przeszedł do natarcia, jego miecze wirowały w takim tempie, że Upadły z trudem nadążał i odpierał ataki. Korzystając z ostatniej deski ratunku, wzbił się w powietrze, aby zyskać trochę miejsca, Dżari jednak poderwał się z ziemi zaraz po nim. Walka nadal trwała i tym razem widać było, że zwycięstwo przechyla się na stronę blondyna. To nie spodobało się Upadłemu, w jego oczach widać było na zmianę gniew i panikę. W końcu krzyknął: "Strzelajcie, durnie!". Nim Dżari zdążył się zorientować w sytuacji, poczuł ból, który rozszedł się paraliżującą falą po całym ciele, począwszy od skrzydła. Anioł runął na dach jakiejś starej komórki, jeszcze w powietrzu orientując się, że został postrzelony z kuszy - bełt przeszedł przez skrzydło na wylot, rana obficie krwawiła i strasznie bolała.
        Dżari pozbierał się spomiędzy desek zniszczonej komórki, wlokąc za sobą ranne skrzydło. Wokół niego niczym padlinożercy zaczęli zbierać się śmiertelnicy, w tym krasnolud, który nadal dumnie dzierżył kuszę, z której anioł został trafiony. Wbrew pozorom Dżari nie pałał w stosunku do niego żądzą zemsty, czuł raczej żal, czuł się zdradzony. Ranne skrzydło nie pozwalało mu kontynuować walki, nie w tej formie. Nie wypuszczając miecza z ręki, anioł nasunął na mały palec swój sygnet. Jego sylwetka jakby lekko się rozmyła, a gdy odzyskała ostrość, gdzieś nagle zniknęły jego skrzydła i ten niesamowity blask, który bił z jego oczu. Każdy, kto umiał odczytywać aury, czuł przy tym nagłą zmianę emanacji anioła - gdzieś zniknęła woń mirry i lilii, zastąpił ją bliżej niezidentyfikowany zapach podobny do porannej rosy i rześkiego powietrza, wszelkie znaki związane z jego anielskim pochodzeniem gdzieś się rozmyły. I chociaż przez użycie sygnetu Dżari zdawał się być znacznie słabszy, wcale tak nie było. Był tak samo silny, jak wcześniej, a przy tym wyjątkowo zdeterminowany. Dla niego żarty się skończyły, jeśli chciał wyjść cało z tej walki, musiał sięgnąć po wszystko, czym dysponował. Ta myśl zaowocowała ogniem, który zaczął pełgać po ostrzach jego mieczy. Ten widok sprawił, że kilka osób cofnęło się z trwogą, kilku chyba nawet uciekło. Dżari nie czekał, aż reszta otrząśnie się z szoku - wpadł między nich z impetem, eliminując kolejne osoby. Tym razem, chociaż miał szczere chęci, z pewnością kilku pozbawił życia, czuł to w ramionach, które przekazywały opór z zagłębionych w ciała mieczy. Po chwili jednak poczuł nową, dotkliwą falę bólu - ktoś go trafił, obcy miecz wgryzł się w bark anioła, rozcinając mięśnie i grzęznąc w kości. Blondyn krzyknął i puścił trzymany w rannej ręce miecz. Całe szczęście już się przebił, mógł się obrócić i rozeznać w sytuacji.
        - Żywcem, chcę go żywego! - krzyknął gdzieś z góry Upadły. Dżari nie zwracał przez moment na niego uwagi, i tak był w wystarczająco kiepskiej sytuacji i bez niego. Ranną rękę przykurczył, mocniej uchwycił jedyny miecz, jaki mu pozostał. Nadal czuł ból rannego skrzydła, tkwiący gdzieś głęboko w głowie, nie mający swego źródła w żywej tkance a w myślach. Do tego bark, pierś. A przed nim stał jeszcze chyba tuzin przeciwników. "Nie poddam się", obiecał sobie. Zacisnął zęby, a jego determinacja zaowocowała nagłym ognistym podmuchem, który uderzył w przeciwników. Anioł natarł na nich chwilę później, dał jednak radę powalić tylko jednego z nich, nim poczuł nową falę bólu, rozchodzącą się od brzucha, w którym tkwił wbity bełt - należący do grupy krasnolud po raz kolejny wykazał się nadzwyczajną celnością. Dżari jęknął, opadł na kolana, a później na bok, nawet nie asekurując się zdrową ręką. Nadal był przytomny, próbował się pozbierać, jednak pozostali na placu boju śmiertelnicy postanowili wyładować na nim swoje frustracje. Dwóch przytrzymało go na ziemi, trzeci zaś z pasją okładał anioła pięściami po twarzy. Blondyn nie był pewny, ale zdawało mu się, że usłyszał głos Upadłego mówiący zdecydowane "dość". Co chwilę tracił i odzyskiwał świadomość, nie był pewny, co się wokół niego dzieje. Zdezorientowany i na wpół przytomny, był zdany na łaskę swych oprawców. Ostatnim pewnym bodźcem, który przebił się do jego świadomości, był ból łamanego palca - ktokolwiek mu to zrobił, nie chciał, aby anioł zdjął swój sygnet.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Aura Dżariego wirowała. Kręciła się w niesamowicie pięknym tańcu - tańcu ostrzy. Śmiertelnicy otaczający Anioła zacieśniali krąg, powoli szykując się do ataku. Laura, nawet mimo iż nie chciała tego "oglądać", robiła to mimochodem, martwiąc się o przyjaciela. Zaryzykował własne życie, aby się tu pojawić i ją uratować. Jednocześnie jej serce się cieszyło i drżało z przerażenia. Przeciwników było przecież znacznie więcej, niż sam jeden Skrzydlaty. Czy sobie poradzi? Jasnowłosa nie powinna wątpić w jego umiejętności. Właśnie spostrzegła, że bój się rozpoczął, kiedy pierwsi mężczyźni rzucili się na Białopiórego. On jednak sobie z nimi bez problemu poradził. Wyraźnie było czuć, że to jest fach, dla którego został stworzony, że wypełnia swoje powinności i przeznaczenie, że robi coś, na czym zna się najlepiej. A mimo tego Bardka wciąż się obawiała. Może była to kobieca intuicja?
        Piekielny i Niebianin starli się ostrzami, powodując przy tym ogromny rozbłysk energii magicznej. Żaden wyraźnie nie chciał opuścić gardy, każdy z nich miał zamiar skrócić drugiego o głowę, pokonać go. Osoby oglądające ten pojedynek raz za razem cofały się, z każdym uderzeniem kling o siebie, przy każdym huku ataku i obrony. Obawiali się. Nieczęsto można obejrzeć takie przedstawienie.
        Jednak Niewidoma już nie potrafiła dłużej tego "obserwować". Skupiała się wyłącznie na emanacji Dżariela - jej sile, rozbłyskach. Póki była mocno wyczuwalna Anioł był w pełni sił.
        Niestety, przeciwników nadal była miażdżąca przewaga. Przy każdej ranie na umięśnionym ciele Skrzydlatego, jego aura nieco słabła, ukazując jego słabość. Tylko Laura to dostrzegała. Co gorsza - w pewnej chwili sylwetka Wojownika sfrunęła na ziemię i zmieniła swoją naturę - już nie dało się wyczuć w nim ani krzty pochodzenia. Jego skrzydła również najwyraźniej zniknęły. Z tej odległości, z budynku i przez ściany, Bardka nie potrafiła zauważyć więcej szczegółów w jego postaci czy emanacji, podobnie jak Piekielnego.
        Natomiast coś innego przykuło jej uwagę. Gdy Dżari toczył zacięty bój, do pomieszczenia Chromej wszedł inny osobnik. Jego aura emanowała srebrem i topazowo-rubinową, gdzieniegdzie przeplataną bursztynem, poświatą. W dodatku cuchnęła zgniłym pergaminem, wysuszoną skórą i spalonymi książkami. Czarodziej. Nekromanta. Lich. Takie słowa przychodziły do głowy Dziewczyny.
        - Dobrze rozumujesz, młoda damo - rzekł nieproszony gość, najwyraźniej z łatwością czytając w jej myślach. Jego głos był, podobnie jak dźwięk jego emanacji, spokojny, kojący i dający wrażenie oświecenia. Melodia ta jednak zagłuszana była przez ciągłe krzyki agonii. Skrzypaczka nie wiedziała jednak, czy to wina aury mężczyzny, czy może odgłosy potyczki na zewnątrz. - Nawet bym powiedział, że trafiłaś w sedno! - Jego uśmiech, choć niedostrzegalny dla Niewidomej, przyprawiał o mdłości już samym tonem głosu.
        Nagle Laura poczuła, jak ktoś z ogromnym impetem wrzyna się w jej umysł. Ból, który przy tym poczuła, był stokroć gorszy od tego, który mogłaby poczuć na ciele. Ostrze czaru rzuconego przez Maga sprawiło, że krucha tarcza jej intelektu została naruszona. Choć miała żelazną wolę, nie było trudno dostać się do jej wspomnień. Co gorsza: napastnik dostał się również do tej części jej głowy, do której nawet sama Laura nie miała dostępu. Gdy ujrzał tam to, przed czym nawet Bardka miała obawy, na chwilę przerwał atak. Był chyba zaskoczony tym, co tam ujrzał.
        - A więc to tak... Jesteście siebie warci. Ale to dobrze. Więcej złota dostaniemy za was oboje, niż samego aniołka... - Ponownie się uśmiechnął i, jakby na pożegnanie, zesłał na Chromą kolejną falę bólu. Czuła, jakby całe jej ciało, a nawet i umysł, płonęły żywym, morderczym płomieniem. Jakby już z jej skóry pozostała wyłącznie krwawa breja. Lecz to były tylko wizje. Jej fizyczne ciało pozostało nadal nienaruszone. Czarodziej, nekromanta, czy też lich, zesłał na nią po prostu zaklęcia Magii Zła, co w połączeniu z Magią Umysłu dało druzgocący efekt.
        Jeszcze przez kilka następnych minut Laura, zupełnie jakby ktoś ją oskalpował żywcem,trzęsła się na gruncie, nie mogąc odzyskać nad sobą panowania. Nie czuła nic, poza tym strasznym bólem. Spod jej powiem płynęły rzewne łzy, nadal jednak wsiąkając w materiał przesłaniający jej oczy.
        Wtem nagle wyczuła ciepło i zapach lilii. Dżari był gdzieś niedaleko. Chciała zawołaj jego imię, niestety knebel jej to uniemożliwiał. Jednak wiedziała, że on jest gdzieś blisko. A był nawet bliżej, niż się jej wydawało...

        Tymczasem Czarodziej, którego Laura spotkała, skierował swoje nędzne kroki do Piekielnego. Tych wydarzeń już ani Skrzydlaty, ani Śpiewaczka nie mogli dosłyszeć czy dostrzec.
        - Xanoth - rzekł Pradawny, zaś Upadły Anioł odwrócił się do niego twarzą, na której malował się jednocześnie grymas, jak i uśmiech. - Mam informacje. Nie możemy zabić bachora.
        - A niby dlaczego?! - zaśmiał się Xanoth. - Chcę zobaczyć, jak ten głupiec cierpi.
        - Bo ta mała... Też jest Aniołem. Wszedłem w jej umysł. Ma zablokowane wspomnienia. Czar, który trzyma jej prawdziwe moce w ryzach. Sama nawet nie wie o jego istnieniu.
        Piekielny i Pradawny patrzyli na siebie. Upadły z nutką ciekawości i zdziwienia, Mag z żądzą. Jednym i drugim miotały w tym momencie sprzeczne uczucia. Obaj chcieliby zabić zakładników, jednocześnie obaj pragnęli, aby uzyskać z nich wszystko, co najlepsze. Stali tak jeszcze przez chwilę patrząc sobie głęboko w oczy, zupełnie jakby obaj się nienawidzili i nie ufali sobie. Potem przemówili, jednocześnie, tym samym słowem:
        - Eksperymenty.

        Do pomieszczenia, gdzie leżała związana Laura wrzucono Dżariela, za nim weszło pięciu mężczyzn, w tym krasnolud z kuszą, i zatrzasnęli drzwi. Anioł został grubo spętany, zaś jego palec dzierżący sygnet, wygięty był pod nienaturalnym kątem. Poza tym miał wiele ran ciętym i kilka bełtów w ciele, którymi żadne z oprawców nie zamierzał się troskać. Póki jego regeneracja pozwala mu żyć, póty nie potrzeba go opatrywać.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari miał poparzone dłonie i osmaloną twarz, spalone rzęsy i brwi. Nie dawał po sobie poznać, że go to boli, jednak mimo to Dżariel starał się jak najszybciej uleczyć jego rany, aby oszczędzić mu niepotrzebnych cierpień.
        - Teraz rozumiesz, co miałem na myśli mówiąc, że nie możesz się denerwować? - upewnił się z pewną ojcowską naganą w głosie, zamykając w dłoniach poparzone palce przyjaciela. On również czarował dzięki sile własnej woli. - To, co przekazał ci ojciec, zaklęcia z dziedziny dobra, życia, wykonujesz z reguły w pełnym skupieniu, masz dość czasu, aby w twojej głowie zrodził się precyzyjny obraz tego, co chcesz osiągnąć. Magia elementarna, w twoim przypadku, działa troszkę inaczej, masz tylko ułamki sekund, aby nadać ogniowi pożądany kształt, bo twoi przeciwnicy nie będą czekać. Musisz ćwiczyć umysł, aby mimo natłoku bodźców i emocji być w stanie szybko określić, co chcesz osiągnąć i precyzyjnie nagiąć do tego rzeczywistość. Inaczej... skończy się tak jak teraz. Nie jesteś osobowością, która dobrze radziłaby sobie w magii intuicyjnej, skup się więc na zdyscyplinowaniu swoich myśli. Lepiej?
        Dżari bez słowa pokiwał głową, patrząc na swoje uleczone dłonie. Dżariel miał rację, jak zawsze zresztą.


        Krótki okres braku świadomości skończył się dla anioła pobudką, której towarzyszył ból i niewygoda. Jęknął cicho, poruszając się po raz pierwszy od przeszło godziny, od momentu, gdy stracił przytomność po przegranej walce. Ostrożnie rozchylił powieki, chociaż był to daremny ruch - tak jak w przypadku Laury, tak i jemu zasłonięto oczy. Powoli uświadamiał sobie gdzie jest i co się z nim dzieje. Pierwsze, co poczuł, to ból, pochodzący od licznych ran i siniaków, które nadal się goiły. Miał mocno obitą twarz, kilka ran ciętych, które nabył podczas walki. W jego brzuchu nadal tkwiły dwa bełty, będące źródłem tępej, pulsującej fali boleści. "Dwa? Byłem pewny, że trafiono mnie tylko jednym... Aż tak urywał mi się wtedy kontakt z rzeczywistością, czy może tamci poprawili jeszcze jednym strzałem, gdy byłem już nieprzytomny?", zastanawiał się przez moment anioł, zaraz jednak porzucił te rozmyślania. Poruszył się, zaciskając zęby na kneblu, aby nie jęknąć. Był związany, ręce unieruchomiono mu na plecach tak, aby nie mógł ich zbyt łatwo oswobodzić, na dodatek liny poprowadzono tak, by utrudnione było również rozwinięcie przez anioła skrzydeł - jego palec był nadal spuchnięty w sposób, który uniemożliwiał zdjęcie pierścienia, ale w końcu i ta rana się uleczy, oprawcy woleli więc dmuchać na zimne. O nogach nawet nie warto wspominać, były tak skrupulatnie związane, że Dżari nie mógłby się nawet czołgać. Patowa sytuacja. Anioł, odcięty od większości zmysłów, spróbował odczytać chociaż aury osób, które były wkoło niego. Bo ktoś z pewnością tu był, słyszał wszak ruch i głosy. Odetchnął lekko, gdy wśród emanacji wychwycił subtelną aurę Laury. Cieszył się, że żyła i chyba nic jej jak na razie nie było, żałował jednak, że sam nie może teraz nic zrobić, nie może jej pomóc, ba, nawet nie jest w stanie jej pocieszyć. Chciałby chociaż zapewnić ją, że wszystko będzie dobrze, że wyciągnie ją z tego bagna, jednocześnie przepraszając ją za to, że wcześniej ją zawiódł. Nie miał stuprocentowej pewności, jednak czuł, że to przez niego ona miała teraz kłopoty i ta świadomość bolała go bardziej niż odniesione w walce rany.
        - Ty... obudził się? - upewnił się jakiś męski głos.
        - Ta, coś tak wygląda - zgodziła się druga osoba, dla pewności kopiąc anioła w bok. Dżari zawył i wygiął plecy w łuk, gdyż cios sprawił mu ogromny ból. Obecni w pomieszczeniu oprawcy zaśmiali się, ktoś splunął na anioła. Padła komenda, aby zawołać Xanotha. Blondyn nie miał pewności, kim jest ten Xanoth, przypuszczał jednak, że to Upadły, z którym wcześniej przyszło mu walczyć - imię było zbyt egzotyczne jak na przeciętnego śmiertelnika, bardzo za to pasowało do Piekielnego. Dżari czuł, że ma mało czasu na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Uspokoił się i oczyścił myśli, zaległ w bezruchu, aby nie tracić nadaremno energii. Całą swoją wolę skupił na tym, aby jak najszybciej uleczyć najdotkliwsze z ran, jakie otrzymał, przynajmniej w ten sposób mógł się przygotować na to, co mogło się wkrótce wydarzyć.
        Wśród zgromadzonych w pomieszczeniu osób zapanowało poruszenie. Dżari na moment przerwał to, co robił, spróbował odczytać aury wokół siebie. Obecność Upadłego nie była dla niego zaskoczeniem, za to druga aura... Jakim cudem wcześniej ją przeoczył? Mroczna emanacja licha była na tyle potężna, że anioł powinien ją rozpoznać gdy tylko zbliżył się do młyna. Chyba, że czarnoksiężnik był w stanie ukrywać swoją aurę. Niech to, to bardzo komplikowało sprawę.
        - Faktycznie się przebudziłeś - odezwał się głos Xanotha, który nachylił się nad Dżarim. Na moment zdjął aniołowi opaskę z oczu, co ten od razu wykorzystał, aby się rozejrzeć i zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Wnętrze młyna, pół tuzina mężczyzn z bronią, Upadły, Laura... Dziewczyna siedziała pod ścianą, była związana i zakneblowana tak jak anioł, ale chyba nie zrobiono jej krzywdy, a w każdym razie nie fizycznej. Lich stał za plecami Xanotha i patrzył to na blondyna, to na bardkę, a w jego oczach widać było niebezpieczne ogniki i blask satysfakcji. Miał on kościste ciało, obciągnięte szarą i cienką jak pergamin skórą, pod którą nie odznaczały się prawie żadne mięśnie, rzadkie włosy na głowie miały żółty kolor, a zęby... Zęby były wykonane ze złota? Dżari nie miał okazji się temu przypatrzeć, gdyż zaraz dostał w twarz od Upadłego.
        - Masz szczęście, że jeszcze żyjesz - syknął. - Ale to nie potrwa długo. Zajmę się tobą, gdy tylko skończymy z twoją przyjaciółeczką... Będziesz żałował, że nie umarłeś pierwszy.
        Blondyn, słysząc groźbę wypowiedzianą pod adresem Laury, szarpnął się mocno, co spotkało się z reakcją ze strony licha. Westchnął on boleśnie, jakby miał do czynienia z wyjątkowo upierdliwym bachorem, po czym wykonał kilka skomplikowanych gestów, mrucząc coś przy tym cicho. Dżari poczuł ból, który prawie pozbawił go przytomności - wszystkie rany, które zdążyły się do tej pory zasklepić, na nowo się otworzyły, Xanoth zaś dodatkowo wyszarpnął z jego trzewi oba tkwiące w nich bełty.
        - Teraz chyba odejdzie ci ochota, aby nam przeszkadzać - zaśmiał się lich, po czym zwrócił się do swoich śmiertelnych podwładnych. - Wy dwaj idziecie ze mną, reszta niech pilnuje tej dwójki. Wrócimy po nich wieczorem. Tym przyjemniaczkiem się nie przejmujcie, jeszcze długo nie będzie w stanie się pozbierać.
        Po tych słowach lich roześmiał się diabolicznie i skierował się ku wyjściu. Xanoth podążył za nim, wcześniej zasłaniając Dżariemu oczy. Anioł jeszcze przez pewien czas był oszołomiony, gdy jednak odzyskał zmysły, starał się rozpaczliwie wymyślić jakieś wyjście z tej sytuacji. "Wrócą wieczorem. To daje nam niecałe pół dnia. Miejmy nadzieję, że to wystarczy...", pomyślał. Ponownie próbował skupić się na uleczeniu własnych ran, to było w tej chwili priorytetem. Z niesprawnym ciałem daleko nie zajdzie, nie da rady ani Upadłemu, ani mrocznemu magowi. A stawka była wysoka. Nie chodziło tu tylko o jego życie, ale przede wszystkie o życie Laury. To przez niego ona tu była, to przez niego cierpiała i wkrótce miała zginąć - nie mógł do tego dopuścić. Tak jak uczył go Dżariel, oczyścił myśli i skupił całą silną wolę na zaklęciach. Nie mógł się zanadto śpieszyć, jeśli nie chciał niczego zepsuć, czasu jednak nie miał zbyt wiele, musiał więc znaleźć pewną równowagę między ostrożnością a pośpiechem. Ktokolwiek patrzył na niego z boku, mógł odnieść wrażenie, że anioł stracił przytomność - leżał on zupełnie nieruchomo i tylko poruszająca się miarowo klatka piersiowa świadczyła o tym, że jeszcze nie wyzionął on ducha. Żył, nie sprawiał kłopotów, więc strażnicy szybko stracili nim zainteresowanie. To był ich błąd, gdyż anioł wcale nie zamierzał się poddać. Ostrożnie szykował się do oddania ciosu oprawcom...

        Drzwi do pomieszczenia otworzyły się z impetem, nim jeszcze słońce schowało się za horyzontem, przez próg przeszedł Xanoth i dwaj śmiertelni pomagierzy. Dżari poczuł, jak ogarnia go panika: za szybko, nie zdążył. Słychać było, jak nagle zaczął gwałtownie oddychać, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi. Upadły uklęknął przed Laurą i pogładził ją po policzku, uśmiechając się przy tym jadowicie.
        - No, laleczko, pójdziesz teraz ze mną. Zabawimy się...
        Xanoth objął bardkę wpół i zarzucił ją sobie na ramię jak byle jaką kukłę. Bez najmniejszego kłopotu wstał i udał się w stronę wyjścia.
        - Nie pozwolę ci się pożegnać - odezwał się do Dżariego, gdy go mijał. - Ale nie martw się, będziesz jeszcze długo słyszał jej krzyki.
        Anioł jęknął coś przez knebel, cokolwiek to jednak było, zostało zignorowane. Chwilę później w pomieszczeniu został tylko on i reszta śmiertelników. Dżari wiedział, że musi działać szybko, ale też rozważnie - od tego, jak sobie teraz poradzi, zależało w końcu czyjeś życie. Odczekał chwilę, aby mieć pewność, że Xanoth już nie wróci, po czym wydał z siebie przeciągły jęk. Szarpał głową i wydawał z siebie dziwne dźwięki, aby zwrócić na siebie czyjąś uwagę. Podziałało. Śmiertelnicy między sobą wymienili kilka uwag, zastanawiając się, czy nie zawołać Xanotha, jednak jeden z nich stanowczo odrzucił ten pomysł, za argument podając gniew Upadłego, gdyby został wezwany do jakiegoś drobiazgu. W końcu któryś z mężczyzn podszedł do Dżariego, nie dostrzegając jednak fizycznych przyczyn jego zachowania, odsłonił aniołowi oczy i sięgnął do knebla. To wystarczyło.
        Kilka chwil później było po wszystkim. Anioł stał między nieprzytomnymi śmiertelnikami, rozcinając więzy na nadgarstkach mieczem jednego z nich. Przez ostatnie godziny pracował na ten mały sukces: gdy już uleczył najdotkliwsze rany, powoli i bardzo ostrożnie przepalał więzy na nogach. Chciał również uwolnić ręce, nie starczyło mu jednak na to czasu. Nic to. Strażnicy przez jego brak oznak życia rozluźnili się na tyle, że nie trzymali broni w pogotowiu. Gdy tylko tamten śmiertelnik się nad nim nachylił, Dżari złapał go kolanami za szyję i skręcił mu kark. Mocno wygiął plecy i wierzgnął, aby stanąć na nogach. Rozwinął skrzydła. W tym momencie walka była już dla śmiertelników przegrana. Oprócz pierwszego z nich, anioł nie zabił już ani jednej osoby, wszyscy byli ogłuszeni, nie mieli jednak się ocknąć jeszcze przez długie godziny. Został tylko Upadły i lich. Dżari, po uwolnieniu rąk i pozbyciu się knebla, zabrał dwa miecze od swoich niedawnych strażników i ruszył, aby i z tamtymi się rozprawić.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Dżari leżał obok niej; tego była pewna. Dostrzegała jego jaśniejącą aurę obok siebie. Ale, oprócz niej, widniały obok również inne, mniej przyjazne emanacje. Dlatego Laura nie poruszyła się przez długi czas. Drętwiały jej części ciała, ale ona nie poruszała się. Może Anioł, nie wiedząc, że ona tu jest, ucieknie i będzie bezpieczny. Myśl, choć niezwykle absurdalna, dawała choć nijakie ukojenie umysłowi.
        Laura była w pewien sposób nieobecna. Poza zmysłem magicznym, żadne inne zmysły nie funkcjonowały prawidłowo. To mogło być spowodowane odwodnieniem, brakiem snu albo niewygodą. Jasnowłosa od poprzedniego dnia nic nie piła, a ostatni posiłek jadła przed wyruszeniem w drogę do Nawii. Obecnie nie docierały do niej żadne bodźce. Tylko aury w pomieszczeniu były zauważane przez Bardkę, która, ledwo zipiąc, nie poruszała się nawet o milimetr.
        Nawet nie dostrzegła, gdy Anioł się uwolnił. Niestety nie udało mu się tego zrobić bezszelestnie, toteż pozostali przeciwnicy na pewno usłyszeli harmider z pokoju więźniów. Niebianin doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Musiał się pospieszyć.

        Tymczasem w miasteczku właśnie zaczynały się wydarzenia związane z wydarzeniem. Mieszkańcy wychodzili na ulicę, bardowie rozpoczynali pierwsze piosenki. Ogólna wrzawa i radość udzielały się wszystkim. Nieliczni zauważali brak Dżariego. Między innymi znajoma kelnerka obsługująca go co wieczór w karczmie, dostrzegła jego nieobecność i zaczęła się poważnie martwić. Wydawało jej się, że Niebianin postanowił pozostać w mieścinie do zakończenia festynu, obiecał jeszcze kiedyś zaśpiewać. A tymczasem nie było po nim ani widu ani słychu.
        Pytała niektórych swoich znajomych, czy nie widzieli Skrzydlatego gdzieś w okolicy. W większości odpowiadali przecząco lub mówii o dniu poprzednim. Już powoli traciła nadzieje, gdy zauważyła coś, co przykuło jej uwagę. Wózek. Przedmiot wydawał jej się znajomy, jednak blisko dwadzieścia minut zajęło jej połączenie faktów. Ta mała blondynka, z którą Anioł spędzał wieczór, właśnie na takim samym się poruszała. Sam fakt nie był straszny, może nieco niepokojący, postanowiła więc zapytać się kogoś z okolicznych osób. Już pierwszy mężczyzna kończący ostatnie dekoracje, odpowiedział potwierdzająco. Widział Białopiórego. Był lekko spanikowany, pytał się o jakiś przedmiot.
        - Chyba był to futerał na skrzypce lub inny instrument - rzekł on i wrócił do swojej pracy.
Maya tylko się skrzywiła niepocieszona, nie przeszkadzała już więcej facetowi i poszła dalej, wiedziona bardziej instynktem, niż pewnością. Znalazła się na skraju zabudowań Nawii, nie wiedziała po co. Póki nie spojrzała w dal na wszystkim mieszkańcom znany budynek. Jego niechlubna sława i legendy o nim opowiadane skutecznie odstraszały wszystkich od tamtych okolic. Kelnerka pomyślała, że i tak nie ma nic do stracenia i ruszyła w tamtym kierunku.
        Droga zajęła jej kilkanaście minut. Gdy znajdowała się już niecałe kilkanaście łokci od porośniętego terenu młyna, ktoś złapał ją za ramię.
        - Dokąd się pani wybiera? To przecież teren prywatny, co gorsza opuszczony. Co się stanie, jeśli coś się zawali i spadnie pani na głowę? - zapytał gruby głos niskiego osobnika. Krasnolud. Maya nie miała pojęcia, co robi tu ten skrzat, wyrwała jednak swoje ramię z jego silnej dłoni.
        - To moja sprawa. - rzekła ozięble i powędrowała dalej odprowadzana niepochlebnym spojrzeniem norda. Weszła na kamienną ścieżkę, gdzieniegdzie przecinaną mchem i dziką trawą. Nikt tędy już dawno nie chodził.
        Jej wzrok nieustannie kierował się ku stopom, pracownica Dębowej Beczułki nie chciała upaść potknąwszy się o coś. Nagle jednak zatrzymała się. Na bruku widniała duża plama w kolorze szkarłatu. Przykucnęła i dotknęła kałuży. Krew, w dodatku dosyć świeża. "Co tu się dzieje?!" zastanowiła się kelnerka. Normalna osoba by w tym momencie oddaliła się. Ale nie ona. Była odważna, nawet za bardzo, jak na swoją posturę. Nie chciała jednak, aby na jej oczach ktoś był krzywdzony, gotowa była walczyć o swoje i cudze życie.
        Niespodziewanie z wiatraka usłyszała ogromny huk, jakieś krzyki. Odgłosy walki. Zerwała się na równe nogi i pobiegła w tym kierunku. Kopnięciem uderzyła o drzwi.

        Laura i Dżari usłyszeli huk. Ktoś uderzył w drewno na dole, piętro pod nimi. Co gorsza: oboje czuli zbliżającą się emanację Xanotha i Nieumarłego. Nagle jednak, tuż za drzwiami rozdzielili się: Piekielny poszedł z powrotem, ku wejściu do budynku. zaś Lich skrył się za drzwiami oczekując, aż ktoś zza nich wyjdzie. Wyraźnie nie chciał robić nic głupiego, tym bardziej nie chciał powtarzać błędów śmiertelników. Na całę szczęście dla Laury, nie mogła dostrzec w jakim stanie było pomieszczenie. Całe umazane czerwoną posoką, kilka trupów, wszystko to byłoby ponad jej siły. Co gorsza: gdyby Laura była w pełni świadoma w tamtej chwili, zapewne błagałaby Niebianina, aby przestał walczyć i nie robił krzywdy przeciwnikom. Aura Nekromanty zniknęła, wyraźnie zamaskowana.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari, gdy już uporał się ze wszystkimi przeciwnikami, stał przez moment bez ruchu, zaciskając zęby. Bolało go całe ciało, nie do końca zasklepione rany dawały o sobie znać. Ale nie mógł się teraz poddać, nie mógł też zrobić sobie przerwy. Obrócił wzrok na Laurę - dziewczyna cały czas siedziała bez ruchu, była pewnie przerażona. Anioł podszedł i ostrożnie uklęknął przed nią, miecze składając po swoich bokach. Końce jego lotek muskały ziemię, barwiąc się na czerwony kolor.
        - Spokojnie - szepnął do bardki. W jego głosie nie było słychać zwątpienia ani zmęczenia, jedynie charakterystyczny dla niego spokój. Dotknął dłoni Laury, okazując w ten sposób wsparcie, później zaś metodycznie zaczął pozbywać się krępujących ją więzów, poczynając od góry, od opaski na oczach i knebla, i powoli schodząc ku kostkom nóg. - Już dobrze, wyciągnę cię stąd. Spokojnie. Nikt cię już nie skrzywdzi, obiecuję.
        Anioł rozcinał więzy i odrzucał liny na bok. Gdy oswobodził nadgarstki Laury, ujął ją za dłonie i obejrzał rany, jakie wyrządził jej powróz. Zacisnął zęby, zastanawiając się przez mgnienie oka, co może z tym zrobić: uleczenie Laury pozbawi go kolejnej porcji sił, a tymi już naprawdę nie mógł szastać, czekała go wszak walka z bardzo wymagającym przeciwnikiem, z drugiej jednak strony nie mógł patrzeć na te otarcia, siniaki. To wszystko przez niego, przez niego Laura cierpiała...
        Nagle Dżari zamarł. Najpierw usłyszał łomot, później poczuł aury licha i Upadłego. Cokolwiek działo się poza tym pomieszczeniem, nie mogło zostać przez niego zignorowane - musiał zakończyć tę walkę. Spojrzał uważnie na Laurę, po czym uśmiechnął się do niej ciepło.
        - Wrócę - zapewnił, gładząc ją po włosach. - To nie zajmie długo. Tu będziesz bezpieczna. W razie czego zawołaj, usłyszę cię i wrócę tu.
        Po tych słowach anioł podniósł oba przywłaszczone miecze i wyszedł oponentom naprzeciw. Przystanął, gdy i oni się zatrzymali. Nie miał pomysłu, jak może sobie z nimi poradzić, brakowało mu już trochę sił. Bał się korzystać z magii, wkoło było zbyt wiele elementów, które mogłyby zająć się ogniem i w mgnieniu oka doprowadzić do pożaru, który strawiłby cały budynek. Nie miał innego wyjścia, musiał polegać tylko na sile własnych mięśni. Mocno zacisnął palce na rękojeściach mieczy, stanął w lekkim rozkroku, był gotowy do ataku. Nikt jednak nie otworzył drzwi, nikt nie przekroczył progu. Co gorsza, najpierw Xanoth gdzieś poszedł w niewiadomym celu, później zaś aura maga nagle zniknęła, tak po prostu, nagle przestała być widoczna. Dżari zadziałał podświadomie, rzucił się do drzwi i przebił je mieczem dokładnie w miejscu, w którym spodziewał się, że stał lich. Coś trafił, poczuł opór na czubku ostrza i usłyszał trudny do zidentyfikowania odgłos, wydany na pewno przez człowieka. Czy też raczej przez nieumarłego, jeśli chcieć być dokładnym. Dżari w każdym razie nie zastanawiał się nad tym długo - wyszarpnął miecz z desek i kopniakiem otworzył drzwi, zaraz wypadł na korytarz. Nikogo tam nie było. Dosłownie. Chociaż przed chwilą mógłby przysiąc, że kogoś nabił na swój miecz, teraz nie miał przed sobą żadnego przeciwnika. Nie wyczuwał aury licha i choć w desperacji zatoczył szeroki krąg z wyciągniętymi rękami i skrzydłami, nie zahaczył o nic niewidzialnego. Mag po prostu zniknął. Dżari syknął i pobiegł wąskim korytarzem, który prowadził do jedynych schodów prowadzących na to piętro. Jego bose stopy zostawiały na deskach czerwone ślady krwi.

        Maya wpadła do młyna z bojowo zaciśniętymi pięściami i ogniem w oczach. Gdy przejrzała już chmurę kurzu, którą wzbiły wyrwane z zawiasów drzwi, nie dojrzała niczego szczególnego. Ot, zwykłe wyposażenie młyna, koła zębate, jakieś urządzenia o niewiadomym dla niej przeznaczeniu. Nie było tu żywego ducha. Ten stan rzeczy nie trwał jednak długo. Maya usłyszała skrzypienie desek i czyjeś kroki, po chwili w zasięgu jej wzroku pojawiła się sylwetka anioła, który schodził z piętra młyna. On był inny niż Dżari, było w nim coś niepokojącego. Nie chodziło tylko o to, że jego włosy były czarne a skrzydła szare, tylko jego oczy... Nie były oczami dobrego człowieka, czaił się w nich mrok i sadyzm. Jego uśmiech przyprawiał o ciarki.
        - Czego tu szukasz? - zapytał, niby znudzony, niby niezainteresowany, ale widać było, jak czujnie przygląda się kelnerce, a jego palce gładzą rękojeść miecza, który miał przytroczony do pasa.
        - Gdzie jest Dżari? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Maya. - I ta blondynka na wózku?
        Upadły zarechotał w charakterystyczny dla siebie sposób. Bawił go widok dziewczyny, która nawet nie wiedziała, z kim zadziera, a mimo to zachowywała się tak pewnie, wręcz butnie. Nadal nie opuściła pięści, czyżby zamierzała go uderzyć? Och, niech spróbuje...
        - Nie ma ich tutaj - oświadczył. - Tobie też radzę stąd zmykać, to niebezpieczne miejsce. I nie kłopocz się szukaniem tej pary...
        Z piętra dało się słyszeć głośny łomot wyważonych przez Dżariego drzwi - Xanoth i Maya jak na komendę unieśli wzrok ku sufitowi, z którego posypał się biały pył. Gdy znowu spojrzeli na siebie, oboje wiedzieli, co nastąpi. Kelnerka cofnęła się na zewnątrz, Upadły jednak w mgnieniu oka był przy niej. Maya była na to gotowa, mężczyzna dostał od niej solidny cios pięścią, wypracowany na setkach nachalnych pijaczków, którzy byli w stosunku do niej stanowczo zbyt nachalni. Widać było, że Xanoth nie był na to przygotowany, odruchowo uniósł dłoń do policzka i spojrzał na nią z narastającym gniewem w spojrzeniu. W tym momencie dostał drugi raz, w splot słoneczny. Ta dziewczyna umiała się bić, choć i tak nie była żadną przeciwniczką dla Upadłego. Gdy tylko ten odzyskał oddech, wyprostował się i oddał jej, uderzył ją na odlew w twarz, wierzchem dłoni, lecz mimo to Mayę odrzuciło do tyłu. Xanoth zaraz był przy niej, złapał ją za gardło i uniósł z ziemi jak szmacianą lalkę. W tym momencie Maya spojrzała w kierunku drzwi młyna - ktoś tam stał.

        Dżari w poszukiwaniu licha, w ostateczności Upadłego, zszedł na parter młyna. Usłyszał rumor na zewnątrz, zaraz więc tam się skierował. Widok, który zastał, sprawił, że zawrzała w nim krew - Xanoth trzymał w powietrzu dziewczynę, kelnerkę z Dębowej Beczułki, która rozpaczliwie machała nogami i próbowała poluzować duszący ją uścisk. Kobieta spojrzała w stronę anioła, a w jej spojrzeniu nadzieja płynnie przerodziła się w zaskoczenie i strach. Dżari zdawał sobie sprawę z tego, jak się prezentuje. Brudny, potargany, jego szata była w strzępach, cała czerwona od krwi jego i jego przeciwników. Skrzydła wyglądały nie lepiej, jedno z nich miało u nasady wielki, szkarłatny wykwit, oba zaś znaczyły liczne zamaszyste ślady posoki, jakby wściekły malarz machał tuż przed płótnem zbyt mokrym pędzlem. Rany na jego ciele nadal nie do końca się zasklepiły, musiał budzić strach. Bądź też pobłażanie - dokładnie to zobaczył w spojrzeniu Xanotha, który pod wpływem Mayi obrócił wzrok na Dżariego. Upadły nie był głupi, zaraz obrócił się w stronę anioła, stawiając kelnerkę przed sobą i przyciągając ją do siebie. Ostrze jego miecza dotykało szyi dziewczyny.
        - I co teraz, rycerzyku? - zakpił. - Jeden ruch i ona zginie. Odłóż miecze.
        Dżari zakołysał się na nogach, jakby rozważał, czy się cofnąć, czy jednak doskoczyć do Upadłego. Sytuacja była fatalna, znowu. Xanoth zasłaniał się Mayą jak tarczą, trzymał ją tak blisko siebie, że anioł mógł jej zrobić krzywdę mimo wielkiej precyzji, z jaką operował bronią i magią. No i Laura... Ona cały czas zostawała w środku, sama, bezbronna. Gdzie był mag? Uciekł, czy czaił się gdzieś w okolicy?
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Usłyszała go. Głos Dżariego wybudził ją z nieobecnego transu. Był zapewne zmęczony, może nawet ranny, ale cały i zdrowy. Prawdopodobnie podjął walkę. Laura czuła jego ciepły dotyk na dłoni oraz gdy zaczął ją rozwiązywać. Jednak nawet uwolniona nie była w stanie uciekać. Mimo to jego kojący głos uspokoił Bardkę. Mimowolnie upewniała samą siebię, że Anioł ma rację. Wszystko będzie dobrze. Gdy Niebianin ujął jej obtarte od więzów nadgarstki Jasnowłosa delikatnie zabrała swoje ręce, aby Wojownik nie musiał na nie patrzeć. Owszem - sprawiały ból. Owszem - musiały wyglądać okropnie, bowiem liny zaciśnięte były bez wyczucia i zdecydowanie za mocno. Ale Muzyczka wiedziała, iż wciąż czeka go potyczka, w dodatku już nie wyłącznie z Upadłym, ale i z nekromantą.
        - Nie przejmuj się - starała się uspokoić swój drżący z emocji głos, choć nie było to łatwe i nie szło jej najlepiej - zachowaj siły. Zapomnij o mnie i uciekaj - poprosiła. Uśmiechnęła się. Akurat na ten gest nie musiała się wysilać.
        Nagle, podobnie jak Skrzydlaty, zamarła. Kroki na schodach i przerażające emanacje uświadomiły ją o niebezpieczeństwie. Xanoth natychmiast jednak zawrócił, gdy do uszu wszystkich dotarł huk wyważanych drzwi. Nekromanta skrył się za drzwiami, a następnie jego aura zniknęła. "To pułapka!" domyśliła się, Dżari prawdopodobnie rówież, bowiem przeprowadził atak. Niestety bezskutecznie. Lich zniknął, zaś Pierzasty ruszył zapewniając Niewidomą o swoim powrocie.
        Została sama w pomieszczeniu zabarwionym krwią na wszystkich ścianach. Była uwolniona, ale bez swojego wózka nie było nawet mowy o ucieczce. Bała się, że Anioł faktycznie wróci po nią. To byłoby zbyt niebezpieczne, Laura nie darowałaby sobie, gdyby to przez jej słabość i głupotę Dżari... Nie. On nie jest głupcem. Ucieknie. Ma przecież ważną misję. Nie może sobie pozwolić na takie błędy. Zapewne podejmie walkę z Upadłym, z nim samym powinien sobie poradzić. Jest dużo silniejszy od czarnopiórego. Ona ma inne zadanie. Znaleźć i zatrzymać licha.
        Ledwo o tym pomyślała, w drzwiach pojawiła się znajoma emanacja. Nieumarły. Wydawało się Chromej, że nekromanta trzyma się za podbrzusze, lekko dyszy. "Czyżby był ranny...?".
        - Pieprzony niebianin! - przeklął z wyraźnym sykiem. - Zapłaci mi za to! - zawarczał z wściekłością i zaczął zbliżać się do Bardki.

***


        Maya łapczywie łapała kolejne oddechy. Gdy Upadły ją uniósł dusząc poczuła, jak świat wiruje i blednie. Traciła przytomność, a jednak starała się walczyć. Kopała powietrze mając nadzieję, że noga dosięgnie przeciwnika. Płonna wiara szybko przerodziła się w strach, zaś gdy w drzwiach młyna dostrzegła drugą skrzydlatą sylwetkę o szkarłatnych skrzydłach, jakby spokój. Mogło to być spowodowane brakiem powietrza, ale również tym, że drugi anioł, najwyraźniej ciężko ranny, zdawał się znajomy.
        Wtedy też ją obrócono, dzięki czemu wróciło jej powietrze i oddech. Z walecznej bohaterki szybko stała się zakłdniczką. "O nie! Nie ze mną te numery!" przemknęło jej przez myśl, gdy jej umysł odzyskał pełnię sił i ujrzała ostrze przy swojej szyi.
        Myśl była jak błyskawica. Niemal natychmiast zaatakowała. Uderzyła ze sporym impetem swoją głową w tył. Natrafiła na mostek napastnika, który zdziwiony, odskoczył w tył z krzykiem, jednocześnie robiąc zamach ostrzem. Maya nie zdołała uskoczyć. Krew popłynęła wąską stróżką z jej boku. Upadła. Xanoth jednak też nie był cały. Miał złamane żebro i mostek, doskonale o tym wiedział. Czekał go pojedynek z Dżarim. Szanse były wyrównane.

***


        Lich chwycił drobną dziewczynę za włosy starając się ją podnieść. Laura nie walczyła, nie chciał już przyczyniać się do czyjejkolwiek krzywdy. Niespodziewanie Czarnoksiężnik puścił ją i cofnął się.
        On doskonale wiedział, co zobaczył w jej zamkniętych wspomnieniach. Ród niebian, którego kolejnym pokoleniem okazała się ta młoda, niepełnosprawna dziewczyna, darował setki lat temu jego przodkom życie. Był jej dłużny życie. Ciągle się silnie wahając, zrobił krok w tył. Nie wiedział, co począć. Zastanawiało go, co mu zrobi Xanoth, gdy się dowie, co się stało. Z drugiej strony: nie bał się Upadłego, bo był od niego dużo silniejszy.
        Bardka zaczęła się czołgać w stronę nieumarłego. Już się go nie bała, ale miała świadomość jego rany. Nie chciała mu pozwolić odejść. Czarodziej przestał się przemieszczać, stanął w miejscu bezradnie obserwując działania Laury, która już przy jego nogach, zaczęła się na niego wspinać. Lich uniósł dziewczynę na swoich rękach. Bardka dotknęła rany, która natychmiast zaczęła się zasklepiać, a krwotok ustał.
        Nekromanta położył Chromą na ziemi i odwrócił się.
        - Rachunki wyrównane. Nie jestem ci już nic winien - powiedział oschle, lecz zarówno on, jak i Jasnowłosa wiedzieli, że nie jest to prawda. Jeśli jeszcze się spotkają, finał będzie podobny. Wyszedł, a sekundę później jego aura zniknęła.
        Nie miała możliwości dostać się do Dżariela. Mimo, iż wierzyła w niego i uważała, że ten odleci stąd, wciąz czuła jego emanację na zewnątrz.

        "Żyj!" powtarzała w myślach, a jej drobna magia płynęła w stronę Niebianina napełniając go mocą i dodając mu siły.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari, nadal stojąc w milczeniu na progu młyna, poczuł znajome ciepło rozlewające się po jego ciele. Doświadczył już wcześniej czegoś podobnego - poprzedniego wieczoru, w karczmie, gdy Laura użyła swoich zdolności magicznych, by uleczyć pobitego barda. Było to przyjemne uczucie, kojące, dodające otuchy i siły. Anioł mocniej zacisnął dłonie na rękojeściach mieczy. ”Kochana dziewczyna”, przemknęło mu przez myśl, ”Oby tylko nic jej się nie stało pod moją nieobecność…”.
        Kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Dżari dostrzegł w oczach wziętej za zakładnika kelnerki coś, co kazało mu działać. Zerwał się więc do biegu, gotowy do walki. Nim zrobił pierwszy krok, dziewczyna uderzyła Xanotha. Blondyn usłyszał krzyk Upadłego i cichy jęk. Był już przy nich, minął Mayę bokiem i zaatakował szatyna. Nie zauważył, że dziewczyna jest ranna i nie widział, jak osuwa się na ziemię - był już za nią, wyprowadził potężny atak oboma ostrzami na swego oponenta, pewny, że go dosięgnie. Mylił się. Upadły bardzo nie chciał umrzeć, a już na pewno nie chciał się poddać bez walki. Wyciągnął nad siebie rękę z mieczem i sparował cios, nieelegancko i nieporadnie, ale skutecznie. Źle mu się oddychało, złamane żebro bolało jak szlag, przez co też gorzej walczył. Nadal był jednak niezwykle pewny siebie - w końcu to nie on niedawno prawie zszedł z tego świata i nie on miał liczne rany, które nie do końca się jeszcze zasklepiły. To żebro… drobnostka. Wystarczy, że utrzyma Dżariego na dystans wystarczająco długo, by wrodzona regeneracja zrobiła swoje. Nie wziął jednak pod uwagę tego, z jak bardzo zdeterminowanym przeciwnikiem się teraz mierzył. Blondyn był gotów zrobić wszystko, by zwyciężyć, a dzięki Laurze odzyskał dość sił, by mu się udało. Cały czas atakował, nacierał, nie pozwalając Xanothowi na wyprowadzenie kontry. Czuł ból ran i brak siły w mięśniach, ale ignorował to. Nie podda się. Nie ma mowy. Upadły ledwo był w stanie ogonić się od jego ciosów, zadawanych raz za razem, z różnych stron, różnych kierunków. Dżari od dziesiątek lat walczył dwoma mieczami, obie jego ręce poruszały się niezależnie, ale nadal pewnie. Jeden cios zadał płasko, nie trafił. Drugi, z góry, został sparowany przez Xanotha, wtedy jednak blondyn cofnął pierwszą rękę, ostrze miecza zakreśliło szeroki łuk i trafiło Upadłego. Rana nie była śmiertelna, podobna do tej, która znaczyła tors Dżariego, ale mocno zachwiała poczuciem bezpieczeństwa piekelnego i jednocześnie podbudowała ego anioła. Kolejna szybka wymiana ciosów, Xanoth starał się wyprowadzać kontry i uciekać na zmianę, jednak to blondyn panował nad całym starciem. Gdy Upadły za bardzo się cofał, za jego plecami pojawiła się ściana ognia. Nie miał wyjścia, musiał zaatakować. Dżari przyjął cios na jeden ze swych mieczy, przytrzymał ostrze w górze, wykonał obrót, aby drugie ramię nabrało odpowiedniego impetu. To był koniec. Ciało Xanotha chwilę jeszcze stało nieruchomo, zaraz jednak runęło pod nogi blondyna. Głowa Upadłego spadła gdzieś między wysokie trawy. Było po walce. Anioł chwilę stał, ciężko dysząc, po czym jęknął i złapał się za brzuch. Dopiero teraz dotarł do niego ból niezasklepionych ran. Nie było jednak czasu na użalanie się nad sobą, został jeszcze nekromanta. Dżari obrócił się w stronę młyna i zamarł.
        - O nie… - wyrwało się z jego ust, gdy zobaczył leżącą na ziemi dziewczynę. W mgnieniu oka dobiegł do niej i padł na kolana, prosto w kałużę krwi, która wykwitła przy jej rannym boku. ”Nie… Nie! Nie pozwolę na to”... Anioł puścił trzymaną w rękach broń i przyłożył obie dłonie do jej rany. Dziewczyna żyła, Dżari starał się więc jak najszybciej ją uleczyć. Był jednak za słaby, a cięcie było za głębokie, by odniósł sukces, zrobił jednak, co mógł. ”Laura”, przemknęło mu przez myśl, gdy już stracił wszystkie siły. Zaraz zdjął z siebie koszulę i podarł ją na pasy, prowizorycznie opatrzył ranę kelnerki, po czym wziął ją na ręce. Dziewczyna jęknęła boleśnie, ale nie broniła się.

        Dżari wszedł na piętro młyna, ostrożnie niosąc przed sobą ranną. Cały czas pozostawał czujny, gdyż wiedział, że gdzieś tu jeszcze może czaić się nekromanta. Nie wyczuwał co prawda jego aury, ale nie mógł go lekceważyć, zwłaszcza teraz, gdy miał pewność, że potrafi on ukrywać swoją emanację. Ostrożnie zajrzał więc do pomieszczenia, gdzie została Laura. Bardce nic nie było, przemieściła się kawałek, ale nadal była sama.
        - Lauro - zwrócił się do niej Dżari. Podszedł i klęknął przed nią, ostrożnie kładąc na podłodze ranną dziewczynę. - Znasz się na magii leczniczej. Ulecz ją, proszę, błagam. Ja już nie jestem w stanie tego zrobić...
        Głos anioła drżał, podobnie jak całe jego ciało. Zrobił co mógł, teraz nie pozostało mu nic innego, jak modlić się, by Laurze się udało. Miał wyrzuty sumienia, że tak się stało. Wiedział, że bardka również jest słaba i może nie dać rady, ale nie chciał dać Mayi tak po prostu umrzeć. Nie chciał, by którejkolwiek z nich coś się stało. Przez niego, przez to, że był nieostrożny, zbyt słaby, aby je ochronić.
        Dżari odsunął się i wstał, aby nie przeszkadzać Laurze. Sięgnął po miecz, który znalazł przy jednym z martwych bandytów, nigdzie niestety nie dostrzegł drugiego, ale równie dobrze mógł sobie poradzić jednym. Trzymając jedną rękę podkuloną przed sobą, podszedł do drzwi i wyjrzał na zewnątrz, gotowy w razie czego bronić obu dziewczyn w środku. Nawet, gdyby pozostało mu tylko osłanianie ich własnym ciałem. Na moment zamknął oczy.

        Tallas cofnął się, unosząc obie ręce ku górze. Śmiał się.
        - Brawo! - zawołał uradowany. - Jesteś coraz lepszy, wkrótce będziesz najsilniejszy z naszej trójki.
        - Przesadzasz - odparł spokojnie Dżari. Schował swoją broń i oddał Tallasowi miecze, których przed chwilą go pozbawił. - Ani ty ani ja nigdy nie dorównamy Dżarielowi, on dałbym radę nam obu na raz.
        - Ano, fakt - westchnął Tallas, rozkładając ręce jak wtedy, gdy mówi się “takie jest życie”. - Ale to mag, nie nasza liga. Naprzeciw maga powinien stawać inny mag, wojownik zawsze będzie w takim starciu na gorszej pozycji, bez względu na dobór broni i czarów. To co, jeszcze raz?


        Dżari otworzył oczy. ”Nie”, powiedział sam do siebie, ”Ja nie dam się pokonać magowi. A już tym bardziej nekromancie”.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Poczuła zwycięstwo. W chwili, gdy Xanoth został bezwarunkowo pokonany, zabity, jego aura, niczym płomień świecy, zgasła. Bez żadnych czarów, błysków i tym podobnych niesamowitych zmian. Zniknęła, podobnie jak znika aura zwykłego człowieka przy śmierci. Laura zacisnęła dłonie w malutkie pięści. Wyczuwała również aurę Dżariego. Nic mu się nie stało, choć był oddalony od niej. Ale poza nim, dostrzegała emanację jeszcze jednej osoby. znajome zapachy jej towarzyszące, rozpoznawalne błyski poświaty... To była ta kelnerka z Dębowej Beczułki, która w tak miły sposób zatroszczyła się o Niewidomą i Niebianina. Tylko... "Co ona tu robi...?".
        Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Już w chwilę później "widziała" ich, zbliżających się korytarzem, w ostrożny sposób kierowali się ku niej. Zagrożenie było zażegnane, Dżariel, jako rycerz, nie chciał najwyraźniej pozostawić Chromej. Jakże się pomyliła. Gdy przekraczali próg pomieszczenia, kelnerka jęknęła. Była ranna, Anioł zmęczony i zdesperowany. Życie Mayi gasło, wyraźnie, niezbyt szybko, ale zdecydowanie. Jej czas ulatniał się równie szybko, co jej przyspieszone oddechy.
        - Proszę, nie - szepnęła Laura, gdy Skrzydlaty położył ranną kobietę obok niej i niemal błagając, jakby przez skrywane łzy, chciał ratunku dla znajomej. - To nie może się dziać...
        Jasnowłosa podniosła się na dłoniach, co wywołało lekkie ukłucie bólu w nadgarstkach oraz wielu innych częściach ciała. Nie zważała jednak na te przeciwności, natychmiast oparła blade palce na boku Mayi. Myśl Niewidomej nie skupiała się na samej magii. Było to dla niej nielogiczne, ciężkie do zrozumienia. Ona jedynie szeptała cicho "żyj" w kółko i w kółko. Tylko dlaczego, pomimo przyjemnego, ciepłego uczucia ukojenia, rana pozostawała niezasklepiona? Dlaczego, mimo iż zawsze ta chęć niesienia pomocy innym dawała skutki, tym razem nie chciała się sprawdzić? Dlaczego, pomimo silnej woli i szczerych chęci, zdolności dziewczyny nie dawały żadnego rezultatu, żadnego efektu?! Co robiła nie tak?!
        - Nie, nie, nie... Proszę, żyj - powiedziała zdecydowanie głośniej, z żalem i strachem w głosie. Była bezsilna. Dżari wyraźnie czuł, że magia, którą Bardka dysponuje, płynie z jej dłoni w stronę ciała rannej kelnerki, czuł, jak oplatają go i muskają po nagim torsie ciepłe niteczki dziedziny dobra, które niczym fale albo babie lato pływały w pomieszczeniu. Również nie potrafił zrozumieć, czemu to nie pomaga. Maya położyła swoją rękę na drobnych rączkach Laury.
        - Daj spokój, maleńka - powiedziała z wyraźną trudnością - Wyliżę się z tego - dodała próbując zgrywać pewną siebie. Anioł jednak wyraźnie słyszał w jej głosie strach. Rana nie mogła być aż tak poważna, ale magia Laury zdecydowanie była zbyt słaba, by pokonać czar nałożony przez ostrze Upadłego. "Może... Może to przez jego broń?" pomyślała Laura i już chciała prosić przyjaciela, aby ten przyniósł miecz Xanotha, ale najwyraźniej Dżari doszedł do podobnego wniosku i już wstawał z kolan. Skrzypaczka przeniosła zaś jedną dłoń z rany na czoło kobiety, próbując utrzymać ją przy życiu. Resztę musi zrobić Dżari - odnaleźć ostrze, złamać i zrozumieć klątwę i pomóc Laurze ją przełamać.
        Gdy tylko Niebianin zniknął za progiem, zaraz obok dziewczyn pojawiła się przerażająca postać Nieumarłego. Nawet nie próbował kryć swojej aury, czuł się pewnie i potężnie. Zresztą, co to dla niego za przeciwnik: konająca śmiertelniczka oraz niewidoma, słaba anielica, która najwyraźniej nawet nie wie kim jest... Jego celem jednak nie było to.
        - Ka'arquan - rzekł - Gdzie on jest?
        - O kim... O kim ty mówisz? - zapytała słabnącym głosem jasnowłosa. Sama wszak usłyszała swój głos jakby zza grubego szkła, przytłumiony. Musiała być bardzo zmęczona, choć jakoś tego aż tak nie odczuwała.
        - Czarne niczym pierze kruka ostrze Xanotha. Gdzie ono jest?
        - Dżari go właśnie szuka - powiedziała zgodnie z prawdą. Maya najwyraźniej straciła kontakt z otaczającym ją światem.
        - Jak to... Przecież gdy tylko go dotknie, jego ciało strawi fioletowy płomień... Jest przecież Niebianinem!
        Laura zaniemówiła. Wysłała go na samobójczą misję! Jakim cudem?! To niemożliwe! W jej wąskiej wizji świata zaczęły znikać kolory, traciła siły na odczytywanie krążących w około niej emanacji, które poczęły blednąć. Sama Niewidoma już ledwo utrzymywała się o własnych siłach nad ciałem rannej. Jeszcze trochę...

        "Jeszcze troszkę..."

        "Jeszcze..."

        Aura Licha. Wyczuł ją, potężniejszą niż wcześniej, najwyraźniej mag przestał się bawić i ukazał pełnię swojej mocy. Natychmiast rzucił się z powrotem. Gdy wpadł do korytarza, minąwszy schody, zauważył wychodzącego nekromantę, który jedynie na niego spojrzał, zaś gdy Niebianin wykonał zamaszysty zamach na jego ciało, ten, niczym dym z fajki czy ogniska, rozpłynął się pozostawiając po sobie jedynie niewyraźną chmurę szarego popiołu unoszącego się w powietrzu. W myślach Dżariego pozostała zaś, przypominająca obcą, myśl: "Uważaj na nie".
        Anioł wbiegł do pomieszczenia i zobaczył... Obie dziewczyny, nieprzytomne, ale oddychające i żywe, o czym świadczyły również ich aury. W dodatku nie było na ich ciałach ani śladu po ranach.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari stał przy drzwiach, wpatrując się intensywnie w korytarz za nimi, jakby bał się chociażby mrugnąć z obawy, że przeoczy nadejście nekromanty. Jego oddech powoli się uspokajał, adrenalina wypłukiwała się z jego krwi, a mięśnie coraz bardziej drżały po forsownej walce. Mimo to czuł spokój, został mu jeszcze tylko jeden przeciwnik. Byle tylko Laurze się udało, o to prosił Pana, by udało się uratować Mayę. Dżari zadrżał lekko, czując na skórze muśnięcie leczniczej magii bardki. Obrócił na nią wzrok i zamarł. Przez moment nie zwracał uwagi na to, co działo się za nim i był pewny, że już jest prawie po wszystkim, a tymczasem teraz dopiero widział, że chociaż Laura bardzo się starała, jej praca szła na daremno. Zaklęcia otaczały ranę Mayi, lecz ta się nie goiła. Anioł westchnął boleśnie, zaraz wrócił do obu kobiet i uklęknął po drugiej stronie nieprzytomnej kelnerki. Bez słowa odłożył miecz i skupił w sobie te siły, które zdążył przez tę krótką chwilę odzyskać. Jego duże, męskie dłonie, nakryły kruche ręce Laury. Po chwili, gdy tylko zamknął oczy, bardka mogła poczuć jak anioł stara się wspomóc jej zaklęcia. Jego moc, jak szybko zapłonęła, tak szybko i zgasła. Dżari jęknął, zabrał dłonie i schował w nich twarz.
        - Nie dam rady - szepnął bardzo cicho. - Nie mam już siły…
        Blondyn podniósł umęczony wzrok na Laurę, która mimo wszystko się nie poddawała. Cóż za dziewczyna, jej wola była jak diament. Dżari patrzył na nią przez moment z podziwem w oczach, obrócił wzrok dopiero, gdy Maya się poruszyła. Strach w jej głosie złapał blondyna za serce, pragnąc ją pocieszyć i podtrzymać na duchu ujął ją za rękę i pogładził czule po włosach.
        - Oszczędzaj się - zwrócił się do niej ciepłym głosem. - Zaraz ci pomożemy…
        Maya uśmiechnęła się blado, nadal chcąc zgrywać silną, jej uśmiech jednak zgasł, gdy spojrzała na anioła, a w jej oczach pojawił się cień strachu. Co zobaczyła? Wystraszyć mógł ją sam wygląd Dżariego, jego pokiereszowane oblicze, zakrwawione ubrania i pióra. Możliwe też, że z utraty sił nie rozpoznała anioła, do którego wzdychała jeszcze poprzedniej nocy i pomyślała, że to jej koniec, że oto przybył po nią posłaniec z Nieba, by zabrać ją z tego świata. Blondyn nie zamierzał dopuścić do jej śmierci - Maya była silna, a on i Laura robili co mogli, byle tylko ją uleczyć. Cóż, w sumie to bardka robiła, co mogła, on był w tym momencie zupełnie bezużyteczny. Dlaczego jednak zaklęcia nie działały? To wina trucizny, klątwy, magii? Nie dało się tego stwierdzić na pierwszy rzut oka, odpowiedź jednak musiała istnieć, musiała być na wyciągnięcie ręki. Dżari przypomniał sobie wygląd rany, moment jej zadania… Xanotha… ”Miecz!”, pomyślał, chyba w tym samym momencie, co Laura - dziewczyna otworzyła usta, by coś powiedzieć, gdy on już się zrywał z ziemi, zgarniając po drodze pożyczone ostrze.
        - Zaraz wrócę - zapewnił. - Damy radę, obiecuję!
        Dżari pośpiesznie wyszedł z pomieszczenia, zbiegł po schodach na parter. Zatrzymał się wpół kroku, czując nagłe ukłucie chłodu w sercu - na piętrze, w miejscu, z którego niedawno wyszedł, ujawniła się znajoma aura nieumarłego. Anioł zbladł, ale nie dał się ponieść emocjom. Wbiegł z powrotem na górę, a gdy zobaczył sylwetkę nekromanty, rzucił się w jego stronę. Skręcił tułów, aby zadać jeden, decydujący cios, który przepołowi wątłe ciało nieumarłego, nie natrafił jednak na żaden opór. Z przerażeniem pomyślał, że dał się oszukać iluzji. Nim wyhamował ostrze i własne ciało, nigdzie nie było śladu ani po magu, ani po jego zaklęciach, a Dżari, słysząc jeszcze w głowie dziwne wezwanie “Uważaj na nie”, poczuł, że to koniec. Nekromanta już więcej nie wróci. Tylko co z dziewczynami? Anioł pośpiesznie wrócił do pomieszczenia, gdzie je wcześniej zostawił, przeląkł się widząc, że obie leżą bez ruchu na podłodze. Odrzucił miecz na bok i padł przy nich na kolana. Odetchnął, gdy tylko zorientował się, że obie oddychają, lecz mimo to upewnił się, czy naprawdę żyją, sprawdził tętno na ich nadgarstkach i szyjach. Spostrzegł, że ich rany zostały zaleczone, nic im już nie groziło.
        - Dziękuję - szepnął, chociaż nie wiedział, komu dziękuje. Poczuł niemożliwą do opisania ulgę na myśl, że obie są bezpieczne, jakby ogromny ciężar spadł mu z serca. Nie budził ich, dając im odpocząć po ciężkich przeżyciach. Pozbierał się z klęczek i kolejno wyniósł je na dwór, najpierw zabierając Mayę, a później Laurę. Nie chciał, by obudziły się w pomieszczeniu pełnym ciał i krwi, wolał by były na świeżym powietrzu, by szybciej doszły do siebie. Posadził je pod ścianą młyna, w miejscu osłoniętym od wiatru, ale nadal dobrze dla niego widocznym. Rozejrzał się pośpiesznie po okolicy, zaglądając we wszystkie kąty na wypadek, gdyby gdzieś zostali jacyś bandyci - nikogo nie spotkał, spostrzegł jednak, że ci, którzy się na niego zasadzali, musieli na niego trochę czekać: na parterze młyna znalazł karty i butelki z bimbrem. Alkohol wylał, butelki jednak zachował. Poszedł z nimi do strumyka, który zasilał młyn i obie napełnił. Sam pobieżnie obmył się w zimnej wodzie, strosząc pióra jak kąpiący się gołąb - chciał zmyć z siebie krew, swoją i swoich przeciwników. Nadal był słaby, a jego rany prawie w ogóle się nie goiły, niemniej już przestały krwawić - to dobry znak. Wykorzystał paski podartej koszuli, aby opatrzyć sobie prowizorycznie brzuch i skrzydło - dwie najpoważniejsze rany, na dodatek bardzo newralgicznie umiejscowione. Gdy to zrobił, wrócił do nieprzytomnych. Nie było go raptem chwilę, dziewczyny więc nadal spały. Wtedy Dżariego coś tknęło. Poszedł w miejsce, gdzie niedawno stoczył bój i rozejrzał się, wysilając swój zmysł magiczny - nigdzie nie było śladu po nekromancie, po Upadłym ani po jego orężu, jednak w krzakach pod jednym z obalonych murków leżało to, na czym zależało aniołowi - futerał ze skrzypcami Laury. Wyciągnął go spomiędzy zarośli z ulgą stwierdzając, że instrument jest cały, po czym przytulił go do siebie, jakby był to jego najcenniejszy skarb i zawrócił w kierunku młyna. Nie chciał budzić obu kobiet. Postawił w pobliżu butelki z wodą i czekał, aż same się ockną. Dopiero teraz ponownie poczuł, jak bardzo drżą mu mięśnie i jak opadają mu powieki - był wycieńczony. Nie potrafiąc utrzymać czujności, zdecydował, że musi się na chwilę zdrzemnąć. Usiadł na ziemi między kobietami i przygarnął je do siebie, by oparły się o jego ramiona. Nie chciał, by wieczorny chłód dał im się we znaki, otulił je więc swoimi skrzydłami. Skrzypce Laury położył na swoich udach - wolał mieć pewność, że się nie stracą. Chwilę jeszcze rozglądał się po cichej, spokojnej okolicy młyna, zapatrzył się na widoczne w oddali miasteczko, gdzie w najlepsze trwała dożynkowa zabawa. Przez myśl przemknęło mu, by udać się tam i sprowadzić pomoc, odszukać też wózek Laury, ale bał się zostawić dziewczyny chociażby na chwilę same z obawy, że nekromanta albo któryś z jego pomocników jeszcze mogą tu wrócić. Wolał się nimi zaopiekować, wolał być przy nich w chwili, gdy się obudzą. Czuł jednak, jak powieki coraz mocniej mu ciążą. Szybko zapadł w płytki, czujny sen.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Cienie majaczyły wokół jej nieruchomego ciała. Leżała na czymś niewidocznym i zimnym, co gorsza nie potrafiła się poruszyć w żadnym kierunku. Mogła jedynie z przerażeniem obserwować, jak owe mroczne istoty zataczają coraz ciaśniejsze kręgi, jakby szykowały się do uczty, niczym wataha wilków. Pochwyciły zdobycz, osaczyły ją i teraz czekały na odpowiedni moment, by rozpocząć ucztę. A głównym daniem miała być ona. Najdziwniejsze było tylko to, że wzrok Laury był... normalny. Dosłownie widziała te stworzenia z mroku sunące bezdźwięcznie w powietrzu, dostrzegała swoje stopy pokryte czerwonym niczym krew płaszczem. "To musi być sen", wiedziała o tym. W tym samym momencie cienie rzuciły się na żer. Pierwszy uderzył w jej ciało wywołując przyjemne dreszcze. Drugi nie trafił. Trzeci zahaczył pazurami o okryte szkarłatnym materiałem, bezwładne nogi dziewczyny. Ale Laura poczuła tym razem ból - ból w części kończyn, których nigdy nie potrafiła czuć. Dopiero teraz, gdy zobaczyła jak płaszcz rozpryskuje się na setki kropel, zrozumiała, że to wcale nie był żaden materiał. To była krew. Tylko czyja? Nie czuła nigdzie indziej bólu poza miejscem, gdzie uderzył cień. Następna mroczna istota zaś nadleciała spokojnie zbliżając się do jej twarzy. Patrzyła jej wprost w oczy. Bardka była przerażona. Cień powiedział dwa słowa: "Obróć głowę". Laura uczyniła to, zwracając twarz w prawo. To, co zobaczyła, przeraziło ją o wiele bardziej od tego świadomego koszmaru. Posiadała skrzydła. Czarne jak noc. Cień powtórzył polecenie, toteż błękitnooka obróciła wzrok na lewo, gdzie, miast hebanowego pierza, widziała mlecznobiałe, anielskie skrzydło, podobne do tego, które posiadał Dżari. "Właśnie, Dżari! nie mogę sobie spać! Muszę się obudzić!" przypomniała sobie dziewczyna o przyjacielu, który może być w tarapatach. Próbowała krzyczeć, żeby ją obudzić, ale to nic nie dawało. Cień ponownie się przybliżył do jej twarzy, tym razem jego "oczy", o ile takowe posiadał, mieniły się szkarłatem podobnym do tego, który pokrywał jej ciało. Istota przemówiła ponownie: "Wkrótce dokonasz wyboru". Jego oczy nagle zgasły, zaś sam skoczył na nią, pokrywając otaczającą ją rzeczywistość mrokiem.

***


        Obudziła się spokojnie, bez żadnego zrywu. Jednak delikatny strach i niepewność po koszmarze pozostały gdzieś z tyłu jej świadomości. Czuła obok siebie Dżariego, czuła jego aurę, jego ciepło, jego spokojny oddech. Najwyraźniej również spał. Dostrzegała również aurę Mayi.
        Sen pozostawił w jej głowie pewną wątpliwość. Postanowiła to sprawdzić. We śnie czuła ból w nogach oraz widziała. Potrafiła widzieć. "A co, jeżeli to możliwe?" zapytała samą siebie i powoli rozchyliła powieki. Zobaczyła... Jedynie mrok. Nie było żadnej zmiany. Laura jednocześnie uśmiechnęła się zamykając oczy, choć spod jej powieki popłynęła mała, pojedyncza łza. Maya również już nie spała, ale nie chciała budzić anioła, dlatego podobnie jak Bardka nie poruszała się. Na nieszczęście jasnowłosej jednak, spoglądała na nią, choć ta nie mogła o tym wiedzieć. Zobaczyła również jak dziewczyna otwiera oczy i uśmiecha się mimo łzy. Kelnerka domyśliła się, co się Skrzypaczce mogło śnić i zrobiło jej szkoda niewidomej. "Gdybym tylko mogła jej pomóc... Ona tak bardzo się starała, żeby mnie uratować" myślała Maya. Ocknęła się już nieco wcześniej i przypomniała sobie wydarzenia z tego dziwnego i pełnego niesamowitych przygód dnia.
        - Dziękuję - powiedziała Maya w kierunku Laury. Tylko tyle mogła zrobić. Kobieta przekonana była, że to właśnie Chroma ją uleczyła. Wszak straciła przytomność przed przybyciem nieumarłego.
        Jej głos obudził czujnie odpoczywającego Skrzydlatego.
        - Za co...? - zapytała Laura szeptem, niepotrzebnie jednak, bowiem Niebianin również już otworzył powieki. - Nie ja cię uratowałam, tylko on - wskazała na przyjaciela - I... - chciała coś jeszcze dodać, ale przerwała. Maya nie musiała wiedzieć, że to lich je uzdrowił i przywrócił siły.
        Tymczasem na lasem, kilka staj od ich aktualnego miejsca pobytu, rozpoczynała się właśnie wieczorna zabawa. Festyn trwał od samego rana, ale dopiero teraz zaczynały się prawdziwe atrakcje. Muzykę słychać było aż przy opuszczonym młynie. Mieszkańcy zapewne bawili się w najlepsze, tańczyli, śmiali się i pili. Nie byli świadomi tego, co przeżyła dzisiaj jedna z ich znajomych, kelnerka w Dębowej Beczułce. Nie mieli nawet najmniejszego pojęcia o ogromie nieszczęść, niebezpieczeństw oraz bólu i śmierci, jaki towarzyszył tej trójce w ciągu zaledwie kilku godzin. Ale takie wydarzenia potrafią doskonale zżyć ludzi oraz rozpalić prawdziwe uczucia. Niewidoma już wiedziała, o co będzie chciała prosić Dżariego. I choć była to prośba wymagająca, czuła, że musi to zrobić. Tylko przy Niebianinie mogła zrozumieć, kim tak na prawdę jest. O ile kiedyś jej to nie interesowało, po dzisiejszej nocy oraz słowach nieumarłego bała się. Kim była? Kim powinna być? Tylko Skrzydlaty był w stanie jej pomóc w odnalezieniu tych odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari był pogrążony w płytkim śnie, który nie regenerował sił tak dobrze jak porządny nocny wypoczynek, ale i to na ten moment wystarczyło. I chociaż nie powinien mieć żadnych snów, zdawało mu się, że coś widział. Czuł blisko siebie jakąś obecność i nie chodziło o dwie dziewczyny, które wplątał w kłopoty. To było inne uczucie, które jednak doskonale znał. Gdy przebywał w Planach między kolejnymi misjami, a pogoda akurat dopisywała, często grywał w ogrodzie na guzhengu - było to jego ulubione zajęcie, które pozwalało ukoić umysł i ciało. Czasami, gdy z zamkniętymi oczami bezwiednie wodził palcami po strunach instrumentu, doznawał tego samego uczucia co teraz. W Planach gdy przestawał grać i się obracał, widział z reguły Litę albo któregoś ze swoich przyjaciół, jak siedzieli na jednej z ogrodowych ławek i słuchali jego gry. Nigdy mu nie przeszkadzali, a Dżariel ponoć specjalnie przychodził tylko po to, by go posłuchać i samemu odprężyć się przy muzyce. Zdradzało ich tylko to dziwne uczucie towarzyszące spojrzeniom utkwionym w jego plecach. Dżari zadrżał lekko na samo wspomnienie tamtych chwil. ”Co zobaczę, gdy otworzę oczy?”, zapytał sam siebie. Tylko jednak osoba mogłaby teraz na niego patrzeć w ten sposób.
        - Dziękuję - odezwał się nagle kobiecy głos, wyrywając anioła ze świata sennych marzeń. Dżari dopiero po chwili zorientował się, że to wtulona w jego bok Maya przemówiła. To jedno słowo sprawiło, że dziwna obecność opuściła blondyna i nawet nie próbował on jej znowu uchwycić - wiedział, że to nadaremne. ”Śniłem, czy to działo się naprawdę?”, zapytał sam siebie, a pytanie to wywołało u niego dziwny smutek. Gdy dziewczyny ze sobą cicho rozmawiały, on puścił ich ramiona i usiadł odrobinę wygodniej - zsunął się podczas snu. Maya podniosła na niego wzrok, w którym widać było wdzięczność, szczęście, ale też potworne zmęczenie.
        - Jak się czujecie? - zapytał anioł, patrząc to na Mayę, to na Laurę. - Wszystko w porządku? Przyniosłem wam wodę.
        Dżari wychylił się odrobinę i sięgnął po przygotowane wcześniej butelki. Podał jedną z nich Laurze, pilnując, aby dobrze złapała za szyjkę, nim on puści, a dopiero później obrócił się do Mayi.
        - W porządku. Dziękuję - odezwała się kelnerka, przyjmując podaną wodę, po intonacji słychać było jednak, że nie chodzi jej tylko o ten jeden prosty gest, a o wydarzenia tego dnia.
        - Dziękuj Laurze, nie mnie, to ona cię uratowała - odpowiedział z uśmiechem Dżari. Nie wiedział, że niewidoma chwilę wcześniej odpowiedziała w podobny sposób, był wtedy jeszcze trochę nieprzytomny. Maya nie zamierzała się kłócić, parsknęła tylko cicho pod nosem - uznała, że i on i ona są siebie warci, za dobrzy i stanowczo zbyt skromni. Już miała to powiedzieć na głos, gdy Dżari westchnął i odsunął się odrobinę, aby móc patrzeć na obie dziewczyny jednocześnie. Na jego obliczu widać było smutek i troskę. Nadal nie wyglądał za dobrze - jego ranne skrzydło dziwnie się układało, przez to jego sylwetka była nieco przekrzywiona, a podczas chodzenia z pewnością będzie je ciągnął po ziemi. Bandaże z koszuli odcinały się wyraźnie na tle zbyt bladej skóry. Tyle dobrego, że krew już przez nie nie przesączała.
        - Przepraszam - odezwał się anioł pokornym głosem. - To przeze mnie musiałyście przejść przez to wszystko. Nie wiedziałem, że tak będzie, nie czułem ich obecności i nie spodziewałem się ataku. I tego, że zostaniecie w to wplątane. Mogę wam to jakoś wynagrodzić?
        - Głupek - odpowiedziała mu pogodnym głosem Maya, trącając go w ramię. - Nie masz za co przepraszać, wpakowałam się w to na własne życzenie. Ale jeśli chcesz mi cokolwiek wynagradzać, zaśpiewaj dzisiaj dla mnie na festynie - dodała po chwili wahania. Jej prośba sprawiła, że Dżari zaśmiał się cicho - nie miał ochoty się kłócić ani też nie miał sił, by przesadnie reagować. Przypomniało mu się jednak coś ważnego.
        - Lauro - odezwał się do bardki, klękając naprzeciw niej. Sięgnął po futerał, który wcześniej tak hołubił i wsunął go pod dłonie dziewczyny. - Mam twoje skrzypce. Są całe, nic im się nie stało. Nie znalazłem jednak wózka, ale na pewno jest gdzieś bezpieczny, wrócimy do miasta i go poszukamy…
        - Ja wiem, gdzie on jest - wtrąciła się Maya, a gdy dostrzegła zaskoczony wzrok anioła, wzruszyła ramionami, jakby nie było to nic wielkiego. - Szukałam was na festynie, a znalazłam tylko ten wózek. Zaniepokoiłam się i przez to tu przyszłam. Mogę po niego pójść…
        - Nie - przerwał jej stanowczo anioł, po czym zmitygował się i mówił już spokojniej. - Nie, proszę. Nie chcę zostawiać ani jednej z was samych, nie chcę by coś wam się stało. Pójdziemy razem. Lauro… Pozwolisz, że wezmę cię na ręce?
        Dżari mówił pewnie, chociaż ostatnie zdanie wypowiedział odrobinę ciszej. Ta intonacja miała sens, chociaż anioł nie zrobił tego świadomie - mówił pewnie, ale gdyby nie zniżył głosu, Laura mogłaby poczuć się atakowana. Nie o to chodziło. Według Dżariego to był najszybszy, najwygodniejszy sposób, aby dotrzeć we trójkę do miasta. Rany na jego barkach już się wyleczyły, a bardka z pewnością była bardzo lekka - podniesie ją bez trudu. O ile oczywiście Laurze nie będzie to przeszkadzało. W razie czego mógł pomyśleć nad innym rozwiązaniem, ale na pewno nie zamierzał pozwolić się rozdzielić. Zawsze gdy odwracał wzrok, działo się coś złego.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Z radością przyjęła butelkę z wodą. Chłodny napój kojąco podziałał na zmęczone ciało, ale i odsunął resztki snu. Laura niemal już o nim zapomniała, jedynie gdzieś w oddali majaczył jeszcze kształt strachu, który nie tak dawno odczuwała. Upiła kilka łyków na tyle szybko, iż parę kropel spadło na jej sukienkę.
        Nagle Dżari zaczął przepraszać. Laura słuchała go przez chwilę ze srogim zdziwieniem na twarzy, nim jednak Anioł skończył swoje tłumaczenia bardka wtuliła się w niego obejmując szyję przyjaciela.
        - Głupek - odezwała się pogodnym głosem Maya, trącając go w ramię. - Nie masz za co przepraszać, wpakowałam się w to na własne życzenie. Ale jeśli chcesz mi cokolwiek wynagradzać, zaśpiewaj dzisiaj dla mnie na festynie - głos kelnerki był szczery, ciepły i wyrażał dokładnie to, co skrzypaczka chciała powiedzieć. Laura zamiast tego podkreśliła jednak pierwsze słowo kobiety:
        - Głupek - i pocałowała Dżariela w policzek.
        Gdy Skrzydlaty przekazywał dziewczynie jej drogi instrument, Laura musiała wyglądać jakby namalowana przez wprawnego artystę na płótnie: radość niemal się z niej wylewała, rozświetlając coraz mroczniejszą okolicę opuszczonego młyna. Było to oczywiście tylko złudzenie, ten blask mógł wszak pochodzić od zachodzącego słońca, które już niemal zniknęło za kreską widnokręgu. Ale czy aby na pewno? Szkarłatno-pomarańczowe błyski zarzucone niczym płachta na drzewa i krzewy dodawały temu nieco zarośniętemu, zapomnianemu przez cywilizację miejscu odrobinę magii. Nie tej prawdziwej, a takiej nieopisanej, chwilowej, nieuchwytnej i niemożliwej do kontrolowania.
        - Nie przejmuj się, znajdę go - powiedziała odnośnie wózka, w tym samym momencie Maya stwierdziła, że go widziała. To zdecydowanie ułatwi poszukiwania.
        Siedzieli jeszcze przez tę chwilę w bezruchu, niewidoma ściskała z uśmiechem swoje skrzypce. Chciała móc na nich zagrać dzisiaj na festynie, ale nie śmiałą prosić ani Dżariego, ani Mayi o to, by zanieśli ją do miasteczka. Sama nie dotarłaby tam, choćby się bardzo starała, bez swojego siedziska była unieruchomiona. Nie chciała również zmuszać tej dwójki do tego, aby specjalnie się dla niej poświęcali i przynieśli pojazd. Wystarczająco dzisiaj już oboje dali od siebie.
        - Odpocznijcie - powiedziała spokojnie Laura. Była już wyspana, jej siły niespodziewanie szybko się zregenerowały. To zapewne była zasługa bliskości Anioła. Samo jego ciepło i zapach dodawało chromej otuchy i energii do działania.
        Nagle Dżari zaproponował, że zaniesie Laurę. Policzki bardki pokryły się lekkim, różowym rumieńcem. Do tej pory nikt jej jeszcze nie nosił na rękach, byłoby to dla niej nowe doznanie. Nie miała oczywiście nic przeciwko, komu jak komu, ale akurat Dżarielowi pozwoliłaby chyba na prawie wszystko, ufała mu i nie martwiła się, że chciałby ją skrzywdzić w jakikolwiek sposób.
        - Nie śmiałabym... Nie śmiałabym cię o to nawet prosić... - głos muzyczki był zakłopotany, ale nie wyrażał strachu przed samym podniesieniem, a raczej tworzeniem problemów. Nie chciała być kulą u nogi nikogo, zwłaszcza przyjaciela. "Czy faktycznie powinnam go prosić o to? Jeśli się zgodzi, na pewno będę mu przeszkadzać i utrudniać wędrówkę na stałe, nie jednorazowo..." nagle zwątpiła w swój pomysł. Chciała prosić Dżariego o pomoc, chciała być jego kompanką, ale w tym momencie dotarło do niej, że stanie się jego ciężarem, o którego będzie musiał dbać. A on ma ważną misję, nie powinien zawracać sobie głowy drobnostkami, zwłaszcza takimi jak ona sama. - Nie mam nic przeciwko noszeniu ale... Twoje rany... - pochyliła głowę wtulając się głębiej dekoltem w gryf instrumentu ukrytego pod grubym futerałem, podkreślając w ten sposób delikatność materiału sukienki.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Wielu mężczyzn zwariowałoby ze szczęścia na miejscu Dżariego - dwie dziewczyny wdzięczne mu za ratunek, jedna odrobinę zadziorna, a druga delikatna i piękna jak wczesny wiosenny kwiat, a zachowanie obu jasno świadczyło o przychylności względem anioła. Wystarczyłoby kilka gładkich słów i jakiś czuły gest, by wyciągnąć pewne korzyści z tej sytuacji... Ale to nie było zachowanie w stylu Dżariego i, w jego mniemaniu, zupełnie nieprzystające Niebianinowi. Nie zwrócił więc uwagi na to, że kilka kropel wody uciekło spomiędzy brzegu butelki a ust Laury i spadło na jej sukienkę, której materiał przykleił się pod wpływem wilgoci do gładkiej, delikatnej skóry. Gdy został pocałowany przez mgnienie oka wyglądał na zaskoczonego, aby po chwili uśmiechnąć się delikatnie, przekrzywiając przy tym lekko głowę. Wyraz jego twarzy świadczył o uldze i rozczuleniu - był bardzo wdzięczny za to, że dziewczyny nie czuły urazy w stosunku do niego, a wręcz pałały do niego sympatią, chociaż tyle przeszły tylko przez to, że były z nim widziane.
        Maya bez słowa patrzyła na całą scenę rozgrywającą się między Dżarim a Laurą - na te uśmiechy i rozczulające gesty, które w stosunku do siebie wykonywali. Wyglądali jak para z ballady, bardka była tak uradowana, gdy zostały jej zwrócone jej cenne skrzypce, a on sprawiał wrażenie szczęśliwego tylko przez to, że mógł komuś pomóc. "Anioły pewnie tak mają", uznała. Aż głupio było jej się wtrącać między tych dwoje, jednak poruszyli temat, w którym ona miała coś do powiedzenia i nie mogła zataić tego, co wiedziała. Zdawało jej się, że ustalili jakiś plan działania, że wrócą do miasteczka i razem znajdą wózek Laury, dlatego nie odzywała się już, gdy niewidoma zasugerowała, by jeszcze chwilę odpocząć. Chyba cała trójka jeszcze tego potrzebowała.
        Dżari nie dyskutował, po prostu usiadł pod ścianą młyna i westchnął - faktycznie, nadal odczuwał skutki utraty krwi podczas walki, przydałaby mu się jeszcze chwila odpoczynku. Z zaskoczeniem i pewną szczyptą zazdrości patrzył na obie dziewczyny, które najwyraźniej czuły się całkiem dobrze, chociaż przeszły chyba nawet więcej niż on. Wszak on był wojownikiem, silnym i zaprawionym w boju mężczyzną, który nieraz odnosił rany, one zaś były delikatnymi niewiastami, które banda zbirów potraktowała w tak brutalny sposób... Anioł zamknął oczy, by odgonić poczucie winy, które znowu zaczęło w nim narastać. W końcu obie mu wybaczył i mówiły przy tym szczerze, tego był pewien.
        Nadeszła pora, by wrócić do miasteczka - Dżari uklęknął obok Laury i zaproponował, że weźmie ją na ręce. Widział wahanie na jej twarzy, ale nie był napastliwy, pozwolił jej przemyśleć ten pomysł i podjąć na spokojnie decyzję. Nie doczekał się jasnej odpowiedzi, ale poznał przyczynę jej niezdecydowania, to mu wystarczyło. Na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech.
        - Moimi ranami się nie przejmuj, już prawie się zasklepiły - zapewnił spokojnym głosem. Mówił jak zawsze bez nadmiernej gorliwości, co tylko sprawiało, że brzmiał bardziej przekonująco. - Dam radę, to żaden kłopot. Obejmij mnie za szyję.
        Dżari nachylił się do bardki i nakierował jej ręce, by mogła się go złapać. Delikatnie odebrał jej skrzypce i podał je Mayi, by podczas wstawania przez przypadek ich nie upuścić i nie zepsuć - kelnerka od razu pojęła jego intencje i przejęła instrument. Sama nie była przekonana, by anioł faktycznie miał mieć dość siły, by nieść Laurę przez całą drogę, ale nie zamierzała go od tego odwodzić. Zmieniła zresztą zdanie, gdy zobaczyła, jak Dżari się poruszał. Wprawnie objął kruchą bardkę, łapiąc ją jedną ręką pod kolana, a drugą w talii, po czym wstał prawie bez wysiłku, tylko lekko zaciskając zęby. Odetchnął.
        - Chodźmy - uznał, po czym sam skierował swoje kroki w kierunku miasteczka. Jego ranne skrzydło układało się w dość nietypowy sposób, było jakby przechylone do przodu, wspierało się na barku anioła. Lotki co rusz muskały ziemię. Dżari jednak nie okazywał bólu ani niewygody, zachowywał się bardzo naturalnie, jakby nie był ranny tylko co najwyżej zmęczony. Sam przed sobą musiał się przyznać, że nadal odczuwał ból zarówno skrzydła, jak i ran na brzuchu, ale był w stanie iść i nieść na rękach Laurę. To ostatnie zresztą nie było problemem - tak jak się spodziewał, dziewczyna była bardzo lekka, mógłby tak iść z nią nawet przez kilka staj.
        - Jak się czujesz? - zapytał szeptem, nachylając się lekko do bardki. - Wygodnie ci?
        Idąca z boku Maya uśmiechnęła się do swoich wyobrażeń - jak większość dziewczyn pracujących jako kelnerki, tak i ona znała setki śpiewanych przez bardów historii i opowieści podróżników, którzy zatrzymywali się w mieście i w duchu marzyła, by kiedyś spotkało ją coś takiego. Myślała, że pojawienie się Dżariego pozwoli jej przeżyć przygodę i w gruncie rzeczy wiele się nie pomyliła, nie była to jednak historia, jakiej się spodziewała, ale nie śmiała narzekać. Zwłaszcza, gdy patrzyła na tę parę w tym momencie - razem wyglądali naprawdę pięknie.
        - Powiecie mi, co się tam właściwie działo? - zapytała, by zaspokoić swoją ciekawość i przerwać panującą na ścieżce ciszę. Dżari spojrzał na nią i przez chwilę milczał, po czym westchnął i zaczął mówić. Jego wersja historii była krótka i została poprzedzona zastrzeżeniem, że sam nie jest pewien pobudek swych przeciwników. Wyjaśnił, że Xanoth był Upadłym, któremu on jako anioł światła powinien wymierzyć sprawiedliwość, wyraził przypuszczenie, że to pewnie było powodem tego całego zamieszania - Piekielny chciał uprzedzić swego oponenta i zastawić na niego pułapkę, robiąc z Laury przynętę. Resztę historii Dżari streścił tak, jak ją widział: walka, uwięzienie, moment oswobodzenia i pojawienie się Mayi, pokonanie Xanotha i zniknięcie licha.
        - Nie wiem, co się z nim stało - przyznał. - Może uznał, że w pojedynkę nie jest w stanie walczyć, a może to nie była jego walka i po prostu odpuścił. Nie wiem. Zniknął i jestem przekonany, że na dobre.
        Mayę takie wyjaśnienia przekonywały, a wcześniejszej historii anioła słuchała prawie że z wypiekami na twarzy. Ta krótka rozmowa umiliła całej trójce czas i sprawiła, że nawet się nie spostrzegli, gdy dotarli do obrzeży wioski. Tu było jeszcze stosunkowo cicho, zabawa trwała wszak na rynku i to tam skupili się wszyscy mieszkańcy, jednak nawet tu dało się słyszeć dźwięki muzyki, gwar rozmów i śmiech, a nad domami widoczna była łuna barwnych świateł lampionów i ognisk. Anioł poczuł się dziwnie nieswojo - tutaj wszyscy się bawili, podczas gdy niedaleko rozgrywały się tak dramatyczne wydarzenia. Dżari czuł wyrzuty sumienia, że podczas walki pozbawił kilku zbirów życia, nie wiedział też, czy wśród biesiadników nie spotka przypadkiem tych, którzy uciekli. Jak się zachowają w stosunku do niego i do Laury? Czy w ogóle będą sobie nimi zawracać głowę?
        - Nie ma sensu, byśmy pchali się w ten zgiełk we trójkę - uznała Maya, jakby wyczuwając wątpliwości anioła. - Jesteśmy już w miasteczku, więc nic mi nie grozi. Poczekajcie tu, skoczę po wózek i zaraz z nim wrócę, jestem pewna, że nikt go nie ruszył z miejsca. Zaraz wracam!
        Kelnerka nie pozwoliła Dżariemu i Laurze oponować - zaraz ruszyła dziarskim krokiem przed siebie i zniknęła między domostwami. Anioł patrzył za nią chwilę bez słowa, tylko uśmiechając się nikle pod nosem, po czym zszedł z głównej drogi. Podszedł do niskiego murku, który otaczał jedno z domostw i posadził na nim Laurę, samemu siadając obok niej. Szepnął ciche "pozwól", nim przytulił się do dziewczyny.
        - Przepraszam cię - odezwał się po chwili bardzo cichym głosem. - Wiem, że nie chowasz do mnie urazy, ale byłem tak strasznie głupi... Chciałem wczoraj za tobą pójść, byś nie była sama nocą, ale bałem się, że uznasz mnie za natręta, dlatego odpuściłem. Gdybym z tobą wyszedł, do niczego by nie doszło. Cóż ze mnie za anioł, skoro nie potrafiłem ani cię ochronić, ani zapobiec rozlewowi krwi?
        W głosie Dżariego pobrzmiewał cień goryczy i aż zganił sam siebie w myślach, że tak się użalał przed Laurą. Była to jednak pierwsza osoba w Alaranii, przed którą nie miał oporów się otworzyć. Chociaż nigdy nie zabiegał o towarzystwo, od momentu gdy zszedł na ziemię w poszukiwaniu Dżariela czuł niepokój i pustkę i jak nigdy wcześniej potrzebował wsparcia. Chociażby szczerego zapewnienia, że wszystko będzie w porządku - wątpliwości, które na początku były tylko przelotnymi myślami, zatruwały mu coraz bardziej umysł i bał się, że nie podoła wyznaczonej mu misji i, co gorsza, że nie będzie już godzien nazywać siebie aniołem światła. Zbyt często ostatnimi czasy zawodził i to osoby, które były mu szczególnie bliskie.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Dżari pochylił się nad nią pomagając Laurze objąć jego szyję. Bardka była faktycznie niesamowicie lekka, nawet dla rannego Anioła była niemal żadnym ciężarem. Nie martwiła się, że Maya uszkodzi jej instrument, niewidoma ufała już tej dwójce. Była zbyt łatwowierna, ale w tym wypadku nie musiała się tym martwić. Zarówno kelnerka, jak i Dżari zdecydowanie należeli do grona osób, w których warto pokładać wiarę.
        Gdy skrzydlaty podniósł chromą, mimo iż nie czuła "gruntu pod stopami" doznała oszałamiającego uczucia. Miała wrażenie, jakby wzniosła się w przestworza, jakby jej przyjaciel rozłożył skrzydła i poszybował razem z nią w rękach. Nigdy nie była na takiej wysokości, zawsze znajdowała się na wysokości, na której normalnie siedziała. I choć nie widziała niczego w konkretnie odrębny sposób, zdawało jej się, że była niesamowicie wysoko. Wtedy właśnie zapragnęła polecieć wysoko ponad chmury. Zyskała marzenie, którego jednak nie chciała spełniać sama.
        Skrzypaczce bardzo spodobała się ta sytuacja. Nadal martwiła się o Dżariela, jego rany na pewno jeszcze nie były zagojone. Skrzydło musiało się bardzo nienaturalnie układać, bowiem czuła jak nieproporcjonalnie ma napięte mięśnie pleców. Postanowiła mu nieznacznie pomóc, przytuliła się do piersi przyjaciela i wyszeptała:
        - Zdrowiej... - I na jej słowa jej magia zaczęła powoli płynąć poprzez całą powierzchnię jej ciała wtuloną w niebianina wprost do krwiobiegu wojownika. Mógł on poczuć delikatne swędzenie wokół ran, zwłaszcza na skrzydle, które to było nieco inaczej unerwione niż reszta ciała.
        Na pytanie anioła o jej samopoczucie Laura odpowiedziała, również dosyć cicho:
        - Wspaniale, dziękuję. - Po plecach blondynki przebiegł drobny dreszcz spowodowany słowami Dżariego gdy szeptał on do jej ucha.
        Maya dyskretnie przyglądała się tej dwójce. Wyglądali jak para, jak zakochani. Tylko czy to była prawda? W głębi serca mieszkanka Nawii czuła, jak skromnie coś jej podpowiada, że jest zazdrosna. Zazdrosna nie tylko o samego Anioła, ale również o to, co jest między tą parą. I choć tak na prawdę nie było nic prócz troski i opieki, a kelnerka pozostawała uśmiechnięta i ucieszona, ta wewnętrzna zazdrość mogła się rozwinąć w złym kierunku. Dlatego gdy tylko dziewczyna ją poczuła natychmiast stłamsiła to uczucie w samej sobie. "O czym ja myślę?! Oni muszą być sobie przeznaczeni" skarciła się Maya. Wtedy zapytała o to, co się tak na prawdę działo w młynie, chciała odwrócić uwagę od złej strony własnej świadomości, która nagle się do niej odezwała.
        Niebianin rozpoczął swoją historię, która przypominała bardziej relację z wydarzenia niźli pełne emocji starcie. Streścił wszystko najprościej, jak to było możliwe. Laura w tym czasie słuchała go wtulona w jego tors. Było jej ciepło, przyjemnie, wręcz czuła się w ramionach Dżariego jakby wreszcie była tam, gdzie powinna. Wiedziała, że to tylko chwilowe, dlatego czerpała każdą sekundę tej chwili z rozkoszą. Jednocześnie nie przestawała dyskretnie leczyć przyjaciela nieświadoma, że jako wysłannik Pana wyczuje jej magię. Chciała to zrobić po kryjomu od samego początku, niestety Dżariel był wyszkolony w takim stopniu, że nie było to możliwe dla chromej.
        - Jest jeszcze coś - nagle przypomniała sobie dziewczyna. Nie powinna ukrywać przed nimi tego, co się stało. - Gdy nas opuściłeś w poszukiwaniu miecza Xanotha, do pomieszczenia przybył Lich - Laura starała się zrelacjonować to, co tam się zdarzyło. - Ale nie zaatakował nas. Wręcz przeciwnie. Wyleczył. Uzdrowił i odszedł. Ale... Nie pamiętam dokładnie - muzyczka ominęła temat słów nieumarłego, tego, co powiedział o jej pochodzeniu. Nie rozumiała tego, ale postanowiła poszukać na ten temat informacji samodzielnie.
        Najważniejszą kwestią dla Laury było jednak teraz coś zupełnie innego. To, co czuła wobec mężczyzny, który ją niósł. Nie było to zwyczajne przywiązanie. Choć i tak można było to nazwać. Wiedziała, że nie może też tego nikomu powiedzieć. Dżari mógłby ją za to znienawidzić. "Ale czy aby na pewno...?" zastanawiała się jasnowłosa, uznała jednak, że to nie jest coś, czym powinna się z kimkolwiek dzielić. Z czystego sumienia, nie własnych pobudek.
        Nagle Maya niechcący przerwała te przemyślenia i ruszyła w poszukiwanie wózka. Laura chciała oponować, powiedzieć, że wie, gdzie dokładnie się znajduje, ale nie zdążyła. Kelnerka zostawiła tę dwójkę samych. Mogło to wyglądać, jakby zbudziła śpiącą skrzypaczkę. Anioł jednak wiedział, że śpiewaczka nie spała - świadczył o tym jej oddech.
        Dżari posadził ją na jakimś murku przy domostwie, pewnie obecnie pustym, i sam się przysiadł. I znowu: nim Laura zdążyła cokolwiek powiedzieć, niebianin szepnął ciche "pozwól" i przytulił się do niej. Laura była zaskoczona, ze zdziwienia wręcz podniosła powieki. Jej piękne oczy, choć ślepe, nie straciły ani odrobiny niegdysiejszego blasku. Wojownik jednak nie zdążył ich zobaczył, bowiem po kilku sekundach bardka wróciła do siebie i objęła przyjaciela, zamykając je. Wysłuchała go bardzo uważnie i niespodziewanie uśmiechnęła się.
        - Jesteś najlepszym aniołem, jakiego w życiu spotkałam - podsumowała krótko. - Nie powinieneś przepraszać. Nie ty mnie w to wplątałeś. Ty mnie uratowałeś. - oOdsunęła się na chwilę tak, aby mógł on spojrzeć na jej twarz i uśmiechnęła się. - Proszę, nie obwiniaj się.
        Od kilku chwil ucichła muzyka, zamiast niej ktoś podniesionym tonem coś wygłaszał. Niestety poprzez echo i zniekształcenie dźwięku nie dało się wyróżnić żadnych słów. Jedynym wiadomym było, że przemawiała kobieta.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari nie oponował, gdy Laura leczyła jego rany, nie przeszkadzało mu to, jak mocno się do niego przytuliła i nawet to swędzenie było do zniesienia. Anioł na moment zamknął oczy, opuścił głowę i wstrzymał oddech - uczucie magii przepływającej przez całe ciało było bardzo wyjątkowe, kojące, oczyszczające. Nie wpływało jedynie na ciało, ale też na myśli mężczyzny, pozwoliły mu się wyciszyć i pozbyć napięcia po walce. Przynajmniej na chwilę - jako osoba z natury dobra, jeszcze długo miał odczuwać wyrzuty sumienia po tym, co się wydarzyło, niewielkie, ale jednak. Niestety nawet Niebianin, gdy obierze dla siebie drogę wojownika, z czasem coraz łatwiej godzi się z zadawanym bólem i śmiercią.

        - Marnie wyglądasz.
        Dżariel uklęknął po drugiej stronie guzhengu, nie spuszczając ze swego przyjaciela zatroskanego wzroku. Charakterystycznym dla niego ruchem rąk strząsnął rękawy swej szaty, po czym wsunął swą drobną dłoń pod palce wojownika, które uzbrojone w plektrony skakały po strunach instrumentu. Blondyn bez oporów przestał grać i pozwolił, by mag uniósł jego dłoń na swojej, niczym rannego motyla. Dopiero teraz podniósł na niego wzrok. Oczy miał podkrążone, zmęczone i matowe, widać było, że coś go gryzło.
        - Nie grałeś tak pięknie jak to masz w zwyczaju, to do ciebie niepodobne byś mylił tempo - usprawiedliwił swoje zachowanie Dżariel. Opuścił dłoń przyjaciela z powrotem na struny, ale Dżari nie podjął gry. Westchnął i zaczął zdejmować plektrony z palców.
        - Co się dzieje? - zapytał go mag. Wiedział, że bez pytań niczego się nie dowie, jego przyjaciel był wyjątkowo skrytą osobą. Całe szczęście zapytany rzadko unikał odpowiedzi.
        - Cały czas go widzę - mruknął. - Nie umiem spać, bo nawiedza mnie w snach. Dżariel, czy mogłem postąpić inaczej? Co jeśli pozbawiłem go życia niepotrzebnie? Co jeśli była inna opcja, a ja jej nie dostrzegłem?
        - Dżari. - Mag westchnął cicho. - Niestety taką drogę obrałeś. Będziesz musiał jeszcze nieraz przelać krew. Czyń to jak najrzadziej, ale gdy nie będzie innego wyjścia, nie wahaj się. Pamiętaj, że Pan powierzył ci misję, mianował cię swym mieczem i obrońcą dobra. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale przezwycięż wątpliwości. Jesteś silny, dasz radę. I zawsze w razie czego masz mnie i Tallasa - dodał z uśmiechem.
        - Zapamiętam - zgodził się Dżari, patrząc swemu przyjacielowi w oczy. - Dziękuję. Tylko dzięki tobie jestem w stanie udźwignąć to brzemię.


        Dżari westchnął głęboko. Powrót do zdrowia był wspaniałym uczuciem, bardzo orzeźwiającym i poprawiającym samopoczucie. Stojąca obok Maya mogła dostrzec, jak anioł porusza niedawno rannym skrzydłem, po czym układa je symetrycznie do drugiego, prawidłowo, bez żadnej asekuracji, Laura zaś mogła poczuć na swoim ciele, jak z mięśni Dżariego schodzi nieprawidłowe napięcie i jego sylwetka nabiera prawidłowej postawy. Teraz niesienie Laury nie stanowiło dla niego żadnego wysiłku, a i rozmowa jakoś tak łatwiej przychodziła. Anioł gdy mówił co chwilę spoglądał na blondynkę, która tak ufnie umościła się w jego ramionach.
        - Możesz już przestać - szepnął jej w którymś momencie, a w jego głosie słychać było ogromną wdzięczność i nawet odrobinę wesołości. - Już dobrze się czuję.
        Dżari uśmiechnął się do niewidomej, bo chociaż wiedział, że ona tego nie dostrzeże, odruchy były silniejsze od niego. Mina zrzedła mu natychmiast, gdy Laura wspomniała o wizycie Licha na strychu młyna. Ta wiadomość na swój sposób go wystraszyła i aż zmylił krok. ”On tam był. Mógł zrobić im krzywdę, a ja biegałem po podwórzu i szukałem miecza. Co jeśli cały czas tam był, patrzył, jak beztrosko co rusz zostawiam je same, jak w końcu zasypiam? Przecież… Ależ byłem naiwny. Z drugiej jednak strony nic im nie zrobił. Może miał ku temu jakiś powód? Nigdy się tego nie dowiem.”. Przemyślenia anioła zaprzątnęły jego głowę do tego stopnia, że zamilkł na bardzo długi czas. Laura również pogrążyła się w swoich myślach, a Maya nie naprzykrzała się parze Niebian, tylko milczała tak długo, jak było to konieczne. A lich...

        Na trakt przed nekromantą wyszedł mężczyzna. W jednej ręce trzymał tak znajomy pradawnemu miecz o czarnym ostrzu, a w drugiej głowę czarnowłosego anioła, który był wcześniejszym właścicielem oręża. Lich widząc chłodne spojrzenie mężczyzny poczuł, jakby coś ukuło go w pierś, w martwe, kamienne serce, które już dawno przestało bić.
        - Nie musisz nic mówić, to mi wystarczy - oświadczył mężczyzna, unosząc trzymane w rękach trofea. Wyglądał na niezadowolonego. - Wydawało mi się, że wasza dwójka wystarczy, by pokonać jednego anioła.
        - Ten anioł był dużo silniejszy niż nam go przedstawiłeś… - oświadczył twardo lich i miał już mówić dalej, gdy jego rozmówca roześmiał się.
        - W istocie, był. Sam tego nie przewidziałem. Dziesięciolecia nie miałem okazji oglądać go w prawdziwej walce… Nabrał siły. Ale to was nie usprawiedliwia, mieliście swoich pomagierów i wiele, wiele okazji do zgładzenia go. Przez moment czułem, jakby jego aurę dzieliło tchnienie od zgaśnięcia, a jednak na nowo rozbłysnęła.
        - To sprawka dziewczyny, która mu towarzyszyła. I o której zdecydowałeś się nam z jakiś przyczyn nie mówić - dodał z przekąsem nieumarły.
        - Dziewczyny? - Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego i rozbawionego jednocześnie. - Nie wyobrażam sobie go w towarzystwie kobiety, ale niech ci będzie. Nie wiedziałem o niej, musiał ją poznać dopiero tutaj. Co to była za jedna?
        Lich w skrócie opowiedział swemu rozmówcy o Laurze: o tym, jaki miała wkład w zwycięstwo Dżariego, jak również o tym, co udało mu się przemocą wydrzeć z jej wspomnień. Widać było, jak na twarzy mężczyzny maluje się niepokój, wściekłość, a na koniec wzgarda. Splunął.
        - Nigdy nic nie może iść zgodnie z planem - warknął pod nosem, po czym znowu spojrzał czujnie nanekromantę. - Trzeba się dowiedzieć o niej jak najwięcej, a przede wszystkim co ją łączy z Lakim. Przeklęty, ma zbyt wiele szczęścia. Od razu złapał trop i szedł za nim jak po sznurku, choćbym nie wiem czego próbował, nie potrafiłem go zmylić. A gdy mi się to w końcu udało, znalazł sobie taką sojuszniczkę.
        - Dlaczego go nie zabiłeś, gdy miałeś okazję?
        - Głupoty, która lęgła się przez dziesiątki lat, nie da się tak łatwo wyplenić - odpowiedział wymijająco mężczyzna, uśmiechając się z przekąsem pod nosem. - Gdy następnym razem przed nim stanę, będę już silniejszy. To będzie cudowna walka.
        Nekromanta patrzył z kwaśną miną, jak jego rozmówca zarzuca sobie miecz Xanotha na ramię, jakby był to zwykły kijek, po czym rzuca uciętą głowę Upadłego w krzaki i odchodzi. Bez słowa pożegnania, za to gwiżdżąc jakby był bardzo z siebie zadowolony. Lich nie powiedział na głos tego, co cisnęło mu się na usta: “oby powinęła ci się noga”.

        Tymczasem w Nawii Dżari i Laura trwali w swoich objęciach, sami na obrzeżach miasteczka. Nie wiedzieli, że właśnie o nich rozmawiano, nie wiedzieli, że jest ktoś, kto ich oboje darzy szczerą nienawiścią, chociaż jej w ogóle nie zna, a jego zna bardzo dobrze, lecz z jakiś przyczyn życzy mu śmierci. Piekielny? Śmiertelnik? Niebianin? Gdyby zapytać o to Dżariego, byłby zaskoczony, że ma aż tak zaciekłego wroga i nie podałby żadnego imienia.
- Gdy mówisz takim tonem, przestaję mieć wątpliwości - zapewnił Laurę, gdy ta go pocieszała. Nie był osobą, która potrzebowała wielu słów, wystarczyło jedno szczerze wypowiedziane zdanie. A w jej przypadku nie miał wątpliwości co do prawdziwości jej słów. - Każdemu zdarza się wątpić, nawet jeśli żyje dziesiątki lat i zdaje się, że jego życiem kieruje sam bóg... Lauro, co teraz planujesz? Festyn będzie trwał jeszcze pewnie z dzień czy dwa, zamierzasz tu zostać?
        Dżari spojrzał uważnie na bardkę. Nie powiedział tego na głos, ale od jej odpowiedzi uzależniał swoją decyzję. Gdyby teraz był sam, gdyby jej przy nim nie było, pewnie rozpostarłby skrzydła i odleciał na wschód, dalej szukać Dżariela. Ze względu na nią był jednak gotów zmienić swoje plany. W jaki sposób, tego jeszcze nie wiedział, ale był przekonany, że gdy tylko usłyszy jej stanowisko, sam będzie wiedział co robić.
Zablokowany

Wróć do „Równina Maurat”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości