Równina Maurat[Obrzeża Meot] Początek wyprawy

Równina rozciągająca się od Gór Dasso, aż po Warownie Nandan -Ther, zamieszkała przez istoty wszelkiego rodzaju, jednak jej ogromne przestrzenie są przede wszystkim krainą dzikich koni, które galopują w bezkresie jej zieleni w poszukiwaniu swoich braci.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

"Będzie drogo..." - pomyślał Maie dorzucając ostatnie patyki do ogniska - "Cholernie drogo."
Od roku przemierzał Alaranie i wiedział, że życie wśród ludzi jest "nieludzkie". Zamiast sobie pomagać wzajemnie, "cywilizowane rasy" wymyśliły sposób wymiany: towar za pieniądze. - "Płacisz za żarcie, za nocleg, za konia! Płacisz nawet za przejście przez cholerny most czy dostanie się do miasta!" Z tego też powodu Darshes nienawidził ludzi. Wykorzystywali się wzajemnie, oszukiwali jeden drugiego, naciągali - a to wszystko z uśmiechem na twarzy i znanym sloganem: "Zapraszamy ponownie". Toteż maie nie widział sensu w przejmowaniu się takimi sukinsynami. Nidy w przeszłości nie miał z powodu tego co robił żadnych skrupułów i teraz też nie zamierzał ich mieć.
"Cinereo corvus - kolejna prawdziwa nazwa zwierzęcia. Jego ciało otoczyło barachitowe światło i Darshes niemal poczuł jak staje się lekki. Jak jego twarz się wydłuża i przyjmuje kształt charakterystycznego dzioba. Jego górne kończyny zaczynają się pokrywać białymi lotkami, a stopy przekształcają się w ptasie szpony.
Już po krótkiej chwili, wśród stosu ubrań siedział ptak - dokładniej mówiąc biały kruk. Jego czerwone ślepia ze złotymi źrenicami spojrzały na śpiących towarzyszy, a główka przekrzywiła się lekko. Rozłożywszy szeroko skrzydła, kruk zakrakał cichutko i wzbił się do lotu, wysoko ponad konary drzew. Nie miał dużo czasu.

Kiedy minął mury miejskie, ruszył w kierunku dzielnicy handlowej. Ulice pod nim mieniły się tysiącami straganów, na których przechodnie targowali się z kupcami. Gdzieś na północy słychać było gwar bazaru, ten jednak utonął pośród lasu wysokich budynków. Dzielnicę tą zamieszkiwała warstwa kupiecka, toteż nie sposób było tu znaleźć budynki parterowe. Kupcy zwyczajowo miewali sklepy na parterze, podczas gdy oni i ich rodziny mieszkali na pierwszym piętrze.. Było tu tez kilka karczm, te jednak przyjmowały tylko wędrownych kupców.
Kruka jednak nie obchodziły wolne stragany na ulicach, ani karczmy. Jego pierwszym celem był sklep myśliwski. Sklepy te często skupowały od myśliwych futra, a następnie sprzedawały je mieszczanom po niebotycznych cenach. Kiedy, rok temu, kruk po raz pierwszy zawitał do takiego sklepu, widząc te wszystkie futra, wpadł w szał, zabijając zarówno sprzedawce jak i strażnika. Wtedy jeszcze było dla niego nie do przyjęcia, że ktoś może zabijać zwierzęta dla chęci zysku.
Teraz jednak był tu z innego powodu. Właściciele takich sklepów zawsze mieli pod ręką sporą sumkę, na wypadek, gdyby pojawił się myśliwy z cennym trofeum, toteż to było najodpowiedniejsze miejsce na zdobycie pieniędzy. Jeśli krukowi się poszczęści, znajdzie tu również parę strzał, chociaż na to nie liczył.

Był ranek. Właściciel sklepu otworzył go dobrą godzinę temu, jednak ten nierób zjawił się dopiero przed kilkoma minutami.
Owym nierobem był Frank - chłopak równie głupi co silny. Jego ojciec popadł w długi u miejscowego lichwiarza, przez co chłopak musiał się zatrudnić jako ochroniarz. Sklepikarz jednak nie narzekał na jego nieróbstwo, chłopak wyglądem przypominał młodego ogra, co odstraszało potencjalnych złodziei i cwaniaczków.
Nie była to specjalnie ruchliwa pora, ale podstarzały mężczyzna nie mógł odejść od lady. Wczoraj wieczorem - tuż przed zamknięciem sklepu przyszedł ów krawiec z górnego miasta by odebrać zamówienie na 50 wiewiórczych skór. - "50! Tym z wyższych sfer chyba coś się we łbach poprzestawiało! Ja rozumiem fredki, wilki, niedźwiedzie.... Ale wiewiórki? Tegoż świat nie widział."
A że świat nie widział, to i sklepikarza zerżnął z idioty grubą kwotę. Teraz mieszek wypełniony orłami i kilkoma gryfami leżał pod ladą i czekał na przyjście specjalnego posłańca. Wysłał wczoraj wiadomość do tych cholernych gnomów, coby tu kogoś przysłali - najlepiej z obstawą - i zabrali tą kasę do banku. Jeśli wszystko pójdzie jak należy, od przyszłego tygodnia będzie mógł zatrudnić sobie czeladnika a samemu zbijać bąki w pobliskiej karczmie.
Senne marzenia kupca przerwało krakanie w oknie. Sklepikarz podniusł swe stare oczy i zobaczył przedziwny widok. W jego oknie siedział kruk, nie nie taki zwyczajny. Miał on biały odcień piór i złoto-czerwone oczy. Był sporych rozmiarów.
- Frank, przepędź to przeklęte ptaszysko! Taki dziwoląg przestraszy mi klientów, a jak porobi framugę, to czyszczenie potrącę z twoich zarobków!
Na przygłupiego ochroniarza - grzebiącego sobie właśnie ręką w portkach, chyba podziałała groźba bo ruszył w stronę okna wymachując rekami i krzycząc: "A sio! Sio!". Kruk stał jednak niewzruszony i tylko przekrzywił głowę na widok mężczyzny. Zbiło to z tropu osiłka, a także sklepikarza. Frank popatrzył się zdezorientowany na swojego pracodawcę.
- Na co czekasz?! Jak go trzepniesz to sobie pójdzie! - rozkazał zdenerwowany sprzedawca.
Osiłek nie myśląc wiele zamachnął się ręką. I wtedy kruk przypuścił atak, kracząc głośno. Sklepikarz widział to jakby w spowolnieniu. Kruk skacze na osiłka, dziobie go i odskakując od niego ląduje na ladzie, tuż przed starym sklepikarzem. Chwile później osiłek zwala się na ziemię. Jego twarz jest blada, oczy niemalże wyszły z orbit, a usta tak sine jak u umarlaka.
Kruk ponownie zakrakał, tym razem na sprzedającego. Ten jednak zamarł w przerażeniu. Nigdy wcześniej nie widział śmierci - nie takiej. Chłop wielki jak drzewo, nie licząc hemoroidów całkowicie zdrowy, w sekundę zwala się na ziemię wyzionąwszy ducha.
Kruk jednak nie zważywszy na rozmyślania starego człowieka, powtórnie zaatakował...

Wybił dziewiąty dzwon na pobliskiej wieży zegarowej. Pod sklep myśliwski starego Gonzalesa podchodził właśnie niewielki człowiek w towarzystwie dwóch gwardzistów. Był gnomem z miejskiego baku i przybył tu na wczorajsze wezwanie Gonzalesa. Nie ulubił sklepikarza, zawsze wywyższał się nad nieludźmi, kiedy jakiegoś zatrudnił, płacił mu połowę standardowej pensji, a na odchodne kopał w zadek. Ale obowiązki były obowiązkami i jak to mówiły gnomy - żaden pieniądz nie śmierdzi.
- Panie Gonzales! - zawoła gnom otwierając drzwi i przekraczając próg. Nikogo jednak w środku nie było. - Dziwne... - zdziwił się gnom. - Stary piernik prędzej by wykitował, niż zostawił sklep bez opieki.. - powiedział gnom żartem do strażników na co ci się uśmiechnęli.
Postanowili jednak, że się rozgoszczą do przyjścia sklepikarza. Dwoje strażników podeszło do bocznej ściany, oglądać "legendarny łuk", z którego, jak chwalił się sam właściciel, ustrzelił kiedyś wilkołaka. Gnom natomiast swoja gnomia natura postanowił sprawdzić stan majatkowy pana Gonzalesa.
Obszedłszy ladę, ujrzał dwa ciała - oba nienaturalnie blade, z sinymi wargami i oczami prawie wychodzącymi z orbit. Młodszy mężczyzna - zapewne ochroniarz miał zdziwienie malujące się na twarzy. Starszy, którego gnom doskonale znał, był całkowicie nagi. Na jego twarzy malowało się przerażenie.
Bankier upadłszy na swoje drobniutkie kolana, zwrócił zawartość swojego żołądka na podłogę.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Kelisha miała dość burzliwe życie. Niewiele było w nim chwil spokoju i dostatku, więc i sny rzadko miewała przyjemne. Jeśli akurat nie nawiedzały jej koszmary, zwykle śniło jej się polowanie. Pędziła na czterech łapach przez gąszcz, ścigając zwierzynę. Często był to majestatyczny jeleń, czasem ogromny łoś. Te wizje można było nazwać przyjemnymi, ale był na tyle realistyczne, że trudno było nazwać je odprężającymi.
Tym razem jednak widziała wspomnienie z wczesnej młodości, gdy wraz ze swoimi wychowawcami zajrzała do wioski na jarmark, aby korzystnie sprzedać zbierane od jakiegoś czasu futra i uzupełnić zapasy. Nie wiedziała wtedy jeszcze, czym była, ani jakie były tego pełne konsekwencje. Podczas nowiu zachowywała się inaczej, niż zwykle, ale nie przemieniła się jeszcze ani razu. W wiosce zwrócił na nią uwagę alchemik i chciał odkupić Łapę od jej opiekunów. Objaśnił wszystkim, że żyli z panterołakiem i co to oznaczało. A także jak cenna była jej krew. Potem próbował ją zabić, ale towarzysze nie pozwolili na to. Jej życie nigdy tak do końca nie wróciło do normy po tamtym dniu. Aż wreszcie przyszła jednak z najgorszych nocy jej życia. Ufała swoim wychowawcom, ale była łowcą, miała więc czujny sen. Może była to też zasługa instynktu, który podświadomie ostrzegł ją o niebezpieczeństwie. Gdy młoda Kelisha otworzyła oczy, zobaczyła pochylonego nad sobą kotołaka trzymającego nóż oraz misę, których używali czasem, gdy chcieli z jakiegoś powodu wykrwawić schwytane zwierzę.
W tym momencie łuczniczka obudziła się gwałtownie, zrywając się na równe nogi z jedną dłonią na rękojeści noża. Rozejrzała się, oddychając ciężko, szybko jednak zdała sobie sprawę, że miała po prostu kolejny koszmar. Sprawił on jednak, że przyjrzała się uważnie śpiącemu Półelfowi, zastanawiając się, czy dobrze zrobiła, lecząc go swoją krwią. Przez chwilę rozważała, czy nie powinna poderżnąć mu gardła, zanim on spróbowałby zrobić to samo jej. Łapa potrząsnęła gwałtownie głową, przypominając sobie, że przecież zadbała, aby Theotar nie skojarzył swojego ozdrowienia z nią. Zapewne nawet nie pamiętał, że czuł posmak krwi, ani że Kelisha miała ją na ustach. Rozejrzała się jeszcze czujnie po okolicy i skierowała w stronę strumienia. Po drodze wykorzystała pierwszą od jakiegoś czasu chwilę całkowitej prywatności do załatwienia podstawowych potrzeb. Gdy dotarła nad brzeg obwąchała uważnie miejsce, z którego skoczył wcześniej nieumarły wilk, aby lepiej zapamiętać woń. Zaspokoiła jeszcze pragnienie wodą i wróciła do obozu. Theotar nadal spał, Darshesa nie zauważyła. Postanowiła więc wykorzystać pretekst trzymania warty, aby nie musieć jeszcze zasypiać i ryzykować kolejnego koszmaru. Miała dziwne przeczucie, że przez jakiś czas jeszcze będą nawiedzać ją sny związane z krwią. Całą broń złożyła w jednym miejscu i zabrała się za lekkie ćwiczenia. Doświadczenie mówiło jej, że jeśli dostatecznie się zmęczy, kolejna drzemka powinna minąć spokojniej. Robiła więc krótkie serie pompek, brzuszków, przysiadów, rozciągania a nawet podciągania na gałęzi, postanawiając tak wypełnić oczekiwanie na powrót Maie. Wszystko, pilnując, aby kaptur nie zsunął się z głowy. Najwidoczniej ważniejsze dla niej było zakrywanie twarzy, niż wygoda.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

Gdy otworzył oczy, Kelisha rytmicznie podciągała się na gałęzi młodego dębu. Ruch był płynny, jej oddech rytmiczny, widać było, że nie jest to dla niej wielki wysiłek. Chłopak rozejrzał się w koło w poszukiwaniu maie, dojrzał jedynie jego ubrania.
- Gdzie Darshes? - zapytał. Te kilka godzin snu sprawiło, że półelf czuł się naprawdę wypoczęty. Odruchowo złapał się za ranne ramię. Zdziwił się, że nie czuł żadnego bólu. Zaciekawiony odchylił koszulę, a jego oczom ukazała się tylko delikatna blizna.
- "Chyba Darshes mnie uleczył" - pomyślał - "Oj zjadłbym coś!" - Jest tam coś jeszcze do jedzenia? - zwrócił się do Kelishy, która właśnie skończyła ćwiczenia, po czym podszedł do sarniny.
- Ustaliliście jakiś plan podróży?
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes był usatysfakcjonowany. Nie jakoś tam idiotycznie dumny - takie uczucia do niego nie pasowały. Zresztą i tak wątpiłby, gdyby nawet takie uczucie zasadziło by mu kopa, czy by to poczuł. Nie, satysfakcja była tu jedynym dobrym słowem. Dzięki pieniądzom zabranym owemu staremu durniowi udało mu się kupić trochę zapasów suszonego mięsa, orzechów i woreczek soli - tak na zaś. Przed południem zawitał do rzecznych doków, by ubić interes z ochroniarzem magazynu. Facet miał na gębie banani usmiech i Maie podejrzewał, że sporo przepłacił za linę, ale cóż - łatwo przyszło, łatwo poszło. W pewnym momencie pojawił się problem ze strzałami. Ten idiota, fletcher myślał, że może mu wcisnąć strzały po 150rn za sztukę. Jeśli myślał, że zarobi na tym "kupcu, z zamiłowaniem do łucznictwa" - jak sam to określił - to się grubo mylił. Cóż, zarobił jedną czy dwie strzały - Maie musiał jakoś upozorować napad rabunkowy, by nikt nie powiązał dziwnej śmierci staruszka ze sklepu myśliwskiego z tym tutaj.
Kolejny problem pojawił się gdy przeszukiwał paczki sprzedawcy. Dużo z nich było grubych, jednocześnie niesamowicie krótkich. Prowadzony czystą ciekawością dlaczego owe pakunki noszą emblemat straż Meot, Darshes obejrzał sobie ich zawartość. Były to pociski, znacznie krótsze i inaczej stylizowane niż normalne strzały. Wyglądały jak zabawki dla dzieci, jednak były znacznie cięższe. Driady nie używały tego typu strzał, toteż Darshes uznał ją za ciekawostkę i schował za pazuchę. Może ktoś będzie coś wiedział o nich. Zabrał tez kilka dłuższych pakunków, upewniwszy się wcześniej że są w nich strzały. Wziął głównie te, które leżały w magazynie - nie ufał sklepikarzowi i był niemal pewien że próbował mu wcisnąć "kit z wystawy" za wygórowaną cenę. Ostatnie co zrobił, to gwizdnął fletcherowi jego plecak do którego władował dzisiejsze "zakupy" i przebrał sie w jedn ze starych ubrań mężczyzny - było znacznie wygodniejsze niż struj kupca. No i nie rzucało się tak w oczy.

Siedemnasty dzwon wybił, gdy mijał bramę, a strażnicy obrzucili go nieprzyjaznym spojrzeniem. Jednakże kiedy ich spojrzenia padły na jego pustą sakiewkę, prychnęli z pogardą i odwrócili wzrok
"Albo chcieli ściągnąć ze mnie haracz, albo szukają mordercy tego starego piernika" - pomyślał Maie, dziękując wszystkim bogom, iż zdecydował się schować sakwę z pieniędzmi do plecaka. Darshes był niemal pewien, że strażnicy zwrócili uwagę na podłużne pakunki wystające zza jego pleców, jednak musieli stwierdzić, że jest chłopcem na posyłki myśliwych. - "Zdziwią się, gdy usłyszą o fletcherze..."

Słońce zaszło już jakiś czas temu, gdy Darshes przytaszczył wszystko do obozu. Wędrówka przez las z tym całym ciężarem była męcząca i mężczyzna miał nadzieje, że Kelisha nie każe mu tego wszystkiego nosić. Oczywiście nie obyło się bez przygód w drodze powrotnej. Stado wilków musiało wyczuć suszone mięso w jego plecaku, jednak instynkt podpowiadał im, że nie powinny atakować tego przybysza. Zapach krwi był na nim wciąż świeży, a w oczach czaił się jakiś cień, który zwierzęta wyczuwały instynktownie. Zresztą chyba wyczuły inną zwierzynę, bo tak szybko jak sie pojawiły, tak szybko znikły.
- Wróciłem, kochani! - powiedział z radosnym, choć nieszczerym uśmiechem, zrzucając ciężka torbę na ziemię.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

- Gdzie Darshes? - Kelisha usłyszała podczas jednej z serii ćwiczeń. Czyli Theotar się obudził.
- Nie mam pojęcia, gdzie się podział. - Odpowiedziała, nie przerywając ćwiczeń. - Ale lepiej dla niego, żeby miał dobry powód zniknięcia.
Panterołaczka podciągnęła się jeszcze kilka razy, tak dla zasady, po czym zwyczajnie wypuściła gałąź i zgrabnie wylądowała na ugiętych nogach.
- Z jedzenia jest to, co widać. Sarna. Albo trawa, jeśli wolisz i sobie nazrywasz. I mięso musisz sobie upiec, ja byłam na to zbyt zmęczona. - Mruknęła, poprawiając kaptur i rękawy. Dyskretnie sprawdziła, czy ogon był dobrze zasłonięty, chociaż i tak Półelf wiedział doskonale, czym była.
- Plan podróży zależy od tego, czy Darshes ma pieniądze. Jeśli ma ich ilość, która mnie zadowoli, ruszamy jutro o świcie, dziś wypoczniemy i przygotujemy się do drogi. Będziemy się kierować na Szepczący Las. Unikamy zbyt uczęszczanych traktów, więc ja prowadzę, bo ktoś na niego poluje. Jeśli nie będzie miał pieniędzy, najem się i wyruszam jeszcze dziś, a wy robicie co wam się żywnie podoba. - Łuczniczka wyszczerzyła się nieszczerze, wyciągając nóż. Również podeszła do sarniny i odkroiła sobie płat mięsa, który zaczęła żuć na surowo, podając ostrze Theotarowi.
- Jeśli mamy podróżować razem, zapamiętaj sobie jedną rzecz. Pewnie będzie ich więcej, ale na początek się nada. Jak trzymasz wartę i gdzieś znikasz, budzisz kogokolwiek. Nie zostawiasz śpiących bez nadzoru. I jeśli ramie Cię nie boli zbytnio, ćwicz po trochu, skoro chcesz strzelać z łuku.
Oczekiwanie na powrót Maie Kelisha wypełniała sobie ćwiczeniami, okazyjnym pouczaniem towarzysza na temat zachowań w trasie. Jak na przykład uprzejmym ostrzeżeniem, że powiesi go na pasku, jeśli gdziekolwiek chlapnie, że dziewczyna na była człowiekiem. Parę razy przepakowała plecak, kilkakrotnie polerowała skrawkiem płaszcza drewno łuku, mamrocząc okazyjnie uwagi na temat dbania o tego typu broń. Czasem chodziła po drewno. I zaskakująco często warczała pod nosem najróżniejsze przekleństwa pod adresem Darshesa. Gdy trzeci członek radosnej grupki raczył się wreszcie pojawić, zmiennokształtna siedziała pod drzewem, strugając stosunkowo prosty kawałek gałęzi i przymierzając do niego co jakiś czas jeden z zapasowych grotów.
- Wreszcie! Co Ci do pustego łba strzeliło, żeby nikogo nie obudzić?! - Panterołaczka niemal wrzasnęła w odpowiedzi na powitanie Maie. Bez namysłu podeszła do przyniesionej przez niego torby i otworzyła pierwszy pakunek, jaki wpadł jej w rękę. Pech chciał, że trafiła na owe nieznane Kwiatuszkowi, krótkie i ciężkie pociski.
- Bełty! Nie było go cały dzień i przytargał bełty. - Kelisha stwierdziła cicho, idealnie spokojnym i beznamiętnym głosem, trzymając w dłoni jedną sztukę. - Czyś Ty dostał czymś ciężkim w łeb? Kusza! Bełtami strzela się z kuszy! Widzisz tu gdzieś kuszę?! Czemu od razu nie przyniosłeś pocisków do balisty?! Jak, do wszystkich diabłów, mamy wykorzystać bełty, skoro nie mamy kuszy, a nawet, gdybyśmy mieli, nawet ja jej nie użyję dość szybko i sprawnie a chyba jestem tu jedyna, która w ogóle umie walczyć?!
Z każdym słowem panterołaczka wydawała się coraz bardziej wściekła, zbliżając się jednocześnie powoli do Darshesa, wciąż zaciskając palce na nieszczęsnym pocisku. Pozorny spokój, który demonstrowała na początku szybko przeradzał się w zwykłą, kobiecą furię wzmocnioną nieco powarkiwaniem i błyskającymi wściekle kocimi oczami.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

"Upierdliwa baba" - przebiegło maie przez myśl.
Nie rozumiał o co się panterołaczka wściekała. Nie znał słowa warta - dotychczas podróżował sam, a jako że duchy lasu nie sypiają, nigdy nie widział potrzeby w pełnieniu warty. Tak więc do głowy przyszło mu, iż może Łapa bała się sama zostać w obozie. Szybko jednak odrzucił ten pomysł - "Przecież jest myśliwym - życie w dziczy to dla niej nie pierwszyzna".
I gdy tak rozmyślał, a Kelisha jechała po nim równo, Darshes zaczął tracić cierpliwość. Nie widział powodu dla którego ktoś miałby po nim wrzeszczeć - nawet jeśli była to istota równie piękna, co niebezpieczna. Siląc się na cierpliwość i zachowanie spokojnego głosu, przerwał potok słów panterołaczki.
- Kelisho przymknij się na chwilę, bo mnie głowa od twojej gadaniny rozbolała. - stwierdził rozmasowując sobie skronie. Faktycznie, głowa go trochę bolała, jednak z powodu częstego używania przemian i magii, nie paterołaczki. - Jeżeli chodzi ci o pociski, to nikt nie powiedział, że owe "bełty" (cokolwiek by to słowo nie znaczyło) są dla ciebie. I nawet gdybym przyniósł ten pocisk do "balisty"(swoją drogą Darshes również nie wiedział czym jest owa balista), nic ci do tego. MOJA sprawa co JA zabieram na podróż. - słowa "moja" i "ja" podkreślił dobitnie, dając dziewczynie do zrozumienia by nie wtykała nosa w cudze sprawy. - A co do mojego zniknięcia, cóż... - powiedział wskazując otwarty plecak. - Zrobiłem niezbędne zapasy, jakbyś raczyła zauważyć, przeglądając torbę, a nie wrzeszcząc jak oszalała. Wziąłem parę pakunków strzał, na oko jest ich po 20 na paczkę. Załatwiłem prowiant na parę dni i jakąś linę, byście nie musieli sterczeć jak dwa kołki nad przepaścią. Pułapek nie uznaję i uznawać nie będę. Jeśli zajdzie taka potrzeba, możemy skorzystać z mojej magii.
Skończył i spojrzał na Kelishę. Odpowiedział ostro, może ostrzej niż chciał. Nie lubił się wychylać, więc taka gadka nie pasowała do niego, jednak jego cierpliwość była na wykończeniu. Teraz przygotował się na reakcję dziewczyny.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

Theo słuchał wszystkich uwag panterołaczki z uwagą. Mimo, iż były podane w dość szorstki, nieprzyjemny sposób, wiedział, że dziewczyna jest doświadczoną podróżniczką i należy jej słuchać, jeśli chce przeżyć. Jednego tylko nie mógł zrozumieć: - "Jak do cholery mam ćwiczyć strzelanie z łuku, skoro nie mamy żadnych strzał?".
Po niesamowicie zmysłowej, energicznej i spontanicznej Kelishy nie pozostał już żaden ślad, znów był dzika i zimna, jedynie piękno jej ciała wydawało się nie zmieniać w zależności od położenia księżyca. Theo otrzymanym nożem odciął całkiem spory kawał sarniny, po czym nabił go na kija i zaczął smażyć nad ogniem.
- Byłaś kiedyś w Górach Druidów? - zapytał zaciekawiony.

Chwilę później, gdy właśnie kończył jeść, pojawił się zagubiony towarzysz cały obładowany różnego rodzaju pakunkami.
- "Skąd on to wszystko wziął?" - zaczął się zastanawiać półelf. Zmiennokształtną, bardziej niż skąd, interesowało co znajduje się w przyniesionych pakunkach. Bez pytania, bezczelnie zaczęła otwierać i sprawdzać, co przyniósł maie. Jakby tego było mało, ich zawartość nie przypadła jej do gustu, co zaczęła głośno komentować i obwiniać biednego Darshesa o niekompetencje, co zaowocowało sprzeczką między nimi.
- Zamiast się kłócić, lepiej zobaczmy, czy mamy wszystko co potrzebne. Lepiej mieć czegoś więcej, niż ma czegoś zabraknąć - Theo próbował zakończyć konflikt. Sam postanowił nie ruszać nie swoich rzeczy, choć bardzo go ciekawiło, co przyniósł maie. Sądzac po ilości ekwipunku musiał wydać całkiem sporą sumę. - "Mam nadzieję, że tego nie ukradł. Darshes z Ash Falath'neh - jego imię brzmi tak, jakby go było stać" - usprawiedliwił sam przed sobą maie.

Theo sięgnął ręką do kieszeni, gdzie wymacał swojego jedynego srebrnego orła. Wyciągnął go z kieszeni i podał w stronę Darshes'a
- Proszę, mam tylko tyle, żeby dorzucić się do wyprawy.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Gdy obaj mężczyźni zabrali się do uciszania Kelishy, ta aż warknęła, rozdrażniona. Przez chwilę zerkała to na jednego, to na drugiego, wydając z siebie coraz cichsze ostrzegawcze pomruki pasujące bardziej do wielkiego kota, niż kobiety. Wreszcie odkaszlnęła i uśmiechnęła się, prezentując przy tym tyle zębów, ile tylko była w stanie.
- Skoro się przyda, nie widzę problemu. Użyj tego bełtu w jakikolwiek sposób przydatny w drodze, a przez całą drogę do Szepczącego Lasu będę Ci robić za podnóżek, poduszkę, czy co tam sobie zechcesz. Będziesz mógł nawet wybrać, czy jako kot, czy człowiek. Jak Ci się nie uda, przez całą drogę będziesz patroszył wszystkie upolowane zwierzęta, przynosił strzały moje i Uszatka oraz biegał po wodę. - Prezentowała przy tym pocisk, trzymając go między kciukiem a palcem wskazującym, a na zakończenie wypowiedzi rzuciła nim lekko w stronę Maie. Nie patrzyła nawet, czy Darshes zdołał złapać przedmiot, od razu odwróciła się znów do przyniesionych rzeczy i zaczęła je przeszukiwać, rozdzielając na różne kupki. W pewnej chwili zlustrowała obu towarzyszy wzrokiem i westchnęła ciężko. Dość szybko można było zauważyć pewien schemat w rozdzielaniu dobytku. Osobno układała broń, sprawdzając dokładnie każdy pakunek, osobno jedzenie i inne drobiazgi.
- Mamy dwa plecaki i jedną torbę na ramię... Szlag. - Zmiennokształtna skwitowała sytuację, przygryzając lekko wargę. W plecaku można było znacznie wygodniej nieść ciężki ładunek, więc Półelf nie powinien dostać zbyt dużego obciążenia. Łuczniczka westchnęła ciężko, zaczynając rozkładać posortowane przedmioty na cztery kupki. Trzy stosunkowo podobne, choć dwie były zdecydowanie większe od ostatniej. Oraz osobny stosik zawierający tylko strzały, które zdaniem Łapy najlepiej nadawały się do nauki.
- Podstawowe rzeczy są, proponuję taki podział. Darshes, na przyszłość na zakupy zabierasz też nas. Wiem, jak można wiele towarów przydatnych w podróży dostać taniej. Gildia najemników może i mnie już nie szanuje, ale nadal nie próbuje tez okraść. Właśnie! Theo, pytałeś, czy byłam w Górach Druidów. Byłam wszędzie, gdzie da się dotrzeć lądem. Jeśli chcesz, poćwiczymy potem strzelanie.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- ...Właśnie! Theo, pytałeś, czy byłam w Górach Druidów. Byłam wszędzie, gdzie da się dotrzeć lądem. Jeśli chcesz, poćwiczymy potem strzelanie.
Część dotycząca strzelania całkowicie nie interesowała Maie. W życiu napatrzył się na więcej łuków niżby chciał, a i najbliższa przyszłość wypełniona była łukami i strzałami. Szczególnie, że w razie niepowodzenia w zakładzie miał biegać za nimi całą podróż. Tym jednak co go zainteresowało była wiadomość, że panterołaczka była w Górach Druidów. Prawdę mówiąc, Darshes niewiele wiedział o innych kręgach druidzkich: o ich hierarchii, zajmowanych terenach, tradycjach czy stosunku do obcych. Miał o nich niejasne pojęcie z tego co uczył się w Ash Falath'neh, a i to zdawało się być wieki temu. Odtwarzanie długich lekcji historii ich społeczności przychodziło mu z ciężarem, szczególnie że nie specjalnie za nimi przepadał. Jeśli jednak panterołaczka rzeczywiście była w Górach Druidów, to może udzielić mu pewnych wskazówek, a to z pewnością nie zaszkodzi jego misji.
Jakby od niechcenia wzrok Darshesa spadł na trzy kupki. Nie trzeba było być mędrcem by odgadnąć, iż to on i Theo będą musieli taszczyć większość rzeczy. Nie był co prawda przyzwyczajony do długich marszów z pełnym ekwipunkiem i podejrzewał, że w normalnej sytuacji nie wytrzymałby takiej podróży. Cały widz polegał na tym, iż druidzi nie musieli ze sobą nigdy nosić żadnego ekwipunku - tylko by ich spowalniał. Większość potrzeb potrafiła zaspokoić magia natury. Jedynym prawdziwym problemem bywała woda. Jednak nawet to ograniczenie nie dotyczyło Darshesa. Dodatkowo dzięki magii mógł sztucznie podtrzymywać swój organizm, dzięki czemu zapewne był równie wydolny jak panterołaczki. "Chyba że nam każe podróżować całą dobę..." - ten pomysł zrodził w nim niejaką zgrozę i Maie zrozumiał, że nie jest już taki pewien, czy chce podróżować z Kelishą.
- Obiecuje poprawę w tym względzie. Gdybym posiadał tą wiedzę wcześniej, z pewnością zmieniłby się stan mojej sakwy. - rzucił mimowolnie, rozkładając ręce.
"Nie, żeby dzisiejsze zakupy cokolwiek mnie kosztowały" - pomyślał z ironią. Odruchowo sięgną w stronę Theotara, jakby miał zamiar zabrać mu jego monetę, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał. Jego wzrok padł na Kelishę. Teraz nastał moment którego tak bardzo nie lubił. Chwila w którym wszyscy ludzie i człekopodobni ukazywali swoja prawdziwą twarz - targowanie.
- Podejrzewam, że pozostała kwestia pieniędzy. - powiedział i wyciągnął sakwę z monetami. W środku zadźwięczały gryfy zdominowane przez znaczną ilość orłów. - Kelisho ile bierzesz w normalnych warunkach za przewodnictwo? Podaj swoją cenę, a ja ocenię dodatkowe zagrożenie, o którym wcześniej rozmawialiśmy. Jeśli cena będzie dla wszystkich zadowalająca - ruszymy razem, jeśli nie... - zrobił chwilę przerwy i z westchnieniem wzruszył ramionami. - Cóż, nie pozostaje nam nic innego tylko ruszyć dalej, każdy w swoją stronę. - Tu spojrzał kątem oka na Theotara i uśmiechnął się zjadliwie. - Istnieją inne drogi - dłuższe ale bezpieczniejsze.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

- Podejrzewam, że pozostała kwestia pieniędzy - powiedział Darshes wyciągając mieszek pękaty od pobrzękujących w nim monet, a następnie złożył zmiennokształtnej ofertę. Theo pomyślał, że trochę to jakoś dziwnie wyszło, bo tu on ofiaruje swoją ostatnią monotę, by wspomóc wyprawę, a Kelisha zamiast też dać, to weźmie i to całkiem sporą sumkę. W prawdziwym świecie młody półelf stawiał dopiero swoje pierwsze kroki. Jego niedoświadczenie dawało o sobie znać na każdym roku, czego dobrym przykładem była wspomniana sytuacja. Jeśli chodzi o pieniądze, to nie miał nikomu za złe, że on nic nie otrzymał, a dziewczyna zainkasuje sporo monet. Uznał bowiem, że doświadczenie i przygoda są o wiele cenniejsze niż jakiekolwiek monety i póki będzie miał co jeść i pić, to więcej mu do szczęścia nie potrzeba.

Chłopak z zaciekawieniem obserwował jak Łapa sortuje przyniesiony przez maie ekwipunek. Gdy zobaczył pierwsze strzały, uśmiech od razu pojawił się na jego twarzy, a gdy zorientował się, że jedna kupka strzał jest wyraźnie trochę gorszej jakości i służyć będzie do celów treningowych, poczuł nagły przypływ energii i chęci do życia. Chwycił łuk, przetarł koszulą łęczysko i podniósł z ziemi pierwszą strzałę.
- To co? Trenujemy? Od czego zaczynamy? - zapytał dziewczynę wyraźnie podekscytowany.

- Istnieją inne drogi, dłuższe, ale bezpieczniejsze - powiedział Darshes spoglądając wymownie na Theo. Początkowo półelf domniemywał, że maie bada jego odwagę, choć to raczej nie był cel jego spojrzenia. Młody łucznik trzymając swą broń w rękach, czuł potrzebę przygody. Był tak podniecony wyprawą, że żadne niebezpieczeństwa nie były mu straszne, a dodawały jedynie wartości przygodzie.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

- Podejrzewam, że pozostała kwestia pieniędzy - Maie nie wyglądał na zbyt zachwyconego przechodząc do interesów. Kelisha skinęła tylko głową, wyciągając zza paska nóż i kucając przy niezajętym niczym kawałku ziemi. Ciężko było stwierdzić, czy rozmowa o pieniądzach była jej samej na rękę, choć logika nakazywałaby właśnie taką sytuację. W końcu miała zarobić i to całkiem sporo. Panterołaczka należała jednak do istot, które wolą dostawać jasne, krótkie polecenia, niż planować całą wyprawę. Choć była samotnikiem nie lubiła być jedynym przewodnikiem danej grupki. Preferowała karawany, gdzie była zwykłym najemnikiem i miała z góry wyznaczoną dniówkę oraz dodatkowe drobniaki za każdą niezaplanowaną z góry aktywność, a o jej interesy troszczył się przewodnik. Tym razem jednak sprawa wyglądała inaczej, łuczniczka zabrała się więc za planowanie. Wycinała czubkiem noża w podłożu różne znaki, mamrocząc coś pod nosem. Wszystko wskazywało na to, że liczenie nie szło jej zbyt łatwo. Co jakiś czas warczała cicho, zasypując dopiero co wycięte symbole. Wreszcie otoczyła okręgiem część swojego dzieła i westchnęła ciężko.
- Leczenie... milczenie... ekwipunek... - Mamrotała pod nosem, skreślając zdecydowanymi ruchami kolejne symbole. Gdy skończyła podniosła wzrok na Maie, poprawiając jednocześnie kaptur by zasłaniał jak największą część jej twarzy. - Normalnie za dwóch na takiej trasie wzięłabym pięć gryfów za prowadzenie i ochronę. Wezmę dwa. Nie myślcie sobie tylko, że to z mojej nagłej miłości do was. Jeden za uleczenie mnie wtedy. Jeden za to, żebyście nie wspominali nigdy, czym jestem. Jeden za ekwipunek, normalnie wliczam go w cenę i sama kupuję. Jeśli będziecie chcieli zatrzymać się w jakimś mieście na noc, dodatkowe trzy kruki dla mnie. Jak będę musiała z waszego powodu polować, a nie z własnej chęci, jeden kruk. Długouch dostanie mniejszą ilość zapasów do niesienia, bo w torbie źle się dźwiga. Jak wam nie pasuje, dam rade ponieść jeszcze po połowie z waszych przydziałów, ale to będzie kosztowało dodatkowego srebrnego orła i spowolni podróż. Po drodze miniemy Kryształowe Królestwo, Adrion i bodajże Ekradon. Jest jeszcze Danae i Menaos, ale musielibyśmy sporo zboczyć z trasy i iść Niebieskim Szlakiem, więc mogę nie zdążyć odstawić was do Gór przed nowiem. A tego byśmy nie chcieli, prawda?
Przy ostatnich słowach wytarła ostrze noża i wstała, chowając go za pasek. Obróciła się do Theotara, powstrzymując lekki uśmieszek pojawiający się bezwiednie na widok jego zapału. Podniosła z ziemi pojedynczy kamień, po czym odszukała swój stary, dziurawy bukłak. Wykorzystała oplatające go rzemienie, aby przymocować do niego skałkę tak, by mogła luźno zwisać, napinając skórę pojemnika. Z przygotowanym w ten sposób celem podeszła do drzewa i zawiesiła go na jednej z gałęzi, mniej-więcej na poziomie swojej piersi.
- Domyślasz się już, do czego będziesz strzelał, prawda? - Łapa podniosła jedną z treningowych strzał i wsunęła ją w usta, by mieć wolne ręce. Wyjęła zza pleców łuk, po czym nałożyła cięciwę wydobytą zza pasa. Nałożyła strzałę na cięciwę i pozornie bez wysiłku napięła łuk, unosząc go do strzału. Odchyliła głowę, potrząsając nią, by zsunąć kaptur. Nie wydawała się zachwycona z tego powodu, ale sytuacja wyjaśniła się, gdy przyłożyła lotki strzały do kącika ust.
- Najpierw pokażę, potem spróbujesz. Tak się wygodnie celuje. Cięciwa przy samych ustach, ale może być też nos, broda, ucho... Grot na środku, trzymaj go w jednym punkcie. Jak prawą ręką naciągasz, łuk prosto, albo lekko przechylony w prawo. Nie celuj idealnie w bukłak. Troszeczkę wyżej. Celując patrzysz wzdłuż... Właściwie, masz domieszkę Elfiej krwi... po prostu patrz na miejsce, gdzie chcesz trafić, wilka trafiłeś, więc intuicyjnie zaczniesz za którymś razem celować. Nie spiesz się, wypuść strzałę, jak będziesz pewien. Jak będziesz miał problemy z celowaniem, spróbuj drugim okiem, nie sprawdzałam, które masz mocniejsze. I jeszcze ważna rzecz! Postawę staraj się na początku zawsze tą samą. Jak rączki bolą, to trzeba codziennie wymasować i dodatkowo pompki robić i się podciągać. Jasne? - Przy ostatnim pytaniu Kelisha spojrzała na Pólelfa, wypuszczając strzałę, która przebiła bukłak na wylot, po czym spadła na ziemię kawałek dalej. Łapa zarzuciła łuk na ramię i podeszła Theotara, nakazując mu, by zaczynał. Niemal natychmiast kopnęła go lekko w piętę nogi, którą trzymał z przodu.
- Szerzej trochę stopy, będzie łatwiej. Łokieć wyżej. Nie aż tak. Skup się na celu. Rozluźnij się, jak będziesz spięty, prędzej siebie w oko trafisz, niż w ten bukłak. Ale łokcia nie opuszczaj. Niech grot nie drga ani o cal. Celuj spokojnie i powoli. - Panterołaczka stanęła za plecami Długoucha, oglądając swoje paznokcie i wyrzucając z siebie bez namysłu pouczenia dotyczące najczęstszych błędów. Widziała zbyt wielu początkujących łuczników, aby nie wiedzieć, co należało zrobić. Z drugiej strony nigdy nie szkoliła Elfa, ale mimo wrodzonych zdolności domyślała się, że pierwszy strzał nie będzie się różnić od tych oddawanych przez przedstawicieli innych ras. Kiedy uznała, że uczniowi puszczą zaraz nerwy i wypuści strzałę, stanęła tuż za nim i z ciężkim westchnieniem ułożyła ręce tuż pod ramionami Theo, wprowadzając drobne, kosmetyczne korekty i pilnując, by nie dotknąć łuku choćby opuszką palca. W końcu to nie miał być jej strzał.
- Strzelaj.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- Pasuje - odparł Maie. Szybko oszacował ilość monet w worku. Było tam na oko 6 gryfów i jakieś 20-25 orłów. Powinno wystarczyć na podróż i na ewentualne zakupy. W razie konieczność, można będzie się zaopatrzyć w dodatkowe środki finansowe w mijanych miastach. Szybko odliczył umówiona kwotę i podał ja panterołaczce bez zbędnych pytań. Nie zapytała nawet skąd ma pieniądze, tak sam Theotar. Widać nie obchodziło ich to, albo nie chcieli wiedzieć. Darshes przypomniał sobie szybko warunki umowy z panterołaczka i uświadomił sobie, że nie podała ceny w razie ewentualnych kłopotów z magami. Może to i dobrze...
Tymczasem Kelisha podeszła do pół-elfa i rozpoczęła się długa i mozolna lekcja strzelania z łuku. Mężczyzna obszedł ognisko i klękając po drugiej stronie płomienia zaczął pakować rzeczy do wyznaczonych bagaży. Wiedział, że obecnie nie ma i tak co robić. Kiedy był młodszy, Arela wiele razy zachęcała go by spróbował łucznictwa. Jednak chłopak nie miał do tego ani talentu ani cierpliwości. Wystarczyło mu, że plac treningowy był zawieszony 30 stóp nad ziemią i każda walka treningowa na niewielkiej platformie mogła się skończyć śmiercią. Arela była jednak twardą trenerką i poprawiała każdy jego najmniejszy błąd. "Źle stawiasz stopę!" krzyczała, "Obróć ten cholerny kij!" oraz "Od czego masz drugi koniec?! Rusz tępa mózgownicą!"
Kiedy tak teraz patrzył na Łape pouczającą Theo, przyszło mu do głowy że obie dziewczyny są niesamowicie do sibie podobne pod względem charakteru. Jednak w przeciwieństwie do Kelishy, Arela wydawała się jakaś nieziemska, ulotna. Jakby podmuch powietrza mógł rozwiać ją niczym słaba mgiełkę. Kelisha za to zdawała się realna. Patrząc na nią człowiek wiedział, że jest tu i teraz - z krwi i kości.
- Strzelaj.
Rozkaz panterołaczki wyrwał Maie z zamyślenia. Uświadomił sobie, że od dłuższego czasu trzymał w ręce jeden i ten sam przedmiot. Potrząsając głową, starał się ją oczyścić ze zbędnych myśli. "Zostawiłem tamto życie za sobą. Już dawno o tym zadecydowałem i muszę sie z tym pogodzić." - pomyślał dopakowując kolejne przedmioty. Skupił sie jednak na chwili obecnej. Udało mu się załatwic im przewodnika przez szepczący las. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za miesiąc o tej porze powinien przekraczaj rzekę Dihar. Stamtąd zaledwie parę mil dzieli go od celu wędrówki. Jeśli szczęście będzie mu sprzyjać to już za półtorej miesiąca pozna sekret zwojów. A wtedy...
"No właśnie! Co wtedy?" - odpowiedź na to pytanie przyszła niemal natychmiast. Wiedza tam zawarta z pewnością pozwoli mu przełamać zaklęcie chroniące Rapsodię. Kiedy już tam się dostanie, urządzi widowisko jakiego to miasto od dziesiątków lat nie oglądało. Kiedy tam skończy, ruszy w stronę Twierdzy Czarodziejów - mistycznej fortecy, z której nie spodziewał się wyjść żywy. Jednak by tego wszystkiego dokonać, musi zmusić druidów z Gór, by otworzyli owe zbroje, lub potwierdzili jego obecny tytuł. Wydawało się proste, niemal banalne. Wystarczy im udowodnić, że cały krąg nie żyje, a będą musieli przyznać mu range Arcy-druida. A jednak, czuł że nie wszystko pójdzie po jego myśli.
- Kelisho, wiesz cokolwiek o druidach z Gór Druidów? - zapytał dziewczynę ściągając kradzione ubranie. Śmierdziało miastem - zapachem od którego zbierało mu się na wymioty.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

Dziewczyna nie targowała się długo z maie, co zaskoczyło półelfa, który spodziewał się, że zmiennokształtna na pewno będzie długo pertraktować jak najwyższą stawkę za przewodnictwo w wyprawie. Tymczasem Kelisha, nie dość, że zażądała stosunkowo niskiej ceny, to do tego w ogóle nie próbowała się targować. Po tych krótkich negocjacjach, a w zasadzie po deklaracji dziewczyny co do ceny i jej akceptacji przez maie, Kelisha podniosła z ziemi swój dziurawy bukłak, obciążyła go kamieniem tak, aby naciągnąć skórę i powiesiła go na gałęzi drzewa.
- Domyślasz się już, do czego będziesz strzelał, prawda? - powiedziała. Theo oczywiście wiedział i już nie mógł się doczekać swojego pierwszego strzału. Jego entuzjazm był ogromny, był tak duży, że ewidentnie nie potrafił go ukryć. Na jego twarzy rysował się szeroki uśmiech eksponujący biel jego zębów. Taki wyraz był naprawdę rzadkim gościem na jego fizis. Ponadto zwykle spokojny i opanowany teraz cały się ruszał, jego palce u dłoni zaciśniętej na łęczysku poruszały się raptownie, wręcz tańczyły co raz zaciskając się, bądź zwalniając uścisk. Nogami przebierał w miejscu, przypominał trochę małe dziecko, które ma zaraz rozpakować prezent.

Trzymając jedną ze strzał w ustach, Kelisha wyciągnęła zza pleców łuk i nałożyła na niego cięciwę. Naciągnęła strzałę przyciągając jej lotki do kącika ust. Theo od razu spostrzegł w jaki sposób dziewczyna ustawiła się do oddania strzału. Jej ciało było ustawione idealnie bokiem do celu. Stopy znajdowały się na linii łączącej ją z bukłakiem usytuowanej dziewięćdziesiąt stopni do celu.
Młody półelf był wytrawnym obserwatorem, podświadomie wychwytywał wszystkie ważne szczegóły, zwłaszcza wtedy, gdy nastawiony był na to, że ma się czegoś nauczyć. Już od najmłodszych lat nauka przychodziła mu bez najmniejszego wysiłku. Uczył się wyjątkowo szybko. Nie tylko szybciej od przeciętnego zjadacza chleba, ale też znacznie szybciej od ludzi inteligentnych, tych wyróżniających się ze społeczeństwa. Jego zdolność do nauki można wręcz określić jako dar, czy talent. Pierwszą i chyba do tej pory jedyną osobą, która go odkryła była jego opiekunka z sierocińca Guen. Kobieta była zdumiona widząc małego szkraba, który widząc jak inne dzieci jedzą zupę łyżką, sam również zaczął jej używać, mało tego, od razu poprawnie, jakby umiał nią jeść od bardzo dawna, nie ulewając ani mililitra zupy. Innym razem, gdy był już trochę starszy do sierocińca zawitał jej kuzyn, który akurat odwiedzał Meot wraz z trupą wędrownych cyrkowców. Mężczyzna urządził dla dzieci krótki pokaz żonglerki. Po występie dał dzieciom swoje piłeczki, by te same spróbowały żonglować. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył pięcioletniego (w przeliczeniu na wieku ludzki) Theo, który bez problemu radził sobie w żonglowaniu czterema piłeczkami. Jedno dziecko, znacznie starsze od Theotara, z zazdrości rzuciło w niego kamieniem. Półelfik nie przerywając ewolucji złapał ów kamień i włączył go żonglowania. Cyrkowiec był pod ogromnym wrażeniem, długo prosił Matkę Opiekunkę Adice, by ta oddała go mu na wychowanie, ale ta nie zgodziła się, czego później wielokrotnie żałowała.

- Najpierw pokażę, potem spróbujesz. Tak się wygodnie celuje. Cięciwa przy samych ustach, ale może być też nos, broda, ucho... Grot na środku, trzymaj go w jednym punkcie. Jak prawą ręką naciągasz, łuk prosto, albo lekko przechylony w prawo. Nie celuj idealnie w bukłak. Troszeczkę wyżej. Celując patrzysz wzdłuż... Właściwie, masz domieszkę Elfiej krwi... po prostu patrz na miejsce, gdzie chcesz trafić, wilka trafiłeś, więc intuicyjnie zaczniesz za którymś razem celować. Nie spiesz się, wypuść strzałę, jak będziesz pewien. Jak będziesz miał problemy z celowaniem, spróbuj drugim okiem, nie sprawdzałam, które masz mocniejsze. I jeszcze ważna rzecz! Postawę staraj się na początku zawsze tą samą. Jak rączki bolą, to trzeba codziennie wymasować i dodatkowo pompki robić i się podciągać. Jasne? - Theo wyczuł, że nie jest pierwszym uczniem dziewczyny, jej uwagi i sugestie ewidentnie wynikały z wcześniejszych doświadczeń w nauczaniu nowicjuszy. Każdą jej uwagę brał głęboko do siebie i od razu zapamiętywał. Obudzony w środku nocy mógłby powtórzyć jej całą wypowiedź.

Kelisha wystrzeliła. Jej strzała przeszyła stary bukłak przez sam środek i tracąc cały swój pęd wylądowała w pobliżu. - "Dobrze, że się nie marnują strzały, będę mógł ćwiczyć i ćwiczyć" - zachwycał się w duchu Theo. Teraz przyszła jego kolej na oddanie strzału. Powoli ustawił się przed celem. Uspokoił oddech, miękko ułożył stopy na podłożu, napiął cięciwę i przykładając lotkę strzały do policzka. Dziewczyna stała tuż obok i cały czas korygowała na bieżąco jego błędy. Po chwili półelf był już gotowy do oddania strzału.
- Strzelaj - usłyszał ponaglenie ze strony dziewczyny. Wstrzymał oddech i puścił cięciwę. Słychać było tylko krótki świst. Strzała, ku zdziwieniu zarówno dziewczyny jak i maie trafiła w bukłak, a do tego w sam jego środek, praktycznie w to samo miejsce, w które trafiła panterołaczka. Chłopak nie zważając na zdziwione miny towarzyszy naciągnął kolejną strzałę, która po chwili również dosięgnęła celu. Po czym wystrzelił kolejną i kolejną i kolejną. Próbował strzelać z zamkniętym lewym okiem, później prawym, by znaleźć optymalne rozwiązanie dla siebie i znalazł je - strzelanie bez zamykania oczu. Kelisha przy pierwszych kilku strzałach miała jeszcze jakieś uwagi i sugestię, ale wkrótce nie miała już się do czego przyczepić. Półelf był niestrudzony w ćwiczeniach, zmieniał odległości, kąty strzału, za każdym razem trafiając. W końcu zaczął trenować strzelanie w ruchu, również z powodzeniem. Połączenie wrodzonej dla elfów biegłości w posługiwaniu się łukiem oraz jego talentu do nabywania nowych umiejętności dało spektakularny rezultat. Kilka godzin intensywnych ćwiczeń pozwoliło mu nabyć umiejętności, które inni nabywają latami.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Theotar wykazał się zadziwiającym talentem jeśli chodzi o łucznictwo. Darshes, wychowując się w społeczności łuczników chcąc nie chcąc znał się nieco na temacie - młody pół-elf posiadał wrodzone predyspozycje do łucznictwa tak samo jak driady. Każdy kolejny strzał był naznaczony coraz większą pewnością siebie. W sumie nie było w tym nic złego - na razie. Kelisha natomiast albo postanowiła zignorować pytania Maie albo go nie usłyszała. Cóż przeprawa z takim przewodnikiem będzie ciężka...
I nagle coś pojawiło się na granicy jego świadomości. Mentalne zapytanie, niezbyt rozbudowane. Chłopak podniósł głowę i delikatnie nią kiwną. W odpowiedzi dostał obraz jakiegoś miejsca z widokiem na ich obóz. Teraz pozostało już tylko zlokalizować pozycje obserwatora.
- Theo, Łapa. Zaraz wrócę... - powiedział, a widząc minę Kelishy, założył ręce na piersi i dodał - No co? Za potrzebą już nie można?
Panterołaczka wywróciła oczami i więcej się już nie odezwała, a chłopak potraktował to jako przyzwolenie. Nie, żeby jakiegoś potrzebował... W każdym razie należało się już zbierać. Zdaje się, że rozmówczyni miała do niego pilną sprawę, a jeśli była nią TA istota, to Darshes nie miał prawa odmawiać.

Przedzierając się przez krzaki, Darshes nikogo nie ujrzał, wiedział jednak, że jest obserwowany. Kiedy dotarł pod wskazane miejsce w pierwszej chwili nikogo nie zauważył i prawie się wzdrygnął, gdy blisko jego prawego ucha odezwał się melodyjny głos.
- Atra du evarínya ono varda. - głos należał do kobiety, był cichy i melodyjny, a przede wszystkim zwodniczy. Darshesowi zajęło chwilę nim zrozumiał, co głos mówił i odpowiedział formalnym powitaniem.
- Atra esterní ono thelduin, svit-kona. - odpowiedział kłdać rękę na sercu i odwracając się w stronę rozmówczyni.
Mimo iż stała nie dalej jak dwa metry od niego, praktycznie stapiała się z tłem. Skóra pomalowana była w odcienie brązu i ciemnej zieleni, a ubranie poobklejane kawałkami kory i świeżo zerwanych gałązek. Był to tradycyjny strój maskujący driad. Nie nosiła obuwia przez co poruszała się znacznie ciszej i bardziej zwinnie przez lesiste podłoża niż nie jeden myśliwy. jej twarz była piękna, chociaż odzwierciedlała prawdziwą naturę driad, ukrytą pod ludzką skóra. Oblicze dzikiej i nie poskromionej natury.
- Nosisz medalion stworzony rękami moich sióstr, znasz naszą mowę i zwyczaje, a w dodatku jesteś mężczyzną. - Odezwała się, tym razem we wspólnym języku. - Jak to możliwe, że jeszcze żyjesz?
- Z całym szacunkiem Pani, ale twoje niedowierzanie graniczy z obrazą. - Odpowiedział Maie, opuszczając rękę swobodnie wzdłuż ciała. - W normalnych okolicznościach zostałabyś za to rozszarpana na strzępy, jednak zgodnie z wolą gwiazd, mam dług wdzięczności wobec twoich sióstr. Tak więc powstrzymam mój barbarzyński temperament i wysłucham co masz do powiedzenia.
Darshes nie widział rysów swojej rozmówczyni, był jednak pewien, iż jej twarz przybrała gniewny grymas.
- Twój szacunek jest tyle warty co twojego skundlonego towarzystwa. - odpowiedziała, głosem pełnym drwiny. - Co? Chyba nie myślałeś, że nie czuć jej od ciebie? Śmierdzisz krwią na kilometr. Ów aromat jest na tyle intensywny, że idzie się porzygać. - Ta uwaga zaciekawiła Darshesa. Najwidoczniej niektóre rasy mogą wyczuć morderców taki sposób jak robią to zaklęcia. - Nic nie mówisz. Czyżbyś się wstydził swych czynów?
- Nie dębowi rozprawiać, czemu ma tak głęboko korzenie zakopane. Mów o co ci chodzi i znikaj, nie chce by mnie ktoś z tobą nakrył. Moje "skundlone" towarzystwo nie przepada za drzewołazami. Jakaś zabłąkana strzała mogła by cię trafić, między twe jędrne pośladki, szczególnie, że cel wydaje się być.... już używany? Czyżbyś... - Nie dokończył gdyż powietrze przeszył cichy świst i na jego gardle pojawiło się ostrze noża. Zimna stal nacięła skórę nieco powyżej grdyki, a następnie znalazła się z powrotem za paskiem driady. A wszystko to w niecałą sekundę. Darshes mimowolnie podniósł rękę do grdyki, rozmazując cieniutka linie krwi.
- Czyste cięcie zabójcy. Nie ja jedyny mam na swoim koncie wiele istnień. Cóż za ironia - morderca zarzuca innym morderstwo, brzydząc się zbrodnia innych, ale nie swoją. - ręka driady znowu powędrowała do rękojeści noża, nim jednak zdążyła zadać cięcie, palec Maie znalazł się na jej czole. Driada znieruchomiała, jak rażona piorunem. Następnie zwiotczały jej wszystkie mięśnie i padła jak długa na ziemię wśród szmeru liści. Nóż myśliwski potoczył się gdzieś w krzaki. Driada wydawałaby sie martwa, gdyby nie jej zdezorientowane oczy, wodzące po otoczeniu przerażonym spojrzeniem.
Darshes przykucnął przy jej głowie i odgarnął mokry od błota kosmyk. - Skoro wyjaśniliśmy sobie pewne sprawy przejdźmy do właściwego tematu rozmowy. Przybyłaś tu prosić o pomoc, jednak napotkałaś niemiłego człowieka, który najpierw cię zaczarował, zgwałcił, a na koniec pozostawił martwą pośród krzaków jeżyn i pokrzyw. - Powiedział beznamiętnym tonem głaskając urodziwą twarz driady, która gdyby mogła, wykrzywiona byłaby przerażeniem. - Taki może być finał twojego życia. Możesz też utrzymać na wodzy swój niewyparzony język i grzecznie powiedzieć o co ci chodzi. Ja postaram się pomóc, a potem mnie już więcej nie zobaczysz. Co ty na to?
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

- Theo, Łapa. Zaraz wrócę... - słowa maie nie trafiły w ogóle do półelfa pochłoniętego kompletnie przez trening strzelecki. W głowie młodzieńca był tylko jego łuk, strzała i cel. Nawet ponętna i piękna Kelisha nie była w stanie ani na chwilę rozproszyć jego uwagi. Gdy kolejna strzała przebiła stary bukłak Theo poczuł, że czas na chwilę przerwy.
- Gdzie maie? - zapytał zorientowawszy się, że nie ma jego towarzysza. Odpowiedź dziewczyny lekko go zdziwiła. Jak mógł nie zauważyć wychodzącego maie, a tym bardziej nie usłyszeć jak się żegna?
- Masz jakieś uwagi dla mnie, jeśli chodzi o strzelanie wieloma strzałami na raz? - zapytał z zaciekawieniem po czym założył dwie strzały na cięciwę. Z uwagą wysłuchał sugestii zmiennokształtnej, a następnie uniósł łuk i wystrzelił. Jedna strzała przebiła bukłak centralnie, druga tylko lekko go musnęła.
- Nieźle, ale to jeszcze nie to... - zamruczał do siebie pod nosem, Kelisha tylko lekko się uśmiechnęła.
- No to spróbujmy jeszcze raz - znów zagadał sam do siebie i oddał strzał. Rezultat był podobny. Niezniechęcony podjął kolejną próbę, która zaowocowała podwójny trafieniem.
- No! Do trzech razy sztuka! Co nie Łapo? - powiedział podekscytowany. Nie czekając na odpowiedź dziewczyny zaczął wystrzeliwać kolejne strzały znów popadając w swoisty strzelecki trans. Zmieniał odległości, kąty strzału, pozycje strzeleckie, strzelał z miejsca, z marszu, z biegu, z wyskoku i turlania. Kiedy doszedł już do wniosku, że opanował strzał podwójny do pojedynczego celu podszedł do spalonego truchła wilka i przetargał je na drugi koniec polany. Znów nałożył dwie strzały na cięciwę i wystrzelił. Jedna skierowała się w stronę bukłaka, oczywiście trafiając, druga natomiast niezdarnie poszybowała w kierunku zwłok potwora wbijając się w grunt kilka calów obok. I znów powtórzyła się sytuacja. Chłopak trenował i trenował. W międzyczasie znudzona obserwacją Kelisha przysnęła po drzewem.

Gdy Theo miał już dość, to znaczy tak na prawdę nie miał dość, ale godzina była już słuszna, a rano mieli wyruszać skoro świt, a on już nie pamiętał, kiedy spał, przysiadł pod jesionem i zaczął czyścić broń. Właśnie kończył, gdy pojawił się maie.
- Czegoś ty się objadł, że tyle cię nie było? Czy może usnąłeś na stronie? - zapytał z uśmiechem na widok kompana. Dobry humor mu dopisywał.
- Dobra idę szybko się odświeżyć, rano wyruszamy skoro świt. - oznajmił i po chwili zniknął. Gdy szedł w kierunku jeziora zastanawiał się, czy znów nie spotka jakiegoś wilka upiora. Na szczęście nic takiego się nie stało, kąpiel przebiegła bez niespodzianek i po chwili Theotar był znów w obozie. Położył się nieopodal Kelishy i momentalnie usnął.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes tylko się uśmiechnął tajemniczo na komentarz pół-elfa. Paręset metrów dalej, wśród listowia, leżała driada, praktycznie kompletnie sparaliżowana. maie wysłuchał prośby przedstawionej przez driadę i zgodził się im pomóc, jednak ani myślał odczarowywać tamtej smarkuli. Nie obchodził go zbytnio czy pożre ja wilk w nocy, czy zgwałci drwal nad ranem. To nie był jego problem.
Kiedy Theo udał się nad strumień Darshes usiadł na skraju obozu, a jego myśli krążyły jak szalone. Prośba driad całkowicie pokrzyżowała jego plany. Miał zamiar udać się prosto w stronę Gór Druidów, teraz jednak będzie musiał zahaczyć o Kryształowe Królestwo. Nie podobał mu się ten pomysł - nigdy nie lubił elfów. Zarozumiałość i arogancja ukryta pod przykrywka pięknych słówek i masek. Najgorsza ze wszystkiego była ta ich wyższość rasowa. Uważali sie za najdoskonalsze istoty stworzone przez bogów, traktując innych z mieszaniną współczucia i pogardy. Szczerze mówiąc, Darshes bał się, że Theotar okaże się taki sam - szczęśliwym trafem w jego zyłach płynie też krew ludzka, co nieco rozmiękczyło cholerną elficką zarozumiałość.
Kiedy tak siedział i rozmyślał nawet nie zauważył gdy pół-elf wrócił. Ten jednak widząc zamyślenie druida ułożył się bez słowa na ziemi i zapadł w płytki niespokojny sen. Obok niego spała Kelisha, ta również tylko drzemała. Spojrzenie złocistych źrenic padło na dwójkę towarzyszy. Każdy z nich byłby cennym nabytkiem do drużyny - szczególnie łowczyni. Jej zdolności do tropienia, a także bezszelestnego poruszania się po dziczy dawały niemal nieograniczone możliwości w wymykaniu się i pościgach. Z drugiej strony elfy były cholernie przewrażliwione na punkcie czystości rasowej, a także wszelkich magicznych chimer. Nie, nie chodziło tu tylko o bestie, a raczej o jakąkolwiek mieszaninę gatunkową stworzoną z pomocą magii. Co do Theotara - ten był półkrwi elfem. Jeśli pamięć go nie myliła, elfy odnosiły się z pobłażaniem zmieszanym z odrobina litości jeśli chodzi o swoich mieszanych kuzynów. - "Zaraz! Nie osądzajmy zbyt szybko..." - napomniał się w duchu. Maie przebył niemal cały kontynent i wiedział że rzeczy nie raz różniły się od tego do czego był przyzwyczajony. - "Nie powinienem nic zakładać. Kryształowe królestwo istnieje od wieków. Możliwe iż jego mieszkańcy są zupełnie inaczej nastawieni do obcych..."
Nie było sensu nad tym rozmyślać. Po nocnych wydarzeniach Theo na pewno nie opuścił by Kelishy. Zdaje się, że dziewczyna wpadła mu w oko. Darshes uśmiechając się pod nosem, zanotował sobie w pamięci, żeby trochę uatrakcyjnić jego zaloty. - "A niech się chłopak cieszy."
Tak, dzisiaj już nic nie mogło zepsuć mu humoru. Dwójka magów czeka na nich przy moście - jeden z nich musi umrzeć. Kolejna banda zarozumialców mieszka w Kryształowym Królestwie. Jeśli rozegra to dobrze, to nikt się nawet nie zorientuje jaki był jego cel. Wszystko układało się po jego myśli. Zamknąwszy oczy, maie przybrał swój pierwotny wygląd - ognika. Wstrzymał jeszcze na chwilę oddech, upewniając się, że żaden idiota nie przeniesie się tu portalem, po czym rozpoczął medytacje. Maie nie sypiali - z tego co głosiły nauki druidów. Odczuwali umysłowe zmęczenie, wciąż jednak byli tylko forma energii posiadającą zaledwie świadomość i zdolność logicznego myślenia. Tak więc sama medytacja wystarczyła by uspokoić skołatane myśli, nie tracąc przy tym czujności.
Zablokowany

Wróć do „Równina Maurat”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości