Równina Maurat[Obrzeża Meot] Początek wyprawy

Równina rozciągająca się od Gór Dasso, aż po Warownie Nandan -Ther, zamieszkała przez istoty wszelkiego rodzaju, jednak jej ogromne przestrzenie są przede wszystkim krainą dzikich koni, które galopują w bezkresie jej zieleni w poszukiwaniu swoich braci.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Zapewne dla wszystkich byłoby najlepiej, gdyby w tym właśnie momencie wzeszło słońce. Kelisha uniknęłaby moralnego kaca. Theotar uniknąłby złamanego serca i gwałtownego zetknięcia z codziennym zachowaniem panterołaczki o świcie. Darshes uniknąłby konieczności znozenia niezręcznej sytuacji, która zapowiadała się następnego dnia. Ale noc trwała w najlepsze.
Gdy Półelf zdawał się przejąć inicjatywę, Łapa mruknęła aprobująco. Na chwilę obecną niemal wybaczyła mu zużycie ostatnich dobrych strzał. Chętnie odpowiadała na pocałunki. Ruchliwy ogon czasem uderzył ją w bok, w pewnym momencie trafił nawet Theo w plecy. Natychmiast oplótł go ciadno w talii, zmuszając, by jeszcze bardziej wtulił się w zmiennokształtną. Ta jednak wydawała się mieć inne plany. Podczas jednego z pocałunków chwyciła lekko zębami dolną wargę partnera i warknęła. Albo zachichotała. Najpewniej próbowała zrobić pierwsze, ale upojona blaskiem gwiazdy nie mogła powstrzymać wesołości. W każdym razie gdy tylko puściła, odepchnęła lekko Półelfa i chwyciła za brzeg jego koszuli, by ją ściągnąć.
- Lepiej dla Darshesa, żeby nie spieszył się na tym polowaniu. Jak wróci za szybko, będzie potrzebował nowego ciała. - Kelisha mruknęła chrapliwie, poprawiając nieco swoją pozycję. Właściwie doświadczenie mówiło jej, że zignorowałaby obecność Maie jeszcze przez jakiś czas, ale obawiała się, że Theo mógłby nie zareagować tak spokojnie. A jedna przeszkoda w postaci upiornego wilka wystarczała jak na jedną noc. W pewnej chwili wsunęła jedną dłoń we włosy Półelfa, przyciągając go do swojej szyi. Jednocześnie odchyliła się lekko w tył, odnajdując wzrokiem gwiazdę panterołaków. Wolną ręką błądziła po boku młodzieńca, a miękkie futro ogona co chwilę przesuwało się po jego plecach.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes zbliżał się do rzeki. Już widział jej migotanie pośród jałowców i krzaków dzikiej róży gdy nagle dobiegły go odgłosy rozmowy.
Odruchowo przylgnął do ziemi wypuszczając sarnie truchło z ręki. Na brzuchu podpełznął parę metrów do granicy zarośli. Igły kuły go w plecy i pośladki, a jeżyny i opadłe igły w brzuch uda i przyrodzenie. Bolało jak wszyscy diabli, ale w tym momencie to krzyk wydawał mu się bardziej niebezpieczny. Poznał bowiem oba głosy.
"Shander i jego uczeń!" - zaklął maie w duchu.
Darshes podciągnął się na łokciach i nieco odchylił pobliskie zarośla.
Nad wodą - dosłownie - unosiły się dwie postacie. Obie opatulone w czerwone peleryny, doskonale widoczne na tle ciemnego lasu i mieniącej się wody. Obaj mieli co prawda głowy zakryte kapturem - zresztą w takich ciemnościach nie byłby wstanie rozróżnić wyrazu twarzy. Przysłuchał się ich rozmowie.
- Co teraz zrobimy mistrzu? - zapytała jedna z postaci, zapewne uczeń.
- Zaczaimy się na nich na moście do Szepczącego lasu. - odparł drugi, niższy głos. Ten na pewno był Mistrzem Shanderem.
- Skąd pewność...?
- Pomyśl Hadricku! Ścigamy Maie i pół-elfa, gdzie jeszcze mogą się udać? - zrugał go niski głos.
- Mistrzu Shander, dalej w to nie wierzysz? - nastała długa przerwa. Najwyraźniej mistrz musiał mu rzucic pytające spojrzenie, bo chłopak kontynuował. - Że to oni stoją za śmiercią Lorda Iriadela?
- Już to przerabialiśmy. Żaden Maie nie mógłby się z nim równać. Alister władał trze.... - Zaczął znudzonym tonem jednak młodzik szybko mu przerwał.
- "We śnie, nie różnicie się niczym od zwykłych ludzi" - powiedział chłopak przemądrzale. Zapewne kogoś parodiował, jednak maie zauważył że młodzian utrafił w samo sedno. We śnie nie ma znaczenia czy jesteś magiem, szermierzem czy prostym chłopem. Zawsze jesteś tak samo bezbronny. Zdaje się że Mistrz Shander dobrze o tym wiedział, toteż uchwycił sie innego argumentu.
- Komnata była strzeżona licznymi zaklęciami. Nie ma mowy by ktoś się do niej dostał nieproszony. - powiedział dumnie. Darshes nie pamiętał by cokolwiek go powstrzymywało przed wejściem do pokoju maga, jednak nie znał się zbyt dobrze na tego typu zaklęciach. Po chwili ciszy, w której młodzian zapewne szukał kolejnego argumentu za jego - co prawda prawdziwą, acz nieprawdopodobna teorią - starszy z magów westchnął. - Zostawmy już ten temat. Ten Maie nie mógł tego dokonać. Nie tylko dlatego że maie nienawidzą zabijania, ale również dlatego, że nasz tajemniczy napastnik pojawiał się w wielu miejscach od tamtego razu.
- Jak to? - zapytał młodzian najwyraźniej zaskoczony. Widocznie tych rewelacji jeszcze nie słyszał.
- Pomijając kuzyna Alistera, życie straciła również moja siostrzenica, Arwell. Ostatni list jaki od niej dostałem był pełen niepokoju. Bredziła coś o białym kruku.
- Zaklęcie szpiegujące? - Zapytał Hadrick.
- Albo magia przemiany. Zresztą oba te zdarzenia miały miejsce ponad trzy kwartały temu. Najwyraźniej prześladowca dał sobie spokój. - powiedział robiąc lekceważący gest ręką. - A teraz zmywajmy się stąd. Nie mam zamiaru zostawać w tym ponurym lesie ani chwili dłużej.
Mag wymówił kilka słów i za nimi otworzył się teleport, przez który oboje przeszli.

Parę minut później, Darshes już był gotowy do powrotu. Zaleczył drobne skaleczenia, ubrał się i wziąwszy sarninę na plecy ruszył w stronę obozu. Zdobył dziś parę istotnych informacji - najważniejszą była jednak ta, że po 9 miesiącach poszukiwać wreszcie natrafił na swój kolejny cel. A ten po prostu sam się pchał w objęcia śmierci. Całkowicie jednak zapomniał, że najpierw będzie się musiał zmierzyć z innym wrogiem, stokroć bardziej niebezpiecznym od magów - z Kelisha.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

Obwinięty ogonem dziewczyny młodzian wtulił się w nią ochoczo. Mruczenie panterołaczki zdradzało, że najwyraźniej jego pieszczoty przypadły jej do gustu i czerpie z nich przyjemność. Wyraźnie podekscytowany tym faktem chłopak odebrał to jako impuls do dalszych działań. Wymieniał namiętne pocałunki, całował szyję, dłońmi masował i gładził plecy, boki oraz brzuch dziewczyny ewidentnie omijając okolice piersi, najwidoczniej nie miał na tyle pewności siebie. Jego dłonie przemierzały wzdłuż i wszerz ciało ukochanej, pieścił uda, łydki, delikatnie dotykał stóp. Od czasu do czasu unosił dłonie, by dotknąć jej twarzy, pogładzić ją lekko lub chwycić czarne jak noc włosy.

W pewnym momencie Kelisha odtrąciła go nieco i lekko warknęła. W pierwszej chwili pomyślał, że wykonał jakiś zły ruch, ale wkrótce przekonał się, że się myli, gdy jego koszula poleciała kilka metrów od niego. Wzmianka o powrocie Darshes'a praktycznie nie dotarła do półelfa, który pogrążony był w euforycznym stanie, swoistej nirwanie. Niektórzy powiadają, że elfy, gdy kochają robią to całym sercem i duszą, a gdy się kochają, cały świat przestaje się dla nich liczyć. Oczywiście, gdyby w tym momencie maie powrócił doszłoby do naprawdę niezręcznej dla Theo sytuacji. Chłopak zapewne spaliłby się ze wstydu i przerwałby całą zabawę.

Przyciągnięty z powrotem za włosy kochanek kontynuował pocałunki skupiając się na smukłej szyi Kelishy. Gdy odchyliła się lekko do tyłu, chłopak z początku obsypywał pocałunkami miejsce troszeczkę poniżej szyi swej wybranki. Następnie odchylił panterołaczkę jeszcze bardziej i podniósł delikatnie koszulę partnerki ukazując jej płaski brzuch z delikatnie zarysowanymi mięśniami, który momentalnie zaznał pocałunków chłopaka. Podnoszenia koszuli zaprzestał, gdy oparła się o piersi Kelishy, znów chyba był lekko zbyt mało pewny siebie.

Bliskość drugiej osoby, dla niektórych sprawa oczywista i wręcz trywialna, dla niego jednak było to coś wyjątkowego.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Noc stawała się dla Kelishy coraz lepsza. Przez to, że Theo był niepewny swoich poczynań, był też delikatny i było to dla niej miłą odmianą. Najemniczka większość czasu spędzała wśród podobnych sobie. Raczej samodzielnych, nieufnych, często brutalnych osób. Dotyczyło to równo łuczników, wojowników, magów, nawet łotrzyków, którzy czasem również eskortowali jakąś karawanę. Raz nawet Łapa wraz z partnerem dostarczyli rozrywki całemu obozowi, gdy jakimś cudem miłosne igraszki przerodziły się w rzeczywistą walkę. Gdy wypadli z krzaków, on próbował jej skręcić kar, a ona jemu przegryźć gardło. Nigdy nie udało się wyjaśnić, o co właściwie poszło.
W każdym razie panterołaczka nic przeciwko delikatnym muśnięciom dłoni, ani pocałunkom. Wręcz przeciwnie, nie miała ochoty przyspieszać niczego. Gdy Półelf zmusił ją do przechylenia się bardziej w tył, oparła się na łokciu, drugą rękę wsuwając w jego włosy. Oplotła partnera jedną nogą w pasie, uśmiechając się lekko.
- Wstydzisz się? To nawet na swój sposób urocze. - Mruknęła, zauważając, że Theo robił wszystko, byle tylko nie dotknąć, ani nie obnażyć jej piersi. Łapa uważała jednak również, że nie mieli przesadnie wiele czasu. Podniosła się więc do pozycji siedzącej, popychając przy okazji partnera, by sam musiał się położyć i przesuwając nogę na poprzednie miejsce. Pocałowała go w usta, następnie w podbródek, szyję i znów, coraz niżej i niżej. Gdy trafiła na ślad pazurów upiornego wilka, zatrzymała się na chwilę i polizała delikatnie skórę pomiędzy szramami. Potem kontynuowała wędrówkę wzdłuż torsu Długoucha. Po dotarciu do brzegu spodni westchnęła, jakby z rozczarowaniem i przesunęła tylko wzdłuż tej linii paznokciami. Następnie wstała gwałtownie i cofnęła się o krok, po czym obróciła. Jednym ruchem zdjęła koszulę i rzuciła ją za siebie, prosto na młodzieńca, śmiejąc się przy tym. Bez głębszego namysłu zdjęła pas, odrzuciła na bok i zabrała się za pozbycie się rzemienia tworzącego podobne wiązanie, co w przypadku dekoltu. W ten sposób sprawiła, że spodnie trzymały się jedynie na słowo honoru. Jeśli honoru miały tyle, co ich właścicielka, ich przyszłość wiązała się dość mocno z okoliczną trawą. Jednak chwilowo jeszcze utrzymywały pozory, gdy panterołaczka obróciła się, zasłaniając dłońmi piersi i stanęła w rozkroku nad Półelfem, prezentując idealny przykład krzywego uśmieszku świadczącego o niekoniecznie dobrych intencjach osoby uśmiechającej się.
- I co teraz? Jeden gwałtowniejszy ruch i spodnie zaczną się zsuwać, a chwilowo nie dam rady ich przytrzymać.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Szczerze powiedziawszy Darshes był zaskoczony kiedy dotarł nad do granic obozu.
Zaskoczyło go zastanie Theo i Łapy na pieszczotach, jednak po chwili przypomniał sobie że sam nadał na to ciche przyzwolenie. "Przynajmniej póki nie przekroczą granicy" - dodał w myślach. Drugą rzeczą, która zaskoczyła maie był fakt, że ani zmiennokształtna, ani pół-elf nie usłyszeli jak się zbliża. "Nie usłyszeli albo postanowili to zignorować..." - i chociaż męska duma doszukiwała się powodów w tym pierwszym, to jednak była to bardziej niebezpieczna opcja. Oznaczałoby to, że już dawno przekroczyli granice zdrowego rozsądku. O ile po Kelishy się tego spodziewał, o tyle Theotar go kompletnie zaskoczył.
W tym momencie Kelisha wstała gwałtownie, co sprawiło że maie przykuł większą uwagę do tego co się dzieje na "polu bitwy". Panterołaczka odwróciła się teraz w jego stronę i Darshes sądził że go wykryła, jednak jej wzrok ani razu nie padł na kryjówkę za krzakami. Tymczasem dziewczyna przeciągnęła podwiniętą wcześniej koszule przez głową i rzuciła ją na głowę pół-elfa, śmiejąc się przy tym radośnie. "Hej, hej! Nie przekraczaj.... inaczej będę..." - nie dokończył nawet zdania w myślach gdy dziewczyna odciągnęła skórzany pas, który pofrunął gdzieś na bok. Darshes już wiedział dokąd to prowadzi i nie miał zamiaru na to pozwolić. Miał tylko jedną szanse na uziemienie Łapy, potem zapewne rozszarpie mu gardło ze wściekłości. Arela zawsze powtarzała podczas treningu: "Noże są szybsze niż zaklęcia - szczególnie u wkurzonej kobiety." Darshes wolał nie wystawiać na próbę jej słów i zakończyć wszystko za jednym razem.
Tymczasem panterołaczka obróciła się, zasłaniając swoje jędrne, kształtne piersi dłońmi i stanęła w rozkroku nad pół-elfem. Oto nadeszła szansa.
- I co teraz? Jeden gwałtowniejszy ruch i spodnie zaczną się zsuwać, a chwilowo nie dam rady ich przytrzymać. - powiedziała figlarnie na co Theo zareagował mimowolnym przełknięciem śliny. Granica została przekroczona. Darshes nie mógł uwiezyć, że mozna byc tak głupim i tak nieodpowiedzialnym!
- Ja je przytrzymam. - syknął zza krzaków, a głos mu lekko drżał. Podnosząc się wydał jeden przepełniony wściekłością, magiczny rozkaz do całej pobliskiej roślinności. Włożył w to nie mało mocy - "Uziemcie ją!"
Rosliny zgodnie odpowiedziały na wezwanie Ducha Lasu i polana nagle zatętniła życiem. Nagłe zaskoczenie zapewne sprawiło, że instynkt Łapy zareagował z opóźnieniem. Zresztą o ile Darshes wiedział, z ledwie trzymającymi spodniami ciężko się rzuca, biega, czy skacze.
Ziemie przebiły korzenie grubości ramienia sporego krasnoluda i oplątały dziewczynie nogi - od kostek aż po biodra. Jak na korzenie były niezwykle elastyczne, zapewne dzięki magicznej mocy mężczyzny. Praktycznie równo z korzeniami zareagował pobliski jesion. Jego stary pień zatrzeszczał niebezpiecznie i gwałtownie pochylił się nad Kelishą, wbijając gałęzie dookoła dwójki kochanków, niczym naturalne więzienie.
Darshes wyszedł z krzaków ciągnąc za sobą sarninę. Jego postać emanowała barachitową poświatą a oczy przybrały kolor jasnej zieleni - zdawałoby się świecącej jaśniej niż owo dogasające ognisko na środku polany. Zostawiając sarninę na skraju polany Darshes załozył ręce na piersiach. Nie miał nałożonego kaptura, więc zarówno Kelisha jak i Theo mogli zobaczyć jego wkurzoną minę.
- Nie zapomnieliście się czasem? To nie burdel, a ja to nie burdelmama. Jeśli chcecie się chędożyć, proszę bardzo! Ale to nie czas, ani miejsce na wasze dziecinne zachowania! - Następnie zwrócił się bezpośredni do Kelishy. - Nawet nie próbuj. Mam więcej mocy niż ci się wydaje.
W tym momencie przestał się chować za żelazną maską, jaką przybierał na co dzień przed obliczem całego świata. Jego oczy wyrażały pogardę dla życia - był to wzrok kogoś, kto gotów jest zabić, nawet za cenę swojego życia. Był to jego prawdziwy wzrok, wzrok mordercy. Mordercy, który zabijał dla przyjemności, który "żywił" się śmiercią i cierpieniem.Dla którego zabijanie takich jak oni było hobby, a nie mokrą robotą.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

- I co teraz? Jeden gwałtowniejszy ruch i spodnie zaczną się zsuwać, a chwilowo nie dam rady ich przytrzymać. - wypowiedziawszy te słowa Kelisha stała przed półelfem zakrywając dłońmi piersi. Jej uśmiech zdradzał figlarną naturę, a w oczach paliły się iskry pożądania. Jeżeli dziewczyna potrafiła czytać z oczu równie dobrze jak Theo, zobaczyłaby u niego nie iskry, lecz pożar, pożar pożądania, który trawił całe jego ciało, duszę i rozum. Theotar był całkowicie zaślepiony jej pięknem, jej spontanicznością i dzikim szaleństwem oraz chęcią bycia blisko, niekoniecznie w seksualnym znaczeniu tego słowa, z drugą osobą.

Właśnie miał zerwać się na równe nogi, silnie objąć dziewczynę, znów zasmakować jej ust i pozwolić, by poluzowane spodnie opadły na ziemię, gdy wyczuł dziwne poruszenie w otaczającej ich przyrodzie. Nim zdążył cokolwiek zrobić, z ziemi wystrzeliły korzenie oplatając się wokół nóg panterołaczki. Co gorsza jesion, pod którym leżał, wygiął się nienaturalnie w dół i wbił swoje gałęzie w grunt tworząc szczelny pierścień na około kochanków. Zostali zamknięci w drzewiastej klatce. Przez drewniane kraty ich więzienia zaczęły przebijać się pierwsze promienie słońca tego poranka. Tak, jak konary drzewa opadały, by wbić się w ziemię, tak Theo czuł jak wylewane zostaje na niego wiadro zimnej wody gasząc jego podniecenie, pożądanie, zmywając żar jego uczuć i pozostawiając tylko jego silnie stąpający po gruncie rozum na placu boju.

Gdy na horyzoncie pojawił się Drashes, półelf od razu zrozumiał czyja to sprawka.
- Nie zapomnieliście się czasem? To nie burdel, a ja to nie burdelmama. Jeśli chcecie się chędożyć, proszę bardzo! Ale to nie czas, ani miejsce na wasze dziecinne zachowania! - grzmiał wściekle maie. Theotar momentalnie wstał na równe nogi. Czuł jak wzrasta w nim gniew. Porównując sytuację do świata natury, Darshes stanął pomiędzy drapieżnikiem, a jego ofiarą, przy czym w relacji Kelisha-Theo nie wiadomo do końca, kto był drapieżnikiem, a kto ofiarą.
- Odbiło ci? Co ty robisz? Puść ją natychmiast! - rozkazał wściekły półelf - wypuść nas! I to już! - dodał po krótkiej chwili.

Oczy maie, w których do tej pory Theo widział dobro zmieniły się nie do poznania. Przepełnione były złością i gniewem. Było w nich również coś innego, czego chłopak nie potrafił wytłumaczyć, ani zrozumieć, ale czuł, że to nie jest nic dobrego. Spoglądając na rozwścieczonego towarzysza, którego twarz nie wyrażała żadnych uczuć i była zimna jak lud, Theo stwierdził, że trzeba spojrzeć trzeźwo na całą sytuację, zastanowić się nad swoimi, podjętymi pod wpływem chwili, decyzjami, jak chociażby wyprawa z tym chwastem, bo kwiatuszka to on bynajmniej już nie przypominał. Pewne rzeczy musiały zostać przewartościowane.
Zastanawiał się nad motywami maie. Jeżeli przyczyną jego zachowania była zazdrość, to grubo przesadził. Z resztą to on sam ją najpierw nagabywał na kąpiel, na którą się przecież wybrali. Co prawda półelf nie miał pojęcia, że do niczego tam nie doszło, gdyż przeszkodził im upiór. W każdym razie jedno było pewne Darshes pokazał swoją nieznaną, a do tego niebezpieczną naturę. Podróż w towarzystwie takiej osoby to nie jest dobry pomysł.
- "Po co ja w ogóle dałem się omamić tej dziewczynie?" - zastanawiał się młodzian - "Najpierw przespała się z nim, teraz chciała ze mną... nie wiadomo z iloma przed nami. Z tego nie mogło wyjść nic dobrego". W tym momencie popatrzył na unieruchomioną Kelishę. Jej twarz wyrażała więcej niż tysiąc słów. Wyraźnie wściekła, z obnażonymi kłami groźnie powarkiwała. Pętanie dzikiego zwierzęcia to nie był najlepszy pomysł.
- Okryj się - powiedział do niej podając jej koszulę. Znów spojrzał na maie starając się go rozgryźć. Wyczuwał, że być może przyjdzie mu stoczyć kolejną walkę. Miał już tego dość. Od kiedy pomógł mu w parku ujść z życiem w parku, trafił w szybki wir wydarzeń, którego miał już po dziurki w nosie. Nie spał, nie jadł, był potwornie zmęczony. Do tego przyznał przed samym sobą, że popełnił kilka znaczących błędów tego dnia i będzie musiał teraz ponosić ich konsekwencje.
- Darshes! - krzyknął i kopnął z całych sił w klatkę. Drzewo przyjęło cios i lekko zatrzeszczało gubiąc parę liści. Jednak nie poluzowało ani trochę swojego uścisku.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Wszystko zdarzyło się na tyle szybko, że Kelisha ledwie zdążyła się zdziwić i spróbować odskoczyć w bok. Próba nie powiodła się, gdyż jej kostki były już unieruchomione. Wtedy też okazało się, że w rzeczywistości Darshes zapewne wyświadczył Theotarowi sporą przysługę. Wszyscy zmiennokształtni mają to do siebie, że są częściowo zwierzętami. Najmniej odbija się to chyba na smokołakach, które się przecież powiązane z inteligentnymi smokami. Wilkołaki podczas pełni stają się nieobliczalne i zwykle ogarnięte rządzą mordu. Kotołaki z kolei są egoistyczne i trudno z nimi współpracować. Niedźwiedziołaki, gdy wpadną w szał są w stanie zabić chyba niemal wszystko. Tygrysołaki są niebezpieczne i przystosowane do rozszarpywania ofiar. Ale chyba żaden zmiennokształtny nie może równać się dzikością z panterołakiem. Kierowane instynktem łatwo się denerwują, po przemianie zdarza się, że od zwierząt różni je tylko wielkość i przebłyski inteligencji, co sprawia, że są jeszcze groźniejsze. Ale z całą pewnością są dzikimi istotami i aby je ujarzmić potrzeba albo anielskiej cierpliwości, albo twardej ręki. A najlepiej obu.
Unieruchomiona Łapa wpadła w szał, napędzany blaskiem gwiazdy. Może i powodowała ona euforię i zachęcała do robienia wszystkiego, co sprawiało tym zmiennokształtnym przyjemność, ale nie można zapominać, że jak każdy drapieżnik, lubili krew. Najemniczka nie była wyjątkiem. Rozejrzała się po okolicy, a gdy dojrzała Darshesa, zaryczała, nie ukrywając wściekłości.
- Ty! Zabiję! - Zawołała chrapliwie i nie do końca wyraźnie, przez powiększające się kły. Na szczęście korzenie oplatały jej nogi tak ciasno, że uniemożliwiały przemianę. Gdyby spróbowała ją przeprowadzić, skończyłaby z kilkoma zgniecionymi kośćmi. Gdy Theotar odezwał się do niej, obróciła się gwałtownie w jego kierunku z położonymi po sobie uszami i machnęła w jego kierunku ni to ludzką, ni kocią kończyną. Na szczęście zahaczyła jedynie o podawaną jej koszulę. Wtedy też zauważyła, że zrobiło się nieco jaśniej, choć między drzewami wciąż było dość ciemno. Bez namysłu wbiła wzrok w niebo, patrząc na blednącą gwiazdę. Jak na początku wieczoru znieruchomiała całkowicie, ale zamiast uśmiechać się coraz szerzej, stopniowo wydawała się uspokajać. Zaczątki futra zanikały, wściekle bijący powietrze ogon opadał powoli ku ziemi, zbyt wielkie kły wracały do normalnych rozmiarów, a rozszerzone źrenice zwężały się. Nagle głowa Kelishy opadła jej na pierś, a za chwilę założyła koszulę.
- Darshes. Jeśli wypuścisz nas natychmiast, nie zabiję Cię. Zrób to, póki nad sobą panuję. Pierwszemu, który wspomni cokolwiek o tej nocy, złamię nos!
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- Ty! Zabiję - Kelisha wyglądała na śmiertelnie wściekłą. Jednak teraz to nie był problem - wystarczyło krótkie mentalne polecenie, a korzenie pogruchotały by jej kości od pasa w dół. Nie był jednak pewien, czy zatrzymało by to panterołaczkę. Zaraz miało dojść do przelewu krwi. Darshes wzrokiem poszukał swojego kostura. Leżał tam - dwa metry od niego.
"Za daleko..." - pomyślał przypominając sobie skok panterołaczki w rzece.
- Okryj się - Stwierdził Theotar podając Łapie koszule na co ta zareagowała dość gwałtownie. Nie była najczystsza. prawdę powiedziawszy było cała w błocie i kurzu. Żadna dama nie odważyła by się jej teraz ubrać. Ale Kelisha w tym momencie wyglądała bardziej na dzikie zwierze niż na damę. - Darshes!
To pół-elf. W napadzie wściekłości, szału czy też frustracji kopną w drzewną klatkę. Drzewo przyjęło cios ze skrzypnięciem, ale nie poruszyło gałęzią ani o milimetr. Jednak owo kopnięcie w jakiś sposób rozjuszyło Maie. Theotar właśnie podniusł rękę - a właściwie to nogę - na naturę. Obudziły się jego pierwotne instynkty - przekleństwo nazywane przez niego Furią natury dawało o sobie znać. Jego złote źrenice zwęziły się niebezpiecznie, a oczy rozbłysły zielonkawym blaskiem. Jeszcze nad sobą panował, ale granica amoku była kilka kroków przed nim. Wystarczyłoby drugie kopnięcie...
- Darshes. - głos panterołaczki odwrócił jego uwagę. - Jeśli wypuścisz nas natychmiast, nie zabiję Cię. Zrób to, póki nad sobą panuję.
Darshes odwrócił swoje jarzące się zielenią oczy w stronę dziewczyny. Głowa opadła jej na pierś, odzianą teraz w koszulę. Nie widział jej twarzy, gdyż przysłaniały ją jej czarne, lekko sfalowane włosy. Można było jednak zauważyć, że futerko które wcześniej zdawało sie porastać jej nadgarstki, teraz zniknęło. Jej ogon też przestał się kręcić i opadł w stronę ziemi. Jednak Darshesa wciaż niepokoił jej głos - nie mógł z niego odgadnąć czy Łapa jest wściekła, zirytowana czy może się już uspokoiła.
- Pierwszemu, który wspomni cokolwiek o tej nocy, złamię nos! - była to groźba, chociaż wcale tak nie zabrzmiała. Darshes teraz wyczuł w głosie panterołaczki jakąś nutę.
"Może zawstydzenie?" - pomyślał - "Bez względy na wszystko, wygląda na to, że to koniec."
Meie głęboko westchnął i machnął ręką. Korzenie odwinęły się od panterołaczki i opadły na boki. Jesion wyciągnął swoje gałęzie z ziemi i zasypując Kelishę i Theotara gradem ziemnych drobinek wrócił do niejakiego pionu, trzeszcząc przy tym niemiłosiernie. Darshes odetchnął głęboko by się uspokoić. Kiedy stwierdził, że i z jego strony zagrożenie minęło, przywołał na swoją twarz codzienną maskę obojętności i obróciwszy się tyłem do swych towarzyszy, spojrzał na sarninę.
- Można by powiedzieć, że polowanie się powiodło. - rzucił jak gdyby poprzednia sytuacja nie miała miejsca. Nie było sensu zaczynać wszystkiego od nowa. Podniósł truchło z ziemi i przytargał pod dogasające ognisko. - Powinno wystarczyć dla naszej trójki na śniadanie. Jeśli coś zostanie, zawsze można natrzeć solą i zasuszyć na później. - stwierdził siadając przy ognisku i rozprostowując sobie palce. Teraz gdy uwolnił naturę spod kontroli jego magi, naszło go zwyczajowe zmęczenie. Niewiele osób wiedziało, że uzywanie magii potrafił wyczerpac człowiek fizycznie i psychicznie. Ludzie zazwyczaj mysla o magach jako istotach które moga w nieskończoność miotać ognistymi kulami na prawo i lewo, podczas gdy przeciętny mag potrafił by rzucić pięć mocniejszych zaklęć i byłby wykończony. Oczywiście wszystko zależało od rodzaju magii i siły maga. Tak przynajmniej twierdzili druidzi i to właśnie zaobserwował Darshes podczas walki z Arwell. Nie była zbyt potężna. Prawdopodobnie gdyby walka przeciągnęła by się chwilę dłużej, nie dałaby rady wznieść magicznej tarczy.
- Theotarze, Kelisho... - powiedział sięgając do sterty gałęzi, która przytargał tu zeszłego wieczoru. - Zajmijcie się sarniną, a ja postaram się ponownie rozpalić ognisko.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

To była naprawdę przedziwna sytuacja. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Uwięzienie, a później uwolnienie zostawiło półelfowi mętlik w głowie. Do tego maie wcale nie ułatwiał sprawy. Po tym jak wypuścił kochanków z klatki zaczął zachowywać się jak gdyby nigdy nic. Jednego młody Theo był pewien, musi od teraz na maie szczególnie uważać, bo albo nie jest tym, za kogo go wziął albo trawiła go jakaś choroba psychiczna.

Gdy sytuacja się ustatkowała i emocje opadły, chłopak, mimo iż początkowo żałował, że dał się uwieść Kelishy, teraz czuł, że jednak szkoda, że ich intymne chwile zostały przerwane. Czuł coś do niej. Popatrzył na panterołaczkę z zawodem. Wraz ze spadkiem poziomu adrenaliny we krwi znów zaczął odczuwać głód i zmęczenie. Głodny jak wilk postanowił, że przede wszystkim to trzeba najpierw coś zjeść, a dopiero później odpowiedzieć sobie na pytanie co dalej. Jednak zachowanie maie nie dawało mu spokoju. Wyraźnie już rozluźniony spokojnym głosem zwróził się w stronę maie:
- Darshes, co to miało do cholery być?
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- Darshes, co to miało do cholery być?
Maie dorzucił kilka gałęzi spowitych poranną rosą do ognia, zastanawiając się nad odpowiedzią. Chociaż tego nie wiedział, zawsze gdy o czymś myślał intensywnie, jego oczy przybierały taki nieobecny wyraz - jakby patrzył się gdzieś poz horyzont.
Powiedzenie im prawdy, że są w towarzystwie mordercy, lubującego się w zabijaniu nie było najlepszym wyjściem. Theotar w obecnej chwili mógł być rozżalony na niego, za przerwanie mu jego pierwszych miłosnych igraszek. Dodatkowo jego dobór słów zdawał się świadczyć, że zachowanie Maie wytrąciło go z równowagi. Chyba zwątpił w swój - jakże mylny, pierwszy osąd.
Nieświadomie dorzucił kolejną gałąź do ognia. Rosa na patyku zasyczała i płomieniowi chwile zajęło nim pochłonął drewno.
Kelisha wydawała się bardziej stabilna psychicznie. Nawet jeśli zauważyła jakąś zmianę w zachowaniu Maie, postarała się zachować to dla siebie. Być może wściekłość Ducha lasu nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Wszak przebywała całe życie na łonie natury -"Oczywiście o ile się nie pomyliłem co do jej zawodu..." Prawdopodobnie już wcześniej mu nie ufała. Nawet podczas swojego tajemniczego stanu odurzenia starała się nie pokazywać leczniczych właściwości swojej krwi. Ujawnienie prawdy mogło by doprowadzić do tego, iż rozszarpała by mu gardło. Musiał więc grać...
Kolejny trzask, dochodzący z ogniska, przerwał jego rozważania. Przywołując na twarzy krzywy uśmiech spojrzał Theotarowi w oczy. Chłopak dostanie swoją prawdę, a przynajmniej jej część. Jego stalowa maska wytrzymywała gorsze spojrzenia niż tej dwójki.
- Co? Aaaa! - udał, że dopiero teraz dotarł do niego sens pytania. - Nic nadzwyczajnego. Zobaczyłem was... - kątem oka spojrzał na Kelishę by sprawdzić czy przypadkiem nie przekracza granicy. - ... i poczułem się zazdrosny. Taki męski odruch, a że magiem jestem to i magii było w tym trochę. - powiedział wzruszając ramionami. Starał się to robić naturalnie, jakby usprawiedliwiał jakiś dziecinny wybryk. - Ale obiecuję poprawę. A teraz coś zjedzmy, dzisiejsza walka wszystkich nas wyczerpała. Niektórzy powinni zażyć także odrobiny snu.
Ostatnie zdanie skierowane było przed wszystkim do Kelishy i chłopak miał nadzieje, że nie będzie robic problemów. Wiedział jak wyczerpująca może być magia lecznicza. Mimo iż zasklepia rany, łagodzi ból i inne dolegliwości, to wciąż wywiera ogromny nacisk na ciało pacjęta - szczególnie jeśli to nie jest przystosowane do stosowania magii.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

Na swoje pytanie Theo otrzymał dość pokrętną odpowiedź. Darshes zasłaniał się zazdrością, ale kręcił się i motał, co półelf wyczuł i nie dał wiary tłumaczeniu maie. Nie czas był jednak na jakieś pochopne ruchy, chłopak udał, że wytłumaczenie maie do niego trafiło. Podszedł do sarniny i po szybkich oględzinach powiedział:
- A co to za rana? - pokazał na ślad po sidłach - zagryzłeś to biedne zwierzę? - zażartował. Ponieważ był rzeczywiście mocno zmęczony, a na oprawianiu sarniny się najzwyczajniej nie znał, postanowił, że teraz będzie najodpowiedniejszy moment na odpoczynek.
- Masz rację, powinienem zaznać trochę snu, długa i ciężka droga przed nami, co? - powiedział, po czym obrócił się do towarzysza plecami i udał w stronę Kelishy. Idąc w jej kierunku puścił do niej oko, a gdy mijał ją, jego lewa dłoń zamaszyście i ostentacyjnie wylądowała na jej pośladku.
- Położysz się ze mną? - zadziornie zapytał posyłając jej szczery uśmiech, tak by kompan tego nie widział. Oczywiście nie chciał zadzierać z panterołaczką, ale liczył, że trochę utrze nosa Darshesowi. Miał nadzieję, że dziewczyna zrozumiała jego intencję i nie rzuci się na niego z pazurami. Następnie położył swoją torbę i łuk pod jesionem, ubrał podziurawioną koszulę i ułożył się w miejscu, gdzie jeszcze niedawno jego ciało rozpierała rozkosz.

Gdy się położył, zastanawiał się chwilę, czy w ogóle iść z maie w te góry, czy warto się tam pchać. Zaczynał wątpić, że misja ta ma jedynie charakter informacyjny, jeżeli zło, które momentami wyczuwał od naturianina, to jego prawdziwa natura, wtedy wpakuje się w olbrzymie kłopoty, z których z pewnością bardzo ciężko, jako niedoświadczonemu młodzikowi, będzie wybrnąć. Rozważał nawet, czy "nie zgubić" się gdzieś po drodze. W tym momencie Kelisha spojrzała na niego. - "A jak jej coś zrobi?" - pomyślał - "Jeśli moje przypuszczenia są prawdą, to nie mogę pozwolić, by podróżowała z nim sama, no chyba że okaże się, iż jest jego warta".

Zmęczenie dawało o sobie znać, oczy praktycznie same mu się już zamykały, nawet głód nie był w stanie powstrzymać go przed zaśnięciem. Chwilę jeszcze spróbował pozostać na jawie, by przekonać się, czy Kelisha położy się u jego boku.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Kelisha przez dłuższą chwilę stała po prostu w miejscu, zerkając na okolicę spod zasłony włosów. Była głodna i zmęczona, ale najchętniej zebrałaby rzeczy, obróciła się na pięcie i poszła w swoją stronę. Dlaczego Maie ich zaatakował, nie miało znaczenia. Faktem zostawało, że dobrze zrobił. Rozmyślała przerwało jej klepnięcie, na które omal nie zareagowała, rzucając się z pazurami. Powstrzymała się jednak, wiedząc, że Półelf wydawał się nie mieć bladego pojęcia, co się działo podczas nocy. W przeciwieństwie do Darshesa, który zdaniem Łapy musiał się przynajmniej domyślać sporej części prawdy, musiał wiedzieć, że panterołaki były w stanie jakoś leczyć. Bez namysłu podeszła do Theotara i chwyciła go za podbródek, zaciskając palce na żuchwie. Uniosła lekko głowę młodzieńca, zmuszając, by się rozbudził.
- Klepnij mnie jeszcze raz, a utnę Ci dłoń i wsadzę tak głęboko, że będziesz mógł się podrapać w płuca od środka. - Szepnęła z paskudnym uśmieszkiem, po czym wypuściła Długoucha i podeszła do swoich rzeczy. Chwilę zajęło jej zlokalizowanie wszystkich elementów ubioru, ale samo założenie ich poszło błyskawicznie. Buty, pas, płaszcz, nawet karwasz znalazły się na miejscu. Tak samo, jak broń. Na widok pustego kołczanu westchnęła ciężko, zakładając kaptur na głowę. Jeszcze tylko zostawało schować ogon i związać włosy. Gdy znów przestała przypominać samą siebie, podeszła do sarniny, by zacząć ją oprawiać.
- Dokąd zmierzacie? Nie potrzebujecie przewodnika? - Mruknęła do Maie, ściągając skórę z martwego zwierzęcia, by położyć na niej mięso. Jak w przypadku ryb, gdy dobrała się do wnętrzności, rozdzieliła je na dwie kupki i zerknęła na Darshesa. Jako myśliwemu przysługiwało mu prawo wybrania najlepszego kąska. Ale Kelisha nie wierzyła, by miał ochotę na serce, czy wątrobę, więc sama po nie sięgnęła, by zagłuszyć nieco głód.
- Możesz piec. Wydajesz się wiedzieć trochę... o takich... jak ja. Oświeć potem Długoucha, zanim mnie rozwścieczy. - Mruknęła, usiłując odciąć możliwie mały kawałek sarniego serca. W pewnym momencie ziewnęła, zasłaniając dłonią usta, jednak nic nie wskazywało na to, by planowała się kłaść przed jedzeniem.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes kątem oka przyglądał się Łapie oprawiającej sarninę. Teraz wyglądała jak prawdziwy myśliwy, a nie rozbrykana pannica. Mimowolnie nasunęli mu się na myśl młodzi myśliwi z wioski u brzegu Ash Falath'neh. W jednej chwili gonili za uciekającą sarną, by już za kilka chwil znaleźć się w objęciach driad. Driady nie uznawały w swoim społeczeństwie mężczyzn, tak że musiały skądinąd brać "tatusiów". Ofiarom padali zazwyczaj mieszkańcy pobliskich wiosek, rzadziej elfy - te zwykle wiedziały jak sobie radzić z driadami.
- Przydałby nam się, ktoś potrafiący poruszać się po dziczy. - Powiedział maie, posyłając jej swój krzywy uśmiech, gdy ta ziewnęła. Był wczesny ranek i Darshes podejrzewał, że ona jak i już zasypiający pół-elf potrzebowali snu. Wyglądało jednak na to, że bardziej od snu, panterołaczka potrzebowała pożywienia. Trudno jej się było zresztą dziwić, nie jadła od co najmniej 24 godzin, gdzie w międzyczasie stoczyła ciężką walkę z upiorem i została dwa razy ranna. Z medycznego punktu widzenia, jej ciało musiało być wyczerpane, jednak zapewne niezłomna wola pozwalała jej utrzymać ciało w pionie. To właśnie takie rzeczy budziły w maie mimowolny podziw dla ludzi.
- Zjedz ile chcesz. - powiedział ponownie odwracając się do ogniska i dorzucając do niego kilka patyków. - Nie zwykłem jadać czegoś, czym czasami jestem. To tak jak wśród ludzi ludożerstwo. - przegrzebał jednym z dłuższych patyków w ogniu. - A wracając do twojego wcześniejszego pytania... Wybieram się w stronę Gór Druidów. Muszę dostarczyć pewne zwoje do druidów. Nie muszą to być konkretnie druidzi z onych gór, jednak nie bardzo wiem, gdzie mógłbym jeszcze jakiś spotkać. Planowałem podróż przez Szepczący Las, ale odkąd dowiedziałem się o napiętym stosunku między ludźmi, a elfami z Kryształowego Królestw, boję się by nie skończyć z kolekcją strzał w zadku. potrzebuje więc kogoś kto mógłby mnie w miarę niepostrzeżenie przeprowadzić przez las. Gdy spotkałem Theo, sądziłem że mógłby się za mną wstawić wśród pobratymców. Wygląda jednak na to, że ów młodzik nigdy nie opuścił rodzinnego miasta. - tu zrobił teatralne westchnięcie i wrzucił trzymany w ręku patyk do ognia. - Można by więc powiedzieć, że spadłaś mi z nieba. I gdybym wierzył w przeznaczenie, powiedziałbym że ono postawiło cię na mojej drodze.
Powiedział jej prawdę, choć może trochę to wszystko ubarwił. Perspektywa przedzierania się przez las pełen wrogich elfów na pewno nie należała do przyjemnych, ani zabawnych. Nie kłamał też w sprawie związanej z pół-elfem. Zmienił tylko cel podróży - zwoje nigdy nie trafią w ręce druidów. Ta wiedza należała tylko do jego Kręgu i w nim pozostanie.
- Nim wyrazisz zgodę czy odmówisz, chciałbym cię poinformować o paru komplikacjach. Tak na zaś. - Powiedział przecierając twarz, brudną od krwi i ziemi, dłonią. - Po pierwsze. Za mną, na drodze znajduje się parę trupów i nie jest powiedziane że nie znajdą się kolejne. Po drugie wiem o co najmniej dwójce magów, którzy spróbują mnie złapać nim przekroczę granicę lasu. Ostatnią i najważniejszą rzeczą... - tu Darshes sposępniał, a oczy przybrały ten stalowy odcień - Jeśli zdecydujesz się podróżować w moim towarzystwie, możesz w pewnym momencie zauważyć, że stracę nad sobą kontrolę. Jeśli amok nie przejdzie mi w ciągu 10 minut musisz spróbować mnie zabić. Najważniejsze jest jednak, by nie pozwolić mi nikogo dotknąć. - z tymi słowami obrócił głowę w stronę zmiennokształtnej. Był poważny, śmiertelnie poważny. Jego oczy mówiły wszystko. Mówił jak ta istota siedząca przy ognisku się wypala. Jej osobowość, jej jestestwo. Że ma jeszcze jakiś cel w życiu, ale ten cel był spowity w płomieniach, które ostatecznie wiodą ku jedynemu końcowi. Poeta by powiedział: "Podąża ścieżką ku samozagładzie" - Ja się wypalam. Powoli acz nieustannie czuję, że coś ze mnie ucieka. - Mówił to spokojnie, wręcz bezbarwnym głosem, przez co brzmiało to nienaturalnie. - To nie magia ni życie. Sądzę, że to mój cel. Gdzieś mi zaczyna umykać, a ja zaczynam sądzić że staję się inną osobą. A kiedy nią się stanę - chcę żeby znalazł się ktoś, kto będzie umiał mnie powstrzymać. - Uśmiechnął się zjadliwie i wrócił do grzebania w ognisku. - Inaczej, wielu idiotów spotka koniec, na długo przed mną.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

Próba zagrania na nerwach maie nie powiodła się. Kelisha albo nie zrozumiała jego intencji, albo po prostu nie chciała położyć się koło chłopaka. Pogroziła mu za to jeszcze, ale jakoś zbytnio się tymi groźbami nie przejął. Theotar nim usnął uchwycił jeszcze strzępki rozmowy między dziewczyną, a Darshesem. Wynikało z niej, że sytuacja wróciła do normy. Kelisha znów była dzika i nieokiełznana, a maie spokojny, rozważny, z szacunkiem do życia. Nie słuchał ich zbyt uważnie, gdyż znów zaczął się zastanawiać nad swoim przewodnim pytaniem : co dalej? Nie pasował raczej do tej kompani, ani charakterem, ani umiejętnościami, czy doświadczeniem. Jednak nie miał innej alternatywy, nie widział dla siebie celu, nie rysowała się przed nim inna droga, którą mógłby podążyć. Trzeba więc była brać to, co przynosi los. To była jaką jego ostatnia myśl, jaką zapamiętał, nim stracił świadomość. Spał twardo, nie nawiedził go żaden sen, żadna wizja.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Na informację o planowanej trasie Kelisha wydała z siebie coś na kształt cichego "phę". Zapewne był to jej codzienny odpowiednik beztroskiego śmiechu podczas nowiu.
- Znalazłeś najlepszego przewodnika po Szepczącym Lesie. Wychowałam się tam. Znam ścieżki zwierzyny, od wodopoju, do wodopoju. Są dłuższe i trudniejsze, ale nikt ich nie pilnuje. - Panterołaczka mruknęła, kończąc przeżuwać serce. To był temat, który znała i w którym czuła się pewnie. Poszukiwanie przewodnika, interesy. Odruchowo i nieświadomie zaczęła już planować pierwsze drobiazgi związane z podróżą, biorąc się za jedzenie wątroby. Czasem rękojeścią noża wyryła w ziemi jakiś prosty znak. Co jakiś czas zerkała na Maie, aby ten miał pewność, że wciąż go słuchała. Była zmęczona, ale wytrzymanie doby na nogach nie było dla niej aż tak szalonym wyczynem. Szczególnie, jeśli mogła ją potem odespać. Zdarzało jej się czasem nie spać i po dwa dni, kiedy tropiła przykładowo wilka o unikalnym ubarwieniu futra.
- Było zostać na podaniu trasy, Kwiatuszku. Cel mnie nie obchodzi. Twoje dylematy też nie. Ale jak mam pilnować, żebyś nie oszalał i jeszcze kryć się przed magami... podbiłeś kwotę i to sporo. I zaliczka musi być spora. Na zapasy, strzały, może jakieś wnyki, długą, mocną linę, gdyby przyszło nam ominąć most. Jeśli Uszatek ma być przydatny, jemu też trzeba kupić strzały. Przede wszystkim jakieś do treningu, może kilka normalnych, porządnych. Miał szczęście, że trafił w wilka, drugi raz może się nie udać. - Gdy Kelisha przełknęła ostatni kęs wątroby, spojrzała krytycznie na oprawioną sarninę i odkroiła sobie jeszcze kawałek tłuszczu, którego wcale nie było tak łatwo znaleźć.
- Moja propozycja. Dziś przygotowania, solidne odespanie, jutro przed świtem śniadanie i w drogę. Sarny powinno starczyć akurat do jutra rana. On nie wygląda na obżerającego się. - Tu wskazała końcówką noża śpiącego Theo. - Rozważ, na ile wyceniasz bezpieczeństwo na trasie, zwiększ o połowę i ta właśnie zaliczka będzie połową. Czy odwrotnie. Pójdzie na konieczne wydatki przed podróżą i w jej trakcie.
Panterołaczka ziewnęła, przeciągając się lekko, wytarła nóż o spodnie i schowała go za pas, po czym wstała i rozejrzała się. Bez większego namysłu podeszła do drzewa oddalonego nieco od towarzyszy, usiadła pod nim, owijając się płaszczem i zwiesiła głowę, jakby zamierzała w ten sposób się zdrzemnąć.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

"Będzie drogo..." - pomyślał Maie dorzucając ostatnie patyki do ogniska - "Cholernie drogo."
Od roku przemierzał Alaranie i wiedział, że życie wśród ludzi jest "nieludzkie". Zamiast sobie pomagać wzajemnie, "cywilizowane rasy" wymyśliły sposób wymiany: towar za pieniądze. - "Płacisz za żarcie, za nocleg, za konia! Płacisz nawet za przejście przez cholerny most czy dostanie się do miasta!" Z tego też powodu Darshes nienawidził ludzi. Wykorzystywali się wzajemnie, oszukiwali jeden drugiego, naciągali - a to wszystko z uśmiechem na twarzy i znanym sloganem: "Zapraszamy ponownie". Toteż maie nie widział sensu w przejmowaniu się takimi sukinsynami. Nidy w przeszłości nie miał z powodu tego co robił żadnych skrupułów i teraz też nie zamierzał ich mieć.
"Cinereo corvus - kolejna prawdziwa nazwa zwierzęcia. Jego ciało otoczyło barachitowe światło i Darshes niemal poczuł jak staje się lekki. Jak jego twarz się wydłuża i przyjmuje kształt charakterystycznego dzioba. Jego górne kończyny zaczynają się pokrywać białymi lotkami, a stopy przekształcają się w ptasie szpony.
Już po krótkiej chwili, wśród stosu ubrań siedział ptak - dokładniej mówiąc biały kruk. Jego czerwone ślepia ze złotymi źrenicami spojrzały na śpiących towarzyszy, a główka przekrzywiła się lekko. Rozłożywszy szeroko skrzydła, kruk zakrakał cichutko i wzbił się do lotu, wysoko ponad konary drzew. Nie miał dużo czasu.

Kiedy minął mury miejskie, ruszył w kierunku dzielnicy handlowej. Ulice pod nim mieniły się tysiącami straganów, na których przechodnie targowali się z kupcami. Gdzieś na północy słychać było gwar bazaru, ten jednak utonął pośród lasu wysokich budynków. Dzielnicę tą zamieszkiwała warstwa kupiecka, toteż nie sposób było tu znaleźć budynki parterowe. Kupcy zwyczajowo miewali sklepy na parterze, podczas gdy oni i ich rodziny mieszkali na pierwszym piętrze.. Było tu tez kilka karczm, te jednak przyjmowały tylko wędrownych kupców.
Kruka jednak nie obchodziły wolne stragany na ulicach, ani karczmy. Jego pierwszym celem był sklep myśliwski. Sklepy te często skupowały od myśliwych futra, a następnie sprzedawały je mieszczanom po niebotycznych cenach. Kiedy, rok temu, kruk po raz pierwszy zawitał do takiego sklepu, widząc te wszystkie futra, wpadł w szał, zabijając zarówno sprzedawce jak i strażnika. Wtedy jeszcze było dla niego nie do przyjęcia, że ktoś może zabijać zwierzęta dla chęci zysku.
Teraz jednak był tu z innego powodu. Właściciele takich sklepów zawsze mieli pod ręką sporą sumkę, na wypadek, gdyby pojawił się myśliwy z cennym trofeum, toteż to było najodpowiedniejsze miejsce na zdobycie pieniędzy. Jeśli krukowi się poszczęści, znajdzie tu również parę strzał, chociaż na to nie liczył.

Był ranek. Właściciel sklepu otworzył go dobrą godzinę temu, jednak ten nierób zjawił się dopiero przed kilkoma minutami.
Owym nierobem był Frank - chłopak równie głupi co silny. Jego ojciec popadł w długi u miejscowego lichwiarza, przez co chłopak musiał się zatrudnić jako ochroniarz. Sklepikarz jednak nie narzekał na jego nieróbstwo, chłopak wyglądem przypominał młodego ogra, co odstraszało potencjalnych złodziei i cwaniaczków.
Nie była to specjalnie ruchliwa pora, ale podstarzały mężczyzna nie mógł odejść od lady. Wczoraj wieczorem - tuż przed zamknięciem sklepu przyszedł ów krawiec z górnego miasta by odebrać zamówienie na 50 wiewiórczych skór. - "50! Tym z wyższych sfer chyba coś się we łbach poprzestawiało! Ja rozumiem fredki, wilki, niedźwiedzie.... Ale wiewiórki? Tegoż świat nie widział."
A że świat nie widział, to i sklepikarza zerżnął z idioty grubą kwotę. Teraz mieszek wypełniony orłami i kilkoma gryfami leżał pod ladą i czekał na przyjście specjalnego posłańca. Wysłał wczoraj wiadomość do tych cholernych gnomów, coby tu kogoś przysłali - najlepiej z obstawą - i zabrali tą kasę do banku. Jeśli wszystko pójdzie jak należy, od przyszłego tygodnia będzie mógł zatrudnić sobie czeladnika a samemu zbijać bąki w pobliskiej karczmie.
Senne marzenia kupca przerwało krakanie w oknie. Sklepikarz podniusł swe stare oczy i zobaczył przedziwny widok. W jego oknie siedział kruk, nie nie taki zwyczajny. Miał on biały odcień piór i złoto-czerwone oczy. Był sporych rozmiarów.
- Frank, przepędź to przeklęte ptaszysko! Taki dziwoląg przestraszy mi klientów, a jak porobi framugę, to czyszczenie potrącę z twoich zarobków!
Na przygłupiego ochroniarza - grzebiącego sobie właśnie ręką w portkach, chyba podziałała groźba bo ruszył w stronę okna wymachując rekami i krzycząc: "A sio! Sio!". Kruk stał jednak niewzruszony i tylko przekrzywił głowę na widok mężczyzny. Zbiło to z tropu osiłka, a także sklepikarza. Frank popatrzył się zdezorientowany na swojego pracodawcę.
- Na co czekasz?! Jak go trzepniesz to sobie pójdzie! - rozkazał zdenerwowany sprzedawca.
Osiłek nie myśląc wiele zamachnął się ręką. I wtedy kruk przypuścił atak, kracząc głośno. Sklepikarz widział to jakby w spowolnieniu. Kruk skacze na osiłka, dziobie go i odskakując od niego ląduje na ladzie, tuż przed starym sklepikarzem. Chwile później osiłek zwala się na ziemię. Jego twarz jest blada, oczy niemalże wyszły z orbit, a usta tak sine jak u umarlaka.
Kruk ponownie zakrakał, tym razem na sprzedającego. Ten jednak zamarł w przerażeniu. Nigdy wcześniej nie widział śmierci - nie takiej. Chłop wielki jak drzewo, nie licząc hemoroidów całkowicie zdrowy, w sekundę zwala się na ziemię wyzionąwszy ducha.
Kruk jednak nie zważywszy na rozmyślania starego człowieka, powtórnie zaatakował...

Wybił dziewiąty dzwon na pobliskiej wieży zegarowej. Pod sklep myśliwski starego Gonzalesa podchodził właśnie niewielki człowiek w towarzystwie dwóch gwardzistów. Był gnomem z miejskiego baku i przybył tu na wczorajsze wezwanie Gonzalesa. Nie ulubił sklepikarza, zawsze wywyższał się nad nieludźmi, kiedy jakiegoś zatrudnił, płacił mu połowę standardowej pensji, a na odchodne kopał w zadek. Ale obowiązki były obowiązkami i jak to mówiły gnomy - żaden pieniądz nie śmierdzi.
- Panie Gonzales! - zawoła gnom otwierając drzwi i przekraczając próg. Nikogo jednak w środku nie było. - Dziwne... - zdziwił się gnom. - Stary piernik prędzej by wykitował, niż zostawił sklep bez opieki.. - powiedział gnom żartem do strażników na co ci się uśmiechnęli.
Postanowili jednak, że się rozgoszczą do przyjścia sklepikarza. Dwoje strażników podeszło do bocznej ściany, oglądać "legendarny łuk", z którego, jak chwalił się sam właściciel, ustrzelił kiedyś wilkołaka. Gnom natomiast swoja gnomia natura postanowił sprawdzić stan majatkowy pana Gonzalesa.
Obszedłszy ladę, ujrzał dwa ciała - oba nienaturalnie blade, z sinymi wargami i oczami prawie wychodzącymi z orbit. Młodszy mężczyzna - zapewne ochroniarz miał zdziwienie malujące się na twarzy. Starszy, którego gnom doskonale znał, był całkowicie nagi. Na jego twarzy malowało się przerażenie.
Bankier upadłszy na swoje drobniutkie kolana, zwrócił zawartość swojego żołądka na podłogę.
Zablokowany

Wróć do „Równina Maurat”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości