Równina MauratGdzieś w drodze do Efne

Równina rozciągająca się od Gór Dasso, aż po Warownie Nandan -Ther, zamieszkała przez istoty wszelkiego rodzaju, jednak jej ogromne przestrzenie są przede wszystkim krainą dzikich koni, które galopują w bezkresie jej zieleni w poszukiwaniu swoich braci.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Elfka zadecydowała, że i tym razem dziewczyny będą improwizować. Wyciągnęła cicho miecz i już napinała mięśnie by zaraz wyskoczyć zza krzaków, kiedy nagle olśniło wiedźmę. Vena szybkim ruchem złapała Amirę za rękę przyciągając ją z powrotem do ziemi, przycisnęła palec do ust prosząc ją o ciszę, a sama cofnęła się do koni. -Teraz twoja kolej.- szepnęła do swojej klaczy- Wiesz co robić.- dodała i poklepała ją po kruczo-czarnej szyi. Jedną ręką odwiązała wodze od siodła i splotła je nad kłębem zwierzęcia. -Ruszaj.- powiedziała jeszcze i z uwagą obserwowała jak jej klacz zawraca w miejscu i bezszelestnie oddala się. Wiedźma z powrotem podeszła do Amiry, przykucnęła i dodała szeptem:- Wykorzystajmy chociaż element zaskoczenia. Musimy jednak chwilę poczekać.A właściwie to skąd znasz jednego z nich? Powiedz mi chociaż czy jest bardzo niebezpieczny?
Dziewczyny czekały, w skupieniu obserwując polanę. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, ale już po paru minutach na środek sceny dzikim galopem wbiegła kara klacz wiedźmy wymachując niebezpiecznie nogami na wszystkie możliwe strony. Zdziwienie malowało się na twarzach wszystkich tam zebranych i nikt przez moment nie mógł się ruszyć. Trzy dziewczyny zbiły się w jeszcze ciaśniejszą grupkę, a mężczyźni odskoczyli na boki. Szybko jednak opamiętali się i postanowili złapać rozszalałe zwierzę. -Ty złap konia!- nakazał chudszy z nich i ruchem ręki wskazał zwierzę, jakby upewniając się, że jego współtowarzysz zrozumie co też ma łapać. Tępy osiłek z zacięciem na twarzy pomału zaczął zbliżać się do klaczy, która przystanęła, aby go dokładnie obejrzeć. Echo wykazała się inteligencją, w przeciwieństwie do jej napastnika i odskoczyła na moment przed próbą złapania jej. Odwróciła się na przodzie i wycelowała tylnymi kopytami w osiłka. Temu jednak, zachowały się jakieś resztki instynktu samozachowawczego i pochylił się, tak że kopyta klaczy nawet nie musnęły jego głowy. A szkoda.
-Dobra. Ja zakradnę się na tego drugiego od tyłu, a ty możesz go zaatakować z lewej. Tamtym się na razie nie przejmujmy. Echo zajmie go na chwilę.- oznajmiła Vena Amirze i uśmiechnęła się ciepło na myśl o klaczy. Szybko podkradła się za plecy "mądrzejszego" agresora i kiwnęła głową elfce. Dziewczyny niemal jednocześnie wyskoczyły zza krzaków, co jeszcze bardziej pogłębiło pewnego rodzaju dekoncentrację u napastników. Vena znajdowała się bliżej, więc jako pierwsza dotarła do celu. Domyślała się, że ów mężczyzna nie widzi jej co wykorzystała z premedytacją. Złapała ręce napastnika z tyłu, tak aby on nie mógł się ruszyć, po czym pociągnęła je mocno w dół. Nie miała jednak pojęcia, że walczy z doświadczonym zawodnikiem, który natychmiast poradził sobie z niekomfortową sytuacją, podnosząc ręce i obracając je tak, że teraz to wiedźma miała je dość mocno skrępowane. Vena wrzasnęła z bólu, ale za chwilę przypomniała sobie o tych wszystkich godzinach męczących treningów, które odbyła ze swoim mistrzem. Zamknęła mocno powieki wyobrażając sobie, że jej dłonie parzą. Na szczęście w tym momencie magia w jej ciele zadziałała w miarę prawidłowo, co sprawiło, że napastnik odskoczył od niej z sykiem. Dziewczyna szybko obróciła się i zauważyła, że niechcący, częściowo podpaliła też ubranie mężczyzny. Bolały ją ręce i łopatki. Nie wiedziała, czy będzie w stanie jeszcze walczyć.
A niech go diabli! pomyślała, napinając mięśnie i szykując się do ponownego ataku.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Amira chciała już wyjść na polanę. Skoro zdecydowały, że plan jest taki, że nie mają planu nie było na co czekać, szczególnie, że akurat jeden z napastników był zajęty. Właśnie miała dać porządnego susa i przedrzeć się tym samym przez kępę krzaków, za którą się chowały, gdy poczuła jak Vena ciągnie ją za rękę z powrotem na ziemię. Chcą nie chcąc, elfka przykucnęła i spojrzała na towarzyszkę pytająco, unosząc wysoko brwi. Ta w odpowiedzi przycisnęła palec do ust, jednoznacznie nakazując jej ciszę i pozostanie na miejscu, po czym podeszła do swojej klaczy, szepcząc coś do niej i majstrując przy wodzach. Amira śledziła jej poczynania ciemnozielonymi oczyma i stopniowo chyba zaczynała rozumieć pomysł wiedźmy, dzięki czemu jej brwi wróciły na normalną wysokość, a usta ułożyły w delikatny, zadowolony uśmiech. Może być zabawnie.
Gdy klacz Veny zniknęła między drzewami, kobieta wróciła do Amiry. Obie czekały teraz przycupnięte za krzewami, osłaniającymi je przed ewentualnym wykryciem. Wiedźma skorzystała z okazji i zadała cicho kilka pytań.
-To długa historia –odszepnęła elfka wymijająco, ale jej towarzyszka nie dawała się łatwo spławić. Dziewczyna westchnęła bezgłośnie i przewróciła oczami. –Można powiedzieć, że sprzątnęłam mu zlecenie sprzed nosa. Był wtedy z takim małym gościem o szczurzej twarzy. To bandzior do wynajęcia, ale ostatnio jak go widziałam mierzył trochę wyżej niż okradanie podróżnych.
Irytowało ją nieco, że nie mogła przypomnieć sobie jego imienia. Z drugiej strony nie pamiętała też, żeby w ogóle jej się przedstawiał. Drugie pytanie było nieco trudniejsze i Amira zamilkła na moment, by przemyśleć odpowiedź. Czy był niebezpieczny? Na chwilę znów miała jego twarz tuż przed swoją, a na szyi czuła dotyk zimnej stali, ale odepchnęła od siebie ten obraz. Chyba był.
-Jest głupi –oświadczyła, zgodnie z prawdą i zerknęła w jego stronę pomiędzy ciemnozielonymi liśćmi. Drgnęła lekko z niepokojem, gdy jego wzrok prześlizgnął się po ich kryjówce.
-Ale w rozwalaniu łbów ma wprawę jak mało kto –dokończyła jeszcze bardziej zniżając głos.
Następnie klacz Veny wbiegła na polanę, przy akompaniamencie głuchego dudnienia kopyt uderzających o miękkie podłoże. Zrobiła wręcz wzorowe zamieszanie, atakując przy okazji osiłka. Niestety ten zrobił unik i kopnięcie chybiło celu.
Wiedźma natomiast spróbowała unieruchomić drugiego z napastników, z podobnym skutkiem. Mężczyzna zastosował kontrchwyt, ale po chwili odskoczył od Veny z sykiem i wściekłością odmalowaną na twarzy. Amira zdążyła już dobiec na miejsce i wykorzystała ten moment, żeby wyprowadzić cios, jednak mężczyzna z łatwością zrobił unik. Wyszarpnął własną broń, którą okazała się szabla. Sparował jej kolejny atak i zaczął obchodzić ją po obwodzie koła, zmuszając do tego samego. Jednocześnie oddalał się do wiedźmy i zbliżał do napadniętych kobiet, które zbite z ciasną grupkę, trzęsły się ze strachu i nawet nie próbowały uciekać, najwyraźniej będąc w szoku zaistniałą sytuacją.
Kątem oka Amira dostrzegła, co dzieje się z drugim z bandytów. Osiłek wyraźnie starał się złapać Echo, unieruchomić, uspokoić… cokolwiek. Jednak klacz wierzgała dziko i w końcu udało jej się go trafić, gdy nie dość szybko starał się schylić. Nie była to wprawdzie głowa tylko ramię, a uderzenie nie było specjalnie silne, ale mimo to mężczyzna upadł na trawę. Zaraz też musiał odtoczyć się na bok, by uniknąć stratowania, ale Amira nie mogła obserwować tej arcyciekawej potyczki, gdyż miała własnego przeciwnika. Wyprowadził on kilka ciosło, przed którymi się uchylała lub parowała i sama nie była mu dłużna. Zdawała sobie jednak sprawę, że to tylko rozgrzewka, niewinna zabawa. Sprawdzał z kim ma do czynienia, badał jej umiejętności, styl i szybkość reakcji, i to się elfce bardzo nie podobało. Nie była jakoś wybitnie uzdolnioną wojowniczką.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Vena przyglądała się jak chudszy napastnik z zawziętością atakuje elfkę. Poparzone dłonie nie przeszkadzały mu w trzymaniu broni. Wiedźma mogła, co najwyżej, rozwścieczyć mężczyznę swoimi tanimi sztuczkami. Echo, natomiast, radziła sobie wspaniale. W końcu udało jej się dosięgnąć swego przeciwnika, co prawda niezbyt porządnie, ale zawsze coś. Vena wiedziała, że jeszcze przez dłuższą chwilę poradzi sobie sama. To Amira potrzebowała pomocy. Widać było, że ów napastnik tylko się z nią bawi, próbuje z kim ma do czynienia. Wiedźma nie miała dużo czasu do namysłu, jeżeli chciała uratować towarzyszkę. Szybko podniosła z ziemi kamyczek i rzuciła go prosto w głowę napastnika. -Ty! Głupi!- zawołała i natychmiast pożałowała tych słów. Wściekły mężczyzna obrócił się momentalnie, kiedy tylko dostał czymś w głowę i z rykiem natarł na wiedźmę.
Vena nie wiedziała co robić. Jakieś dwa pręty od niej znajdował się człowiek, który zrobiłby teraz wszystko, byleby tylko rozerwać ją na strzępy. Wiedźma obróciła się na pięcie i zaczęła uciekać. Biegła wzdłuż polany ile sił w nogach, a za nią, coraz to bliżej, znajdował się napastnik dziko wymachujący szablą i rzucający przekleństwami, których nawet ona nie znała. Kiedy dobiegła do drugiego krańca polany, zaczęła opadać z sił. Dopuszczała nawet do siebie myśl, że może już nie przetrwać tego pojedynku. Nagle poczuła piekący ból w lewym ramieniu. Spojrzała na swoją rękę i zauważyła przeciętą koszulę, która niemal momentalnie zaczęła zmieniać kolor. Prawą ręką złapała się za ranę. Przebiegła jeszcze pięć sążni i przypomniała sobie, że przecież ma konia! Oderwała prawą rękę od lewej, po czym zagwizdała na palcach tak głośno, jak tylko potrafiła. Echo zareagowała natychmiast. Zaprzestała walki z osiłkiem i dzikim galopem ruszyła na pomoc swej pani.
Vena nie wiedziała, czy jej klacz ją usłyszała. Zaczynała mieć mroczki przed oczyma i lekkie zawroty głowy. Wtem usłyszała tętent kopyt za sobą. Odwróciła się i złapała siodła. Przez chwilę zwisała po boku konia, który ani myślał zwolnić. Dziewczyna próbowała złapać jakiś punkt oparcia dla nóg. Kiedy wreszcie udało jej się natrafić na wystający kamień, odbiła się od niego i gładko wylądowała w siodle. Odchyliła się do tyłu, nakazując klaczy zwolnić, po czym obróciła się by ocenić sytuację. Trzy dziewczyny dalej stały w jednej, zbitej grupce pośrodku placu, mężczyźni znajdowali się po ich obu stornach łypiąc groźnie na wiedźmę i elfkę.
Nagle mężczyzna z szablą doskoczył do kobiet, złapał jedną z nich za włosy i odciągnął od reszty. Dziewczyna krzyczała i rzucała się, pragnąc uciec, jednak napastnik trzymał ją mocno. Dopomógł sobie łapiąc ją za prawą rękę, którą wykręcił do tyłu tak, aby dziewczyna nie mogła się nawet poruszyć z bólu. -Bardzo ładne przedstawienie.- Zaczął powoli, uśmiechając się nieprzyjemnie. -A teraz do rzeczy. Zostaw konia, albo ją zabiję.- Krzyknął i wskazał końcem szabli na młodą dziewczynę. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. -Proooszę...- załkała, a napastnik uśmiechnął się jeszcze szerzej. -Słyszałaś?- zapytał wiedźmę, a w jego oczach czaił się błysk wygranej.
Wiedźma szybko oceniła sytuację, po czym pokornie zsiadła z siodła. Przez chwilę patrzyli na siebie, sprawdzając, czy żadne z nich nie planuje naraz zmienić decyzji. -Najpierw ją puść!- zażądała wiedźma i wskazała na dziewczynę. -Ani mi się śni!- odparł szybko mężczyzna i jeszcze mocniej wykręcił rękę swojej ofierze.
Wiedźma nie miała zbyt dużo czasu. Wiedziała, że napastnik zabije dziewczynę, a potem rzuci się na kolejne. Spokojnie złapała za wodze i postąpiła krok na przód. Powoli zaczęła zbliżać się do nich. Przylgnęła do konia i zmieniła uchwyt na wodzach, tak, że teraz trzymała klacz lewą ręką. Prawą zaś, niezauważenie, przeniosła za siebie i zaczęła grzebać przy siodle. Wreszcie znalazła to czego szukała i sprawnym ruchem wyciągnęła swój łuk i strzałę. Kiedy znalazła się dostatecznie blisko, szybkim ruchem odepchnęła od siebie klacz i złapała swój oręż. Wszystko działo się tak, jakby ktoś bawił się czasem zwalniając go w ten sposób, że teraz wiedźma widziała wszystko dokładnie.
Naciągnęła cięciwę, wycelowała i wypuściła śmiercionośną broń w powietrze. Młoda dziewczyna pisnęła. Mężczyzna nie zdążył szybko zareagować na zmianę sytuacji, więc po chwili strzała wbiła się wprost w jego głowę. Zachwiał się lekko i padła na ziemię. Wiedźma wypuściła powietrze i wyciągnęła z siodła jeszcze jedną strzałę. Tym razem wycelowała ją w drugiego napastnika, lecz ten zaczął uciekać. Vena nie chciała już dzisiaj nikogo zabijać. Pragnęła schwytać go i przepytać, co wie. Już miała ruszyć za nim w pogoń, kiedy nagle coś dużego spadło prosto na niego, przygwożdżając go do ziemi. To Shavi zajęła się napastnikiem. Wiwerna przyglądała się swojej zdobyczy, ale Vena miała wrażenie, że ta nie chce go skrzywdzić. Jednak sam fakt, że tak duże zwierzątko nadfrunęło z nieba i powaliło rosłego mężczyznę, wystarczył, by sparaliżował go strach. Teraz na pewno im nie ucieknie.
-Naprawdę fajne zwierzątko!- krzyknęła do elfki.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

        Pojedynek trwał w najlepsze i Amira powoli zaczynała odczuwać zmęczenie. Nie była przyzwyczajona do tego rodzaju wysiłku. Prawdę mówiąc, zwykle w przypadku kłopotów zwyczajnie brała nogi za pas, ale teraz nie chodziło o nią, tylko o ratowanie niewinnych ofiar bandytów. Choć tak właściwie, to nie ona koniecznie chciała jechać im z pomocą, trafiły się tak przy okazji. Jej przeciwnik widząc, co się z nią dzieje uśmiechnął się triumfalnie, ale mina natychmiast mu zrzedła, gdy coś z impetem uderzyło go w głowę. Elfka miała wielką ochotę parsknąć śmiechem widząc zdziwienie i niedowierzanie, które odmalowały się na jego twarzy. Jednak słysząc szyderczy okrzyk Veny, odwrócił się i z rykiem ruszył w jej stronę. Elfka machnęła za nim mieczem, ale bez większego przekonania. Pędził naprawdę szybko, zapewne wściekłość dodała mu sił i jej ostrze nawet nie musnęło jego ubrania.
        Dziewczyna wbiła sztych miecza w ziemię i oparła się o oręż, oddychając ciężko. Starała się zachować czujność, bo przecież to nie koniec walki, ale zmęczyła się nawet bardziej niż przypuszczała i niż to odczuwała podczas walki. Z lekkim niepokojem patrzyła jak Vena ucieka przed napastnikiem. Niemal ją dogonił i zdołał nawet zranić w ramię. Rękaw koszuli momentalnie zaczął pokrywać się szkarłatem, a plama powiększała w niepokojącym tempie. Amira wyrwała miecz z ziemi i ruszyła w ich stronę. Może i jest zmęczona, ale przecież nie da zabić swojej towarzyszki w tak błahej potyczce, szczególnie, że naprawdę polubiła wiedźmę, no i miały, jakby nie było, dwukrotną przewagę liczebną, wliczając zwierzaki. Shiva wprawdzie na razie nie popisała się przydatnością, za to Echo radziła sobie fenomenalnie.
Vena przywołała klacz do siebie. To pozwoliło jej uciec prześladowcy i jednocześnie zwolniło Amirę z konieczności ratowania kobiety, co było elfce niewątpliwie na rękę.
        Mężczyzna, wobec tego, że nie mógł dorwać wiedźmy, zmienił taktykę. Doskoczył do grupki kobiet i złapał jedną z nich, odciągając od reszty. Amira zmarszczyła brwi z niepokojem i uniosła miecz, chcąc zbliżyć się, by móc wziąć udział z negocjacjach, bo wyglądało, że na to się zanosi. Wtem usłyszała za sobą jakiś świst. Odruchowo odwróciła się, uginając lekko kolana, gotowa do wykonania uniku, ale nie zdążyła tego zrobić. Zobaczyła tylko błysk światła odbitego, od gładkiego metalu i poczuła tępy ból prawej ręki, promieniujący aż na ramię i bark. Przez chwilę skołowana myślała, że straciła rękę, ale zaraz pomyślała, że przecież coś, czego nie ma nie powinno boleć. Ze zdumieniem zorientowała się, że leży na trawie i ma zamknięte oczy. Gdy je otworzyła zobaczyła przed sobą twarz potężnego bandyty, jego blizny, złamany nos i oczy o tępym spojrzeniu, zmrużone w wyrazie niechęci. Mężczyzna złapał ją za ubranie na piersi i z łatwością podniósł w górę, tak, że ledwo dotykała ziemi.
        „Już tak było” pomyślała, lekko tylko zdziwiona. W tym momencie nie do końca zdawała sobie sprawę, co się dzieje dookoła i co się z nią dzieje. Miała wrażenie, że napastnik chce coś powiedzieć, ale zanim zdążył otworzyć usta spojrzał w bok, jakby coś odwróciło jego uwagę. Nagle rozwarł pięść. Elfka upadła bezwładnie na ziemię, a on rzucił się do ucieczki. Jeszcze dochodziła do siebie, gdy usłyszała okrzyk Veny.
        -Fajne zwierzątko? –powtórzyła cicho, unosząc się na łokciach i marszcząc brwi. Próbowała zebrać myśli. Co się stało? Spojrzała na swoją dłoń. Prawe ramię było całe, na swoim miejscu i nie zauważyła żadnej rany. Dłoń i przedramię bolały jednak dość dotkliwie, a cała ręka była jakby zdrętwiała. Miecz leżał nieopodal, na trawie. Zrozumiała, że musiała odruchowo zablokować cios, który gdyby nie to najpewniej by ją zabił. Siła uderzenia była jednak taka, że broń wypadła jej z ręki, a ona sama skończyła na trawie. Spróbowała poruszyć palcami. Trochę bolało, ale nie dużo bardziej niż, gdy nic z nimi nie robiła, więc stwierdziła, że nic nie jest poważniej uszkodzone i dla odmiany przyjrzała się polanie.
        Osiłek leżał na trawie, a na piersi siedziała mu Shiva, poruszając rytmicznie ogonem. Nie uciekł daleko. Amira uśmiechnęła się bezwiednie. W innym miejscu znajdował się jego szczuplejszy towarzysz. Również spoczywał na ziemi, ale we wciąż powiększającej się kałuży krwi. Z czaszki sterczał mu kawałek promienia strzały, zakończony lotkami. Zaraz obok młoda dziewczyna szlochała spazmatycznie. Starsza kobieta klęczała przy niej i troskliwie obejmowała ramionami, głaszcząc delikatnie jej włosy i szepcząc coś. Trzecia kobieta, najpewniej siostra zakładniczki stała jak sparaliżowana, wpatrując się w zabitego wielkimi oczyma, a twarz miała bladą jak kreda. Elfka pozbierała się jakoś i z pomocą wiedźmy stanęła na nogach. Vena trzymała w ręce łuk.
        -Dziękuję – powiedziała poważnie Amira. Zdawała sobie sprawę, że gdyby nie ona, skończyłaby pewnie dużo gorzej, choć gdyby chciał ją zabić, mógł to zrobić, gdy leżała na ziemi. -I tobie też -dodała, skinąwszy głową w stronę Echo, zapamiętując, by przy najbliższej okazji
poczęstować ją kostkami cukru.
        Razem podeszły do mężczyzny, który zamarł w kompletnym bezruchu, wpatrując się ze strachem w wiwerę i najwyraźniej bał się nawet oddychać, by jej nie sprowokować. Elfkę szczerze bawiła ta sytuacja, odczuwała satysfakcję, że tym razem to on leży.
        -No i co teraz? –zapytała drwiąco. –Zachciało wam się atakować bezbronne kobiety? Myślałam, że jesteś szanującym się bandytą.
Zamierzała pokręcić głową z udawanym rozczarowaniem, ale uśmiech, którego nie potrafiła ukryć zepsuł ten efekt.
        -Sama nie jesteś święta. Z czegoś żyć trzeba –warknął niskim, dudniącym głosem. Shavi kłapnęła paszczą tuż przed jego twarzą, więc natychmiast umilkł i wyglądał tak jakby próbował wcisnąć się w ziemię, byle zwiększyć nieco odległość od ostrych zębów gada.
        -Shavi, zejdź z niego –rzuciła elfka łagodnie. Wiwerna spojrzała na niż, a w żółtych ślepiach malowało się rozczarowanie. Wykonała polecenie siadając tuż obok mężczyzny i zamachała lekko skrzydłami. –Pilnuj go – dodała, nie dla Shavi, lecz dla bandyty, by nie próbował niczego głupiego.
        -Rób z nim co chcesz – powiedziała cicho do Veny, odwróciła się na pięcie i oddaliła w stronę grupki kobiet by się nimi zająć.

        -Jesteście całe? –zapytała łagodnie. Nie otrzymała odpowiedzi.
        -Wiem , że to musiał być dla was szok, ale już po wszystkim.
Nadal żadnej reakcji. Odnalazła w torbie swoją apteczkę i wyszukała niewielki woreczek, łagodnie pachnący słodkimi ziołami. Wyjęła tez butelkę wina, której jakimś cudem udało jej się nie stłuc. Z niemałym trudem udało jej się ją otworzyć. Wsypała do środka szczyptę proszku i raz jeszcze spojrzała na kobiety. Po krótkim namyśle dorzuciła jeszcze dwie szczypty. Woreczek starannie zawiązała i schowała na miejsce, a wylot butelki zatkała i lekko potrząsnęła naczyniem. Podeszła do dziewczyny, która wpatrywała się w zwłoki bandyty i delikatnie odwróciła ją w druga stronę. Wzrok miała pusty i przestraszony.
        -Wypij to, poczujesz się lepiej –poprosiła ją Amira i podała jej napój. Musiała chwycić jej dłoń i zacisnąć palce na butelce, by nastąpiła jakaś reakcja. Obawiała się, że trzeba będzie wlać jej wino do gardła, ale na szczęście dziewczyna poruszyła się i wypiła kilka łyków. Nie było jeszcze żadnej reakcji, ale zioła nie działały natychmiastowo. Elfka miała nadzieję, że nie przesadziła z dawką, miały działanie uspokajające, a te kobiety zachowywały się jakby przeżyły ciężki szok, choć elfka nie do końca to rozumiała. Przecież mężczyźni nawet nie zdążyli ich skrzywdzić, zanim przybyły na ratunek, a ludzie przecież umierali na każdym kroku, częstokroć w o wiele bardziej makabryczny sposób niż strzała w głowie. Podeszła z kolei do pozostałych kobiet i je także zmusiła do wypicia napoju, aż opróżniły całą butelkę. Łagodnie oderwała matkę od szlochającej brunetki i obejrzała rękę zakładniczki. Nie była ranna, choć mężczyzna mocno ją złapał. Z pewnością będzie miała paskudnego siniaka, ale nic więcej.
        Chwilę później kobiety przestały szlochać, zaczęły natomiast padać sobie w objęcia, a po chwili porwały w ramiona także Amirę. Dziękowały jej, sobie nawzajem i wszystkim bogom po kolei. Elfka wymknęła im się ukradkiem, myśląc przy okazji jak bardzo nie znosi takiego ściskania. Głupi ludzki zwyczaj, jeszcze dziwniejszy niż podawanie sobie ręki, choć bardziej spontaniczny. W jej kulturze był to gest wyrażający czułość, czyniony w stronę osób, które darzyło się miłością. Pozbierała torby, które przeszukiwał chudy bandyta i wręczyła je starszej z kobiet, będąc gotową do ewentualnych uników. Ta widocznie już się uspokoiła, bo z wdzięcznością przyjęła torby, i rozdzieliła je pomiędzy córki. Sama poszperała w jednej z nich i wyciągnęła zawiniątko w ładnej lnianej chuście.
-Nie mamy wiele, ale chciałybyśmy jakoś wam podziękować –powiedziała wciskając je elfce w dłonie. To akurat potrafiła zrozumieć i zwykle nie miała oporów w przyjmowaniu zapłaty. W końcu była najemniczką. Podziękowała kobiecie i z nieskrywaną ciekawością przyjrzała się zawiniątku. Miało okrągły, spłaszczony kształt i pachniało słodko.
-To ciasto jagodowe –wyjaśniła pośpiesznie kobieta. Amira uśmiechnęła się do niej pięknie i z namaszczeniem schowała wypiek do torby.
-Jeśli wolno spytać, jak do tego doszło? –zagadnęła.

        Tymczasem osiłek zdołał usiąść, ciągle spoglądając z obawą na wiwerę, która w strategicznych momentach rozkładała skrzydła i syczała złowieszcze, najwyraźniej bawiąc się wyśmienicie. Nawet odważny wojownik mógł się wystraszyć, gdy czaiła się na niego jaszczurka takich rozmiarów. A on nie był wojownikiem tylko najemnym zbirem. I jak większość jemu podobnych, gdy tylko zaczęły się kłopoty, porzucił pozory jakiejkolwiek lojalności i zaczął śpiewać.
        Z tym tam, zabitym nie miał długo do czynienia, wykonywali zlecenia od jakiegoś czasu. Wynajął ich tym razem mag, mieszkający w lesie. Jego chata leżała bardziej na północ, w gęstym lesie otaczającym Efne od południa. Kazał im napadać ludzi i przyprowadzać do siebie. Płacił za każdego i pozwalał im zachować ich dobytek. Niezły interes. Nie, on nie wie, po co mu ci więźniowie, on miał wykonywać robotę. Z magiem układał się ten chudy typ. A w ogóle to byłby wdzięczny gdyby pozwoliły mu już sobie pójść. Może nawet obiecać, że już nie będzie grasował na tej drodze.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Kiedy Amira podeszła do trzech kobiet, najwyraźniej próbując je uspokoić, wiedźma skupiła całą swoją uwagę na pojmanym najemniku, który najwidoczniej nie zdawał sobie sprawy z jako-takiej powagi sytuacji i... zaczął śpiewać! Vena otworzyła szeroko oczy ze zdumienia i rozdziawiła buzię, kiedy usłyszała znajome nuty "I jak najemnikiem fajnie być", po czym otrząsnęła głową (stanowczo nie na miejscu było, by przepytywała go z taką miną) i zapytała co wie. A ten jak każdy dobry, albo niezwykle głupi, najemnik nie wiedział za wiele. Czasami zdarzało się i jej, ze nie wypytywała zleceniodawcy o konkrety. Ot przyjść, ukraść, może zabić i oddać w inne ręce. Prosta sprawa. Żadnych :uważaj na rośliny trujące, bo ich jad może najwyżej kogoś osłabić, a jeśli to zrobisz wplączemy się w niuanse polityczne, które doprowadzą do osłabienia naszych bla, bla, bla. Nie. Najczęściej dostajesz proste zlecenie, bez żadnych uprzedzeń, czy innych bzdur, a o trudności dowiadujesz się po ciężkości sakiewki. Jeśli jest mała i lekka- zostawiasz robotę dla nowicjuszy, jeśli pękata i ciężka- trzymasz język za zębami, wykonujesz swoje i przez najbliższy czas nie pojawiasz się w okolicy. Tak to działało. Czasami tylko sprawy sięgały nieco za daleko i zdarzało się, że dotykały spraw blisko związanych z najemnikiem. Ale to zupełnie inna bajka.
Osiłek siedzący na trawie był raczej z rodzaju tych głupich najemników. Nie wiedział za wiele, ale nie dlatego, że sam nie mieszał się w nie swoje sprawy, tylko dlatego iż nawet nie wiedział, że czasem przydaje się "wybadać grunt". Był głupi i tylko wykonywał polecenia.
Wiedźma dowiedziała się, iż za całą sprawą tej dziwnej napaści stoi niejaki czarodziej zamieszkujący niedaleko wioski, w lesie. Płacił on za porwania ludzi. Płacił z góry za każda żywą osobę, bez względu na płeć, jednakże nie brał on dzieci.
Dziwne... pomyślała gorączkowo wiedźma i zmarszczyła nos. Skoro porywa ludzi, to dlaczego nie chce dzieci? W końcu człowiek, to człowiek. A może porwani będą musieli wykonywać jakieś ciężkie roboty, to wtedy ma to jakiś sens.
Wiwerna elfki sprawowała się świetnie w swojej roli i raz po raz sykiem upominała więźnia, gdzie jest jego miejsce. Vena miała chwilę, żeby przyjrzeć się nowemu towarzyszowi drogi. Dziwny stwór, którego widzi po raz pierwszy stwór, rzeczywiście wygląda jak przerośnięta jaszczurka. Z tym wyjątkiem, że owa zwierzyna ma skrzydła. Duże ciemnozielone łuski lśniły w blasku popołudniowego słońca niczym miliony drogocennych kamieni. Małe, żółtawe oczka osadzone po obu stronach pyska zdawały się przenikać otoczenie. Po kształcie głowy, szyi Vena stwierdziła, że ma przed sobą niezwykle inteligentne i lojalne stworzenie. Choć oczywiście mogła się mylić. Znała się głównie na ocenie koni, a taka wiwerna to zupełnie coś innego.
Najemnikowi widocznie znudziło się czekanie, aż dziewczyny pozwolą mu spokojnie wrócić do domu, więc sam zasugerował taki pomysł, po czym wstał, otrzepał się, ukłonił lekko wiedźmie, obrócił na pięcie i pospiesznie ruszył w kierunku lasu. Shavi już chciała go zatrzymać, kiedy usłyszała komendę od wiedźmy: -Poczekaj.- Vena spojrzała za siebie, czy aby na pewno nikt nie zwraca teraz na nią uwagi, po czym naciągnęła strzałę na cięciwę i strzeliła do mężczyzny, który już zdążył lekko wstąpić w las. Jego ciało bezwładnie osunęło się na ziemie i upadło cicho. -Przeprasza.- mruknęła bardziej do siebie niż do kogoś.
Wiedźma bardzo nie lubiła zachowywać nie niehonorowo, a strzelanie w plecy, tym bardziej osobie nieuzbrojonej, uznawała za największą hańbę jakiej mogła się dopuścić. Ale przecież nie mogła pozwolić, żeby tak po prostu sobie odszedł! Nigdy nie ufaj w stu procentach najemnikom! Tak głosiła stara zasada, która, niestety, miała swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. No cóż. Nawet jeśli ten najemnik chciał coś komuś przekazać, już tego nie zrobi.
Wiedźma podeszła spokojnym krokiem do swojej klaczy i z powrotem przypięła łuk i kołczan ze strzałami do siodła. Poklepała Echo i podała jej kilka kawałków jej ulubionego smakołyku- suszonych jabłek. -Świetnie się spisałaś. Dziękuję.- szepnęła i pogłaskała zwierzę po czarnej szyi. Po chwili odwróciła się i spokojnym krokiem podeszła do grupki kobiet, które teraz z radością i ulga ściskały Amirę z wdzięczności. Vena zatrzymała się w pewnej odległości, licząc na to, że podziękowania ominą jej osobą. Jak bardzo się myliła! Kiedy tylko jedna z uratowanych zauważyła wiedźmę podbiegła do niej ze łzami w oczach i rzuciła się jej na szyję. Pozostałe dwie uczyniły to samo.
-Dobra. Już dosyć!- Vena po kolei zaczęła ściągać z siebie uratowane kobiety. Nie była przyzwyczajona do tego typu podziękowań, więc chcąc, nie chcąc, zarumieniła się lekko i podniosła kącik ust w lekkim uśmiechu. -Nie ma za co.- powiedziała i otrząsnęła się.
-Nic ci nie jest?- spytała, zwracając się do Amiry.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Amira uśmiechnęła się widząc jak kobiety upatrzyły sobie nową ofiarę w osobie Veny i rzuciły się, by także jej okazać wdzięczność. Kobieta zarumieniła się lekko i ściągnęła je z siebie.
-Nie. Wszystko w porządku- odparła na jej pytanie i odruchowo potarła przedramię, które nadal było dziwnie zdrętwiałe. Poruszyła na próbę palcami i całą dłonią. Nadgarstek trochę bolał, ale było dobrze. Nic nie złamała i nadal miała wszystkie kończyny na swoim miejscu, co można uznać za sukces.
-A jak twoja noga?- zapytała, spoglądając w miejsce, gdzie wcześniej utkwił drewniany odłamek. Oczywiście nie dostrzegła nic przez ubranie, ale to był dobry znak. Gdyby rana się otworzyła, pewnie krew przesiąkłaby przez materiał. To była dość duża rana i elfka nadal źle się czuła, że nie mogła zająć się nią jak należy, tylko tak prowizorycznie. Nie lubiła kiepsko wykonanej roboty.
–Mamy ciasto jagodowe- oznajmiła, by zasygnalizować, że dostały od kobiet w podzięce coś prócz uścisków. Wiatr zawiał lekko i pasma włosów, które wydostały się z warkocza poruszyły się dookoła jej twarzy, jakby nie mogły się zdecydować czy zaatakować jej oczy, czy też nie. Odgarnęła je za ucho niecierpliwym ruchem i przykucnęła żeby pogłaskać Shavi, która właśnie przydreptała na miejsce. Na jej widok uratowane kobiety wyraźnie się spięły. Nie wyglądały jakby bardzo się jej bały. Chyba widziały, że im pomagała i ufały, że skoro należy do ich wybawicielek, to ich nie pożre. Były jednak nieco zdenerwowane. Trudno im się dziwić, jeszcze przed chwilą skutecznie straszyła rosłego najemnego zbira. Teraz jednak nie syczała ani nie biła skrzydłami, jedynie człapała sobie dookoła swojej pani, popatrując dookoła żółtymi ślepiami.
Na myśl o najemniku Amira spojrzała w kierunku, gdzie wcześniej się znajdował, ale niczego nie dostrzegła. Postanowiła jednak pytanie o jego los odłożyć nieco w czasie. Ocalone kobiety, jako że podróżowały w innym kierunku, pożegnały się, dziękując im jeszcze raz, ale mniej napastliwie i zniknęły w lesie. Elfka miała ochotę poprosić je, by nie mówiły o ich spotkaniu w razie, gdyby ktoś o nie pytał, ale zrezygnowała. To nie była sprawa tych kobiet. Dość już przeszły i nie chciała ich w to wciągać. I tak z pewnością ktoś je śledzi. Może w pewnej odległości i nie nadąża za nimi na bieżąco, ale na pewno nie są wolne.
-Chyba powinnyśmy pochować ciało- zauważyła Amira, gdy zostały same. –A co się stało z tym drugim?
Ruszyła w stronę skraju polany, gdzie zostawiła konia, ale zamiast go dosiąść, zaczęła zbierać suche gałęzie. Odwróciła się jeszcze w stronę Veny i zlustrowała jej bagaż.
-Pewnie nie masz ze sobą łopaty, co? Tak się tylko upewniam.
Nie miała zamiaru kopać dołu rękoma, kamieni do ułożenia kopca pogrzebowego nie było, więc uznała, że najłatwiej będzie ciało spalić.
W cieniu lasu było chłodno, ale gdy wyszła z powrotem na słońce, poczuła przyjemne ciepło. Pogoda naprawdę robiła się powoli upalna, co może nie sprzyjało wędrówce przez pustynię, ale wprawiało elfkę w dobry nastrój. Uśmiechnęła się do siebie, potem do Veny i wracając do lasu po kolejne naręcze chrustu zaczęła nawet nucić cicho jakąś melodyjkę.
Wiwerna przez dłuższą chwilę krążyła wokół ciała zabitego mężczyzny, a potem poszła w ślady swojej pani i hasała w tę, i z powrotem po łące, przenosząc w pysku materiał na stos pogrzebowy.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Dostałyśmy eee... ciasto jagodowe?- szepnęła cicho wiedźma do siebie. W sumie lepsze to niż nic.
Vena patrzyła jak trzy kobiety opuszczają polankę i nikną w lesie, po czym obróciła się do elfki. -Pytałaś o coś? A... noga! Znaczy, nic mi nie jest.- odpowiedziała Amirze. -Naprawdę.- dodała, widząc, że elfka dalej przypatruje się miejscu, z którego jeszcze niedawno sterczał odłamek drzwi. Rana już prawie się zagoiła, więc nie było sensu martwić się tym. Zaraz jednak przypomniała sobie, że przed chwilą oberwała w lewe ramię, ale na szczęście było to tylko draśnięcie, także nie powinno to sprawiać żadnych trudności.
Amira wpadła na dość dobry pomysł z paleniem ciał. Wiedźma obawiała się tylko, że ktoś może zobaczyć dym, ale sama nie wpadła na lepszy pomysł, więc przytaknęła głową.
-Z tym drugim... Też trzeba go będzie spalić.- rzekła i wzruszyła ramionami. Kiedy natomiast elfka spytała o możliwość posiadanie, przez wiedźmę łopaty, ta wybuchnęła śmiechem i zgięła się w pół. Po chwili wyprostowała się i otarła ręką oczy, które właśnie zaczynały łzawić. -Nie, łopata zdecydowanie nie należy do mojego normalnego ekwipunku.- odparła i pokręciła głowa, cały czas chichocząc w duchu.
Elfka wraz z wiwerną zaczęły znosić drewno na opał, więc i Vena zabrała się za tę czynność. Przeszła wzdłuż polany, by znaleźć miejsce, gdzie rośnie mniej krzaków, aby łatwiej było wejść w las. Po paru krokach odnalazła leśną ścieżkę i zdecydowanym krokiem weszła w las. Rozglądała się z ciekawością dookoła siebie, zebrała parę gałązek, kiedy jej prawa stopa nagle osunęła się w dół. Wiedźma pisnęła, wypuściła z rąk drewno i już zaczęła czuć jak jej druga noga także spada w dół. Zaczęła panicznie machać rękami, próbując złapać się czegoś i, na szczęście, udało jej się to w ostatnim momencie. Zwisała nad jakimś rowem. Dość głębokim, trzeba zaznaczyć. Vena sprawnie podciągnęła się na ziemię. Usiadła na twardym gruncie i powoli przysunęła się do skarpy, żeby dokładnie sprawdzić rów. Niczego szczególnego tam nie zauważyła, ale za to wpadła, na pomysł, co by tu zrobić z ciałami zabitych mężczyzn. Ostrożnie odsunęła się, wstała i biegiem ruszyła z powrotem na polanę. Wybiegła na nią zdyszana i podbiegła do elfki. Pochyliła się, próbując złapać oddech. Wyprostowała się po chwili i wysapała: -Tam... w lesie... jest... rów... A może... ich... tam... wrzucić? Żeby... nie... było... dymu.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Wiedźma wyszła z tego starcia również bez szwanku. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie, gdy śmiała się głośno z pytania o łopatę. Elfa tylko uśmiechnęła się lekko, wzruszając ramionami. Spodziewała się przecież takiej odpowiedzi. Nikt normalny raczej nie wozi ze sobą łopaty. Nie było jej jednak do śmiechu. Fakt, że drugi z bandytów również nie żył spowodował, że zmarszczyła lekko brwi i zamyśliła się. Nie chodziło o to, że było jej przykro z powodu jego śmierci. Przeciwnie ucieszyła się właściwie, że nie będzie już sprawiał jej kłopotów, bo ich spotkania jak dotąd zwykle polegały na tym, że próbował ją wykończyć. Może i wychodziła z tego cało, ale nie była to jej ulubiona forma życia towarzyskiego. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że w pewien sposób jest winna jego śmierci. Nie była wojowniczką i nigdy nie chciała zajmować się walką, a tym bardziej mordowaniem ludzi. W gruncie rzeczy byłaby szczęśliwa mogąc robić swoje, nie krzywdząc przy tym nikogo, jednak sytuacje idealne niestety nie istnieją. W każdym razie, gdy myślała o tym, ile śmierci widziała w przeciągu ostatnich kilku dni, nie czuła się z tym dobrze.
Ponury nastrój ulotnił się jednak pod wpływem ciepła i promieni słonecznych. Zebrały już z Shavi niewielką kupkę chrustu i elfka właśnie dokładała do niej kolejną garść suchych gałęzi, gdy spomiędzy drzew po przeciwnej stronie polany wybiegła Vena. Kobieta dyszała, jakby przebiegła spory kawałek, z trudem łapała oddech.
Amira czekała cierpliwie, choć była ciekawa, co też skłoniło wiedźmę do takiego biegu przez las. Przez moment zaniepokoiła się czy może nie było to cos niebezpiecznego i spojrzała w miejsce skąd wyłoniła się jej towarzyszka, wytężając wzrok. Zaraz jednak uznała, że w takim wypadku nie stałaby tu sobie i nie łapała oddechu tylko… jakoś zasygnalizowała, że należy natychmiastowo uciekać. Zwróciła więc wzrok z powrotem na Venę, ale gdy ta wykrztusiła słowa „Tam... w lesie... jest...”, elfka momentalnie zwątpiła w swoją teorię i znów czujnie zlustrowała ścianę drzew, niczego jednak nie zauważając.
-Och – mruknęła, gdy wiedźma zdołała wreszcie wysapać całe zdanie. Nawet trzy, gwoli ścisłości. –Możemy. Masz rację –dymu nie będzie i jeszcze zaoszczędzimy czas.
Amira odwróciła się i podeszła do ciała pierwszego bandyty, przekrzywiając nieco głowę.
-Jak by go tu…?- szepnęła do siebie półgłosem, zastanawiając się jak najłatwiej przetransportować zwłoki przez las. W końcu, pochylając się, chwyciła mężczyznę rękoma za nadgarstki i wyprostowała nieco.
-Łap za nogi- poleciła Venie i uśmiechnęła się tajemniczo. Nie miała zamiaru taszczyć go przez zarośla. Gwizdnęła na Shavi i razem z wiedźmą ulokowały ciało na plecach wiwerny. Była na tyle duża i silna, by z łatwością dać sobie radę z tym zadaniem, choć może wyglądało to niecodziennie i nieco śmiesznie.
-Idź po tropie Veny- poleciła jej i odprowadziła ją wzrokiem dopóki nie zniknęła w lesie. Potem westchnęła i zwróciła do wiedźmy, trochę jakby tracąc rezon.
-Dobra, to gdzie jest ten drugi?- zapytała, kładąc ręce na biodrach i starając się wyglądać jakby z ochotą zabierała się do tej roboty. Może dzięki temu jakoś lepiej się poczuje, podchodząc do tego optymistycznie. Czasu nie cofnie, a nawet gdyby, to przecież nie mogły go tak zwyczajnie puścić, a nic innego nie bardzo wchodziło w grę. Miały ograniczone możliwości, jakby nie było.
–Echo może go tam zawieźć?- zapytała, idąc za wiedźmą. Wolała najpierw zapytać, ale nie sądziła, żeby to był problem. Jeśli Vena tego również zastrzeliła, to nie powinno być dużo krwi, więc można ciało bez obaw przerzucić przez grzbiet konia. A wydawało się, że klacz będzie do tego odpowiedniejsza. Aello był nieco… niezrównoważony. Przynajmniej tak twierdziła Amira, ale mogło też być tak, że po prostu nie umie do niego odpowiednio dotrzeć. W każdym razie, elfka nie wierzyła w jego inteligencję, a zwierzęta różnie reagują na zapach krwi, ale przeważnie niepokojem. A wolałaby się obyć bez wierzgania, rżenia i całej tej szopki, jaką mógłby odstawić jej wierzchowiec. Musiała go jednak zabrać ze sobą, nie miała ochoty cofać się po niego z powrotem na polaną. Poprosiła więc Venę, by poszła przodem, a sama wraz z koniem podążyła w pewnej odległości za nią.
Na miejsce dotarły bez większych przeszkód. Elfka starała się nawiązać rozmowę, ale przestała, gdy potknęła się o korzeń, a potem nieuważnie weszła w pajęczynę i z piskiem obrzydzenia musiała zdejmować ją z twarzy. Przez resztę drogi milcząco uważała na to gdzie idzie. Nie bała się pająków, ale pajęczyny to była zupełnie inna sprawa. To nic przyjemnego, gdy taka lepka sieć klei ci się do ciała. Miała z nimi sporo do czynienia, na co dzień przeszukując nieuczęszczane i zapomniane miejsca, ale nie potrafiła jakoś do nich przywyknąć. Jakoś z tym żyła, tak jak z lękiem wysokości, choć nie ułatwiało jej to pracy.
-Nie znoszę ich- powiedziała, gdy już niemal dotarły na miejsce. –Pajęczyn, nie pająków- sprostowała, nadal jednak patrząc, na to gdzie idzie. –Za lasem też nie przepadam…- dodała, skoro już zebrało się jej na tego typu szczerość.
Nad rowem zastały Shavi, która spokojnie przysiadła nad dziurą i spoglądała w dół machając miarowo ogonem. Po chwili drugi z bandytów dołączył do swojego towarzysza, a Amira z pewnym zadowoleniem na twarzy otrzepała ręce.
-Pogrzeb z głowy. Wracamy na trasę w kierunku pustyni, jak rozumiem? –upewniła się i zerknęła na konia, a potem na leśną gęstwinę przed nimi. Przygryzła lekko dolną wargę. –Przejedziemy tędy konno? Odeszłyśmy już spory kawałek od ścieżki, ale jeśli chcemy iść pieszo, to równie dobrze możemy usiąść i poczekać, aż nas znajdą.
Obejrzała sobie uważnie najbliższe drzewa, sprawdzając, z której strony porasta je mech, co było zwykle dość skuteczną metodą upewnienia się w kwestii stron świata i ustaliła gdzie powinien znajdować się porzucony przez nie szlak i podzieliła tą wiedzą z towarzyszką.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Echo dzielnie zniosła martwego mężczyznę na grzbiecie. Parsknęła parę razy niezadowolona, że zrobili z niej karawan, ale poza tym odbyło się bez większych problemów z klaczą. Amira dzielnie zniosła pająki i pajęczyny, kiedy przedzierały się przez las i w końcu dotarły na miejsce, w którym został złożony pierwszy z napastników. Dziewczyny szybko wrzuciły drugiego mężczyznę do rowu i Vena nagrodziła swojego wierzchowca kostką cukru, która znalazła w przepastnych kieszeniach jej spodni. Ciekawe co jeszcze można tam znaleźć...
-Tak, chyba tędy będzie szybciej.- odpowiedziała wiedźma i zamyśliła się, patrząc przed siebie. Będzie ciężko, ale damy radę, dodała sobie otuchy w myślach i wsiadła na konia. Amira badała mech na drzewach, prawdopodobnie ustalając kierunki. wiedźma nigdy nie mogła pojąc tych najprostszych i najbardziej przydatnych umiejętności, więc, zazwyczaj, pytała o drogę. Zdarzało jej się robić to nawet wtedy, gdy akurat ktoś ją gonił. "-Przepraszam bardzo, ale nie bardzo wiem jak dostać się do Meotu, a właśnie goni mnie jakiś wściekły pan. Nie zechciałabyś pokazać mi drogi?"
To wspomnienie wywołało na jej twarzy uśmiech. Obróciła się w siodle do towarzyszki, która wskazywała jakiś kierunek, zapewne północ i zaczynała wsiadać na konia. -Ja też nie przepadam za pajęczynami. Są lepkie, nie widać ich, a gdzieś tam czai się jeszcze pająk. Fuj!
Dziewczyny jadąc przez las, co rusz wpadały we właśnie taką "pułapkę" i ze wstrętem na twarzy ściągały ów okropieństwa. Po pół godzinie znów wyjechały na łąki, kierując się w stronę pustyni. -Przed zmrokiem powinnyśmy dotrzeć w okolice Efne. Może tam przenocujemy?- zapytała elfki.- Nie w gospodzie oczywiście!- dodała widząc malujące się na twarzy dziewczyny zdziwienie. -Mam tam przyjaciółkę, która może nam pomóc.
Vena ściągnęła wodze, które od dłuższego czasu luźno zwisały i popędziła klacz do szybkiego biegu.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Vena zdecydowała się pojechać na skróty, trudniejszą, ale szybszą trasą. Amira poważnie kiwnęła głową, by wyrazić, że zgadza się z jej zdaniem. Będą musiały przedzierać się przez leśną gęstwinę, ale mimo wszystko to było chyba najlepsze wyjście w ich sytuacji. Poza tym były w końcu na równinie, a nie w Szepczącym Lesie. Musi tu gdzieś być jakaś ścieżka, albo przerzedzenie… Dopiero niedaleko samego Efne rosły prawdziwe lasy, ten gdzie teraz się znajdowały nie mógł być bardzo rozległy.
Vena wsiadła na konia, a Amira podążyła jej śladem, gdy tylko obejrzała sobie dokładnie najbliższe pnie. Tollin zawsze jej powtarzał, że trzeba ich sprawdzić kilka drzew. Bywało bowiem, że mech rósł jak chciał, zupełnie nie tak, jak powinien. Elfka często miała wrażenie, że las posiada coś w rodzaju świadomości i specjalnie uprzykrza życie jej i podobnym jej wędrowcom, których uważa za intruzów. Bo ona czuła się zwykle w lesie jak nieproszony gość. Szczególnie, gdy na jej twarzy lądowała lepka pajęczyna.
Uśmiechnęła się do Veny z wdzięcznością, gdy ta powiedziała, że również ich nie lubi. Nie wiedziała, czy wiedźma mówi szczerze, czy też chce tylko poprawić jej humor, ale w każdym razie taki osiągnęła efekt. Jeszcze kilkakrotnie spotykały ich takie niespodzianki, ale teraz już dużo łatwiej było to znosić.
Jakiś czas później drzewa rzeczywiście zaczęły rosnąć coraz rzadziej, aż wreszcie wyjechały na łąki. Amira odetchnęła z ulgą. Dzień był naprawdę udany, jeśli wziąć pod uwagę okoliczności. Pogoda dopisywała, zdobyły ciasto, nie doznając nawet większych obrażeń, zbliżały się do Efne w bardzo dobrym tempie i nawet elfka przetrwała w jednym kawałku przejazd przez las. W dodatku nigdzie nie widać było żadnej pogoni. Ruszyły dalej i Vena oceniła, że powinno udać im się dotrzeć w okolice miasta przed zmrokiem. Amira zerknęła na pozycję słońca i przyznała jej rację. Natomiast propozycja noclegu nieco ją zdziwiła. Nie to, żeby nie miała zamiaru spać, ale myślała raczej, że o zmierzchu zatrzymają się gdzieś na skraju lasu i rozbiją obóz, a wydawało się, że wiedźma ma na myśli taki prawdziwy nocleg, w łóżku i bez trzymania wart. Wizja była kusząca, ale mimo to na twarzy elfki odmalowało się tylko szczere zdziwienie. Jak dotąd gospody nie wydawały się dobrym pomysłem.
Przed oczyma stanęła jej natarczywa wizja, w której z uśmiechem płaciły karczmarzowi za pokój (zapewne znów iluzorycznymi monetami) i udawały się na spoczynek, a gospodarz z kamienną miną wracał na zaplecze, gdzie przyjmował od ponurego oprycha (koniecznie ze szpetną blizną na twarzy) pękaty mieszek, wskazując, gdzie może je znaleźć. Wizja była o tyle absurdalna, że gdyby ktoś naprawdę chciał dopaść je w karczmie, wystarczyłoby zaczekać w głównej sali, przy jakimś zacnym trunku, nie chować się po kątach gospody. Trudno byłoby je przegapić, a i zaoszczędziłby pieniądze.
Potrząsnęła lekko głową, przymykając oczy i spróbowała pozbyć się dziwnego obrazu z myśli, tym bardziej, że Vena zdążyła już wyjaśnić, że nie miała na myśli noclegu w karczmie. Zatrzymanie się u zaufanej osoby brzmiało dużo lepiej i nawet bezpiecznie. Amira zgodziła się więc na propozycję wiedźmy dość entuzjastycznie i w chwilę potem popędziły konie. Wcześniej, w lesie Shavi z łatwością przemykała między drzewami, starając się nie oddalać zbytnio od pani, teraz jednak przestała nadążać za galopującymi wierzchowcami. Rozwinęła swoje skórzaste skrzydła i wzbiła się do lotu. Oczywiście teraz to ona znacznie wyprzedziła kobiety i już po chwili zniknęła im z oczu. Jazda zaczęła się po pewnym czasie robić dość monotonna, choć niewątpliwie nie była nieprzyjemna, elfka postanowiła nawiązać rozmowę, choćby i o niczym.
-Kim jest twoja przyjaciółka?- zadała pierwsze pytanie, jakie przyszło jej do głowy. Była ciekawa, u kogo spędzą noc, poza tym być może mogłaby ona pomóc im w jeszcze inny sposób. Musiały zaopatrzyć się przed wkroczeniem na pustynie, a przynajmniej Vena musiała. Mogłyby kupić wszystko na skraju piasków w jednej z tamtejszych wiosek, ale tamtejsze ceny były astronomiczne. Lepiej byłoby też nie pokazywać się tam. To jak wołanie do ich potencjalnych tropicieli: „Hej, tu jesteśmy!”. Na razie jednak nie podzieliła się tymi przemyśleniami z towarzyszką, postanawiając najpierw przekonać się na własne oczy, z kim będą miały do czynienia. Nie wątpiła, że przyjaciółka Veny im pomoże i zachowa dyskrecję, ale ostrożności nigdy nie za wiele.
-Wiesz, czuję się trochę absurdalnie- wyznała po chwili, spoglądając w zamyśleniu na horyzont. –Układam w myślach plany, cały czas uwzględniając, że jesteśmy ścigane, ale nie wiem nawet czy ktoś za nami jedzie i właściwie, przed kim uciekamy. W dodatku ta pogoda…- Elfka urwała i potrząsnęła głową, nie wiedząc jak sformułować swoje myśli.
-Czuję się jakbym wpadła w paranoję- zakończyła, uśmiechając się z lekkim zażenowaniem i spoglądając na wiedźmę.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Vena już zaczęła otwierać usta, aby dokładnie wyjaśnić Amirze u kogo będą nocować, ale nagle elfka zmieniła temat.
-Tak... Pogoda rzeczywiście jest dość dziwna...- wiedźma nie raz słyszała opowieści o czarodziejach i czarnoksiężnikach, którzy potrafili kontrolować pogodę, ale uważała to za jakiegoś rodzaju mity i legendy. Nikt przecież nie jest na tyle silny, aby wpłynąć na to co się dzieje na niebie, prawda?
Vena ostrożnie podniosła głowę, by przypatrzeć się białej chmurce, która teraz znajdowała się dokładnie nad nimi. Sunęła leniwie po bezkresnym błękicie i w nosie miała to co się dzieje na dole. Takiej to dobrze...
-To osoba, którą poznałam w czasie nauki.- wyjaśniła i znów spojrzała na towarzyszkę. Te dziwne wydarzenia ostatnich dni dały się jej we znaki. To już nie była ta sama elfka, która spokojnie, no może z odrobiną niepewności i ostrożności, wchodziła na bankiet w Meocie. Teraz na jej twarzy dało się zauważyć ślady ciągłego przygotowania do ewentualnych niespodzianek. Choć, oczywiście, nie dawała tego po sobie poznać w żaden inny sposób.
Wiedźma uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać o swojej starej znajomej. O ty, że poznały się kiedy miały 18 lat, że razem uczyły się podstaw magii u "starego pryka" (sam kazał się tak nazywać!) i o tym, że od czasu do czasu piszą do siebie, dalej utrzymując ze sobą kontakt. Ona była z "zawodu", jeśli tak można to nazwać, zielarką. Specjalizowała się w różnego typu lekach, naparach z zielska i takich tam...
-Ma na imię Sara i jest naprawdę miła.- dodała i uśmiechnęła się do siebie. Do końca życie będzie pamiętać sytuację, kiedy obie postanowiły wystraszyć chłopaka, dzięki któremu Sara straciła dom i pracę. Odłamki stodoły rozrzucone były w promieniu dwóch mil po tamtym wybuchu...
-A skąd ty jesteś?- zapytała nagle Vena i wpatrzyła się w Amirę z ciekawością.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Gdy Vena wspomniała o tym, że pogoda rzeczywiście jest dziwna, Amira zamyśliła się na moment nad jej słowami. Może jest to komuś na rękę. Ktoś chce by się rozluźniły i dały zaskoczyć… Zaraz jednak przeraziła swoimi myślami. „To przecież chore. Nie da się kontrolować pogody, nie w takim stopniu”, pomyślała z irytacją. „Chyba rzeczywiście zaczynam wariować, a już na pewno przesadzam”. Świadomość, że ktoś chce ją dopaść źle na nią wpływała. Za dużo o tym myślała, odruchowo była przez cały czas nieco spięta i wszędzie widziała coś podejrzanego. Teraz dodatkowo martwiła się tym, że się zbyt przejmuje tym wszystkim. Sytuacja przed stajnią „Pijanego Wieprzka” wytrąciła ją z równowagi i cały czas tkwiła gdzieś w podświadomości. Nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się tak pomylić.
„Ale chociaż tamci dwaj bandyci nie chcieli nas zabić” pocieszyła się. „To znaczy chcieli, ale nie z rozkazu jakiegoś maga. No, w każdym razie nie Tego maga.”
Oderwawszy się od swoich problemów psychicznych, postarała skupić na słowach towarzyszki, która opowiadała o swojej przyjaciółce. Wiadomość, że jest zielarką w jakiś sposób upewniła ją, że to dobry pomysł. Może poczuła, że powinny się dogadywać. W końcu miały dość podobne zainteresowania.
Gdy padło pytanie o jej pochodzenie zamyśliła się na moment. Zwykle zbywała takie pytania, albo odpowiadała zdawkowo. Nie chodziło o to, że wstydziła się swojego pochodzenia, tylko określenie, że pochodzi z „pustyni” wydawało jej się dziwaczne.
-Z plemienia Al-Churi- odpowiedziała po krótkiej chwili i spojrzała na wiedźmę wzruszając lekko ramionami. Widząc, że ta patrzy na nią z zainteresowaniem, odwróciła głowę, wbijając nieco zakłopotany wzrok w horyzont. –Na pustyni nie ma miast, więc to trochę skomplikowane.
-A ty? –dodała szybko, żeby zmienić temat. Zawsze wolała słuchać, niż opowiadać o sobie.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Amira jest z pustyni! Ale ekstra-super-fajnie! pomyślała Vena i już chciała zacząć wypytywać elfkę jak tam jest, kiedy ta szybko zapytała wiedźmę o to samo.
-Z...- urwała, nie wiedząc jak ubrać swe myśli w słowa. Nie chciała o tym wspominać. Jeszcze nie.- Mieszkałam kiedyś nieopodal Ekradon, na skraju Szepczącego Lasu. Ale to było dawno temu...
Dziewczyny jechały spokojnym tempem, ale niebo zaczęło zmieniać powoli kolor na ciemniejszy, więc Vena zmartwiła się trochę. Przecież powinny już być blisko miasta.
-Coś tu nie gra.- dodała po chwili milczenia i wpatrzyła się horyzont. -Dlaczego jeszcze nie widać Efne?
-Echo, co się dzieje? zapytała klaczkę, a ta parsknęła niespokojnie. -Wydaje mi się, że kręcimy się w kółko. odparła i potrząsnęła głową niespokojnie.
-A to ci heca.

Po pół godzinie jazdy dziewczyna zatrzymała wierzchowca i ześlizgnęła się z siodła na ziemię. Odeszła parę kroków od koni, wyciągnęła przed siebie ręce i zaczęła szeptać znane jej zaklęcie. Jedno z tych nielicznych, przy których trzeba było znać odpowiednią regułkę.
-To miejsce jest zaczarowane.- dodała po chwili i opuściła ręce. -Rzucono tu czar "krętej drogi", a to znaczy, ze obojętnie gdzie pojedziemy nie dotrzemy do miasta. Jest na to sposób, ale nie jestem pewna czy zadziała...
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Amira dowiedziała się, że jej towarzyszka pochodzi z Ekradonu, ale chyba nie miała ochoty o tym rozmawiać. Jechały więc po prostu dalej, nie roztrząsając tematu, aż słońce zaczęło powoli chylić się ku zachodowi.
Vena wspomniała, że coś jest nie tak, więc elfka rozejrzała się, ale równina jak okiem sięgnąć wydawała się pusta. Ani żywej duszy, miasta też nie widać. A rzeczywiście, powinno się już pojawić na horyzoncie. Nawet więcej, powinny już być całkiem blisko niego. Wzruszyła ramionami i spojrzała ja towarzyszkę pytająco.
Pół godziny później wiedźma zatrzymała Echo i zeszła na ziemię, po czym odeszła kawałeczek dalej i zaczęła szeptać zaklęcie. Amira spokojnie, jak gdyby robiły sobie po prostu postój, zsiadła ze swojego wierzchowca i przeciągnęła się, by rozruszać nieco zesztywniałe po długiej jeździe kończyny. Nie miała pojęcia, co Vena wyprawia, ale ufała jej na tyle, by spokojnie poczekać na wyjaśnienia. W czarach się nie przeszkadza, na dociekania jeszcze przyjdzie czas.
-Co ona kombinuje, co? –zadała Echo pytanie retoryczne, stając obok Kleczy i przyglądając się poczynaniom towarzyszki. Po chwili wszystko się wyjaśniło, ale wcale to Amiry nie ucieszyło.
-A to był taki przyjemny dzień- mruknęła za niezadowoleniem. Przymknęła oczy, skupiając się na zmyśle magicznym, ale aura zaklęcia była ledwo wyczuwalna, jakby zamaskowana. Musiał je rzucić doświadczony mag. Pokręciła lekko głową, z jeszcze większym niezadowoleniem.
-Myślisz, że to nasz „znajomy”?- zapytała wiedźmę, zaplatając ręce na piersi. To chyba mało prawdopodobne, by przypadkowo wpadły w taką pułapkę. Jeszcze raz rozejrzała się bezradnie po okolicy, nie oczekując jednak żadnych rezultatów. Zrobiła to odruchowo, tak dla zasady.
-No, dobra- stwierdziła po chwili. –Chyba nie mamy większego wyboru, musimy wypróbować ten twój sposób. Co mam robić? –zapytała rzeczowo. Jeśli chciały mieć w ogóle cień szansy na dotarcie do Sary przed zapadnięciem zmroku, to musiały się naprawdę pospieszyć. Dodatkowo, jeśli potężny mag zastawił na nie pułapkę, a one w nią wpadły… Cóż, lepiej się stąd wynieść i to czym prędzej. Niepowodzeniem nie ma się co martwić. Na razie. Nie wyjdzie to pomyślą, jak wyjść z tego cało. Zawsze jest jakiś sposób.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Nie wiem kto rzucił to zaklęcie, jest dość dobrze zamaskowane. Możliwe, że to magowie miasta, chcący utrudnić złodziejom dotarcie tutaj. A jeśli się zgadzasz to, eee..., może lepiej odsuń się trochę.- odpowiedziała Vena, niezbyt pewna tego co robi.
Przecież już ćwiczyłam to zaklęcie. powtarzała w myślach, aby uspokoić skołatane nerwy. Jeśli coś poszłoby nie tak..., no ale miejmy nadzieję, że nie pójdzie.
Wiedźma ustawiła się tyłem do zachodzącego słońca, pochyliła głowę, jakby wpatrywała się w swoje buty, po czym zaczęła pomału poruszać palcami u rąk. Skup się! zganiła się w myślach kiedy te powędrowały w jakimś innym kierunku. Zaraz jednak udało jej się odczytać aurę zaklęcia.
-Teren jest otoczony czymś w rodzaju tarczy. Takiej kopuły, która okrywa całe miasto. Mogę zrobić w tym małą lukę, swego rodzaju bramę, przez którą będziemy musiały szybko przejść. Nie wiem jak długo to utrzymam. Lepiej znów wsiądź na konia.- Wiedźma uśmiechnęła się zachęcająco do Amiry, nie wiedząc, czy próbuje pocieszyć ją, czy samą siebie.
Vena podeszła do swojej klaczy spokojnym krokiem, oddychając spokojnie. Zajrzała do swojej torby podróżnej i wyciągnęła zeń mały mieszek pełen jakichś dziwnych ziół. Otworzyła go i wysypała garść na dłoń. -Fuj! Ale śmierdzi! skwitowała Echo i wyciągnęła głowę najdalej jak się tylko dało, by zaczerpnąć świeżego powietrza. -Nie przesadzaj.- odparła spokojnie wiedźma i, z czystej ciekawości, podniosła rękę do twarzy, by przekonać się jak to pachnie. -O fuj! Rzeczywiście!- szybkim ruchem odsunęła dłoń i odeszła z powrotem na miejsce, gdzie znajdowała się przeszkoda, którą próbowały pokonać.
Wiedźma zaczęła oddychać głęboko, wyrównując tętno, zamknęła oczy i spokojnym ruchem rozrzuciła zioła przed siebie. Te zawisły kilka cali nad ziemią, w powietrzu, jakby natrafiły na coś gęstszego niż powietrze. Vena zerknęła okiem ,czy aby udało jej się otrzymać zamierzony efekt, po czym na powrót je zamknęła. Brama, przejście, dziura... powtarzała w myślach niczym chandrę. Jej palce automatycznie zaczęły pleść dobrze znane zaklęcie. Jeszcze chwila...
Wtem powietrze przed wiedźmą przerzedziło się, a zioła zajęły się ogniem i powoli zaczęły wędrować ku górze, zaznaczając za sobą miejsce, gdzie bariera znikała, po czym zbliżyły się do siebie tworząc łuk. Wiedźma otworzyła oczy, kiedy poczuła, że udało jej się doprowadzić zaklęcie do końca. Uśmiechnęła się do siebie, dumna ze swego dzieła. Odwróciła się do towarzyszki i szybkim krokiem zbliżyła do klaczki. Energicznie dosiadła konia, złapała wodze i skierowała go w stronę tymczasowego przejścia. -A zatem jedźmy!
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Vena wyglądała na trochę zdenerwowana i niepewną tego co robi, więc elfce nieco udzielił się jej nastrój. Szybko dosiadła Aello i nerwowo spoglądała na poczynania wiedźmy, tym bardziej gdy do jej nozdrzy dotarł wysoce nieprzyjemny zapach.
-Mam nadzieję, że to pomoże- mruknęła, marszcząc nos z odrazą, ale wciąż trzymając wodze w dłoniach. Miała być gotowa do szybkiej reakcji, to będzie.
Nieciekawie pachnące zioła zostały rzucone w powietrze, po czym, zamiast spaść na ziemię zatrzymały się w powietrzu, a gdy Vena zaczęła rzucać zaklęcie uformowały się w coś, kształtem przypominającego bramę.
-Ładne rzeczy- szepnęła nieco zaskoczona Amira. Więc to naprawdę jest kopuła. I to całkiem pokaźnych rozmiarów, sądząc po ułożeniu liści. Spojrzała na wiedźmę, czekając na znak, czy można już jechać. Kobieta uśmiechnęła się z dumą, po czym w wprawą dosiadła swojej klaczy i zarządziła koniec przymusowego postoju.
Amira pogoniła swojego wierzchowca i przejechała pod ziołową bramą zaraz za wiedźmą. Potem jednak zatrzymała go i obejrzała się za siebie, by zobaczyć jak czary słabną i przejście się zamyka.
-Dobra robota. Jesteś genialna!- pochwaliła towarzyszkę, z szerokim uśmiechem. Udało im się pokonać kolejną przeszkodę. Teraz jednak trzeba się było stąd zabierać.
-Będą musieli się bardziej postarać – dodała entuzjastycznie, wciąż uśmiechając z zadowoleniem, choć nie przyczyniła się to tego niewielkiego sukcesu. Spojrzała w gorę, na wciąż ciemniejące niebo, a następnie na horyzont, w stronę, gdzie powinno być już widać wieże miasta. Te jednak jak na złość, nie pojawiły się w magiczny sposób. Wciąż były dalej od celu, niżby sobie tego Amira życzyła. Pogoniła więc wierzchowca do galopu, kierując się w stronę Efne. Jeśli się pospieszą to może jednak zdążą. Raczej nie przed zmrokiem, ale może chociaż nie będą nachodzić Sary o jakiejś nieludzkiej porze.
Dopiero gdy oddaliły się już od magicznej bariery, nieoczekiwanie coś sobie przypomniała. Zesztywniała, prostując się w siodle i otwierając szerzej oczy z przestrachem.
-Shavi- powiedziała głośno, z niepokojem i spojrzała za siebie, a potem na Venę. –Zapomniałam o niej!
W pierwszym odruchu chciała wracać, przecież nie mona jej tak zostawić. Zaraz jednak zmusiła się do uspokojenia i przemyślenia choć trochę tej sytuacji.
-Czekaj…- powiedziała ciszej, bardziej do siebie, niż towarzyszki. –Mówisz, że to jest jak kopuła? Myślisz, że dałaby radę ją ominąć?
Jeśli istniała taka możliwość, to wiwerna na pewno, prędzej czy później, zorientuje się, że powinna czekać na kobiety nie przed Efne, a przy drodze na pustynię. Była wystarczająco inteligentna, no i to nie byłaby pierwsza sytuacja, w której Amira znika jej z oczu.
Uspokojona, że nie będą musiały zawracać, odetchnęła z ulgą i rozluźniła nieco. Pogoniła Aello, który wcześniej zwolnił kroku, wyczuwając jej napięcie. Możliwe też, że nieświadomie pociągnęła za wodze. Wierzchowiec przyspieszył, a pęd odgarnął niesforne jasne kosmyki włosów z twarzy elfki. Dzięki czemu w porę zauważyła postać, leżącą na trakcie, niemal na ich drodze. Żeby przypadkiem nie stratować nieszczęśnika, zatrzymała konia i przyjrzała się istocie. Wydawało się, że jest to mężczyzna. Być może elf, sądząc po uszach, ale w Alaranii nawet tego nie można było być pewnym. Z końskiego grzbietu Amira nie potrafiła ocenić, czy żyje. Ześlizgnęła się więc na ziemię i uklękła przy nieprzytomnej postaci.
Miała chyba rację. Niewątpliwie był to mężczyzna, o długich, spiczastych uszach. Nie był specjalnie umięśniony, raczej szczupły i ubrany w skórzaną kurtkę, a na głowie kaptur, który jednak w tej pozycji, niewiele ukrywał. W ciepłym świetle zachodzącego słońca widać było nieudolnie przycięta bródkę i krzywo zrośnięty nos. Amira na ten widok zdenerwowała się w duchu. Czy naprawdę tak trudno udać się do porządnego uzdrowiciela, to jakimś wypadku. Widziała w życiu już tyle blizn, okaleczeń i innych, gorszych skutków nieporządnego leczenia, których dło się w prosty sposób uniknąć, że irytowała ją taka niekompetencja. Albo głupota. A bywa, że jedno i drugie.
Teraz miała jednak inne zmartwienie. Ułożyła domniemanego elfa równo na plecach i pochyliła się nad jego twarzą, nasłuchując oddechu. Był słaby, ale świadczył o tym, że mężczyzna żyje. Obejrzała pobieżnie jego ciało, ale nie dostrzegła żadnych ran. Przyczyną jego stanu musiało być coś innego. Elfka położyła obie ręce na kletce piersiowej elfa i zamknęła oczy skupiając się na niełatwym zaklęciu, pozwalającym wykryć niektóre możliwe przyczyny omdleń.
Na szczęście dla poszkodowanego udało jej się ustalić, że jest "zwyczajnie" skrajnie odwodniony. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. To nie będzie trudne do wyleczenia. Elka wstała z klęczek i podeszła do Aello, z torby przy siodle wyjmując średnich rozmiarów fiolkę. Zabrała tez bukłak z wodą i ponownie zbliżyła się do nieprzytomnego, tym razem jednak przykucnąwszy w pewnej odległości od niego, możliwie jak najdalej od jego rąk. Nigdy nie wiadomo jak zachowa się istota po odzyskaniu przytomności, czasem może nawet zaatakować niewinnego uzdrowiciela. Zaaplikowała elfowi kilka kropel wywaru, po którym powinien wrócić do siebie. Nie załatwiało to przyczyny problemu, ale podawanie wody osobom świadomym z pewnością jest prostsze. Odsunęła się jeszcze odrobinę i czekała aż lek zacznie działać. Na wszelki wypadek spojrzała jeszcze na Venę i poradziła,b y nie podchodziła zbyt blisko.
Zablokowany

Wróć do „Równina Maurat”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości