Równina MauratGdzieś w drodze do Efne

Równina rozciągająca się od Gór Dasso, aż po Warownie Nandan -Ther, zamieszkała przez istoty wszelkiego rodzaju, jednak jej ogromne przestrzenie są przede wszystkim krainą dzikich koni, które galopują w bezkresie jej zieleni w poszukiwaniu swoich braci.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Lek szybko zadziałał, zgodnie ze swoim przeznaczeniem i mężczyzna otworzył oczy. Przetarł je dłońmi, po czym ponownie przymknął powieki. Dość typowe zachowanie istoty wracającej do przytomności. Szczególnie, że był bardzo osłabiony. Elfka widziała, że zrobił ruch, jak gdyby próbował się podnieść, i wyciągnęła rękę, by zmusić go do pozostania w poprzedniej pozycji, ale nie było to konieczne, gdyż zabrakło mu na to siły. Zdołał jedynie wychrypieć prośbę o wodę. Wydawało się, że oprócz odwodnienia, nie odniósł żadnych świeżych ran i jest świadomy, więc wszystko powinno się dla niego dobrze skończyć.
-Nie próbuj wstawać- pouczyła go łagodnym, ale stanowczym głosem i przystawiła mu bukłak z wodą do ust. –Powoli- ostrzegła, mówiąc trochę głośniej i wyraźniej, by na pewno ją zrozumiał. Pozwoliła mu wziąć niewielki łyk i zabrała naczynie. W takim stania należy pić małymi łyczkami, bardzo powoli i ostrożnie. Łapczywe wypicie bukłaka z woda na pewno nie poprawiłoby jego stanu.
-Żyje, pewnie, ze żyje- odpowiedziała na pytanie wiedźmy ze sporym opóźnieniem. –A jak się napije to szybko stanie na nogi.
Spojrzała na osłabionego, odwodnionego mężczyznę i pozwoliła mu upić kolejny, malutki łyk.
-No, może nie tak od razu- poprawiła swój początkowy entuzjazm. Trochę mu zajmie powrót do formy. Nie mógł jednak trafić pod lepsza opiekę. Kto mógłby lepiej zająć się odwodnionym niż pustynna uzdrowicielka?
Amira spojrzała na Venę niepewnie.
-On nieprędko się stąd ruszy o własnych siłach, a potrzebuje opieki- przyznała. W pewnym sensie czuła, że opieka nad chorym to jej obowiązek. Z drugiej strony, nigdy nie zamierzała zostać uzdrowicielką, przynajmniej jeszcze nie teraz, póki całe życie było przed nią. Była najemniczką i z zasady nieczęsto pomagała bezinteresownie, miała więc teraz mały dylemat. Właściwie uzależniała swoje postępowanie od decyzji Veny i maiła nadzieję, że wiedźma pomoże jej w wyborze.
Tymczasem po raz trzeci przystawiła bukłak do spierzchniętych ust elfa. Dotknęła ręką jego czoła, sprawdzając temperaturę ciała. Była podwyższona, ale skoro nie majaczył, to nie mogła być jeszcze ostra faza, tylko jedno ze wcześniejszych, czasowych omdleń. Tak czy siak, jeśli tylko ktoś będzie mu podawał wodę i trochę się o niego zatroszczy, to wyjdzie z tego bez problemu. Jeśli.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Amira doprowadziła mężczyznę do jako-takiego stanu używalności, więc wiedźma postanowiła bliżej przyjrzeć się nieznajomemu. Ześlizgnęła się z siodła i pomału, krok po kroku podeszła do elki. -Czy to jest... Czy to elf?- zapytała, kiedy tylko zauważyła lekko szpiczaste uszy.
-Tak. Może i potrzebuje.- odparła Vena i kontynuowała przyglądanie się. Trzeba mu pomóc, ale przecież my same mamy "mały" problem. kłóciła się ze sobą w myślach. Amira co chwilę przykładała bułak z wodą do ust spragnionego mężczyzny. -A nie sądzisz, że to może być zwykły pijaczyna, który zapomniał drogi do domu, a stężenie procentów we krwi dało się mu we znaki?- zapytała po chwili. -Wiem, że nie powinnyśmy go tutaj zostawić, ale same mamy kłopoty. A ten tutaj mógłby nas spowolnić, albo zwróciłby uwagę na nas.
Cała zabawa z wyborem polegała na tym czyje życie jest ważniejsze. Albo ich- wtedy uciekną, nie oglądając się za siebie, albo tego tu- i wtedy same mogą mieć problemy. Głupa gra.
-Cóż chyba nie mamy wyboru- skwitowała na koniec oględzin i ruszyła z powrotem w stronę koni. Zręcznie dosiadła swoją klacz i odwróciła się do elfki. -Jak już bawimy się w takie altruistki, to na całego. Poczekałabyś tutaj aż wrócę z jakimś wozem? Same nie zdołamy go nigdzie przenieść, a przecież nie będziemy nocować na otwartej przestrzeni...
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Z jednej strony plan Veny przypadł jej do gustu. Sama była nieco zdziwiona, ale odetchnęła z ulgą, że nie musi zostawiać swojego „pacjenta”. Miał też niezaprzeczalne zalety- nie musiałyby nocować na równinie, gdzie są widoczne jak na dłoni, co w ich sytuacji nie jest najlepszym pomysłem. Transport wozem będzie też korzystniejszy niż, na przykład przerzucenie elfa przez siodło. I będzie szybciej, bo nie trzeba będzie iść obok pieszo (choć galopem raczej jechać z tym wozem nie będą), i wygodniej dla chorego.
Elfce jednak średnio uśmiechała się wizja zostania samej. Elfa nie liczyła- był ledwo żywy, w razie ataku na nic się nie przyda. Aello z całą pewnością nie był nawet w połowie tak inteligentny, jak klacz wiedźmy i na jego pomoc także nie mogła liczyć, a Shavi nie przedostanie się przez barierę. Nie podzieliła się jednak tymi obawami, bo przecież decyzja została już podjęta i była chyba najlepsza z możliwych. Nie wycofa się przecież w takim momencie, szczególnie, że oprócz tej magicznej pułapki z „krętą drogą” nie było żadnych znaków mogących wskazywać na obecność w okolicy ich prześladowców. A bariera mogła tu być już od dawna. W dodatku Amira nadal miała pewne wątpliwości odnośnie stanu swojego umysłu i swoich nieco nadszarpniętych nerwów, więc mogła sobie te problemy uroić, a tak naprawdę nie było szansy, by stało się coś złego.
-Tylko wracaj szybko- powiedziała Venie na odchodne, gdy ta dosiadła Echo. Potem kolejny raz napoiła elfa, odłożyła bukłak na trawę, poza jego zasięgiem i podniósłszy się z ziemi podeszła do swojego wierzchowca. Schowała fiolkę z lekiem na swoje miejsce, a samego konia przeprowadziła na trawę, dodatkowo oczyszczając trakt. Nie myślała w tym momencie, ze jedyną osoba, dla której mogłaby robić miejsce na drodze jest Vena, wracająca z wozem. Inni podróżni albo zostaną zatrzymani przez barierę, albo wzbudzą natychmiastową czujność elfki, jako potencjalni wrogowie.
Awatar użytkownika
Inwar
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inwar »

Elf najpierw przepłukał usta wodą a następnie ją połknął. Chciał od razu wypić cały pojemnik z wodą, ale wiedział że takiej okazji nie dostanie. Następną porcje wypił od razu. Teraz już bardziej ożywionym głosem wypowiedział - Dziękuję - Wypowiedział to słowo pierwszy raz, odkąd pamiętał. Przecież zwykle nikogo nie napotykał na swej drodze - Prócz tego natrętnego maga - Jakiś głosik przypomniał mu w myślach. Z trzecią porcją postąpił tak jak z drugą. Powoli zaczynał czuć się coraz lepiej, ale i tak leżał spokojnie.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Amira przystała na propozycję wiedźmy, więc ta zawróciła konia w kierunku Efne. -Najszybciej jak się da!- obiecała elfce i wbiła pięty w bok konia. Klacz poderwała przednie nogi w geście niezadowolenia, jednak posłusznie skoczyła do przodu i pogalopowała w nieznanym kierunku.

Echo galopowała ile sił w nogach, tak długo, aż na jej bokach zaczęły zbierać się plamy potu. -Jeszcze chwila. Wytrzymaj.- namawiała Vena klaczkę, jednak sama nie była pewna tych słów. Nigdy wcześniej nie podróżowała do tego miasta, więc nie wiedziała, jak daleko się ono znajduje. Jednakże los postanowił wynagrodzić dziewczynie te dwa ostatnie dni, które namieszały je w życiu. Po parunastu minutach szalonego galopu oczom wiedźmy ukazały się wieżyczki miasta. Dziewczyna ściągnęła lekko wodze, zwalniając wierzchowca i nakierowała go na główny trakt prowadzący do bram miasta.
Spokojnie dojechały do głównego wejścia, przy którym stali strażnicy. Vena ustawiła się w kolejce i nasłuchiwała rozmów podróżnych. Zważając na sam fakt "magicznej bariery" to dość dużo tutaj podróżnych. rozmyślała wpatrując się w otaczających ją ludzi. Ci, jak zwykle, prawili o podatkach, nieurodzaju ziemi, złej pogodzie i innym nieszczęściom, za której winny jest władca miasta. Kobiety natomiast plotkowały w najlepsze. O tym, że książę krainy jeszcze nie ma narzeczonej, księżna jest wścibska i podejrzliwa, a na wioski zaczęto napadać, aby grabić i porywać ludzi. Ta ostatnia informacja przykuła uwagę Veny, więc wychyliła się w siodle, aby lepiej posłyszeć.
-No tosz ci mówię, kochana, jak ci wczoraj napadli na dom, to wióry zostały, a biedną Aniulkę porwali.
-No cóż ci takiego? A okupu jakiego żądali?
-No tosz ci mówię, że nie! A dziwne zbiry były!
-Jak dziwne zbiry?- zapytała Vena zsiadając z konia i podchodząc bliżej.
-Och kochanieńka... Ty młoda jeszcze, co będziesz sobie tę śliczna główkę zawracać takimi okropieństwami?
-Ale... ale mi siostrę również porwali.
-Och skarbeńku ty mój! Biedne młode dziewczę!- zaczęła staruszka, która opowiadała o porwaniach.
-Taka młoda jeszcze...- dokończyła druga.
-Ale ja bardzo proszę, drogie panie.- zachęcała wiedźma
-Och no dobrze już, dobrze. A więc dwa dni temu, kiedy słońce zachodziło już powoluteńku za lasem, do wioski przyjechał posłaniec z dziwną wiadomością. Mówił, że z każdej wioski stawić się mają wszyscy mężczyźni w wieku od osiemnastu do trzydziestu lat. Czyli wszyscy, którzy na roli mogli pracować, a ja nie wiem, czy ty wiesz kochanieńka, jak na roli jest ciężko... Ty taka młoda, zgrabna, pewnie pługa w rękach nie miałaś, a bąble wychodzą po całym dniu pracy, tak, że tylko napar może zdziałać...
-Ale wróćmy do posłańca. Proszę.
-A... A tak! No więc, ten posłaniec jakiś dziwny był. Nie króla herb miał, tylko taki z mieczem i słońcem z tyłu.
O żesz w mordę!
-Tak. I tylko wiadomość oczytał, a już go nie było. Popędził konia, aż się kurzyło za nim.- dokończyła druga.
-Ale zostawił jakiś list? Albo tę wiadomość?- zapytała z nadzieją Vena.
-Nic z tych rzeczy kochanieńka! Pojechał i tyleśmy go widzieli.- kobieta poprawiła swoją spódnicę, po czym kontynuowała opowieść. -No tośmy się za bardzo nie przejęli, bo i po co? Wysyłać młodych, zdrowych chłopa nie wiadomo gdzie? Nic z tych rzeczy! Nikt nie poszedł i wszystko by normalnie było, gdyby nie wczorajsza nocka. Tosz ci mówię, że spaliśmy wszyscy, aż tu nagle huk straszny, tak, że się krowy w oborze pobudziły i ryczeć wniebogłosy zaczęły. Tom zbiegła z mężem, o tam stoi- wskazała palcem na grupkę mężczyzn rozmawiających właśnie o podatkach- i śmy na dwór wyszli. Ja do obory poleciałam krówksa głupie uspokoić, aby mleko jeszcze dawał, bo jak się taka trzoda przestraszy to figa z makiem potem i nic tylko na mięso taką. No to żem poleciała i uspokajam te krowy, i mówię im, że spokojnie, szaa, i cicho aby były, a te nic nie słuchają, tylko dalej się rzucają w oborze. To se pomyślałam, że na dwór wyjdę, bo mnie jeszcze stratują, te głupie krowy, i wychodzę przed chałupę, a tam czterech jeźdźców na koniach. O takich wysokich, czarnych jak noc! A z pysków im ogień buchał i ślepia czerwone miały, jakby je kto farbą zamalował, i kły takie! A mój mąż jak niby nic idzie tam do nich i pyta o co się rozchodzi? A oni mu, że po zapłatę przyjechali, skoro mężczyzn, żeśmy nie wysłali. A jeden wtedy wychodzi z domu Małgosi i wyciąga Aniulkę za włosy. Ta się szarpała i rzucała, ale na nic to. Wsadzili ją na siodło i związali usta, ażeby krzyczeć nie mogła.
-I nikt, nic na to nie poradził?- zapytała Vena z nieukrywanym oburzeniem.
-Tosz wszyscy próbowali. Bo Aniulka najładniejsza dziewczyna we wsi była! To się wszyscy rzucili na nich, a u naraz odlecieli do tyłu! Z sześc stóp! Jakby ich jaka tarcza odbiła.
O żesz cholera jasna!
-No i oni już odjeżdżają z naszą Aniulką i jeszcze stodołę podpalili. No tośmy tu do króla przyszli, żeby sprawę wyjaśnić.- kobieta tupnęła noga akcentują w ten sposób, iż tylko ona będzie opowiadać tę historię. Tak więc, naraz, dookoła niej podbiegły inne kobiety rządne wysłuchania tej opowieści, z której każda kolejna była coraz bardziej niesamowita i ekscytująca.
Wreszcie wiedźma doczekała się swojej szansy na wejście za mury miasta. Zapłaciła dwa miedziaki za wejście, wsiadła na konia i lekkim kłusem wzdłuż zabudowań. Kopyta dźwięcznie dzwoniły na wybrukowanej uliczce. Gdzieniegdzie spotkać można było przechodniów, którzy właśnie zmierzali na targ pod pałacem. Wiedźma postanowiła omijać te bardziej zaludnione miejsca, więc kluczyła między wąskimi uliczkami, aż wreszcie dotarła do tej części miasta, gdzie znajdowały się małe domki, ukryte gdzieś w przepastnych ogrodach. Wiedźma dobrze wiedziała, gdzie może znaleźć swoją przyjaciółkę. Jej dom ozdobiony był malowanymi kwitkami i blaszanym kogutem, zamieszczonym na dachu. Vena spokojnie zatrzymała klaczkę, zsiadła z niej i podprowadziła do płotu. Ledwie oparła dłonie na furtce, a już jej uszu dobiegł znajmy krzyk.
-VENA!!!- zapiszczała radośnie Sara, wstając szybko z grządki i podbiegając do ogrodzenia. Dziewczyny uściskały się nawzajem, po czym wiedźma wprowadziła zmordowaną klacz na podwórko.
-Musiałaś tak konia gnać?- zapytała z ciekawością zielarka.
-Musisz mi pomóc. Za miastem zostawiłam towarzyszkę, która pomaga jakiemuś nieprzytomnemu elfowi. Potem ci wszystko wyjaśnię, ale teraz musimy tam wrócić.
-O...oczywiście.- zaczęła niepewnie Sara. -Ale nie wiem czy to bezpieczne, bo widzisz, dziwne rzeczy się tutaj teraz dzieją.
-Proszę cię jak przyjaciółka przyjaciółkę.
-Dobrze. -zgodziła się, a wiedźma odetchnęła z ulgą. -Przyprowadzę konia i wóz, a ty rozsiodłaj to biedne stworzenie i puść ją na trawę niech się pasie.
Dziewczyny wyjechały z posiadłości Sary na drewnianym wozie, do którego zaprzęgnięty był młody kasztanek. Szybko opuściły teren miasta i udały się we wskazanym przez wiedźmę kierunku.
-Chyba musimy porozmawiać...- zaczęła Vena i opowiedziała Sarze swoje przygody.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Vena obiecała elfce, że wróci najszybciej jak będzie mogła, co podniosło ją na duchu. Usiadła na ziemi koło elfa i podawała mu co jakiś czas wodę, zapatrzywszy się w zachodzące słońca. Mężczyzna leżał spokojnie, a wcześniej podziękował, więc uznała, że nie rzuci się na nią jak tylko nabierze nieco siły.
Zastanawiała się, co właściwie chcą osiągnąć jadąc do Fargoth. Już wcześniej się nad tym zastanawiała, ale nie doszła do żadnego sensownego wniosku. Może dlatego, że zawsze zabierała się do tego wieczorami, gdy była już zmęczona, co utrudniało myślenie. Jedynym w miarę rozsądnym pomysłem wydawało jej się zniszczenie tych amuletów. Albo znalezienie wszystkich trzech i zdobycie tej całej potęgi, ale wtedy ich znojomy-nieznajomy mag mógłby się naprawdę wściec W sumie, wścieknie się pewnie tak czy siak…
Miała nadzieję, że po dotarciu na miejsce będą miały jakiś dobry plan, inaczej utkną w miejscu. Wyciągnęła z kieszeni plakat informujący o wyprawie i jeszcze raz przebiegła wzrokiem po treści. Przyglądała się przez chwilę pieczęci z mieczem i słońcem. Przynajmniej tak to wyglądało. Próbowała przypomnieć sobie, czy kiedyś widziała już coś podobnego, ale po chwili pokręciła z rezygnacją głową i schowała kartkę do kieszeni.
Spojrzała w górę. Słońce już zaszło i niebo miało teraz szaro-granatowy kolor, a wszystko wokół wydawało się być wyprane z kolorów. Zerknęła ponownie na elfa i podała mu bukłak.
-Pij powoli, małymi porcjami- ostrzegła go. Powinien już dać rade unieść rękę do ust. Włożyła swój brązowy płaszcz i przyciągnęła kolana do piersi, obejmując je ramionami. Siedziała w takiej pozycji dość długo, obserwując wędrówkę księżyca po niebie. Miał tej nocy kształt wąskiego rogalika poruszał się niezwykle leniwie. Nudziła się, ale nie starała się nawiązywać rozmowy z mężczyzną. Jemu pewnie mówienie wciąż sprawiało problemy, a Amira, w przeciwieństwie do swojej matki, nie lubiła rozmawiać z pacjentami. Ograniczała się do prostych poleceń w stylu ”Podaj mi dłoń” albo „Przytrzymaj tutaj”.
-Jak się nazywasz? – zapytała jednak po chwili, nie patrząc na niego, ani nie zmieniając pozycji.
W chwilę potem dostrzegła na horyzoncie ciemną ruchoma plamkę. Rosła z każdą chwilą i w końcu przybrała kształty jeźdźca na koniu, zakutego w stalową zbroję, sądząc po refleksach świetlnych. Elfka natychmiast się zdenerwowała, a przez głowę przeszło jej kilka czarnych scenariuszy i przypuszczeń, na temat tożsamości podróżującego. Zerwała się na równe nogi, podeszła do Aello i zabrała ze sobą miecz. Wróciła na miejsce, ukrywając broń za sobą, ale tak, by miała ją pod ręką i usiadła w poprzedniej pozycji.
Sylwetka jeźdźca rosła z każdą chwilą. Był to rzeczywiście zbrojny rycerz, w zbroi płytowej. Jechał prosto na nich i elfka ucieszyła się, że jednak zadbała o to, by zrobić miejsce na drodze. Ukryła włosy pod kapturem i dyskretnie obserwowała mężczyznę. Gdy zbliżył się do nich, zwolnił i zatrzymał przed nimi, nie zsiadając z konia. Amira uniosła nieco głowę. Miał na tarczy herb, słabo widoczny w tym świetle, ale wydawało się jej, że należy do jednego z pojawiających się jak grzyby po deszczu zakonów. Nie wiedziała, czego akurat oni bronią, ale przypominała sobie kapłana z takim symbolem na tunice, który wykrzykiwał jakieś ponure proroctwa na rynku w Demarze. Była więc nadzieja, że znalazł się tu nie z ich powodu.
-Ścigam czterech jeźdźców na czarnych koniach, podróżujących od strony Efne. Widzieliście ich? – zapytał szorstko rycerz, patrząc na elfkę z góry. Ta odetchnęła z ulgą i niemal się uśmiechnęła. Ona i Vena to z pewnością nie czterech jeźdźców.
-Nie, panie- odpowiedziała, starając się zabrzmieć lękliwie, choć nieszczególnie jej to wyszło, ze względu na jej obecny nastrój. Cóż, nigdy nie umiała dobrze kłamać. –Nikogo nie widzieliśmy od kiedy ruszyliśmy. Pustki tu jakie na trakcie.
-A co mu jest? –Mężczyzna wstawał ręką w stalowej rękawicy na elfa, ale nie wydawał się szczególnie przejęty jego losem, bo zerkał na południe.
-Choroba- odparła Amira, tym razem bez zająknięcia, kiwając ze smutkiem głową. –To nie słyszałeś, panie, że w Efne szerzy się szara gorączka? Chcemy dotrzeć do Meot.
-Aha, coś słyszałem- burkną jeździec i rozejrzał się dookoła i dodał sucho –Jak zobaczycie tych czterech, to zachowajcie dystans.
Potem pogonił wierzchowca i pogalopował traktem na południe. Amira wreszcie mogła się uśmiechnąć. Kłamstwo było wiarygodne, tym bardziej, że nie zmyślone. Powtórzyła po prostu słowa kobiet ocalonych rano z rąk bandytów. Poza tym, dowód, że nie tylko one są poszukiwane, znacząco poprawił jej nastój i dał na chwilę zajęcie. Zaczęła zabawiać się wymyślając coraz bardziej absurdalne scenariusze odnośnie przestępstwa, jakiego dopuściła się ta czwórka na czarnych koniach. Gdy była przy zaczepianiu przechodniów, ubranym w beczkę, na horyzoncie ponownie pojawił się jakiś ciemny kształt, tym razem jednak zaczął przyjmować kształt wozu.
Awatar użytkownika
Inwar
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inwar »

Elf w końcu otworzył oczy i najpierw zobaczył jakąś Elfkę. Przez chwilę przyglądał się jej, po czym stwierdził w myślach - Takich elfów nie widziałem - Następnie obejrzał okolicę i zauważył, że ta sama osoba podaje mu bukłak, ostrzegając go, żeby pił powoli. Inwar odebrał manierkę, po czym stwierdził, że niewygodnie jest tak pić na leżąco, więc spróbował usiąść, pomagając sobie przy tym wolną ręką. W końcu z niemałym trudem udało mu się i wziął sobie kilka małych łyczków. Usłyszał pytanie na temat jego imienia, więc odpowiedział - Inwar jestem, a ty kimże jesteś? - Zauważył zarys jakiejś osoby, która okazała się rycerzem w zbroi płytowej. Uważnie słuchał co mówił rycerz, ale nie odezwał się ani słowem. Gdy odjechał zapytał się kobiety - Wiesz może, o co mu chodzi? Czy może za dużo gorzałki wypił? - Pociągnął jeszcze łyka z bukłaka i oddał go osobie obok. Zauważył sylwetkę jakiegoś kształtu, która zmierzała w ich stronę. W końcu zauważył, że to jakiś wóz, po czym powiedział do elfki - Mogę dostać coś do żarcia?
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Dziewczyny szybko dojechały do elfów. Sara zatrzymała kasztanka w pobliżu traktu, blisko siedzącego mężczyzny, aby łatwiej było zabrać go na wóz. Oczywiście podbiegła do niego, gdy tylko mogła, wykrzykując wokół, że jaki on biedny, a świat okrutny i tacy młodzi ludzie mają problemy. Z tego względu bardzo przypominała napotkane przez Venę kobiety. Zielarka podtrzymała elfa i pomogła mu wstać, po czym, kroczek po kroczku zaprowadziła go na wóz.
Wiedźma przyglądała się wszystkiemu z "bezpiecznej" odległości. Nie miała zamiaru podchodzić do nieznanego mężczyzny. Nie teraz. Aktualnie skupiła się ze wszystkich sił na obmyśleniu jakiegoś sensownego plany pt. "co by tu zrobić dalej?".
Elf nie protestował zbytnio, kiedy Sara zaaplikowała mu jakiś płyn doustnie, położyła go spokojnie na wozie i przykryła kocem. Dobry pacjent, nie ma co. Vena natomiast, podeszła do Amiry i przykucnęła przy niej. -Nie było żadnych problemów?- spytała spokojni i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
-Wszystko gotowe. Możemy ruszać.- zawołała Sara, wsiadając na wóz. Chwyciła mocno lejce i zawróciła kasztanka z powrotem w stronę Efne.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Elf dał radę nawet podnieść się do półleżącej pozycji. Szybko nabierał sił. Przedstawił się i, co łatwe do przewidzenia, oczekiwał tego samego od elfki.
-Amirantiel- odparła krótko. Jego pytania po odjeździe rycerza zignorowała, zajęta zbliżającym się wozem. Sara zeskoczyła z niego, gdy tylko się zatrzymał i zaraz zajęła Inwarem, robiąc wokół trochę hałasu i przejmując się losem elfa. Amira oddała go pod jej niewątpliwie dobrą opiekę i zaczęła zbierać z ziemi.
-Nie było żadnych problemów?- zapytała Vena, przykucnąwszy przy niej.
-Żadnych poważnych- odparła elfka, odpowiadając jej uśmiechem. –Przejeżdżał tędy jakiś paladyn. Strasznie nieprzyjemny i szukał jakiś czterech jeźdźców. Jak dla mnie gonienie ich traktem to głupota, szczególnie biorąc pod uwagę tą barierę… -Spojrzała znacząco na południe. –Ale oczywiście mu tego nie powiedziałam.
Vena wydawała się zaniepokojona jej słowami, ale Amira nie zdążyła zapytać, o co chodzi, bo Sara zarządziła powrót do miasta i Vena musiała wsiadać na wóz, chyba, że chciałaby iść pieszo.
Elfka przytroczyła swoją broń do siodła i wskoczyła na Aello, ruszając za nimi. Po chwili zrównała się zielarką i przedstawiła jej uprzejmie. W drodze do Efne miały czas wymienić się krótkimi opowieściami. Wyglądało więc na to, że „jej” paladyn ścigał porywaczy, o których wspominały kobiety, spotkane przez Venę.
-I mówisz, że ten posłaniec miał herb z mieczem i słońcem? Taki jak na liście?- dopytywała się elfka. –Cholera, a już myślałam, że choć jeden dzień o nim nie usłyszymy.
Pomijała barierę, bo nie były właściwie pewne, czyja to sprawka.
-Powiedzcie mi jeszcze, że ta tutejsza zaraza to tez jego robota- mruknęła ponuro, gdy zbliżały się do miejskiej bramy, gdzie o tej porze było już niemal pusto, za wyjątkiem pilnujących jej gwardzistów.

Ciąg dalszy tutaj.
Zablokowany

Wróć do „Równina Maurat”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości